LITERATURA I TEOLOGIA DZISIAJ
śli o innym wyrażeniu — o prawdzie, która „was wyzwoli” (J VIII, 32), wówczas następuje odwołanie się do wolności w Ewangelii i odwołanie się do wolności w literaturze. A gdy się myśli o przestrogach św. Pawła, by nie zapadać w sen (Rz 13, 11; Ef 5, 14), o wypowiedzi Ingeborg Bachmann lub o wierszu Gunthera Eicha: „Zbudźcie się, gdyż zle są wasze sny” — wtedy jest to również protest przeciw „zapadaniu w sen” w Ewangelii i w literaturze.
Pytaniem jest jednak, po pierwsze — czy utożsamiamy, bez sprawdzenia, nasze własne stanowisko ze stanowiskiem Ewangelii i czy możemy określić stanowisko innych jako „literaturę”, tzn. jako coś istniejącego bez lub przeciw Ewangelii. Pytanie brzmi dalej, czy „chleb”, „prawda”, „życie”, „wolność” oraz inne podstawowe wyrazy i tu i tam oznaczają to samo i czy chcą zajmować tę samą płaszczyznę egzystencjalną. Pytanie brzmi, po trzecie, czy jeśli teologia i literatura nazywają tym samym wyrazem coś różnego pod względem treści i formy, w ogóle mogą ze sobą dyskutować, czy niewłaściwe rozumienie i wzajemne niezrozumienie nie wsączają się tu w sposób nieunikniony. Jak długo każda ze stron będzie niosła ze sobą zapatrzenie we własny punkt widzenia, nie zaś gotowość do zrozumienia właściwie pod względem formalnym słowa drugiej strony — nie ma żadnej możliwości dialogu. Ten rodzaj sprzeczności można określić jako sprzeczność mowy i rozumienia. Ma ona naturę kompleksową. Do treściowego i intencjonalnego nieporozumienia dochodzi jeszcze formalne. Jedno jest uwarunkowane w dużej mierze przez drugie. Już Goethe mówił w swych maksymach i refleksjach: „Materiał widzi każdy przed sobą, treść znajduje tylko ten, kto ma z tym cokolwiek do czynienia, a forma jest dla większości tajemnicą”.
Dokładniejsze zrozumienie formy było we wszystkich czasach trudne. Dzisiejsze formy literackie są pod wieloma względami inne niż wczoraj. Są one też na ogół trudniejsze. Wiele zrozumienia opacznego i wręcz niezrozumienia dzisiejszej literatury rodzi się z niewłaściwych oczekiwań ze strony czytelników. Również teologowie są czytelnikami. I chrześcijanie z teologicznej domeny są czytelnikami. Wykładów i seminariów na temat języka form nie ma na razie na uczelniach teologicznych. Dopiero w najnowszych czasach teologowie zwrócili uwagę na język formy Biblii, i to dzięki liberalnej krytyce z zewnątrz.
Chrześcijanie i teologowie, w sobie właściwy sposób, oceniają dzieła literackie. Aprioryczne nastawienia, zorientowane jednostronnie według wyobrażeń minionych epok literackich, lub też zorientowane bezkrytycznie według własnego gustu, prowadzą ciągle ku nowym rozczarowaniom do literatury dzisiejszej. Poważna część przykładanych miar i na wpół uświadomionych zasadniczych nastawień wynika nie tyle z Ewangelii, ile z niewłaściwych oczekiwań czytel-
1117