334 Gwiazda wytrwałości
334 Gwiazda wytrwałości
oficer. — W długiej, staroświeckiej redingo te. Z czapką taką okrągłą, z daszkiem comme ęa...
Ale nic to nie pomogło.
— Je vous assure, monsieur — mówił oberżysta urażony w dumie swej pamięci — że nie było z nimi nikogo. Pas meme une filie* Nawet dziewki. Sam usługiwałem, więc wiem. Tenezl Znajdę panu, szukał za sv^ ladą. Widzi pan! 29 listopada, wtorek, wieczór. Byli ostatni goście. Quatre couverts! Nie! — Poczym: — Nom d’un chien de nom d’un chierj Jak to się stało. Zapisałem, istotnie, cingr cos-verts. Cinq. Pięć. O, m.onsieur — przeraził się nagle — pan jednak nie jest z police mi-litaire? Je vous jurę. Przysięgam. Jestem patriota, mego syna wywieziono do Bawarii, doprawdy nic nie miałem z Niemcami. Nie, ni* pamiętam, doprawdy nie pamiętam go cywila.
Oficer Opieki zapewniał, że nie przyszedł w celach wywiadowczych i nie należy do żadnego z alianckich wywiadów. Człowiek, o którego się pyta, także nie jest podejrzany politycznie. Przynajmniej nie dzisiaj. Upornie. belfrowaniem, zacięciem, ponawiał swe pytania. Belg-karczmarz tępo przeczył dalej. Nie widział, nie pamięta. Nie pamięta.
• Oficer wyszedł wreszcie i rozglądał się, dokąd pójść dalej. Informacje kolegów były w tym punkcie dość sprzeczne. Gdy tak siat dogonił go karczmarz. „Pewno nie uspokoi-
lem go dosyć, że nie należę do wywiadu”, po-i. myślał Oficer Opieki. Istotnie, Belg popadł ' był znowu w przerażenie. Ale teraz to on pier-i wszy pytał:
i — Mon lieutenant, pan powiedział, że to był stary bardzo człowiek?
— Tak — ucieszył się porucznik — pąn widział go więc?
— I ubrany, pan mówił, ze staroświecka. Comme dans Vantan!
— Jak?
— Une casąuette ronde, polonaise?
— Tak — ucieszył się porucznik. — Właśnie, Więc jednak pan go widział? Czemu pan
. nie mówił?
Ale Belg był wyraźnie zatrwożony po każdym potaknięciu.
— Nie, j a go nie widziałem — odrzekł. — Jestem tu od dwóch lat niespełna. Dawniej miałem inny lokal. Ale wiem, kim on jest... Ale najpierw, kto panu o nim mówił? Vos cólegues? Tylko pańscy koledzy?
— Allez donc — mówił Polak. — Ja z panem nie robiłem tajemnic, niech pan ze mną ich nie robi. Co pan wie o tym człowieku?
— Pour sur, vous ne me croirez pas...
— Pourąuoi pas? Różne bywają dziwy...
— Tak — westchnął Belg — różne bywają dziwy i żebym zapisał pięć couverts zamiast czterech, to się także nie zdarzyło. Więc
■ ' to jest tak. Ja ten lokal mam od ledwo dwóch