Część trzecia — Dyskurs bez twarzy 99
Konstantyn wydaje się naiwny, oczekując że czyn jego i garstki Mitroanidów zmieni bieg dziejów, spowoduje „ugięcie wichru dziejowego" |3. 534|. Parnicki, włączając aporię Zenona w tekst powieści, konsekwentnie ujmuje postać Konstantyna w tę prefigurację. Powolności żółwia odpowiada bezruch jego potężnego ciała, tłustego ciała rzezańca; tarcza jest zarazem skorupą okrywającą ten „worek ciała", ale także nasuwa skojarzenie ze strategią „rzymskiego żółwia" — sposobu walki piechoty okrytej tarczami, która to strategia wydaje się w VIII wieku niedogodna wobec świetnej jazdy Arabów. Wreszcie sama bitwa pod Tours, w świetle ustaleń współczesnych historyków, nic miała tak decydującego znaczenia w zatrzymaniu ekspansji arabskiej na Francję23. Żółw zatem jest ze wszech miar spóźniony wobec Achillesa.
A jednak go prześciga.
Przy całej swej anachroniczności Konstantyn jest niezwykle nowoczesny, nowoczesnością chrześcijaństwa, mimo że sam nie wierzy' w jego boskich twórców.
...maska osiemnasta gotowa byłaby umrzeć ku chwale cudów boskości, w których dokonanie przez boskość nie wierzy sama. |3, 464—465]
Achilles symbolizuje myśl zamkniętą w granicach miastapolis, służbę miastu, ciągle ponawiany wysiłek myśli zmierzającej do opanowania złożoności świata „za murami". Kon-stantyn-żólw dostrzega ideologiczną i intelektualną potęgę chrześcijaństwa, które rozbija miasto i myśli w kategoriach nieskończoności usuwając z niej czas. Chrześcijaństwo pokonuje pogaństwo w dyskursie teologicznym, ponieważ zawładnęło nieskończonością i jest zawsze o krok bliżej wieczności, gdzie dylematy myśli i egzystencji znajdą swoje rozwiązanie na mocy umowy z Chrystusem o doczesnym uwarunkowaniu zaświatów. Ten motyw, zwany „umową ceza rej ską”, jest jednym z najbardziej frapujących Parnickiego fragmentów ewangelicznych. Ważny w powieści wątek tzw. „donacji Konstantyna" dodatkowo potwierdza tę myślową i polityczną otwartość chrześcijaństwa.
Konstantyn nie jest jednak prostaczkiem, który absolutnie zawierza objawieniu. Fascynuje go doczesna skuteczność chrześcijaństwa, dostrzega jego rozwojową siłę, ale ma także swój dramat indywidualny, jest zakochanym nieszczęśliwie kastratem, skrzywdzonym dzieckiem. Żadna religia, żaden system nie jest w stanie uzasadnić celowości jego kondycji. Sam usiłuje nadać jej sens, bowiem niczyje slow'o nie ma takiej mocy:
— Lecz czyje słowo ma nadawać sens czynowi? | . |
— Jest to sprawa trudna. Wielostronna i wieloznaczna. [3, 4801
Teraz dopiero dostrzec można ironię bezruchu Konstantyna, którego tragikomiczny los pomieścił w' sobie obie figury aporii. W perspektywie metafizycznej jest zwycięzcą, pokonał wrogie stronnictwa zjazdu, rozpoznał myślową przewagę chrześcijaństwa. Zarazem jego ogromna, okaleczona cielesność nic mieści się w tym wyjaśnieniu, ugruntowuje pierwotne doświadczenie własnej nierozumnej historyczności. I choć słowo metafizyki jest bezsilne wobec problemów egzystencji, to jednak jest z nią nierozerwalnie związane, nic sensem, przyleglością, adekwatną sygnifikacją, ale właśnie cielesną genezą wypowiedzi, miejscem jej nie kończących się odrodzeń:
...życie ziemskie tylko ponad wszelką wątpliwość zapewnia możność mówienia po ludzku czy to słowem żywym, czy w piśmie. |3. 525]
W ten sposób przedstawienie w powieści jest dziełem pisarza świadomego paradoksu, jaki uruchamia literatura. Zaczynając historię, już ją skończył, zarazem wie, że mówi ciągle
23 Zob. G. Faber. Merowmgowie i Karolingowie, s. 124.