3. RZECZYWISTOŚĆ SNU
- No, więc… - Zabrałam się do opowiadania, co też robiłam, gdy mnie nie było. Skończyło się na wyśmiewaniu ze mnie. Cieszyłam się, że nikt jakoś nie robił mi awantur. Oczywiście pominęłam parę zbędnych szczegółów. Jacob nadal obejmujący mnie ramieniem, co chwile wzmacniał uścisk. Podobało mi się to, ale z drugiej strony byłam wściekła. Jakim prawem?! Edward spoglądał, co chwilę na mnie zaciekawiony. Próbowałam nie myśleć nic na temat wpojenia. Ach, to durne wpojenie. Gotowało się we mnie.
- Coś cię trapi? - Jasper położył mi rękę na ramieniu. Spojrzałam na jego oczy, były złote, takie pełne niepokoju pasujące do mojego nastroju. Pokręciłam przecząco głową. Uśmiechnął się lekko ukazując rząd idealnych zębów. Ręka Jacoba stała się nagle mocno wyczuwalna. Taka ciepła i tak cudownie pachniał. Nie śmierdział dla mnie, chociaż dla reszty rodziny jego zapach był podobny do mokrego psa. Wszystko w nim stało się tak dziwnie wyjątkowe. Chwyciłam jego dłoń i odciągnęłam od mojego ramienia. Powoli ruszyłam do innego pokoju. Mogłam zranić go tym gestem… Zresztą, co ja taka delikatna. Nie rozumiałam skąd tyle złości się we mnie bierze.
Usiadłam przy fortepianie.
Edward. - pomyślałam. Wiedziałam, że to takie samo jak wołanie.
Już był przy mnie.
- Tato czy mógłbyś dzisiaj dokończyć naszą lekcję? - Wskazałam podbródkiem na fortepian. Nie zaskoczyłam go tym. Był w siódmym niebie. I jeszcze to `tato'. Wziął mnie za rękę i zanim się obejrzałam siedziałam przy instrumencie. Edward był wspaniałym nauczycielem. Umiałam już troszkę, ale wolałam oglądać jak on gra. Melodia była wspaniała, taka delikatna. Cicho roznosiła się po pokoju. Znałam ten utwór, kołysanka Belli. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Podziwiałam ich miłosną historię w każdym calu. Bella przyszła i stanęła koło nas. Widziałam jak patrzy na męża. Ta czułość i miłość była wręcz wyczuwalna w powietrzu. To wszystko wyglądało jak scena z filmu. Tylko, że ja za bardzo nie pasowałam do tego. Wyglądałam już jakbym miała prawie tyle samo lat, co moja mama! Źle się czułam z tym, że nie mieli takiego prawdziwego dziecka, że nie mogli się nacieszyć jak normalni rodzice.
- Renesmee to nie jest tak. - Edward obrócił się do mnie.
- Och to tylko przelotne myśli. Pozwolicie, że pójdę się przejść. - Skierowałam się do okna. Wolałam wyskoczyć przez nie, niż przechodzić przez salon, gdzie była reszta rodziny. No i niech Edward z Bells mają czas dla siebie.
Uśmiechnięta zaczęłam gonić stado jeleniowatych. Zrobiłam się głodna przez te parę dni. Więc mój spacer zakończył się polowaniem. Och, wiem, że powinnam jeść po ludzku, ale to naprawdę było smaczniejsze. Wypiłam każdą kroplę krwi zwierzęcia. Poszło m ito dość sprawnie i szybko. Nie miałam ochoty 'bawić' się jedzeniem.
Po pięciu minutach, gdy zaspokoiłam swoje pragnienie ruszyłam nad brzeg rzeki. Moją uwagę zwróciła huśtawka. Ta sama, co w moim śnię. Jake zrobił ją dla mnie jak byłam mała. Tak jak kiedyś usiadłam na starej oponie i zaczęłam wymachiwać nogami.
- Życzyłbym smacznego, ale chyba już po lunchu? - Jacob dołączył do mnie. Wiedziałam, że kręci się w pobliżu. Czułam już go od dawna, ale próbowałam nie zawracać sobie tym głowy. W końcu wyszłam z domu, bo nie chciałam go widzieć.
- Po śniadaniu. - Poprawiłam go i uśmiechnęłam się kwaśno. Wydawało mi się, że jego nastrój się zmienił w ciągu sekundy. Przyszedł uradowany i uśmiechnięty, teraz wydawał mi się taki zgaszony. Stanął przy mojej rozbujanej huśtawce, a ja czekałam. Czekałam, ale sama nie wiem na co. W końcu stanęłam naprzeciwko niego. Czułam, że znowu rośnie we mnie gniew.
- Muszę ci coś powiedzieć - oznajmił swoim zachrypniętym głosem. Przeszły po mnie ciarki. Wydawało mi się, że znów walczy ze sobą. Minę miał niezdecydowaną. Nad czymś intensywnie myślał. Przez myśl znowu przeszło mi jedne jedyne słowo. - Wpojenie.
- Och, Jake daruj sobie, dobrze? - usłyszałam swój własny łamiący się głos. Zdziwiony spojrzał na mnie, na jego czole pojawiło się kilka zmarszczek.
- Dlaczego? Nessie, pamiętasz, co to jest wpojenie? - Drążył dalej. Wściekłam się, a on próbował to ignorować i zaczął mówić dalej, coraz szybciej - pamiętasz, że wilkołak ma takie coś jak wpojenie, prawda? Zakochujemy się w kimś bez pamięci i nie widzimy świata poza nią. Widzisz…
Dygotałam cała. Nie uszło to jego uwadze.
- Nie musisz mi niczego tłumaczyć. Wiem wszystko o twoim wpojeniu. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Próbowałam jakoś opanować narastający we mnie niepokój i gniew.
- Tak? W sumie Edward mówił, że wiesz… - Zamyślił się na chwilę, po czym ostrożnie chwycił moją rękę.
- Tak wiem wszystko. I muszę być szczera i powiedzieć, że nic mi się nie podoba w tym wszystkim. - szloch wydobył się z mojej głębi. - Myślałam, że będzie inaczej…
Chciałam cofnąć się, lecz mój towarzysz przytrzymał mnie.
- Ale jak? - Szepnął. W jego oczach zgasło wszystko, były teraz takie zwykłe i zimne. Stał chwilę nie dając znaku życia. Zaniepokojona wyrwałam się i zrobiłam kilka kroków w tył.
Jego reakcja zdziwiła mnie. Nie umiał powiedzieć kilku prostych słów. Dlaczego? Tak trudno jest przyznać, że się zakochało w kimś… innym…
- Powiedz reszcie, że śpię dzisiaj u Charliego. - uśmiechnęłam się blado i obróciłam się w kierunku domu dziadka. Spojrzałam przez ramię na chłopaka. Jego oczy były takie… szkliste. Jakby miał zacząć płakać. Zresztą moje własne zasłaniała mgła. Biegłam próbując zapomnieć, że właśnie straciłam przyjaciela, chociaż od paru dni był dla mnie kimś innym.
Charlie powitał mnie jak zawsze z otwartymi ramionami. Ciągle mi się przyglądał i mówił jak bardzo się stęsknił. Czasami podziwiałam to, że nie zwariował widząc jak szybko rosnę. Często go odwiedzałam, szczególnie z Jacobem. Podobał mi się ten jego malutki domek i pokój Belli. Wszystko było takie normalne.
- Zamówię pizzę. - oznajmił i zniknął. Pizza. No pięknie! Ble! Fuj! Tfu! Przypomniało mi się, jak Rosalie, Alice i Bella dawały mi `lekcje ludzkiego jedzenia'. Postawiły przede mną brzoskwinię. Tak, zwykłą brzoskwinię. A ja krzywiłam się niesamowicie jedząc ją, a Rose skakała uradowana z aparatem i robiła mi zdjęcia. Potem okazało się, że pestki się nie gryzie, bo jest za twarda jak na ludzkie zęby. A moja pestka była pogryziona i zjedzona.
- Teraz urośnie Ci drzewko w brzuszku. - Emmett dokuczał mi jakbym miała prawdziwe cztery latka. Uśmiechnęłam się do wspomnienia.
- Uśmiechasz się, ale wyglądasz smutno. Czy coś się stało? - Charlie znowu przysiadł koło mnie na kanapie i przytulił do siebie.
- Nic, dziadku - znowu się zaśmiałam. Jak to śmiesznie brzmiało `Dziadku'. Tak już musiało być, bo jeszcze brakowało tego bym mówiła do niego po imieniu. Zjedliśmy pizzę, chociaż ja ją szybko połykałam, by wreszcie skończyć. Byłam zadowolona, bo Charlie nic nie podejrzewał, chociaż powiedział, że dużo zjadłam. Spojrzałam krzywo na opakowanie. Czy cała pizza to za dużo?
Spędzając czas z nim czułam się tak zwyczajnie, chociaż oglądaliśmy zazwyczaj jakiś mecz. Nie byłam tak mocno skupiona, jak on, ale przynosiło mi to równie dużo frajdy jak innym. Dzisiaj jednak chciałam też pobyć sama. Poszłam na górę, do starego pokoju mamy. Długo nie mogłam zasnąć, chyba od nadmiaru wrażeń.
- Renesmee? - ktoś siedział na parapecie okna.
- Bella?
Gość odpowiedział mi uśmiechem.
- Nie wiedziałam, że Edward miał tyle frajdy przychodząc tu do mnie. - oznajmiła uradowana. po czym położyła się koło mnie.
- Nessie skąd wiesz o wpojeniu Jacoba? - wiedziałam, że prędzej czy później padnie to pytanie. Wzruszyłam ramionami i dotknęłam jej policzka `Pokazałam' jej praktycznie wszystko. To, co usłyszałam wybiegając z domu i to, co powiedział mi Jacob.
- Czemu jesteś zła? - pogłaskała mnie po policzku.
- Wiedzieliście o tym wcześniej? - odpowiedziałam jej pytaniem. Tak bardzo byłam ciekawa odpowiedzi. Widziałam, że się waha.
- Tak…
Poczułam jakby sztylet wbił mi się w serce.
- Czemu nikt mi nie powiedział? - wyszeptałam. Czułam, że zaraz wybuchnę. To nie była taka wielka tajemnica.
- Nie gniewaj się na nikogo, kochanie. Po prostu Jacob powiedział, że będzie wiedział, kiedy ci to powiedzieć. - Powoli wstała z łóżka i podeszła do okna. - Śpij, skarbie. I proszę nigdy bez uprzedzenia nie uciekaj na tyle dni. I pomyśl o Jacobie. Wiem, że jesteś zła, chociaż szczerze mówiąc nie rozumiem, dlaczego. Czy coś zrobiliśmy nie tak? Czy to dla tego, że nie powiedzieliśmy tobie wcześniej? Nie odpowiadaj mi. Przemyśl to sobie. Jake bardzo to przeżył. Wiesz jesteś dla niego najważniejsza. Dobranoc. - zanim zdążyłam cokolwiek jej odpowiedzieć skoczyła z parapetu. Nie spędziła ze mną nawet pięciu minut, a zdążyła mi zbyt wiele przekazać. Dużo miałam do rozmyślenia. Lżej mi było na sercu, bo wiedziałam, że Edward nie będzie `podsłuchiwać' moich myśli. Przypomniałam sobie, co mi powiedziała mama. Jestem dla niego najważniejsza? Nie rozumiałam już nic, przecież wpoił sobie jakaś dziewczynę. Usłyszałam własny cichy szloch.