72 Wolter rozumny ład i zło moralne
które nie tylko nie są nieuchronne, lecz przydarzają nam się z powodu przesądów i głupoty, cała ta niezmierna masa niedoli, które cechują naszą historię, jest obelgą dla człowieka, dla jego rozumu i godności. Jest to plaga, która musi być zwalczana tym energiczniej, że jej przyczyny są oczywiste i zależą od samych ludzi.
„Rzućcie okiem na rodzaj ludzki, poczynając od proskrypcji Sulli i kończąc na rzezi Irlandii. Popatrzcie na to pole bitwy, gdzie jedni głupcy położyli trupem innych głupców dzięki fizycznemu doświadczeniu, które kiedyś zrobił pewien mnich [proch]. Spójrzcie na te skrwawione ręce. nogi, mozgi, na te wszystkie członki rozrzucone bezładnie - oto owoc sporu między dwoma niedouczonymi ministrami, z których żaden nie miałby nic do powiedzenia wobec Newtona, Locke’a czy Halleya, albo też jest to skutek śmiesznej kłótni między dwiema bezczelnymi niewiastami. Wejdźcie do pobliskiego szpitala, gdzie stłoczono tych, którzy jeszcze nie umarli; wydziera im się życie za pomocą nowych tortur, a przedsiębiorcy zbijają fortunę, prowadząc spis tych nieszczęśników. których tylu kroi się codziennie pod pretekstem, że się ich leczy. Wszystko jest dobre. Wypowiedzcie te słowa, jeśli się ośmielicie, w okresie między’ Aleksandrem VI a Juliuszem II, wypowiedzcie je na ruinach setek miast pochłoniętych przez trzęsienia ziemi i pośród dwunastu milionów Amerykanów, których morduje się, żeby ich ukarać za to, że nie mogli zrozumieć napisanej po łacinie papieskiej bulli, którą im odczytali mnisi. Wypowiedzcie je dzisiaj, 24 sierpnia 1772 r., gdy drżą mi ręce w rocznicę nocy św. Bartłomieja”28.
Jeśli wierzyć słynnej anegdocie, w każdą rocznicę nocy św. Bartłomieja Wolter chorował i trzeba było posyłać pośpiesznie po doktora Tronchina, żeby mu zaordynował lekarstwa. Bez względu ni to, ile jest prawdy w tej opowieści, nie ulega wątpliwości, że na ta ;ie bestialstwa Wolter reagował w pewnym sensie cieleśnie. P< stawiony brutalnie wobec nieszczęść, które ludzie ściągnęli na svych bliźnich, rozum, jego zdaniem, nie może ograniczyć się do wątpliwości i chłodnego namysłu: musi zająć postawę namiętną, ak ywną i walczącą. Wymóg działania to również sposób, by ominąć pr. eszkody. na jakie rozum natrafia, zmagając się z problemem zła. Wolter egzorcyzmuje lęki metafizyczne, atakując źródła zła, które jecni ludzie uparli się wyrządzać innym ludziom. Niezliczone broszury i z. kazane pamflety podpisane wymyślnymi pseudonimami, którymi
zalewa Francję i całą Europę, wyróżnia pewien specyficzny ton. Jeśli nawet Wolter powtarza dziesiątki razy te same żarty i powraca do tych samych myśli, to jednak zawsze jest w tych utworach coś autentycznego i nic do podrobienia - poczucie obowiązku wobec siebie i wobec innych, wiara w godność człowieka i jego rozum, poczucie misji i niestrudzona praca, sarkastyczny humor i promyk nadziei.
Wolter aż do znudzenia powtarza, że złem największym, stanowiącym nieuchronne, nie omijające nikogo przeznaczenie, jest śmierć, która nie ma żadnego sensu i nie prowadzi do żadnego innego świata29. Aż nazbyt często jednak to sami ludzie przypisują sobie uprawnienia, żeby nią rozporządzać. Wojny, na przykład, wcale nie są nieuchronne. Drapieżne zwierzęta walczą ze sobą i pożerają się wzajemnie, gdyż takie jest prawo przyrody. Wydawać by się mogło, że Bóg ofiarował ludziom rozum i że przyroda pozbawiła ich kłów i pazurów, żeby się wzajemnie nie mordowali.
„Zbrodnicza wojna jest jednak ohydnym dziedzictwem człowieka i nie jest wcale prawdą, że w dawnych czasach narody, wyjąwszy dwa lub trzy, nie wystawiały armii przeciw sobie. Zawsze jest pięć czy sześć mocarstw walczących ze sobą w układzie trzy na trzy, czy dwa na cztery, czy jedno na pięć, zgadzających się tylko w jednej sprawie: że mianowicie wyrządzić należą' wszelkie możliwe zlo. Filozofowie, moraliści, spalcie swe księgi! Czym są i jakie mają dla mnie znaczenie humanitaryzm, dobroczynność, skromność, umiarkowanie, mądrość i nabożność, skoro pól funta ołowiu wystrzelone z odległości sześciuset kroków’ rozrywa me ciało i w wieku dwudziestu lat umieram w niewysłowńonych mękach pośród pięciu czy sześciu tysięcy umierających; skoro moje oczy, które otwierają się po raz ostatni, widzą moje miasto rodzinne zniszczone ogniem i mieczem, a dźwnęki dolatujące do mych uszu to krzyki kobiet i dzieci konających pod gruzami; i wszystko to w imię rzekomych interesów jakiegoś człowieka, którego wcale nie znamy””.
Ciągle z błahych powodów zbiera swe ogromne żniwo okrutna i absurdalna śmierć. Wystarczy, że jakiś heraldyk dowiedzie jakiemuś księciu, że jego przodkowie trzysta czy czterysta lat wcześniej zawarli układ z rodem, po którym wszelki słuch zaginął, a już nasz książę znajduje „natychmiast mnóstwo ludzi, którzy' nie mają nic do