zdolność empatii u rodziców albo też na brak zainteresowania z ich strony, wtedy interakcja między dorosłym i dzieckiem może zejść z pożądanych torów. Prowadzi to do poważnych konfliktów rozwojowych, które mają ogromny wpływ na poczucie własnej tożsamości u dziecka, a później u dorosłego. Podstawowe hasło jego życia nie brzmi już: „Jestem w porządku” lecz ogarniają go lęki, obawy przed opuszczeniem, byciem niechcianym i niekochanym.
Niemowlę dysponuje wystarczającymi możliwościami, by wpływać na interaktywne kontakty z rodzicami, a nawet między nimi. Zwraca ono na siebie uwagę zarówno w sposób werbalny, jak i niewerbalny. Ostatecznie jednak zależy to od dorosłego, w jakim stopniu zachowania dziecka będą uwieńczone sukcesem.
• J eśli już niemowlę można w ograniczonym sensie określić jako kompetentne, to o ile bardziej zasługuje na to dorastające, uniezależniające się pod względem motorycznym, językowym i intelektualnym dziecko?
• Czy w kontaktach z dziećmi liczymy się z ich kompetencjami? Czy rzeczywiście uważamy ich za aktorów własnego życia?
• Czy traktujemy poważnie dzieci jako równouprawnionych partnerów interakcji?
• Czy tworzymy przestrzenie, w których możliwe jest zbieranie doświadczeń i nauka oraz gdzie może dojść do współdziałania i przyswojenia sobie umiejętności prowadzenia rokowań?
• A może konsekwentnie doprowadzona do końca myśl, że dziecko już w pierwszych miesiącach swojego życia jest samodzielną osobowością, jest dla nas raczej nieprzyjemna, ponieważ wolimy kurczowo trzymać się naszych fantazji o wszechwładzy w stosunku do dzieci i pedagogice zachowawczej?
• Jeżeli jednak już niemowlę spostrzegane jest jako kompetentny i aktywny podmiot, wtedy wynika z tego postawa opierająca się na strukturalnej równości pomiędzy dorosłymi i dziećmi.
Dziecko, które pewne jest swoich związków z osobami stanowiącymi w jego życiu punkt odniesienia, już bardzo wcześnie pokazuje, że dąży do autonomii i niezależności.
• Dążenia do autonomii
Autonomia rozwija się z przywiązania, inaczej mówiąc: dziecko musi je otrzymywać, aby móc skierować swoją uwagę na to, co nowe i inne. Dopiero wtedy budzi się w nim ciekawość i chce ono wypróbować swoje siły. „Potrafię sam!”- jest to najbardziej gwałtownie wołane zdanie przez dzieci, którym chcemy w czymś pomóc. Ściśle zależne z pędem ku temu, by „samemu wszystko potrafić” i samodzielnie wypróbowywać, jest dążenie dziecka do tego, by dowiedzieć się, jaką ma to wartość: „Jestem tym, co potrafię zdziałać, u mnie samego oraz w otaczającym mnie świecie”. Dziecko czuje, że opłaca się inwestować cierpliwość, wytrwałość, ale również opanowanie, aby osiągnąć cel i wywierać wpływ na swoje otoczenie. W zależności od samosterowania wpływ ten jest bardzo różnorodny i wywołuje niejednakowe uczucia, na przykład radość z osiągniętego rezultatu albo frustrację i złość w przypadku niepowodzenia.
Spontaniczne wyrażenie własnej woli, potrzeba zdobywania wiedzy i pragnienie aktywnego uczestnictwa w świecie to przyspieszające rozwój energie, które należy wspierać, mianowicie według motto: „Pomóż mi zrobić to samemu!” (Maria Montessori). Dziecko potrzebuje „pożywki dla swojej woli”, aby mogło samo zdobywać doświadczenia, z innymi ludźmi, z przyrodą oraz z przedmiotami.
Istotne zadanie rodziców polega więc na tym, by umożliwiali oni dziecku stawianie własnych zadań, stopniowe usamodzielnianie się wraz z ich realizacją i uniezależnianie się od rodziców. Ten powolny proces „przecinania pępowiny” i usamodzielniania się zaczyna się od działań dziecka, mających na celu wypróbowanie własnych możliwości.
Janusz Korczak tak opisuje obserwowane przez siebie wczesne dążenie do autonomii u dwuletniego dziecka:
— 73 —