564 [. MOSZYŃSKI: t A LUDOWA SŁOWIAN
niektórych Słowian. Otóż jest nadzwyczaj zajmujące, że i w obrębie kultury duchowej w ustosunkowaniu się człowieka do zwierzęcia ma on w pewnych wypadkach rozstrzygające znaczenie i że jest czynnikiem, który, przy odpowiedniem wzmożeniu, doprowadza do przejawów czci niemal religijnej. Szczególnie jasno zaznacza się to u Słowian południowych. Już w r. 1928, gdym układał początkowe rozdziały 1. części „Kultury", pisałem odnośnie do wołu (polegając głównie na danych Marinova), co następuje: „W Bułgarji często spotkać się można z takiemi np. zwrotami o wołach: „nie bij aniołów, nie męcz aniołów" i t. p. Popędzając wołu, tytułują go Bułgarzy ojcem: chaj de, ta tko! chajde baSća! Dziewczyna ani kobieta nie śmie przekroczyć mu drogi Nigdy go nie zabijają, a jedzenie mięsa wołowego uważają za grzech; gdy wół zestarzeje się, dają mu wolę paść się, a gdy padnie — chowają ze czcią" (ob. str. 125 § 137). W międzyczasie znalazła się w mych rękach rozprawa St. Ciszewskiego „Bydło i zboże a majątek"l, która nieco szczegółowiej rzecz przedstawia: „W okolicach Welesu— powiada nasz autor — każdy przechodzień, spotykający na drodze woły, powracające od orki, powinien im ustąpić z drogi. Obowiązane są do tego zwłaszcza kobiety. Przekonani są w Welesie, iż wilk nigdy nie napastuje wołu, albowiem wół, chodzący w jarzmie to anioł (aHreart). „Nie męcz aniołów, nie bij aniołów", oto słowa, któremi karcą w Welesie ludzi, źle obchodzących się z wołami, chodzącemi w jarzmie. W Dalmacji skoro padnie wół, chodzący w jarzmie, albo koń, chodzący w zaprzęgu, zupełnie jak po zmarłym członku rodziny płaczą po nim i zawodzą2. Zawodzący wylicza przymioty padłego zwierzęcia. Wierzą Dalmatyńcy..., że głowa wołu warta jest tyleż, co i ludzka głowa".
456. „Podobnym szacunkiem jak wołu, dodaje Ciszewski, otaczają też 4)almatyńcy konia, którego pieszczotliwie nazywają ljudsko krilo". Ale, jak już mówiłem w 1. części (str. 130 § 141), zwłaszcza wielkiem poważaniem cieszy się koń roboczy na Wielkorusi, gdzie tytułują go „ojcem" łub — podobnie jak ojca — „karmicielem" (bat uśka, kormilec). Jak w Dalmacji zawodzą po padłyiń wole czy koniu żale niby po człowieku, wyliczając jego przymioty, tak znów na Wielkorusi _sp_rąwiająL padłym koniom najprawdziwsze pogrzeby. Coprawda znajdują tu wyraz jeszcze inhe"cżjnjniki, jak świadczy np. N. Ivanickij dla powiatu kadnikowskiego gubernji wołogodzkiej, gdzie grzebią w sposób szczególnie uroczysty wyłącznie wierzchowce. „Latem r. 1890 — powiada ten etnograf, — przechadzając się w okolicy Kadni-kowa zauważyłem na równem pustem miejscu wpobliżu drogi, za-rośniętem skąpą trawą, ogrodzenie z żerdzi w kształcie czworokąta 1 2 długiego przeszło 3 m a szerokiego ok. 2 m, wewnątrz którego leżały sanie obrócone dogóry płozami (t. j. sanicami). Okazało się, że pod saniami był zakopany koń. Jak wyjaśniły rozpytywania i wywiady, w podobny sposób grzebią konie w wielu okolicach powiatu, ale nie wszystkie, lecz tylko te, których używają wyłącznie pod wierzch. Gdy który z takich wierzchowców zdechnie, właściciel kładzie go na sanie (choćby to było latem) i wywozi jak zmarłego człowieka głową wtył na pole, oraz zakopuje wpobliżu drogi; na mogile odwraca sanie i ogradza ją mocnym płotem. Sań, choć są nowe, nikt nigdy nie tknie: zgniją one na miejscu". Podobne pogrzeby stosują w niektórych okolicach Wielkorusi także do krów, choć groby tych zwierząt napotykają się rzadziej niż groby końskie. Jak stwierdza artykuł V. Bogdanova „Drevnije i sovremennyje obrjady pogrebenija źivot-nych v Rossii" 3, należy jednak być bardzo ostrożnym przy interpretacji tych pogrzebów’ jako przejawów „kultu". Mam wrażenie, iż autor trafnie podkreśla, że pobudką, skłaniającą wieśniaków do grzebania padłych sztuk zwierząt domowych (zwłaszcza tak cennych jak koń czy krowa), jest obawa przed śmiercią, która się przecież z widzialnym trupem zwierzęcia najściślej kojarzy i niepokoi umysł groźbą zabrania większej ilości ofiar z pośród dobytku. Cały szereg ciekawych praktyk odwracających, obserwowanych przy grzebaniu a przytoczonych przez Bogdanowa, stwierdza słuszność tej interpretacji.
457. Dla nas więc pouczającem będzie w danym związku tylko jedno: pewna równorzędność traktowania bydła i koni oraz ludzi. Równorzędność ta zresztą znajduje jeszcze inne jaskrawe wyrazy na Wielkorusi. Jak więc np. położnica musi się poddać oczyszczeniu po porodzie, tak według danych, zebranych czy uwzględnionych przez A. Ermołova, D. Zelenina i in., rytualnie oczyszczaną bywa też po wsiach krowa po ocieleniu. Niemniej ciekawy zwyczaj obserwowano u terskich Wielkorusów-kozaków w stanicy Naurskiej: „Każde zwierzę w gospodarce Naurca nosi imię ludzkie, choć kozacy uważają to w głębi duszy za grzech. O swych bykach, krowach i koniach wyrażają się Naurcy jak o ludziach: „tu Filka napsocił, tam Vańka uciekł, ówdzie Lulka (t. zn. Łukerja) nie powróciła od wodopoju, albo Maśka ocieliła się, czy Miśka zachorował i t. p.“. Nie od rzeczy będzie też przypomnieć na tern miejscu, że według pojęć ludu z niektórych stron Słowiańszczyzny (m. i. z Wielko- i Małorusi) zwierzęta są obdarzone duszą, podobnie jftk ludzie (porówn. niżej). Dalej możnaby tu napomknąć — choć to już znacznie mniej ważne — o przesądzie, znanym części Słowian i innym ludom a głoszącym, że w pewnych warunkach bydło rozmawia ze sobą ludzką mową etc. Bardziej zajmujące jest dzielenie się z bydłem rogalem (poczęści także z końmi) pieczywem
1 Prace Etnologiczne, t. 2, r. 1929, str. 121 i n.
Podkładem jest tu oczywiście całkiem żywiołowy żal, rozbudzany przez st,rate_ przedmiotu znacznej wartości. Siła, z jaką się nieraz przejawia to uczucie m. i. także u naszych włościan po utracie cennej sztuki bydła lub trzody, jest znana ogólnie.
EO, t. 28, r. 1916, nr 3/4, str. 86 i n.