332 Gwiazda wytrwałości
Oficer Opieki wysłuchał. Zbadał wszystkk kontrowersje księdza ze Sztumem, With z Iwanowskim. Prosił o odtworzenie możliwa dokładne opowiadania o tej śmierci ojca, za.' interesowała go biblioteka pozostawieni w Wilnie oraz marszruta z Warszawy na
V
Czersk, Zakroczym, Płock. Oficer Opiek: pul* ku był to w ogóle dziwny człowiek i tyłki: dlatego zainteresował się tym wszystkim. Bji kiedyś uczniem Handelsmana, ale został usunięty raz z asystentury historii, a potem z profesury w jednym z gimnazjów poznańskich. Poparcie historyka generała Kukieh i teraz uchroniło go od niejednej draki. W pułku go lubiono, bo zawsze opowiadał ciekaw* rzeczy z historii, był koleżeński i odważaj, ale nie poważano zbytnio, bo pić nie umili
Oficer Opieki pułku wysłuchał opowiadania po parę razy i, nic opowiadającym nie mówiąc, sam stanął o przepustkę do Brukseli. Adiutant pułku zdziwił się bardzo, zdziwił także stosunkowo małej sumie guldenów, jaką zabrał ze sobą, wymieniając je w kasie pułkowej, Oficer Opieki. Adiutant nie lubił Oficera Opieki. „Inny na jego miejscu...” Ale znając go, nawet nie zachęcał do korzystnych operacji.
Oficer Opieki pułku znalazł się w Brukali w. piękny, słoneczny grudniowy dzień, kiedj mgliste mroki listopada stężały nareszcitt w zdrowy przymrozek. Nie udał się ani ó* „Sonaty”, ani do pana Marcina, pozostał siu-
......... ii- i) ifiiwnrii innirwlrTirrTUi
chy na zaproszenia pokątnych sprzedawców i kupców z Boulevard Max i uśmiechy dziwek przy Giełdzie. Skręcił w stare miasto i był po chwili przed nie mniej starym i opuszczonym bistro. Odnalazł je bez większego trudu. Wszedł do środka.
Znowu nie było tu nikogo i łysy gospodarz był rad, gdy zamówiono najlepsze wino z karty, Zaproszony, przysiadł się, nawiązała się rozmowa. — Tak, mała frekwencja, qtte uo-u-lez-vous, miasto odeszło stąd. Amerykanie lubią avec de la rnusiąue du „jun”} vous com~ prenez, et alors? 11 n’y a que les habitants du ąuartier qui riennent. O, długo jeszcze po takiej wojnie...
Ale Oficer Opieki nie był ciekaw, co będzie długo jeszcze po takiej wojnie, i przeciął:
— Dites donc — a nie było tu jednego wieczoru czterech oficerów polskich? Dwudziestego dziewiątego. We wtorek?
— We wtorek? Zaraz zaraz. A jakże! Byli. Pili wino. Mieli leur pitance avee eux.
Oficer Opieki dojrzał zegar z malowanym cyferblatem i kota. Zgadzało się. Pomyślał i zagadnął jakby od niechcenia:
— A zna pan może tego pana, w cywilu, starego, co się wtedy do nich przysiadł i z którym wyszli? Polaka? Dawno tu mieszka.
— Pana w cywilu? Nikt się do nich nie przysiadał.
— W cywilu — powtarzał flegmatycznie