46 STUDIA i ROZPRAWY II
przestawni musi uzasadniać nacisk spoczywający na pewnym wyrazie, ton podniosły lub arcbaizowanie”, a i wtedy „należy zachować umiarkowanie”. Niestety, tłumacze — jakeśmy widzieli — lubią stosować przestawnie bez żadnego uzasadnienia, nawet metrycznego. A prym wśród nich trzyma pod tym względem właśnie Kasprowicz.
Właściwość ta uprzykrza niesłychanie lekturę zwłaszcza ko-medyj Szekspirowskich w jego tłumaczeniu: inwersje bowiem występują tam nieznośnie, nieustannie, maniacko we wszystkich rolach — poważnych tak samo jak komicznych. „Podwójne jest zwycięstwo, jeśli wódz z nieuszczuplonymi wraca szeregami”; „Wielkie to dla kobiet szczęście, albowiem szkodliwym musiałyby się niepokoić kochankiem”. Tak mówią wszyscy np. w komedii Wiele hałasu o nic. Trudno się już wobec tego dziwić, że tak mówią w Makbecie albo Królu Lirze. Nie mają te inwersje uzasadnienia ani w charakterze ról, ani w stylu oryginału. Typowa maniera, trudna dość do psychologicznego wytłumaczenia. Czasem ma się ochotę widzieć tu jakąś przekorę, ale ta jest nieprawdopodobna. Ranga pisarska Kasprowicza usuwa też myśl o napuszonej pretensjonalności. Istotną więc przyczyną jest chyba specyficzny, jednostronny tradycjonalizm, którym „Waligóra” poezji kompensował — zaiste z nawiązką — różne swoje „burzycielstwa” stylistyczne (owe „ja-ć”, „k-swemu”, „spłoszon” itp.).
Znana też jest predylekcja Kasprowicza do różnych jprowin-cjonalizmów. Lady Makbet mówi u niego „wżdyć” (III 2); kiedy indziej sprzeciwia się, aby „na taki sposób w takich grzebać sprawach” (II 2). Od Makbeta słyszymy o „połowinie” świata (II 1). Wymieniam tylko po jednym przykładzie z zakresu fonetyki, frazeologii i słownictwa.
Inne właściwości przekładów Kasprowicza płyną stąd, że nie panował on nad angielszczyzną tak jak Tretiak, Tarnawski czy niektórzy z dawniejszych tłumaczów. Jeszcze inne mają źródło niewątpliwie w pośpiechu (np. rozmaite traktowanie imion, które się raz odmieniają, a kiedy indziej są nieodmienne). Z tych, a może i z innych jeszcze przyczyn, sporo jest u niego miejsc niejasnych. Rossę np. mówi w Makbecie (IY 3,174), że ból, który' trwa godzinę,
hisses out the speaker, bo każda minuta rodzi nowy. Obraz przenośni to, oczywiście, obraz mówcy, którego słuchacz sykiem zmusza do milczenia. Nie wiem, czy każdy się tego domyśli ze słów Kasprowicza: „Ból sprzed godziny wysykuje człeka, — gdy o nim wspomni, gdyż każda minuta — wylęga nowy”. A oto początek sławnego monologu Makbeta z a. I. sc. 7:
Gdyby się miało stać, co stać się miało,
Byłoby dobrze, jeżeliby mogło Stać się od razu. Gdyby mord wydołał Omotać swoje następstwa, a razem Z swoim spełnieniem złowić szczęście; gdyby To uderzenie było wszystkim w sobie I zakończeniem wszystkiego tu, na tej Doczesnej grobli, na mieliźnie chwili —
Życie bym przyszłe pominął...
Ustęp ten jest jednym z tych, co zachęcają do sięgnięcia po oryginał. O ileż tam jaśniej:
If it were done, when’tis done, then’t were well It were done quickły: if the assassination Could trammel up the conseąuence, and catch With his surcease success; that but this blow Might be the be-all and the end-all here,
But here upon this bank and shoal of time,
We’d jump the life to come...
A teraz zajrzyjmy do starego, najpopularniejszego dotąd na scenach naszych tłumacza, Paszkowskiego (starego w tym sensie, że przekłady jego liczą już około 90 lat za sobą, umarł bowiem, niewiele starszy od Słowackiego, mając lat 44). Nie przełożył on tego ustępu szczególnie wiernie, ale o ileż zrozumiałej, a dzięki temu i bardziej przejmująco:
Jeśli to, co się ma stać, stać się musi,
Niechby przynajmniej stało się niezwłocznie.
Gdyby ten straszny cios mógł przeciąć wszelkie Dalsze następstwa, gdyby ten czyn mógł być Sam w sobie wszystkim i końcem wszystkiego,
Tylko tu, na tej doczesnej mieliźnie,
O przyszłe życie bym nie stał...