74 Wolter: rozumny ład i zło moralne
stracenia, odziewa ich w niebieskie sukno po dziesięć groszy za iokieć. zdobi im kapelusze białym kordonkiem, każe robić zwroty w lewo i prawo i maszerować ku swojej chwale”31. Dynastyczne interesy, ambicje, mania wielkości i pożądanie bogactw to najczęstsze przyczyny wojen. Podsyca je jeszcze długa tradycja historiografii wychwalającej cnoty i sukcesy wojenne, gloryfikującej, na przykład, rycerskie obyczaje, którym Wolter poświęca wiele miejsca32.
radycyjnym wartościom i bohaterom Wolter przeciwstawia inne wzory - odwagę odkrywców nowych lądów, energię przedsiębiorców i kupców, geniusz uczonych i artystów, talent pisarzy. Stąd również bierze się jego pomysł, by historię uprawiać inaczej. Nie byłaby już ona wyłącznie dziejami władców i prowadzonych przez nich wojen, lecz również - a nawet przede wszystkim - historią obyczajów, powolnego rozwoju sztuk i nauk oraz postępów Oświecenia.
Jak zauważa Wolter, w czasie wojny każdy dowódca troszczy się bardzo o błogosławieństwo dla swych sztandarów, to znacz)’ - uroczyście prosi Boga o to, by mógł unicestwić jak największą liczbę swych bliźnich. , Jeśli dowódcy przydarza się tylko to szczęście, że morduje dwa lub trzy tysiące ludzi, to wcale nie zanosi podziękowań do Boga, jeśli natomiast uda mu się ogniem i mieczem unicestwić dziesięć tysięcy i jeszcze zazna łaski obrócenia w perzynę kilku miast, to wówczas śpiewa się na cztery głosy długą pieśń w języku niezrozumiałym dla tych wszystkich, którzy brali udział w walce”33. Zto moralne w sposób oczywisty żywi się głupotą i przesądami, upowszechniane jest jednak przez fanatyzm, zwłaszcza chrześcijański, i nietolerancję. Księża i Kościoły nie zadawalają się błogosławieniem sztandarów - są także przyczyną najbardziej absurdalnych i odrażających w-ojen. Jeśli każda wojna jest katastrofą, to szczytem zła i dewiacji są wojny prowadzone w imię absurdalnych dogmatów, urojonych bóstw’ i rzekomych prawd objawionych. Fanatyzm i zabobon są źródłem wojen domow7ch, płonących stosów Inkwizycji i tortur, na które wydano niewinnych ludzi w rodzaju Calasa czy kawalera de La Barre. Na wielu stronicach, powołując się skrupulatnie na roczniki historyczne, Wolter podlicza liczbę ofiar wojen i prześladowań religijnych. Począwszy od II stulecia do czasów współczesnych, przedstawiony w kilku kolumnach „cały rachunek pokazuje, że
z miłości do Boga zamordowano, utopiono, spalono, połamano kołem i powieszono nie mniej niż dziewięć milionów czterysta sześćdziesiąt osiem tysięcy osiemset osób”. Tego „małego wyciągu” każdy powinien nauczyć się na pamięć, z tym że wszyscy winni jeszcze przebadać rodzinne archiwa. Znajdą tam z pewnością jakąś istotę „uśmierconą lub okrutnie prześladowaną w imię religii lub - co gorsza - odkryją jakiegoś prześladowcę”’4.
Strona Femey 75
Dla Woltera zwalczanie fanatyzmu religijnego nie jest wyłącznie abstrakcyjnym wymogiem rozumu buntującego się przeciw absurdowi.
Jeśli natura ludzka ma predyspozycje do popełniania czynów niegodziwych, okrutnych i przepełnionych nienawiścią, to fanatyzm i ciemnota są jak niszczycielska zaraza. Wezwanie, by „rozdeptać łajdactwo”, wskazuje więc, jakie są niezbędne warunki, by zapanowała tolerancja, a tym samym powstało bardziej ludzkie i rozumne społeczeństwo. Walce z „łajdactwem” poświęca Wolter tysiące stron, a jego antychrześcijaństwo i antyklerykalizm zmieniają się w prawdziwą obsesję. Najlepsze z tych utworów mają polot Kandyda, a przynajmniej jego ślady, w najgorszych - obsesja żywi się sama sobą. Najczęściej jednak mamy do czynienia z mieszaniną jednego z drugim. Na tych samych stronicach sąsiadują ze sobą lęk w obliczu zła i szydercze bluźnierstwa, pochwała rozumnego ładu i niewybredne dowcipy na temat upichconego z nieczystości „pasztetu Ezechiela” czy lekkiego prowadzenia się córek Lota. W Starym Testamencie, stanowiącym ulubiony cel jego szyderstw, Wolterowi bliska jest tylko jedna księga, a mianowicie Księga Hioba. Nazywając go familiarnie swym przyjacielem, Wolter jednocześnie żartuje i jest całkowicie szczery. Mocno tym zakłopotany i niejako wbrew sobie, Wolter uznaje wielkość tej księgi, która stała się symbolem człowieczego doświadczenia zła35.
Wolter nie jest utopistą. Jego kampania przeciw „łajdactwu” nie prowadzi do wizji jakiegoś nowego Eldorado czy innej krainy, w której wszystko będzie dobre. Nieufnie odnosi się do pomysłów, jak stworzyć doskonały rząd, zwłaszcza zaś odrzuca te złudzenia, które śladem Rousseau każą śnić o równości. Wyobraźnia społeczna Woltera ma swe granice: nierówność nie stanowi dla niego zła, złem jest jedynie osobiste poddaństwo. „Nie wszyscy biedacy są całkowicie