266 CZYTAJĄC MICKIEWICZA
telne stopniowanie świateł i kolorów pogodnego wschodu słońca. Tak więc ten opis wschodu słońca, jak większość obrazów przyrody w Panu Tadeuszu, ma charakter jaskrawej feerii, bajecznej zabawy.
Jedną z głównych właściwości Mickiewiczowskiego widzenia świata w poezji było materializo-wanie nieuchwytnych zjawisk, obciążanie^ich porównaniami do rzeczy dotykalnych i namacal- \ nych. Słowacki - przeciwnie: rozpylał i roztęczał najbardziej bryłowate przedmioty, zmieniał co chwila ich wygląd, robiąc to w miarę zmieniającego się oświetlenia i aury psychicznej. Na temat: „Jakie oczy, czarne czy niebieskie, miała Dianna?", toczył się rok czy dwa temu spór. Dianna miała i czarne, i niebieskie, i jeszcze innego koloru oczy. Słowacki był przedimpresionistą, Mickiewicz przedekspres-jonistą.
Toteż Stanisław Witkiewicz, patrząc na opisy poety ze stanowiska impresjonisty, nie zawsze ma rację w znanej swojej rozprawie o Mickiewiczu--koloryście. Skoro mówimy o szczegółach (a mówiąc o poezji trzeba mówić najszczegółowiej), wspomnę nawiasem o jego wyjaśnieniu nierealistycznych białych skrzydeł bociana:
Bo już bocian przyleciał do rodzinnej sosny
I rozpiął skrzydła białe, wczesny sztandar wiosny.
Witkiewicz tłumaczy to impresjonistyczną prawdą wiHzenia: na tle ciemnej sosny bocian daje ogólne wrażenie białej plamy, czarnych skrzydeł się nie dostrzega. Sądzę, że Mickiewicz wybielił bocianowi skrzydła nie na tej zasadzie wrazetiiowca: Uczynił to kierowany względami symbolicznO-emocj onal-1 nymi (czarny sztandar wiosny był nie do przyjęcia), ■
zrobił to korzystając z licencji poetyckiej. Bocian z nie rozwiniętymi skrzydłami jest prawie cały biały. Te jego „skrzydła białe" w poemacie stanowią więc jakby jakąś paradoksalną pars pro toto, gdy totum zostało przedtem ujrzane i wymienione.
Na koniec wyjaśnienie. Myli się Stanisław Pigoń sądząc, że przekładam wizję krajobrazu wziętą \ z wyoBrażTfPB^ przedstawienie będące wynikiem . obserwacji. Prawda, wypowiedziałem się przeciw dawnej opisowości w poezji, moim zdaniem nieskutecznej, nie wywołującej w wyobraźni opisywanej rzeczy. Przeciwstawiłem jej to, co nazwałem „odbłyskiem"_kraj6bramrO“co"tu'Chdcrzi?0'syn-tetyczny i talTzwafty skfót, że - istotnie - dla nie dość bystrego czytelnika i obserwatora może się wydać czystą wizją, nie opartą na obserwacji. Lecz dochodzi się do takiego odbłysku przedstawianego przedmiotu drogą najwyższego wysilenia zmysł ów i, w ieTókr^Trfej^ (ar:w i ę-c^mi e i m p r e s j o n i s t y c znej) o b s ę rwącj i. Takiego wysilenia, żeby w jednym błysku yrizji fujrz e nTaj, zawrzeć w niewielu słowach, jakw naboju, móc skupionych doświadczeń. Wybłysfcują "one"potem poprzęz śTowa w wyobraźni czytelnika i oświecają jakby od wewnątrz przedmiotów ukazane zjawisko. Przybliżają i narzucają widok tak objawionej rzeczy czy sprawy trafniej niż najdłuższy opis. (Opis nie przybliża, opis zazwyczaj oddala). Za taki esen-cjonalny skrót opisu, za najpiękniejsze widzenie wschodu słońca uważam Homerycką wizję „róża-nopalcej jutrzenki".