LXXXIV C3Ł U: ISTNA LIRYKA
me siad po jakimś „tektonicznym pęknięciu”; jakaś ,nie
zgładzona kresa” — znak wagi aktu twórczego, silnie puentujący całe dzieło. Wiersz XCVIII. Krytyka, „klamruje się” _
jak może powiedziałby Gomulicki>o — z intencją autora, której się domyślamy; Finis mówi o „śmierciach tworów”, jest jakby obejrzeniem się na to wszystko, co się przeszło, co się spotkało, o co się zawadziło... z czym się szeptało „o śmierciach tworów”; jest obejrzeniem się autora na kończące się oto własne dzieło — własne życie... Wiersz następny to „ciąg dalszy”, acz ironicznie dopisany, to życie „po życiu”; to „sprawozdanie” z oględzin „zielnika”, spreparowane przez kolegę po piórze, wytrawnego nekrologistę, krytyka literackiego. „Sprawozdaniu” z procesu uśmiercania VM przez krytykę literacką poświęcony jest właśnie ten wiersz „wyjęty z czasopismu”.
Wspomnijmy jeszcze o wierszach poprzedzających Finis, które łączy tematyka funebrałna, wyodrębniając je w grupę gatunkowo zbliżoną do epicedium czy epitafium (setny wiersz zbioru) Nie są to zresztą jedyne utwory, którym patronowała idea epitafium — czy bardziej nowocześnie — nekrologu.
W tym nurcie mieści się wiersz LXXXVI. Pamięci Alberta Szeligi hrabi Potockiego i superepitafium LXXXV. Do Zeszłej... (na grobowym głazie), który jest poetycką definicją chrześcijańskiego epitafium (jak wiersz C. Na zgon śp. Józefa Z. jest definicją chrześcijańskiego zgonu, LXXXII. Śmierć — definicją śmierci).
Norwidowską autocharakterystyką VM może być wyrażenie poety „cyprysowa czamość”, którego użył w liście do Henryka Merzbacha z 7 czerwca 1866 (PWsz IX 228). Patrząc w głąb tego przewodnika po Ziemi — ale patrząc od strony puentowej, jakby od końca — odczuwa się śmiertelną jego powagę Tak oglądane VM jawić się może jako przewodnik... po cmenta-
10 Określenie z komentarzy w edycji Dz 1, Dz U
rzu1. Oczywiście, nie w dosłownym znaczeniu, a przynajmniej bardzo rzadko tak właśnie — jak w wierszach Do Walentego Pomiana Z, XIX. Stolica, XXXVI. Powieść, XVII. Wieś, VI. W Weronie’, częściej w znaczeniu przenośnym — jako podróż przez Ziemię grobami ciężarną; a najczęściej — pomiędzy ludźmi „zaklętymi w umarłe formuły”, śniącymi kamienne sny lub uciekającymi w pozór istnienia — fałszywy, ale mniej 'wymagający i odpowiedzialny niż istnienie realne. Odłamków tego kamiennego świata jest w VM tak wiele, że da się powiedzieć wprost, iż w znacznej części z cmentarnych okruchów ułożona jest ta via dolorosa, po której mamy „iść z nim”... czy „za nim”. Motyw skamienienia jest zresztą w twórczości Norwida — i wcześniejszej, i późniejszej — przebogaty; jego istotę tak wyraża Spartakus:
— Siedłiście, głazy, w głazów kole,
Aż mchu porośnie na was sierć:
— Siedłiście, głazy, w głazów kole:
Całe już życie wasze — śmierć!
(PWsz I 286)
A jednak jest tu inaczej niż w dumnej Odzie12 Mickiewicza; nie;
[...] dodaj mi skrzydła!
Niech nad martwym wzlecę światem
Por. S. S ze nic, Cmentarz Powązkowski. 1851-1890. Zmarli i ich rodziny, Warszawa 1982. Książka ta jest kontynuacją wcześniej wydanego tomu (zmarli z lat 1790-1850) i — w jakimś stopniu — dzieła K.W. Wójcickiego, Cmentarz Powązkowski pod Warszawą, którego fragmenty publikował autor w różnych periodykach warszawskich poczynając od r. 1854 (w „Bibliotece Warszawskiej”). Należy przypuszczać, że Norwid znał teksty Wójcickiego i to one — bardziej zapewne niż Baudelaire’owskie Kwiaty zła — mogły poetę zainspirować.
12 A. Mickiewicz, Wybór poezyj. Tom pierwszy, oprać. Cz. Żgo-rzelski, Bibl. Nar., S. I, nr 6, wyd. VI, Wrocław 1974, s. 64, 65.