238 Czytając Mickiewicza
nemu bliskość rymów nie razi, rym dźwiękowy zostaje jakby pochłonięty przez rym pojęciowy; bliskie dźwięki nie tylko nie o bijają ucha, ale pozwalają słyszeć przede wszystkim bliźnią treść pojęciową.
Rymy mają tu charakter refrenów dźwiękowych i wiążą się z refrenową zasadą budowy całego utworu. Ileż powtórzeń i aliteracyj! Wiersz pierwszy powtarza się jako refren zamykając utwór, trzy wiersze środkowe też zawodzą: na me — na moją — na mój. Wiersz jest nie kończącym się płaczem. Refreny, powtórzenia dźwiękowe wzdłużają ten najkrótszy utwór Mickiewicza — jest on przecież tylko jednym zdaniem — w nieskończoność żalu i szlochu nad życiem własnym, nad klęską.
Lecz najbardziej zdumiewa budowa wersyfikacyjna utworu. Jakim wierszem napisał Mickiewicz Polały się łzy! Słuchajmy — nie jest to ani wiersz sy-labiczny, ani sylabo-toniczny, ani toni c z n y. Jakiż więc? Wiersz ten nie mieści się w żadnym znanym powszechnie systemie wersyfikacyjnym — jest prekursorskim odkryciem nowych dróg rytmiki. Rytm wynika naturalnie z budowy zdania, z rozczłonkowania frazy na elementy składni. Trudno rozgraniczyć, gdzie działa jeszcze rytm wersyfikacji, a gdzie naturalna kadencja fraz; dźwignia podnosząca i staczająca zespoły słów działa z niedostrzegalną precyzją. W zestawieniu dwu linijek wierszowych:
;
Na moją młodość górną i durną,
Na mój wiek męski, wiek klęski;
dźwignia ta stacza w ostatniej linijce ostatni człon kadencji z siłą wyrazu taką, że owo „wiek klęski” — brzmi ogromnie, przygniata jak głaz.
Warto tu przypomnieć, co na ten temat pisał Peiper,
domagając się oddania rytmu na usługi treści zdania. Twierdził, że z rytmów poetyckich ten jest lepszy, który odpowiada zdaniu treściowo lepszemu. Zdanie więc dobrze zbudowane ma tym samym najlepszy rytm — także w poezji. W istocie domagał się więc Peiper rozwiązania wiersza i przejścia w poezji na rytm prozy.
Wiersz Mickiewicza nie rozpływa się w potok prozy, porzuciwszy dawne łożyska rytmiki sylabicznej czy fonicznej — pozostał jednak wierszem, jakimś nowym, dotychczas nie znanym, lecz niewątpliwym wierszem. Jakim? Gdy chwytam uchem tok całego utworu, uderza mnie szczególna właściwość rytmiczna: mam wrażenie zarazem jednolitości i różnorodności, jakieś uczucie mieszane: spokoju i niepokoju. Poprzez poszczególne człony rytmiczne przebiega prąd zlewający je w łożysku możliwie jednolitym, choć kształtowanym osobnymi wirami poszczególnych linijek wierszowych i drobniejszych całostek akcentacyjnych. Utwór ten, słuchany jako całość muzyczna, ma nie tyle jeden rytm, ile możliwość jednego rytmu; linijki wierszowe i mniejsze człony mają swoje własne rytmy wnikające, jak coraz to inne wiry, w główny prąd całości. Nie wiem, czy wytłumaczyłem jasno to, co wyrżnie utwierdza się w słuchaniu.
Dzięki tej nowej rytmice wiersz wywiera wrażenie czegoś ustawicznie zmiennego, daje niespodziankę. Mimo paralelizmu i powtórzeń dźwiękowych Polały się łzy są niezwykle żywe rytmicznie: jakby kołysanka wykonywała lotnicze ewolucje.
Nie będę rozwijał zagadnienia eufonii tej liryki. Żeby wyczerpać wszystkie jej dziwy, musiałbym napisać rozprawkę. Zostawmy to polonistom, badaczom wiersza, statystykom sylab i głosek. Zwrócę tylko uwagę na wzajemną zależność zespołów dźwiękowych i rytmicz-