Umrzyk ?
Było już prawie ciemno, dlatego ciocia Lusia postanowiła odprowadzić Kubę i Magdę do domu. Ciocia Lusia po śmierci wujka Staszka czuła się bardzo samotna i nieszczęśliwa i dlatego Mama z Tatą postanowili, by codziennie ktoś ją odwiedzał, a przy okazji zanosił obiad, bo ciocia mówiła, że dla jednej osoby nie opłaca się nic gotować. Zrobiła się taka chudziutka i blada jakby i ona chciała za chwilę umrzeć. Teraz też szła obok nich smutna i milcząca, więc Magda i Kuba też nic nie mówili, tylko martwili się, że ciocia się rozpłacze, gdy będą przechodzić obok cmentarza. Ale gdy zbliżyli się do cmentarnej bramy zauważyli jakiś chłopaków, którzy biegli za nieznanym mężczyzną i wykrzykiwali na całą ulicę:
- Umrzyk, umrzyk, wracaj na cmentarz, przecież ty już nie żyjesz !!!
- Co tu się dzieje ?- zapytała cicho ciocia zagryzając wargi.
Magda spojrzała niepewnie na Kubę
- Bo widzisz ciociu, ten pan to chyba jakiś bezdomny. On tak codziennie włóczy się po cmentarzu, może nawet na nim nocuje? Dzieci się śmieją z niego, że taki brudny, obdarty i śmierdzący, że pewnie wychodzi z jakiegoś grobu, bo przecież normalni ludzie tak nie wyglądają. Dlatego wołają na niego „umrzyk”
Ciocia zbladła jak płótno, podniosła rękę w której trzymała torebkę i tak uzbrojona wtargnęła w sam środek chuligańskiej gromady
-Jak tak można, jak tak można ! – krzyczała machając torebką na lewo i prawo.
Chłopcy popatrzyli na nią zaskoczeni a później rozpierzchli się na wszystkie strony.
Nieznajomy skulił się, schował ręce do kieszeni.
- Ja chyba pana skądś znam – ciocia podeszła do niego bliżej i zajrzała mu w oczy – czy pan nie jest szkolnym kolegą Marka Janielskiego? Czy nie siedzieliście w jednej ławce?
W oczach Umrzyka jakby zapaliło się małe światełko. Potarł dłonią pomarszczone czoło.
- Zaprowadzę Pan do niego – ciocia powiedziała tak jakoś miękko - pewno dawno się nie widzieliście
- Nie, nie, nie! - włóczęga pokazał ręka na swoją zarośniętą twarz, brudne ubranie i podarte buty, ale ciocia popchnęła go delikatnie przed sobą i Umrzyk ruszył we wskazanym kierunku.
Kiedy weszli do mieszkania Tata zrobił okrągłe oczy. Z trudem rozpoznał swojego kolegę ze szkoły a Bliźniaki schowały się za plecami Mamy jakby zobaczyły ducha.
- Leon, to ty? – Tacie zatrząsały się ręce - ktoś mi mówił, że już dawno nie żyjesz.
Włóczęga pochylił głowę a z jego oczu popłynęły łzy. I Tata już więcej go o nic przy wszystkich nie pytał, tylko zabrał do swojego pokoju na rozmowę w cztery oczy. Mama szybko pobiegła do kuchni by usmażyć jajecznicę a ciocia z powrotem do swojego mieszkania
- Mam tyle ubrań po moim Staszku – zachlipała przed wyjściem – leżą bezużyteczne a na Umrzyka będą w sam raz
Kiedy wróciła Umrzyk - nie, nie Umrzyk - pan Leon siedział przy stole owinięty w taty płaszcz kąpielowy, umyty, czyściutki, pachnący i ogolony i pałaszował kolację. Ciocia stanęła w drzwiach zdumiona jego widokiem
- Ale się pan zmienił – szepnęła podając mu paczkę z ubraniami – zupełnie z pana inny człowiek
-To dzięki pani i państwu Janielskim – pan Leon otarł załzawione oczy – tak długo żyłem jakbym nie żył aż tu nagle tyle dobroci, tyle pomocy, jakby jakaś szczęśliwa gwiazda się nade mną zapaliła
- To nie gwiazda – Tata objął pana Leona serdecznie ramieniem – to Pan Jezus cię do nas przyprowadził, On pragnie zmienić także twoje serce. Mówiłem ci, że jak klękniesz w konfesjonale wtedy ożyjesz naprawdę.
- Tak, wiem – westchnął pan Leon niezwykle wzruszony - i już nie mogę się tego doczekać. Popatrzył na ciocię Lusię i uśmiechnął się do niej serdecznie. Ciocia Lusia aż poczerwieniała od tego uśmiechu.
- A jak by pan chciał czasem wpaść do mnie na obiad to zapraszam- zaproponowała nieśmiało - byłoby mi miło zjeść z kimś wspólny posiłek
- Ciocia chyba tez ożyła – szepnęła do Kuby uradowana Magda – spójrz na jej oczy, już dawno nie błyszczały takim żywym blaskiem.