Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 13 Więzy Rodzinne

background image

FRID INGULSTAD

WIĘZY RODZINNE

Saga Wiatr Nadziei

część 13

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kristiania, październik 1906 roku

Emanuel nie ruszył się z kuchennego taboretu.

Przez dłuższą chwilę Elise nie była w stanie wykrztusić słowa.

- Peder, ile razy muszę ci powtarzać, byś zamykał drzwi! Drew już prawie nie ma, a

Hugo jest przemoczony. Nie mogę przecież przebierać go w takim przeciągu.

Peder wstał skruszony.

- Przepraszam, zapomniałem.

- Nieustannie o czymś zapominasz. Sama już nie wiem, jak mam z tobą postępować.

Głos Elise brzmiał ostro, ale nie potrafiła zapanować nad tym nagłym wybuchem

irytacji. Zbyt wiele wydarzyło się ostatnio. Najpierw Ansgar, potem pani Paulsen, a teraz to.

- Nie widzisz, że jest u nas Emanuel? - Peder pośpiesznie zamykał drzwi, patrząc na

siostrę zdumionym wzrokiem.

- Oczywiście, że widzę, ale to niczego nie zmienia. Idź poszukać chrustu. Może

znajdziesz coś koło fabryki.

Chłopiec włożył czapkę i niechętnie ruszył do wyjścia. Kiedy znalazł się na progu,

mruknął pod nosem: - Najpierw płacze, gdy tamten znika, a teraz się wścieka, bo nas

odwiedził.

Kiedy za Pederem zamknęły się drzwi, Elise odwróciła się do Emanuela. Z trudem

panowała nad wzburzeniem.

- Czego chcesz?

- Porozmawiać z tobą.

- Nie ma o czym.

Emanuel nie ukrywał zdziwienia.

- Czy coś się stało?

- Stało? O co ci chodzi?

Elise nie poznawała własnego głosu.

- Ty... To znaczy... Ta surowość wobec Pedera... To do ciebie niepodobne.

Położyła Hugo na starym dywaniku na podłodze i przyniosła koc z izby, by go okryć.

Serce dudniło jej w piersi. Dlaczego? Dlaczego zjawia się właśnie dziś? Johan wątpił w to, że

w ogóle przyjdzie, ona zresztą też. Aż tu nagle pojawia się tego samego dnia, w którym

dotarł do niej list od Johana.

background image

- Taka się stałam - odrzekła twardo, wciskając Hugo do rączki gałganek. - Po tym

wszystkim, co przeżyłam - dodała, nie odwracając się do Emanuela.

Zapadło milczenie.

Zdziwienie Emanuela było w jakimś sensie uzasadnione. Elise nie przypominała już

w niczym dziewczyny, którą kiedyś poznał. Sama zresztą dziwiła się tej odmianie.

Po co przyszedł? Bezładne myśli cisnęły się jej do głowy. Może chciał po prostu

omówić jakieś praktyczne sprawy? Obróciła się ku niemu.

- Więc czego chcesz?

- Porozmawiać z tobą - powtórzył.

Dopiero teraz zwróciła uwagę na wyraz twarzy Emanuela i stwierdziła z

zaskoczeniem, że on też się zmienił. Wciąż był bardzo przystojny, ale w jego rysach pojawił

się cień smutku, może nawet goryczy. Tylko skąd brała się ta gorycz? Wszak to on przespał

się z inną, a potem wyniósł się z kochanką.

- Więc mów, o co ci chodzi. Muszę zająć się dzieckiem.

- Wolałabyś, bym tu nie przychodził - stwierdził urażony.

Więc wciąż niczego nie pojmował? Nie rozumiał, jak bardzo ją zranił?

- A co to ma za znaczenie? - westchnęła z rezygnacją. - Chodzi wam o, szybki

rozwód. Nasz związek to już przeszłość.

- Nie całkiem.

- Co masz na myśli? - spytała zaskoczona.

- Doszły mnie pewne wieści. A teraz znajdują potwierdzenie.

Zapewne dostrzegł jej zaokrąglony brzuch, kiedy odwieszała szal. W zdenerwowaniu

nie pomyślała, że jej odmienny stan nie ujdzie jego uwagi. Zagryzła wargi.

- I co z tego?

- To dlatego tak się zmieniłaś? Dlatego tak się irytujesz?

- Nie byłam zła, zanim nie weszłam do domu.

- A więc to moja wina?

Nic nie odrzekła. Zdawała sobie sprawę, że niepotrzebnie uniosła się gniewem wobec

Pedera. I tak jednak ostro by zareagowała, wizyta Emanuela wytrąciła ją z równowagi.

- Chcesz, żebym sobie poszedł?

- Możesz najpierw powiedzieć, co ci leży na sercu. Chyba że pragniesz powtórzyć to,

co usłyszałam od ciebie ostatnim razem. Jeśli taki masz zamiar, lepiej w ogóle się nie

odzywaj.

Emanuel poczerwieniał.

background image

- I nie zrzucaj winy na adwokata i ojca. Jesteś już dorosły - dorzuciła, zanim zdążył

powiedzieć coś na swoją obronę.

Spuścił głowę zawstydzony. Dobrze, że zachował choć odrobinę przyzwoitości,

pomyślała Elise.

Emanuel podniósł wzrok i spojrzał na nią. Widać było, że cierpi.

Jeszcze jeden, pomyślała poirytowana własną słabością. Dlaczego musiała nieustannie

użalać się nad innymi? Miała przecież dość własnych kłopotów.

- Chcesz kawy?

- Przecież nie masz drewna.

- Nie jest tak źle. Rozzłościłam się na Pedera, bo nigdy nie zamyka drzwi za sobą. Nie

stać nas na marnotrawienie opału.

- W takim razie chętnie wypiję filiżankę.

- Raczej kubek. Filiżanki wyparowały. Znów poczerwieniał.

- Wiem, że jestem złośliwa, Emanuelu, ale sameś sobie winien. Nigdy wcześniej nie

słyszałam o mężczyźnie, który wynosi meble i serwis pod nieobecność żony. Meble należały

do Ringstadów i wcale mi ich nie brak. Dobrze wiesz, że nie dbam o rzeczy materialne.

Złości mnie jedynie sposób, w który to zrobiłeś. Trzeba było spytać, a niczego bym ci nie

odmówiła. Ani stołu, ani kanapy, ani całej reszty.

Przytaknął, nie patrząc na nią.

- Przykro mi z tego powodu.

Żeby choć nie zachowywał się jak zbity pies! Żeby choć był arogancki, traktował ją z

góry, okazywał pogardę! Wtedy nie musiałaby się nad nim litować, okazywać współczucia.

Powinien dowiedzieć się, co o nim myśli, zasłużył na gorzkie słowa prawdy.

- Nie pojmuję, że ośmielasz się tutaj przychodzić.

- Nie miałaś więc zamiaru powiedzieć mi o niczym?

- Nie.

- Chciałaś ukryć, że zostanę ojcem?

- Tak - odrzekła ze złośliwą satysfakcją. - Hilda zaproponowała, bym dała dziecku

imię po twojej matce, jeśli urodzi się dziewczynka. Za dziesięć, piętnaście lat spotkałbyś

mnie z córką na ulicy. Spojrzałaby na ciebie niewinnymi niebieskimi oczyma, dygnęłaby i

przedstawiła się: Marie Ringstad. To by dopiero była niespodzianka, nieprawdaż?

Emanuel odwrócił wzrok.

Elise dołożyła do ognia i dolała świeżej wody do czajniczka. Postawiła na stole

mleko, cukier, chleb, masło i syrop.

background image

- Pewnie jesteś głodny.

Emanuel wciąż się nie odzywał. Może płacze, pomyślała Elise, ale nie spojrzała na

niego z obawy, że ujrzy łzy w jego oczach.

Nie chciała pocieszać mężczyzny, który okazał jej całkowity brak szacunku. Złość

przychodzi ludziom łatwiej niż litość.

W końcu jednak odwróciła się do niego i westchnęła głęboko.

- Przepraszam - powiedziała. - Nie jestem dziś sobą. Mów, z czym przychodzisz.

- Odwiedzili nas Carlsenowie. Agnes opowiedziała Karolinę o wszystkim.

- Powinnam się była domyślić - uśmiechnęła się kwaśno. - Jedna warta drugiej.

- Nieważne, skąd wiem. Chcę jedynie potwierdzenia.

- A więc po to tu jesteś? Emanuel zdziwił się.

- Spodziewałaś się więc, że okażę obojętność na wieść, że oczekujesz mojego

dziecka?

- Niczego się nie spodziewałam. - Elise unikała jego wzroku. - Miałam nadzieję, że o

niczym się nie dowiesz. Nie mam zresztą pojęcia, czy dziecko da sobie radę. Połowa

niemowląt nie dożywa paru miesięcy, zwłaszcza w naszej dzielnicy.

- Życzysz śmierci własnemu dziecku? - Emanuel spojrzał na nią wstrząśnięty.

- Naprawdę nie rozumiesz powagi mojej sytuacji? - rzuciła podniesionym głosem. -

Mam dziecko poczęte z gwałtu, a teraz urodzę kolejne mężczyźnie, który mnie opuścił. Nie

pracuję, a muszę zapewnić utrzymanie czwórce dzieci. Za parę miesięcy będzie ich pięcioro.

Szyję dla pani Paulsen, która płaci mi godziwie, ale dziś właśnie dowiedziałam się, że jest

poważnie chora.

-

Sprawami finansowymi nie musisz się przejmować. - Emanuel machnął

lekceważąco ręką. - To oczywiste, że będę łożyć na utrzymanie własnego potomka.

- A skąd nagle weźmiesz pieniądze? Masz tyle, ile dostaniesz od ojca, a na matkę nie

możesz liczyć. Zrobi wszystko, by wyciszyć sprawę. Dobrze ją znam, więc domyślam się, jak

zareagowała na rewelacje Karolinę.

Emanuel odwrócił wzrok.

- Co powiedziała? Wzruszył ramionami.

- Co powiedziała? - powtórzyła z naciskiem.

- Że ktoś inny musi być ojcem tego dziecka. Że tuż po porodzie nie zachodzi się w

ciążę.

Poczuła, jak krew uderza jej do twarzy. A więc pani Ringstad uznała, że Elise

znalazła pocieszenie w ramionach innego mężczyzny, jak tylko Emanuel ją porzucił!

background image

- To się nie stało tuż po porodzie - powiedziała twardo - tylko w maju. Powtórz matce,

że kobieta karmiąca też może zajść w ciążę. Zresztą sądzę, że to taki wybieg z jej strony, by

zdjąć z ciebie brzemię odpowiedzialności. Powiedz jej, że niepotrzebnie się niepokoi. Nie

wezmę ani grosza od rodziny Ringstadów, choćbym miała pójść na ulicę. Wracaj do Signe,

najadaj się do syta i ciesz się dostatkiem, a o mnie i o dzieciach zapomnij. Zawiodłam się na

tobie bezgranicznie i nie chcę mieć nic wspólnego ani z tobą, ani z twoimi krewnymi.

Emanuel skulił się w sobie, oparł głowę na dłoniach i wybuchnął głośnym płaczem.

Elise stała bezradnie, wpatrując się w jego drżące ramiona. Czuła coś na kształt

pogardy pomieszanej te współczuciem. Mężczyźni nie płaczą. W każdym razie nie ci duzi,

silni i żyjący w zbytku.

Z zażenowaniem napełniła dwa blaszane kubki, do jednego z nich wsypała dwie

łyżeczki cukru i wlała mleka. Właśnie taką kawę Emanuel lubił najbardziej. Nic to jednak nie

pomogło, mężczyzna nie mógł zapanować nad łzami.

- Nie chciałam cię zranić.

Słowa zawisły w powietrzu jak ręka wyciągnięta do zgody. Emanuel podniósł głowę,

wyjął chusteczkę i wydmuchał nos.

- Przepraszam, Elise. Wiem, że zachowałem się jak głupiec. Nienawidzę samego

siebie i nie mam pojęcia, co teraz począć. Czuję, jakbym tkwił w sieci i nie mógł się z niej

wydostać.

Pokiwała głową.

- Rozumiem. Tak chyba właśnie jest. I mimo wzburzenia współczuję ci. Myślę, że

powinieneś wrócić do Ringstad i zapomnieć o nas. Nasz związek nie miał przyszłości. Za

bardzo się różnimy.

- Chciałbym choć wesprzeć cię finansowo.

- Może kiedyś wrócimy do tej rozmowy. Zobaczymy najpierw, jak życie się ułoży.

- Nie pozwolę, byś cierpiała niedostatek. Wszak powiedziałaś, że nie stać cię nawet na

opał.

- Nie jest aż tak źle. Stać mnie na więcej, niż sądzisz, ale unikam rozrzutności.

- Jak to możliwe? Z szycia dochód niewielki.

- Zarobiłam parę koron w inny sposób - wyjaśniła niechętnie.

- W inny sposób? Jako sprzątaczka?

Pokręciła głową. Mogła przyznać się, że dostała trzysta koron od jego ojca, ale

obiecała przecież zachować dyskrecję. Mogła również powiedzieć, iż wspomógł ją Ansgar,

ale nie pozwoliła sobie na taką złośliwość.

background image

- Więc skąd bierzesz pieniądze? - dopytywał się.

Wielki Boże, nie sądził chyba, że została ulicznicą? Co prawda przed chwilą

oświadczyła mu, że wolałaby sprzedawać swe ciało niż przyjąć jego wsparcie. Równie

dobrze mogła wyznać prawdę, niech ta pyszałkowata rodzina usłyszy o jej sukcesach.

- Gazeta „Verdens Gang” i pismo kobiece „Nylaende” przyjęły moje opowiadania do

druku.

Emanuel rozdziawił usta ze zdziwienia.

- Naprawdę?

- Co w tym dziwnego? Przecież razem z ojcem namawiałeś mnie, bym spisała swoje

przeżycia.

- I o nas też napisałaś? - przeraził się.

- Jeszcze nie, ale odczuwam taką pokusę. - Elise westchnęła nagle znużona rozmową.

- Nie masz się czego obawiać, Emanuelu. Jeśli kiedykolwiek opiszę własne życie, uczynię to

w taki sposób, by nikt nikogo nie rozpoznał. Twoja matka zostanie damą z zachodniego

brzegu rzeki, a ojciec bogatym hurtownikiem z wielkim brzuchem i cygarem. Nie dał się

przekonać.

- O kim napisałaś?

- O Mathilde, tej, która skoczyła do wodospadu, kiedy wyrzucono ją z pracy.

- O kim jeszcze?

- O Othilie, ulicznej dziewce, która zaopiekowała się obcym człowiekiem. Trzecie

opowiadanie zatytułowane Bliźni jest o pewnym człowieku, który poznaje historię Mathilde z

gazety i kierowany współczuciem odwiedza jej siostrę Oline, by zapewnić jej dzieciom

lepszą przyszłość. Niczego nie zmyśliłam, to wszystko prawda. Oline dostała pracę w

restauracji tego jegomościa, któremu poświęciłam opowiadanie. A kiedy je przeczytał, kupił

jej jeszcze mieszkanie przy Brogaten.

- Podziwiam cię - powiedział Emanuel. - Zdaje się, że więcej zdziałasz pisaniem niż

ja pracą w Armii Zbawienia.

- Przesadzasz. Mam jednak nadzieję, że zdołam poruszyć niektóre serca i otworzyć

ludziom oczy na niesprawiedliwość społeczną.

- Można z tego wyżyć?

- To zależy od liczby sprzedanych egzemplarzy. Zapłata jest godziwa w porównaniu z

zarobkami prządki, ale nie spodziewam się wielu zamówień. „Verdens Gang” nie chce

drukować smutnych historii, bo to nie podoba się czytelnikom. Takie historie budzą wyrzuty

sumienia, a wyrzuty sumienia zawsze są nieprzyjemne.

background image

- Może mogłabyś napisać książkę?

- Myślałam o tym, ale na to trzeba czasu. Z czego miałabym żyć?

Emanuel spuścił wzrok.

- Nie cofam słowa, pomogę ci. Ojciec też spojrzy na sprawę inaczej, kiedy opadną

emocje. W końcu kiedy zaszłaś w ciążę, byliśmy jeszcze małżeństwem. Zawsze darzył cię

sympatią i nic się w tym względzie nie zmieniło. Sytuacja zmusiła go, by...

Urwał.

- By podjąć decyzję, o której w dobrym towarzystwie się milczy - dokończyła za

niego. - Sądzę, że przejrzałam was obu, Emanuelu. Zostaliście zdominowani przez silną

kobietę i boicie się lub nie chcecie stawić jej czoła. W głębi duszy czuję, że wstydzicie się

tego, co stało się u Paulsenów, kiedy zostałam zmuszona do podpisania oświadczenia o

własnej niewierności, byś mógł uzyskać rozwód. Nie zdziwię się też, jeśli syn Signe

odziedziczy majątek. Nie wiem, jak twoi rodzice to przeprowadzą, ale nie chcę znać

szczegółów. Straciłam wszelkie złudzenia w starciu z siłą pieniądza.

Przytyk był celny. Emanuel zaczerwienił się.

- Usiłowałem ci kiedyś wyjaśnić nasze położenie. Kto tego nie przeżył, nie jest w

stanie nic zrozumieć.

Wzruszyła ramionami.

- To nie ma nic do rzeczy. Stało się. Ty masz Signe, dwór i dziedzica majątku, ja

zostanę na swoim. Musisz przyzwyczaić się do wyrzutów sumienia, a ja do roli porzuconej

żony. A upokorzenie jest udziałem nas obojga.

Usiadła i pociągnęła łyk kawy z kubka.

- Proponuję, byśmy rozstali się jak przyjaciele. Oszczędzimy sobie bólu.

Zza progu dobiegł ich jakiś rumor, a chwilę później w drzwiach ukazała się głowa

Pedera.

- Rozsypałem wszystko na schodach. Emanuel wstał, by pomóc chłopcu.

Elise skorzystała z okazji, by przewinąć Hugo. W kuchni zrobiło się trochę cieplej.

Słyszała śmiech Emanuela i Pedera zbierających rozsypane szczapy i gałązki. W głosie

chłopca brzmiała radość. Biedak myślał pewnie, że Emanuel wrócił na dobre.

To Johan miał rację. Emanuel przyszedł tylko po to, by sprawdzić pogłoski o jej

ciąży. Nie zamierzał zostać.

Nie wiedziała, dlaczego ta myśl sprawiła jej przykrość. Całkiem niedawno uznała

przecież, że nie życzy sobie jego powrotu. Należała do Johana, jego kochała od chwili, kiedy

poznała, czym jest miłość. Może to zraniona duma porzuconej kobiety? A może jednak coś

background image

więcej? Wyszła za mąż z mocnym postanowieniem, by trwać w związku na dobre i na złe,

zapomnieć o przeszłości i zbudować dom dla męża, chłopców, siebie i dziecka, które miała

urodzić. Emanuel znał jej uczucia do Johana i musiał widzieć, że nie ustawała w wysiłkach,

by sprostać sytuacji. Kochał ją i podziwiał cały ten czas, a wystarczyła jedna chwila, by po

tych uczuciach nie pozostał ślad. Naprawdę był taki płytki i nieobliczalny?

Drzwi otworzyły się. Weszli obaj, niosąc naręcza chrustu, roześmiani i czerwoni na

twarzy z wysiłku. Trudno było uwierzyć, że parę minut wcześniej Emanuel siedział na

kuchennym taborecie, zalewając się łzami.

- Wiesz co, Elise? - emocjonował się Peder. - Dostanę od Emanuela diabolo!

Prawdziwe blaszane z gumowymi krążkami!

Elise spojrzała ukradkiem na Emanuela. Czyżby próbował doprowadzić do

pojednania?

Uśmiechnęła się do Pedera, nie miała serca mącić jego radości.

- Jak miło, Peder. Od dawna marzyłeś o tej zabawce.

- Nikt z chłopaków nie ma prawdziwego diabolo, tylko zwykłą szpulkę, którą

podrzucają na sznurku. - Spojrzał na Emanuela wielkimi, niewinnymi oczyma. - Jeśli

Evertowi zrobi się przykro, powiem, że jest nasze wspólne, dobrze?

Emanuel pogłaskał go po głowie.

- Dobrze, ale dam je tobie.

Dopiero teraz Elise spostrzegła, że Evert nie wrócił do domu. Wizyta Emanuela

oderwała ją od rzeczywistości.

- Gdzie jest Evert? - spytała zaniepokojona.

Peder zakłopotał się i spuścił głowę, bojąc się spojrzeć siostrze w oczy.

- W pracy. W szkole.

- O tej porze?

- Skończyliśmy dwie godziny wcześniej. Elise nie zrozumiała.

- I cały ten czas byłeś w domu? Chłopiec pokręcił głową zmieszany.

- Musiałem zostać po lekcjach. Nie umiałem psalmu.

- Ale przecież uczyłeś się z Reidarem wczoraj wieczorem?

- Tak - Peder wciąż nie podnosił wzroku - ale Reidar kazał mi czytać, a sam

poprawiał zeszyty. A ja nic nie rozumiałem.

Elise nie odpowiedziała. Peder ledwie zdał do czwartej klasy! Miała nadzieję, że

Reidar nie stracił jeszcze ochoty, by mu pomagać w lekcjach.

Emanuel przysłuchiwał się w milczeniu tej wymianie zdań, po czym spojrzał na Elise

background image

wymownie.

- Nie wszyscy dają sobie radę w szkole powszechnej, Elise. Może Peder spróbowałby

czegoś innego?

Elise miała ciętą odpowiedź na końcu języka, ale się powstrzymała. Miała w pamięci

rozmowę między Emanuelem i Carlem Wilhelmem i obawiała się, że Emanuel wymieni

nazwę szkoły specjalnej w obecności chłopca.

- Oczywiście, że Peder da sobie radę - powiedziała zdecydowanym głosem, choć w

głębi duszy wcale nie była tego taka pewna. - Jeśli Reidar nie ma czasu, sama mu pomogę.

Swoją pracą mogę zajmować się wieczorami. W zeszłym roku nam się udało, prawda, Peder?

Peder odważył się podnieść głowę. Przytaknął z wyraźną ulgą.

- Ty się tak nie złościsz, Elise.

A więc Reidar wpadł w irytację. Właściwie nic dziwnego, praca z chłopcem takim jak

Peder wymagała wprost anielskiej cierpliwości.

Emanuel wziął kapelusz, szykując się do wyjścia. Elise odgadła, że zmiana tematu

była mu na rękę.

- Pociąg odchodzi za godzinę, muszę już iść. Peder spojrzał na niego ze zdziwieniem.

- Nie zostaniesz?

- Niestety nie mogę, Peder - zmieszał się Emanuel. - Pracuję teraz u mojego ojca.

- A ja myślałem, że wróciłeś na dobre.

W oczach chłopca pojawiły się łzy. Zamrugał gwałtownie, by je ukryć, ale bez

powodzenia.

- Chłopcy nie płaczą - napomniał go łagodnie Emanuel i pogłaskał po głowie.

Peder otarł twarz brudnym mankietem koszuli. Pewnie bawił się gdzieś po drodze,

pomyślała Elise, przecież rano włożył czyste ubranie. No i jeszcze zbierał chrust.

Peder walczył ze sobą dzielnie, ale w końcu się poddał. Popędził do drzwi i zniknął za

progiem. Emanuel pokręcił głową.

- Pamiętasz, co ci mówiłem, Elise? Rozpieszczasz Pedera. Chłopiec w jego wieku

musi wiedzieć, że nie wszystkie marzenia się spełniają. Obiecałem mu diabolo i to powinno

go zadowolić. Zostawiam pieniądze, byś mogła pójść z nim do sklepu.

- Nie wszystko można kupić, Emanuelu. Peder opłakuje tych, którzy zniknęli z jego

życia. Całkiem sporo się ich uzbierało.

Emanuel pociemniał na twarzy.

- Ja nie zniknąłem z jego życia.

- Doprawdy?

background image

- Jak możesz tak mówić? Przecież jestem tutaj!

- Aby sprawdzić, ile prawdy tkwi w pogłoskach. Znalazłeś potwierdzenie i co teraz

uczynisz? Wrócisz do Ringstad, udając, że nic się nie stało?

Odwrócił się gwałtownie i ruszył do drzwi. Radość, którą okazał na widok chłopca,

gdzieś się ulotniła. Z tyłu wyglądał jak starzec, zgarbiony i ociężały.

- Nie osądzaj mnie zbyt surowo, Elise - mruknął, wychodząc za próg.

Miała ochotę pobiec za nim, przytulić do siebie i pocieszyć, ale wiedziała, że nie

może cofnąć słów, które wypowiedziała.

I że nie chce ich cofnąć.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Jensine opadła bezsilnie na krzesło w mieszkaniu Asbjorna Hvalstada niedaleko

Wzgórza Świętego Jana.

- Niedługo kończę czterdzieści lat! Chorowałam! Ja tego nie przetrzymam.

Asbjorn poklepał ja po policzku.

- Przetrzymasz. Ciąża to nie choroba. Pomyśl tylko, Anne Sofie będzie miała

siostrzyczkę lub braciszka! A poza tym brakuje ci trzech lat do czterdziestki.

Jensine pokręciła głową.

- Boję się i nic na to nie poradzę. Bardzo się boję.

- Przecież urodziłaś czwórkę dzieci! Twoja choroba nie trwała długo. Jeśli będziesz

się dobrze odżywiać i korzystać ze słońca latem, suchoty nie wrócą.

Przyniósł kankę z mlekiem i napełnił szklankę.

- Słyszałem, że kobiety ciężarne powinny pić dużo mleka i jadać owoce oraz

warzywa. Może czas pomyśleć o małym domku z ogródkiem? Mogłabyś uprawiać sałatę,

pietruszkę i marchewki.

Jensine spojrzała na niego przerażona.

- Dom z ogrodem? Przecież nas nie stać.

- Nie myślałem o niczym dużym. Wystarczyłby taki jak domek majstra z małym

ogródkiem na tyłach, w którym rosłoby drzewo owocowe i byłoby miejsce na warzywnik.

Zamówiłbym altankę dla dzieci, żeby miały się gdzie bawić, nie musiałabyś chodzić na

wzgórze. Siedziałabyś sobie w leżaku, a ja po obiedzie wylegiwałbym się w hamaku w cieniu

czereśni z fajką i gazetą. Uśmiechnęli się oboje na wyobrażenie tej idylli.

- Sądzisz, że znajdziemy takie miejsce? Pokiwał głową.

- Z pewnością. Jednopokojowe mieszkania trudno zdobyć, bo mało się ich buduje, a

do miasta wciąż napływają robotnicy. Na domy ich jednak nie stać. Musielibyśmy, rzecz

jasna, wynająć mansardę, tak jak w domku majstra, ale mielibyśmy coś na własność: kawałek

trawnika za furtką od frontu i zaciszny ogródek na tyłach.

Jensine rozmarzyła się.

- Zupełnie jakbyś opisywał mój dom rodzinny. Od chwili gdy przybyłam do

Kristianii, nie przestałam tęsknić za Ulefoss. Zwłaszcza latem. Nie mogę przyzwyczaić się do

kamienic, klatek schodowych, ciemnych podwórzy i szarych murów. Tęsknię za zieloną

trawą, zapachem ziemi i wypalanych ściernisk, za widokiem roślin budzących się do życia.

background image

Usiadł blisko niej.

- Niewiele opowiadałaś o swoich młodych latach.

- Wiesz dlaczego.

- Nie jestem zazdrosny o twoją przeszłość, Jensine. Wiem, że opuściłaś Ulefoss,

ponieważ miałaś urodzić dziecko Mathiasowi Lovlienowi i razem postanowiliście szukać

szczęścia w stolicy. Wspomniałaś również o swoich dwóch braciach, którzy przeżyli

epidemię cholery i wyemigrowali do Ameryki, porzucając cię na pastwę losu. Rzadko jednak

wracasz do swojego pierwszego pobytu w Kristianii, kiedy mieszkałaś u wujostwa niedaleko

Stortorvet.

Jensine odwróciła wzrok.

- To smutna historia. Naprawdę chcesz ją poznać?

Wziął ją za rękę. Anne Sofie leżała już w łóżku. Zapadał zmierzch i mieli cały

wieczór dla siebie. Dachy domów za oknem z wolna pogrążały się w ciemności, ale było

jeszcze zbyt wcześnie, by zapalać lampę. Na ulicy panował spokój, dawno już ustał turkot

wozów, jazgot rozkrzyczanych dzieci i szczekających psów. W migotliwym świetle latarni

widać było jedynie sylwetkę samotnego przechodnia, a ciszę przerywało tylko ciche

miauczenie kota dopraszającego się wpuszczenia za próg.

- Chcę wiedzieć wszystko o tobie, Jensine. Nawet to, co wydaje ci się mało istotne.

Jesteś moją żoną.

Oparła głowę o miękkie pluszowe oparcie krzesła i pogrążyła się we wspomnieniach.

- Kochałam ojca, ale stałam się przyczyną jego największych trosk. - Urwała, by

nabrać tchu. - Dzień, w którym wuj zgodził się przyjąć mnie do siebie, przyjął z wielką ulgą.

Ubyła mu jedna osoba do karmienia.

Zamilkła, szukając właściwych słów.

- Pamiętam wszystko, jakby to zdarzyło się wczoraj. Trzeciego sierpnia 1886 roku

ojciec przewiózł mnie łodzią przez jezioro Nordsjo, od brzegu do Valebo dotarliśmy

piechotą. Ojciec zdjął buty, by oszczędzić zelówki, i przewiesił je sobie przez ramię. Włożył

je dopiero, kiedy zbliżyliśmy się do stacji. Chyba nie chciał, bym się za niego wstydziła. -

Jensine uśmiechnęła się do własnych myśli. - Miał też na sobie niedzielny garnitur. Na moją

cześć, tak się przynajmniej wyraził.

I znów spoważniała.

- Nie miałam pojęcia, czy go kiedykolwiek zobaczę, czy stać mnie będzie na powrót

do domu. Kiedy tak staliśmy przed domem wozaka Hansena, spostrzegłam ze zdumieniem,

że ojciec się postarzał. Zgarbił się, a jego ogorzałą twarz przecinały głębokie zmarszczki.

background image

Znałam go dotąd z innej strony, z filuternego błysku niebieskich oczu i dowcipnych

komentarzy. Teraz był niewymownie smutny, a przez całą drogę nie odezwał się ani słowem.

Dopiero kiedy wsiadałam na wóz, zwrócił się do mnie i powiedział: „Zachowuj się

przyzwoicie, Jensine”. To wszystko.

Nie obejrzałam się, kiedy wóz ruszył. Wiedziałam, że idzie już w kierunku fiordu.

Boso, z butami przewieszonymi przez ramię. Zapadła cisza. Asbjorn ścisnął lekko dłoń żony.

- A potem? Co stało się potem? Jensine westchnęła.

- Nic ważnego. Spotkałam Mathiasa w „Alliancen”, dyliżansie, który przewoził

pasażerów do Nordagutu. Strasznie bałam się podróży. Ojciec opowiadał mi o kolei żelaznej,

a ja nie mogłam pojąć, jak może poruszać się bez pomocy koni. Mówił, że pociąg przejeżdża

przez mosty zbudowane z drewna, które trzeszczą i chwieją się pod jego ciężarem, co tylko

zwiększało moje przerażenie. W „Alliancen” było sześć miejsc dla pasażerów. Siedzieliśmy

twarzą do siebie, naprzeciw mnie młody chłopak ubrany w koszulę i kamizelkę, czapkę z

daszkiem i spodnie z szerokimi nogawkami. Czarny kosmyk włosów opadał mu na czoło.

Kiedy zajęłam miejsce, uśmiechnął się i mrugnął do mnie. Zaczerwieniłam się ze wstydu i

odwróciłam pośpiesznie wzrok.

Asbjorn roześmiał się.

- A więc tak wyglądało twoje pierwsze spotkanie z Mathiasem.

- Moje nieszczęsne spotkanie z Mathiasem - poprawiła go ze smutnym uśmiechem.

- Dlaczego nieszczęsne? Z tego, co wiem, pierwsze lata upłynęły wam szczęśliwie.

- To prawda, ale musiałam za nie zapłacić wysoką cenę. Straciłam kontakt z rodziną i

skończyłam jako biedna robotnica z czwórką dzieci i rozpijaczonym mężem. Nie było mi

łatwo.

Asbjorn ponownie ścisnął jej dłoń.

- Rozumiem. Byłaś bardzo dzielna, Jensine. Pokręciła głową.

- Niewiele zostało z tej odwagi, teraz nie stać mnie nawet na to, by odwiedzać własne

dzieci. I nie chodzi wyłącznie o siły fizyczne, Asbjorn, jest coś jeszcze, coś, czego tak do

końca nie rozumiem. Nigdy z nikim o tym nie rozmawiałam i wstyd mi za samą siebie, ale

kiedy zbliżam się do domu majstra, czuję ucisk w żołądku. Prześladują mnie wyrzuty

sumienia na widok wysiłków Elise i niemego oskarżenia w jej wzroku. Kiedy Peder spojrzy

na mnie tymi wielkimi niebieskimi oczyma, czuję się najgorszą matką na świecie. W ich

obecności wracają wspomnienia choroby i pijackich wybryków Mathiasa. Mam dość nędzy,

nie mogę słuchać o kłopotach Pedera w szkole, o Hildzie, która nie podołała pracy w

gręplarni, ani o Emanuelu, który porzucił Elise. Jestem chora na myśl o dziecku Hildy, zbyt

background image

słabym, by żyć, o Braciszku oddanym na wychowanie bratankowi majstra, o Johanie

skazanym na twierdzę za kradzież, o dziecku Elise, które... Przerwała i zagryzła wargi.

- O dziecku Elise, które...? - powtórzył. Odwróciła się do męża, z jej oczu popłynęły

łzy.

- Niczego nie zauważyłeś? Daremnie walczyła z płaczem.

- Coś się nie zgadza. Boję się spytać, ale ta sprawa nie daje mi spokoju. Pamiętasz, co

wujek Reidara Jensena powiedział na weselu? Że młodzieniec, którego uratowaliśmy przed

utonięciem, i ten rudowłosy mężczyzna z Gjetemyrsveien to ta sama osoba. Peder zaś

wspominał nieustannie o rudzielcu, który ponoć kochał się w Elise i kręcił koło domku

majstra.

Przełknęła ślinę i wyjęła chusteczkę, by wytrzeć nos.

-

Emanuel odszedł - ciągnęła. - Zastanawiałeś się dlaczego? Taki miły,

odpowiedzialny i sumienny człowiek. Nie znajduję innego wytłumaczenia jak to, że Elise

zrobiła coś niewybaczalnego - Jensine nagle wybuchnęła płaczem. - Tak mi wstyd.

Asbjorn spojrzał na nią wstrząśnięty.

- Przypuszczasz, że ona...? Jensine pokiwała głową, łkając.

- Tego się obawiam. Hugo nie jest w ogóle podobny do Emanuela, a w naszej rodzinie

nikt nie ma rudych włosów.

- To straszne - pokręcił głową Asbjorn wyraźnie wstrząśnięty. - Ale... nie całkiem

pojmuję. Hugo wkrótce skończy roczek.

- Emanuel wcześniej nie mógł tego zauważyć. Mnie samej nie przyszłoby to do

głowy, gdybym nie słyszała opowieści krewnych Reidara Jensena o rudzielcu z

Gjetemyrsveien. Jeśli dodać do nich słowa Pedera, wszystko układa się w logiczną całość. -

Przerwała, by po raz kolejny wytrzeć nos. - Od dawna miałam przeczucie, że dzieje się coś

niedobrego. Elise i Emanuel kłócili się czasami, ale on wtedy nie zdawał sobie z niczego

sprawy, przecież nie dałby Hugo imienia własnego ojca. Latem rzadko ich widywałam. Jest

tak, jak ci mówiłam, mam już dość biedy i nieszczęść, przede wszystkim jednak nie chciałam

poznać prawdy o Hugo.

Asbjorn nie odezwał się, ale nie ukrywał wzburzenia. W końcu wolno pokręcił głową.

- Dobrze cię rozumiem, Jensine. To nie twoja wina, że dzieci takie są. Niczego innego

nie można się było spodziewać, skoro wzrastały w takim środowisku w domu alkoholika. Co

złe odziedziczyły po ojcu, upośledzenie Pedera to zapewne spadek po nim. Sądzę, że dobrze

robisz, trzymając się od nich z daleka. Natrudziłaś się dość w życiu, zasługujesz teraz na

lepsze dni. Pomyśl o maleństwie, które urodzisz. Duże dzieci dadzą sobie radę. Elise i Hilda

background image

są dorosłe, a Peder i Kristian już też wyrośli z pieluch. Jutro zacznę rozglądać się po okolicy,

a kiedy znajdę jakiś przytulny domek, wybierzemy się tam z Anne Sofie.

Jensine pochyliła się ku mężowi, a on objął ją ramieniem.

- Jestem szczęśliwy, że cię znalazłem, Jensine, i cieszę się, iż mogę zapewnić ci

lepsze życie. Zostawmy dzieci i wróćmy do twojej opowieści.

Roześmiała się cicho.

- Naprawdę chcesz ją usłyszeć? Historię mojej pierwszej miłości?

- Tak, nawet za cenę zazdrości.

- Zakochałam się w nim podczas podróży do Kristianii. Pasażerowie musieli nocować

w Nordagutu. W nocy zbudził mnie jakiś rwetes i z początku nie zorientowałam się, o co

chodzi. Drzwi się otworzyły i w bladym świetle księżyca ujrzałam jakąś ciemną sylwetkę.

Ktoś wbiegł do pokoju i wyciągnął mnie z łóżka. „Pożar!”, krzyczał, „dom się pali”. Złapał

mnie mocno za ramię i pociągnął na korytarz. Przeraziłam się, kiedy otoczyły nas kłęby

dymu, ale on mnie nie puścił.

- To był Mathias - przerwał jej Asbjorn.

- Tak - potwierdziła Jensine. - Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to był on, zdjął mnie

paniczny lęk. Później jednak zrozumiałam, że uratował mi życie.

- I dlatego się w nim zakochałaś?

- Nie. Był bardzo przystojny, miał kruczoczarne włosy, ciemnobrązowe oczy i długie

rzęsy. A poza tym biła od niego taka niezwykła pewność siebie - dodała szybko w obawie, by

Asbjorn nie zorientował się, że w żyłach Mathiasa płynęła cygańska krew.

- I co było dalej? Jak zeszła wam podróż?

- Siedział obok mnie w pociągu. Pamiętam, że lokomotywa nazywała się „Mercur”, z

komina buchał czarny dym. Wagon pasażerski miał osiem wejść, konduktor musiał trzymać

się klamki, kiedy sprawdzał bilety. Bałam się, że wypadnie.

- Mathias ośmielił się odezwać do obcej dziewczyny? Pokiwała głową.

- Miałam wrażenie, że znamy się od dawna. Za Kongsberg zostaliśmy sami w

przedziale, a kiedy zbliżaliśmy się do Kristianii, chwycił mnie za dłoń i błagał o ponowne

spotkanie. Protestowałam, mówiłam, że wuj z ciotką nigdy mi na to nie pozwolą, ale wtedy

zaproponował, bym wymknęła się nocą.

- I zrobiłaś to? - zdziwił się Asbjorn.

- Czekał na ulicy. Kiedy wyjrzałam przez okno, posłał mi całusa. Przeraziłam się i

szybko odsunęłam w głąb pokoju. Nie mogłam jednak zasnąć i kiedy późną nocą znów

uchyliłam okno, usłyszałam, jak ktoś nuci piosenkę, którą matka śpiewała nam w sobotnie

background image

wieczory. To była piosenka o Trulsie Wariacie, a zaczynała się od słów „Zerwał róży kwiat u

wrót doliny”. Miałam wrażenie, że dzieje się coś niezwykłego. Nie znaliśmy się, nigdy

wcześniej go nie widziałam, a on śpiewał mi ulubione strofy mojej matki.

- Nie odpowiedziałaś na pytanie. Wymknęłaś się z domu? - spytał z uśmiechem.

- Ujrzałam go następnego dnia. Wybrałyśmy się z ciotką i jej przyjaciółką na ulicę

Karl Johan, by obejrzeć pałac królewski. Zatrzymałyśmy się przy pawilonie, gdzie grała

orkiestra wojskowa. Ciotka z przyjaciółką usiadły na ławeczce, a ja przyglądałam się

muzykom. Nagle stanął za mną, chwycił mnie za rękę i odciągnął za świerki na skraju

chodnika. Powiedział mi, że wuj i ciotka często wychodzą wieczorami, a służącą i pokojówkę

można przekupić. Zanim odszedł, oświadczył, że będzie na mnie czekał przy pompie na

placu Stortorvet o godzinie siódmej tego samego wieczora.

- Poszłaś? Skinęła głową.

- Myślę, że to dobry moment, by przerwać opowieść - uśmiechnął się.

- To był błąd, Asbjorn. Dałam się omamić jego wyglądem, wesołością i pewnością

siebie. Po latach odkryłam prawdę.

Przyciągnął ją do siebie i wtulił twarz w jej włosy.

- Naszła mnie ochota, by dziś wcześniej pójść do łóżka. Co ty na to?

Pokiwała głową z uśmiechem, wstała i ruszyła za nim do sypialni.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Następnego dnia po wizycie Emanuela Elise postanowiła napisać list do Johana.

Johan twierdził, że Emanuel nie wróci, ale mimo wszystko dręczył go jakiś niepokój. Nie

odszedłby od Agnes, gdyby miał pewność, że dziecko jest jego. Elise znała go zbyt dobrze,

by w to nie wątpić. I dlatego właśnie uważał, że Emanuel odszedł na dobre.

Zniknięcie Agnes mogło oznaczać tylko jedno: znalazła sobie kolejnego mężczyznę.

Im więcej Elise o tym myślała, tym bardziej nabierała przekonania, że Agnes przekomarzała

się z nią jedynie, twierdząc, iż Johan jest ojcem jej dziecka. Agnes mogła marnować sobie

życie, jeśli takie było jej życzenie. Johan zapewne też nie miał nic przeciw temu. A rada

Torkilda, człowieka ze wszech miar uczciwego, by wystąpić o rozwód, bez wątpienia dodała

mu otuchy.

Najdroższy Johanie!

Miałeś rację, Emanuel nie wróci do mnie. Zjawił się wczoraj, bo doszły go słuchy, że

jestem w ciąży. Pokłóciliśmy się, ale choć wzburzyło mnie jego zachowanie, trochę mi go żal.

Zdaje sobie sprawę, że jest tchórzem, i wstydzi się tego, ale nie potrafi wystąpić przeciwko

rodzinie. Jego rodzice o wszystkim wiedzą, ale matka ponoć twierdzi, że dziecko nie jest jego.

„Nie osądzaj mnie zbyt surowo”, takie słowa wyrzekł, zanim odszedł Obiecał, że wesprze

mnie finansowo, aleja sądzę, że to czcze gadanie. Emanuel nie ma własnych pieniędzy,

utrzymuje go ojciec. Zresztą nie wiem nawet, czy przyjęłabym jego pomoc.

Peder cierpi. Nie dlatego, by cenił Emanuela bardziej niż Ciebie, ale dlatego, że

wciąż ktoś znika z jego życia.

Kiedy ostatnio szłam na pocztę, zaczepił mnie jakiś pijaczyna i pytał o Agnes.

Twierdził, że nie można jej zastać na poddaszu przy Maridalsveien ani u Magnusa Hansena.

Nie byłam pewna, czy pisać Ci o tym, ale w końcu chodzi o Twoją żonę, więc uznałam, że

masz prawo wiedzieć. Ja też chcę poznać prawdę, wszystko, co tyczy Ciebie, jest dla mnie

równie ważne.

Nie potrafię opisać, jak bardzo tęsknię za Tobą. Kiedy nie byliśmy razem,

znajdowałam otuchę w tym, że mieszkałeś niedaleko. Wiedziałam, że mogę pójść do Ciebie, a

ty zawsze znajdowałeś czas, by mnie wysłuchać. Teraz gdy nie tłumię już w sobie zakazanych

uczuć, wracam do tamtych szczęśliwych chwil: do zimy sprzed dwóch lat, kiedy planowaliśmy

ślub i zamierzaliśmy zamieszkać w kuchni u Twojej matki w Andersengdrden. W marzeniach

wciąż przeżywam od nowa tamte dni. Byłeś moim bohaterem i wciąż nim jesteś.

background image

Twoja Elise

Pisała ostatnie słowa, kiedy usłyszała czyjeś kroki. Nie chciała, by Hilda lub chłopcy

zorientowali się, czym się zajmuje, więc pośpiesznie nakryła arkusik czystym ręcznikiem i

wróciła do poprzedniego zajęcia. Wyjmowała pieluszki ze stosu prania na kuchennym stole i

składała je w równe prostokąty.

To nie był nikt z rodziny, bo rozległo się pukanie do drzwi. Zanim zdążyła się

odezwać, w szparze pokazała się głowa Torkilda.

- Muszę podzielić się z tobą pewną wiadomością - powiedział z uśmiechem.

Elise zdziwiła się, od kiedy przyjęto do druku Bliźniego, nie napisała nic nowego.

Codziennie zastanawiała się nad wyborem tematu, ale nie mogła się zdecydować. Najbardziej

skłaniała się ku opowieści o szwedzkiej rodzinie. Historia nie musiała być wcale smutna,

wszystko zależało od tego, jak ubierze ją w słowa. Chodziło o to, by opisać zwykłą rodzinę

pewnego krawca, która winna była szczególnej „zbrodni”; tego mianowicie, iż pochodziła ze

Szwecji.

Torkild usiadł za stołem.

- Słyszałaś o pani Annie Marie Boe? Elise pokręciła głową.

- Razem z siostrą Cecilie wydają pismo „Urd”, które drukują u Oscara Andersena.

Pismo zdobyło sobie dużą popularność, również wśród mężczyzn, choć właściwie

skierowane jest do kobiet. Zajmuje się polityką i kulturą, a wielu publicystów poczytuje sobie

za zaszczyt, by móc publikować w „Urd” swoje teksty.

- Nie sądzisz chyba, że przyjmą opowiadanie nieznanej autorki, skoro pracują dla nich

same sławy?

- Tak właśnie uważam. Twoje opowiadania muszą wzbudzić zainteresowanie osoby

tak bardzo przejętej problemami tego społeczeństwa.

Elise zrobiło się gorąco z wrażenia.

- Mogłabym napisać o Hildzie? Tak, by nikt jej nie rozpoznał?

- Oczywiście. Uważam, że historia Hildy warta jest rozpowszechnienia. Wiele

dziewcząt spotkał podobny los. Opowieść o matce zmuszonej do oddania własnego dziecka

wstrząśnie czytelnikami.

- Żeby tylko majster nie dowiedział się o niczym. Niedawno domagał się ujawnienia,

kto kryje się pod pseudonimem Elias Aas.

Torkild zmarszczył czoło.

- Zmień miejsce pracy na fabrykę zapałek, papiernię czy wytwórnię mydła. Wszędzie

pełno jest młodych robotnic. Zresztą możesz pominąć takie szczegóły.

background image

Elise potakiwała ochoczo, w myślach tworzyła już zarysy nowego tekstu.

- Najlepiej odwiedź panią Boe i porozmawiaj z nią. Słyszałem, że poświęca swoim

autorom dużo czasu i udziela im cennych rad. Jeśli dowie się, że opublikowałaś opowiadania

w „Verdens Gang” i „Nylaende”, z pewnością okaże zainteresowanie.

- Dziękuję, Torkild, że dodajesz mi otuchy.

- Słyszałem, że wczoraj kręcił się tu Emanuel - spoważniał.

- Nic się przed ludźmi nie ukryje.

- Nie przyszedłem plotkować, tylko spytać, czy nie potrzebujesz pomocy.

Elise pokręciła głową.

- Emanuel dowiedział się, że jestem w ciąży, i przyszedł sprawdzić, czy to prawda.

Kiedy wychodził, wyglądał dwadzieścia lat starzej - uśmiechnęła się słabo.

Torkild przyglądał się jej badawczo.

- Czyżby było ci go żal?

- Tak. Niełatwo jest żyć komuś, kto stracił szacunek do samego siebie.

- Masz rację - przytaknął Torkild. - Niektórych ludzi nie nękają wyrzuty sumienia,

inni zaś mają ich w nadmiarze. Jestem pewien, że Emanuel należy do tej drugiej kategorii.

- Ja też. Prosił mnie, bym nie osądzała go zbyt surowo. Zapadło milczenie.

- Miałaś jakieś wieści od Johana? - spytał ostrożnie.

- Tak, dostałam list i odpowiedziałam nań. Zanim przyszedłeś, skończyłam pisać

kolejny. Agnes przekazała mu wiadomość o mojej ciąży.

Torkild otworzył szeroko oczy.

- I jak to przyjął?

- Tak jak przystoi przyzwoitemu człowiekowi. Jedno czy dwoje, to nie ma żadnego

znaczenia, napisał.

Torkild uśmiechnął się z ulgą.

- A więc odnaleźliście znów drogę do siebie?

- Tak, ale wciąż mamy daleko do celu.

- Wiem. Anna i ja nie traciliśmy nadziei, że tak się stanie. Ożenek Johana i twoje

zamążpójście to były pomyłki. Nic nie ucieszyłoby nas bardziej niż powrót do starych

dobrych czasów. A tak przy okazji, widziałaś się ostatnio z Agnes? Do nas od dawna nie

zachodzi.

- Słyszałam, że nie mieszka już przy Maridalsveien ani u Magnusa Hansena. Tyle że

dowiedziałam się tego z ust pewnego pijaczyny, więc nie wiem, ile w tym prawdy.

Torkild zagryzł wargę w zamyśleniu.

background image

- Doszły mnie słuchy, że widywano ją w zaułku koło sklepu wdowy po Jacobie.

Elise przeraziła się.

- Przy Myralokka? Pokiwał głową.

- W sklepie nie wolno pić alkoholu, więc wynoszą go na ulicę.

- Nad sklepem są robotnicze mieszkania. Wiem, że Agnes miała tam znajomych.

Jednego chłopaka pamiętam nawet ze szkoły, był z niego kawał łobuza. Ale może już tam nie

mieszka - Elise zawahała się, po czym dodała: - Może źle zrobiłam, przekazując Johanowi

słowa pijaczyny.

- Uważam, że dobrze zrobiłaś. Johan wiedział, że Agnes ma swoje za uszami, ale nie

zdawał sobie chyba sprawy, jak bardzo jest lekkomyślna. Potrzebuje wsparcia, by się od niej

uwolnić. Kościół sprzeciwia się rozwodom niezależnie od okoliczności. Johan czuje się za

nią odpowiedzialny.

- I nie porzuci jej, jeśli dziecko jest jego. Agnes oświadczyła Johanowi, że ojcem

dziecka jest Magnus Hansen, mnie natomiast powiedziała, że to Johan. Myślę jednak, że

zrobiła to z przekory. Nie spodobało się jej, iż odprowadziłam Johana na nabrzeże, i chciała

wymusić na mnie obietnicę, że zrezygnuję z prób odzyskania jego miłości. Agnes na Johanie

nie zależy, ale liczy na duże pieniądze, jeśli Johan kiedyś stanie się sławny. Wiele osób

wróży mu świetlaną przyszłość.

Torkild prychnął pogardliwie.

- Agnes nie jest go godna. Johan to wspaniały człowiek, zasługuje na lepszy los.

Podniósł się z krzesła.

- Muszę wracać do pracy. Wpadłem tylko na chwilę, by powiedzieć ci o pani Boe.

- Dziękuję. Zaraz biorę się do pracy.

Kiedy Torkild zniknął za drzwiami, Elise włożyła list do koperty, zakleiła ją i zasiadła

do pisania.

Starała się opisać pogodną szesnastolatkę, która marzy o życiu w luksusie, lecz

skazana jest na pracę w fabryce w nadrzecznej dzielnicy. Aż do chwili, gdy zauważa, że

jeden z kierowników z biura uśmiecha się do niej częściej niż do innych dziewcząt.

Prawdziwe wyzwanie to wyjaśnić czytelnikowi, dlaczego zwykła dziewczyna,

marzeniami i tęsknotami nieróżniąca się od swoich rówieśniczek, idzie do łóżka z

podstarzałym mężczyzną za coś do jedzenia i jakiś fatałaszek. Elise wciąż nie mogła

zrozumieć, dlaczego Hilda tak postąpiła. By przydać opowiadaniu wiarygodności, zamierzała

przerobić majstra na nieco atrakcyjniejszą postać; w ten sposób mogła wlać w tę dziewczynę

jakieś uczucia. Trzeba było też podkreślić wiarę Hildy w to, że „kierownik” zechce za-

background image

opiekować się nią i dzieckiem. Elise pamiętała tamten dzień, gdy Hilda zwierzyła się jej z

miłości do majstra, który zapewniał jej bezpieczeństwo i dawał nadzieję na lepszą przyszłość.

Hugo zaczął marudzić i domagać się uwagi. Elise podniosła chłopca z podłogi i dała

mu kawałek chleba zamoczony w mleku, po czym odłożyła go i wróciła do pisania.

Dziwnie było wracać do zdarzeń sprzed lat. Wydobywała dawno zapomniane

szczegóły z zakamarków pamięci. Najlepiej pamiętała tamten dzień, kiedy Braciszek

przyszedł na świat. Hilda leżała w łóżku, na jej wargach błąkał się uśmiech szczęścia. Siostra

spojrzała na nią z błyszczącymi oczyma i powiedziała: „On jest mój, Elise. Śliczny z niego

bobas, nieprawdaż?” Przytaknęła przez łzy, ciesząc się w duchu, że Hilda urodziła zdrowego

chłopczyka. I że kocha, co dziwne, ojca tego dziecka, a on także darzy ją miłością. Wtedy

jeszcze w to wierzyła.

Jakże odmienne było kolejne wspomnienie. Dzień, w którym w panice popędziła do

Agnes, by zdobyć adres kobiety z Mollergata. Kiedy wróciła z fabryki tamtego wieczora,

zastała Hildę w kuchni.

Coś ją tknęło już od progu. Hilda zachowywała się dziwnie, nie ruszyła jedzenia, nie

odpowiadała na pytania.

Minęła dłuższa chwila, zanim Elise odkryła, co się stało. Zmywając naczynia w

misce, skaleczyła się nożem. Ruszyła na poszukiwanie szmatki, by opatrzyć skaleczenie, i

dostrzegła, że szuflada komody, służąca Braciszkowi za łóżko, była pusta. Wtedy jeszcze nie

domyśliła się niczego, pomyślała po prostu, że Hilda zaniosła małego do Anny lub do

majstra. Siostra długo siedziała w milczeniu. Kiedy wreszcie wyjawiła prawdę, Elise nie

uwierzyła. „Kłamiesz”, szepnęła, rozdziawiwszy usta. „Nikt nie oddaje własnego dziecka”.

Nie pamiętała odpowiedzi Hildy, jedynie jej wzrok, drżące wargi i histeryczny

śmiech, który nie był oznaką wesołości. Kiedy siostra wsparła się o stół i wybuchnęła

płaczem, Elise pojęła, że to nie żarty. Hilda oddała własne dziecko...

Pisała te słowa, roniąc łzy. Świadomość, że Braciszek znalazł ciepły dom u pani

Paulsen, nie była żadną pociechą. Nie znajdowała również otuchy w myśli, że Hilda ułożyła

sobie życie u boku Reidara. Ból, który ją przenikał, nie obejmował wyłącznie siostry, ale

wszystkie matki zmuszone do rozstania z własnymi dziećmi. Powinno istnieć prawo, które by

tego zakazywało. Matkę łączą z dzieckiem więzy nierozerwalne.

Co działo się w głowie Hildy, kiedy podpisywała oświadczenie, iż nigdy nie zażąda

zwrotu chłopca? Co pomyśli Braciszek, jeśli kiedykolwiek odkryje prawdę? Gdyby Hilda

cierpiała na jakąś chorobę lub słabość, która nie pozwalałaby zajmować się dzieckiem, może

okazałby wyrozumiałość. Hilda jednakże była zdrowa i silna, miała pracę i rodzinę gotową

background image

do pomocy.

Przypomniała sobie pierwszą noc bez Braciszka. Peder leżał w ciemności i płakał.

Elise obserwowała go wcześniej, jak wodził oddanym wzrokiem za maleństwem, wślizgiwał

się do izby, by popatrzeć na chłopczyka, siadywał przy nim i studiował ruchy malutkich

rączek i śmieszne miny niemowlęcia. Cieszył się, że Braciszek będzie dorastał u jego boku,

że zyska towarzysza zabaw. Chwalił się nim przed kolegami z ulicy i wracał pośpiesznie ze

szkoły, by go zobaczyć.

A teraz Braciszka już nie było, a żal Pedera przerastał niemal ten, który czuł po stracie

ojca. Elise uznała nawet, że lepiej by się stało, gdyby Braciszek umarł. Peder nie potrafił

pojąć, że Hilda oddała synka, by zapewnić mu lepszą przyszłość. Oznaczało to bowiem, że

życie Pedera niewiele jest warte.

Późno w noc słyszała płacz Hildy i słowa, które wypowiadała przez sen: „Nie,

powiedziałam, że tego nie chcę!”

Peder też to usłyszał i potykając się w ciemności, wprosił się do jej łóżka. Zwinął się

w kłębek u jej boku przerażony tym, co się stało.

Elise dopisała zakończenie, choć wspominanie tamtych zdarzeń sprawiało jej

niewypowiedziany ból. Zmieniła jedynie imiona i nazwę fabryki, a z majstra zrobiła

„kierownika”. Człowieka, który wykorzystał marzenia młodej dziewczyny o lepszym życiu.

Stawiając ostatnią kropkę, poczuła, jak ogarnia ją zmęczenie. Hugo płakał,

pochłonięta pracą Elise nie pomyślała, by się nim zająć. Włożyła arkusiki papieru do koperty

i zaadresowała ją do pani Anny Marie Boe z czasopisma „Urd”. Potem na osobnej kartce

napisała swoje nazwisko i adres i wyliczyła opowiadania, której do tej pory udało się jej

opublikować. W zakończeniu wyjaśniła, iż ma nadzieję zwrócić uwagę ludzi na los

najsłabszych istot w tym społeczeństwie: samotnych, biednych matek.

Potem wzięła Hugo na ręce i ruszyła na pocztę, by wysłać oba listy.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Przyszły dni nerwowego oczekiwania. Na widok listonosza Elise wybiegała przed

próg, ale za każdym razem czekało ją rozczarowanie.

Może list nie dotarł? Zrobiła głupstwo, wysyłając go pocztą, mogła doręczyć go

osobiście. Zdjął ją strach, pamiętała jeszcze uczucie wstydu, z jakim wkraczała do siedziby

pisma „Nylasnde”, i krytyczny wzrok sekretarki. Wprawdzie potraktowała ją uprzejmie, ale

nie ukrywała zdziwienia faktem, że biedna robotnica przynosi im swoje literackie próbki.

Elise nie chciała ponownie przeżywać takiego upokorzenia.

Teraz będzie musiała napisać opowiadanie od początku, a wcale nie była pewna, czy

zdoła to uczynić. Wizyta Torkilda dodała jej odwagi i wprawiła we właściwy nastrój. Za

drugim razem mogła już nie znaleźć właściwych słów i tej pasji, z którą przelała swe uczucia

na papier. Nie da się dwukrotnie napisać tej samej historii w identyczny sposób.

I nie można żyć z pisania. Pieniądze od pani Paulsen starczyły na tydzień i choć

Reidar i Hilda płacili część czynszu, wydatki znacznie przekraczały to, co zdołała zarobić.

Dach wymagał remontu. Właściciel odmówił pomocy, oświadczył, że równie dobrze

mogą się wyprowadzić. Petrike i Hjalmar napomykali, że znajdą sobie inne mieszkanie, jeśli

deszcz będzie kapał im na głowy. A kiedy wieść o cieknącym dachu się rozejdzie, trudno

będzie znaleźć nowych lokatorów.

Pani Paulsen nie odzywała się. Elise miała nadzieję, że któraś ze służących zjawi się z

kolejnym zleceniem, ale dni mijały, a pani Paulsen nie dawała znaku życia. Próbowała pisać,

ale nie miała nastroju. Potrzebowała stałego zajęcia, lecz gdzie takie znaleźć? Pieniądze od

Ansgara i pana Ringstada kończyły się, wkrótce zostanie bez grosza przy duszy z piątką

dzieci na utrzymaniu.

Na szczęście Carl Wilhelm nie zażądał jeszcze zwrotu wózka. Elise postanowiła

zabrać Hugo i obejść wszystkie sklepy przy Sagveien i Maridalsveien w poszukiwaniu pracy.

W najbliższej okolicy było ich wiele, sprzedawano w nich nabiał, wyroby kolonialne,

kapelusze i słodycze. Mogła też zapuścić się dalej, na Sandakerveien, spytać panią Grorud

lub Magdę na rogu. Lub zająć się sprzątaniem jak Hilda. W ostateczności mogła spróbować

w przędzalni, choć szczerze wątpiła, że znajdzie tam posadę. Od pewnego czasu u Graaha nie

zatrudniano nawet zamężnych kobiet, a zresztą Hugo był zbyt mały, by mogła liczyć na

miejsce w żłobku.

Nie zdążyła dojść do furtki, kiedy na moście pojawił się jakiś postawny mężczyzna w

background image

czarnym garniturze i białej koszuli, na głowie miał cylinder, a w dłoni ściskał laseczkę.

Widok był tak niezwykły, że Elise mimowolnie zatrzymała się.

I z nagłym przestrachem rozpoznała eleganta: to był majster Paulsen! Nie pokazywał

się w tej okolicy od dawna. Kiedy Hilda uciekła od niego tuż przed porodem, nie zrobił nic,

by ją znaleźć. Nie zjawił się na pogrzebie małej Jensine, ale to można jeszcze było jakoś

wytłumaczyć: ukrywał wszak przed ludźmi fakt, że był ojcem dziecka.

Chciała zawrócić i schować się w domu, kiedy mężczyzna podniósł laskę i groźnym

gestem skierował ją ku niej.

- Pani Ringstad? - powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu. - Chcę zamienić z

panią kilka słów.

Użył oficjalnej formy, co natchnęło Elise nadzieją. Do robotnic zawsze mówił po

imieniu, ją widocznie zamierzał traktować z większym szacunkiem, skoro została żoną syna

posiadacza ziemskiego i byłego oficera Armii Zbawienia. Może nie miał pojęcia, co się

zdarzyło? Może nawet nie wiedział, że Hilda wyszła za mąż?

Elise nie ruszyła się z miejsca.

Zbliżał się zadyszany, czerwony na twarzy, był teraz znaczenie tęższy, niż kiedy

widziała go po raz ostatni. Nie mogła pojąć, że Hilda poszła z kimś takim do łóżka.

Dygnęła z nawyku i zaraz tego pożałowała. Nie pracowała już w przędzalni, nie

musiała traktować go tak uniżenie.

- Możemy wejść do środka?

Nie czekając na odpowiedź, pchnął furtkę i ruszył na schodki.

- Widzę, że pani wychodzi, ale te sprawy muszą zaczekać. Mam z panią do

pomówienia.

Elise nie odważyła się zaprotestować.

Paulsen okrążył narożnik domu, pchnął drzwi kuchenne i wszedł do środka, jakby był

panem tego domu. Dysząc głośno, opadł na taboret, wyjął ogromną chusteczkę z kieszeni i

otarł czoło.

- Niech mi pani powie, pani Ringstad - odezwał się, kiedy złapał oddech. - Czy to

prawda, że pani siostra wyszła za mąż za nauczyciela ze szkoły w Sagene?

Elise zatrzymała się przy drzwiach. Spodziewała się gwałtownej przemowy,

frontalnego ataku na Hildę za to, że uciekła spod jego skrzydeł. Albo oskarżeń pod jej

adresem za opublikowanie opowiadania w „Verdens Gang”. Skinęła głową zdziwiona.

- Czy to dobry człowiek?

Przytaknęła po raz kolejny. Chce mnie zwieść swoją uprzejmością, pomyślała. Zaraz

background image

się zacznie.

- Wiem, że dziecko zmarło. Niczego innego się nie spodziewałem.

Machnął ręką, rozglądając się po kuchni obwieszonej praniem, lichą bielizną

chłopców i zniszczonymi ręcznikami.

Elise poczuła, że wzbiera w niej złość. Cóż z tego, że był majstrem, mieszkał w

pięknym domu na szczycie wzgórza Aker i miał elektryczne oświetlenie. Tak łatwo się nie

wywinie.

- Była bardzo słabowita. W ogóle nie przyjmowała pokarmu.

Z satysfakcją stwierdziła, że jej głos zabrzmiał ostro i wyraźnie. Zdziwiła się jednak,

widząc, że Paulsen kiwa głową z zamyśleniem.

- Tak słyszałem. Może i lepiej, że tak się stało. Zwłaszcza że żona mojego bratanka

się rozchorowała. Nie zniosłaby takiej straty.

Elise nic nie odrzekła. Nie była pewna, co teraz nastąpi, i zdumiała się, że majster

rozmawia z nią tak otwarcie. Zapewne nie przyznał się wobec nikogo, że jest ojcem obojga

dzieci, które Hilda wydała na świat, ale musiał liczyć się z tym, iż Elise wie o wszystkim.

- Wiele się tu dzieje - ciągnął. - Dzieci umierają na odrę i suchoty, ludzie skaczą w

odmęty wodospadu. Wciąż jakieś nieszczęścia.

Te słowa zbudziły jej czujność. Nie mogła zdradzić się choć słowem, że jest autorką

opowiadania o Mathilde. Może chciał ją pociągnąć za język, by wydobyć z niej to wyznanie?

Wzruszyła ramionami.

- Skąd mam to wiedzieć? Nie czytam gazet.

- Nie czyta pani gazet? - zdziwił się. - Sądziłem, że różni się pani od tych młodych

ludzi, którym w głowie tylko hulanki i swawole.

- Nie stać mnie ani na gazety, ani na hulanki, panie Paulsen. Mam czworo dzieci na

utrzymaniu, a piąte jest w drodze.

- No właśnie. Co rok prorok. Słyszała pani, że w jednym z mieszkań na Grunerlokka

gnieździ się siedemnastoosobowa rodzina? Po co rodzicie tyle dzieci, skoro nie stać was na

ich utrzymanie?

Elise nie odpowiedziała. A jak tego uniknąć? Nie wiedział, co to znaczy małżeński

obowiązek? Paulsen wbił w nią wzrok.

- Sb/szałem, że była pani najlepszą uczennicą w klasie. Pewna nauczycielka

opowiadała mi, że pisała pani piękne wypracowania, które odczytywano na głos.

Elise zmusiła się, by patrzeć mu prosto w oczy.

- To stare czasy. Po skończeniu szkoły poszłam do pracy.

background image

- A teraz? Czym teraz się pani zajmuje?

- Szyciem.

- Doszły mnie słuchy, że pani mąż się wyprowadził.

- Musiał pomóc rodzicom we dworze, bo brakuje im rąk do pracy.

Kłamstwo miało gorzki smak, ale nie zamierzała dzielić się swoim wstydem z tym

człowiekiem.

- Ach tak. Nie należy więc wierzyć w plotki. Utrzymuje się pani z szycia czy też

wspiera panią mąż?

- Oczywiście, że mąż łoży na rodzinę, ale muszę dorabiać, by starczało na czynsz.

Paulsen ponownie rozejrzał się wokół siebie.

- A pani siostra i jej mąż mieszkają tutaj?

Skinęła głową poirytowana. Kto dał mu prawo, by wpadać tutaj i zadawać jej te

wszystkie intymne pytania? Nie przyszedł, by się zemścić. Przyszedł, by węszyć.

- Czego pan chce ode mnie, panie Paulsen? - spytała grzecznie, choć nie zdołała ukryć

rosnącego rozdrażnienia.

Pokręcił głową zakłopotany. Ze zdziwieniem dostrzegła wyraz smutku na jego twarzy

i nagła myśl przyszła jej do głowy. Może majster naprawdę kocha Hildę? Może tęskni za nią,

może jest zazdrosny o Reidara?

Jeśli jednak kocha Hildę, nie oddałby jej dziecka. Coś się nie zgadzało. Przecież

mężczyźni chyba rozumieją, czym dla matek jest strata potomstwa?

Paulsen zagryzł wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią.

- Przyszedłem właściwie sprawdzić, jak się pani miewa - powiedział wreszcie. -

Wszak to ja wysłałem pani matkę do sanatorium i zająłem się Hildą, kiedy potrzebowała

pomocy.

Elise miała ciętą odpowiedź na końcu języka, ale powstrzymała się. Może

rzeczywiście tak to widział? Może naprawdę uważał, że uchronił Hildę przed gorszym

losem? Pokrętne wytłumaczenie, ale Elise przestało już cokolwiek dziwić. Roześmiał się

nieco wstydliwie.

- A poza tym powiedział mi ktoś, że pisuje pani do gazet. Nie wiem, skąd ta osoba

wzięła swe informacje, ale uznałem je za tak nieprawdopodobne, że postanowiłem sprawdzić

u źródła. - Znów zachichotał. - Skoro nie stać pani na kupowanie czasopism i spędza pani

całe dni na szyciu, to skąd wzięłaby pani czas na pisanie?

Elise też się roześmiała, choć w jej uszach śmiech zabrzmiał nieco sztucznie.

- To rzeczywiście niedorzeczne. I ta osoba uważa, że mam posadę w gazecie? Z moją

background image

pozycją społeczną?

Paulsen zaśmiał się raz jeszcze, tym razem, by pokryć zażenowanie. Uznał wyraźnie,

że wygłupił się, zdradzając się ze swoim przypuszczeniem.

- Czego to ludzie nie wymyślą? Tak to już jest, pani Ring - stad, że ludzie

wyróżniający się z tłumu stają się obiektem plotek i podejrzeń. A pani i pani siostra nie

jesteście takie jak mieszkańcy tej dzielnicy. Matka pani też żyje inaczej. Wyszła za mąż po

raz drugi i matkuje małej dziewczynce, zostawiwszy własne dzieci. To wystarczy, by ludzie

obgadywali was za waszymi plecami, ale ja uważam, że każdemu z nas pisany jest odrębny

los. Mój ojciec był majstrem, a dziad pracował w młynie zbożowym Ivera Olsena. Pani jest

córką robotników, więc wydawałoby się właściwe, by podążała pani ich śladami. - Urwał, by

wytrzeć czoło chusteczką. - Więc można wyżyć z szycia? Co będzie, jeśli pani mąż

przestanie przysyłać pieniądze?

- Nie wiem, zbyt krótko się tym zajmuję. Dostawałam zamówienia od młodej pani

Paulsen, ale teraz zapadła na zdrowiu i nie mam nowych zleceń.

- I została pani bez pracy? - przeraził się.

- Właśnie wybierałam się do sklepów przy Maridalsveien, by poszukać zajęcia, kiedy

pan się zjawił.

Paulsen odetchnął z ulgą. Chyba nie do końca uwierzył w zapewnienia Elise, że nie

pisuje do gazet. Skoro jednak dziewczyna szuka zatrudnienia, to chyba ma ku temu jakiś

powód. I nie spędza czasu nad kartką papieru.

- Jeśli pani chce, rozpytam się wokół. Umie pani coś jeszcze poza szyciem i

przędzeniem? Zna się pani na pracy biurowej?

Elise pokręciła głową.

- Nie wiem nawet, jak wygląda maszyna do pisania.

- Ma pani ładny charakter pisma? Mógłbym zobaczyć jakieś próbki?

- Nie mam papieru ani ołówka i nie sądzę, by mój charakter pisma przypadł panu do

gustu. Od ukończenia szkoły nie napisałam ani słowa.

- Jestem przekonany, że potrzeba nam kogoś do sprzątania pomieszczeń biurowych -

ożywił się Paulsen. - Polecę brygadziście, by znalazł dla pani jakieś zajęcie.

- Dziękuję, ale rozejrzę się najpierw za posadą w sklepie. To łatwiejsza praca dla

matki z małym dzieckiem.

- Rozumiem - powiedział, wstając. - Proszę pozdrowić siostrę i życzyć jej

pomyślności w małżeństwie.

Zrobił dwa kroki w kierunku drzwi i zatrzymał się.

background image

- A co pani sądzi o tym młodym nauczycielu? Lubi go pani?

- Reidar Jensen to miły człowiek. Pomaga mojemu młodszemu bratu odrabiać lekcje.

Peder nie jest zbyt pilny.

- Hm. A skąd on pochodzi? Z jakiejś dobrej rodziny?

- Jego rodzice mieszkają przy Josefinegate.

- Ach tak? W takim razie Hilda ma szczęście. Miejmy nadzieję, że ten młody

człowiek wytrzyma po wschodniej stronie rzeki. A może zamierzacie się przeprowadzić?

- Dobrze się nam tutaj mieszka, panie Paulsen - oznajmiła Elise z lekką irytacją.

- Doprawdy? I nie przeszkadza wam szum wodospadu?

- Nic a nic. Latem wygrzewamy się w słońcu wśród drzew i zieleni. Inni nawet tego

nie mają.

- Smród od rzeki jest jednak nie do wytrzymania.

- To zależy, z której strony wieje wiatr. A jak robi się źle, wchodzimy do domu i

zamykamy okna.

Pokręcił głową i ruszył do drzwi.

- Jest tak, jak mówię, ludzie powinni mieszkać tam, gdzie los im wyznaczył miejsce.

Elise odprowadziła go za próg. Hugo spał smacznie w wózeczku.

- Miłego dnia, pani Ringstad. - Paulsen uchylił kapelusza. - Dziękuję za miłą

pogawędkę.

- Ja też dziękuję, panie Paulsen.

Odprowadziła go wzrokiem, kiedy schodził po schodach i szedł w stronę furtki. Nie

miała wątpliwości, dlaczego ją odwiedził.

To, co ją zdziwiło, to przyjazny sposób, w jaki ją potraktował. Mógł ciskać gromy i

pogróżki. Tymczasem rozmawiał z nią tak, jakby należała do tej samej warstwy.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Elise znalazła pracę w sklepie. Zeszła całą ulicę do kościoła w Sagene, skręciła w

Sandakerveien i znalazła się na powrót na Maridalsveien. Chciała już zrezygnować, kiedy w

końcu szczęście uśmiechnęło się do niej. Wdowa Borresen mieszkająca w starym domu

niedaleko Telthusbakken potrzebowała pomocnicy w małym sklepiku z nabiałem.

Wdowa była starszą gadatliwą kobietą, je) zmarły mąż zajmował się ogrodnictwem,

ale w dawnych czasach w ich domu znajdowała się wozownia. Dom zbudowano na wsi w

roku 1800, perorowała kobiecina, a woda w rzece nadawała się wtedy do picia. Droga z

doliny Maridalen biegła tuż obok zabudowań i przemierzali ją chłopi na koniach i

furmankach, wioząc płody ziemi do miasta i wracając bez ładunku, za to z solidną porcją

gorzałki w brzuchu.

Elise od razu ją polubiła. Pani Borresen nie miała nic przeciw temu, by zabierała

Hugo ze sobą do pracy. Zaczęła następnego dnia.

W przerwie obiadowej przed sklepem ustawiała się kolejka robotnic, które

wykorzystywały czas wolny na zakupy. Elise wdawała się z nimi w pogawędki, co było

przyjemną stroną zajęcia. Były też złe strony, cały dzień tkwiła za ladą, podając towar i

obliczając zapłatę. Oprócz mleka wdowa sprzedawała również pieczywo i inne artykuły

spożywcze. Miała także beczki z gorzałką.

Po skończonym dniu Elise dotarła do domu na ołowianych nogach. Hugo marudził,

nie lubił siedzieć w wózeczku, a przestrzeń za ladą była niewielka w porównaniu z kuchnią w

domku majstra.

Hilda wróciła wcześniej, zwykle nie poświęcała sprzątaniu więcej niż kilka

przedpołudniowych godzin. Reidar nie życzył sobie, by pracowała ponad potrzebę. Elise

podejrzewała, że wstydzi się zajęcia żony.

- Wielki Boże, jestem wykończona! - Elise opadła na stołek kuchenny. -

Zapomniałam już, jak to jest, kiedy cały dzień spędza się na nogach. Plecy mnie bolą.

- Może skorzystasz więc z propozycji Paulsena? - uśmiechnęła się Hilda przekornie.

Opowieść siostry o wizycie majstra zdumiała ją niepomiernie. Resztę dnia spędziła, nie

odzywając się. Elise zastanawiała się, co też siedzi w jej głowie. Może wciąż darzyła majstra

uczuciem? A może po prostu próbowała domyślić się, jakie ma zamiary?

- Przyszedł list do ciebie. Elise aż podskoczyła z wrażenia.

- I dopiero teraz mi o tym mówisz? Gdzie go położyłaś? Hilda zdjęła białą kopertę z

background image

półki na talerze.

- Tutaj. Wygląda ciekawie. Napisałaś nowe opowiadanie? - spytała, uśmiechając się.

Elise nie odpowiedziała, niecierpliwie rozdarła kopertę i przebiegła wzrokiem po

tekście.

Droga pani Ringstad!

Z przyjemnością przeczytałam Pani opowiadanie. Nie mam teraz miejsca, by je

opublikować, ale chętnie zachowam je na późniejszą chwilę. Byłabym rada poznać Panią

osobiście i zapraszam do naszej siedziby. Ma pani sprawne pióro, a opowieść o losie młodej

robotnicy jest wstrząsająca. Może spróbowałaby Pani napisać książkę? Pod pseudonimem,

rzecz jasna, w innym razie byłby kłopot z ogłoszeniem jej drukiem. Czekam na wieści od

Pani.

Z poważaniem Anna Marie Bee, redaktorka czasopisma „Urd”

Elise złożyła karteluszek i wsunęła do koperty.

- Złe wiadomości? - Hilda patrzyła na siostrę z napięciem. Elise wzruszyła

ramionami. Rozczarowanie było bolesne.

- No, wykrztuś wreszcie! Do kogo napisałaś? Elise pokręciła głową.

- Do czasopisma dla kobiet o nazwie „Urd”. Wysłałam im opowiadanie, ale je

odrzucili.

- Nic nie mówiłaś. O czym napisałaś? To smutna historia?

- Tak.

- Ale ty jesteś głupia! Przecież wiesz, że ludzie nie chcą czytać o nieszczęściach i

dramatach. Napisz o matce, która wyszła z choroby, albo o dżentelmenie, który obdarował

Pedera kociakiem.

- Nie chodzi tylko o temat. Nie mają miejsca na mój tekst. Pani redaktor

zaproponowała, bym napisała książkę.

- Więc jej posłuchaj! - ekscytowała się Hilda. - Możesz pisać po powrocie ze sklepu.

Pomogę ci z Hugo, będę robić jedzenie dla chłopców i przekonam Reidara, by częściej poma-

gał Pederowi w lekcjach. Wiem, że ostatnio niezbyt się starał, ale na pewno się zmieni, kiedy

się dowie, że zostaniesz pisarką. Będzie z ciebie dumny!

Elise patrzyła na siostrę w milczeniu. Miała potraktować ją poważnie? Zrobiło się jej

gorąco, mogłaby przelać na papier wszystko, co leżało jej na sercu, powiązać losy Oline,

Mathilde i Othilie i poszukać przyczyn ich życiowych decyzji. Czytelnicy książek nie mieli

pojęcia, co czuje matka, stojąc w kolejce biedaków po garnek zupy dla gromadki potomstwa.

Nie spędzali bezsennych nocy w niedogrzanych mieszkaniach, dygocąc w lichej pościeli. Nie

background image

musieli bronić dzieciom pójścia do szkoły z braku odzienia dla nich. Jeśli ludzie chcą

zrozumieć, dlaczego młode matki sprzedają się na ulicy, muszą sięgnąć głębiej. Wczuć się w

los biednej młodej dziewczyny śpieszącej o pół do szóstej rano do żłobka z zaspanym

dzieckiem na ręku i wracającej po nie na ołowianych nogach o szóstej, czasem ósmej

wieczorem.

Pokiwała głową.

- Dobrze, Hildo. Naprawdę mam ochotę spróbować.

Zaczęła następnego dnia. Przez trzy kolejne tygodnie poświęciła pisaniu każdy

wieczór po skończonej pracy.

Hilda dotrzymała słowa, a Reidar też okazał się pomocny. Razem zajmowali się Hugo

i chłopcami. Reidar odrabiał lekcje z całą trójką i poświęcił dodatkowy czas na naukę z

Pederem.

Kristian bawił się z Hugo, kiedy Hilda gotowała kaszę, potem karmił go, a Hilda

kładła chłopczyka do łóżka. Później przygotowywała kolację, a Reidar nosił drwa i wodę. Na

koniec dnia zmywała podłogę w kuchni i prała pieluchy. Elise nie mogła się nadziwić jej

pracowitości.

- Nie wiem, jak ci dziękować - powiedziała jednego wieczora. - Bez waszej pomocy

nie znalazłabym czasu na pisanie.

- Nie ma za co - zmieszała się Hilda. - Zresztą robię to też dla siebie. Rodzice Reidara

zaczęli inaczej na nas patrzeć. Ponoć chwalą się, że mają pisarkę w rodzinie.

- Ale ja przecież nie wydałam jeszcze żadnej książki! - przeraziła się Elise.

- Jak skończysz pisać, to przyjmą ją do druku. Tak mówi Reidar.

- To nic pewnego - pokręciła głową Elise. - Wydawnictwa zazwyczaj odsyłają

rękopisy. Torkild twierdzi, że tylko nielicznym udaje się wydać pierwszą książkę.

- Po co więc piszesz? - zdziwiła się Hilda.

- Bo, jak to mówią, kto nie ryzykuje, nic nie ma.

Pożałowała tych słów, widząc rozczarowanie Hildy. Pewnie teraz nie będzie już tak

chętna do pomocy.

- Redaktorzy w „Nylasnde”, „Verdens Gang” i „Urd” twierdzą, że dobrze piszę. Jeśli

będę miała szczęście, przyjmą mi książkę do druku. Przeszłam już przez pierwsze sito.

- Skończ więc ją, a potem zobaczymy - ożywiła się Hilda. - Rodzicom Reidara nic nie

musimy mówić. Zresztą jakoś dziwnie się zachowują. Byłam tam dwukrotnie po ślubie i za

każdym razem pytają mnie o ciebie i Emanuela.

- Myślę, że wiem dlaczego.

background image

Hilda spojrzała na siostrę ze zdziwieniem.

- Rozpowiadali historie o rudzielcu z Gjetemyrsveien, a potem zobaczyli Hugo. Kiedy

Peder się wygadał, że rudzielec kocha się we mnie, połączyli jedno z drugim. Jestem

przekonana, że uważają, iż Emanuel odszedł ode mnie, bo się puściłam z innym.

- W takim razie powinnyśmy powiedzieć im prawdę. Elise zawahała się i pokręciła

głową.

- Nie możemy. Nawet matka nie wie o niczym, a co dopiero obcy ludzie. Poza tym

pomyśl o Ansgarze Mathiesenie. Jeśli ludzie dowiedzą się o wszystkim, będzie skończony, a

tego sobie nie życzę.

- Jezu Chryste! Co cię obchodzi ten łobuz?

- Dość się już wycierpiał. Teraz ma narzeczoną i szansę na normalne życie. Nie

zapominaj, że dwukrotnie usiłował odebrać sobie życie.

Hilda pokręciła głową.

- Masz nierówno pod sufitem. Nie słyszałam dotąd, by dziewczyna brała w obronę

człowieka, który ją zgwałcił!

W początkach listopada do Elise przyszedł niezwykły list.

Hilda, Reidar i chłopcy czekali na jej powrót z pracy, nie mogąc ustać w miejscu z

ekscytacji. Nawet Petrike i Hjalmar dostrzegli jasnobrązową kopertę opatrzoną

zagranicznymi znaczkami i wymyślili jakiś pretekst, by znaleźć się w kuchni, kiedy Elise

zjawiła się w domu. Gdy Hilda posłała im zirytowane spojrzenie, pośpiesznie wrócili na górę.

Elise nie przyznała się nikomu, że napisała do wujka w Ameryce. Teraz cała

gromadka spoglądała na nią z zaciekawieniem.

- Co to może być? - spytała Hilda.

- Może ktoś z zagranicy chce wydrukować twoje opowiadanie - zasugerował Reidar.

- A może list jest od Johana? - nie tracił nadziei Peder.

- Nie widzisz, że znaczki są inne? - skarcił go Kristian.

Elise nabożnym gestem podniosła małą kopertę z czerwonym i fioletowym znaczkiem

z wizerunkiem głowy jakiegoś mężczyzny. Głośno odczytała treść stempla: „SPOKANE, oct

2, 1906, WASH.”.

Napis na znaczku głosił „U.S. postage”, na fioletowym znaczku pod nadrukiem

napisane było „3 cent”, a na czerwonym „2 cent”. Jej nazwisko widniało na samym środku,

wypisane wyraźnym i czytelnym charakterem pisma: „Mrs. Elise Ringstad, Sandakerveien

przy Beierbrua, Norway, Kristiania, Scandinavia, Europe”.

Wszyscy tłoczyli się wokół niej, zaglądając jej przez ramię.

background image

- Co znaczy „Mrs.”? - dopytywał się Kristian.

- Pani, to po angielsku - wyjaśnił Reidar. Evert nic nie pojmował.

- Ten list jest z Anglii? A skąd on wiedzą o Elise?

- List jest z Ameryki - rozwiązała problem Elise. - Napisałam do jednego z naszych

wujków i właśnie dostałam odpowiedź.

Nawet jeśli list miał okazać się jednym wielkim rozczarowaniem, nie mogła dłużej

ukrywać tego przed nimi; musiała wyjaśnić, dlaczego go dostała.

- Wiesz, z jakiej części Ameryki go wysłano? - zwróciła się do Reidara.

- Ja wiem - wtrącił się ochoczo Kristian. - Waszyngton to miasto na Wschodnim

Wybrzeżu, a także stan na Zachodnim Wybrzeżu. Spokane - wymówił ten wyraz tak, jak go

napisano - to nazwa miasta.

Reidar potwierdził, wiedza chłopca zrobiła na nim wrażenie.

- Otwórz go! - Hilda przestępowała z nogi na nogę. - Może ten nasz wujek jest bogaty

i zaprasza nas do swego wielkiego domu!

Peder obrócił głowę i spojrzał na nią z przerażeniem.

- Chciałabyś wyprowadzić się znad rzeki? Hilda westchnęła z rezygnacją.

- Może przysyła nam pieniądze. Ludzie, którzy wyjechali do Ameryki, dorobili się

fortun.

Elise ostrożnie otworzyła kopertę. Kiedy wyjmowała złożony arkusik papieru, ze

środka wysunął się zielony banknot. Kristian złapał go, zanim zdążył opaść na podłogę.

- Banknot jednodolarowy! - zdziwił się Reidar. - Wart wiele koron norweskich!

Wszyscy przyglądali się dolarowi, który bardzo różnił się wyglądem od norweskich

pieniędzy.

Elise rozłożyła arkusik i przebiegła wzrokiem cały tekst, zanim zaczęła czytać na

głos: - Droga siostrzenico! List z Norwegii to dla nas surprise...

- Co znaczy „surprise”? - spytała Reidara.

- Niespodzianka. Elise podała mu list.

- Może ty go przeczytasz?

- Lepiej znam łacinę i niemiecki, ale mogę spróbować.

I zaczął czytać od nowa, tłumacząc pojawiające się angielskie wyrazy.

Droga siostrzenico!

List z Norwegii to dla nas niespodzianka. Nie sądziliśmy, że nasza siostra żyje i że

dziecko, które miała urodzić, da sobie radę w robotniczej dzielnicy Kristianii, mając takiego

ojca. Teraz dowiadujemy się, że mamy dwie siostrzenice i dwóch siostrzeńców. Z Norwegii

background image

dotarliśmy do Minnesoty i pracowaliśmy w gospodarstwie, a teraz mieszkamy w Spokane na

Zachodnim Wybrzeżu i wozimy drewno. Nie jest tak źle, jeśli nie zdarzają się wypadki, ale to

ciężka praca. Dziś pień przygniótł człowieka i musieliśmy zawieźć go do szpitala, teraz zaś

siedzę i piszę to, co mi się w głowie lęgnie, i zastanawiam się, co tam słychać w Norwegii?

Jak się ma Jensine, chętnie bym się dowiedział. Brat ma dwóch synów w takim wieku jak twoi

bracia. Z pożyczek zbudowaliśmy sobie duży dom z werandą. Wydaliśmy dużo pieniędzy, ale

zarabiamy dobrze, jakieś trzydzieści dolarów na miesiąc, a może i więcej. Napisz, co tam

słychać w ojczyźnie, twój list bardzo nas ucieszył.

Serdeczne pozdrowienia od wujka Kristiana

- Słyszeliście? - - Hilda przewróciła oczyma. - Dobrze zarabiamy! Zbudowaliśmy

sobie dom z werandą!

- Wujek Kristian! - Kristian posłał Elise zdumione spojrzenie. - Co to znaczy?

- To brat mamy. Mama dała ci imię po nim.

- A dlaczego nie mnie? - spytał Peder z zazdrością. Hilda klasnęła w dłonie.

- Wiecie co? Weźmy list i chodźmy do mamy! Kristian, Peder i Evert aż podskoczyli

z radości.

- To dobry pomysł, Hildo - uśmiechnęła się Elise. - Matka z pewnością się ucieszy.

I już po chwili cała gromadka szła przez Beierbrua do Maridalsveien i skręciwszy w

Akersbakken, skierowała się na Wzgórze Świętego Jana.

Przed domem Paulsena Juniora stała bryczka. Dwóch mężczyzn szło w kierunku

furtki, rozmawiali cicho, a miny mieli zafrasowane. Jednym z nich był pan Paulsen, drugi,

ubrany w płaszcz i kapelusz, ściskał w dłoni torbę lekarską. Nie zwracali uwagi na otoczenie,

a Elise nie zamierzała się witać.

Spojrzała na Hildę i napotkała zaniepokojony wzrok siostry.

- Myślisz to samo co ja? - spytała ostrożnie. Hilda pokiwała głową.

- Biedny Braciszek - szepnęła, by nikt nie usłyszał jej słów. Zwolnili, zbliżywszy się

do domu, w którym mieszkała matka i pan Hvalstad. Elise nie była już taka pewna, czy

pomysł Hildy miał jakiś sens. Matka nie lubiła niespodzianek, a wizyta sześciu osób, licząc

Hugo nawet siedmiu, z pewnością ją zaskoczy. Mogła pójść sama, ale chłopcy przystali na

propozycję z taką ochotą, że nie miała serca im odmówić.

- Nie sądzę, że wpuszczą nas do środka. Jest późno, Anne Sofie kładzie się już do

łóżka, a mama nie lubi tłumów wokół siebie.

Peder wyglądał na rozczarowanego, Kristian nawet nie zmienił się na twarzy.

- Pokażemy jej list i sobie pójdziemy - powiedziała Hilda.

background image

- Przecież to wasza matka! - zdziwił się Reidar. - Pokażecie list i sobie pójdziecie?

- Matka chorowała, jest słabowita - wyjaśniła szybko Elise. - Gdybyśmy

zapowiedzieli wizytę, na pewno zaprosiłaby nas do środka.

- Wątpię. - Hilda nie owijała niczego w bawełnę. - Matka ma teraz własną rodzinę i

nie znajduje dla nas czasu.

- Kłamiesz, Hildo! - Peder spojrzał gniewnie na siostrę. - Nie pamiętasz, co z nią

było? Leżała blada w łóżku. Gdyby nie wyjechała do sanatorium, to...

Nie zdążył dokończyć, bo Kristian położył mu błyskawicznie dłoń na ustach.

- Zamknij się, gnojku!

Elise spojrzała na brata ze zdumieniem. Już dawno się tak nie zachowywał. Może pod

maską obojętności skrywał gorące emocje? Zamyślona zadzwoniła do drzwi.

Rozległy się kroki, drzwi się uchyliły i w szparze ukazała się głowa Asbjorna.

- Wielkie nieba... - zdumiał się. - Czy coś się stało? Elise pokręciła głową pośpiesznie.

- Chcemy tylko przekazać mamie miłą wiadomość. Wszyscy razem.

- Doprawdy, nie wiem. Jensine jest zmęczona. Właśnie kładły się obie z Anne Sofie.

- My na krótko. Chcemy pokazać jej pewien list.

- To może ja go wezmę. Właśnie się przeprowadzamy.

- Przeprowadzacie się? - spytały Hilda i Elise jednocześnie. Asbjorn uśmiechnął się z

zażenowaniem.

- Wynajęliśmy dom w Kjelsas. Ceny są tam przyzwoite, a Jensine i Anne Sofie służyć

będzie życie na wsi. Co to za list?

Elise wyjęła arkusik z kieszeni i wręczyła Asbjornowi.

- .Napisałam do jednego z mamy braci w Ameryce i dzisiaj dostałam odpowiedź.

Uznałam, że mama się ucieszy.

- List od brata Jensine? Przecież obaj odwrócili się do niej plecami i zostawili na

pastwę losu.

- Minęło prawie dwadzieścia lat. - Twarz Elise ściągnęła się w gniewie. - Chyba już

czas, by zapomnieć dawne urazy?

- Pokażę jej list. Idźcie już.

Elise gotowała się z wściekłości. Odwróciła się gwałtownie.

- Chodźmy więc. Nie mamy tu nic do roboty.

Poszli za nią bez słowa i zatrzymali się dopiero na ulicy.

- Do diabła! - Oczy Hildy ciskały iskry. - Teraz już rozumiesz, Reidar.

Reidar pokręcił głową.

background image

- Co się z nią dzieje?

- Słyszałeś, co powiedział? Jest zmęczona i kładzie aniołka spać. Utulenie pięciolatki

do snu to ciężka praca! A poza tym przeprowadzają się na wieś.

Elise ścisnęła dłoń Pedera i położyła rękę na ramieniu Kristiana.

- Nie będziemy się tym przejmować. Jutro napiszemy list do wujka Kristiana, każdy z

was może dodać parę słów od siebie.

- Na mnie nie licz! - Kristian kopnął kamień ze złością.

- Uspokój się, Kristianie! - powiedziała Elise. - Przecież wiesz, że mama jest słaba.

Asbjorn nie chciał sprawiać jej kłopotu, a ona sama nie wiedziała, że stoimy za progiem.

- Na pewno! - prychnął Kristian pogardliwie. - Słyszała nas. Wiedziała, że

przyszliśmy. Widziałem, jak przemykała się do kuchni.

- Musiałeś się pomylić. Myślę, że mama leżała już w łóżku.

Zaczęła pchać wózek, Peder i Evert pobiegli przodem. Chłopcy w tym wieku szybko

puszczali rozczarowania w niepamięć i znajdowali sobie nowe zajęcie. Teraz biegali

beztrosko w ciemności, nie myśląc o lekcjach czy pracy. Ulica była pusta, w powietrzu

tańczyły płatki śniegu, pierwsze tej jesieni. To wystarczyło, by dobrze się bawić.

Hilda i Reidar szli za nią, pogrążeni w cichej rozmowie. Hilda pochlipywała, a Reidar

usiłował ją pocieszyć. Nie ma się czym przejmować, pomyślała ze złością. Matka nie stała

się taka z dnia na dzień, zdążyli już się przyzwyczaić do jej kaprysów. Trzeba zapomnieć o

tym zdarzeniu i cieszyć się listem z Ameryki.

- Odpiszemy, nawet jeśli mama sobie tego nie życzy - odwróciła się. - Zapamiętałam

adres. Gdzie jest Kristian? - rozejrzała się wokół.

- Kristian? - zdziwiła się Hilda. - Szedł za nami. Elise zatrzymała się.

- Nigdzie go nie widać. Reidar i Hilda stanęli przy niej.

- Wielkie nieba! - zdziwiła się. - Ledwie przed chwilą słyszałam jego kroki.

Elise ogarnął niewyjaśniony lęk. Przed drzwiami domu, w którym mieszkała matka,

ujrzała Kristiana sprzed lat, kiedy groził, że zniknie na zawsze. Co też strzeliło mu do głowy?

Czy zawód, który sprawiła mu matka, skłonił go do ucieczki?

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Johan ostrożnie otworzył drzwi i wślizgnął się do środka. Gospodyni nie lubiła, kiedy

ktoś hałasował na schodach późnym wieczorem. Była miłą kobietą, ale wymagała, by

lokatorzy wracali do domu przed jedenastą.

Światło nie paliło się, musiał więc poruszać się po omacku. W głowie mu szumiało,

nie nawykł do picia. Wychylił wprawdzie tylko jedną szklaneczkę, ale to wystarczyło. Inni

śmiali się z tej jego wstrzemięźliwości, ale nie uznał za stosowne, by tłumaczyć się przed

nimi. Nie znał ich zbyt dobrze. Większość pochodziła z dobrych domów, ale pozostawała

skłócona z rodzinami w proteście przeciw drobnomieszczańskim poglądom.

Uśmiechnął się do samego siebie. Kto by pomyślał, że znajdzie się wśród artystów,

będzie jadał i popijał w najlepszych restauracjach Kopenhagi, jak, nie przymierzając, bohema

z Grand Café w Kristianii. Gdyby matka mogła go teraz zobaczyć, prychnęłaby z pogardą,

ale zarazem z dumą opowiadałaby o nim wszystkim znajomym.

Nie wyjaśnił nikomu, skąd pochodzi, a tamci przyjęli za pewnik, że jest synem

jakiegoś szanowanego obywatela. Tego wieczora jeden z towarzyszy zasugerował, że

wstrzemięźliwość Johana brała się z jakiejś tajemniczej choroby. Aby odsunąć od siebie

podejrzenia, wypił szklaneczkę, ale nie sprawiło mu to żadnej przyjemności. Alkohol był

sprawcą tylu nieszczęść. Johan nie pił, solidaryzując się z tymi, którym wódka zmieniła życie

w jedno pasmo udręk. Z Elise.

Elise... Na samo wspomnienie zrobiło mu się cieplej na sercu. Niezliczoną ilość razy

powtarzał w duchu ostatnie zdanie z jednego z jej listów: „Byłeś moim bohaterem i wciąż

nim jesteś”. Tyle jeszcze trzeba czekać, zanim znów będą razem. Myśl ta wydała mu się

nieznośna. Pocieszał się, że może zdoła zaoszczędzić trochę pieniędzy na podróż do domu.

Może przyszłego lata.

Z ulgą przyjął wiadomość, że Emanuel został we dworze i nie zmienił decyzji,

dowiedziawszy się o ciąży Elise. Dla dziecka nie było to najlepsze rozwiązanie, ale przecież

Elise nie zostanie samotną matką. Zamierzał ożenić się z nią, kiedy tylko sprawy rozwodowe

ich obojga znajdą swój finał. Wprawdzie miał jeszcze przed sobą długi okres studiów w

Kopenhadze, ale najważniejsze było to, by oszczędzić Elise wstydu. Ludzie surowo potępiali

rozwodników, szczególnie zaś kobiety.

Potknął się na stopniu i zaklął.

W myślach wracał do tamtych chwil, kiedy stał przy drzwiach kuchennych w

background image

Andersengarden, nasłuchują^ wrzasków i krzyków ojca Elise, który wracał z kolejnej

popijawy. Słyszał trzask otwieranych drzwi w mieszkaniu piętro wyżej, obelgi rzucane pod

adresem pani Lovlien i dzieci, łoskot przewracanych krzeseł. Czasami opanowywał go taki

gniew, że chciał biec na górę i rzucić się temu człowiekowi do gardła.

Kiedy to w końcu zrobił, przypisano mu winę za jego śmierć. Nie na długo, ale i tak

mocno to przeżył. Nawet we wzroku Elise dostrzegł wtedy cień niepokoju, lęk, że przyczynił

się do zgonu ojca, wypychając go za drzwi.

Minęły już dwa lata, a Johan wciąż czuł wściekłość na myśl o tym, co przeżywała

tamta rodzina. Pani Lovlien chorowała na suchoty i była przykuta do łóżka. Leżała bezsilna,

nasłuchując wrzasków męża i płaczu dzieci. Ten nikczemnik posunął się nawet do tego, że

sprowadzał do domu dziewki uliczne.

Johan pokręcił głową i ruszył cicho dalej. Zajmował mansardę na piątym piętrze i po

drodze musiał przejść obok drzwi gospodyni, pani Lauritzen, która na dźwięk podejrzanych

odgłosów ze schodów potrafiła nagle wyskoczyć zza drzwi. Wystarczyło, że wyczuje woń

alkoholu, by Johan stracił dach nad głową. Nie on pierwszy i nie ostatni.

Na szczęście gospodyni spała jak zabita. Johan prześlizgnął się koło jej drzwi i ruszył

w górę, czepiając się poręczy w ciemności. Pani Lauritzen oszczędzała na prądzie i w jej

domu nie paliła się ani jedna zbędna żarówka.

Dotarł prawie na górę, lecz kiedy stawiał stopę na kolejnym stopniu, zamarł z

przestrachu. Jakiś człowiek leżał na schodach, nie poruszył się, kiedy Johan przypadkiem

trącił go butem. Wielki Boże, to chyba nie... Całkiem niedawno gazety doniosły o

mężczyźnie, który zażył truciznę i położył się na jakiejś klatce schodowej, by dokonać

żywota.

A może ktoś zasłabł? Jakiś student zdążający do niego z wizytą?

Trącił bezwładne ciało stopą.

- Kim jesteś? - szepnął.

Nie doczekał się odpowiedzi. W kilku susach dopadł do drzwi, drżącymi rękoma

odnalazł dziurkę od klucza i otworzył drzwi. Zapalił lampę i odwrócił się, w bladej smudze

światła ujrzał ciało zwinięte na jednym ze stopni.

To była kobieta. Zbliżył się, by jej pomóc, i w tej samej chwili kobieta podniosła

głowę. Johan rozpoznał ją.

- Agnes? - spytał z niedowierzaniem. Podnosiła się niezdarnie, Johan wsparł ją

ramieniem.

- Co tutaj robisz? Stało się coś złego?

background image

- Coś złego? - zaśmiała się. - W ten sposób wita się własną żonę? Długo cię nie było,

chyba zasnęłam.

Johan podprowadził ją do drzwi.

- Jak dostałaś się do środka?

- Wpuściła mnie kobieta z drugiego piętra. Powiedziała, że zaraz wrócisz i że rzadko

spędzasz wieczory poza domem.

- Sama przyjechałaś z Kristianii? - Johan nie ukrywał konsternacji. Nie miał pojęcia,

po co się zjawiła.

- Wielka mi rzecz, myślałeś, że nie dam sobie rady bez ciebie?

- Ale skąd wzięłaś pieniądze?

Nie odpowiedziała, rozglądała się po pokoju.

- No cóż, zdarzało mi się widzieć większe mieszkania. Sądziłam, że dobrze ci płacą za

twoje prace.

- Studiuję, Agnes. Czasami uda mi się coś sprzedać, ale jak dotąd wiele nie zarobiłem.

Poza tym posyłam ci pieniądze.

Prychnęła pogardliwie. Johan zapalił kolejną lampę, a Agnes przyjrzała się meblom.

- Pod ścianą możemy postawić szezlong - stwierdziła.

- O co ci chodzi? - zdumiał się.

- Słuch ci się pogorszył? - spytała hardo. - Powiedziałam, że pod ścianą postawimy

szezlong.

- Niepotrzebny mi szezlong - rozzłościł się. - Ani lokatorka.

- Doprawdy? - roześmiała się. - Sądziłam, że jestem twoją żoną.

Johan skrzyżował ramiona i spojrzał na nią beznamiętnie.

- Jeśli uważasz, że daje ci to prawo, by się szarogęsić, to się mylisz.

- Zionie od ciebie alkoholem. Zacząłeś pic? Nie odpowiedział.

- Johan! Chyba nie dajesz posłuchu plotkom? Dzieciak jest twój.

- Nie wierzę. Sama mówiłaś, że Magnus Hansen jest ojcem.

- Ze złości, bo nie chciałeś nigdzie ze mną chodzić. Ani do kinematografu, ani do

„Perły”, ani do wdowy po Jakubie.

Johan nie poruszył się.

- Mówię prawdę! Nie zrobiłam niczego złego. Zresztą zapytaj Magnusa.

- Gdzie ostatnio mieszkałaś? Agnes zaczerwieniła się.

- Gdzie mieszkałam? Przecież wiesz. Pokręcił głową.

- Torkild pisał mi, że wyprowadziłaś się z Maridałsveien.

background image

- Przeniosłam się do rodziców, żeby nie płacić czynszu. Nie wiedziałam, że z twego

szwagra taka papla.

Nagle złapała się za czoło, wsparła na krześle, po czym zatoczyła się.

- Zaraz zemdleję - mruknęła, kolana się jej ugięły i opadła na kanapę.

Johan był pewien, że Agnes udaje, ale zaraz dostrzegł niezwykłą bladość na twarzy

dziewczyny. Rzucił się na pomoc, uniósł jej nogi i rozsznurował buty.

- Nie pojmuję, po co przyjechałaś - powiedział poirytowany i zaniepokojony zarazem.

- Dobrze wiesz, że nasz związek nie ma sensu. Sama powiedziałaś, że nie możesz ze mną

wytrzymać. Zresztą pisałem ci; że złożyłem papiery o rozwód.

Agnes milczała. Kiedy odstawił jej buty, zauważył, że dziewczyna płacze.

- Co ci jest? Stało się coś?

Nadal się nie odzywała. Leżała z zamkniętymi oczyma, a łzy spływały jej po

policzkach.

- Powiedz coś, Agnes! Poroniłaś?

Agnes wciąż miała na sobie płaszcz zimowy, który maskował jej kształty. Może

rzeczywiście straciła kolejne dziecko i wpadła w rozpacz z tego powodu? Po co jednak

przejechała taki szmat drogi?

Przykrył ją kocem i przyniósł małą butelkę koniaku, którą trzymał na wypadek

niespodziewanej wizyty przyjaciół.

Agnes otworzyła oczy, uniosła głowę i łapczywie wypiła zawartość kieliszka, który

jej podał.

- Możesz położyć się w moim łóżku, ja prześpię się na podłodze.

Agnes znów zaczęła płakać, ukryła twarz w poduszce, ramiona jej drżały.

Johan pokręcił głową bezradnie. Coś musiało się stać, nigdy wcześniej nie

zachowywała się w ten sposób. Zawsze była odporna na ból, a słowa krytyki spływały po niej

jak woda po kaczce.

Kiedy poroniła poprzednim razem, nie dała tego znać po sobie ani jednym grymasem.

- Domyślam się, że coś się stało, ale nie chcę dręczyć cię pytaniami. Spróbuj złapać

trochę snu, porozmawiamy jutro. Potrzebujesz czegoś? Jesteś może głodna?

Pokręciła głową, nie patrząc na niego.

Johan był wykończony po całym dniu pracy i wieczornym spotkaniu. Zrobił sobie

posłanie na podłodze z tego, co znalazł w szafie, położył się i zasnął jak kamień.

Obudził go blask księżyca wpadający przez okienko w dachu. Był cały zdrętwiały,

minęła dłuższa chwila, zanim przypomniał sobie, dlaczego leży na podłodze. Zerknął ku

background image

kanapie i dostrzegł zarys postaci. Agnes leżała twarzą do ściany. Wydawało mu się, że śpi.

Po co przyjechała do Kopenhagi? W Kristianii mieszkali jej rodzice, zresztą sam

przyznała, iż wyniosła się do nich, by oszczędzić na czynszu. Prawdę mówiąc, Johan nie

uwierzył w tę wersję, Agnes zapewne sama uciekła albo gospodyni wywaliła ją na bruk. Nie

miało to żadnego znaczenia.

A może problem tyczy jej rodziców? Może im stało się coś złego?

W takim wypadku nic dziwnego, że przyjechała. Do kogo miała się zwrócić, skoro

zerwała z Magnusem?

Skończony drań! Zostawił dziewczynę, której zrobił dziecko. Co za podłość! Magnus

wiedział, że jest zamężna i że ktoś zajmie się potomkiem. A może też nie dał jej wiary?

Zakładając, że Agnes wciąż jest w ciąży...

Nie wierzył w jej zapewnienia. Pamiętał tamtą kłótnię tuż przed wyjazdem do

Kopenhagi. Nie miał najmniejszych wątpliwości, że wtedy powiedziała prawdę.

Przewracał się z boku na bok, nie mogąc zasnąć na twardej podłodze. Pewnie

przyjechała, by wyssać z niego pieniądze. Myślała zapewne, że się wzbogacił na sprzedaży

swoich prac. Nigdy nie słuchała, kiedy tłumaczył; po co jedzie do. Kopenhagi i ile czasu

zajmie mu nauka.

Będzie musiał pożyczyć jakieś pieniądze i odesłać ją z powrotem. Nie zamierzał

przystać na to, by z nim zamieszkała. Już od dawna nic do niej nie czuł. Nie można kochać

kogoś, kto zachowuje się w ten sposób. Okazał łatwowierność, sądząc, że Agnes zmieni się

po ślubie.

A może zresztą nigdy jej nie kochał? Może ożenił się z nią z rozpaczy, nie mogąc

związać się z Elise? Kiedyś wierzył, iż mogą pozostać przyjaciółmi, Agnes i on, Elise i

Emanuel, a ich dzieci będą wychowywać się razem. Co za bezgraniczna naiwność! Nie

pomyślał, ile bólu sprawi mu widok Elise u boku obcego mężczyzny, nie docenił siły

zazdrości Emanuela. Agnes zresztą też była zazdrosna, kiedyś najlepsza przyjaciółka Elise,

po ślubie natychmiast się od niej odwróciła.

Westchnął ciężko i przewrócił się na drugi bok. Z samego rana zamierzał wybrać się

do profesora i poprosić go o zaliczkę na poczet pracy, którą miał na ukończeniu.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Elise rozejrzała się raz jeszcze, czując, jak ogarnia ją lęk.

- Musi być gdzieś w pobliżu. Kristian nigdy nie uciekał.

- Myślę, że przeżył ogromny zawód, kiedy mama nie wpuściła nas do środka - uznała

Hilda.

- Mama nie wiedziała, że przyszliśmy.

- Nie wierzę. Kristian widział, jak przemyka się do kuchni. Peder i Evert nie odzywali

się do tej pory.

- Pobiegniemy nad rzekę go poszukać! - ożywił się Evert. - Kiedy jest zły lub smutny,

chowa się pod tymi dużymi drzewami przy Myralokka.

- Pójdę z wami - postanowił Reidar. Elise zawahała się, po czym skinęła głową.

- Dobrze, ale trzymajcie się razem. - I zwracając się do Hildy, dodała: - Możesz

zawieźć Hugo do domu? Ja wracam do matki.

- Po co?

- Muszę się z nią rozmówić.

- Nie powinnyśmy najpierw znaleźć Kristiana?

- Reidar z chłopcami go znajdą. Evert ma rację, Kristian chodzi zawsze w to miejsce,

kiedy coś mu doskwiera. I nie boi się ciemności, często wraca z pracy po zmierzchu.

Hilda nie zaprotestowała, choć słowa Elise jej nie przekonały - Elise zawróciła.

Dłuższą chwilę nikt nie otwierał, musiała kilkakrotnie pukać do drzwi. I znów zjawił

się Asbjorn, na widok Elise twarz mu spochmurniała.

- Muszę porozmawiać z mamą. To ważne.

- Nie możesz zaczekać do jutra? - zmarszczył brwi Asbjorn. - Mówiłem już, matka

jest zmęczona i wcześnie się położyła.

- Nie mogę czekać. To bardzo ważne.

Patrzyła mu prosto w oczy. Asbjorn zmieszał się i odwrócił wzrok.

- Jensine sama zamierzała ci to powiedzieć, ale widzę, że nie mam wyjścia. Twoja

matka spodziewa się dziecka i nie czuje się najlepiej.

Ta wiadomość była jak grom z jasnego nieba. Matka spodziewa się dziecka? To

niemożliwe. Elise poczuła, że oblewają zimny pot.

Zaraz jednak wzięła się w garść. Co w tym dziwnego? Matka właśnie wyszła za mąż,

a w tym, że kobiety trzydziestosiedmioletnie zachodzą w ciążę, nie ma nic niezwykłego.

background image

Niezwykłe było jedynie to, że miały rodzić o tym samym czasie. To wbrew naturze,

pokolenie powinno następować po pokoleniu.

Musiał wyczytać z wyrazu jej twarzy, że wiadomość zrobiła na niej piorunujące

wrażenie.

- Teraz już chyba rozumiesz, że należy się jej odpoczynek.

- Kristian zniknął, a ona jest jego matką. Muszę z nią porozmawiać.

- Posłuchaj, Elise! - Asbjorn zaczerwienił się. - Byliście dla matki źródłem

nieustannych trosk. Dobrze wiesz, że ciężko chorowała. Wysłuchiwanie o waszych kłopotach

jej nie służy. Najpierw Hilda przyniosła wstyd rodzinie, zachodząc w ciążę z majstrem, a

potem oddała własnego syna, kiedy matka przebywała w sanatorium! Najgorsze zaś jest to,

że ty nie okazałaś się wcale lepsza i również spodziewasz się nieślubnego dziecka. Nie

miałaś nawet odwagi, by powiedzieć o tym własnej matce, okłamywałaś ją przez ponad rok!

Elise musiała oprzeć się o framugę. Czuła mdłości, w uszach jej szumiało.

- To nie tak - szepnęła. - Zostałam zgwałcona. Nie chciałam zasmucać mamy, miała

dość własnych kłopotów.

W środku rozległy się kroki.

- Kto przyszedł, Asbjorn?

- Domokrążca. Połóż się, Jensine!

- To ja, mamo! - krzyknęła Elise, wyciągając szyję. - Kristian gdzieś przepadł, chcę z

tobą porozmawiać.

Matka nagle pojawiła się przy drzwiach. Wcale nie zamierzała się kłaść, nawet nie

miała na sobie koszuli nocnej.

- Kristian zniknął? - zamrugała nerwowo oczami.

- Asbjorn mówi, że jesteś w ciąży. Nie zajmę ci dużo czasu.

- Wejdź do środka. Jeszcze ktoś nas usłyszy. Asbjorn niechętnie wpuścił ją za próg.

- Myślę, że najwyższy czas, byśmy porozmawiały - rzuciła szybko Elise, obawiając

się, że znów ją przegoni.

- Nie możemy zaczekać z tym do jutra?

- Nie, nie możemy. Słyszę, że przeprowadzacie się do Kjelsas. To daleko, dnia mi nie

starczy, by was tam odwiedzić. Pracuję w sklepie przy Telthusbakken.

- W takim razie siadaj. Co to znaczy, że Kristian gdzieś przepadł?

- Był tutaj z nami wszystkimi przed chwilą. W drodze do domu zniknął.

Weszła za matką do pokoju i usiadła na skraju wyściełanego pluszem krzesła, które ta

jej wskazała.

background image

- Sądzę, że przejął się tym, że nas nie wpuściłaś.

Matka zaczerwieniła się. A więc wiedziała o ich wcześniejszej wizycie!

- Byłam bardzo zmęczona, Elise. Poza tym uzgodniliśmy z Asbjornem, że odtąd

powinniście sami sobie dawać radę. Ty i Hilda jesteście dorosłe, a Peder i Kristian też już

wyrośli z pieluch. Nie mam sił patrzeć, jak nieustannie pakujecie się w tarapaty.

Elise nie poruszyła się. Czuła, że Asbjorn stanął za oparciem krzesła, czujny jak

policjant na służbie, gotowy wkroczyć w każdej chwili.

- Przyznaję, że Hilda postąpiła niemądrze, zawierzając majstrowi. Dostała nauczkę i

drogo zapłaciła za swój błąd. Poza tym nieszczęsnym zdarzeniem nic mi nie wiadomo, by

któreś z nas wpakowało się w tarapaty, by powtórzyć twoje słowa. Wiem, że przynoszę

wstyd rodzinie, chcąc rozwieść się z Emanuelem, lecz nic nie mogę na to poradzić, że

zakochał się w Signe i woli mieszkać z nią niż ze mną. Domyślam się, iż rozmowa z wujo-

stwem Reidara na weselu u Hildy przywiodła cię do przypuszczenia, że Hugo nie jest synem

Emanuela. Zgaduję, że od dawna miałaś jakieś podejrzenia w. tym względzie, i przyznaję, że

były uzasadnione. Zostałam zgwałcona zeszłej wiosny, a gwałt miał swoje następstwa.

Emanuel uratował mnie od zguby, składając mi ofertę małżeństwa. Zachował się szlachetnie,

udało się nam utrzymać wszystko w tajemnicy, póki nie pojawiła się Signe. Hugo nie był

przyczyną wyjazdu Emanuela do Ringstad, choć pewnie miało to jakieś znaczenie. Niełatwo

jest kochać cudze dzieci.

Nabrała tchu.

- Chciałam oszczędzić ci wstydu i trosk. Od czasu twojej choroby chroniliśmy cię

przed światem.

Urwała, by zapanować nad emocjami. Matka nie poruszyła się, oczy jej zwilgotniały.

Asbjorn zaraz się wtrąci, musiała się śpieszyć, by powiedzieć to, co najważniejsze.

- Uważasz zapewne, że chłopcy uznali mnie za swoją matkę i że nie tęsknią za tobą -

ciągnęła. - Tak nie jest. Widzę ich wzrok, kiedy wspominamy o tobie w rozmowach.

Cieszyliśmy się, że będziemy mogli pokazać ci list z Ameryki, chłopcy przybiegli do ciebie z

radością. Uraziłaś nas głęboko, nie wpuszczając za próg.

Sądziła, że matka zaprotestuje. Powie, że nie prosiła się o listy do Ameryki, że nie

życzy sobie kontaktu z braćmi. Matka nie powiedziała jednak ani słowa, kąciki jej ust zaczęły

drżeć. Przyłożyła dłonie do twarzy i rozpłakała się.

Asbjorn podbiegł do niej.

- Widzisz, co narobiłaś, Elise? Jensine nie może się denerwować. Powinnaś już sobie

pójść.

background image

Matka odjęła dłonie od twarzy i pokręciła głową.

- Nie, chcę wiedzieć wszystko. Pokaż mi list!

Asbjorn zawahał się. Nie wiedział, czy ustąpić, czy wyrzucić Elise z domu. W końcu

niechętnie wyszedł z pokoju. Matka odwróciła zapłakaną twarz do córki.

- Spróbuj mi wybaczyć, Elise. Gdybyś opowiedziała mi o wszystkim, nie

obwiniałabym cię o nic. Rozumiem Emanuela. To był wielkoduszny gest, że ożenił się z

tobą, ale ten problem go przerósł. Trudno być ojcem takiego dziecka i trudno mu było

przyzwyczaić się do życia, jakie prowadzimy.

Elise nie spodobał się sposób, w jaki matka mówiła o Hugo, ale powstrzymała się od

komentarza i skinęła głową.

- Tak, sprawa go przerosła. Zwłaszcza że jego matka zrobiła wszystko, by mnie

porzucił.

Asbjorn wrócił z listem.

Matka zaczęła czytać, jej dłonie drżały.

Elise milczała, przyglądając się jej. Gdzie podziała się ta silna dziewczyna, która

porzuciła rodzinę, by wyjść za mąż za człowieka, którego kochała? Człowieka, w którego

żyłach płynęła cygańska krew. Gdzie podziała się kobieta, która harowała, by zapewnić chleb

gromadce dzieci, żyjąc u boku męża przepijającego każdy zarobiony przez nią grosz? Co się

stało z tą odważną matką, którą choroba przykuła do łóżka i która samotnie spędzała całe dni,

nie użalając się nad swym losem?

Kobieta, która siedziała przed nią, była jej obca. Ulepiona z innej gliny niż te twarde,

zaradne robotnice znad rzeki Aker, które co rok rodziły dzieci i bez słowa skargi wracały do

pracy, kiedy tylko były w stanie ustać na nogach. Zgarbione śpieszyły do fabryk o szóstej

rano, a na dźwięk syren wieszczących koniec dnia biegły do domów, by zająć się

potomstwem. Kobieta, która siedziała przed nią, zmieniała się powoli w rozkapryszoną, stro-

niącą od wysiłku damę, która nie widzi dalej niż koniec własnego nosa.

Jesteś dla niej zbyt surowa, pomyślała. Matka chorowała, suchoty wywołały w niej tę

przemianę.

Jensine skończyła czytać, w jej oczach pojawiły się iskierki ożywienia.

- To od Kristiana! On żyje, Elise! Moi bracia żyją i dopytują się o mój los.

Odwróciła się do Asbjorna.

- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? To jest list od moich braci! Nie widziałam ich od

dwudziestu lat i sądziłam, że od dawna nie żyją.

- Zamierzałem zaczekać do jutra, kochanie. Byłaś taka zmęczona, wiedziałem, że list

background image

cię zdenerwuje.

- Zdenerwuje? Raczej zachwyci - poprawiła go. - To najpiękniejszy moment mego

życia. Bracia kiedyś się mnie wyparli, ale widzę, że dawne niesnaski poszły już w

zapomnienie.

- Napisałam im, że ojciec nie żyje - wtrąciła się Elise. - I że ponownie wyszłaś za

mąż.

Podniosła się z krzesła.

- Muszę sprawdzić, czy Kristian wrócił do domu.

- Mogę zatrzymać list na parę dni? Chciałabym przeczytać go jeszcze parę razy.

Elise skinęła głową.

- Poproszę Kristiana, by go odebrał od ciebie. Będziesz mogła z nim porozmawiać. To

nie będzie łatwa rozmowa, ale warto spróbować.

Mijając Asbjorna, nie mogła się opanować.

- To miło, że spodziewacie się potomka, ale nie zapomnij, że mama ma już czworo

dzieci. Kristian rzadko się odzywa i nie okazuje uczuć, ale ja znam go dobrze. Nikt nie może

zastąpić mu matki, nawet ja.

Zanim Asbjorn zdążył odpowiedzieć, wyszła na korytarz, otworzyła drzwi i ruszyła

przed siebie.

Z niepokojem zbliżała się do domu. Co będzie, jeśli Reidar i chłopcy nie znaleźli

Kristiana?

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Johan nie mógł uleżeć spokojnie. Sen nie przychodził, różne myśli przelatywały mu

przez głowę, plecy bolały A na dodatek Agnes chrapała.

Strach go nie opuszczał. A jeśli Agnes mówiła prawdę? Jeśli naprawdę był ojcem jej

dziecka?

Los nie może być aż tak niełaskawy. Wszystko układało się po jego myśli, wreszcie

miał zejść się z Elise. Emanuel wybrał Signe, chociaż wiedział, że Elise spodziewa się jego

dziecka. Agnes wolała Magnusa. Tak przynajmniej myślał. Choć o rozwodach nie mówiono

głośno, a procedura wiązała się z nieprzyjemnościami i trwała całą wieczność, Johan nie miał

poczucia, że postąpił źle, wysyłając dokumenty. Agnes z pewnością je podpisze, przecież to

ona chciała odejść od niego. Wiedział, że Kościół patrzy na rozwody nieprzychylnym okiem

i może wykluczyć ich ze wspólnoty, ale po tym, co przeszli, ten krok wydawał się

najwłaściwszy. Z pogardą i niechęcią ludzką jakoś dadzą sobie radę.

Teraz zaś miał wrażenie, że ktoś chwycił go za gardło i nie chce puścić. Agnes nie

przyjechała po pieniądze, mogła przecież zażądać ich listownie. Łzy mogły świadczyć o tym,

że straciła dziecko i potrzebowała pociechy, ale coś podpowiadało Johanowi, że przyczyna

jej przyjazdu leży gdzie indziej. Agnes chce wrócić do niego. Odmówić mu rozwodu i

dochodzić swoich małżeńskich praw.

Wstał, zapalił lampkę i wlawszy zimnej wody do miednicy, obmył twarz i ręce. Nie

pozwoli, by zniszczyła mu życie. Dostała jedną szansę, by się zmienić, i zmarnowała ją. Jeśli

odmówi, przeprowadzi rozwód wbrew jej woli. W przypadkach zdrady rozwód orzekano

sądownie.

Jego wzrok podążył ku postaci skulonej na kanapie. Nie czuł do niej pożądania,

jedynie wstręt, nie mógł pojąć, że zdołał wytrzymać z nią tak długo. Stracił dla niej głowę, bo

go skusiła. Agnes wiedziała, jak usidlić mężczyznę, nie miała wstydu za grosz. Jeszcze przed

ślubem potrafiła wsunąć mu rękę za pasek spodni i pieścić go. W życiu nie słyszał o innej

dziewczynie, która ośmieliłaby się zrobić coś podobnego. Obnażała piersi w jego obecności,

podnosiła spódnicę, by pokazać, że nie nosi bielizny. Jakiż mężczyzna oparłby się takiej

kobiecie? Zwłaszcza samotny mężczyzna.

Teraz już go nie skusi. Teraz już wiedział, że Elise go kocha i będzie czekać.

Zauważył, że Agnes się poruszyła. Zaraz się zacznie, pomyślał z niepokojem.

Dziewczyna łatwo wpadała w furię, potrafiła ciskać przedmiotami, przeklinać, bić i kopać.

background image

Jeśli gospodyni usłyszy hałas, niechybnie przybiegnie na górę. Na myśl o tym Johanowi

wystąpiły krople potu na czoło. O tanie mieszkanie w Kopenhadze nie było łatwo.

Podniosła głowę i spojrzała na niego ze zdziwieniem.

- Już jest rano? - spytała zaspana.

- Nie, nie wstawaj. Ja mam dużo pracy. Agnes opadła na poduszkę.

- Musimy sprawić sobie większe łóżko.

- To mi wystarczy.

- Mówię o nas.

- A ja o sobie.

Wyprostowała się. W nocy zdjęła płaszcz, okrągły brzuch wyraźnie rysował się pod

suknią.

- Mam zamiar zostać tu z tobą, nie rozumiesz?

- Rozumiem, ale ja nie mam zamiaru przyjąć cię do siebie. Agnes wyskoczyła z łóżka.

- Chcesz wyrzucić z domu własną żonę?

- Tak. Zwłaszcza że już nie jest moją żoną. Zdradziła mnie, a w przypadku zdrady o

rozwodzie decyduje sąd.

- Nie zdradziłam cię. Powiedziałam tak tylko, bo byłam zła na ciebie.

- Mam w to uwierzyć?

- Spytaj Magnusa Hansena albo jego żonę.

Johan zdrętwiał. Minęła dłuższa chwila, zanim zdołał wykrztusić: - Jego żonę?

Pokiwała głową z triumfem.

- Nie wiedziałeś, prawda? Ja spałam w kuchni, a Magnus z żoną w izbie. Biorę ich

oboje na świadków, że to prawda. Nie zdradziłam cię i nie mam zamiaru niczego

podpisywać. Urodzę twoje dziecko. Zostaniesz ojcem, a nie jesteś z tych, którzy uchylają się

od takiej odpowiedzialności.

Johan zbladł.

- Mówisz dziwne rzeczy, nigdy nie wiem, kiedy ci wierzyć. Jeśli nie Magnus, to z

pewnością był jakiś inny mężczyzna.

Pokręciła głową.

- Jeśli mi nie wierzysz, zapytaj pastora. Przysięgłam wobec niego. Powiedziałam mu,

że nie dasz mi wiary. Wtedy spytał, czy odważę się przysiąc na słowo Boże i z ręką na Biblii.

I tak zrobiłam.

Johan poczuł mdły zapach w ustach, coś dusiło go w piersi.

- Po co ciągnąć dalej tę komedię? Nie kochasz mnie, ja nie kocham ciebie.

background image

Okłamujesz mnie, wymyślasz niestworzone historie, znikasz z domu. Dziwisz się, że

podejrzewam cię o zdradę? Przecież się przyznałaś.

Pokiwała głową, nagle zawstydzona.

- Przepraszam. Wiem, że zachowywałam się lekkomyślnie, ale odtąd będę inna. Nie

chcę się wyprowadzać, chcę mieszkać z tobą. Mogę ci gotować, prać, a jak nie stać cię na

większe mieszkanie, mogę nająć się jako sprzątaczka. Przynajmniej na początek.

Johan westchnął zrezygnowany.

- Nie pojmujesz, że nie chcę, byś została? Nie mogę pracować, kiedy kręcisz się po

domu, a całe godziny spędzam nad szkicownikiem. Poza tym nie pasujesz do ludzi, z którymi

tu przestaję. Źle czułabyś się w ich towarzystwie.

Oczy Agnes nagle wypełniły się łzami.

- Nie mogę wracać do domu, Johan. Pokłóciłam się t rodzicami i wyrzucili mnie za

drzwi. Gospodyni z Maridalsveien też nie przyjmie mnie z powrotem. Mam mieszkać na

ulicy? Niedługo urodzę dziecko. Jeśli odeślesz mnie do domu, będziesz miał dwie niewinne

istoty na sumieniu.

Johan wziął kurtkę i czapkę i ruszył do wyjścia.

- Muszę iść. Nie mogę się spóźnić.

Trzasnął drzwiami, nie oglądając się za siebie. Z wściekłości ledwie panował nad

sobą. Gdyby był taki jak Lort - Anders, nie przejąłby się łzami dziewczyny, która miała

urodzić jego dziecko, tylko pokazałby jej drzwi.

Przecież ożeniłem się z nią, pomyślał z bezsilną złością. Ale ze mnie głupiec!

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Kristian nie wrócił do domu.

Reidar i chłopcy nie znaleźli go przy Myralokka. Wprawdzie było ciemno i nic nie

widzieli, ale przeszli wzdłuż rzeki do Beierbrua, nawołując go nieustannie. Na wszelki

wypadek poszli jeszcze kawałek dalej, ale Kristian zapadł się jak kamień w wodę. Nie mógł

pójść do któregoś z kolegów, bo ludzie kładli się już spać. Jeszcze chwila i w domach

robotników zgasną lampy.

Elise przestraszyła się nie na żarty. Była pewna, że chłopak wróci do domu, jak tylko

minie mu pierwszy gniew. Kristian nie sprawiał żadnych problemów, odkąd przeprowadzili

się do domku majstra. Elise cieszyła ta przemiana, wiązała ją z okresem dojrzewania i ze

zmianą środowiska.

Hilda i chłopcy też nie ukrywali niepokoju.

- A było tak miło! - Peder ledwie hamował łzy. - List z Ameryki i w ogóle.

Wszystko przez ten list, pomyślała Elise.

To był jej błąd. Powinna była przewidzieć, że matka nie wpuści ich do domu. Nie

wszystkich naraz i o tak późnej porze.

Źle zrobiła, zgadzając się na propozycję Hildy. Teraz wszyscy byli rozczarowani,

zwłaszcza chłopcy.

Usiłowała zapanować nad nastrojami, położyła Hugo i zagoniła Pedera i Everta do

łóżek. Hilda i Reidar siedzieli przy piecu i posilali się kubkiem lurowatej kawy. Petrike i

Hjalmar zeszli z poddasza, skarżąc się, że nie mają pieniędzy na opał, i wprosili się do ciepłej

kuchni. Zwykle Hilda zbyłaby ich jakąś cierpką uwagą o ludziach, których nie stać na drwa, a

kupują gazety, podroby i inne smakołyki, ale tym razem nie miała ochoty na słowne utarczki.

Petrike i Hjalmar dostali kawę, kromkę chleba i miejsce przy kuchennym stole.

Elise nie przerwała swoich wieczornych obowiązków, poskładała pranie i

przygotowała chłopcom ubranie na rano. Niepokój o Kristiana nie pozwolił jej siedzieć

bezczynnie.

- Na pewno stoi gdzieś w zaułku i udaje dorosłego - śmiał się Hjalmar. - Przecież

skończył już dwanaście lat. W jego wieku znałem już smak gorzałki.

- Kristian taki nie jest - spojrzała na niego gniewnie Elise. Hjalmar uśmiechnął się

jeszcze szerzej.

-

Nie rozumiesz dorastających chłopaków, Elise. We wszystkim naśladują

background image

rówieśników. Jeśli chcesz czegoś dokonać w życiu, to lepiej się nie wyróżniać.

Elise miała cierpką uwagę na końcu języka, ale nic nie powiedziała. Hjalmar nie

zaszedł za daleko, skoro nawet nie miał paru groszy na kilka szczap.

Wreszcie się rozeszli, rano trzeba było wstać do pracy.

Elise nie położyła się. Wyjęła papier i postanowiła pisać, aż Kristian nie wróci.

Zresztą i tak nie zdołałaby zasnąć.

W ciągu tych trzech tygodni zapisała cały stos kartek. Nie miała pewności, jak

zatytułować książkę. Opisała w niej losy trzech kobiet, Oline, Mathilde i Othilie, tytuł musiał

więc spajać je w jedną całość, a jednocześnie zachęcić czytelników do zakupu.

Po długim namyśle znalazła słowo, które wydało się jej odpowiednie na tytuł.

Wróbelki. Te kobiety były jak te szare, niepozorne ptaszki, biedne, pogardzane i pozbawione

wartości.

Niepokój o Kristiana powinien zniechęcić ją do pisania, odkryła jednak ze

zdziwieniem, że słowa z łatwością spływają na papier. Pisała o Oline z czasów, kiedy ta

mieszkała w ponurym zaułku przy Seilduksgata. W myślach przeniosła się do tamtej

śmierdzącej nory, zobaczyła brudne dzieci siedzące na podłodze, błagające o jedzenie,

trzymające się za puste, obolałe brzuchy.

Kiedy za drzwiami rozległy się kroki, wróciła do rzeczywistości, ale przez chwilę nie

wiedziała, gdzie się znajduje. Przed nią na stole kuchennym leżał stos zapisanych kartek.

Księżyc za oknem wskazywał, że jest późna noc.

Wstała pośpiesznie i podeszła do drzwi. To musiał być Kristian. Ze wstydem

pomyślała, że zupełnie zapomniała o jego nagłym zniknięciu.

To był Kristian. W rozerwanej kurtce, w czapce na bakier, z podbitym okiem. Chwiał

się, wionęło od niego alkoholem.

Elise nie powiedziała ani słowa, wciągnęła go do środka, zdjęła z niego kurtkę,

czapkę i buty i zaprowadziła do pokoju, by mógł się położyć. Porozmawiam z nim jutro,

pomyślała z ciężkim sercem. Hjalmar miał jednak rację.

Rankiem nie zamienili jednak ani jednego słowa, oboje byli nieludzko zmęczeni.

Elise wyszła po wodę i zimne powietrze nieco ją otrzeźwiło. Na poważną rozmowę przyjdzie

czas, kiedy Kristian wróci ze szkoły.

Okazja nadarzyła się późnym wieczorem. Ledwo trzymała się na nogach, ale nie

chciała niczego odkładać, zdarzenia poprzedniego dnia wymagały natychmiastowej reakcji.

Wysłała Pedera i Everta na dwór, poprosiła Hildę i Reidara, by jej nie przeszkadzali, i usiadła

z Kristianem w pokoju.

background image

Nie była zła, jedynie zawiedziona, i od tego właśnie zaczęła przemowę.

- Rozumiem, że wczoraj spotkał cię zawód, Kristianie. Sama byłam tak wzburzona, że

wróciłam do mamy i powiedziałam, co myślę o jej zachowaniu.

Dotąd chłopak nie odzywał się, patrzył w podłogę z hardym wyrazem twarzy, który

znała tak dobrze. Na dźwięk jej słów podniósł wzrok zaskoczony.

- Mama zmieniła się. Nie wiem, czy pod wpływem choroby, czy to może Asbjorn za

bardzo ją rozpieszcza. Wcześniej była silna i odważna. Nie wolno nam zapomnieć, ile dla nas

zrobiła, kiedy ojciec pił. Pracowała w fabryce przez dwanaście, czternaście godzin na dobę, a

po powrocie szykowała jedzenie, szorowała podłogę, prała i cerowała. Wódka nie kosztuje

wiele, ale ojciec i tak potrafił przepić wszystko, co zarobił. Wtedy kiedy jeszcze miał pracę,

później przepijał zarobek mamy. Nie potrafię pojąć, jak to wytrzymała. Może zresztą

zachorowała na suchoty bo źle się odżywiała, wszystko oddawała nam. Przyzwyczailiśmy się

do tego i nawet nie zwracaliśmy na to uwagi. Byliście zbyt mali, by docenić jej poświęcenie.

Starała się zapewnić nam byt w tych trudnych czasach.

Urwała, stwierdzając z ulgą, że Kristian uważnie słucha jej słów.

- Sądziliśmy, że mama wyzdrowieje, ale suchoty zawsze zostawiają ślady. Mama boi

się, że choroba wróci, i ten strach nakazuje jej ostrożność. A przecież rozpaczała, kiedy Hilda

zaszła w ciążę z majstrem, i doznała wstrząsu, gdy Braciszek zniknął z domu. Nie muszę ci

przypominać, co zdarzyło się w naszej rodzinie przez ostatnich parę lat, wiesz to równie

dobrze jak ja. Nie wiesz jednak, jak bardzo przeżywała każdy kolejny cios. Wstyd, że Hugo

urodził się tuż po ślubie, śmierć pani Thoresen, lęk przed wojną, obawę, iż Emanuel nie

wróci ze służby na granicy. Miarka się przebrała, kiedy Emanuel odszedł. Bojąc się o jej

zdrowie, Asbjorn postanowił chronić ją przed światem. Dlatego przyjął nas wczoraj tak

niechętnie i z tego samego względu mama nie chciała się z nami spotkać. Lękała się

kolejnych złych nowin.

Kristian zacisnął wargi.

Wiedziała, co myśli. Kto jak nie matka powinien wspierać dzieci w chwilach próby?

Pokiwała głową.

- Ludzie są różni, Kristianie. Niektórych żadna przeciwność losu nie złamie, inni są

jak łodyga dzwonka, tak słabi, że nie potrafią chodzić z wyprostowaną głową. I nic nie

możemy na to poradzić. Powiedziałam mamie, że uciekłeś, bo wzburzyło cię jej zachowanie,

i to wyjaśnienie bardzo ją zdziwiło. Sądziła, że już jej nie potrzebujecie, że ja zajęłam jej

miejsce. Zrobiło się jej przykro i prosiła, byś ją odwiedził. Sam.

Nic nie odrzekł, jego twarz nie zdradzała żadnych emocji.

background image

- Proszę cię, Kristianie. Nie bądź taki jak mama i jej bracia. Duma i nieumiejętność

wybaczania prowadzą do cierpienia. Pokaż, że jesteś silny, że potrafisz zapomnieć zniewagę i

nadstawić drugi policzek.

Ani słowem nie wspomniała o jego wieczornym zachowaniu, bo sądziła, że słowa,

które wypowiedziała, mają wystarczającą moc.

- Masz w sobie tyle talentów, że starczy ci na całe życie. Użyj ich! Dobrze się uczysz,

lepiej niż twoi rówieśnicy. Wychowywałeś się w dobrym domu, mama zrobiła wszystko,

byśmy wyrośli na porządnych ludzi. Nie załamuj się niepowodzeniami. Spójrz na Johana,

skorzystaj z jego doświadczeń. Wszyscy wiemy, że popełnił głupstwo, wikłając się w

kradzież. Wiemy jednak także, dlaczego to zrobił, i wiemy, że poniósł surową karę. Johan

podniósł się, odciął od zła i podjął walkę o lepszą przyszłość. Uratował się siłą własnej woli.

Ty też masz silną wolę, Kristianie. Użyj jej we właściwy sposób, dla dobra własnego i tych,

którzy cię kochają. Widzę, jak zajmujesz się Pederem i Hugo. Mały kwili z radości, kiedy się

zjawiasz.

Kristian pochylił głowę, ale Elise zdążyła zauważyć nikły uśmiech na jego twarzy.

Uznała, że słowa dotarły do serca chłopca. Wstała i pogłaskała go po głowie.

- A o dniu wczorajszym zapomnijmy. Jestem pewna, że nigdy się nie powtórzy.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Dwa dni później przyszła wiadomość o śmierci pani Paulsen.

Elise i Hilda były zdruzgotane. Pani Paulsen nie żyje? Przecież stać ją było na wizyty

doktora, jadła zdrowo i pożywnie, mieszkała w ogrzewanym domu i nie pracowała ponad

siły. Jak to możliwe?

- Biedny Braciszek - rozpłakała się Hilda. - To straszne! Stracił mamę! Tak nie

powinno być. Matki małych dzieci nie powinny umierać.

Elise pokiwała głową zdziwiona. Zgadzała się z Hildą, ale nie rozumiała, dlaczego

siostra uważa panią Paulsen za matkę Braciszka. Zwróciła się do Torkilda, który przyszedł z

wiadomością.

- Co się stało? Na co umarła?

- Na zapalenie opłucnej. To ma związek z suchotami, ale choroba zwykle nie jest

śmiertelna. Wasza matka cierpiała chyba na to samo, ale wyzdrowiała. Pani Paulsen była

jednak bardzo słabowita i jej stan szybko się pogorszył. Do kaszlu i gorączki dołączyły się

kłopoty z oddychaniem. Pan Paulsen chciał zawieźć ją do sanatorium, ale odmówiła. Wierzy-

ła, że wyzdrowieje, i ufała, że medykamenty przywrócą ją do zdrowia.

- Ale jak... Dlaczego... taki ktoś jak ona?

- Zapalenie opłucnej może przytrafić się każdemu, zwłaszcza ludziom, którzy często

zapadają na płuca. Rozumiem jednak twoje zdziwienie. Sądziłaś, że osoby z jej warstwy nie

cierpią na takie dolegliwości. No cóż, niektórzy z nas rodzą się słabi, innych najgorsza

choroba nie powali.

- Matka przeżyła - zamyśliła się Hilda - choć marzła całą zimę, popijała cienką kawę,

jadła chleb i chodziła w dziurawych butach po słocie.

Torkild pokiwał głową.

- Jej czas jeszcze nie przyszedł. Bóg chciał inaczej.

- A może po prostu matka była silniejsza niż pani Paulsen. W głosie Hildy zabrzmiała

lekka nuta drwiny.

Elise zerknęła na siostrę. Hildą też targały emocje, choć na co dzień starannie je

ukrywała.

Kristian poszedł odwiedzić matkę i powinien był niedługo wrócić. Elise wypatrywała

jego powrotu z lekkim niepokojem.

Stali na schodach przed domkiem, spoglądając w kierunku wzgórza Aker.

background image

- I Co teraz będzie? - spytała Hilda.

- Pan Paulsen zapewne ożeni się powtórnie. Wciąż jest młody, przystojny i zamożny.

To znacznie ułatwia sprawę.

- Nie jego miałam na myśli.

Hilda spojrzała na Torkilda wyzywająco.

- Dzieci w jego wieku szybko zapominają - odrzekł spokojnie. - Zresztą i tak

zajmowała się nim głównie niania. W bogatych domach związki między matką a dzieckiem

są odmienne.

Elise nie zgadzała się z nim, ale się nie odezwała. W oczach pani Paulsen widziała

miłość do dziecka, a Braciszek odwzajemniał to uczucie. To straszne, że stracił matkę. Co się

z nim teraz stanie?

- Nie dostanę już zleceń na szycie - powiedziała szybko, aby ukryć ból.

- A po co miałabyś szyć? - zdziwiła się Hilda. - Przecież masz pracę w sklepie i

piszesz książkę.

Torkild wyglądał na zaskoczonego.

- Zaczęłaś pisać książkę? Elise potaknęła niechętnie.

- Hilda wierzy, że przyjmą mi ją do druku, ale ja nie jestem tego pewna. Pisuję

wieczorami, dzięki pomocy Hildy, Reidara i chłopców znajduję na to czas. To niełatwe,

zazwyczaj marzę jedynie o tym, by się położyć.

Torkild uśmiechnął się ciepło.

- Na pewno dobrze ci idzie. Opowiesz nam o książce czy to tajemnica?

- Opowiem, kiedy skończę. Dowiedziałeś się, gdzie przepadła Agnes?

Torkild pokręcił głową.

- Zapadła się jak kamień w wodę. Nie ma jej u Magnusa Hansena ani na

Maridalsveien. Słyszałem, że jakiś czas mieszkała u rodziców, lecz ponoć ją wyrzucili. Takie

krążą pogłoski.

- To dziwne, że nie dała znaku życia. Było nie było, jest żoną Johana.

- Pewnego dnia się zjawi. Jak skończą się jej pieniądze.

- Do was też przychodziła po prośbie? Pokiwał głową.

- Anna ma miękkie serce, a ja uważam, że to niedźwiedzia przysługa. Agnes nigdy

niczego się nie nauczy, jeśli wszyscy będą jej pomagać.

- Zgadzam się z tobą. Mam tylko nadzieję, że w poszukiwaniu zarobku nie ruszy do

miasta.

- Miałaby pójść na ulicę? - przeraził się Torkild. - Przecież jest w ciąży.

background image

- Nie sądzę, że się do tego posunie, ale z Agnes nic nie wiadomo. Czasami zachowuje

się tak jak my, czasami zaś wydaje mi się zupełnie obca.

- I ja tak to widzę - zgodził się Torkild i odwrócił się. - Wracam do Anny. Wpadłem

tylko, by podzielić się z wami tą smutną wiadomością.

W chwilę później wrócił Kristian. Wszedł, nie mówiąc ani słowa, i zabrał się do

odrabiania lekcji. Nikt poza Elise nie wiedział, gdzie chłopak był. Elise spojrzała na niego

pytająco, ale Kristian udał, że tego nie widzi.

Dopiero kiedy odmówili wieczorną modlitwę i Elise nachyliła się, by uściskać ich na

dobranoc, szepnął: - Dziękuję.

Następnego ranka z ociąganiem wybierał się do szkoły. Elise czuła, że ma jej coś do

powiedzenia, i znalazła sposób, by zostać z nim sam na sam.

- Nie żałujesz, że tam poszedłeś? Pokręcił głową, jego oczy błyszczały.

- Wiesz, co powiedziała? Że nie tylko imię odziedziczyłem po wujku, ale i głowę.

Ponoć był najmądrzejszy w całej szkole.

Elise uśmiechnęła się.

- W takim razie powinieneś napisać do niego parę słów i opowiedzieć mu o tym. To

go z pewnością ucieszy.

Następnego dnia przypadała sobota. Padał rzęsisty deszcz, krople bębniły o dach,

potoki wody wylewały się z rynny na bruk. Rzeka nieomal wystąpiła z brzegów, strach było

iść przez most.

Hilda podała obiad złożony z gotowanych ziemniaków i dużego półmiska resztek

mięsnych, które kupiła u masarza za pół korony.

Elise przyglądała się zadowolonym twarzom biesiadników.

- Proponuję, by wieczorem każdy napisał parę słów do naszego wujka w Ameryce.

- Wiem, co napiszę - rozochocił się Peder.

- Ja też mogę? - Evert zwykle zapominał, że nie jest z nimi spokrewniony. Teraz

jednak poprosił o pozwolenie.

- Oczywiście, Evert. Napisz, że jesteś jednym z nas. Peder pokiwał głową.

- Możesz napisać, że jesteś moim bratem, którego dostaliśmy z gminy, bo pani Berg

umarła, a Hermansen to pijak.

Reidar znalazł ogryzek ołówka i kartkę dla każdego i zasiadł z Pederem, by mu

pomóc.

Późnym wieczorem Elise głośno odczytała rezultat ich pracy.

Kochany wujku Kristianie! Mama mówi, że odziedziczyłem po Tobie więcej niż imię.

background image

Dobrze się uczę, za dwa i pół roku skończę szkołę powszechną. Wtedy wszyscy moi koledzy

pójdą do fabryki, ale ja nie chciałbym przerywać nauki.

Pozdrawia Cię Twój siostrzeniec Kristian Lovlien

Domek majstra, Beierbrua, Kristiania, Norwegia

Do mojego wujka w Ameryce. Cieszymy się, że napisałeś, jak Ci się mieszka w

Ameryce. My mamy wielki wodospad, który chyba zmyje most, jeśli nie przestanie padać.

Latem złapałem dwie ryby, ale nie smakowały mi, bo rzeka jest brudna.

Pozdrowienia Peder

Drogi wujku Pedera i Kristiana! Mam na imię Evert i mieszkam u Elise, bo ona jest

miła i nie chciała, by Hermansen przepił wszystkie pieniądze z gminy. Mamy małego kotka,

który nazywa się Puszek. Jak dorosnę, zostanę lekarzem i wyleczę wszystkich, którzy chorują

na suchoty.

Pozdrowienia Evert

Drogi wujku Kristianie!

Mama bardzo się ucieszyła na wieść, że obaj żyjecie. Nigdy o Was nie zapomniała i

często Was miło wspomina. Kiedy przyszedł list, popłakała się z radości. U nas wszystko

dobrze, choć źle zarabiamy i nie starcza nam najedzenie. Ani na ubranie. To znaczy na ładne

ubranie. Jeśli uda mi się kiedyś zaoszczędzić pieniądze na podróż, to chciałabym Was

odwiedzić.

Serdeczne pozdrowienia od Hildy, lat siedemnaście, niedługo osiemnaście

Elise podniosła głowę.

- Po co napisałaś, że nie mamy pieniędzy?

- A skąd miał się dowiedzieć, że jesteśmy w potrzebie? Elise zesztywniała.

- Nie piszemy, by żebrać o pomoc. U nich też się nie przelewa. Wszak pisał, że

musieli się zapożyczyć.

- Ja nie żebrzę - obruszyła się Hilda. - Napisałam prawdę.

- Ja też nie powinienem wspominać, że rzeka jest brudna? - zawstydził się Peder.

- To co innego.

List Elise brzmiał tak:

Drogi wujku Kristianie!

background image

Dziękujemy za banknot. Reidar, mąż Hildy, zaniesie go do banku i wymieni na

norweskie korony. To miły gest z twojej strony, ale chcę Cię zapewnić, że nie cierpimy

niedostatku: Elise, Reidar i ja pracujemy i zarabiamy. Bardzo się cieszę, że odpowiedziałeś

na mój list. Nie zdawałam sobie sprawy, że matka tak bardzo cierpi z powodu rozłąki. Jej

oczy błyszczały, kiedy siedziała z listem od Ciebie w dłoniach. Szkoda, że nie widziałeś moich

braci, kiedy szliśmy do niej: obaj tańczyli i podskakiwali z radości. Czekała nas tam

prawdziwa niespodzianka, mama znów spodziewa się dziecka. Właśnie wynajęli dom w

Kjelsas i zamierzają się przeprowadzić. Opiszę Ci wszystko, jak tylko ich odwiedzę. To

dobrze, że mama przeprowadzi się na wieś, powietrze jest tam lepsze niż tu, w pobliżu fabryk.

Mam nadzieję, że u Was wszystko dobrze.

Serdeczne pozdrowienia

Elise

Na wysłanie listów było już za późno, Elise odłożyła je na półkę z talerzami, by

pamiętać o nich w poniedziałkowy ranek.

Śmierć pani Paulsen nie dawała jej spokoju, jej myśli biegły też nieustannie do

Braciszka. Co teraz z nim będzie? Może rację miał Torkild, wychowywany głównie przez

nianię chłopczyk mógł niczego nie zauważyć. Strata matki oznaczała jednak ogromną zmianę

w jego życiu. Był zbyt mały, by to zrozumieć, ale ten brak położy się cieniem na jego

przyszłości. Elise pragnęła pójść tam i wziąć go choć na chwilę, wsunąć go Hildzie w

ramiona, by siostra przelała na niego całą tę miłość, którą skrywała gdzieś głęboko, nie

okazując jej nawet najbliższym.

Jedna rzecz bardzo ją dręczyła, a z nikim nie mogła podzielić się niepokojem. Hilda

wspomniała kiedyś, że Reidar cierpi na pewną dolegliwość, która objawia się opuchlizną

gardła i innych części ciała. Kiedyś był poważnie chory, tak bardzo, że rodzina obawiała się,

że nie przeżyje. Tak przynajmniej twierdziła Hilda.

Podobną historię Elise usłyszała kiedyś od Valborg. W czasie przerwy obiadowej w

przędzalni Valborg wspomniała raz o swoim bracie, który miał podobne schorzenie. Nabawił

się go po ślubie, a jego żona nigdy nie urodziła mu dzieci. Rodzina Valborg podejrzewała, że

miało to jakiś związek z chorobą brata.

Jeśli Reidar nabawił się tej samej przypadłości, Hilda nigdy nie doczeka się potomka.

W tym świetle pozbycie się Braciszka wydało się Elise jeszcze bardziej niedorzeczne.

Zwłaszcza teraz, kiedy zabrakło pani Paulsen. Jej mąż nie interesował się zbytnio

maleństwem, zresztą rzadko który mężczyzna zajmował się małymi dziećmi. Pani Paulsen

usiłowała wzbudzić jego ciekawość, opowiadając mu o postępach w rozwoju Braciszka.

background image

Miałby teraz wzrastać w domu obojętnego mu człowieka, który całe dni spędzał w pracy?

Potem jej myśli pobiegły do Agnes. Zapadła się jak kamień w wodę, powiedział

Torkild. Mogła, rzecz jasna, zatrzymać się u którejś z dziewcząt z fabryki, skoro nie miała

gdzie mieszkać. Wiele z nich nie miało mężów, przesiadywały samotnie w wynajętych

klitkach i chętnie przyjęłyby koleżankę w potrzebie.

Może zatrzymała się u Valborg? Valborg była straszną plotkarką, ale potrafiła

troszczyć się o ludzi, których los mocniej niż ją doświadczył. Elise wielokrotnie była tego

świadkiem. Valborg bywała zazdrosna, a nawet złośliwa wobec zamożniejszych od siebie,

ale umiała też okazywać współczucie.

Może powinna się do niej wybrać?

A właściwie po co? Agnes nie była już jej przyjaciółką. Anna i Torkild również za nią

nie tęsknili, powodowała nimi raczej ciekawość. A Johan podjął już decyzję, której nic nie

mogło zmienić.

Elise wiedziała, co budzi jej największy niepokój: nie mogła zrozumieć, dlaczego

Agnes wyniosła się od Magnusa Hansena. Jeśli Magnus rzeczywiście był ojcem jej dziecka,

to fakt, że tak wcześnie się rozstali, budził jej zdumienie. Wprawdzie wielu młodych

mężczyzn brało nogi za pas w takiej sytuacji, ale Magnus robił na niej wrażenie człowieka

uczciwego i odpowiedzialnego.

Zamyślona zarzuciła na ramiona włóczkowy szal i poszła po wodę do studni.

Deszcz wreszcie przestał padać, ale od furtki do rzeki płynęły potoki brudnej wody.

Skraj jej sukni ciągnął się po mokrej trawie, trzewiki przemokły w jednej chwili. Elise

wyciągnęła wiadro i postawiła je na obramowaniu studni. Rozejrzała się. Wokół panowała

cisza, fabryki były nieczynne, a w taką pogodę ludzie nie wyściubiali nosa za próg. Z daleka

dobiegł jej stukot kół o bruk i ciche pokrzykiwanie dzieci, poza tym jedynie jednostajny

szum wodospadu mącił atmosferę spokoju i bezczynności.

Było chłodno, nocą zapewne pojawią się przymrozki. Zaczął się listopad, czas do

Bożego Narodzenia szybko teraz zleci. Zapowiadały się smutne święta w domu Paulsenów.

Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, jak bolesna musi być strata matki, zwłaszcza w

przedświąteczny czas. Słowa Torkilda nie trafiły jej do przekonania. Pan Paulsen był

zamożny, przystojny i młody, a wokół nie brakowało panien na wydaniu. Jeśli jednak kochał

panią Paulsen nad życie, żadna kobieta nie mogła zająć jej miejsca. Pamiętała dobrze tamten

dzień, kiedy razem z Emanuelem spotkali ich na spacerze. Państwo Paulsen wydali się jej

wtedy tacy szczęśliwi i dumni z własnego dziecka. Nie mieli pojęcia, że ich synek jest

dzieckiem siostry Elise.

background image

Smutna wiadomość zainspirowała ją do opisania ostatnich godzin życia Mathilde.

Dotarła do sceny, w której stoi na moście i usiłuje odwieść dziewczynę od samobójczego

skoku. Teraz usiłowała sobie wyobrazić reakcję Oline i dzieci Mathilde.

To nie było takie proste. Elise kleciła zdania i wymazywała je, niezadowolona z

rezultatu. Nie przeżyła tamtych zdarzeń bezpośrednio, znała je tylko z relacji. Dziewczynki

były zbyt małe, by cokolwiek zrozumieć. A Oline, co zrobiła Oline? Rozzłościła się czy

zalała łzami? A może siedziała apatycznie na skraju łóżka, zobojętniała na wszystko, przybita

ciężarem własnego losu? Taką ją właśnie ujrzała wtedy Elise.

Reidar siedział w pokoju z chłopcami i czytał im norweskie bajki. Dorośli rzadko

poświęcali dzieciom czas, zazwyczaj same musiały wymyślać zabawy. Chłopcy słuchali z

przejęciem, żywo reagując na czytane im słowa.

Hilda cerowała skarpetki przy kuchennym stole, siedząc obok siostry. Odwlekały

moment zapalenia lampy, żeby oszczędzić na nafcie.

Elise podniosła wzrok znad częściowo zapisanej kartki.

- Zastanawiam się, gdzie podziewa się Agnes.

- A ja boję się nawet o tym myśleć - odrzekła Hilda. - Chyba tylko Magnus Hansen

zna odpowiedź. Jedna z nas powinna się do niego wybrać, w końcu to szwagierka Anny.

Może przytrafiło się jej jakieś nieszczęście? Może utonęła w rzece? Przyzwyczailiśmy się do

jej wybryków i nikt nie potraktował jej zniknięcia poważnie.

- Nawet nie przyszło mi to do głowy - przeraziła się Elise. - Zamierzałam

porozmawiać z Valborg. Ona wie najlepiej, co dzieje się w dzielnicy.

- Zacznij od Magnusa, potem pogadaj z Valborg. Nie wydaje mi się, by Agnes i

Valborg widywały się ostatnio.

- Dobrze, że Johan wyjechał. Cała ta sprawa wytrąciłaby go z równowagi. Nie mógłby

pracować.

- Sądzisz, że Anna nie wspomina mu o Agnes w swoich listach?

- , Sama mu o tym napisałam, wtedy jednak zniknięcie Agnes tak bardzo mnie nie

niepokoiło. Uznałam, że powinien znać prawdę, w końcu to jego żona.

- No i miałaś odrobinę satysfakcji? - Hilda zerknęła na siostrę. - Pokazałaś mu, jak

głupio postąpił, żeniąc się z Agnes.

Elise zaczerwieniła się.

- Nie z takim zamiarem to napisałam.

- Bądź ze mną szczera, Elise - uśmiechnęła się Hilda. - Teraz kiedy wreszcie zejdziesz

się z Johanem, możesz w końcu pozwolić sobie na odrobinę uszczypliwości wobec tej głupiej

background image

kozy.

- Nie jestem aż tak złośliwa, by źle jej życzyć. Agnes była kiedyś moją najlepszą

przyjaciółką.

- Nie o to mi chodziło. Nikt na tym nie straci, że Johan dowie się prawdy o własnej

żonie. A tak przy okazji, dawno nie było listu od niego. Nie napisałaś niczego, co by go

mogło urazić?

Elise spojrzała na siostrę przestraszona. Rzeczywiście minęło sporo czasu od

ostatniego listu, ale tłumaczyła to sobie zapracowaniem Johana. Nauka była obecnie

najważniejsza.

- Nic takiego sobie nie przypominam. Elise zamyśliła się.

- Napisałam mu, że Emanuel nie wróci do mnie, mimo że wie, iż jestem w ciąży. I o

tym, jak ciężko Peder to znosi.

Hilda zmarszczyła brwi.

- A dlaczego wspomniałaś o Pederze? Po co Johanowi wiedzieć, że Peder tak bardzo

lubi Emanuela?

Elise poczuła ukłucie niepokoju.

- Dodałam, że Emanuel nie jest dla niego ważniejszy niż Johan. I że Peder boleje nad

tym, iż tylu ludzi znika z jego życia. Na koniec napomknęłam o Agnes.

- Tego też nie powinnaś była robić. Napisz jeszcze raz, że tęsknisz i czekasz

niecierpliwie na odpowiedź. Johan może twoją cierpliwość zrozumieć opacznie. Uzna, że nie

myślisz o nim za często. Jesteś zbyt skromna i ostrożna, Elise, a to nie zawsze popłaca.

Jeszcze tego samego wieczora Elise napisała długi list. Wszyscy już spali, na

kuchennym stole paliła się samotna świeca. Nie wspomniała ani słowem o Agnes ani o

Emanuelu, nie napomknęła o liście z Ameryki. Pisała wyłącznie o tęsknocie, o pustce w

swoim życiu. O lęku przed miesiącami, może latami rozłąki.

Zapomnijmy o złej przeszłości, Johanie. Należę do Ciebie, a ty do mnie i taki los był

nam pisany od wczesnych lat. Zaczynam wierzyć, że każdemu dane jest spotkać na tym

świecie tylko jednego człowieka, z którym może żyć szczęśliwie. Tyle wokół małżeństw z

przypadku, ale tak mało szczęśliwych ludzi. Z nami jest inaczej, stworzeni zostaliśmy, by być

ze sobą i kochać się wzajemnie. Jesteśmy jak roślina o dwóch łodygach, jedna zależna od

drugiej. Jeśli jedna uschnie, druga zwiesi się i też zmarnieje. Ale nam się to nie przytrafi!

Napisz do mnie! Brakuje mi listów od Ciebie.

Twoja Elise

To dobrze, że Hilda skłoniła ją do napisania tego listu. Johan przebywał z dala od

background image

domu i potrzebował wsparcia. Żył samotnie w obcym mieście, a ona miała chłopców, Hildę i

Reidara. Nie powinna czuć się urażona jego milczeniem, był wszak zajęty nauką. I może nie

miał pieniędzy na znaczki.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Z początku Elise nie zamierzała pójść na pogrzeb pani Paulsen. Nie znała nikogo z

rodziny, była tylko krawcową zmarłej i pan Paulsen z pewnością jej nie pamiętał.

Jednak sumienie kazało postąpić inaczej. Pani Paulsen okazała jej tyle dobroci, płaciła

szczodrze i traktowała ją z szacunkiem. Była jej winna ostatnie pożegnanie.

Wdowa Borresen zwolniła ją z pracy. Powiedziała, że o tej porze dnia w sklepie i tak

nie ma wielu klientów.

Elise zawiozła Hugo do Anny. Anna już wcześniej oferowała się z pomocą, ale Elise

obawiała się, że pilnowanie małego dziecka do zadanie ponad jej siły. Jeszcze parę miesięcy

temu Anna była przykuta do łóżka. Wciąż poruszała się z trudem, podpierając laską, i szybko

się męczyła. Hugo jednak złapał właściwy rytm, spał dwie, trzy godziny o tej samej porze

dnia. Pogrzeb miał odbyć się w tym właśnie czasie.

Najpierw wniosła dziecko, potem zamierzała cofnąć się po wózek. Hugo nie zasnąłby

w obcym łóżku.

Anna przyjęła ją z uśmiechem.

- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo się cieszę, Elise! Tyle razy oferowałam

ci pomoc i wiem, że odmawiałaś, by mnie oszczędzić. Nie jestem jednak taka słaba, jak

myślisz.

Codziennie spaceruję z Torkildem, nawet w deszcz i słotę, i z wolna nabieram sił.

Niedługo będę poruszać się samodzielnie.

Elise uśmiechnęła się z zadowoleniem.

- Jeszcze przed rokiem żadna z nas by w to nie uwierzyła.

- Tak się cieszę, że matka dożyła tej chwili - przytaknęła Anna, nachylając się nad

Hugo. - Witaj, aniołku. Zostaniesz dzisiaj ze mną?

Hugo rozpromienił się i nie zaprotestował, kiedy wyciągnęła ręce, by go podnieść.

Zaniosła go do kuchni, usiadła na taborecie i posadziła sobie chłopczyka na kolanach, po

czym zaczęła zdejmować z niego czapeczkę i włóczkowy sweterek.

Elise odetchnęła z ulgą. Wprawdzie nie spodziewała się kłopotów, bo Hugo był

ufnym dzieckiem, ale po raz pierwszy zostawiała go z kimś, kto nie należał do rodziny.

Kiedy chwilę później taszczyła na górę wózek, Anna przywitała ją na progu z

chłopcem w ramionach. Hugo dostał do zabawy drewnianą łyżeczkę i tak był nią przejęty, że

nawet nie zauważył nieobecności matki.

background image

- Myślę, że dobrze robisz, idąc na pogrzeb pani Paulsen, Elise, choć nikt tego od

ciebie nie oczekuje.

Weszły razem do kuchni i Anna posadziła chłopca na dywaniku na podłodze.

- Nie miałabym sumienia nie iść. Pani Paulsen zawsze była dla mnie miła i płaciła mi

więcej, niż musiała. Podejrzewam, że ostatnie dwa zlecenia dała mi bardziej przez wzgląd na

mnie niż z rzeczywistej potrzeby. Szkoda, że już nigdy nie skorzysta z tego kostiumu

kąpielowego.

Anna skinęła głową.

- Myślę o niej nieustannie. To musi być straszne dla młodej matki, tak umierać ze

świadomością, że na świecie zostaje małe dziecko. Sądzę, że zdawała sobie sprawę z

nieuchronności swego losu.

- Nie jestem tego taka pewna. Torkild opowiadał, że odmówiła wyjazdu do

sanatorium, chociaż pan Paulsen bardzo ją do tego namawiał. Gdyby zdawała sobie sprawę z

powagi sytuacji, nie sprzeciwiłaby się mężowi.

- Może nie miała już żadnej nadziei i chciała zostać w domu, blisko dziecka.

- Martwię się o Braciszka.

- Wciąż go tak nazywacie?

- Tak, dla nas na zawsze zostanie Braciszkiem.

- Nie rozumiem, jak wam się udało utrzymać tę sprawę tak długo w tajemnicy.

- Baliśmy się, że majster Paulsen narobi nam kłopotów.

- Torkild uważa, że Paulsen Junior ponownie się ożeni. Ponoć straszny z niego

kobieciarz.

Elise zdumiała się.

- Doprawdy? A ja sądziłam, że tworzyli dobraną parę.

- Miejmy choć nadzieję, że jego nowa wybranka potrafi okazać uczucie obcym

dzieciom.

Elise potakiwała głową w zamyśleniu.

- Emanuel nie potrafił, ale to w końcu mężczyzna.

- Johan potrafi. - Anna spojrzała na nią i zawahała się, zanim zadała kolejne pytanie. -

Masz od niego jakieś wiadomości?

- Nie, od dawna nie pisał, ale pewnie jest bardzo zajęty. A może nie stać go na

znaczki.

Anna zmarszczyła czoło.

- Do nas też nie pisze. To dziwne. Wiesz przecież, że zawsze żyliśmy blisko. Johan

background image

zna mnie dobrze i zdaje sobie sprawę, że wszędzie wietrzę nieszczęście.

- Nie martw się, Anno. Mówił przed wyjazdem, że będzie bardzo zajęty.

Anna kiwała głową, ale nie dała się przekonać.

- Mam przeczucie, że stało się coś niedobrego.

- Parę dni temu napisałam do niego długi list, to było wtedy, kiedy Torkild przyniósł

nam wiadomość o śmierci pani Paulsen. Nie wspomniałam mu o Emanuelu ani o Agnes,

pisałam jedynie o nas. Hilda uznała, że Johan mógł poczuć się urażony, bo opisałam mu żal

Pedera po odejściu Emanuela.

- Johan by się tym nie przejął. On jest inny.

- Też tak uważam, lecz postanowiłam napisać wyłącznie o własnych uczuciach.

Anna uśmiechnęła się.

- Odpowiedź przyjdzie lada chwila. Chyba już czas na ciebie, Elise. Nie obawiaj się o

Hugo. Spójrz, już czuje się jak u siebie w domu.

Z ciężkim sercem Elise wspinała się na wzgórze Aker. Nikogo nie spotkała po drodze,

bo rodzina i przyjaciele Paulsenów mieszkali po drugiej stronie wzgórza. Nie lubiła

pogrzebów, ten zaś napawał ją szczególnym lękiem, bo bała się, że w tłumie żałobników

zwracać będzie uwagę swą odmiennością.

Zadyszana dotarła na szczyt wzgórza. Strumień ludzi ciągnął do kościoła, wzdłuż

chodnika stał sznur dorożek i powozów, a nawet kilka automobilów. Tłum mężczyzn w

cylindrach i kobiet w czarnych, długich do kostek płaszczach zimowych i woalkach

zarzuconych na kapelusze zdążał powoli i dostojnie w kierunku drzwi świątyni.

Wślizgnęła się za nim, starając się nie rzucać w oczy. Mogli pomyśleć, że jest służącą,

ale nawet jak na służącą ubrana była zbyt licho. Nikt nie miał na sobie szala z włóczki i

chusty. Pożałowała przez chwilę, że nie pożyczyła od Hildy czarnego kapelusza.

Kościół był pełen, na pogrzeb przybyło kilka setek ludzi! Elise rozglądała się chwilę

zdziwiona, po czym zajęła miejsce w ostatniej ławce. Pani Paulsen miała tylu znajomych?

Widok trumny sprawił, że łzy popłynęły jej po policzkach. Nie mogła uwierzyć, że ta

niegdyś radosna i pełna życia kobieta leżała nieruchomo pod wiekiem z książeczką do

nabożeństwa pod podbródkiem i kwiatem w złożonych dłoniach.

Trumna była czarna i miała błyszczące uchwyty, w których odbijało się światło świec.

Elise odwróciła wzrok, by powstrzymać łzy.

Nigdzie nie było widać Paulsena Juniora ani majstra. Przed nią rozciągało się morze

ludzi w żałobnych strojach, nad nią wisiały srebrne świeczniki. Docierały do niej jedynie

urywki kazania, coś o nieuchronności śmierci i kary. Słowa brzmiały surowo i brutalnie, a

background image

przecież zmarła była młodą matką, która nie zdążyła jeszcze zasłużyć na karę. Na dźwięk

psalmu jej ramiona zadrgały. Kiedy wyjęła chusteczkę, poczuła na sobie wzrok kobiety

siedzącej obok. Na pewno zastanawiała się, kim jest ta uboga dziewczyna.

Ciało miano złożyć niedaleko kościoła, w grobie na cmentarzu Zbawiciela. Trumnę

wstawiano na karawan opięty czarnymi draperiami. Pojazd ciągnęły cztery konie przykryte

żałobnymi derkami.

Elise ustawiła się na końcu pochodu, wąż ludzi ciągnął się przed nią. Dotarłszy na

miejsce pochówku, ludzie szczelnie ustawili się wokół trumny, dziewczyna ledwie

dostrzegała białą kryzę pastora. Usłyszała słowa „prochem jesteś i w proch się obrócisz”, ale

nie zobaczyła, jak duchowny bierze w dłonie łopatę i rzuca piędź ziemi na trumnę. Nie

ujrzała też kwiatów rzucanych na stertę, ale kiedy rozległy się dźwięki pieśni Więc weź mą

dłoń i poprowadź mnie, przeniosła się w duchu na pogrzeb własnego ojca i usłyszała mocny

głos Emanuela. Ciarki przeszły jej po plecach.

Poczekała, aż tłum zrzednieje, większość żałobników zdążała na stypę. Podeszła do

opustoszałego grobu i spod szala wyjęła świeżą gałązkę świerku. Położyła ją powoli między

dwoma bukietami białych kwiatów i szepnęła: - Do widzenia, pani Paulsen. Dziękuję, że była

pani dla mnie taka dobra.

Wzdrygnęła się, kiedy z tyłu dobiegł jej jakiś dźwięk. Odwróciła się gwałtownie i

ujrzała majstra. Poczuła, że rumieniec oblewa jej policzki.

- Moje kondolencje.

Nie odrzekł, patrzył na zieloną gałązkę świerku wśród białego kwiecia.

- Lubiła ją pani - powiedział zdziwiony.

- Tak, pani Paulsen zawsze okazywała mi sympatię. Chciał coś powiedzieć, ale się

powstrzymał.

- Więc widywała pani chłopca od czasu do czasu? - spytał nagle.

Elise skinęła głową.

- Tak - odrzekła i zdobywając się na odwagę, dodała: - Cieszyło mnie, że trafił w

dobre ręce. Pani Paulsen kochała go jak własne dziecko.

- No tak. Wiedziała pani o wszystkim - stwierdził, unikając jej wzroku.

- Tak. Z Hildą zawsze dobrze się rozumiałyśmy. Majster zamilkł, był bardzo

poważny.

- Może powinna była go zatrzymać. Zwłaszcza w takich okolicznościach. - . Skłonił

głowę w kierunku grobu.

- Tak byłoby najlepiej dla dziecka i dla Hildy. Była jednak zbyt młoda, by zdawać

background image

sobie sprawę z konsekwencji.

Znów nie odpowiedział. Coś wyraźnie leżało mu na sercu.

- A teraz jest dorosła, zamężna i dobrze się jej wiedzie.

- Tak, teraz wszystko wygląda zupełnie inaczej. - Elise patrzyła przed siebie

zamyślona. - Gdybyśmy wtedy znali przyszłość...

- Nie da się jednak ukryć, że należycie do innej warstwy. Pokiwała głową.

- Tak, jeśli mierzyć ludzkie szczęście wielkością majątku, znajdujemy się na szarym

końcu. Znam jednak pewnego zamożnego człowieka z dobrego domu i na dobrym

stanowisku, który usiłował targnąć się na własne życie. Znam też pewną młodą kobietę, która

wychowywała się w jednopokojowym mieszkaniu w czynszowej kamienicy i całe dnie

spędzała samotnie. Zachorowała na polio i aż do tej wiosny leżała przykuta do łóżka. To

najpogodniejsza istota, jaką zdarzyło mi się spotkać. Nie mogła się poruszać, ale dla

wszystkich miała uśmiech i dobre słowo.

Spojrzał na nią, jej opowieść wywarła na nim wrażenie. Westchnął głęboko i odwrócił

się.

- Muszę iść, czekają na mnie. Dziękuję pani, pani Ringstad.

Oparł laskę o ziemię zdecydowanym ruchem i ruszył przed siebie. Mijając ją,

dorzucił: - Głosi pani lepsze kazania niż pastor.

Odprowadziła wzrokiem jego potężną sylwetkę. Odniosła wrażenie, że los Braciszka

leżał mu na sercu.

No i cóż w tym dziwnego, pomyślała, przecież jest jego ojcem.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Tydzień później przyszedł list od Johana.

Elise postanowiła ukryć go do chwili, aż wszyscy się położą. List miłosny to rzecz

intymna. Zamierzała odczytać go w spokoju, delektować się każdym słowem, powtarzać

zdania, nauczyć się ich na pamięć i zabrać w sen.

Na szczęście była sama w domu, kiedy przyszedł list, więc nikt o niczym nie

wiedział. Później podzieli się z nimi tą wiadomością, ale list przeznaczony był wyłącznie dla

niej.

Wieczorem czekała ją chwila szczęścia. Teraz zdążyła przemarznąć, przemierzając

krótki odcinek od Telthusbakken do Beierbrua w drodze z pracy do domu, ponieważ wiał

silny wiatr z północy. Po przelotnej śnieżycy drogi były wyjątkowo śliskie. W sklepie wdowy

Borresen panował nieprzyjemny chłód. Wdowa rozpalała wprawdzie w małym piecyku na

zapleczu, ale niewiele to pomagało, z każdym nowym klientem do środka nieubłaganie

wciskał się strumień mroźnego powietrza. Palce Elise zesztywniały tak bardzo, że ledwie

trzymała ołówek. Marzły jej stopy i bała się o Hugo, który był zbyt cienko ubrany.

Z uczuciem ulgi weszła za próg domu i rozpaliła ogień. Na widok koperty z duńskim

znaczkiem zapomniała o chłodzie i zmęczeniu. Przewinęła Hugo, ugotowała mu kaszkę i

położyła stary włóczkowy koc, prezent od Anny, na dywaniku chłopca na podłodze.

Właściwie nie powinna kłaść go na podłodze, bo przez szpary w deskach parło w górę zimne

powietrze z piwnicy, ale Hugo wyrósł już z kołyski.

Kiedy skończyła, wzięła się do obierania ziemniaków. Wciąż miała sztywne palce i z

wielką niechęcią wkładała je do zimnej wody.

Johan na pewno dostał list od niej, zanim odpowiedział. Na tę myśl zrobiło się jej

ciepło na duszy.

Wcześniej popełniła błąd, ukrywając uczucia, ale poprawiła się w ostatnim liście. Na

pewno się ucieszył.

Gdyby mogła jak ten ptak rozwinąć skrzydła i polecieć do Kopenhagi, zaskoczyć go i

przywitać na schodach, kiedy wraca z pracy! Mogła wyobrazić sobie tę scenę: zachwycony

wyraz jego twarzy, radość i uśmiech. Chwilę później trzymałby ją w ramionach.

Uśmiechnęła się do własnych myśli. Marzenie było piękne, zapomniała zupełnie o

zdrętwiałych palcach. Odsunęła fajerki na bok i postawiła garnek z ziemniakami na ogniu.

Dzisiaj poda na kolację chleb i smażone ziemniaki, ulubiony przysmak całej rodziny i bardzo

background image

pożywną potrawę.

Za drzwiami rozległy się kroki. Hilda wracała do domu? Tak wcześnie?

Drzwi otworzyły się gwałtownie, a podmuch wiatru rzucił je o ścianę. Zimne

powietrze wdarło się do środka.

Elise obróciła się szybko, miała cierpką uwagę na końcu języka.

To była Petrike. Elise nic nie powiedziała, ale nie ukrywała irytacji.

- Nie musisz się tak złościć, Elise. Już niedługo się nas pozbędziesz. Wyprowadzamy

się.

- Wyprowadzacie? - przeraziła się Elise. Petrike potwierdziła z triumfującą miną.

- Znaleźliśmy mieszkanie po drugiej stronie. Tam nie będzie kapać nam na głowy i

żadne dzieciaki nie będą krzyczeć po nocach.

- Hugo często nie płacze.

- Nie? To może Peder? - zarżała Petrike.

Elise nie mogła zrozumieć, dlaczego spośród wielu kandydatów na lokatorów

mansardy wybrały z Hildą właśnie ją i Hjalmara, jednakże wiadomość o wyprowadzce nie

była dobra. Minie sporo czasu, zanim znajdą nowych chętnych. A nigdy nie wiadomo, na

kogo się trafi.

- Macie smażone ziemniaki na kolację? Nie zdążyłam do sklepu, nie zorientowałam

się, że jest już tak późno. Nie poczęstowałabyś nas z Hjalmarem? Skoro się wyprowadzamy?

Elise pokiwała głową. Nie miała serca odmówić, choć pomysł Petrike wcale się jej nie

spodobał. Na dodatek Petrike od razu rozgościła się przy stole.

- W taki deszcz na górze nie da się wysiedzieć. Elise nie zrozumiała.

- Przecież dach jest naprawiony, wydałam majątek. Właściciel odmówił pomocy.

- Naprawiony? To czemu wciąż przecieka? Idź na górę, jak mi nie wierzysz.

Elise westchnęła. Musiała pilnować ziemniaków, na smażone najlepiej nadawały się

lekko surowe. Wyjęła patelnię i odrobinę masła, pokroiła chleb i zaczęła nakrywać stół.

Będzie ciasno, ale jeśli Peder i Evert usiądą na skrzynce z drewnem, zmieszczą się wszyscy.

Petrike oparła się o ścianę i gadała jak najęta. Opowiadała o pewnej kobiecie z

Sandakerveien, która wychodząc do fabryki, znalazła trupa na schodach. Później okazało się,

że mężczyzna nie był nieżywy, tylko pijany do nieprzytomności. Potem oznajmiła, że córka

szewca spodziewa się dziecka z synem wozaka, który był trzy lata młodszy od niej, a siostra

pani Pedersen z Sagveien ma suchoty i jej dwie córki też. Elise puszczała jej słowa mimo

uszu, dziwiąc się jedynie, jak Petrike zdołała wywiedzieć się tego wszystkiego w ciągu

jednego dnia.

background image

Jej myśli krążyły wokół listu. Powinna była go otworzyć zaraz po przyjściu do domu.

Teraz będzie musiała czekać, aż wszyscy się położą, a to potrwa całą wieczność. Szczególnie

jeśli Petrike i Hjalmar zamierzają przesiedzieć u nich cały wieczór.

Rozległ się szybki odgłos kroków wzdłuż ściany i drzwi znów się otworzyły. Pomny

uwag Elise, Peder przytrzymał je i zrobił małą szparkę, przez którą wślizgnął się Evert.

- Mniam - mruknął, poczuwszy zapach smażonych ziemniaków.

Evert zatrzymał się i wbił wzrok w patelnię.

- Ale jestem głodny. Kiedy będzie kolacja?

- Znowu oddałeś komuś jedzenie w szkole? - Elise spojrzała na chłopca surowo.

Nie odważył się spojrzeć jej w oczy, musiał mieć nieczyste sumienie.

- Tylko trochę - powiedział, po czym nabrał tchu i dodał: - Konus zasnął w ławce, bo

pracował całą noc. Bał się wracać do domu, żeby nie dostać lania.

Peder wziął Everta w obronę.

- I nie jadł od wczoraj, bo jego ojciec pije, a matka to głupia gęś.

Elise skrzywiła się. Tyle razy powtarzała Pederowi, by nie mówił o obcych w

obecności Petrike, bo następnego dnia dowie się o tym cała dzielnica.

Stropiony Peder obrócił się ku Petrike.

- Znasz Konusa? Petrike pokręciła głową.

- Nie, ale gdybym ja za młodu nazwała matkę kolegi głupią gęsią, dostałabym lanie.

Peder usiadł koło niej.

- To dobrze, że różnisz się od swojej mamy, Petrike. Jesteś nawet miła, milsza niż

inne kobiety, które znam. Z wyjątkiem Elise. Jak dorosnę, kupię ci kapelusz z czerwonymi

piórami, żebyś nie musiała chodzić w tym brązowym pierogu.

Elise podskoczyła, Evert zresztą też.

- A ja mu pomogę - pośpieszył Pederowi na odsiecz - bo znam taki sklep, gdzie

trzymają kapelusz z czerwonymi piórami na wystawie. Na pewno by ci pasował.

Na szczęście Petrike zachichotała, choć równie dobrze mogła się śmiertelnie obrazić.

- Sądzisz, że ten kapelusz wciąż tam będzie, jak dorośniesz, Evert?

Wszyscy roześmiali się.

W tej samej chwili weszła Hilda.

- Co za okropna pogoda! Nienawidzę zimy! Jak będę bogata, sprawię sobie dom z

łazienką i przez pół dnia będę wylegiwać się w wannie. Smażone ziemniaki na kolację?

Jesteś wspaniała, Elise!

Rozejrzała się wokół.

background image

- Reidar jeszcze nie wrócił? Sądziłam, że pomaga Pederowi.

- Dzisiaj nie miał czasu. Peder cały czas był w szkole i nosił z Evertem opał.

Hilda zmarszczyła czoło.

- Znów nie miał czasu? Nie rozumiem, dlaczego spędza tyle godzin w pracy. Jak ci

minął dzień, Elise? W sklepie pewnie nie jest zbyt przyjemnie?

Elise pokiwała głową.

- Zimne powietrze wpada za każdym razem, gdy zjawia się nowy klient. Nie wiem, co

będzie, kiedy przyjdzie prawdziwa zima. Wdowa Borresen mówi, że czasami ma tak

zgrabiałe ręce, że nie może pisać. I myli się w rachunkach.

- Dlaczego nie rozpali w piecu na zapleczu i nie otworzy drzwi do sklepu?

- Twierdzi, że jej na to nie stać. Z roku na rok ubywa klientów, przenoszą się do

konkurencji. Nowe sklepy wyrastają jak grzyby po deszczu.

- Może idą do innych, bo u wdowy jest zimno? - zastanawiał się Evert.

Hilda odwiesiła szal i zaczęła rozsznurowywać buty.

- Jak ci dzisiaj poszło w szkole, Peder? Pamiętałeś słowa psalmu?

Peder odwrócił wzrok. Elise zerknęła na niego i dostrzegła, że chłopiec się

zaczerwienił i nerwowo zagryzł wargę. Pokręcił głową.

- Nie - powiedział. Był na krawędzi płaczu. - Słowa wylatują mi z głowy, kiedy staję

koło katedry. One są chyba równie nerwowe jak ja.

- Nie wszyscy kończą szkołę powszechną, Peder - usiłowała mu pomóc Petrike.

- A dlaczego?

- Bo nie mają tyle rozumu. Możesz przerwać naukę i rozwozić węgiel. Ktoś to

przecież musi robić.

Elise posłała jej ostre spojrzenie.

- Nie wiesz, że szkoła powszechna jest obowiązkowa?

- To trzeba go przenieść do szkoły specjalnej. Nic na to nie poradzisz.

Peder zerwał się ze stołka i ruszył przed siebie. Zanim Elise zdążyła go powstrzymać,

wybiegł, trzaskając drzwiami. Zaczęło padać, krople deszczu bębniły o szyby, woda szumiała

w rynnach.

- Hildo, skończ smażyć i odstaw patelnię Idę go poszukać. Włożyła buty, nie

zasznurowując ich, owinęła się szalem i wyszła.

Chociaż zmrok już zapadł, znalazła chłopca od razu. Siedział skulony pod krzakami

bzu. Elise ukucnęła obok niego. Strumyki deszczu spływały jej po plecach, z gałęzi spadały

krople.

background image

- Chyba nie przejąłeś się słowami Petrike? Ona jest mocna w gębie, a mówi takie

głupstwa, że my z Hildą w ogóle jej nie słuchamy. Wejdźmy do środka, bo się przeziębisz.

Podzielę się z tobą pewną tajemnicą.

Płacz ucichł. Elise domyśliła się, że Peder uniósł głowę.

- Tajemnicą?

- Tak. Dzisiaj dostałam list od Johana. Postanowiłam nikomu o tym nie mówić, ale

teraz zmieniłam zdanie. Obiecujesz nie powtarzać tego nikomu? Przeczytam go, jak wszyscy

się położą. Kiedy będziecie już w łóżkach, wymkniesz się po cichutku i przyjdziesz do mnie

do kuchni, a ja ci szepnę na ucho, co jest w liście.

Zapadła cisza, a po chwili Peder chlipnął żałośnie.

- I co z tego, że Johan nas lubi, skoro go tutaj nie ma? Gdybyś wyszła za niego,

pomagałby mi w lekcjach i nie złościłby się tak jak Reidar. - Płacz wzmógł się. - Nie

przeniosę się do szkoły specjalnej. Pingelen mówi, że to szkoła dla głupków. Takich, co do

trzech nie potrafią zliczyć. Dla matołków, mówi Pingelen.

- Nie pójdziesz do szkoły specjalnej, Peder. Przysięgam.

- To co mam zrobić? Nie mogę zapamiętać choć jednej zwrotki!

- Musisz się skupić. Wczoraj umiałeś cały psalm. Masz takie rozbiegane myśli, Peder.

Powiedz mi, co ci siedzi w głowie.

- Nie mam pojęcia.

- Zastanów się. Nie mogę ci pomóc, jeśli nie wiem, co się z tobą dzieje.

I nagle przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Kristianowi pomogła rozmowa z

matką. Może i Pederowi przydałoby się to samo? Chłopiec szybko zapominał o

niepowodzeniach, ale to mogły być pozory. Kto wie, czy choroba matki i jej przeprowadzka

nie odcisnęły na nim piętna, którego nikt z najbliższych nie dostrzegł?

- Przecież musisz wiedzieć, o czym myślisz.

- Nie myślę. Bawię się, że jestem kimś innym.

- Masz takie marzenia?

- Może. A potem przychodzi bandyta i ucina głowy chłopakom z mojej klasy.

Wszyscy krzyczą, a ja biorę mój magiczny miecz i zabijam bandziora i wszyscy traktują

mnie jak króla.

Elise pokiwała głową z zamyśleniem. Marzył, że jest kimś innym, żeby zapomnieć o

kłopotach dnia codziennego. Marzył, że jest bohaterem.

- Jutro wieczorem, kiedy wrócę z pracy, wybierzemy się do kogoś, kto bardzo chce z

tobą porozmawiać.

background image

- Dlaczego teraz mi to mówisz? To ktoś ze szkoły specjalnej?

- Oczywiście, że nie, Peder. Obiecałam, że nigdy tam nie trafisz.

- To dlaczego mam iść do tego kogoś? Czy to ten doktor, który badał mi oczy?

- Nie. - Elise wstała. - Chodźmy już! Za dnia przemarzłam, a teraz jestem cała

przemoczona.

Peder wyczołgał się spod krzaka.

- Dlaczego? - powtórzył.

- Bo chcę ci pomóc. Jeśli skończysz marzyć o tym, że ratujesz kolegów przed

śmiercią, to będziesz mógł się skupić na szkole i na lekcjach. Nauczysz się psalmów i zdasz

do czwartej klasy.

Wszyscy przypatrywali się im ciekawie, ale Elise i Peder nie odezwali się ani słowem.

Elise odwiesiła mokry szal na kołku, zdjęła zabłocone buty i wsunęła stopy w chodaki, potem

zaś przyniosła piżamę Pedera. Nie miała go w co przebrać, więc na koniec jeszcze owinęła

szczelnie włóczkowym kocem Hugo.

- Słyszę, że Reidar i Kristian wracają do domu, więc możemy siadać do stołu -

oznajmiła zadowolona. Skoro matka udobruchała jakoś Kristiana, to na pewno pomoże

młodszemu synkowi.

A poza tym czekał na nią list od Johana...

Siedzieli w milczeniu wokół stołu i jedli kromki chleba z ziemniakami. Elise zerkała

od czasu do czasu na Pedera i puszczała do niego oko. Peder odwzajemniał się jej tym

samym. Na jego obliczu malowała się duma, że siostra dopuściła go do tajemnicy. I zapewne

też ciekaw był treści listu.

Miała nadzieję, że matka i Asbjorn się jeszcze nie przeprowadzili. To wszak nie takie

proste. Zresztą będąc u nich, nie dostrzegła spakowanych skrzyń, a meble wciąż stały na

swoich miejscach.

Hjalmarowi nie zamykały się usta, wyraźnie cieszył się perspektywą przeprowadzki.

Czyżbyśmy źle ich traktowali? - pomyślała Elise zawstydzona. Wprawdzie nie potrafiła

ukryć irytacji, kiedy zjawiali się, żebrząc o kawę lub kawałek chleba; ale przecież wiedziała,

że nie brakowało im pieniędzy.

Peder użył całego swojego wdzięku, rozmowa z Elise przywróciła mu dobry humor.

- Musisz nas odwiedzać, Petrike. Bez ciebie w domku majstra nie będzie już tak

wesoło. Nikt nam nie powie, kto spodziewa się dziecka, kto łazi do karczmy i śpi na

schodach w Andersengarden.

Petrike uśmiechnęła się. Pożałowała niezręcznych słów, których użyła wobec Pedera.

background image

- I zawsze coś wam przyniosę, Peder. Jeśli będę miała porządny piec, zrobię karmelki.

- Cukier jest drogi - skarcił ją Hjalmar. Petrike zamilkła.

Reidar nie odzywał się, zresztą niewiele mówił od przyjścia do domu. Może miał

wyrzuty sumienia, że nie przykładał się zbytnio do pracy z Pederem? Elise nie życzyła sobie,

by i on się wyprowadził z tego powodu. Musi pomyśleć o innym rozwiązaniu.

Po kolacji chłopcy wzięli się do lekcji. Hjalmar i Reidar czytali gazety, a Hilda jak

zwykle zajęła się cerowaniem. Elise przygotowała Hugo do snu, dała mu kaszkę i położyła

do swojego łóżka. Od czasu kiedy Hugo wyrósł z kołyski, spali razem. Chłopczyk

protestował, gdy go kładła, ale szybko się uspokoił na dźwięk znajomej kołysanki. Słuchał

zachwycony i uśmiechał się, jego małe ząbki połyskiwały w półmroku. Zamykając drzwi,

słyszała, jak gaworzy pod kołdrą.

Wreszcie i dla pozostałych przyszedł czas odpoczynku. Hilda i Reidar zniknęli w

izbie, Petrike i Hjalmar niechętnie opuścili ciepłą kuchnię, udając się na poddasze. Elise

wysłała chłopców do łóżek, Kristian i Evert nie opierali się. Obaj wybiegli na dwór za

potrzebą.

- Zaraz to zrobimy - szepnął Peder.

Skinęła głową i przyłożyła palec do ust, pokazując mu, żeby się nie wygadał.

- Lepiej biegnij za chłopcami. Nocnika używamy tylko nocą.

Peder posłuchał jej momentalnie. Zmówili razem wieczorną modlitwę.

- Posiedzę jeszcze w kuchni i popiszę - powiedziała.

- Tylko nie siedź za długo - mruknął spod kołdry Kristian - bo będziesz jutro

zmęczona.

- Tylko chwilkę. Dobrej nocy.

Podeszła do półki i zdjęła list ukryty pod pustą kanką na mleko. Rozdarła pośpiesznie

kopertę i zaczęła czytać.

Najdroższa Elise!

Dziękuję za list. Siedziałem sam w pokoju, czytając go, i nie wstydziłem się łez.

Dlaczego życie jest takie skomplikowane? Wszystko układało się po naszej myśli, a masz

rację, pisząc, że zawsze byliśmy sobie przeznaczeni. Też uważam, że w życiu znaleźć trzeba

tę jedną jedyną duszę, która nam pisana. Nie wszystkim się to udaje, ale my trafiliśmy na

siebie, będąc dziećmi. Los tak chciał, że nie połączyliśmy się od razu. Teraz myślę, że życie

to szkoła, a kłopoty są po to, by wyciągać z nich nauczkę. Może ten czas został nam dany,

byśmy zrozumieli, jakie szczęście nas spotkało, że znaleźliśmy siebie. Przyznam jednak, że ja

zrozumiałem to już wtedy, gdy mieszkaliśmy w Andersengarden. Mówią, że przeciwności

background image

losu nas wzmacniają. Pniemy się mozolnie w górę, ale przecież kiedyś zajdziemy na szczyt.

Ja też do niedawna tak myślałem.

Aż przyszedł wstrząs. Wróciłem pewnego wieczora ze spotkania koleżeńskiego i na

schodach zastałem Agnes. Słyszałaś już zapewne, że przyjechała do Kopenhagi? Usiłowałem

ją.

przekonać, że jest już za późno, i chciałem odesłać z powrotem do domu. Wyjaśniłem

jej, że złożyłem papiery w urzędzie w Kristianii i zażądałem rozwodu ze względu na

wiarołomność małżonki. W przypadku zgody obu stron sprawa jest prosta. Kobieta nie może

powtórnie wyjść za mąż przed upływem dziesięciu miesięcy od ustania poprzedniego

związku. To nic wielkiego, myślałem. Agnes zaczeka, Magnus też.

Tymczasem Agnes zmieniła zdanie. Nie zgadza się na rozwód i twierdzi, że nigdy

mnie nie zdradziła. Nie uwierzyłem, powiedziałem jej, co wiem o niej i o Magnusie

Hansenie. Wszak przyznała się do wszystkiego przed moim wyjazdem. Teraz jednak

twierdzi, że postąpiła tak z zemsty. Była zła na mnie, bo nie chciałem nigdzie jej zabierać.

Dlatego też wyprowadziła się do Magnusa - i jego żony! Wiedziałaś, że ma żonę? Agnes

spała w jednym pokoju, a Magnus z żoną w drugim, tak przynajmniej powiedziała.

Sprawdziłem to, napisałem do jednego z moich dawnych towarzyszy i on wszystko

potwierdził. Innymi słowy: to ja jestem ojcem dziecka, które nosi Agnes!

Znasz mnie dobrze i wiesz, że nigdy nie uchylam się od odpowiedzialności. Agnes

zamieszkała ze mną w mansardzie i mówi, że odtąd już będzie dobrą żoną. Jak długo to

potrwa, nie mam pojęcia. Wbiła sobie do głowy, że pewnego dnia zostanę sławny i bogaty, a

ona będzie wtedy u mego boku. Ha! Żeby wiedziała, ilu ludzi zyskało sławę i majątek,

tworząc rzeźby! Pierwszego dnia uciekłem z domu wściekły i rozczarowany. Czułem się

podle, przeklinałem Boga i los. Miałem wrażenie, że zamknięto mnie w ciasnym ciemnym

pomieszczeniu, z którego nie mogę się wydostać.

Teraz jest trochę lepiej. Agnes bardzo się stara, gotuje, sprząta, układa moje ubrania.

Dobrze wie, że jej obecność jest mi niemiła. Marzyłem o kimś innym, Agnes krzywi się

bardzo na dźwięk Twojego imienia.

Mężczyzna nie porzuca żony, która spodziewa się dziecka. Wiesz, że małżeństwo

można rozwiązać jedynie w przypadku niewierności. Sądziłem, że Agnes mnie zdradziła, ale

się myliłem.

Mam świadomość, że Cię krzywdzę, i oddałbym wiele, by Ci tego oszczędzić, ale nie

mogę dłużej zwlekać. Bałem się, że plotki dotrę do Ciebie, zanim przeczytasz ten list.

Błagam Cię, Elise, nie rozpaczaj. Nic nie zmieni moich uczuć do Ciebie. Moje serce

background image

należy do Ciebie na zawsze. W samotne bezsenne noce marzę o Tobie, tęsknię za

dziewczęciem, które pokochałem już wtedy, gdy miało piegi, zadarty nosek i dwa krótkie

warkoczyki. Dziewczę, które przemieniło się w najsłodszą kobietę w Sagene. Wszystkie

słowa, które zawarłaś w Swoim liście, mógłbym i ja napisać. Twoje myśli są moimi myślami.

Użyłaś pięknego obrazu: dwie łodygi o wspólnym korzeniu. One stoją, Elise, i wciąż będą

wzrastać na wspólnym korzeniu, zależne wyłącznie od siebie. Bez Twojej miłości i marzeń o

Tobie nie mógłbym tworzyć. Jesteś moim natchnieniem, bez Ciebie nie byłbym tym, kim

jestem.

Elise zapadła się w sobie. Poczuła ciepły dotyk i uniosła gwałtownie wzrok. Obok

niej stał Peder i patrzył na nią smutnym wzrokiem. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że łzy

płyną jej po policzkach i kapią na koszulę.

- Ty płaczesz, Elise?

Objęła chłopca i przytuliła mocno do siebie.

- Tak, płaczę, Peder, ale nie przejmuj się tym. Płaczę, bo bardzo kocham Johana, a on

jest mężem Agnes. Zrozumiesz, jak dorośniesz. Pojmiesz, jakie to ważne, by do małżeństwa

wybrać właściwą osobę.

- Przecież oni pobrali się dawno temu. - Peder rzeczywiście nic nie rozumiał.

- Tak, ale życie się im nie ułożyło, tak jak mnie i Emanuelowi. Postanowiliśmy z

Johanem, że będziemy odtąd razem, ale to też niemożliwe. Agnes spodziewa się dziecka i

Johan nie może jej opuścić.

- Więc już do nas nie wróci?

- Myślę, że kiedyś przyjedzie. I na pewno coś ci przywiezie, Johan zawsze dotrzymuje

słowa. Nie mogę jednak wyjść za niego i nie możemy zamieszkać razem.

Peder zaczął płakać, cicho, niemal bezgłośnie. Przycisnęła jego głowę do piersi i

pozwoliła mu płakać. Jej własne łzy kapały na zmierzwioną czuprynę chłopca.

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Tej nocy spała niewiele. Kiedy wstała rankiem, jej poduszka była mokra od łez. Nie

mogła się jednak załamać, bo rodzina jej potrzebowała. Tego dnia zamierzała przejść się z

Pederem na Wzgórze Świętego Jana.

Peder wciąż nie domyślał się, dokąd się wybierają. Elise bała się, że chłopiec

odmówi, jeśli powie mu, dokąd idą. Zwłaszcza po ucieczce Kristiana, która zrobiła na nim

wielkie wrażenie.

Nie odzywali się wiele. Kiedy zeszli z mostu i minęli fabrykę, Peder chwycił siostrę

za rękę. Nie zrobił tego wcześniej z obawy, że zobaczy go któryś z kolegów szkolnych. Od

razu poczuł się bezpieczniej.

Myśli Elise krążyły wokół listu. Brzmiały jej w uszach ostatnie zdania, które

przeczytała, kiedy Peder uspokoił się i wrócił do łóżka.

Kocham Cię, Elise. Wiem, że nie mam prawa tak mówić, będąc związany z inną

kobietą, ale ona nie jest właścicielką moich myśli. Moja miłość należy wyłącznie do Ciebie.

Cieszmy się choć tym, że mamy to co najważniejsze, miłość właśnie.

Twój Johan

- Wiem, dokąd idziemy - usłyszała głos Pedera. Byli sami, na ulicy panował półmrok

między rzadko rozmieszczonymi latarniami.

Elise ścisnęła mu dłoń.

- Nic nie mówiłam, bo bałam się, że się nie zgodzisz.

- To nic. I tak się niedługo przeprowadzają. A po co tam idziemy? Mama wie, co

może mi pomóc się skupić na nauce?

- Tak sądzę. Pomogła Kristianowi.

- W takim razie damy jej szansę. - Usłyszała, że zachichotał. - Tak zawsze mówisz,

prawda, Elise?

Elise uśmiechnęła się.

- Prawda. Damy jej szansę, Peder.

- Może będę mógł pobawić się z Anne Sofie? Kiedy mieszkaliśmy razem, lubiła się ze

mną bawić.

- Przede wszystkim chciałabym, byś porozmawiał z mamą. Jeśli będzie czas, możesz

pobawić się z Anne Sofie. Nie wiem jednak, kiedy mała kładzie się spać. I nie wiem, czy ich

w ogóle zastaniemy. Zapomniałam zapytać, kiedy się przeprowadzają.

background image

- To nic, Elise. Jeśli się przeprowadzili, wrócimy do domu. I powiemy, że po prostu

wybraliśmy się na spacer. Nieczęsto mamy ku temu okazję.

- Masz rację - westchnęła, ciaśniej owijając się szalem. - Żeby choć było trochę

cieplej.

- Ciągle marzną mi stopy. Reidar mówi, że jak nie będę o tym myślał, to zapomnę o

mrozie. Teraz prawie zapomniałem, bo trzymam cię za rękę.

Elise czuła rosnące napięcie, kiedy zbliżali się do domu matki. Gdyby jej nie zastali,

doznałaby chyba większego rozczarowania niż Peder. Wbiła sobie do głowy, że rozmowa z

matką rozwiąże wszystkie problemy chłopca, lecz jej nadzieje mogły okazać się płonne.

Może Pederowi brakuje zdolności? Brak zdolności nie oznaczał wcale, że chłopiec jest głupi.

Peder nie był głupi, stawiał ciekawe pytania i zdradzał myśli, których nikt nie spodziewałby

się u dziesięciolatka.

W sieni panowała cisza, ale równie cicho i spokojnie było tu podczas ich poprzedniej

wizyty. Wyglądało na to, że w domu nie mieszkają rodziny z małymi dziećmi, tylko ludzie

starsi i nowożeńcy. Biedna Anne Sofie, w domku majstra miała przynajmniej towarzystwo i

gromadkę dzieci zawsze skorych do zabawy. Zwłaszcza Larsine.

- Chyba się wyprowadzili. - W głosie Pedera zabrzmiała nuta nadziei.

- Nie masz ochoty spotkać się z nimi?

- To nie ma znaczenia - wzruszył ramionami.

- Asbjorn na pewno nas nie odprawi. Nie tym razem.

- Dlaczego?

- Bo rozmawiałam z mamą. Było jej przykro. Sądziła, że nie weźmiemy sobie tego tak

bardzo do serca.

- Ja się nie przejąłem.

- Ty może nie, ale Kristian był zawiedziony.

Peder nic nie odrzekł, ale słowa Elise chyba dały mu do myślenia.

Do mieszkania prowadziły solidne drzwi, zdobione mosiężnymi okuciami i rozetami.

Elise stuknęła kołatką i po chwili rozległ się odgłos kroków.

Asbjorn wystawił głowę, a na ich widok otworzył szeroko drzwi. Zapewne takie było

życzenie matki, pomyślała Elise, może opowiedziała mężowi o rozmowie z Kristianem.

- Elise i Peder? Co za niespodzianka. Właśnie siadamy do kawy, napijecie się z nami?

Elise podziękowała i weszła do środka. Peder dreptał za siostrą.

Matka siedziała z Anne Sofìe przed czarnym marmurowym kominkiem. Ogień

trzaskał wesoło, a w pokoju panowało przyjemne ciepło. Na małym stoliczku stały

background image

porcelanowe filiżanki i duży talerz domowych wypieków.

- Elise i Peder? - Matka wydawała się równie zaskoczona jak Asbjorn. - Jak miło -

powiedziała i zwracając się do Anne Sofie, dodała: - Wreszcie będziesz się mogła pobawić.

Cały czas narzekasz, że w sąsiedztwie nie mieszkają żadne dzieci.

Anne Sofie wstała i spojrzała na Pedera zawstydzona.

- Chcesz zobaczyć mój domek dla lalek?

Peder stał nieruchomo, wpatrując się w talerz. Matka pojęła w lot, o co chodzi.

- Weź ze sobą kilka ciastek, Peder, i idźcie się pobawić do kuchni.

Peder nie dał się prosić dwa razy i z garścią ciasteczek ruszył za dziewczynką.

Asbjorn oświadczył, że przyniesie więcej słodkości, i poszedł do piwnicy. Elise wyczuła, że

zrobił to po to, by mogły zostać same.

- Co słychać u Kristiana? - Matka spojrzała na nią z napięciem.

- Wszystko dobrze. Od tamtego wieczora nie zrobił już nic głupiego. I podziękował

mi.

Matka westchnęła.

- Byłam w głębokim błędzie, Elise, i wstydzę się tego do dziś. - Podsunęła córce

krzesło i poczęstowała ją ciastkami. - Zdaję sobie sprawę, że niełatwo wam zrozumieć, co

czułam, kiedy leżałam w izbie w Andersengarden, czekając na śmierć. Bałam się, strasznie

się bałam. Wiedziałam jednak, że dacie sobie radę beze mnie. Chłopcy lgnęli do ciebie bar-

dziej niż do mnie, tak przynajmniej sądziłam, a ty prowadziłaś im dom, i to lepiej ode mnie.

Chyba byłam o ciebie nieco zazdrosna. Kiedy Asbjorn i Anne Sofie pojawili się w moim

życiu, uznałam, że już mnie nie potrzebujecie. Postanowiłam zastąpić dziewczynce matkę.

Elise pokręciła głową.

- Tak sądziłaś, ale prawda była inna. Dziewczynki potrafią okazywać uczucia,

chłopcy tłumią je w sobie. Przecież wiesz, chłopcy nie płaczą. Kristian zamknął się w sobie,

a Peder uciekał w marzenia.

Chwyciła filiżankę, którą podała jej matka, i pociągnęła łyk gorącej kawy. Objęła

filiżankę dłońmi, usiłując rozgrzać zgrabiałe palce.

- Twoja rozmowa z Kristianem podziałała. Pomyślałam sobie, że mogłabyś też pomóc

Pederowi. Dlatego właśnie przyszliśmy.

- Peder też usiłował uciec? - przeraziła się matka.

- Nie, ale męczy się w szkole. Jakiś czas myślałam, że ma problemy ze wzrokiem, ale

to coś innego. Peder nie umie się skoncentrować. Zapytałam go o to i zrozumiałam, że ucieka

w świat marzeń. Wymyśla sobie, że jest bohaterem ratującym kolegów z opresji, i zapomina

background image

wtedy o całym bożym świecie. Inni słuchają nauczyciela, a on buja w obłokach.

Matka zmarszczyła brwi i przybrała surowy wyraz twarzy.

- Nie powinien się tak zachowywać. Powinnaś przywołać go do porządku, przetrzepać

mu skórę, jeśli jest nieposłuszny.

Elise pokręciła głową powoli.

- To bardziej skomplikowane, niż sądzisz. Myślę, że coś go dławi, jakiś ciężar

przygniata mu serce. Jeśli się go nie pozbędzie, nigdy nie wydostanie się z tego tajemniczego

świata. I może źle skończyć.

- Nie pojmuję, o czym mówisz. Jaki ciężar?

- To tylko słowa, nazwij to żałobą, jeśli chcesz. Pomyśl tylko, co przeszedł. Ojciec był

pijakiem, ale Peder go kochał i przeżył wstrząs, kiedy tata wpadł do lodowatej wody i się

utopił. Potem żył w nieustannym strachu, że umrzesz, to trwało przeszło rok. Dla

ośmioletniego dziecka to straszne przeżycie. Kiedy wyzdrowiałaś i życie pokazało nam

przyjemniejsze oblicze, pokochałaś inne dziecko. Wiem, że to brutalne słowa, ale musiałam

je wypowiedzieć, byś wreszcie zrozumiała. Kiedy sięgam pamięcią wstecz, wydaje mi się, że

jego kłopoty w szkole zaczęły się właśnie wtedy. Większość dzieci nie umiała wtedy czytać,

więc nauczyciel nie zwracał uwagi na Pedera. Teraz Peder jest jedynym uczniem, który nie

posiadł tej umiejętności. Reidar usiłuje mu pomóc, ale wyniki są marne. Jakiś czas chłopcu

szło lepiej, ale Reidar nie był zadowolony z postępów i zaczął się bardzo irytować. To tylko

pogarsza sytuację. Peder denerwuje się, kiedy staje obok katedry, zapomina wszystko, czego

nauczył się w domu. Karcąc go lub stawiając do kąta, nie dodasz mu odwagi. Wręcz przeciw-

nie, zacznie się bardziej bać.

Matka spojrzała na nią z dziwnym wyrazem twarzy.

- W życiu nie słyszałam nic dziwniejszego. W moich czasach rózga była najlepszym

lekarstwem na takie problemy. Skąd bierzesz te dziwne pomysły?

- To nie ma znaczenia. Czemu nie chcesz spróbować? Jeśli wyjaśnisz Pederowi,

dlaczego trzymasz się od nas z daleka, może zrozumie. Powiedz mu to samo co mnie: że

bałaś się śmierci i widziałaś, iż dajemy sobie radę bez ciebie, że sądziłaś, iż chłopcy bardziej

kochają mnie niż ciebie. Opowiedz mu o Asbjornie i o małej dziewczynce, która bardzo cię

potrzebowała. Powiedz mu też, że matka nigdy nie przestaje kochać własnych dzieci i że w

głębi serca jesteśmy ci najbliżsi.

Jakiś cień przemknął po twarzy matki. Może Elise posunęła się za daleko? Matka

wstała i wyszła do kuchni. W chwilę później zjawiła się Anne Sofie i wdrapała się jej na

kolana.

background image

- Dlaczego mama chce rozmawiać z Pederem?

- Ponieważ Peder jest smutny i może rozmawiać o tym tylko z własną mamą.

- To moja mama jest mamą Pedera? Elise zdziwiła się.

- Tak. Zapomniałaś już? Ty, Peder i Kristian jesteście na swój sposób rodzeństwem.

Wy to macie szczęście! Ty masz dwóch braci, a Peder i Kristian siostrę.

- A niedługo będę miała małego dzidziusia. Zjawił się Asbjorn, dźwigają kosz pełen

drew.

- Gdzie jest Jensine?

Anne Sofie wyrwała się z odpowiedzią, zanim Elise zdążyła otworzyć usta.

- W kuchni z Pederem. Mają ze sobą jakieś tajemnice. Asbjorn zirytował się.

- Mam nadzieję, że jej nie zamęczy. Jensine jest bardzo osłabiona.

Elise nie powstrzymała się od komentarza.

- Mama będzie bardziej zmęczona, jeśli nie dasz im porozmawiać.

Asbjorn nie zrozumiał, ale się nie odezwał. Minęło sporo czasu, zanim matka i Peder

wrócili do pokoju. Ich miny świadczyły o tym, że rozmowa się powiodła. Teraz trzeba było

czekać na jej owoce.

- Kiedy przeprowadzacie się do Kjelsas? - spytała Asbjorna.

- W przyszłym tygodniu. Matka usłyszała pytanie.

- Musicie do nas zajść. Pamiętacie, że odwiedzaliście mnie w sanatorium? Do Kjelsas

nie jest wcale dużo dalej.

Peder pokiwał głową z entuzjazmem.

- Możemy przychodzić w niedziele!

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Elise płakała nad Johanem. Przyszły dni trudne, zawód, który przeżyła, sprawiał jej

niemal fizyczny ból. Z wielkim trudem przywoływała samą siebie do porządku, odpychała

myśli o liście, by skupić się na codziennych obowiązkach.

Napisała ogłoszenie o wolnym mieszkaniu na poddaszu i za zgodą wdowy Borresen

wywiesiła je w sklepie. Najpierw zamierzała przytwierdzić je do furtki, ale uznała to za

bezcelowe. Robotnicy mijali ich dom późnym wieczorem i nikt w ciemności nie dostrzegłby

karteczki. W przerwie obiadowej mało kto zapuszczał się w te strony.

Ledwie zdążyła wrócić do domu, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Za progiem stał młody

człowiek, nie wyglądał ani na robotnika, ani na urzędnika. Elise spojrzała na niego ze zdzi-

wieniem, nie domyślając się w pierwszej chwili celu jego wizyty.

- Przepraszam - uśmiechnął się z zażenowaniem. - Czy w tym domu jest wolna

mansarda?

Skinęła głową.

- Zobaczyłem ogłoszenie w sklepie i pośpieszyłem tutaj, by nikt mnie nie ubiegł -

uśmiechnął się raz jeszcze. - Widzi pani, od dawna szukam podobnego mieszkania.

Niedaleko wodospadu, z dala od sąsiadów. W domu, który przedpołudniami stoi pusty. Pani

pracuje, nieprawdaż?

Elise zmarszczyła czoło, nie odpowiadając. Słowa nieznajomego zdumiały ją

niepomiernie.

Mężczyzna zaśmiał się cicho.

- Proszę wybaczyć mi tę niezręczność. Nie jestem złodziejem, który zamierza okraść

panią z dobytku.

Niewiele tego, pomyślała Elise, żaden łup dla tak dobrze ubranego i zapewne równie

dobrze urodzonego mężczyzny. No chyba żeby znalazł kopertę z pieniędzmi w szufladzie ko-

mody.

- Jestem muzykiem, gram na skrzypcach i ćwiczę przedpołudniami. Mało kto lubi

słuchać tych dźwięków przez sześć godzin bez przerwy.

Znowu się roześmiał.

Hugo zaczął płakać i teraz dopiero Elise zorientowała się, że stoi w uchylonych

drzwiach, wpuszczając zimno do środka.

- Proszę wejść. Nie sądzę, by mieszkanie przypadło panu do gustu. Niedawno

background image

musiałam naprawiać dach. Dekarz był już dwa razy. Twierdzi, że teraz jest szczelny.

Mężczyzna wszedł i Elise zamknęła drzwi.

- Mam małe dziecko, a drugie w drodze, poza tym w domu mieszka trzech

rozbrykanych chłopców, dwóch dziesięciolatków i jeden jedenastolatek. Nie mogłabym

zapewnić panu ciszy i spokoju wieczorami.

- Ale przedpołudniami jest cicho?

- Tak, jak zresztą w większości mieszkań w tej dzielnicy. Małe dzieci przebywają w

żłobku.

- Mnie jednak bardzo zależy na mansardzie w małym drewnianym domku. Poza tym

uwielbiam szum wodospadu, a pani dom stoi najbliżej.

Elise wzięła Hugo na ręce, by go uspokoić. W ostatnim czasie chłopiec zaczął

marudzić za dnia, pewnie wyrzynały mu się ząbki. Ruchem głowy wskazała drzwi do

korytarzyka.

- Proszę wejść na górę i obejrzeć mieszkanie. Poprzedni lokatorzy wyprowadzili się

wczoraj i nie zdążyłam jeszcze posprzątać.

Nie dał się dwa razy prosić. Elise nie poszła za nim. Hugo kwilił, więc nie mogła go

odłożyć, a z dzieckiem w ramionach nie chciała wspinać się po stromych schodach. Była już

w zaawansowanej ciąży.

Przytrzymując chłopca jedną ręką, drugą ujęła chochlę i wlała wody do garnka, po

czym odsunęła fajerki i postawiła garnek na ogniu. Na obiad będą ziemniaki i pieczony śledź.

Mężczyzna wrócił po chwili.

- Jest dokładnie takie, jak je sobie wyobrażałem - powiedział ożywiony. - Proszę mi je

wynająć, pani Ringstad. Chętnie dołożę jedną koronę do czynszu.

Elise zdziwiła się. Skąd młody skrzypek miał tyle pieniędzy? Czy to nie podejrzane?

- Jest pan pewien, że hałas nie będzie panu przeszkadzał? Hugo dał panu przed chwilą

próbkę swych umiejętności.

Pokręcił głową.

- Właśnie czegoś takiego szukałem. Wieczorami gram i rzadko bywam w domu.

Obiecuję, że będę wchodził na palcach.

Elise nie mogła wyjść ze zdumienia, że z ochotą godził się na wszystko. Mieszkań dla

zamożnych nie brakowało, a mężczyzna był miły i taktowny. Nosił się schludnie, nie

wyglądał może na arystokratę, ale widocznie miał zamożnych rodziców, którzy zapewniali

mu utrzymanie, bo czyż można wyżyć z grania na skrzypcach? Był też dość przystojny, choć

szczupły i wątłej budowy, stosując słownictwo Hildy, należałoby pewnie nazwać go

background image

chudziakiem. Zapewne nigdy nie wykonywał ciężkiej pracy i miał mięśnie małego chłopca.

Elise przywołała na myśl silne ramiona Johana, jego szerokie barki, muskularne plecy.

Dreszcze przeszywały jej ciało na widok jego potężnych, nawykłych do pracy dłoni.

- Niech pani się zgodzi! - patrzył na nią błagalnym wzrokiem jak małe dziecko.

Musiała się uśmiechnąć.

- Jest pan pierwszy, więc zgadzam się. Mężczyzna podskoczył wysoko z radości.

Hugo zdziwił się tak bardzo, że przestał płakać i spojrzał na nieznajomego szeroko

rozwartymi oczyma.

- Kiedy mogę się wprowadzić?

- Jak tylko posprzątam.

- Mógłbym wprowadzić się jutro, jeśli znalazłbym kogoś, kto posprząta za panią?

Posprząta za nią? A kto za to zapłaci?

- Oczywiście pokryję wszystkie koszty - dodał pośpiesznie. - Poproszę sprzątaczkę

mojej matki, która przychodzi do nas z samego rana.

Elise przyjęła propozycję z ulgą. Po całym dniu pracy w sklepie ledwie znajdowała

siły na opiekę nad Hugo i przyrządzanie posiłku dla całej rodziny. Hilda ledwie powłóczyła

nogami, kiedy wracała do domu. Oboje z Reidarem niepokoili się stanem zdrowia Hildy.

Dziewczyna była wątłej postury, a dwa porody nadszarpnęły jej siły. Często chorowała, a

czas spędzony w gręplarni też pozostawił ślady.

- Jeśli pana stać, to nie mam nic przeciw temu. Zerknęła na nieznajomego,

spodziewając się wyjaśnień.

- Moja matka zapłaci, jeśli dowie się, że moje marzenia się spełniają - powiedział z

uśmiechem. - To jakiś cud, że akurat dzisiaj trafiłem do tego sklepu, nigdy wcześniej tam nie

byłem. Nazwałbym to przeznaczeniem - dodał, znów uśmiechając się szeroko. Wydał się

teraz Elise młodszy niż na pierwszy rzut oka. - Mieszkamy w Grefsen, ale miałem sprawę w

kościele Świętej Trójcy. Wstąpiłem do sklepu, by kupić parę ciastek, bo i tak nie zdążyłbym

do domu na drugie śniadanie. Może mógłbym pani w czymś pomóc? - spytał nagle. - Trudno

trzymać dziecko i gotować jednocześnie.

Elise zaczerwieniła się. Co miał na myśli? Chciał potrzymać Hugo czy wziąć się do

gotowania? Nigdy dotąd nie spotkała młodzieńca, który zachowywałby się tak

niezwyczajnie.

- Zimno tutaj. Zapewne zamierzała pani napalić, zanim posadzi pani dziecko na

podłodze. Mogę dołożyć drew do pieca.

- Dziękuję, ale zwykle sama daję sobie radę.

background image

- Nie zamierzałem pani urazić - odrzekł spłoszony.

Co ja wygaduję, pomyślała. Zazwyczaj nie jestem taka podejrzliwa.

- Nie uraził mnie pan, nie chciałam pana kłopotać. Podszedł do skrzyni i wyjął kilka

polan.

- To dla mnie nie pierwszyzna. Mój dziadek jest wdowcem i mieszka samotnie w

małym domku w Kjelsas. Z początku zamierzałem zamieszkać u niego, ale pewnie nie

wytrzymałby mojego rzępolenia - uśmiechnął się. - Ale tak poza tym to bardzo miły,

dobroduszny staruszek i często go odwiedzam.

- Moja matka i jej mąż właśnie przeprowadzają się do Kjelsas - wymsknęło się Elise.

- Doprawdy? - zaciekawił się. - A gdzie będą mieszkać?

- Nie wiem nic poza tym, że willa nazywa się „Almsdorf”. Szeroko otworzył oczy ze

zdziwienia.

- Willa „Almsdorf”? Leży przy drodze prowadzącej do hotelu „Maridalen”. Goście

hotelu przejeżdżają obok willi w drodze ze stacji, którą otwarto sześć lat temu. Mój dziadek

mieszka w tej okolicy.

- To dziwne - uśmiechnęła się Elise. - Znaczy się, to dziwny zbieg okoliczności -

poprawiła się. - Nazwa brzmi bardzo dostojnie.

- To dom w stylu szwajcarskim. Wie pani, wysoki, drewniany, z wystającym dachem

i mnóstwem ornamentów. Niektóre z takich domów mają wieżyczki, a większość budowana

jest z bali.

Elise zdziwiła się.

- I zwykłego urzędnika stać na wynajem takiego domu?

- Zapewne nie całego. W środku znajdują się zazwyczaj wydzielone mieszkania.

Wcisnął ostatnie polano do pieca, zamknął drzwiczki i wyprostował się.

- Jest pani taka młoda i ma dzieci w wieku dziesięciu i jedenastu lat?

Powinna właściwie poczuć się urażona jego bezpośredniością, ale patrzył na nią tak

szczerze i niewinnie, że nie potrafiła się rozzłościć.

- Dwójka to moi bracia, trzeciego przyjęliśmy. Moja matka zachorowała na suchoty,

więc musiałam się nimi zająć.

- Zapewne było pani ciężko - stwierdził.

- Matka już wyzdrowiała - dodała pośpiesznie. - Ojciec zmarł dwa lata temu, a matka

ponownie wyszła za mąż.

- I zostawiła pani chłopców - skonstatował z lekkim zdziwieniem.

- Moja siostra i jej mąż mieszkają z nami. Na parterze jest więc nas siódemka, a za

background image

parę miesięcy przybędzie jeszcze jeden lokator.

Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale się powstrzymał. Odgadła, że chce spytać o jej

męża, ale uznał zapewne to pytanie za zbyt intymne. A więc potrafił okazać takt.

- Moglibyśmy od razu spisać umowę? - spytał. - Boję się, że się pani rozmyśli, a z

tego, co słyszałem, mnóstwo ludzi poszukuje mieszkania.

- Możemy - uśmiechnęła się Elise. - Przyznam, - że z początku byłam sceptyczna. Nie

rozumiałam, dlaczego chce pan zamieszkać u mnie, skoro stać pana na coś lepszego.

- A potem uznała pani, że jestem zbirem, który usiłuje panią okraść.

Roześmiała się.

- Gdyby był pan głodny i bezrobotny, skusiłby się pan na te odrobinę jedzenia, którą

trzymam w szafie. Poza tym nie mam nic, co by warto było ukraść. - Dała Hugo jakieś

przybory kuchenne do zabawy i posadziła go na dywaniku. Na szczęście chłopiec się

uspokoił. - Przyniosę papier i ołówek. Proszę usiąść przy stole.

W bloku nie było więcej kartek, zużyła wszystko na swoje pisanie. Elise stała chwilę

bezradnie, po czym przewertowała stosik zapisanych arkuszy i z jednego z nich ostrożnie

oderwała niezapisany kawałek.

Wróciwszy do kuchni, dostrzegła ze zdziwieniem, że nowy lokator siedzi na podłodze

i bawi się z Hugo.

Hugo piszczał z radości, pokazując wszystkie sztuczki, których nauczyli go chłopcy:

wyciągał ramiona, pokazując, jaki jest duży, klaskał w dłonie i syczał, wskazując lampę naf-

tową.

- Widzę, że lubi pan towarzystwo dzieci - powiedziała Elise.

Uśmiechnął się do niej w ten swój chłopięcy, nieco zawstydzony sposób.

- Moja ciotka ma synka w tym samym wieku. To fascynujące, jak szybko uczą się

takie maluchy. Właśnie nauczyłem tego smyka kręcić głową.

Uczynił ten gest, a Hugo ochoczo go powtórzył.

Elise roześmiała się. To musiał być jej szczęśliwy dzień, zyskała lokatora, który lubił

dzieci, nie przejmował się hałasem i był gotów dołożyć całą koronę do czynszu!

- Skończył mi się papier. Musimy zadowolić się tym świstkiem.

- Wystarczy mi pani podpis pod oświadczeniem wynajmu. Ile płacili poprzedni

lokatorzy?

- Trzy i pół korony tygodniowo. - Elise zawstydziła się nieco. Równie dużo płacili w

Andersengàrden, ale tam mieli przynajmniej własną kuchnię.

Młodzieniec uśmiechnął się.

background image

- Tylko tyle? W takim razie umawiamy się na cztery i pół korony. Ma pani u góry

piec opalany drewnem. Można na nim gotować?

- Wodę tak, ale jedzenie lepiej przyrządzać sobie na dole. Potrafi pan gotować? -

spytała sceptycznie.

- Matka nauczyła mnie robić zupę na kości z warzywami.

Przyrządzam sobie duży garnek, który starcza mi na cały tydzień.

Chłopcy będą zazdrościć, czując ten zapach każdego dnia, pomyślała, a głośno

powiedziała: - Więc mieszkał pan już sam?

- Wynajmowałem pokój u pewnej kobiety w Grefsen. Niestety zmarła, a dom został

sprzedany.

Podniósł się. Rozczarowany Hugo wykrzywił usta i wybuchnął płaczem.

- Mogę go wziąć na ręce?

Elise zgodziła się z uśmiechem. Ten młody człowiek był doprawdy niezwykły.

- Jeśli ma pan ochotę. Może najpierw podpiszemy umowę?

Napisała króciutki tekst, który oboje podpisali, młody człowiek nazwiskiem Olaf

Wolfgang Henricksen. Złożywszy podpis, schylił się i podniósł Hugo, a chłopczyk z miejsca

przestał płakać. Złapał przybysza za włosy i pociągnął z całej siły.

- Hugo, to boli! - zaprotestowała Elise. Olaf Henricksen roześmiał się.

- Mam dużo włosów. Ale ma silne paluszki!

Po dłuższej chwili Hugo dał się posadzić na podłodze.

- Pójdę do matki przekazać jej nowiny. Poza tym muszę się spakować. Poza łóżkiem i

stołkiem na górze nie ma innych mebli. Ma pani coś przeciw temu, bym przywiózł własne?

- Ależ nie, proszę tylko mieć na uwadze, że schody są bardzo strome.

- Myślałem o małej komódce, stole i paru krzesłach. Mam nadzieję, że w nocy nie

spadnie śnieg. Zrobiło się chłodniej i niebo zaciągnęło się od północy.

- A jak pan to wszystko przewiezie? Niedaleko nas mieszka pewien wozak, tyle że

jest bardzo kapryśny i pracuje wyłącznie wtedy, kiedy ma na to ochotę.

- Znajdę kogoś, takie drobiazgi nie zmącą mojej radości. - Wyciągnął dłoń. - Bardzo

dziękuję, pani Ringstad. Cieszę się, że będę mógł tutaj zamieszkać.

- Mam nadzieję, że będzie pan zadowolony.

- Z pewnością. Gdybym nie był zadowolony, znaczyłoby to, że ze mną coś nie tak.

background image

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Elise przekazała nowinę, kiedy wszyscy zasiedli wieczorem do stołu.

- Gra na skrzypcach? - Peder otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.

- Dlaczego chce mieszkać u nas? - spytał podejrzliwie Kristian.

- Ja też się zastanawiam - włączył się Reidar. - Dlaczego, na Boga, chce zamieszkać

właśnie tutaj?

- Bo szuka mieszkania na poddaszu małego drewnianego domku, w którym mógłby

bez przeszkód ćwiczyć grę przedpołudniami. Poza tym kocha szum wodospadu.

- A mnie wydawałoby się, że wodospad może jedynie przeszkadzać - dziwiła się

Hilda.

Evert ożywił się.

- Nie słyszałaś o wodniku, który siedzi pod wodospadem i gra? Jeśli rzucisz mu

kawałek mięsa, to i ciebie nauczy.

- Ten nasz nowy lokator to wodnik? - przeraził się Peder.

- Ale z ciebie głupek! - skarciła go wzrokiem Hilda. - Wodniki są tylko w bajkach.

- Nieprawda - rozzłościł się Evert. - Nauczyciel opowiadał nam, że istnieją. Siedzą

pod wodospadami i grają.

Wodnik ma długie włosy, które przyklejają mu się do gołych pleców.

- Miał długie włosy? - spytał podekscytowany Peder.

- Nie miał długich włosów i to nie jest żaden wodnik. Okazał się bardzo miły, bawił

się z Hugo i dołożył drew do pieca.

Elise dostrzegła, że Hilda i Reidar wymienili się spojrzeniami. Czyżby nowy lokator

zdążył już ją zauroczyć? Nie mogli wiedzieć, że Elise nie poddawała się wdziękowi

mężczyzn, myślała jedynie o Johanie. I to z wielkim bólem.

- Mam nadzieję, że nie jest taką plotkarką jak Petrike - Kristian wciąż nie ukrywał

niepokoju.

Peder roześmiał się.

- Mężczyzna nie może być plotkarką.

- Skąd pochodzi? - spytał Reidar.

- Jego rodzice mieszkają w Grefsen, a dziadek w Kjelsas. I wiecie co? Zna ten dom,

do którego przeprowadza się mama. To duży dom w stylu szwajcarskim, który leży niedaleko

hotelu. Goście hotelowi mijają go po drodze.

background image

- Chodzi pewnie o hotel „Maridalen” - zainteresował się Reidar. - Wasza matka

będzie mogła obserwować z okna wytworne towarzystwo.

- Będę ją odwiedzał co niedzielę. Mama pomoże mi w lekcjach. - Oczy Pedera

zaświeciły się.

Elise spojrzała wymownie na Hildę i zwróciła się do Kristiana.

- Ty też odwiedzisz mamę od czasu do czasu, prawda? Kristian skinął głową.

- Asbjorn interesuje się geografią, ale nie zna tylu nazw rzek i miast co ja.

- Gdzie on gra? - Reidar nie lubił, by mu przypominano, że w ostatnim czasie

zaniedbywał naukę z Pederem.

- Nie powiedział.

- Może w Teatrze Narodowym? - pojaśniała Hilda. - I może załatwi nam darmowe

bilety?

Elise roześmiała się.

- Masz bujniejszą fantazję niż Peder. Z pewnością nie gra w Teatrze Narodowym. Jest

bardzo młody, myślę, że w twoim wieku. A nawet gdyby tam grał, nie mógłby dać nam

biletów. Po trzecie zaś do teatru nie można pójść w spódnicy, bluzce i zniszczonych butach.

Teatr jest dla bogatych.

Wokół stołu zaległa cisza.

- Nic się nie stało - usiłował pocieszać Hildę Peder. - Możemy sami zrobić sobie teatr.

Ty ułożysz słowa, Elise. Ja będę księciem, Evert Askeladdenem, a Kristian może być królem.

A ty księżniczką, Hildo.

Evert głośno zaprotestował.

- W takim razie ja nie mogę być Askeladdenem, bo to on w końcu zdobywa

księżniczkę.

Peder stropił się, ale natychmiast znalazł nowe rozwiązanie.

- W takim razie Reidar zagra Askeladdena, a ty będziesz rycerzem, który pilnuje króla

i obcina głowy wszystkim, którzy usiłują zakraść się na zamek i wykraść mięso. Możesz

pożyczyć mój miecz, Evert, tylko najpierw musisz obetrzeć go z krwi.

Reidar w ogóle ich nie słuchał.

- Wspominał o swoim ojcu? Pochodzi z dobrej rodziny? Elise pokiwała głową.

- Był uprzejmy, mówił językiem ludzi wykształconych i nosił się schludnie, ale chyba

nie pochodzi z zamożnej rodziny. Jego dziadek mieszka w małym domku. Ponoć często go

odwiedza. Pomógł mi przy piecu, wydawało mi się, że takie zajęcia nie są mu obce.

- Pomógł ci przy piecu? - zdumiał się Reidar. - Choć ledwie co cię poznał?

background image

- Widział, że na jednej ręce trzymam Hugo, a drugą stawiam garnek na ogniu.

- A jak brzmiało jego nazwisko?

- Olaf Wolfgang Henricksen. Pisane przez „ck”.

- Wolfgang? - roześmiał się Reidar. - W takim razie jego rodzice mają wobec niego

ambitne plany.

- Skąd to wiesz? - zdziwił się Evert.

- Wolfgang Amadeusz Mozart był słynnym kompozytorem. Żył w osiemnastym

wieku, miał trzydzieści pięć lat, jak umarł, ale zdążył skomponować wiele utworów. Jako

pięcioletni chłopiec wykonywał trudne utwory na fortepian, a w wieku sześciu, może siedmiu

lat tworzył bezbłędne kompozycje i grał na skrzypcach jak dorośli muzycy.

- A umiał czytać? - zdumiał się Peder.

- Był geniuszem, umiał wszystko. - Reidar uśmiechnął się pobłażliwie. - Kiedy miał

jedenaście lat, występował na dworach w Monachium i w Wiedniu, a jak miał dwanaście,

grał przed królem Francji.

Peder odwrócił się do Elise.

- Może ty też urodzisz geniusza, który zostanie królem. Wszyscy się roześmieli

oprócz niej.

- Wolałabym mieć kogoś takiego jak ty, Peder.

Kiedy następnego dnia przed wyjściem do pracy Elise otulała Hugo w szal i stary

wełniany koc, przed furtką zatrzymał się wóz. Zeskoczył z niego Olaf Henricksen. Padał

gęsty śnieg i Elise w pierwszej chwili go nie poznała.

- Miałem nadzieję zastać panią - wysapał zmęczony, jakby całą drogę przebiegł obok

wozu. - Obawiałem się, że pocałuję klamkę.

- W tej okolicy nikt nie zamyka drzwi na klucz. Nie bardzo jest co kraść.

Bo nikt nie domyśla się, że trzymam w komodzie kopertę pełną pieniędzy,

dopowiedziała w duchu. Uśmiechnął się.

- Tak właśnie myślałem. My też nie zamykamy drzwi. W Grefsen mieszkają uczciwi

ludzie. Mogę się rozpakowywać?

- Ależ proszę. Ja niestety muszę iść do pracy.

- Będzie pani pchać wózek w taką śnieżycę?

- A mam inne wyjście?

- Mogę pani pomóc, kiedy wozak wyładuje moje meble.

- Niech pan je lepiej wniesie do domu, bo się zniszczą - pokręciła głową Elise. - Dla

mnie taka pogoda to nie pierwszyzna. A gdzie sprzątaczka?

background image

- Dzisiaj nie mogła przyjść - wyjaśnił zażenowany. - Sam posprzątam, jeśli nie ma

pani nic przeciw temu. Albo przynajmniej zamiotę.

- Gdyby się pan tak nie śpieszył, wyszorowałabym porządnie całe mieszkanie.

- Wiem. Nie będę pani zatrzymywać, pani Ringstad. Zobaczy pani po powrocie, jak

się urządziłem.

Elise wracała do domu pchana ciekawością. Po porannych opadach przyszła odwilż,

zamieniając śnieg w mokrą breję, w której brnęły koła wózka. Przez sklep przewinęło się

mnóstwo klientów. Elise była jak zwykle zmęczona i przemarznięta.

Choć zdążyła nabrać zaufania do Olafa Henricksena, dręczył ją pewien niepokój. Co

będzie, jak zacznie węszyć? Nie sądziła wprawdzie, by miał złe zamiary, ale był strasznie

ciekawski. Postanowiła znaleźć lepszą kryjówkę dla pieniędzy, jak tylko wróci do domu.

Nigdy przedtem pchanie wózka nie sprawiło jej takich kłopotów, ale też nigdy dotąd

nie używała go w taką pogodę. Brzuch miała też nieporównanie większy niż w ciąży z Hugo.

Wyglądała, jakby miała urodzić lada chwila, choć do rozwiązania zostały jeszcze dwa

miesiące.

Minęła zabudowania fabryczne i zobaczyła, że z komina w domku majstra unosi się

dym. Ktoś napalił w piecu bez jej zgody. Elise zaczerwieniła się z emocji, będzie musiała

zażądać zwrotu pieniędzy! Umowa najmu nie obejmowała opału.

Ze złością skierowała się do furtki. Co za bezczelność! Reidar też zwrócił na to

uwagę: nowy lokator pomógł jej dołożyć drew do pieca, jak tylko znalazł się za progiem. Od

razu poczuł się jak u siebie w domu, bawił się z Hugo i wymusił jej podpis na umowie, zanim

zdążyła się głębiej zastanowić. Nikt z porządnej rodziny nie zachowywał się w ten sposób.

Przeszła przez most, sprowadziła ostrożnie wózek po schodach i nagle coś kazało się

jej zatrzymać. Przez szum wodospadu dobiegły jej dźwięki skrzypiec. Powoli obeszła

narożnik domu, weszła na stopień i uchyliła drzwi. Nie zobaczyła nikogo, poczuła ciepło

bijące od pieca i jeszcze wyraźniej usłyszała muzykę. Grał pięknie i czysto, zupełnie nie jak

początkujący muzyk. Może rodzice nie bez powodu dali mu imię po wielkim Wolfgangu, po-

myślała ze zdumieniem.

Obróciła, się w stronę wózka. Hugo siedział i spał, główka opadła mu na ramię.

Ostrożnie wzięła chłopca na ręce, weszła do środka i cicho zamknęła drzwi za sobą. Drzwi

do wąskiego przedpokoju były otwarte, czyste, delikatne tony skrzypiec płynęły z poddasza.

Słyszała już kiedyś tę melodię, ale nie pamiętała tytułu. Ten młody człowiek, którego

zamierzała skarcić za samowolne rozpalenie w piecu, grał prześlicznie.

Dźwięki urwały się jak nożem uciął.

background image

- Pani Ringstad? - wypowiedział te słowa ostrożnie, jakby zdawał sobie sprawę, że

zrobił coś niestosownego.

- Tak, to ja.

- Nie ma pani nic przeciw temu, że rozpaliłem ogień? Nie mogłem użyć piecyka na

górze, bo stoi w nim woda. Palce mi zesztywniały i nie mogłem grać. Rzecz jasna, zapłacę za

opał.

- Nic się nie stało.

Odetchnęła z ulgą. Mój Boże, jakie to cudowne uczucie wracać do ogrzanego

wnętrza! Położyła Hugo na dywaniku i zdjęła szal, chustę i buty. Tak właśnie żyli ludzie po

drugiej stronie rzeki. I w ogóle tego nie doceniali.

Olaf Henricksen zbiegł ze schodów, uśmiechając się promiennie.

- Bardzo dziękuję. Bałem się, że się pani rozzłości.

- Szczerze mówiąc, miło jest wracać do ciepłego domu. Gdyby mnie było na to stać,

pozwoliłabym panu rozpalać codziennie.

- Zapłacę za drewno. Zastanawiałem się nawet, czy nie byłoby zbytnią bezczelnością

z mojej strony, gdybym poprosił panią o zgodę na ćwiczenie w kuchni - uśmiechnął się

zażenowany. - Zgrabiałe palce to najgorszy wróg skrzypka.

- Dobrze pana rozumiem. Pisanie też nie przychodzi mi z łatwością, kiedy mam

zmarznięte dłonie.

Jakieś postaci przemknęły koło kuchennego okna i po chwili rozległy się ciche

chłopięce głosy.

- Ktoś bardzo chce pana poznać - powiedziała Elise, ruchem głowy wskazując okno. -

Mój szwagier opowiedział im o Wolfgangu Amadeuszu Mozarcie i teraz uważają, że w

naszym domu zamieszkał geniusz.

Olaf Henricksen zaśmiał się radośnie, po czym urwał i szepnął: - W takim razie nie

będziemy wyprowadzać ich z błędu. To może być nawet zabawne.

Elise pokiwała głową i zabrała się do gotowania kaszy. Hugo nie zmrużył oka w ciągu

dnia, więc teraz spał jak zabity.

Olaf Henricksen wymknął się do korytarzyka i zamknął za sobą drzwi. Dowcipniś z

niego, pomyślała Elise. To dobrze, chłopcom przyda się śmiech i zabawa, ich codzienność

była dość ponura.

Drzwi uchyliły się i pojawiła się w nich głowa Pedera.

- Psst! Elise?

- Wchodź do środka! Ciepło ucieka.

background image

Zrobił, co mu kazała. Evert wślizgnął się za nim.

- Jest tutaj? - szepnął Peder podekscytowany.

- Kto?

- Wolfgang - przyszedł mu z pomocą Evert.

- Chyba jest na górze. Możecie tam pójść i się z nim przywitać.

- Mamy iść do geniusza? - przeraził się Peder.

- On nie zjada małych dzieci.

- Ale gra dla króla. - Peder wciąż mówił po cichu. - Słyszałaś, jak gra?

- Tak, grał, kiedy wróciłam do domu. Bardzo pięknie.

- A jak wyglądał?

- Tak jak wczoraj.

Ktoś zapukał, drzwi otworzyły się i do kuchni dostojnym krokiem wmaszerował Olaf

Henricksen.

- A więc to są ci dwaj młodzieńcy, których nie miałem jeszcze przyjemności poznać. -

Podał Pederowi dłoń i ukłonił się. - Nazywam się Olaf Wolfgang Henricksen.

- A ja Peder Lovlien - zaczerwienił się chłopiec. - Elise to moja siostra.

- A ty, młody człowieku? - Olaf wyciągnął dłoń do Everta. Evert nie odpowiedział.

Elise zrozumiała w jednej chwili, że chłopak nie wiedział, co odpowiedzieć, bo nie znał

swojego nazwiska. Pani Berg twierdziła, że Evert jest jedyną osobą w Kristianii, której nie

zapisano w księgach kościelnych. Jego matkę znano tylko z imienia.

- On się nazywa Evert Lovlien - powiedziała szybko. - Trochę się wstydzi. Zwłaszcza

słynnych skrzypków.

Olaf roześmiał się.

- Nieźle was nabrałem. Nie jestem słynnym skrzypkiem, tylko zwykłym grajkiem. W

szkole szło mi nietęgo, więc miałem taki oto wybór: wozić węgiel lub grać na skrzypkach.

Wybrałem to drugie, bo bardzo nie lubię brudzić sobie rąk.

Peder nie odrywał od niego oczu, ale nie powiedział ani słowa.

- Miał pan kłopoty z czytaniem? - spytała Elise, wykorzystując okazję.

Olaf znowu się zaśmiał.

- Litery tańczyły mi przed oczyma. Czasami zaczynałem od ostatniej litery w wyrazie,

czasami gdzieś pośrodku. Koledzy chichotali, a nauczyciel się złościł. Kiedy jednak zobaczył

mnie w kanale orkiestry Teatru Narodowego, bardzo był ze mnie dumny. Oświadczył, że od

początku wiedział, że będą ze mnie ludzie, ale nie chciał mnie psuć.

Peder wciąż się nie odezwał, wielkimi oczyma wpatrywał się w swojego nowego

background image

bohatera.

A więc jednak grał w Teatrze Narodowym. Elise uśmiechnęła się ostrożnie.

- Czy mogę zaprosić pana na prosty posiłek?

- Tak, jeśli nie będę musiał zwracać się do pani tak oficjalnie. Na wsi u dziadka

wszyscy mówią sobie po imieniu. Wolę taką formę.

- Ja też. Tutaj nad rzeką Aker wszyscy są na ty. Robimy się bardziej oficjalni, kiedy

przechodzimy na drugą stronę rzeki.

- A więc wypijmy bruderszaft, pani Ringstad.

Zdjął dwa blaszane kubki z półki, napełnił je wodą z wiadra i podał jej jeden.

- Na zdrowie! Roześmiała się.

- Na zdrowie. Możesz już się odezwać, Peder. Jak widzisz, on nie ma długich

mokrych włosów przyklejonych do nagich pleców ani nie je surowego mięsa.

Olaf zmarszczył brwi.

- A tak uważał?

- Evert sądził, że jesteś wodnikiem - droczyła się z chłopcami Elise.

- A wyglądam jak wodnik? Evert pojął, że się trochę wygłupił.

- Nie wiem. Nigdy nie widziałem wodnika. Tylko go słyszałem.

- I dzisiaj w nocy znów go usłyszycie... - Olaf zniżył głos. - Blady i drżący usiądzie

pod Voyenfossen i będzie wabił małych chłopców do siebie.

Peder przesunął się do siostry i złapał ją za rękę.

Tej samej nocy Elise obudził jakiś dźwięk. Przejaśniło się, przez okno w pokoju

wpadało blade światło księżyca.

W nagłym przebłysku zrozumiała, co ją obudziło. Przy oknie ujrzała zarys chłopięcej

postaci. Ktoś wyciągał szyję, by wyjrzeć na zewnątrz, rozsunął zasłony i nasłuchiwał.

Elise też usłyszała. Jasne, delikatne dźwięki skrzypiec dochodzące z oddali. Z

poddasza...

background image

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Żal ściskał jej serce, pamięć o Johanie była jak jątrząca się rana. Elise odpychała od

siebie myśli o nim, ale na próżno.

Zachowanie Emanuela nie przestawało ją zdumiewać. Termin rozwiązania się zbliżał,

a on nie dawał znaku życia.

Z początku unikała tego tematu w rozmowach z Olafem, ale kiedy młodzieniec się

zadomowił, nie mogła już dłużej tego przed nim ukrywać. Przecież dostrzega! brak pana

domu, a chłopcy niejednokrotnie napomykali o Emanuelu. W końcu opowiedziała mu całą

historię. Olaf wysłuchał jej, ale taktownie nie wygłosił żadnego komentarza.

Zbliżały się święta i nastały mrozy. Pewnego dnia temperatura spadła tak nisko, że

Elise zaczęła obawiać się o zdrowie chłopca. Hugo nie wytrzyma na takim zimnie, choćby

zawinęła go w stare ubrania i wełniane koce. Twarz i tak pozostanie odsłonięta.

Od wprowadzenia się do domu Olaf stał się członkiem rodziny. Chłopcy ubóstwiali

go. Peder dotrzymał słowa i w każdą niedzielę maszerował do Kjelsas, by odrabiać lekcje z

matką. Kristian też odwiedził ją kilkakrotnie, choć Elise dobrze wiedziała, że obaj bracia

najchętniej spędzaliby czas w domu. Zwłaszcza jeśli Olaf był w pobliżu.

Teraz właśnie zbiegał po schodach na śniadanie. Utarło się, że posiłki jadali razem, a

Olaf dokładał się do jedzenia.

- Okropnie dziś zimno - powiedział, rozgrzewając się zamaszystymi ruchami ramion.

- W nocy nie zmrużyłem oka.

- My z Evertem nie marzniemy - stwierdził Peder, żując kawałek chleba. - Leżymy

blisko siebie, a Puszek kładzie się na nas.

- A Elise zostawiła otwarte drzwi do kuchni - dodał Evert.

- Może pożyczymy Olafowi Puszka na noc? - zaproponował Peder.

Evert skinął głową. Nie był zadowolony z tej propozycji, ale miał zbyt ugodową

naturę, by zaprotestować.

Olaf roześmiał się i usiadł przy stole, zacierając ręce.

- Nie sądzę, by Puszek chciał ze mną spać. Ponoć chrapię. Elise obiecała, pani

Borresen, że zjawi się wcześniej, by być przy dostawie towaru. Skończyła jeść i zaczęła

ubierać Hugo. Olaf spojrzał na nią z niepokojem.

- Wiesz, jak jest zimno? Hugo odmrozi sobie twarz.

- Owinę go chustą.

background image

- W sklepie też jest lodowato. Bez przerwy ktoś wchodzi. Mówiłaś, że sadzasz go na

podłodze.

- Tak to jest - odrzekła bezbarwnym głosem. A cóż miała zrobić?

- Odważyłabyś się zostawić go ze mną?

Elise podniosła wzrok, uznając, że żartuje. Tymczasem na twarzy Olafa malował się

wyraz powagi.

- Z tobą? Co masz na myśli?

- Może bawić się na podłodze, jak będę ćwiczył.

- Długo nie poćwiczysz.

- Dam sobie radę. Jak będzie płakał, to trudno.

- Trzeba go też nakarmić i przewinąć.

- Zajmowałem się już dziećmi. Dziś nie mam żadnych spraw na mieście, a zresztą w

taką pogodę wolę siedzieć w domu. Hugo się mnie nie boi. Damy sobie radę.

- Nie wątpię, ale nie mogę się zgodzić. Sam twierdziłeś, że musisz ćwiczyć

codziennie.

Chłopcy skończyli posiłek i wstali od stołu. Hilda i Reidar jeszcze się nie pokazali.

- Zgódź się - szepnął Kristian, podchodząc do siostry. - Pomyśl o Hugo.

Elise dała się skusić.

- Jeśli naprawdę tak uważasz... - spojrzała na Olafa z wahaniem.

Olaf zerwał się ze stołka, podszedł do niej i wziął Hugo w ramiona.

- I co ty na to, grubasku? Zostaniesz ze mną?

Hugo złapał go za włosy i pociągnął z całej siły, uśmiechając się od ucha do ucha, po

czym nachylił się i ugryzł Olafa w nos.

- Au! Ugryzł mnie!

Chłopcy wybuchnęli śmiechem, ale Peder natychmiast spoważniał.

- To nic groźnego. On ma tylko małe mleczne ząbki.

Elise też się roześmiała. Wciąż targały nią wątpliwości, ale z ulgą ruszyła do sklepu.

Kiedy opowiedziała pani Borresen, że dziecka pilnuje młody sublokator, ta przeraziła

się nie na żarty i zwolniła ją wcześniej.

- Obcy młodzieniec? Nigdy bym się nie odważyła!

Te słowa dźwięczały jej w uszach, kiedy wracała do domu. Było przeraźliwie zimno,

śnieg skrzypiał pod stopami i mróz szczypał w nos. Tym razem buty jej nie przemokły, ale

spędziwszy wiele godzin za ladą, Elise w ogóle nie czuła palców u stóp. Hugo bardzo by

cierpiał w taką niepogodę. Pani Borresen mogłaby odżałować trochę grosza na opał,

background image

pomyślała z rozdrażnieniem. Skórę na dłoniach miała zaczerwienioną i popękaną, bolały ją

paznokcie. Już dawno nie było takiej srogiej zimy, mróz wciskał się pod szal. Trzęsła się i

szczękała zębami.

Od mostu puściła się biegiem, przynaglana przez dym sączący się z komina.

Gdyby Olaf mógł opiekować się Hugo w każdy mroźny dzień! Elise chętnie

odmówiłaby sobie obiadu, żeby tylko oszczędzić synkowi niewygód.

Zza drzwi dobiegły jej jakieś głosy. Może Hilda wróciła już do domu? Siostrze też

było niełatwo, wprawdzie ruszała się, szorując schody, ale musiała zanurzać dłonie w

lodowatej wodzie, a na klatkach też panował nieprzyjemny ziąb. Otworzyła drzwi, by wejść

do środka, i zatrzymała się gwałtownie.

Na podłodze siedział Olaf i jakaś obca kobieta i razem bawili się z Hugo. Czyżby

sprowadzał sobie panny pod jej nieobecność? Elise zaczerwieniła się z irytacji. Weszła

powoli i zamknęła drzwi za sobą.

Olaf poderwał się z podłogi. Nieznajoma usiłowała zrobić to samo, ale Hugo siedział

jej na kolanach.

- Ktoś z wizytą do pani Ringstad - oznajmił Olaf, uśmiechając się jak zwykle.

- Czy my się znamy?

Młoda dama odstawiła Hugo, wstała i wyciągnęła rękę.

- Nazywam się Helenę Fryksten. Pani lokator powiedział, że wróci pani niedługo, i

zaofiarował mi gościnę. Okropny mróz dzisiaj.

Elise uścisnęła dłoń nieznajomej, zdjęła oszroniony szal i chustę i odwiesiła na kołku.

- Czym mogę pani służyć?

- Chciałabym porozmawiać z panią o naszym wspólnym znajomym.

Elise zdziwiła się. Chodziło o Johana? Odpisała mu życzliwie, wiedząc, że Agnes nie

omieszka przeczytać listu. Nie chciała dać jej satysfakcji, przyznając się do cierpienia.

Wizyta przypadła nie w porę, Elise najchętniej zdjęłaby buty i ogrzała zmarznięte

stopy przy piecu, ale coś jej podpowiadało, że sprawa jest ważna.

- Proszę usiąść i dać mi chwilkę.

Kobieta usiadła na stołku niedaleko Hugo, który bawił się i gaworzył wesoło.

- Pójdę do siebie - oznajmił taktownie Olaf. - Miło mi było poznać panią, panno

Fryksten.

- I nawzajem, panie Henricksen. Następnym razem kiedy wybiorę się do teatru, usiądę

z przodu, by widzieć orkiestrę.

Olaf roześmiał się.

background image

- Proszę do mnie pokiwać!

Kobieta też się uśmiechnęła. Kiedy Olaf zniknął na schodach, dodała: - Ma pani

przemiłego lokatora, pani Ringstad.

Elise skinęła głową i wyszła do izby, by pożyczyć pończochy z szuflady Hildy. Przy

okazji zajrzała do swojej i stwierdziła z ulgą, że koperta z pieniędzmi spoczywa na swoim

miejscu. Przebrała się i wróciła do kuchni, notując sobie w pamięci, że najwyższy czas

postarać się o własną komodę. Konieczność korzystania z pokoju Reidara i Hildy była dość

uciążliwa.

- Przepraszam, że kazałam pani czekać, ale musiałam się przebrać. Okropnie

przemarzłam.

- Dobrze to rozumiem. Też jestem zziębnięta, choć mam na sobie mufkę i ciepły

zimowy płaszcz. Nie rozumiem, jak może pani wytrzymać w samym szalu.

Elise nie odpowiedziała. Nie miała ochoty zwierzać się nieznajomej, że nie stać jej na

nic innego. Nigdy jej nie było stać.

- Napije się pani kawy? Nie zdążyłam kupić świeżej, więc będziemy się musiały

zadowolić kawą z fusów, ale to zawsze coś ciepłego.

- Chętnie wypiję filiżankę, bo też zmarzłam. Pani lokator dość oszczędnie dokładał do

pieca. Powiedział, że nie toleruje pani rozrzutności.

Elise znów się nie odezwała. Niech panna Fryksten uważa ją za skąpiradło, jeśli taka

jej wola.

- Mleko i cukier?

- Tak, dwie łyżeczki. Pewnie zastanawia się pani, kim jestem i po co przyszłam. Zaraz

wszystko wyjaśnię. Mieszkam z rodzicami przy Dalsbergstien i pracuję jako pielęgniarka w

szpitalu Ulleval.

Oline, pomyślała Elise z przerażeniem. Może znów się rozchorowała i pyta o nią. I to

teraz, kiedy ma porządną pracę i ładne mieszkanie!

- Mój bliski przyjaciel zna panią - ciągnęła panna Fryksten - i przyszłam tutaj przez

wzgląd na niego.

A więc chodzi o mężczyznę... Elise postawiła na stole dwa kubki, cukiernicę i

miecznik. Nadal nie pojmowała, z czym przychodzi nieznajoma. Znała jakiegoś mężczyznę,

który leżał w szpitalu?

A może rzecz dotyczy pana Wang - Olafsena? Peder byłby niepocieszony, gdyby

stało się mu coś złego.

Panna Fryksten miała dziwny wyraz twarzy, jakby bała się tego, co zamierza zrobić,

background image

ale nie miała wyboru.

- Muszę chyba najpierw powiedzieć parę słów o sobie - zaczęła. - Od dziecka czułam

potrzebę pomagania innym - uśmiechnęła się z lekkim zażenowaniem. - Prosiłam naszą

gosposię o dużą porcję kanapek, kiedy szłam bawić się na podwórze. Nie dlatego, że miałam

taki apetyt, ale po to, by podzielić się jedzeniem z żebrakiem, który kręcił się po okolicy.

Po co mi to opowiada, pomyślała Elise. Przyniosła czajnik i nalała kawy do kubków.

Ze wstydem skonstatowała, że napój ma barwę jasnobrązową.

- Kiedy spotykałam staruszka zginającego się pod ciężarem, biegłam, żeby mu

pomóc. Co dziwne, zawsze bardziej było mi żal mężczyzn niż kobiet. - Znowu się

roześmiała, onieśmielona własną opowieścią. - Bardzo wcześnie zdecydowałam, że poświęcę

życie potrzebującym. Pielęgniarstwo to był naturalny wybór.

Prawdziwy anioł, w dodatku niezwykle gadatliwy! Elise wzdrygnęła się. Cóż ta

przemowa miała z nią wspólnego? Powinna przewinąć Hugo, nawet nie zdążyła spytać, czy

Olaf to zrobił. Zaraz zjawią się chłopcy, a posiłek nie był jeszcze gotowy. Nie dowiedziała

się też, jak Olafowi minął dzień w roli opiekunki do dziecka.

- Niedawno miałam pacjenta, który wywarł na mnie wielkie wrażenie - ciągnęła

panna Fryksten. - Cierpiałam razem z nim.

Elise przestraszyła się.

- Takie miał bóle? - spytała.

- Tak.

- I powiada pani, że go znam?

- Tak, zna go pani.

- Jak brzmi jego nazwisko?

- Proszę dać mi dokończyć. W swoim czasie pozna pani jego imię.

Może chodzi o Emanuela? Może krążyła wokół tematu, obawiając się, że Elise z

miejsca wyrzuci ją za drzwi? Nie uczyniłaby tego, nawet jeśli Emanuel popełnił jakąś

podłość. Nie czuła do niego nienawiści, po prostu straciła dla niego szacunek i nie chciała już

mieć z nim do czynienia.

- Poczułam sympatię do tego człowieka i zaczęłam z nim rozmawiać. Z początku był

oszczędny w słowach, ale później się otworzył. Jego opowieść wywarła na mnie niezatarte

wrażenie.

Na pewno chodzi o Emanuela. Był głęboko nieszczęśliwy, kiedy ją opuszczał. Wciąż

brzmiały jej w uszach jego ostatnie słowa: „Nie osądzaj mnie zbyt surowo”. Powiedział to

takim złamanym głosem. Kobiety miały do niego słabość, na pewno mu współczuły.

background image

Emanuel potrafił być czarujący, a wtedy żadna niewiasta nie była w stanie mu się oprzeć.

Czyżby panna Fryksten była jego nową miłością?

- On nie wie, że tu jestem - ciągnęła nieznajoma. - Obawiam się, że nie poparłby tego

pomysłu, ale ja uważam, że wyjdzie mu to na dobre.

A więc Emanuela dręczyły wyrzuty sumienia?

- Proszę mi wybaczyć, panno Fryksten, ale jeśli chodzi o mojego męża, Emanuela

Ringstada, to sprawę uważam za zamkniętą. Nie noszę do niego urazy. Nie żywię do niego

nienawiści, nawet nie jestem już zła. Żal mi ludzi, którzy postępują tak małostkowo.

Panna Fryksten pokręciła głową.

- Nie chodzi o pani męża, chociaż wiem, o kim mowa. Okazała mu pani

wielkoduszność, choć wcale na nią nie zasłużył.

Uważam, że i tak mu się upiekło. Nikt go nie zmuszał do małżeństwa z panią, uczynił

to z własnej woli.

Elise poczuła, jak rumieniec oblewa jej policzki. Skąd ta obca kobieta znała te

wszystkie szczegóły? Może od Agnes? Chlapie językiem równie sprawnie jak Valborg i

zapewne opowiedziała o gwałcie i Hugo wszystkim, którzy zechcieli słuchać. Zwłaszcza od

chwili, kiedy przestały darzyć się sympatią.

- Widzę, że wprawiłam panią w zakłopotanie, i jest mi przykro z tego powodu, pani

Ringstad. Wiem, że ukrywała pani wszystko w tajemnicy ze względu na rodzinę i synka, ale

takie historie prędzej czy później zawsze wychodzą na jaw. Szczerość od samego początku

bardziej popłaca, człowiek oszczędza sobie wielu kłopotów.

Łatwo jej mówić!

- Taka wiadomość wpędziłaby moją matkę do grobu - obruszyła się Elise. - Tak

przynajmniej wtedy sądziłam. Matka chorowała na suchoty.

- To też wiem - pokiwała głową kobieta. - Być może mądrze pani postąpiła, chroniąc

matkę, choć nie jestem o tym do końca przekonana.

Więc chodzi o matkę, na pewno nie o Asbjorna. Peder był u nich w niedzielę i

Asbjorn cieszył się wtedy znakomitym zdrowiem. Dlaczego jednak matka sama nie przyszła,

by o tym porozmawiać? Elise nie zdążyła jeszcze odwiedzić jej w Kjelsas, ale wydawało się

jej, iż podczas ostatniej rozmowy doszły do porozumienia.

- Przeżyła pani ciężkie chwile, pani Ringstad, zwłaszcza kiedy odkryła pani, że zło

pociągnęło za sobą pewne następstwa. Usiłowałam wczuć się w pani położenie, ale nie

potrafiłam. Moje życie było łatwiejsze. Przez jakiś czas wydawało się, że Emanuel Ringstad

uratuje panią i rodzinę przed upokorzeniem, ale dla pani czas próby się jeszcze nie skończył.

background image

Niezbadane są wyroki boskie, ale i też sens w każdym Bożym zamiarze. Dlatego jestem u

pani.

Może była z Armii Zbawienia albo z Kościoła lub z jakiejś sekty werbującej nowych

wyznawców? Elise zrobiła kwaśną minę.

- Proszę mi wybaczyć, panno Fryksten, ale mam mnóstwo pracy. Muszę przygotować

posiłek i przewinąć synka.

- Olaf Henricksen już to zrobił. Trafiłam na ten moment i przyznam, że był to

wzruszający widok. Miałam łzy w oczach.

Elise straciła cierpliwość.

- Naprawdę nie mam czasu. Proszę przejść do rzeczy.

Ku swemu przerażeniu spostrzegła, że oczy kobiety zwilgotniały.

- Sprawa, z którą przychodzę, jest tak nadzwyczajna, że nie mogłam wyjawić jej bez

dłuższego wstępu. Słyszałam o pani wiele dobrego, ale wiem również, że doznała pani tylu

nieprawości, iż mogło to w pani wzbudzić gorycz i nienawiść. Jestem orędownikiem pokoju.

A więc chodzi o rodzinę Ringstadów. Może pan Ringstad zachorował? Wiedziała, że

ciężko wszystko przeżywał i mógł przypłacić to chorobą.

- Powiedziałam już, że zapomniałam o przeszłości. Nie żywię do nich nienawiści,

choć nie spodziewałam się po nich takiego postępowania. Większość rodziców broni

własnych dzieci, kiedy coś przeskrobią, ale to, co oni zrobili, nie mieści mi się w głowie.

Panna Fryksten straciła wątek.

- A więc domyśla się pani, o kogo chodzi? Elise skinęła głową.

- Tak, ale już ich nie potrzebuję i chcę o wszystkim zapomnieć. Mam pracę, miłego i

uczynnego lokatora. Moja siostra i jej mąż mieszkają ze mną i pokrywają część wydatków.

Mąż mi niepotrzebny, dam sobie radę sama.

Panna Fryksten przeniosła wzrok na Hugo.

- Pani może tak, ale nie dziecko.

Elise rozzłościła się nie na żarty. Cóż ta kobieta miała wspólnego z jej synem?

Dlaczego ośmielała się sądzić, że Hugo nie poradzi sobie bez Emanuela? Hugo miał wielu

opiekunów, Reidara, chłopców, a teraz jeszcze Olafa!

- Nie chodzi o pieniądze - ciągnęła panna Fryksten. - Dziecku potrzebna jest ojcowska

miłość. Rozumiem, że dotykam czułej struny. To nie pani wina, że żyje pani samotnie. Nie

przyszłam też, by panią dręczyć, lecz by pani pomóc. Jestem przekonana, iż Pan miał jakiś

cel, kiedy splątał nasze losy, On bowiem kieruje życiem nas wszystkich. Zapewniam panią,

że z ciężkim sercem podjęłam się tego zadania.

background image

- Zadania? - nie zrozumiała Elise. - Ktoś pani kazał tu przyjść?

Panna Fryksten pokręciła głową z uśmiechem.

- Źle mnie pani zrozumiała. Przyszłam z własnej woli, ale prowadził mnie Bóg.

Elise skrzywiła się.

- Nie bywam często w kościele, panno Fryksten. Ludzie z tej strony rzeki wspierają

Armię Zbawienia. Uważamy, że Kościół jest dla lepiej urodzonych. Choć nie jestem tak silna

w wierze jak pani, też uważam, że w każdym zdarzeniu kryje się jakiś sens. Niepotrzebny mi

jednak orędownik pokoju, bo z nikim nie wojuję. Mój mąż nie wytrzymał życia w dzielnicy

robotniczej, bo przywykł do innych warunków. Teraz pracuje u ojca i tam jest jego miejsce.

Nie rozeszlibyśmy się, gdyby był jednym z nas. Rozwody są dla ludzi bogatych, którzy mają

na adwokata. Ludzi biednych nie stać na rozstania, bo toczą codzienną walkę o byt. A

kłopotom łatwiej stawić czoło we dwójkę.

Panna Fryksten pokiwała głową.

- Nie po to tu przyszłam, pani Ringstad. Moja wizyta nie ma nic wspólnego z pani

mężem ani z pani rodziną.

Elise zdumiała się.

Panna Fryksten uśmiechnęła się z zażenowaniem.

- Przyszłam tutaj ze względu na mojego narzeczonego Ansgara Mathiesena.

background image

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Elise poczuła, jak ogarnia ją fala gorąca, a potem dostała dreszczy. Co za czelność! Ta

kobieta wiedziała, że Ansgar ją zgwałcił, a mimo to ośmielała się nachodzić ją w domu.

Powinna wstydzić się za własnego narzeczonego. A w ogóle to niepojęte, że zaręczyła się z

nim, znając jego ponurą przeszłość.

- Widzę, że jest pani wzburzona. - Panna Fryksten wypowiedziała te słowa

zasmuconym głosem, co jeszcze pogorszyło sprawę. Zaliczała się chyba do tych obłudników,

którzy chcą ratować świat, oddając cały swój majątek. - Prosiłam Boga o pomoc, zanim tu

przyszłam - ciągnęła spokojnie. - I Bóg dał mi siłę. Ansgar nie wie, że tu jestem. Wykazał się

odwagą, opowiadając mi o wszystkim, płakał jak małe dziecko. Gdybym nie czuła się

wezwana, odtrąciłabym go. Kiedy jednak bliżej go poznałam, poczułam do niego sympatię.

Nigdy nie spotkałam grzesznika, który okazałby tak wielką skruchę! Dwa razy targnął się na

własne życie, bo wyrzuty sumienia doprowadzały go do szaleństwa.

Zamilkła i opuściła wzrok, jej dłonie bawiły się splotami pięknego szala, który miała

na szyi.

- Okazał mi bezgraniczną szczerość. Opowiedział, ile razy zakradał się pod ten dom,

by zobaczyć panią i dziecko.

Od chwili kiedy zrozumiał, że nosi pani jego dziecko, nie potrafił myśleć o niczym

innym. - Zaczerwieniła się i uśmiechnęła z zakłopotaniem. - Przyznał mi się, że zakochał się

w pani. Gdybym nie pojawiła się w jego życiu, wciąż byłby zakochany.

Elise poczuła mdłości. Po co te wszystkie szczegóły? Miała ochotę wyrzucić tę

kobietę za drzwi.

- Po co pani przyszła, pani Fryksten? Powiedziałam Ans - garowi, że mu przebaczam.

Pewnie i o tym pani wie, skoro Ansgar zwierza się pani ze wszystkiego. Wiem, że cierpiał, i

nie noszę do niego urazy, pozbyłam się też chęci zemsty. Ucieszyłam się nawet, kiedy

znalazł sobie narzeczoną, i życzę wam pomyślności, tylko proszę zostawić mnie w spokoju.

Nie potrzebuję pojednania, chcę zapomnieć o tym, co się zdarzyło. Im rzadziej będę miała

okazję go oglądać, tym lepiej dla nas obojga.

Panna Fryksten spojrzała na Elise smutnym wzrokiem.

- Właśnie dlatego przyszłam, pani Ringstad, bo podejrzewałam, że taki jest pani

pogląd. Zapomina jednak pani o ważnym szczególe. Ansgar jest ojcem tego dziecka.

Znów spojrzała na Hugo. Chłopiec bawił się spokojnie, jego rude włoski połyskiwały

background image

w świetle lampy.

- Co pani ma na myśli? - zdziwiła się Elise. Panna Fryksten spojrzała jej prosto w

oczy.

- To, że ojciec ma prawo widywać własne dziecko. Ansgar nie uchylał się od

odpowiedzialności. Kupował śpioszki dla niemowlęcia, póki pani mu tego nie zabroniła.

Myśli o was codziennie. Chce być ojcem dla swego synka, pani Ringstad. Zwłaszcza teraz,

kiedy nie mieszka pani z mężem.

Elise nie wierzyła własnym uszom. Ogarnęła ją wściekłość. Nie dość, że ją zhańbił i

naznaczył na całe życie, to jeszcze żąda praw rodzicielskich! Prawo, tego słowa wszak użyła.

Czy gwałciciel i zwyrodnialec miał prawo żądać czegokolwiek?

- Proszę się nie gniewać! - Panna Fryksten była na krawędzi płaczu. - Nigdy by mi nie

wybaczył, gdybym w moim zamiarze czynienia dobra pogorszyła sprawę. Tak bardzo mi go

żal. Kocha swoje dziecko i marzy, by wziąć je w ramiona. Wzruszyłam się, ujrzawszy Hugo,

jest taki podobny do ojca. I jeszcze lepiej zrozumiałam tęsknotę Ansgara. Proszę okazać

miłosierdzie, pani Ringstad! Ma pani trzech wspaniałych chłopców i spodziewa się pani

kolejnego dziecka. Proszę nie odbierać Ansgarowi tej radości.

Elise nie była w stanie wydobyć z siebie słowa. Wstała i podeszła do pieca, by

dorzucić drew do ognia. By stanąć tyłem do panny Fryksten i ukryć uczucia.

Tupet tej kobiety odebrał jej dech. Zapewne nie była cyniczna i złośliwa, a może

nawet nie zdawała sobie sprawy ze swej bezczelności. Wierzyła, że spełnia dobry uczynek,

jest wysłanniczką Boga pomagającą ludziom w potrzebie. W istocie zaś dotknęła ją głęboko,

rozszarpała ranę, która zdążyła się już zasklepić.

Pewnie nie miała własnych dzieci. Ludzie z tamtej strony decydowali się na

potomstwo po ślubie. Nie miała też złych zamiarów, ale całkowicie nie rozumiała uczuć

macierzyńskich. Nie pojmowała, czym jest gwałt, co czuje młoda dziewczyna, której ciało i

życie bezcześci nieokiełznanie mężczyzny.

- Milczy pani - powiedziała panna Fryksten słabym głosem.

Elise wzruszyła ramionami, nie odwracając się. Wciąż nie mogła wydobyć z siebie

słowa.

Czego spodziewała się ta kobieta? Że Ansgar zacznie ją odwiedzać? Że będzie

zabierał Hugo do siebie, by zyskać sobie miłość chłopca? Co za bezczelność! Sąsiedzi nie

wiedzieli nawet, że Hugo nie jest synem Emanuela, jej własna matka poznała prawdę parę ty-

godni temu. Miała czelność twierdzić, że Bóg ją posyła, skoro przyszła ją poniżyć?

Usłyszała, że panna Frykstad podnosi się z krzesła.

background image

- Proszę mi wybaczyć - powiedziała pokornym głosem. - Nie chciałam pani urazić.

Sądziłam, że ucieszy się pani. Rodzice Ansgara chcieliby poznać wnuka. Myślałam, że rada

będzie pani wiedzieć, iż tylu ludzi kocha Hugo i zechce się nim zająć, gdyby pani zabrakło.

Elise pokręciła głową gwałtownie.

- Hugo jest mój. Nikogo nie potrzebuje. Zwłaszcza ojca takiego pokroju.

Panna Fryksten ruszyła powoli do drzwi.

- To były nieładne słowa, pani Ringstad. Ansgar to dobry człowiek, miły i uczciwy.

Gdybym była na pani miejscu, czułabym dumę, że mój syn ma takiego ojca.

Otworzyła drzwi i wyszła.

Elise nie poruszyła się, usiłując uspokoić oddech. Płacz dławił ją w gardle, serce biło

oszalałym rytmem. Jak można być aż tak podłym? Zacisnęła pięści. Wysłanniczka Boga... To

niesłychane!

Jakiś dźwięk kazał się jej odwrócić. W drzwiach do korytarza stał Olaf i patrzył na nią

z niepokojem.

- Coś się stało?

Pokręciła głową i otarła oczy rąbkiem fartucha. Olaf wszedł do kuchni.

- Nie przeszkadzam?

Jeszcze raz pokręciła głową, nie miała serca odsyłać go na zimne poddasze. Nie

chciała też jednak zdradzać swoich uczuć.

- Przyniosę drew i wody.

- Dziękuję.

Wyszedł, a Elise przywołała się do porządku. Zaczęła przygotowywać kaszkę dla

Hugo, wyjęła śledzie i gotowane ziemniaki, które zostały z poprzedniego dnia. Zaraz

wszyscy zjawią się na posiłek.

Olaf wrócił i spojrzał na nią bacznie. Elise nie odezwała się, więc i on milczał. Był

jednak zamyślony, zastanawiał się zapewne, co jest przyczyną jej wzburzenia. Panna

Fryksten wydała mu się okazem dobroduszności i chyba nie potrafił sobie wyobrazić, by

mogła powiedzieć coś, co wytrąciło Elise z równowagi.

- Ćwiczyłeś? - Elise zmusiła się do rozmowy.

- Oczywiście - odrzekł wesoło. - Wiesz, że Hugo jest bardzo muzykalnym dzieckiem?

Siedział cicho i słuchał, jak gram.

- Nie zdążyłam podziękować ci za pomoc. To dobrze, że nie musiałam dzisiaj targać

go ze sobą. W życiu tak nie zmarzłam. Do przędzalni miałam bliżej i tam nie musiałam bez

potrzeby wychodzić na dwór.

background image

- Miejmy nadzieję, że mróz ustąpi przed niedzielą. Wybieracie się do matki, prawda?

- Tak. To daleko, jeśli pogoda się nie zmieni, zostanę z Hugo w domu.

- Zmieni się. Zawsze przychodzi odwilż, kiedy gospodynie pieką na święta. Jak

obchodzicie Boże Narodzenie?

Zmiana tematu przyszła w odpowiednim momencie.

- W zeszłym roku mieliśmy choinkę. Po raz pierwszy w życiu, chłopcy szaleli z

radości. Poza tym szorujemy cały dom, w Wigilię idziemy do kościoła i zjadamy lepszy

posiłek. Rzecz jasna, jeśli są pieniądze.

- A dajecie sobie prezenty? Elise pokręciła głową.

- W zeszłym roku każdy dostał prezent od Emanuela. Nasze sąsiadki, pani Berg i pani

Evertsen, spędziły Wigilię z nami. W przeddzień wybraliśmy się do miasta, by obejrzeć

światła i wystawy w Magazynie Wyrobów Szklanych. Pedera zafascynowała porcelanowa

figurka skrzata ciągnącego wózek wypełniony prezentami. Dotąd uważał, że skrzaty są

złośliwe.

Roześmiała się, a Olaf przyłączył się do niej.

- Znam pewnego chłopa z Kjelsas, który wielokrotnie widywał skrzata. Wystawia mu

miskę kaszy, a następnego dnia miska jest pusta.

- Ktoś inny zjada zawartość.

- Nie mów tak. Skrzaty należy traktować poważnie, bo się mogą rozzłościć. Jakie

prezenty dostali chłopcy od twego męża?

- Peder dostał małą piszczałkę, lecz rzadko na niej grał. Ja się na tym nie znam i nie

mogłam mu pomóc. Z początku sam próbował, ale potem stracił cierpliwość.

- Wciąż ją ma? Pokiwała głową.

- To jego najcenniejszy skarb. Trzyma ją w tekturowym pudełku pod komodą.

- W takim razie poproszę, żeby ją wyjął, i pokażę mu kilka chwytów. Peder ma

zdolności, których nie ceni się w szkole. Uważam, że jest muzykalny i potrafi rysować, tylko

że w ogóle nie znajduje na to czasu. I nie ma papieru do rysowania.

Elise pomyślała ze wstydem, że zużyła wiele arkuszy na swoje pisanie. Postanowiła

podzielić się nimi z Pederem. Zaczęła smażyć ziemniaki.

- A wy jak spędzacie święta?

- W Wigilię odwiedzamy zwykle przyjaciół rodziców, którzy są właścicielami dużego

gospodarstwa. To by było coś dla Pedera i Everta - dodał z ożywieniem. - Krowy w oborze,

konie w stajni i mnóstwo kotów.

Elise przypomniała sobie wizytę u państwa Ringstadów i zachwyt Pedera.

background image

- Twój dziadek jest z wami?

- To on wystawia kaszę skrzatom. Chciałbym spędzić święta z wami - dodał

powodowany nagłym impulsem. - Boże Narodzenie jest dla dzieci. Byłoby miło przeżyć je z

Hugo, Pederem i Evertem. Kristian należy już do innej kategorii, nie jest ani dzieckiem, ani

dorosłym.

- Co o nim sądzisz?

- O Kristianie? Wspaniały chłopak. Dużo wie i jest bystry. Nie sądzę, by miał

skończyć w fabryce. Daleko zajdzie, jeśli nie przerwie nauki.

Elise uśmiechnęła się.

- Zapomniałem ci powiedzieć, że przed południem był tu pewien jegomość. Pytał o

ciebie i patrzył na mnie jak na raroga. Powiedziałem mu, że jestem nowym lokatorem, ale

chyba nie przekonałem go do siebie.

- Przedstawił się?

- Tak, nazywa się Paulsen, imienia nie pamiętam. Zdaje się, że był majstrem w

przędzalni Graaha.

Elise spojrzała na niego zamyślona. Czego chciał Paulsen? Dlaczego nie spytał o

Hildę? To dziwne, że się zjawił, wiedział przecież, że Hilda jest zamężna. Reidar nie

potraktowałby go pobłażliwie, uważał przecież, że majstrowi należy się kara.

Przypomniała sobie tę dziwną rozmowę, którą odbyli na pogrzebie. Czy jego wizyta

miała jakiś związek z tamtym zdarzeniem?

- Pomogę ci nakryć do stołu - zaofiarował się Olaf. - Nie mam już sił ćwiczyć.

- Dziękuję. Pośpiesz się jednak, bo jeśli wybierasz się do teatru o tej samej porze co

wczoraj, to musisz wkrótce wyjść.

Olaf wyjął zegarek z kieszeni.

- Masz rację - stwierdził, uśmiechając się. - Skąd ty zawsze wiesz, która jest godzina,

skoro nie masz zegarka?

- Mam go w sobie. Kiedy pracowałam w fabryce, nie zaspałam ani razu. Budziłam się

punktualnie o piątej.

Za drzwiami rozległy się głosy i po chwili do kuchni wpadli chłopcy i Reidar.

- Chyba odmroziłem sobie uszy - oznajmił Peder, trzymając dłonie po obu stronach

głowy.

- A ja duży palec u stopy - dodał Evert.

- Rzadko zdarza się taki mróz przed świętami - stwierdził Reidar, odwieszając płaszcz

i kapelusz na kołku. - Można by pomyśleć, że mamy luty.

background image

Peder rozebrał się, popędził do Hugona i przycupnął koło niego.

- Cześć, mały - powiedział miękko. - Nie marzniesz dzisiaj?

Elise uśmiechnęła się.

W następnej chwili spoważniała, a jej myśli pobiegły do panny Helenę Fryksten,

narzeczonej Ansgara. I ponownie rozgorzał w niej gniew.

background image

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Mróz ustąpił, tak jak przewidział Olaf.

Hilda i Reidar postanowili odwlec wizytę u matki do kolejnej niedzieli, żeby

oszczędzić jej tłumu gości. Zaofiarowali się zaopiekować Hugo, by Elise nie musiała pchać

wózka. Na dworze panowała plucha i ulice pokrywały zwały topniejącego śniegu.

Elise zabrała chłopców i ruszyli w drogę. Wystarczyła chwila, by zdarte buty całej

czwórki kompletnie przemokły.

- Pobiegajmy, to zapomnimy o mokrych stopach - zaproponował Peder i popędził

przed siebie. Evert i Kristian dołączyli do niego.

Kiedy Elise dotarła do końca Sagveien i skręciła w Maridalsveien, znalazła się w

tłumie ludzi zdążających w tym samym kierunku. Była niedziela i wierni szli do kościoła w

Sagene. Poczuła ukłucie wstydu, poza ślubami i pogrzebami nie bywała w kościele, nie

chodziła też do Świątyni. Nie mogła się spodziewać, że Bóg wysłucha jej modlitw, skoro

sama nie wsłuchiwała się w Jego słowo.

Mijając rodzinny dom Agnes, dostrzegła, że drzwi są otwarte, a matka Agnes uwija

się w środku. Przyśpieszyła kroku, ale w tej samej chwili usłyszała jej głos.

- Elise?

Nie miała wyjścia, zatrzymała się.

- Wybierasz się do kościoła?

- Nie. Idę do Kjelsas odwiedzić matkę.

- W takim razie możemy potowarzyszyć ci do Sagene.

- Chłopcy pobiegli przodem, muszę się śpieszyć. Nie zniosłaby opowieści o Agnes i

Kopenhadze.

- Aż tak się nie śpieszysz - uznała matka Agnes i kolebiąc się, wyszła za furtkę. Mąż

podążał za nią. - Zresztą co będziesz pędzić z takim wielkim brzuchem. Słyszałaś, że Agnes

przeniosła się do Kopenhagi?

- Tak.

- A skąd? - zdziwiła się matka Agnes. - Od Anny?

Elise pokiwała głową. Nie zamierzała opowiadać o liście od Johana.

- Coś jeszcze mówiła? - Kobieta roześmiała się z zakłopotaniem. - Do nas nie pisze.

Wyrzuciliśmy ją z domu. Powiedzieliśmy jej, że ma zachowywać się jak człowiek i nie

przynosić nam wstydu. No i daliśmy jej pieniądze na podróż, by pojechała tam, gdzie jej

background image

miejsce. Nie można latać za innymi, kiedy ma się męża, powiedziałam jej. Jeśli Johan zdo-

będzie sławę, najlepsza szansa twego życia przejdzie ci koło nosa! Tak jej powiedziałam.

A więc potwierdzało się, że Agnes przestawała z innymi mężczyznami. Może

okłamała Johana, może wcale nie był ojcem jej dziecka? Ani on, ani Magnus Hansen, tylko

jeszcze ktoś inny. Z listu wynikało, że Johan jej uwierzył. Nie chciał przyjąć jej do siebie, ale

nie potrafił odmówić kobiecie spodziewającej się jego potomka.

Gotowała się z wściekłości. Jeśli Agnes kłamała, Johan nigdy nie pozna prawdy.

Tylko nieliczne dzieci przypominały ojca tak bardzo jak Hugo. Nie przyznając się do zdrady,

Agnes mogła spędzić resztę życia jako żona Johana, grzać się w blasku jego przyszłej sławy,

wydawać jego pieniądze i zagrodzić mu drogę to prawdziwej miłości...

Przejaśniło się, zza chmur wyjrzało słońce i rozbłysło iskierkami w leżących

gdzieniegdzie płatach śniegu. Zapowiadał się piękny dzień, ale serce Elise spowijał smutek.

Matka Agnes trajkotała jak najęta, wychwalając Johana pod niebiosa. Może

zapomniała, że Elise była z nim kiedyś zaręczona, a może robiła to celowo, by uprzytomnić

jej, jak wiele straciła. W jej relacji zdolności Johana urastały do gigantycznych rozmiarów,

jego i Agnes czekała świetlana przyszłość i wielkie bogactwo. Jeśli kiedykolwiek zdecydują

się wrócić do Kristianii, zamieszkają w pięknym domu przy Oscarsgate i będą obracać się w

towarzystwie artystów i samych znakomitości. Ich dzieci pójdą do szkoły katedralnej, a

później na uniwersytet. Kto wie, może zostaną prawnikami lub lekarza^ mi. Albo pójdą w

ślady ojca. Dziewczynki wyjdą dobrze za mąż i zamieszkają w pięknych willach po

zachodniej stronie miasta.

Elise zbierało się na mdłości. Matka Agnes zakładała, że córka urodzi Johanowi dużo

dzieci, skąd jednak brała pewność, że okaże mu się wierna? Dotąd skakała z kwiatka na

kwiatek.

Poczuła ulgę, kiedy zbliżyli się do kościoła. Matka Agnes nie spytała ani słowem, co

u niej słychać, bez przerwy rozprawiała o swoich sprawach. To było nawet dziwne, że nie

próbowała zaspokoić ciekawości. Może zresztą znała wszystkie plotki.

Źle się jej maszerowało, ciało miała ciężkie, nogi ciężkie i ciężkie myśli. Chłopcy

gdzieś zniknęli. Peder znał drogę i opisał ją siostrze ze szczegółami. Kiedy wybierał się do

matki z pierwszą wizytą, Olaf narysował mu mapkę.

Doszła do Nydalen, skręciła w ulicę Brugsvei i ujrzała rozległe zabudowania fabryki

gwoździ. Była niedziela i wokół panowała cisza, ale w dni powszednie ta przemysłowa

dzielnica rozbrzmiewała ogłuszającym hukiem maszyn. Kierując się instrukcjami Olafa,

doszła do starej farbiarni i ujrzała wodospad Nygardsfossen, jeden z największych na rzece

background image

Aker. Był naprawdę ogromny, opadał kaskadą spienionej wody. Skręciła w prawo, okrążając

narożnik farbiarni, i ruszyła wąską drogą okoloną granitowym murem. Poczuła chłodny

powiew od rzeki.

Niedługo potem ujrzała ogromny komin Nydalen Compagnie. „W kotłowni pali się

węglem, to symbol dobrobytu”, wyjaśnił Olaf dumnym głosem.

Z ciekawością przyjrzała się budynkowi, w którym pracowali postrzygacze owiec.

Szwedzka dziewczyna ze sklepu nabiałowego na Grunerlokka opowiadała jej kiedyś o ich

znoju.

Minęła Nydalen Compagnie i zobaczyła gręplarnię, w której kiedyś pracowała Hilda.

Znalazła się już w znacznej odległości od domu i teraz dopiero zrozumiała, dlaczego dawniej

siostra tak bardzo narzekała na zmęczenie.

Szła dalej wzdłuż rzeki. Na szczycie wzgórza stał dwór Brekke, będący własnością

rodziny Lovenskioldów, jak wyjaśnił Olaf. Wcześniej służył jako pałacyk myśliwski i należał

do Pedera Ankera. Ludzie z dworu byli jedynymi z całej wsi, którzy przeżyli „czarną

śmierć”, wielką epidemię dżumy. Tego też dowiedziała się od Olafa.

Zostawiła za sobą miasto i dzielnicę przemysłową i znalazła się na wsi. Wokół

ciągnęły się duże połacie ziemi i stały budynki gospodarcze, śnieg był bielszy, a rzeka nie

cuchnęła. Słyszała kiedyś, że rzeka Aker nazywała się niegdyś Frysja, co znaczy „tryskająca

woda” albo „mróz”, tego nie była do końca pewna. To pierwsze znaczenie wydawało się

bliższe prawdzie, na rzece między ujściem z jeziora Ma - ridalsvannet a fiordem znajdowało

się dwadzieścia wodospadów. Odcinek liczył osiem kilometrów, tak nauczono ją w szkole.

Trudno było sobie wyobrazić, jak wyglądała okolica, zanim pobudowano te wszystkie

fabryki. Wtedy ludzie pili wodę z rzeki, teraz zamieniła się w ściek. Żeby zażyć kąpieli lub

łowić ryby, trzeba było udać się w jej górny bieg.

Matka zawsze miała problemy z płucami, więc jej chęć, by zamieszkać na wsi, była

zrozumiała. Asbjerna czekała uciążliwa droga do biura, ale wyraźnie był gotów poświęcić się

dla Jensine. Elise uśmiechnęła się mimo woli, to niezwykłe, że ludzie w ich wieku mogli

kochać się tak nieprzytomnie. Zazdrościła im, tak zawsze w marzeniach wyobrażała sobie

swój związek z Johanem.

Przypomniała sobie słowa matki Agnes i znów zapłonęła gniewem. Jeśli Agnes

oszukała Johana, by skorzystać z jego przyszłej sławy i pieniędzy, to popełniła podłość, dla

której trudno znaleźć właściwe określenie. Dość już jednak, przed wizytą u matki powinna

oczyścić umysł z niedobrych myśli.

Minęła śliczny czerwony domek i znalazła się prawie u celu. Chłopcy zapewne dotarli

background image

już na miejsce. Peder zwykle trzymał się jej boku, ale tym razem zapewniła go, że samotny

spacer dobrze jej zrobi.

Tuż obok przejechał powóz wiozący gości hotelowych, stacja kolejowa leżała po jej

lewej ręce. Gdyby miała pieniądze, mogłaby po prostu wsiąść w pociąg do Grefsen i

dojechać do Kjelsas, oszczędzając czas i siły.

Wreszcie zobaczyła ten dom. Willa „Almsdorf” wyglądała dokładnie tak, jak opisał ją

Olaf: duży, pomalowany na biało i bogato zdobiony budynek w stylu szwajcarskim. Leżał na

wzgórzu na tle olszynowego lasu poprzetykanego olbrzymimi świerkami.

Dom był bardzo wytworny, aż dziw, że matka miała w nim zamieszkać. Musi napisać

o tym do wujków w Ameryce, by wreszcie pojęli, że siostra nie przynosi im wstydu. Mogła

poprosić Pedera o narysowanie domu i dołączyć rysunek do listu. Uśmiechnęła się na tę

myśl.

Ostrożnie zastukała kołatką, nie mając pewności, czy stoi przed właściwymi

drzwiami. Minęła dłuższa chwila, zanim otworzyła jej jakaś starsza kobieta.

Elise dygnęła.

- Nazywam się Elise Ringstad. Czy trafiłam do willi „Almsdorf”?

Kobieta skinęła głową.

- Moja matka właśnie się wprowadziła. Przyszłam do niej z wizytą.

- Chodzi o państwa Hvalstadów? Elise przytaknęła.

- W takim razie proszę skorzystać z wejścia po drugiej stronie. Skrzydło dla

sublokatorów. - Wskazała kierunek ręką.

Elise podziękowała i okrążyła budynek. Z tyłu znajdowało się podwórze i niewielka

obora. Wokół rozlegało się gdakanie kur.

Tym razem drzwi otworzyły się natychmiast i w progu stanął podekscytowany Peder.

- Wejdź, Elise! Mama ugotowała gulasz z kawałkami prawdziwego mięsa! - Złapał ją

za ramię i wciągnął do środka.

Znaleźli się w niewielkim korytarzyku, z którego prowadziły schody na pierwsze

piętro. Ściany pomalowane były na niebiesko. Na miedzianych kołkach wisiały na

wieszakach płaszcze matki i pana Hvalstada, a ich kapelusze leżały na półce.

Do kuchni prowadziły oszklone drzwi osłonięte firanką.

Peder wprowadził siostrę do środka. Kuchnia była duża i wyposażona w liczne szafki

i półeczki. Ściany pomalowano na ten sam kolor co korytarz, a okno wychodziło na

podwórze. Na stole przykrytym białym obrusem stała zastawa. Zanim Peder pociągnął ją

dalej, zdążyła policzyć nakrycia, było ich siedem.

background image

Przeszli do niewielkiego pokoju. W krótszej ścianie znajdowała się wnęka

odgrodzona zasłoną, za którą Elise dostrzegła duże małżeńskie łóżko. Obok wnęki stał

szezlong, a na środku pokoju duży stół z krzesłami. Przeciwległą ścianę zdobił piękny bufet z

przeszklonymi drzwiczkami. Dwa okna na dłuższej ścianie wychodziły na las.

Elise rozejrzała się wokół. Pokój był przytulny i ładnie umeblowany, ale znacznie

mniejszy, niż się spodziewała. Jeśli zobaczyła już całe mieszkanie, to nie było ono większe

niż to przy Wzgórzu Świętego Jana.

- Gdzie są wszyscy? - spytała Pedera.

- Ładnie, prawda, Elise? - Pęczniał z dumy, jakby sam tutaj mieszkał. - Spójrz, szybki

w drzwiach i piękne talerze. Mama mówi, że z porcelany.

- Ale gdzie jest reszta? - powtórzyła.

- Na górze, oglądają domek dla lalek Anne Sofie. Chodź! - znów pociągnął ją za

ramię.

Wyszli z powrotem na korytarz i wspięli się po schodach na piętro. Dopiero teraz

Elise usłyszała głosy i śmiechy, na dół nie dochodziły żadne dźwięki.

Znalazła się w dużym pokoju, w którym nie było żadnych mebli poza łóżeczkiem

dziecięcym umieszczonym pod ścianą. Na samym środku stał przepiękny domek dla lalek,

prawdziwy miniaturowy dworek. Anne Sofie i Evert kucali przed nim, a Asbjorn i Kristian

przypatrywali się z boku.

- Spójrz, Elise! - Evert był równie podekscytowany jak Peder. - Stół i krzesła, lampa

naftowa i kołyska z dzieckiem. A w kuchni jest piec i chodnik na podłodze. Na stole leżą

noże i widelce i stoją szklanki i talerze, zupełnie jak w prawdziwych zamożnych domach.

Peder uklęknął i zajrzał do środka.

- Wygląda jak zamek królewski, który się umniejszył i wylądował w pokoju Anne

Sofie!

Matka i Asbjorn roześmiali się.

Elise podeszła bliżej, uścisnęła matkę i grzecznie przywitała się z Asbjornem.

- Ładnie się urządziliście. Sądzę, że życie na wsi będzie ci służyć, mamo.

- Już mi służy - uśmiechnęła się matka. - Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam tę

okolicę, poczułam się jak w domu. W Ulefoss było inaczej, jako dziecko mieszkałam w

niskim czerwonym domku, a jednak mam wrażenie, jakbym wracała na stare śmieci. Kuchnia

i pokój wyglądają niemal tak samo. A najważniejsze jest to, czego tu nie ma: syren

fabrycznych wyjących rankiem o szóstej, ciemnych klatek schodowych, łoskotu zamykanych

drzwi, rozmów za ścianą i rozkrzyczanych dzieci. Tu jest cicho i spokojnie, słychać jedynie

background image

szum lasu i muczenie krów. Te dźwięki i te zapachy kochałam jako dziecko. Elise zdziwiła

się.

- Sądziłam, że najbardziej lubiłaś wodę, przecież mieszkaliście nad jeziorem.

Matka pokręciła głową.

- Nie, najbardziej lubiłam las. Pewnie zmęczyłaś się tym długim spacerem - dodała

szybko. - Zejdźmy do kuchni, obiad już prawie gotowy, wystarczy podgrzać gulasz.

Ruszyła ku schodom, a Asbjorn, Elise i Kristian podążyli za nią.

Peder i Evert nie mogli oderwać wzroku od domku dla lalek. .

- Co by powiedział Pingelen, gdyby dowiedział się, że bawisz się lalkami, Peder?! -

krzyknął na odchodnym Kristian.

Peder i Evert natychmiast dołączyli do pozostałych.

Elise z matką zajęły się przygotowaniem posiłku. Asbjorn wyjął atlas i pokazał

chłopcom, gdzie leży stan Waszyngton i miasto Spokane.

- Jak Pederowi idzie czytanie? - spytała matka z zatroskaniem.

- Robi postępy. Przedtem machał nogami, ziewał i wiercił się jak piskorz. Teraz

potrafi się na chwilę skupić i nie okazuje już takiej niechęci.

- To dobrze. Kiedy jest u mnie, poświęcam mu cały czas. Przekonałam Asbjorna, by

zajmował się Anne Sofie podczas wizyt Pedera.

- To bardzo rozsądne z twojej strony. Zauważyłaś, że ma weselsze oczy?

Matka pokiwała głową.

- Tak. Nie wątpię już, że miałaś rację, Elise, i wstyd mi, iż byłam taka samolubna. Nie

potrafię teraz zrozumieć, że mogłam tak zaniedbać własne dzieci. Choroba bardzo mnie

osłabiła, ale to żadne wytłumaczenie.

- Wszystko dobre, co się dobrze kończy. Zapomnijmy o przeszłości. Peder cieszy się,

że będzie miał braciszka lub siostrzyczkę - roześmiała się. - To chyba ważniejsze niż bycie

wujkiem, choć Peder jest przemiły dla Hugo. Jak tylko wraca ze szkoły, siada na podłodze i

bawi się z nim. Kristian zresztą też. Hugo uwielbia ich obu i śledzi każdy ich ruch. Kiedy

znikają za drzwiami, natychmiast zaczyna płakać. Matka uśmiechnęła się.

- Peder różni się od rówieśników. Ucieszę się, jeśli skończy szkołę powszechną, choć

nie liczę na dobre oceny, a o dalszej nauce mowy być nie może. Ty też nie poszłaś dalej,

chociaż byłaś najlepszą uczennicą w klasie.

Elise zrobiło się przykro. To nie była jej wina. Gdyby dano jej szansę, uczyłaby się

dniami i nocami, by zdobyć lepsze wykształcenie. Jeśli ojciec nie przepijałby wszystkich

pieniędzy, jej życie potoczyłoby się inaczej.

background image

Matka czytała w jej myślach.

- Mało kto dalej się kształci. Dzieci robotników zostają robotnikami. Nie znam

nikogo, kto wzrastał nad rzeką Aker i wybił się ponad przeciętność. Sami pracownicy

fabryczni, sprzątaczki i ekspedientki. Ale żadna praca nie hańbi.

Elise milczała.

- Miałaś inne marzenia? - zerknęła na nią matka nieco zdziwiona.

- Wszyscy mają marzenia.

- Nie sądzę. Uważam, że większość z nas godzi się z losem. Nie można zajść daleko,

ukończywszy szkołę powszechną. Kogo stać na kształcenie dzieci, skoro wszyscy ledwie

wiążą koniec z końcem?

- Johan dał sobie radę. Matka skrzywiła się.

- Nie stałoby się tak, gdyby ktoś nie udzielił mu pomocy w Akershus.

- Szczęście w nieszczęściu?

- Nie nazywałabym tego nieszczęściem. Johan popełnił przestępstwo. A miał

szczęście, bo dano mu szansę poprawy. Nie wiem, czy na nią zasłużył.

- Nie zgadzam się z tobą. Johan nie jest przestępcą. Postąpił jak postąpił z lęku o

Annę. Ludzie wymierzyli mu karę, ale Bóg patrzy na niego łaskawie.

Matka zacisnęła usta, w tym względzie zawsze miała inne zdanie niż córka.

- Niech ci będzie - machnęła ręką. - Wiem, że wyjechał do Kopenhagi, i sądzę, że już

nie wróci.

- Pewien profesor zachwycił się jego pracami i ułatwił wyjazd. Twierdzi, że Johana

czeka wielka kariera.

- Wciąż o nim myślisz? - spytała podejrzliwie matka. Elise mieszała w garnku,

unikając jej wzroku.

- Dlaczego miałabym o nim myśleć? Przecież jest mężem Agnes.

- Zanim się wyprowadziłam, rozmawiałam z panią Evertsen.

- Więc znasz plotki - uśmiechnęła się kwaśno Elise - ale zapewniam cię, że to tylko

plotki. Agnes spodziewa się dziecka Johana i oboje mieszkają w Kopenhadze.

- To dobrze. - Matka odetchnęła z ulgą. Elise milczała.

- Moja droga, przestań zaprzątać sobie nim głowę. Przecież ten człowiek siedział w

więzieniu. Kiedy wyszłaś za Emanuela, odcięłaś się od przeszłości. Nie jestem ślepa, widzia-

łam, że się kochaliście. Gdybyś mnie posłuchała i spróbowała się stamtąd wyrwać, Emanuel

nie odszedłby od ciebie. Jestem jednak przekonana, że wróci. Mężczyźni uciekają, bo mają

dość wrzasków niemowlęcia i prania pieluch, ale prędzej czy później wracają z podkulonym

background image

ogonem. Pamiętasz Thoresena, ojca Johana? Tak właśnie postąpił. Kiedy Anna zachorowała,

a pani Thoresen zrobiła się gderliwa, po prostu wypłynął w morze.

- Mówisz o innych ludziach. Bogaci się rozwodzą. Emanuel ożeni się z Signe, kiedy

rozwód stanie się faktem. Według prawa kobieta musi czekać dziesięć miesięcy, ale

mężczyźni mają większe przywileje.

Matka niosła właśnie karafkę soku jabłkowego na stół. Stanęła jak wryta.

- Rozwodzicie się? - spytała wstrząśnięta.

- Przecież wspominałam ci o tym.

- A ja nie mogłam w to uwierzyć.

- Nie znasz wszystkich szczegółów, mamo. Nie chciałam cię zadręczać, miałaś dość

własnych kłopotów. Signe urodziła syna, który odziedziczy Ringstad. Nie wiem, jak to

załatwią, ale za pieniądze można zdobyć wszystko. Gdyby Emanuel był ojcem Hugo, rzecz

przedstawiałaby się inaczej.

- Przecież wkrótce urodzisz mu dziecko.

- Tak. To bardzo rozsierdziło panią Ringstad. Teraz twierdzi, że zdradziłam Emanuela

i że to nie on jest ojcem.

- Co za bzdura! - Matka zaczerwieniła się z irytacji. - Co jej odpowiedziałaś?

- Na szczęście nie musiałam z nią rozmawiać. Przestali dla mnie istnieć, nie chcę mieć

z nimi nic wspólnego.

- Ale Emanuel musi zapewnić byt tobie i dziecku.

- Emanuel zdaje sobie z tego sprawę, ale nie ma pieniędzy. Jego matka zrobi

wszystko, by odwieść go od tego zamiaru.

- Więc co poczniesz?

- Mówiłam ci już, że pracuję w sklepie u pani Borresen przy Telthusbakken.

- Z takiej pensji nie utrzymasz rodziny.

- Mam jeszcze dodatkowy dochód, ale wolę trzymać to w tajemnicy.

- Szyjesz.

- Też.

- Jest coś jeszcze? - zdumiała się matka.

- A nikomu się nie zdradzisz? - uśmiechnęła się Elise z dumą. - To znaczy w rodzinie

to żaden sekret, chłopcy, Hilda i Reidar wiedzą o wszystkim. Anna i Torkild także. Zaczęłam

pisać.

- Pisać? - Matka nie zrozumiała, co Elise ma na myśli. - Co to znaczy?

- Piszę opowiadania. Jedno przyjęto do „Verdens Gang”, drugie do „Nylasnde”, a

background image

trzecie do czasopisma „Urd” wydawanego przez siostry Annę i Cecilie Boe.

Matka nie wydawała się ani dumna, ani zadowolona.

- Ale nie robisz niczego, co by mogło przynieść nam wstyd? Te pisma kobiece są nic

niewarte, tak przynajmniej słyszałam. Zachęcają kobiety, by zrywały związki, a co wtedy

stanie się z rodziną? Mają za nic obowiązki domowe i chcą skłonić kobiety do dyskusji

politycznych! Ponoć też drukują obrazki kobiet w strojach kąpielowych i sukniach, które

więcej odkrywają, niż zasłaniają. Słyszałam też, ku mojemu zgorszeniu, że jedno z tych, jak

to nazywasz, opowiadań opisywało dziewczynę, która zdradziła własnego męża.

- Sądziłam, że popierasz żądanie praw wyborczych dla kobiet? - zdziwiła się Elise.

Matka wzruszyła ramionami.

- Kobieta jest przede wszystkim matką, gospodynią i żoną. Jeśli chce mieszać się do

spraw mężczyzn, nie powinna wychodzić za mąż. Zarabiasz choć na tym swoim pisaniu?

Elise usłyszała lekki ton pogardy w głosie matki. Kiedyś wyraziła się podobnym

tonem o Hugo.

- Tak, w porównaniu z pracą w fabryce to dobrze płatne zajęcie. Tyle że nie

przyjmują wszystkich tekstów.

- W takim razie powinnaś poszukać czegoś innego. Zobaczysz, że znajdziesz się w

ogniu krytyki. Pisarze i ludzie występujący na scenie nie cieszą się wielkim poważaniem.

Wspomnisz moje słowa.

- Na razie mam pracę w sklepie u pani Borresen - urwała rozmowę Elise. Ta wymiana

zdań nie miała sensu. Matka nie jest w stanie jej zrozumieć.

Jedli obiad w miłej atmosferze. Chłopcy byli wściekle głodni i zgodnie stwierdzili, że

tak dobrego jedzenia nie posmakowali od ślubu Hildy. Matka przygotowała duże porcje i

wszyscy najedli się do syta.

Niewiele rozmawiali podczas posiłku. Asbjorn nie lubił, by dzieci odzywały się

nieproszone, będąc w towarzystwie dorosłych. Zajęci jedzeniem chłopcy nawet o tym nie

pomyśleli.

Po obiedzie matka i Asbjorn zwykle ucinali sobie drzemkę.

Elise szykowała się do drogi powrotnej. Zmrok zapadał wcześnie, a nie chciała

ryzykować marszu w ciemności przez zlodowaciałe wertepy i zamarznięte kałuże.

- Moglibyście wrócić pociągiem - zaproponowała z ociąganiem matka, zerkając na

Asbjorna w nadziei, że zafunduje im bilety.

- Nie opłaca się - zaprotestował Asbjorn. - Chłopcy zbiegną w trzy kwadranse, a Elise

nigdzie się śpieszy.

background image

- Łatwiej schodzić niż drapać się na wzgórze - uspokajała matkę Elise. - Najadłam się

i mam mnóstwo siły.

Chłopcy włożyli czapki i buty, podziękowali grzecznie i popędzili przed siebie.

Sznurując trzewiki, Elise uświadomiła sobie, że nie wspomniała matce o Olafie

Henricksenie.

- Peder opowiedział wam o naszym nowym lokatorze? Matka skinęła głową.

- Tak, powiedział, że Petrike i Hjalmar Olsen znaleźli sobie mieszkanie po drugiej

stronie rzeki. Chyba za nimi nie tęsknicie, byli bardzo natrętni.

- A napomknął, że ten młodzieniec gra na skrzypcach w Teatrze Narodowym?

- Tak, powiedział, że jest grajkiem. Takim samym jak wodnik - wtrącił się z

uśmiechem Asbjorn. - Ponoć jednej nocy usiadł pod wodospadem. Peder podkradł się do

okna i zobaczył to na własne oczy. Twierdzi nawet, że wie, co grał. Wiosnę Griega.

Wszyscy roześmiali się.

Matka ujęła Asbjorna pod ramię.

- Ponoć jest bardzo miły.

- O tak, bardzo. Jednego dnia został z Hugo, żebym nie musiała wychodzić z nim na

mróz.

- To doprawdy niezwykłe - zdziwił się Asbjorn. - Jak on się nazywa i skąd pochodzi?

- Olaf Wolfgang Henricksen z Grefsen. Jego dziadek mieszka niedaleko was.

Skończyła wiązać buty i wyprostowała się. Od razu zauważyła, że matka i Asbjorn

patrzą po sobie z zaskoczeniem.

- Olaf Wolfgang Henricksen? - powtórzył Asbjorn.

- Tak. Znasz go? Asbjorn pokręcił głową.

- To nie może być on - mruknął pod nosem. Na twarzy matki malował się niepokój.

- Ma takie rzadkie imię. Nie znam nikogo innego, kto by nosił imię po Mozarcie.

Asbjorn jeszcze raz pokręcił głową.

- To nie może być on - powtórzył. - Niepotrzebnie mącimy ci w głowie, Elise.

Przypuszczalnie mylą się nam nazwiska.

Elise uściskała matkę i podziękowała obojgu za wyśmienity poczęstunek. Potem

ruszyła w zimowy półmrok.

Dlaczego zareagowali tak dziwnie na dźwięk jego imienia?

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

Droga w dół okazała się łatwiejsza.

Zmrok zapadał szybko. Elise przyśpieszyła, ale uważnie stawiała kroki, by się nie

poślizgnąć. Nosiła teraz w sobie nowe życie i nie mogła ryzykować. Od czasu do czasu

słyszała dziecięce głosy w pobliżu. Może to jej chłopcy znaleźli nową ścieżkę nad brzegiem

rzeki?

Cały czas miała przed oczyma przestraszone twarze matki i Asbjorna i pamiętała ich

reakcję na dźwięk nazwiska jej nowego lokatora. Dlaczego nie chcieli podzielić się z nią

swoimi przypuszczeniami?

Prawdę mówiąc, matka zbyt łatwo wyrabiała sobie zdanie o ludziach. Wygłosiła

zadziwiający pogląd na temat kobiet piszących do gazet. Elise miała jednak wrażenie, że w

tym wypadku chodziło o coś innego. I że powinna o tym wiedzieć.

Źle zrobili, zbywając ją! Teraz dręczyła ją ciekawość i lekki niepokój. Jeśli Olaf lub

jego rodzina mieli coś na sumieniu, pierwsza powinna się o tym dowiedzieć. Przecież

przyznała się przed nimi, że zostawiała Hugo pod jego opieką.

Bezskutecznie usiłowała otrząsnąć się ze złych myśli. W końcu postanowiła

przekazać przez Pedera liścik do matki, w którym zamierzała prosić o wyjaśnienie. Ten

pomysł dodał jej otuchy. Poza tym matka zaprosiła ich na Wigilię. Chłopcy byli zachwyceni,

ale Elise wątpiła, że Reidar i Hilda odniosą się z równym entuzjazmem do tej propozycji.

Zresztą może już zostali zaproszeni przez rodziców Reidara. Sama najchętniej zostałaby w

domku majstra, choć święta nie byłyby z pewnością takie same jak rok temu, bo w pokoju

zrobiło się tłoczniej i wszędzie stały łóżka i leżały materace. Zamierzała przynajmniej kupić

każdemu jakiś drobny upominek, żeby chłopcy nie odczuli braku Emanuela. Zamiar był dość

lekkomyślny, pieniędzy w kopercie ubywało z każdym dniem. Matka miała rację: z pracy w

sklepie nie utrzyma rodziny. Reidar i Hilda oszczędzali na własny kąt i pilnowali wydatków.

A póki co Olafowi nie mogła zaufać.

Była na Maridalsveien, kiedy usłyszała za sobą stukot kopyt. Zeszła na bok, a kiedy

dorożka przetaczała się koło niej, rzuciła na nią okiem. Dostrzegła mężczyznę w cylindrze i

natychmiast go rozpoznała. Majster Paulsen.

On też ją poznał mimo panującego półmroku i krzyknął na woźnicę, by zatrzymał

konia.

- To pani, pani Ringstad?

background image

- Tak. Dobry wieczór, panie Paulsen.

- Podwieźć panią? Zapada zmrok.

Nie oparła się pokusie. Plecy ją bolały, buty przemokły i ciemność napawała ją

strachem. Gdyby nie rozmowa na cmentarzu, pewnie by odmówiła, ale Paulsen pokazał

wtedy ludzkie oblicze.

- Bardzo dziękuję.

Uchylił drzwiczki i pomógł jej wsiąść.

- Jak mogła pani wyjść na taką pluchę, skoro niedługo spodziewa się pani dziecka,

pani Ringstad? I to o tej porze.

Przemawiał do niej jak do nieposłusznej dziewczynki. Elise miała ochotę się

roześmiać. Skoro jednak zdecydował się ją podwieźć, niech gada, co chce.

- Byłam w Kjelsas z wizytą u matki. Sądziłam, że zdążę wrócić przed zmrokiem.

Woźnica podciął konia i dorożka ruszyła.

- A więc pani matka wyprowadziła się do Kjelsas? Na wieś?

- Nigdy się dobrze nie czuła w mieście ani nad rzeką. Pochodzi z Ulefoss w Telemark

i tęskni za rodzinnymi stronami. Zwłaszcza za świeżym powietrzem. Po przebytej chorobie

nie toleruje dymów fabrycznych i wilgoci.

- Na Wzgórzu Świętego Jana nie ma wilgoci.

- Pewnie ma pan rację, ale mama i tak woli wieś. Najlepiej czuje się wśród pól i

wiejskich zagród. I lubi las.

- To ciekawe. - Paulsen zamyślił się. - Ja nie zamieniłbym wzgórza Aker na nic

innego. A pani? Podoba się pani życie nad rzeką?

- Tak. Będąc dzieckiem, marzyłam, by zamieszkać w domku majstra przy Beierbrua

lub w wielkim dworze takim jak łaźnia w Sagene.

Paulsen roześmiał się.

- To dość duża różnica. A co najbardziej spodobało się pani w tym małym czerwonym

domku koło mostu?

- Kamienny stopień, na którym można wygrzewać się w popołudniowym słońcu,

czereśnia, krzaki bzu. I trawa, po której chodzę latem.

- To skromny domek.

- Nie dla kogoś, kto zwykł mieszkać w jednym pokoju w czynszowej kamienicy.

Paulsen pokiwał głową.

- A pani siostra, Hilda? Też dobrze się tam czuje?

- Nie tak jak ja. Uważam, że powinna się wyprowadzić, jeśli nadarzy się taka

background image

sposobność. Nie wytrzymała trudów pracy w gręplarni i podupadła na zdrowiu. Teraz

zajmuje się sprzątaniem. Razem z mężem odkładają pieniądze na własne mieszkanie.

- Hm. - Paulsen znów się zamyślił. Elise zebrała się na odwagę.

- Dwa porody jeden po drugim nadszarpnęły jej siły. To jeszcze bardzo młoda

dziewczyna.

Zauważyła, że wzdrygnął się na dźwięk tych słów.

- Reidar bardzo jej pomaga, ale nie potrafi wczuć się w duszę dziewczyny z

robotniczej rodziny. W jego domu buty czyściła pokojówka, więc Reidar z przyzwyczajenia

wystawia je za próg pokoju.

Paulsen wciąż się nie odzywał. Kiedy w końcu zabrał głos, zaskoczył Elise nagłą

zmianą tematu.

- A jak się miewa pani synek, pani Ringstad? Jest szczęśliwym dzieckiem?

- Myślę, że ma to, co małe dziecko mieć powinno - odpowiedziała szczerze. - Trochę

go rozpieszczamy. Wprawdzie czasami marznie, a jego jedzenie mogłoby być bardziej po-

żywne, ale przynajmniej otaczają go ludzie, którzy darzą go miłością. Chłopcy go ubóstwiają.

Peder bawi się z nim, kiedy wraca ze szkoły, a Kristian nosi go nieustannie. Hugo uśmiecha

się wtedy od ucha do ucha.

- Co też pani powie.

Elise zdziwiła się niepomiernie. Nie spodziewała się, że majster interesuje się losem

jej synka. Może naprawdę lubi dzieci? Może żałował, że nie zatrzymał Braciszka? Przecież to

jego syn. A właściwie dobrze mu tak. Skoro cynicznie skłonił Hildę, by oddała własne

dziecko, to zasłużył sobie na samotność.

- Zdaje mi się, że kocha pani swoją siostrę. I znów ta nieoczekiwana zmiana tematu!

- Kocham całe moje rodzeństwo. Everta też, tego chłopca, którego przyjęliśmy do

siebie po śmierci pani Berg.

- Podziwiam pani matkę. To musi być niezwykła kobieta, skoro wychowała swoje

dzieci na porządnych ludzi mimo kłopotów z własnym mężem. Proszę mi wybaczyć, ale

wiem, że życie was doświadczyło. Byłem z pani siostrą na... hm... zażyłej stopie. Opowiadała

mi o strachu, który przeżywaliście, kiedy ojciec wracał do domu pijany. Wiem, że was bił,

przeklinał na cały dom i sprowadzał podejrzane typy do mieszkania. I to wtedy, kiedy pani

matka leżała złożona śmiertelną chorobą.

Elise nic nie odpowiedziała. Taka była prawda, ale nie chciała jej słyszeć z ust obcego

człowieka. Zwłaszcza z ust majstra Paulsena.

- Myślę, że dostaliście po niej w spadku same pozytywne cechy.

background image

Teraz dopiero zrozumiała, dokąd zmierzał. Myślał o Braciszku, swoim synu.

Zastanawiał się, czy w jego żyłach płynie dobra krew.

- Tak, ja też tak myślę - odrzekła. - Przyszedł niedawno list od jednego z naszych

wujków z Ameryki. Wyemigrowali dwadzieścia lat temu i mieszkają teraz w Spokane w

stanie Waszyngton. - Reidar nauczył ją prawidłowej wymowy nazwy tego miasta. - Solidnie

pracowali - dodała - i dobrze im się wiedzie. Mają dom i pieniądze.

Chwaliła się jak Hilda, ale dlaczego Paulsen miał sobie myśleć, że jego wkład w

przyszłe życie Braciszka więcej znaczy niż wkład rodziny jego matki? Majster odziedziczył

tytuł i majątek i z czego tu być dumnym? Ważniejsze jest to, co siedzi w człowieku,

zdolności i chęć działania.

- Doprawdy? Miło mi to słyszeć. Waszą rodzinę cechuje odwaga i silna wola, a to

rzadkie cechy.

Kiedy zbliżyli się do przędzalni Hjula, dorożka zatrzymała się.

- Mam do pani prośbę, pani Ringstad. Czy mogłaby pani odwiedzić mnie kiedyś?

Bardzo chciałbym z panią porozmawiać o pewnej sprawie, ale wolałbym zrobić to u siebie.

Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale u pani w domu zawsze ktoś jest w pobliżu.

Elise nie spodobał się ten pomysł.

- Nie może pan teraz powiedzieć, o co chodzi, panie Paulsen?

- Niestety nie. To wymaga czasu, a właśnie wybieram się na proszony obiad. Może w

najbliższą środę po pracy?

- Musiałabym zapewnić opiekę Hugo.

- Pani siostra nie może się nim zająć?

- Zapytam ją, ale nie wiem, jak zareaguje na wiadomość, że wybieram się do pana.

Chyba domyśla się pan, dlaczego pana unika. Ma głębokie przekonanie, że zmuszono ją do

czegoś wbrew jej woli. Oddała pierwsze dziecko, ale myśl o oddaniu drugiego ją przerosła.

Po śmierci Jensine była niepocieszona. Hilda jest młoda i popełniła błędy, ale kochała oboje

prawdziwą miłością.

- Rozumiem - powiedział grubym głosem.

- Doprawdy, panie Paulsen?

- Rozumiem też pani sceptycyzm, pani Ringstad. Przyznaję, że zachowałem się

bezwzględnie, ale proszę, by nie oceniała mnie pani zbyt surowo.

Dokładnie te same słowa wypowiedział Emanuel. Co też myślą ci zadufani w sobie

mężczyźni? Wydaje im się, że mogą ingerować w cudze życie, a potem uniknąć kary?

- I proszę dać mi szansę, bym mógł wszystko wyjaśnić - dodał błagalnie.

background image

Elise zdziwiła się. Nagle role się odwróciły. On traktował ją z uniżonością, był uległy

i prosił o łaskę. Ona miała władzę, mogła zgodzić się lub odmówić.

- No dobrze, panie Paulsen. Spróbuję znaleźć wolną chwilę. Nie muszę nikomu

mówić, dokąd się wybieram. W najbliższą środę nie mogę, wątpię zresztą, czy znajdę czas

przed świętami.

Podziękował, uchylając kapelusza. Woźnica pomógł jej wysiąść.

Przechodząc przez most, zastanawiała się, czego Paulsen od niej chciał. Z tych myśli

wytrącił ją Peder. Uchylił drzwi i wystawił głowę.

- To ty, Elise?! - krzyknął przestraszony.

- Tak, już jestem. Długo czekasz?

- Bałem się, że ktoś cię napadł po drodze.

- Kto by napadał na taką zwyczajną dziewczynę - roześmiała się. - Chyba że jakiś

troll, ale trolle wolą księżniczki.

- Gdyby trolle wiedziały, jaka jesteś miła, wybrałyby ciebie. Peder wyszedł na

kamienny stopień i starannie zamknął za sobą drzwi.

- Była tu jakaś pani i rozmawiała z Hildą i Reidarem. Powiedziała, że bardzo lubi

dzieci, i chciała zaopiekować się Hugo. Nie jestem pewien, ale to chyba ona pomagała

mamie w chorobie.

Elise zesztywniała.

- I Hilda jej pozwoliła?

- Tylko na chwilę. Ta pani powiedziała, że jeszcze wróci. Elise pchnęła drzwi i weszła

do środka.

- Ktoś tu był, Hildo? - spytała ostrym głosem, nie panując nad rozdrażnieniem.

Hilda i Reidar siedzieli przy stole i pili kawę. Na blacie stał talerz z tanimi

ciasteczkami. Musieli cały dzień dorzucać do pieca, bo w kuchni było gorąco.

- Tak, pewna miła młoda dama, która zna Olafa. Twierdziła, że z tobą też rozmawiała

i że macie wspólnych znajomych.

Wszystko stało się jasne, ale na wszelki wypadek Elise postawiła to pytanie.

- A przedstawiła się? Hilda spojrzała na Reidara.

- Jak ona się nazywa? Helenę Fryksten?

background image

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

Elise wpatrywała się w Hildę z niedowierzaniem.

- Pozwoliłaś obcej kobiecie zająć się Hugo?

- To nie była obca kobieta. Olaf ją zna, a ona zna ciebie. Twierdziła, że

zaproponowała ci, iż może zająć się dzieckiem od czasu do czasu. - Hilda zjeżyła się.

Przypominała teraz tę upartą dziewczynę sprzed osiemnastu miesięcy, którą Elise oskarżyła o

to, że przestaje z majstrem dla własnej korzyści. - Sądziłam, że się zgodziłaś.

Elise odwróciła się do chłopców.

- Wyjdźcie na chwilę, muszę rozmówić się z Hildą na osobności.

W końcu posłuchali jej, choć dość niechętnie. Peder niepokoił się o nią, a cała trójka

bardzo cieszyła się z powrotu do domu. Teraz zaś wysyłano ich do zimnego pokoju, jakby

zrobili coś złego. Na dodatek niezmiernie ciekawiło ich, co Elise miała do powiedzenia.

Elise znów zwróciła się do siostry. Z gniewu pociemniała na twarzy.

- I nie zdziwiłaś się, że obca kobieta chce zaopiekować się moim dzieckiem? Nie

pomyślałaś, że powiedziałabym ci, gdybym zatrudniła opiekunkę? - Nabrała tchu i dodała

drżącym głosem: - Mam ci wyznać, komu powierzyłaś Hugo? Narzeczonej Ansgara

Mathiesena!

Wpatrywała się w Hildę rozjuszonym wzrokiem.

- Zrobiło jej się żal narzeczonego, który nie może oglądać własnego syna, i

postanowiła mu pomóc. Twierdzi, że ojciec ma prawo spotykać się z własnym dzieckiem.

Biedaczek jest taki nieszczęśliwy, niechcący napadł dziewczynę i zrobił jej dziecko. A teraz

Bóg ją posłał, żeby ujęła się za nieszczęsnym gwałcicielem.

Hilda zbladła.

- Nie miałam o tym pojęcia, Elise. Nie wspomniała ani słowem o Ansgarze,

powiedziała jedynie, że zna Olafa i ciebie i że uzgodniliście, że może ci czasami pomóc.

Trochę się zdziwiłam, ale ona był taka przekonująca. Hugo wyciągnął do niej rączki i w

ogóle się nie opierał. Zrozumiałam, że już ją kiedyś widział, nigdy nie zachowuje się tak

wobec obcych.

Elise przetarła oczy ręką i westchnęła głęboko.

- Przepraszam, Hildo, to nie twoja wina - powiedziała zmęczonym głosem. - Skąd

miałaś wiedzieć? Jeśli jednak zjawi się ponownie, nie wpuść jej za próg. Nie chcę jej więcej

widzieć. Nie potrafi zrozumieć, przez co przeszłam. Jest pochłonięta chęcią spełniania

background image

dobrych uczynków. Nie wiem tylko, czy jej czyny zasługują na to miano.

Otworzyła drzwi do pokoju. Chłopcy siedzieli na skraju łóżka z nosami na kwintę.

- Przepraszam was. Nie chciałam wyganiać was z kuchni, po prostu bardzo się

zdenerwowałam. To nieprawda, że znam tę panią, która tu była. Olaf też jej nie zna. Bardzo

się przestraszyłam i dlatego tak zareagowałam.

- Dlaczego więc chciała pilnować Hugo? - przestraszył się Peder. - Chciała go zabrać,

tak jak kiedyś zabrali Braciszka?

Elise pogłaskała go po włosach.

- Nie mogą go zabrać wbrew mojej woli, Peder, a ja nigdy się nie zgodzę. Hugo

należy do nas. Tylko do nas.

- No to czemu się przestraszyłaś?

- Bo z początku nie wiedziałam, o co chodzi. Teraz już wiem i się nie boję. Jestem

tylko zła. Chodźcie do kuchni. Zapytam Reidara, czy wam poczyta.

Kiedy chłopcy się położyli, a Reidar i Hilda poszli do siebie, Elise została w kuchni.

Postanowiła zaczekać na powrót Olafa. Musiała mu powiedzieć, by pod żadnym pozorem nie

wpuszczał Helenę Fryksten i bronił jej dostępu do Hugo. Nie zamierzała składać mu żadnych

wyjaśnień. Wiele osób znało prawdę, ale dla równie wielu to wciąż była tajemnica. Ansgar

mógł też nie wiedzieć o poczynaniach własnej narzeczonej, a zresztą kiedyś poprosił ją o

wybaczenie i je uzyskał. Jeśli wieść rozniesie się wśród jego sąsiadów na Gjetemyrsveien i

dotrze do rodziny i przyjaciół, jego najbliżsi też ucierpią. Wciąż uważała, że odpokutował

winę. Nie o to więc chodziło, nie żywiła już do niego urazy, ale też nie chciała mieć z nim

więcej do czynienia. To bezczelność oskarżać ją o nieczułość, bo człowiekowi, który ją

zgwałcił, nie chce pozwolić na kontakt z synem. W ten sposób stawia się wszystko na

głowie: kto w końcu jest katem, a kto ofiarą? Helenę Fryksten kompletnie oszalała.

Wiedziała, że Olaf wróci późno. Żeby zabić czas, wyjęła swoje zapiski z zamiarem

dopisania kilku zdań do opowieści o Oline, Mathilde i Othilie, ale zanim się zorientowała,

zaczęła zupełnie nowe opowiadanie. Jego bohaterami byli matka i ojciec, którzy się rozstają,

lecz każde z nich pragnie zachować prawa do dziecka. Wyobraziła sobie, że chodzi o Hugo, a

jego ojcem jest Emanuel i próbuje odzyskać go za wszelką cenę. Mężczyzna jest zamożny i

stać go na adwokata. Nie przejmując się uczuciami żony, usiłuje zabrać syna wbrew jej woli.

Matka wraca pewnego dnia z pracy i odkrywa z przerażeniem, że dziecko i niania zniknęli.

Choć historia właśnie rodziła się na kartce papieru, Elise wzruszyła się. Gdyby

Emanuel rzeczywiście wpadł na podobny pomysł, nigdy by mu nie wybaczyła. Wałczyłaby

jak lwica, by odzyskać Hugo, a gdyby się jej nie udało, znienawidziłaby Emanuela i jego

background image

rodzinę, a potęgę tej nienawiści trudno było sobie nawet wyobrazić. Na myśl, że mogłaby

wrócić do domu i nie zastać w nim własnego dziecka, zakręciło się jej w głowie.

Przestraszyła się własnych uczuć i usiłowała oderwać się od pisania, ale nie mogła

powstrzymać kaskady słów. Tworząc opowieść o Oline, Mathilde i Othilie, mogła jedynie

starać się zrozumieć los tych kobiet, tak odmienny od jej własnego. Ta historia była jej

bliższa. Doświadczywszy natarczywości panny Fryksten, mogła sobie bez trudu wyobrazić,

że Ansgar i jego narzeczona usiłują odebrać jej synka.

Kiedy skończyła, miała niezachwianą pewność, że to jej najlepszy tekst. Przeczytała

całość jeszcze raz i nie zmieniła ani jednego słowa.

Nie miała pojęcia, ile czasu tak siedzi i kiedy wróci Olaf. Zastanawiała się, gdzie

posłać tekst, do „Nylaende” czy do „Urd”. „Verdens Gang” od razu skreśliła, mężczyźni nie

zrozumieliby niczego z tej historii, a właśnie mężczyźni czytali tę gazetę. Tacy jak majster

Paulsen. Skoro zdołał przekonać Hildę do oddania własnego dziecka, nigdy nie pojmie, że

biedna robotnica może umierać z trwogi, że jej zamożny małżonek odbierze jej dziecko.

Za oknem rozległy się kroki, a po chwili ktoś cicho otworzył drzwi do korytarzyka.

Elise zerwała się od stołu i wybiegła.

- Olaf? - szepnęła, by nie zwrócić uwagi Hildy i Reidara. - Możesz na chwilkę zajść

do kuchni? Muszę z tobą porozmawiać.

Nie widziała jego twarzy, ale wyczuła, że się przestraszył.

- Nie położyłaś się jeszcze? Stało się coś?

Weszła z powrotem do kuchni, nie odpowiadając, a Olaf podążył za nią.

Pomieszczenie rozświetlała jedna świeca stojąca na stole.

Usiedli i Olaf spojrzał na dziewczynę z niepokojem. Może się obawiał, że wypowie

mu pokój?

- Helenę Fryksten była tu dzisiaj - zaczęła cichym głosem. Zdziwił się, nie zapomniał,

jak bardzo była wzburzona poprzednią wizytą tej kobiety.

- Czy to ma coś wspólnego ze mną?

- Właściwie nic poza tym, że panna Fryksten powiedziała Hildzie, iż zna nas oboje.

Wiesz, że byłam dzisiaj z wizytą u matki. Hilda i Reidar zajęli się Hugo, bym nie musiała

pchać wózka taki kawał drogi. Nie wspomniałam Hildzie o wizycie tej kobiety. Hilda po-

zwoliła jej wziąć Hugo na spacer, bo sądziła, że nie ma nic przeciw temu.

- A masz? - Olaf spojrzał na nią zaskoczony.

- Tak - patrzyła mu teraz prosto w oczy. - Nie mogę ci wyjaśnić dlaczego, ale wiem

coś o pannie Fryksten, czego ty nie wiesz. Czekałam na ciebie, by cię prosić, byś nie

background image

wpuszczał jej do domu i pod żadnym pozorem nie pozwalał bawić się z Hugo lub brać go na

spacer.

- To taka miła i uprzejma kobieta - dziwił się Olaf. - I lubi dzieci.

- Być może, ale nie życzę sobie, by zbliżała się do mojego synka. Mam nadzieję, że

rozumiesz powagę sytuacji.

Pokręcił głową.

- Chodzi o twojego męża?

- Powiedziałam już, że nie mogę wyjawić przyczyn. Musisz po prostu przyjąć to do

wiadomości.

Zgodził się, ale z jego wyrazu twarzy wyczytała, że dziwi go jej nieprzejednanie.

Może więc nie powinna już zostawiać z nim Hugo? Choćby nie wiadomo jaki mróz panował

na dworze.

I w tej samej chwili przypomniała sobie reakcję matki i Asbjorna na dźwięk jego

nazwiska.

- Jak ci minął dzień? - spytała, zmieniając temat.

- Dobrze. Byłem u rodziców i stamtąd poszedłem prosto do teatru.

- A więc nie odwiedzałeś dzisiaj dziadka. Pokręcił głową.

- Opowiedziałam o tobie matce - zaczęła ostrożnie. - Twierdzi, że zna skądś twoje

nazwisko.

- Może słyszała o dziadku. W Kjelsas wszyscy się znają.

Wpatrywała się w jego twarz w migotliwym świetle świecy, ale nie dostrzegła śladu

zakłopotania. Matka i Asbjorn mieli jego na myśli, a nie dziadka. A może po prostu źle ich

zrozumiała? Nie ma co pisać do matki i zawracać sobie tym głowy.

Podniosła się z krzesła.

- Jest późno, a jutro muszę wcześnie wstać. Zależało mi jedynie na tym, by przekazać

ci moją prośbę jak najszybciej.

- Zrobiła coś złego? Wiedziała, o kim mówi.

- Tak, zrobiła coś złego. Nie powiem ani słowa więcej.

- Jaka szkoda - odrzekł, wstając. - Wydała mi się taka miła.

Ku radości Elise utrzymywała się odwilż. Gdyby trzymał mróz, Olaf z pewnością

zaofiarowałby swą pomoc, a ona nie miałaby serca odmówić. Mogłaby go urazić, a tego nie

chciała, bo Olaf był miły i uczynny.

Peder wrócił od matki z pytaniem, czy zjawią się u niej na Wigilię. Hilda i Reidar

odmówili, zresztą i tak wybierali się do jego rodziców.

background image

- Co powiecie, chłopcy? U mamy dostaniecie lepsze jedzenie niż w domu. Pewnie

będzie choinka, a mnie na nią nie stać. Jeśli jednak zostaniemy, nie będziemy musieli

maszerować po nocy. Mam dla was podarki, dostaniecie je tak czy siak.

Chłopcy wymienili się spojrzeniami skrępowani. Po chwili Peder zdobył się na

odwagę.

- Będziesz bardzo zła, jeśli wybierzemy Kjelsas?

- Skądże znowu - uśmiechnęła się Elise. - Po to przecież pytam.

Ale kiedy odwróciła się do nich plecami, westchnęła bezgłośnie. To będzie uciążliwa

wyprawa, najpierw pod górę, potem powrót w ciemności. Jeśli rozpęta się śnieżyca, będą

musieli pchać z nią wózek.

W wigilijny poranek niebo nad rzeką zaciągnęło się ciężkimi chmurami. Reidar

wyjrzał przez okno.

- Idzie śnieg.

- Jeśli spadnie śnieg, będziecie musieli mi pomóc - powiedziała Elise do chłopców.

Cała trójka przytaknęła ochoczo.

- I musicie zająć się Hugo, póki nie wrócę ze sklepu. Szybciej zejdzie mi droga do

domu i wcześniej wyruszymy.

- A nie pójdziemy do kościoła? - zmartwił się Peder.

- Chyba nie zdążymy.

- Opowiadałem Evertowi o skrzacie. Tak się cieszył, że go zobaczy.

Widząc rozczarowane twarze, Elise nie miała serca im odmówić.

- Dobrze, pójdziemy najpierw do kościoła. W końcu to po drodze. Musimy się jednak

pośpieszyć. Wprawdzie pani Borresen wcześniej dziś zamyka, ale i tak czasu będzie

niewiele. Sądziłam, że boisz się skrzata?

Peder pokręcił głową.

- To było w zeszłym roku, kiedy jeszcze byłem mały.

Elise miała inne zdanie na ten temat, ale się nie odezwała. Zerknęła na Kristiana.

Chłopak puścił do niej oko, widocznie pomyślał o tym samym.

Padał gęsty śnieg, kiedy wróciła do domu. Chłopcy zachowali się dzielnie, przewinęli

Hugo, ugotowali mu kaszkę i nakarmili. Ślady ich wysiłków pozostały na twarzach i

ubraniach, ale to nie było ważne.

- Pamiętasz o prezentach, Elise? - Peder nie mógł ustać w miejscu ani sekundy.

- Oczywiście, że pamiętam. Ruszamy, bo nie zdążymy na mszę.

Nie dość, że śnieżyło, to jeszcze zerwał się silny wiatr. W zadymce ledwie widzieli

background image

zgarbione postaci ludzi prących w górę ulicy Maridalsveien.

Elise pożałowała swojej decyzji. To było szaleństwo. Kiedy dotarli do kościoła w

Sagene, byli mokrzy i zmordowani, a został im jeszcze szmat drogi. Kościoła zwykle nie

ogrzewano, więc ubrania nie zdążą wyschnąć. Hugo marudził, a ludzie nie lubili, kiedy płacz

dzieci przerywał nabożeństwo.

- Idźmy dalej - zaproponowała. - Hugo będzie wrzeszczał jak opętany. Jest mokry, wy

zresztą też.

- Nie pójdziemy do kościoła? - W głosie Pedera brzmiało ogromne rozczarowanie.

- Może u mamy i Asbjorna w oborze też mieszka skrzat? Właściciel nie trzyma już

krów, ale ponoć ma konia. Skrzaty lubią konie.

- To nie to samo co skrzat kościelny - oświadczył Evert.

- Skrzaty mieszkają w zabudowaniach wiejskich, a nie w kościele - zaprotestowała

Elise. - W życiu nie słyszałam o skrzacie kościelnym.

- Nie pamiętasz, co było w zeszłym roku? - zdziwił się Peder. - Wszyscy się gapili,

nie tylko ja.

- Olaf opowiadał, że jego dziadek wystawia miskę kaszy dla skrzata i następnego dnia

miska jest pusta. W Kjelsas mamy większą szansę go spotkać. Zrobimy jednak, jak chcecie.

Plecy mnie bolą i marzę o tym, żeby usiąść.

Majestatyczne wnętrze wypełniał tłum wiernych. Elise przysiadła na ławce i wzięła

Hugo na kolana. Mały uspokoił się, wielkimi oczyma wpatrywał się w światła. Syknął

głośno, pokazując ogromny świecznik pod sklepieniem. Elise usiłowała kiedyś policzyć

świece i wyszło jej, że było ich ponad czterdzieści.

Peder i Evert siedzieli cicho jak trusie, wlepiając wzrok w ambonę. Peder pokazywał

Evertowi miejsce, w którym rok temu zobaczył skrzata.

Elise wzruszyła się, słysząc znajome dźwięki kolęd. Hugo słuchał jak zaczarowany.

Kto wie, może rzeczywiście był muzykalny? Tak przynajmniej twierdził Olaf.

Msza się skończyła, a skrzat się nie pojawił. Chłopcy wyszli z kościoła rozczarowani,

żałując, że nie poszli prostą drogą do Kjelsas.

Na szczęście śnieg przestał padać, ale marsz był uciążliwy. Chłopcy pomagali jej

pchać wózek, ale i tak dotarła na miejsce resztkami sił. Zmierzch już zapadał, droga od koś-

cioła musiała zająć im ponad dwie godziny. Nie miała pojęcia, jak zdołają zejść do miasta w

ciemności. Dobrze chociaż, że wzięli świece. Światła zabudowań pomagały utrzymać

właściwy kierunek, a na dłuższym odcinku ścieżka prowadziła wzdłuż rzeki. Najgorzej

przedstawiał się ostatni kawałek, zwłaszcza tam, gdzie trzeba było otworzyć ciężką furtę i

background image

przekroczyć tory kolejowe. Przed dworem Kjelsas paliły się pochodnie, ale trudno było

przypuszczać, że ich blask utrzyma się do późnego wieczora. Powozy zdążające do hotelu też

ułatwiały orientację, jednakże większość pasażerów zapewne zamierzała zostać tam na noc.

Kiedy drzwi się otwarły, owionął ich smakowity zapach żeberek i kapusty. Przywitała

ich podekscytowana Anne Sofie. Dla niej i dla chłopców warto było podjąć ten wysiłek,

pomyślała, choć ze zmęczenia słaniała się na nogach.

Wystarczyło jednak parę godzin, by Elise odzyskała siły. Wieczór minął w miłej

atmosferze, był niemal równie udany jak zeszłoroczna Wigilia. Wszystko wtedy zdarzyło się

tak niespodzianie, chłopcy nie nawykli jeszcze do choinki i prezentów. Teraz uznali te

atrybuty świąt za oczywistość, choć i tak stanęli w nabożnym zachwycie na widok pięknie

ozdobionego świerku. Matka i Asbjorn przystroili go małymi świeczkami i mnóstwem

ozdób. Kiedy światełka rozbłysły, nikt nie mógł oderwać od nich oczu.

Rozkoszując się pysznym jedzeniem, Elise nie mogła jednak zapomnieć o

ubiegłorocznych świętach. To był jeden z najpiękniejszych dni w jej życiu. Póki nie zjawiła

się Signe, Emanuel zachowywał się nadzwyczajnie. Wszystko starannie zaplanował i nie

zapomniał nawet o Evercie i pani Berg.

Teraz siedział zapewne w wielkim salonie w towarzystwie swojej nowej „żony”,

rodziców i małego synka. Aż tyle wydarzyło się w ciągu jednego roku! On z pewnością nie

wspominał poprzedniej Wigilii, a jeśli to czynił, to z niechęcią.

Potem jej myśli pobiegły do Agnes i Johana. Ich święta pewnie nie były radosne.

Spędzali je ze sobą, choć Johan wolałby znaleźć się gdzieś indziej i kogoś innego mieć u

swego boku. Agnes miała za nic zwyczaje, pewnie wprowadzała się w świąteczny nastrój,

pociągając z butelki. I zapewne nie zamierzała śpiewać kolęd, chodząc wokół drzewka. Elise

znała ją aż za dobrze, z pewnością spróbuje zaciągnąć Johana do łóżka. Wyobraziła sobie tę

scenę i zrobiło się jej niedobrze.

- O czym myślisz, Elise? - spytała matka zaniepokojona. Elise zmusiła się do

uśmiechu.

- O niczym.

- Posmutniałaś.

- Bo wiem, że nie wszyscy przeżywają święta w taki sposób. Matka pokiwała głową.

- Spróbuj sobie wyobrazić, że ty też przeżywasz je po raz pierwszy. Mało kto ma

gorsze święta niż te nasze sprzed paru lat. Ale nie mówmy już o tym, radujmy się tym, co

mamy.

Po wieczerzy Asbjorn zabrał chłopców do obory. Peder i Evert wlepili wzrok w pustą

background image

miskę, a potem rozejrzeli się lękliwie.

- Lepiej zostawmy go w spokoju - stwierdził Peder i ruszył do domu.

Było późno, kiedy ruszyli w drogę powrotną. Wypogodziło się i kiedy szli przez

gęsty, ciemny las, niebo zdawało się wisieć tuż nad ich głowami. Elise nigdy nie widziała

tylu gwiazd.

- Patrzcie! - zatrzymała się, wskazując palcem. - Siedem Sióstr, a tam Wielka

Niedźwiedzica. Piękne, prawda?

- Nie widzę Gwiazdy Betlejemskiej - powiedział Evert.

- Jest tam! - pokazywał Peder. - Tam! Taką ujrzeli król i królowa w dawnych czasach,

kiedy urodził się Jezus.

Elise uśmiechnęła się.

- Chodzi ci chyba o pasterzy na polach. I trzech mędrców ze Wschodu.

Ruszyli dalej. Ziemię ściął mróz i wózek toczył się lekko. Chłopcy trzymali się blisko,

Kristian szedł najbliżej i mocno trzymał za uchwyt. Evert i Peder kroczyli po bokach,

popychając wózek w razie potrzeby, Elise raczej się go trzymała, by się nie poślizgnąć.

Został miesiąc do rozwiązania, maleństwo miało urodzić się o tym samym czasie co Hugo.

Nie chciała ryzykować przedwczesnego rozwiązania.

Peder i Evert ściskali kurczowo swoje prezenty. Każdy z nich dostał pudełeczko cyny

do robienia żołnierzyków. Evert miał formy, które dostał poprzedniego roku, i obaj marzyli o

tym, by odlać nowe figurki. Potem zamierzali ustawiać je w dwa szeregi i prowadzić wojny.

Kristian dostał małą książeczkę ze zdjęciami miast i znanych miejsc z całego świata i

nie posiadał się ze szczęścia. Elise zrobiła też na drutach sukienkę dla lalki Anne Sofie i

ściereczki kuchenne dla matki i Asbjorna. Wzruszyła się, widząc radość obdarowanych.

Hugo rozbawił wszystkich. W jego paczuszce była czapka, którą Elise wydziergała z

resztek wełny. Chłopczyk w ogóle się nią nie zainteresował, jego radość wzbudził natomiast

papier, który szeleścił pod dotykiem malutkich rączek. A kiedy dostrzegł, że śmieją się do

rozpuku, jego radość zamieniła się w zachwyt.

Do mostu Beierbrua dotarli późną nocą, nieludzko zmęczeni, ale w dobrych

humorach. W kuchni panował ziąb, co nie miało znaczenia, bo i tak wszyscy udawali się na

spoczynek. Elise przebrała Hugo przed wyruszeniem z Kjelsas i zamierzała od razu położyć

go do łóżka. Chłopiec przespał prawie całą drogę i nie obudził się, kiedy wyciągała go z

wózka.

Zapaliła świecę na kuchennym stole, wysłała chłopców za potrzebą i z Hugo na

rękach weszła do pokoju.

background image

I nagle stanęła jak wryta. Włosy zjeżyły się jej na głowie i jęknęła z przestrachu. Ktoś

leżał na materacu i spał przykryty jej własną kołdrą.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 13 Więzy rodzinne
(Wiatr nadziei 13) Więzy rodzinne Frid Ingulstad
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 12 Bliźni
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 32 Jesień
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei& Zemsta
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei1 Grzesznicy w letnią noc
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 19 U Twego Boku
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 18 Kupiec
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 05 Zazdrość
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 06 Straż Graniczna
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 10 Dziewczyna Na Moście
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 33 Cienie Z Przeszlości
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 16 Zakazane Spotkania
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 01 Złota Broszka
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 34 Chmury Na Horyzoncie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 21 Pisarka
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 03 Ludzkie Gadanie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 14 Zjednoczenie

więcej podobnych podstron