LXXIV CM. 8: ISTNĄ LIRYKA
Serdeczny przyjaciel Norwida, Teofil Lenartowicz, tak ocenił kiedyś tę skwapli wość poety w korzystaniu z biblijnego wzoru:
artysta, dla którego sposób mówienia Zbawicielowęgo. jest ściśle ironiczny m, w ślad którego idąc trzeba ironizować, zapalić cygaro i ten świat (niezupełnie przez samego siebie pogardzony) zaocznie kopać tak silne, jak tylko się da. (PWsz XI 474-475)
Ma rację Lenartowicz wskazując na to, iż Norwid „kopie” świat — którym jednak „niezupełnie pogardza”, i to pozwala mu wciąż „pisać na Babylon do Jeruzalem!”
Pójdź za mną?-. Ta formuła ewangelicznego powołania odcisnęła się wyraźnie w dziele Norwida. Oto jej kontekst:
A nazajutrz chciał Jezus wynijść do Galilei, i znalazł Filipa i rzeki mc Pójdź za mną. (J I 43)
U Mateusza i analogicznie u Marka brzmi to tak:
A gdy Jezus chodził nad morzem Galilejskim, ujrzał dwóch braci: Szymona [...] i Andrzeja [...] którzy zapuszczali sieć w morze; albowiem byli rybiłwy. I rzekł im: Pójdźcie za mną, a uczynię was rybitwami ludzi. A oni opuściwszy sieci, szH za nim. (Mt IV 18-20, Mk I 16-17)
W wersji łacińskiej, która nie była obca Norwidowi, czytamy:
Ambulans Jesus jincta marę Galilaeae, vidit duos fratres, Simonem [...} et Andream mittentes rete in marę (erant enim piscatores), et ait iilis: „Venite post me, et faciam vos fieri piscatores hominum”.
Łacińskiemu: Venite post me odpowiada polskie: „Pójdźcie za mną”, co rozumiemy jako powołanie do pójścia śladami Mistrza — „za mną”. W przypadku Szymona „zwanego Piotrem” vocatur Petrus") to post me posunięte zostało do dosłowności nawet w śmierci: Piotr — pierwszy następca Mistrza — został ukrzyżowany (jak mówi tradycja, głową w dół). Norwidowska formuła tytułowa oznacza dosłownie: „Pójdź (lub
chodź) ze mną”, a potocznie — po zatarciu pierwotnego znaczenia — po prostu rodzajową nazwę przewodnika, chętnie używaną dziś również, np.: Wademekum lekarza, Wademekum działkowicza, Wademekum wędkarza...
Tradycja dzielenia się doświadczeniami jest tak stara, jak stara jest ludzkość. Czy jednak z owego tytułowego „wademekum” nie czynimy metafory zbyt pojemnej? Jest to przecież zbiór wierszy lirycznych („sto poezji drobnych — sto argumentów”, jak powiada w liście do Józefa I. Kraszewskiego z 5 maja 1866, PWsz IX 217); w innym liście do Kraszewskiego (z ok. 15 maja 1866) ostrzega:
są to rzeczy niezabawne, ale owszem niekiedy nudne, to jest opracowane na głębiach prawd i różnostronności form i bogactw języka prześladowanego i podupadłego. (PWsz IX 223)
Jest to — jak powiada autor w liście do Henryka Merzbacha z 7 czerwca 1866 (PWsz IX 228) — zbiór „rymów najwsze-lakszej budowy”, które jednak miały wytyczać nowy kierunek rozwoju polskiej poezji, tak przynajmniej sądzi poeta (list do Józefa I. Kraszewskiego z 5 maja 1866):
Poezja polska tam pójdzie, gdzie główna część Vade-mecum wskazuje sensem, tokiem, rymem i przykładem. Czy chcą? czy nie chcą? — wszystko jedno. (PWsz IX 218)
Jakaż miała być „pierwsza zasada”, fundament tego nowego kierunku? Wyjaśnia to poeta zarówno w listach odnoszących się do VM, jak również — acz mniej „dosłownie” — we wstępie do tomu i w wielu wierszach programowych zbioru, np.: I. Vade-mecum, VIII. Liryka i druk, IX. Ciemność, XXVI. Czemu nie w chórze?, XXX. Fatum, XXXII. Wiemy--portret, XXXV. Ironia, XXXVI. Powieść, XL. Cenzor-krytyk, XLIII. Purytanizm, U. Moralności, LX. Język-ojczysty, 1X1. Bogowie i człowiek, IXIII. Prac-czoło, LXIX. Początek broszury