364 K. MOSZYŃSKI: LUDOWA SŁOWIAN
Podobne praktyki szamańskie spotykany m. i. u Tunguzów i Ugrów syberyjskich. Tunguzi — powiada A. Giller (w r. 1859) — „używają bardzo rozmaitych sposobów wróżenia". Jeden z nich polega na tem, iż „szaman, bijąc w bęben, który trzyma przed sobą, przeskakuje przez ognisko. Skoki jfego są szybkie, nagłe i wysokie; gdy zmęczony padnie na ziemię, zasypia" i wróży obecnym. Również ostjaccy szamani bezpośrednio przed wieszczeniem skaczą przez ognisko, bijąc w bęben, oraz kołyszą się na huśtawce „aż do chwili zemdlenia i zupełnego osłupienia"; zaczerń uznojeni, z pianą na ustach, padaja na ziemię, by odkryć przed ziomkami rzeczy zakryte.
Co dla nas szczególnie ważne, takież szamańskie zabiegi obserwowano donie-dawna w płn.-wschodniej Europie, w krajach bezpośrednio sąsiadujących z tery-torjum od wieków słowiańskiem. J. Vasiljev w bardzo pożytecznej książce „Uber-sicht iiber die heidnischen Gebrauche, Aberglauben und Religion der Wotjaken in den Gouvernements Wjatka und Kasan" (MSFou, t. 18, r. 1902, str. 44—50) opowiada mianowicie o czysto szamańskim sposobie, w jaki wróżbita wotjacki z dorzecza środkowej Wołgi dokonywa obioru nowych ofiarników-kapłanów do świątyni rodowej. W świątyni tej lub w chacie byłego chłopa-ofiarnika zjawia się zaproszony wróż, przywdziewa białą odzież i rozmyślnie bardzo mocno przepasuje się ręcznikiem; jeden z uczestników obrzędu uderza w gęśle (porówn. str. 251, fig. 6), wygrywając osobliwy „święty" motyw', a wróż napoczyna ze wszystkich zastawionych naczyń piwo i wódkę domowej roboty. Następuje chwila, będąca jakgdyby wstępem do właściwej wieszczby: wróżbita rzuca srebrną monetę do drewnianej czarki z wódką, 1 2 wpatruje się w błyszcząc}' pieniądz i wróży. "Wreszcie, trzymając w prawej reco bicz przeciwko złym duchom, a w lewej obnażoną szablę, poczyna tańczyć. Po pewnym czasie pada na ziemię, niekiedy z pianą na ustach (i przytem czasem w płonące ognisko). Obecni klękają, a on, wieszcząc, wywołuje imię nowego ofiarnikn, miłego bogom.
288. Jeśli stosurikowo tak obszernie uwzględniłem szamanizm ludów Syberji i środkowego Powołża, uczyniłem to nietylko dlatego, aby umożliwić głębsze zrozumienie tych przejawów religijnego życia współczesnych Słowian, o jakicłi była mowa wyżej w §§ 278—283, a które bądź co bądź są u Słowian stosunkowo nowszego pochodzenia i przytem genetycznie napewno lub prawie napewno wywodzą się z obrządków obcych, lecz również poto, by czytelnik mógł sobie wyrobić przybliżone pojęcie, jak musiały wyglądać u dawnych pogańskich Słowian praktyki analogiczne do szamańskich. Bo że one — co najmniej na Rusi — istniały, to nie może, zdaje się, podlegać wątpieniu. Dowodzi tego m. i. E. Anićkov w swej znanej pracy „Jazy-ćestvo i drevnjaja Ruś“ (r. 1914), gdzie podkreśla parę szczegółów, przekazanych nam przez dawne ruskie piśmiennictwo kościelne odnośnie do t. zw. wołchwów czyli kudesników. — Wieszcząc, powoływali się ci czarownicy czy też znachorzy-wróżbici pogańscy na bóstwa, od jakich mieli otrzymywać wiedzę; dla wywoływania ekstazy najwidoczniej posługiwali się tańcem, określanym w źródłach jako yertimoje plasanije; wpadali też w stan fizycznego wyczerpania podobny do stężenia. — O powoływaniu się na bóstwa mówią nam zabytki wyraźnie; za pogańskim i szamańskim charakterem tańca, zwanego yertimoje plasanije, przemawia ważny szczegół, iż źródła kościelne określają go jako „najbardziej przeklętą'2 ze wszelkich praktyk godnych potępienia; za wpadaniem w stan wyczerpania wreszcie świadczy opowiadanie jednego z dawnych źródeł o pewnym wołchwie, co leżał ocćp t (t. zn. 'zesztywniały’)2. Czy i od jak dawna szamanizm był właściwy (wschodnim) Słowianom, tego na podstawie dotychczasowych danych rozstrzygnąć niepodobna. Wyłączone oczywiście nie jest zapożyczenie go przez Ruś od ugrofińskich (lub może
‘ L. c., str. 271: Sehodstyo nasich drem ich vołchvov s śamanami v samom processe ich vdochnovenija. Kak śamany ssyiajutsja na ducliov, tak vołcłivy nad-najut predskazanije „nama bozi povedajut“ iii „javiło mi sja jest 3 bog“. Kak śaman padaj et v ocepenćnii pośle svojej plaski, tak vołchv, o kotorom razskazyvajet Nikon, leZit „ocep-*.". Strogoje zapreśćenije „vertimago plasanija", eto zajarlenije, do *vsech źe igranij proklateje jest mnogo vertimoje plasanije", ne ostavlajet sornne-nija*v tom, ćto vołchvy schoźi s śamanami i po tomu sposobu, kakiin oni privodili sebja v ekstatićeskoje sostojanije. — Porówn. też ib. str. 23(>: Prep. Nikon nesom-nenno znał o vołchvach bolśe, ćem soobśćit. On vskolź govorit, napr., ob oećpe-nćnii, v kakoje vpadajet vołchv. Eto dajet o nem predstavlenije, kak o śamanć inorodcev. Ćto i słavjanskije vołchvy śamanili, ja zaklućaju iz etogo upominanija v naśich poućenijach „vertimago plasanija", kak samago nenavistnago.
podobne, wzmaga się, krzepnie, ustaje i znów zrywa... Muzyka rośnie i dosięga zenitu, uderzenia po bębnie tak szybkie, że zdają się zlewać, zmuszają instrument do wycia i ryku; brzękadła tłuką się, dzwonki jęczą bez przerwy... Wtem... jedno potężne uderzenie i bęben podniesiony w górę spada jak błyskawica na miękką włochatą skórę kobylą. Dźwięki urywają się, jakby kto ciął siekierą... nic nie drga. Znowu po chwili ta sama, jak brzęczenie komara muzyka dzwoneczków, te same głosy wystraszonego ptactwa i rosnący werbel bębna. I tak kilkakroć, zależnie od natchnienia szamana, aż muzyka niespodzianie zmienia tempo i w takt z jej rytmicznym odgłosem płyną w ciemności strofy hymnu: Byk ziemi potężny... Koń stepu!... Potężny byk ryknął!.. I zarżał koń stepu!... Ja ponad was wszystkich wzniesiony, jam człowiek!...
Znowu muzyka dochodzi swego zenitu, znów słychać dziką wrzawę ptaków
zwierząt... bezmyślne wyrazy — i znów wszystko milknie... Dalej szaman uprasza swego amagat (t. j. swego ducha opiekuńczego) i przyjaznych mu duchów o przybycie i pomoc...; niekiedy wzywani długo opierają się, nie przychodzą, czasami zjawiają się z takim impetem, oblicza mają tak groźne, iż czarownik pada rażony na ziemię... Gdy amagat zstąpi na szamana, ten wstaje, z początku na skórze podskakuje, a potem ruchy jego stają się coraz żwawsze, zamaszystsze i on wypływa na środek jurty. Na ogień rzucają łuczywa i drwa. Jasne światło zalewa jurtę, która nagle napełnia się ruchem i wrzawą. Czarownik tańczy, gra i śpiewa nieustannie: skacze jak opętany... Głowa jego, wciąż opuszczona na dół, trzęsie się chorobliwie, włosy bezładnie rozrzucone przylepiają się do spotniałej twarzy, powieki są przymknięte i z pod nich świeci się spojrzenie mętne, a u niektórych piana z ust płynie i błyskają mocno ściśnięte zęby... Wreszcie... zbliża się do chorego i całym szeregiem zaklęć, gróźb, obietnic zmusza przyczynę choroby do ustąpienia lub wysysa ją z chorego miejsca; unosi na środek izby i nie przestając zaklinać i gadać, wyrzuca, wypluwa, wygania, odpędza kopnięciem nogi, zdmuchuje z dłoni w przestworze... Obrzęd skończony... Czas jakiś szaman, obdarzony duchem wieszczym, przepowiada przyszłość, tłumaczy ciemne wypadki bieżącego życia, opowiada, co widział na niebie".