40 STUDIA i ROZPRAWY II
2
Wartość prac Andrzeja Tretiaka jest przede wszystkim filologiczna. Tłumaczył on na ogół z lepszym niż dawniejsi tłumacze przygotowaniem naukowym: lepiej sobie zdawał sprawę z istoty trudności tekstu. Przekład jego jednak, acz bardzo sumienny, jest ciężki. W zawiłym szyku wyrazów, w niezwykłym obrazowaniu czasem i czytelnik się dezorientuje: cóż dopiero mówić o słuchaczu teatralnym. Jakże naprędce sobie przyswoić np. w Hamlecie „smutku znak ozdobny” (w oryginale: the trappings and the suits of woe, I 2,86) albo „pełną zgiełku zgubę” (the boisterous ruin, III 3,22) ? Niektóre sławne ze zwięzłości wyrażenia Szekspirowskie tracą w tym przekładzie bardzo przez wydłużenie; np. Hamletowskie Frailty, thy name is woman! (I 2,146) w rozłamanym pomiędzy dwa wiersze odpowiedniku: „O słabości! — kobietą muszę nazwać ciebie!” Tendencja do rozwlekłości tu w ogóle panuje. Od czasu do czasu zresztą, trzeba przyznać, zdobywa się i Tretiak na pewną siłę i bezpośredniość. Przytoczę dla przykładu początek tęgo samego monologu Hamleta, który już cytowałem w tłumaczeniu Skłodowskiego (trzeba zauważyć, że Tretiak pierwszy odszedł od tradycyjnego a błędnie oddającego sens oryginału „Być albo nie być”):
Czy być, czy nie być: w tym jest treść zagadki.
Czy jest szlachetniej nosić w duszy pęta i strzały losu gwałtownika, czy też broń podnieść przeciw temu morzu cierpień i w walce skończyć cierpieć! Umrzeć — zasnąć — i więcej nic! Tym snem niejako skończyć ból serca, tysiąc przyrodzonych wstrząśnień, dziedzictwo ciała! Zanik to, jakiego gorąco pragnąć można...
Duży stopień wierności. Lecz owo „skończyć cierpieć” zaraz po „morzu cierpień” przeszkadza, a jeszcze bardziej przeszkadza „niejako” i broń podniesiona nie przeciw „morzu cierpień”, ale „temu morzu cierpień”. „Los gwałtownik” też nie przekonywa.
Tretiak tłumaczy jambiczny wiersz oryginału analogicznym pięciostopowcem jambicznym polskim, z reguły jednak lńperka-
talektycznym, wskutek czego sprawia on na ogół wrażenie zwykłych polskich 11-zgłoskowców ze stałym akcentem na zgłosce czwartej. Wytrawniejszym jambistą był jeden z dawnych tłumaczy, Krystyn Ostrowski, który ciągle mieszał zakończenia żeńskie z męskimi, choć utrudnił sobie zadanie przez (niepotrzebne) rymy; oto np. cztery wiersze z jego wersji Kupca weneckiego (zatytułowanej Lichwiarz)'.
To lwy ryczące, wściekle, bez litości,
Gdy na czczo zwęszą mięso, krew lub kości;
Lecz brzęknij złotem, rzuć im parę kies,
Lew rżący zniknął, a zostaje pies.
Rzecz ciekawa, że u Tretiaka zdarza się nieraz w końcu wiersza wyraz jednozgłoskowy, ale wtedy dokłada on starań, aby znaleźć jeszcze drugi taki, żeby je złączyć w grupę o jednym akcencie i uzyskać zakończenie żeńskie. Mogłoby być np.: „To on go wydał i opuścił dom”, ale u Tretiaka mamy: „To on go wydał i opuścił dom swój” (Król Lir IV 3); podobnie tłumaczy Tretiak: „W ujętą ciasno głębię: tam na kraj sam” (Król Lir IV 1), choć bez końcowego „sam” wiersz byłby jędmiejszy; itd.
, Pięciostopowym jambem z zakończeniami przeważnie żeń-* skimi posługuje się takżeWładysław JTamawskj; u niego jednak zdarzają się od czasu do czasu i wiersze akatalektycznę, a więc o zakończeniach męskich: „Za Cezarowych ran dwadzieścia trzy” (Juliusz Cezar V1); „Chodźmy. — Rzucamy wam wyzwanie w twarz” (Juliusz Cezar V 1); „Łaskawa pani! — Ha! Co mówisz ? Precz!” (Antoniusz i Kleopatra II 5) itp.
Najdalszym od doskonałości przekładem Tarnawskiego jest Romeo i Julia. Tradycyjne „poetyzmy” („łona”, „lica” etc.) obok anachronizmów w rodzaju „nastroju” (11, 14, V 1) czy „sprawozdania” (III 1), niezliczone wypadki przestawnego .szyku wyrazów („Pochodni światła przy jej blasku gasną”, zamiast: „Światła pochodni przy jej blasku gasną”, itp. prawie na każdej stronicy), częsta rozwlekłość, _znaczna liczbą obrazów zagmatwanych (podczas gdy u Shakespeare’a wszystko jest jasne), wreszcie pewna (mimowolna może) tendencja do powiększania liczby grubych konceptów, których, jak wiadomo, w oryginale jest zupełnie do-