XL
OBRAZOWANIE
ŚWIATOPOGLĄD PROZY SCHULZA
ski nie należy do mówców zbyt chętnie słuchanych. Świadczy o tym nie tylko dość przypadkowe i nie rozumiejące mistrza audytorium Jakubowego Traktatu o manekinach. Już sam styl przemówień czy relacji — słabo .zróżnicowany, nie prowokujący odpowiedzi — wskazywać może, iż narrator jest mówcą bez słuchaczy, samotnikiem, który raczej sam z sobą rozmawia, niż innych mobilizuje do dialogu, kimś, kto wypracował marzony konterfekt własny w języku swych oracji, ale kogo otoczenie — przez inwazję odmiennych języków — nie zmusza do modyfikacji swej mowy7.
Dlatego narrację opowiadań Schulza, a także wypowiedzi jego głównego bohatera cechować będzie szczególna niewraż-liwość na „sytuację komunikacyjną”: Józef mówi ozdobnie, z nieco ^staroświecką elegancją, niezależnie od tego, co opisuje lub z jakiej pozycji i z kim prowadzi dialog jako bohater. Albo raczej: projektuje sobie styl wypowiedzi, sytuację i part-nera-słuchacza, obnażając jednocześnie ten proceder, ujawniając stylizację i literackość zastępującą rzeczywiste spotkanie osób. Będzie tak zarówno w przypadku, gdy partnerem narratora stanie się postać ze świata przedstawionego, jak i wówczas, gdy zwróci się on do czytelnika (lub, mówiąc precyzyjniej, „adresata narracji”). Pisze na ten temat Władysław Panas:
Można powiedzieć [...] że w prozie Schulza występuje narracja dwu-płaszczyznowa: oprócz wyłaniającego się z opowiadania narratora „świata' ujawnia się, prześwituje sytuacja narracyjna, zaznacza się proces opowiadania. Plan ten budują w-zmianki narracyjne, zwroty do czytelnika, częste w prozie Schulza apostrofy, pytania retoryczne, ogólnie mówiąc komentarze retoryczne.
Całość stanowi rodzaj dialogu z odbiorcą, sposób mówienia do adresata, w którym narrator uprzedza słowo czytelnika, odgaduje jego reakcje, przypisuje mu określone zachowanie. W ten sposób czytelnik zostaje ukonkretniony, staje się jedną z postaci, ale, podobnie jak innym, narrator odbiera mu głos. Nadaje mu własne słowo, taki model
1 Cytowany wyżej Władysław Panas mówi tu nawet o „homofonii" w Bachtinowskim sensie tego słowa.
XU
zachowania, jaki jemu — narratorowi — odpowiada (por. [,..J czytelnik wybaczy, zrozumie, pochwyci, przejmie, odpozna, przymknie oczy z zachwytu, czytelnik zdenerwowany, zaniepokojony). Ten model odbiorcy statycznego — oczywiście obecnego w prozie Schulza, a nie pozaliterac-kiego, faktycznego — wskazywałby na jego funkcję jako elementu w grze językowej, takiej figury semantycznej, której funkcja ograniczałaby się do zasygnalizowania, że „oto nastąpił zwrot do czytelnika”. [...] Mówiąc bardziej skrajnie „postać” odbiorcy staje się figurą retoryczną, służącą do imitowania sytuacji komunikacyjnej1.
Styl Schulza pragnie połączyć dwie przeciwstawne na pozór cechy: nieokiełznaną żywiołowość słownictwa, metaforyki, obrazowania — oraz konwencjonalną literackość lub „towa-rzyskość” retorycznej konstrukcji wypowiedzi. Powstaje na tej drodze projekcja podmiotu wypowiedzi zbliżona w ogólnych zarysach do postaci starego Jakuba, tzn. narrator także jest eksperymentatorem, prowadzącym ryzykowne, heretyckie doświadczenia w materii słów i określanej przez nie rzeczywistości, a przy tym — jak tamten — prorokiem jest zapoznanym, musi więc sobie wymarzyć i zaprojektować w wyobraźni audytorium, które zechce zrozumieć go i zaakceptować. W ten sposób sam styl opowieści czyni Józefa (i za nim autora) spadkobiercą ojca-herezjarchy.
Obrazowanie. Musimy postawić sobie bezsensowne na pozór pytanie: oglądając krajobrazy z Schulzowskich opowiadań, co właściwie widzimy? Sen? Wytwór skłonnej do fantazjowania wyobraźni? Rzeczywistość „zwykłą”, obudowaną tylko językową, metaforyczną feerią? Realność zmitologizowaną — czyli opowiedzianą jako mit? Rzecz jasna, pytanie będzie absurdalne, jeśli je potraktujemy jako kwestię ontolo-giczną — i to domagającą się jednoznacznej odpowiedzi, natomiast zyska pewien sens, o ile zrozumiemy je jako pytanie o strukturę fantasmagorii, o kościec „przepełnionej” wizji. oczywiście oglądamy jakąś „rzeczywistość przedstawioną" bądź
XL!I ŚWIATOPOGLĄD PROZY SCHULZA
odbieramy i-komponujemy w procesie odhinrp szereg znaków językowych, ale robimy to-przecież, biorąc za wzór takie "lUtr inne, znane riam~wSześnlej, uporządkowane struktury, Ib tylko pierwszym, powterzenownym czytelnikom Schulza opowiadania jego wydawały się domeną chaośu i dowolnych skojarzeń. Dziś skłonniśmy raczej poszukiwać tam konstrukcji i ładu.
Pierwszym ośrodkiem, wokół którego układają się Schulzow-skie obrazy, będzie — mimo wszelkich możliwych zastrzeżeń — rzeczywistość fizyczna, społecznie sprawdzalna. W niej to przecież żyje przyziemna Adela czy matka małego Józefa, ona to — rzec można —jest ich postulatem. Wszystkie, fanta-smagoryczne nawet, obrazy domu, ogrodu, miasta, najbliższej okolicy kryją więc w sobie jakąś „stałą”, namacalne, niezmienne jądro. Nie ma przecież najmniejszej wątpliwości, że ekscentryczne przygody spotykają Józefa zawsze w tym samym, niewielkim mieście, wśród tej samej rodziny zamieszkującej dom przy rynku. Potrafimy zrekonstruować ten materialny, dość prozaiczny substrat rojeń i orzec, jak dalece odpowiada on realiom Drohobycza, a także — jak wiele ze zdarzeń opowiedzianych miało związek z rzeczywistymi faktami Schulzowskiej biografii “■ i jakkolwiek biografistyczna interpretacja niewiele potrafi wyjaśnić z dzieła drohobyckiego autora, to jednak realiom przywołanym w utworach trudno odmówić ważności: przecież on sam nie potrafił nigdy od nich się oderwać i nie napisał nic, co nie wspierałoby się na tym niewzruszonym fundamencie.
Drugim czynnikiem wprowadzającym jakiś porządek w na-tłofTobrazów jest osobisty, niejako prywatny charakter wyobraźni narratora-bohaiera. Ma ona pewne indywidualne, niezmienne cechy, które rozpoznać możemy na przestrzeni wszystkich opowiadań. Przede wszystkim wspomnieć należy o tym, że relacja: świadomość — świat nie ma u Schulzowskiego czło-
9 Por. J. Ficowski, Regiony wielkiej herezji, op. cii., rozdz. Fantomy a realność, s. 121-146.
OBRAZOWANIE XLIII
wieka charakteru bezkonfliktowego. Wprost przeciwnie: mamy tam do czynienia z nieustanną walką pomiędzy czynnikiem osobistym a zewnętrznym, rzeczywistość przedstawiona zawsze jest wypadkową starcia dwu lub więcej żywiołów. Gdy jednak spróbujemy głębiej określić naturę tego starcia, napotkamy osobliwe trudności. Przyjrzyjmy się temu — dość typowemu — obrazowi z Nocy wielkiego sezonu:
Ludzie uciekali przed zmierzchem w cichym popłochu i naraz dosięgał ich ten frąd i wysypywał się ciemną wysypką na czole, i tracili twarze, które odpadały wielkimi, bezkształtnymi plamami, i szli dalej już bez rysów, bez oczu, gubiąc po drodze maskę po masce, tak że zmierzch roił się od tych larw porzuconych, sypiących się za ich ucieczką.
Literalnie rzecz biorąc, opisana tu została walka „zmierzchu” z ludźmi, w rzeczywistości jednakowoż to kształt przegrywa tu batalię z zacierającym go mrokiem, a starcie rozgrywa się w wizji obserwatora, nie zaś w świecie rzeczywistym. Punktem wyjścia jest tu impresjonistyczny obraz zapadających ciemności i niknących ludzkich twarzy — z niego wysnuwa się drugi obraz — już ekspresjonistyczny lub nadrealistyczny z ducha — gdzie działające czynniki usamodzielniają się i zyskują swoistą „osobowość”.
W istocie obrazy u Schulza znajdują się nieustannie ..w stanie podejrzenia", rzeczywistość bowiem traktuje autor iakn teren swoistej gry. Pisał o tym w „liście" do Witkacego:
Sklepy cynamonowe dają pewną receptę na rzeczywistość, statuują pewien specjalny rodzaj substancji Substancja tamtejszej rzeczywistości jest w stanic nieustannej fermentacji, kiełków ania. utajonego życia. Nic ma przedmiotów martwych, twardych, ograniczonych. Wszystko dyfunduje poza swoje granice, trwa tylko na chwilę w pewnym kształcie, ażeby go przy pierwszej sposobności opuścić. W zwycząiach. w s|xisobach bycia tej rzeczywistości przejawia się pewnego rodzaju zasada — panmaskaradv. Rzeczywistość przybiera pewne kształty tylko dla pozoru, dla żartu, dia zabawy. Ktoś jest człowiekiem, a ktoś karakonem, ale ten kształt nie sięga istoty, jest tylko rolą na chwilę przyjętą, tylko naskórkiem, który za chwilę zostanie zrzucony.
W. Panas, op. cit., s. 83.