Współczesna nauka - a w analogii do przyrodoznawstwa oczywiście także humanistyka - musiała i musi, jeśli chce postępować metodycznie bez zarzutu, wyłączyć z gry Boga, którego przecież nic można skonstatować empirycznie i zanalizować jak inne obiekty. W tej mierze naukowy ateizm ma zdecydowanie rację. Pojawia się jednak przeciwstawne pytanie: czy od badacza przyrody i badacza człowieka nie należy wymagać zasadniczo otwartości na cały świat? Żadna nauka nie ma za przedmiot wszystkich aspektów świata, ludzkiego życia i działania. Fizykom, biologom, lekarzom, psychologom, socjologom chodzi dziś raczej o analizę danych, faktów, zjawisk, działań, przebiegów, energii, struktur, przemian. I słusznie. Równie słusznie teologom - a zapewne i filozofom - powinno jak dawniej chodzić o kwestie ostatecznych, ewentualnie pierwszych wykładni sensu, wytyczania celu, o wartości, ideały, normy, decyzje i postawy.
2. PO CO WIERZYĆ W BOGA?
Wszelako właśnie w świetle racjonalności krytycznej od razu pojawia się słuszne pytanie: Czy współczesny, racjonalnie myślący, wykształcony w zakresie nauki człowiek może jeszcze wierzyć w Boga? Jest to wyjściowe pytanie naszej części drugiej. Od czasów krytyki dowodów na istnienie Boga, przeprowadzonej przez Immanuela Kanta, większość naukowców uważa przecież, że czysty rozum nie dokonuje przejścia od sfery „widzialnej” do „niewidzialnej”, do transcendencji poza doświadczeniem. Nawet ktoś nieuznają-cy Kantowskiej krytyki dowodów na istnienie Boga musi przyznać, że nie ma racjonalnego dowodu jego istnienia, który mógłby przekonać wszystkich. Dowody te okazują się w istocie pozbawione zniewalającej mocy. Nie bez powodu nawet wierzący nie akceptują powszechnie żadnego z dowodów.
Nie należy jednak wyrokować zbyt pospiesznie: gdy dowody te chcą dowodzić, nie mówią nic, lecz gdy artykułują Boga, mówią wiele. Jako sztywne odpowiedzi nie zadowalają, lecz jako otwarte pytania są nic do pominięcia. Ich dowodowy charakter nie ma dziś znaczenia, ale nie ich treść. I właśnie o tę niedającą się dowieść treść dowodów na istnienie Boga dzisiaj chodzi! Jak jednak w tej sytuacji problemowej mamy znaleźć racjonalny przystęp do Boga? Jak w obliczu roszczeń nauki przekonywać, nie mogąc dowodzić?
A może trzeba z góry zrezygnować z racjonalnego przystępu do Boga? Czy trzeba niejako na oślep rzucić się mu w ramiona, by może w ten sposób... wpaść w nicość? Czy trzeba tu po prostu wierzyć? Po prostu wierzyć? Czy jednak wiara nie ma nic wspólnego z myśleniem? Czy wiara bez myślenia nie jest wiarą nieprzemyślaną, nieodpowiedzialną? Czy wiara w Boga ma coś znaczyć tylko dla wierzących marzycieli, a nic dla myślących naukowców? Te wątpliwości są uzasadnione: wiary w Boga nic ma się wprawdzie dowodzić, ale nie powinno się jej też tylko głosić i deklarować, nie, powinna być potwierdzana i odpowiedzialna, potwierdzana przez tę tutaj rzeczywistość i odpowiadająca przed rozumem. Tu człowiek myślący nie może pozwolić, by powstrzymywał go jakiś dogmatyczny zakaz stawiania pytań - ani ze strony nieodpowiedzialnej wiary, ani ze strony pewnego siebie rozumu.
Wypada ubolewać nad tym, jak wiele niepotrzebnych bitew wiary w Boga z nauką i teologii z ateizmem stoczono w ostatnich stuleciach. Żaden myślący człowiek nie może dziś zaprzeczyć, że krytyka religii ze strony na przykład Feuerbacha, Marksa czy Freuda była w wysokim stopniu uzasadniona. Feuerbach miał zupełną słuszność: bez wątpienia re-ligia jak wszelkie ludzkie wierzenia, nadzieje i miłości zawiera moment projekcji. W żadnym razie nie dowiódł przez to jednak, że religia jest tylko projekcją! Może ona przecież mieć kontakt z zupełnie inną rzeczywistością! Również Marks miał całkowitą rację: religia może być opium, środkiem społecznego
243