1.WPOJENIE
Nie, Nie obudziły mnie promienie słońca, tylko moja mama.
- Hej śpiochu! - pocałowała mnie w czółko. Byłam z nią mocno zżyta. Oczywiście to była moja mama, ale… Kiedyś będę w jej wieku. Posłałam jej wielki uśmiech, a ona odpowiedziała mi tym samym. Usiadłam, rozglądając się. Mój pokój z dnia na dzień coraz mniej do mnie pasował. Podbiegłam do lusterka, jak to robiłam codziennie i obejrzałam siebie z góry na dół. I znowu… Z dołu do góry… Z pewnością nie wyglądałam na czterolatkę. Może tak na piętnaście lat?
- Nie dodawaj sobie. - odezwał się Edward stojący przy drzwiach. Tak, to wyglądało. Tata czytający w myślach, ciocia Alice widząca przyszłość, wuja Jasper władający emocjami, a mama - tarcza. Właściwie mówiłam do nich wszystkich po imieniu, tylko czasem do rodziców mówiłam jak należało. Z jednej strony dziwnie, by to wyglądało, gdyby nastolatka mówiła do rówieśnika ` tato'. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym.
- Mi to nie przeszkadza… - odezwał się mój `tata'. Zrobiłam urażoną minę .
- Dlaczego zawsze nie jestem w temacie? - przerwała nam moja rodzicielka. Mimo, że umiała odciągnąć od siebie tarczę, to wiele wysiłku musiała włożyć, by Edward usłyszał jej myśli.
- Nasza córka rośnie - Uśmiechnął się do żony, a mi posłał łobuzerski uśmiech.
Jak to, co dzień pobiegliśmy do domku reszty rodziny. Mieszkali całkiem niedaleko. Jak dla nas było to 3 minuty biegiem. Moja `babcia i dziadek', czyli Esme i Carlise mieli ogromny biały dom. Mieszkała tam reszta Emmett, Rosalie, Alice i Jasper.
- Chyba nigdy nie przyzwyczaję się, że Nessie nie widać. - chudziutka i słodka Alice siedziała na kanapie z obrażoną miną. Była niższa ode mnie i miała krótką, kruczoczarną, nastroszoną fryzurkę. Jak cała rodzina - ja też kojarzyłam ją z chochlikiem. Podbiegłam do niej i pocałowałam w policzek.
- Widzę, że małe zakupy, by się przydały - To Rosalie stała w progu. Była idealna! Wyglądała jak modelka, miała posągową figurę i długie do połowy pleców delikatne falujące blond włosy. Uradowana pokiwałam głową. Zakupy z czasem już nie dawały mi tyle frajdy, co kiedyś, bo w końcu ile razy w miesiącu można coś kupować. Jednak czym starsza się robiłam, tym bardziej podobały mi się moje ubrania.
- Może skoro jesteś już taka duża, to zrobimy zakupy w Paryżu? - To Emmett jak zawsze musiał rzucić jakimś żartem. Bella dała mu sójkę w bok. Wszyscy zaczęli się śmiać.
- Znowu! Nic nie widzę! Nic, a nic! - Alice wyszła pociągając za sobą Jaspera, który po drodze puścił do mnie perskie oczko. To mogło oznaczać tylko jedno.
- Jake! - rzuciłam się do drzwi, a potem na wielkiego olbrzyma, który parsknął śmiechem.
Tak było zawsze, jak byłam mała mieliśmy taki trik. Łapał mnie bez żadnych trudności. Jest ze mną od zawsze, odkąd pamiętam. Jak byłam mała uwielbiałam, gdy brał mnie na polowanie. Ścigaliśmy się, lub oglądaliśmy razem ptaki, zaczajeni, by je potem gonić. Jednak najbardziej lubiłam, gdy mój towarzysz zmieniał się odrobinę. No dobra może nie odrobinę, ale… Jak już mówiłam, to wszystko jest inne. Jacob był też potworem z legend.
- Kto pierwszy przy rzece? -biegłam już w jej kierunku. Obróciłam się, by zobaczyć jak mój przyjaciel biegnie za mną. Tak naprawdę czekałam, kiedy zamieni się w wilkołaka. Nigdy nie znudzi mi się ten widok. W takich chwilach wierzy się w magię. Kiedy pędził koło mnie spojrzałam na niego. Nie mogłam się doczekać i… Rzuciłam się na niego. Nie żebym była leniwa, ale było mi wygodnie. Jednak najdziwniejsze, że w ostatnich dniach czułam się koło niego bezpiecznie. Pędząc na rudawym wilku przyszła mi pewna myśl. Czemu Jake jest tak przywiązany do naszej rodziny? Wiem, że kiedyś kochał Bellę, jednak nie tak jak przyjaciółkę. Był w niej zakochany… Jednak ona kochała tak tylko Edwarda. Teraz wszyscy zapewniają, że Jacob nie żywi gorących uczuć do mojej mamy, jest nadal jej najlepszym przyjacielem, ( którym był cały czas, mimo tego, co on czuł). Wzdrygnęłam się na samą myśl, że miałby mieć dziewczynę… Albo żonę… Czy zapomniałby o mnie? Nie może… Nie mógłby. On jest mój już na zawsze. Nie może zniknąć tak nagle. Zresztą, co mnie to obchodzi. Potrząsnęłam głową jakbym chciała tą myśl wyrzucić z niej. Przeskoczył rzekę i biegł wzdłuż niej. Odruchowo przytuliłam się do niego. Mocniej niż zawsze. A może tylko mi się wydawało? Za dużo myślę, za dużo myślę. Mój przyjaciel zatrzymał się a ja niechętnie zeszłam z niego. Usiadłam nad rzeką. Jake pobiegł do lasu przemienić się. Tak jak zawsze wrócił po chwili i dosiadł się do mnie.
- O czym myślisz? - zapytałam zaciekawiona nim zdążyłam ugryźć się w język. Zdziwiony tym ` innym ` pytaniem uniósł jedną brew. Uśmiechnęłam się nieśmiało. Na policzkach poczułam nagłe ciepło. Pięknie! Czy ja muszę się tak czerwienić?!
- Sam nie wiem… - widać było, że walczy ze sobą. - Nie było ci za gorąco jak się tak do mnie przytuliłaś?
A jednak! Ciekawe jak mocno się wbiłam pazurami w niego? Zawstydzona spuściłam wzrok, czułam, że jeszcze bardziej się czerwienie.
- Poczułam taką jakąś potrzebę - postanowiłam, że wyznam mu prawdę. Patrzył na mnie…. Nie ze zdziwieniem. Tylko… Taki radosny jakby przed chwilą dowiedział się, że wygrał milion dolarów. - Czy powiedziałam coś złego?
- Jasne, że nie. A o czym ty myślisz teraz? - położył się na plecach z rękoma pod głową i spojrzał pytająco. Nie wiem, dlaczego, ale znowu przyszła potrzeba… Potrzeba żeby położyć się koło niego i przytulić do silnych ramion. Przygryzłam wargę, nie mogłam tego zrobić. Wiedziałam, że Jacob w końcu się w kimś zakocha. Uświadomiono mnie, że jest takie coś jak wpojenie. Odetchnęłam z ulgą, gdy się dowiedziałam, że nie wpoił sobie Belli. Jednak nadal się martwiłam. Na kogo padnie? Kim będzie ta wybranka? Mina mi zrzedła.
- Czy coś się stało? - zaniepokojony moją miną podparł się na łokciu i zaczesał mi niesforny kosmyk włosów, by przyjrzeć się mojej twarzy.
- Nic się nie stało. Myślę.. - zawahałam się. Nie lubiłam kłamać, ale bałam się powiedzieć prawdę. - że niedługo będziesz musiał się podciąć.
Wtopiłam palce w jego czarne sięgające do łopatek włosy by je potargać. Zaczęliśmy się gonić po całej łące. Potem jednak znudziło mi się to i pobiegłam do lasu. Przystanęłam za drzewem. Mój poszukiwać zaczął rozglądać się na prawo i lewo śmiejąc się przy tym. Rzuciłam się na niego z rykiem. Padliśmy na ziemię. Znieruchomiałam na chwilę, jednak mój towarzysz wybuchnął ochrypłym śmiechem. Tarzaliśmy się, w czym popadnie. Ziemia, liście, błoto. Gdy zabrakło mi tchu zamknęłam oczy i zaczerpnęłam powietrza. Gdy moje powieki otworzyły się i chciałam się poderwać, by uciekać okazało się, że twarz Jacoba jest strasznie blisko. Nasze nosy praktycznie się stykały. Usłyszałam jak moje serce zaczęło szybciej bić. Czemu akurat ja mam serce? Jak cała rodzina ma wyczulone zmysły to jest uciążliwe. Jake nagle wstał i podał mi rękę. Leżałam chwilę nieruchomo. Spojrzałam na jego twarz. Kamienna mina. Co się stało? Byłam zła. Wstałam na własnych siłach przelotnie widząc jego pełną zdziwienia twarz.
- Lepiej już pójdę - pomruczałam i puściłam się pędem do lasu. Stał kompletnie zbity z tropu. Jak mogłam być tak głupia! W domu była prawie cała rodzina.
- Hej, a gdzie Jacob? - spytała Esme. Trudno uwierzyć, że to moja babcia. Na miłość boską! Wyglądała na jakieś trzydzieści lat. Wzruszyłam ramionami. Zrobiłam błąd, że tu przyszłam.
- Że co? - Edward znalazł się przy mnie. No tak, zapomniałam, że zna moje myśli. . Spacer. Spacer. Spacer.
- Wiecie, co ja idę się przejść, albo wykąpać w zimnym morzu. Marzę o tym odkąd dzisiaj wstałam. - Ruszyłam w kierunku wody. Nikt jakoś specjalnie się nie zdziwił. Oddalałam się od kamiennego domku, ale słyszałam, co się tam dzieje. Mój przyjaciel już tam był.
- Jake musisz jej powiedzieć o tym wpojeniu. - Bella była lekko podenerwowana. Czyli już za późno. Nie słuchałam reszty. Biegłam i biegłam…. Co mam teraz zrobić?