szukać innych sposobów kształcenia się. Intensywną nauką, pod -kierownictwem profesora Jana Joachima Liveta, także nocą, w czasie której trzeźwili się kawą — jak wspomina Kołaczkowski — zwrócili uwagę dowódców. Już 1 kwietnia 1810 roku Kołaczkowski otrzymał kolejny awans: na porucznika pierwszej klasy, i postarał się o przydział do korpusu inżynierów. Nowa służba w dyrekcji inżynierów dawała mu większą satysfakcję, w dalszym ciągu uczęszczał też na lekcje do profesora Li-veta.
W czasie wolnym od służby i nauki bywał z wizytami w Zamku Warszawskim, u marszałka dworu Broóca. Tam przekomarzał się i bezskutecznie uczył tańczyć z pannami Grudzińskimi, pasierbicami marszałka, a ciotecznymi siostrami Klemensa. Jedna z nich to 19--letnia Joanna, przyszła księżna łowicka, żona wielkiego księcia Konstantego, druga zaś to bardzo piękna Józefa, natomiast rówieśniczką Klemensa była Antonina, późniejsza generałowa Chłapowska. Naigrawały się panny Grudzińskie z Kołaczkowskiego, wydając o nim nie najlepszą opinię. „Byłem i długo jeszcze zostałem ponurym odludkiem” — wspominał po latach.
W porównaniu z rozbawioną młodzieżą warszawską nasz bohater był rzeczywiście inny: niezbyt dowcipny, nieśmiały w towarzystwie, niezręczny w ruchach, obojętny na zabawę, atmosfera salonów po prostu go nudziła. Wprawdzie był ostatni w towarzystwie, ale pierwszy w służbie. Służył więc dobrze Malletowi i u jego boku miał okazję witać w maju 1810 roku w Częstochowie, a następnie w Krakowie, króla saskiego, księcia warszawskiego, Fryderyka Augusta.
W lipcu 1810 roku wyjechał Kołaczkowski na praktyką do Zamościa, gdzie uczestniczył przy robotach fortyfikacyjnych. Otrzymał zadanie umocnienia bramy lwowskiej zamojskiej twierdzy, „do stanu obronnego dzieło doprowadzając”. W okresie Świąt Bożego Narodzenia wraca do Warszawy i wraz z Prądzyń-skim mieszka przy ul. Daniłłowiczowskiej u Hattowa. Tejże zimy pozwolił sobie na żart wobec Niemca, porucznika inżynierii Tegera. Musiał być to żart kąśliwy, skoro zakończył się pojedynkiem, pierwszym w życiu.
Bili się na pałasze. Kołaczkowski odebrał płaskie uderzenie w udo, a zwalisty porucznik ranę w rękę. Prądzyńsiki powiedział wówczas:
„Wyszedłeś z walki obronnie i Goliata, Dawidzie, się nie zląkłeś”.
Usłyszawszy te słowa z ust starszego przyjaciela, potraktował je jako cenną pochwałę.
Od początku 1811 roku rozpoczęły się zakrojone na szeroką skalę prace przy umocnieniach twierdzy w Modlinie. Projekt zatwierdził sam Napoleon, a Kołaczkowski skierował tam do pracy 1000 żołnierzy, setkę cieśli i tyluż mu-
27