Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 13 Więzy rodzinne

background image

Frid Ingulstad

WIĘZY RODZINNE

Saga część 73

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kristiania, październik 1906 roku

Emanuel nie ruszył się z kuchennego taboretu.
Przez dłuższą chwilę Elise nie była w stanie wykrztusić słowa.
- Peder, ile razy muszę ci powtarzać, byś zamykał drzwi! Drew już

prawie nie ma, a Hugo jest przemoczony. Nie mogę przecież przebierać go
w takim przeciągu.

Peder wstał skruszony.
- Przepraszam, zapomniałem.
- Nieustannie o czymś zapominasz. Sama już nie wiem, jak mam z tobą

postępować.

Głos Elise brzmiał ostro, ale nie potrafiła zapanować nad tym nagłym

wybuchem irytacji. Zbyt wiele wydarzyło się ostatnio. Najpierw Ansgar,
potem pani Paulsen, a teraz to.

- Nie widzisz, że jest u nas Emanuel? - Peder pośpiesznie zamykał

drzwi, patrząc na siostrę zdumionym wzrokiem.

- Oczywiście, że widzę, ale to niczego nie zmienia. Idź poszukać

chrustu. Może znajdziesz coś koło fabryki.

Chłopiec włożył czapkę i niechętnie ruszył do wyjścia. Kiedy znalazł się

na progu, mruknął pod nosem: - Najpierw płacze, gdy tamten znika, a
teraz się wścieka, bo nas odwiedził.

Kiedy za Pederem zamknęły się drzwi, Elise odwróciła się do Emanuela.

Z trudem panowała nad wzburzeniem.

- Czego chcesz?
- Porozmawiać z tobą.
- Nie ma o czym.
Emanuel nie ukrywał zdziwienia.
- Czy coś się stało?
- Stało? O co ci chodzi?
Elise nie poznawała własnego głosu.
- Ty... To znaczy... Ta surowość wobec Pedera... To do ciebie

niepodobne.

Położyła Hugo na starym dywaniku na podłodze i przyniosła koc z izby,

by go okryć. Serce dudniło jej w piersi. Dlaczego? Dlaczego zjawia się
właśnie dziś? Johan wątpił w to, że w ogóle przyjdzie, ona zresztą też. Aż
tu nagle pojawia się tego samego dnia, w którym dotarł do niej list od
Johana.

- Taka się stałam - odrzekła twardo, wciskając Hugo do rączki gałganek.

background image

- Po tym wszystkim, co przeżyłam - dodała, nie odwracając się do
Emanuela.

Zapadło milczenie.
Zdziwienie Emanuela było w jakimś sensie uzasadnione. Elise nie

przypominała już w niczym dziewczyny, którą kiedyś poznał. Sama
zresztą dziwiła się tej odmianie.

Po co przyszedł? Bezładne myśli cisnęły się jej do głowy. Może chciał

po prostu omówić jakieś praktyczne sprawy? Obróciła się ku niemu.

- Więc czego chcesz?
- Porozmawiać z tobą - powtórzył.
Dopiero teraz zwróciła uwagę na wyraz twarzy Emanuela i stwierdziła z

zaskoczeniem, że on też się zmienił. Wciąż był bardzo przystojny, ale w
jego rysach pojawił się cień smutku, może nawet goryczy. Tylko skąd
brała się ta gorycz? Wszak to on przespał się z inną, a potem wyniósł się z
kochanką.

- Więc mów, o co ci chodzi. Muszę zająć się dzieckiem.
- Wolałabyś, bym tu nie przychodził - stwierdził urażony.
Więc wciąż niczego nie pojmował? Nie rozumiał, jak bardzo ją zranił?
- A co to ma za znaczenie? - westchnęła z rezygnacją. - Chodzi wam o,

szybki rozwód. Nasz związek to już przeszłość.

- Nie całkiem.
- Co masz na myśli? - spytała zaskoczona.
- Doszły mnie pewne wieści. A teraz znajdują potwierdzenie.
Zapewne dostrzegł jej zaokrąglony brzuch, kiedy odwieszała szal. W

zdenerwowaniu nie pomyślała, że jej odmienny stan nie ujdzie jego uwagi.
Zagryzła wargi.

- I co z tego?
- To dlatego tak się zmieniłaś? Dlatego tak się irytujesz?
- Nie byłam zła, zanim nie weszłam do domu.
- A więc to moja wina?
Nic nie odrzekła. Zdawała sobie sprawę, że niepotrzebnie uniosła się

gniewem wobec Pedera. I tak jednak ostro by zareagowała, wizyta
Emanuela wytrąciła ją z równowagi.

- Chcesz, żebym sobie poszedł?
- Możesz najpierw powiedzieć, co ci leży na sercu. Chyba że pragniesz

powtórzyć to, co usłyszałam od ciebie ostatnim razem. Jeśli taki masz
zamiar, lepiej w ogóle się nie odzywaj.

Emanuel poczerwieniał.
- I nie zrzucaj winy na adwokata i ojca. Jesteś już dorosły - dorzuciła,

background image

zanim zdążył powiedzieć coś na swoją obronę.

Spuścił głowę zawstydzony. Dobrze, że zachował choć odrobinę

przyzwoitości, pomyślała Elise.

Emanuel podniósł wzrok i spojrzał na nią. Widać było, że cierpi.
Jeszcze jeden, pomyślała poirytowana własną słabością. Dlaczego

musiała nieustannie użalać się nad innymi? Miała przecież dość własnych
kłopotów.

- Chcesz kawy?
- Przecież nie masz drewna.
- Nie jest tak źle. Rozzłościłam się na Pedera, bo nigdy nie zamyka

drzwi za sobą. Nie stać nas na marnotrawienie opału.

- W takim razie chętnie wypiję filiżankę.
- Raczej kubek. Filiżanki wyparowały. Znów poczerwieniał.
- Wiem, że jestem złośliwa, Emanuelu, ale sameś sobie winien. Nigdy

wcześniej nie słyszałam o mężczyźnie, który wynosi meble i serwis pod
nieobecność żony. Meble należały do Ringstadów i wcale mi ich nie brak.
Dobrze wiesz, że nie dbam o rzeczy materialne. Złości mnie jedynie
sposób, w który to zrobiłeś. Trzeba było spytać, a niczego bym ci nie
odmówiła. Ani stołu, ani kanapy, ani całej reszty.

Przytaknął, nie patrząc na nią.
- Przykro mi z tego powodu.
Żeby choć nie zachowywał się jak zbity pies! Żeby choć był arogancki,

traktował ją z góry, okazywał pogardę! Wtedy nie musiałaby się nad nim
litować, okazywać współczucia. Powinien dowiedzieć się, co o nim myśli,
zasłużył na gorzkie słowa prawdy.

- Nie pojmuję, że ośmielasz się tutaj przychodzić.
- Nie miałaś więc zamiaru powiedzieć mi o niczym?
- Nie.
- Chciałaś ukryć, że zostanę ojcem?
- Tak - odrzekła ze złośliwą satysfakcją. - Hilda zaproponowała, bym

dała dziecku imię po twojej matce, jeśli urodzi się dziewczynka. Za
dziesięć, piętnaście lat spotkałbyś mnie z córką na ulicy. Spojrzałaby na
ciebie niewinnymi niebieskimi oczyma, dygnęłaby i przedstawiła się:
Marie Ringstad. To by dopiero była niespodzianka, nieprawdaż?

Emanuel odwrócił wzrok.
Elise dołożyła do ognia i dolała świeżej wody do czajniczka. Postawiła

na stole mleko, cukier, chleb, masło i syrop.

- Pewnie jesteś głodny.
Emanuel wciąż się nie odzywał. Może płacze, pomyślała Elise, ale nie

background image

spojrzała na niego z obawy, że ujrzy łzy w jego oczach.

Nie chciała pocieszać mężczyzny, który okazał jej całkowity brak

szacunku. Złość przychodzi ludziom łatwiej niż litość.

W końcu jednak odwróciła się do niego i westchnęła głęboko.
- Przepraszam - powiedziała. - Nie jestem dziś sobą. Mów, z czym

przychodzisz.

- Odwiedzili nas Carlsenowie. Agnes opowiedziała Karolinę o

wszystkim.

- Powinnam się była domyślić - uśmiechnęła się kwaśno. - Jedna warta

drugiej.

- Nieważne, skąd wiem. Chcę jedynie potwierdzenia.
- A więc po to tu jesteś? Emanuel zdziwił się.
- Spodziewałaś się więc, że okażę obojętność na wieść, że oczekujesz

mojego dziecka?

- Niczego się nie spodziewałam. - Elise unikała jego wzroku. - Miałam

nadzieję, że o niczym się nie dowiesz. Nie mam zresztą pojęcia, czy
dziecko da sobie radę. Połowa niemowląt nie dożywa paru miesięcy,
zwłaszcza w naszej dzielnicy.

- Życzysz śmierci własnemu dziecku? - Emanuel spojrzał na nią

wstrząśnięty.

- Naprawdę nie rozumiesz powagi mojej sytuacji? - rzuciła

podniesionym głosem. - Mam dziecko poczęte z gwałtu, a teraz urodzę
kolejne mężczyźnie, który mnie opuścił. Nie pracuję, a muszę zapewnić
utrzymanie czwórce dzieci. Za parę miesięcy będzie ich pięcioro. Szyję dla
pani Paulsen, która płaci mi godziwie, ale dziś właśnie dowiedziałam się,
że jest poważnie chora.

- Sprawami finansowymi nie musisz się przejmować. - Emanuel

machnął lekceważąco ręką. - To oczywiste, że będę łożyć na utrzymanie
własnego potomka.

- A skąd nagle weźmiesz pieniądze? Masz tyle, ile dostaniesz od ojca, a

na matkę nie możesz liczyć. Zrobi wszystko, by wyciszyć sprawę. Dobrze
ją znam, więc domyślam się, jak zareagowała na rewelacje Karolinę.

Emanuel odwrócił wzrok.
- Co powiedziała? Wzruszył ramionami.
- Co powiedziała? - powtórzyła z naciskiem.
- Że ktoś inny musi być ojcem tego dziecka. Że tuż po porodzie nie

zachodzi się w ciążę.

Poczuła, jak krew uderza jej do twarzy. A więc pani Ringstad uznała, że

Elise znalazła pocieszenie w ramionach innego mężczyzny, jak tylko

background image

Emanuel ją porzucił!

- To się nie stało tuż po porodzie - powiedziała twardo - tylko w maju.

Powtórz matce, że kobieta karmiąca też może zajść w ciążę. Zresztą sądzę,
że to taki wybieg z jej strony, by zdjąć z ciebie brzemię
odpowiedzialności. Powiedz jej, że niepotrzebnie się niepokoi. Nie wezmę
ani grosza od rodziny Ringstadów, choćbym miała pójść na ulicę. Wracaj
do Signe, najadaj się do syta i ciesz się dostatkiem, a o mnie i o dzieciach
zapomnij. Zawiodłam się na tobie bezgranicznie i nie chcę mieć nic
wspólnego ani z tobą, ani z twoimi krewnymi.

Emanuel skulił się w sobie, oparł głowę na dłoniach i wybuchnął

głośnym płaczem.

Elise stała bezradnie, wpatrując się w jego drżące ramiona. Czuła coś na

kształt pogardy pomieszanej te współczuciem. Mężczyźni nie płaczą. W
każdym razie nie ci duzi, silni i żyjący w zbytku.

Z zażenowaniem napełniła dwa blaszane kubki, do jednego z nich

wsypała dwie łyżeczki cukru i wlała mleka. Właśnie taką kawę Emanuel
lubił najbardziej. Nic to jednak nie pomogło, mężczyzna nie mógł
zapanować nad łzami.

- Nie chciałam cię zranić.
Słowa zawisły w powietrzu jak ręka wyciągnięta do zgody. Emanuel

podniósł głowę, wyjął chusteczkę i wydmuchał nos.

- Przepraszam, Elise. Wiem, że zachowałem się jak głupiec. Nienawidzę

samego siebie i nie mam pojęcia, co teraz począć. Czuję, jakbym tkwił w
sieci i nie mógł się z niej wydostać.

Pokiwała głową.
- Rozumiem. Tak chyba właśnie jest. I mimo wzburzenia współczuję ci.

Myślę, że powinieneś wrócić do Ringstad i zapomnieć o nas. Nasz
związek nie miał przyszłości. Za bardzo się różnimy.

- Chciałbym choć wesprzeć cię finansowo.
- Może kiedyś wrócimy do tej rozmowy. Zobaczymy najpierw, jak życie

się ułoży.

- Nie pozwolę, byś cierpiała niedostatek. Wszak powiedziałaś, że nie

stać cię nawet na opał.

- Nie jest aż tak źle. Stać mnie na więcej, niż sądzisz, ale unikam

rozrzutności.

- Jak to możliwe? Z szycia dochód niewielki.
- Zarobiłam parę koron w inny sposób - wyjaśniła niechętnie.
- W inny sposób? Jako sprzątaczka?
Pokręciła głową. Mogła przyznać się, że dostała trzysta koron od jego

background image

ojca, ale obiecała przecież zachować dyskrecję. Mogła również
powiedzieć, iż wspomógł ją Ansgar, ale nie pozwoliła sobie na taką
złośliwość.

- Więc skąd bierzesz pieniądze? - dopytywał się.
Wielki Boże, nie sądził chyba, że została ulicznicą? Co prawda przed

chwilą oświadczyła mu, że wolałaby sprzedawać swe ciało niż przyjąć
jego wsparcie. Równie dobrze mogła wyznać prawdę, niech ta
pyszałkowata rodzina usłyszy o jej sukcesach.

- Gazeta „Verdens Gang" i pismo kobiece „Nylaende" przyjęły moje

opowiadania do druku.

Emanuel rozdziawił usta ze zdziwienia.
- Naprawdę?
- Co w tym dziwnego? Przecież razem z ojcem namawiałeś mnie, bym

spisała swoje przeżycia.

- I o nas też napisałaś? - przeraził się.
- Jeszcze nie, ale odczuwam taką pokusę. - Elise westchnęła nagle

znużona rozmową. - Nie masz się czego obawiać, Emanuelu. Jeśli
kiedykolwiek opiszę własne życie, uczynię to w taki sposób, by nikt
nikogo nie rozpoznał. Twoja matka zostanie damą z zachodniego brzegu
rzeki, a ojciec bogatym hurtownikiem z wielkim brzuchem i cygarem. Nie
dał się przekonać.

- O kim napisałaś?
- O Mathilde, tej, która skoczyła do wodospadu, kiedy wyrzucono ją z

pracy.

- O kim jeszcze?
- O Othilie, ulicznej dziewce, która zaopiekowała się obcym

człowiekiem. Trzecie opowiadanie zatytułowane Bliźni jest o pewnym
człowieku, który poznaje historię Mathilde z gazety i kierowany
współczuciem odwiedza jej siostrę Oline, by zapewnić jej dzieciom lepszą
przyszłość. Niczego nie zmyśliłam, to wszystko prawda. Oline dostała
pracę w restauracji tego jegomościa, któremu poświęciłam opowiadanie. A
kiedy je przeczytał, kupił jej jeszcze mieszkanie przy Brogaten.

- Podziwiam cię - powiedział Emanuel. - Zdaje się, że więcej zdziałasz

pisaniem niż ja pracą w Armii Zbawienia.

- Przesadzasz. Mam jednak nadzieję, że zdołam poruszyć niektóre serca

i otworzyć ludziom oczy na niesprawiedliwość społeczną.

- Można z tego wyżyć?
- To zależy od liczby sprzedanych egzemplarzy. Zapłata jest godziwa w

porównaniu z zarobkami prządki, ale nie spodziewam się wielu zamówień.

background image

„Verdens Gang" nie chce drukować smutnych historii, bo to nie podoba się
czytelnikom. Takie historie budzą wyrzuty sumienia, a wyrzuty sumienia
zawsze są nieprzyjemne.

- Może mogłabyś napisać książkę?
- Myślałam o tym, ale na to trzeba czasu. Z czego miałabym żyć?
Emanuel spuścił wzrok.
- Nie cofam słowa, pomogę ci. Ojciec też spojrzy na sprawę inaczej,

kiedy opadną emocje. W końcu kiedy zaszłaś w ciążę, byliśmy jeszcze
małżeństwem. Zawsze darzył cię sympatią i nic się w tym względzie nie
zmieniło. Sytuacja zmusiła go, by...

Urwał.
- By podjąć decyzję, o której w dobrym towarzystwie się milczy -

dokończyła za niego. - Sądzę, że przejrzałam was obu, Emanuelu.
Zostaliście zdominowani przez silną kobietę i boicie się lub nie chcecie
stawić jej czoła. W głębi duszy czuję, że wstydzicie się tego, co stało się u
Paulsenów, kiedy zostałam zmuszona do podpisania oświadczenia o
własnej niewierności, byś mógł uzyskać rozwód. Nie zdziwię się też, jeśli
syn Signe odziedziczy majątek. Nie wiem, jak twoi rodzice to
przeprowadzą, ale nie chcę znać szczegółów. Straciłam wszelkie złudzenia
w starciu z siłą pieniądza.

Przytyk był celny. Emanuel zaczerwienił się.
- Usiłowałem ci kiedyś wyjaśnić nasze położenie. Kto tego nie przeżył,

nie jest w stanie nic zrozumieć.

Wzruszyła ramionami.
- To nie ma nic do rzeczy. Stało się. Ty masz Signe, dwór i dziedzica

majątku, ja zostanę na swoim. Musisz przyzwyczaić się do wyrzutów
sumienia, a ja do roli porzuconej żony. A upokorzenie jest udziałem nas
obojga.

Usiadła i pociągnęła łyk kawy z kubka.
- Proponuję, byśmy rozstali się jak przyjaciele. Oszczędzimy sobie bólu.
Zza progu dobiegł ich jakiś rumor, a chwilę później w drzwiach ukazała

się głowa Pedera.

- Rozsypałem wszystko na schodach. Emanuel wstał, by pomóc chłopcu.
Elise skorzystała z okazji, by przewinąć Hugo. W kuchni zrobiło się

trochę cieplej. Słyszała śmiech Emanuela i Pedera zbierających rozsypane
szczapy i gałązki. W głosie chłopca brzmiała radość. Biedak myślał
pewnie, że Emanuel wrócił na dobre.

To Johan miał rację. Emanuel przyszedł tylko po to, by sprawdzić

pogłoski o jej ciąży. Nie zamierzał zostać.

background image

Nie wiedziała, dlaczego ta myśl sprawiła jej przykrość. Całkiem

niedawno uznała przecież, że nie życzy sobie jego powrotu. Należała do
Johana, jego kochała od chwili, kiedy poznała, czym jest miłość. Może to
zraniona duma porzuconej kobiety? A może jednak coś więcej? Wyszła za
mąż z mocnym postanowieniem, by trwać w związku na dobre i na złe,
zapomnieć o przeszłości i zbudować dom dla męża, chłopców, siebie i
dziecka, które miała urodzić. Emanuel znał jej uczucia do Johana i musiał
widzieć, że nie ustawała w wysiłkach, by sprostać sytuacji. Kochał ją i
podziwiał cały ten czas, a wystarczyła jedna chwila, by po tych uczuciach
nie pozostał ślad. Naprawdę był taki płytki i nieobliczalny?

Drzwi otworzyły się. Weszli obaj, niosąc naręcza chrustu, roześmiani i

czerwoni na twarzy z wysiłku. Trudno było uwierzyć, że parę minut
wcześniej Emanuel siedział na kuchennym taborecie, zalewając się łzami.

- Wiesz co, Elise? - emocjonował się Peder. - Dostanę od Emanuela

diabolo! Prawdziwe blaszane z gumowymi krążkami!

Elise spojrzała ukradkiem na Emanuela. Czyżby próbował doprowadzić

do pojednania?

Uśmiechnęła się do Pedera, nie miała serca mącić jego radości.
- Jak miło, Peder. Od dawna marzyłeś o tej zabawce.
- Nikt z chłopaków nie ma prawdziwego diabolo, tylko zwykłą szpulkę,

którą podrzucają na sznurku. - Spojrzał na Emanuela wielkimi,
niewinnymi oczyma. - Jeśli Evertowi zrobi się przykro, powiem, że jest
nasze wspólne, dobrze?

Emanuel pogłaskał go po głowie.
- Dobrze, ale dam je tobie.
Dopiero teraz Elise spostrzegła, że Evert nie wrócił do domu. Wizyta

Emanuela oderwała ją od rzeczywistości.

- Gdzie jest Evert? - spytała zaniepokojona.
Peder zakłopotał się i spuścił głowę, bojąc się spojrzeć siostrze w oczy.
- W pracy. W szkole.
- O tej porze?
- Skończyliśmy dwie godziny wcześniej. Elise nie zrozumiała.
- I cały ten czas byłeś w domu? Chłopiec pokręcił głową zmieszany.
- Musiałem zostać po lekcjach. Nie umiałem psalmu.
- Ale przecież uczyłeś się z Reidarem wczoraj wieczorem?
- Tak - Peder wciąż nie podnosił wzroku - ale Reidar kazał mi czytać, a

sam poprawiał zeszyty. A ja nic nie rozumiałem.

Elise nie odpowiedziała. Peder ledwie zdał do czwartej klasy! Miała

nadzieję, że Reidar nie stracił jeszcze ochoty, by mu pomagać w lekcjach.

background image

Emanuel przysłuchiwał się w milczeniu tej wymianie zdań, po czym

spojrzał na Elise wymownie.

- Nie wszyscy dają sobie radę w szkole powszechnej, Elise. Może Peder

spróbowałby czegoś innego?

Elise miała ciętą odpowiedź na końcu języka, ale się powstrzymała.

Miała w pamięci rozmowę między Emanuelem i Carlem Wilhelmem i
obawiała się, że Emanuel wymieni nazwę szkoły specjalnej w obecności
chłopca.

- Oczywiście, że Peder da sobie radę - powiedziała zdecydowanym

głosem, choć w głębi duszy wcale nie była tego taka pewna. - Jeśli Reidar
nie ma czasu, sama mu pomogę. Swoją pracą mogę zajmować się
wieczorami. W zeszłym roku nam się udało, prawda, Peder?

Peder odważył się podnieść głowę. Przytaknął z wyraźną ulgą.
- Ty się tak nie złościsz, Elise.
A więc Reidar wpadł w irytację. Właściwie nic dziwnego, praca z

chłopcem takim jak Peder wymagała wprost anielskiej cierpliwości.

Emanuel wziął kapelusz, szykując się do wyjścia. Elise odgadła, że

zmiana tematu była mu na rękę.

- Pociąg odchodzi za godzinę, muszę już iść. Peder spojrzał na niego ze

zdziwieniem.

- Nie zostaniesz?
- Niestety nie mogę, Peder - zmieszał się Emanuel. - Pracuję teraz u

mojego ojca.

- A ja myślałem, że wróciłeś na dobre.
W oczach chłopca pojawiły się łzy. Zamrugał gwałtownie, by je ukryć,

ale bez powodzenia.

- Chłopcy nie płaczą - napomniał go łagodnie Emanuel i pogłaskał po

głowie.

Peder otarł twarz brudnym mankietem koszuli. Pewnie bawił się gdzieś

po drodze, pomyślała Elise, przecież rano włożył czyste ubranie. No i
jeszcze zbierał chrust.

Peder walczył ze sobą dzielnie, ale w końcu się poddał. Popędził do

drzwi i zniknął za progiem. Emanuel pokręcił głową.

- Pamiętasz, co ci mówiłem, Elise? Rozpieszczasz Pedera. Chłopiec w

jego wieku musi wiedzieć, że nie wszystkie marzenia się spełniają.
Obiecałem mu diabolo i to powinno go zadowolić. Zostawiam pieniądze,
byś mogła pójść z nim do sklepu.

- Nie wszystko można kupić, Emanuelu. Peder opłakuje tych, którzy

zniknęli z jego życia. Całkiem sporo się ich uzbierało.

background image

Emanuel pociemniał na twarzy.
- Ja nie zniknąłem z jego życia.
- Doprawdy?
- Jak możesz tak mówić? Przecież jestem tutaj!
- Aby sprawdzić, ile prawdy tkwi w pogłoskach. Znalazłeś

potwierdzenie i co teraz uczynisz? Wrócisz do Ringstad, udając, że nic się
nie stało?

Odwrócił się gwałtownie i ruszył do drzwi. Radość, którą okazał na

widok chłopca, gdzieś się ulotniła. Z tyłu wyglądał jak starzec, zgarbiony i
ociężały.

- Nie osądzaj mnie zbyt surowo, Elise - mruknął, wychodząc za próg.
Miała ochotę pobiec za nim, przytulić do siebie i pocieszyć, ale

wiedziała, że nie może cofnąć słów, które wypowiedziała.

I że nie chce ich cofnąć.

ROZDZIAŁ DRUGI

Jensine opadła bezsilnie na krzesło w mieszkaniu Asbjorna Hvalstada

niedaleko Wzgórza Świętego Jana.

- Niedługo kończę czterdzieści lat! Chorowałam! Ja tego nie

przetrzymam.

Asbjorn poklepał ja po policzku.
- Przetrzymasz. Ciąża to nie choroba. Pomyśl tylko, Anne Sofie będzie

miała siostrzyczkę lub braciszka! A poza tym brakuje ci trzech lat do
czterdziestki.

Jensine pokręciła głową.
- Boję się i nic na to nie poradzę. Bardzo się boję.
- Przecież urodziłaś czwórkę dzieci! Twoja choroba nie trwała długo.

Jeśli będziesz się dobrze odżywiać i korzystać ze słońca latem, suchoty nie
wrócą.

Przyniósł kankę z mlekiem i napełnił szklankę.
- Słyszałem, że kobiety ciężarne powinny pić dużo mleka i jadać owoce

oraz warzywa. Może czas pomyśleć o małym domku z ogródkiem?
Mogłabyś uprawiać sałatę, pietruszkę i marchewki.

Jensine spojrzała na niego przerażona.
- Dom z ogrodem? Przecież nas nie stać.
- Nie myślałem o niczym dużym. Wystarczyłby taki jak domek majstra z

małym ogródkiem na tyłach, w którym rosłoby drzewo owocowe i byłoby
miejsce na warzywnik. Zamówiłbym altankę dla dzieci, żeby miały się
gdzie bawić, nie musiałabyś chodzić na wzgórze. Siedziałabyś sobie w

background image

leżaku, a ja po obiedzie wylegiwałbym się w hamaku w cieniu czereśni z
fajką i gazetą. Uśmiechnęli się oboje na wyobrażenie tej idylli.

- Sądzisz, że znajdziemy takie miejsce? Pokiwał głową.
- Z pewnością. Jednopokojowe mieszkania trudno zdobyć, bo mało się

ich buduje, a do miasta wciąż napływają robotnicy. Na domy ich jednak
nie stać. Musielibyśmy, rzecz jasna, wynająć mansardę, tak jak w domku
majstra, ale mielibyśmy coś na własność: kawałek trawnika za furtką od
frontu i zaciszny ogródek na tyłach.

Jensine rozmarzyła się.
- Zupełnie jakbyś opisywał mój dom rodzinny. Od chwili gdy przybyłam

do Kristianii, nie przestałam tęsknić za Ulefoss. Zwłaszcza latem. Nie
mogę przyzwyczaić się do kamienic, klatek schodowych, ciemnych
podwórzy i szarych murów. Tęsknię za zieloną trawą, zapachem ziemi i
wypalanych ściernisk, za widokiem roślin budzących się do życia.

Usiadł blisko niej.
- Niewiele opowiadałaś o swoich młodych latach.
- Wiesz dlaczego.
- Nie jestem zazdrosny o twoją przeszłość, Jensine. Wiem, że opuściłaś

Ulefoss, ponieważ miałaś urodzić dziecko Mathiasowi Lovlienowi i razem
postanowiliście szukać szczęścia w stolicy. Wspomniałaś również o
swoich dwóch braciach, którzy przeżyli epidemię cholery i wyemigrowali
do Ameryki, porzucając cię na pastwę losu. Rzadko jednak wracasz do
swojego pierwszego pobytu w Kristianii, kiedy mieszkałaś u wujostwa
niedaleko Stortorvet.

Jensine odwróciła wzrok.
- To smutna historia. Naprawdę chcesz ją poznać?
Wziął ją za rękę. Anne Sofie leżała już w łóżku. Zapadał zmierzch i

mieli cały wieczór dla siebie. Dachy domów za oknem z wolna pogrążały
się w ciemności, ale było jeszcze zbyt wcześnie, by zapalać lampę. Na
ulicy panował spokój, dawno już ustał turkot wozów, jazgot
rozkrzyczanych dzieci i szczekających psów. W migotliwym świetle
latarni widać było jedynie sylwetkę samotnego przechodnia, a ciszę
przerywało tylko ciche miauczenie kota dopraszającego się wpuszczenia
za próg.

- Chcę wiedzieć wszystko o tobie, Jensine. Nawet to, co wydaje ci się

mało istotne. Jesteś moją żoną.

Oparła głowę o miękkie pluszowe oparcie krzesła i pogrążyła się we

wspomnieniach.

- Kochałam ojca, ale stałam się przyczyną jego największych trosk. -

background image

Urwała, by nabrać tchu. - Dzień, w którym wuj zgodził się przyjąć mnie
do siebie, przyjął z wielką ulgą. Ubyła mu jedna osoba do karmienia.

Zamilkła, szukając właściwych słów.
- Pamiętam wszystko, jakby to zdarzyło się wczoraj. Trzeciego sierpnia

1886 roku ojciec przewiózł mnie łodzią przez jezioro Nordsjo, od brzegu
do Valeb0 dotarliśmy piechotą. Ojciec zdjął buty, by oszczędzić zelówki, i
przewiesił je sobie przez ramię. Włożył je dopiero, kiedy zbliżyliśmy się
do stacji. Chyba nie chciał, bym się za niego wstydziła. - Jensine
uśmiechnęła się do własnych myśli. - Miał też na sobie niedzielny garnitur.
Na moją cześć, tak się przynajmniej wyraził.

I znów spoważniała.
- Nie miałam pojęcia, czy go kiedykolwiek zobaczę, czy stać mnie

będzie na powrót do domu. Kiedy tak staliśmy przed domem wozaka
Hansena, spostrzegłam ze zdumieniem, że ojciec się postarzał. Zgarbił się,
a jego ogorzałą twarz przecinały głębokie zmarszczki. Znałam go dotąd z
innej strony, z filuternego błysku niebieskich oczu i dowcipnych
komentarzy. Teraz był niewymownie smutny, a przez całą drogę nie
odezwał się ani słowem. Dopiero kiedy wsiadałam na wóz, zwrócił się do
mnie i powiedział: „Zachowuj się przyzwoicie, Jensine". To wszystko.

Nie obejrzałam się, kiedy wóz ruszył. Wiedziałam, że idzie już w

kierunku fiordu. Boso, z butami przewieszonymi przez ramię. Zapadła
cisza. Asbjorn ścisnął lekko dłoń żony.

- A potem? Co stało się potem? Jensine westchnęła.
- Nic ważnego. Spotkałam Mathiasa w „Alliancen", dyliżansie, który

przewoził pasażerów do Nordagutu. Strasznie bałam się podróży. Ojciec
opowiadał mi o kolei żelaznej, a ja nie mogłam pojąć, jak może poruszać
się bez pomocy koni. Mówił, że pociąg przejeżdża przez mosty
zbudowane z drewna, które trzeszczą i chwieją się pod jego ciężarem, co
tylko zwiększało moje przerażenie. W „Alliancen" było sześć miejsc dla
pasażerów. Siedzieliśmy twarzą do siebie, naprzeciw mnie młody chłopak
ubrany w koszulę i kamizelkę, czapkę z daszkiem i spodnie z szerokimi
nogawkami. Czarny kosmyk włosów opadał mu na czoło. Kiedy zajęłam
miejsce, uśmiechnął się i mrugnął do mnie. Zaczerwieniłam się ze wstydu
i odwróciłam pośpiesznie wzrok.

Asbjorn roześmiał się.
- A więc tak wyglądało twoje pierwsze spotkanie z Mathiasem.
- Moje nieszczęsne spotkanie z Mathiasem - poprawiła go ze smutnym

uśmiechem.

- Dlaczego nieszczęsne? Z tego, co wiem, pierwsze lata upłynęły wam

background image

szczęśliwie.

- To prawda, ale musiałam za nie zapłacić wysoką cenę. Straciłam

kontakt z rodziną i skończyłam jako biedna robotnica z czwórką dzieci i
rozpijaczonym mężem. Nie było mi łatwo.

Asbjorn ponownie ścisnął jej dłoń.
- Rozumiem. Byłaś bardzo dzielna, Jensine. Pokręciła głową.
- Niewiele zostało z tej odwagi, teraz nie stać mnie nawet na to, by

odwiedzać własne dzieci. I nie chodzi wyłącznie o siły fizyczne, Asbjorn,
jest coś jeszcze, coś, czego tak do końca nie rozumiem. Nigdy z nikim o
tym nie rozmawiałam i wstyd mi za samą siebie, ale kiedy zbliżam się do
domu majstra, czuję ucisk w żołądku. Prześladują mnie wyrzuty sumienia
na widok wysiłków Elise i niemego oskarżenia w jej wzroku. Kiedy Peder
spojrzy na mnie tymi wielkimi niebieskimi oczyma, czuję się najgorszą
matką na świecie. W ich obecności wracają wspomnienia choroby i
pijackich wybryków Mathiasa. Mam dość nędzy, nie mogę słuchać o
kłopotach Pedera w szkole, o Hildzie, która nie podołała pracy w
gręplarni, ani o Emanuelu, który porzucił Elise. Jestem chora na myśl o
dziecku Hildy, zbyt słabym, by żyć, o Braciszku oddanym na wychowanie
bratankowi majstra, o Johanie skazanym na twierdzę za kradzież, o
dziecku Elise, które... Przerwała i zagryzła wargi.

- O dziecku Elise, które...? - powtórzył. Odwróciła się do męża, z jej

oczu popłynęły łzy.

- Niczego nie zauważyłeś? Daremnie walczyła z płaczem.
- Coś się nie zgadza. Boję się spytać, ale ta sprawa nie daje mi spokoju.

Pamiętasz, co wujek Reidara Jensena powiedział na weselu? Że
młodzieniec, którego uratowaliśmy przed utonięciem, i ten rudowłosy
mężczyzna z Gjetemyrsveien to ta sama osoba. Peder zaś wspominał
nieustannie o rudzielcu, który ponoć kochał się w Elise i kręcił koło
domku majstra.

Przełknęła ślinę i wyjęła chusteczkę, by wytrzeć nos.
- Emanuel odszedł - ciągnęła. - Zastanawiałeś się dlaczego? Taki miły,

odpowiedzialny i sumienny człowiek. Nie znajduję innego wytłumaczenia
jak to, że Elise zrobiła coś niewybaczalnego - Jensine nagle wybuchnęła
płaczem. - Tak mi wstyd.

Asbjorn spojrzał na nią wstrząśnięty.
- Przypuszczasz, że ona...? Jensine pokiwała głową, łkając.
- Tego się obawiam. Hugo nie jest w ogóle podobny do Emanuela, a w

naszej rodzinie nikt nie ma rudych włosów.

- To straszne - pokręcił głową Asbjorn wyraźnie wstrząśnięty. - Ale... nie

background image

całkiem pojmuję. Hugo wkrótce skończy roczek.

- Emanuel wcześniej nie mógł tego zauważyć. Mnie samej nie

przyszłoby to do głowy, gdybym nie słyszała opowieści krewnych Reidara
Jensena o rudzielcu z Gjetemyrsveien. Jeśli dodać do nich słowa Pedera,
wszystko układa się w logiczną całość. - Przerwała, by po raz kolejny
wytrzeć nos. - Od dawna miałam przeczucie, że dzieje się coś niedobrego.
Elise i Emanuel kłócili się czasami, ale on wtedy nie zdawał sobie z
niczego sprawy, przecież nie dałby Hugo imienia własnego ojca. Latem
rzadko ich widywałam. Jest tak, jak ci mówiłam, mam już dość biedy i
nieszczęść, przede wszystkim jednak nie chciałam poznać prawdy o Hugo.

Asbjorn nie odezwał się, ale nie ukrywał wzburzenia. W końcu wolno

pokręcił głową.

- Dobrze cię rozumiem, Jensine. To nie twoja wina, że dzieci takie są.

Niczego innego nie można się było spodziewać, skoro wzrastały w takim
środowisku w domu alkoholika. Co złe odziedziczyły po ojcu,
upośledzenie Pedera to zapewne spadek po nim. Sądzę, że dobrze robisz,
trzymając się od nich z daleka. Natrudziłaś się dość w życiu, zasługujesz
teraz na lepsze dni. Pomyśl o maleństwie, które urodzisz. Duże dzieci
dadzą sobie radę. Elise i Hilda są dorosłe, a Peder i Kristian już też wyrośli
z pieluch. Jutro zacznę rozglądać się po okolicy, a kiedy znajdę jakiś
przytulny domek, wybierzemy się tam z Anne Sofie.

Jensine pochyliła się ku mężowi, a on objął ją ramieniem.
- Jestem szczęśliwy, że cię znalazłem, Jensine, i cieszę się, iż mogę

zapewnić ci lepsze życie. Zostawmy dzieci i wróćmy do twojej opowieści.

Roześmiała się cicho.
- Naprawdę chcesz ją usłyszeć? Historię mojej pierwszej miłości?
- Tak, nawet za cenę zazdrości.
- Zakochałam się w nim podczas podróży do Kristianii. Pasażerowie

musieli nocować w Nordagutu. W nocy zbudził mnie jakiś rwetes i z
początku nie zorientowałam się, o co chodzi. Drzwi się otworzyły i w
bladym świetle księżyca ujrzałam jakąś ciemną sylwetkę. Ktoś wbiegł do
pokoju i wyciągnął mnie z łóżka. „Pożar!", krzyczał, „dom się pali".
Złapał mnie mocno za ramię i pociągnął na korytarz. Przeraziłam się,
kiedy otoczyły nas kłęby dymu, ale on mnie nie puścił.

- To był Mathias - przerwał jej Asbjorn.
- Tak - potwierdziła Jensine. - Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to był

on, zdjął mnie paniczny lęk. Później jednak zrozumiałam, że uratował mi
życie.

- I dlatego się w nim zakochałaś?

background image

- Nie. Był bardzo przystojny, miał kruczoczarne włosy, ciemnobrązowe

oczy i długie rzęsy. A poza tym biła od niego taka niezwykła pewność
siebie - dodała szybko w obawie, by Asbjorn nie zorientował się, że w
żyłach Mathiasa płynęła cygańska krew.

- I co było dalej? Jak zeszła wam podróż?
- Siedział obok mnie w pociągu. Pamiętam, że lokomotywa nazywała się

„Mercur", z komina buchał czarny dym. Wagon pasażerski miał osiem
wejść, konduktor musiał trzymać się klamki, kiedy sprawdzał bilety.
Bałam się, że wypadnie.

- Mathias ośmielił się odezwać do obcej dziewczyny? Pokiwała głową.
- Miałam wrażenie, że znamy się od dawna. Za Kongsberg zostaliśmy

sami w przedziale, a kiedy zbliżaliśmy się do Kristianii, chwycił mnie za
dłoń i błagał o ponowne spotkanie. Protestowałam, mówiłam, że wuj z
ciotką nigdy mi na to nie pozwolą, ale wtedy zaproponował, bym
wymknęła się nocą.

- I zrobiłaś to? - zdziwił się Asbjorn.
- Czekał na ulicy. Kiedy wyjrzałam przez okno, posłał mi całusa.

Przeraziłam się i szybko odsunęłam w głąb pokoju. Nie mogłam jednak
zasnąć i kiedy późną nocą znów uchyliłam okno, usłyszałam, jak ktoś nuci
piosenkę, którą matka śpiewała nam w sobotnie wieczory. To była
piosenka o Trulsie Wariacie, a zaczynała się od słów „Zerwał róży kwiat u
wrót doliny". Miałam wrażenie, że dzieje się coś niezwykłego. Nie
znaliśmy się, nigdy wcześniej go nie widziałam, a on śpiewał mi ulubione
strofy mojej matki.

- Nie odpowiedziałaś na pytanie. Wymknęłaś się z domu? - spytał z

uśmiechem.

- Ujrzałam go następnego dnia. Wybrałyśmy się z ciotką i jej

przyjaciółką na ulicę Karl Johan, by obejrzeć pałac królewski. Za-
trzymałyśmy się przy pawilonie, gdzie grała orkiestra wojskowa. Ciotka z
przyjaciółką usiadły na ławeczce, a ja przyglądałam się muzykom. Nagle
stanął za mną, chwycił mnie za rękę i odciągnął za świerki na skraju
chodnika. Powiedział mi, że wuj i ciotka często wychodzą wieczorami, a
służącą i pokojówkę można przekupić. Zanim odszedł, oświadczył, że
będzie na mnie czekał przy pompie na placu Stortorvet o godzinie siódmej
tego samego wieczora.

- Poszłaś? Skinęła głową.
- Myślę, że to dobry moment, by przerwać opowieść - uśmiechnął się.
- To był błąd, Asbjorn. Dałam się omamić jego wyglądem, wesołością i

pewnością siebie. Po latach odkryłam prawdę.

background image

Przyciągnął ją do siebie i wtulił twarz w jej włosy.
- Naszła mnie ochota, by dziś wcześniej pójść do łóżka. Co ty na to?
Pokiwała głową z uśmiechem, wstała i ruszyła za nim do sypialni.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Następnego dnia po wizycie Emanuela Elise postanowiła napisać list do

Johana. Johan twierdził, że Emanuel nie wróci, ale mimo wszystko dręczył
go jakiś niepokój. Nie odszedłby od Agnes, gdyby miał pewność, że
dziecko jest jego. Elise znała go zbyt dobrze, by w to nie wątpić. I dlatego
właśnie uważał, że Emanuel odszedł na dobre.

Zniknięcie Agnes mogło oznaczać tylko jedno: znalazła sobie kolejnego

mężczyznę. Im więcej Elise o tym myślała, tym bardziej nabierała
przekonania, że Agnes przekomarzała się z nią jedynie, twierdząc, iż Johan
jest ojcem jej dziecka. Agnes mogła marnować sobie życie, jeśli takie było
jej życzenie. Johan zapewne też nie miał nic przeciw temu. A rada
Torkilda, człowieka ze wszech miar uczciwego, by wystąpić o rozwód, bez
wątpienia dodała mu otuchy.

Najdroższy Johanie!
Miałeś rację, Emanuel nie wróci do mnie. Zjawił się wczoraj, bo doszły

go słuchy, że jestem w ciąży. Pokłóciliśmy się, ale choć wzburzyło mnie
jego zachowanie, trochę mi go żal. Zdaje sobie sprawę, że jest tchórzem, i
wstydzi się tego, ale nie potrafi wystąpić przeciwko rodzinie. Jego rodzice
o wszystkim wiedzą, ale matka ponoć twierdzi, że dziecko nie jest jego.
„Nie osądzaj mnie zbyt surowo", takie słowa wyrzekł, zanim odszedł
Obiecał, że wesprze mnie finansowo, aleja sądzę, że to czcze gadanie.
Emanuel nie ma własnych pieniędzy, utrzymuje go ojciec. Zresztą nie
wiem nawet, czy przyjęłabym jego pomoc.

Peder cierpi. Nie dlatego, by cenił Emanuela bardziej niż Ciebie, ale

dlatego, że wciąż ktoś znika z jego życia.

Kiedy ostatnio szłam na pocztę, zaczepił mnie jakiś pijaczyna i pytał o

Agnes. Twierdził, że nie można jej zastać na poddaszu przy Maridalsveien
ani u Magnusa Hansena. Nie byłam pewna, czy pisać Ci o tym, ale w
końcu chodzi o Twoją żonę, więc uznałam, że masz prawo wiedzieć. Ja też
chcę poznać prawdę, wszystko, co tyczy Ciebie, jest dla mnie równie
ważne.

Nie potrafię opisać, jak bardzo tęsknię za Tobą. Kiedy nie byliśmy

razem, znajdowałam otuchę w tym, że mieszkałeś niedaleko. Wiedziałam,
że mogę pójść do Ciebie, a ty zawsze znajdowałeś czas, by mnie
wysłuchać. Teraz gdy nie tłumię już w sobie zakazanych uczuć, wracam
do tamtych szczęśliwych chwil: do zimy sprzed dwóch lat, kiedy
planowaliśmy ślub i zamierzaliśmy zamieszkać w kuchni u Twojej matki
w Andersengdrden. W marzeniach wciąż przeżywam od nowa tamte dni.

background image

Byłeś moim bohaterem i wciąż nim jesteś.

Twoja Elise
Pisała ostatnie słowa, kiedy usłyszała czyjeś kroki. Nie chciała, by Hilda

lub chłopcy zorientowali się, czym się zajmuje, więc pośpiesznie nakryła
arkusik czystym ręcznikiem i wróciła do poprzedniego zajęcia.
Wyjmowała pieluszki ze stosu prania na kuchennym stole i składała je w
równe prostokąty.

To nie był nikt z rodziny, bo rozległo się pukanie do drzwi. Zanim

zdążyła się odezwać, w szparze pokazała się głowa Torkilda.

- Muszę podzielić się z tobą pewną wiadomością - powiedział z

uśmiechem.

Elise zdziwiła się, od kiedy przyjęto do druku Bliźniego, nie napisała nic

nowego. Codziennie zastanawiała się nad wyborem tematu, ale nie mogła
się zdecydować. Najbardziej skłaniała się ku opowieści o szwedzkiej
rodzinie. Historia nie musiała być wcale smutna, wszystko zależało od
tego, jak ubierze ją w słowa. Chodziło o to, by opisać zwykłą rodzinę
pewnego krawca, która winna była szczególnej „zbrodni"; tego
mianowicie, iż pochodziła ze Szwecji.

Torkild usiadł za stołem.
- Słyszałaś o pani Annie Marie Boe? Elise pokręciła głową.
- Razem z siostrą Cecilie wydają pismo „Urd", które drukują u Oscara

Andersena. Pismo zdobyło sobie dużą popularność, również wśród
mężczyzn, choć właściwie skierowane jest do kobiet. Zajmuje się polityką
i kulturą, a wielu publicystów poczytuje sobie za zaszczyt, by móc
publikować w „Urd" swoje teksty.

- Nie sądzisz chyba, że przyjmą opowiadanie nieznanej autorki, skoro

pracują dla nich same sławy?

- Tak właśnie uważam. Twoje opowiadania muszą wzbudzić

zainteresowanie osoby tak bardzo przejętej problemami tego
społeczeństwa.

Elise zrobiło się gorąco z wrażenia.
- Mogłabym napisać o Hildzie? Tak, by nikt jej nie rozpoznał?
- Oczywiście. Uważam, że historia Hildy warta jest rozpowszechnienia.

Wiele dziewcząt spotkał podobny los. Opowieść o matce zmuszonej do
oddania własnego dziecka wstrząśnie czytelnikami.

- Żeby tylko majster nie dowiedział się o niczym. Niedawno domagał się

ujawnienia, kto kryje się pod pseudonimem Elias Aas.

Torkild zmarszczył czoło.
- Zmień miejsce pracy na fabrykę zapałek, papiernię czy wytwórnię

background image

mydła. Wszędzie pełno jest młodych robotnic. Zresztą możesz pominąć
takie szczegóły.

Elise potakiwała ochoczo, w myślach tworzyła już zarysy nowego

tekstu.

- Najlepiej odwiedź panią Boe i porozmawiaj z nią. Słyszałem, że

poświęca swoim autorom dużo czasu i udziela im cennych rad. Jeśli dowie
się, że opublikowałaś opowiadania w „Verdens Gang" i „Nylaende", z
pewnością okaże zainteresowanie.

- Dziękuję, Torkild, że dodajesz mi otuchy.
- Słyszałem, że wczoraj kręcił się tu Emanuel - spoważniał.
- Nic się przed ludźmi nie ukryje.
- Nie przyszedłem plotkować, tylko spytać, czy nie potrzebujesz

pomocy.

Elise pokręciła głową.
- Emanuel dowiedział się, że jestem w ciąży, i przyszedł sprawdzić, czy

to prawda. Kiedy wychodził, wyglądał dwadzieścia lat starzej -
uśmiechnęła się słabo.

Torkild przyglądał się jej badawczo.
- Czyżby było ci go żal?
- Tak. Niełatwo jest żyć komuś, kto stracił szacunek do samego siebie.
- Masz rację - przytaknął Torkild. - Niektórych ludzi nie nękają wyrzuty

sumienia, inni zaś mają ich w nadmiarze. Jestem pewien, że Emanuel
należy do tej drugiej kategorii.

- Ja też. Prosił mnie, bym nie osądzała go zbyt surowo. Zapadło

milczenie.

- Miałaś jakieś wieści od Johana? - spytał ostrożnie.
- Tak, dostałam list i odpowiedziałam nań. Zanim przyszedłeś,

skończyłam pisać kolejny. Agnes przekazała mu wiadomość o mojej ciąży.

Torkild otworzył szeroko oczy.
- I jak to przyjął?
- Tak jak przystoi przyzwoitemu człowiekowi. Jedno czy dwoje, to nie

ma żadnego znaczenia, napisał.

Torkild uśmiechnął się z ulgą.
- A więc odnaleźliście znów drogę do siebie?
- Tak, ale wciąż mamy daleko do celu.
- Wiem. Anna i ja nie traciliśmy nadziei, że tak się stanie. Ożenek

Johana i twoje zamążpójście to były pomyłki. Nic nie ucieszyłoby nas
bardziej niż powrót do starych dobrych czasów. A tak przy okazji,
widziałaś się ostatnio z Agnes? Do nas od dawna nie zachodzi.

background image

- Słyszałam, że nie mieszka już przy Maridalsveien ani u Magnusa

Hansena. Tyle że dowiedziałam się tego z ust pewnego pijaczyny, więc nie
wiem, ile w tym prawdy.

Torkild zagryzł wargę w zamyśleniu.
- Doszły mnie słuchy, że widywano ją w zaułku koło sklepu wdowy po

Jacobie.

Elise przeraziła się.
- Przy Myralokka? Pokiwał głową.
- W sklepie nie wolno pić alkoholu, więc wynoszą go na ulicę.
- Nad sklepem są robotnicze mieszkania. Wiem, że Agnes miała tam

znajomych. Jednego chłopaka pamiętam nawet ze szkoły, był z niego
kawał łobuza. Ale może już tam nie mieszka - Elise zawahała się, po czym
dodała: - Może źle zrobiłam, przekazując Johanowi słowa pijaczyny.

- Uważam, że dobrze zrobiłaś. Johan wiedział, że Agnes ma swoje za

uszami, ale nie zdawał sobie chyba sprawy, jak bardzo jest lekkomyślna.
Potrzebuje wsparcia, by się od niej uwolnić. Kościół sprzeciwia się
rozwodom niezależnie od okoliczności. Johan czuje się za nią
odpowiedzialny.

- I nie porzuci jej, jeśli dziecko jest jego. Agnes oświadczyła Johanowi,

że ojcem dziecka jest Magnus Hansen, mnie natomiast powiedziała, że to
Johan. Myślę jednak, że zrobiła to z przekory. Nie spodobało się jej, iż
odprowadziłam Johana na nabrzeże, i chciała wymusić na mnie obietnicę,
że zrezygnuję z prób odzyskania jego miłości. Agnes na Johanie nie
zależy, ale liczy na duże pieniądze, jeśli Johan kiedyś stanie się sławny.
Wiele osób wróży mu świetlaną przyszłość.

Torkild prychnął pogardliwie.
- Agnes nie jest go godna. Johan to wspaniały człowiek, zasługuje na

lepszy los.

Podniósł się z krzesła.
- Muszę wracać do pracy. Wpadłem tylko na chwilę, by powiedzieć ci o

pani Boe.

- Dziękuję. Zaraz biorę się do pracy.
Kiedy Torkild zniknął za drzwiami, Elise włożyła list do koperty,

zakleiła ją i zasiadła do pisania.

Starała się opisać pogodną szesnastolatkę, która marzy o życiu w

luksusie, lecz skazana jest na pracę w fabryce w nadrzecznej dzielnicy. Aż
do chwili, gdy zauważa, że jeden z kierowników z biura uśmiecha się do
niej częściej niż do innych dziewcząt.

Prawdziwe wyzwanie to wyjaśnić czytelnikowi, dlaczego zwykła

background image

dziewczyna, marzeniami i tęsknotami nieróżniąca się od swoich
rówieśniczek, idzie do łóżka z podstarzałym mężczyzną za coś do jedzenia
i jakiś fatałaszek. Elise wciąż nie mogła zrozumieć, dlaczego Hilda tak
postąpiła. By przydać opowiadaniu wiarygodności, zamierzała przerobić
majstra na nieco atrakcyjniejszą postać; w ten sposób mogła wlać w tę
dziewczynę jakieś uczucia. Trzeba było też podkreślić wiarę Hildy w to, że
„kierownik" zechce zaopiekować się nią i dzieckiem. Elise pamiętała
tamten dzień, gdy Hilda zwierzyła się jej z miłości do majstra, który
zapewniał jej bezpieczeństwo i dawał nadzieję na lepszą przyszłość.

Hugo zaczął marudzić i domagać się uwagi. Elise podniosła chłopca z

podłogi i dała mu kawałek chleba zamoczony w mleku, po czym odłożyła
go i wróciła do pisania.

Dziwnie było wracać do zdarzeń sprzed lat. Wydobywała dawno

zapomniane szczegóły z zakamarków pamięci. Najlepiej pamiętała tamten
dzień, kiedy Braciszek przyszedł na świat. Hilda leżała w łóżku, na jej
wargach błąkał się uśmiech szczęścia. Siostra spojrzała na nią z
błyszczącymi oczyma i powiedziała: „On jest mój, Elise. Śliczny z niego
bobas, nieprawdaż?" Przytaknęła przez łzy, ciesząc się w duchu, że Hilda
urodziła zdrowego chłopczyka. I że kocha, co dziwne, ojca tego dziecka, a
on także darzy ją miłością. Wtedy jeszcze w to wierzyła.

Jakże odmienne było kolejne wspomnienie. Dzień, w którym w panice

popędziła do Agnes, by zdobyć adres kobiety z Mollergata. Kiedy wróciła
z fabryki tamtego wieczora, zastała Hildę w kuchni.

Coś ją tknęło już od progu. Hilda zachowywała się dziwnie, nie ruszyła

jedzenia, nie odpowiadała na pytania.

Minęła dłuższa chwila, zanim Elise odkryła, co się stało. Zmywając

naczynia w misce, skaleczyła się nożem. Ruszyła na poszukiwanie
szmatki, by opatrzyć skaleczenie, i dostrzegła, że szuflada komody,
służąca Braciszkowi za łóżko, była pusta. Wtedy jeszcze nie domyśliła się
niczego, pomyślała po prostu, że Hilda zaniosła małego do Anny lub do
majstra. Siostra długo siedziała w milczeniu. Kiedy wreszcie wyjawiła
prawdę, Elise nie uwierzyła. „Kłamiesz", szepnęła, rozdziawiwszy usta.
„Nikt nie oddaje własnego dziecka".

Nie pamiętała odpowiedzi Hildy, jedynie jej wzrok, drżące wargi i

histeryczny śmiech, który nie był oznaką wesołości. Kiedy siostra wsparła
się o stół i wybuchnęła płaczem, Elise pojęła, że to nie żarty. Hilda oddała
własne dziecko...

Pisała te słowa, roniąc łzy. Świadomość, że Braciszek znalazł ciepły

dom u pani Paulsen, nie była żadną pociechą. Nie znajdowała również

background image

otuchy w myśli, że Hilda ułożyła sobie życie u boku Reidara. Ból, który ją
przenikał, nie obejmował wyłącznie siostry, ale wszystkie matki zmuszone
do rozstania z własnymi dziećmi. Powinno istnieć prawo, które by tego
zakazywało. Matkę łączą z dzieckiem więzy nierozerwalne.

Co działo się w głowie Hildy, kiedy podpisywała oświadczenie, iż nigdy

nie zażąda zwrotu chłopca? Co pomyśli Braciszek, jeśli kiedykolwiek
odkryje prawdę? Gdyby Hilda cierpiała na jakąś chorobę lub słabość, która
nie pozwalałaby zajmować się dzieckiem, może okazałby wyrozumiałość.
Hilda jednakże była zdrowa i silna, miała pracę i rodzinę gotową do
pomocy.

Przypomniała sobie pierwszą noc bez Braciszka. Peder leżał w

ciemności i płakał. Elise obserwowała go wcześniej, jak wodził oddanym
wzrokiem za maleństwem, wślizgiwał się do izby, by popatrzeć na
chłopczyka, siadywał przy nim i studiował ruchy malutkich rączek i
śmieszne miny niemowlęcia. Cieszył się, że Braciszek będzie dorastał u
jego boku, że zyska towarzysza zabaw. Chwalił się nim przed kolegami z
ulicy i wracał pośpiesznie ze szkoły, by go zobaczyć.

A teraz Braciszka już nie było, a żal Pedera przerastał niemal ten, który

czuł po stracie ojca. Elise uznała nawet, że lepiej by się stało, gdyby
Braciszek umarł. Peder nie potrafił pojąć, że Hilda oddała synka, by
zapewnić mu lepszą przyszłość. Oznaczało to bowiem, że życie Pedera
niewiele jest warte.

Późno w noc słyszała płacz Hildy i słowa, które wypowiadała przez sen:

„Nie, powiedziałam, że tego nie chcę!"

Peder też to usłyszał i potykając się w ciemności, wprosił się do jej

łóżka. Zwinął się w kłębek u jej boku przerażony tym, co się stało.

Elise dopisała zakończenie, choć wspominanie tamtych zdarzeń

sprawiało jej niewypowiedziany ból. Zmieniła jedynie imiona i nazwę
fabryki, a z majstra zrobiła „kierownika". Człowieka, który wykorzystał
marzenia młodej dziewczyny o lepszym życiu.

Stawiając ostatnią kropkę, poczuła, jak ogarnia ją zmęczenie. Hugo

płakał, pochłonięta pracą Elise nie pomyślała, by się nim zająć. Włożyła
arkusiki papieru do koperty i zaadresowała ją do pani Anny Marie Boe z
czasopisma „Urd". Potem na osobnej kartce napisała swoje nazwisko i
adres i wyliczyła opowiadania, której do tej pory udało się jej
opublikować. W zakończeniu wyjaśniła, iż ma nadzieję zwrócić uwagę
ludzi na los najsłabszych istot w tym społeczeństwie: samotnych, biednych
matek.

Potem wzięła Hugo na ręce i ruszyła na pocztę, by wysłać oba listy.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Przyszły dni nerwowego oczekiwania. Na widok listonosza Elise

wybiegała przed próg, ale za każdym razem czekało ją rozczarowanie.

Może list nie dotarł? Zrobiła głupstwo, wysyłając go pocztą, mogła

doręczyć go osobiście. Zdjął ją strach, pamiętała jeszcze uczucie wstydu, z
jakim wkraczała do siedziby pisma „Nylasnde", i krytyczny wzrok
sekretarki. Wprawdzie potraktowała ją uprzejmie, ale nie ukrywała
zdziwienia faktem, że biedna robotnica przynosi im swoje literackie
próbki. Elise nie chciała ponownie przeżywać takiego upokorzenia.

Teraz będzie musiała napisać opowiadanie od początku, a wcale nie była

pewna, czy zdoła to uczynić. Wizyta Torkilda dodała jej odwagi i wprawiła
we właściwy nastrój. Za drugim razem mogła już nie znaleźć właściwych
słów i tej pasji, z którą przelała swe uczucia na papier. Nie da się
dwukrotnie napisać tej samej historii w identyczny sposób.

I nie można żyć z pisania. Pieniądze od pani Paulsen starczyły na

tydzień i choć Reidar i Hilda płacili część czynszu, wydatki znacznie

background image

przekraczały to, co zdołała zarobić.

Dach wymagał remontu. Właściciel odmówił pomocy, oświadczył, że

równie dobrze mogą się wyprowadzić. Petrike i Hjalmar napomykali, że
znajdą sobie inne mieszkanie, jeśli deszcz będzie kapał im na głowy. A
kiedy wieść o cieknącym dachu się rozejdzie, trudno będzie znaleźć
nowych lokatorów.

Pani Paulsen nie odzywała się. Elise miała nadzieję, że któraś ze

służących zjawi się z kolejnym zleceniem, ale dni mijały, a pani Paulsen
nie dawała znaku życia. Próbowała pisać, ale nie miała nastroju.
Potrzebowała stałego zajęcia, lecz gdzie takie znaleźć? Pieniądze od
Ansgara i pana Ringstada kończyły się, wkrótce zostanie bez grosza przy
duszy z piątką dzieci na utrzymaniu.

Na szczęście Carl Wilhelm nie zażądał jeszcze zwrotu wózka. Elise

postanowiła zabrać Hugo i obejść wszystkie sklepy przy Sagveien i
Maridalsveien w poszukiwaniu pracy. W najbliższej okolicy było ich
wiele, sprzedawano w nich nabiał, wyroby kolonialne, kapelusze i
słodycze. Mogła też zapuścić się dalej, na Sandakerveien, spytać panią
Grorud lub Magdę na rogu. Lub zająć się sprzątaniem jak Hilda. W
ostateczności mogła spróbować w przędzalni, choć szczerze wątpiła, że
znajdzie tam posadę. Od pewnego czasu u Graaha nie zatrudniano nawet
zamężnych kobiet, a zresztą Hugo był zbyt mały, by mogła liczyć na
miejsce w żłobku.

Nie zdążyła dojść do furtki, kiedy na moście pojawił się jakiś postawny

mężczyzna w czarnym garniturze i białej koszuli, na głowie miał cylinder,
a w dłoni ściskał laseczkę. Widok był tak niezwykły, że Elise mimowolnie
zatrzymała się.

I z nagłym przestrachem rozpoznała eleganta: to był majster Paulsen!

Nie pokazywał się w tej okolicy od dawna. Kiedy Hilda uciekła od niego
tuż przed porodem, nie zrobił nic, by ją znaleźć. Nie zjawił się na
pogrzebie małej Jensine, ale to można jeszcze było jakoś wytłumaczyć:
ukrywał wszak przed ludźmi fakt, że był ojcem dziecka.

Chciała zawrócić i schować się w domu, kiedy mężczyzna podniósł

laskę i groźnym gestem skierował ją ku niej.

- Pani Ringstad? - powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu. - Chcę

zamienić z panią kilka słów.

Użył oficjalnej formy, co natchnęło Elise nadzieją. Do robotnic zawsze

mówił po imieniu, ją widocznie zamierzał traktować z większym
szacunkiem, skoro została żoną syna posiadacza ziemskiego i byłego
oficera Armii Zbawienia. Może nie miał pojęcia, co się zdarzyło? Może

background image

nawet nie wiedział, że Hilda wyszła za mąż?

Elise nie ruszyła się z miejsca.
Zbliżał się zadyszany, czerwony na twarzy, był teraz znaczenie tęższy,

niż kiedy widziała go po raz ostatni. Nie mogła pojąć, że Hilda poszła z
kimś takim do łóżka.

Dygnęła z nawyku i zaraz tego pożałowała. Nie pracowała już w

przędzalni, nie musiała traktować go tak uniżenie.

- Możemy wejść do środka?
Nie czekając na odpowiedź, pchnął furtkę i ruszył na schodki.
- Widzę, że pani wychodzi, ale te sprawy muszą zaczekać. Mam z panią

do pomówienia.

Elise nie odważyła się zaprotestować.
Paulsen okrążył narożnik domu, pchnął drzwi kuchenne i wszedł do

środka, jakby był panem tego domu. Dysząc głośno, opadł na taboret,
wyjął ogromną chusteczkę z kieszeni i otarł czoło.

- Niech mi pani powie, pani Ringstad - odezwał się, kiedy złapał

oddech. - Czy to prawda, że pani siostra wyszła za mąż za nauczyciela ze
szkoły w Sagene?

Elise zatrzymała się przy drzwiach. Spodziewała się gwałtownej

przemowy, frontalnego ataku na Hildę za to, że uciekła spod jego skrzydeł.
Albo oskarżeń pod jej adresem za opublikowanie opowiadania w „Verdens
Gang". Skinęła głową zdziwiona.

- Czy to dobry człowiek?
Przytaknęła po raz kolejny. Chce mnie zwieść swoją uprzejmością,

pomyślała. Zaraz się zacznie.

- Wiem, że dziecko zmarło. Niczego innego się nie spodziewałem.
Machnął ręką, rozglądając się po kuchni obwieszonej praniem, lichą

bielizną chłopców i zniszczonymi ręcznikami.

Elise poczuła, że wzbiera w niej złość. Cóż z tego, że był majstrem,

mieszkał w pięknym domu na szczycie wzgórza Aker i miał elektryczne
oświetlenie. Tak łatwo się nie wywinie.

- Była bardzo słabowita. W ogóle nie przyjmowała pokarmu.
Z satysfakcją stwierdziła, że jej głos zabrzmiał ostro i wyraźnie.

Zdziwiła się jednak, widząc, że Paulsen kiwa głową z zamyśleniem.

- Tak słyszałem. Może i lepiej, że tak się stało. Zwłaszcza że żona

mojego bratanka się rozchorowała. Nie zniosłaby takiej straty.

Elise nic nie odrzekła. Nie była pewna, co teraz nastąpi, i zdumiała się,

że majster rozmawia z nią tak otwarcie. Zapewne nie przyznał się wobec
nikogo, że jest ojcem obojga dzieci, które Hilda wydała na świat, ale

background image

musiał liczyć się z tym, iż Elise wie o wszystkim.

- Wiele się tu dzieje - ciągnął. - Dzieci umierają na odrę i suchoty, ludzie

skaczą w odmęty wodospadu. Wciąż jakieś nieszczęścia.

Te słowa zbudziły jej czujność. Nie mogła zdradzić się choć słowem, że

jest autorką opowiadania o Mathilde. Może chciał ją pociągnąć za język,
by wydobyć z niej to wyznanie? Wzruszyła ramionami.

- Skąd mam to wiedzieć? Nie czytam gazet.
- Nie czyta pani gazet? - zdziwił się. - Sądziłem, że różni się pani od

tych młodych ludzi, którym w głowie tylko hulanki i swawole.

- Nie stać mnie ani na gazety, ani na hulanki, panie Paulsen. Mam

czworo dzieci na utrzymaniu, a piąte jest w drodze.

- No właśnie. Co rok prorok. Słyszała pani, że w jednym z mieszkań na

Griinerlokka gnieździ się siedemnastoosobowa rodzina? Po co rodzicie
tyle dzieci, skoro nie stać was na ich utrzymanie?

Elise nie odpowiedziała. A jak tego uniknąć? Nie wiedział, co to znaczy

małżeński obowiązek? Paulsen wbił w nią wzrok.

- Sb/szałem, że była pani najlepszą uczennicą w klasie. Pewna

nauczycielka opowiadała mi, że pisała pani piękne wypracowania, które
odczytywano na głos.

Elise zmusiła się, by patrzeć mu prosto w oczy.
- To stare czasy. Po skończeniu szkoły poszłam do pracy.
- A teraz? Czym teraz się pani zajmuje?
- Szyciem.
- Doszły mnie słuchy, że pani mąż się wyprowadził.
- Musiał pomóc rodzicom we dworze, bo brakuje im rąk do pracy.
Kłamstwo miało gorzki smak, ale nie zamierzała dzielić się swoim

wstydem z tym człowiekiem.

- Ach tak. Nie należy więc wierzyć w plotki. Utrzymuje się pani z szycia

czy też wspiera panią mąż?

- Oczywiście, że mąż łoży na rodzinę, ale muszę dorabiać, by starczało

na czynsz.

Paulsen ponownie rozejrzał się wokół siebie.
- A pani siostra i jej mąż mieszkają tutaj?
Skinęła głową poirytowana. Kto dał mu prawo, by wpadać tutaj i

zadawać jej te wszystkie intymne pytania? Nie przyszedł, by się zemścić.
Przyszedł, by węszyć.

- Czego pan chce ode mnie, panie Paulsen? - spytała grzecznie, choć nie

zdołała ukryć rosnącego rozdrażnienia.

Pokręcił głową zakłopotany. Ze zdziwieniem dostrzegła wyraz smutku

background image

na jego twarzy i nagła myśl przyszła jej do głowy. Może majster naprawdę
kocha Hildę? Może tęskni za nią, może jest zazdrosny o Reidara?

Jeśli jednak kocha Hildę, nie oddałby jej dziecka. Coś się nie zgadzało.

Przecież mężczyźni chyba rozumieją, czym dla matek jest strata
potomstwa?

Paulsen zagryzł wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Przyszedłem właściwie sprawdzić, jak się pani miewa - powiedział

wreszcie. - Wszak to ja wysłałem pani matkę do sanatorium i zająłem się
Hildą, kiedy potrzebowała pomocy.

Elise miała ciętą odpowiedź na końcu języka, ale powstrzymała się.

Może rzeczywiście tak to widział? Może naprawdę uważał, że uchronił
Hildę przed gorszym losem? Pokrętne wytłumaczenie, ale Elise przestało
już cokolwiek dziwić. Roześmiał się nieco wstydliwie.

- A poza tym powiedział mi ktoś, że pisuje pani do gazet. Nie wiem,

skąd ta osoba wzięła swe informacje, ale uznałem je za tak
nieprawdopodobne, że postanowiłem sprawdzić u źródła. - Znów
zachichotał. - Skoro nie stać pani na kupowanie czasopism i spędza pani
całe dni na szyciu, to skąd wzięłaby pani czas na pisanie?

Elise też się roześmiała, choć w jej uszach śmiech zabrzmiał nieco

sztucznie.

- To rzeczywiście niedorzeczne. I ta osoba uważa, że mam posadę w

gazecie? Z moją pozycją społeczną?

Paulsen zaśmiał się raz jeszcze, tym razem, by pokryć zażenowanie.

Uznał wyraźnie, że wygłupił się, zdradzając się ze swoim
przypuszczeniem.

- Czego to ludzie nie wymyślą? Tak to już jest, pani Ring-stad, że ludzie

wyróżniający się z tłumu stają się obiektem plotek i podejrzeń. A pani i
pani siostra nie jesteście takie jak mieszkańcy tej dzielnicy. Matka pani też
żyje inaczej. Wyszła za mąż po raz drugi i matkuje małej dziewczynce,
zostawiwszy własne dzieci. To wystarczy, by ludzie obgadywali was za
waszymi plecami, ale ja uważam, że każdemu z nas pisany jest odrębny
los. Mój ojciec był majstrem, a dziad pracował w młynie zbożowym Ivera
Olsena. Pani jest córką robotników, więc wydawałoby się właściwe, by
podążała pani ich śladami. - Urwał, by wytrzeć czoło chusteczką. - Więc
można wyżyć z szycia? Co będzie, jeśli pani mąż przestanie przysyłać
pieniądze?

- Nie wiem, zbyt krótko się tym zajmuję. Dostawałam zamówienia od

młodej pani Paulsen, ale teraz zapadła na zdrowiu i nie mam nowych
zleceń.

background image

- I została pani bez pracy? - przeraził się.
- Właśnie wybierałam się do sklepów przy Maridalsveien, by poszukać

zajęcia, kiedy pan się zjawił.

Paulsen odetchnął z ulgą. Chyba nie do końca uwierzył w zapewnienia

Elise, że nie pisuje do gazet. Skoro jednak dziewczyna szuka zatrudnienia,
to chyba ma ku temu jakiś powód. I nie spędza czasu nad kartką papieru.

- Jeśli pani chce, rozpytam się wokół. Umie pani coś jeszcze poza

szyciem i przędzeniem? Zna się pani na pracy biurowej?

Elise pokręciła głową.
- Nie wiem nawet, jak wygląda maszyna do pisania.
- Ma pani ładny charakter pisma? Mógłbym zobaczyć jakieś próbki?
- Nie mam papieru ani ołówka i nie sądzę, by mój charakter pisma

przypadł panu do gustu. Od ukończenia szkoły nie napisałam ani słowa.

- Jestem przekonany, że potrzeba nam kogoś do sprzątania pomieszczeń

biurowych - ożywił się Paulsen. - Polecę brygadziście, by znalazł dla pani
jakieś zajęcie.

- Dziękuję, ale rozejrzę się najpierw za posadą w sklepie. To łatwiejsza

praca dla matki z małym dzieckiem.

- Rozumiem - powiedział, wstając. - Proszę pozdrowić siostrę i życzyć

jej pomyślności w małżeństwie.

Zrobił dwa kroki w kierunku drzwi i zatrzymał się.
- A co pani sądzi o tym młodym nauczycielu? Lubi go pani?
- Reidar Jensen to miły człowiek. Pomaga mojemu młodszemu bratu

odrabiać lekcje. Peder nie jest zbyt pilny.

- Hm. A skąd on pochodzi? Z jakiejś dobrej rodziny?
- Jego rodzice mieszkają przy Josefinegate.
- Ach tak? W takim razie Hilda ma szczęście. Miejmy nadzieję, że ten

młody człowiek wytrzyma po wschodniej stronie rzeki. A może
zamierzacie się przeprowadzić?

- Dobrze się nam tutaj mieszka, panie Paulsen - oznajmiła Elise z lekką

irytacją.

- Doprawdy? I nie przeszkadza wam szum wodospadu?
- Nic a nic. Latem wygrzewamy się w słońcu wśród drzew i zieleni. Inni

nawet tego nie mają.

- Smród od rzeki jest jednak nie do wytrzymania.
- To zależy, z której strony wieje wiatr. A jak robi się źle, wchodzimy do

domu i zamykamy okna.

Pokręcił głową i ruszył do drzwi.
- Jest tak, jak mówię, ludzie powinni mieszkać tam, gdzie los im

background image

wyznaczył miejsce.

Elise odprowadziła go za próg. Hugo spał smacznie w wózecz-
ku.
- Miłego dnia, pani Ringstad. - Paulsen uchylił kapelusza. - Dziękuję za

miłą pogawędkę.

- Ja też dziękuję, panie Paulsen.
Odprowadziła go wzrokiem, kiedy schodził po schodach i szedł w stronę

furtki. Nie miała wątpliwości, dlaczego ją odwiedził.

To, co ją zdziwiło, to przyjazny sposób, w jaki ją potraktował. Mógł

ciskać gromy i pogróżki. Tymczasem rozmawiał z nią tak, jakby należała
do tej samej warstwy.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Elise znalazła pracę w sklepie. Zeszła całą ulicę do kościoła w Sagene,

skręciła w Sandakerveien i znalazła się na powrót na Maridalsveien.
Chciała już zrezygnować, kiedy w końcu szczęście uśmiechnęło się do
niej. Wdowa Borresen mieszkająca w starym domu niedaleko
Telthusbakken potrzebowała pomocnicy w małym sklepiku z nabiałem.

Wdowa była starszą gadatliwą kobietą, je) zmarły mąż zajmował się

ogrodnictwem, ale w dawnych czasach w ich domu znajdowała się
wozownia. Dom zbudowano na wsi w roku 1800, perorowała kobiecina, a
woda w rzece nadawała się wtedy do picia. Droga z doliny Maridalen
biegła tuż obok zabudowań i przemierzali ją chłopi na koniach i
furmankach, wioząc płody ziemi do miasta i wracając bez ładunku, za to z
solidną porcją gorzałki w brzuchu.

Elise od razu ją polubiła. Pani Borresen nie miała nic przeciw temu, by

zabierała Hugo ze sobą do pracy. Zaczęła następnego dnia.

W przerwie obiadowej przed sklepem ustawiała się kolejka robotnic,

które wykorzystywały czas wolny na zakupy. Elise wdawała się z nimi w
pogawędki, co było przyjemną stroną zajęcia. Były też złe strony, cały
dzień tkwiła za ladą, podając towar i obliczając zapłatę. Oprócz mleka
wdowa sprzedawała również pieczywo i inne artykuły spożywcze. Miała
także beczki z gorzałką.

Po skończonym dniu Elise dotarła do domu na ołowianych nogach.

Hugo marudził, nie lubił siedzieć w wózeczku, a przestrzeń za ladą była
niewielka w porównaniu z kuchnią w domku majstra.

Hilda wróciła wcześniej, zwykle nie poświęcała sprzątaniu więcej niż

kilka przedpołudniowych godzin. Reidar nie życzył sobie, by pracowała
ponad potrzebę. Elise podejrzewała, że wstydzi się zajęcia żony.

- Wielki Boże, jestem wykończona! - Elise opadła na stołek kuchenny. -

Zapomniałam już, jak to jest, kiedy cały dzień spędza się na nogach. Plecy
mnie bolą.

- Może skorzystasz więc z propozycji Paulsena? - uśmiechnęła się Hilda

przekornie. Opowieść siostry o wizycie majstra zdumiała ją niepomiernie.

background image

Resztę dnia spędziła, nie odzywając się. Elise zastanawiała się, co też
siedzi w jej głowie. Może wciąż darzyła majstra uczuciem? A może po
prostu próbowała domyślić się, jakie ma zamiary?

- Przyszedł list do ciebie. Elise aż podskoczyła z wrażenia.
- I dopiero teraz mi o tym mówisz? Gdzie go położyłaś? Hilda zdjęła

białą kopertę z półki na talerze.

- Tutaj. Wygląda ciekawie. Napisałaś nowe opowiadanie? - spytała,

uśmiechając się.

Elise nie odpowiedziała, niecierpliwie rozdarła kopertę i przebiegła

wzrokiem po tekście.

Droga pani Ringstad!
Z przyjemnością przeczytałam Pani opowiadanie. Nie mam teraz

miejsca, by je opublikować, ale chętnie zachowam je na późniejszą chwilę.
Byłabym rada poznać Panią osobiście i zapraszam do naszej siedziby. Ma
pani sprawne pióro, a opowieść o losie młodej robotnicy jest wstrząsająca.
Może spróbowałaby Pani napisać książkę? Pod pseudonimem, rzecz jasna,
w innym razie byłby kłopot z ogłoszeniem jej drukiem. Czekam na wieści
od Pani.

Z poważaniem Anna Marie Bee, redaktorka czasopisma „Urd"
Elise złożyła karteluszek i wsunęła do koperty.
- Złe wiadomości? - Hilda patrzyła na siostrę z napięciem. Elise

wzruszyła ramionami. Rozczarowanie było bolesne.

- No, wykrztuś wreszcie! Do kogo napisałaś? Elise pokręciła głową.
- Do czasopisma dla kobiet o nazwie „Urd". Wysłałam im opowiadanie,

ale je odrzucili.

- Nic nie mówiłaś. O czym napisałaś? To smutna historia?
- Tak.
- Ale ty jesteś głupia! Przecież wiesz, że ludzie nie chcą czytać o

nieszczęściach i dramatach. Napisz o matce, która wyszła z choroby, albo
o dżentelmenie, który obdarował Pedera kociakiem.

- Nie chodzi tylko o temat. Nie mają miejsca na mój tekst. Pani redaktor

zaproponowała, bym napisała książkę.

- Więc jej posłuchaj! - ekscytowała się Hilda. - Możesz pisać po

powrocie ze sklepu. Pomogę ci z Hugo, będę robić jedzenie dla chłopców i
przekonam Reidara, by częściej pomagał Pederowi w lekcjach. Wiem, że
ostatnio niezbyt się starał, ale na pewno się zmieni, kiedy się dowie, że
zostaniesz pisarką. Będzie z ciebie dumny!

Elise patrzyła na siostrę w milczeniu. Miała potraktować ją poważnie?

Zrobiło się jej gorąco, mogłaby przelać na papier wszystko, co leżało jej

background image

na sercu, powiązać losy Oline, Mathilde i Othilie i poszukać przyczyn ich
życiowych decyzji. Czytelnicy książek nie mieli pojęcia, co czuje matka,
stojąc w kolejce biedaków po garnek zupy dla gromadki potomstwa. Nie
spędzali bezsennych nocy w niedogrzanych mieszkaniach, dygocąc w
lichej pościeli. Nie musieli bronić dzieciom pójścia do szkoły z braku
odzienia dla nich. Jeśli ludzie chcą zrozumieć, dlaczego młode matki
sprzedają się na ulicy, muszą sięgnąć głębiej. Wczuć się w los biednej
młodej dziewczyny śpieszącej o pół do szóstej rano do żłobka z zaspanym
dzieckiem na ręku i wracającej po nie na ołowianych nogach o szóstej,
czasem ósmej wieczorem.

Pokiwała głową.
- Dobrze, Hildo. Naprawdę mam ochotę spróbować.
Zaczęła następnego dnia. Przez trzy kolejne tygodnie poświęciła pisaniu

każdy wieczór po skończonej pracy.

Hilda dotrzymała słowa, a Reidar też okazał się pomocny. Razem

zajmowali się Hugo i chłopcami. Reidar odrabiał lekcje z całą trójką i
poświęcił dodatkowy czas na naukę z Pederem.

Kristian bawił się z Hugo, kiedy Hilda gotowała kaszę, potem karmił go,

a Hilda kładła chłopczyka do łóżka. Później przygotowywała kolację, a
Reidar nosił drwa i wodę. Na koniec dnia zmywała podłogę w kuchni i
prała pieluchy. Elise nie mogła się nadziwić jej pracowitości.

- Nie wiem, jak ci dziękować - powiedziała jednego wieczora. - Bez

waszej pomocy nie znalazłabym czasu na pisanie.

- Nie ma za co - zmieszała się Hilda. - Zresztą robię to też dla siebie.

Rodzice Reidara zaczęli inaczej na nas patrzeć. Ponoć chwalą się, że mają
pisarkę w rodzinie.

- Ale ja przecież nie wydałam jeszcze żadnej książki! - przeraziła się

Elise.

- Jak skończysz pisać, to przyjmą ją do druku. Tak mówi Reidar.
- To nic pewnego - pokręciła głową Elise. - Wydawnictwa zazwyczaj

odsyłają rękopisy. Torkild twierdzi, że tylko nielicznym udaje się wydać
pierwszą książkę.

- Po co więc piszesz? - zdziwiła się Hilda.
- Bo, jak to mówią, kto nie ryzykuje, nic nie ma.
Pożałowała tych słów, widząc rozczarowanie Hildy. Pewnie teraz nie

będzie już tak chętna do pomocy.

- Redaktorzy w „Nylasnde", „Verdens Gang" i „Urd" twierdzą, że

dobrze piszę. Jeśli będę miała szczęście, przyjmą mi książkę do druku.
Przeszłam już przez pierwsze sito.

background image

- Skończ więc ją, a potem zobaczymy - ożywiła się Hilda. - Rodzicom

Reidara nic nie musimy mówić. Zresztą jakoś dziwnie się zachowują.
Byłam tam dwukrotnie po ślubie i za każdym razem pytają mnie o ciebie i
Emanuela.

- Myślę, że wiem dlaczego.
Hilda spojrzała na siostrę ze zdziwieniem.
- Rozpowiadali historie o rudzielcu z Gjetemyrsveien, a potem zobaczyli

Hugo. Kiedy Peder się wygadał, że rudzielec kocha się we mnie, połączyli
jedno z drugim. Jestem przekonana, że uważają, iż Emanuel odszedł ode
mnie, bo się puściłam z innym.

- W takim razie powinnyśmy powiedzieć im prawdę. Elise zawahała się

i pokręciła głową.

- Nie możemy. Nawet matka nie wie o niczym, a co dopiero obcy ludzie.

Poza tym pomyśl o Ansgarze Mathiesenie. Jeśli ludzie dowiedzą się o
wszystkim, będzie skończony, a tego sobie nie życzę.

- Jezu Chryste! Co cię obchodzi ten łobuz?
- Dość się już wycierpiał. Teraz ma narzeczoną i szansę na normalne

życie. Nie zapominaj, że dwukrotnie usiłował odebrać sobie życie.

Hilda pokręciła głową.
- Masz nierówno pod sufitem. Nie słyszałam dotąd, by dziewczyna brała

w obronę człowieka, który ją zgwałcił!

W początkach listopada do Elise przyszedł niezwykły list.
Hilda, Reidar i chłopcy czekali na jej powrót z pracy, nie mogąc ustać w

miejscu z ekscytacji. Nawet Petrike i Hjalmar dostrzegli jasnobrązową
kopertę opatrzoną zagranicznymi znaczkami i wymyślili jakiś pretekst, by
znaleźć się w kuchni, kiedy Elise zjawiła się w domu. Gdy Hilda posłała
im zirytowane spojrzenie, pośpiesznie wrócili na górę.

Elise nie przyznała się nikomu, że napisała do wujka w Ameryce. Teraz

cała gromadka spoglądała na nią z zaciekawieniem.

- Co to może być? - spytała Hilda.
- Może ktoś z zagranicy chce wydrukować twoje opowiadanie -

zasugerował Reidar.

- A może list jest od Johana? - nie tracił nadziei Peder.
- Nie widzisz, że znaczki są inne? - skarcił go Kristian.
Elise nabożnym gestem podniosła małą kopertę z czerwonym i

fioletowym znaczkiem z wizerunkiem głowy jakiegoś mężczyzny. Głośno
odczytała treść stempla: „SPOKANE, oct 2, 1906, WASH.".

Napis na znaczku głosił „U.S. postage", na fioletowym znaczku pod

nadrukiem napisane było „3 cent", a na czerwonym „2 cent". Jej nazwisko

background image

widniało na samym środku, wypisane wyraźnym i czytelnym charakterem
pisma: „Mrs. Elise Ringstad, San-dakerveien przy Beierbrua, Norway,
Kristiania, Scandinavia, Europe".

Wszyscy tłoczyli się wokół niej, zaglądając jej przez ramię.
- Co znaczy „Mrs."? - dopytywał się Kristian.
- Pani, to po angielsku - wyjaśnił Reidar. Evert nic nie pojmował.
- Ten list jest z Anglii? A skąd on wiedzą o Elise?
- List jest z Ameryki - rozwiązała problem Elise. - Napisałam do

jednego z naszych wujków i właśnie dostałam odpowiedź.

Nawet jeśli list miał okazać się jednym wielkim rozczarowaniem, nie

mogła dłużej ukrywać tego przed nimi; musiała wyjaśnić, dlaczego go
dostała.

- Wiesz, z jakiej części Ameryki go wysłano? - zwróciła się do Reidara.
- Ja wiem - wtrącił się ochoczo Kristian. - Waszyngton to miasto na

Wschodnim Wybrzeżu, a także stan na Zachodnim Wybrzeżu. Spokane -
wymówił ten wyraz tak, jak go napisano - to nazwa miasta.

Reidar potwierdził, wiedza chłopca zrobiła na nim wrażenie.
- Otwórz go! - Hilda przestępowała z nogi na nogę. - Może ten nasz

wujek jest bogaty i zaprasza nas do swego wielkiego domu!

Peder obrócił głowę i spojrzał na nią z przerażeniem.
- Chciałabyś wyprowadzić się znad rzeki? Hilda westchnęła z

rezygnacją.

- Może przysyła nam pieniądze. Ludzie, którzy wyjechali do Ameryki,

dorobili się fortun.

Elise ostrożnie otworzyła kopertę. Kiedy wyjmowała złożony arkusik

papieru, ze środka wysunął się zielony banknot. Kristian złapał go, zanim
zdążył opaść na podłogę.

- Banknot jednodolarowy! - zdziwił się Reidar. - Wart wiele koron

norweskich!

Wszyscy przyglądali się dolarowi, który bardzo różnił się wyglądem od

norweskich pieniędzy.

Elise rozłożyła arkusik i przebiegła wzrokiem cały tekst, zanim zaczęła

czytać na głos: - Droga siostrzenico! List z Norwegii to dla nas surprise...

- Co znaczy „surprise"? - spytała Reidara.
- Niespodzianka. Elise podała mu list.
- Może ty go przeczytasz?
- Lepiej znam łacinę i niemiecki, ale mogę spróbować.
I zaczął czytać od nowa, tłumacząc pojawiające się angielskie wyrazy.
Droga siostrzenico!

background image

List z Norwegii to dla nas niespodzianka. Nie sądziliśmy, że nasza

siostra żyje i że dziecko, które miała urodzić, da sobie radę w robotniczej
dzielnicy Kristianii, mając takiego ojca. Teraz dowiadujemy się, że mamy
dwie siostrzenice i dwóch siostrzeńców. Z Norwegii dotarliśmy do
Minnesoty i pracowaliśmy w gospodarstwie, a teraz mieszkamy w
Spokane na Zachodnim Wybrzeżu i wozimy drewno. Nie jest tak źle, jeśli
nie zdarzają się wypadki, ale to ciężka praca. Dziś pień przygniótł
człowieka i musieliśmy zawieźć go do szpitala, teraz zaś siedzę i piszę to,
co mi się w głowie lęgnie, i zastanawiam się, co tam słychać w Norwegii?
Jak się ma Jensine, chętnie bym się dowiedział. Brat ma dwóch synów w
takim wieku jak twoi bracia. Z pożyczek zbudowaliśmy sobie duży dom z
werandą. Wydaliśmy dużo pieniędzy, ale zarabiamy dobrze, jakieś
trzydzieści dolarów na miesiąc, a może i więcej. Napisz, co tam słychać w
ojczyźnie, twój list bardzo nas ucieszył.

Serdeczne pozdrowienia od wujka Kristiana
- Słyszeliście?- - Hilda przewróciła oczyma. - Dobrze zarabiamy!

Zbudowaliśmy sobie dom z werandą!

- Wujek Kristian! - Kristian posłał Elise zdumione spojrzenie. - Co to

znaczy?

- To brat mamy. Mama dała ci imię po nim.
- A dlaczego nie mnie? - spytał Peder z zazdrością. Hilda klasnęła w

dłonie.

- Wiecie co? Weźmy list i chodźmy do mamy! Kristian, Peder i Evert aż

podskoczyli z radości.

- To dobry pomysł, Hildo - uśmiechnęła się Elise. - Matka z pewnością

się ucieszy.

I już po chwili cała gromadka szła przez Beierbrua do Maridalsveien i

skręciwszy w Akersbakken, skierowała się na Wzgórze Świętego Jana.

Przed domem Paulsena Juniora stała bryczka. Dwóch mężczyzn szło w

kierunku furtki, rozmawiali cicho, a miny mieli zafrasowane. Jednym z
nich był pan Paulsen, drugi, ubrany w płaszcz i kapelusz, ściskał w dłoni
torbę lekarską. Nie zwracali uwagi na otoczenie, a Elise nie zamierzała się
witać.

Spojrzała na Hildę i napotkała zaniepokojony wzrok siostry.
- Myślisz to samo co ja? - spytała ostrożnie. Hilda pokiwała głową.
- Biedny Braciszek - szepnęła, by nikt nie usłyszał jej słów. Zwolnili,

zbliżywszy się do domu, w którym mieszkała matka i pan Hvalstad. Elise
nie była już taka pewna, czy pomysł Hildy miał jakiś sens. Matka nie
lubiła niespodzianek, a wizyta sześciu osób, licząc Hugo nawet siedmiu, z

background image

pewnością ją zaskoczy. Mogła pójść sama, ale chłopcy przystali na
propozycję z taką ochotą, że nie miała serca im odmówić.

- Nie sądzę, że wpuszczą nas do środka. Jest późno, Anne Sofie kładzie

się już do łóżka, a mama nie lubi tłumów wokół siebie.

Peder wyglądał na rozczarowanego, Kristian nawet nie zmienił się na

twarzy.

- Pokażemy jej list i sobie pójdziemy - powiedziała Hilda.
- Przecież to wasza matka! - zdziwił się Reidar. - Pokażecie list i sobie

pójdziecie?

- Matka chorowała, jest słabowita - wyjaśniła szybko Elise. - Gdybyśmy

zapowiedzieli wizytę, na pewno zaprosiłaby nas do środka.

- Wątpię. - Hilda nie owijała niczego w bawełnę. - Matka ma teraz

własną rodzinę i nie znajduje dla nas czasu.

- Kłamiesz, Hildo! - Peder spojrzał gniewnie na siostrę. - Nie pamiętasz,

co z nią było? Leżała blada w łóżku. Gdyby nie wyjechała do sanatorium,
to...

Nie zdążył dokończyć, bo Kristian położył mu błyskawicznie dłoń na

ustach.

- Zamknij się, gnojku!
Elise spojrzała na brata ze zdumieniem. Już dawno się tak nie

zachowywał. Może pod maską obojętności skrywał gorące emocje?
Zamyślona zadzwoniła do drzwi.

Rozległy się kroki, drzwi się uchyliły i w szparze ukazała się głowa

Asbjorna.

- Wielkie nieba... - zdumiał się. - Czy coś się stało? Elise pokręciła

głową pośpiesznie.

- Chcemy tylko przekazać mamie miłą wiadomość. Wszyscy razem.
- Doprawdy, nie wiem. Jensine jest zmęczona. Właśnie kładły się obie z

Anne Sofie.

- My na krótko. Chcemy pokazać jej pewien list.
- To może ja go wezmę. Właśnie się przeprowadzamy.
- Przeprowadzacie się? - spytały Hilda i Elise jednocześnie. Asbjorn

uśmiechnął się z zażenowaniem.

- Wynajęliśmy dom w Kjelsas. Ceny są tam przyzwoite, a Jensine i Anne

Sofie służyć będzie życie na wsi. Co to za list?

Elise wyjęła arkusik z kieszeni i wręczyła Asbjornowi.
- .Napisałam do jednego z mamy braci w Ameryce i dzisiaj dostałam

odpowiedź. Uznałam, że mama się ucieszy.

- List od brata Jensine? Przecież obaj odwrócili się do niej plecami i

background image

zostawili na pastwę losu.

- Minęło prawie dwadzieścia lat. - Twarz Elise ściągnęła się w gniewie. -

Chyba już czas, by zapomnieć dawne urazy?

- Pokażę jej list. Idźcie już.
Elise gotowała się z wściekłości. Odwróciła się gwałtownie.
- Chodźmy więc. Nie mamy tu nic do roboty.
Poszli za nią bez słowa i zatrzymali się dopiero na ulicy.
- Do diabła! - Oczy Hildy ciskały iskry. - Teraz już rozumiesz, Reidar.
Reidar pokręcił głową.
- Co się z nią dzieje?
- Słyszałeś, co powiedział? Jest zmęczona i kładzie aniołka spać.

Utulenie pięciolatki do snu to ciężka praca! A poza tym przeprowadzają
się na wieś.

Elise ścisnęła dłoń Pedera i położyła rękę na ramieniu Kristiana.
- Nie będziemy się tym przejmować. Jutro napiszemy list do wujka

Kristiana, każdy z was może dodać parę słów od siebie.

- Na mnie nie licz! - Kristian kopnął kamień ze złością.
- Uspokój się, Kristianie! - powiedziała Elise. - Przecież wiesz, że mama

jest słaba. Asbjorn nie chciał sprawiać jej kłopotu, a ona sama nie
wiedziała, że stoimy za progiem.

- Na pewno! - prychnął Kristian pogardliwie. - Słyszała nas. Wiedziała,

że przyszliśmy. Widziałem, jak przemykała się do kuchni.

- Musiałeś się pomylić. Myślę, że mama leżała już w łóżku.
Zaczęła pchać wózek, Peder i Evert pobiegli przodem. Chłopcy w tym

wieku szybko puszczali rozczarowania w niepamięć i znajdowali sobie
nowe zajęcie. Teraz biegali beztrosko w ciemności, nie myśląc o lekcjach
czy pracy. Ulica była pusta, w powietrzu tańczyły płatki śniegu, pierwsze
tej jesieni. To wystarczyło, by dobrze się bawić.

Hilda i Reidar szli za nią, pogrążeni w cichej rozmowie. Hilda

pochlipywała, a Reidar usiłował ją pocieszyć. Nie ma się czym
przejmować, pomyślała ze złością. Matka nie stała się taka z dnia na dzień,
zdążyli już się przyzwyczaić do jej kaprysów. Trzeba zapomnieć o tym
zdarzeniu i cieszyć się listem z Ameryki.

- Odpiszemy, nawet jeśli mama sobie tego nie życzy - odwróciła się. -

Zapamiętałam adres. Gdzie jest Kristian? - rozejrzała się wokół.

- Kristian? - zdziwiła się Hilda. - Szedł za nami. Elise zatrzymała się.
- Nigdzie go nie widać. Reidar i Hilda stanęli przy niej.
- Wielkie nieba! - zdziwiła się. - Ledwie przed chwilą słyszałam jego

kroki.

background image

Elise ogarnął niewyjaśniony lęk. Przed drzwiami domu, w którym

mieszkała matka, ujrzała Kristiana sprzed lat, kiedy groził, że zniknie na
zawsze. Co też strzeliło mu do głowy? Czy zawód, który sprawiła mu
matka, skłonił go do ucieczki?

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Johan ostrożnie otworzył drzwi i wślizgnął się do środka. Gospodyni nie

lubiła, kiedy ktoś hałasował na schodach późnym wieczorem. Była miłą
kobietą, ale wymagała, by lokatorzy wracali do domu przed jedenastą.

Światło nie paliło się, musiał więc poruszać się po omacku. W głowie

mu szumiało, nie nawykł do picia. Wychylił wprawdzie tylko jedną
szklaneczkę, ale to wystarczyło. Inni śmiali się z tej jego
wstrzemięźliwości, ale nie uznał za stosowne, by tłumaczyć się przed
nimi. Nie znał ich zbyt dobrze. Większość pochodziła z dobrych domów,
ale pozostawała skłócona z rodzinami w proteście przeciw
drobnomieszczańskim poglądom.

Uśmiechnął się do samego siebie. Kto by pomyślał, że znajdzie się

background image

wśród artystów, będzie jadał i popijał w najlepszych restauracjach
Kopenhagi, jak, nie przymierzając, bohema z Grand Café w Kristianii.
Gdyby matka mogła go teraz zobaczyć, prychnęłaby z pogardą, ale
zarazem z dumą opowiadałaby o nim wszystkim znajomym.

Nie wyjaśnił nikomu, skąd pochodzi, a tamci przyjęli za pewnik, że jest

synem jakiegoś szanowanego obywatela. Tego wieczora jeden z
towarzyszy zasugerował, że wstrzemięźliwość Johana brała się z jakiejś
tajemniczej choroby. Aby odsunąć od siebie podejrzenia, wypił
szklaneczkę, ale nie sprawiło mu to żadnej przyjemności. Alkohol był
sprawcą tylu nieszczęść. Johan nie pił, solidaryzując się z tymi, którym
wódka zmieniła życie w jedno pasmo udręk. Z Elise.

Elise... Na samo wspomnienie zrobiło mu się cieplej na sercu.

Niezliczoną ilość razy powtarzał w duchu ostatnie zdanie z jednego z jej
listów: „Byłeś moim bohaterem i wciąż nim jesteś". Tyle jeszcze trzeba
czekać, zanim znów będą razem. Myśl ta wydała mu się nieznośna.
Pocieszał się, że może zdoła zaoszczędzić trochę pieniędzy na podróż do
domu. Może przyszłego lata.

Z ulgą przyjął wiadomość, że Emanuel został we dworze i nie zmienił

decyzji, dowiedziawszy się o ciąży Elise. Dla dziecka nie było to najlepsze
rozwiązanie, ale przecież Elise nie zostanie samotną matką. Zamierzał
ożenić się z nią, kiedy tylko sprawy rozwodowe ich obojga znajdą swój
finał. Wprawdzie miał jeszcze przed sotią długi okres studiów w
Kopenhadze, ale najważniejsze było to, by oszczędzić Elise wstydu.
Ludzie surowo potępiali rozwodników, szczególnie zaś kobiety.

Potknął się na stopniu i zaklął.
W myślach wracał do tamtych chwil, kiedy stał przy drzwiach

kuchennych w Andersengarden, nasłuchują^ wrzasków i krzyków ojca
Elise, który wracał z kolejnej popijawy. Słyszał trzask otwieranych drzwi
w mieszkaniu piętro wyżej, obelgi rzucane pod adresem pani Lovlien i
dzieci, łoskot przewracanych krzeseł. Czasami opanowywał go taki gniew,
że chciał biec na górę i rzucić się temu człowiekowi do gardła.

Kiedy to w końcu zrobił, przypisano mu winę za jego śmierć. Nie na

długo, ale i tak mocno to przeżył. Nawet we wzroku Elise dostrzegł wtedy
cień niepokoju, lęk, że przyczynił się do zgonu ojca, wypychając go za
drzwi.

Minęły już dwa lata, a Johan wciąż czuł wściekłość na myśl o tym, co

przeżywała tamta rodzina. Pani L0vlien chorowała na suchoty i była
przykuta do łóżka. Leżała bezsilna, nasłuchując wrzasków męża i płaczu
dzieci. Ten nikczemnik posunął się nawet do tego, że sprowadzał do domu

background image

dziewki uliczne.

Johan pokręcił głową i ruszył cicho dalej. Zajmował mansardę na

piątym piętrze i po drodze musiał przejść obok drzwi gospodyni, pani
Lauritzen, która na dźwięk podejrzanych odgłosów ze schodów potrafiła
nagle wyskoczyć zza drzwi. Wystarczyło, że wyczuje woń alkoholu, by
Johan stracił dach nad głową. Nie on pierwszy i nie ostatni.

Na szczęście gospodyni spała jak zabita. Johan prześlizgnął się koło jej

drzwi i ruszył w górę, czepiając się poręczy w ciemności. Pani Lauritzen
oszczędzała na prądzie i w jej domu nie paliła się ani jedna zbędna
żarówka.

Dotarł prawie na górę, lecz kiedy stawiał stopę na kolejnym stopniu,

zamarł z przestrachu. Jakiś człowiek leżał na schodach, nie poruszył się,
kiedy Johan przypadkiem trącił go butem. Wielki Boże, to chyba nie...
Całkiem niedawno gazety doniosły o mężczyźnie, który zażył truciznę i
położył się na jakiejś klatce schodowej, by dokonać żywota.

A może ktoś zasłabł? Jakiś student zdążający do niego z wizytą?
Trącił bezwładne ciało stopą.
- Kim jesteś? - szepnął.
Nie doczekał się odpowiedzi. W kilku susach dopadł do drzwi, drżącymi

rękoma odnalazł dziurkę od klucza i otworzył drzwi. Zapalił lampę i
odwrócił się, w bladej smudze światła ujrzał ciało zwinięte na jednym ze
stopni.

To była kobieta. Zbliżył się, by jej pomóc, i w tej samej chwili kobieta

podniosła głowę. Johan rozpoznał ją.

- Agnes? - spytał z niedowierzaniem. Podnosiła się niezdarnie, Johan

wsparł ją ramieniem.

- Co tutaj robisz? Stało się coś złego?
- Coś złego? - zaśmiała się. - W ten sposób wita się własną żonę? Długo

cię nie było, chyba zasnęłam.

Johan podprowadził ją do drzwi.
- Jak dostałaś się do środka?
- Wpuściła mnie kobieta z drugiego piętra. Powiedziała, że zaraz

wrócisz i że rzadko spędzasz wieczory poza domem.

- Sama przyjechałaś z Kristianii? - Johan nie ukrywał konsternacji. Nie

miał pojęcia, po co się zjawiła.

- Wielka mi rzecz, myślałeś, że nie dam sobie rady bez ciebie?
- Ale skąd wzięłaś pieniądze?
Nie odpowiedziała, rozglądała się po pokoju.
- No cóż, zdarzało mi się widzieć większe mieszkania. Sądziłam, że

background image

dobrze ci płacą za twoje prace.

- Studiuję, Agnes. Czasami uda mi się coś sprzedać, ale jak dotąd wiele

nie zarobiłem. Poza tym posyłam ci pieniądze.

Prychnęła pogardliwie. Johan zapalił kolejną lampę, a Agnes przyjrzała

się meblom.

- Pod ścianą możemy postawić szezlong - stwierdziła.
- O co ci chodzi? - zdumiał się.
- Słuch ci się pogorszył? - spytała hardo. - Powiedziałam, że pod ścianą

postawimy szezlong.

- Niepotrzebny mi szezlong - rozzłościł się. - Ani lokatorka.
- Doprawdy? - roześmiała się. - Sądziłam, że jestem twoją żoną.
Johan skrzyżował ramiona i spojrzał na nią beznamiętnie.
- Jeśli uważasz, że daje ci to prawo, by się szarogęsić, to się mylisz.
- Zionie od ciebie alkoholem. Zacząłeś pic? Nie odpowiedział.
- Johan! Chyba nie dajesz posłuchu plotkom? Dzieciak jest twój.
- Nie wierzę. Sama mówiłaś, że Magnus Hansen jest ojcem.
- Ze złości, bo nie chciałeś nigdzie ze mną chodzić. Ani do

kinematografu, ani do „Perły", ani do wdowy po Jakubie.

Johan nie poruszył się.
- Mówię prawdę! Nie zrobiłam niczego złego. Zresztą zapytaj Magnusa.
- Gdzie ostatnio mieszkałaś? Agnes zaczerwieniła się.
- Gdzie mieszkałam? Przecież wiesz. Pokręcił głową.
- Torkild pisał mi, że wyprowadziłaś się z Maridałsveien.
- Przeniosłam się do rodziców, żeby nie płacić czynszu. Nie wiedziałam,

że z twego szwagra taka papla.

Nagle złapała się za czoło, wsparła na krześle, po czym zatoczyła się.
- Zaraz zemdleję - mruknęła, kolana się jej ugięły i opadła na kanapę.
Johan był pewien, że Agnes udaje, ale zaraz dostrzegł niezwykłą bladość

na twarzy dziewczyny. Rzucił się na pomoc, uniósł jej nogi i rozsznurował
buty.

- Nie pojmuję, po co przyjechałaś - powiedział poirytowany i

zaniepokojony zarazem. - Dobrze wiesz, że nasz związek nie ma sensu.
Sama powiedziałaś, że nie możesz ze mną wytrzymać. Zresztą pisałem ci;
że złożyłem papiery o rozwód.

Agnes milczała. Kiedy odstawił jej buty, zauważył, że dziewczyna

płacze.

- Co ci jest? Stało się coś?
Nadal się nie odzywała. Leżała z zamkniętymi oczyma, a łzy spływały

jej po policzkach.

background image

- Powiedz coś, Agnes! Poroniłaś?
Agnes wciąż miała na sobie płaszcz zimowy, który maskował jej

kształty. Może rzeczywiście straciła kolejne dziecko i wpadła w rozpacz z
tego powodu? Po co jednak przejechała taki szmat drogi?

Przykrył ją kocem i przyniósł małą butelkę koniaku, którą trzymał na

wypadek niespodziewanej wizyty przyjaciół.

Agnes otworzyła oczy, uniosła głowę i łapczywie wypiła zawartość

kieliszka, który jej podał.

- Możesz położyć się w moim łóżku, ja prześpię się na podłodze.
Agnes znów zaczęła płakać, ukryła twarz w poduszce, ramiona jej

drżały.

Johan pokręcił głową bezradnie. Coś musiało się stać, nigdy wcześniej

nie zachowywała się w ten sposób. Zawsze była odporna na ból, a słowa
krytyki spływały po niej jak woda po kaczce.

Kiedy poroniła poprzednim razem, nie dała tego znać po sobie ani

jednym grymasem.

- Domyślam się, że coś się stało, ale nie chcę dręczyć cię pytaniami.

Spróbuj złapać trochę snu, porozmawiamy jutro. Potrzebujesz czegoś?
Jesteś może głodna?

Pokręciła głową, nie patrząc na niego.
Johan był wykończony po całym dniu pracy i wieczornym spotkaniu.

Zrobił sobie posłanie na podłodze z tego, co znalazł w szafie, położył się i
zasnął jak kamień.

Obudził go blask księżyca wpadający przez okienko w dachu. Był cały

zdrętwiały, minęła dłuższa chwila, zanim przypomniał sobie, dlaczego leży
na podłodze. Zerknął ku kanapie i dostrzegł zarys postaci. Agnes leżała
twarzą do ściany. Wydawało mu się, że śpi.

Po co przyjechała do Kopenhagi? W Kristianii mieszkali jej rodzice,

zresztą sam przyznała, iż wyniosła się do nich, by oszczędzić na czynszu.
Prawdę mówiąc, Johan nie uwierzył w tę wersję, Agnes zapewne sama
uciekła albo gospodyni wywaliła ją na bruk. Nie miało to żadnego
znaczenia.

A może problem tyczy jej rodziców? Może im stało się coś złego?
W takim wypadku nic dziwnego, że przyjechała. Do kogo miała się

zwrócić, skoro zerwała z Magnusem?

Skończony drań! Zostawił dziewczynę, której zrobił dziecko. Co za

podłość! Magnus wiedział, że jest zamężna i że ktoś zajmie się
potomkiem. A może też nie dał jej wiary?

Zakładając, że Agnes wciąż jest w ciąży...

background image

Nie wierzył w jej zapewnienia. Pamiętał tamtą kłótnię tuż przed

wyjazdem do Kopenhagi. Nie miał najmniejszych wątpliwości, że wtedy
powiedziała prawdę.

Przewracał się z boku na bok, nie mogąc zasnąć na twardej podłodze.

Pewnie przyjechała, by wyssać z niego pieniądze. Myślała zapewne, że się
wzbogacił na sprzedaży swoich prac. Nigdy nie słuchała, kiedy tłumaczył;
po co jedzie do. Kopenhagi i ile czasu zajmie mu nauka.

Będzie musiał pożyczyć jakieś pieniądze i odesłać ją z powrotem. Nie

zamierzał przystać na to, by z nim zamieszkała. Już od dawna nic do niej
nie czuł. Nie można kochać kogoś, kto zachowuje się w ten sposób.
Okazał łatwowierność, sądząc, że Agnes zmieni się po ślubie.

A może zresztą nigdy jej nie kochał? Może ożenił się z nią z rozpaczy,

nie mogąc związać się z Elise? Kiedyś wierzył, iż mogą pozostać
przyjaciółmi, Agnes i on, Elise i Emanuel, a ich dzieci będą wychowywać
się razem. Co za bezgraniczna naiwność! Nie pomyślał, ile bólu sprawi mu
widok Elise u boku obcego mężczyzny, nie docenił siły zazdrości
Emanuela. Agnes zresztą też była zazdrosna, kiedyś najlepsza przyjaciółka
Elise, po ślubie natychmiast się od niej odwróciła.

Westchnął ciężko i przewrócił się na drugi bok. Z samego rana

zamierzał wybrać się do profesora i poprosić go o zaliczkę na poczet
pracy, którą miał na ukończeniu.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Elise rozejrzała się raz jeszcze, czując, jak ogarnia ją lęk.
- Musi być gdzieś w pobliżu. Kristian nigdy nie uciekał.
- Myślę, że przeżył ogromny zawód, kiedy mama nie wpuściła nas do

środka - uznała Hilda.

- Mama nie wiedziała, że przyszliśmy.
- Nie wierzę. Kristian widział, jak przemyka się do kuchni. Peder i Evert

nie odzywali się do tej pory.

- Pobiegniemy nad rzekę go poszukać! - ożywił się Evert. - Kiedy jest

zły lub smutny, chowa się pod tymi dużymi drzewami przy Myralokka.

- Pójdę z wami - postanowił Reidar. Elise zawahała się, po czym skinęła

głową.

- Dobrze, ale trzymajcie się razem. - I zwracając się do Hildy, dodała: -

Możesz zawieźć Hugo do domu? Ja wracam do matki.

- Po co?
- Muszę się z nią rozmówić.
- Nie powinnyśmy najpierw znaleźć Kristiana?
- Reidar z chłopcami go znajdą. Evert ma rację, Kristian chodzi zawsze

w to miejsce, kiedy coś mu doskwiera. I nie boi się ciemności, często
wraca z pracy po zmierzchu.

Hilda nie zaprotestowała, choć słowa Elise jej nie przekonały - Elise

zawróciła.

Dłuższą chwilę nikt nie otwierał, musiała kilkakrotnie pukać do drzwi. I

znów zjawił się Asbjorn, na widok Elise twarz mu spochmurniała.

- Muszę porozmawiać z mamą. To ważne.
- Nie możesz zaczekać do jutra? - zmarszczył brwi Asbjorn. - Mówiłem

background image

już, matka jest zmęczona i wcześnie się położyła.

- Nie mogę czekać. To bardzo ważne.
Patrzyła mu prosto w oczy. Asbjorn zmieszał się i odwrócił wzrok.
- Jensine sama zamierzała ci to powiedzieć, ale widzę, że nie mam

wyjścia. Twoja matka spodziewa się dziecka i nie czuje się najlepiej.

Ta wiadomość była jak grom z jasnego nieba. Matka spodziewa się

dziecka? To niemożliwe. Elise poczuła, że oblewają zimny pot.

Zaraz jednak wzięła się w garść. Co w tym dziwnego? Matka właśnie

wyszła za mąż, a w tym, że kobiety trzydziestosiedmio-letnie zachodzą w
ciążę, nie ma nic niezwykłego. Niezwykłe było jedynie to, że miały rodzić
o tym samym czasie. To wbrew naturze, pokolenie powinno następować
po pokoleniu.

Musiał wyczytać z wyrazu jej twarzy, że wiadomość zrobiła na niej

piorunujące wrażenie.

- Teraz już chyba rozumiesz, że należy się jej odpoczynek.
- Kristian zniknął, a ona jest jego matką. Muszę z nią porozmawiać.
- Posłuchaj, Elise! - Asbjorn zaczerwienił się. - Byliście dla matki

źródłem nieustannych trosk. Dobrze wiesz, że ciężko chorowała.
Wysłuchiwanie o waszych kłopotach jej nie służy. Najpierw Hilda
przyniosła wstyd rodzinie, zachodząc w ciążę z majstrem, a potem oddała
własnego syna, kiedy matka przebywała w sanatorium! Najgorsze zaś jest
to, że ty nie okazałaś się wcale lepsza i również spodziewasz się
nieślubnego dziecka. Nie miałaś nawet odwagi, by powiedzieć o tym
własnej matce, okłamywałaś ją przez ponad rok!

Elise musiała oprzeć się o framugę. Czuła mdłości, w uszach jej

szumiało.

- To nie tak - szepnęła. - Zostałam zgwałcona. Nie chciałam zasmucać

mamy, miała dość własnych kłopotów.

W środku rozległy się kroki.
- Kto przyszedł, Asbjorn?
- Domokrążca. Połóż się, Jensine!
- To ja, mamo! - krzyknęła Elise, wyciągając szyję. - Kristian gdzieś

przepadł, chcę z tobą porozmawiać.

Matka nagle pojawiła się przy drzwiach. Wcale nie zamierzała się kłaść,

nawet nie miała na sobie koszuli nocnej.

- Kristian zniknął? - zamrugała nerwowo oczami.
- Asbjorn mówi, że jesteś w ciąży. Nie zajmę ci dużo czasu.
- Wejdź do środka. Jeszcze ktoś nas usłyszy. Asbjorn niechętnie wpuścił

ją za próg.

background image

- Myślę, że najwyższy czas, byśmy porozmawiały - rzuciła szybko Elise,

obawiając się, że znów ją przegoni.

- Nie możemy zaczekać z tym do jutra?
- Nie, nie możemy. Słyszę, że przeprowadzacie się do Kjelsas. To

daleko, dnia mi nie starczy, by was tam odwiedzić. Pracuję w sklepie przy
Telthusbakken.

- W takim razie siadaj. Co to znaczy, że Kristian gdzieś przepadł?
- Był tutaj z nami wszystkimi przed chwilą. W drodze do domu zniknął.
Weszła za matką do pokoju i usiadła na skraju wyściełanego pluszem

krzesła, które ta jej wskazała.

- Sądzę, że przejął się tym, że nas nie wpuściłaś.
Matka zaczerwieniła się. A więc wiedziała o ich wcześniejszej wizycie!
- Byłam bardzo zmęczona, Elise. Poza tym uzgodniliśmy z Asbjornem,

że odtąd powinniście sami sobie dawać radę. Ty i Hilda jesteście dorosłe, a
Peder i Kristian też już wyrośli z pieluch. Nie mam sił patrzeć, jak
nieustannie pakujecie się w tarapaty.

Elise nie poruszyła się. Czuła, że Asbjorn stanął za oparciem krzesła,

czujny jak policjant na służbie, gotowy wkroczyć w każdej chwili.

- Przyznaję, że Hilda postąpiła niemądrze, zawierzając majstrowi.

Dostała nauczkę i drogo zapłaciła za swój błąd. Poza tym nieszczęsnym
zdarzeniem nic mi nie wiadomo, by któreś z nas wpakowało się w
tarapaty, by powtórzyć twoje słowa. Wiem, że przynoszę wstyd rodzinie,
chcąc rozwieść się z Emanuelem, lecz nic nie mogę na to poradzić, że
zakochał się w Signe i woli mieszkać z nią niż ze mną. Domyślam się, iż
rozmowa z wujostwem Reidara na weselu u Hildy przywiodła cię do
przypuszczenia, że Hugo nie jest synem Emanuela. Zgaduję, że od dawna
miałaś jakieś podejrzenia w. tym względzie, i przyznaję, że były
uzasadnione. Zostałam zgwałcona zeszłej wiosny, a gwałt miał swoje
następstwa. Emanuel uratował mnie od zguby, składając mi ofertę
małżeństwa. Zachował się szlachetnie, udało się nam utrzymać wszystko
w tajemnicy, póki nie pojawiła się Signe. Hugo nie był przyczyną wyjazdu
Emanuela do Ringstad, choć pewnie miało to jakieś znaczenie. Niełatwo
jest kochać cudze dzieci.

Nabrała tchu.
- Chciałam oszczędzić ci wstydu i trosk. Od czasu twojej choroby

chroniliśmy cię przed światem.

Urwała, by zapanować nad emocjami. Matka nie poruszyła się, oczy jej

zwilgotniały. Asbjorn zaraz się wtrąci, musiała się śpieszyć, by powiedzieć
to, co najważniejsze.

background image

- Uważasz zapewne, że chłopcy uznali mnie za swoją matkę i że nie

tęsknią za tobą - ciągnęła. - Tak nie jest. Widzę ich wzrok, kiedy
wspominamy o tobie w rozmowach. Cieszyliśmy się, że będziemy mogli
pokazać ci list z Ameryki, chłopcy przybiegli do ciebie z radością.
Uraziłaś nas głęboko, nie wpuszczając za próg.

Sądziła, że matka zaprotestuje. Powie, że nie prosiła się o listy do

Ameryki, że nie życzy sobie kontaktu z braćmi. Matka nie powiedziała
jednak ani słowa, kąciki jej ust zaczęły drżeć. Przyłożyła dłonie do twarzy
i rozpłakała się.

Asbjorn podbiegł do niej.
- Widzisz, co narobiłaś, Elise? Jensine nie może się denerwować.

Powinnaś już sobie pójść.

Matka odjęła dłonie od twarzy i pokręciła głową.
- Nie, chcę wiedzieć wszystko. Pokaż mi list!
Asbjorn zawahał się. Nie wiedział, czy ustąpić, czy wyrzucić Elise z

domu. W końcu niechętnie wyszedł z pokoju. Matka odwróciła zapłakaną
twarz do córki.

- Spróbuj mi wybaczyć, Elise. Gdybyś opowiedziała mi o wszystkim,

nie obwiniałabym cię o nic. Rozumiem Emanuela. To był wielkoduszny
gest, że ożenił się z tobą, ale ten problem go przerósł. Trudno być ojcem
takiego dziecka i trudno mu było przyzwyczaić się do życia, jakie
prowadzimy.

Elise nie spodobał się sposób, w jaki matka mówiła o Hugo, ale

powstrzymała się od komentarza i skinęła głową.

- Tak, sprawa go przerosła. Zwłaszcza że jego matka zrobiła wszystko,

by mnie porzucił.

Asbjorn wrócił z listem.
Matka zaczęła czytać, jej dłonie drżały.
Elise milczała, przyglądając się jej. Gdzie podziała się ta silna

dziewczyna, która porzuciła rodzinę, by wyjść za mąż za człowieka,
którego kochała? Człowieka, w którego żyłach płynęła cygańska krew.
Gdzie podziała się kobieta, która harowała, by zapewnić chleb gromadce
dzieci, żyjąc u boku męża przepijającego każdy zarobiony przez nią grosz?
Co się stało z tą odważną matką, którą choroba przykuła do łóżka i która
samotnie spędzała całe dni, nie użalając się nad swym losem?

Kobieta, która siedziała przed nią, była jej obca. Ulepiona z innej gliny

niż te twarde, zaradne robotnice znad rzeki Aker, które co rok rodziły
dzieci i bez słowa skargi wracały do pracy, kiedy tylko były w stanie ustać
na nogach. Zgarbione śpieszyły do fabryk o szóstej rano, a na dźwięk

background image

syren wieszczących koniec dnia biegły do domów, by zająć się
potomstwem. Kobieta, która siedziała przed nią, zmieniała się powoli w
rozkapryszoną, stroniącą od wysiłku damę, która nie widzi dalej niż koniec
własnego nosa.

Jesteś dla niej zbyt surowa, pomyślała. Matka chorowała, suchoty

wywołały w niej tę przemianę.

Jensine skończyła czytać, w jej oczach pojawiły się iskierki ożywienia.
- To od Kristiana! On żyje, Elise! Moi bracia żyją i dopytują się o mój

los.

Odwróciła się do Asbjorna.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? To jest list od moich braci! Nie

widziałam ich od dwudziestu lat i sądziłam, że od dawna nie żyją.

- Zamierzałem zaczekać do jutra, kochanie. Byłaś taka zmęczona,

wiedziałem, że list cię zdenerwuje.

- Zdenerwuje? Raczej zachwyci - poprawiła go. - To najpiękniejszy

moment mego życia. Bracia kiedyś się mnie wyparli, ale widzę, że dawne
niesnaski poszły już w zapomnienie.

- Napisałam im, że ojciec nie żyje - wtrąciła się Elise. - I że ponownie

wyszłaś za mąż.

Podniosła się z krzesła.
- Muszę sprawdzić, czy Kristian wrócił do domu.
- Mogę zatrzymać list na parę dni? Chciałabym przeczytać go jeszcze

parę razy.

Elise skinęła głową.
- Poproszę Kristiana, by go odebrał od ciebie. Będziesz mogła z nim

porozmawiać. To nie będzie łatwa rozmowa, ale warto spróbować.

Mijając Asbjorna, nie mogła się opanować.
- To miło, że spodziewacie się potomka, ale nie zapomnij, że mama ma

już czworo dzieci. Kristian rzadko się odzywa i nie okazuje uczuć, ale ja
znam go dobrze. Nikt nie może zastąpić mu matki, nawet ja.

Zanim Asbjorn zdążył odpowiedzieć, wyszła na korytarz, otworzyła

drzwi i ruszyła przed siebie.

Z niepokojem zbliżała się do domu. Co będzie, jeśli Reidar i chłopcy nie

znaleźli Kristiana?

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Johan nie mógł uleżeć spokojnie. Sen nie przychodził, różne myśli

przelatywały mu przez głowę, plecy bolały A na dodatek Agnes chrapała.

Strach go nie opuszczał. A jeśli Agnes mówiła prawdę? Jeśli naprawdę

był ojcem jej dziecka?

Los nie może być aż tak niełaskawy. Wszystko układało się po jego

myśli, wreszcie miał zejść się z Elise. Emanuel wybrał Signe, chociaż
wiedział, że Elise spodziewa się jego dziecka. Agnes wolała Magnusa. Tak
przynajmniej myślał. Choć o rozwodach nie mówiono głośno, a procedura
wiązała się z nieprzyjemnościami i trwała całą wieczność, Johan nie miał
poczucia, że postąpił źle, wysyłając dokumenty. Agnes z pewnością je
podpisze, przecież to ona chciała odejść od niego. Wiedział, że Kościół
patrzy na rozwody nieprzychylnym okiem i może wykluczyć ich ze wspól-
noty, ale po tym, co przeszli, ten krok wydawał się najwłaściwszy. Z
pogardą i niechęcią ludzką jakoś dadzą sobie radę.

Teraz zaś miał wrażenie, że ktoś chwycił go za gardło i nie chce puścić.

Agnes nie przyjechała po pieniądze, mogła przecież zażądać ich listownie.
Łzy mogły świadczyć o tym, że straciła dziecko i potrzebowała pociechy,
ale coś podpowiadało Johanowi, że przyczyna jej przyjazdu leży gdzie
indziej. Agnes chce wrócić do niego. Odmówić mu rozwodu i dochodzić
swoich małżeńskich praw.

Wstał, zapalił lampkę i wlawszy zimnej wody do miednicy, obmył twarz

i ręce. Nie pozwoli, by zniszczyła mu życie. Dostała jedną szansę, by się
zmienić, i zmarnowała ją. Jeśli odmówi, przeprowadzi rozwód wbrew jej
woli. W przypadkach zdrady rozwód orzekano sądownie.

Jego wzrok podążył ku postaci skulonej na kanapie. Nie czuł do niej

pożądania, jedynie wstręt, nie mógł pojąć, że zdołał wytrzymać z nią tak
długo. Stracił dla niej głowę, bo go skusiła. Agnes wiedziała, jak usidlić
mężczyznę, nie miała wstydu za grosz. Jeszcze przed ślubem potrafiła
wsunąć mu rękę za pasek spodni i pieścić go. W życiu nie słyszał o innej
dziewczynie, która ośmieliłaby się zrobić coś podobnego. Obnażała piersi
w jego obecności, podnosiła spódnicę, by pokazać, że nie nosi bielizny.
Jakiż mężczyzna oparłby się takiej kobiecie? Zwłaszcza samotny męż-
czyzna.

Teraz już go nie skusi. Teraz już wiedział, że Elise go kocha i będzie

czekać.

Zauważył, że Agnes się poruszyła. Zaraz się zacznie, pomyślał z

niepokojem. Dziewczyna łatwo wpadała w furię, potrafiła ciskać

background image

przedmiotami, przeklinać, bić i kopać. Jeśli gospodyni usłyszy hałas,
niechybnie przybiegnie na górę. Na myśl o tym Johanowi wystąpiły krople
potu na czoło. O tanie mieszkanie w Kopenhadze nie było łatwo.

Podniosła głowę i spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Już jest rano? - spytała zaspana.
- Nie, nie wstawaj. Ja mam dużo pracy. Agnes opadła na poduszkę.
- Musimy sprawić sobie większe łóżko.
- To mi wystarczy.
- Mówię o nas.
- A ja o sobie.
Wyprostowała się. W nocy zdjęła płaszcz, okrągły brzuch wyraźnie

rysował się pod suknią.

- Mam zamiar zostać tu z tobą, nie rozumiesz?
- Rozumiem, ale ja nie mam zamiaru przyjąć cię do siebie. Agnes

wyskoczyła z łóżka.

- Chcesz wyrzucić z domu własną żonę?
- Tak. Zwłaszcza że już nie jest moją żoną. Zdradziła mnie, a w

przypadku zdrady o rozwodzie decyduje sąd.

- Nie zdradziłam cię. Powiedziałam tak tylko, bo byłam zła na ciebie.
- Mam w to uwierzyć?
- Spytaj Magnusa Hansena albo jego żonę.
Johan zdrętwiał. Minęła dłuższa chwila, zanim zdołał wykrztusić: - Jego

żonę?

Pokiwała głową z triumfem.
- Nie wiedziałeś, prawda? Ja spałam w kuchni, a Magnus z żoną w izbie.

Biorę ich oboje na świadków, że to prawda. Nie zdradziłam cię i nie mam
zamiaru niczego podpisywać. Urodzę twoje dziecko. Zostaniesz ojcem, a
nie jesteś z tych, którzy uchylają się od takiej odpowiedzialności.

Johan zbladł.
- Mówisz dziwne rzeczy, nigdy nie wiem, kiedy ci wierzyć. Jeśli nie

Magnus, to z pewnością był jakiś inny mężczyzna.

Pokręciła głową.
- Jeśli mi nie wierzysz, zapytaj pastora. Przysięgłam wobec niego.

Powiedziałam mu, że nie dasz mi wiary. Wtedy spytał, czy odważę się
przysiąc na słowo Boże i z ręką na Biblii. I tak zrobiłam.

Johan poczuł mdły zapach w ustach, coś dusiło go w piersi.
- Po co ciągnąć dalej tę komedię? Nie kochasz mnie, ja nie kocham

ciebie. Okłamujesz mnie, wymyślasz niestworzone historie, znikasz z
domu. Dziwisz się, że podejrzewam cię o zdradę? Przecież się przyznałaś.

background image

Pokiwała głową, nagle zawstydzona.
- Przepraszam. Wiem, że zachowywałam się lekkomyślnie, ale odtąd

będę inna. Nie chcę się wyprowadzać, chcę mieszkać z tobą. Mogę ci
gotować, prać, a jak nie stać cię na większe mieszkanie, mogę nająć się
jako sprzątaczka. Przynajmniej na początek.

Johan westchnął zrezygnowany.
- Nie pojmujesz, że nie chcę, byś została? Nie mogę pracować, kiedy

kręcisz się po domu, a całe godziny spędzam nad szkicownikiem. Poza
tym nie pasujesz do ludzi, z którymi tu przestaję. Źle czułabyś się w ich
towarzystwie.

Oczy Agnes nagle wypełniły się łzami.
- Nie mogę wracać do domu, Johan. Pokłóciłam się t rodzicami i

wyrzucili mnie za drzwi. Gospodyni z Maridalsveien też nie przyjmie
mnie z powrotem. Mam mieszkać na ulicy? Niedługo urodzę dziecko. Jeśli
odeślesz mnie do domu, będziesz miał dwie niewinne istoty na sumieniu.

Johan wziął kurtkę i czapkę i ruszył do wyjścia.
- Muszę iść. Nie mogę się spóźnić.
Trzasnął drzwiami, nie oglądając się za siebie. Z wściekłości ledwie

panował nad sobą. Gdyby był taki jak Lort-Anders, nie przejąłby się łzami
dziewczyny, która miała urodzić jego dziecko, tylko pokazałby jej drzwi.

Przecież ożeniłem się z nią, pomyślał z bezsilną złością. Ale ze mnie

głupiec!

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Kristian nie wrócił do domu.
Reidar i chłopcy nie znaleźli go przy Myralokka. Wprawdzie było

ciemno i nic nie widzieli, ale przeszli wzdłuż rzeki do Beierbrua,
nawołując go nieustannie. Na wszelki wypadek poszli jeszcze kawałek

background image

dalej, ale Kristian zapadł się jak kamień w wodę. Nie mógł pójść do
któregoś z kolegów, bo ludzie kładli się już spać. Jeszcze chwila i w
domach robotników zgasną lampy.

Elise przestraszyła się nie na żarty. Była pewna, że chłopak wróci do

domu, jak tylko minie mu pierwszy gniew. Kristian nie sprawiał żadnych
problemów, odkąd przeprowadzili się do domku majstra. Elise cieszyła ta
przemiana, wiązała ją z okresem dojrzewania i ze zmianą środowiska.

Hilda i chłopcy też nie ukrywali niepokoju.
- A było tak miło! - Peder ledwie hamował łzy. - List z Ameryki i w

ogóle.

Wszystko przez ten list, pomyślała Elise.
To był jej błąd. Powinna była przewidzieć, że matka nie wpuści ich do

domu. Nie wszystkich naraz i o tak późnej porze.

Źle zrobiła, zgadzając się na propozycję Hildy. Teraz wszyscy byli

rozczarowani, zwłaszcza chłopcy.

Usiłowała zapanować nad nastrojami, położyła Hugo i zagoniła Pedera i

Everta do łóżek. Hilda i Reidar siedzieli przy piecu i posilali się kubkiem
lurowatej kawy. Petrike i Hjalmar zeszli z poddasza, skarżąc się, że nie
mają pieniędzy na opał, i wprosili się do ciepłej kuchni. Zwykle Hilda
zbyłaby ich jakąś cierpką uwagą o ludziach, których nie stać na drwa, a
kupują gazety, podroby i inne smakołyki, ale tym razem nie miała ochoty
na słowne utarczki. Petrike i Hjalmar dostali kawę, kromkę chleba i
miejsce przy kuchennym stole.

Elise nie przerwała swoich wieczornych obowiązków, poskładała pranie

i przygotowała chłopcom ubranie na rano. Niepokój o Kristiana nie
pozwolił jej siedzieć bezczynnie.

- Na pewno stoi gdzieś w zaułku i udaje dorosłego - śmiał się Hjalmar. -

Przecież skończył już dwanaście lat. W jego wieku znałem już smak
gorzałki.

- Kristian taki nie jest - spojrzała na niego gniewnie Elise. Hjalmar

uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- Nie rozumiesz dorastających chłopaków, Elise. We wszystkim

naśladują rówieśników. Jeśli chcesz czegoś dokonać w życiu, to lepiej się
nie wyróżniać.

Elise miała cierpką uwagę na końcu języka, ale nic nie powiedziała.

Hjalmar nie zaszedł za daleko, skoro nawet nie miał paru groszy na kilka
szczap.

Wreszcie się rozeszli, rano trzeba było wstać do pracy.
Elise nie położyła się. Wyjęła papier i postanowiła pisać, aż Kristian nie

background image

wróci. Zresztą i tak nie zdołałaby zasnąć.

W ciągu tych trzech tygodni zapisała cały stos kartek. Nie miała

pewności, jak zatytułować książkę. Opisała w niej losy trzech kobiet,
Oline, Mathilde i Othilie, tytuł musiał więc spajać je w jedną całość, a
jednocześnie zachęcić czytelników do zakupu.

Po długim namyśle znalazła słowo, które wydało się jej odpowiednie na

tytuł. Wróbelki. Te kobiety były jak te szare, niepozorne ptaszki, biedne,
pogardzane i pozbawione wartości.

Niepokój o Kristiana powinien zniechęcić ją do pisania, odkryła jednak

ze zdziwieniem, że słowa z łatwością spływają na papier. Pisała o Oline z
czasów, kiedy ta mieszkała w ponurym zaułku przy Seilduksgata. W
myślach przeniosła się do tamtej śmierdzącej nory, zobaczyła brudne
dzieci siedzące na podłodze, błagające o jedzenie, trzymające się za puste,
obolałe brzuchy.

Kiedy za drzwiami rozległy się kroki, wróciła do rzeczywistości, ale

przez chwilę nie wiedziała, gdzie się znajduje. Przed nią na stole
kuchennym leżał stos zapisanych kartek. Księżyc za oknem wskazywał, że
jest późna noc.

Wstała pośpiesznie i podeszła do drzwi. To musiał być Kristian. Ze

wstydem pomyślała, że zupełnie zapomniała o jego nagłym zniknięciu.

To był Kristian. W rozerwanej kurtce, w czapce na bakier, z podbitym

okiem. Chwiał się, wionęło od niego alkoholem.

Elise nie powiedziała ani słowa, wciągnęła go do środka, zdjęła z niego

kurtkę, czapkę i buty i zaprowadziła do pokoju, by mógł się położyć.
Porozmawiam z nim jutro, pomyślała z ciężkim sercem. Hjalmar miał
jednak rację.

Rankiem nie zamienili jednak ani jednego słowa, oboje byli nieludzko

zmęczeni. Elise wyszła po wodę i zimne powietrze nieco ją otrzeźwiło. Na
poważną rozmowę przyjdzie czas, kiedy Kristian wróci ze szkoły.

Okazja nadarzyła się późnym wieczorem. Ledwo trzymała się na

nogach, ale nie chciała niczego odkładać, zdarzenia poprzedniego dnia
wymagały natychmiastowej reakcji. Wysłała Pedera i Everta na dwór,
poprosiła Hildę i Reidara, by jej nie przeszkadzali, i usiadła z Kristianem
w pokoju.

Nie była zła, jedynie zawiedziona, i od tego właśnie zaczęła przemowę.
- Rozumiem, że wczoraj spotkał cię zawód, Kristianie. Sama byłam tak

wzburzona, że wróciłam do mamy i powiedziałam, co myślę o jej
zachowaniu.

Dotąd chłopak nie odzywał się, patrzył w podłogę z hardym wyrazem

background image

twarzy, który znała tak dobrze. Na dźwięk jej słów podniósł wzrok
zaskoczony.

- Mama zmieniła się. Nie wiem, czy pod wpływem choroby, czy to może

Asbjorn za bardzo ją rozpieszcza. Wcześniej była silna i odważna. Nie
wolno nam zapomnieć, ile dla nas zrobiła, kiedy ojciec pił. Pracowała w
fabryce przez dwanaście, czternaście godzin na dobę, a po powrocie
szykowała jedzenie, szorowała podłogę, prała i cerowała. Wódka nie
kosztuje wiele, ale ojciec i tak potrafił przepić wszystko, co zarobił. Wtedy
kiedy jeszcze miał pracę, później przepijał zarobek mamy. Nie potrafię
pojąć, jak to wytrzymała. Może zresztą zachorowała na suchoty bo źle się
odżywiała, wszystko oddawała nam. Przyzwyczailiśmy się do tego i nawet
nie zwracaliśmy na to uwagi. Byliście zbyt mali, by docenić jej
poświęcenie. Starała się zapewnić nam byt w tych trudnych czasach.

Urwała, stwierdzając z ulgą, że Kristian uważnie słucha jej słów.
- Sądziliśmy, że mama wyzdrowieje, ale suchoty zawsze zostawiają

ślady. Mama boi się, że choroba wróci, i ten strach nakazuje jej ostrożność.
A przecież rozpaczała, kiedy Hilda zaszła w ciążę z majstrem, i doznała
wstrząsu, gdy Braciszek zniknął z domu. Nie muszę ci przypominać, co
zdarzyło się w naszej rodzinie przez ostatnich parę lat, wiesz to równie
dobrze jak ja. Nie wiesz jednak, jak bardzo przeżywała każdy kolejny cios.
Wstyd, że Hugo urodził się tuż po ślubie, śmierć pani Thoresen, lęk przed
wojną, obawę, iż Emanuel nie wróci ze służby na granicy. Miarka się
przebrała, kiedy Emanuel odszedł. Bojąc się o jej zdrowie, Asbjorn
postanowił chronić ją przed światem. Dlatego przyjął nas wczoraj tak
niechętnie i z tego samego względu mama nie chciała się z nami spotkać.
Lękała się kolejnych złych nowin.

Kristian zacisnął wargi.
Wiedziała, co myśli. Kto jak nie matka powinien wspierać dzieci w

chwilach próby? Pokiwała głową.

- Ludzie są różni, Kristianie. Niektórych żadna przeciwność losu nie

złamie, inni są jak łodyga dzwonka, tak słabi, że nie potrafią chodzić z
wyprostowaną głową. I nic nie możemy na to poradzić. Powiedziałam
mamie, że uciekłeś, bo wzburzyło cię jej zachowanie, i to wyjaśnienie
bardzo ją zdziwiło. Sądziła, że już jej nie potrzebujecie, że ja zajęłam jej
miejsce. Zrobiło się jej przykro i prosiła, byś ją odwiedził. Sam.

Nic nie odrzekł, jego twarz nie zdradzała żadnych emocji.
- Proszę cię, Kristianie. Nie bądź taki jak mama i jej bracia. Duma i

nieumiejętność wybaczania prowadzą do cierpienia. Pokaż, że jesteś silny,
że potrafisz zapomnieć zniewagę i nadstawić drugi policzek.

background image

Ani słowem nie wspomniała o jego wieczornym zachowaniu, bo sądziła,

że słowa, które wypowiedziała, mają wystarczającą moc.

- Masz w sobie tyle talentów, że starczy ci na całe życie. Użyj ich!

Dobrze się uczysz, lepiej niż twoi rówieśnicy. Wychowywałeś się w
dobrym domu, mama zrobiła wszystko, byśmy wyrośli na porządnych
ludzi. Nie załamuj się niepowodzeniami. Spójrz na Johana, skorzystaj z
jego doświadczeń. Wszyscy wiemy, że popełnił głupstwo, wikłając się w
kradzież. Wiemy jednak także, dlaczego to zrobił, i wiemy, że poniósł
surową karę. Johan podniósł się, odciął od zła i podjął walkę o lepszą
przyszłość. Uratował się siłą własnej woli. Ty też masz silną wolę,
Kristianie. Użyj jej we właściwy sposób, dla dobra własnego i tych, którzy
cię kochają. Widzę, jak zajmujesz się Pederem i Hugo. Mały kwili z ra-
dości, kiedy się zjawiasz.

Kristian pochylił głowę, ale Elise zdążyła zauważyć nikły uśmiech na

jego twarzy. Uznała, że słowa dotarły do serca chłopca. Wstała i
pogłaskała go po głowie.

- A o dniu wczorajszym zapomnijmy. Jestem pewna, że nigdy się nie

powtórzy.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Dwa dni później przyszła wiadomość o śmierci pani Paulsen.
Elise i Hilda były zdruzgotane. Pani Paulsen nie żyje? Przecież stać ją

było na wizyty doktora, jadła zdrowo i pożywnie, mieszkała w
ogrzewanym domu i nie pracowała ponad siły. Jak to możliwe?

- Biedny Braciszek - rozpłakała się Hilda. - To straszne! Stracił mamę!

Tak nie powinno być. Matki małych dzieci nie powinny umierać.

Elise pokiwała głową zdziwiona. Zgadzała się z Hildą, ale nie

rozumiała, dlaczego siostra uważa panią Paulsen za matkę Braciszka.
Zwróciła się do Torkilda, który przyszedł z wiadomością.

- Co się stało? Na co umarła?
- Na zapalenie opłucnej. To ma związek z suchotami, ale choroba

zwykle nie jest śmiertelna. Wasza matka cierpiała chyba na to samo, ale

background image

wyzdrowiała. Pani Paulsen była jednak bardzo słabowita i jej stan szybko
się pogorszył. Do kaszlu i gorączki dołączyły się kłopoty z oddychaniem.
Pan Paulsen chciał zawieźć ją do sanatorium, ale odmówiła. Wierzyła, że
wyzdrowieje, i ufała, że medykamenty przywrócą ją do zdrowia.

- Ale jak... Dlaczego... taki ktoś jak ona?
- Zapalenie opłucnej może przytrafić się każdemu, zwłaszcza ludziom,

którzy często zapadają na płuca. Rozumiem jednak twoje zdziwienie.
Sądziłaś, że osoby z jej warstwy nie cierpią na takie dolegliwości. No cóż,
niektórzy z nas rodzą się słabi, innych najgorsza choroba nie powali.

- Matka przeżyła - zamyśliła się Hilda - choć marzła całą zimę, popijała

cienką kawę, jadła chleb i chodziła w dziurawych butach po słocie.

Torkiłd pokiwał głową.
- Jej czas jeszcze nie przyszedł. Bóg chciał inaczej.
- A może po prostu matka była silniejsza niż pani Paulsen. W głosie

Hildy zabrzmiała lekka nuta drwiny.

Elise zerknęłana siostrę. Hildą też targały emocje, choć na co dzień

starannie je ukrywała.

Kristian poszedł odwiedzić matkę i powinien był niedługo wrócić. Elise

wypatrywała jego powrotu z lekkim niepokojem.

Stali na schodach przed domkiem, spoglądając w kierunku wzgórza

Aker.

- I Co teraz będzie? - spytała Hilda.
- Pan Paulsen zapewne ożeni się powtórnie. Wciąż jest młody,

przystojny i zamożny. To znacznie ułatwia sprawę.

- Nie jego miałam na myśli.
Hilda spojrzała na Torkilda wyzywająco.
- Dzieci w jego wieku szybko zapominają - odrzekł spokojnie. - Zresztą

i tak zajmowała się nim głównie niania. W bogatych domach związki
między matką a dzieckiem są odmienne.

Elise nie zgadzała się z nim, ale się nie odezwała. W oczach pani

Paulsen widziała miłość do dziecka, a Braciszek odwzajemniał to uczucie.
To straszne, że stracił matkę. Co się z nim teraz stanie?

- Nie dostanę już zleceń na szycie - powiedziała szybko, aby ukryć ból.
- A po co miałabyś szyć? - zdziwiła się Hilda. - Przecież masz pracę w

sklepie i piszesz książkę.

Torkild wyglądał na zaskoczonego.
- Zaczęłaś pisać książkę? Elise potaknęła niechętnie.
- Hilda wierzy, że przyjmą mi ją do druku, ale ja nie jestem tego pewna.

Pisuję wieczorami, dzięki pomocy Hildy, Reidara i chłopców znajduję na

background image

to czas. To niełatwe, zazwyczaj marzę jedynie o tym, by się położyć.

Torkild uśmiechnął się ciepło.
- Na pewno dobrze ci idzie. Opowiesz nam o książce czy to tajemnica?
- Opowiem, kiedy skończę. Dowiedziałeś się, gdzie przepadła Agnes?
Torkild pokręcił głową.
- Zapadła się jak kamień w wodę. Nie ma jej u Magnusa Hansena ani na

Maridalsveien. Słyszałem, że jakiś czas mieszkała u rodziców, lecz ponoć
ją wyrzucili. Takie krążą pogłoski.

- To dziwne, że nie dała znaku życia. Było nie było, jest żoną Johana.
- Pewnego dnia się zjawi. Jak skończą się jej pieniądze.
- Do was też przychodziła po prośbie? Pokiwał głową.
- Anna ma miękkie serce, a ja uważam, że to niedźwiedzia przysługa.

Agnes nigdy niczego się nie nauczy, jeśli wszyscy będą jej pomagać.

- Zgadzam się z tobą. Mam tylko nadzieję, że w poszukiwaniu zarobku

nie ruszy do miasta.

- Miałaby pójść na ulicę? - przeraził się Torkild. - Przecież jest w ciąży.
- Nie sądzę, że się do tego posunie, ale z Agnes nic nie wiadomo.

Czasami zachowuje się tak jak my, czasami zaś wydaje mi się zupełnie
obca.

- I ja tak to widzę - zgodził się Torkild i odwrócił się. - Wracam do

Anny. Wpadłem tylko, by podzielić się z wami tą smutną wiadomością.

W chwilę później wrócił Kristian. Wszedł, nie mówiąc ani słowa, i

zabrał się do odrabiania lekcji. Nikt poza Elise nie wiedział, gdzie chłopak
był. Elise spojrzała na niego pytająco, ale Kristian udał, że tego nie widzi.

Dopiero kiedy odmówili wieczorną modlitwę i Elise nachyliła się, by

uściskać ich na dobranoc, szepnął: - Dziękuję.

Następnego ranka z ociąganiem wybierał się do szkoły. Elise czuła, że

ma jej coś do powiedzenia, i znalazła sposób, by zostać z nim sam na sam.

- Nie żałujesz, że tam poszedłeś? Pokręcił głową, jego oczy błyszczały.
- Wiesz, co powiedziała? Że nie tylko imię odziedziczyłem po wujku,

ale i głowę. Ponoć był najmądrzejszy w całej szkole.

Elise uśmiechnęła się.
- W takim razie powinieneś napisać do niego parę słów i opowiedzieć

mu o tym. To go z pewnością ucieszy.

Następnego dnia przypadała sobota. Padał rzęsisty deszcz, krople

bębniły o dach, potoki wody wylewały się z rynny na bruk. Rzeka nieomal
wystąpiła z brzegów, strach było iść przez most.

Hilda podała obiad złożony z gotowanych ziemniaków i dużego

półmiska resztek mięsnych, które kupiła u masarza za pół korony.

background image

Elise przyglądała się zadowolonym twarzom biesiadników.
- Proponuję, by wieczorem każdy napisał parę słów do naszego wujka w

Ameryce.

- Wiem, co napiszę - rozochocił się Peder.
- Ja też mogę? - Evert zwykle zapominał, że nie jest z nimi

spokrewniony. Teraz jednak poprosił o pozwolenie.

- Oczywiście, Evert. Napisz, że jesteś jednym z nas. Peder pokiwał

głową.

- Możesz napisać, że jesteś moim bratem, którego dostaliśmy z gminy,

bo pani Berg umarła, a Hermansen to pijak.

Reidar znalazł ogryzek ołówka i kartkę dla każdego i zasiadł z Pederem,

by mu pomóc.

Późnym wieczorem Elise głośno odczytała rezultat ich pracy.
Kochany wujku Kristianie! Mama mówi, że odziedziczyłem po Tobie

więcej niż imię. Dobrze się uczę, za dwa i pół roku skończę szkołę
powszechną. Wtedy wszyscy moi koledzy pójdą do fabryki, ale ja nie
chciałbym przerywać nauki.

Pozdrawia Cię Twój siostrzeniec Kristian Lovlien
Domek majstra, Beierbrua, Kristiania, Norwegia
Do mojego wujka w Ameryce. Cieszymy się, że napisałeś, jak Ci się

mieszka w Ameryce. My mamy wielki wodospad, który chyba zmyje
most, jeśli nie przestanie padać. Latem złapałem dwie ryby, ale nie
smakowały mi, bo rzeka jest brudm.

Pozdrowienia Peder
Drogi wujku Pedera i Kristiana! Mam na imię Evert i mieszkam u Elise,

bo ona jest miła i nie chciała, by Hermansen przepił wszystkie pieniądze z
gminy. Mamy małego kotka, który nazywa się Puszek. Jak dorosnę,
zostanę lekarzem i wyleczę wszystkich, którzy chorują na suchoty.

Pozdrowienia Evert
Drogi wujku Kristianie! Mama bardzo się ucieszyła na wieść, że obaj

żyjecie. Nigdy o Was nie zapomniała i często Was miło wspomina. Kiedy
przyszedł list, popłakała się z radości. U nas wszystko dobrze, choć źle
zarabiamy i nie starcza nam najedzenie. Ani na ubranie. To znaczy na
ładne ubranie. Jeśli uda mi się kiedyś zaoszczędzić pieniądze na podróż, to
chciałabym Was odwiedzić.

Serdeczne pozdrowienia od Hildy, lat siedemnaście, niedługo

osiemnaście

Elise podniosła głowę.
- Po co napisałaś, że nie mamy pieniędzy?

background image

- A skąd miał się dowiedzieć, że jesteśmy w potrzebie? Elise

zesztywniała.

- Nie piszemy, by żebrać o pomoc. U nich też się nie przelewa. Wszak

pisał, że musieli się zapożyczyć.

- Ja nie żebrzę - obruszyła się Hilda. - Napisałam prawdę.
- Ja też nie powinienem wspominać, że rzeka jest brudna? - zawstydził

się Peder.

- To co innego.
List Elise brzmiał tak:
Drogi wujku Kristianie! Dziękujemy za banknot. Reidar, mąż Hildy,

zaniesie go do banku i wymieni na norweskie korony. To miły gest z
twojej strony, ale chcę Cię zapewnić, że nie cierpimy niedostatku: Elise,
Reidar i ja pracujemy i zarabiamy. Bardzo się cieszę, że odpowiedziałeś na
mój list. Nie zdawałam sobie sprawy, że matka tak bardzo cierpi z powodu
rozłąki. Jej oczy błyszczały, kiedy siedziała z listem od Ciebie w dłoniach.
Szkoda, że nie widziałeś moich braci, kiedy szliśmy do niej: obaj tańczyli i
podskakiwali z radości. Czekała nas tam prawdziwa niespodzianka, mama
znów spodziewa się dziecka. Właśnie wynajęli dom w Kjelsas i zamierzają
się przeprowadzić. Opiszę Ci wszystko, jak tylko ich odwiedzę. To dobrze,
że mama przeprowadzi się na wieś, powietrze jest tam lepsze niż tu, w
pobliżu fabryk. Mam nadzieję, że u Was wszystko dobrze.

Serdeczne pozdrowienia Elise
Na wysłanie listów było już za późno, Elise odłożyła je na półkę z

talerzami, by pamiętać o nich w poniedziałkowy ranek.

Śmierć pani Paulsen nie dawała jej spokoju, jej myśli biegły też

nieustannie do Braciszka. Co teraz z nim będzie? Może rację miał Torkild,
wychowywany głównie przez nianię chłopczyk mógł niczego nie
zauważyć. Strata matki oznaczała jednak ogromną zmianę w jego życiu.
Był zbyt mały, by to zrozumieć, ale ten brak położy się cieniem na jego
przyszłości. Elise pragnęła pójść tam i wziąć go choć na chwilę, wsunąć
go Hildzie w ramiona, by siostra przelała na niego całą tę miłość, którą
skrywała gdzieś głęboko, nie okazując jej nawet najbliższym.

Jedna rzecz bardzo ją dręczyła, a z nikim nie mogła podzielić się

niepokojem. Hilda wspomniała kiedyś, że Reidar cierpi na pewną
dolegliwość, która objawia się opuchlizną gardła i innych części ciała.
Kiedyś był poważnie chory, tak bardzo, że rodzina obawiała się, że nie
przeżyje. Tak przynajmniej twierdziła Hilda.

Podobną historię Elise usłyszała kiedyś od Valborg. W czasie przerwy

obiadowej w przędzalni Valborg wspomniała raz o swoim bracie, który

background image

miał podobne schorzenie. Nabawił się go po ślubie, a jego żona nigdy nie
urodziła mu dzieci. Rodzina Valborg podejrzewała, że miało to jakiś
związek z chorobą brata.

Jeśli Reidar nabawił się tej samej przypadłości, Hilda nigdy nie doczeka

się potomka. W tym świetle pozbycie się Braciszka wydało się Elise
jeszcze bardziej niedorzeczne. Zwłaszcza teraz, kiedy zabrakło pani
Paulsen. Jej mąż nie interesował się zbytnio maleństwem, zresztą rzadko
który mężczyzna zajmował się małymi dziećmi. Pani Paulsen usiłowała
wzbudzić jego ciekawość, opowiadając mu o postępach w rozwoju
Braciszka. Miałby teraz wzrastać w domu obojętnego mu człowieka, który
całe dni spędzał w pracy?

Potem jej myśli pobiegły do Agnes. Zapadła się jak kamień w wodę,

powiedział Torkild. Mogła, rzecz jasna, zatrzymać się u którejś z
dziewcząt z fabryki, skoro nie miała gdzie mieszkać. Wiele z nich nie
miało mężów, przesiadywały samotnie w wynajętych klitkach i chętnie
przyjęłyby koleżankę w potrzebie.

Może zatrzymała się u Valborg? Valborg była straszną plotkarką, ale

potrafiła troszczyć się o ludzi, których los mocniej niż ją doświadczył.
Elise wielokrotnie była tego świadkiem. Valborg bywała zazdrosna, a
nawet złośliwa wobec zamożniejszych od siebie, ale umiała też okazywać
współczucie.

Może powinna się do niej wybrać?
A właściwie po co? Agnes nie była już jej przyjaciółką. Anna i Torkild

również za nią nie tęsknili, powodowała nimi raczej ciekawość. A Johan
podjął już decyzję, której nic nie mogło zmienić.

Elise wiedziała, co budzi jej największy niepokój: nie mogła zrozumieć,

dlaczego Agnes wyniosła się od Magnusa Hansena. Jeśli Magnus
rzeczywiście był ojcem jej dziecka, to fakt, że tak wcześnie się rozstali,
budził jej zdumienie. Wprawdzie wielu młodych mężczyzn brało nogi za
pas w takiej sytuacji, ale Magnus robił na niej wrażenie człowieka
uczciwego i odpowiedzialnego.

Zamyślona zarzuciła na ramiona włóczkowy szal i poszła po wodę do

studni.

Deszcz wreszcie przestał padać, ale od furtki do rzeki płynęły potoki

brudnej wody. Skraj jej sukni ciągnął się po mokrej trawie, trzewiki
przemokły w jednej chwili. Elise wyciągnęła wiadro i postawiła je na
obramowaniu studni. Rozejrzała się. Wokół panowała cisza, fabryki były
nieczynne, a w taką pogodę ludzie nie wyściubiali nosa za próg. Z,daleka
dobiegł jej stukot kół o bruk i ciche pokrzykiwanie dzieci, poza tym

background image

jedynie jednostajny szum wodospadu mącił atmosferę spokoju i
bezczynności.

Było chłodno, nocą zapewne pojawią się przymrozki. Zaczął się

listopad, czas do Bożego Narodzenia szybko teraz zleci. Zapowiadały się
smutne święta w domu Paulsenów.

Nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, jak bolesna musi być strata matki,

zwłaszcza w przedświąteczny czas. Słowa Torkilda nie trafiły jej do
przekonania. Pan Paulsen był zamożny, przystojny i młody, a wokół nie
brakowało panien na wydaniu. Jeśli jednak kochał panią Paulsen nad
życie, żadna kobieta nie mogła zająć jej miejsca. Pamiętała dobrze tamten
dzień, kiedy razem z Emanuelem spotkali ich na spacerze. Państwo
Paulsen wydali się jej wtedy tacy szczęśliwi i dumni z własnego dziecka.
Nie mieli pojęcia, że ich synek jest dzieckiem siostry Elise.

Smutna wiadomość zainspirowała ją do opisania ostatnich godzin życia

Mathilde. Dotarła do sceny, w której stoi na moście i usiłuje odwieść
dziewczynę od samobójczego skoku. Teraz usiłowała sobie wyobrazić
reakcję Oline i dzieci Mathilde.

To nie było takie proste. Eliśe kleciła zdania i wymazywała je,

niezadowolona z rezultatu. Nie przeżyła tamtych zdarzeń bezpośrednio,
znała je tylko z relacji. Dziewczynki były zbyt małe, by cokolwiek
zrozumieć. A Oline, co zrobiła Oline? Rozzłościła się czy zalała łzami? A
może siedziała apatycznie na skraju łóżka, zobojętniała na wszystko,
przybita ciężarem własnego losu? Taką ją właśnie ujrzała wtedy Elise.

Reidar siedział w pokoju z chłopcami i czytał im norweskie bajki.

Dorośli rzadko poświęcali dzieciom czas, zazwyczaj same musiały
wymyślać zabawy. Chłopcy słuchali z przejęciem, żywo reagując na
czytane im słowa.

Hilda cerowała skarpetki przy kuchennym stole, siedząc obok siostry.

Odwlekały moment zapalenia lampy, żeby oszczędzić na nafcie.

Elise podniosła wzrok znad częściowo zapisanej kartki.
- Zastanawiam się, gdzie podziewa się Agnes.
- A ja boję się nawet o tym myśleć - odrzekła Hilda. - Chyba tylko

Magnus Hansen zna odpowiedź. Jedna z nas powinna się do niego wybrać,
w końcu to szwagierka Anny. Może przytrafiło się jej jakieś nieszczęście?
Może utonęła w rzece? Przyzwyczailiśmy się do jej wybryków i nikt nie
potraktował jej zniknięcia poważnie.

- Nawet nie przyszło mi to do głowy - przeraziła się Elise. -

Zamierzałam porozmawiać z Valborg. Ona wie najlepiej, co dzieje się w
dzielnicy.

background image

- Zacznij od Magnusa, potem pogadaj z Valborg. Nie wydaje mi się, by

Agnes i Valborg widywały się ostatnio.

- Dobrze, że Johan wyjechał. Cała ta sprawa wytrąciłaby go z

równowagi. Nie mógłby pracować.

- Sądzisz, że Anna nie wspomina mu o Agnes w swoich listach?
-, Sama mu o tym napisałam, wtedy jednak zniknięcie Agnes tak bardzo

mnie nie niepokoiło. Uznałam, że powinien znać prawdę, w końcu to jego
żona.

- No i miałaś odrobinę satysfakcji? - Hilda zerknęła na siostrę. -

Pokazałaś mu, jak głupio postąpił, żeniąc się z Agnes.

Elise zaczerwieniła się.
- Nie z takim zamiarem to napisałam.
- Bądź ze mną szczera, Elise - uśmiechnęła się Hilda. - Teraz kiedy

wreszcie zejdziesz się z Johanem, możesz w końcu pozwolić sobie na
odrobinę uszczypliwości wobec tej głupiej kozy.

- Nie jestem aż tak złośliwa, by źle jej życzyć. Agnes była kiedyś moją

najlepszą przyjaciółką.

- Nie o to mi chodziło. Nikt na tym nie straci, że Johan dowie się

prawdy o własnej żonie. A tak przy okazji, dawno nie było listu od niego.
Nie napisałaś niczego, co by go mogło urazić?

Elise spojrzała na siostrę przestraszona. Rzeczywiście minęło sporo

czasu od ostatniego listu, ale tłumaczyła to sobie zapracowaniem Johana.
Nauka była obecnie najważniejsza.

- Nic talciego sobie nie przypominam. Elise zamyśliła się.
- Napisałam mu, że Emanuel nie wróci do mnie, mimo że wie, iż jestem

w ciąży. I o tym, jak ciężko Peder to znosi.

Hilda zmarszczyła brwi.
- A dlaczego wspomniałaś o Pederze? Po co Johanowi wiedzieć, że

Peder tak bardzo lubi Emanuela?

Elise poczuła ukłucie niepokoju.
- Dodałam, że Emanuel nie jest dla niego ważniejszy niż Johan. I że

Peder boleje nad tym, iż tylu ludzi znika z jego życia. Na koniec
napomknęłam o Agnes.

- Tego też nie powinnaś była robić. Napisz jeszcze raz, że tęsknisz i

czekasz niecierpliwie na odpowiedź. Johan może twoją cierpliwość
zrozumieć opacznie. Uzna, że nie myślisz o nim za często. Jesteś zbyt
skromna i ostrożna, Elise, a to nie zawsze popłaca.

Jeszcze tego samego wieczora Elise napisała długi list. Wszyscy już

spali, na kuchennym stole paliła się samotna świeca. Nie wspomniała ani

background image

słowem o Agnes ani o Emanuelu, nie napomknęła o liście z Ameryki.
Pisała wyłącznie o tęsknocie, o pustce w swoim życiu. O lęku przed
miesiącami, może latami rozłąki.

Zapomnijmy o złej przeszłości, Johanie. Należę do Ciebie, a ty do mnie

i taki los był nam pisany od wczesnych lat. Zaczynam wierzyć, że
każdemu dane jest spotkać na tym świecie tylko jednego człowieka, z
którym może żyć szczęśliwie. Tyle wokół małżeństw z przypadku, ale tak
mało szczęśliwych ludzi. Z nami jest inaczej, stworzeni zostaliśmy, by być
ze sobą i kochać się wzajemnie. Jesteśmy jak roślina o dwóch łodygach,
jedna zależna od drugiej. Jeśli jedna uschnie, druga zwiesi się i też
zmarnieje. Ale nam się to nie przytrafi! Napisz do mnie! Brakuje mi listów
od Ciebie.

Twoja Elise
To dobrze, że Hilda skłoniła ją do napisania tego listu. Johan przebywał

z dala od domu i potrzebował wsparcia. Żył samotnie w obcym mieście, a
ona miała chłopców, Hildę i Reidara. Nie powinna czuć się urażona jego
milczeniem, był wszak zajęty nauką. I może nie miał pieniędzy na znaczki.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Z początku Elise nie zamierzała pójść na pogrzeb pani Paulsen. Nie

znała nikogo z rodziny, była tylko krawcową zmarłej i pan Paulsen z
pewnością jej nie pamiętał.

Jednak sumienie kazało postąpić inaczej. Pani Paulsen okazała jej tyle

dobroci, płaciła szczodrze i traktowała ją z szacunkiem. Była jej winna
ostatnie pożegnanie.

Wdowa Borresen zwolniła ją z pracy. Powiedziała, że o tej porze dnia w

sklepie i tak nie ma wielu klientów.

Elise zawiozła Hugo do Anny. Anna już wcześniej oferowała się z

pomocą, ale Elise obawiała się, że pilnowanie małego dziecka do zadanie
ponad jej siły. Jeszcze parę miesięcy temu Anna była przykuta do łóżka.
Wciąż poruszała się z trudem, podpierając laską, i szybko się męczyła.
Hugo jednak złapał właściwy rytm, spał dwie, trzy godziny o tej samej
porze dnia. Pogrzeb miał odbyć się w tym właśnie czasie.

Najpierw wniosła dziecko, potem zamierzała cofnąć się po wózek. Hugo

nie zasnąłby w obcym łóżku.

Anna przyjęła ją z uśmiechem.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo się cieszę, Elise! Tyle razy

oferowałam ci pomoc i wiem, że odmawiałaś, by mnie oszczędzić. Nie
jestem jednak taka słaba, jak myślisz.

Codziennie spaceruję z Torkildem, nawet w deszcz i słotę, i z wolna

nabieram sił. Niedługo będę poruszać się samodzielnie.

Elise uśmiechnęła się z zadowoleniem.
- Jeszcze przed rokiem żadna z nas by w to nie uwierzyła.
- Tak się cieszę, że matka dożyła tej chwili - przytaknęła Anna,

nachylając się nad Hugo. - Witaj, aniołku. Zostaniesz dzisiaj ze mną?

Hugo rozpromienił się i nie zaprotestował, kiedy wyciągnęła ręce, by go

podnieść. Zaniosła go do kuchni, usiadła na taborecie i posadziła sobie
chłopczyka na kolanach, po czym zaczęła zdejmować z niego czapeczkę i
włóczkowy sweterek.

Elise odetchnęła z ulgą. Wprawdzie nie spodziewała się kłopotów, bo

Hugo był ufnym dzieckiem, ale po raz pierwszy zostawiała go z kimś, kto
nie należał do rodziny.

background image

Kiedy chwilę później taszczyła na górę wózek, Anna przywitała ją na

progu z chłopcem w ramionach. Hugo dostał do zabawy drewnianą
łyżeczkę i tak był nią przejęty, że nawet nie zauważył nieobecności matki.

- Myślę, że dobrze robisz, idąc na pogrzeb pani Paulsen, Elise, choć nikt

tego od ciebie nie oczekuje.

Weszły razem do kuchni i Anna posadziła chłopca na dywaniku na

podłodze.

- Nie miałabym sumienia nie iść. Pani Paulsen zawsze była dla mnie

miła i płaciła mi więcej, niż musiała. Podejrzewam, że ostatnie dwa
zlecenia dała mi bardziej przez wzgląd na mnie niż z rzeczywistej
potrzeby. Szkoda, że już nigdy nie skorzysta z tego kostiumu kąpielowego.

Anna skinęła głową.
- Myślę o niej nieustannie. To musi być straszne dla młodej matki, tak

umierać ze świadomością, że na świecie zostaje małe dziecko. Sądzę, że
zdawała sobie sprawę z nieuchronności swego losu.

- Nie jestem tego taka pewna. Torkild opowiadał, że odmówiła wyjazdu

do sanatorium, chociaż pan Paulsen bardzo ją do tego namawiał. Gdyby
zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji, nie sprzeciwiłaby się mężowi.

- Może nie miała już żadnej nadziei i chciała zostać w domu, blisko

dziecka.

- Martwię się o Braciszka.
- Wciąż go tak nazywacie?
- Tak, dla nas na zawsze zostanie Braciszkiem.
- Nie rozumiem, jak wam się udało utrzymać tę sprawę tak długo w

tajemnicy.

- Baliśmy się, że majster Paulsen narobi nam kłopotów.
- Torkild uważa, że Paulsen Junior ponownie się ożeni. Ponoć straszny z

niego kobieciarz.

Elise zdumiała się.
- Doprawdy? A ja sądziłam, że tworzyli dobraną parę.
- Miejmy choć nadzieję, że jego nowa wybranka potrafi okazać uczucie

obcym dzieciom.

Elise potakiwała głową w zamyśleniu.
- Emanuel nie potrafił, ale to w końcu mężczyzna.
- Johan potrafi. - Anna spojrzała na nią i zawahała się, zanim zadała

kolejne pytanie. - Masz od niego jakieś wiadomości?

- Nie, od dawna nie pisał, ale pewnie jest bardzo zajęty. A może nie stać

go na znaczki.

Anna zmarszczyła czoło.

background image

- Do nas też nie pisze. To dziwne. Wiesz przecież, że zawsze żyliśmy

blisko. Johan zna mnie dobrze i zdaje sobie sprawę, że wszędzie wietrzę
nieszczęście.

- Nie martw się, Anno. Mówił przed wyjazdem, że będzie bardzo zajęty.
Anna kiwała głową, ale nie dała się przekonać.
- Mam przeczucie, że stało się coś niedobrego.
- Parę dni temu napisałam do niego długi list, to było wtedy, kiedy

Torkild przyniósł nam wiadomość o śmierci pani Paulsen. Nie
wspomniałam mu o Emanuelu ani o Agnes, pisałam jedynie o nas. Hilda
uznała, że Johan mógł poczuć się urażony, bo opisałam mu żal Pedera po
odejściu Emanuela.

- Johan by się tym nie przejął. On jest inny.
- Też tak uważam, lecz postanowiłam napisać wyłącznie o własnych

uczuciach.

Anna uśmiechnęła się.
- Odpowiedź przyjdzie lada chwila. Chyba już czas na ciebie, Elise. Nie

obawiaj się o Hugo. Spójrz, już czuje się jak u siebie w domu.

Z ciężkim sercem Elise wspinała się na wzgórze Aker. Nikogo nie

spotkała po drodze, bo rodzina i przyjaciele Paulsenów mieszkali po
drugiej stronie wzgórza. Nie lubiła pogrzebów, ten zaś napawał ją
szczególnym lękiem, bo bała się, że w tłumie żałobników zwracać będzie
uwagę swą odmiennością.

Zadyszana dotarła na szczyt wzgórza. Strumień ludzi ciągnął do

kościoła, wzdłuż chodnika stał sznur dorożek i powozów, a nawet kilka
automobilów. Tłum mężczyzn w cylindrach i kobiet w czarnych, długich
do kostek płaszczach zimowych i woalkach zarzuconych na kapelusze
zdążał powoli i dostojnie w kierunku drzwi świątyni.

Wślizgnęła się za nim, starając się nie rzucać w oczy. Mogli pomyśleć,

że jest służącą, ale nawet jak na służącą ubrana była zbyt licho. Nikt nie
miał na sobie szala z włóczki i chusty. Pożałowała przez chwilę, że nie
pożyczyła od Hildy czarnego kapelusza.

Kościół był pełen, na pogrzeb przybyło kilka setek ludzi! Elise

rozglądała się chwilę zdziwiona, po czym zajęła miejsce w ostatniej ławce.
Pani Paulsen miała tylu znajomych?

Widok trumny sprawił, że łzy popłynęły jej po policzkach. Nie mogła

uwierzyć, że ta niegdyś radosna i pełna życia kobieta leżała nieruchomo
pod wiekiem z książeczką do nabożeństwa pod podbródkiem i kwiatem w
złożonych dłoniach.

Trumna była czarna i miała błyszczące uchwyty, w których odbijało się

background image

światło świec. Elise odwróciła wzrok, by powstrzymać łzy.

Nigdzie nie było widać Paulsena Juniora ani majstra. Przed nią

rozciągało się morze ludzi w żałobnych strojach, nad nią wisiały srebrne
świeczniki. Docierały do niej jedynie urywki kazania, coś o
nieuchronności śmierci i kary. Słowa brzmiały surowo i brutalnie, a
przecież zmarła była młodą matką, która nie zdążyła jeszcze zasłużyć na
karę. Na dźwięk psalmu jej ramiona zadrgały. Kiedy wyjęła chusteczkę,
poczuła na sobie wzrok kobiety siedzącej obok. Na pewno zastanawiała
się, kim jest ta uboga dziewczyna.

Ciało miano złożyć niedaleko kościoła, w grobie na cmentarzu

Zbawiciela. Trumnę wstawiano na karawan opięty czarnymi draperiami.
Pojazd ciągnęły cztery konie przykryte żałobnymi derkami.

Elise ustawiła się na końcu pochodu, wąż ludzi ciągnął się przed nią.

Dotarłszy na miejsce pochówku, ludzie szczelnie ustawili się wokół
trumny, dziewczyna ledwie dostrzegała białą kryzę pastora. Usłyszała
słowa „prochem jesteś i w proch się obrócisz", ale nie zobaczyła, jak
duchowny bierze w dłonie łopatę i rzuca piędź ziemi na trumnę. Nie
ujrzała też kwiatów rzucanych na stertę, ale kiedy rozległy się dźwięki
pieśni Więc weź mą dłoń i poprowadź mnie, przeniosła się w duchu na
pogrzeb własnego ojca i usłyszała mocny głos Emanuela. Ciarki przeszły
jej po plecach.

Poczekała, aż tłum zrzednieje, większość żałobników zdążała na stypę.

Podeszła do opustoszałego grobu i spod szala wyjęła świeżą gałązkę
świerku. Położyła ją powoli między dwoma bukietami białych kwiatów i
szepnęła: - Do widzenia, pani Paulsen. Dziękuję, że była pani dla mnie
taka dobra.

Wzdrygnęła się, kiedy z tyłu dobiegł jej jakiś dźwięk. Odwróciła się

gwałtownie i ujrzała majstra. Poczuła, że rumieniec oblewa jej policzki.

- Moje kondolencje.
Nie odrzekł, patrzył na zieloną gałązkę świerku wśród białego kwiecia.
- Lubiła ją pani - powiedział zdziwiony.
- Tak, pani Paulsen zawsze okazywała mi sympatię. Chciał coś

powiedzieć, ale się powstrzymał.

- Więc widywała pani chłopca od czasu do czasu? - spytał nagle.
Elise skinęła głową.
- Tak - odrzekła i zdobywając się na odwagę, dodała: - Cieszyło mnie, że

trafił w dobre ręce. Pani Paulsen kochała go jak własne dziecko.

- No tak. Wiedziała pani o wszystkim - stwierdził, unikając jej wzroku.
- Tak. Z Hildą zawsze dobrze się rozumiałyśmy. Majster zamilkł, był

background image

bardzo poważny.

- Może powinna była go zatrzymać. Zwłaszcza w takich

okolicznościach. -. Skłonił głowę w kierunku grobu.

- Tak byłoby najlepiej dla dziecka i dla Hildy. Była jednak zbyt młoda,

by zdawać sobie sprawę z konsekwencji.

Znów nie odpowiedział. Coś wyraźnie leżało mu na sercu.
- A teraz jest dorosła, zamężna i dobrze się jej wiedzie.
- Tak, teraz wszystko wygląda zupełnie inaczej. - Elise patrzyła przed

siebie zamyślona. - Gdybyśmy wtedy znali przyszłość...

- Nie da się jednak ukryć, że należycie do innej warstwy. Pokiwała

głową.

- Tak, jeśli mierzyć ludzkie szczęście wielkością majątku, znajdujemy

się na szarym końcu. Znam jednak pewnego zamożnego człowieka z
dobrego domu i na dobrym stanowisku, który usiłował targnąć się na
własne życie. Znam też pewną młodą kobietę, która wychowywała się w
jednopokojowym mieszkaniu w czynszowej kamienicy i całe dnie
spędzała samotnie. Zachorowała na polio i aż do tej wiosny leżała
przykuta do łóżka. To najpogodniejsza istota, jaką zdarzyło mi się spotkać.
Nie mogła się poruszać, ale dla wszystkich miała uśmiech i dobre słowo.

Spojrzał na nią, jej opowieść wywarła na nim wrażenie. Westchnął

głęboko i odwrócił się.

- Muszę iść, czekają na mnie. Dziękuję pani, pani Ringstad.
Oparł laskę o ziemię zdecydowanym ruchem i ruszył przed siebie.

Mijając ją, dorzucił: - Głosi pani lepsze kazania niż pastor.

Odprowadziła wzrokiem jego potężną sylwetkę. Odniosła wrażenie, że

los Braciszka leżał mu na sercu.

No i cóż w tym dziwnego, pomyślała, przecież jest jego ojcem.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Tydzień później przyszedł list od Johana.
Elise postanowiła ukryć go do chwili, aż wszyscy się położą. List

miłosny to rzecz intymna. Zamierzała odczytać go w spokoju, delektować
się każdym słowem, powtarzać zdania, nauczyć się ich na pamięć i zabrać
w sen.

Na szczęście była sama w domu, kiedy przyszedł list, więc nikt o

niczym nie wiedział. Później podzieli się z nimi tą wiadomością, ale list
przeznaczony był wyłącznie dla niej.

background image

Wieczorem czekała ją chwila szczęścia. Teraz zdążyła przemarznąć,

przemierzając krótki odcinek od Telthusbakken do Beierbrua w drodze z
pracy do domu, ponieważ wiał silny wiatr z północy. Po przelotnej
śnieżycy drogi były wyjątkowo śliskie. W sklepie wdowy Borresen
panował nieprzyjemny chłód. Wdowa rozpalała wprawdzie w małym
piecyku na zapleczu, ale niewiele to pomagało, z każdym nowym klientem
do środka nieubłaganie wciskał się strumień mroźnego powietrza. Palce
Elise zesztywniały tak bardzo, że ledwie trzymała ołówek. Marzły jej
stopy i bała się o Hugo, który był zbyt cienko ubrany.

Z uczuciem ulgi weszła za próg domu i rozpaliła ogień. Na widok

koperty z duńskim znaczkiem zapomniała o chłodzie i zmęczeniu.
Przewinęła Hugo, ugotowała mu kaszkę i położyła stary włóczkowy koc,
prezent od Anny, na dywaniku chłopca na podłodze. Właściwie nie
powinna kłaść go na podłodze, bo przez szpary w deskach parło w górę
zimne powietrze z piwnicy, ale Hugo wyrósł już z kołyski.

Kiedy skończyła, wzięła się do obierania ziemniaków. Wciąż miała

sztywne palce i z wielką niechęcią wkładała je do zimnej wody.

Johan na pewno dostał list od niej, zanim odpowiedział. Na tę myśl

zrobiło się jej ciepło na duszy.

Wcześniej popełniła błąd, ukrywając uczucia, ale poprawiła się w

ostatnim liście. Na pewno się ucieszył.

Gdyby mogła jak ten ptak rozwinąć skrzydła i polecieć do Kopenhagi,

zaskoczyć go i przywitać na schodach, kiedy wraca z pracy! Mogła
wyobrazić sobie tę scenę: zachwycony wyraz jego twarzy, radość i
uśmiech. Chwilę później trzymałby ją w ramionach.

Uśmiechnęła się do własnych myśli. Marzenie było piękne, zapomniała

zupełnie o zdrętwiałych palcach. Odsunęła fajerki na bok i postawiła
garnek z ziemniakami na ogniu. Dzisiaj poda na kolację chleb i smażone
ziemniaki, ulubiony przysmak całej rodziny i bardzo pożywną potrawę.

Za drzwiami rozległy się kroki. Hilda wracała do domu? Tak wcześnie?
Drzwi otworzyły się gwałtownie, a podmuch wiatru rzucił je o ścianę.

Zimne powietrze wdarło się do środka.

Elise obróciła się szybko, miała cierpką uwagę na końcu języka.
To była Petrike. Elise nic nie powiedziała, ale nie ukrywała irytacji.
- Nie musisz się tak złościć, Elise. Już niedługo się nas pozbędziesz.

Wyprowadzamy się.

- Wyprowadzacie? - przeraziła się Elise. Petrike potwierdziła z

triumfującą miną.

- Znaleźliśmy mieszkanie po drugiej stronie. Tam nie będzie kapać nam

background image

na głowy i żadne dzieciaki nie będą krzyczeć po nocach.

- Hugo często nie płacze.
- Nie? To może Peder? - zarżała Petrike.
Elise nie mogła zrozumieć, dlaczego spośród wielu kandydatów na

lokatorów mansardy wybrały z Hildą właśnie ją i Hjalmara, jednakże
wiadomość o wyprowadzce nie była dobra. Minie sporo czasu, zanim
znajdą nowych chętnych. A nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi.

- Macie smażone ziemniaki na kolację? Nie zdążyłam do sklepu, nie

zorientowałam się, że jest już tak późno. Nie poczęstowałabyś nas z
Hjalmarem? Skoro się wyprowadzamy?

Elise pokiwała głową. Nie miała serca odmówić, choć pomysł Petrike

wcale się jej nie spodobał. Na dodatek Petrike od razu rozgościła się przy
stole.

- W taki deszcz na górze nie da się wysiedzieć. Elise nie zrozumiała.
- Przecież dach jest naprawiony, wydałam majątek. Właściciel odmówił

pomocy.

- Naprawiony? To czemu wciąż przecieka? Idź na górę, jak mi nie

wierzysz.

Elise westchnęła. Musiała pilnować ziemniaków, na smażone najlepiej

nadawały się lekko surowe. Wyjęła patelnię i odrobinę masła, pokroiła
chleb i zaczęła nakrywać stół. Będzie ciasno, ale jeśli Peder i Evert usiądą
na skrzynce z drewnem, zmieszczą się wszyscy.

Petrike oparła się o ścianę i gadała jak najęta. Opowiadała o pewnej

kobiecie z Sandakerveien, która wychodząc do fabryki, znalazła trupa na
schodach. Później okazało się, że mężczyzna nie był nieżywy, tylko pijany
do nieprzytomności. Potem oznajmiła, że córka szewca spodziewa się
dziecka z synem wozaka, który był trzy lata młodszy od niej, a siostra pani
Pedersen z Sagveien ma suchoty i jej dwie córki też. Elise puszczała jej
słowa mimo uszu, dziwiąc się jedynie, jak Petrike zdołała wywiedzieć się
tego wszystkiego w ciągu jednego dnia.

Jej myśli krążyły wokół listu. Powinna była go otworzyć zaraz po

przyjściu do domu. Teraz będzie musiała czekać, aż wszyscy się położą, a
to potrwa całą wieczność. Szczególnie jeśli Petrike i Hjalmar zamierzają
przesiedzieć u nich cały wieczór.

Rozległ się szybki odgłos kroków wzdłuż ściany i drzwi znów się

otworzyły. Pomny uwag Elise, Peder przytrzymał je i zrobił małą szparkę,
przez którą wślizgnął się Evert.

- Mniam - mruknął, poczuwszy zapach smażonych ziemniaków.
Evert zatrzymał się i wbił wzrok w patelnię.

background image

- Ale jestem głodny. Kiedy będzie kolacja?
- Znowu oddałeś komuś jedzenie w szkole? - Elise spojrzała na chłopca

surowo.

Nie odważył się spojrzeć jej w oczy, musiał mieć nieczyste sumienie.
- Tylko trochę - powiedział, po czym nabrał tchu i dodał: - Konus zasnął

w ławce, bo pracował całą noc. Bał się wracać do domu, żeby nie dostać
lania.

Peder wziął Everta w obronę.
- I nie jadł od wczoraj, bo jego ojciec pije, a matka to głupia gęś.
Elise skrzywiła się. Tyle razy powtarzała Pederowi, by nie mówił o

obcych w obecności Petrike, bo następnego dnia dowie się o tym cała
dzielnica.

Stropiony Peder obrócił się ku Petrike.
- Znasz Konusa? Petrike pokręciła głową.
- Nie, ale gdybym ja za młodu nazwała matkę kolegi głupią gęsią,

dostałabym lanie.

Peder usiadł koło niej.
- To dobrze, że różnisz się od swojej mamy, Petrike. Jesteś nawet miła,

milsza niż inne kobiety, które znam. Z wyjątkiem Elise. Jak dorosnę, kupię
ci kapelusz z czerwonymi piórami, żebyś nie musiała chodzić w tym
brązowym pierogu.

Elise podskoczyła, Evert zresztą też.
- A ja mu pomogę - pośpieszył Pederowi na odsiecz - bo znam taki

sklep, gdzie trzymają kapelusz z czerwonymi piórami na wystawie. Na
pewno by ci pasował.

Na szczęście Petrike zachichotała, choć równie dobrze mogła się

śmiertelnie obrazić.

- Sądzisz, że ten kapelusz wciąż tam będzie, jak dorośniesz, Evert?
Wszyscy roześmiali się.
W tej samej chwili weszła Hilda.
- Co za okropna pogoda! Nienawidzę zimy! Jak będę bogata, sprawię

sobie dom z łazienką i przez pół dnia będę wylegiwać się w wannie.
Smażone ziemniaki na kolację? Jesteś wspaniała, Elise!

Rozejrzała się wokół.
- Reidar jeszcze nie wrócił? Sądziłam, że pomaga Pederowi.
- Dzisiaj nie miał czasu. Peder cały czas był w szkole i nosił z Evertem

opał.

Hilda zmarszczyła czoło.
- Znów nie miał czasu? Nie rozumiem, dlaczego spędza tyle godzin w

background image

pracy. Jak ci minął dzień, Elise? W sklepie pewnie nie jest zbyt
przyjemnie?

Elise pokiwała głową.
- Zimne powietrze wpada za każdym razem, gdy zjawia się nowy klient.

Nie wiem, co będzie, kiedy przyjdzie prawdziwa zima. Wdowa Borresen
mówi, że czasami ma tak zgrabiałe ręce, że nie może pisać. I myli się w
rachunkach.

- Dlaczego nie rozpali w piecu na zapleczu i nie otworzy drzwi do

sklepu?

- Twierdzi, że jej na to nie stać. Z roku na rok ubywa klientów,

przenoszą się do konkurencji. Nowe sklepy wyrastają jak grzyby po
deszczu.

- Może idą do innych, bo u wdowy jest zimno? - zastanawiał się Evert.
Hilda odwiesiła szal i zaczęła rozsznurowywać buty.
- Jak ci dzisiaj poszło w szkole, Peder? Pamiętałeś słowa psalmu?
Peder odwrócił wzrok. Elise zerknęła na niego i dostrzegła, że chłopiec

się zaczerwienił i nerwowo zagryzł wargę. Pokręcił głową.

- Nie - powiedział. Był na krawędzi płaczu. - Słowa wylatują mi z

głowy, kiedy staję koło katedry. One są chyba równie nerwowe jak ja.

- Nie wszyscy kończą szkołę powszechną, Peder - usiłowała mu pomóc

Petrike.

- A dlaczego?
- Bo nie mają tyle rozumu. Możesz przerwać naukę i rozwozić węgiel.

Ktoś to przecież musi robić.

Elise posłała jej ostre spojrzenie.
- Nie wiesz, że szkoła powszechna jest obowiązkowa?
- To trzeba go przenieść do szkoły specjalnej. Nic na to nie poradzisz.
Peder zerwał się ze stołka i ruszył przed siebie. Zanim Elise zdążyła go

powstrzymać, wybiegł, trzaskając drzwiami. Zaczęło padać, krople
deszczu bębniły o szyby, woda szumiała w rynnach.

- Hildo, skończ smażyć i odstaw patelnię Idę go poszukać. Włożyła

buty, nie zasznurowując ich, owinęła się szalem

i wyszła.
Chociaż zmrok już zapadł, znalazła chłopca od razu. Siedział skulony

pod krzakami bzu. Elise ukucnęła obok niego. Strumyki deszczu spływały
jej po plecach, z gałęzi spadały krople.

- Chyba nie przejąłeś się słowami Petrike? Ona jest mocna w gębie, a

mówi takie głupstwa, że my z Hildą w ogóle jej nie słuchamy. Wejdźmy
do środka, bo się przeziębisz. Podzielę się z tobą pewną tajemnicą.

background image

Płacz ucichł. Elise domyśliła się, że Peder uniósł głowę.
- Tajemnicą?
- Tak. Dzisiaj dostałam list od Johana. Postanowiłam nikomu o tym nie

mówić, ale teraz zmieniłam zdanie. Obiecujesz nie powtarzać tego
nikomu? Przeczytam go, jak wszyscy się położą. Kiedy będziecie już w
łóżkach, wymkniesz się po cichutku i przyjdziesz do mnie do kuchni, a ja
ci szepnę na ucho, co jest w liście.

Zapadła cisza, a po chwili Peder chlipnął żałośnie.
- I co z tego, że Johan nas lubi, skoro go tutaj nie ma? Gdybyś wyszła za

niego, pomagałby mi w lekcjach i nie złościłby się tak jak Reidar. - Płacz
wzmógł się. - Nie przeniosę się do szkoły specjalnej. Pingelen mówi, że to
szkoła dla głupków. Takich, co do trzech nie potrafią zliczyć. Dla
matołków, mówi Pingelen.

- Nie pójdziesz do szkoły specjalnej, Peder. Przysięgam.
- To co mam zrobić? Nie mogę zapamiętać choć jednej zwrotki!
- Musisz się skupić. Wczoraj umiałeś cały psalm. Masz takie rozbiegane

myśli, Peder. Powiedz mi, co ci siedzi w głowie.

- Nie mam pojęcia.
- Zastanów się. Nie mogę ci pomóc, jeśli nie wiem, co się z tobą dzieje.
I nagle przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Kristianowi pomogła

rozmowa z matką. Może i Pederowi przydałoby się to samo? Chłopiec
szybko zapominał o niepowodzeniach, ale to mogły być pozory. Kto wie,
czy choroba matki i jej przeprowadzka nie odcisnęły na nim piętna,
którego nikt z najbliższych nie dostrzegł?

- Przecież musisz wiedzieć, o czym myślisz.
- Nie myślę. Bawię się, że jestem kimś innym.
- Masz takie marzenia?
- Może. A potem przychodzi bandyta i ucina głowy chłopakom z mojej

klasy. Wszyscy krzyczą, a ja biorę mój magiczny miecz i zabijam
bandziora i wszyscy traktują mnie jak króla.

Elise pokiwała głową z zamyśleniem. Marzył, że jest kimś innym, żeby

zapomnieć o kłopotach dnia codziennego. Marzył, że jest bohaterem.

- Jutro wieczorem, kiedy wrócę z pracy, wybierzemy się do kogoś, kto

bardzo chce z tobą porozmawiać.

- Dlaczego teraz mi to mówisz? To ktoś ze szkoły specjalnej?
- Oczywiście, że nie, Peder. Obiecałam, że nigdy tam nie trafisz.
- To dlaczego mam iść do tego kogoś? Czy to ten doktor, który badał mi

oczy?

- Nie. - Elise wstała. - Chodźmy już! Za dnia przemarzłam, a teraz

background image

jestem cała przemoczona.

Peder wyczołgał się spod krzaka.
- Dlaczego? - powtórzył.
- Bo chcę ci pomóc. Jeśli skończysz marzyć o tym, że ratujesz kolegów

przed śmiercią, to będziesz mógł się skupić na szkole i na lekcjach.
Nauczysz się psalmów i zdasz do czwartej klasy.

Wszyscy przypatrywali się im ciekawie, ale Elise i Peder nie odezwali

się ani słowem. Elise odwiesiła mokry szal na kołku, zdjęła zabłocone
buty i wsunęła stopy w chodaki, potem zaś przyniosła piżamę Pedera. Nie
miała go w co przebrać, więc na koniec jeszcze owinęła szczelnie
włóczkowym kocem Hugo.

- Słyszę, że Reidar i Kristian wracają do domu, więc możemy siadać do

stołu - oznajmiła zadowolona. Skoro matka udobruchała jakoś Kristiana,
to na pewno pomoże młodszemu synkowi.

A poza tym czekał na nią list od Johana...
Siedzieli w milczeniu wokół stołu i jedli kromki chleba z ziemniakami.

Elise zerkała od czasu do czasu na Pedera i puszczała do niego oko. Peder
odwzajemniał się jej tym samym. Na jego obliczu malowała się duma, że
siostra dopuściła go do tajemnicy. I zapewne też ciekaw był treści listu.

Miała nadzieję, że matka i Asbjorn się jeszcze nie przeprowadzili. To

wszak nie takie proste. Zresztą będąc u nich, nie dostrzegła spakowanych
skrzyń, a meble wciąż stały na swoich miejscach.

Hjalmarowi nie zamykały się usta, wyraźnie cieszył się perspektywą

przeprowadzki. Czyżbyśmy źle ich traktowali? - pomyślała Elise
zawstydzona. Wprawdzie nie potrafiła ukryć irytacji, kiedy zjawiali się,
żebrząc o kawę lub kawałek chleba; ale przecież wiedziała, że nie
brakowało im pieniędzy.

Peder użył całego swojego wdzięku, rozmowa z Elise przywróciła mu

dobry humor.

- Musisz nas odwiedzać, Petrike. Bez ciebie w domku majstra nie będzie

już tak wesoło. Nikt nam nie powie, kto spodziewa się dziecka, kto łazi do
karczmy i śpi na schodach w Andersengarden.

Petrike uśmiechnęła się. Pożałowała niezręcznych słów, których użyła

wobec Pedera.

- I zawsze coś wam przyniosę, Peder. Jeśli będę miała porządny piec,

zrobię karmelki.

- Cukier jest drogi - skarcił ją Hjalmar. Petrike zamilkła.
Reidar nie odzywał się, zresztą niewiele mówił od przyjścia do domu.

Może miał wyrzuty sumienia, że nie przykładał się zbytnio do pracy z

background image

Pederem? Elise nie życzyła sobie, by i on się wyprowadził z tego powodu.
Musi pomyśleć o innym rozwiązaniu.

Po kolacji chłopcy wzięli się do lekcji. Hjalmar i Reidar czytali gazety, a

Hilda jak zwykle zajęła się cerowaniem. Elise przygotowała Hugo do snu,
dała mu kaszkę i położyła do swojego łóżka. Od czasu kiedy Hugo wyrósł
z kołyski, spali razem. Chłopczyk protestował, gdy go kładła, ale szybko
się uspokoił na dźwięk znajomej kołysanki. Słuchał zachwycony i
uśmiechał się, jego małe ząbki połyskiwały w półmroku. Zamykając
drzwi, słyszała, jak gaworzy pod kołdrą.

Wreszcie i dla pozostałych przyszedł czas odpoczynku. Hilda i Reidar

zniknęli w izbie, Petrike i Hjalmar niechętnie opuścili ciepłą kuchnię,
udając się na poddasze. Elise wysłała chłopców do łóżek, Kristian i Evert
nie opierali się. Obaj wybiegli na dwór za potrzebą.

- Zaraz to zrobimy - szepnął Peder.
Skinęła głową i przyłożyła palec do ust, pokazując mu, żeby się nie

wygadał.

- Lepiej biegnij za chłopcami. Nocnika używamy tylko nocą.
Peder posłuchał jej momentalnie. Zmówili razem wieczorną modlitwę.
- Posiedzę jeszcze w kuchni i popiszę - powiedziała.
- Tylko nie siedź za długo - mruknął spod kołdry Kristian - bo będziesz

jutro zmęczona.

- Tylko chwilkę. Dobrej nocy.
Podeszła do półki i zdjęła list ukryty pod pustą kanką na mleko.

Rozdarła pośpiesznie kopertę i zaczęła czytać.

Najdroższa Elise!
Dziękuję za list. Siedziałem sam w pokoju, czytając go, i nie wstydziłem

się łez. Dlaczego życie jest takie skomplikowane? Wszystko układało się
po naszej myśli, a masz rację, pisząc, że zawsze byliśmy sobie
przeznaczeni. Też uważam, że w życiu znaleźć trzeba tę jedną jedyną
duszę, która nam pisana. Nie wszystkim się to udaje, ale my trafiliśmy na
siebie, będąc dziećmi. Los tak chciał, że nie połączyliśmy się od razu.
Teraz myślę, że życie to szkoła, a kłopoty są po to, by wyciągać z nich
nauczkę. Może ten czas został nam dany, byśmy zrozumieli, jakie
szczęście nas spotkało, że znaleźliśmy siebie. Przyznam jednak, że ja
zrozumiałem to już wtedy, gdy mieszkaliśmy w Andersengarden. Mówią,
że przeciwności losu nas wzmacniają. Pniemy się mozolnie w górę, ale
przecież kiedyś zajdziemy na szczyt. Ja też do niedawna tak myślałem.

Aż przyszedł wstrząs. Wróciłem pewnego wieczora ze spotkania

koleżeńskiego i na schodach zastałem Agnes. Słyszałaś już zapewne, że

background image

przyjechała do Kopenhagi? Usiłowałem ją.

przekonać, że jest już za późno, i chciałem odesłać z powrotem do

domu. Wyjaśniłem jej, że złożyłem papiery w urzędzie w Kristianii i
zażądałem rozwodu ze względu na wiarołomność małżonki. W przypadku
zgody obu stron sprawa jest prosta. Kobieta nie może powtórnie wyjść za
mąż przed upływem dziesięciu miesięcy od ustania poprzedniego związku.
To nic wielkiego, myślałem. Agnes zaczeka, Magnus też.

Tymczasem Agnes zmieniła zdanie. Nie zgadza się na rozwód i twierdzi,

że nigdy mnie nie zdradziła. Nie uwierzyłem, powiedziałem jej, co wiem o
niej i o Magnusie Hansenie. Wszak przyznała się do wszystkiego przed
moim wyjazdem. Teraz jednak twierdzi, że postąpiła tak z zemsty. Była zła
na mnie, bo nie chciałem nigdzie jej zabierać. Dlatego też wyprowadziła
się do Magnusa - i jego żony! Wiedziałaś, że ma żonę? Agnes spała w
jednym pokoju, a Magnus z żoną w drugim, tak przynajmniej powiedziała.
Sprawdziłem to, napisałem do jednego z moich dawnych towarzyszy i on
wszystko potwierdził. Innymi słowy: to ja jestem ojcem dziecka, które
nosi Agnes!

Znasz mnie dobrze i wiesz, że nigdy nie uchylam się od

odpowiedzialności. Agnes zamieszkała ze mną w mansardzie i mówi, że
odtąd już będzie dobrą żoną. Jak długo to potrwa, nie mam pojęcia. Wbiła
sobie do głowy, że pewnego dnia zostanę sławny i bogaty, a ona będzie
wtedy u mego boku. Ha! Żeby wiedziała, ilu ludzi zyskało sławę i
majątek, tworząc rzeźby! Pierwszego dnia uciekłem z domu wściekły i
rozczarowany. Czułem się podle, przeklinałem Boga i los. Miałem
wrażenie, że zamknięto mnie w ciasnym ciemnym pomieszczeniu, z któ-
rego nie mogę się wydostać.

Teraz jest trochę lepiej. Agnes bardzo się stara, gotuje, sprząta, układa

moje ubrania. Dobrze wie, że jej obecność jest mi niemiła. Marzyłem o
kimś innym, Agnes krzywi się bardzo na dźwięk Twojego imienia.

Mężczyzna nie porzuca żony, która spodziewa się dziecka. Wiesz, że

małżeństwo można rozwiązać jedynie w przypadku niewierności.
Sądziłem, że Agnes mnie zdradziła, ale się myliłem.

Mam świadomość, że Cię krzywdzę, i oddałbym wiele, by Ci tego

oszczędzić, ale nie mogę dłużej zwlekać. Bałem się, że plotki dotrę do
Ciebie, zanim przeczytasz ten list.

Błagam Cię, Elise, nie rozpaczaj. Nic nie zmieni moich uczuć do Ciebie.

Moje serce należy do Ciebie na zawsze. W samotne bezsenne noce marzę
o Tobie, tęsknię za dziewczęciem, które pokochałem już wtedy, gdy miało
piegi, zadarty nosek i dwa krótkie warkoczyki. Dziewczę, które

background image

przemieniło się w najsłodszą kobietę w Sagene. Wszystkie słowa, które
zawarłaś w Swoim liście, mógłbym i ja napisać. Twoje myśli są moimi
myślami. Użyłaś pięknego obrazu: dwie łodygi o wspólnym korzeniu. One
stoją, Elise, i wciąż będą wzrastać na wspólnym korzeniu, zależne
wyłącznie od siebie. Bez Twojej miłości i marzeń o Tobie nie mógłbym
tworzyć. Jesteś moim natchnieniem, bez Ciebie nie byłbym tym, kim
jestem.

Elise zapadła się w sobie. Poczuła ciepły dotyk i uniosła gwałtownie

wzrok. Obok niej stał Peder i patrzył na nią smutnym wzrokiem. Dopiero
teraz zdała sobie sprawę, że łzy płyną jej po policzkach i kapią na koszulę.

- Ty płaczesz, Elise?
Objęła chłopca i przytuliła mocno do siebie.
- Tak, płaczę, Peder, ale nie przejmuj się tym. Płaczę, bo bardzo kocham

Johana, a on jest mężem Agnes. Zrozumiesz, jak dorośniesz. Pojmiesz,
jakie to ważne, by do małżeństwa wybrać właściwą osobę.

- Przecież oni pobrali się dawno temu. - Peder rzeczywiście nic nie

rozumiał.

- Tak, ale życie się im nie ułożyło, tak jak mnie i Emanuelowi.

Postanowiliśmy z Johanem, że będziemy odtąd razem, ale to też
niemożliwe. Agnes spodziewa się dziecka i Johan nie może jej opuścić.

- Więc już do nas nie wróci?
- Myślę, że kiedyś przyjedzie. I na pewno coś ci przywiezie, Johan

zawsze dotrzymuje słowa. Nie mogę jednak wyjść za niego i nie możemy
zamieszkać razem.

Peder zaczął płakać, cicho, niemal bezgłośnie. Przycisnęła jego głowę

do piersi i pozwoliła mu płakać. Jej własne łzy kapały na zmierzwioną
czuprynę chłopca.

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Tej nocy spała niewiele. Kiedy wstała rankiem, jej poduszka była mokra

od łez. Nie mogła się jednak załamać, bo rodzina jej potrzebowała. Tego
dnia zamierzała przejść się z Pederem na Wzgórze Świętego Jana.

Peder wciąż nie domyślał się, dokąd się wybierają. Elise bała się, że

chłopiec odmówi, jeśli powie mu, dokąd idą. Zwłaszcza po ucieczce
Kristiana, która zrobiła na nim wielkie wrażenie.

Nie odzywali się wiele. Kiedy zeszli z mostu i minęli fabrykę, Peder

chwycił siostrę za rękę. Nie zrobił tego wcześniej z obawy, że zobaczy go
któryś z kolegów szkolnych. Od razu poczuł się bezpieczniej.

Myśli Elise krążyły wokół listu. Brzmiały jej w uszach ostatnie zdania,

które przeczytała, kiedy Peder uspokoił się i wrócił do łóżka.

Kocham Cię, Elise. Wiem, że nie mam prawa tak mówić, będąc

związany z inną kobietą, ale ona nie jest właścicielką moich myśli. Moja
miłość należy wyłącznie do Ciebie. Cieszmy się choć tym, że mamy to co
najważniejsze, miłość właśnie.

Twój Johan
- Wiem, dokąd idziemy - usłyszała głos Pedera. Byli sami, na ulicy

panował półmrok między rzadko rozmieszczonymi latarniami.

Elise ścisnęła mu dłoń.
- Nic nie mówiłam, bo bałam się, że się nie zgodzisz.
- To nic. I tak się niedługo przeprowadzają. A po co tam idziemy? Mama

wie, co może mi pomóc się skupić na nauce?

- Tak sądzę. Pomogła Kristianowi.
- W takim razie damy jej szansę. - Usłyszała, że zachichotał. - Tak

zawsze mówisz, prawda, Elise?

Elise uśmiechnęła się.
- Prawda. Damy jej szansę, Peder.
- Może będę mógł pobawić się z Anne Sofie? Kiedy mieszkaliśmy

razem, lubiła się ze mną bawić.

- Przede wszystkim chciałabym, byś porozmawiał z mamą. Jeśli będzie

czas, możesz pobawić się z Anne Sofie. Nie wiem jednak, kiedy mała
kładzie się spać. I nie wiem, czy ich w ogóle zastaniemy. Zapomniałam

background image

zapytać, kiedy się przeprowadzają.

- To nic, Elise. Jeśli się przeprowadzili, wrócimy do domu. I powiemy,

że po prostu wybraliśmy się na spacer. Nieczęsto mamy ku temu okazję.

- Masz rację - westchnęła, ciaśniej owijając się szalem. - Żeby choć było

trochę cieplej.

- Ciągle marzną mi stopy. Reidar mówi, że jak nie będę o tym myślał, to

zapomnę o mrozie. Teraz prawie zapomniałem, bo trzymam cię za rękę.

Elise czuła rosnące napięcie, kiedy zbliżali się do domu matki. Gdyby

jej nie zastali, doznałaby chyba większego rozczarowania niż Peder. Wbiła
sobie do głowy, że rozmowa z matką rozwiąże wszystkie problemy
chłopca, lecz jej nadzieje mogły okazać się płonne. Może Pederowi
brakuje zdolności? Brak zdolności nie oznaczał wcale, że chłopiec jest
głupi. Peder nie był głupi, stawiał ciekawe pytania i zdradzał myśli,
których nikt nie spodziewałby się u dziesięciolatka.

W sieni panowała cisza, ale równie cicho i spokojnie było tu podczas ich

poprzedniej wizyty. Wyglądało na to, że w domu nie mieszkają rodziny z
małymi dziećmi, tylko ludzie starsi i nowożeńcy. Biedna Anne Sofie, w
domku majstra miała przynajmniej towarzystwo i gromadkę dzieci zawsze
skorych do zabawy. Zwłaszcza Larsine.

- Chyba się wyprowadzili. - W głosie Pedera zabrzmiała nuta nadziei.
- Nie masz ochoty spotkać się z nimi?
- To nie ma znaczenia - wzruszył ramionami.
- Asbjorn na pewno nas nie odprawi. Nie tym razem.
- Dlaczego?
- Bo rozmawiałam z mamą. Było jej przykro. Sądziła, że nie weźmiemy

sobie tego tak bardzo do serca.

- Ja się nie przejąłem.
- Ty może nie, ale Kristian był zawiedziony.
Peder nic nie odrzekł, ale słowa Elise chyba dały mu do myślenia.
Do mieszkania prowadziły solidne drzwi, zdobione mosiężnymi

okuciami i rozetami. Elise stuknęła kołatką i po chwili rozległ się odgłos
kroków.

Asbjorn wystawił głowę, a na ich widok otworzył szeroko drzwi.

Zapewne takie było życzenie matki, pomyślała Elise, może opowiedziała
mężowi o rozmowie z Kristianem.

- Elise i Peder? Co za niespodzianka. Właśnie siadamy do kawy,

napijecie się z nami?

Elise podziękowała i weszła do środka. Peder dreptał za siostrą.
Matka siedziała z Anne Sofìe przed czarnym marmurowym kominkiem.

background image

Ogień trzaskał wesoło, a w pokoju panowało przyjemne ciepło. Na małym
stoliczku stały porcelanowe filiżanki i duży talerz domowych wypieków.

- Elise i Peder? - Matka wydawała się równie zaskoczona jak
Asbjorn. - Jak miło - powiedziała i zwracając się do Anne Sofie, dodała:

- Wreszcie będziesz się mogła pobawić. Cały czas narzekasz, że w
sąsiedztwie nie mieszkają żadne dzieci.

Anne Sofie wstała i spojrzała na Pedera zawstydzona.
- Chcesz zobaczyć mój domek dla lalek?
Peder stał nieruchomo, wpatrując się w talerz. Matka pojęła w lot, o co

chodzi.

- Weź ze sobą kilka ciastek, Peder, i idźcie się pobawić do kuchni.
Peder nie dał się prosić dwa razy i z garścią ciasteczek ruszył za

dziewczynką. Asbjorn oświadczył, że przyniesie więcej słodkości, i
poszedł do piwnicy. Elise wyczuła, że zrobił to po to, by mogły zostać
same.

- Co słychać u Kristiana? - Matka spojrzała na nią z napięciem.
- Wszystko dobrze. Od tamtego wieczora nie zrobił już nic głupiego. I

podziękował mi.

Matka westchnęła.
- Byłam w głębokim błędzie, Elise, i wstydzę się tego do dziś. -

Podsunęła córce krzesło i poczęstowała ją ciastkami. - Zdaję sobie sprawę,
że niełatwo wam zrozumieć, co czułam, kiedy leżałam w izbie w
Andersengarden, czekając na śmierć. Bałam się, strasznie się bałam.
Wiedziałam jednak, że dacie sobie radę beze mnie. Chłopcy lgnęli do
ciebie bardziej niż do mnie, tak przynajmniej sądziłam, a ty prowadziłaś
im dom, i to lepiej ode mnie. Chyba byłam o ciebie nieco zazdrosna.
Kiedy Asbjorn i Anne Sofie pojawili się w moim życiu, uznałam, że już
mnie nie potrzebujecie. Postanowiłam zastąpić dziewczynce matkę.

Elise pokręciła głową.
- Tak sądziłaś, ale prawda była inna. Dziewczynki potrafią okazywać

uczucia, chłopcy tłumią je w sobie. Przecież wiesz, chłopcy nie płaczą.
Kristian zamknął się w sobie, a Peder uciekał w marzenia.

Chwyciła filiżankę, którą podała jej matka, i pociągnęła łyk gorącej

kawy. Objęła filiżankę dłońmi, usiłując rozgrzać zgrabiałe palce.

- Twoja rozmowa z Kristianem podziałała. Pomyślałam sobie, że

mogłabyś też pomóc Pederowi. Dlatego właśnie przyszliśmy.

- Peder też usiłował uciec? - przeraziła się matka.
- Nie, ale męczy się w szkole. Jakiś czas myślałam, że ma problemy ze

wzrokiem, ale to coś innego. Peder nie umie się skoncentrować.

background image

Zapytałam go o to i zrozumiałam, że ucieka w świat marzeń. Wymyśla
sobie, że jest bohaterem ratującym kolegów z opresji, i zapomina wtedy o
całym bożym świecie. Inni słuchają nauczyciela, a on buja w obłokach.

Matka zmarszczyła brwi i przybrała surowy wyraz twarzy.
- Nie powinien się tak zachowywać. Powinnaś przywołać go do

porządku, przetrzepać mu skórę, jeśli jest nieposłuszny.

Elise pokręciła głową powoli.
- To bardziej skomplikowane, niż sądzisz. Myślę, że coś go dławi, jakiś

ciężar przygniata mu serce. Jeśli się go nie pozbędzie, nigdy nie
wydostanie się z tego tajemniczego świata. I może źle skończyć.

- Nie pojmuję, o czym mówisz. Jaki ciężar?
- To tylko słowa, nazwij to żałobą, jeśli chcesz. Pomyśl tylko, co

przeszedł. Ojciec był pijakiem, ale Peder go kochał i przeżył wstrząs,
kiedy tata wpadł do lodowatej wody i się utopił. Potem żył w nieustannym
strachu, że umrzesz, to trwało przeszło rok. Dla ośmioletniego dziecka to
straszne przeżycie. Kiedy wyzdrowiałaś i życie pokazało nam przyjem-
niejsze oblicze, pokochałaś inne dziecko. Wiem, że to brutalne słowa, ale
musiałam je wypowiedzieć, byś wreszcie zrozumiała. Kiedy sięgam
pamięcią wstecz, wydaje mi się, że jego kłopoty w szkole zaczęły się
właśnie wtedy. Większość dzieci nie umiała wtedy czytać, więc nauczyciel
nie zwracał uwagi na Pedera. Teraz Peder jest jedynym uczniem, który nie
posiadł tej umiejętności. Reidar usiłuje mu pomóc, ale wyniki są marne.
Jakiś czas chłopcu szło lepiej, ale Reidar nie był zadowolony z postępów i
zaczął się bardzo irytować. To tylko pogarsza sytuację. Peder denerwuje
się, kiedy staje obok katedry, zapomina wszystko, czego nauczył się w
domu. Karcąc go lub stawiając do kąta, nie dodasz mu odwagi. Wręcz
przeciwnie, zacznie się bardziej bać.

Matka spojrzała na nią z dziwnym wyrazem twarzy.
- W życiu nie słyszałam nic dziwniejszego. W moich czasach rózga była

najlepszym lekarstwem na takie problemy. Skąd bierzesz te dziwne
pomysły?

- To nie ma znaczenia. Czemu nie chcesz spróbować? Jeśli wyjaśnisz

Pederowi, dlaczego trzymasz się od nas z daleka, może zrozumie. Powiedz
mu to samo co mnie: że bałaś się śmierci i widziałaś, iż dajemy sobie radę
bez ciebie, że sądziłaś, iż chłopcy bardziej kochają mnie niż ciebie.
Opowiedz mu o Asbjornie i o małej dziewczynce, która bardzo cię
potrzebowała. Powiedz mu też, że matka nigdy nie przestaje kochać
własnych dzieci i że w głębi serca jesteśmy ci najbliżsi.

Jakiś cień przemknął po twarzy matki. Może Elise posunęła się za

background image

daleko? Matka wstała i wyszła do kuchni. W chwilę później zjawiła się
Anne Sofie i wdrapała się jej na kolana.

- Dlaczego mama chce rozmawiać z Pederem?
- Ponieważ Peder jest smutny i może rozmawiać o tym tylko z własną

mamą.

- To moja mama jest mamą Pedera? Elise zdziwiła się.
- Tak. Zapomniałaś już? Ty, Peder i Kristian jesteście na swój sposób

rodzeństwem. Wy to macie szczęście! Ty masz dwóch braci, a Peder i
Kristian siostrę.

- A niedługo będę miała małego dzidziusia. Zjawił się Asbjorn, dźwigają

kosz pełen drew.

- Gdzie jest Jensine?
Anne Sofie wyrwała się z odpowiedzią, zanim Elise zdążyła otworzyć

usta.

- W kuchni z Pederem. Mają ze sobą jakieś tajemnice. Asbjorn zirytował

się.

- Mam nadzieję, że jej nie zamęczy. Jensine jest bardzo osłabiona.
Elise nie powstrzymała się od komentarza.
- Mama będzie bardziej zmęczona, jeśli nie dasz im porozmawiać.
Asbjorn nie zrozumiał, ale się nie odezwał. Minęło sporo czasu, zanim

matka i Peder wrócili do pokoju. Ich miny świadczyły o tym, że rozmowa
się powiodła. Teraz trzeba było czekać na jej owoce.

- Kiedy przeprowadzacie się do Kjelsas? - spytała Asbjorna.
- W przyszłym tygodniu. Matka usłyszała pytanie.
- Musicie do nas zajść. Pamiętacie, że odwiedzaliście mnie w

sanatorium? Do Kjelsas nie jest wcale dużo dalej.

Peder pokiwał głową z entuzjazmem.
- Możemy przychodzić w niedziele!

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Elise płakała nad Johanem. Przyszły dni trudne, zawód, który przeżyła,

sprawiał jej niemal fizyczny ból. Z wielkim trudem przywoływała samą
siebie do porządku, odpychała myśli o liście, by skupić się na codziennych
obowiązkach.

Napisała ogłoszenie o wolnym mieszkaniu na poddaszu i za zgodą

background image

wdowy Borresen wywiesiła je w sklepie. Najpierw zamierzała
przytwierdzić je do furtki, ale uznała to za bezcelowe. Robotnicy mijali ich
dom późnym wieczorem i nikt w ciemności nie dostrzegłby karteczki. W
przerwie obiadowej mało kto zapuszczał się w te strony.

Ledwie zdążyła wrócić do domu, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Za

progiem stał młody człowiek, nie wyglądał ani na robotnika, ani na
urzędnika. Elise spojrzała na niego ze zdziwieniem, nie domyślając się w
pierwszej chwili celu jego wizyty.

- Przepraszam - uśmiechnął się z zażenowaniem. - Czy w tym domu jest

wolna mansarda?

Skinęła głową.
- Zobaczyłem ogłoszenie w sklepie i pośpieszyłem tutaj, by nikt mnie

nie ubiegł - uśmiechnął się raz jeszcze. - Widzi pani, od dawna szukam
podobnego mieszkania. Niedaleko wodospadu, z dala od sąsiadów. W
domu, który przedpołudniami stoi pusty. Pani pracuje, nieprawdaż?

Elise zmarszczyła czoło, nie odpowiadając. Słowa nieznajomego

zdumiały ją niepomiernie.

Mężczyzna zaśmiał się cicho.
- Proszę wybaczyć mi tę niezręczność. Nie jestem złodziejem, który

zamierza okraść panią z dobytku.

Niewiele tego, pomyślała Elise, żaden łup dla tak dobrze ubranego i

zapewne równie dobrze urodzonego mężczyzny. No chyba żeby znalazł
kopertę z pieniędzmi w szufladzie komody.

- Jestem muzykiem, gram na skrzypcach i ćwiczę przedpołudniami.

Mało kto lubi słuchać tych dźwięków przez sześć godzin bez przerwy.

Znowu się roześmiał.
Hugo zaczął płakać i teraz dopiero Elise zorientowała się, że stoi w

uchylonych drzwiach, wpuszczając zimno do środka.

- Proszę wejść. Nie sądzę, by mieszkanie przypadło panu do gustu.

Niedawno musiałam naprawiać dach. Dekarz był już dwa razy. Twierdzi,
że teraz jest szczelny.

Mężczyzna wszedł i Elise zamknęła drzwi.
- Mam małe dziecko, a drugie w drodze, poza tym w domu mieszka

trzech rozbrykanych chłopców, dwóch dziesięciolatków i jeden
jedenastolatek. Nie mogłabym zapewnić panu ciszy i spokoju wieczorami.

- Ale przedpołudniami jest cicho?
- Tak, jak zresztą w większości mieszkań w tej dzielnicy. Małe dzieci

przebywają w żłobku.

- Mnie jednak bardzo zależy na mansardzie w małym drewnianym

background image

domku. Poza tym uwielbiam szum wodospadu, a pani dom stoi najbliżej.

Elise wzięła Hugo na ręce, by go uspokoić. W ostatnim czasie chłopiec

zaczął marudzić za dnia, pewnie wyrzynały mu się ząbki. Ruchem głowy
wskazała drzwi do korytarzyka.

- Proszę wejść na górę i obejrzeć mieszkanie. Poprzedni lokatorzy

wyprowadzili się wczoraj i nie zdążyłam jeszcze posprzątać.

Nie dał się dwa razy prosić. Elise nie poszła za nim. Hugo kwilił, więc

nie mogła go odłożyć, a z dzieckiem w ramionach nie chciała wspinać się
po stromych schodach. Była już w zaawansowanej ciąży.

Przytrzymując chłopca jedną ręką, drugą ujęła chochlę i wlała wody do

garnka, po czym odsunęła fajerki i postawiła garnek na ogniu. Na obiad
będą ziemniaki i pieczony śledź.

Mężczyzna wrócił po chwili.
- Jest dokładnie takie, jak je sobie wyobrażałem - powiedział ożywiony.

- Proszę mi je wynająć, pani Ringstad. Chętnie dołożę jedną koronę do
czynszu.

Elise zdziwiła się. Skąd młody skrzypek miał tyle pieniędzy? Czy to nie

podejrzane?

- Jest pan pewien, że hałas nie będzie panu przeszkadzał? Hugo dał panu

przed chwilą próbkę swych umiejętności.

Pokręcił głową.
- Właśnie czegoś takiego szukałem. Wieczorami gram i rzadko bywam

w domu. Obiecuję, że będę wchodził na palcach.

Elise nie mogła wyjść ze zdumienia, że z ochotą godził się na wszystko.

Mieszkań dla zamożnych nie brakowało, a mężczyzna był miły i taktowny.
Nosił się schludnie, nie wyglądał może na arystokratę, ale widocznie miał
zamożnych rodziców, którzy zapewniali mu utrzymanie, bo czyż można
wyżyć z grania na skrzypcach? Był też dość przystojny, choć szczupły i
wątłej budowy, stosując słownictwo Hildy, należałoby pewnie nazwać go
chudziakiem. Zapewne nigdy nie wykonywał ciężkiej pracy i miał mięśnie
małego chłopca. Elise przywołała na myśl silne ramiona Johana, jego
szerokie barki, muskularne plecy. Dreszcze przeszywały jej ciało na widok
jego potężnych, nawykłych do pracy dłoni.

- Niech pani się zgodzi! - patrzył na nią błagalnym wzrokiem jak małe

dziecko.

Musiała się uśmiechnąć.
- Jest pan pierwszy, więc zgadzam się. Mężczyzna podskoczył wysoko z

radości.

Hugo zdziwił się tak bardzo, że przestał płakać i spojrzał na

background image

nieznajomego szeroko rozwartymi oczyma.

- Kiedy mogę się wprowadzić?
- Jak tylko posprzątam.
- Mógłbym wprowadzić się jutro, jeśli znalazłbym kogoś, kto posprząta

za panią?

Posprząta za nią? A kto za to zapłaci?
- Oczywiście pokryję wszystkie koszty - dodał pośpiesznie. - Poproszę

sprzątaczkę mojej matki, która przychodzi do nas z samego rana.

Elise przyjęła propozycję z ulgą. Po całym dniu pracy w sklepie ledwie

znajdowała siły na opiekę nad Hugo i przyrządzanie posiłku dla całej
rodziny. Hilda ledwie powłóczyła nogami, kiedy wracała do domu. Oboje
z Reidarem niepokoili się stanem zdrowia Hildy. Dziewczyna była wątłej
postury, a dwa porody nadszarpnęły jej siły. Często chorowała, a czas
spędzony w gręplarni też pozostawił ślady.

- Jeśli pana stać, to nie mam nic przeciw temu. Zerknęła na

nieznajomego, spodziewając się wyjaśnień.

- Moja matka zapłaci, jeśli dowie się, że moje marzenia się spełniają -

powiedział z uśmiechem. - To jakiś cud, że akurat dzisiaj trafiłem do tego
sklepu, nigdy wcześniej tam nie byłem. Nazwałbym to przeznaczeniem -
dodał, znów uśmiechając się szeroko. Wydał się teraz Elise młodszy niż na
pierwszy rzut oka. - Mieszkamy w Grefsen, ale miałem sprawę w kościele
Świętej Trójcy. Wstąpiłem do sklepu, by kupić parę ciastek, bo i tak nie
zdążyłbym do domu na drugie śniadanie. Może mógłbym pani w czymś
pomóc? - spytał nagle. - Trudno trzymać dziecko i gotować jednocześnie.

Elise zaczerwieniła się. Co miał na myśli? Chciał potrzymać Hugo czy

wziąć się do gotowania? Nigdy dotąd nie spotkała młodzieńca, który
zachowywałby się tak niezwyczajnie.

- Zimno tutaj. Zapewne zamierzała pani napalić, zanim posadzi pani

dziecko na podłodze. Mogę dołożyć drew do pieca.

- Dziękuję, ale zwykle sama daję sobie radę.
- Nie zamierzałem pani urazić - odrzekł spłoszony.
Co ja wygaduję, pomyślała. Zazwyczaj nie jestem taka podejrzliwa.
- Nie uraził mnie pan, nie chciałam pana kłopotać. Podszedł do skrzyni i

wyjął kilka polan.

- To dla mnie nie pierwszyzna. Mój dziadek jest wdowcem i mieszka

samotnie w małym domku w Kjelsas. Z początku zamierzałem zamieszkać
u niego, ale pewnie nie wytrzymałby mojego rzępolenia - uśmiechnął się. -
Ale tak poza tym to bardzo miły, dobroduszny staruszek i często go odwie-
dzam.

background image

- Moja matka i jej mąż właśnie przeprowadzają się do Kjelsas -

wymsknęło się Elise.

- Doprawdy? - zaciekawił się. - A gdzie będą mieszkać?
- Nie wiem nic poza tym, że willa nazywa się „Almsdorf". Szeroko

otworzył oczy ze zdziwienia.

- Willa „Almsdorf"? Leży przy drodze prowadzącej do hotelu

„Maridalen". Goście hotelu przejeżdżają obok willi w drodze ze stacji,
którą otwarto sześć lat temu. Mój dziadek mieszka w tej okolicy.

- To dziwne - uśmiechnęła się Elise. - Znaczy się, to dziwny zbieg

okoliczności - poprawiła się. - Nazwa brzmi bardzo dostojnie.

- To dom w stylu szwajcarskim. Wie pani, wysoki, drewniany, z

wystającym dachem i mnóstwem ornamentów. Niektóre z takich domów
mają wieżyczki, a większość budowana jest z bali.

Elise zdziwiła się.
- I zwykłego urzędnika stać na wynajem takiego domu?
- Zapewne nie całego. W środku znajdują się zazwyczaj wydzielone

mieszkania.

Wcisnął ostatnie polano do pieca, zamknął drzwiczki i wyprostował się.
- Jest pani taka młoda i ma dzieci w wieku dziesięciu i jedenastu lat?
Powinna właściwie poczuć się urażona jego bezpośredniością, ale

patrzył na nią tak szczerze i niewinnie, że nie potrafiła się rozzłościć.

- Dwójka to moi bracia, trzeciego przyjęliśmy. Moja matka zachorowała

na suchoty, więc musiałam się nimi zająć.

- Zapewne było pani ciężko - stwierdził.
- Matka już wyzdrowiała - dodała pośpiesznie. - Ojciec zmarł dwa lata

temu, a matka ponownie wyszła za mąż.

- I zostawiła pani chłopców - skonstatował z lekkim zdziwieniem.
- Moja siostra i jej mąż mieszkają z nami. Na parterze jest więc nas

siódemka, a za parę miesięcy przybędzie jeszcze jeden lokator.

Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale się powstrzymał. Odgadła, że

chce spytać o jej męża, ale uznał zapewne to pytanie za zbyt intymne. A
więc potrafił okazać takt.

- Moglibyśmy od razu spisać umowę? - spytał. - Boję się, że się pani

rozmyśli, a z tego, co słyszałem, mnóstwo ludzi poszukuje mieszkania.

- Możemy - uśmiechnęła się Elise. - Przyznam,- że z początku byłam

sceptyczna. Nie rozumiałam, dlaczego chce pan zamieszkać u mnie, skoro
stać pana na coś lepszego.

- A potem uznała pani, że jestem zbirem, który usiłuje panią okraść.
Roześmiała się.

background image

- Gdyby był pan głodny i bezrobotny, skusiłby się pan na te odrobinę

jedzenia, którą trzymam w szafie. Poza tym nie mam nic, co by warto było
ukraść. - Dała Hugo jakieś przybory kuchenne do zabawy i posadziła go
na dywaniku. Na szczęście chłopiec się uspokoił. - Przyniosę papier i
ołówek. Proszę usiąść przy stole.

W bloku nie było więcej kartek, zużyła wszystko na swoje pisanie. Elise

stała chwilę bezradnie, po czym przewertowała stosik zapisanych arkuszy i
z jednego z nich ostrożnie oderwała niezapisany kawałek.

Wróciwszy do kuchni, dostrzegła ze zdziwieniem, że nowy lokator

siedzi na podłodze i bawi się z Hugo.

Hugo piszczał z radości, pokazując wszystkie sztuczki, których nauczyli

go chłopcy: wyciągał ramiona, pokazując, jaki jest duży, klaskał w dłonie i
syczał, wskazując lampę naftową.

- Widzę, że lubi pan towarzystwo dzieci - powiedziała Elise.
Uśmiechnął się do niej w ten swój chłopięcy, nieco zawstydzony sposób.
- Moja ciotka ma synka w tym samym wieku. To fascynujące, jak

szybko uczą się takie maluchy. Właśnie nauczyłem tego smyka kręcić
głową.

Uczynił ten gest, a Hugo ochoczo go powtórzył.
Elise roześmiała się. To musiał być jej szczęśliwy dzień, zyskała

lokatora, który lubił dzieci, nie przejmował się hałasem i był gotów
dołożyć całą koronę do czynszu!

- Skończył mi się papier. Musimy zadowolić się tym świstkiem.
- Wystarczy mi pani podpis pod oświadczeniem wynajmu. Ile płacili

poprzedni lokatorzy?

- Trzy i pół korony tygodniowo. - Elise zawstydziła się nieco. Równie

dużo płacili w Andersengàrden, ale tam mieli przynajmniej własną
kuchnię.

Młodzieniec uśmiechnął się.
- Tylko tyle? W takim razie umawiamy się na cztery i pół korony. Ma

pani u góry piec opalany drewnem. Można na nim gotować?

- Wodę tak, ale jedzenie lepiej przyrządzać sobie na dole. Potrafi pan

gotować? - spytała sceptycznie.

- Matka nauczyła mnie robić zupę na kości z warzywami.
Przyrządzam sobie duży garnek, który starcza mi na cały tydzień.
Chłopcy będą zazdrościć, czując ten zapach każdego dnia, pomyślała, a

głośno powiedziała: - Więc mieszkał pan już sam?

- Wynajmowałem pokój u pewnej kobiety w Grefsen. Niestety zmarła, a

dom został sprzedany.

background image

Podniósł się. Rozczarowany Hugo wykrzywił usta i wybuchnął płaczem.
- Mogę go wziąć na ręce?
Elise zgodziła się z uśmiechem. Ten młody człowiek był doprawdy

niezwykły.

- Jeśli ma pan ochotę. Może najpierw podpiszemy umowę?
Napisała króciutki tekst, który oboje podpisali, młody człowiek

nazwiskiem Olaf Wolfgang Henricksen. Złożywszy podpis, schylił się i
podniósł Hugo, a chłopczyk z miejsca przestał płakać. Złapał przybysza za
włosy i pociągnął z całej siły.

- Hugo, to boli! - zaprotestowała Elise. Olaf Henricksen roześmiał się.
- Mam dużo włosów. Ale ma silne paluszki!
Po dłuższej chwili Hugo dał się posadzić na podłodze.
- Pójdę do matki przekazać jej nowiny. Poza tym muszę się spakować.

Poza łóżkiem i stołkiem na górze nie ma innych mebli. Ma pani coś
przeciw temu, bym przywiózł własne?

- Ależ nie, proszę tylko mieć na uwadze, że schody są bardzo strome.
- Myślałem o małej komódce, stole i paru krzesłach. Mam nadzieję, że

w nocy nie spadnie śnieg. Zrobiło się chłodniej i niebo zaciągnęło się od
północy.

- A jak pan to wszystko przewiezie? Niedaleko nas mieszka pewien

wozak, tyle że jest bardzo kapryśny i pracuje wyłącznie wtedy, kiedy ma
na to ochotę.

- Znajdę kogoś, takie drobiazgi nie zmącą mojej radości. - Wyciągnął

dłoń. - Bardzo dziękuję, pani Ringstad. Cieszę się, że będę mógł tutaj
zamieszkać.

- Mam nadzieję, że będzie pan zadowolony.
- Z pewnością. Gdybym nie był zadowolony, znaczyłoby to, że ze mną

coś nie tak.

background image

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Elise przekazała nowinę, kiedy wszyscy zasiedli wieczorem do stołu.
- Gra na skrzypcach? - Peder otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.
- Dlaczego chce mieszkać u nas? - spytał podejrzliwie Kristian.
- Ja też się zastanawiam - włączył się Reidar. - Dlaczego, na Boga, chce

zamieszkać właśnie tutaj?

- Bo szuka mieszkania na poddaszu małego drewnianego domku, w

którym mógłby bez przeszkód ćwiczyć grę przedpołudniami. Poza tym
kocha szum wodospadu.

- A mnie wydawałoby się, że wodospad może jedynie przeszkadzać -

dziwiła się Hilda.

Evert ożywił się.
- Nie słyszałaś o wodniku, który siedzi pod wodospadem i gra? Jeśli

rzucisz mu kawałek mięsa, to i ciebie nauczy.

- Ten nasz nowy lokator to wodnik? - przeraził się Peder.
- Ale z ciebie głupek! - skarciła go wzrokiem Hilda. - Wodniki są tylko

w bajkach.

- Nieprawda - rozzłościł się Evert. - Nauczyciel opowiadał nam, że

istnieją. Siedzą pod wodospadami i grają.

Wodnik ma długie włosy, które przyklejają mu się do gołych pleców.
- Miał długie włosy? - spytał podekscytowany Peder.
- Nie miał długich włosów i to nie jest żaden wodnik. Okazał się bardzo

miły, bawił się z Hugo i dołożył drew do pieca.

Elise dostrzegła, że Hilda i Reidar wymienili się spojrzeniami. Czyżby

background image

nowy lokator zdążył już ją zauroczyć? Nie mogli wiedzieć, że Elise nie
poddawała się wdziękowi mężczyzn, myślała jedynie o Johanie. I to z
wielkim bólem.

- Mam nadzieję, że nie jest taką plotkarką jak Petrike - Kristian wciąż

nie ukrywał niepokoju.

Peder roześmiał się.
- Mężczyzna nie może być plotkarką.
- Skąd pochodzi? - spytał Reidar.
- Jego rodzice mieszkają w Grefsen, a dziadek w Kjelsas. I wiecie co?

Zna ten dom, do którego przeprowadza się mama. To duży dom w stylu
szwajcarskim, który leży niedaleko hotelu. Goście hotelowi mijają go po
drodze.

- Chodzi pewnie o hotel „Maridalen" - zainteresował się Reidar. - Wasza

matka będzie mogła obserwować z okna wytworne towarzystwo.

- Będę ją odwiedzał co niedzielę. Mama pomoże mi w lekcjach. - Oczy

Pedera zaświeciły się.

Elise spojrzała wymownie na Hildę i zwróciła się do Kristia-
na.
- Ty też odwiedzisz mamę od czasu do czasu, prawda? Kristian skinął

głową.

- Asbjorn interesuje się geografią, ale nie zna tylu nazw rzek i miast co

ja.

- Gdzie on gra? - Reidar nie lubił, by mu przypominano, że w ostatnim

czasie zaniedbywał naukę z Pederem.

- Nie powiedział.
- Może w Teatrze Narodowym? - pojaśniała Hilda. - I może załatwi nam

darmowe bilety? -

Elise roześmiała się.
- Masz bujniejszą fantazję niż Peder. Z pewnością nie gra w Teatrze

Narodowym. Jest bardzo młody, myślę, że w twoim wieku. A nawet gdyby
tam grał, nie mógłby dać nam biletów. Po trzecie zaś do teatru nie można
pójść w spódnicy, bluzce i zniszczonych butach. Teatr jest dla bogatych.

Wokół stołu zaległa cisza.
- Nic się nie stało - usiłował pocieszać Hildę Peder. - Możemy sami

zrobić sobie teatr. Ty ułożysz słowa, Elise. Ja będę księciem, Evert
Askeladdenem, a Kristian może być królem. A ty księżniczką, Hildo.

Evert głośno zaprotestował.
- W takim razie ja nie mogę być Askeladdenem, bo to on w końcu

zdobywa księżniczkę.

background image

Peder stropił się, ale natychmiast znalazł nowe rozwiązanie.
- W takim razie Reidar zagra Askeladdena, a ty będziesz rycerzem, który

pilnuje króla i obcina głowy wszystkim, którzy usiłują zakraść się na
zamek i wykraść mięso. Możesz pożyczyć mój miecz, Evert, tylko
najpierw musisz obetrzeć go z krwi.

Reidar w ogóle ich nie słuchał.
- Wspominał o swoim ojcu? Pochodzi z dobrej rodziny? Elise pokiwała

głową.

- Był uprzejmy, mówił językiem ludzi wykształconych i nosił się

schludnie, ale chyba nie pochodzi z zamożnej rodziny. Jego dziadek
mieszka w małym domku. Ponoć często go odwiedza. Pomógł mi przy
piecu, wydawało mi się, że takie zajęcia nie są mu obce.

- Pomógł ci przy piecu? - zdumiał się Reidar. - Choć ledwie co cię

poznał?

- Widział, że na jednej ręce trzymam Hugo, a drugą stawiam garnek na

ogniu.

- A jak brzmiało jego nazwisko?
- Olaf Wolfgang Henricksen. Pisane przez „ck".
- Wolfgang? - roześmiał się Reidar. - W takim razie jego rodzice mają

wobec niego ambitne plany.

- Skąd to wiesz? - zdziwił się Evert.
- Wolfgang Amadeusz Mozart był słynnym kompozytorem. Żył w

osiemnastym wieku, miał trzydzieści pięć lat, jak umarł, ale zdążył
skomponować wiele utworów. Jako pięcioletni chłopiec wykonywał trudne
utwory na fortepian, a w wieku sześciu, może siedmiu lat tworzył
bezbłędne kompozycje i grał na skrzypcach jak dorośli muzycy.

- A umiał czytać? - zdumiał się Peder.
- Był geniuszem, umiał wszystko. - Reidar uśmiechnął się pobłażliwie. -

Kiedy miał jedenaście lat, występował na dworach w Monachium i w
Wiedniu, a jak miał dwanaście, grał przed królem Francji.

Peder odwrócił się do Elise.
- Może ty też urodzisz geniusza, który zostanie królem. Wszyscy się

roześmieli oprócz niej.

- Wolałabym mieć kogoś takiego jak ty, Peder.
Kiedy następnego dnia przed wyjściem do pracy Elise otulała Hugo w

szal i stary wełniany koc, przed furtką zatrzymał się wóz. Zeskoczył z
niego Olaf Henricksen. Padał gęsty śnieg i Elise w pierwszej chwili go nie
poznała.

- Miałem nadzieję zastać panią - wysapał zmęczony, jakby całą drogę

background image

przebiegł obok wozu. - Obawiałem się, że pocałuję klamkę.

- W tej okolicy nikt nie zamyka drzwi na klucz. Nie bardzo jest co kraść.
Bo nikt nie domyśla się, że trzymam w komodzie kopertę pełną

pieniędzy, dopowiedziała w duchu. Uśmiechnął się.

- Tak właśnie myślałem. My też nie zamykamy drzwi. W Grefsen

mieszkają uczciwi ludzie. Mogę się rozpakowywać?

- Ależ proszę. Ja niestety muszę iść do pracy.
- Będzie pani pchać wózek w taką śnieżycę?
- A mam inne wyjście?
- Mogę pani pomóc, kiedy wozak wyładuje moje meble.
- Niech pan je lepiej wniesie do domu, bo się zniszczą - pokręciła głową

Elise. - Dla mnie taka pogoda to nie pierwszyzna. A gdzie sprzątaczka?

- Dzisiaj nie mogła przyjść - wyjaśnił zażenowany. - Sam posprzątam,

jeśli nie ma pani nic przeciw temu. Albo przynajmniej zamiotę.

- Gdyby się pan tak nie śpieszył, wyszorowałabym porządnie całe

mieszkanie.

- Wiem. Nie będę pani zatrzymywać, pani Ringstad. Zobaczy pani po

powrocie, jak się urządziłem.

Elise wracała do domu pchana ciekawością. Po porannych opadach

przyszła odwilż, zamieniając śnieg w mokrą breję, w której brnęły koła
wózka. Przez sklep przewinęło się mnóstwo klientów. Elise była jak
zwykle zmęczona i przemarznięta.

Choć zdążyła nabrać zaufania do Olafa Henricksena, dręczył ją pewien

niepokój. Co będzie, jak zacznie węszyć? Nie sądziła wprawdzie, by miał
złe zamiary, ale był strasznie ciekawski. Postanowiła znaleźć lepszą
kryjówkę dla pieniędzy, jak tylko wróci do domu.

Nigdy przedtem pchanie wózka nie sprawiło jej takich kłopotów, ale też

nigdy dotąd nie używała go w taką pogodę. Brzuch miała też
nieporównanie większy niż w ciąży z Hugo. Wyglądała, jakby miała
urodzić lada chwila, choć do rozwiązania zostały jeszcze dwa miesiące.

Minęła zabudowania fabryczne i zobaczyła, że z komina w domku

majstra unosi się dym. Ktoś napalił w piecu bez jej zgody. Elise
zaczerwieniła się z emocji, będzie musiała zażądać zwrotu pieniędzy!
Umowa najmu nie obejmowała opału.

Ze złością skierowała się do furtki. Co za bezczelność! Reidar też

zwrócił na to uwagę: nowy lokator pomógł jej dołożyć drew do pieca, jak
tylko znalazł się za progiem. Od razu poczuł się jak u siebie w domu,
bawił się z Hugo i wymusił jej podpis na umowie, zanim zdążyła się
głębiej zastanowić. Nikt z porządnej rodziny nie zachowywał się w ten

background image

sposób.

Przeszła przez most, sprowadziła ostrożnie wózek po schodach i nagle

coś kazało się jej zatrzymać. Przez szum wodospadu dobiegły jej dźwięki
skrzypiec. Powoli obeszła narożnik domu, weszła na stopień i uchyliła
drzwi. Nie zobaczyła nikogo, poczuła ciepło bijące od pieca i jeszcze
wyraźniej usłyszała muzykę. Grał pięknie i czysto, zupełnie nie jak
początkujący muzyk. Może rodzice nie bez powodu dali mu imię po
wielkim Wolfgangu, pomyślała ze zdumieniem.

Obróciła, się w stronę wózka. Hugo siedział i spał, główka opadła mu na

ramię. Ostrożnie wzięła chłopca na ręce, weszła do środka i cicho
zamknęła drzwi za sobą. Drzwi do wąskiego przedpokoju były otwarte,
czyste, delikatne tony skrzypiec płynęły z poddasza. Słyszała już kiedyś tę
melodię, ale nie pamiętała tytułu. Ten młody człowiek, którego zamierzała
skarcić za samowolne rozpalenie w piecu, grał prześlicznie.

Dźwięki urwały się jak nożem uciął.
- Pani Ringstad? - wypowiedział te słowa ostrożnie, jakby zdawał sobie

sprawę, że zrobił coś niestosownego.

- Tak, to ja.
- Nie ma pani nic przeciw temu, że rozpaliłem ogień? Nie mogłem użyć

piecyka na górze, bo stoi w nim woda. Palce mi zesztywniały i nie
mogłem grać. Rzecz jasna, zapłacę za opał.

- Nic się nie stało.
Odetchnęła z ulgą. Mój Boże, jakie to cudowne uczucie wracać do

ogrzanego wnętrza! Położyła Hugo na dywaniku i zdjęła szal, chustę i
buty. Tak właśnie żyli ludzie po drugiej stronie rzeki. I w ogóle tego nie
doceniali.

Olaf Henricksen zbiegł ze schodów, uśmiechając się promiennie.
- Bardzo dziękuję. Bałem się, że się pani rozzłości.
- Szczerze mówiąc, miło jest wracać do ciepłego domu. Gdyby mnie

było na to stać, pozwoliłabym panu rozpalać codziennie.

- Zapłacę za drewno. Zastanawiałem się nawet, czy nie byłoby zbytnią

bezczelnością z mojej strony, gdybym poprosił panią o zgodę na ćwiczenie
w kuchni - uśmiechnął się zażenowany. - Zgrabiałe palce to najgorszy
wróg skrzypka.

- Dobrze pana rozumiem. Pisanie też nie przychodzi mi z łatwością,

kiedy mam zmarznięte dłonie.

Jakieś postaci przemknęły koło kuchennego okna i po chwili rozległy się

ciche chłopięce głosy.

- Ktoś bardzo chce pana poznać - powiedziała Elise, ruchem głowy

background image

wskazując okno. - Mój szwagier opowiedział im o Wolfgangu Amadeuszu
Mozarcie i teraz uważają, że w naszym domu zamieszkał geniusz.

Olaf Henricksen zaśmiał się radośnie, po czym urwał i szepnął: - W

takim razie nie będziemy wyprowadzać ich z błędu. To może być nawet
zabawne.

Elise pokiwała głową i zabrała się do gotowania kaszy. Hugo nie

zmrużył oka w ciągu dnia, więc teraz spał jak zabity.

Olaf Henricksen wymknął się do korytarzyka i zamknął za sobą drzwi.

Dowcipniś z niego, pomyślała Elise. To dobrze, chłopcom przyda się
śmiech i zabawa, ich codzienność była dość ponura.

Drzwi uchyliły się i pojawiła się w nich głowa Pedera.
- Psst! Elise?
- Wchodź do środka! Ciepło ucieka.
Zrobił, co mu kazała. Evert wślizgnął się za nim.
- Jest tutaj? - szepnął Peder podekscytowany.
- Kto?
- Wolfgang - przyszedł mu z pomocą Evert.
- Chyba jest na górze. Możecie tam pójść i się z nim przywitać.
- Mamy iść do geniusza? - przeraził się Peder.
- On nie zjada małych dzieci.
- Ale gra dla króla. - Peder wciąż mówił po cichu. - Słyszałaś, jak gra?
- Tak, grał, kiedy wróciłam do domu. Bardzo pięknie.
- A jak wyglądał?
- Tak jak wczoraj.
Ktoś zapukał, drzwi otworzyły się i do kuchni dostojnym krokiem

wmaszerował Olaf Henricksen.

- A więc to są ci dwaj młodzieńcy, których nie miałem jeszcze

przyjemności poznać. - Podał Pederowi dłoń i ukłonił się. - Nazywam się
Olaf Wolfgang Henricksen.

- A ja Peder Lovlien - zaczerwienił się chłopiec. - Elise to moja siostra.
- A ty, młody człowieku? - Olaf wyciągnął dłoń do Everta. Evert nie

odpowiedział. Elise zrozumiała w jednej chwili,

że chłopak nie wiedział, co odpowiedzieć, bo nie znał swojego

nazwiska. Pani Berg twierdziła, że Evert jest jedyną osobą w Kristianii,
której nie zapisano w księgach kościelnych. Jego matkę znano tylko z
imienia.

- On się nazywa Evert Lovlien - powiedziała szybko. - Trochę się

wstydzi. Zwłaszcza słynnych skrzypków.

Olaf roześmiał się.

background image

- Nieźle was nabrałem. Nie jestem słynnym skrzypkiem, tylko zwykłym

grajkiem. W szkole szło mi nietęgo, więc miałem taki oto wybór: wozić
węgiel lub grać na skrzypkach. Wybrałem to drugie, bo bardzo nie lubię
brudzić sobie rąk.

Peder nie odrywał od niego oczu, ale nie powiedział ani słowa.
- Miał pan kłopoty z czytaniem? - spytała Elise, wykorzystując okazję.
Olaf znowu się zaśmiał.
- Litery tańczyły mi przed oczyma. Czasami zaczynałem od ostatniej

litery w wyrazie, czasami gdzieś pośrodku. Koledzy chichotali, a
nauczyciel się złościł. Kiedy jednak zobaczył mnie w kanale orkiestry
Teatru Narodowego, bardzo był ze mnie dumny. Oświadczył, że od
początku wiedział, że będą ze mnie ludzie, ale nie chciał mnie psuć.

Peder wciąż się nie odezwał, wielkimi oczyma wpatrywał się w swojego

nowego bohatera.

A więc jednak grał w Teatrze Narodowym. Elise uśmiechnęła się

ostrożnie.

- Czy mogę zaprosić pana na prosty posiłek?
- Tak, jeśli nie będę musiał zwracać się do pani tak oficjalnie. Na wsi u

dziadka wszyscy mówią sobie po imieniu. Wolę taką formę.

- Ja też. Tutaj nad rzeką Aker wszyscy są na ty. Robimy się bardziej

oficjalni, kiedy przechodzimy na drugą stronę rzeki.

- A więc wypijmy bruderszaft, pani Ringstad.
Zdjął dwa blaszane kubki z półki, napełnił je wodą z wiadra i podał jej

jeden.

- Na zdrowie! Roześmiała się.
- Na zdrowie. Możesz już się odezwać, Peder. Jak widzisz, on nie ma

długich mokrych włosów przyklejonych do nagich pleców ani nie je
surowego mięsa.

Olaf zmarszczył brwi.
- A tak uważał?
- Evert sądził, że jesteś wodnikiem - droczyła się z chłopcami Elise.
- A wyglądam jak wodnik? Evert pojął, że się trochę wygłupił.
- Nie wiem. Nigdy nie widziałem wodnika. Tylko go słyszałem.
- I dzisiaj w nocy znów go usłyszycie... - Olaf zniżył głos. - Blady i

drżący usiądzie pod Voyenfossen i będzie wabił małych chłopców do
siebie.

Peder przesunął się do siostry i złapał ją za rękę.
Tej samej nocy Elise obudził jakiś dźwięk. Przejaśniło się, przez okno w

pokoju wpadało blade światło księżyca.

background image

W nagłym przebłysku zrozumiała, co ją obudziło. Przy oknie ujrzała

zarys chłopięcej postaci. Ktoś wyciągał szyję, by wyjrzeć na zewnątrz,
rozsunął zasłony i nasłuchiwał.

Elise też usłyszała. Jasne, delikatne dźwięki skrzypiec dochodzące z

oddali. Z poddasza...

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Żal ściskał jej serce, pamięć o Johanie była jak jątrząca się rana. Elise

odpychała od siebie myśli o nim, ale na próżno.

background image

Zachowanie Emanuela nie przestawało ją zdumiewać. Termin

rozwiązania się zbliżał, a on nie dawał znaku życia.

Z początku unikała tego tematu w rozmowach z Olafem, ale kiedy

młodzieniec się zadomowił, nie mogła już dłużej tego przed nim ukrywać.
Przecież dostrzega! brak pana domu, a chłopcy niejednokrotnie
napomykali o Emanuelu. W końcu opowiedziała mu całą historię. Olaf
wysłuchał jej, ale taktownie nie wygłosił żadnego komentarza.

Zbliżały się święta i nastały mrozy. Pewnego dnia temperatura spadła

tak nisko, że Elise zaczęła obawiać się o zdrowie chłopca. Hugo nie
wytrzyma na takim zimnie, choćby zawinęła go w stare ubrania i wełniane
koce. Twarz i tak pozostanie odsłonięta.

Od wprowadzenia się do domu Olaf stał się członkiem rodziny. Chłopcy

ubóstwiali go. Peder dotrzymał słowa i w każdą niedzielę maszerował do
Kjelsas, by odrabiać lekcje z matką. Kristian też odwiedził ją kilkakrotnie,
choć Elise dobrze wiedziała, że obaj bracia najchętniej spędzaliby czas w
domu. Zwłaszcza jeśli Olaf był w pobliżu.

Teraz właśnie zbiegał po schodach na śniadanie. Utarło się, że posiłki

jadali razem, a Olaf dokładał się do jedzenia.

- Okropnie dziś zimno - powiedział, rozgrzewając się zamaszystymi

ruchami ramion. - W nocy nie zmrużyłem oka.

- My z Evertem nie marzniemy - stwierdził Peder, żując kawałek chleba.

- Leżymy blisko siebie, a Puszek kładzie się na nas.

- A Elise zostawiła otwarte drzwi do kuchni - dodał Evert.
- Może pożyczymy Olafowi Puszka na noc? - zaproponował Peder.
Evert skinął głową. Nie był zadowolony z tej propozycji, ale miał zbyt

ugodową naturę, by zaprotestować.

Olaf roześmiał się i usiadł przy stole, zacierając ręce.
- Nie sądzę, by Puszek chciał ze mną spać. Ponoć chrapię. Elise

obiecała, pani Borresen, że zjawi się wcześniej, by być przy dostawie
towaru. Skończyła jeść i zaczęła ubierać Hugo. Olaf spojrzał na nią z
niepokojem.

- Wiesz, jak jest zimno? Hugo odmrozi sobie twarz.
- Owinę go chustą.
- W sklepie też jest lodowato. Bez przerwy ktoś wchodzi. Mówiłaś, że

sadzasz go na podłodze.

- Tak to jest - odrzekła bezbarwnym głosem. A cóż miała zrobić?
- Odważyłabyś się zostawić go ze mną?
Elise podniosła wzrok, uznając, że żartuje. Tymczasem na twarzy Olafa

malował się wyraz powagi.

background image

- Z tobą? Co masz na myśli?
- Może bawić się na podłodze, jak będę ćwiczył.
- Długo nie poćwiczysz.
- Dam sobie radę. Jak będzie płakał, to trudno.
- Trzeba go też nakarmić i przewinąć.
- Zajmowałem się już dziećmi. Dziś nie mam żadnych spraw na mieście,

a zresztą w taką pogodę wolę siedzieć w domu. Hugo się mnie nie boi.
Damy sobie radę.

- Nie wątpię, ale nie mogę się zgodzić. Sam twierdziłeś, że musisz

ćwiczyć codziennie.

Chłopcy skończyli posiłek i wstali od stołu. Hilda i Reidar jeszcze się

nie pokazali.

- Zgódź się - szepnął Kristian, podchodząc do siostry. - Pomyśl o Hugo.
Elise dała się skusić.
- Jeśli naprawdę tak uważasz... - spojrzała na Olafa z wahaniem.
Olaf zerwał się ze stołka, podszedł do niej i wziął Hugo w ramiona.
- I co ty na to, grubasku? Zostaniesz ze mną?
Hugo złapał go za włosy i pociągnął z całej siły, uśmiechając się od ucha

do ucha, po czym nachylił się i ugryzł Olafa w nos.

- Au! Ugryzł mnie!
Chłopcy wybuchnęli śmiechem, ale Peder natychmiast spoważniał.
- To nic groźnego. On ma tylko małe mleczne ząbki.
Elise też się roześmiała. Wciąż targały nią wątpliwości, ale z ulgą

ruszyła do sklepu.

Kiedy opowiedziała pani Borresen, że dziecka pilnuje młody sublokator,

ta przeraziła się nie na żarty i zwolniła ją wcześniej.

- Obcy młodzieniec? Nigdy bym się nie odważyła!
Te słowa dźwięczały jej w uszach, kiedy wracała do domu. Było

przeraźliwie zimno, śnieg skrzypiał pod stopami i mróz szczypał w nos.
Tym razem buty jej nie przemokły, ale spędziwszy wiele godzin za ladą,
Elise w ogóle nie czuła palców u stóp. Hugo bardzo by cierpiał w taką
niepogodę. Pani Borresen mogłaby odżałować trochę grosza na opał,
pomyślała z rozdrażnieniem. Skórę na dłoniach miała zaczerwienioną i
popękaną, bolały ją paznokcie. Już dawno nie było takiej srogiej zimy,
mróz wciskał się pod szal. Trzęsła się i szczękała zębami.

Od mostu puściła się biegiem, przynaglana przez dym sączący się z

komina.

Gdyby Olaf mógł opiekować się Hugo w każdy mroźny dzień! Elise

chętnie odmówiłaby sobie obiadu, żeby tylko oszczędzić synkowi

background image

niewygód.

Zza drzwi dobiegły jej jakieś głosy. Może Hilda wróciła już do domu?

Siostrze też było niełatwo, wprawdzie ruszała się, szorując schody, ale
musiała zanurzać dłonie w lodowatej wodzie, a na klatkach też panował
nieprzyjemny ziąb. Otworzyła drzwi, by wejść do środka, i zatrzymała się
gwałtownie.

Na podłodze siedział Olaf i jakaś obca kobieta i razem bawili się z

Hugo. Czyżby sprowadzał sobie panny pod jej nieobecność? Elise
zaczerwieniła się z irytacji. Weszła powoli i zamknęła drzwi za sobą.

Olaf poderwał się z podłogi. Nieznajoma usiłowała zrobić to samo, ale

Hugo siedział jej na kolanach.

- Ktoś z wizytą do pani Ringstad - oznajmił Olaf, uśmiechając się jak

zwykle. ,

- Czy my się znamy?
Młoda dama odstawiła Hugo, wstała i wyciągnęła rękę.
- Nazywam się Helenę Fryksten. Pani lokator powiedział, że wróci pani

niedługo, i zaofiarował mi gościnę. Okropny mróz dzisiaj.

Elise uścisnęła dłoń nieznajomej, zdjęła oszroniony szal i chustę i

odwiesiła na kołku.

- Czym mogę pani służyć?
- Chciałabym porozmawiać z panią o naszym wspólnym znajomym.
Elise zdziwiła się. Chodziło o Johana? Odpisała mu życzliwie, wiedząc,

że Agnes nie omieszka przeczytać listu. Nie chciała dać jej satysfakcji,
przyznając się do cierpienia.

Wizyta przypadła nie w porę, Elise najchętniej zdjęłaby buty i ogrzała

zmarznięte stopy przy piecu, ale coś jej podpowiadało, że sprawa jest
ważna.

- Proszę usiąść i dać mi chwilkę.
Kobieta usiadła na stołku niedaleko Hugo, który bawił się i gaworzył

wesoło.

- Pójdę do siebie - oznajmił taktownie Olaf. - Miło mi było poznać

panią, panno Fryksten.

- I nawzajem, panie Henricksen. Następnym razem kiedy wybiorę się do

teatru, usiądę z przodu, by widzieć orkiestrę.

Olaf roześmiał się.
- Proszę do mnie pokiwać!
Kobieta też się uśmiechnęła. Kiedy Olaf zniknął na schodach, dodała: -

Ma pani przemiłego lokatora, pani Ringstad.

Elise skinęła głową i wyszła do izby, by pożyczyć pończochy z szuflady

background image

Hildy. Przy okazji zajrzała do swojej i stwierdziła z ulgą, że koperta z
pieniędzmi spoczywa na swoim miejscu. Przebrała się i wróciła do kuchni,
notując sobie w pamięci, że najwyższy czas postarać się o własną komodę.
Konieczność korzystania z pokoju Reidara i Hildy była dość uciążliwa.

- Przepraszam, że kazałam pani czekać, ale musiałam się przebrać.

Okropnie przemarzłam.

- Dobrze to rozumiem. Też jestem zziębnięta, choć mam na sobie mufkę

i ciepły zimowy płaszcz. Nie rozumiem, jak może pani wytrzymać w
samym szalu.

Elise nie odpowiedziała. Nie miała ochoty zwierzać się nieznajomej, że

nie stać jej na nic innego. Nigdy jej nie było stać.

- Napije się pani kawy? Nie zdążyłam kupić świeżej, więc będziemy się

musiały zadowolić kawą z fusów, ale to zawsze coś ciepłego.

- Chętnie wypiję filiżankę, bo też zmarzłam. Pani lokator dość

oszczędnie dokładał do pieca. Powiedział, że nie toleruje pani
rozrzutności.

Elise znów się nie odezwała. Niech panna Fryksten uważa ją za

skąpiradło, jeśli taka jej wola.

- Mleko i cukier?
- Tak, dwie łyżeczki. Pewnie zastanawia się pani, kim jestem i po co

przyszłam. Zaraz wszystko wyjaśnię. Mieszkam z rodzicami przy
Dalsbergstien i pracuję jako pielęgniarka w szpitalu Ulleval.

Oline, pomyślała Elise z przerażeniem. Może znów się rozchorowała i

pyta o nią. I to teraz, kiedy ma porządną pracę i ładne mieszkanie!

- Mój bliski przyjaciel zna panią - ciągnęła panna Fryksten - i przyszłam

tutaj przez wzgląd na niego.

A więc chodzi o mężczyznę... Elise postawiła na stole dwa kubki,

cukiernicę i miecznik. Nadal nie pojmowała, z czym przychodzi
nieznajoma. Znała jakiegoś mężczyznę, który leżał w szpitalu?

A może rzecz dotyczy pana Wang-Olafsena? Peder byłby niepocieszony,

gdyby stało się mu coś złego.

Panna Fryksten miała dziwny wyraz twarzy, jakby bała się tego, co

zamierza zrobić, ale nie miała wyboru.

- Muszę chyba najpierw powiedzieć parę słów o sobie - zaczęła. - Od

dziecka czułam potrzebę pomagania innym - uśmiechnęła się z lekkim
zażenowaniem. - Prosiłam naszą gosposię o dużą porcję kanapek, kiedy
szłam bawić się na podwórze. Nie dlatego, że miałam taki apetyt, ale po
to, by podzielić się jedzeniem z żebrakiem, który kręcił się po okolicy.

Po co mi to opowiada, pomyślała Elise. Przyniosła czajnik i nalała kawy

background image

do kubków. Ze wstydem skonstatowała, że napój ma barwę jasnobrązową.

- Kiedy spotykałam staruszka zginającego się pod ciężarem, biegłam,

żeby mu pomóc. Co dziwne, zawsze bardziej było mi żal mężczyzn niż
kobiet. - Znowu się roześmiała, onieśmielona własną opowieścią. - Bardzo
wcześnie zdecydowałam, że poświęcę życie potrzebującym.
Pielęgniarstwo to był naturalny wybór.

Prawdziwy anioł, w dodatku niezwykle gadatliwy! Elise wzdrygnęła się.

Cóż ta przemowa miała z nią wspólnego? Powinna przewinąć Hugo,
nawet nie zdążyła spytać, czy Olaf to zrobił. Zaraz zjawią się chłopcy, a
posiłek nie był jeszcze gotowy. Nie dowiedziała się też, jak Olafowi minął
dzień w roli opiekunki do dziecka.

- Niedawno miałam pacjenta, który wywarł na mnie wielkie wrażenie -

ciągnęła panna Fryksten. - Cierpiałam razem z nim.

Elise przestraszyła się.
- Takie miał bóle? - spytała.
- Tak.
- I powiada pani, że go znam?
- Tak, zna go pani.
- Jak brzmi jego nazwisko?
- Proszę dać mi dokończyć. W swoim czasie pozna pani jego imię.
Może chodzi o Emanuela? Może krążyła wokół tematu, obawiając się,

że Elise z miejsca wyrzuci ją za drzwi? Nie uczyniłaby tego, nawet jeśli
Emanuel popełnił jakąś podłość. Nie czuła do niego nienawiści, po prostu
straciła dla niego szacunek i nie chciała już mieć z nim do czynienia.

- Poczułam sympatię do tego człowieka i zaczęłam z nim rozmawiać. Z

początku był oszczędny w słowach, ale później się otworzył. Jego
opowieść wywarła na mnie niezatarte wrażenie.

Na pewno chodzi o Emanuela. Był głęboko nieszczęśliwy, kiedy ją

opuszczał. Wciąż brzmiały jej w uszach jego ostatnie słowa: „Nie osądzaj
mnie zbyt surowo". Powiedział to takim złamanym głosem. Kobiety miały
do niego słabość, na pewno mu współczuły. Emanuel potrafił być
czarujący, a wtedy żadna niewiasta nie była w stanie mu się oprzeć.
Czyżby panna Fryksten była jego nową miłością?

- On nie wie, że tu jestem - ciągnęła nieznajoma. - Obawiam się, że nie

poparłby tego pomysłu, ale ja uważam, że wyjdzie mu to na dobre.

A więc Emanuela dręczyły wyrzuty sumienia?
- Proszę mi wybaczyć, panno Fryksten, ale jeśli chodzi o mojego męża,

Emanuela Ringstada, to sprawę uważam za zamkniętą. Nie noszę do niego
urazy. Nie żywię do niego nienawiści, nawet nie jestem już zła. Żal mi

background image

ludzi, którzy postępują tak małostkowo.

Panna Fryksten pokręciła głową.
- Nie chodzi o pani męża, chociaż wiem, o kim mowa. Okazała mu pani

wielkoduszność, choć wcale na nią nie zasłużył.

Uważam, że i tak mu się upiekło. Nikt go nie zmuszał do małżeństwa z

panią, uczynił to z własnej woli.

Elise poczuła, jak rumieniec oblewa jej policzki. Skąd ta obca kobieta

znała te wszystkie szczegóły? Może od Agnes? Chlapie językiem równie
sprawnie jak Valborg i zapewne opowiedziała o gwałcie i Hugo
wszystkim, którzy zechcieli słuchać. Zwłaszcza od chwili, kiedy przestały
darzyć się sympatią.

- Widzę, że wprawiłam panią w zakłopotanie, i jest mi przykro z tego

powodu, pani Ringstad. Wiem, że ukrywała pani wszystko w tajemnicy ze
względu na rodzinę i synka, ale takie historie prędzej czy później zawsze
wychodzą na jaw. Szczerość od samego początku bardziej popłaca,
człowiek oszczędza sobie wielu kłopotów.

Łatwo jej mówić!
- Taka wiadomość wpędziłaby moją matkę do grobu - obruszyła się

Elise. - Tak przynajmniej wtedy sądziłam. Matka chorowała na suchoty.

- To też wiem - pokiwała głową kobieta. - Być może mądrze pani

postąpiła, chroniąc matkę, choć nie jestem o tym do końca przekonana.

Więc chodzi o matkę, na pewno nie o Asbjorna. Peder był u nich w

niedzielę i Asbjorn cieszył się wtedy znakomitym zdrowiem. Dlaczego
jednak matka sama nie przyszła, by o tym porozmawiać? Elise nie zdążyła
jeszcze odwiedzić jej w Kjelsas, ale wydawało się jej, iż podczas ostatniej
rozmowy doszły do porozumienia.

- Przeżyła pani ciężkie chwile, pani Ringstad, zwłaszcza kiedy odkryła

pani, że zło pociągnęło za sobą pewne następstwa. Usiłowałam wczuć się
w pani położenie, ale nie potrafiłam. Moje życie było łatwiejsze. Przez
jakiś czas wydawało się, że Emanuel Ringstad uratuje panią i rodzinę
przed upokorzeniem, ale dla pani czas próby się jeszcze nie skończył.
Niezbadane są wyroki boskie, ale i też sens w każdym Bożym zamiarze.
Dlatego jestem u pani.

Może była z Armii Zbawienia albo z Kościoła lub z jakiejś sekty

werbującej nowych wyznawców? Elise zrobiła kwaśną minę.

- Proszę mi wybaczyć, panno Fryksten, ale mam mnóstwo pracy. Muszę

przygotować posiłek i przewinąć synka.

- Olaf Henricksen już to zrobił. Trafiłam na ten moment i przyznam, że

był to wzruszający widok. Miałam łzy w oczach.

background image

Elise straciła cierpliwość.
- Naprawdę nie mam czasu. Proszę przejść do rzeczy.
Ku swemu przerażeniu spostrzegła, że oczy kobiety zwilgotniały.
- Sprawa, z którą przychodzę, jest tak nadzwyczajna, że nie mogłam

wyjawić jej bez dłuższego wstępu. Słyszałam o pani wiele dobrego, ale
wiem również, że doznała pani tylu nieprawości, iż mogło to w pani
wzbudzić gorycz i nienawiść. Jestem orędownikiem pokoju.

A więc chodzi o rodzinę Ringstadów. Może pan Ringstad zachorował?

Wiedziała, że ciężko wszystko przeżywał i mógł przypłacić to chorobą.

- Powiedziałam już, że zapomniałam o przeszłości. Nie żywię do nich

nienawiści, choć nie spodziewałam się po nich takiego postępowania.
Większość rodziców broni własnych dzieci, kiedy coś przeskrobią, ale to,
co oni zrobili, nie mieści mi się w głowie.

Panna Fryksten straciła wątek.
- A więc domyśla się pani, o kogo chodzi? Elise skinęła głową.
- Tak, ale już ich nie potrzebuję i chcę o wszystkim zapomnieć. Mam

pracę, miłego i uczynnego lokatora. Moja siostra i jej mąż mieszkają ze
mną i pokrywają część wydatków. Mąż mi niepotrzebny, dam sobie radę
sama.

Panna Fryksten przeniosła wzrok na Hugo.
- Pani może tak, ale nie dziecko.
Elise rozzłościła się nie na żarty. Cóż ta kobieta miała wspólnego z jej

synem? Dlaczego ośmielała się sądzić, że Hugo nie poradzi sobie bez
Emanuela? Hugo miał wielu opiekunów, Reidara, chłopców, a teraz
jeszcze Olafa!

- Nie chodzi o pieniądze - ciągnęła panna Fryksten. - Dziecku potrzebna

jest ojcowska miłość. Rozumiem, że dotykam czułej struny. To nie pani
wina, że żyje pani samotnie. Nie przyszłam też, by panią dręczyć, lecz by
pani pomóc. Jestem przekonana, iż Pan miał jakiś cel, kiedy splątał nasze
losy, On bowiem kieruje życiem nas wszystkich. Zapewniam panią, że z
ciężkim sercem podjęłam się tego zadania.

- Zadania? - nie zrozumiała Elise. - Ktoś pani kazał tu przyjść?
Panna Fryksten pokręciła głową z uśmiechem.
- Źle mnie pani zrozumiała. Przyszłam z własnej woli, ale prowadził

mnie Bóg.

Elise skrzywiła się.
- Nie bywam często w kościele, panno Fryksten. Ludzie z tej strony

rzeki wspierają Armię Zbawienia. Uważamy, że Kościół jest dla lepiej
urodzonych. Choć nie jestem tak silna w wierze jak pani, też uważam, że

background image

w każdym zdarzeniu kryje się jakiś sens. Niepotrzebny mi jednak
orędownik pokoju, bo z nikim nie wojuję. Mój mąż nie wytrzymał życia w
dzielnicy robotniczej, bo przywykł do innych warunków. Teraz pracuje u
ojca i tam jest jego miejsce. Nie rozeszlibyśmy się, gdyby był jednym z
nas. Rozwody są dla ludzi bogatych, którzy mają na adwokata. Ludzi
biednych nie stać na rozstania, bo toczą codzienną walkę o byt. A
kłopotom łatwiej stawić czoło we dwójkę.

Panna Fryksten pokiwała głową.
- Nie po to tu przyszłam, pani Ringstad. Moja wizyta nie ma nic

wspólnego z pani mężem ani z pani rodziną.

Elise zdumiała się.
Panna Fryksten uśmiechnęła się z zażenowaniem.
- Przyszłam tutaj ze względu na mojego narzeczonego Ansgara

Mathiesena.

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Elise poczuła, jak ogarnia ją fala gorąca, a potem dostała dreszczy. Co za

czelność! Ta kobieta wiedziała, że Ansgar ją zgwałcił, a mimo to ośmielała
się nachodzić ją w domu. Powinna wstydzić się za własnego
narzeczonego. A w ogóle to niepojęte, że zaręczyła się z nim, znając jego
ponurą przeszłość.

- Widzę, że jest pani wzburzona. - Panna Fryksten wypowiedziała te

słowa zasmuconym głosem, co jeszcze pogorszyło sprawę. Zaliczała się
chyba do tych obłudników, którzy chcą ratować świat, oddając cały swój
majątek. - Prosiłam Boga o pomoc, zanim tu przyszłam - ciągnęła
spokojnie. - I Bóg dał mi siłę. Ansgar nie wie, że tu jestem. Wykazał się
odwagą, opowiadając mi o wszystkim, płakał jak małe dziecko. Gdybym
nie czuła się wezwana, odtrąciłabym go. Kiedy jednak bliżej go poznałam,
poczułam do niego sympatię. Nigdy nie spotkałam grzesznika, który
okazałby tak wielką skruchę! Dwa razy targnął się na własne życie, bo
wyrzuty sumienia doprowadzały go do szaleństwa.

Zamilkła i opuściła wzrok, jej dłonie bawiły się splotami pięknego szala,

który miała na szyi.

- Okazał mi bezgraniczną szczerość. Opowiedział, ile razy zakradał się

pod ten dom, by zobaczyć panią i dziecko.

Od chwili kiedy zrozumiał, że nosi pani jego dziecko, nie potrafił

background image

myśleć o niczym innym. - Zaczerwieniła się i uśmiechnęła z
zakłopotaniem. - Przyznał mi się, że zakochał się w pani. Gdybym nie
pojawiła się w jego życiu, wciąż byłby zakochany.

Elise poczuła mdłości. Po co te wszystkie szczegóły? Miała ochotę

wyrzucić tę kobietę za drzwi.

- Po co pani przyszła, pani Fryksten? Powiedziałam Ans-garowi, że mu

przebaczam. Pewnie i o tym pani wie, skoro Ansgar zwierza się pani ze
wszystkiego. Wiem, że cierpiał, i nie noszę do niego urazy, pozbyłam się
też chęci zemsty. Ucieszyłam się nawet, kiedy znalazł sobie narzeczoną, i
życzę wam pomyślności, tylko proszę zostawić mnie w spokoju. Nie
potrzebuję pojednania, chcę zapomnieć o tym, co się zdarzyło. Im rzadziej
będę miała okazję go oglądać, tym lepiej dla nas obojga.

Panna Fryksten spojrzała na Elise smutnym wzrokiem.
- Właśnie dlatego przyszłam, pani Ringstad, bo podejrzewałam, że taki

jest pani pogląd. Zapomina jednak pani o ważnym szczególe. Ansgar jest
ojcem tego dziecka.

Znów spojrzała na Hugo. Chłopiec bawił się spokojnie, jego rude włoski

połyskiwały w świetle lampy.

- Co pani ma na myśli? - zdziwiła się Elise. Panna Fryksten spojrzała jej

prosto w oczy.

- To, że ojciec ma prawo widywać własne dziecko. Ansgar nie uchylał

się od odpowiedzialności. Kupował śpioszki dla niemowlęcia, póki pani
mu tego nie zabroniła. Myśli o was codziennie. Chce być ojcem dla swego
synka, pani Ringstad. Zwłaszcza teraz, kiedy nie mieszka pani z mężem.

Elise nie wierzyła własnym uszom. Ogarnęła ją wściekłość. Nie dość, że

ją zhańbił i naznaczył na całe życie, to jeszcze żąda praw rodzicielskich!
Prawo, tego słowa wszak użyła. Czy gwałciciel i zwyrodnialec miał prawo
żądać czegokolwiek?

- Proszę się nie gniewać! - Panna Fryksten była na krawędzi płaczu. -

Nigdy by mi nie wybaczył, gdybym w moim zamiarze czynienia dobra
pogorszyła sprawę. Tak bardzo mi go żal. Kocha swoje dziecko i marzy,
by wziąć je w ramiona. Wzruszyłam się, ujrzawszy Hugo, jest taki
podobny do ojca. I jeszcze lepiej zrozumiałam tęsknotę Ansgara. Proszę
okazać miłosierdzie, pani Ringstad! Ma pani trzech wspaniałych chłopców
i spodziewa się pani kolejnego dziecka. Proszę nie odbierać Ansgarowi tej
radości.

Elise nie była w stanie wydobyć z siebie słowa. Wstała i podeszła do

pieca, by dorzucić drew do ognia. By stanąć tyłem do panny Fryksten i
ukryć uczucia.

background image

Tupet tej kobiety odebrał jej dech. Zapewne nie była cyniczna i złośliwa,

a może nawet nie zdawała sobie sprawy ze swej bezczelności. Wierzyła, że
spełnia dobry uczynek, jest wysłanniczką Boga pomagającą ludziom w
potrzebie. W istocie zaś dotknęła ją głęboko, rozszarpała ranę, która
zdążyła się już zasklepić.

Pewnie nie miała własnych dzieci. Ludzie z tamtej strony decydowali

się na potomstwo po ślubie. Nie miała też złych zamiarów, ale całkowicie
nie rozumiała uczuć macierzyńskich. Nie pojmowała, czym jest gwałt, co
czuje młoda dziewczyna, której ciało i życie bezcześci nieokiełznanie
mężczyzny.

- Milczy pani - powiedziała panna Fryksten słabym głosem.
Elise wzruszyła ramionami, nie odwracając się. Wciąż nie mogła

wydobyć z siebie słowa.

Czego spodziewała się ta kobieta? Że Ansgar zacznie ją odwiedzać? Że

będzie zabierał Hugo do siebie, by zyskać sobie miłość chłopca? Co za
bezczelność! Sąsiedzi nie wiedzieli nawet, że Hugo nie jest synem
Emanuela, jej własna matka poznała prawdę parę tygodni temu. Miała
czelność twierdzić, że Bóg ją posyła, skoro przyszła ją poniżyć?

Usłyszała, że panna Frykstad podnosi się z krzesła.
- Proszę mi wybaczyć - powiedziała pokornym głosem. - Nie chciałam

pani urazić. Sądziłam, że ucieszy się pani. Rodzice Ansgara chcieliby
poznać wnuka. Myślałam, że rada będzie pani wiedzieć, iż tylu ludzi
kocha Hugo i zechce się nim zająć, gdyby pani zabrakło.

Elise pokręciła głową gwałtownie.
- Hugo jest mój. Nikogo nie potrzebuje. Zwłaszcza ojca takiego pokroju.
Panna Fryksten ruszyła powoli do drzwi.
- To były nieładne słowa, pani Ringstad. Ansgar to dobry człowiek, miły

i uczciwy. Gdybym była na pani miejscu, czułabym dumę, że mój syn ma
takiego ojca.

Otworzyła drzwi i wyszła.
Elise nie poruszyła się, usiłując uspokoić oddech. Płacz dławił ją w

gardle, serce biło oszalałym rytmem. Jak można być aż tak podłym?
Zacisnęła pięści. Wysłanniczka Boga... To niesłychane!

Jakiś dźwięk kazał się jej odwrócić. W drzwiach do korytarza stał Olaf i

patrzył na nią z niepokojem.

- Coś się stało?
Pokręciła głową i otarła oczy rąbkiem fartucha. Olaf wszedł do kuchni.
- Nie przeszkadzam?
Jeszcze raz pokręciła głową, nie miała serca odsyłać go na zimne

background image

poddasze. Nie chciała też jednak zdradzać swoich uczuć.

- Przyniosę drew i wody.
- Dziękuję.
Wyszedł, a Elise przywołała się do porządku. Zaczęła przygotowywać

kaszkę dla Hugo, wyjęła śledzie i gotowane ziemniaki, które zostały z
poprzedniego dnia. Zaraz wszyscy zjawią się na posiłek.

Olaf wrócił i spojrzał na nią bacznie. Elise nie odezwała się, więc i on

milczał. Był jednak zamyślony, zastanawiał się zapewne, co jest przyczyną
jej wzburzenia. Panna Fryksten wydała mu się okazem dobroduszności i
chyba nie potrafił sobie wyobrazić, by mogła powiedzieć coś, co wytrąciło
Elise z równowagi.

- Ćwiczyłeś? - Elise zmusiła się do rozmowy.
- Oczywiście - odrzekł wesoło. - Wiesz, że Hugo jest bardzo

muzykalnym dzieckiem? Siedział cicho i słuchał, jak gram.

- Nie zdążyłam podziękować ci za pomoc. To dobrze, że nie musiałam

dzisiaj targać go ze sobą. W życiu tak nie zmarzłam. Do przędzalni miałam
bliżej i tam nie musiałam bez potrzeby wychodzić na dwór.

- Miejmy nadzieję, że mróz ustąpi przed niedzielą. Wybieracie się do

matki, prawda?

- Tak. To daleko, jeśli pogoda się nie zmieni, zostanę z Hugo w domu.
- Zmieni się. Zawsze przychodzi odwilż, kiedy gospodynie pieką na

święta. Jak obchodzicie Boże Narodzenie?

Zmiana tematu przyszła w odpowiednim momencie.
- W zeszłym roku mieliśmy choinkę. Po raz pierwszy w życiu, chłopcy

szaleli z radości. Poza tym szorujemy cały dom, w Wigilię idziemy do
kościoła i zjadamy lepszy posiłek. Rzecz jasna, jeśli są pieniądze.

- A dajecie sobie prezenty? Elise pokręciła głową.
- W zeszłym roku każdy dostał prezent od Emanuela. Nasze sąsiadki,

pani Berg i pani Evertsen, spędziły Wigilię z nami. W przeddzień
wybraliśmy się do miasta, by obejrzeć światła i wystawy w Magazynie
Wyrobów Szklanych. Pedera zafascynowała porcelanowa figurka skrzata
ciągnącego wózek wypełniony prezentami. Dotąd uważał, że skrzaty są
złośliwe.

Roześmiała się, a Olaf przyłączył się do niej.
- Znam pewnego chłopa z Kjelsas, który wielokrotnie widywał skrzata.

Wystawia mu miskę kaszy, a następnego dnia miska jest pusta.

- Ktoś inny zjada zawartość.
- Nie mów tak. Skrzaty należy traktować poważnie, bo się mogą

rozzłościć. Jakie prezenty dostali chłopcy od twego męża?

background image

- Peder dostał małą piszczałkę, lecz rzadko na niej grał. Ja się na tym nie

znam i nie mogłam mu pomóc. Z początku sam próbował, ale potem
stracił cierpliwość.

- Wciąż ją ma? Pokiwała głową.
- To jego najcenniejszy skarb. Trzyma ją w tekturowym pudełku pod

komodą.

- W takim razie poproszę, żeby ją wyjął, i pokażę mu kilka chwytów.

Peder ma zdolności, których nie ceni się w szkole. Uważam, że jest
muzykalny i potrafi rysować, tylko że w ogóle nie znajduje na to czasu. I
nie ma papieru do rysowania.

Elise pomyślała ze wstydem, że zużyła wiele arkuszy na swoje pisanie.

Postanowiła podzielić się nimi z Pederem. Zaczęła smażyć ziemniaki.

- A wy jak spędzacie święta?
- W Wigilię odwiedzamy zwykle przyjaciół rodziców, którzy są

właścicielami dużego gospodarstwa. To by było coś dla Pedera i Everta -
dodał z ożywieniem. - Krowy w oborze, konie w stajni i mnóstwo kotów.

Elise przypomniała sobie wizytę u państwa Ringstadów i zachwyt

Pedera.

- Twój dziadek jest z wami?
- To on wystawia kaszę skrzatom. Chciałbym spędzić święta z wami -

dodał powodowany nagłym impulsem. - Boże Narodzenie jest dla dzieci.
Byłoby miło przeżyć je z Hugo, Pederem i Evertem. Kristian należy już do
innej kategorii, nie jest ani dzieckiem, ani dorosłym.

- Co o nim sądzisz?
- O Kristianie? Wspaniały chłopak. Dużo wie i jest bystry. Nie sądzę, by

miał skończyć w fabryce. Daleko zajdzie, jeśli nie przerwie nauki.

Elise uśmiechnęła się.
- Zapomniałem ci powiedzieć, że przed południem był tu pewien

jegomość. Pytał o ciebie i patrzył na mnie jak na raroga. Powiedziałem
mu, że jestem nowym lokatorem, ale chyba nie przekonałem go do siebie.

- Przedstawił się?
- Tak, nazywa się Paulsen, imienia nie pamiętam. Zdaje się, że był

majstrem w przędzalni Graaha.

Elise spojrzała na niego zamyślona. Czego chciał Paulsen? Dlaczego nie

spytał o Hildę? To dziwne, że się zjawił, wiedział przecież, że Hilda jest
zamężna. Reidar nie potraktowałby go pobłażliwie, uważał przecież, że
majstrowi należy się kara.

Przypomniała sobie tę dziwną rozmowę, którą odbyli na pogrzebie. Czy

jego wizyta miała jakiś związek z tamtym zdarzeniem?

background image

- Pomogę ci nakryć do stołu - zaofiarował się Olaf. - Nie mam już sił

ćwiczyć.

- Dziękuję. Pośpiesz się jednak, bo jeśli wybierasz się do teatru o tej

samej porze co wczoraj, to musisz wkrótce wyjść.

Olaf wyjął zegarek z kieszeni.
- Masz rację - stwierdził, uśmiechając się. - Skąd ty zawsze wiesz, która

jest godzina, skoro nie masz zegarka?

- Mam go w sobie. Kiedy pracowałam w fabryce, nie zaspałam ani razu.

Budziłam się punktualnie o piątej.

Za drzwiami rozległy się głosy i po chwili do kuchni wpadli chłopcy i

Reidar.

- Chyba odmroziłem sobie uszy - oznajmił Peder, trzymając dłonie po

obu stronach głowy.

- A ja duży palec u stopy - dodał Evert.
- Rzadko zdarza się taki mróz przed świętami - stwierdził Reidar,

odwieszając płaszcz i kapelusz na kołku. - Można by pomyśleć, że mamy
luty.

Peder rozebrał się, popędził do Hugona i przycupnął koło niego.
- Cześć, mały - powiedział miękko. - Nie marzniesz dzisiaj?
Elise uśmiechnęła się.
W następnej chwili spoważniała, a jej myśli pobiegły do panny Helenę

Fryksten, narzeczonej Ansgara. I ponownie rozgorzał w niej gniew.

background image

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Mróz ustąpił, tak jak przewidział Olaf.
Hilda i Reidar postanowili odwlec wizytę u matki do kolejnej niedzieli,

żeby oszczędzić jej tłumu gości. Zaofiarowali się zaopiekować Hugo, by
Elise nie musiała pchać wózka. Na dworze panowała plucha i ulice
pokrywały zwały topniejącego śniegu.

Elise zabrała chłopców i ruszyli w drogę. Wystarczyła chwila, by zdarte

buty całej czwórki kompletnie przemokły.

- Pobiegajmy, to zapomnimy o mokrych stopach - zaproponował Peder i

popędził przed siebie. Evert i Kristian dołączyli do niego.

Kiedy Elise dotarła do końca Sagveien i skręciła w Maridalsveien,

znalazła się w tłumie ludzi zdążających w tym samym kierunku. Była
niedziela i wierni szli do kościoła w Sagene. Poczuła ukłucie wstydu, poza
ślubami i pogrzebami nie bywała w kościele, nie chodziła też do Świątyni.
Nie mogła się spodziewać, że Bóg wysłucha jej modlitw, skoro sama nie
wsłuchiwała się w Jego słowo.

Mijając rodzinny dom Agnes, dostrzegła, że drzwi są otwarte, a matka

Agnes uwija się w środku. Przyśpieszyła kroku, ale w tej samej chwili
usłyszała jej głos.

- Elise?
Nie miała wyjścia, zatrzymała się.
- Wybierasz się do kościoła?
- Nie. Idę do Kjelsas odwiedzić matkę.
- W takim razie możemy potowarzyszyć ci do Sagene.
- Chłopcy pobiegli przodem, muszę się śpieszyć. Nie zniosłaby

opowieści o Agnes i Kopenhadze.

- Aż tak się nie śpieszysz - uznała matka Agnes i kolebiąc się, wyszła za

furtkę. Mąż podążał za nią. - Zresztą co będziesz pędzić z takim wielkim
brzuchem. Słyszałaś, że Agnes przeniosła się do Kopenhagi?

- Tak.
- A skąd? - zdziwiła się matka Agnes. - Od Anny?
Elise pokiwała głową. Nie zamierzała opowiadać o liście od Johana.
- Coś jeszcze mówiła? - Kobieta roześmiała się z zakłopotaniem. - Do

nas nie pisze. Wyrzuciliśmy ją z domu. Powiedzieliśmy jej, że ma
zachowywać się jak człowiek i nie przynosić nam wstydu. No i daliśmy jej
pieniądze na podróż, by pojechała tam, gdzie jej miejsce. Nie można latać

background image

za innymi, kiedy ma się męża, powiedziałam jej. Jeśli Johan zdobędzie
sławę, najlepsza szansa twego życia przejdzie ci koło nosa! Tak jej
powiedziałam.

A więc potwierdzało się, że Agnes przestawała z innymi mężczyznami.

Może okłamała Johana, może wcale nie był ojcem jej dziecka? Ani on, ani
Magnus Hansen, tylko jeszcze ktoś inny. Z listu wynikało, że Johan jej
uwierzył. Nie chciał przyjąć jej do siebie, ale nie potrafił odmówić
kobiecie spodziewającej się jego potomka.

Gotowała się z wściekłości. Jeśli Agnes kłamała, Johan nigdy nie pozna

prawdy. Tylko nieliczne dzieci przypominały ojca tak bardzo jak Hugo.
Nie przyznając się do zdrady, Agnes mogła spędzić resztę życia jako żona
Johana, grzać się w blasku jego przyszłej sławy, wydawać jego pieniądze i
zagrodzić mu drogę to prawdziwej miłości...

Przejaśniło się, zza chmur wyjrzało słońce i rozbłysło iskierkami w

leżących gdzieniegdzie płatach śniegu. Zapowiadał się piękny dzień, ale
serce Elise spowijał smutek.

Matka Agnes trajkotała jak najęta, wychwalając Johana pod niebiosa.

Może zapomniała, że Elise była z nim kiedyś zaręczona, a może robiła to
celowo, by uprzytomnić jej, jak wiele straciła. W jej relacji zdolności
Johana urastały do gigantycznych rozmiarów, jego i Agnes czekała
świetlana przyszłość i wielkie bogactwo. Jeśli kiedykolwiek zdecydują się
wrócić do Kristianii, zamieszkają w pięknym domu przy Oscarsgate i będą
obracać się w towarzystwie artystów i samych znakomitości. Ich dzieci
pójdą do szkoły katedralnej, a później na uniwersytet. Kto wie, może
zostaną prawnikami lub lekarza^ mi. Albo pójdą w ślady ojca.
Dziewczynki wyjdą dobrze za mąż i zamieszkają w pięknych willach po
zachodniej stronie miasta.

Elise zbierało się na mdłości. Matka Agnes zakładała, że córka urodzi

Johanowi dużo dzieci, skąd jednak brała pewność, że okaże mu się
wierna? Dotąd skakała z kwiatka na kwiatek.

Poczuła ulgę, kiedy zbliżyli się do kościoła. Matka Agnes nie spytała ani

słowem, co u niej słychać, bez przerwy rozprawiała o swoich sprawach. To
było nawet dziwne, że nie próbowała zaspokoić ciekawości. Może zresztą
znała wszystkie plotki.

Źle się jej maszerowało, ciało miała ciężkie, nogi ciężkie i ciężkie myśli.

Chłopcy gdzieś zniknęli. Peder znał drogę i opisał ją siostrze ze
szczegółami. Kiedy wybierał się do matki z pierwszą wizytą, Olaf
narysował mu mapkę.

Doszła do Nydalen, skręciła w ulicę Brugsvei i ujrzała rozległe

background image

zabudowania fabryki gwoździ. Była niedziela i wokół panowała cisza, ale
w dni powszednie ta przemysłowa dzielnica rozbrzmiewała ogłuszającym
hukiem maszyn. Kierując się instrukcjami Olafa, doszła do starej farbiarni
i ujrzała wodospad Nygardsfossen, jeden z największych na rzece Aker.
Był naprawdę ogromny, opadał kaskadą spienionej wody. Skręciła w
prawo, okrążając narożnik farbiarni, i ruszyła wąską drogą okoloną
granitowym murem. Poczuła chłodny powiew od rzeki.

Niedługo potem ujrzała ogromny komin Nydalen Compagnie. „W

kotłowni pali się węglem, to symbol dobrobytu", wyjaśnił Olaf dumnym
głosem.

Z ciekawością przyjrzała się budynkowi, w którym pracowali

postrzygacze owiec. Szwedzka dziewczyna ze sklepu nabiałowego na
Grunerlokka opowiadała jej kiedyś o ich znoju.

Minęła Nydalen Compagnie i zobaczyła gręplarnię, w której kiedyś

pracowała Hilda. Znalazła się już w znacznej odległości od domu i teraz
dopiero zrozumiała, dlaczego dawniej siostra tak bardzo narzekała na
zmęczenie.

Szła dalej wzdłuż rzeki. Na szczycie wzgórza stał dwór Brekke, będący

własnością rodziny Lovenskioldów, jak wyjaśnił Olaf. Wcześniej służył
jako pałacyk myśliwski i należał do Pedera Ankera. Ludzie z dworu byli
jedynymi z całej wsi, którzy przeżyli „czarną śmierć", wielką epidemię
dżumy. Tego też dowiedziała się od Olafa.

Zostawiła za sobą miasto i dzielnicę przemysłową i znalazła się na wsi.

Wokół ciągnęły się duże połacie ziemi i stały budynki gospodarcze, śnieg
był bielszy, a rzeka nie cuchnęła. Słyszała kiedyś, że rzeka Aker nazywała
się niegdyś Frysja, co znaczy „tryskająca woda" albo „mróz", tego nie była
do końca pewna. To pierwsze znaczenie wydawało się bliższe prawdzie, na
rzece między ujściem z jeziora Ma-ridalsvannet a fiordem znajdowało się
dwadzieścia wodospadów. Odcinek liczył osiem kilometrów, tak nauczono
ją w szkole.

Trudno było sobie wyobrazić, jak wyglądała okolica, zanim

pobudowano te wszystkie fabryki. Wtedy ludzie pili wodę z rzeki, teraz
zamieniła się w ściek. Żeby zażyć kąpieli lub łowić ryby, trzeba było udać
się w jej górny bieg.

Matka zawsze miała problemy z płucami, więc jej chęć, by zamieszkać

na wsi, była zrozumiała. Asbjerna czekała uciążliwa droga do biura, ale
wyraźnie był gotów poświęcić się dla Jensine. Elise uśmiechnęła się mimo
woli, to niezwykłe, że ludzie w ich wieku mogli kochać się tak
nieprzytomnie. Zazdrościła im, tak zawsze w marzeniach wyobrażała

background image

sobie swój związek z Johanem.

Przypomniała sobie słowa matki Agnes i znów zapłonęła gniewem. Jeśli

Agnes oszukała Johana, by skorzystać z jego przyszłej sławy i pieniędzy,
to popełniła podłość, dla której trudno znaleźć właściwe określenie. Dość
już jednak, przed wizytą u matki powinna oczyścić umysł z niedobrych
myśli.

Minęła śliczny czerwony domek i znalazła się prawie u celu. Chłopcy

zapewne dotarli już na miejsce. Peder zwykle trzymał się jej boku, ale tym
razem zapewniła go, że samotny spacer dobrze jej zrobi.

Tuż obok przejechał powóz wiozący gości hotelowych, stacja kolejowa

leżała po jej lewej ręce. Gdyby miała pieniądze, mogłaby po prostu wsiąść
w pociąg do Grefsen i dojechać do Kjelsas, oszczędzając czas i siły.

Wreszcie zobaczyła ten dom. Willa „Almsdorf" wyglądała dokładnie

tak, jak opisał ją Olaf: duży, pomalowany na biało i bogato zdobiony
budynek w stylu szwajcarskim. Leżał na wzgórzu na tle olszynowego lasu
poprzetykanego olbrzymimi świerkami.

Dom był bardzo wytworny, aż dziw, że matka miała w nim zamieszkać.

Musi napisać o tym do wujków w Ameryce, by wreszcie pojęli, że siostra
nie przynosi im wstydu. Mogła poprosić Pedera o narysowanie domu i
dołączyć rysunek do listu. Uśmiechnęła się na tę myśl.

Ostrożnie zastukała kołatką, nie mając pewności, czy stoi przed

właściwymi drzwiami. Minęła dłuższa chwila, zanim otworzyła jej jakaś
starsza kobieta.

Elise dygnęła.
- Nazywam się Elise Ringstad. Czy trafiłam do willi „Almsdorf"?
Kobieta skinęła głową.
- Moja matka właśnie się wprowadziła. Przyszłam do niej z wizytą.
- Chodzi o państwa Hvalstadów? Elise przytaknęła.
- W takim razie proszę skorzystać z wejścia po drugiej stronie. Skrzydło

dla sublokatorów. - Wskazała kierunek ręką.

Elise podziękowała i okrążyła budynek. Z tyłu znajdowało się podwórze

i niewielka obora. Wokół rozlegało się gdakanie kur.

Tym razem drzwi otworzyły się natychmiast i w progu stanął

podekscytowany Peder.

- Wejdź, Elise! Mama ugotowała gulasz z kawałkami prawdziwego

mięsa! - Złapał ją za ramię i wciągnął do środka.

Znaleźli się w niewielkim korytarzyku, z którego prowadziły schody na

pierwsze piętro. Ściany pomalowane były na niebiesko. Na miedzianych
kołkach wisiały na wieszakach płaszcze matki i pana Hvalstada, a ich

background image

kapelusze leżały na półce.

Do kuchni prowadziły oszklone drzwi osłonięte firanką.
Peder wprowadził siostrę do środka. Kuchnia była duża i wyposażona w

liczne szafki i półeczki. Ściany pomalowano na ten sam kolor co korytarz,
a okno wychodziło na podwórze. Na stole przykrytym białym obrusem
stała zastawa. Zanim Peder pociągnął ją dalej, zdążyła policzyć nakrycia,
było ich siedem.

Przeszli do niewielkiego pokoju. W krótszej ścianie znajdowała się

wnęka odgrodzona zasłoną, za którą Elise dostrzegła duże małżeńskie
łóżko. Obok wnęki stał szezlong, a na środku pokoju duży stół z
krzesłami. Przeciwległą ścianę zdobił piękny bufet z przeszklonymi
drzwiczkami. Dwa okna na dłuższej ścianie wychodziły na las.

Elise rozejrzała się wokół. Pokój był przytulny i ładnie umeblowany, ale

znacznie mniejszy, niż się spodziewała. Jeśli zobaczyła już całe
mieszkanie, to nie było ono większe niż to przy Wzgórzu Świętego Jana.

- Gdzie są wszyscy? - spytała Pedera.
- Ładnie, prawda, Elise? - Pęczniał z dumy, jakby sam tutaj mieszkał. -

Spójrz, szybki w drzwiach i piękne talerze. Mama mówi, że z porcelany.

- Ale gdzie jest reszta? - powtórzyła.
- Na górze, oglądają domek dla lalek Anne Sofie. Chodź! - znów

pociągnął ją za ramię.

Wyszli z powrotem na korytarz i wspięli się po schodach na piętro.

Dopiero teraz Elise usłyszała głosy i śmiechy, na dół nie dochodziły żadne
dźwięki.

Znalazła się w dużym pokoju, w którym nie było żadnych mebli poza

łóżeczkiem dziecięcym umieszczonym pod ścianą. Na samym środku stał
przepiękny domek dla lalek, prawdziwy miniaturowy dworek. Anne Sofie
i Evert kucali przed nim, a Asbjorn i Kristian przypatrywali się z boku.

- Spójrz, Elise! - Evert był równie podekscytowany jak Peder. - Stół i

krzesła, lampa naftowa i kołyska z dzieckiem. A w kuchni jest piec i
chodnik na podłodze. Na stole leżą noże i widelce i stoją szklanki i talerze,
zupełnie jak w prawdziwych zamożnych domach.

Peder uklęknął i zajrzał do środka.
- Wygląda jak zamek królewski, który się umniejszył i wylądował w

pokoju Anne Sofie!

Matka i Asbjorn roześmiali się.
Elise podeszła bliżej, uścisnęła matkę i grzecznie przywitała się z

Asbjornem.

- Ładnie się urządziliście. Sądzę, że życie na wsi będzie ci służyć,

background image

mamo.

- Już mi służy - uśmiechnęła się matka. - Kiedy po raz pierwszy

zobaczyłam tę okolicę, poczułam się jak w domu. W Ulefoss było inaczej,
jako dziecko mieszkałam w niskim czerwonym domku, a jednak mam
wrażenie, jakbym wracała na stare śmieci. Kuchnia i pokój wyglądają
niemal tak samo. A najważniejsze jest to, czego tu nie ma: syren
fabrycznych wyjących rankiem o szóstej, ciemnych klatek schodowych,
łoskotu zamykanych drzwi, rozmów za ścianą i rozkrzyczanych dzieci. Tu
jest cicho i spokojnie, słychać jedynie szum lasu i muczenie krów. Te
dźwięki i te zapachy kochałam jako dziecko. Elise zdziwiła się.

- Sądziłam, że najbardziej lubiłaś wodę, przecież mieszkaliście nad

jeziorem.

Matka pokręciła głową.
- Nie, najbardziej lubiłam las. Pewnie zmęczyłaś się tym długim

spacerem - dodała szybko. - Zejdźmy do kuchni, obiad już prawie gotowy,
wystarczy podgrzać gulasz.

Ruszyła ku schodom, a Asbjorn, Elise i Kristian podążyli za nią.
Peder i Evert nie mogli oderwać wzroku od domku dla lalek. .
- Co by powiedział Pingelen, gdyby dowiedział się, że bawisz się

lalkami, Peder?! - krzyknął na odchodnym Kristian.

Peder i Evert natychmiast dołączyli do pozostałych.
Elise z matką zajęły się przygotowaniem posiłku. Asbjorn wyjął atlas i

pokazał chłopcom, gdzie leży stan Waszyngton i miasto Spokane.

- Jak Pederowi idzie czytanie? - spytała matka z zatroskaniem.
- Robi postępy. Przedtem machał nogami, ziewał i wiercił się jak

piskorz. Teraz potrafi się na chwilę skupić i nie okazuje już takiej niechęci.

- To dobrze. Kiedy jest u mnie, poświęcam mu cały czas. Przekonałam

Asbjorna, by zajmował się Anne Sofie podczas wizyt Pedera.

- To bardzo rozsądne z twojej strony. Zauważyłaś, że ma weselsze oczy?
Matka pokiwała głową.
- Tak. Nie wątpię już, że miałaś rację, Elise, i wstyd mi, iż byłam taka

samolubna. Nie potrafię teraz zrozumieć, że mogłam tak zaniedbać własne
dzieci. Choroba bardzo mnie osłabiła, ale to żadne wytłumaczenie.

- Wszystko dobre, co się dobrze kończy. Zapomnijmy o przeszłości.

Peder cieszy się, że będzie miał braciszka lub siostrzyczkę - roześmiała
się. - To chyba ważniejsze niż bycie wujkiem, choć Peder jest przemiły dla
Hugo. Jak tylko wraca ze szkoły, siada na podłodze i bawi się z nim.
Kristian zresztą też. Hugo uwielbia ich obu i śledzi każdy ich ruch. Kiedy
znikają za drzwiami, natychmiast zaczyna płakać. Matka uśmiechnęła się.

background image

- Peder różni się od rówieśników. Ucieszę się, jeśli skończy szkołę

powszechną, choć nie liczę na dobre oceny, a o dalszej nauce mowy być
nie może. Ty też nie poszłaś dalej, chociaż byłaś najlepszą uczennicą w
klasie.

Elise zrobiło się przykro. To nie była jej wina. Gdyby dano jej szansę,

uczyłaby się dniami i nocami, by zdobyć lepsze wykształcenie. Jeśli ojciec
nie przepijałby wszystkich pieniędzy, jej życie potoczyłoby się inaczej.

Matka czytała w jej myślach.
- Mało kto dalej się kształci. Dzieci robotników zostają robotnikami. Nie

znam nikogo, kto wzrastał nad rzeką Aker i wybił się ponad przeciętność.
Sami pracownicy fabryczni, sprzątaczki i ekspedientki. Ale żadna praca
nie hańbi.

Elise milczała.
- Miałaś inne marzenia? - zerknęła na nią matka nieco zdziwiona.
- Wszyscy mają marzenia.
- Nie sądzę. Uważam, że większość z nas godzi się z losem. Nie można

zajść daleko, ukończywszy szkołę powszechną. Kogo stać na kształcenie
dzieci, skoro wszyscy ledwie wiążą koniec z końcem?

- Johan dał sobie radę. Matka skrzywiła się.
- Nie stałoby się tak, gdyby ktoś nie udzielił mu pomocy w Akershus.
- Szczęście w nieszczęściu?
- Nie nazywałabym tego nieszczęściem. Johan popełnił przestępstwo. A

miał szczęście, bo dano mu szansę poprawy. Nie wiem, czy na nią
zasłużył.

- Nie zgadzam się z tobą. Johan nie jest przestępcą. Postąpił jak postąpił

z lęku o Annę. Ludzie wymierzyli mu karę, ale Bóg patrzy na niego
łaskawie.

Matka zacisnęła usta, w tym względzie zawsze miała inne zdanie niż

córka.

- Niech ci będzie - machnęła ręką. - Wiem, że wyjechał do Kopenhagi, i

sądzę, że już nie wróci.

- Pewien profesor zachwycił się jego pracami i ułatwił wyjazd. Twierdzi,

że Johana czeka wielka kariera.

- Wciąż o nim myślisz? - spytała podejrzliwie matka. Elise mieszała w

garnku, unikając jej wzroku.

- Dlaczego miałabym o nim myśleć? Przecież jest mężem Agnes.
- Zanim się wyprowadziłam, rozmawiałam z panią Evertsen.
- Więc znasz plotki - uśmiechnęła się kwaśno Elise - ale zapewniam cię,

że to tylko plotki. Agnes spodziewa się dziecka Johana i oboje mieszkają

background image

w Kopenhadze.

- To dobrze. - Matka odetchnęła z ulgą. Elise milczała.
- Moja droga, przestań zaprzątać sobie nim głowę. Przecież ten człowiek

siedział w więzieniu. Kiedy wyszłaś za Emanuela, odcięłaś się od
przeszłości. Nie jestem ślepa, widziałam, że się kochaliście. Gdybyś mnie
posłuchała i spróbowała się stamtąd wyrwać, Emanuel nie odszedłby od
ciebie. Jestem jednak przekonana, że wróci. Mężczyźni uciekają, bo mają
dość wrzasków niemowlęcia i prania pieluch, ale prędzej czy później
wracają z podkulonym ogonem. Pamiętasz Thoresena, ojca Johana? Tak
właśnie postąpił. Kiedy Anna zachorowała, a pani Thoresen zrobiła się
gderliwa, po prostu wypłynął w morze.

- Mówisz o innych ludziach. Bogaci się rozwodzą. Emanuel ożeni się z

Signe, kiedy rozwód stanie się faktem. Według prawa kobieta musi czekać
dziesięć miesięcy, ale mężczyźni mają większe przywileje.

Matka niosła właśnie karafkę soku jabłkowego na stół. Stanęła jak

wryta.

- Rozwodzicie się? - spytała wstrząśnięta.
- Przecież wspominałam ci o tym.
- A ja nie mogłam w to uwierzyć.
- Nie znasz wszystkich szczegółów, mamo. Nie chciałam cię zadręczać,

miałaś dość własnych kłopotów. Signe urodziła syna, który odziedziczy
Ringstad. Nie wiem, jak to załatwią, ale za pieniądze można zdobyć
wszystko. Gdyby Emanuel był ojcem Hugo, rzecz przedstawiałaby się
inaczej.

- Przecież wkrótce urodzisz mu dziecko.
- Tak. To bardzo rozsierdziło panią Ringstad. Teraz twierdzi, że

zdradziłam Emanuela i że to nie on jest ojcem.

- Co za bzdura! - Matka zaczerwieniła się z irytacji. - Co jej

odpowiedziałaś?

- Na szczęście nie musiałam z nią rozmawiać. Przestali dla mnie istnieć,

nie chcę mieć z nimi nic wspólnego.

- Ale Emanuel musi zapewnić byt tobie i dziecku.
- Emanuel zdaje sobie z tego sprawę, ale nie ma pieniędzy. Jego matka

zrobi wszystko, by odwieść go od tego zamiaru.

- Więc co poczniesz?
- Mówiłam ci już, że pracuję w sklepie u pani Borresen przy

Telthusbakken.

- Z takiej pensji nie utrzymasz rodziny.
- Mam jeszcze dodatkowy dochód, ale wolę trzymać to w tajemnicy.

background image

- Szyjesz.
- Też.
- Jest coś jeszcze? - zdumiała się matka.
- A nikomu się nie zdradzisz? - uśmiechnęła się Elise z dumą. - To

znaczy w rodzinie to żaden sekret, chłopcy, Hilda i Reidar wiedzą o
wszystkim. Anna i Torkild także. Zaczęłam pisać.

- Pisać? - Matka nie zrozumiała, co Elise ma na myśli. - Co to znaczy?
- Piszę opowiadania. Jedno przyjęto do „Verdens Gang", drugie do

„Nylasnde", a trzecie do czasopisma „Urd" wydawanego przez siostry
Annę i Cecilie Boe.

Matka nie wydawała się ani dumna, ani zadowolona.
- Ale nie robisz niczego, co by mogło przynieść nam wstyd? Te pisma

kobiece są nic niewarte, tak przynajmniej słyszałam. Zachęcają kobiety, by
zrywały związki, a co wtedy stanie się z rodziną? Mają za nic obowiązki
domowe i chcą skłonić kobiety do dyskusji politycznych! Ponoć też
drukują obrazki kobiet w strojach kąpielowych i sukniach, które więcej
odkrywają, niż zasłaniają. Słyszałam też, ku mojemu zgorszeniu, że jedno
z tych, jak to nazywasz, opowiadań opisywało dziewczynę, która zdradziła
własnego męża.

- Sądziłam, że popierasz żądanie praw wyborczych dla kobiet? -

zdziwiła się Elise.

Matka wzruszyła ramionami.
- Kobieta jest przede wszystkim matką, gospodynią i żoną. Jeśli chce

mieszać się do spraw mężczyzn, nie powinna wychodzić za mąż.
Zarabiasz choć na tym swoim pisaniu?

Elise usłyszała lekki ton pogardy w głosie matki. Kiedyś wyraziła się

podobnym tonem o Hugo.

- Tak, w porównaniu z pracą w fabryce to dobrze płatne zajęcie. Tyle że

nie przyjmują wszystkich tekstów.

- W takim razie powinnaś poszukać czegoś innego. Zobaczysz, że

znajdziesz się w ogniu krytyki. Pisarze i ludzie występujący na scenie nie
cieszą się wielkim poważaniem. Wspomnisz moje słowa.

- Na razie mam pracę w sklepie u pani Borresen - urwała rozmowę

Elise. Ta wymiana zdań nie miała sensu. Matka nie jest w stanie jej
zrozumieć.

Jedli obiad w miłej atmosferze. Chłopcy byli wściekle głodni i zgodnie

stwierdzili, że tak dobrego jedzenia nie posmakowali od ślubu Hildy.
Matka przygotowała duże porcje i wszyscy najedli się do syta.

Niewiele rozmawiali podczas posiłku. Asbjorn nie lubił, by dzieci

background image

odzywały się nieproszone, będąc w towarzystwie dorosłych. Zajęci
jedzeniem chłopcy nawet o tym nie pomyśleli.

Po obiedzie matka i Asbjorn zwykle ucinali sobie drzemkę.
Elise szykowała się do drogi powrotnej. Zmrok zapadał wcześnie, a nie

chciała ryzykować marszu w ciemności przez zlodowaciałe wertepy i
zamarznięte kałuże.

- Moglibyście wrócić pociągiem - zaproponowała z ociąganiem matka,

zerkając na Asbjorna w nadziei, że zafunduje im bilety.

- Nie opłaca się - zaprotestował Asbjorn. - Chłopcy zbiegną w trzy

kwadranse, a Elise nigdzie się śpieszy.

- Łatwiej schodzić niż drapać się na wzgórze - uspokajała matkę Elise. -

Najadłam się i mam mnóstwo siły.

Chłopcy włożyli czapki i buty, podziękowali grzecznie i popędzili przed

siebie.

Sznurując trzewiki, Elise uświadomiła sobie, że nie wspomniała matce o

Olafie Henricksenie.

- Peder opowiedział wam o naszym nowym lokatorze? Matka skinęła

głową.

- Tak, powiedział, że Petrike i Hjałmar Olsen znaleźli sobie mieszkanie

po drugiej stronie rzeki. Chyba za nimi nie tęsknicie, byli bardzo natrętni.

- A napomknął, że ten młodzieniec gra na skrzypcach w Teatrze

Narodowym?

- Tak, powiedział, że jest grajkiem. Takim samym jak wodnik - wtrącił

się z uśmiechem Asbjorn. - Ponoć jednej nocy usiadł pod wodospadem.
Peder podkradł się do okna i zobaczył to na własne oczy. Twierdzi nawet,
że wie, co grał. Wiosnę Griega.

Wszyscy roześmiali się.
Matka ujęła Asbjorna pod ramię.
- Ponoć jest bardzo miły.
- O tak, bardzo. Jednego dnia został z Hugo, żebym nie musiała

wychodzić z nim na mróz.

- To doprawdy niezwykłe - zdziwił się Asbjorn. - Jak on się nazywa i

skąd pochodzi?

- Olaf Wolfgang Henricksen z Grefsen. Jego dziadek mieszka niedaleko

was.

Skończyła wiązać buty i wyprostowała się. Od razu zauważyła, że matka

i Asbjorn patrzą po sobie z zaskoczeniem.

- Olaf Wolfgang Henricksen? - powtórzył Asbjorn.
- Tak. Znasz go? Asbjorn pokręcił głową.

background image

- To nie może być on - mruknął pod nosem. Na twarzy matki malował

się niepokój.

- Ma takie rzadkie imię. Nie znam nikogo innego, kto by nosił imię po

Mozarcie.

Asbjorn jeszcze raz pokręcił głową.
- To nie może być on - powtórzył. - Niepotrzebnie mącimy ci w głowie,

Elise. Przypuszczalnie mylą się nam nazwiska.

Elise uściskała matkę i podziękowała obojgu za wyśmienity

poczęstunek. Potem ruszyła w zimowy półmrok.

Dlaczego zareagowali tak dziwnie na dźwięk jego imienia?

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

Droga w dół okazała się łatwiejsza.
Zmrok zapadał szybko. Elise przyśpieszyła, ale uważnie stawiała kroki,

by się nie poślizgnąć. Nosiła teraz w sobie nowe życie i nie mogła
ryzykować. Od czasu do czasu słyszała dziecięce głosy w pobliżu. Może
to jej chłopcy znaleźli nową ścieżkę nad brzegiem rzeki?

Cały czas miała przed oczyma przestraszone twarze matki i Asbjorna i

pamiętała ich reakcję na dźwięk nazwiska jej nowego lokatora. Dlaczego
nie chcieli podzielić się z nią swoimi przypuszczeniami?

Prawdę mówiąc, matka zbyt łatwo wyrabiała sobie zdanie o ludziach.

Wygłosiła zadziwiający pogląd na temat kobiet piszących do gazet. Elise
miała jednak wrażenie, że w tym wypadku chodziło o coś innego. I że
powinna o tym wiedzieć.

Źle zrobili, zbywając ją! Teraz dręczyła ją ciekawość i lekki niepokój.

Jeśli Olaf lub jego rodzina mieli coś na sumieniu, pierwsza powinna się o
tym dowiedzieć. Przecież przyznała się przed nimi, że zostawiała Hugo
pod jego opieką.

Bezskutecznie usiłowała otrząsnąć się ze złych myśli. W końcu

postanowiła przekazać przez Pedera liścik do matki, w którym zamierzała
prosić o wyjaśnienie. Ten pomysł dodał jej otuchy. Poza tym matka
zaprosiła ich na Wigilię. Chłopcy byli zachwyceni, ale Elise wątpiła, że
Reidar i Hilda odniosą się z równym entuzjazmem do tej propozycji.
Zresztą może już zostali zaproszeni przez rodziców Reidara. Sama
najchętniej zostałaby w domku majstra, choć święta nie byłyby z

background image

pewnością takie same jak rok temu, bo w pokoju zrobiło się tłoczniej i
wszędzie stały łóżka i leżały materace. Zamierzała przynajmniej kupić
każdemu jakiś drobny upominek, żeby chłopcy nie odczuli braku
Emanuela. Zamiar był dość lekkomyślny, pieniędzy w kopercie ubywało z
każdym dniem. Matka miała rację: z pracy w sklepie nie utrzyma rodziny.
Reidar i Hilda oszczędzali na własny kąt i pilnowali wydatków. A póki co
Olafowi nie mogła zaufać.

Była na Maridalsveien, kiedy usłyszała za sobą stukot kopyt. Zeszła na

bok, a kiedy dorożka przetaczała się koło niej, rzuciła na nią okiem.
Dostrzegła mężczyznę w cylindrze i natychmiast go rozpoznała. Majster
Paulsen.

On też ją poznał mimo panującego półmroku i krzyknął na woźnicę, by

zatrzymał konia.

- To pani, pani Ringstad?
- Tak. Dobry wieczór, panie Paulsen.
- Podwieźć panią? Zapada zmrok.
Nie oparła się pokusie. Plecy ją bolały, buty przemokły i ciemność

napawała ją strachem. Gdyby nie rozmowa na cmentarzu, pewnie by
odmówiła, ale Paulsen pokazał wtedy ludzkie oblicze.

- Bardzo dziękuję.
Uchylił drzwiczki i pomógł jej wsiąść.
- Jak mogła pani wyjść na taką pluchę, skoro niedługo spodziewa się

pani dziecka, pani Ringstad? I to o tej porze.

Przemawiał do niej jak do nieposłusznej dziewczynki. Elise miała

ochotę się roześmiać. Skoro jednak zdecydował się ją podwieźć, niech
gada, co chce.

- Byłam w Kjelsas z wizytą u matki. Sądziłam, że zdążę wrócić przed

zmrokiem.

Woźnica podciął konia i dorożka ruszyła.
- A więc pani matka wyprowadziła się do Kjelsas? Na wieś?
- Nigdy się dobrze nie czuła w mieście ani nad rzeką. Pochodzi z

Ulefoss w Telemark i tęskni za rodzinnymi stronami. Zwłaszcza za
świeżym powietrzem. Po przebytej chorobie nie toleruje dymów
fabrycznych i wilgoci.

- Na Wzgórzu Świętego Jana nie ma wilgoci.
- Pewnie ma pan rację, ale mama i tak woli wieś. Najlepiej czuje się

wśród pól i wiejskich zagród. I lubi las.

- To ciekawe. - Paulsen zamyślił się. - Ja nie zamieniłbym wzgórza Aker

na nic innego. A pani? Podoba się pani życie nad rzeką?

background image

- Tak. Będąc dzieckiem, marzyłam, by zamieszkać w domku majstra

przy Beierbrua lub w wielkim dworze takim jak łaźnia w Sagene.

Paulsen roześmiał się.
- To dość duża różnica. A co najbardziej spodobało się pani w tym

małym czerwonym domku koło mostu?

- Kamienny stopień, na którym można wygrzewać się w po-

południowym słońcu, czereśnia, krzaki bzu. I trawa, po której chodzę
latem.

- To skromny domek.
- Nie dla kogoś, kto zwykł mieszkać w jednym pokoju w czynszowej

kamienicy.

Paulsen pokiwał głową.
- A pani siostra, Hilda? Też dobrze się tam czuje?
- Nie tak jak ja. Uważam, że powinna się wyprowadzić, jeśli nadarzy się

taka sposobność. Nie wytrzymała trudów pracy w gręplarni i podupadła na
zdrowiu. Teraz zajmuje się sprzątaniem. Razem z mężem odkładają
pieniądze na własne mieszkanie.

- Hm. - Paulsen znów się zamyślił. Elise zebrała się na odwagę.
- Dwa porody jeden po drugim nadszarpnęły jej siły. To jeszcze bardzo

młoda dziewczyna.

Zauważyła, że wzdrygnął się na dźwięk tych słów.
- Reidar bardzo jej pomaga, ale nie potrafi wczuć się w duszę

dziewczyny z robotniczej rodziny. W jego domu buty czyściła pokojówka,
więc Reidar z przyzwyczajenia wystawia je za próg pokoju.

Paulsen wciąż się nie odzywał. Kiedy w końcu zabrał głos, zaskoczył

Elise nagłą zmianą tematu.

- A jak się miewa pani synek, pani Ringstad? Jest szczęśliwym

dzieckiem?

- Myślę, że ma to, co małe dziecko mieć powinno - odpowiedziała

szczerze. - Trochę go rozpieszczamy. Wprawdzie czasami marznie, a jego
jedzenie mogłoby być bardziej pożywne, ale przynajmniej otaczają go
ludzie, którzy darzą go miłością. Chłopcy go ubóstwiają. Peder bawi się z
nim, kiedy wraca ze szkoły, a Kristian nosi go nieustannie. Hugo uśmiecha
się wtedy od ucha do ucha.

- Co też pani powie.
Elise zdziwiła się niepomiernie. Nie spodziewała się, że majster

interesuje się losem jej synka. Może naprawdę lubi dzieci? Może żałował,
że nie zatrzymał Braciszka? Przecież to jego syn. A właściwie dobrze mu
tak. Skoro cynicznie skłonił Hildę, by oddała własne dziecko, to zasłużył

background image

sobie na samotność.

- Zdaje mi się, że kocha pani swoją siostrę. I znów ta nieoczekiwana

zmiana tematu!

- Kocham całe moje rodzeństwo. Everta też, tego chłopca, którego

przyjęliśmy do siebie po śmierci pani Berg.

- Podziwiam pani matkę. To musi być niezwykła kobieta, skoro

wychowała swoje dzieci na porządnych ludzi mimo kłopotów z własnym
mężem. Proszę mi wybaczyć, ale wiem, że życie was doświadczyło.
Byłem z pani siostrą na... hm... zażyłej stopie. Opowiadała mi o strachu,
który przeżywaliście, kiedy ojciec wracał do domu pijany. Wiem, że was
bił, przeklinał na cały dom i sprowadzał podejrzane typy do mieszkania. I
to wtedy, kiedy pani matka leżała złożona śmiertelną chorobą.

Elise nic nie odpowiedziała. Taka była prawda, ale nie chciała jej słyszeć

z ust obcego człowieka. Zwłaszcza z ust majstra Paulsena.

- Myślę, że dostaliście po niej w spadku same pozytywne cechy.
Teraz dopiero zrozumiała, dokąd zmierzał. Myślał o Braciszku, swoim

synu. Zastanawiał się, czy w jego żyłach płynie dobra krew.

- Tak, ja też tak myślę - odrzekła. - Przyszedł niedawno list od jednego z

naszych wujków z Ameryki. Wyemigrowali dwadzieścia lat temu i
mieszkają teraz w Spokane w stanie Waszyngton. - Reidar nauczył ją
prawidłowej wymowy nazwy tego miasta. - Solidnie pracowali - dodała - i
dobrze im się wiedzie. Mają dom i pieniądze.

Chwaliła się jak Hilda, ale dlaczego Paulsen miał sobie myśleć, że jego

wkład w przyszłe życie Braciszka więcej znaczy niż wkład rodziny jego
matki? Majster odziedziczył tytuł i majątek i z czego tu być dumnym?
Ważniejsze jest to, co siedzi w człowieku, zdolności i chęć działania.

- Doprawdy? Miło mi to słyszeć. Waszą rodzinę cechuje odwaga i silna

wola, a to rzadkie cechy.

Kiedy zbliżyli się do przędzalni Hjula, dorożka zatrzymała się.
- Mam do pani prośbę, pani Ringstad. Czy mogłaby pani odwiedzić

mnie kiedyś? Bardzo chciałbym z panią porozmawiać o pewnej sprawie,
ale wolałbym zrobić to u siebie. Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale u pani
w domu zawsze ktoś jest w pobliżu.

Elise nie spodobał się ten pomysł.
- Nie może pan teraz powiedzieć, o co chodzi, panie Paulsen?
- Niestety nie. To wymaga czasu, a właśnie wybieram się na proszony

obiad. Może w najbliższą środę po pracy?

- Musiałabym zapewnić opiekę Hugo.
- Pani siostra nie może się nim zająć?

background image

- Zapytam ją, ale nie wiem, jak zareaguje na wiadomość, że wybieram

się do pana. Chyba domyśla się pan, dlaczego pana unika. Ma głębokie
przekonanie, że zmuszono ją do czegoś wbrew jej woli. Oddała pierwsze
dziecko, ale myśl o oddaniu drugiego ją przerosła. Po śmierci Jensine była
niepocieszona. Hilda jest młoda i popełniła błędy, ale kochała oboje
prawdziwą miłością.

- Rozumiem - powiedział grubym głosem.
- Doprawdy, panie Paulsen?
- Rozumiem też pani sceptycyzm, pani Ringstad. Przyznaję, że

zachowałem się bezwzględnie, ale proszę, by nie oceniała mnie pani zbyt
surowo.

Dokładnie te same słowa wypowiedział Emanuel. Co też myślą ci

zadufani w sobie mężczyźni? Wydaje im się, że mogą ingerować w cudze
życie, a potem uniknąć kary?

- I proszę dać mi szansę, bym mógł wszystko wyjaśnić - dodał błagalnie.
Elise zdziwiła się. Nagle role się odwróciły. On traktował ją z

uniżonością, był uległy i prosił o łaskę. Ona miała władzę, mogła zgodzić
się lub odmówić.

- No dobrze, panie Paulsen. Spróbuję znaleźć wolną chwilę. Nie muszę

nikomu mówić, dokąd się wybieram. W najbliższą środę nie mogę, wątpię
zresztą, czy znajdę czas przed świętami.

Podziękował, uchylając kapelusza. Woźnica pomógł jej wysiąść.
Przechodząc przez most, zastanawiała się, czego Paulsen od niej chciał.

Z tych myśli wytrącił ją Peder. Uchylił drzwi i wystawił głowę.

- To ty, Elise?! - krzyknął przestraszony.
- Tak, już jestem. Długo czekasz?
- Bałem się, że ktoś cię napadł po drodze.
- Kto by napadał na taką zwyczajną dziewczynę - roześmiała się. -

Chyba że jakiś troll, ale trolle wolą księżniczki.

- Gdyby trolle wiedziały, jaka jesteś miła, wybrałyby ciebie. Peder

wyszedł na kamienny stopień i starannie zamknął za sobą drzwi.

- Była tu jakaś pani i rozmawiała z Hildą i Reidarem. Powiedziała, że

bardzo lubi dzieci, i chciała zaopiekować się Hugo. Nie jestem pewien, ale
to chyba ona pomagała mamie w chorobie.

Elise zesztywniała.
- I Hilda jej pozwoliła?
- Tylko na chwilę. Ta pani powiedziała, że jeszcze wróci. Elise pchnęła

drzwi i weszła do środka.

- Ktoś tu był, Hildo? - spytała ostrym głosem, nie panując nad

background image

rozdrażnieniem.

Hilda i Reidar siedzieli przy stole i pili kawę. Na blacie stał talerz z

tanimi ciasteczkami. Musieli cały dzień dorzucać do pieca, bo w kuchni
było gorąco.

- Tak, pewna miła młoda dama, która zna Olafa. Twierdziła, że z tobą też

rozmawiała i że macie wspólnych znajomych.

Wszystko stało się jasne, ale na wszelki wypadek Elise postawiła to

pytanie.

- A przedstawiła się? Hilda spojrzała na Reidara.
- Jak ona się nazywa? Helenę Fryksten?

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

background image

Elise wpatrywała się w Hildę z niedowierzaniem.
- Pozwoliłaś obcej kobiecie zająć się Hugo?
- To nie była obca kobieta. Olaf ją zna, a ona zna ciebie. Twierdziła, że

zaproponowała ci, iż może zająć się dzieckiem od czasu do czasu. - Hilda
zjeżyła się. Przypominała teraz tę upartą dziewczynę sprzed osiemnastu
miesięcy, którą Elise oskarżyła o to, że przestaje z majstrem dla własnej
korzyści. - Sądziłam, że się zgodziłaś.

Elise odwróciła się do chłopców.
- Wyjdźcie na chwilę, muszę rozmówić się z Hildą na osobności.
W końcu posłuchali jej, choć dość niechętnie. Peder niepokoił się o nią,

a cała trójka bardzo cieszyła się z powrotu do domu. Teraz zaś wysyłano
ich do zimnego pokoju, jakby zrobili coś złego. Na dodatek niezmiernie
ciekawiło ich, co Elise miała do powiedzenia.

Elise znów zwróciła się do siostry. Z gniewu pociemniała na twarzy.
- I nie zdziwiłaś się, że obca kobieta chce zaopiekować się moim

dzieckiem? Nie pomyślałaś, że powiedziałabym ci, gdybym zatrudniła
opiekunkę? - Nabrała tchu i dodała drżącym głosem: - Mam ci wyznać,
komu powierzyłaś Hugo? Narzeczonej Ansgara Mathiesena!

Wpatrywała się w Hildę rozjuszonym wzrokiem.
- Zrobiło jej się żal narzeczonego, który nie może oglądać własnego

syna, i postanowiła mu pomóc. Twierdzi, że ojciec ma prawo spotykać się
z własnym dzieckiem. Biedaczek jest taki nieszczęśliwy, niechcący napadł
dziewczynę i zrobił jej dziecko. A teraz Bóg ją posłał, żeby ujęła się za
nieszczęsnym gwałcicielem.

Hilda zbladła.
- Nie miałam o tym pojęcia, Elise. Nie wspomniała ani słowem o

Ansgarze, powiedziała jedynie, że zna Olafa i ciebie i że uzgodniliście, że
może ci czasami pomóc. Trochę się zdziwiłam, ale ona był taka
przekonująca. Hugo wyciągnął do niej rączki i w ogóle się nie opierał.
Zrozumiałam, że już ją kiedyś widział, nigdy nie zachowuje się tak wobec
obcych.

Elise przetarła oczy ręką i westchnęła głęboko.
- Przepraszam, Hildo, to nie twoja wina - powiedziała zmęczonym

głosem. - Skąd miałaś wiedzieć? Jeśli jednak zjawi się ponownie, nie
wpuść jej za próg. Nie chcę jej więcej widzieć. Nie potrafi zrozumieć,
przez co przeszłam. Jest pochłonięta chęcią spełniania dobrych uczynków.
Nie wiem tylko, czy jej czyny zasługują na to miano.

Otworzyła drzwi do pokoju. Chłopcy siedzieli na skraju łóżka z nosami

background image

na kwintę.

- Przepraszam was. Nie chciałam wyganiać was z kuchni, po prostu

bardzo się zdenerwowałam. To nieprawda, że znam tę panią, która tu była.
Olaf też jej nie zna. Bardzo się przestraszyłam i dlatego tak zareagowałam.

- Dlaczego więc chciała pilnować Hugo? - przestraszył się Peder. -

Chciała go zabrać, tak jak kiedyś zabrali Braciszka?

Elise pogłaskała go po włosach.
- Nie mogą go zabrać wbrew mojej woli, Peder, a ja nigdy się nie

zgodzę. Hugo należy do nas. Tylko do nas.

- No to czemu się przestraszyłaś?
- Bo z początku nie wiedziałam, o co chodzi. Teraz już wiem i się nie

boję. Jestem tylko zła. Chodźcie do kuchni. Zapytam Reidara, czy wam
poczyta.

Kiedy chłopcy się położyli, a Reidar i Hilda poszli do siebie, Elise

została w kuchni. Postanowiła zaczekać na powrót Olafa. Musiała mu
powiedzieć, by pod żadnym pozorem nie wpuszczał Helenę Fryksten i
bronił jej dostępu do Hugo. Nie zamierzała składać mu żadnych
wyjaśnień. Wiele osób znało prawdę, ale dla równie wielu to wciąż była
tajemnica. Ansgar mógł też nie wiedzieć o poczynaniach własnej
narzeczonej, a zresztą kiedyś poprosił ją o wybaczenie i je uzyskał. Jeśli
wieść rozniesie się wśród jego sąsiadów na Gjetemyrsveien i dotrze do
rodziny i przyjaciół, jego najbliżsi też ucierpią. Wciąż uważała, że
odpokutował winę. Nie o to więc chodziło, nie żywiła już do niego urazy,
ale też nie chciała mieć z nim więcej do czynienia. To bezczelność
oskarżać ją o nieczułość, bo człowiekowi, który ją zgwałcił, nie chce
pozwolić na kontakt z synem. W ten sposób stawia się wszystko na
głowie: kto w końcu jest katem, a kto ofiarą? Helenę Fryksten kompletnie
oszalała.

Wiedziała, że Olaf wróci późno. Żeby zabić czas, wyjęła swoje zapiski z

zamiarem dopisania kilku zdań do opowieści o Oline, Mathilde i Othilie,
ale zanim się zorientowała, zaczęła zupełnie nowe opowiadanie. Jego
bohaterami byli matka i ojciec, którzy się rozstają, lecz każde z nich prag-
nie zachować prawa do dziecka. Wyobraziła sobie, że chodzi o Hugo, a
jego ojcem jest Emanuel i próbuje odzyskać go za wszelką cenę.
Mężczyzna jest zamożny i stać go na adwokata. Nie przejmując się
uczuciami żony, usiłuje zabrać syna wbrew jej woli. Matka wraca
pewnego dnia z pracy i odkrywa z przerażeniem, że dziecko i niania
zniknęli.

Choć historia właśnie rodziła się na kartce papieru, Elise wzruszyła się.

background image

Gdyby Emanuel rzeczywiście wpadł na podobny pomysł, nigdy by mu nie
wybaczyła. Wałczyłaby jak lwica, by odzyskać Hugo, a gdyby się jej nie
udało, znienawidziłaby Emanuela i jego rodzinę, a potęgę tej nienawiści
trudno było sobie nawet wyobrazić. Na myśl, że mogłaby wrócić do domu
i nie zastać w nim własnego dziecka, zakręciło się jej w głowie.
Przestraszyła się własnych uczuć i usiłowała oderwać się od pisania, ale
nie mogła powstrzymać kaskady słów. Tworząc opowieść o Oline,
Mathilde i Othilie, mogła jedynie starać się zrozumieć los tych kobiet, tak
odmienny od jej własnego. Ta historia była jej bliższa. Doświadczywszy
natarczywości panny Fryksten, mogła sobie bez trudu wyobrazić, że
Ansgar i jego narzeczona usiłują odebrać jej synka.

Kiedy skończyła, miała niezachwianą pewność, że to jej najlepszy tekst.

Przeczytała całość jeszcze raz i nie zmieniła ani jednego słowa.

Nie miała pojęcia, ile czasu tak siedzi i kiedy wróci Olaf. Zastanawiała

się, gdzie posłać tekst, do „Nylaende" czy do „Urd". „Verdens Gang" od
razu skreśliła, mężczyźni nie zrozumieliby niczego z tej historii, a właśnie
mężczyźni czytali tę gazetę. Tacy jak majster Paulsen. Skoro zdołał
przekonać Hildę do oddania własnego dziecka, nigdy nie pojmie, że
biedna robotnica może umierać z trwogi, że jej zamożny małżonek
odbierze jej dziecko.

Za oknem rozległy się kroki, a po chwili ktoś cicho otworzył drzwi do

korytarzyka. Elise zerwała się od stołu i wybiegła.

- Olaf? - szepnęła, by nie zwrócić uwagi Hildy i Reidara. - Możesz na

chwilkę zajść do kuchni? Muszę z tobą porozmawiać.

Nie widziała jego twarzy, ale wyczuła, że się przestraszył.
- Nie położyłaś się jeszcze? Stało się coś?
Weszła z powrotem do kuchni, nie odpowiadając, a Olaf podążył za nią.

Pomieszczenie rozświetlała jedna świeca stojąca na stole.

Usiedli i Olaf spojrzał na dziewczynę z niepokojem. Może się obawiał,

że wypowie mu pokój?

- Helenę Fryksten była tu dzisiaj - zaczęła cichym głosem. Zdziwił się,

nie zapomniał, jak bardzo była wzburzona poprzednią wizytą tej kobiety.

- Czy to ma coś wspólnego ze mną?
- Właściwie nic poza tym, że panna Fryksten powiedziała Hildzie, iż zna

nas oboje. Wiesz, że byłam dzisiaj z wizytą u matki. Hilda i Reidar zajęli
się Hugo, bym nie musiała pchać wózka taki kawał drogi. Nie
wspomniałam Hildzie o wizycie tej kobiety. Hilda pozwoliła jej wziąć
Hugo na spacer, bo sądziła, że nie ma nic przeciw temu.

- A masz? - Olaf spojrzał na nią zaskoczony.

background image

- Tak - patrzyła mu teraz prosto w oczy. - Nie mogę ci wyjaśnić

dlaczego, ale wiem coś o pannie Fryksten, czego ty nie wiesz. Czekałam
na ciebie, by cię prosić, byś nie wpuszczał jej do domu i pod żadnym
pozorem nie pozwalał bawić się z Hugo lub brać go na spacer.

- To taka miła i uprzejma kobieta - dziwił się Olaf. - I lubi dzieci.
- Być może, ale nie życzę sobie, by zbliżała się do mojego synka. Mam

nadzieję, że rozumiesz powagę sytuacji.

Pokręcił głową.
- Chodzi o twojego męża?
- Powiedziałam już, że nie mogę wyjawić przyczyn. Musisz po prostu

przyjąć to do wiadomości.

Zgodził się, ale z jego wyrazu twarzy wyczytała, że dziwi go jej

nieprzejednanie. Może więc nie powinna już zostawiać z nim Hugo?
Choćby nie wiadomo jaki mróz panował na dworze.

I w tej samej chwili przypomniała sobie reakcję matki i Asbjorna na

dźwięk jego nazwiska.

- Jak ci minął dzień? - spytała, zmieniając temat.
- Dobrze. Byłem u rodziców i stamtąd poszedłem prosto do teatru.
- A więc nie odwiedzałeś dzisiaj dziadka. Pokręcił głową.
- Opowiedziałam o tobie matce - zaczęła ostrożnie. - Twierdzi, że zna

skądś twoje nazwisko.

- Może słyszała o dziadku. W Kjelsas wszyscy się znają.
Wpatrywała się w jego twarz w migotliwym świetle świecy, ale nie

dostrzegła śladu zakłopotania. Matka i Asbjorn mieli jego na myśli, a nie
dziadka. A może po prostu źle ich zrozumiała? Nie ma co pisać do matki i
zawracać sobie tym głowy.

Podniosła się z krzesła.
- Jest późno, a jutro muszę wcześnie wstać. Zależało mi jedynie na tym,

by przekazać ci moją prośbę jak najszybciej.

- Zrobiła coś złego? Wiedziała, o kim mówi.
- Tak, zrobiła coś złego. Nie powiem ani słowa więcej.
- Jaka szkoda - odrzekł, wstając. - Wydała mi się taka miła.
Ku radości Elise utrzymywała się odwilż. Gdyby trzymał mróz, Olaf z

pewnością zaofiarowałby swą pomoc, a ona nie miałaby serca odmówić.
Mogłaby go urazić, a tego nie chciała, bo Olaf był miły i uczynny.

Peder wrócił od matki z pytaniem, czy zjawią się u niej na Wigilię.

Hilda i Reidar odmówili, zresztą i tak wybierali się do jego rodziców.

- Co powiecie, chłopcy? U mamy dostaniecie lepsze jedzenie niż w

domu. Pewnie będzie choinka, a mnie na nią nie stać. Jeśli jednak

background image

zostaniemy, nie będziemy musieli maszerować po nocy. Mam dla was
podarki, dostaniecie je tak czy siak.

Chłopcy wymienili się spojrzeniami skrępowani. Po chwili Peder zdobył

się na odwagę.

- Będziesz bardzo zła, jeśli wybierzemy Kjelsas?
- Skądże znowu - uśmiechnęła się Elise. - Po to przecież pytam.
Ale kiedy odwróciła się do nich plecami, westchnęła bezgłośnie. To

będzie uciążliwa wyprawa, najpierw pod górę, potem powrót w ciemności.
Jeśli rozpęta się śnieżyca, będą musieli pchać z nią wózek.

W wigilijny poranek niebo nad rzeką zaciągnęło się ciężkimi chmurami.

Reidar wyjrzał przez okno.

- Idzie śnieg.
- Jeśli spadnie śnieg, będziecie musieli mi pomóc - powiedziała Elise do

chłopców.

Cała trójka przytaknęła ochoczo.
- I musicie zająć się Hugo, póki nie wrócę ze sklepu. Szybciej zejdzie mi

droga do domu i wcześniej wyruszymy.

- A nie pójdziemy do kościoła? - zmartwił się Peder.
- Chyba nie zdążymy.
- Opowiadałem Evertowi o skrzacie. Tak się cieszył, że go zobaczy.
Widząc rozczarowane twarze, Elise nie miała serca im odmówić.
- Dobrze, pójdziemy najpierw do kościoła. W końcu to po drodze.

Musimy się jednak pośpieszyć. Wprawdzie pani Borresen wcześniej dziś
zamyka, ale i tak czasu będzie niewiele. Sądziłam, że boisz się skrzata?

Peder pokręcił głową.
- To było w zeszłym roku, kiedy jeszcze byłem mały.
Elise miała inne zdanie na ten temat, ale się nie odezwała. Zerknęła na

Kristiana. Chłopak puścił do niej oko, widocznie pomyślał o tym samym.

Padał gęsty śnieg, kiedy wróciła do domu. Chłopcy zachowali się

dzielnie, przewinęli Hugo, ugotowali mu kaszkę i nakarmili. Ślady ich
wysiłków pozostały na twarzach i ubraniach, ale to nie było ważne.

- Pamiętasz o prezentach, Elise? - Peder nie mógł ustać w miejscu ani

sekundy.

- Oczywiście, że pamiętam. Ruszamy, bo nie zdążymy na mszę.
Nie dość, że śnieżyło, to jeszcze zerwał się silny wiatr. W zadymce

ledwie widzieli zgarbione postaci ludzi prących w górę ulicy
Maridalsveien.

Elise pożałowała swojej decyzji. To było szaleństwo. Kiedy dotarli do

kościoła w Sagene, byli mokrzy i zmordowani, a został im jeszcze szmat

background image

drogi. Kościoła zwykle nie ogrzewano, więc ubrania nie zdążą wyschnąć.
Hugo marudził, a ludzie nie lubili, kiedy płacz dzieci przerywał
nabożeństwo.

- Idźmy dalej - zaproponowała. - Hugo będzie wrzeszczał jak opętany.

Jest mokry, wy zresztą też.

- Nie pójdziemy do kościoła? - W głosie Pedera brzmiało ogromne

rozczarowanie.

- Może u mamy i Asbjorna w oborze też mieszka skrzat? Właściciel nie

trzyma już krów, ale ponoć ma konia. Skrzaty lubią konie.

- To nie to samo co skrzat kościelny - oświadczył Evert.
- Skrzaty mieszkają w zabudowaniach wiejskich, a nie w kościele -

zaprotestowała Elise. - W życiu nie słyszałam o skrzacie kościelnym.

- Nie pamiętasz, co było w zeszłym roku? - zdziwił się Peder. - Wszyscy

się gapili, nie tylko ja.

- Olaf opowiadał, że jego dziadek wystawia miskę kaszy dla skrzata i

następnego dnia miska jest pusta. W Kjelsas mamy większą szansę go
spotkać. Zrobimy jednak, jak chcecie. Plecy mnie bolą i marzę o tym, żeby
usiąść.

Majestatyczne wnętrze wypełniał tłum wiernych. Elise przysiadła na

ławce i wzięła Hugo na kolana. Mały uspokoił się, wielkimi oczyma
wpatrywał się w światła. Syknął głośno, pokazując ogromny świecznik
pod sklepieniem. Elise usiłowała kiedyś policzyć świece i wyszło jej, że
było ich ponad czterdzieści.

Peder i Evert siedzieli cicho jak trusie, wlepiając wzrok w ambonę.

Peder pokazywał Evertowi miejsce, w którym rok temu zobaczył skrzata.

Elise wzruszyła się, słysząc znajome dźwięki kolęd. Hugo słuchał jak

zaczarowany. Kto wie, może rzeczywiście był muzykalny? Tak
przynajmniej twierdził Olaf.

Msza się skończyła, a skrzat się nie pojawił. Chłopcy wyszli z kościoła

rozczarowani, żałując, że nie poszli prostą drogą do Kjelsas.

Na szczęście śnieg przestał padać, ale marsz był uciążliwy. Chłopcy

pomagali jej pchać wózek, ale i tak dotarła na miejsce resztkami sił.
Zmierzch już zapadał, droga od kościoła musiała zająć im ponad dwie
godziny. Nie miała pojęcia, jak zdołają zejść do miasta w ciemności.
Dobrze chociaż, że wzięli świece. Światła zabudowań pomagały utrzymać
właściwy kierunek, a na dłuższym odcinku ścieżka prowadziła wzdłuż
rzeki. Najgorzej przedstawiał się ostatni kawałek, zwłaszcza tam, gdzie
trzeba było otworzyć ciężką furtę i przekroczyć tory kolejowe. Przed
dworem Kjelsas paliły się pochodnie, ale trudno było przypuszczać, że ich

background image

blask utrzyma się do późnego wieczora. Powozy zdążające do hotelu też
ułatwiały orientację, jednakże większość pasażerów zapewne zamierzała
zostać tam na noc.

Kiedy drzwi się otwarły, owionął ich smakowity zapach żeberek i

kapusty. Przywitała ich podekscytowana Anne Sofie. Dla niej i dla
chłopców warto było podjąć ten wysiłek, pomyślała, choć ze zmęczenia
słaniała się na nogach.

Wystarczyło jednak parę godzin, by Elise odzyskała siły. Wieczór minął

w miłej atmosferze, był niemal równie udany jak zeszłoroczna Wigilia.
Wszystko wtedy zdarzyło się tak niespodzianie, chłopcy nie nawykli
jeszcze do choinki i prezentów. Teraz uznali te atrybuty świąt za
oczywistość, choć i tak stanęli w nabożnym zachwycie na widok pięknie
ozdobionego świerku. Matka i Asbjorn przystroili go małymi świeczkami i
mnóstwem ozdób. Kiedy światełka rozbłysły, nikt nie mógł oderwać od
nich oczu.

Rozkoszując się pysznym jedzeniem, Elise nie mogła jednak zapomnieć

o ubiegłorocznych świętach. To był jeden z najpiękniejszych dni w jej
życiu. Póki nie zjawiła się Signe, Emanuel zachowywał się nadzwyczajnie.
Wszystko starannie zaplanował i nie zapomniał nawet o Evercie i pani
Berg.

Teraz siedział zapewne w wielkim salonie w towarzystwie swojej nowej

„żony", rodziców i małego synka. Aż tyle wydarzyło się w ciągu jednego
roku! On z pewnością nie wspominał poprzedniej Wigilii, a jeśli to czynił,
to z niechęcią.

Potem jej myśli pobiegły do Agnes i Johana. Ich święta pewnie nie były

radosne. Spędzali je ze sobą, choć Johan wolałby znaleźć się gdzieś indziej
i kogoś innego mieć u swego boku. Agnes miała za nic zwyczaje, pewnie
wprowadzała się w świąteczny nastrój, pociągając z butelki. I zapewne nie
zamierzała śpiewać kolęd, chodząc wokół drzewka. Elise znała ją aż za
dobrze, z pewnością spróbuje zaciągnąć Johana do łóżka. Wyobraziła
sobie tę scenę i zrobiło się jej niedobrze.

- O czym myślisz, Elise? - spytała matka zaniepokojona. Elise zmusiła

się do uśmiechu.

- O niczym.
- Posmutniałaś.
- Bo wiem, że nie wszyscy przeżywają święta w taki sposób. Matka

pokiwała głową.

- Spróbuj sobie wyobrazić, że ty też przeżywasz je po raz pierwszy.

Mało kto ma gorsze święta niż te nasze sprzed paru lat. Ale nie mówmy

background image

już o tym, radujmy się tym, co mamy.

Po wieczerzy Asbjorn zabrał chłopców do obory. Peder i Evert wlepili

wzrok w pustą miskę, a potem rozejrzeli się lękliwie.

- Lepiej zostawmy go w spokoju - stwierdził Peder i ruszył do domu.
Było późno, kiedy ruszyli w drogę powrotną. Wypogodziło się i kiedy

szli przez gęsty, ciemny las, niebo zdawało się wisieć tuż nad ich głowami.
Elise nigdy nie widziała tylu gwiazd.

- Patrzcie! - zatrzymała się, wskazując palcem. - Siedem Sióstr, a tam

Wielka Niedźwiedzica. Piękne, prawda?

- Nie widzę Gwiazdy Betlejemskiej - powiedział Evert.
- Jest tam! - pokazywał Peder. - Tam! Taką ujrzeli król i królowa w

dawnych czasach, kiedy urodził się Jezus.

Elise uśmiechnęła się.
- Chodzi ci chyba o pasterzy na polach. I trzech mędrców ze Wschodu.
Ruszyli dalej. Ziemię ściął mróz i wózek toczył się lekko. Chłopcy

trzymali się blisko, Kristian szedł najbliżej i mocno trzymał za uchwyt.
Evert i Peder kroczyli po bokach, popychając wózek w razie potrzeby,
Elise raczej się go trzymała, by się nie poślizgnąć. Został miesiąc do
rozwiązania, maleństwo miało urodzić się o tym samym czasie co Hugo.
Nie chciała ryzykować przedwczesnego rozwiązania.

Peder i Evert ściskali kurczowo swoje prezenty. Każdy z nich dostał

pudełeczko cyny do robienia żołnierzyków. Evert miał formy, które dostał
poprzedniego roku, i obaj marzyli o tym, by odlać nowe figurki. Potem
zamierzali ustawiać je w dwa szeregi i prowadzić wojny.

Kristian dostał małą książeczkę ze zdjęciami miast i znanych miejsc z

całego świata i nie posiadał się ze szczęścia. Elise zrobiła też na drutach
sukienkę dla lalki Anne Sofie i ściereczki kuchenne dla matki i Asbjorna.
Wzruszyła się, widząc radość obdarowanych.

Hugo rozbawił wszystkich. W jego paczuszce była czapka, którą Elise

wydziergała z resztek wełny. Chłopczyk w ogóle się nią nie zainteresował,
jego radość wzbudził natomiast papier, który szeleścił pod dotykiem
malutkich rączek. A kiedy dostrzegł, że śmieją się do rozpuku, jego radość
zamieniła się w zachwyt.

Do mostu Beierbrua dotarli późną nocą, nieludzko zmęczeni, ale w

dobrych humorach. W kuchni panował ziąb, co nie miało znaczenia, bo i
tak wszyscy udawali się na spoczynek. Elise przebrała Hugo przed
wyruszeniem z Kjelsas i zamierzała od razu położyć go do łóżka. Chłopiec
przespał prawie całą drogę i nie obudził się, kiedy wyciągała go z wózka.

Zapaliła świecę na kuchennym stole, wysłała chłopców za potrzebą i z

background image

Hugo na rękach weszła do pokoju.

I nagle stanęła jak wryta. Włosy zjeżyły się jej na głowie i jęknęła z

przestrachu. Ktoś leżał na materacu i spał przykryty jej własną kołdrą.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 13 Więzy Rodzinne
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 12 Bliźni
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 32 Jesień
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei& Zemsta
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei1 Grzesznicy w letnią noc
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 19 U Twego Boku
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 18 Kupiec
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 05 Zazdrość
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 06 Straż Graniczna
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 10 Dziewczyna Na Moście
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 33 Cienie Z Przeszlości
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 16 Zakazane Spotkania
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 01 Złota Broszka
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 34 Chmury Na Horyzoncie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 21 Pisarka
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 03 Ludzkie Gadanie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 14 Zjednoczenie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 07 Chude Lata

więcej podobnych podstron