władzy* którą łatwiej utrzymać, mając poparcie wpływowego religijnego autorytetu.
Szef administracji rejonu tabasarańskiego, gdzie leży wioska szejcha, od kilku lat zabiega o względy Sirażuddina. Nie dlatego, żeby był szczególnie religijny. Jeśli w coś kiedyś wierzył, to w budowę komunizmu. Poparcie szejcha pomaga mu po prostu w uciszaniu niezadowolonych i zwalczaniu konkurencji.
Kilkanaście lat temu oddał ciężkie pieniądze, aby kupić tę posadę, regularnie musi też płacić tym na górze otkat (działkę) wystarczająco wysoki, aby ktoś inny go nie przebił i nie zajął jego miejsca. Część pieniędzy inkasuje podobno sam prezydent. Szef administracji nie płaci rzecz jasna z własnej kieszeni. Dzieli się z wierchuszką pieniędzmi wpływającymi do rejonowego budżetu z centrali. Znienawidzony przez ludzi za przekręty i złodziejstwo, próbuje utrzymać swoją pozycję na wszelkie sposoby. Kilka lat temu z członków republikańskiego komitetu antykorupcyjnego, którzy próbowali kopać pod nim dołki, chciał zrobić terrorystów - tych bowiem łatwo wykończyć rękami struktur siłowych. Zainscenizował w tym celu zamach na samego siebie. Niestety nieudany - dodają złośliwi. Samochód (w którym na Wszelki wypadek go nie było) „cudem” wyszedł bez szwanku. Od wybuchu bomby zginęła jednak przechodząca obok młoda dziewczyna. W wersję z zamachem zorganizowanym przez terrorystów nikt nie uwierzył. Biednemu szefowi rejonu przyszło pewnie słono zapłacić członkom komitetu, żeby odczepili się od niego i znaleźli inną ofiarę.
Inwestycja w szejcha okazała się skuteczniejsza. Sadaka w formie samochodu wyraźnie przypadła Sirażuddinowi do gustu. Ziemią pod prowadzenie biznesu również nie pogardził. W zamian sprytny szef rejonu może liczyć na przychylność szejcha. I to wystarczy, któż bowiem odważy się na zadarcie z następcą samego Mahometa?! A przed kolejnymi wyborami Sirażuddin wspomni oczywiście komu trzeba, kto jest najlepszym kandydatem.
Kierowca parkuje na placu przed kompleksem „Babul Ab wab”. W jego skład wchodzą meczet, medresa, uniwersytet oraz redakcja]
gazety - wszystko pod protektoratem Sirażuddina. Wokół domy miurydówy budynki gospodarcze, warsztat tkacki, piekarnie.
W mgnieniu oka zbiegają się miurydzi. Kłaniają się, całują nauczyciela w rękę i szybko wycofują się tyłem, nie podnosząc wzroku.
- Maga, choć no tu - Sirażuddin wzywa jednego z młodych chłopaków. - Zawieziesz ich teraz do Machaczkały!
Maga bez chwili zastanowienia bierze kluczyki i ledwie trzymając się na nogach wsiada do samochodu. Nie wygląda na zdrowego. Okazuje się, że od trzech dni choruje, ma gorączkę, wymioty. Nie daje się jednak przekonać, żeby odwiózł nas tylko na dworzec.
- Szejch kazał, to robię! Słowo szejcha jest święte! - odpowiada stanowczo, siadając za kierownicą.
Jest jednym z członków armii miurydów - gwardii przybocznej Sirażuddina, gotowej bez szemrania wykonać każdy jego rozkaz. Wierzą, że dzięki bezrefleksyjnemu słuchaniu szejcha i poddawaniu się jego woli będą dobrymi muzułmanami, a bramy raju staną kiedyś przed nimi otworem. Tę właśnie zasadę wbija się im do głowy od chwili, gdy zdecydowali się wstąpić do tarikatu, zostać miu-rydami. Nie tylko zresztą im, bezwzględne posłuszeństwo wobec szejcha to podstawa nauczania wszystkich dagestańskich szejchów, fundament dagestańskiego sufizmu.
To właśnie tacy miurydzi wpadli latem 2005 roku do centralnego meczetu Derbentu podczas południowego namazUy aby rozprawić się ze zwolennikami nowego imama - konkurenta Sirażuddina, oskarżanego przez niego o „wahhabizm”. Przez kilka godzin katowali zebranych tam ludzi. W ruch poszły noże, polała się krew. Milicja nie interweniowała, nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności.
-1 co się stało ze zwolennikami nowego imama? - pytamy Magę, który z dumą opowiada o tamtym wydarzeniu.
- Część gdzieś się zaszyła, inni wyjechali do Moskwy, jeszcze inni poszli do lasu. Wykończyli ich potem podczas specoperacji.
Sirażuddin tryumfował. Trudno było o bardziej udaną zagrywkę polityczną. Wszyscy zrozumieli, że z tabasarańskim szejchem trzeba się liczyć, że jest nie tylko sprytnym ale i odważnym politykiem. I że w obronie własnych interesów nie zawaha się użyć siły, nie bacząc na konsekwencje. Choć nie wszystkim podobała się
129