450 J. ANDRZEJEWSKI. MIAZGA
przed jedenastą nie wyszedł z Kameralnej, a potem, gdybym skręcił Nowym Światem ku Alejom albo gdybym nawet po. szedł w kierunku przeciwnym, lecz nie po tej stronie, po której ostatecznie poszedłem, wtedy...
Właśnie! - mówi prawie na głos, i przestrzeń kilku metrów jaka dzieli ostatni stopień od żelaznych sztachet podwórza, okazuje się przy powolnym kroku oraz lekkim pochyleniu głowy (jednak dyskretniejszym niż przy monologowaniu w toalecie) wystarczająco rozległa, aby ze stopami w płytkiej warstewce śniegu mógł przystanąć w lipcowy wieczór, przystanąć pośrodku szerokiego chodnika Nowego Światu, ponieważ skłania go do tego zarówno przyjacielski gest Witolda Kaleckiego, który dostrzegł go, samotnego, z dość znacznej odległości, jak i uczucie ulgi, że dzięki temu przypadkowemu spotkaniu powrót do domu oddali się chociaż o kilka minut, więc przystaje na środku trotuaru, lecz dopiero wówczas, gdy to czyni, dostrzega, że Kalecki nie jest sam, obok niego, a właściwie trochę w tyle, a przez to cokolwiek przysłoniętą jego barczystą i obfitą w ciało sylwetką, dostrzega młodziutką dziewczynę, jak się masz, Adam! - mówi Kalecki na pełnym uśmiechu, co pulchnej dojrzałości jego twarzy przywraca wygląd nienaturalnie, lecz sympatycznie wyrośniętego dziecka - strasznie się cieszę, że cię widzę, i zaraz potem: pozwól, że ci przedstawię tę młodą osóbkę, wtedy Nagórski, gdy Kalecki, obejrzawszy się za siebie, odsuwa się nieco na bok, widzi dziewczynę z odległości nie większej niż na wyciągnięcie ramienia, nie widzę jej - myśli, zbliżając się do fiirtki - wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to ona, a Kalecki mówi z akcentem dobrodusznej, lecz i leciutko ironicznej lubieżności: to jest Nike, a to we własnej postaci pan Adam Nagórski, po-szłaś wtedy do Kaleckiego? - pyta w innym czasie, tak - od-
powiada, dlaczego?, cisza, dlaczego do niego poszłaś, podoba! ci się?, nie chciałam wrócić do domu - odpowiada, i było ci z nim przyjemnie? - pyta, nie wiem - odpowiada, jak to nie wiesz?, nie pamiętam — odpowiada, Nike? — zapytuje, aby przerwać niezręcznie przedłużające się rmlczeme. jakie wynikło pomiędzy nimi trojgiem pośrodku trotuaru Nowego Światu - co to za imię?, Nike — odpowiada ona, nie ma takiego imienia - mówi, nagle wzruszony jej niskim, po chłopięcemu łamiącym się głosem, ja je mam - mówi ona, a Kalecki, którego hobby o wiele namiętniejszym od robienia muzyki jest kolekcjonowanie starych pozytywek i zegarów oraz grających szaf, kwituje ten dialog swobodnym uśmiechem człowieka, który zawsze tyle tylko bierze, ile udźwignąć może, ta młodziutka osoba - mówi - jest w pewnych sprawach bardzo pryncypialna, ale tylko w pewnych, i do niej: wiesz, mała, kim jest ten pan?-i Nagórski, już obejmując zmarzniętą dłonią oszronioną klamkę furtki, powtarza odruch niezadowolenia, prawie protestu, jakim w lipcowy wieczór, wciąż pośrodku trotuaru Nowego Światu, reaguje na słowa Kaleckiego, nie bój się -mówi wtedy Kalecki - ta ładna osóbka bardzo dobrze, jak na swoje lata, jest zorientowana, i do niej, wciąż stojącej nie dalej niż na wyciągnięcie ramienia: uważaj, mała, jeżeli będziesz dla tego pana miła i grzeczna, to on, jak chyba wiesz, ma nie tylko nazwisko sto razy od mego większe, ale i stosunki w światku / teatralnym i filmowym ma takie, że jeden jego telefon... prze-\ stań, Witold - mówi wówczas, z dłonią na klamce furtki, i py-\ta: a co pani robi?, uczy się.- odpowiatterza nią Kafeckr— / Vprzyszłymroku zdaje maturę, a potem wybiera się do Szkoły Teatralnej, nadaje się,'jak sądzisz?, wtedy ona mówi bardzo spokojnie, trochę tonem grzecznej dziewczyny z dobrego domu: pan Nagórski zna mnie chyba zbyt mało, aby wiedzieć,