Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 17 Podrzutek 2

background image

Frid Ingulstad

PODRZUTEK

Saga część 17.

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Ringstad, wrzesień 1907 roku

Elise zasłoniła usta dłonią i wstrzymała oddech. Zapadła cisza, Peder

przestał krzyczeć. Biegła dalej, choć nogi ciążyły jej jak ołów i z trudem je
za sobą ciągnęła. Przed oczami wirowały jej przerażające obrazy; Peder,
leżący w kałuży krwi na zboczu, a nad nim wściekły byk, który stoi z
pochylonym łbem i grzebie kopytem w ziemi, przygotowując się do ataku.

Wydawało jej się, że to ona krwawi gdzieś w środku i że tak już zostanie

do końca życia. Nie mogła znieść myśli o tym, co spotkało Pedera. Na
pewno długo wołał o pomoc, a nikt nic nie widział i nie słyszał. Został
całkiem sam, śmiertelnie przerażony, patrząc, jak niebezpieczne zwierzę
zbliża się coraz bardziej.

Miły, serdeczny Peder o gołębim sercu. Peder, który zawsze wszystkich

potrafił rozśmieszyć nawet wtedy, gdy byli w najgorszym nastroju. Peder,
który miał tyle zabawnych refleksji i uwag. Peder, który miał tak miękkie
serce, że nie zdeptałby nawet mrówki. Bez niego życie nigdy już nie
będzie takie samo. Nic nie będzie jak przedtem, jeśli Pedera zabraknie.
Elise do końca swego życia nie zazna już radości.

Emanuel i pan Ringstad dotarli już do ogrodzenia. Emanuel przeskoczył

na drugą stronę i zaczął biec na oślep. Pedera nigdzie nie było widać.

Elise z trudem złapała oddech, gdy zatrzymała się koło teścia.
- Widzisz go?
Mówiła głosem piskliwym, płaczliwym, nie do poznania. Pan Ringstad

pokręcił głową.

- Pastwisko jest rozległe.
- Ale musimy tam wejść i go poszukać!
Ringstad nie odpowiedział, Elise nie mogła się oprzeć wrażeniu, że i on

jest przerażony. Jak można trzymać aż tak niebezpieczne zwierzę?

W tej samej chwili spostrzegła ciemne, ogromne zwierzę przy drugim

końcu ogrodzenia.

- Tam jest! Widzę go! - Wdrapała się na ogrodzenie i zawołała pełnym

głosem: - Uważaj, Emanuel! On się zbliża!

Zauważyła, że Emanuel kiwa głową, i zrozumiała, że o to mu właśnie

chodziło. Emanuel zdjął marynarkę i wymachiwał nią. Byk chyba go
właśnie dostrzegł, bo zmienił kierunek i ruszył ku niemu. Elise patrzyła z
narastającym przerażeniem, jak byk zbliża się do Emanuela, podczas gdy
Ringstad pobiegł wzdłuż ogrodzenia w drugą stronę. Domyśliła się,
dlaczego. Teraz, gdy byk zajął się Emanuelem, łatwiej im będzie odnaleźć

background image

Pedera. Pobiegła za nim z nadzieją, że Emanuel zdąży w porę przeskoczyć
przez płot. Trzeba przede wszystkim odszukać Pedera.

Nie mogła złapać tchu, gdy dobiegli do końca żywopłotu. Ringstad

zatrzymał się i zajrzał na pastwisko, spodziewając się, że Peder gdzieś tam
leży, ale chłopca nigdzie nie było.

Elise nastawiła uszu. Usłyszała jakiś dźwięk, cichutkie jęknięcie, gdzieś

w pobliżu. lej spojrzenie zatrzymało się na wielkim zbiorniku na wodę,
utworzonym z kamieni. I od razu zauważyła, że coś się tam rusza.

- Peder! - wykrzyknęła z wielką ulgą. - Widzę go! Schował się za

zbiornikiem na wodę!

Ringstad obrócił głowę i też zawołał chłopca. Po chwili byli już przy

nim.

Peder wypełzł ze swej kryjówki, pomogli mu przedostać się przez

ogrodzenie. Jego niedzielne ubranie było doszczętnie przemoczone i
ubłocone, kolana miał podrapane, twarz spuchniętą od płaczu, a czapkę
gdzieś zgubił. Ale był cały i zdrowy!

Elise przytuliła go z całej siły, płacząc i śmiejąc się na przemian.
- Chyba nigdy w życiu się tak nie bałam!
- Jak mogłeś zrobić coś tak niemądrego! - zdenerwował się Ringstad. -

Rozumu ci brak, chłopcze? Nie słyszałeś, jak mówiliśmy, że nie wolno
wam wchodzić za ogrodzenie?

Zawstydzony Peder pochylił głowę.
Wtedy rozległ się głos Emanuela, który przybiegł przez nikogo

niezauważony.

- Coś mu się stało?
- Nie, na szczęście nie. - Elise uniosła głowę z uśmiechem. - Tylko się

wstydzi.

-I ma powody! - W głosie Emanuela słychać było wzburzenie. Chwycił

Pedera za ramię i potrząsnął nim. - Jak mogłeś wpaść na coś takiego?

Peder nie miał odwagi podnieść wzroku. Pociągał tylko nosem.
- Zgubiłem czapkę - powiedział cieniutkim głosem.
- Jakim cudem mogłeś zgubić czapkę na pastwisku? - Emanuel był

wciąż wściekły.

Peder znów pociągnął nosem.
- Było mi tak wesoło. Podskakiwałem, tańczyłem sobie i podrzucałem

czapkę. No i nagle wpadła za ogrodzenie.

- I stwierdziłeś, że czapka jest ważniejsza niż twoje życie?
- Nie mam innej. Elise by się gniewała. Nie ma pieniędzy na nową.
Elise znów go przytuliła.

background image

- Emanuel się zdenerwował, bo bał się o ciebie. Pan Ringstad też. Jeśli

ładnie wszystkich przeprosisz, pobiegniemy z powrotem do dworu, żeby
uspokoić panią Ringstad.

Peder wyciągnął brudną dłoń, ukłonił się uroczyście i wydukał:
- Przepraszam, panie Ringstad. Nie chciałem być nieposłuszny. -

Podniósł zapłakaną i zatroskaną twarz. - Teraz pewnie nie będę mógł
zostać stajennym.

Elise zauważyła, że panu Ringstadowi zalśniły oczy. Rozczochrał

Pederowi niesforną grzywkę i powiedział z pewnym wzruszeniem:

- Myślę, że jednak potrzebuję chłopca stajennego. No i nie będę się

musiał martwić, że on zbliży się do naszego groźnego byka. W każdym
razie na początku.

W tej samej chwili z drugiej strony nadbiegli Evert i Kristian. Pomylili

zapewne kierunki, wydawało im się, że pastwisko jest po drugiej stronie.
Zatrzymali się przy nich prawie bez tchu.

Kristian spojrzał na brata z rezygnacją.
- Czemu byłeś taki głupi?
Elise wyjaśniła, co się wydarzyło.
Kristian otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
- Jak ci się udało przed nim uciec?
- Przelazłem przez kamienie na brzeg zbiornika na wodę, ale gdy on

zaczął węszyć tuż koło mojej głowy, przestraszyłem się i przeszedłem
przez wodę na drugą stronę. Tam nie mógł się już dostać.

Elise obawiała się reakcji pani Ringstad. Skoro tak łatwo traci

panowanie nad sobą, to pewnie zruga Pedera. Ale ku zdumieniu Elise pani
Ringstad nie powiedziała ani słowa. Gdy Emanuel wyjaśnił jej, co się
zdarzyło, spojrzała na Pedera znacząco, ale reprymendę skierowała do
swego męża.

- Zrozumiałeś chyba wreszcie, że musimy się pozbyć tego byka.
Przed wyjazdem Elise udało się zostać na chwilę sam na sam z teściem,

podczas gdy teściowa z Emanuelem poszli na strych szukać starych
zabawek. Elise dostała parę dni temu kilka egzemplarzy swojej książki i
teraz podała jeden z nich panu Ring-stadowi.

- Ty podsunąłeś mi pomysł, bym zaczęła pisać. Pomyślałam więc, że się

pewnie ucieszysz, gdy się dowiesz, że wydałam swoją pierwszą książkę.

Zauważyła, że go to poruszyło.
- Peder mówił mi o tym, ale nie byłem całkiem pewien, czy nie

fantazjuje. Naprawdę udało ci się wydać książkę?

- Ale nie w Norwegii, tylko w Danii. Spojrzał na nią ze zdumieniem.

background image

- Co cię skłoniło, żeby tam posłać rękopis?
- Nie przyjęło go norweskie wydawnictwo. Przyjaciel rodziny poradził

mi spróbować szczęścia w Kopenhadze. Wybierał się tam właśnie i
zaproponował, że zabierze moją książkę.

- I opublikowali ją! No nieźle! Moje gratulacje, Elise! Naprawdę sobie

na to zasłużyłaś. Muszę powiedzieć, że mi zaimponowałaś. Wiedziałem,
że jesteś utalentowana, ale nie przypuszczałem, że uda ci się wydać
książkę. Gdy podsunąłem ci myśl, żebyś spisała wszystkie swoje bolesne
przeżycia, chodziło mi przede wszystkim o to, że to ci pomoże. A teraz
naprawdę mogę to przeczytać? - zapytał z uśmiechem.

- To dla ciebie. Dostałam kilka autorskich egzemplarzy. Muszę jednak

dodać, że to nie jest książka o mnie, ale o ludziach, których znam albo
których kiedyś spotkałam. Chciałam przede wszystkim opisać, co to
znaczy być młodą, samotną i bezrobotną kobietą w Kristianii. I co to
znaczy być samotną matką, która pracuje w fabryce. Jest takich wiele. Jest
też wiele domów, w których ojciec rodziny ciągle pije. To smutne, ale
prawdziwe historie. Emanuel uważa, że nie będziesz chciał czytać takich
ponurych opowiadań, ale ja jestem innego zdania.

- Ma się rozumieć, że chętnie przeczytam to, co napisałaś, nie

rozumiem, jak Emanuel mógł w to powątpiewać. Zdaję sobie sprawę, że w
stolicy jest wiele nędzy, o której elity nie chcą nawet słyszeć. Dlatego
doceniam to, że postanowiłaś spróbować zwrócić uwagę na te bolesne
sprawy. Musisz się jednak liczyć z oporem.

Pokiwała głową.
- Jestem tego świadoma, już zresztą tego doświadczyłam. Na szczęście

pisałam pod pseudonimem. Mój szef przeczytał recenzję, opartą na
recenzji z duńskiej gazety. Krytyk ocenił książkę, choć jej nie czytał. A
mój szef mówił z oburzeniem o norweskim autorze, który pisze o czymś, o
czym nie ma pojęcia. Choć sam jest majstrem w przędzalni, niewiele wie o
swoich robotnicach. Emanuel także się obawiał, że spotka mnie tyle
krytyki, że odbierze mi to wiarę w siebie.

Ringstad poklepał ją delikatnie po ramieniu.
- Nie przejmuj się krytykami, Elise! Duńskie wydawnictwo nie

wydałoby książki, gdyby uznało, że jest nic niewarta. Jeśli spotkają cię
szyderstwa i kpiny, powiedz sobie, że tak reagują ludzie, którzy nie mają o
tym pojęcia, albo ci, którym doskwierają wyrzuty sumienia. A to znaczy,
że coś osiągnęłaś.

- Będę o tym pamiętać - odparła z uśmiechem.
- Dziękuję ci za książkę i za zaufanie. Bardzo się cieszę na tę lekturę.

background image

W pociągu Elise myślała o tym, co usłyszała do teścia. Cieszyła się, że

podarowała mu książkę. Uśmiechnęła się do Emanuela.

- Pomimo tej strasznej przygody Pedera to były naprawdę miłe dni. Tak

się cieszę, że zaprzyjaźniliśmy się z twoimi rodzicami.

ROZDZIAŁ DRUGI

Gdy następnego dnia przyszła do domku nad rzeką, w drzwiach spotkała

się z Hildą. Elise od razu się zorientowała, że siostra ma jej coś do
powiedzenia.

- Fatalnie się stało, że nie było cię tu w piątek. - W głosie Hildy

zabrzmiała nuta oskarżenia.

Elise spojrzała na nią zaskoczona.
- Mówiłam ci przecież, że nie zdążę tu przyjść w czasie przerwy

obiadowej.

- Zjawił się ktoś, kto miał nadzieję, że cię spotka. Elise poczuła

rumieniec na twarzy.

background image

- Johan?
Hilda pokiwała głową.
- Był tu wczoraj i zostawił dla ciebie list. Wyjechał dziś rano. Elise

szeroko otworzyła oczy.

- Wyjechał? Do Paryża?
Hilda znów pokiwała głową i rzuciła siostrze wyzywające spojrzenie.
- Wiedziałaś przecież, że prędzej czy później wyjedzie. Wolałaś zostać z

Emanuelem.

- Powiedział coś? To znaczy... - Rozczarowanie okazało się wielkim

ciosem.

- Nie wiedziałam, że tu zaglądał w piątek, musiał się zjawić, gdy gdzieś

wyszłam. Gdybym wiedziała, powiedziałabym ci, gdy zabierałaś Hugo.
Gdy wczoraj wieczorem przyniósł list, mówił, że pukał tu bezskutecznie.
W sobotę zdobył się na odwagę i wybrał się na Hammergaten, ale zastał
pusty dom. Wybrał się tam jeszcze tego samego wieczoru i zaniepokoił się
trochę, gdy znów nikogo nie zastał. Tacy ludzie jak my rzadko przecież
wyjeżdżają na weekend. Gdy mu powiedziałam, że pojechaliście do
Ringstad, trochę się zdziwił. Wydawało mu się, że twoi teściowie nie chcą
mieć z wami do czynienia. Kazał mi cię pozdrowić i powiedzieć, że
napisze, gdy tylko znajdzie trochę czasu. Zaproponowałam, żeby przysyłał
listy tutaj, i obiecałam, że to zostanie między nami. Chociaż to i tak nic nie
pomoże, miałaś już okazję i z niej nie skorzystałaś. Nie możesz więc
oczekiwać, że taka okazja się powtórzy.

Elise pokiwała głową. Prawda zaczęła do niej stopniowo docierać. Hilda

miała rację, zaprzepaściła to, co w jej życiu było najważniejsze.

- Nie wiedziałam, że wyjedzie tak szybko... - Głos się jej załamał.
Hilda otworzyła drzwi.
- Wejdź i zjedz trochę kaszy. Musisz się wzmocnić. Jak było we dworze?

Traktowali cię równie lekceważąco jak przedtem?

Elise pokręciła głową.
- Nie, byli bardzo mili. - Sama zauważyła, że zaczął łamać jej się głos,

nie mogła się pogodzić z tym, że Johan wyjechał, nim zdążyli się
porządnie pożegnać. - Czy Johan mówił, kiedy wróci do domu?

- Tego nie wiedział. Może zostanie tam tylko rok, a może pięć lat.
- Pięć? - Elise spojrzała na siostrę z przerażeniem.
- Nie wiem, jak to się odbywa. Możesz się dowiedzieć, jakie były losy

innych rzeźbiarzy. Gustav Vigeland wyjechał do Paryża, gdy miał
dwadzieścia cztery lata i był równie biedny jak Johan. Miał tylko list
polecający od profesora, podobnie jak Johan. I znalazł sobie atelier,

background image

pracował na własną rękę.

Elise spojrzała na nią ze zdumieniem.
- Skąd to wszystko wiesz?
- Johan mi mówił. Siedział tu trochę wczoraj wieczorem, chyba chciał z

kimś porozmawiać. Wcześniej był u Anny i Torkilda. Anna płakała, nie
chciała, żeby jechał, ale Torkild go zachęcał i mówił, że nie wolno
odrzucać takiej możliwości.

- Co jeszcze mówił o pobycie Gustava Vigelanda w Paryżu? Długo to

trwało?

- Tego nie wiem. Johan mówił tylko, że Vigeland stworzył tam wiele

swoich rzeźb. Na motywach zaczerpniętych z Biblii. Johan przypuszcza,
że liczył na jakieś zamówienie z Kościoła. Ale mówił też, że podczas
takiego wyjazdu i dla Vigelanda, i dla niego samego najważniejsza jest
możliwość oglądania rzeźb znanych artystów.

- Gdzie jest list? - Elise poczuła, że powiedziała to całkiem bezbarwnym

głosem.

Hilda weszła do sypialni, a po chwili wróciła z białą kopertą. Na

kopercie widniały duże, wyraźne litery, charakterystyczne dla pisma
Johana: „Dla Elise".

Elise usiadła na najbliższym kuchennym stołku i otworzyła list drżącymi

rękami.

Moja ukochana!
Ufam Hildzie, więc piszę prosto z serca. Gdy się dowiedziałem, że

dostałem stypendium, miałem wątpliwości, czy powinienem wyjeżdżać.
Czułem, że to będzie nasze ostateczne pożegnanie, a nie chcę porzucić
wiary w to, że kiedyś będziemy razem. Zrozumiałem jednak, że nie masz
serca zabierać ojca Jensine, i nie chciałem na Ciebie naciskać. Dopóki
wierzyłem, że Lars jest moim synem, sam nie chciałem go zawieść.
Mieszkać tu i nie móc Cię widywać - to nie do zniesienia. Nie mógłbym
jednak bez końca spotykać się z Tobą potajemnie w domu Hildy. Prędzej
czy później ktoś by to odkrył, a poza tym nie sądzę, byśmy się zadowolili
pogawędką w kuchni przy kawie...

Jest mi dziś bardzo źle, Elise. Tak źle, że nie potrafię znaleźć słów

pocieszenia dla kobiety, którą kocham. W tej chwili przeklinam
wszystkich i wszystko, co sprawiło, że musimy żyć z dala od siebie.

Nawet profesora, który każe mi wierzyć, że mam talent, i wysyła mnie

do Paryża. Było mi znacznie lepiej w tkalni płótna żaglowego i w
matczynej kuchni w Andersengarden. Bo wtedy byłaś moja.

Dziś wszystko inne wydaje mi się nieważne.

background image

Nie potrafię, nie chcę uwierzyć, że straciłem Cię na zawsze. Pozwól,

bym przynajmniej pisywał do Ciebie. Każdy list od Ciebie złagodzi choć
na chwilę mój ból. Na razie żyć będziesz w moich myślach, będziesz przy
mnie za dnia i w nocy. Słyszę Twój głos, widzę twój jasny uśmiech, ciepłe
spojrzenie. Dla mnie nie istnieją żadne inne kobiety. Zostałem stworzony
po to, by Cię kochać, dla Ciebie tylko żyję i nigdy o Tobie nie zapomnę.

Twój Johan
Elise upuściła list na swe kolana, a z jej oczu popłynęły łzy. Słowa

Johana poruszyły ją i wprawiły w rozpacz. Tęsknota trawiła jej ciało,
zarazem jednak czuła ten sam gniew, który towarzyszył zapewne
Johanowi: bunt przeciwko tym, którzy ich rozdzielili. Johan miał rację:
zostali stworzeni dla siebie nawzajem, żadne z nich nie powinno dzielić
małżeńskiego łoża z nikim innym. Bez względu na to, co się zdarzy, będą
związani ze sobą do końca życia. Nie z powodu przysięgi, której ktoś od
nich zażądał, ale dlatego, że należą do siebie nawzajem.

Hilda pozwoliła siostrze przeczytać list w spokoju, dopiero teraz weszła

do kuchni. Spojrzenie jej złagodniało, gdy zobaczyła zapłakaną twarz
Elise.

- Jeszcze jest nadzieja, Elise. Jeśli dopisze wam szczęście, będziecie żyć

długo. Nie musisz przecież poświęcać wszystkich tych lat Emanuelowi.

Elise nie odpowiedziała. Oczyściła nos, otarła oczy, złożyła list i

schowała go do koperty.

- Czy mogę go u ciebie zostawić?
- Oczywiście. Kupiłam papier listowy i znaczki. Wiem, ile kosztuje list

do Francji.

- Jaka jesteś dobra, Hildo - wzruszyła się Elise. Hilda nalała owsianki do

głębokiego talerza.

- Jedz, póki ciepła! Jak się najesz, ujrzysz wszystko w jaśniejszych

barwach! Zrozumiesz wtedy, że ten list miał być miłosnym wyznaniem, a
nie przysporzyć ci zgryzot. Choć nie czytałam listu, wiem dobrze, co
Johan czuje wobec ciebie.

- To był list miłosny - pokiwała głową Elise. - Płaczę i ze wzruszenia, i z

rozpaczy. Tak bardzo bym chciała przeżyć raz jeszcze dwa ostatnie lata, od
tego dnia, gdy wybrałam się z Agnes do miasta. Nie poszłabym z nią,
zostałabym w domu, żeby napisać list do Johana. A gdyby napisał, że
zrywa zaręczyny, nie uwierzyłabym mu. W gruncie rzeczy wiedziałam
przecież, że on mnie nadal kocha.

- To nie takie proste. Żyjemy tylko raz i rzadko się zdarza, by los nam po

raz drugi stwarzał możliwości, które zaprzepaściliśmy. Myślę jednak, że

background image

wam przydarzy się wyjątek. Taka wielka miłość musi w końcu zwyciężyć.

Elise podniosła łyżkę z owsianką do ust i spojrzała na siostrę.
- Zmieniłaś się, Hildo. Wydoroślałaś. Kiedyś wydawało mi się, że

zazdrościsz mnie i Johanowi tego, co nas łączy, a teraz interesujesz się
bardziej naszym szczęściem niż swoim własnym.

Hilda uśmiechnęła się tajemniczo.
- Może dlatego, że jestem szczęśliwa?
- Sama? Jako samotna matka tu w domku nad rzeką?
- Nie jestem ani sama, ani samotna. Mam przecież Isaca, Paulsen tu

ciągle przychodzi, a Olaf dotrzymuje mi towarzystwa do późnej nocy.

Elise spojrzała na siostrę pytająco.
- Chyba nie ma nic między tobą a Olafem?
- Nie, wielki Boże! - roześmiała się Hilda. - To ostatnia rzecz, jaka

mogłaby mi przyjść do głowy. Z takim dzieciakiem?

- No tak, ty wolisz trochę starszych.
- Nie trochę, dużo starszych.
Elise podniosła do ust kolejną łyżkę.
- Czy to znaczy, że kochasz ojca Isaca?
- Tak. Nie tak jak ty Johana, ale w sposób, jaki mi odpowiada. Czuję się

przy nim bezpiecznie, on mi ciągle prawi komplementy, ubóstwia mnie i
robi wszystko, o co go poproszę. Nie muszę się bać, że znajdzie sobie inną
i zostawi mnie samą z dzieckiem, tak jak Emanuel ciebie. Daje mi
pieniądze, gdy tylko go o to poproszę. Czy można jeszcze czegoś chcieć?

- Myślę, że już kiedyś coś takiego słyszałam. Niczego ci nie brakuje?
Hilda gwałtownie pokręciła głową.
- Nie zależy mi na szalonej miłości, chcę być bezpieczna i zadbana.
- Szkoda, że nie jestem do ciebie podobna.
Gdy tego wieczoru wróciła do domu, w drzwiach natknęła się na

rozradowanego Pedera.

- Wiesz co, Elise? Dziś przeczytałem całe pół strony bez jednego błędu!
Za jego plecami pojawił się Evert.
- I wtedy Peder zaczął klepać się po udach i śmiać się głośno.

Nauczyciel spytał go, czemu się śmieje, a jak się dowiedział, że to z
radości, to powiedział, że Peder może się klepać, po czym tylko chce, byle
tylko dobrze czytał.

Obaj chłopcy wybuchnęli śmiechem. Elise im zawtórowała. Jeden

kamień spadł jej z serca.

Tego samego wieczoru wybrała się w odwiedziny do Anny i Torkilda.

Dawno u nich nie była, ale nie to było przyczyną wizyty. Chciała się

background image

dowiedzieć czegoś na temat Johana.

Emanuel miał zamiar tym razem zostać w domu. Schwencke miał bóle

w krzyżu, nie mógł więc chodzić na spacery.

- W takim razie nic się nie stanie, jeśli zajrzę na chwilę do Anny i

Torkilda? Tak dawno ich nie widziałam.

- Ale wracaj szybko, bardzo proszę. Chciałbym się wcześniej położyć,

źle dzisiaj spałem.

Anna i Torkild jak zwykle sprawiali wrażenie pary zgodnej i

szczęśliwej. Zastała ich siedzących przy kuchennym stole, tak jak podczas
poprzedniej wizyty. On czytał jej na głos, na stole stał bukiecik polnych
kwiatków w słoiku. Elise nie miała wątpliwości, że Torkild przyniósł te
kwiatki, żeby sprawić radość żonie. Anna wciąż miała kłopoty ze
schylaniem się i musiała wspierać się na kuli. Niełatwo jej było
samodzielnie zrywać kwiatki.

W kuchni pachniało szarym mydłem, okna lśniły, zasłonki były świeżo

wyprasowane. Anna nie mogła wprawdzie zarabiać na życie, potrafiła
jednak utrzymywać dom w czystości i porządku. Elise zauważyła także, że
Anna umie przygotowywać smaczne jedzenie z tanich i niewyszukanych
surowców.

- Jak miło, że do nas zajrzałaś, Elise! - Anna szczerze się ucieszyła się

na widok przyjaciółki. - Byłam dziś w rozpaczy, bo Johan wyjechał, ale
Torkild jest doprawdy aniołem. Najpierw nazbierał dla mnie kwiatków, a
teraz pożyczył od pastorowej wszystkie numery „Husmoderen", które
wyszły w tym roku. Czytamy właśnie artykuł przedrukowany z
londyńskiej gazety „The Daily Express", z którego wynika, że robotnicze
rodziny mogą wydawać na utrzymanie znacznie mniej, niż im się wydaje.
Podają tu ceny na osobę, w przeliczeniu na norweskie korony. Posłuchaj
tylko: „Śniadanie: owsianka, ciasteczka owsiane, cukier, masło roślinne:
40 ore. Obiad: soczewica, pudding chlebowy z masłem roślinnym, cukier,
rodzynki: 59 ore. Podwieczorek: chleb, dżem, kakao: 29 ore. Kolacja: ryż,
cebula, masło roślinne: 60 ore. W sumie: 1 korona i 56 ore". Według
redakcji to bardzo tanie wyżywienie, ale my z Torkildem policzyliśmy
właśnie, że taką rodzinę jak twoja nie tak dawno - sześcioosobową -
kosztowałoby to 9 koron i 36 ore dziennie. A zarabiałaś siedem i pół
korony tygodniowo! Angielscy robotnicy są chyba znacznie lepiej
sytuowani niż norwescy!

Elise słuchała tylko jednym uchem, nie mogła się doczekać, kiedy się

dowie czegoś na temat Johana.

- Nie wiedziałam, że Johan już wyjechał. Hilda mówiła mi, że odwiedził

background image

ją i pytał o mnie, ale my byliśmy z wizytą u rodziców Emanuela w
Ringstad.

Anna rzuciła jej smutne spojrzenie.
- Nie mógł już dłużej wytrzymać w domu. Po tym, co się stało. Elise nie

była pewna, czy Anna ma na myśli Agnes i Larsa, czy ją.

- To była wyjątkowa szansa - zaprotestował Torkild. - Nie tak wielu

rzeźbiarzy dostaje państwowe stypendium i może pojechać do Paryża na
studia artystyczne. Powinnaś traktować to jak zaszczyt i wyróżnienie, a nie
jak tragedię.

- Jestem z niego dumna i cieszę się, że dostał stypendium, ale tak bardzo

mi go żal. Stracił wszystko. Najpierw Elise, potem syna. Obawiam się, że
teraz nic go nie wiąże z Norwegią. Jeśli ktoś zwróci na niego uwagę w
Paryżu i będą się go tam starali zatrzymać, to pewnie nie wróci do kraju.
Nie mogę znieść tej myśli. Wiem, że to egoizm z mojej strony, że
powinnam się cieszyć, ale znam go dobrze. Dla niego ani bogactwo, ani
sława nie są najważniejsze.

Torkild podniósł się z miejsca.
- Masz ochotę na kakao, Elise? Zaszaleliśmy dziś i przygotowaliśmy

kakao na kolację. Pod wpływem artykułu z „The Daily Express".

- Bardzo chętnie, ale nie mogę zbyt długo zostać. Emanuel jest

zmęczony i chce się wcześniej położyć.

- Może się chyba położyć, nawet jeśli cię nie ma w domu. - Anna

powiedziała to wyjątkowo ostrym głosem.

Elise nie odpowiedziała, usiadła na taborecie, który podsunął jej Torkild,

i zerknęła na leżącą na stole gazetę.

- Minęło sto lat od urodzin Welhavena - powiedziała i zaczęła czytać na

głos: - „Jego gwiazdą przewodnią była żałoba; najpierw nieokreślony
smutek i żal, potem głęboka żałoba, której doświadczył, gdy zmarła jego
ukochana. Dla Welhavena żałoba nie była jednak ołowianą chmurą, ale
jasną gwiazdą, która nie zniknęła z pierwszym podmuchem wiatru, ale
została na zawsze, by rozświetlać jego życie".

Elise podniosła wzrok znad gazety.
- Dziwne. Jak żałoba może stać się jasną gwiazdą? I rozświetlać życie

człowieka?

Tokild spojrzał na nią z powagą.
- Gdybyś mogła sama zdecydować, czy wolałabyś nigdy nie spotkać

Johana, czy też doświadczyć jego miłości, a potem bólu rozstania, co byś
wybrała?

Elise nie musiała się zastanawiać.

background image

- To drugie, oczywiście.
- No właśnie. Niedługo okaże się, że żal po Johanie nie jest ołowianą

chmurą, ale jasną gwiazdą. Masz wspomnienia. I nikt ci ich nie odbierze.
Będą już zawsze rozświetlać twoje życie.

W oczach Anny zalśniły łzy.
- Nie podoba mi się to, co mówisz, Torkildzie. To brzmi tak, jakby Johan

miał już nigdy nie wrócić.

- Nie to miałem na myśli. Johan wróci do domu, ale nie wróci do Elise.

Elise jest mężatką, ma dziecko z Emanuelem i przysięgała, że będzie go
kochać i nie opuści aż do śmierci. Nie można tego zmienić.

Żadna z kobiet się nie odezwała. Elise czuła, że Anna myśli to samo co

ona. Żadna nie chciała na razie pogodzić się z prawdą. Tylko Torkild to
zrobił. Był najbardziej uczciwy z nich wszystkich.

Anna oczyściła nos.
- Nie moglibyśmy porozmawiać o czymś innym? Elise zaczęła znów

przeglądać gazetę.

- Czytaliście artykuł zatytułowany Mamo, co ja mam robić? Anna

pokiwała głową.

- Tak, i od razu zrozumieliśmy, że należymy do innego świata. Matka

narzeka, że jej dzieci, ośmio- i dziewięcioletnie, nie mają czym się zająć
popołudniami, gdy siedzą „w świetle lamp i w cieple kominka". Nudzą się,
bo wcześnie kończą odrabianie lekcji, a ze swoich zabawek już wyrośli.
Matka prosi inne matki o radę. Od razu pomyślałam o Pederze, Kristianie i
Evercie, którzy muszą bardzo szybko odrabiać lekcje po pracy, żeby
zdążyć przed snem.

- Zawsze twierdziłam, że wszystkie gazety i czasopisma są

przeznaczone dla mieszczaństwa, nie dla nas. Tutaj jest artykuł o wizycie
w pierwszym w Norwegii zakładzie leczenia siłami natury. „Na
najwyższym piętrze wieży zostaną urządzone sale kąpielowe, całkowicie
przeszklone, by nie uronić ani jednego słonecznego promienia, ale by w
czasie zimowych miesięcy chroniły przed chłodem i wiatrem. To będzie
wspaniałe miejsce, z którego warto skorzystać zarówno dla zdrowia, jak i
dla przyjemności". - Elise westchnęła. - Zastanawiam się, kogo stać na
wypoczynek w takim miejscu.

- O tym właśnie ludzie chcą czytać. Nie o ulicznicy Othilie, nie o

Mathilde, która skoczyła do wodospadu, ani o prządce, która musiała
oddać swoje dziecko. Twoja książka jest wyjątkowa, ale tylko my tu nad
rzeką ją naprawdę rozumiemy. Nie podobało mi się tylko ostatnie z twoich
opowiadań.

background image

Elise spojrzała na nią ze zdumieniem.
- Nie wiedziałam, że czytaliście moją książkę.
- Emanuel pożyczył ją Torkildowi.
- Naprawdę? - Usłyszała nutę wielkiego zdziwienia we własnym głosie.

Emanuel nawet jej o tym nie wspomniał.

- Nie mówił ci o tym? Myślałam, że masz więcej egzemplarzy.
- Dostałam je dopiero w ubiegłym tygodniu. Pierwszego nie chciałam

nikomu oddawać. Teraz miałam zamiar przynieść wam jedną z książek, ale
zapomniałam. Taka byłam zrozpaczona wyjazdem Johana.

- W takim razie Emanuel wziął książkę, nie pytając cię o pozwolenie.

Pożyczyliśmy ją tylko na jeden dzień i oddaliśmy zaraz po przeczytaniu.
Torkild czytał mi ją na głos do późnej nocy. Dawno już tak nie płakałam,
choć przecież znałam już wszystkie opowiadania. Udało ci się przekazać
ból. Tak bardzo wczułam się w losy bohaterów, że śniło mi się, jak stoję na
Lakkegata, żeby się sprzedać jakiemuś pijakowi czy włóczędze. - Anna się
roześmiała. - To był najstraszniejszy sen w moim życiu. - Spoważniała po
chwili. - Ale w tym nie ma nic śmiesznego.

Torkild pokiwał głową.
- Rzeczywiście, w tym nie ma nic śmiesznego. Spotykam takich ludzi

codziennie. - Zwrócił się do Elise. - Napisz jeszcze jedną książkę, Elise.
Ale nie opowiadaj w niej kilku historii. Napisz całą książkę o jednej
bohaterce! Wyobraź sobie, że nią jesteś. Postaraj się wczuć w jej los.

- Chyba nie radzisz mi, żebym napisała książkę o swoim własnym

życiu?

- To byłoby najlepsze rozwiązanie, ale nie sądzę, żebyś miała dość

odwagi. Musiałabyś być całkiem szczera, opisać gwałt, wyrazić jakoś
rozpacz, która cię ogarnęła, gdy się dowiedziałaś, że jesteś w ciąży.
Musiałabyś opisać miłość między tobą a Johanem i pomóc czytelnikom
zrozumieć, dlaczego wyszłaś za Emanuela. Ludzie, którzy nie wiedzą, co
znaczy głód i przejmujący chłód w bezsenne noce, nie zrozumieją,
dlaczego przyjęłaś oświadczyny człowieka, którego nie kochałaś, i
zostałaś z nim, mimo iż cię zdradził. W niektórych kręgach rozwody stają
się modne, w oczach tych ludzi twoja ofiara byłaby nie tylko pozbawiona
sensu, ale i śmieszna. Oni szydzą nawet z matczynej miłości i
chrześcijańskiej moralności. Gdybyś miała napisać taką książkę, nie
mogłabyś się przejmować cudzymi opiniami, musiałabyś pisać to, co ci
leży na sercu, to, co przeżyłaś, co czujesz i myślisz. Tylko wówczas
książka byłaby prawdziwa.

- Ale krytykowano by ją tak samo jak Zranione skrzydło.

background image

- Tak, z tym się musisz liczyć. Trzeba dużo odwagi i siły, żeby

wystawiać głowę z piasku. Przemyśl to dobrze, nim się zabierzesz do
dzieła, choć ja nie wątpię, że podołałabyś temu.

Elise wypiła swoje kakao i podniosła się z miejsca.
- Dziękuję wam bardzo. Daliście mi sporo do myślenia. Anno, czy

zechciałabyś zapytać pastorową, czy będę mogła pożyczyć te czasopisma
po tobie?

Anna pokiwała głową.
- Na pewno będziesz mogła. Pozdrów rodzinę i powiedz chłopcom, żeby

do mnie zajrzeli. Tak dawno ich nie widziałam.

Elise biegła przez całą drogę do domu. Serce jej biło mocno z pod-

niecenia. Napisze książkę o swoim własnym życiu. Pod pseudonimem,
oczywiście, ze zmienionymi imionami. Może nawet umieści akcję w
innym mieście. Ale to będzie jej własna historia.

Tylko co na to powie Emanuel? Nie będzie przecież w stanie napisać tej

książki, nie ujawniając swojej miłości do Johana. To się nie uda...

Chociaż czy Emanuel musi o tym wiedzieć...?

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Emanuel jeszcze się nie położył. Siedział w bujanym fotelu, przy

niewielkiej świecy, i patrzył w przestrzeń.

Elise się zaniepokoiła. Czyżby coś zauważył? Że Elise była sam na sam

z Johanem w domku nad rzeką?

Emanuel obrócił ku niej twarz.
- Co słychać u Anny i Torkilda?
- Wszystko dobrze. U nich jest zawsze tak miło. Poczęstowali mnie

ciepłym kakao. Przeczytali właśnie artykuł z „Husmoderen" o tym, jak
robotnicze rodziny mogą obniżyć koszta swego utrzymania. Propozycja
była oparta na eksperymencie przeprowadzonym w Londynie, ale ceny
przeliczono na norweskie korony. Myślałam, że angielskim robotnikom
żyje się jeszcze trudniej niż norweskim, ale się myliłam. Oni piją kakao na
podwieczorek!

Złapała się na tym, że mówi szybko i nerwowo, zaniepokoiła się,

widząc, jak Emanuel siedzi i patrzy w przestrzeń, to było do niego
niepodobne.

- O czym jeszcze rozmawialiście?
- O sąsiadach, których kiedyś znałam, i o tym, co się dzieje w

Andersengarden. O tego rodzaju sprawach.

Emanuel pokiwał głową. Nagle przetarł oczy, a na jego twarzy pojawił

się wyraz niepokoju. Nie usłyszał chyba, co powiedziała.

- Coś się stało?
- Nie, zobaczyłem tylko coś dziwnego. Zaczęło mi się dwoić w oczach.
- Mówiłeś, że jesteś zmęczony, powinieneś się położyć.
- Nie mogłem się położyć przed twoim przyjściem. Jensine była

niespokojna.

- Pójdę do niej. Myślę, że powinieneś się położyć, Emanuelu. Nawet w

tym oświetleniu widzę, że jesteś blady. Już wcześniej to zauważyłam.
Może masz anemię.

Emanuel wstał z bujanego fotela.
- Przyniosłem drwa i wodę i podzelowałem buty Pederowi. Spojrzała na

niego bardzo zaskoczona.

- Naprawdę? To wspaniale! Dziękuję ci bardzo!
- Dlaczego mi dziękujesz? Czy to nie oczywiste, że troszczę się o swoją

rodzinę?

background image

Zmieszała się i uśmiechnęła nieco zawstydzona.
- Ależ tak, oczywiście. Czy słyszałeś, że Peder zdołał przeczytać w

szkole całe pół strony bez błędu?

- Nie, nic mi o tym nie mówił.
- Był z siebie taki dumny, że zaczął klepać się po udach i śmiać na głos.

Gdy nowy nauczyciel zapytał, i czego się śmieje, i Peder mu wytłumaczył,
nauczyciel powiedział, że Peder może klepać się, po czym tylko zechce,
byleby nauczył się dobrze czytać - roześmiała się Elise.

Emanuel ruszył w stronę drzwi.
- Słyszałaś coś na temat Johana? Czy dostał stypendium? - powiedział

obojętnym tonem, ale nie zdołał ukryć, że z niepokojem czeka
odpowiedzi.

- Tak, wczoraj rano wyjechał do Paryża. Emanuel obrócił się ku niej

gwałtownie.

- Naprawdę dostał to stypendium? Nie wierzyłem w to.
- Anna była zmartwiona. Podejrzewa, że Johan nigdy nie wróci do

domu.

- Rozumiemją. - Powiedział to ze współczuciem w głosie, ale Elise

zauważyła, że przez jego twarz przemknął wyraz zadowolenia.

Gdy weszła na górę z podgrzanym mlekiem dla Jensine, Emanuel leżał

już w łóżku. Zerknęła na niego z niepokojem.

- Czujesz się lepiej?
- Tak, dziękuję. Cieszę się, że już jestem w łóżku.
Zmarszczyła brwi. Może rozkłada go przeziębienie. We wrześniu często

pojawia się jedna choroba za drugą. Elise co roku się temu dziwiła, bo
przecież można było przypuścić, że wszyscy nabrali sił dzięki słońcu i
ciepłym dniom.

Następnego ranka obudziła się niespokojna, ale zauważyła, że Emanuel

już wstaje.

- Jak się czujesz? Nie masz gorączki?
- Nie, czuję się całkiem dobrze. Nie widzę podwójnie i nie łamie mnie w

kościach jak wczoraj wieczorem.

- Bardzo się cieszę, bo już się obawiałam, że rozkłada cię poważne

przeziębienie. To się często zdarza o tej porze roku. Ale pewnie byłeś po
prostu zmęczony. - Zawahała się przez chwilę, ale postanowiła, że będzie z
nim szczera. - Nie powiedziałam ci, że podarowałam swoją książkę twemu
ojcu.

Spodziewała się, że zmarszczy czoło i powie, że wcale mu się to nie

podoba, ale on uśmiechnął się przekornie.

background image

- Sądziłaś, że się tego nie domyśle? Uśmiechał się przecież od ucha do

ucha po rozmowie z tobą, a gdy wyjeżdżaliśmy, życzył ci powodzenia.

Elise uśmiechnęła się zawstydzona.
- Mówiłeś, że nie sądzisz, by twój ojciec miał ochotę na taką lekturę, ale

zaryzykowałam. To przecież dzięki niemu zaczęłam pisać i chciałam mu o
tym powiedzieć. Opowiedziałam, o czym napisałam, a on stwierdził, że to
dobrze, iż staram się zwrócić uwagę ludzi na całą niesprawiedliwość.

- Skoro wyznajesz mi swój grzech, ja wyznam ci mój. Pożyczyłem

Annie i Torkildowi twój pierwszy autorski egzemplarz, ale pewnie ci o
tym już powiedzieli.

- Tak, zdziwiłam się, ale i ucieszyłam. To znaczy, że jesteś ze mnie

dumny, choć boisz się ludzkich reakcji. - Po chwili wahania postanowiła
powiedzieć mu także o sugestii Torkilda. Przemyślała to przed zaśnięciem
i doszła do wniosku, że nie zdoła napisać całej książki w tajemnicy przed
mężem. - Torkild zasugerował, żebym napisała książkę, w której opowiem
o życiu jednego człowieka, a nie o wielu różnych losach. Twierdził, że
czytelnikowi dużo łatwiej wczuć się w czyjś los, jeśli pozna więcej
szczegółów.

- To nie będzie proste. O kim, u licha, miałabyś napisać?
- Na przykład o tobie. - Powiedziała to nieco prowokacyjnym tonem. - O

człowieku, który wychowuje się w wielkim dworze z wieloma pokojami i
całą armią służących. Ma ogród, w którym można zabłądzić, i stajnię z
wieloma końmi. A potem żeni się z ubogą wdową, która ma dużo dzieci. I
przeprowadza się do ciasnego domku w robotniczej dzielnicy, przyjmuje
kiepsko płatną posadę w kantorze i zmaga się z ubóstwem, ciasnotą i
krzykiem dzieci. Jak on to wszystko zniesie?

- Może będzie cierpiał na migreny i widział podwójnie - uśmiechnął się.

- Ale właściwe rozwiązanie tej zagadki to miłość. Gdyby nie kochał tej
ubogiej wdowy, na pewno by nie wytrzymał. Ona musiała mieć w sobie
coś, musiała być całkiem wyjątkowa. - Udał, że się zastanawia. - Może
była niezwykle piękna i dobra jak anioł, a może miała nad nim jakąś
tajemną władzę. Przywiązała go do siebie jak księżniczka z bajki albo
miała moc, dzięki której ludzie spełniali jej życzenia.

- Czy w ten sposób na mnie patrzysz? - roześmiała się Elise.
- Kto powiedział, że mam ciebie na myśli? Pomagam ci tylko znaleźć

pomysł na następną książkę. - Jego oczy rozświetlił figlarny błysk.

Napisała do Johana długi miłosny list, ale nie przyznała się, że żałuje

swojej decyzji. Nie zdradziła mu także, że Hilda i Anna skrytykowały ją za
to, że wybrała dobro dzieci i Emanuela, a nie szczęście dla siebie i Johana.

background image

Po pierwsze, na pewno o tym dobrze wiedział, a po drugie, i tak by to im
nic nie pomogło. Najważniejsze, by Johan zrozumiał, że Elise go kocha i
nigdy kochać nie przestanie, ale nie może zmienić tego, co się stało. On o
tym wiedział, ona o tym wiedziała, a mimo to oboje dali się skusić
marzeniom. To nie mogło się udać. Im dłużej o tym myślała, tym głębiej
była przekonana, że podjęła słuszną decyzję.

Teraz cieszyła się, że Johan wyjechał. Skoro nie miała dość siły, by

oprzeć się pokusie, lepiej, że pokusa zniknęła. Emanuel jest dobrym
człowiekiem, na pewno z czasem będzie jej coraz więcej pomagał, tylko
musi się tego najpierw nauczyć. To nie jego wina, że jest rozpieszczony. I
nie męczy jej już tak po nocach. Elise nie bardzo rozumiała, gdzie się
podziało jego szalone pożądanie. Przyjęła to wprawdzie z ulgą, ale ciągle
się zastanawiała nad przyczyną tej odmiany. Może jest dla niego za chuda?
Signe miała obfite kształty, krągłe uda i piersi. Mężczyźni wolą chyba
takie kobiety. Niekiedy podejrzewała, że znalazł sobie inną, ale zawsze
odsuwała od siebie tę myśl. Nie zrobiłby tego po raz drugi. Nie po tym, co
go spotkało. Wydawało jej się, że nie zniósłby więcej takich duchowych
katuszy, poczucia winy i żalu i zażartej walki, by ją zdobyć na nowo. Poza
tym pokazał przecież, że naprawdę ją kocha i że za nic w świecie nie
chciałby jej stracić. Szalał z rozpaczy, gdy chorowała. Nie, musi być jakaś
inna przyczyna braku pożądania. Może jest zbyt zmęczony.

Taka sytuacja ze wszech miar jej odpowiadała. Skoro ona go nie

pożądała, lepiej dla nich obojga, że i on jej nie pragnie. Małżeństwo i
wspólne życie to przecież coś więcej niż płodzenie dzieci. Dzieci mają już
dość, Elise nie chciała, by było ich więcej, a bliskość mogą przeżywać na
wiele innych sposobów. Najważniejsze, by troszczyli się o siebie
nawzajem i starali się ułatwiać życie sobie i całej rodzinie.

Miłość może poczekać.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Gdy pewnego dnia Elise wracała z kantoru, przy furtce czekała na nią

pani Jonsen. W pierwszej chwili Elise przeraziła się, że coś złego
przytrafiło się Jensine, bo pani Jonsen nigdy na nią w ten sposób nie
czekała. Gdy podeszła nieco bliżej, stwierdziła, że przemiła sąsiadka ma
twarz rozpromienioną, a nie przerażoną.

background image

- Był tu jakiś pan i pytał o was, pani Ringstad! Mówił w jakimś innym

języku, więc słowa nie zrozumiałam. I ubrany był jakoś tak nie po
norwesku, musiał być z zagranicy.

Elise wpatrywała się w nią ze zdumieniem. Czy to może mieć coś

wspólnego z Emanuelem?

- Nie zorientowała się pani, co to był za język? Może francuski?
Pani Jonsen spojrzała na nią z urazą.
- Skąd mam wiedzieć, czy to był francuski, czy chiński, skoro nigdy w

życiu nie byłam poza Kristiania?

- Dał może do zrozumienia, że jeszcze tu przyjdzie?
- Wymachiwał ramionami i gadał bez przerwy. Dorożka na niego

czekała. A ja stałam z rozdziawioną buzią, kręciłam głową i pokazywałam
mu dziecko, żeby zrozumiał, że ja tu tylko pomagam.

Elise starała się ukryć rozczarowanie.
- Jeśli to coś ważnego, to pewnie wróci.
Wzięła na ręce Jensine i obeszła dom, żeby wejść od kuchni. Jaka

szkoda, że chłopców nie było w domu, może by się domyślili, w jakim
języku mówił ten człowiek.

A jeśli to ktoś, kto ma coś wspólnego z Johanem? Byłoby niedobrze,

gdyby Emanuel się o tym dowiedział.

Czy to mógł być jakiś Amerykanin? Ktoś, kto przywiózł pozdrowienia

od wuja Kristiana? To nie mógł być żaden z wujów, oni znają przecież
norweski. A w każdym razie jakąś mieszaninę norweskiego i angielskiego.

Elise pokręciła głową. Pan, który mówił w obcym, niezrozumiałym

języku i chciał z nią rozmawiać? Skąd zresztą pani Jon-sen wie, że chciał z
nią rozmawiać, skoro nie zrozumiała ani słowa? Może szukał Emanuela?

Wciąż wracała do niej myśl o Johanie. A jeśli coś mu się przydarzyło?

Może miał wypadek? Albo popełnił samobójstwo... Był załamany, gdy
wyjeżdżał, w Paryżu nie znał żywej duszy...

A może ten obcy przywiózł jej list? List podobny w tonie do

poprzedniego. „Nie chcę porzucić wiary w to, że kiedyś będziemy
razem..." Jeśli Emanuel przeczyta coś podobnego, dostanie szału.

Elise starała się rzucić w wir domowych obowiązków, ale myśl o

tajemniczym nieznajomym wciąż ją prześladowała. Hugo i Jensine
marudzili, oboje byli zmęczeni i głodni. Jensine miała mokrą i brudną
pieluchę, Hugo marzł, bo był za lekko ubrany. Pogoda się nagle zmieniła,
temperatura spadła chyba o kilka stopni, przez całe przedpołudnie padał
deszcz.

Elise pośpiesznie przyszykowała kaszę dla obojga, zmieniła pieluchę

background image

Jensine, włożyła Hugo ciepłe skarpetki. Okazały się za duże, ale nic na to
nie mogła poradzić. W końcu otuliła go szalem i posadziła na stołku pod
ścianą, stawiając po obu stronach inne stołki, żeby nie spadł. Wzięła
Jensine na jedno ramię, pozwalając, by mała sama trzymała butelkę, drugą
ręką karmiła synka. Wreszcie zrobiło się cicho.

Usłyszała, jak chłopcy otwierają furtkę, nie przestając gadać. Zerknęła

na zegar, wiszący na ścianie. Był to zegar z kukułką, który dostali od
Emanuela. Hugo był zachwycony za każdym razem, gdy ptaszek
wyskakiwał, by wykukać kolejną godzinę i połowę godziny, nawet Peder i
Evert podzielali jego zachwyt. Elise stwierdziła, że wkrótce będzie wpół
do ósmej. Skończyła pracę już półtorej godziny temu, a gdy zabierała
Hugo od Hildy, siostra była dziwnie osowiała. Elise niczego się od niej nie
dowiedziała, ale nie mogła się oprzeć poczuciu, że nastrój Hildy ma coś
wspólnego z majstrem Paulsenem.

Peder i Evert zrzucili swoje książki przewiązane rzemieniem na

kuchenny stół i od razu opadli na swoje stołki. Widać było, jak bardzo są
zmęczeni, a przecież jeszcze się nie zabrali do lekcji. Lekcji mieli znacznie
więcej niż w ubiegłym roku, z norweskiego, z rachunków, z historii,
geografii, przyrody i religii. Peder wciąż nie najlepiej radził sobie z
czytaniem, Elise musiała więc czytać mu na głos dłuższe teksty, inaczej by
nie zdążył. Starała się namówić Everta, żeby czytał głośno, bo Peder
mógłby się w ten sposób uczyć, ale nic z tego nie wyszło. Peder narzekał,
że Evert czyta za szybko i za cicho, a Evert denerwował się, gdy Peder mu
przerywał.

- Mam dla was ciepłą kaszę. Najpierw zjecie, a potem siądziecie do

lekcji. Ciepła kolacja dobrze robi na zmęczenie.

- Pingelen mówi, że kasza na wodzie to żadne jedzenie, on dostaje

słodkie bułeczki na kolację. - Peder rzucił jej oskarżające spojrzenie.

Elise była zbyt zmęczona, by obrócić to w żart.
- Wcale w to nie wierzę. Oni nie mają więcej pieniędzy niż inni.
- A właśnie że mają. Jego ojciec wygrał. Teraz jedzą mięso na obiad,

bułki na śniadanie i słodkie bułeczki na podwieczorek i na kolację.

Elise nie miała siły się z nim spierać. Gdy wpadał w ten nastrój, nigdy

się nie poddawał. W gruncie rzeczy sam dobrze wiedział, że to nieprawda.

Na dworze rozległy się czyjeś kroki i do kuchni wszedł Emanuel.
- A więc tu się zebrała cała rodzina - powiedział wesoło. - Spotkałem

panią Jonsen. Opowiadała coś o jakimś obcym jegomościu, który się tu
dzisiaj pojawił. Z Chin czy jakiegoś innego dalekiego kraju, w którym
mówią całkiem niezrozumiałym językiem. - Uśmiechnął się, kręcąc głową,

background image

jakby nie dowierzał pani Jonsen.

Peder podniósł głowę.
- Czy to był Hotentot?
- Hotentot, też coś - roześmiał się Kristian.
- Nie ma się z czego śmiać - obraził się Peder. - Hotento-ci istnieją, mają

czarne twarze i jedzą ludzkie mięso. W gazecie o tym pisali. Niektórzy
nazywają ich Murzynami.

Elise postawiła talerz przed Emanuelem i czym prędzej zmieniła temat,

żeby wszyscy zainteresowali się czymś innym.

- Hilda była dziś w złym nastroju, nie mogłam od niej wyjść bez

pogawędki.

- Coś się stało?
- Nie dowiedziałam się, o co chodzi. Peder nie zapomniał jednak o

Hotentocie.

- Po co tu przyszedł ten, co je ludzkie mięso?
- Peder, przestań! - Elise spojrzała na brata z rezygnacją. - To nie był ani

Hotentot, ani Murzyn, ani kanibal. Pani Jonsen powiedziała, że był tu jakiś
obcokrajowiec, który o nas pytał. W pierwszej chwili pomyślałam, że
może to ma jakiś związek z wujem Kristianem. Że to jakiś jego przyjaciel,
który się wybrał do Norwegii.

Twarz Pedera się rozjaśniła.
- A może to jeden z naszych wujów? Z wielkimi paczkami pod pachą i

kieszeniami wypchanymi pieniędzmi?

- Wiesz przecież, że nasi wujowie znają norweski - prychnął Kristian.
Emanuel się zamyślił.
- Czy to może mieć jakiś związek z Johanem? Może ten człowiek mówił

po francusku?

Elise nie zdołała mu spojrzeć w oczy, pośpieszyła, by nalać mu kaszy.
- Po co zjawiałby się tu jakiś Francuz? Gdyby chodziło o Johana,

pytałby przecież o Annę.

Chłopcy słuchali z zainteresowaniem. Jak zwykle pierwszy odezwał się

Peder.

- Może Johana zabił jakiś tygrys?
- W Paryżu nie ma tygrysów, ty baranie. - Tym razem Evert się

roześmiał.

- Może jakiś francuski bandyta strzelił mu w łeb. Elise spojrzała na nich

surowo.

- Przestańcie już, chłopcy! Nie wolno w ten sposób żartować. Emanuel

podmuchał w talerz, nim nabrał kaszy na łyżkę

background image

- Jeśli to coś ważnego, na pewno tu wróci.
W tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi.
Wszyscy podnieśli wzrok. W oczach Pedera i Everta pojawił się strach

pomieszany z radością. Najwyraźniej nie otrząsnęli się jeszcze z myśli o
Hotentotach i kanibalach.

Emanuel poszedł otworzyć. Usłyszeli jakiś obcy męski głos. Elise od

razu się zorientowała, że nieznajomy mówi po duńsku. Rumieniec wstąpił
jej na policzki. Czyżby przyjechał do niej duński redaktor? Johan mówił,
że zapowiadał swój przyjazd na koniec lata, ale skoro do tej pory się nie
pojawił, Elise uznała, że nic z tego nie będzie.

Wstała i podeszła do drzwi.
Emanuel obrócił się do niej z uśmiechem.
- To do ciebie, Elise. Redaktor twojej książki. Obawiam się, że nasza

droga sąsiadka nie rozumie duńskiego, choć jest taki podobny do
norweskiego. - Zwrócił się znów do gościa: - Proszę bardzo. Jemy właśnie
kolację, ale zapraszamy do salonu. Ma pan ochotę na filiżankę kawy?

- Bardzo chętnie - odparł mężczyzna po duńsku i wszedł do środka.
Wyglądał na jakieś trzydzieści pięć lat, miał czarny wąsik, ciemne włosy

i gęste brwi. Miał na sobie ciemne ubranie z kamizelką, zegarek z
dewizką, koszulę z białym kołnierzykiem i lśniące buty. Przywitał się z nią
serdecznie, przedstawił się - nazywał się Waldemar Rolfsen - i wykrzyknął
ze zdumieniem, że sądził, iż Elise jest dużo starsza, skoro ma pięcioro
dzieci.

- Tylko dwójka najmłodszych to nasze dzieci - roześmiała się Elise. -

Trzej starsi to moi bracia.

Peder jak zwykle nie potrafił utrzymać języka za zębami.
- Ale Evert jest naszym bratem tylko na niby. Dostaliśmy go od gminy.
Na twarzy pana Rolfsena zagościł wyraz pewnej konsternacji, bo

najprawdopodobniej nie zrozumiał ani słowa z tego, co powiedział Peder.

Emanuel rzucił chłopcu surowe spojrzenie, Elise poprosiła Kristiana,

żeby zajął się maluchami, i dorośli weszli do salonu. Elise usłyszała tylko,
jak Kristian mruczy pod nosem, że nie odrobił jeszcze lekcji, ale puściła to
mimo uszu.

Emanuel prowadził rozmowę. Elise zauważyła, że duński redaktor

patrzy na niego z rosnącym szacunkiem. Emanuel potrafił przemawiać,
zdał przecież maturę, chodził do szkoły handlowej i przywykł obracać się
wśród ludzi z wyższym wykształceniem. Panu Rolfsenowi znacznie
łatwiej było zwracać się do niego niż do niej, zapewne dlatego, że obaj
byli mężczyznami i pochodzili z tej samej sfery. Elise doszła do wniosku,

background image

że redaktora zdumiał nie tylko jej wiek, ale też fakt, że nie była elegancką
damą. Zastanawiała się, co mu powiedział Johan. Może udawał, że Elise
pochodzi z kręgów mieszczańskich?

Nie rozumiała niektórych słów. Język duński w piśmie był bardzo

podobny do norweskiego, ale pod Względem wymowy bardzo się różnił.
Zrozumiała jednak, że wydawnictwo sprzedało już znacznie więcej
egzemplarzy książki, niż się spodziewano, i że wypłaci jej honorarium pod
koniec października. Redaktor wybierał się następnego dnia na spotkanie z
norweskim wydawcą, żeby powiedzieć mu, jak dobrze idzie sprzedaż w
Danii. Może więc zmienią zdanie? Elise poczuła dumę i zdenerwowanie
zarazem. Jeśli książka ukaże się w Norwegii, nie będzie końca spe-
kulacjom, kto się kryje za pseudonimem. Emanuel miał rację, twierdząc,
że Elise zmartwi się bardzo, gdy recenzenci okażą się bezlitośni. Może
nawet nie będzie miała później odwagi patrzeć ludziom w oczy?

Przygotowała kawę, nakryła do stołu i posłała Kristiana do pani Jonsen,

żeby zapytał, czy nie ma w domu czegoś, co można by podać duńskiemu
gościowi. Ulżyło jej, gdy brat wrócił z paczką ciasteczek. Pani Jonsen
kupiła je właśnie tego dnia, by zabrać nazajutrz na spotkanie towarzystwa
misyjnego. Elise posłała więc czym prędzej Everta z wiadomością, że
postara się odkupić ciasteczka w porę, by sąsiadka zdążyła je zanieść na
spotkanie.

Emanuel dobrze się czuł w towarzystwie Duńczyka. Gdy Elise wyszła

do kuchni, żeby zrobić więcej kawy, zauważyła z przerażeniem, że jest już
kwadrans po dziewiątej. A ona nie pomogła Pederowi w lekcjach.
Chłopiec siedział ze łzami w oczach nad rachunkami i nawet nie zajrzał
jeszcze do innych książek. Evert był już prawie gotowy, podobnie jak
Kristian, choć przecież Kristian musiał zajmować się maluchami i biegać
do pani Jonsen.

- Kristian, bardzo cię proszę, pomóż Pederowi w rachunkach!

Rozumiesz chyba, że to bardzo ważna wizyta. To jest redaktor
wydawnictwa, które opublikowało moją książkę, i Emanuel właśnie
pertraktuje na temat mojego honorarium.

Peder spojrzał na nią zapłakanymi oczami.
- Co to jest humorarium? Czy to ma coś wspólnego z humorem?
Elise wrzuciła więcej kawy do młynka, zmełła ją i zrobiła silniejszy

napar niż zwykle.

- Ty głuptasku. Honorarium to suma pieniędzy, którą dostanę za każdą

sprzedaną książkę.

Peder otarł oczy rękawem.

background image

- Nic nie szkodzi, że nie radzę sobie z rachunkami. Teraz będziesz

bogata i nic się nie stanie, jeśli nie skończę szkoły. Poza tym zostanę
przecież głównym stajennym w Ringstad.

- Głównym stajennym, też coś! - prychnął Kristian.
- A tak. Nie wierzysz? To się spytaj ojca Emanuela.
Położyli się dopiero o wpół do jedenastej, po wyjściu gościa. Kristian

pomógł Pederowi, który wreszcie skończył odrabiać lekcje i też mógł się
położyć. Światła już wszędzie pogasły, za siedem i pół godziny miały
zawyć fabryczne syreny w zakładach Myren i Lilleborg.

Emanuel był w świetnym humorze.
- Przemiły człowiek. Całe szczęście, że byłem na miejscu, Elise. Gdyby

nie ja, zaproponowałby ci na pewno znacznie gorsze warunki. Żadna
kobieta nie zrobi kariery bez wsparcia mężczyzny.

- Dowiedziałeś się, jakie honorarium dostanę?
- Tak. Znacznie wyższe, niż się spodziewałem. Sądzę, że czeka cię miła

niespodzianka pod koniec października.

Spojrzała na niego w napięciu.
- Nie możesz mi powiedzieć?
- Nie, będzie zabawniej, jeśli cię to zaskoczy. - Westchnął z

zadowoleniem. - Może będzie mnie wreszcie stać, żeby kupić sobie stolik
na fajki.

Elise popatrzyła na męża, ale nic nie powiedziała.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Następnego dnia znów się przejaśniło. Liściaste drzewa nad rzeką

przystroiły się w kolory wczesnej jesieni, złotawe listki odbijały się w tafli
wody. Przędzalnie w Hjula wpuszczały do rzeki resztki jasnozielonego
barwnika. Odbicie czerwonych liści klonu wygląda w tej wodzie jeszcze
ładniej, pomyślała Elise, pchając wózek z Hugo od domku nad rzeką w
stronę mostu.

Hilda była dziś w lepszym nastroju. Elise dowiedziała się wreszcie, na

czym polegał wczorajszy problem. Paulsen zarzucił Hildzie lenistwo.
Uważał, że ona także mogłaby pójść do pracy, skoro ma tylko jedno
dziecko i żadnego męża, o którego musiałaby się troszczyć. Hilda
prychnęła. Po co jej taki ojciec dziecka, który nie potrafi ich utrzymać?
Elise pokręciła głową. Nigdy nie rozumiała Hildy. Innych ludzi niekiedy
trudno zrozumieć, skoro zdarza się, że nawet własne decyzje i uczucia
pozostają dla nas zagadką.

Elise opowiedziała siostrze o wizycie duńskiego redaktora i o świetnych

danych na temat sprzedaży książki. To poprawiło humor Hildzie. Elise
obawiała się tylko, że siostra nie będzie umiała dochować tajemnicy. Jeśli
książka ma się naprawdę ukazać w Norwegii, trzeba dołożyć wszelkich
starań, żeby nikt nie skojarzył z tym jej nazwiska.

Emanuel wrócił do domu przed nią i odebrał już Jensine. Stał w kuchni,

trzymając córeczkę na jednym ramieniu, a drugą ręką starał się nastawić
kaszę.

background image

- Teraz, gdy mam sławną żonę, będę chyba jej musiał pomagać w

pracach domowych - powiedział wesoło.

- Myślałam, że to zajęcie poniżej twej godności - roześmiała się Elise.
- Bo tak właśnie było, ale czasy się zmieniają. W kantorze słyszałem o

mężczyźnie, który starał się o miejsce w szkole gastronomicznej, ale raczej
się tam nie dostanie. A co u ciebie? Zmęczona po wczorajszym wieczorze?

- Trochę. Głowa mi jakoś ciąży.
- Mnie też. Moglibyśmy się trochę przejść, jeśli Kristian albo pani

Jonsen popilnują maluchów. Zapłacimy pani Jonsen trochę więcej - dodał
szybko. - Teraz nas na to stać.

Elise zdrętwiała. Niemożliwe, by zarobiła na tej książce tyle, żeby

starczyło i na stół na fajki, i na dodatkową pomoc. Zwłaszcza że nie
widywała zarobków Emanuela, który szły niemal w całości na papierosy,
gazety i jego ubrania. Emanuel zapłacił wprawdzie za ostatni worek drew i
za parę wiader węgla, ale to ona opłacała czynsz i kupowała jedzenie, od
kiedy wróciła do pracy. Wszyscy chłopcy potrzebują nowych skarpet,
Kristian powinien dostać koszulę, spodnie i sweter. Peder i Evert na
przemian dziedziczyli po nim ubrania, ale z reguły wszystko było już tak
zdarte i przetarte, że trzeba było naszywać łatę na łatę. Elise nie wiedziała,
jak sobie z tym wszystkim poradzi, ale ilekroć podejmowała ten temat,
Emanuel prosił ją o cierpliwość i obiecywał, że gdy tylko dostanie kolejną
wypłatę, na pewno jej pomoże.

Poszli w stronę Arendalsgaten. Gdy przechodzili koło domu Kukułki,

Elise celowo odwróciła głowę w inną stronę. Nie miała ochoty na
ponowne spotkanie z Kukułką, a zresztą on na pewno też nie chciałby jej
spotkać.

- Czy to nie Schwencke tam idzie? Emanuel pokiwał głową z

uśmiechem.

- Mówiłem mu, że wybierzemy się dziś na spacer, i miałem nadzieję, że

go spotkamy.

- Wydawało mi się, że on nie mieszka w tej okolicy. Raczej gdzieś na

Ullevalsveien, prawda?

- Właśnie się przeprowadził. Wynajmuje jeden z tych drewnianych

domków przy Maridalsveien.

- Na pewno ma wielu lokatorów. Wszyscy na Maridalsveien wynajmują

pokoje.

- Na razie nie - pokręcił głową Emanuel. - Ale z czasem pewnie zacznie

coś wynajmować. Chyba dobrze mu się wiedzie, choć rzadko widuję
klientów w jego sklepie. Ciągle coś kupuje, a gdy się z nim ostatnio

background image

widziałem, wspomniał coś o ulokowaniu pieniędzy w banku.

Elise spojrzała na męża ze zdumieniem.
- Zazdrość mnie ogarnia. Haruję od ósmej do osiemnastej za osiem

koron tygodniowo, a on obija się całymi dniami, a ma więcej pieniędzy,
niż kiedykolwiek widziałem - ciągnął Emanuel.

- Zapytaj go, jak to robi. Może potrzebuje kogoś, kto stanąłby za ladą?

Nie musisz przecież harować w kantorze do końca życia, skoro za tym nie
przepadasz.

- Nie wiem, co rodzice by na to powiedzieli... Wprawdzie praca biurowa

jest kiepsko płatna, ale uważa się, że to szlachetne zajęcie. A być
handlarz... - urwał.

Schwencke ich zauważył i przeszedł przez ulicę.
- Tu jesteście. Może chcecie obejrzeć mój nowy raj? To niedaleko.
- Wyszliśmy w zasadzie, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza, ale

możemy wpaść na chwilę. - Emanuel westchnął. - Nękają mnie ostatnio
ciągle bóle głowy, to chyba z powodu kiepskiej wentylacji w kantorze.

- Musisz znaleźć sobie coś innego - uśmiechnął się Schwencke. Elise

zauważyła, że przeszli na ty. W kręgach, w których obracał się Emanuel,
rzadko się to zdarzało po tak krótkiej znajomości.

Nie mogła się doczekać, kiedy zobaczy dom. Nie chodziło jej w

zasadzie o dom, bo wszystkie były do siebie podobne. W tej okolicy pełno
było parterowych drewnianych domków z sypialnią na poddaszu. Tak
właśnie budowali swoje domy wiejscy wyrobnicy, którzy przyjeżdżali do
stolicy w poszukiwaniu pracy. Nie, Elise miała ochotę zobaczyć meble
Schwenckego. W jaki sposób handlarz, który ma niewielu klientów, jest w
stanie zarobić tyle, by lokować pieniądze w banku? Emanuel mówił, że to
sklep z towarami żelaznymi, ale Elise przypuszczała, że Schwencke
sprzedaje wszystko. Co się da.

Dom nie miał kamiennego fundamentu, więc okna były niemal na

poziomie ulicy. Koło podwójnych drzwi rosła jarzębina, uginająca się pod
owocami.

- Zimą będzie mnóstwo śniegu - stwierdziła, spoglądając na drzewo.
- To zasypie mi dom - roześmiał się Schwencke.
Weszli do najbardziej przytulnego saloniku, jaki kiedykolwiek widziała.

Schwencke napalił w piecu, choć był dopiero wrzesień. Uderzyła więc w
nich fala przyjemnego ciepła. Pokój był umeblowany mniej więcej tak jak
salon u Carlsenów, tyle że był znacznie mniejszy. W oknach wisiały
wykrochmalone nowe zasłony, na kredensie stały jakieś srebrne naczynia i
przedmioty, a pod ścianą przeszklona półka z książkami. I - wprost nie do

background image

wiary - było w niej pełno książek!

Elise szeroko otworzyła oczy. Nie znała nikogo w tej okolicy, kto

posiadałby coś więcej niż Biblię. Emanuel miał trzy czy cztery książki, ale
on był wyjątkiem. A tu na każdej półce stał rząd książek, a gdy zajrzała za
szybę, odkryła, że są wśród nich dzieła Ibsena, Wergelanda, Jonasa Lie,
tak, wszystkich wielkich pisarzy. To musi być warte fortunę!

Zdumiona odeszła od półki z książkami i podeszła do kredensu, na

którym stały nie tylko srebra, ale i piękne porcelanowe figurki, na samym
środku zaś podłużny posrebrzany wazon, pełen czerwonych jedwabnych
kwiatów. Na mahoniowym stoliku stała wielka miedziana donica z
paprotką, na podłodze leżał wielki, gruby dywan!

Elise zerknęła na Emanuela, który był równie oszołomiony jak ona, ale

oboje byli zbyt dobrze wychowani, by to okazać. Elise pochwaliła dobry
gust gospodarza, nie zdradzając wszakże swego zdumienia, podobnie
zachował się Emanuel. Schwencke wyjął trzy kryształowe kieliszki i nalał
do nich mocnego wina agrestowego. Gdy Elise wypiła pół kieliszka,
podłoga zaczęła jej wirować przed oczami. Gdy opróżnili kieliszki,
Emanuel usprawiedliwił się bólem głowy i powiedział, że muszą wracać
do domu, jeśli w ogóle mają jutro wstać.

Gdy wyszli na ulicę i Schwencke nie mógł już ich usłyszeć, Emanuel

wykrzyknął:

- Jakim cudem go na to stać?! Wiedziałem, że dobrze mu się wiedzie, ale

żeby aż tak! Widziałaś jego półkę z książkami? Pełną drogich książek?
Srebra, porcelana, kryształy, dywan... I nawet nie ma zamiaru
wynajmować mansardy, chce mieć dom dla siebie! Gdyby należał do tej
samej sfery co Carlsenowie, wcale bym się nie dziwił, ale on jest przecież
zwykłym handlarzem!

- Pewnie ma bogatą rodzinę. I pracuje tylko dla zabicia czasu.
- Chyba tak - pokiwał głową Emanuel.
Nagle zachwiał się, jakby miał się zaraz przewrócić.
- Ależ Emanuelu! - roześmiała się. - Myślałam, że jesteś

przyzwyczajony do wina.

On też się roześmiał, ale był zmieszany.
- Też tak myślałem, ale chyba wyszedłem z wprawy.
- Najlepiej będzie, jak już pójdziemy do domu i położymy się spać.

Wczorajszy wieczór był wyjątkowo długi.

Następnego dnia Torkild przyniósł cały stos egzemplarzy „Hus-

moderen".

- Mam cię pozdrowić od pastorowej i powiedzieć, że możesz to trzymać,

background image

ile tylko chcesz. Ona już wszystko przeczytała.

- Jak to miło z twojej strony, Torkildzie. Bardzo dziękuję. Jak się dziś

czuje Anna?

Wyciągnął szyję, żeby sprawdzić, czy nie widać gdzieś Emanuela, i

dodał nieco ciszej:

- Anna wciąż rozpacza z powodu wyjazdu Johana. Tłumaczę jej, że

wyjechał tylko na chwile, ale nie potrafię jej pocieszyć. Zupełnie jakby
sobie wmówiła, że już nigdy go nie zobaczy. Elise spojrzała na niego
zatroskana.

- Może wiąże to ze zniknięciem ojca. Anna przez wiele lat myślała, że

on się wkrótce pojawi, ale on nie dał nawet znaku życia.

Torkild pokiwał głową.
- Też mi to przyszło do głowy. Mogłabyś zajrzeć do nas któregoś

wieczoru, żeby z nią porozmawiać. Twoje towarzystwo zawsze poprawia
jej humor.

- Mam wrażenie, że teraz mój widok wprawia ją w smutek.

Rozczarowałam ją - dodała cicho, żeby jej Emanuel nie usłyszał. -
Wejdziesz na chwilę? - zaproponowała głośniej. - Emanuel siedzi w
salonie.

- Dzięki, ale skorzystam z zaproszenia innym razem. Mamy teraz bardzo

wiele obowiązków w Armii. A oprócz tego, jak wiesz, pracuję w sklepie.
Anna i tak za często zostaje sama.

- Postaram się odwiedzić ją któregoś wieczoru.
- Dziękuję, Elise. Mam nadzieję, że będziesz miała jakieś wieści od

niego i opowiesz nam, jak sobie radzi.

Elise obejrzała się i szepnęła:
- Powiedział, że przyśle list do domku nad rzeką. Hilda nic nikomu nie

powie. - Uśmiechnęła się nieco zawstydzona w poczuciu, że robi coś
złego. To też była forma zdrady.

Następnego dnia była sobota. Pogoda w dalszym ciągu dopisywała, było

zaskakująco ciepło. Elise cieszyła się, że wróci wcześniej do domu, zrobi
wszystko, co trzeba, i będzie miała wolną całą niedzielę. Postanowili, że
wybiorą się do matki i Asbjorna, a w drodze powrotnej nazbierają trochę
chrustu na opał. Emanuel zdobył kilka worków z juty, a chłopcy pożyczyli
wózek. Dobrze by było, gdyby każdy z nich zebrał worek. Wówczas
mogliby sobie pozwolić na to, by palić w piecu w salonie, gdy tylko zrobi
się zimno.

Furtka była otwarta. Elise starała się wpoić chłopcom, by zawsze ją

zamykali. Mogłoby się przecież zdarzyć, że zapomną o tym, gdy Hugo

background image

będzie w ogrodzie, i mały wyjdzie na ulicę. Niewiele trzeba, by któryś z
pędzących w stronę miasta wozów przejechał takiego szkraba. Najmłodszy
dzieciak rodziny, która mieszkała na rogu, zginął podobno w ten sposób w
ubiegłym roku. Elise zdrętwiała z przerażenia.

Ogarnął ją jeszcze większy niepokój, gdy obeszła dom i zobaczyła, że

drzwi kuchenne stoją otworem. Jak można być tak bezmyślnym? Na razie
palili tylko w piecu kuchennym, gdy przygotowywali jedzenie, i należało
dbać o to, by ciepło nie uciekało.

Zostawiła małego w wózku i wpadła do kuchni, żeby przemówić

chłopcom do rozsądku.

I wtedy gwałtownie się zatrzymała. Z salonu docierał histeryczny

kobiecy głos, płacz i krzyk. Elise zamarła bez ruchu, wstrzymała oddech i
zaczęła nasłuchiwać.

- Nie obchodzi mnie, ile dzieciaków jest w tym domu! Nie moja sprawa,

czy masz dość pieniędzy na czynsz i opał. Mówię ci, że go nie chcę! Teraz
twoja kolej, ty cholerny uwodzicielu! Mam go dosyć! Od wielu tygodni
nie przespałam ani jednej nocy. Chcę mieć wreszcie spokój! Chcę żyć jak
inne dziewczęta, chodzić na tańce, stroić się, chodzić na randki, do
kinematografu, do tivoli i do cyrku! Nie mam zamiaru piastować twojego
bachora, zestarzeć się i osiwieć przed czasem! Chcę żyć! Teraz się
dowiesz, jak to jest. Ty, który zwyczajnie zwiałeś. Nie myśl sobie, że się z
tego wywiniesz!

Rozległ się przeciągły krzyk dziecka, stukot wysokich obcasów i po

chwili z salonu wybiegła młoda kobieta w zwiewnych, białych szatach.
Policzki miała rozpalone wściekłością, oczy roziskrzone gniewem, drżące
usta, ale Elise od razu ją rozpoznała.

Signe...

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Sparaliżowana zdumieniem Elise odprowadziła Signe wzrokiem. Nigdy

w życiu nie widziała człowieka ogarniętego taką wściekłością. Oczy Signe
ciskały pioruny, usta były wykrzywione, wyglądała jak szalona. Nie
zauważyła nawet Elise, przebiegła przez kuchnię, szarpnęła drzwi i
zatrzasnęła je z hukiem tak, że szyby zadzwoniły, a drzwi się zatrzęsły.

Elise ze ściśniętym żołądkiem zdołała się w końcu odwrócić w stronę

drzwi prowadzących do salonu. Drzwi były otwarte na oścież, więc ujrzała
Emanuela, który stał bezradny i niemy na samym środku pokoju z
wierzgającym i wrzeszczącym dzieckiem na ręku. Chłopczyk był
śmiertelnie przerażony, kopał i wyrywał się, prężył nóżki i rzucał głową w
tył, a buzię miał rozpłomienioną jak ogień.

Emanuel spojrzał na nią z konsternacją. Jakby był w szoku i nie

wiedział, co powiedzieć i co począć, jakby nie potrafił nawet zebrać myśli.
Najwyraźniej zapomniał nawet o śmiertelnie przerażonym dziecku, stał
taki bezradny i niezręczny, że aż żal było na niego patrzeć.

Jego bezradne spojrzenie podziałało na Elise. Wzięła głęboki oddech,

weszła do salonu, zabrała dziecko z ramion Emanuela, przytuliła i zaczęła
masować maleńkie plecki spokojnymi, ale zdecydowanymi ruchami.

- Wygląda na to, że coś go boli, pewnie dostał kolki.
Emaneul wpatrywał się w nią, jakby była egzotycznym zwierzęciem.

Potem zachwiał się na nogach, chwycił się oparcia najbliższego krzesła,
opadł na nie i zakrył twarz dłońmi.

- Nie trzeba się tym tak przejmować. - Wydawało jej się, że jej własny

głos dobiega gdzieś z oddali. - Żadna matka nie zostawi swego dziecka.
Gdy się uspokoi, wróci tu po niego.

Własne słowa fałszywie zadźwięczały w jej uszach. Hilda zostawiła

swoje dziecko. Mathilde skoczyła do wodospadu i osierociła swoje
córeczki. Agnes ucieszyła się, gdy pozbyła się pierwszego dziecka,
którego się spodziewała. Nie wszystkie kobiety zostały stworzone, by być
matkami.

Usłyszała szloch Emanuela. Chłopiec natomiast się uspokoił. Podeszła

więc do męża i pogłaskała go po głowie.

- Nie przejmuj się tak, Emanuelu. Signe wściekła się z jakiegoś powodu,

na pewno jej przejdzie. Postarajmy się raczej zapłacić tyle, ile żąda jej
ojciec.

background image

Emanuel pokręcił głową, nie podnosząc wzroku. Lodowaty dreszcz

przeszył jej ciało.

- Chyba nie sądzisz, że mówiła poważnie? Że chce się pozbyć własnego

dziecka?

Ku jej przerażeniu Emanuel pokiwał głową.
- Owszem. Signe mówiła poważnie. Myślę, że już nie wróci.
- Ale rodzice nie pozwolą jej chyba oddać chłopca? Jest przecież

dziedzicem dworu.

- Nie będą mieli nic do powiedzenia. Signe jest podobna do mojej matki,

robi tylko to, co jej odpowiada.

Elise nie chciała dopuścić do siebie tej myśli.
- Jesteś zmęczony i widzisz wszystko w czarnych barwach. Jutro na

pewno znajdziemy rozwiązanie. Poza tym wcale się z tobą nie zgadzam.
Signe na pewno wróci.

Elise wyszła do kuchni i trzymając rocznego chłopca na ramieniu,

próbowała nastawić mleko. W tej samej chwili rozległo się pukanie do
drzwi i pani Jonsen wetknęła głowę do środka.

- O rety, masz jeszcze jedno dziecko?! - wykrzyknęła oszołomiona.
- Musimy się nim zająć do jutra. Przepraszam, że nie zabrałam jeszcze

Jensine, pani Jonsen. To wszystko mnie trochę zaskoczyło.

- Hugo siedzi w wózku i płacze.
- Zaraz zabiorę go do domu. Czy mogłaby pani popilnować jeszcze

Jensine? Mój mąż się źle czuje.

Chłopiec przykleił się do niej. Elise zdała sobie sprawę, że nie ma sensu

próbować go od siebie odrywać. Trzymając więc syna Signe na ręku,
poszła po Hugo.

Pani Jonsen usiadła przy stole z Jensine na kolanach.
- Jak ty sobie z tym wszystkim poradzisz, Elise? Sąsiadka okazywała jej

coraz więcej macierzyńskich uczuć

i nawet zaczęła jej ostatnio mówić po imieniu.
- Do końca swoich dni musisz być silny, mówił pastor. To znaczy, że siła

przyjdzie, gdy będzie potrzebna. W tej chwili nie mam żadnego wyboru.

„W tej chwili nie mam żadnego wyboru", powtórzyła w duchu. Czy

zawsze już tak miało być w jej życiu?

- Ale jak sobie poradzisz z trójką naraz? - Pani Jonsen nie zamierzała się

poddać.

- Skoro będę musiała, to sobie poradzę. - Elise zauważyła, że oczy

sąsiadki płoną z ciekawości i uznała, że najlepiej jej wszystko wyjaśnić.
Może zresztą słyszała całą awanturę? - Jego matka ma jakieś problemy i

background image

nie może się nim zająć tej nocy. Jest z nami spokrewniona.

Do kuchni wszedł Emanuel. Zmusił twarz do uśmiechu.
- A więc tu siedzi nasz anioł, pani Jonsen. Bardzo dziękujemy za pomoc.

Wezmę już Jensine od pani.

Kobieta podniosła się z wyraźną niechęcią.
- A dobrze się czuje pan Ringstad? Mogę tu zostać, póki dzieciaki nie

pójdą spać.

- Dziękujemy bardzo, ale to nie jest konieczne. Miałem migrenę, gdy

wróciłem z kantoru, ale teraz czuję się lepiej. Tam jest takie kiepskie
powietrze, wprost nie do wytrzymania.

Nalał mleka do butelki, wziął Jensine na ręce i usiadł.
Pani Jonsen pokręciła głową i ruszyła do drzwi. Gdy je za sobą

zamykała, Elise usłyszała, jak mruczy pod nosem, że to przecież nie
uchodzi, żeby pan zajmował się niemowlęciem.

- I co on w ogóle robi w kuchni - dodała z oburzeniem w głosie.
W kuchni zapanowała cisza, gdy Jensine dostała swoje mleko, Hugo

usiadł na stołku w kąciku ze swoją kaszą, a Sebastian wciąż tulił się do
ramienia Elise. Gdy tylko próbowała się od niego uwolnić, buzia
wykrzywiała mu się w podkówkę, a ciałko sztywniało.

- Chłopczyka coś boli - wyjaśniła synkowi, który wpatrywał się w obce

dziecko po trosze z życzliwością, po trosze z zazdrością. Najwyraźniej
chętnie by się z nim pobawił, ale nie podobało mu się, że jakieś obce
dziecko zajęło jego miejsce na kolanach mamy.

- Nic nie mówisz - zaczął Emanuel ostrożnie.
- A co mam powiedzieć? Nie wystawimy go przecież na ulicę, tak jak to

ludzie robili w dawnych czasach. A zresztą to przecież twój syn. I nie ma
szczęśliwego dzieciństwa. Nie rozumiem, co to za ludzie ci rodzice Signe.
Na własne oczy widziałam, że ona jest prawdziwym trollem, ale
myślałam, że jej rodzice są ulepieni z innej gliny.

Emanuel milczał.
- Nie potrafię teraz zająć żadnego stanowiska, Emanuelu. Prześpijmy się

z tą myślą. Może jutro znajdziemy jakieś rozwiązanie.

Emanuel nadal nic nie mówił.
- Nie jestem zła, jeśli o to mnie podejrzewasz. Żal mi ciebie i dziecka,

ale to nie upraszcza sytuacji. Pani Jonsen ma rację, nie poradzę sobie z
trzema maluchami naraz, o ile będę musiała nadal pracować w kantorze. A
przecież bez mojej pensji nie zdołamy się utrzymać. Nie dostanę w
październiku aż tak wysokiego honorarium! Nie sądzę też, by Hilda miała
ochotę zajmować się jeszcze jednym dzieckiem. Nie jestem zresztą pewna,

background image

czy ty wytrzymasz jeszcze jedno krzyczące niemowlę w domu. Z tego, co
mówiła Signe, on nie należy do najspokojniejszych dzieci.

- Nie mówisz nic o sobie - powiedział wreszcie. - Co sobie pomyślałaś,

gdy ją usłyszałaś po powrocie do domu?

- Nie zdążyłam za wiele pomyśleć, ale oczywiście byłam przerażona.

Chyba nigdy nie widziałam człowieka w takiej histerii.

- Los ci wiele oszczędził. Zerknęła na niego badawczo.
- Myślisz o swojej matce czy o Signe?
- O obu.
- Zdaje się, że ubóstwo nie jest jednak najgorszą rzeczą, jaka może

spotkać człowieka.

- Nie wiem, czy to można porównać. To raczej dwie różne próby, na

jakie los wystawia ludzi, obie bolesne, każda na swój sposób.

- Cieszę się, że jestem tym, kim jestem, i miałam takich rodziców, jakich

miałam. Ojciec się rozpił, ale dopiero pod koniec, i wcale nie był złym
człowiekiem. Tylko wtedy, gdy nie wiedział, co robi. - Podała jedną łyżkę
kaszy Hugo, a drugą Sebastianowi. O dziwo chłopiec zjadł, pewnie był
głodny. - Jak myślisz, co się stało Signe? Czemu była w takim stanie?

Emanuel wzruszył ramionami.
- Myślę, że się zakochała, a jej wybranek nie chce dziewczyny z

dzieckiem. Jeśli Signe zależy na jakimś mężczyźnie, nie przebiera w
środkach. Sam tego doświadczyłem.

- Doskonale rozumiem - powiedziała nieco sarkastycznym tonem.
Rzucił jej pełne zawstydzenia spojrzenie. Elise westchnęła z rezygnacją.
- Nie miałam zamiaru dolewać oliwy do ognia. Nie rozpamiętuję

przeszłości, ale powinniśmy zachować rozsądek. Jedno wiemy na pewno:
Signe nie wróci dziś wieczorem. Skoro była taka wściekła, musi minąć
trochę czasu, nim się uspokoi. Jutro jest niedziela, mamy więc przed sobą
cały dzień na myślenie.

Musimy się zastanowić, co zrobimy z chłopcem w poniedziałek, jeśli

ona, jego matka, nie pojawi się do tego czasu. Ja muszę iść do kantoru, ty
także. Musimy zapytać panią Jonsen albo zabiorę go do Hildy z nadzieją,
że zgodzi się zająć trójką przez jeden dzień. Prędzej czy później będziemy
musieli znaleźć inne rozwiązanie.

Spostrzegła, że Emanuel chwycił się za czoło i że jest bardzo blady.
- Nie przejmuj się tak bardzo, Emanuelu! Znajdziemy jakiś sposób.

Gdybyś wiedział, ile razy los mi się odwdzięczył, gdy zrobiłam coś
dobrego dla innych. Gdy oddawałam ostatnią kromkę chleba komuś, kto
był w jeszcze gorszej sytuacji niż my, natychmiast doświadczałam cudzej

background image

pomocy. Czasem dostawałam dodatkową koronę za szycie, czasem torbę
pełną kości z mięsem od rzeźnika, czasem worek drew od woźnicy.
Zdarzyło się to tyle razy, przestałam się dziwić. - Dała chłopcom po łyżce
kaszy i mówiła dalej: - Nie martwmy się na zapas, jak to mówią. Zresztą
nie mamy wyboru. Musimy robić dobrą minę do złej gry.

W tej samej chwili usłyszeli pełne ożywienia chłopięce głosy i do

kuchni wpadli z impetem Peder, Kristian i Evert, zgrzani i zdyszani, bo
przebiegli całą drogę do domu.

Wszyscy trzej stanęli jak wryci i patrzyli na Sebastiana z nie-

dowierzaniem.

Głos Pedera zdradzał wielkie przerażenie.
- Dlaczego masz obce dziecko na kolanach, Elise? Znalazłaś je? Elise

pokręciła głową i zmusiła się do uśmiechu.

- To jest synek Signe. Ma na imię Sebastian. Zauważyła, że Kristianowi

twarz pociemniała i że chłopak rzucił Emanuelowi pogardliwe spojrzenie.
Tylko Kristian się od razu domyślił, że ten chłopiec musi być także synem
Emanuela.

- Co on tu robi? - zapytał z nieskrywaną niechęcią.
- Signe szukała kogoś, kto się nim zajmie przez dzień albo dwa.
Na twarzach Pedera i Everta odmalowała się ulga, obawiali się zapewne,

że to obce dziecko zostanie u nich na dobre. Kristian natomiast nie dał się
tak łatwo przekonać.

- Skąd wiesz, że ona wróci? Co będzie, jeśli chce się go pozbyć?
- Pozbyć się go? - rozgniewała się Elise. - Czy myślisz, że matka może

chcieć się pozbyć swojego dziecka?

- Nie pamiętasz tamtej Signe? Tej, co wrzuciła dziecko do wody?
- To całkiem co innego. Ona nie miała z czego żyć i nie widziała innego

wyjścia. Signe ma bogatych rodziców, którzy jej pomagają, jak tylko
mogą. Miała po prostu coś do załatwienia i nie mogła zająć się synkiem w
tę niedzielę.

Nie odważyła się spojrzeć na Emanuela. Siedział w milczeniu,

trzymając Jensine w ramionach. Butelka była prawie pusta. Obawiała się,
że Emanuel sprostuje jej słowa i powie chłopcom, że Signe
najprawdopodobniej już się nie pojawi. To by ich wzburzyło. A przecież
jeszcze tyle się mogło zdarzyć. Nie trzeba ich niepokoić zawczasu.

- Zrobiłam zupę dziś rano przed wyjściem do pracy. Mógłbyś ją

podgrzać, Kristian?

Kristian spełnił jej prośbę, ale sprawiał wrażenie zbuntowanego i ruszał

się bardzo powoli.

background image

„On wszystko rozumie", pomyślała. „Zobaczył na naszych twarzach

konsternację i nie wie, dlaczego się na to zgadzamy".

Peder i Evert usiedli do stołu.
- Pójdziemy pograć w piłkę. - Evert starał się powiedzieć to jak

najweselej, jakby chciał przywrócić wszystkim humor.

To podziałało. Peder zapomniał o swoim przerażeniu.
- Wiesz, jak się mówi na sobotę? Mówi się „pański wieczór". I dlatego

nie zadają nam lekcji. Ale nie rozumiem, co ma do tego państwo?

- Nie państwo, ty głupku, tylko Pan, to znaczy Bóg.
- Bóg? Ten, co siedzi tam w niebie? Czy on powiedział nauczycielowi,

żeby nam nic nie zadawał?

Kristian znów westchnął z rezygnacją, ale tym razem nic nie powiedział.
Elise nie potrafiła myśleć o niczym oprócz Sebastiana, obcego dziecka,

które trzymała na kolanach i które otwierało buzię, by przyjąć od niej
następną łyżkę kaszy, jakby to była najbardziej naturalna rzecz pod
słońcem. Chłopiec odprężył się nawet trochę i zaczął się do niej ufnie
przytulać.

Wielki Boże, co ona z nim zrobi? To przecież nie jest całkiem obce

dziecko, to syn Emanuela, bez względu na to, czy jej się to podoba. Gdy
się pobierali, Emanuel wziął na siebie odpowiedzialność za dziecko,
którego się spodziewała, choć wiedział, że kto inny jest jego ojcem. Jak
Elise mogłaby teraz odepchnąć jego dziecko, skoro on przyjął jej synka? A
jeśli odmówi, co się stanie z tym chłopcem? W sierocińcu Armii
Zbawienia podobno nie ma miejsc. Nikt nie wie, gdzie szukać Signe, a z
tego, co mówi Emanuel, jej rodzice nie zajmą się wnukiem. Nie będą mieli
odwagi, skoro Signe im tego zabroniła. Signe tam o wszystkim decyduje.
Signe jest taka jak pani Ringstad, ściślej rzecz biorąc, taka jaka była pani
Ringstad, nim się okazało, że jest poważnie chora. Jej słowo jest święte i
biada temu, kto się jej nie podporządkuje.

Podskoczyła, gdy Peder roześmiał się niespodziewanie na głos, i

spojrzała na niego ze zdumieniem. Siedział i patrzył na Sebastiana.

- Patrzcie tylko na niego! - zaśmiał się ponownie. - Jak robię miny, to

uśmiecha się od ucha do ucha!

Elise zerknęła na Emanuela. Miała nadzieję, że uwaga Pedera złagodzi

jego wyraz twarzy, ale Emanuel był nadal ponury. Jeśli nawet usłyszał
słowa Pedera, to na pewno nie dotarły do jego świadomości.

- Zupa gotowa - oznajmił Kristian, nakładając kaszkiet na głowę w

drodze do drzwi.

- Chyba nie wyjdziesz bez jedzenia? - zdumiała się Elise.

background image

- Nie jestem głodny.
I zniknął, trzaskając drzwiami.
Powinna krzyknąć za nim, że nie wolno mu trzaskać drzwiami ani

wychodzić bez jedzenia, ale nie zrobiła tego. Kristian przeżywa ciężkie
chwile. Koledzy będą mieli kolejny powód, by mu dokuczać.

Peder i Evert jedli, aż im się uszy trzęsły, a gdy tylko skończyli,

spojrzeli na nią błagalnie.

- Możecie iść - skinęła głową. - Ale musicie wrócić do domu przed

zmrokiem.

Zapomnieli podziękować za jedzenie i wybiegli tak szybko, że stołek

Pedera się przewrócił. Elise spodziewała się reprymendy ze strony
Emanuela, ale on się nie odezwał.

„Rozumie na pewno, że to było niechcący, że chłopcy chcą jak

najszybciej być na łąkach", pomyślała, ale w głębi ducha wiedziała, że
przyczyna jest całkiem inna. Spojrzała na męża ukradkiem. Pobladł
jeszcze bardziej niż zwykle, a na jego czole perlił się pot.

- Coś się stało?
Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- I ty się o to pytasz?

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Obudziła się równie wcześnie jak zwykłe, choć była niedziela.

Organizm przyzwyczaił się do tego, budziła się o tej samej porze od
czternastego roku życia, kiedy zaczęła pracę w przędzalni. Na długo przed
sygnałem fabrycznych syren była rześka i przytomna i nie potrafiła
ponownie zasnąć.

Wszyscy inni spali, nawet Sebastian. Popłakiwał trochę, gdy położyła go

w łóżeczku razem z Hugo, ale najprawdopodobniej był już tak zmęczony,
że szybko przestał. I spał całą noc.

Elise zapaliła świecę i zeszła boso, trzęsąc się z zimna, na dół. Nagle

zrobiło się zimno jak jesienią, niewykluczone, że tej nocy rozpoczęły się
przymrozki. Oddech jej zamarzał, stopy miała niemal lodowate.

Zanim weszła do kuchni, by rozpalić w piecu, pobiegła do salonu, żeby

wyjrzeć przez jedyne okno i sprawdzić, czy Signe nie stoi już pod gazową

background image

latarnią przed furtką, ale nikt tam nie stał, nie widać było żadnej mamy
pełnej poczucia winy i żalu. Elise pośpieszyła do kuchni, zmięła jakieś
stare gazety i wcisnęła je do kuchennego pieca. Potem dołożyła sporo
szczap, kilka drew i wrzuciła zapałkę. Wkrótce podniosły się płomienie,
suche gałązki zaczęły trzaskać, a w głąb komina uniosła się chmura iskier.

Zostawiła drzwiczki pieca otwarte, póki ogień nie zajął na dobre drew, a

potem nalała zimnej wody do miednicy, zrzuciła znoszoną, cieniutką
koszulę nocną i umyła się pośpiesznie, by po chwili włożyć niedzielne
ubranie. Przygotowała sobie wszystko poprzedniego wieczoru, żeby
nikogo nie obudzić. Wełniane skarpety były już tak przetarte, że niemal
przezroczyste, zawiązała je pod kolanami niebieskimi podwiązkami.
Gorset odziedziczyła po matce. Było w nim znacznie więcej haftek niż w
gorsetach, które się teraz produkuje, tak przynajmniej wynikało z
obrazków, które widywała w gazetach. Gdyby miała w sobie odrobinę
próżności, poprosiłaby kogoś, żeby pomógł jej zasznurować gorset, tak by
miała właściwą, podobną do klepsydry figurę, ale Elise nie miała czasu na
takie głupstwa i źle się czuła w ciasnej bieliźnie. Pocieszała się, że lekarze
ostatnimi czasy twierdzili, że im ciaśniej kobieta ściska swój gorset-
klepsydrę, tym szybciej piasek życia się w niej przesypuje. Na wierzch
włożyła zwykły stanik. Czytała gdzieś, że od niedawna sprzedaje się jakiś
całkiem nowy model, ale nie miała pojęcia, co to takiego. Było jej to
zresztą całkiem obojętne, bo i tak nie miała pieniędzy na nowe rzeczy. Na
końcu włożyła niedzielną suknię, którą wielokrotnie już łatała i cerowała,
ale suknia ładnie leżała i Elise ładnie w niej wyglądała.

Różne myśli kłębiły się w jej głowie. Raz wydawało jej się, że nie zdoła

wychować jeszcze jednego dziecka, po chwili dochodziła do wniosku, że
nie może chłopca odesłać do całkiem obcych ludzi albo do sierocińca, w
którym nikt nie będzie się nim zajmował, jak należy, nikt nie będzie go
kochał, gdzie położą go w wielkiej sali wśród tłumu innych dzieci. Biedne
maleństwo. Nie zrobił przecież nic złego, to jego rodzice powinni zostać
ukarani, a nie on.

Nachodziły ją dziwne myśli. Zadawała sobie pytanie, jak by na to

zareagowała, gdyby naprawdę kochała Emanuela. Czy byłoby jej łatwiej?
A może znacznie trudniej, bo wówczas byłaby naprawdę zazdrosna?

A gdyby chodziło o Johana i o jego syna? Na to pytanie odpowiedziała

sobie bez chwili wahania. Wówczas pokochałaby to dziecko jak swoje
własne!

Skończyła właśnie sznurować trzewiki, gdy usłyszała rozpaczliwy płacz

na górze. To na pewno Sebastian, Hugo nie płacze w ten sposób.

background image

Biedactwo, przestraszył się na pewno, gdy się obudził w obcym łóżku,
pewnie nie pamięta, co się zdarzyło poprzedniego wieczoru. Elise wzięła
świecę i pobiegła na górę.

Siedział na łóżku z wielkimi, pełnymi przerażenia oczami, łzy spływały

mu po policzkach. Hugo się nie obudził, zamachał tylko rączką, jakby
chciał odegnać te dźwięki, ale spał dalej.

Gdy Sebastian ją zobaczył, wyciągnął rączki i załkał:
- Bassen do domu!
Po raz pierwszy coś powiedział, sądziła nawet, że nie zaczął jeszcze

mówić. Podniosła go i przytuliła.

- Sebastian zaraz wróci do domu, ale najpierw coś zjemy. Miała zamiar

dodać „gdy się tata obudzi", ale w porę ugryzła

się w język. Sebastian nie poznał Emanuela i trudno było tego

oczekiwać, skoro był taki malutki, gdy ojciec go opuścił.

Trzymając dziecko na ramieniu i świecę w drugiej ręce, zeszła ostrożnie

na dół po stromych schodach. Mały przestał płakać. Można było
przypuścić, że będzie się bał obcego, mrocznego domu, ale nic na to nie
wskazywało. Wręcz przeciwnie, okazywał Elise bardzo dużo zaufania.
Może przyzwyczaił się do tego, że zajmują się nim coraz to inne obce
kobiety. Dziwne, że przespał spokojnie całą noc, skoro Signe twierdziła, że
od wielu tygodni nie może się wyspać.

Elise zapaliła lampę naftową nad kuchennym stołem. Zazwyczaj nie

zapalała jej o poranku, ale była niedziela, a poza tym mieli przecież gościa.
Wkrótce zaświta dzień, za oknem już zrobiło się szaro.

Jesień. Zadrżała z zimna. Niedługo nadejdzie zima, z długimi,

mrocznymi dniami, z zacinającym śniegiem, który wdziera się pod
ubranie, ze śnieżną breją, która potrafi znaleźć drogę do wnętrza zdartych
trzewików, ze sztywnymi palcami i pękającymi paznokciami. Jakże Elise
nie cierpiała zimy!

A w domu jeszcze jedno dziecko! Jeszcze jedna gęba do wyżywienia,

ktoś, kto będzie potrzebował ciepłych ubrań, będzie miał katar, chore
gardło i gorączkę, będzie płakał i budził ich po nocy.

Elise otrząsnęła się z tych myśli. Cóż to za bzdury? Przecież Sebastian

tu nie zostanie. Zabawi u nich najwyżej kilka dni, może Signe już dziś po
niego przyjdzie. Jest jego matką, jest młoda i nie ma żadnych innych
obowiązków. Poza tym jej rodzice mają wielki dwór i codziennie najadają
się do syta, mają mnóstwo miejsca i na pewno każą codziennie palić w
piecach, gdy nastają chłody. Gdy Signe przemyśli sprawę i dojdzie do
wniosku, że Emanuel nie może wychowywać chłopca w tym domu, w

background image

którym i tak nie brakuje dzieci, przyjdzie tu, w dalszym ciągu wściekła i
zła, ale z innymi planami na temat przyszłości Sebastiana.

Z innymi planami na temat przyszłości Sebastiana... Elise posadziła

chłopca na krześle i znalazła mu skórkę od chleba, którą mógł sobie żuć,
póki kasza nie będzie gotowa.

- Teraz dołożymy do pieca, żeby w kuchni było ciepło i miło -

powiedziała pogodnie, tak jak się mówi do maluchów, „głosem Jensine",
jak to nazywał Kristian.

- Ciepło i milo - powtórzył zadowolony Sebastian. Zerknęła na niego ze

zdumieniem. Bardzo dobrze mówił jak na takiego malucha.

Gdy kasza się zagotowała, Elise znalazła czystą pieluchę pośród rzeczy,

które zdjęła wczoraj ze sznurka i których jeszcze nie zdążyła poskładać.
Na szczęście były tam też jakieś ubranka Hugo, trzeba w to ubrać
Sebastiana, póki nie wypierze jego własnych. Signe nie przyniosła mu
nawet ubranek, a to, co miał na sobie wczoraj, było mokre.

Zaskrzypiały schody, ktoś stawiał ciężkie kroki, pewnie Emanuel się

obudził. Wsunął głowę do kuchni.

- Już wstałaś?
- Znasz mnie przecież, zawsze się budzę o tej samej porze.
- Ale przecież nie musisz od razu wstawać! O rany, ale zimno się

zrobiło!

- Wejdź i zamknij za sobą drzwi, tutaj w kuchni zaraz będzie ciepło.
Emanuel rzucił Sebastianowi dziwne spojrzenie, zanim usiadł przy stole.

Na koszulę nocną narzucił stary, zniszczony szlafrok, miał zmierzwione
włosy i nieogoloną brodę. Był blady, jak niemal codziennie ostatnimi
czasy, oczy miał podkrążone. Zmarszczyła brwi, spoglądając na niego.
Niewiele w nim zostało z tego zadbanego, energicznego oficera Armii
Zbawienia, którego wówczas spotkała w Świątyni. Co się z nim stało?
Czyżby dwa ostatnie lata tak na niego podziałały?

- Jak się czujesz?
Spojrzał na nią z rezygnacją. ,
- Dlaczego ciągle mnie o to pytasz?
- Bo wyglądasz niezdrowo, uważam, że powinieneś wybrać się do

lekarza.

Machnął lekceważąco ręką.
- Czy jest coś dziwnego w tym, że niezdrowo wyglądam? Mówiłem ci

przecież, że w kantorze jest fatalne powietrze. Mortensen pali przez cały
dzień, a mnie nie wolno nawet okna otworzyć. - Zamilkł, a po chwili dodał
ostrożnie: - Nie widziałaś jej jeszcze?

background image

- Chodzi ci o Signe? Nie, wyjrzałam przez okno, gdy tylko się

obudziłam, i miałam nadzieję, że zobaczę ją przy furtce, pełną poczucia
winy i żalu, ale nikogo tam nie było.

- Pełną poczucia winy i żalu - prychnął i westchnął głęboko. - Nie znasz

się na ludziach, Elise. Żyjesz w swoim świecie i myślisz, że wszyscy są
tacy jak ty

Na końcu języka miała ciętą ripostę, ale nic nie powiedziała. To nie był

najlepszy moment na kłótnię, ale jego słowa głęboko ją ubodły. Napisała
książkę dlatego, że sporo już w życiu widziała. Jeśli nawet nie znała się na
ludziach z „tamtej strony", to wiedziała bardzo dużo o dziewczętach z
fabryki i ich rodzinach.

- Myślisz, że ona nie wróci?
- Nie, myślę, że ona nie wróci. - W jego głosie było tyle zdecydowania,

że Elise przystanęła i spojrzała na niego. - Pozbyła się problemu i jeśli
myślisz, że ma wyrzuty sumienia, to musisz zmienić zdanie.

- Ale przecież na pewno kocha swoje dziecko! Roześmiał się szyderczo.
- Są tacy, którzy potrafią kochać tylko siebie.
Elise pokręciła głową z niedowierzaniem. Spojrzała w stronę Sebastiana,

który siedział sobie spokojnie i gryzł suchą skórkę od chleba, jakby nigdy
w życiu nie miał w buzi czegoś tak smakowitego. Był ślicznym, słodkim i
zdrowym chłopczykiem.

- Signe twierdziła, że nie przespała nocy od wielu tygodni, ale Sebastian

nie zapłakał tej nocy ani razu.

- No widzisz. Nie należy się po niej spodziewać niczego poza

kłamstwami i przekleństwami. - Znów ciężko westchnął. - Musimy
znaleźć inne rozwiązanie, Elise.

Obróciła się znowu w stronę męża.
- Żal mi tego chłopca.
Rzucił jej dziwne spojrzenie, a potem popatrzył na synka.
- Uważasz, że to moja wina?
- Oboje jesteście winni. A w każdym razie dziecko nie jest niczemu

winne i nie powinno cierpieć za to, co zrobili rodzice.

Spojrzał na nią ponownie, jakby nic nie rozumiał.
- O co ci właściwie chodzi?
- Chodzi mi o to, że nie da się tak po prostu „pozbyć problemu", jak to

określiłeś. Jeśli się płodzi dzieci, trzeba wziąć za nie odpowiedzialność.
Czy on zrobił coś złego, że żadne z rodziców się o niego nie troszczy?
Wiele bezdzietnych par nie posiadałoby się ze szczęścia, mając takiego
ślicznego synka.

background image

Emanuel przetarł oczy i podparł głowę dłońmi.
- Nie mów tak, Elise! Czy nie rozumiesz, że jestem w rozpaczy?
Znowu ogarnął ją niepokój, podeszła do niego i położyła mu dłoń na

ramieniu.

- Znajdziemy jakieś rozwiązanie. Już świta, chyba będzie ładna pogoda i

piękny dzień. Może Hugo i Sebastian mogliby usiąść razem na desce na
wózku Jensine? Chłopcy pomogą pchać. Jeśli się nie uda, to posadzimy
ich w wózku na chrust. 1 tak musimy go ze sobą zabrać.

- Nie wiem, czy dam radę, Elise. Niech chłopcy sami nazbierają chrustu,

ja mam zawroty i bóle głowy.

- Czy nie mógłbyś wreszcie przyznać, że coś ci dolega?
- Nie dolega mi nic poza bezradnością.
- Nie jest aż tak źle, żeby się całkiem poddawać. Oboje mamy pracę,

chłopcy dokładają to, co zarobią po szkole. Poza tym pomagają nam pani
Jonsen i Hilda. Wiele rodzin jest w o wiele gorszej sytuacji.

- Nie rozumiem, jak możesz patrzeć na wszystko tak optymistycznie,

Elise. Ja się czuję tak, jakbym tonął w bagnie i nie miał żadnych szans, by
się z niego wydostać.

- Tylko dlatego, że masz inne przyzwyczajenia. Myślałam o tym podczas

naszej ostatniej wizyty w Ringstad. Nic dziwnego, że się źle czujesz w
tych maleńkich pomieszczeniach i małym ogródku, skoro przywykłeś do
salonów w Ringstad i do ogrodu, w którym można zabłądzić. Gdy
przypomnę sobie stół śniadaniowy, uginający się pod świeżutkimi
bułeczkami, masłem, wielkimi serami i mięsiwem, i pomyślę sobie o
naszych skromnych posiłkach składających się z kaszy na wodzie albo
suchego chleba z topionym chudym serkiem, nietrudno mi zrozumieć, że
była to dla ciebie wielka odmiana. A jednak postanowiłeś do nas wrócić.
Musisz zadać sobie pytanie, dlaczego tak postanowiłeś, i przypomnieć
sobie, co cię tu ciągnęło.

Uniósł głowę i rzucił jej bolesne spojrzenie.
- Wróciłem tu dla ciebie, Elise. Nie chcę żadnej innej. Ale cała reszta... -

Machnął ręką.

Elise poczuła bolesne ukłucie w piersi.
- Chodzi ci o dzieci...
Pokiwał głową, nie zdając sobie sprawy, że sprawia jej ból.
- Tak. O te wszystkie dzieci. Ty lubisz dzieci, mogłabyś zajmować się

całą czeredą, nie myślisz jednak o tym, że nie wszyscy są tacy jak ty. Mnie
boli głowa od tego hałasu, od pokrzykiwań chłopców, od nocnego płaczu
maluchów, od trzaskania drzwiami, od szurania krzesłami po podłodze.

background image

Wczoraj Peder przewrócił stołek, gdy wybiegał z domu, a ty nawet nie
zwróciłaś mu uwagi.

- Ty też nic nie powiedziałeś.
- Nie miałem siły. Bolała mnie głowa, miałem mdłości. Chory jestem od

tego bałaganu, od hałasu, od prania, które ciągle wszędzie wisi mi nad
głową. Ale najgorsze jest to, że widzę, jaka jesteś blada, jak schudłaś.
Niedługo będziesz taka sama jak wszystkie kobiety tu nad rzeką,
zgarbiona, postarzała przed czasem. A byłaś taką piękną dziewczyną, gdy
cię spotkałem.

Jego słowa dotknęły Elise.
- Nie czuję się ani stara, ani zgarbiona. Lubię pracować i uważam, że

dobrze mi się wiedzie. Czułam się jak w niebie, gdy przeprowadziliśmy
się do domku nad rzeką po wszystkich latach, które spędziłam w
Andersengarden. A tu mamy jeszcze lepsze warunki. Ile rodzin ma własny
domek z ogródkiem, w którym rośnie jabłoń i porzeczki? Jemy wprawdzie
niewyszukane potrawy, ale najczęściej do syta i mamy co dokładać do
pieca.

Emanuel nie odpowiedział. Podniósł się z miejsca i powlókł do drzwi.
- Idę na górę, żeby się ubrać.
- Nie chcesz się umyć? W garnku na kuchni jest ciepła woda.
- Nie mam siły.
Powiodła za nim wzrokiem, czując, że znów-wzbiera w niej niepokój.

To nie jest tylko kiepski nastrój i poczucie bezradności z powodu
Sebastiana, to coś innego. „Jeśli Emanuel nie pójdzie do doktora, sama się
do niego wybiorę", pomyślała, zaczynając nakrywać do śniadania.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Elise znów podeszła do okna, nie wiedziała już, ile razy to zrobiła w

ciągu dnia. Tymczasem zaczęło się ściemniać, a Signe się nie pojawiła.

Chłopcy wyruszyli sami. Mieli odwiedzić matkę i Asbjorna i nazbierać

chrustu w lesie w Grefsen. Wzięli ze sobą sześć jutowych worków. Elise
obiecała, że jeśli uda im się napełnić wszystkie, każdy dostanie dwie
dziesięcioorówki. To dużo pieniędzy. Elise miała wyrzuty sumienia,
obiecując im aż tyle, ale inni chłopcy wybierali się w tym czasie na łąkę
zagrać w piłkę. Dlatego wszyscy trzej mieli smutne miny, ruszając w
drogę. Elise uznała, że dobrze będzie, jeśli wyjdą na pewien czas z domu i
pomyślą o czymś innym. Zwłaszcza Kristian, który tak źle znosił obecność
synka Signe w domu.

Chłopców nie powinno być w domu, gdy zjawi się Signe i zacznie

zachowywać się tak jak poprzedniego dnia. Co za potworna kobieta! Jak
Emanuel mógł jej ulec? I jeszcze zabrać ją do Ringstad i traktować jak
własną żonę?

Jensine była już w łóżku, Hugo i Sebastian siedzieli na podłodze i bawili

się zabawkami, które dostali od Hildy, bo Isac miał ich za dużo, i
zabawkami, które dostali od pani Ringstad, a które pochodziły z
dzieciństwa Emanuela. Od czasu do czasu Sebastian popatrywał na nią
pytająco.

- Mama?
- Mama przyjdzie jutro. A niedługo będzie kolacja. Emanuel zerknął na

nich znad gazety, którą czytał, siedząc

w bujanym fotelu i paląc fajkę. Ostatnimi czasy nie palił papierosów,

Elise nie bardzo rozumiała dlaczego.

- Myślisz, że należy go okłamywać?
- Przecież nie wiemy, co się wydarzy, Emanuelu. Ona w końcu kiedyś

się zjawi. Choćby po to, żeby mu przynieść jakieś ubranka.

- Wiesz, jakie jest moje zdanie. Nie przyjdzie.

background image

- Myślisz, że w ogóle nie da znaku życia?
- Myślę, że ani nie przyjdzie, ani się nie odezwie. Leży zapewne w

czyimś łóżku i myśli tylko o zaspokojeniu swojej żądzy. Mogę cię
zapewnić, że nie jest to proste.

Elise zerknęła na niego z wyrzutem. Czy musiał jej przypominać, że

dzielił z nią małżeńskie łoże? Elise rozumiała doskonale, że Signe lubi
mężczyzn, i mogła sobie wyobrazić, w jaki sposób zwabiła Emanuela na
siano czy też w inne miejsce, w którym uprawiali miłość. Uniosła pewnie
spódnicę albo rozpięła suknię, żeby pokazać mu to, co miała do
zaoferowania, a to nie było byle co.

- W tej sytuacji zabiorę Sebastiana jutro do Hildy i poproszę, by się nim

zajęła przez jeden dzień.

- A co zrobisz pojutrze?
- Mówisz tak, jakby to był tylko mój problem.
- To ty chcesz, żeby tu został.
- A co mamy zrobić twoim zdaniem? Odłożył gazetę i pokręcił głową.
- Nie wiem, Elise. Jestem równie zrozpaczony jak ty, tylko nie mam siły

o tym myśleć.

- Ciekawa jestem, czy chłopcy powiedzieli o wszystkim matce.
- Mogę sobie wyobrazić, jak by zareagowała.
- Ja też. Hilda też pomyśli swoje, ale ma dobre serce i nie odmówi, jeśli

go od razu przyprowadzę.

Emanuel podniósł się ociężale z fotela.
- Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza. Chyba pójdę na spacer.
- Idź, a ja tymczasem przygotuję kolację. Jeśli Signe się mimo wszystko

pojawi, postaram się panować nad sobą, choć miałabym ochotę nią
porządnie potrząsnąć.

Emanuel uśmiechnął się po raz pierwszy od dawna.
- Już sobie to wyobrażam. Elise musiała się roześmiać.
- Ja też. Musimy patrzeć na to z humorem, Emanuelu, co nam innego

pozostało.

Emanuel obrócił się na pięcie i wyszedł.
Gdy Elise stanęła przy oknie, żeby odprowadzić go wzrokiem,

spostrzegła, że oparł się przez chwilę o słup, nim ruszył dalej. Wziął ze
sobą laskę spacerową. Nie tylko dlatego, że dżentelmeni zazwyczaj
spacerowali z laską, ale po to, by naprawdę mieć się na czym wesprzeć,
pomyślała. Jutro wybiorę się do doktora podczas przerwy obiadowej.

Na ulicy rozległ się straszny hałas, a po chwili pojawili się chłopcy,

ciągnęli za sobą nie tylko taczki pełne worków z chrustem, ale też wózek,

background image

równie pełen. Ciekawe, skąd go wzięli?

Elise pośpieszyła im na spotkanie.
- Ale z was zuchy! - Klasnęła w dłonie na widok pełnych worków.
- Asbjorn nam pomógł. Worki na wózku są pełne prawdziwych drew. -

Peder był tak zdyszany, że prawie nie mógł mówić.

- Dostali to od Myszy - dodał równie zdyszany Evert.
Nawet po ciemku można było zauważyć, że Kristian jest trochę bardziej

pogodny niż wtedy, gdy wychodzili. Uśmiechnął się do siostry.

- Matka i Asbjorn zajrzą tu jutro wieczorem. Matka mówiła, że musi ci

coś powiedzieć.

„Domyślam się, co chce mi powiedzieć", przemknęło Elise przez myśl.
- Jak to miło. Całe wieki nas nie odwiedzali.
- Ostatnio byli wtedy, jak mało nie umarłaś w szpitalu - przypomniał

sobie Peder.

- Jedliście coś?
Kristian pokiwał głową.
- I przed wyjściem do lasu i po.
- Baraninę w kapuście - rozpromienił się Evert. - Z prawdziwymi

klopsikami baranimi!

Ślinka napłynęła Elise do ust.
- Cieszę się. Obawiałam się, że matka źle się czuje i że Asbjorn was nie

wpuści.

- Asbjorn?! –wykrzyknął Ebert z niedowierzaniem. - Asbjorn to swój

chłop. Pożyczył nam wózek i worki, a potem oddał nam swoje własne
drwa.

- Wspomnieliście im o Sebastianie? - Elise starała się, by jej pytanie

zabrzmiało całkiem niewinnie.

Peder się roześmiał.
- Tak, szkoda, że nie widziałaś miny matki! Oczy miała jak talerze i

zapytała, co Emanuel zrobił tej Signe. Ja powiedziałem, że Signe jutro po
niego przyjdzie, a Kristian powiedział, że to wcale nie takie pewne. I
matka zrobiła taką samą minę jak wtedy, gdy ja coś zbroiłem.

Elise poczuła na sobie pełne napięcia spojrzenie Kristiana, więc

odwróciła się ku niemu.

- Nic więcej nie wiemy, Kristian. Signe się nie pojawiła, jutro będę

musiała poprosić Hildę o pomoc. A potem znajdziemy jakieś rozwiązanie.

Peder spojrzał na siostrę z nieskrywanym zdumieniem.
- Dlaczego on nie mógłby tu zostać? Przecież Hugo na razie nie ma się z

kim bawić, póki Jensine nie urośnie. Ja miałem Everta. On był moim

background image

kolegą od urodzenia.

- On się wprowadził do nas dopiero dwa lata temu - zaprotestował

Kristian. - Jak byłeś mały, miałeś tylko mnie.

Peder nie odpowiedział od razu, wyglądał na skonfundowanego. Po

chwili twarz mu się rozjaśniła.

- Ale Evert i tak był moim kolegą. A teraz jest moim bratem - dodał z

dumą.

Elise tknęła nagła myśl. Czy to możliwe, by Evert porównywał się teraz

do Sebastiana? Spojrzała na obu chłopców.

- Tak, teraz Evert należy do rodziny i bardzo się z tego cieszę. Pomyśl

tylko, jak nudno ci było bez niego, Peder. A ja miałabym parę silnych rąk
mniej do noszenia wody i drew na opał.

Evert uśmiechnął się i wyprostował z dumą.
Emanuel nie wracał, choć dzieci poszły już spać i w domu zrobiło się

cicho.

Elise ciągle biegała do okna i wyglądała na dwór. Nie potrafiła się

niczym zająć, jej myśli krążyły wciąż wokół Emanuela, Signe, Sebastiana
i całego tego nieszczęścia.

Emanuel nie jest chyba aż takim tchórzem, żeby uciec po raz kolejny?

Pokręciła głową, oburzona na samą siebie. On na pewno nie uciekł. Od
kiedy wrócił, zachowywał się przyzwoicie. Nie zostawiłby jej w takiej
sytuacji. Na pewno poszedł do Schwenckego, może nawet mu się zwierzył
ze wszystkich problemów. Kobietom znacznie łatwiej przychodzi dzielenie
się zmartwieniami z innymi, mężczyźni wszystko tłamszą w sobie. A
rozmowa zawsze pomaga, Elise po wielekroć tego doświadczyła. Emanuel
lubił Schwenckego, a Schwencke sprawiał wrażenie człowieka mądrego i
rozsądnego, na pewno więc mu pomoże i udzieli rady.

Elise wyjęła papier i ołówek, i pomyślała, że mogłaby zacząć pisać

historię o kobiecie, która jest w takiej samej życiowej sytuacji jak ona.
Oraz o podziale pracy w domu. Między kartkami znalazła pełne fantazji
rysunki Pedera i rozpoczęty list do wuja Kristiana z Ameryki. Peder zdążył
napisać zaledwie nagłówek i słowa: „to jest dom matki". Zapewne
przedsięwzięcie okazało się za trudne i dał sobie spokój.

Elise zerknęła na rysunek. Widniał na nim najdziwniejszy dom, jaki

kiedykolwiek widziała, ze schodami ze wszystkich stron i z wielkim
kominkiem, który wyglądał jak komin fabryczny. Dom miał trzy piętra, a
na każdym dziesięć okien, każde mniej lub bardziej krzywe, a z każdego
okna wyglądała uśmiechnięta twarz. Pod rysunkiem Peder napisał: „willa
almsdorf". Elise nie mogła powstrzymać uśmiechu. Pederowi bardzo

background image

zależało, żeby wuj wiedział, jak pięknie mieszka matka, ale dom, który
narysował, przypominał bardziej budynek fabryczny niż willę w
szwajcarskim stylu.

Wsunęła rysunek między kartki, Peder na pewno nie miał zamiaru jej go

na razie pokazywać.

Czy na dworze słychać jakieś kroki? Zerwała się z miejsca i podbiegła

do okna, ale nikogo nie było widać. Poczuła, jak napinają się jej mięśnie
szyi, zapewne wkrótce rozboli ją głowa. Gdy usiadła ponownie, nie
potrafiła się skupić na swojej opowieści. Może Emanuel zasłabł w
ciemnościach i teraz leży bezradny w nieznanym miejscu? Niewiele osób
spaceruje po ulicach w niedzielny wieczór, zwłaszcza tu, tak daleko od
miasta. Wiele czasu upłynie, nim ktoś go znajdzie. A jeśli będzie
przejeżdżał jakiś powóz, ani woźnica, ani pasażerowie nie zauważą go
zapewne w ciemnościach, bo w tej okolicy jest tak niewiele gazowych
latarni.

Elise znów wstała i zaczęła krążyć po pokoju, załamując ręce w

poczuciu bezradności. Może powinna poprosić panią Jonsen, żeby
posiedziała przy dzieciach, i pójść poszukać Emanuela?

Gdy wreszcie usłyszała skrzypnięcie furtki, od razu podbiegła do okna.

To był Emanuel! Z ulgą ruszyła do kuchni, żeby wyjść mu na spotkanie.

- Tak długo cię nie było!
Zdjął kapelusz i powiesił go na kołku.
- Przepraszam. Zaszedłem do Schwenckego, a on poczęstował mnie

winem. Od razu humor mi się poprawił.

- Niepokoiłam się o ciebie.
- Nie zaczynaj od nowa, bardzo cię proszę. Nic mi nie dolega, znam

drogę do domu - uśmiechnął się, żeby załagodzić swoje słowa. - Paul
Georg otrzymał właśnie nową dostawę. Kosztowne i wspaniałe przedmioty
dekoracyjne ze srebra i porcelany. Gdybym był bogaty, kupiłbym
wszystkie od razu.

- Czy domyślasz się, skąd on bierze pieniądze na tak drogie towary?
Emanuel pokręcił głową.
- Nie, to dla mnie zagadka. Próbowałem zadać mu to pytanie, ale od

razu zmienił temat. Musi mieć żyłkę do handlu. Do tego potrzebny jest
talent. Jedni go mają, inni nie. Wolałbym się zajmować czymś takim,
zamiast siedzieć w tym przeklętym kantorze.

- Nie mogłeś go zapytać, czy nie potrzebuje kogoś, kto by stanął za

ladą?

Emanuel pokręcił głową.

background image

- Wiele bym nie zarobił. Trzeba być handlarzem i właścicielem takiego

sklepu, żeby były z tego porządne pieniądze.

- Może to właśnie on pomógł Mimmi Tynaes, skoro ma takie piękne

mieszkanie.

- Też o tym pomyślałem. To by znaczyło, że doskonale zarabia! A co tu

się działo? - Wskazał poddasze ruchem głowy.

- Wszyscy śpią. Chłopcy świetnie się spisali. Przywieźli do domu nie

tylko taczki, ale i wózek pełen worków z chrustem i drwami. Wózek
pożyczyli od Asbjorna. Dostali od niego nawet trochę drew. Kristian
mówił, że matka i Asbjorn wybierają się do nas jutro po południu. Matka
chce ze mną o czymś porozmawiać.

Twarz mu pociemniała.
- Domyślam się, o co chodzi. Chłopcy powiedzieli na pewno o Signe i

Sebastianie.

- Odniosłam wrażenie, że chodzi o coś innego. W każdym razie

powinniśmy ich ładnie przyjąć, nie odwiedzali nas od czasu, gdy leżałam
w szpitalu.

- Co zrobimy z małym? Nie może go tu przecież być, gdy przyjdzie

twoja matka.

- Oczywiście, że może. Nie zrobiliśmy przecież nic złego.
- Ona na pewno powie, że to szaleństwo z naszej strony, żeśmy go

przyjęli.

Elise poczuła, że za chwilę wybuchnie.
- Myślę, że pora skończyć mówić o Sebastianie tak, jakby był jakąś

rzeczą, której chcemy się pozbyć! To małe dziecko, które potrzebuje troski
i miłości, dziecko, któremu brakuje matki i ojca i które zostało w
skandaliczny sposób potraktowane! Nie oddam go nikomu, póki nie będę
pewna, że trafi do porządnych ludzi, którzy potrafią mu dać to, czego
potrzebuje.

Emanuel przystanął i spojrzał na nią ze zdumieniem.
- Nie zamierzasz go chyba zatrzymać?
- Gdybyś pomagał mi więcej w domu, mogłabym to rozważyć. Ale w

takiej sytuacji, w jakiej teraz, jesteśmy, nie wiem, czy temu podołam.

Zauważyła, jak Emanuel zapada się w siebie, bezradny i zrezygnowany.
- Oczekujesz, że będę szorował podłogi i robił pranie? Pokręciła głową

w poczuciu rezygnacji.

- Nie, ja niczego nie oczekuję, dawno zrozumiałam, że kobiety i

mężczyźni patrzą na to zupełnie inaczej. Może jest jakieś prawo, które
stanowi, że kobiety mają pracować dwa razy dłużej niż mężczyźni. W

background image

każdym razie kobiety tu, nad rzeką Aker.

Wiedziała, że jej słowa są pełne sarkazmu i nieprzyjemne, ale nie mogła

się powstrzymać. Dobrze wiedziała, że Emanuel nie jest niczemu winien i
że większość mężczyzn z jego warstwy społecznej wyznaje podobne
poglądy, ale boleśnie odczuwała tę niesprawiedliwość. Potrzeba całkiem
innego podejścia, by cokolwiek mogło się zmienić na lepsze. Mężczyźni
nie mogą uważać, że hańbi ich udział w domowych obowiązkach, powinni
uznać, że to zupełnie naturalne. Niektórym mogłoby się nawet spodobać
gotowanie albo zajmowanie się dziećmi.

Emanuel westchnął ciężko i usiadł w fotelu bujanym, zapalił fajkę i

sięgnął po gazetę.

- Pewnie znów masz te kobiece sprawy, skoro jesteś taka zła. Cisnęła mu

surowe spojrzenie, ale nie odpowiedziała. Wzięła przybornik krawiecki,
znalazła stertę dziurawych skarpet i usiadła przy lampie parafinowej.

W jej myślach pojawił się Johan. Wkrótce dostanie jej list. Wtedy

zrozumie, jak ją rozczarował, wyjeżdżając bez pożegnania. Zrozumie
także, że jej ciepłe uczucia wobec niego nie wygasły i nigdy nie wygasną,
ale Elise nie może zniszczyć swojego domu. I tak by nie dostała rozwodu.
Nikomu w tej części miasta się to jeszcze nie udało, pewnie tylko
niektórym z tamtej strony rzeki. W ostatnim numerze „Husmoderen"
przeczytała, że w ciągu ostatniego roku w Kristianii nie było ani jednego
rozwodu. Z tego wynika, że niełatwo rozwód uzyskać.

Zastanawiała się, w jaki sposób urządza sobie życie bohema. Ci

wyznawcy „wolnej miłości" przecież też muszą mieć dzieci. Co z nimi
robią? Kto je utrzymuje?

Może mają bogatych rodziców i służbę, nianie i guwernantki, które się

nimi zajmują. Ale przecież te dzieci gdzieś muszą mieszkać, a to chyba
wstyd mieć wnuka urodzonego poza małżeństwem?

Johan... Elise westchnęła. Jakże mu się wiedzie? Sam w wielkim

mieście, bez rodziny, bez przyjaciół, pewnie w spartańsko urządzonej
kawalerce w ciemnej bocznej uliczce, po której krążą podejrzane
indywidua szukające cienia. No a język? Czy jest ktoś, kto go rozumie,
ktoś, z kim mógłby porozmawiać? Zmartwiona zmarszczyła czoło.
Stypendium nie jest wysokie, a Paryż to podobno drogie miasto. Johan nie
jest rozrzutny i zapewne woli mieszkać najtaniej, jak się da. Nie
zdziwiłaby się, gdyby wciąż miał nadzieję, że Elise przyjedzie kiedyś do
niego z dziećmi, a wówczas powinien mieć jakieś oszczędności.

Emanuel odłożył gazetę.
- Jestem zmęczony, chyba się położę.

background image

- Już? - rzuciła mu badawcze spojrzenie.
- To był długi dzień. Nieskończenie długi dzień - dodał, z naciskiem na

„nieskończenie". - Jutro muszę być wcześniej w kantorze. Mam trochę
spraw, których wczoraj nie zdążyłem załatwić.

- Wolałabym skończyć cerowanie tych skarpet.
- Ależ oczywiście. Nie musisz się przecież jeszcze kłaść. Zabrzmiało to

tak, jakby wolał, żeby się jeszcze nie kładła.

- W takim razie jeszcze trochę posiedzę. Dobranoc, Emanuelu.
- Dobranoc, Elise. - Podszedł do niej i pocałował w policzek. Ukłuła ją

szczecina jego zarostu.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Temperatura znów wzrosła. Na szczęście. Październik się ledwo zaczął,

nie powinno być jeszcze tak zimno.

Elise zwolniła, zbliżając się do Beierbrua. Wózek terkotał, jedno kółko

się przekrzywiło. Już dawno temu powinna zapytać Wang-Olafsena, czy
nie chcieliby już odzyskać wózka, ale za każdym razem odsuwała od
siebie tę myśl. Gdyby potrzebowali wózka, sami by się zgłosili.

Hugo i Sebastian wyglądali uroczo, siedząc blisko siebie, pod jednym

kocykiem. Hugo zaakceptował lokatora w swoim łóżku i towarzysza

background image

zabaw, śmiał się i wygłupiał, prowokując Sebastiana do śmiechu. Elise
ciepło się robiło na sercu, gdy na nich patrzyła. Peder miał rację, Hugo
potrzebował kogoś, z kim mógłby się bawić, gdy nie przebywał u Hildy i
Isaca. Jensine była za mała, dopiero gdy nauczy się chodzić i mówić,
zaczną się cieszyć swoim towarzystwem. Na razie ma dopiero dziewięć
miesięcy i minie pewnie cała zima, nim to się stanie.

Elise uniosła wzrok i zerknęła w stronę domku nad rzeką. Z komina

unosił się dym, wodospad huczał głośniej niż przedtem. Z okienka w sieni
sączyło się słabe światło, podobnie zresztą jak z okna w salonie. Hilda nie
oszczędzała ani drew, ani parafiny. Niedługo zrobi się jasno, a ona jeszcze
nie zgasiła lamp.

Elise zasępiła się. Hilda ma wprawdzie dobre serce i bardzo

wydoroślała, ale jak się zdenerwuje, to strzela na oślep i nie boi się mówić,
co myśli. Wpadnie w szał, gdy się dowie, co zrobiła Signe, może nawet tak
się zdenerwuje, że nie zechce przyjąć Sebastiana. I co wtedy? Elise musi
przecież iść do pracy.

Hugo ożywiał się zawsze, gdy zbliżali się do domku nad rzeką, dobrze

się tam czuł i lubił Isaca. Próbował wyjść z wózka, zanim dotarła do
drzwi.

- Zaczekaj, Hugo. Sebastian pójdzie z tobą.
Wyjęła obu chłopców z wózka, zapukała i otworzyła drzwi. Uderzyła w

nich przyjemna fala ciepła. Ogień trzaskał w piecu kuchennym i w piecu w
salonie.

- Witajcie! - Głos Hildy dobiegł z sypialni. - Zaraz będę gotowa.

Zaspaliśmy.

Zaspali? Jak można zaspać, skoro fabryczne syreny wyją o szóstej.
- Przyprowadziłam gościa! - zawołała Elise. - Rocznego chłopczyka,

który chciałby dziś u ciebie zostać.

Hilda wysunęła głowę z sypialni.
- Rocznego chłopczyka? Kto to taki?
- Syn Emanuela.
Zapadła cisza. Twarz Hildy zamieniła się w znak zapytania.
- Nie chcesz chyba powiedzieć, że to jest syn Signe? - wykrztusiła

wreszcie z niedowierzaniem.

- Owszem. Wpadła do nas jak burza w sobotę, zostawiła go i wyszła,

zanim zdążyliśmy zareagować. Od tej pory jej nie widzieliśmy.

Hilda wyszła do kuchni. Miała na sobie nową suknię i wyglądała tak,

jakby się wybierała na przyjęcie. Elise zdziwiła się tak bardzo, że
zapomniała, o czym rozmawiały.

background image

- Wybierasz się gdzieś?
- Nie, czekam na kogoś.
- Na kogo?
- Muszę ci się ze wszystkiego zwierzać? - Uśmiechnęła się tajemniczo i

spojrzała na Sebastiana. - A więc to jest ten bękart.

- Cicho! - Elise spiorunowała siostrę wzrokiem. - Jak możesz mówić

przy nim takie rzeczy?

- Jest jeszcze za mały, żeby zrozumieć, co to znaczy.
- Ale kiedyś zrozumie i to go zaboli.
Hilda nic nie powiedziała, stała w milczeniu i przyglądała się

Sebastianowi, który zdążył już chwycić jeden z samochodzików Isaca i
usiadł na podłodze, żeby mu się przyjrzeć.

- Zamierzasz go wziąć pod swój dach? - Spojrzała na siostrę badawczo.
- Oczywiście, że nie. Musimy znaleźć jakieś rozwiązanie. Nie miałam

jednak pomysłu, co z nim dziś zrobić.

Hilda skrzyżowała ramiona na piersiach i oparła się o framugę.
- Co się z tobą dzieje? Najpierw litujesz się nad tym draniem, a teraz

chcesz pomóc jego bękartowi! Nie masz za grosz godności? Twoje
zachowanie oznacza, że akceptujesz fakt, że Emanuel cię zdradził, wziął
do łóżka żonę numer dwa i próbował odebrać Hugo jego schedę. To trochę
za dużo, moim zdaniem. A potem dajesz kosza najwspanialszemu
chłopakowi w całej dzielnicy i odrzucasz szczęście, które niewielu
ludziom się przytrafia. Nigdy cię nie zrozumiem!

Elise westchnęła ciężko.
- W głębi duszy dobrze wiesz, że to nie takie proste. Ty też byś nie

umiała odwrócić się od tego niewinnego maleństwa i zanieść go na policję
albo do sióstr miłosierdzia, którym i tak nie brakuje sierot. Jeśli zaś chodzi
o Emanuela, to już ci tłumaczyłam, dlaczego nie widziałam innego
wyjścia. Słyszałaś o kimś tu nad rzeką, kto opuścił męża i swoje dzieci?
Mówisz tak, jakbym była córką hurtownika i mogła zostawić rozwiązanie
wszystkich problemów bogatemu ojcu, który ma wpływowego adwokata,
który potrafi fałszować dokumenty i kupować wszelkie pozwolenia.
Wzrusza mnie twoja troska, ale nie udawaj, że wszystko jest prostsze niż
w rzeczywistości. Ja znam życie.

Hilda opuściła ręce i podeszła do pieca.
- Napijesz się kawy przed wyjściem?
- Nie, dziękuję, nie mam czasu. - Zawahała się. - Czy to znaczy, że mogę

go zostawić?

- Chyba nie sądzisz, że odwrócę się od niewinnego maleństwa i zaniosę

background image

je na policję albo do sióstr miłosierdzia, którym i tak nie brakuje sierot? -
uśmiechnęła się Hilda.

Elise musiała się roześmiać.
- Wiedziałam, że mogę liczyć na ciebie. Dobra z ciebie siostra, Hildo. -

Elise ruszyła w stronę drzwi, ale po chwili się zatrzymała. - Ale co z
twoim gościem? Możesz się zająć trójką dzieci, chociaż się spodziewasz
wizyty?

- Przyzwyczaił się już do Isaca i do Hugo, jeden mniej, jeden więcej nie

gra żadnej roli.

Elise postawiła dwa kroki i znów się zatrzymała.
- Czy mogłabym dziś nie przychodzić tu w czasie przerwy obiadowej?

Mam ważną sprawę do załatwienia.

Hilda spojrzała na siostrę pytająco.
- Coś się stało?
- Dlaczego pytasz?
- Zazwyczaj załatwiasz sprawy dopiero w drodze powrotnej do domu. A

poza tym coś mi mówi, że wcale nie wybierasz się do sklepu.

- Jesteś jasnowidzem? Ale masz rację. Wybieram się do lekarza, żeby go

o coś zapytać. Nie chodzi o mnie, tylko o Emanuela. Tak często cierpi na
bóle głowy i robi mu się słabo.

- A jest w tym coś dziwnego? Też by mnie bolała głowa, gdybym była

na jego miejscu.

Elise postanowiła nie zwracać uwagi na pogardę w jej tonie.
- Rozumiem, że człowieka może boleć głowa od ciężkiego, pełnego

dymu powietrza w kantorze i od zmartwień, ale od tego chyba nie robi się
nikomu słabo?

- Może to wyrzuty sumienia.
Elise czuła ściskanie w dołku, gdy zbliżała się do gabinetu doktora.
Jak zwykle w poczekalni było mnóstwo pacjentów, ale gdy tylko weszła,

ktoś został wezwany do gabinetu, więc Elise zmęczona opadła na
zwolnione miejsce.

Ożyły w niej od razu wspomnienia, przypomniała sobie, gdy przyszła tu,

żeby upewnić się, że naprawdę jest w ciąży, a z gabinetu wyszedł człowiek
o kulach, z zabandażowaną głową. Upuścił jedną z kul na podłogę, więc
Elise pośpieszyła mu z pomocą. Nigdy w życiu nie widziała równie
przerażonej twarzy jak twarz tego człowieka w chwili, gdy ją rozpoznał.

Dziś nietrudno zrozumieć jego reakcję. Musiał się przerazić, gdy stanął

nagle twarzą w twarz z dziewczyną, którą zgwałcił, a na dodatek
stwierdził, że ona jest w ciąży.

background image

Jakie to dziwne, że jej ukochany Hugo był przyczyną takiego gniewu i

takiej rozpaczy.

A teraz Sebastian stał się przyczyną wojny między swoimi rodzicami i

nieporozumień między nią a Emanuelem. Jeszcze jedno dziecko, które nie
prosiło się na świat i było niewinną ofiarą dorosłych.

Oparła głowę o ścianę i zamknęła oczy. Ile zła ludzie wyrządzają sobie

samym i innym!

Doktor uśmiechnął się na jej widok, nie zapomniał pewnie, że wzięła

Everta pod swój dach. Powiedział jej wtedy, że pani Berg, która przedtem
zajmowała się Evertem, była jego pacjentką przez czterdzieści lat. Lekarz
ucieszył się, gdy się dowiedział, że Evert jest najlepszym uczniem w klasie
i że chce zostać doktorem. „Żeby pomóc tym, którzy chorują na suchoty i
którym doktor nie potrafi pomóc", powiedział wówczas Evert. Elise
przypomniała sobie, jak się przestraszyła, że doktor się obrazi, ale on
rozpoczął poważną rozmowę z Evertem o tym, jak trudno wyleczyć
suchoty.

- Dzień dobry, pani Ringstad. Chyba nie zaszła pani znowu w ciążę?
Elise zarumieniła się i pokręciła głową.
- Nie, przyszłam ze względu na mojego męża. Twierdzi, że nic mu nie

jest, ale ja się o niego martwię.

Lekarz zdjął okulary, usiadł wygodniej i czekał na ciąg dalszy jej

opowieści.

- Często boli go głowa i łatwo traci równowagę. Wydaje mi się, że jest

bardzo blady i ma znacznie mniej siły. Wygląda na to, że musi się bardzo
wysilać, żeby podnieść coś ciężkiego, na przykład wiadro z wodą. Nawet
wiązka drew wydaje mu się cięższa niż przedtem, ale nie chce przyznać,
że coś mu dolega. Kilka razy podczas wieczornych spacerów zachwiał się
na nogach. Pierwszy raz zauważyłam to, gdy wypiliśmy po kieliszku wina,
zażartowałam nawet z niego, bo sądziłam, że to właśnie od tego. Ale
zdarzyło się to jeszcze kilka razy, więc się zaniepokoiłam. Zupełnie jakby
nogi go nagle zawodziły.

Lekarz pokiwał głową i popatrzył na nią w zamyśleniu.
- Zauważyła pani może, że pogorszył mu się wzrok?
- Nie, nie wiem - odparła po chwili zastanowienia. - Nic o tym nie

wspominał.

- A czy ma jakieś problemy z oddawaniem moczu?
- O tym też nie słyszałam, ale na pewno nic by mi o tym nie powiedział,

nawet gdyby tak było.

- I nie wie pani, czy nie bolą go ręce i ramiona, mniej więcej jak

background image

wówczas, gdy mówimy, że ręka nam zdrętwiała?

Elise ponownie pokręciła głową.
- Czy pan doktor ma coś szczególnego na myśli?
- Nie, nie. Próbuję tylko zgadnąć, co to może być. Musiałbym pobrać

próbkę moczu, żeby postawić diagnozę, a i wtedy byłoby to trudne. Wiele
chorób daje podobne objawy, a poza tym każdy może to przechodzić na
swój własny sposób. Jeśli miałbym mu pomóc, musiałby tu przyjść sam.

Elise podniosła się.
- Postaram się go przekonać, ale nie wiem, czy mi się uda.
- Jeśli poczuje się naprawdę kiepsko, na pewno sam przyjdzie. - W jego

głosie pojawiła się nuta sarkazmu.

Elise zapłaciła, podziękowała za poradę i wyszła, równie bezradna jak

przedtem.

Z pewnym napięciem szła po Hugo i Sebastiana po pracy. Jeśli Signe się

nie pojawi, trzeba będzie znaleźć inne wyjście. Mogłaby spróbować
umieścić go w żłobku i odbierać po południu, jak kiedyś Hugo. To
mogłoby się udać, może Sebastian czułby się tam lepiej niż Hugo.
Najtrudniej by było zapewne po powrocie do domu. Jeśli dolegliwości
Emanuela mają związek z dziecięcymi krzykami i ciasnotą, to na pewno
jego zdrowie się nie poprawi, gdy w domu przybędzie jeszcze jedno
dziecko. A jeśli to jakaś poważna choroba, to może z tego wyniknąć
prawdziwa katastrofa. Nie zdołałaby utrzymać rodziny ze swojej pensji,
nie mogliby dalej mieszkać na Hammergaten, no i nie miałaby czasu na pi-
sanie.

Hilda czekała na nią w drzwiach.
- Wyglądasz, jakbyś była bardzo zmęczona, Elise. - W głosie Hildy

zabrzmiała nuta współczucia. - Jeśli Signe po niego nie przyjdzie,
będziecie musieli pojechać do Kongsvinger, żeby zawieźć go do dziadków.
Jest wprawdzie uroczy, ale trzech chłopców w podobnym wieku to dla
mnie trochę za dużo. Paulsen jest tego samego zdania.

Hilda przestała mówić „pan Paulsen", ale nie przeszli jeszcze na ty. Elise

pomyślała wprawdzie rano, że Hilda spodziewa się majstra, ale mimo
wszystko była zaskoczona.

- Wygląda na to, że zostaliście przyjaciółmi. Hilda uśmiechnęła się,

wyraźnie zadowolona.

- Przecież tego nie kryłam. Opowiedziałam Paulsenowi całą tę historię.

Był wstrząśnięty zachowaniem Signe. Ale obawia się, że to dla mnie za
dużo. Nie odzyskałam jeszcze sił po ostatnim porodzie, a on chciałby,
żebym była zdrowa. Mogę nadal zajmować się Hugo. Gdy chłopcy się

background image

bawią, mogę się na chwilę położyć albo usiąść i poczytać. Ale gdy bawią
się we trójkę, zaczynają często krzyczeć i przepychać się.

- Rozumiem, Hildo. Nie wiem tylko, co zrobić. Pomyślałam, że zapytam

w żłobku, ale obawiam się, że nie mają więcej miejsc. Poza tym mogą
odmówić, gdy się dowiedzą, że to dziecko, które w zasadzie nie pochodzi
z tej dzielnicy.

- Nie słyszałaś, co powiedziałam? Musicie go zawieźć do jego

dziadków.

- Nie odważą się go przyjąć. Signe postanowiła, że Emanuel ma się

zająć swoim synem, i rodzice się jej nie sprzeciwią. To bardzo uparta i
zepsuta osoba. Emanuel twierdzi, że jest podobna do jego matki, obie są
równie trudne. Mówi, że nie znam się na ludziach i że los mi wiele
oszczędził, skoro nie potrafię zrozumieć takiego zachowania.

- Mówi, że ty nie znasz się na ludziach? - prychnęła Hilda. - Wiesz o

ludziach znacznie więcej niż on.

- Ja też tak uważam, ale mówimy o zupełnie różnych środowiskach.

Powiedziałam mu, że cieszę się, że wychowałam się tam, gdzie się
wychowałam, chociaż ojciec tyle pił pod koniec życia. Wolę być biedna
niż żyć wśród takich ludzi jak Signe czy pani Ringstad. Muszę przyznać,
że matka Emanuela była bardzo miła podczas naszej ostatniej wizyty, ale
widzę wyraźnie, że coś się w niej tli. Nie chciałabym przebywać w jej
towarzystwie na co dzień.

Hilda wzdrygnęła się.
- Zgadzam się z tobą. Ja też bym wolała zostać w Andersengarden i żyć

w nędzy. Czy to nie dziwne? Już prawie zapomniałam, jak ojciec się
zachowywał, gdy był pijany, ale czasem mi się śni i to są zawsze
nieprzyjemne sny. Ojciec przeklina i wrzeszczy, wywraca krzesła i jest
niedobry dla matki. Budzę się cała zapłakana.

Elise spojrzała na siostrę. Rzadko o tym rozmawiały. Elise wiele już

zapomniała, a w każdym razie starała się odsuwać od siebie te
wspomnienia. Ale teraz ujrzała w duszy straszny obraz. Obraz pijanego
ojca, stojącego z siekierą w ręku. Peder i Kristian bawili się w pokoju, a
matka była w fabryce. Elise i Hilda tak się przestraszyły, że zbiegły na dół
i ukryły się za zaspą na podwórzu. Gdy tam siedziały, trzęsąc się z zimna i
ze strachu, zaczęły wyobrażać sobie, co może zrobić ojciec, i wreszcie
niepokój o chłopców przeważył nad strachem i obie weszły na palcach na
górę. Zastały ojca śpiącego na kuchennej podłodze.

Elise otrząsnęła się z tego wspomnienia i poszła za Hildą do salonu.
W salonie było bardzo ciepło. Na podłodze siedzieli Hugo, Isac i

background image

Sebastian i bawili się zgodnie. To znaczy każdy bawił się swoją zabawką,
ale siedzieli bardzo blisko siebie.

Hugo podniósł wzrok i zobaczył, kto przyszedł. Wstał i radośnie

wybiegł na spotkanie matce. Elise wzięła go na ręce, a on wtulił się w jej
szyję.

Gdy Sebastian zobaczył, co robi Hugo, postanowił zrobić to samo. Elise

wzięła go na drugie ramię. Wtedy Hugo się zdenerwował, uderzył i
popchnął Sebastiana. Sebastian rozkrzyczał się okropnie. Elise posadziła
obu chłopców na podłodze i skarciła synka.

- Sama widzisz! - Hilda zawołała ostro. - Nic dziwnego, że Hugo jest

zazdrosny, nie przywykł do tego, że musi cię z kimś dzielić.

- Na pewno mu to nie zaszkodzi. Hilda westchnęła z rezygnacją.
- Nie chcesz chyba powiedzieć, że zamierzasz go zatrzymać?
- A co ty byś zrobiła?
- Przeszukałabym całe miasto i znalazła tę jego przeklętą matkę,

potrząsnęłabym nią porządnie, powiedziałabym jej parę słów prawdy i
postraszyłabym ją policją. Jestem pewna, że są jakieś kary dla tych, co
uciekają od własnych dzieci.

- Ona od niego nie uciekła, ona go zostawiła ojcu.
- To jest na pewno też karalne! - Hilda skrzyżowała ramiona na piersiach

i spojrzała na siostrę gniewnie.

Elise musiała się uśmiechnąć.
- Masz swoje własne zasady, Hildo. Dzięki za pomoc. Mam nadzieję, że

już więcej nie będę musiała cię o to błagać.

Hilda wzięła na ręce Isaca i zaniosła go do kuchni.
- Jeśli nie znajdziesz żadnego innego rozwiązania, przyprowadź ich też

jutro. Mam tu kurtkę, z której Isac już wyrósł, możesz ją wziąć dla
Sebastiana.

Wzruszona Elise ubrała chłopców i posadziła ich w wózku.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Emanuel wrócił do domu wcześniej i zabrał już Jensine od pani Jonsen.

Przywitał Elise dziwnym, pytającym spojrzeniem, ale nic nie powiedział.
Czyżby domyślił się, że była u doktora, czy raczej był ciekaw, co
powiedziała Hilda, gdy zobaczyła Sebastiana?

- Hilda uważa, że powinniśmy postarać się znaleźć Signe, ale gdy

wychodziłam, dodała, że mogę go jutro przyprowadzić, jeśli nie
znajdziemy żadnego innego rozwiązania.

Zauważyła, że na jego twarzy odmalowała się ulga.
- To miło z jej strony.
- Przyszło mi do głowy, że możemy zapytać Carlsenów. Karolinę i Signe

dobrze się ze sobą czuły, pamiętasz?

- Ja też o tym pomyślałem. Jeśli nawet nie zamieszkała u nich, to mogą

wiedzieć, gdzie jej szukać. - Emanuel zamyślił się. - Ale wcale nie jestem
pewien, czy Karolinę nam to zdradzi. Jest na mnie wściekła, podobnie jak
jej rodzice.

- W takim razie najlepiej będzie, jeśli pójdę tam sama. Zrobię to od razu,

zanim przyjdą matka i Asbjorn.

- Nie jesteś zmęczona?
- Jestem, ale dam radę. Trzeba to zrobić jak najszybciej, żeby Signe

zrozumiała, że nie możemy go zatrzymać. Szkoda, że wczoraj o tym nie
pomyśleliśmy.

Emanuel pokiwał głową.
Zerknęła na niego, niepewna, co sobie myśli. Czyżby zmienił zdanie?

Może jednak chce zatrzymać Sebastiana?

- Byłam u lekarza podczas przerwy obiadowej. Ale powiedział, że musi

cię zobaczyć.

background image

- Mówiłem ci przecież, że nic mi nie dolega. Udała, że nie słyszy.
- Pytał, czy masz problemy z oddawaniem moczu i czy masz bóle w

ramionach i nogach.

Tym razem zareagował.
- Jakie bóle?
- Drętwienie rąk i nóg. Pytał jeszcze, czy wzrok ci się pogorszył.
Emanuel odwrócił się do niej plecami.
- Jak poszło z dziećmi? Ładnie się bawiły?
Zrozumiała, że wolałby zmienić temat, ale Elise nie zamierzała się

poddać i podjęła wątek.

- Odniosłam wrażenie, że doktor ma jakieś podejrzenia, ale nie chce mi

tego powiedzieć. Może jakieś lekarstwo szybko by ci pomogło, ale jeśli
nic nie zrobisz, twoje zdrowie może się pogorszyć.

- Moja matka mówiła zawsze, że co szybko przychodzi, równie szybko

znika. Większość chorób przechodzi sama z siebie.

- Wydaje mi się, że sporo czasu już upłynęło, od kiedy po raz pierwszy

zrobiło ci się słabo. A przez całe lato byłeś dziwnie blady.

Emanuel westchnął ze zniecierpliwieniem.
- Czy nie mogłabyś zostawić mnie w spokoju? Mamy chyba dość

problemów, nie musimy tworzyć sobie kolejnych.

Elise umilkła.
Gdy tylko zdjęła chłopcom kurtki i czapki i dała im jakieś zabawki,

odwróciła się w stronę wyjścia.

Emanuel stał w milczeniu i patrzył na żonę. Wyglądał tak, jakby chciał

coś powiedzieć, ale nie mógł się na to zdobyć. W końcu się odezwał.

- Mówiłaś, że wspominał coś o pogorszeniu wzroku. Czy mówił coś o

drganiu mięśni w oku?

Elise zastanowiła się.
- Nie przypominam sobie. Wydaje mi się, że wspomniał tylko o

pogorszeniu wzroku.

Emanuel zamilkł, a Elise postanowiła już o nic nie pytać. Emanuel

pewnie zacznie mówić, jeśli Elise przestanie go nękać.

Próbowała przypomnieć sobie, kiedy ostatnio była u Carlsenów, i doszła

do wniosku, że to było wtedy, gdy Emanuel nagle zniknął, bo wezwano go
do łóżka chorej Signe. Karolinę była równie niemiła jak zwykle i
twierdziła, że nie ma pojęcia, gdzie jest Emanuel. Wtedy pojawił się pan
Carlsen i gdy dowiedział się, o co chodzi, przeprosił ją za zachowanie
Karolinę.

Elise zadrżała, wolałaby nie mieć nic wspólnego z tą rodziną, ale

background image

wiedziała, że nie ma żadnego innego wyjścia. Tylko od Carlsenów mogła
się dowiedzieć, czy Signe ma innych znajomych w Kristianii. Bardzo
możliwe, że ich odwiedziła, a może nawet zamieszkała u nich. Elise
pokręciła głową. Carlsenowie nie przyjęliby pod swój dach młodej matki,
która opuściła swoje dziecko, i to wnuka ich bliskich przyjaciół,
Ringstadów.

Bez trudu zeszła z góry, ale gdy zaczęła się wspinać na wzgórze Aker,

poczuła, jak bardzo jest zmęczona. W kantorze miała dziś bardzo dużo
pracy. Podczas przerwy obiadowej pobiegła do lekarza, a zaraz po pracy
odebrała chłopców i pchała ciężki wózek pod górę do domu na
Hammergaten. Wczoraj wieczorem późno się położyła, źle spała i znów
obudziła się przed świtem. Teraz poczuła, że bolą ją plecy i kark.

W końcu dotarła na górę. Spojrzała w stronę domu Paulsena juniora i

zaczęła się zastanawiać, jak mu się żyje z nową ukochaną. Dziwne, że
oddał Isaca, jakby nie stanowiło to dla niego żadnej różnicy. Czy
mężczyźni tak bardzo różnią się od kobiet? Gdyby ona miała oddać Hugo
albo Jensine, zamartwiłaby się na śmierć.

Po chwili jej spojrzenie powędrowało na drugą stronę ulicy, tam gdzie

mieszkał majster. Wszystkie okna były jasne, majster nie szczędził widać
parafiny. Jeśli naprawdę kocha Hildę, to czemu się z nią nie ożeni? Czy
dlatego, że nie jest dla niego odpowiednią żoną, czy dlatego, że jest za
młoda? Czy spojrzy kiedyś na to inaczej? Hildzie byłoby równie trudno
dostać rozwód jak każdej innej kobiecie, ale taki człowiek jak Paulsen
mógłby to chyba załatwić. Skoro Reidar wyjechał do Kopenhagi,
zamierzał zostać tam parę lat i nie chciał zabrać ze sobą Hildy, sprawa
mogłaby być trochę łatwiejsza.

Elise zwolniła kroku. Nie z powodu zmęczenia, ale dlatego, że bała się

tej wizyty. Miała nadzieję, że Karolinę nie będzie sama w domu, bo
wówczas niczego by się nie dowiedziała.

Brama była kuta w żelazie w piękny, fantazyjny wzór, zwieńczona na

górze kulami. Z otwartego okna dochodziły dźwięki pianina. Jak mogą
otwierać okno w taki ziąb? Zupełnie jakby palili w piecu dla kruków!

Wzięła głęboki oddech i zastukała mosiężną kołatką.
Otworzyła jej ta sama służąca co ostatnio.
- Dzień dobry, czy zastałam pana Carlsena?
- Kogo mam zameldować? Dziwne, że służąca jej nie rozpoznała.
- Elise Ringstad.
- Chwileczkę, zaraz zapytam.
Służąca zniknęła, a Elise stała w półotwartych drzwiach, nasłuchując

background image

uważnie. Po dłuższej chwili usłyszała skrzypnięcie jakichś drzwi, czyjeś
ciężkie kroki i zobaczyła pana Carlsena.

- Pani Ringstad? Miło panią widzieć. Proszę wejść.
- Nie muszę wchodzić, chciałam tylko o coś zapytać.
- Nie śpieszy się pani chyba aż tak bardzo, by nie zamienić ze mną paru

słów? - Carlsen odwrócił się i ruszył w głąb korytarza, uznając, że ona z
pewnością pójdzie za nim.

Służąca wzięła od niej szal i powiesiła go na wieszaku, obrzucając Elise

lekceważącym spojrzeniem. Rzadko się zdarzało, by ten dom odwiedzały
panie, które nie miały płaszcza i kapelusza. Elise pożałowała, że nie
pożyczyła kapelusza od Hildy.

Carlsen zaprowadził ją do biblioteki. Nie było tam nikogo więcej.
- Moja żona poszła do teatru, ale ja jestem trochę przeziębiony, więc

zostałem w domu. - Zakasłał i wyjął wielką wyprasowaną chustkę, by
oczyścić nos. - Co słychać na Hammergaten? Dobrze się tam państwo
czują?

- Owszem, dziękuję. Bardzo dobrze.
- Emanuel także? - W jego głosie pojawiła się nuta zdumienia.
Elise zawahała się. Miała ochotę powiedzieć, że tak, ale to byłoby

kłamstwo.

- Nie da się ukryć, że to dla niego wielka odmiana. To znaczy... te

wielkie salony w Ringstad... - Elise rozłożyła bezradnie ręce. - Ale to był
jego wybór - dodała czym prędzej.

Pan Carlsen pokiwał głową, wskazał jej głęboki fotel z zielonego pluszu,

a sam usiadł w sąsiednim.

- Tak, to był jego wybór. Myślę, że nie czuł się najlepiej w domu. Nie

znajduje wspólnego języka ze swoją matką. - Zapalił cygaro i ciągnął: -
To, co się zdarzyło, to była prawdziwa tragedia, ale cieszę się, że udało mu
się przynajmniej z tego wyplątać. Do tej pory nie rozumiem, co w niego
wstąpiło. Uważałem go zawsze za rozsądnego, porządnego młodzieńca z
charakterem. Był przecież oficerem w Armii Zbawienia i zrobił dużo
dobrego dla ubogich. Nie widzę żadnego innego wyjaśnienia poza tym, że
źle na niego wpłynęła służba graniczna, zagrożenie wybuchem wojny,
niepokój o rodzinę, izolacja - i pewnie jeszcze fatalne morale wśród
żołnierzy. Wydawało mi się, że jest ostatnim młodzieńcem, który mógłby
się wplątać w taką sytuację.

- Mnie się też tak wydawało - pokiwała głową Elise. - Podziwiałam go

bardzo za wszystko, co zrobił w Armii Zbawienia.

Spojrzał na nią spod binokli.

background image

- A ja podziwiam panią, pani Ringstad. Nie każdy potrafiłby wybaczyć

coś takiego. Może to, co się zdarzyło w obozie, ale na pewno nie to, że
zabrał ją ze sobą do Ringstad, stwarzając wrażenie, że to jego żona.

Elise poczuła, że się czerwieni.
- Emanuel nie jest niestety silny. Obawiam się trochę o niego. Tak często

miewa bóle głowy i zaburzenia równowagi. Nierzadko musi szukać
podparcia, żeby się nie przewrócić.

Pan Carlsen zmarszczył brwi.
- Nic o tym nie słyszałem.
Elise ucieszyła się, że rozmowa zeszła na inny tor.
- Nie, on nie chce o tym rozmawiać, nie chce nawet pójść do lekarza.

Dziś sama się wybrałam do gabinetu, żeby zapytać doktora o radę, ale
powiedział, że nic nie może zrobić, jeśli Emanuel sam nie przyjdzie po
pomoc.

Pan Carlsen odłożył cygaro do popielniczki, jakby stracił na nie ochotę.
- Ciekaw jestem, czy Marie i Hugo coś o tym wiedzą. Elise pokręciła

głową.

- Nie sądzę. Byliśmy u nich niedawno i nie słyszałam, by Emanuel coś o

tym wspominał.

- A co pani o tym sądzi, pani Ringstad? Wygląda na to, że się pani

martwi, ma pani jakieś podejrzenia, co to może być?

Znów pokręciła głową.
- Doktor zadawał mi wiele dziwnych pytań. Czy Emanuel odczuwa

jakieś bóle w ramionach i nogach, czy pogorszył mu się wzrok, czy ma
problemy z oddawaniem moczu. Niewiele mi to dało. Niewiele się
dowiedziałam.

- Doktor nie może nic powiedzieć, póki nie postawi diagnozy. Musi

zrobić badania, żeby się czegoś dowiedzieć.

Elise pokiwała głową.
Pan Carlsen spojrzał na nią badawczo.
- Czy po to pani przyszła, czy też chodzi o moją córkę?
- Ani o to, ani o to. Nie sądzę, by panna Carlsen chciała ze mną

rozmawiać. Przyszłam, ponieważ...

- Karolinę nie ma w domu - przerwał jej gospodarz. - Wyjechała. Mam

wobec pani dług wdzięczności, pani Ringstad. Gdyby nie zwróciła mi pani
uwagi na to, jakim człowiekiem stała się moja córka, niczego bym nie
zauważył. Muszę przyznać, że jestem zbyt pochłonięty pracą, by
zajmować się należycie swoją rodziną. Byłem wstrząśnięty, gdy się
dowiedziałem, co zrobiła Karolinę. Mam nadzieję, że nie jest jeszcze za

background image

późno, by naprawić błędy, które popełniła, i zaradzić jej wadom.

Elise nie wiedziała, co powiedzieć, współczuła panu Carlsenowi i

żałowała, że nie ma do powiedzenia nic, co by ukazało sytuację w nieco
lepszym świetle.

- Przyszłam tu, bo się zastanawiam, gdzie jest Signe - powiedziała

pośpiesznie.

- Signe? Chodzi pani o Signe Stangerud? - Pan Carlsen był zaskoczony.
- Tak. Pojawiła się u nas niespodziewanie w sobotę i zażądała, by mój

mąż przejął opiekę nad chłopcem. Wszystko stało się tak szybko, że nie
zdążyliśmy zareagować. A teraz jesteśmy w rozpaczy. Oboje z Emanuelem
pracujemy całymi dniami. Naszej maleńkiej córki pilnuje miła sąsiadka, a
Hugo zostaje z moją siostrą, gdy ja jestem w kantorze. Poza tym mieszkają
z nami moi bracia i osierocony chłopiec, którego przygarnęliśmy. Jeśli
Emanuel jest poważnie chory... - Elise zagryzła wargę i umilkła.

Nietrudno było zauważyć, że pan Carlsen jest wstrząśnięty.
- Przyszła i zostawiła własne dziecko? Elise pokiwała głową.
- Czy pani nie była poważnie chora całkiem niedawno? Wydaje mi się,

że słyszałem, iż leżała pani w szpitalu bez przytomności przez parę
tygodni.

- Owszem, ale już się dobrze czuję. Żal mi tego chłopczyka, jest miły i

grzeczny, no i jest przecież synem Emanuela. Bez mojej pensji na pewno
sobie nie poradzimy. A jeśli nie przyjmą go do żłobka, nie mamy nikogo,
kto mógłby się nim zająć, gdy jesteśmy w pracy.

Pan Carlsen kręcił głową z niedowierzaniem.
- Nigdy nie słyszałem czegoś podobnego. Co za człowiek z tej Signe?

Ona nie może być całkiem normalna.

Elise zrozumiała, że pan Carlsen nie miał pojęcia o tym, co się stało, i

nie wiedział, gdzie się podziała Signe. Szkoda, że Elise zapomniała, że
Karolinę miała wyjechać, niepotrzebnie tu przyszła. Podniosła się z
miejsca.

- Muszę wracać do domu. Chłopcy powinni odrobić lekcje, a ja ledwie

zajrzałam do domu po powrocie z pracy.

Pan Carlsen kichnął i znów wyjął chustkę do nosa.
- Coraz bardziej mi pani imponuje, pani Ringstad. Pomyśleć, że dostała

pani pracę w kantorze majstra Paulsena, choć nie skończyła pani szkoły
handlowej. To wprost nie do wiary, zwłaszcza teraz, gdy jest takie
bezrobocie. Umie pani pisać na maszynie?

- Nauczyłam się, gdy zaczęłam pracę w kantorze.
- A więc potrafi pani czytać i pisać? Elise zarumieniła się ze wstydu.

background image

- Skończyłam szkołę powszechną, panie Carlsen.
- Nie chciałem pani urazić, ale wielu robotników z trudem się podpisuje.

W Danii wyszła właśnie książka norweskiego autora. Opisuje w niej
sytuację ludzi mieszkających nad rzeką Aker. To podobno wstrząsająca
lektura. W życiu nie powtórzyłbym tego, co robią te kobiety wedle Eliasa
Aasa. Słyszałem właśnie, że jakieś norweskie wydawnictwo rozważa
wydanie tej książki. Mam nadzieję, że nie myślą o tym poważnie. Proszę
sobie tylko wyobrazić, że pani córki sięgnęłyby po taką książkę. To
mogłoby wypaczyć dusze młodych dziewcząt.

Elise poczuła, jak przeszywają ją zimne i gorące dreszcze na przemian.

Mruknęła coś pod nosem, obróciła się i ruszyła w stronę drzwi.

- Przepraszam, że zakłóciłam panu spokój, panie Carlsen. Proszę

pozdrowić ode mnie małżonkę.

Carlsen wstał i ruszył za nią.
- Czy nie mogłaby pani zajrzeć kiedyś do nas razem z Emanuelem?

Dawno go nie widzieliśmy, a traktowaliśmy go niemal jak syna, gdy u nas
mieszkał.

- Powiem mu o tym, ale trudno nam wychodzić z domu, zostawiając

dzieci.

- A może ta miła sąsiadka zechciałaby z nimi zostać któregoś wieczoru.

Moja żona bardzo by się ucieszyła z państwa wizyty, jestem o tym
przekonany.

Elise wcale nie była tego taka pewna, ale podziękowała grzecznie i

pożegnała się.

Gdy zeszła po schodach, na dworze było całkiem ciemno i znacznie

chłodniej niż przedtem. Zadrżała i otuliła się mocniej szalem, a w uszach
wciąż jej dźwięczały słowa Carlsena. Czy nie mógłby przeczytać książki,
zamiast słuchać ludzi, którzy wybierają z niej tylko to, co im pasuje?
Zamiast współczuć biednym dziewczętom, które musiały wyjść na ulicę,
żeby przeżyć, potępiają ich niemoralne życie. Nikt nie wspomina o
mężczyznach, którzy wykorzystują trudną sytuację tych dziewcząt, nikt
nie mówi o skandalicznych warunkach, w jakich mieszkają robotnicy nad
rzeką.

„To mogłoby wypaczyć dusze młodych dziewcząt". Łzy napłynęły jej do

oczu. A co z duszami Oline, Othilie i Mathilde? Czy ktoś zadał sobie
pytanie, co się z nimi stało?

Pocieszające było tylko to, że Carlsen nie miał wątpliwości, że autorem

książki jest mężczyzna. Elise z niecierpliwością czekała na ukazanie się
książki w Norwegii, choć obawiała się krytycznych recenzji. Napisała tę

background image

książkę, żeby ją czytano, powinna więc mieć nadzieję, że będą i tacy,
którzy zrozumieją tragedie, które stanowią jej osnowę, będą wstrząśnięci
tym, co się stało, i zapragną coś z tym zrobić. A przynajmniej zdobędą się
na odwagę, by szczerze powiedzieć, co myślą.

Oby tylko ani majster, ani panna Johannessen nie domyślili się, kim w

rzeczywistości jest Elias Aas! Panna Johannessen na pewno nie chciałaby
z nią wówczas pracować, więc Paulsen byłby zmuszony wręczyć jej
wypowiedzenie.

Elise westchnęła ciężko. Trudności zaczynały się piętrzyć wokół niej.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Gdy skręciła w Hammergaten, zorientowała się, że matka i Asbjorn już

przyszli. Z komina leciało więcej dymu niż zwykle, a rozświetlone okna
wskazywały na to, że Emanuel zapalił obie parafinowe lampy w salonie, a
może i kilka świec. Cieszyła się, że zobaczy matkę, ale też trochę się
niepokoiła. Trudno przewidzieć reakcję matki. Od kiedy zapadła na
suchoty, o wiele szybciej się denerwowała albo wybuchała płaczem. W
kuchennych drzwiach czekał na nią Kristian.

- Gdzie byłaś?

background image

- U Carlsenów. Matka i Asbjern już przyszli? Chłopiec przytaknął.
- Pytałaś o Signe?
- Tak, ale oni nic o niej nie wiedzą. Karolinę wyjechała, pan Carlsen był

sam w domu.

- Wyjechała? Co masz na myśli?
- Carlsen się zdenerwował, gdy odkrył jej kłamstwa, i postanowił wysłać

ją gdzieś, gdzie ktoś ją wychowa. Nie mówił dokąd. Może do internatu dla
panien, w którym ktoś ich ciągle pilnuje.

Kristian spojrzał ze zdumieniem na siostrę.
- To coś w rodzaju poprawczaka? Elise się uśmiechnęła.
- Nie sądzę, by ktoś kazał im tam pracować. To raczej dom dla panien z

dobrych domów, miejsce, w którym uczą się konwersacji i dobrych
manier.

Powiesiła szal na kołku w kuchni i weszła do salonu. Matka, Asbjorn i

Emanuel siedzieli przy stole. Dzieci nie było widać.

Elise przywitała się z matką i jej mężem, po czym zapytała Emanuela:
- Gdzie dzieci?
- Posłałem je do sypialni. Peder i Evert ich pilnują.
- Zjedli coś? Emanuel pokręcił głową.
- Goście przyszli.
- Ależ Elise! - roześmiała się matka. - Chyba nie oczekujesz, że twój

mąż będzie gotował dzieciom?

Elise uśmiechnęła się.
- Przepraszam, że przyszłam tak późno. Kristian uprzedził nas, że dziś

przyjdziecie, ale musiałam wybrać się do Carlsenów, żeby się dowiedzieć,
gdzie jest Signe. - Spojrzała na Emanuela. - Niepotrzebnie tam poszłam.
Karolinę wyjechała, Carlsen był sam w domu. I nic nie wiedział.

- Słyszeliśmyj uż tę straszną nowinę - wtrącił Asbjorn. - Uważam, że

powinniście pójść na policję. Nie może być tak, że matka zostawia dziecko
i znika. Znajdzie się zapewne jakiś sierociniec, który go przyjmie. Rodzice
Signe powinni łożyć na jego utrzymanie. Skoro wychowali córkę na
lekkomyślną i nieodpowiedzialną kobietę, to powinni ponieść
konsekwencje.

Elise spostrzegła, że matka zrobiła dziwną minę, spuściła wzrok i

milczała. Elise zdziwiła się, bo spodziewała się, że to przede wszystkim
ona będzie miała coś do powiedzenia.

Zamiast odpowiedzieć, zwróciła się do Emanuela.
- Mógłbyś nastawić kawę, a ja przygotuję kolację dla dzieci?
Zauważyła, że na jego twarzy pojawił się dziwny wyraz, Emanuel był

background image

blady i sprawiał wrażenie jeszcze bardziej zmęczonego niż zwykle, może
miał jeden z gorszych dni.

- Nie ma pośpiechu z tą kawą - zareagował Asbjorn. - Możemy tu

posiedzieć i porozmawiać z Emanuelem, póki nie będziesz gotowa.

Matka pokiwała głową.
- Nie śpiesz się. Mamy czas. Pani Muus została z Anne Sofie i mają

położyć do łóżka.

Emanuel uśmiechnął się z wdzięcznością i nie ruszył się z miejsca.

Najwyraźniej nie czuł się najlepiej.

Minęło trochę czasu, nim Elise ugotowała kaszę, zmieniła pieluchy całej

trójce, nakarmiła ich i położyła do łóżka. Hugo już dawno powinien
nauczyć się korzystać z nocnika, ale ani Hilda, ani siostry ze żłobka mu w
tym nie pomogły. Kristian zaproponował, że pomoże Pederowi w lekcjach.
Evert poradził sobie sam.

Poczuła się zmęczona, gdy się wreszcie ze wszystkim uporała. Miała

zamiar usmażyć placki z okazji wizyty matki i Asbjorna, ale wszystko się
tak opóźniło, że nie była pewna, czy posiedzą wystarczająco długo.

W tej samej chwili usłyszała czyjeś kroki w salonie i ze zdumieniem

zobaczyła, że do kuchni wchodzi matka.

- Pomyślałam, że mogłabym ci w czymś pomóc.
Elise zdziwiła się. Już dawno nie słyszała takich słów z ust matki.

Szkoda, że nie zaproponowała tego wcześniej.

- Macie czas, żeby zostać na placki, które właśnie chcę usmażyć?
- Asbjorn zamówił woźnicę Karlsena na dziewiątą, ale jeśli ci pomogę,

powinniśmy zdążyć. Wezmę kubki i nakryję do stołu, podczas gdy ty
będziesz smażyć.

Elise postawiła czym prędzej patelnię na ogniu.
- Elise...? - W głosie matki pojawiła się nuta niepewności. Elise

spojrzała na nią.

- Coś się stało?
- Chciałam tu przyjść dziś z pewnego powodu, ale... ale wszystko się

inaczej ułożyło... - Była dziwnie onieśmielona. - Bardzo rzadko ze sobą
rozmawiamy.

Elise pokiwała głową.
- Oboje z Emanuelem wybieraliśmy się wczoraj z chłopcami do Kjelsas,

ale Emanuel gorzej się poczuł. Nie starcza nam czasu na wszystko, co
muszę zrobić od rana do wieczora, więc w niedziele nadrabiam zaległości.
Od czasu, gdy wyszłam ze szpitala, wychodziliśmy z Emanuelem
codziennie na krótki spacer, żebym ćwiczyła nogi, ale nigdy nie zaszliśmy

background image

aż tak daleko.

Matka machnęła ręką.
- Nie krytykuję ciebie, to ja powinnam coś zrobić. Ani razu nie

odwiedziłam cię w szpitalu, gdy byłaś chora. Naprawdę nie miałam siły. -
Zawahała się trochę, nim zaczęła mówić dalej. - W ciągu ostatnich
miesięcy sporo myślałam. Strasznie przeżyłam utratę dziecka, długo nie
mogłam dojść do siebie. - Znów umilkła, jakby szukała właściwego słowa.
- Pewnie nie będę już mogła mieć dzieci i może tak będzie najlepiej.
Doktor powiedział, że dzieci starych matek często rodzą się chore.

Elise pokiwała głową, też o tym słyszała.
- Masz przecież nas, mamo. I Anne Sofie. Nie wszyscy mają tyle

szczęścia, by widzieć, jak dorasta czwórka ich dzieci.

- O tym właśnie chciałam z tobą porozmawiać. Teraz rozumiem, jaką

byłam egoistką. Gdy poznałam Asbjorna, zawiodłam was. Nie wiem, co
się ze mną stało, to chyba była reakcja na to, że śmierć mi zajrzała w oczy,
i na wszystkie problemy z twoim ojcem. Gdy spotkałam Asbjorna,
poczułam się znów młodo, los znów się do mnie uśmiechnął, wszystkie
troski prysły. Sama nie wiem, dlaczego musiałam was od siebie odsunąć,
żeby zaznać szczęścia, ale sądzę, że wiązało się to z suchotami, biedą i
pijaństwem ojca. Wasza obecność przypominała mi o piekle, przez które
przeszłam. A nie miałam siły o tym myśleć, musiałam przed tym uciec. -
Zamilkła i zaczęła krążyć po kuchni, podczas gdy Elise wlała ciasto na
patelnię. - Gdy się wczoraj dowiedziałam o Signe, ogarnęła mnie
wściekłość ze względu na ciebie i na Emanuela. Ale po chwili się
zawstydziłam. Przecież ja zrobiłam to samo! Zostawiłam ci chłopców, nie
pytając, czy tego chcesz i czy temu podołasz, i poszłam w swoją stronę.
Jak mogę potępiać kogoś, skoro sama nie byłam lepsza? Nagle spojrzałam
na siebie cudzymi oczami i nie pokrzepiło mnie wcale to, co zobaczyłam.
Całą noc nie spałam, nękana tymi myślami. Jaką ja byłam matką, skoro
opuściłam własne dzieci? Ty i Hilda byłyście już dorosłe i potrafiłyście
radzić sobie same, ale Peder i Kristian - nie. Zwłaszcza Peder, który miał
w dodatku kłopoty w szkole. Wprawdzie gdy zwróciłaś mi uwagę, że
chłopcy mnie potrzebują, zaczęłam pomagać Pederowi w czytaniu, ale
zrobiłam to po to, by uniknąć krytyki, wcale nie rozumiejąc, jak bardzo
was zawiodłam. Dziś w nocy myślałam o tym, co przeszłaś. Najpierw
zostałaś zgwałcona, potem okazało się, że jesteś w ciąży, a jeszcze później
spotkał cię zawód ze strony Emanuela i jego rodziców. Przez cały czas ha-
rowałaś, żeby związać koniec z końcem, a ja zrzuciłam na ciebie ciężar
utrzymania braci. I nigdy nie narzekałaś, nigdy nie powiedziałaś, że

background image

chciałabyś uciec od tego wszystkiego. Wzięłaś na siebie
odpowiedzialność, którą ja powinnam dźwigać. Może nawet wyszłaś za
mąż... - urwała. - Chciałam powiedzieć... jesteś taka odpowiedzialna i
masz tyle osób, którymi musisz się opiekować. Mam nadzieję, że nie
będziesz musiała zajmować się jeszcze synem tej Signe.

- On nie jest tylko synem Signe, jest także synem Emanuela. Elise nie

zdobyła się na to, by podziękować za te wyznania,

ale ucieszyła się, że matka wreszcie przejrzała. Dopowiedziała także w

duchu zdanie, którego matka nie dokończyła. „Może nawet wyszłaś za
mąż z powodu trudnej sytuacji, w jakiej się znalazłaś". Czyżby matka
wreszcie zrozumiała?

Ale co to da? Przysięgała wierność Emanuelowi i choć on wiedział

doskonale, że Elise nie kocha go w taki sposób, w jaki on kocha ją,
przysięga będzie ją obowiązywać do końca życia.

- Filiżanki znajdziesz w szafce w salonie. Placki będą zaraz gotowe.
Matka spojrzała na córkę.
- Czy potrafisz mi wybaczyć? Elise popatrzyła jej w oczy.
- Już ci wybaczyłam, mamo. Byłaś poważnie chora, los nie szczędził ci

przeciwności. Zasłużyłaś na trochę dobrych dni.

Oczy matki się zaszkliły.
- Dziękuję ci, Elise.
Odwróciła się i wróciła do salonu znacznie lżejszym krokiem.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Signe się nie pojawiła.
Elise miała naprawdę nadzieję, że nagle ujrzy ją w drzwiach, ale

najwyraźniej Emanuel znał ją lepiej.

Trudno pojąć, że można podrzucić komuś swoje dziecko, jakby to była

paczka. Gdyby zrobiła to z nędzy, można by to jakoś zrozumieć, ale Signe
odepchnęła go, bo się zakochała i wolała mężczyznę od swojego dziecka.

Elise przytuliła Sebastiana i pogłaskała go po główce. Opuszczony przez

matkę, syn ojca, który też wolałby nic o nim nie wiedzieć. Niechciane
dziecko.

- Dlaczego pieścisz Sebastiana?
Nie zauważyła, że Peder się im przygląda.
- Bo mi go żal. Pomyśl, że rodzona matka go opuściła.
- Moja też mnie opuściła.
Elise zdrętwiała. Czy Peder słyszał jej rozmowę z matką?
- Owszem, ale ty miałeś mnie. Poza tym matka była chora i nie miała

siły się wami zajmować. No i byłeś dużo starszy niż Sebastian.

Peder nic nie powiedział.
Elise posadziła małego na podłodze i dała mu jakąś zabawkę.
- Wiesz co, Peder? Gdy matka była tu w poniedziałek, prosiła, żebym jej

wybaczyła, że tak nas zawiodła. Była tak wycieńczona po chorobie i po

background image

tych wszystkich trudnych latach z ojcem, że nie miała już więcej siły.
Wiedziała, że ja się wami zajmę, i doszła do wniosku, że zrobię to lepiej
niż ona. Dopiero teraz zrozumiała, że źle postąpiła. I bardzo jej z tym
ciężko. Peder spojrzał na siostrę wielkimi oczami.

- Mówiła, że żałuje? Elise pokiwała głową.
- Ale nie powiedziała chyba, że się mamy do niej przeprowadzić?
- Nie, sądzę, że nie miałaby na to siły. Chłopiec odetchnął z ulgą.
- To dobrze.
I zaraz zrozumiał, że może nie powinien tego mówić.
- Nie mów jej tego, ale wiesz, ona jest taka, no, stara i nie śmieje się tak

jak ty. I pewnie nie umie robić takich dobrych placków.

Elise uścisnęła brata.
- Nic dziwnego, że tak to odczuwasz, Peder. Matkowałam ci, od kiedy

mama zapadła na suchoty, zdążyłeś już prawie zapomnieć, że kiedyś była
twoją matką.

Pokiwał głową z uroczystą miną.
- No widzisz. Właśnie tak jest.
- Proponuję więc, żeby wszystko zostało po staremu. Ja będę na niby

twoją mamą, a gdy odwiedzisz matkę w Kjelsás, ona będzie twoją mamą. I
nie będziemy myśleć o tym, że nas opuściła. Rozumiemy, dlaczego to
zrobiła. To zupełnie coś innego niż to, co uczyniła Signe. Sebastian ma
dużo gorzej niż my.

Peder znów przytaknął.
- Będę się starał pomagać. Jak tylko przyniosę drew, to go nakarmię tak,

żebyś mogła pisać tę swoją nową książkę.

W tej samej chwili do kuchni weszli Evert i Kristian. Peder obrócił się w

ich stronę.

- Powiedziałem właśnie, że Elise będzie mogła popracować sobie w

spokoju - oświadczył uroczyście, jakby był dorosły. - Ja się zajmę
Sebastianem, Evert - Hugo, a Kristian - Jensine. Nakarmimy ich, a jeśli
któreś narobiło w majtki, to też sobie poradzimy.

Chwycił wiadro i pobiegł do drzwi.
Elise wzięła ich za słowo. Nie przypuszczała wprawdzie, że uda jej się

skoncentrować, ale propozycja chłopców tak ją wzruszyła, że postanowiła
spróbować. Poza tym Peder powiedział coś bardzo ważnego. Jeśli ma
poradzić sobie ze wszystkimi dziećmi, pracą biurową i pisaniem, powinni
jej pomagać więcej niż przedtem. Może Peder nie powinien jednak
pracować po szkole. Zarabiał niewiele, a odrabianie lekcji zabierało mu
znacznie więcej czasu niż Kristianowi i Evertowi. Gdyby chłopcy kładli

background image

maluchy spać, Elise mogłaby pisać po parę stron dziennie.

Postanowiła, że postara się napisać całą książkę, a nie krótkie

opowiadania. Główna bohaterka miała mieć na imię Thomasine, tak samo
brzmiał na razie tytuł książki. Książka miała być poświęcona losom
małżeństwa, w którym żona jest robotnicą w fabryce, a mąż pracuje w
kantorze. Przypomniała sobie artykuł, który widziała w jednym z
nielicznych numerów „Husmoderen", które zdołała przeczytać. Nawet
tego artykułu nie dokończyła. Nosił tytuł Damy jako robotnice w fabryce i
dotyczył kłopotów, na jakie niezamężne kobiety napotykają, gdy szukają
pracy. Wykształcono tyle nauczycielek, że zabrakło dla nich miejsc pracy,
tyle kobiet starało się o posadę w kantorze czy w sklepie, że pensje
dramatycznie spadły. Niektórym proponowano pięć koron miesięcznie za
pilnowanie kantoru od ósmej rano - do siódmej wieczorem! Elise nie
bardzo wiedziała, co oznacza „pilnowanie kantoru". W każdym razie te
kobiety musiały co rano szorować podłogi. Gdzie indziej można było
dostać piętnaście koron miesięcznie za posadę w kantorze, ale tylko wtedy,
gdy się skończyło gimnazjum handlowe! Zdarzało się, że ktoś dostawał aż
trzydzieści koron miesięcznie po wielu latach pracy, ale wówczas musiał
harować od ósmej rano do dziesiątej wieczór. Powodem tak niskich płac
było to, że tak wiele dziewcząt uważało, iż to wstyd być służącą, i
kończyło kursy rachunkowe oraz maszynopisania, a potem przyjmowało
nisko płatną pracę w nadziei, że pensja wzrośnie. Ale pracodawcy
dochodzili najczęściej do wniosku, że nie stać ich na wyższe płace,
wystawiali dziewczętom piękne referencje i musiały szukać szczęścia
gdzie indziej. Wiele z nich szukało pracy całymi latami! Jeśli kobieta nie
ma żadnych znajomości, nie ma szans na dobrą posadę, nawet jeśli jest
dobrze wykształcona. Z mężczyznami jest oczywiście zupełnie inaczej. A
poza tym lepiej zarabiają.

Podczas lektury tego artykułu Elise uświadomiła sobie, że szczęście jej

dopisało, gdy zatrudnił ją majster Paulsen. Prawdopodobnie nic by z tego
nie wyszło, gdyby nie była siostrą Hildy.

W artykule opisany został także los dziewczyny, która godziła się na

głodową pensję i ciągle musiała szukać nowej pracy, coraz bardziej
zrozpaczona. Nosiła coraz bardziej zniszczone ubrania i nie mogła sobie
pozwolić na nowe. I albo zachorowała z niedożywienia, albo w nieco
mniej godziwy sposób skorzystała z pomocy, która pozwoliła jej
przetrwać. Elise zastanawiała się, co to za „mniej godziwy" sposób.

Autor artykułu twierdził, że te dziewczęta powinny raczej zostać

robotnicami w fabryce. Żałować trzeba nie robotnic, ale tych młodych

background image

pracujących w kantorach dam, które nie mają swoich domów. Autor dodał
tylko, że nie poleca wielkich fabryk, ale nieduże, te, które produkują torby,
trykoty, pudełka. W takich fabrykach kobiety zajmują nawet kierownicze
stanowiska, choć to się rzadko zdarza. Zdaniem autora jednak za
pięćdziesiąt lat będzie mnóstwo kierowniczek i inspektorek, które zaczęły
pracę jako zwykłe robotnice.

Elise ucieszyła się, że nie naruszy reguł prawdopodobieństwa, jeśli

uczyni robotnicę główną bohaterką swojej książki i żoną kancelisty.
Torkild mówił, że powinna pisać o czymś, co zna z autopsji, wówczas jej
historia będzie bardziej wiarygodna.

Elise znalazła właściwą gazetę, żeby przeczytać artykuł, nim zabierze

się do pisania. Anonimowy czytelnik pytał, dlaczego wykształcone kobiety
mają odbierać chleb tym, które tego najbardziej potrzebują, i dowiedział
się, że, o dziwo, brakuje zdolnych robotnic i trzeba je sprowadzać aż ze
Szwecji. Jest znacznie więcej bezrobotnych mężczyzn niż kobiet. „Poza
tym żyjemy w czasach, w których obowiązuje konkurencja, i w walce o
przetrwanie musimy sięgać po te możliwości, dzięki którym można
zarobić tak, by przeżyć", przeczytała na koniec Elise.

Postanowiła, że w swojej książce opowie o nierównym podziale pracy w

domu podobnym do jej własnego. Wiedziała, że Emanuel nie jest temu
winien, że jest po prostu dzieckiem swoich czasów i swojego środowiska.
Wszelkie kobiece zajęcia traktował jak hańbę, plamę na honorze. Ludzie
pokroju Emanuela przyzwyczaili się do służących, kucharzy, nianiek i
uważali za całkiem naturalne, że ktoś im czyści buty, podaje jedzenie,
krochmali i prasuje koszule i kołnierzyki. Ale mając pracującą poza
domem żonę i za mało pieniędzy, żeby wynająć kogoś do pomocy, znalazł
się w całkiem innej sytuacji. Problem w tym, by to dotarło do tego rodzaju
mężczyzn. Emanuel nie był złym człowiekiem, kochał ją i wcale nie
chciał, by się zapracowywała na śmierć, ale nie umiał znaleźć żadnego
rozwiązania. Nie przyszło mu do głowy, że sam się musi zmienić, żeby
wszystko się jakoś ułożyło.

Pisanie szło jej znacznie lepiej, niż przypuszczała. Gdy chłopcy zeszli

do salonu, żeby powiedzieć jej dobranoc, miała już trzy strony. Emanuel
poszedł do Schwenckego. Elise miała więc cały salon dla siebie, nikt jej
nie przeszkadzał.

- Tu są moje anioły! - Uśmiechnęła się do chłopców. - Trudno było

uspokoić maluchy?

Wszyscy pokręcili głowami.
- Peder i ja odmówiliśmy wieczorny pacierz, ale Kristian nie chciał -

background image

oświadczył z dumą Evert. - Peder się trochę pomylił, ale maluchy chyba
tego nie zauważyły. Czy to nie jest tak, Elise: „Już zamykam swoje oczy,
mój ojcze niebieski, zachowaj mnie od grzechu, od bólu i od
niebezpieczeństw, niech strzeże mnie mój anioł stróż, który dziś mi
towarzyszył. Amen".

Elise pokiwała głową.
- Doskonale, Evert. A co ty powiedziałeś, Peder?
- „Już zamyka ojciec oczy", bo wyobraziłem sobie, że on leży w rajskim

łóżku nad niebem pełnym gwiazd. I chrapie tak, że anioły podskakują.

Wybuchnęła śmiechem, ale szybko się opanowała.
- Nie powinniśmy żartować w ten sposób. Peder się obraził.
- Wcale nie żartowałem. Zawsze tak mówię i robi mi się wtedy weselej.

Myślę, że on taki jest. Poczekaj tylko, Elise, sama zobaczysz.

Wzruszenie ścisnęło ją za gardło. Przełknęła ślinę i uśmiechnęła się do

wszystkich.

- Bardzo wam dziękuję za pomoc. Gdybyście codziennie kładli maluchy

spać, mogłabym pisać i może zarobiłabym tyle, że Peder nie musiałby
pracować po szkole. Wiecie przecież, że on potrzebuje więcej czasu na
odrabianie lekcji niż wy.

Kristian pokiwał głową.
- Myślę, że powinien od razu przestać. Nauczyciel powiedział, że jeśli

nie zacznie się więcej uczyć, to zostanie na drugi rok.

Elise spojrzała na Pedera z przerażeniem.
- Nic mi nie mówiłeś. Myślałam, że czytanie idzie ci coraz lepiej, Peder.
- Bo idzie. Tylko ten nauczyciel nie wie, jak czytałem w tamtym roku.

Ale wymyśliłem coś, co mi pomoże. Odkryłem coś dziwnego. Któregoś
dnia byłem taki zmęczony, że podparłem głowę jedną ręką. I zauważyłem,
że znacznie gorzej widzę, bo zasłoniłem sobie jedno oko. To znaczy, że
jedno oko mi się zepsuło albo od początku było zepsute. Jeśli będę tak
robił codziennie, to to głupie oko będzie musiało się skoncentrować. Więc
chyba nie długo zacznę czytać tak szybko jak Evert.

Elise spojrzała na brata ze zdziwieniem.
- To brzmi całkiem rozsądnie. Popróbuj przez parę dni, czy to ci jakoś

pomaga. Jestem pewna, że coś jest nie tak z twoimi oczami, a nie z twoją
głową. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego okulista nie odkrył, że widzisz
gorzej na jedno oko. Ale teraz musicie już iść spać. Jutro wcześnie
wstajecie.

Następnego dnia, gdy Elise wróciła z kantoru, czekał na nią list. Na

kopercie zauważyła pieczątkę „Grondahl & Son". Czy to nie jest nazwa

background image

wydawnictwa? Serce jej mocniej zabiło. Nie wysyłała rękopisu do tego
wydawnictwa, mogli go co najwyżej dostać od Waldemara Rolfsena,
duńskiego redaktora. Posadziła Hugo i Sebastiana na podłodze w kuchni -
ani chłopców, ani Emanuela nie było jeszcze w domu - i pobiegła do
salonu, żeby mieć chwilę spokoju, gdy będzie otwierać list.

Dłonie jej drżały, gdy rozerwała kopertę i zaczęła czytać.
Droga Pani,
dostałem od mego duńskiego przyjaciela i kolegi po fachu, pana

Waldemara Rolfsena, duńskie wydanie Pani książki, zatytułowanej
„Zranione skrzydło". Po norweska będzie nosiła tytuł „Podcięte skrzydła".
Ktoś, komu podcięto skrzydła, nie radzi sobie w życiu. To obraz, który
pasuje do smutnych losów, o których opowiada Pani książka.

Jak Pani zapewne wiadomo, nasze wydawnictwo ma długą tradycję.

Zostało założone już w 1811 roku przez Christo-phera Gnndahla,
przyjaciela Hansa Nielsena Hauge. Christopher Grendahl drukował
dokumenty dla zgromadzenia parlamentarnego w Eidsvoll w 1814 roku, a
później wydawał Biblię i pisma religijne. Ma także wyłączność na druk
ustaw i innych oficjalnych dokumentów. Jak Pani widzi, jesteśmy
renomowanym wydawnictwem. Christopher Grendahl jako pierwszy
zastosował maszynę parową w drukarni.

Zbiór opowiadań, które Pani napisała, prawdziwie mną wstrząsnął.

Miałem wątpliwości, czy powinniśmy wydać go w Kri-stianii, gdzie
niewątpliwie wywoła skandal. Rozważywszy jednak sprawę gruntownie,
doszedłem do wniosku, że książka niesie tak ważne przesłanie, że nie
powinniśmy brać pod u agę tego rodzaju przeciwwskazań. Wierzę, że
pisze pani prawdę. Jeśli ktoś kiedykolwiek ma zrobić coś dobrego dla tych
nieszczęsnych ludzi, którzy żyją w takiej nędzy fizycznej i duchowej,
ludzie muszą wreszcie poznać tę prawdę. Dlatego zwracam się do Pani o
pozwolenie na wydanie książki w Norwegii. Jeśli znajdzie Pani czas, by
zajrzeć w dogodnym dla Pani terminie do mojego biura, omówimy wyso-
kość honorarium i inne praktyczne sprawy.

Z poważaniem Benedict Guldberg
Z kuchni dobiegał przeraźliwy wrzask, prawdopodobnie dzieci

krzyczały już od dawna, ale nikt ich nie usłyszał. Elise wbiegła do kuchni i
znalazła Sebastiana leżącego pod taboretem, który zapewne na siebie
przewrócił. Hugo siedział obok i krzyczał równie głośno. Podniosła
pośpiesznie taboret i wzięła Sebastiana na ręce. Nie miał na ciele żadnych
śladów, pewnie się tylko przestraszył. Podmuchała mu w czoło i
powiedziała parę ciepłych słów. W tej samej chwili otworzyły się drzwi i

background image

do kuchni wszedł Emanuel z Jensine na rękach.

- Co się stało? - zaniepokoił się.
Hugo przestał już płakać i powrócił do zabawy.
- Upadł i uderzył się, ale nie widzę żadnych śladów. A jak ty się czujesz?
Rzuciła mu zaniepokojone spojrzenie.
- Nic mi nie dolega. Zdarzyło się coś nowego? Domyśliła się, że chodzi

mu o Signe, więc pokręciła głową.

- Nic poza tym, że moja książka została przyjęta do druku. Starała się

powiedzieć to całkiem zwyczajnie, wiedziała, że Emanuel i tak zareaguje.
Otworzył szeroko oczy.

- Tu, w Norwegii?
- W wydawnictwie Grondahl & Son. List leży na stole w salonie.
Pobiegł do salonu z Jensine na rękach. Elise nie spodziewała się, że

nowina aż tak go ożywi.

Posadziła Sebastiana na podłodze i rozpaliła w piecu kuchennym.

Dopiero teraz zauważyła, że w domu zrobiło się strasznie zimno. Szukając
płatków owsianych i rondla na mleko, żeby przygotować kolację,
nasłuchiwała odgłosów dochodzących z salonu. Wcale nie była pewna, że
Emanuela ucieszy ta wiadomość. Choć ucieszył się z honorarium, które
miała dostać pod koniec października, i wspomniał nawet o tym, że
mógłby kupić sobie stolik na fajki, obawiał się krytyki i skandalu.
Podejrzewał, że Elise nie ma dość siły, by znieść krytyczne recenzje i
oburzenie czytelników. A może bał się, że krytyka jego także dosięgnie.

Usłyszała, że wraca do kuchni. Stanęła tyłem i udawała, że jest bardzo

zajęta gotowaniem. Dlaczego on nic nie mówi? Może jest zły?

- Moje gratulacje, Elise. Jestem pełen podziwu. Obróciła się do niego

bokiem.

- Naprawdę? Bałam się, że nie będziesz zadowolony. Ze spodziewanej

krytyki i tego, co teraz nastąpi.

- O ile tylko zadbasz, by nikt nie wiedział, kto się kryje za

pseudonimem, nie mamy żadnych powodów do obaw. Będziesz musiała
znieść oburzenie recenzentów, może nawet jakieś szyderstwa i kpiny, ale
możesz albo przestać czytać recenzje, albo uznać, że źródłem takiej reakcji
jest niewiedza. To oni nic nie rozumieją i cierpią na krótkowzroczność, nie
ty. Musisz tylko przekonać Pedera, że sam sobie zaszkodzi, jeśli komuś
powie, że ty jesteś Eliasem Aas. Ten chłopak nie potrafi trzymać języka za
zębami.

Elise pokiwała głową.
- Porozmawiam z nim poważnie. Sytuacja będzie całkiem inna, jeśli

background image

książka ukaże się w Norwegii.

Dreszczyk podniecenia przeszedł jej po plecach. Pomyśleć, że jej

książka ukaże się także w Norwegii! Że zobaczy ją w księgarniach, obok
książek wielkich autorów! To nie do wiary!

Emanuel się uśmiechnął.
- Musimy to uczcić! Pójdę do Paula Georga i kupię butelkę wina

agrestowego. Ona zna pewną panią w Asker, która właśnie dostała nagrodę
za najlepsze wino agrestowe. Ona robi także wino z białych porzeczek.
Paul Georg kupuje od niej całą skrzynkę tego trunku i bierze za butelkę
dwa razy tyle.

- Czy to jest legalne?
- Nie wiem. On się chyba o to w ogóle nie martwi. Elise zmarszczyła

brwi.

- Myślałam, że Schwencke jest uczciwym człowiekiem.
- Bo jest. Działa w dobrej wierze, ale jest w gorącej wodzie kąpany i nie

ma czasu sprawdzać, co jest dozwolone.

- Uważaj, żebyś nie wpadł w tarapaty. Uśmiechnął się i pocałował ją w

policzek.

- Nie zamierzam jeszcze zaczynać działalności handlowej. Najpierw

muszę otworzyć jakiś sklepik.

Poczekali, aż wszystkie dzieci będą w łóżkach. Wtedy Emanuel

otworzył butelkę wina i napełnił dwa kieliszki. Podał jej jeden, uniósł
drugi i powiedział uroczyście:

- Za zdrowie naszej nowej, wielkiej pisarki. Elise się roześmiała.
- Mógłbyś pominąć słowo „wielkiej", ale bardzo się cieszę, że chcesz to

uczcić razem ze mną.

- Jakżebym mógł nie chcieć. Jestem z ciebie dumny, Elise. Kto by

przypuścił, że zajdziesz aż tak daleko? Nie zrozum mnie źle. Nigdy nie
miałem wątpliwości, że jesteś utalentowana, ale nie miałaś najlepszych
warunków.

- Jestem ogromnie wdzięczna twemu ojcu, bo to on podsunął mi tę myśl.

A także wam wszystkim, bo mnie wspieraliście i pomagaliście uwierzyć,
że dam sobie radę. - Elise nie była wcale pewna, że Emanuel tak bardzo ją
wspierał, ale cieszyła się, że może to powiedzieć. Emanuel także
potrzebuje pochwał. Wiedziała, że życzy jej jak najlepiej, ale jest znacznie
ostrożniejszy niż inni.

Podniosła kieliszek do ust, wino było słodkie i dobre.
- Mmm. Nic lepszego nie miałam nigdy w ustach.
- Powinnaś spróbować jego wina z białych porzeczek, jest jeszcze

background image

lepsze, ale nie miał już niestety ani jednej butelki. Jutro wybierze się do
Asker, żeby kupić cały zapas, jaki ma ta pani. Nie mam pojęcia, w jaki
sposób przywiezie to wszystko do domu. Nie może przecież pożyczyć
konia i wozu na cały dzień.

Emanuel opróżnił swój kieliszek i dolał sobie wina. Elise sączyła

kosztowny trunek powoli, delektując się każdym łykiem. Emanuel usiadł
po drugiej stronie stołu.

- Kupił złoty pierścionek pannie Tynaes, podejrzewam, że szykują się do

ślubu. - Spojrzał na Elise. - Może nas zaproszą? - Ta myśl wyraźnie
podniosła go na duchu. - Byłoby miło pójść na prawdziwe przyjęcie, wieki
całe nigdzie nie byliśmy.

Elise pomyślała z nadzieją, że nie zostaną zaproszeni, bo w co miałaby

się ubrać?

Gdy Emanuel wypił drugi kieliszek i nalał sobie następny, Elise

otworzyła usta, by zaprotestować. Byłoby miło, gdyby schowali resztę
wina i poczęstowali nim matkę i Asbjorna podczas następnej wizyty. Albo
Annę i Torkilda. A może pewnego dnia pojawi się u nich nagle redaktor z
wydawnictwa Grondahl & S0n, jak kiedyś duński redaktor. Ale nic nie
powiedziała. Cieszyła się, że widzi go znów w dobrym humorze, nie
chciała psuć mu nastroju.

- Słyszałaś o Angielce, która nazywa się Josephine Butler? - Emanuel

zrobił się bardzo wymowny. Inaczej niż zwykle. Przeważnie siedział z
gazetą i wypowiadał zaledwie kilka słów każdego wieczoru. -
Interesowało ją to samo co ciebie, chciała zwrócić uwagę ludzi na los
najbardziej nieszczęśliwych kobiet, prostytutek. Czytałem w gazecie, że
napisała list do wpływowych mężczyzn, do arystokratów, duchownych,
dziennikarzy, parlamentarzystów i innych. Z trzystu mężczyzn, do których
skierowała swój list, tylko sześciu ją wsparło, pozostali odpowiedzieli
zdawkowo, że to nie jest stosowny temat. „Jakby sama o tym nie
wiedziała", napisał autor artykułu. „Jej serce omal nie pękło z powodu
tego ciężaru".

- Mówisz o niej w czasie przeszłym. Czy ona już nie żyje?
- Zmarła w ubiegłym roku.
W tej samej chwili spostrzegł jeden z numerów „Husmode-ren" na stole

i chwycił go skwapliwie.

- Chyba tutaj to czytałem. - Zaczął przerzucać strony. - Jest! Ona

napisała jeszcze kilka książek: Wołanie na pustyni, Godzina przed świtem,
Wspomnienia z wielkiej wyprawy krzyżowej. Posłuchaj tylko, co pisała:
„Nasz główny obowiązek to znieść cały szereg niesprawiedliwych,

background image

stronniczych, uciskających ludzi praw, które kują niewolnicze kajdany
niemoralności. Najważniejsze jednak to wpłynąć na morale mężczyzn,
żądając od nich takiej samej czystości, jakiej się oczekuje od kobiet".

Elise zerknęła na niego ukradkiem. Wszystko wskazywało na to, że

całkowicie zgadza się z angielską pisarką, nie widzi tylko, że to jego
własna postawa życiowa musi się zmienić.

Emanuel odłożył gazetę.
- Wydaje mi się, że ona założyła narodowe stowarzyszenie kobiet, które

postawiło sobie za cel walkę z prostytucją. Z czasem do tego ruchu
przyłączyło się wielu mężczyzn, między innymi znane osobistości i
parlamentarzyści, jak choćby James Stuart. Naraziła się jednak na
prześladowania i jej życie wiele razy znajdowało się w
niebezpieczeństwie. Mimo to kontynuowała działalność niczym
niezrażona. Chciała zlikwidować prostytucję w całej Europie.

Elise nie posiadała się ze zdumienia. Emanuel w tak ciepłych słowach

mówił o tej angielskiej pisarce i podziwiał jej działalność. Dlaczego zatem
tak chłodno odnosił się do jej książki, w której pisała przecież o tym
samym? Wprawdzie ona podjęła ten sam temat w całkiem inny sposób.
Próbowała wczuć się w myśli ulicznic i opisać, jak one doświadczają
upodlenia, podczas gdy tamta Angielka wygłaszała mowy na spotkaniach i
w stowarzyszeniach, a także działała na rzecz objęcia prostytucji prawnym
zakazem. Były to dwie strony tej samej sprawy. Dopiero gdy ludzie
zrozumieją, co się naprawdę dzieje z tymi nieszczęsnymi dziewczętami,
zrodzi się nadzieja, że będzie można im pomóc.

- W czasopismach, które pożyczyłaś od pastorowej, jest wiele

ciekawych artykułów - ciągnął Emanuel, nalewając sobie czwarty
kieliszek wina. - Powinnaś więcej czytać, Elise. Wiedza to bardzo ważna
sprawa. W „Husmoderen" znajdziesz artykuł o sztuce przemawiania i o
sztuce słuchania. Jeśli człowiek chce przemawiać mądrze i rozsądnie,
powinien mieć zmysł obserwacji, znać literaturę i ludzką naturę. Jesteś
zbyt zajęta przyziemnymi sprawami, by nauczyć się sztuki konwersacji.
Jeśli staniesz się znana, może nawet sławna, będą cię pytać o zdanie w
różnych sprawach, a wtedy powinnaś umieć znaleźć mądrą odpowiedź.
Elise nie mogła się nie roześmiać.

- Skoro tak bardzo się boisz, że ktoś się dowie, kim jest Elias Aas, jak

możesz mówić o mojej przyszłej sławie? Poza tym kiedy mam czytać,
skoro nie nadążam nawet z cerowaniem skarpet?

Uśmiechnął się zwycięsko.
- Kiedy zacznę działalność handlową, wszystko się zmieni. Będziesz

background image

mogła rzucić pracę w kantorze i zająć się pisaniem. Z czasem ty staniesz
się sławna, a ja zacznę dużo zarabiać.

Elise uradowała się na tę myśl. Gdyby tak mogła przez cały dzień

siedzieć i pisać!

- Myślisz poważnie o tym, by zająć się handlem? Przytaknął z

uśmiechem.

- Nie musiałbym wcale sprzedawać artykułów gospodarstwa domowego,

mógłbym sprzedawać wszystko. Kiedy odłożę trochę pieniędzy,
przeprowadzę się do większego lokalu. Zobaczysz, że kiedyś zostanę
poważnym przedsiębiorcą. Paul Georg zaczął już szukać lokalu w
śródmieściu.

- On musi być bardzo utalentowany.
- Jest utalentowany. I nauczy mnie różnych chwytów. Poczekaj, Elise!

Za rok albo dwa nie będziemy siedzieli tu, w tym miniaturowym domku,
będziemy mieszkać na Oscarsgate albo w willi na Ljan, tam gdzie
mieszkają hurtownicy.

Dała się porwać jego marzeniom i uśmiechnęła się radośnie.
- I zatrudnimy służącą, a ty będziesz miał swój własny pokój, w którym

będziesz w ciszy, z dala od dzieci palił swoje cygara.

- A ty będziesz miała swój gabinecik. To nie musi pozostać marzeniem,

to może się stać rzeczywistością, Elise. Za parę tygodni dostaniesz
honorarium z Danii, a za parę dni jakąś zaliczkę z norweskiego
wydawnictwa. Książka wywoła skandal, więc ludzie będą ją kupować.
Wiesz przecież, że ludzie uwielbiają skandale. Będą ją kupować tylko
dlatego, że w gazetach napiszą, że jest nieprzyzwoita i niemoralna. Na
pewno wiele osób postara się kupić tę książkę potajemnie, będą na przy-
kład prosić kogoś o to, by poszedł do księgarni, ale założę się, że co drugi
pan domu w najlepszych dzielnicach będzie miał tę książkę w szufladzie
biurka i będzie ją wyjmował, gdy jego żona wybierze się do teatru albo na
popołudniową herbatkę. Rozczarują się może trochę, gdy się zorientują, że
nie opisałaś ze szczegółami tego, co się dzieje w mrocznych zaułkach
Lakkegata, ale myślę, że napisałaś wystarczająco dużo, by podsycić ich
ciekawość.

Elise poczuła, jak uśmiech gaśnie jej na ustach.
- W takim razie nie zrozumieją tego, co chciałam przekazać.
- Oj, tak. Jestem pewien, że z czasem dotrze do nich twoje przesłanie.

Na zdrowie, Elise! Za twój sukces i naszą przyszłość!

Uniósł kieliszek i opróżnił go. Potem pochylił się nad stołem. Oczy miał

zamglone.

background image

- Jesteś najpiękniejszą, najsłodszą, najcudowniejszą kobietą na świecie.

Tak się cieszę, że cię mam. - Spojrzał na nią z pożądaniem we wzroku. -
Czy nie pora kłaść się do łóżka?

Opróżnił kieliszek i podniósł się z miejsca.
- Muszę najpierw posprzątać w kuchni. Chłopcy dzielnie się spisali, ale

sprzątać nie potrafią. A rano nie będzie na to czasu.

Gdy weszła na górę, leżał już w łóżku przy zapalonej świecy, którą

postawił na krześle. Elise spostrzegła, że nie włożył swojej koszuli nocnej.

Rzadko piła alkohol i nawet ten niewielki kieliszek uderzył jej do głowy.

W gruncie rzeczy te lekkie zawroty głowy były całkiem przyjemne, w
każdym razie w tej sytuacji, gdy czekało ją coś, czego nie lubiła.

Biedny Emanuel, ma taką zimną żonę. Elise bardzo się starała ukrywać,

że ją od niego odrzuca. Zdjęła szybko ubranie i nie włożyła koszuli nocnej.
Z nieśmiałym uśmiechem wskoczyła szybko do łóżka, źle się czuła, gdy
patrzył na jej chude ciało.

Jęknął z pożądania i objął ją ramionami.
- Wielki Boże, jak mi cię brakowało! Jesteś ciągle taka zajęta, siedzisz,

cerujesz i szyjesz po nocach. Myślę, że muszę kupić jeszcze kilka butelek
tego wina od Paula Georga, nie należy żyć tak wstrzemięźliwie. I nie
należy być aż tak obowiązkowym - dorzucił przekornie i pocałował ją.

Odwzajemniła pocałunek i zauważyła, że przyszło jej to łatwiej, niż

sądziła. Za chwilę będzie po wszystkim. I zapewne Emanuel nie będzie od
niej oczekiwał nic więcej przez parę kolejnych dni. Zamknęła oczy, gdy ją
pieścił, a potem musnęła dłonią dół jego pleców, bo bardzo to lubił.

Emanuel znów jęknął z rozkoszy.
- Jesteś taka cudowna - powiedział schrypniętym głosem. - Nigdy mi się

nie znudzisz w łóżku.

Elise zauważyła, że jego sztywne dotąd przyrodzenie nagle zwiotczało.

Wydał cichy okrzyk, pełen rozczarowania, i zaczął wykonywać bardziej
gwałtowne i nerwowe ruchy.

- Chyba musisz mi trochę pomóc - zaśmiał się nieco zawstydzony. -

Zdaje się, że wypiłem kieliszek za dużo. To się nie opłaca.

Ujął jej dłoń i naprowadził tam, gdzie chciał.
- Chwyć mocniej!
Zrobiła to, o co prosił, zdumiona, że jego członek stał się nagle taki

mały. Starała się robić to, czego sobie życzył, mając nadzieję, że wszystko
się uda i że zaraz będzie po wszystkim. Ale jej wysiłki spełzły na niczym.

W końcu Emanuel się poddał, odsunął jej dłoń i odwrócił się do niej

plecami. Był zirytowany, ale nie na nią, tylko na siebie.

background image

- Przepraszam, Elise. Następnym razem poprzestanę na dwóch

kieliszkach - mruknął.

Elise włożyła koszulę nocną i szybko wślizgnęła się pod pierzynę.

Wyciągnęła rękę i pogłaskała go po głowie, ale natychmiast strząsnął jej
dłoń.

Obudziła się z zimna. Za oknem było ciemno, ale nie mogła się oprzeć

wrażeniu, że to ranek. Leżała przez chwilę w milczeniu, nasłuchując, ale
panowała cisza. Żaden z pozostałych mieszkańców tej uliczki nie pracował
w fabryce, nikt się nie musiał śpieszyć, słysząc wycie fabrycznych syren.

Stopy miała tak zziębnięte, że i tak by już nie zasnęła, nawet gdyby

mogła sobie na to pozwolić. Po cichutku, drżąc z zimna, podniosła się z
łóżka i zeszła boso, na palcach na dół. Znalazła po omacku kuchenny stół,
na którym leżały zapałki, zapaliła świecę i spostrzegła, że zegar z kukułką
wskazuje piątą trzydzieści pięć. Prawdopodobnie przed pięcioma
minutami obudziła ją kukułka pojedynczym kuknięciem.

Na szczęście chłopcy nie zapomnieli przynieść drew i szczap na

podpałkę. Położyli nawet na wierzchu starą gazetę. Elise się wzruszyła.
Jak to ładnie z ich strony, że nawet na to znaleźli czas, choć musieli
położyć maluchy, nim siedli do lekcji!

Wkrótce ogień trzaskał w piecu kuchennym, a widok żółtoczerwonych

płomieni w otwartych drzwiczkach wystarczył, by poczuła, że w kuchni
zrobiło się cieplej. Umyła się bardzo szybko i włożyła czarną niedzielną
suknię. W czasie przerwy obiadowej miała zamiar wybrać się do
wydawnictwa.

Nagle usłyszała jakiś huk na piętrze. Czyżby któreś z dzieci spadło z

łóżka? Zamknęła drzwiczki od pieca, wzięła zapaloną świecę i pobiegła na
górę.

Gdy poświeciła w stronę sypialni, zauważyła z przerażeniem, że to

Emanuel się przewrócił.

Odstawiła świecę i rzuciła się ku niemu.
- Co się stało?
Rzucił jej mroczne spojrzenie, próbując się pozbierać.
- Nogi mi nagle odmówiły posłuszeństwa. Nie ma się czym przejmować.
Chciała mu pomóc, ale ją odepchnął.
- Idź lepiej na dół i napal w piecu. Straszny ziąb w domu.
- Już napaliłam. Jesteś pewien, że nie chcesz, żebym ci pomogła?
Pokręcił głową, a wyraz jego twarzy zdradzał, że chciałby przede

wszystkim, żeby sobie poszła. Był zakłopotany, choć w gruncie rzeczy
powinni się z tego śmiać. To przecież strasznie śmieszne, gdy dorosły

background image

mężczyzna się przewraca, wstając z łóżka. Zwłaszcza gdy jest trzeźwy.

Dopiero schodząc po schodach, uświadomiła sobie, że to może mieć coś

wspólnego z innymi przypadkami, gdy robiło mu się słabo i nogi
zaczynały go zawodzić.

Mijały dni i tygodnie, podczas których nic takiego się nie działo, ale w

końcu przytrafiało mu się dokładnie to samo. Poczuła, jakby jakaś
lodowata dłoń ścisnęła jej serce. On musi być naprawdę chory!

Kończyła właśnie gotować kaszę i nakrywać do stołu, gdy usłyszała

chłopców, zbiegających po schodach.

Pierwszy pojawił się Evert. Omiótł ją pełnym zdumienia spojrzeniem.
- Dlaczego się tak ubrałaś?
- Idę na spotkanie z wielkimi panami w mieście.
Oboje z Emanuelem postanowili, że nie powiedzą na razie chłopcom o

propozycji norweskiego wydawnictwa, choć Elise miała na to wielką
ochotę. Kristian na pewno potrafiłby dochować tajemnicy, ale na Pedera i
Everta nie mogli liczyć. Byli zbyt impulsywni i łatwo mogli się wygadać.

Peder przybiegł tuż za Evertem.
- Jak wielcy są ci panowie?
- Wielcy aż do sufitu - rzucił Kristian. Peder się rozzłościł.
- Nie jestem tak głupi, jak myślisz. Pytałem, żeby się dowiedzieć, czy to

prewier, czy derektor.

Na piętrze rozległy się dziecięce krzyki. Kristian odwrócił się na pięcie i

pobiegł na górę.

- Pomóżcie Kristianowi! - przykazała dwóm pozostałym. - Każdy może

zająć się jednym dzieckiem.

Jeśli Emanuel źle się czuje, lepiej, żeby nie znosił Jensine po schodach.

Chłopcy pomogli jej zmienić pieluchy całej trójce i nakarmić maluchy
kaszą. Kristian zaproponował nawet, że zaniesie Jensine do pani Jonsen.
Gdy Hugo i Sebastian mieli już na sobie kurtki i czapki i Elise była gotowa
do wyjścia, Emanuel nie zszedł jeszcze z góry.

- Kristian, czy mógłbyś pobiec na górę i sprawdzić, czy Emanuel nie

zaspał? Wkrótce powinien wyjść do pracy.

Elise wolała nie iść do sypialni, żeby sprawdzić, jak się czuje jej mąż.

Emanuel nie byłby zadowolony, gdyby wbiegła na górę, zdradzając swój
niepokój. Podczas gdy Hugo i Sebastian siedzieli w wózku, popłakując z
zimna, Elise powoli i starannie sznurowała trzewiki i zakładała szal. Miała
zamiar poprosić Hildę, by pożyczyła jej kapelusz.

Wreszcie usłyszała, jak Kristian i Emanuel schodzą po schodach,

rozmawiali spokojnie, więc chyba wszystko było w porządku. Elise

background image

krzyknęła więc „do zobaczenia" i wybiegła.

Hilda czekała na nich na schodkach.
- Podejrzewałam, że dziś też przyprowadzisz obu.
- Czy to problem?
- Poradzę sobie jeszcze przez parę dni, ale nie mogę zajmować się trójką

na stałe.

- Skoro Carlsen nie wie, gdzie szukać Signe, nie mamy wyjścia i

musimy zawieźć ich do Kongsvinger, ale oboje to odkładamy. Rodzice
Signe na pewno zwymyślają Emanuela i nie przyjmą Sebastiana.

- Miałaś chyba zapytać o miejsce w żłobku?
Elise posłała siostrze pełne zdumienia spojrzenie. A więc Hilda nie

wykluczała wcale, że jednak zatrzymają Sebastiana.

- Jeszcze nie zdążyłam. Biegam jak szalona od rana do wieczora.
- Dlaczego włożyłaś niedzielną suknię?
- Muszę coś załatwić podczas przerwy obiadowej.
- Chyba nie wybierasz się znów do doktora? Elise pokręciła głową z

uśmiechem.

- Norweskie wydawnictwo przyjęło moją książkę.
Hilda szeroko otworzyła oczy, a uśmiech rozjaśnił jej twarz.
- Naprawdę? - Zarzuciła siostrze ramiona na szyję. - Gratuluję ci, Elise!

Byłam pewna, że w końcu się uda. Jestem z ciebie taka dumna.

- Musisz przyrzec, że nikomu nie powiesz. Jeśli panna Johannessen

dowie się, że to ja jestem Eliasem Aas, zacznie tak się skarżyć majstrowi,
że będzie musiał mnie zwolnić. Jemu zresztą też się to nie spodoba.

Hilda pokręciła głową.
- Też tak myślę. Przyrzekam, że nic nie powiem. Póki nie będziesz

sławna.

Wypuściła siostrę z objęć i zmierzyła krytycznym spojrzeniem jej

podniszczoną czarną suknię niedzielną.

- Nie możesz się pojawić w wydawnictwie w takim stroju. Wyglądasz

jak sprzątaczka.

- Nie mam nic innego.
- Nie powinnaś być taka skromna. Emanuel nie chodzi ubrany jak

robotnik! Wnoś dzieciaki do środka, a ja poszukam czegoś, co ci mogę
pożyczyć.

Wkrótce przyszła do kuchni z nową suknią, którą miała na sobie, gdy się

spodziewała wizyty Paulsena. Elise zaprotestowała.

- Nie mogę jej włożyć, Hildo. Jest przecież całkiem nowa.
- Oczywiście, że możesz - prychnęła Hilda. - Chyba nie zamierzasz w

background image

niej szorować podłogi? Na deszcz też się nie zanosi. Wkładaj! Myślę, że
będzie pasować, choć jesteś znacznie szczuplejsza ode mnie. Jesteśmy
tego samego wzrostu, nic nie szkodzi, że będzie trochę luźniejsza w pasie.
Czy nie jest piękny ten niebieski kolor? Mam też pelerynę, którą możesz
na nią zarzucić, i musisz jeszcze pożyczyć mój kapelusz.

Elise zaczęła się rozbierać z pewnym ociąganiem. Zastanawiała się, co

powiedzą panna Johannessen, majster i Samson, gdy ją zobaczą. Zresztą
sama się będzie czuła niezręcznie w tym pięknym stroju.

- Widzę, że nosisz wciąż tę samą bieliznę - stwierdziła Hilda krytycznie.

- Gorset, który odziedziczyłaś po matce, i stanik, którego używałaś, gdy
mieszkaliśmy w Andersengárden. To nie do pomyślenia! I to teraz, gdy
zostałaś słynną pisarką.

Elise nie mogła się powstrzymać od śmiechu.
- Daj spokój! Jestem skromną, nic nieznaczącą autorką i jeszcze nie

dostałam żadnych pieniędzy za książkę. Za co mam kupić sobie nową
bieliznę i suknię?

- Zapytaj swojego męża, który pochodzi z takiej bogatej rodziny.
- Proszę cię, Hildo, nie zaczynaj od nowa.
Hilda zasznurowała usta i w milczeniu pomogła siostrze zapiąć suknię.

Elise wyglądała wspaniale, więc Hilda odzyskała humor.

- Wyglądasz lepiej niż ja. Teraz mogłabyś pójść prosto do Grand Café i

udawać, że pochodzisz z Homannsbyen.

Elise roześmiała się i poczuła przyjemny dreszczyk podniecenia.
- Ciekawa jestem, co powie panna Johannessen.
- Najpierw zemdleje, potem zrobi się podejrzliwa i zacznie się

zastanawiać, skąd ją masz, a po chwili pobiegnie do Paulsena i poprosi o
podwyżkę, przekonana, że ty ją dostałaś. Trochę bardziej się niepokoję o
reakcję twojego wielbiciela, pana Sigvarta Samsona. Jeśli się jeszcze w
tobie nie zakochał, zrobi to dzisiaj. A to na dłuższą metę może być
męczące.

- Co ty opowiadasz! On wcale nie jest we mnie zakochany, to po prostu

dobry kolega.

Hilda zastanowiła się przez chwilę.
- Jest miły i uprzejmy, ale chyba trochę dziwny. Dlaczego ty zawsze

trafiasz na dziwnych mężczyzn?

- Uważasz, że Johan i Emanuel są dziwni?
- Johan nie. Nie określiłabym tak również Emanuela, ale musisz już iść,

Elise, bo się spóźnisz do pracy.

- Jesteś pewna, że dasz sobie radę z chłopcami?

background image

- Nie denerwuj się. Jeśli nie wytrzymam, przyprowadzę ich wszystkich

do fabryki i podrzucę pannie Johannessen.

Elise ze śmiechem wybiegła na dwór.

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Spocona ze zdenerwowania weszła do kantoru. Panna Johannessen

siedziała na swoim miejscu i jak zwykle spojrzała na wielki zegar wiszący
na ścianie, gdy usłyszała, że wchodzi Elise. W następnej chwili szeroko
otworzyła oczy. Elise spostrzegła jej wielkie zdumienie, choć panna
Johannnessen była zbyt nadąsana, by je okazać.

- Spóźniła się pani dwie minuty, pani Ringstad.
- Przepraszam.
Pobiegła prosto do swojego biurka. W tej samej chwili usłyszała

gwizdnięcie Samsona. Poczuła, że się czerwieni, i zerknęła w jego stronę z
przerażeniem.

Podniósł oczy do nieba i złożył ręce jak do modlitwy. Wystraszona Elise

usiadła, lękając się spojrzeć w stronę panny Johannessen.

Wkrótce otworzyły się drzwi i do kantoru wszedł zasapany pan Paulsen.
- Dzień dobry państwu. Uff, ale zimno się zrobiło, zupełnie jakby już był

grudzień.

- Dzień dobry, panie Paulsen - odpowiedzieli chórem jak zwykle.
Odstawił swoją laskę spacerową do kąta i zdjął kalosze. Płaszcz i

kapelusz wieszał zazwyczaj dopiero w gabinecie.

Gdy szedł przez pokój, Elise poczuła na sobie jego spojrzenie.

Zmieszała się.

- Znowu tak ładnie się pani ubrała, pani Ringstad? Do twarzy pani w

niebieskim - powiedział i poszedł do siebie.

background image

Elise zrobiło się gorąco. Na pewno poznał suknię, tylko zapomniał, że

miała ją na sobie Hilda. Może zaraz sobie przypomni. Całkiem możliwe,
że to on za nią zapłacił.

Pracy nie brakowało, więc czas do przerwy obiadowej minął szybko.

Elise nie miała czasu na jedzenie. Trudno jej będzie dotrzeć do miasta,
odbyć rozmowę w wydawnictwie i wrócić do kantoru przed końcem
przerwy.

Usłyszała za sobą kroki Samsona, gdy tylko wyszła z pracy.
- Pani Ringstad? Czy dziś także wybiera się pani do siostry? Obróciła ku

niemu głowę.

- Nie, muszę coś załatwić w mieście.
- Ja też, więc możemy pójść razem.
Przypuszczała, że właśnie wymyślił tę swoją sprawę do załatwienia, ale

nie wiedziała, jak się wykręcić. Co będzie, jeśli odprowadzi ją aż do
wydawnictwa i zacznie się zastanawiać, po co ona tam idzie? Nie można
do tego dopuścić!

Obróciła się do niego.
- Dokąd się pan wybiera? - wiedziała, że to niezbyt stosowne pytanie,

ale nie mogła dopuścić do tego, że pójdzie za nią.

- Ja... ja muszę wpaść do Christiania Glasmagasin, żeby kupić

bożonarodzeniowy prezent dla matki.

- Prezent bożonarodzeniowy - roześmiała się Elise. - Już teraz?
- Zawsze robię to wcześniej - odparł niemal urażonym głosem. - A pani?
Powinna była przewidzieć, że zada jej takie samo pytanie.
- Idę do kupca Simonsena, żeby kupić ser dla mojego męża.
Wyrwało jej się to, zanim zdążyła się zastanowić. Nie mogła sobie

przypomnieć żadnego innego sklepu, rzadko przecież bywała w mieście.
Ale kupca Simonsena wszyscy dobrze znali.

- W takim razie idziemy niemal w to samo miejsce. Pośpieszę się ze

swoimi zakupami i przyjdę po panią do Simonsena, wrócimy razem do
kantoru.

Elise zmusiła się do uśmiechu.
- Tak szybko nie zdoła pan chyba wybrać gwiazdkowego prezentu.
- U Simonsena też nie załatwi pani sprawunków od razu, tam jest

zawsze mnóstwo klientów.

Przez chwilę szli w milczeniu. Elise starała się maszerować jak

najszybciej, ale bała się, że się potknie i zniszczy piękną suknię.

- Bardzo się pani śpieszy. Mamy sporo czasu. - Wyglądało na to, że

Samson nie może za nią nadążyć.

background image

- Chciałabym załatwić parę spraw, gdy już będę w mieście. Może więc

raczej umówimy się w jakimś miejscu, gdy już wszystko załatwię? Na
przykład pod kościołem Naszego Zbawiciela, tam gdzie przekupki
sprzedają ciastka i owoce? Chętnie zajrzę jeszcze na targ warzywny.

Samson spojrzał na nią z uśmiechem.
- Wybiera się pani do magazynu z sukniami? Pięknie pani wygląda w tej

niebieskiej sukni, to musi być dzieło dobrego krawca.

Elise się zaczerwieniła.
- Dziękuję, ale nie mam tak wysokiej pensji, bym mogła sobie kupować

modne ubrania.

Chciała powiedzieć, że pożyczyła suknię od siostry, ale wówczas

Samson zacząłby się pewnie zastanawiać, dlaczego pożyczyła ją właśnie
dzisiaj.

Nagle Samson się zatrzymał. Z naprzeciwka szedł jakiś młody człowiek,

który chyba znał Samsona, bo uchylił kapelusza.

Samson przywitał się z nim z wyraźnym zakłopotaniem. Czyżby się jej

wstydził nawet teraz, gdy miała na sobie tę piękną suknię?

- To pani Ringstad, która pracuje w tym samym kantorze co ja -

wyjaśnił.

Nieznajomy podał jej rękę, ukłonił się i mruknął pod nosem jakieś

nazwisko, którego nie usłyszała. Panowie zamienili kilka słów i Samson
ruszył dalej.

Elise spodziewała się, że wyjaśni jej, kim był ten nieznajomy, ale nic nie

powiedział. Zachowywał się tak, jakby chciał się czym prędzej od niego
oddalić, może miał wobec niego dług albo za nim nie przepadał.

Elise odetchnęła z ulgą, gdy dotarli do Stortorvet i Samson wszedł do

Christiania Glasmagasin. Gdy tylko zniknął we wnętrzu, Elise pobiegła
dalej i po chwili skręciła w lewo w nadziei, że Samson nie patrzy na nią
przez okno.

Zgrzana i zdyszana stanęła wreszcie przed drzwiami z szyldem

Grondahl & Son. Z sercem w gardle zapukała i weszła do środka. Uniosła
brodę i starała się wyglądać pewnie, ale czuła, że nie za bardzo jej to
wychodzi.

Za wielkim biurkiem siedziała sekretarka w bluzce ze stójką i

marszczonym karczkiem. Elise z pewnym wahaniem podeszła do niej.

- Przepraszam bardzo. Nazywam się Elise Ringstad i chciałabym

rozmawiać z panem Benedictem Guldbergiem.

- Jest pani umówiona?
- Prosił, żebym przyszła, gdy będę miała taką możliwość.

background image

- Chwileczkę, zaraz sprawdzę, czy jest w gabinecie.
Zniknęła za jakimiś drzwiami, a Elise rozejrzała się dokoła. Pokój, w

którym się znalazła, był bardzo piękny, stały w nim masywne, wspaniałe
meble, w oknach wisiały ciężkie zasłony ze złotawego brokatu, a na
stoliczku stał srebrny wazon pełen róż. Dziwne, że róże się jeszcze
trzymają, skoro zaczęły się nocne przymrozki.

Wkrótce drzwi się otworzyły i sekretarka wróciła.
- Proszę za mną.
Poprowadziła Elise wzdłuż długiego korytarza i zatrzymała się przed

ostatnimi drzwiami. Zapukała i wpuściła gościa.

- Proszę bardzo.
Elise podziękowała i weszła. Na jej spotkanie wyszedł stosunkowo

młody mężczyzna, wysoki i barczysty, z ciemnymi, gładko zaczesanymi
włosami z przedziałkiem pośrodku i z niewielkim wąsikiem. Przypominał
jej kogoś, kogo widziała na zdjęciu w gazecie, nie pamiętała tylko, w
jakiej.

Wyciągnął dłoń na powitanie i pozdrowił ją serdecznie.
- A więc to jest Elias Aas - uśmiechnął się wesoło, zmierzył ją

spojrzeniem i popatrzył prosto w oczy. - Witamy panią, pani Ringstad. Tak
się cieszę, że mogła pani przyjść tak szybko.

- Pracuję w kantorze majstra Paulsena w przędzalni Nedre Voien i

skorzystałam z przerwy obiadowej.

- I pewnie nie chciała pani przyznać się szefowi, dlaczego wybiera się

pani do miasta - roześmiał się. Pokręciła głową z uśmiechem.

- Zdradziłam to tylko najbliższym. Spodziewam się krytyki i oburzenia.
Redaktor spoważniał.
- Dobrze, że jest pani na to przygotowana. Obawiam się, że zarówno

panią, jak i wydawnictwo czeka sporo szumu. W związku z tym dam pani
pewną radę: proszę nie zapominać, że recenzenci działają przede
wszystkim we własnym interesie. Boją się powiedzieć lub napisać coś, co
mogłoby zepsuć ich renomę albo wzbudzić wątpliwości co do ich
literackiego smaku. Proszę się nie przejmować tym, co piszą! Najlepiej by
było, gdyby w ogóle nie czytała pani recenzji. W każdym razie do czasu,
aż emocje opadną. Zdajemy sobie sprawę z tego, że książka wywoła
skandal. Podejmuje delikatny temat, niektórzy powiedzą, że jest
niestosowna, wulgarna, bezwstydna, nie wiem, co jeszcze. Wszyscy
wiedzą, że prostytucja istnieje, ale nikt nie mówi o tym głośno. A pani
zdobyła się na odwagę, by zapisać dla nas myśli ulicznicy, tak że możemy
się wczuć w jej nieszczęśliwy los. Tego jeszcze nie było! Matki będą się

background image

martwić, że ich córki przeczytają tę książkę, ojcowie będą się
denerwować, że ich żony dowiadują się o takich rzeczach. Przynajmniej
ci, którzy mają coś na sumieniu i wiedzą, gdzie szukać ulicznic. -
Uśmiechnął się i znacząco pokiwał głową. - Proszę wybaczyć, pani
Ringstad, tak się rozentuzjazmowałem, że zapomniałem podać pani
krzesło.

Wskazał jej masywne skórzane krzesło naprzeciwko biurka. Usiadła na

brzeżku.

- Napisałam nie tylko o ulicznicach, proszę pana. Chciałam ukazać

niesprawiedliwości społeczne, przede wszystkim nędzę i fatalne warunki,
w jakich mieszkają robotnicy, beznadziejną sytuację młodych,
niezamężnych matek, które tracą pracę, bezsilność wdów i alkoholizm,
którego źródłem są fatalne warunki życiowe.

Pokiwał głową, choć chyba nie słuchał jej uważnie.
- Scena, w której ta młoda matka rzuca się do wodospadu, żeby nie

skończyć na ulicy, jest naprawdę świetnie napisana. Musi mieć pani bujną
wyobraźnię i szczególny talent, który pomaga pani wczuć się w psychikę
innych ludzi.

Elise nic nie powiedziała. Gdyby ten człowiek wiedział, że to ona we

własnej osobie stała na moście i próbowała przekonać Mathilde, by nie
skakała do wodospadu!

- Albo ta scena, w której opisuje pani matkę czworga dzieci, która siedzi

otępiała na brzegu łóżka po tym, jak sprzedała swoje ciało, a jej dzieci
brudne, głodne i zaniedbane pełzają po podłodze. Czytelnikowi wydaje
się, że pani tam była i widziała to na własne oczy.

Elise dalej milczała. Zastanawiała się, czy nie powiedzieć mu prawdy,

ale postanowiła, że jeszcze z tym poczeka.

- To nie może być pani pierwsze dzieło, taki talent nie objawia się nagle

i niespodziewanie. Muszę przyznać, że nie słyszałem jeszcze pani
nazwiska. Czy wydała pani już coś, czy też chowała na razie wszystko do
szuflady?

- Przyjęto do druku kilka moich opowiadań, ale Zranione skrzydło to

moja pierwsza książka. Lubiłam pisać wypracowania w szkole,
nauczycielka zawsze je chwaliła, ale na tym się skończyło.

- Na pewno ma pani wystarczające wykształcenie. Chyba nie skończyła

pani jeszcze dwudziestu jeden lat. Cieszę się, że mój duński kolega
przyniósł nam tę książkę i będziemy pierwszym norweskim
wydawnictwem, które opublikuje pani utwór. Jestem przekonany, że to nie
będzie ostatnie pani dzieło.

background image

Elise milczała, modląc się w duchu, żeby nie zapytał, czy skończyła

gimnazjum lub szkołę handlową. Na szczęście nie zapytał.

- Planuje pani następną książkę?
Pytanie tak ją zaskoczyło, że nie zdążyła się zastanowić. Poczuła, że się

rumieni, i wyjąkała nieśmiało:

- Nie, to znaczy... mam pewien pomysł, ale... Uśmiechnął się

zachęcająco.

- Proszę powiedzieć!
- Chciałabym napisać książkę o małżeństwie, które jest mezaliansem ze

strony męża. I o problemach, które wynikają z tego, że małżonkowie
pochodzą z różnych środowisk.

Pokiwał głową z aprobatą.
- To brzmi interesująco. O ile potrafi pani wczuć się w taką sytuację. Na

pewno nie będzie łatwo przewidzieć, jak tacy ludzie reagują w różnych
chwilach, jeśli jednak potrafiła pani zapisać myśli i uczucia ulicznicy i
robotnicy, z tym także pani sobie na pewno poradzi. Już się cieszę na tę
lekturę.

Elise rozpromieniła się z radości.
- Czym się zajmuje pani małżonek, pani Ringstad? Czy on także jest

literatem?

Pokręciła głową.
- Pracuje w kantorze w zakładach Myren. Przedtem był księgowym w

tkalni płótna żaglowego. W zasadzie jest dziedzicem wielkiego dworu w
okolicy Eidsvoll, ale kocha miasto i na razie nie ma zamiaru wracać na
wieś.

Redaktor roześmiał się, wyraźnie zaskoczony.
- To dziwne, że trafił do jednego z fabrycznych kantorów nad rzeką

Aker. Nigdy tam nie byłem, ale słyszałem, że to niezbyt przyjemna
okolica, zwłaszcza wieczorami. Słyszałem także, że od rzeki bardzo
cuchnie, zupełnie nie rozumiem, jak tam można mieszkać.

- Starałam się to opisać w swojej książce. Coś trzeba zrobić dla tysięcy

robotników, którzy tam mieszkają. Przyjeżdżają do Kristianii w nadziei na
znalezienie pracy, nie mając pojęcia, że tak trudno znaleźć jakiś kąt. Ci,
którzy mają najwięcej szczęścia i talentu, budują sobie niewielkie
drewniane domki na Ma-ridalsveien i na Sandakerveien, ale wszyscy
pozostali osiedlają się w czynszówkach i często w dwupokojowym
mieszkaniu żyje dwanaście czy czternaście osób. W jednej z czynszówek
na Grunerlokka mieszka tysiąc osób. Żyją nie tylko w strasznej ciasnocie,
ale i w fatalnych warunkach. Mieszkania są w kiepskim stanie,

background image

niedogrzane, pełne przeciągów i smrodu z ubikacji, umieszczonych w
korytarzach.

Elise bardzo się zapaliła i nagle przyszło jej do głowy, że powiedziała za

dużo. Zwłaszcza o tych ubikacjach.

Pan Guldberg siedział z brodą opartą na dłoniach i przyglądał się jej z

zainteresowaniem.

- Gdyby była pani mężczyzną, powinna pani zostać politykiem -

uśmiechnął się nieco przekornie. - Przemawia pani w fascynujący sposób.

Poczuła, że oblewa ją rumieniec.
- Kiedy będzie gotowa pani następna książka? Przerażona Elise

pokręciła głową.

- To może długo potrwać. Mam wiele innej pracy.
- Nie może pani rzucić pracy w kantorze, skoro została pani pisarką?

Powinna pani poświęcić się pisaniu.

- Mam dużo dzieci pod opieką, a mój mąż nie jest całkiem zdrowy.
Guldberg wzniósł oczy do nieba.
- Dużo dzieci? W takim wieku?
Znów się zarumieniła w poczuciu, że się ośmieszyła.
- Tylko dwójka to moje własne. Jednego z chłopców przygarnęliśmy, bo

jest sierotą, a dwaj to moi bracia. Moja matka zachorowała i nie może się
nimi zajmować. A ojciec nie żyje.

Redaktor spoważniał.
- Rozumiem. Nie ma pani łatwego życia, pani Ringstad. Mam nadzieję,

że pani mąż nie jest poważnie chory?

- Nie wiemy, co mu dolega. Lekarz nie postawił jeszcze diagnozy.
Nie mogła powiedzieć, że Emanuel nie chce iść do lekarza.
Nie mogła też powiedzieć, że ma pod opieką sześcioro, a nie pięcioro

dzieci, a to szóste jest nieślubnym synem jej męża.

- I do tego wszystkiego przygarnęła pani sierotę. Coraz bardziej mi pani

imponuje. Dlaczego to pani zrobiła? Czy to dziecko jest z państwem
spokrewnione?

Pokręciła głową, czując, że oblewa ją zimny pot.
- To najlepszy przyjaciel mojego najmłodszego brata i nie ma żadnej

rodziny.

- Istnieją dzieci, które nie mają żadnej rodziny? Musi mieć przecież

jakiegoś wuja albo jakąś ciotkę ze strony matki czy ojca?

Pokręciła głową i spuściła wzrok. Co by powiedział, gdyby zdradziła

mu, że matka Everta była ulicznicą i złapała „to świństwo", a ojca nikt nie
zna? I że ona sama wychowała się w dwupokojowym robotniczym

background image

mieszkaniu, a jej ojciec był alkoholikiem? Że gdy jej matka zapadła na
suchoty, musieli żyć tylko z tego, co ona zarobiła w fabryce, i z tych paru
groszy, które przynosiła Hilda? I że pieniądze znikały, gdy w domu
pojawiał się pijany ojciec z kolejną ulicznicą?

- Przepraszam, pani Ringstad, nie chciałem się wtrącać, pomyślałem

tylko, że to wielka szkoda, że musi pani zajmować się tyloma dziećmi,
skoro ma pani taki talent. Ale z pewnością ma pani dobrą służącą i nianię.

Elise udała, że koniecznie musi sprawdzić godzinę, i obróciła się w

stronę wielkiego zegara, który wisiał na ścianie.

- Muszę wkrótce wyjść. Niedługo skończy się przerwa obiadowa.
- Pani szef nie może być aż tak surowy - uśmiechnął się. - Nie może mu

pani powiedzieć, że napisała pani książkę, nie zdradzając tytułu?

Pokręciła głową.
- Nie poddałby się, póki by się nie dowiedział, co to za książka.
- Domyślam się, że byłby bardzo zainteresowany - roześmiał się

redaktor. - Zaraz znajdę umowę. Czy wystarczy pięćdziesiąt koron
zaliczki?

Ucieszyła się ogromnie. Pięćdziesiąt koron! Niemal dwumiesięczna

pensja! A to tylko zaliczka!

- Tak, bardzo dziękuję. - Chciała wstać i wyjść, ale podał jej dokument.
- Musi pani podpisać umowę.
Gdy czytała umowę, zorientowała się, że on się jej ciągle przygląda. To

było nieprzyjemne i utrudniało jej koncentrację. Jeszcze zanim skończyła
czytanie, wzięła pióro, które jej podał, i podpisała się starannymi literami.

I wreszcie mogła wyjść!
- Niech pani nie zapomni pieniędzy! - roześmiał się ponownie i podał jej

kopertę, pokazując zawartość. - Musi pani pamiętać, co powiedziałem. Ma
pani talent i ważne przesłanie, niech pani nie pochłoną bez reszty
codzienne obowiązki.

Uśmiechnęła się, podała mu dłoń i wyprostowała się. Chciała opuścić

ten gabinet z godnością.

Dopiero gdy stanęła na chodniku, odetchnęła z ulgą. Służąca i niania!

Pokręciła głową z rezygnacją. Czy on naprawdę nie ma pojęcia, ile się
zarabia w kantorze? Pochodzi pewnie z zamożnej rodziny i odziedziczył
zarówno dom, jak i okrągłą sumkę w banku.

Poczuła, że znów ogarnia ją radość. Pięćdziesiąt koron! I może będzie

tego więcej! Emanuel się ucieszy. Może zechce jej wiece/ pomagać w
domu, gdy się dowie, że redaktor zachęcał ją, by dalej pisała. Uśmiechnęła
się do siebie i przyśpieszyła kroku.

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Nie dostrzegła nigdzie Samsona, gdy podeszła do przekupek, siedzących

przed kościołem Naszego Zbawiciela. Może znudziło mu się czekanie i
sam wrócił do kantoru. Zerknęła na zegar na wieży kościelnej i przeraziła
się. Nic dziwnego, że stracił cierpliwość, sama ledwo zdąży z powrotem
do kantoru. Postanowiła jednak zajrzeć na Kirkeristen na wypadek, gdyby
postanowił pokręcić się po bazarze, czekając na nią.

background image

Pod kościelnym murem stała gromadka gazeciarzy, który palili tu

potajemnie. Nie byli starsi od Pedera i Everta, a niektórzy nawet jeszcze
młodsi. Biedacy, sprowadzają sobie na głowę taki kłopot w tak młodym
wieku! Taki drogi nałóg.

Nagle spostrzegła dwóch mężczyzn stojących za słupem. Wydawało jej

się, że jeden z nich przypomina Samsona, więc ruszyła w ich stronę i nagle
zwolniła kroku. Było w nim coś takiego, co kazało jej się zatrzymać.
Patrzyła przez chwilę w stronę tej dwójki, zastanawiając się, czy go
zawołać, gdy nagle dostrzegła, w jaki sposób Samson patrzy na tamtego
mężczyznę. Oszołomiło ją to całkowicie, zatrzymała się i rozejrzała
dokoła, przerażona, że ktoś jeszcze ich zobaczy. Ludzie mogliby to źle
zrozumieć i pomyśleć, że Samson jest...

Elise obróciła się na pięcie i zaczęła iść szybko w przeciwnym kierunku.
Chwilę później usłyszała, jak ją woła, i domyśliła się, że biegnie za nią.
- Pani Ringstad? - Tchu mu brakło. - Tak długo pani nie było, nie

wiedziałem, gdzie się pani podziała.

Na pewno nie domyślił się, że ich widziała. Rumieniec zażenowania

oblał jej twarz. Czy coś się jej przywidziało? Żaden mężczyzna nie patrzy
w ten sposób na drugiego mężczyznę, o ile nie jest...

Nie, to niemożliwe.
- Ja... nigdzie pana nie widziałam i... i pomyślałam, że przestraszył się

pan, iż jest już tak późno.

Spojrzał na nią. Musiał zauważyć płonące policzki i niepewne

spojrzenie. Wyraz jego twarzy się zmienił, oblał ją delikatny rumieniec.

„Domyślił się, że ich widziałam", pomyślała. „Odgadł to po moim

zachowaniu".

- Ja... myślałem, że mieliśmy się spotkać koło przekupek pod kościołem.
- Owszem, ale nie widziałam tam pana i przyszło mi do głowy, że

spaceruje pan po Krikeristen. Mamy bardzo mało czasu - dodała, mając
nadzieję, że w ten sposób zakończy niezręczną rozmowę.

- Tak, lepiej się pośpieszmy - przytaknął.
Przez dłuższy czas pędzili, nie mówiąc ani słowa. Elise czuła, że coś

stanęło między nimi, coś wstydliwego, o czym się nie rozmawia. On się
pewnie zastanawia, co Elise widziała, czy dostrzegła go w towarzystwie
tamtego mężczyzny, ale wie doskonale, że nie może o to zapytać.

Elise nadal była w szoku. Czy to możliwe? Że też on zdobył się na

odwagę, by stać tak blisko innego mężczyzny, i to na ulicy. Schowali się
wprawdzie za słupem, mieli pewnie nadzieję, że nikt ich nie zauważy, ale
jednak...

background image

Czy on jest taki?
A Hilda myślała, że się zakochał w Elise. Ona sama się tego obawiała. A

tymczasem niewykluczone, że on interesuje się mężczyznami, a nie
kobietami.

Jakie to dziwne. W jaki sposób do tego doszło? Czy nie może z tym

walczyć, czy nie może się zakochać w jakiejś dziewczynie? Chyba nikt się
taki nie rodzi?

Czy Elise zdoła zachowywać się przy nim naturalnie po tym, co

widziała? Nie zapomni przecież tego spojrzenia, które zdradzało, o czym
Samson myśli.

Elise była zawiedziona. Jeśli on naprawdę ma tego rodzaju pragnienia,

powinien z nimi walczyć, a w każdym razie ukrywać je przed innymi. Jeśli
policja poweźmie jakieś podejrzenia, będzie awantura. I Samson na pewno
straci pracę.

A może się pomyliła? Może źle to zrozumiała. Niewykluczone, że ten

mężczyzna był po prostu jego bliskim krewnym albo przyjacielem. Kimś,
kto jest mu bardzo drogi i kto był na przykład długo chory albo wrócił z
dalekiej podróży.

- Kupiła pani ser dla męża?
Pytanie padło tak nagle, że Elise się wzdrygnęła.
- Tak. Nie... to znaczy... nie było tego sera.
- Jaka szkoda, że szła pani tak daleko całkiem na próżno.
- A pan? Kupił pan prezent gwiazdkowy dla swojej matki?
- Nie, nie mogłem się zdecydować. Muszę chyba zapytać, co chciałaby

dostać. Ma pani jakąś propozycję, pani Ringstad?

Pokręciła głową.
- Nie przywykłam do prezentów gwiazdkowych. Spojrzał na nią

zaskoczony, jakby zapomniał o fatalnym spotkaniu.

- Naprawdę? Dlaczego? Wzruszyła ramionami.
- Nie stać nas było na prezenty. Rodzice uważali, że to niepotrzebne.
- Miała pani chyba smutne dzieciństwo. Nie dostawała pani prezentów

na urodziny?

- Nigdy nie obchodziliśmy urodzin. W naszej okolicy nie było takiego

zwyczaju. Ale też nie zostaliśmy zepsuci - dodała pośpiesznie. - Pamiętam,
jak mój brat wygrał kiedyś misia na loterii w Tivoli. Nigdy nie zapomnę
jego roziskrzonych oczu.

To go najwyraźniej poruszyło.
- Nie obchodziliście urodzin? Nie było w tym dniu nawet uroczystego

posiłku?

background image

- Raczej nie. Choć mogłam zapomnieć.
- Chyba tak - roześmiał się. - Na pewno dostawała pani gorącą

czekoladę z bitą śmietaną i tort. - Umilkł, a potem zapytał dziwnym
głosem: - Widziałem, że wiozła pani do siostry dwójkę dzieci. Czy pani
siostra zajmuje się teraz także państwa najmłodszą pociechą?

Elise była zakłopotana, nie wiedziała, co odpowiedzieć. Nie mogła

przecież wyjaśnić, że to syn Emanuela, bo rozniosłyby się plotki, nie
mogła też utrzymywać, że to Jensine, bo mógłby odkryć, że skłamała.
Zwłaszcza jeśli wciąż miał zamiar przechodzić przez most podczas
przerwy obiadowej.

- Nie, drugie dziecko nie jest moje. Jest u nas z wizytą.
- Z wizytą? - roześmiał się. - Czy nie sądzi pani, że ma pani dość dzieci,

pani Ringstad?

Udało jej się roześmiać.
- Może powinnam.
Znów poczuła na sobie jego spojrzenie.
- Podziwiam panią. Nie wszystkie kobiety tak się troszczą o dzieci jak

pani. Moim zdaniem to bardzo smutne, że matki nie mają czasu dla swoich
pociech. Małe dziecko potrzebuje matczynej miłości i troski. Nie
chciałbym pani urazić, ale uważam, że kobiety nie powinny pracować
poza domem. Dopóki ich dzieci nie dorosną.

- Kobieta nie zawsze ma wybór, panie Samson.
Poczuła, że zabrzmiało to dość opryskliwie, ale dotknęła ją jego uwaga.

Ile kobiet znad rzeki może zostać ze swymi dziećmi w domu? Nie sposób
utrzymać rodziny z jednej pensji, a poza tym jest tu wiele wdów i
samotnych matek. One nie mają żadnego wyboru.

- Chyba się pani myli, pani Ringstad. Większość ma wybór, ale chce

mieć więcej pieniędzy.

- A co z wdowami i samotnymi matkami, czy one też mają wybór?
- Ich jest jednak znacznie mniej. Większość wdów ma zresztą jakiś

spadek po mężu i może mieszkać u rodziny.

Elise poczuła, że ogarnia ją wielki gniew.
- Myślę, że niedużo pan wie o życiu tych ludzi. Wiele robotniczych

rodzin niemal głoduje. Nikt nie może zakazać ludziom mieć dzieci, są
tacy, którzy mają ich dwanaścioro lub czternaścioro. Jak mogą wyżyć z
pensji ojca, który dostaje siedem czy osiem koron tygodniowo? Połowa
idzie na czynsz, węgiel i parafina też kosztują. Niewiele zostaje na je-
dzenie.

Zapadła cisza. A potem Samson powiedział:

background image

- Jest pani bardzo zainteresowana warunkami, w jakich żyją robotnicy,

pani Ringstad. I dużo pani o tym wie.

- Interesuję się tym, co się dzieje dookoła mnie. Wszyscy powinni się

tym zainteresować.

Wiedziała, że rozsądek nakazuje zachować ostrożność, ale nie mogła się

powstrzymać.

- Zna pani autora, który nazywa się Elias Aas?
Pokręciła energicznie głową, zła na siebie. Powinna była pomyśleć, że

on zacznie mówić o książce, skoro tak bardzo chciał się dowiedzieć, kim
jest jej autor.

- Nie, ale słyszałam o nim. Myślę, że pisze prawdę. Poczuła na sobie

jego spojrzenie.

- Czytała pani tę książkę?
Zagryzła wargę i znów pokręciła głową.
- Nie, ale jeśli ukaże się w Norwegii, chętnie ją przeczytam.
- Dlaczego pani sądzi, że ukaże się w Norwegii? Oblała ją fala gorąca.
- Słyszałam, jak ktoś mówił, że na pewno się ukaże. Skoro piszą o niej

w norweskich gazetach i autor jest Norwegiem.

- Słyszała pani od kogoś, kim on może być? - Nie.
- Jedno jest pewne. On mieszka w Kristianii i wie, jak wygląda życie

nad rzeką Aker. Zapewne wychował się tutaj, może jest synem robotnika?

- Czy to nie jest mało prawdopodobne? Czy syna robotnika stać by było

na pisanie książek?

- No i czy miałby wystarczające zdolności, chce pani pewnie dodać?

Słyszałem, że oni z trudem się podpisują.

- Myśli pan, że dzieci robotników mają mniejsze zdolności niż inne?
- To oczywiste. Jeśli nikt im nie pomaga w lekcjach i nie wspiera w inny

sposób, muszą być mniej inteligentne. Słyszałem, że są dzieci, które
chodząc do piątej klasy, nie potrafią jeszcze czytać.

To był cios prosto w serce, Elise chciała zaprotestować, ale zdołała się

opanować. Samson mówi to z niewiedzy, na nic się zda jej gniew.

- Po szkole powszechnej nie chcą się dalej uczyć, wolą zarabiać łatwe

pieniądze w fabrykach. Nic dziwnego, że kończą jako analfabeci.

Tego było już za wiele dla Elise. Gniew się w niej gotował.
- Nie słyszałam nic równie głupiego. Inteligencja nie ma nic wspólnego

z wychowaniem, jest wrodzona. Wśród robotników jest tyle samo mądrych
i utalentowanych ludzi, co w innych środowiskach. Znam robotnika, który
dostał rządowe stypendium i wyjechał do Paryża, żeby tam studiować
rzeźbę. Miał sparaliżowaną siostrę, jego ojciec był marynarzem, a matka

background image

pracowała w fabryce. Zgodnie z pańskimi poglądami powinien być głupi,
niedorozwinięty i nieoświecony, ale mogę pana zapewnić, że jest
mądrzejszy niż my oboje razem wzięci.

Zapadła cisza. Elise zdążyła pożałować swego wybuchu i zastanawiała

się, co Samson sobie pomyślał.

Gdy się w końcu odezwał, powiedział coś, czego się zupełnie nie

spodziewała.

- Znała pani tę młodą matkę, która skoczyła do wodospadu, pani

Ringstad?

- Już mnie pan o to pytał, mówiłam, że nie. Dowiedziałam się o tym

później.

- A może znała pani ulicznicę z Lakkegata?
Obróciła się ku niemu z płonącymi policzkami. - Skąd miałabym ją

znać? Dlaczego zadaje mi pan te dziwne pytania?

Uśmiechnął się, ale nic nie powiedział. Elise westchnęła ciężko w głębi

duszy. Dlaczego była tak głupia, by dać się sprowokować?

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Była wciąż poruszona i przygnębiona, gdy tego samego popołudnia szła

do domku nad rzeką po dzieci.

Hilda siedziała przy stole kuchennym i piła kawę, a chłopcy bawili się w

salonie. W obu pomieszczeniach ogień trzaskał w piecach.

- Jak poszło? - Hilda z zaciekawieniem uniosła głowę znad gazety, którą

czytała.

- Dobrze.
- To czemu wyglądasz jak gradowa chmura?
- Bo byłam taka głupia.
Szybko opowiedziała siostrze o swojej rozmowie z Samsonem po

drodze z miasta.

Hilda spojrzała na nią z niedowierzaniem.
- Pozwoliłaś mu się odprowadzić do wydawnictwa?
- Nie, on też się wybierał do miasta i zaproponował, żebyśmy poszli

razem. Znalazłam wymówkę, żeby się go pozbyć. Nie sądzę, by się
domyślił, dokąd się wybieram, ale po tym, co się wydarzyło w drodze
powrotnej, powziął chyba jakieś podejrzenia. Że też byłam taka głupia!
Może podejrzewał, że to ja napisałam tę książkę, i prowadził rozmowę tak,
żebym się zdradziła.

- Ty zazwyczaj nie tracisz panowania nad sobą.

background image

- Myślę, że to było związane z czymś, co się zdarzyło, gdy mieliśmy

wyruszyć z powrotem do kantoru.

Spojrzała na Hildę niepewnie, wahając się, czyjej o tym opowiedzieć,

ale chciała z kimś porozmawiać, a nikomu innemu zdradzić tego nie
mogła.

Hilda zmarszczyła brwi.
- Dlaczego nic nie mówisz? Skoro powiedziałaś „a", powinnaś

powiedzieć „b".

- Nie od razu znalazłam Samsona. Mieliśmy się spotkać koło przekupek

handlujących na Torvet. Przyszło mi do głowy, że może on poszedł na
bazar na Kirkeristen, i ruszyłam w tamtą stronę. I nagle go spostrzegłam.

- No i co?
Elise poczuła, że rumieni się ze wstydu w imieniu Samsona.
- Stał razem z innym mężczyzną.
- Co w tym złego?
- Stali bardzo blisko siebie i on patrzył na tamtego, jakby... - Nie zdołała

dokończyć zdania.

Hilda otworzyła szeroko oczy.
- Chcesz powiedzieć, że... Elise pokiwała głową.
- Może. Nigdy bym tego o nim nie pomyślała. Hilda zrobiła dziwną

minę.

- Naprawdę?
Elise znów przytaknęła.
- Zorientował się, że go widziałaś?
- Nie wiem. Nie umiałam zachować się naturalnie. Zauważyłam, że miał

się na baczności. I w drodze do domu zaczął zadawać te wszystkie pytania.
Zdenerwowałam się i straciłam panowanie nad sobą.

- Pewnie dlatego, że byłaś taka poruszona.
- Nie wiem, jak mam teraz się wobec niego zachowywać. Nie mogę

przestać myśleć, że on może być...

Hilda zastanowiła się przez chwilę.
- Chyba nic nie może na to poradzić. Jeśli jest taki.
- Uważasz, że można się takim urodzić?
- Niektórzy tak twierdzą. Inni uważają, że oni tego po prostu chcą i

gdyby tylko się opanowali, byliby tacy sami jak my.

Elise spojrzała na siostrę ze zdumieniem.
- Czytałaś albo słyszałaś coś o tym?
- Paulsen mi kiedyś o tym opowiadał, ale to nie jest coś, o czym się

mówi głośno.

background image

Elise pokiwała głową.
- Ciekawa jestem, co by powiedziała panna Johannessen, gdyby się o

tym dowiedziała.

- Na pewno doniosłaby Paulsenowi i Samson by dostał wymówienie.
- Mam nadzieję, że panna Johannessen się nie dowie. Lubię Samsona i

byłoby mi go żal, gdyby został zwolniony. Mam w nim oparcie. Dobrze
mieć sprzymierzeńca, gdy panna Johannessen daje się nam we znaki.

- Gdybyś znów coś takiego zauważyła, powinnaś chyba go uprzedzić.
- On chyba sam rozumie, że gdyby ktoś odkrył jego skłonności, byłoby

to brzemienne w skutki. Nie mów tylko nic Paulsenowi.

- No nie. A może on się przestraszył, że na niego doniesiesz? Elise

zastanowiła się przez chwilę.

- Myślę, że on ma do mnie zaufanie, ale na pewno czuje się niezręcznie,

przypuszczając, że mogę o tym wiedzieć.

- A jak poszło w wydawnictwie? Mili byli?
- Tak. Redaktor był dość młody i szarmancki. Przypominał mi

mężczyznę z fotografii, którą kiedyś widziałam pod kinematografem na
Stortingsgaten. Ale nie miał zielonego pojęcia, jak żyją ludzie z niższych
warstw społecznych. Mówił, że nie rozumie, jak ktoś może chcieć
mieszkać nad rzeką Aker. Słyszał, że rzeka cuchnie - dodała i roześmiała
się.

- Co za okropny facet! Udało ci się utrzymać maskę?
- Chyba tak. Opowiadałam mu o moim pomyśle na następną książkę, a

on zaczął się zastanawiać, czy będę umiała się wczuć w sytuację kobiety,
która pochodzi z ubogiej rodziny. Ale skoro potrafiłam wczuć się w
sytuację ulicznicy i robotnicy, to chyba i tym razem mi się uda - znów się
roześmiała.

- Niezła jesteś. Ja bym się chyba nie opanowała.
- Musiałam. Emanuel nie chciał, bym za dużo mówiła o swoim życiu.

Nawet Johan udawał, że jestem kimś innym, gdy pokazywał mój rękopis
w duńskim wydawnictwie. Obawiał się, że w przeciwnym razie nie
przyjęliby książki do druku.

- Czy dlatego Emanuel nie chciał, żebyś mówiła, kim jesteś? - W głosie

Hildy pojawiła się nuta pogardy.

- Dlatego wydaję książkę pod pseudonimem, Hildo. I najlepiej, żeby

wydawnictwo też za wiele o mnie nie wiedziało. Jeszcze nie teraz. Jeśli
wszystko pójdzie dobrze, jeśli wydadzą moją następną książkę, zdradzę
wszystkim, kim jestem. Nie panią Ringstad, synową właściciela wielkiego
dworu Hugo Ringstada i żoną pana Emanuela Ringstada, ale Elise Lovlien,

background image

robotnicą z przędzalni Graaha, córką robotniczej pary, Jensine i Mathiasa
Lovlien, z Andersengarden koło Beierbrua. I wyjawię to z wielką dumą.

Hilda milczała.
Elise spojrzała na nią. Hilda chyba też nie chciała, by ktoś rozszyfrował

tożsamość siostry. Teraz, gdy udało się jej podźwignąć, gdy miała szansę
zostać z czasem żoną majstra. „Kto wie?", pomyślała Elise. „Może Hilda
kiedyś naprawdę będzie panią w willi na wzgórzu Aker? I będzie miała
służącą, kucharkę i pokojówkę".

- Jak poszło z dziećmi?
- Dobrze. Słyszysz chyba, jak ładnie i spokojnie się bawią. Pytałaś w

żłobku?

- Kiedy miałam zapytać?
- A Emanuel nie może tego zrobić?
- Daj spokój, Hilda - westchnęła Elise z rezygnacją.
- Skoro to odkładacie, to chyba nie chcecie zatrzymać Sebastiana.
- Signe może się przecież jeszcze pojawić.
- Sama w to nie wierzysz, mówisz tak tylko, żeby odsunąć od siebie

decyzję.

- Może masz rację. Ani Emanuel, ani ja nie chcemy go odsyłać. W

każdym razie nie do obcych ludzi. Hugo go polubił, Peder nie rozumie,
dlaczego nie mielibyśmy go zatrzymać. Dzięki tobie na razie wszystko
idzie dobrze, ale wiem, że na dłuższą metę się nie uda. Masz rację,
mówiąc, że odsuwamy od siebie problem, bo nie wiemy, co zrobić.

- Musisz być twardsza. Sebastian jest za mały, żeby cokolwiek

rozumieć, a poza tym małe dzieci bez trudu się dostosowują. Popatrz
tylko, jak szybko się tutaj zadomowił. Równie łatwo zadomowi się gdzie
indziej.

- Uważasz, że powinniśmy znaleźć rodzinę, która zechce go wziąć?
Hilda wzruszyła ramionami.
- Dlaczego nie? Matka go nie chce, dziadkowie też nie, a ojciec nie

może. Czy widzisz inne wyjście?

Elise zaczęła zdejmować piękną suknię.
- Dzięki, że mi ją pożyczyłaś, Hildo. Twoja suknia i twój kapelusz mnie

uratowały.

- Powiedz tylko, gdy znów się będziesz wybierała do miasta. Elise się

roześmiała.

- Chyba nieprędko. Nie lubię zresztą stroić się w cudze piórka, ale

jeszcze gorzej się czułam w swojej starej sukni niedzielnej.

- Wtedy redaktor na pewno domyśliłby się, kim jesteś. Co powiedziała

background image

panna Johannessen na twój widok?

- Otworzyła usta ze zdziwienia. W głębi duszy. Bo za nic w świecie nie

chciała okazać zdumienia - dodała ze śmiechem. - Nie wiem, czy poszła
do Paulsena prosić o podwyżkę.

- Może zapytała, jakim cudem stać cię na taką piękną suknię, więc

Paulsen przyszedł, żeby na ciebie popatrzeć. Ciekawa jestem, czy poznał
tę suknię.

Elise roześmiała się razem z siostrą.
- Kiedy przechodził koło mnie dziś rano, zawołał: „Znowu tak ładnie się

pani ubrała, pani Ringstad? Do twarzy pani w niebieskim". Skoro
powiedział „znowu", to chyba mu się coś pokręciło. Pomyślał pewnie, że
to mnie w niej widział poprzednim razem.

Hildę rozbawiło to jeszcze bardziej.
- To do niego całkiem podobne! Prawdziwy z niego Profesor

Zapominalski. Może później to do niego dotrze.

- Też tak pomyślałam. Mam nadzieję, że nie będzie miał nic przeciwko

temu, że mi ją pożyczyłaś.

- Nie sądzę. On jest naprawdę bardzo dobry.
- Już się zorientowałam. Dziwię się tylko, że patrzysz teraz na niego

całkiem inaczej niż przedtem. Pamiętasz, jak się tu przeprowadziłaś, żeby
od niego uciec?

- To dlatego, że się bałam, że odbierze mi dziecko. Od kiedy oddał mi

Isacą, jesteśmy coraz lepszymi przyjaciółmi. Teraz naprawdę go kocham.

- Może kiedyś będziesz panią domu w jego willi? Hilda uśmiechnęła się

tajemniczo.

- Kto wie? Ale najpierw muszę przeprowadzić ten nieprzyjemny

rozwód.

Elise pokręciła głową. Hilda jako majstrowa Paulsen? Która wydaje

polecenia pokojówkom, decyduje o obiadowym menu i wysyła służące po
zakupy? Co matka na to powie? Nie wspominając już o pani Evertsen,
pani Albertsen i wszystkich innych mieszkańcach Andersengarden.

background image

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Za długo siedziała u Hildy i późno przyszła do domu. Emanuel zdążył

napalić w piecu w salonie i w kuchni, położył Jensine na szmacianym
dywaniku na podłodze i gotował właśnie ziemniaki.

Elise zdjęła zabłocone buciki chłopcom, ściągnęła im czapki i kurtki i

spojrzała na męża ze zdumieniem.

- Ziemniaki? Chyba wszyscy są po obiedzie.
Emanuel był tak pełen zapału, że nawet się do niej nie odwrócił.
- Robię pudding ziemniaczany.
- Pudding ziemniaczany?
- Z masłem, cukrem i cynamonem smakuje całkiem nieźle i jest bardziej

pożywny niż kasza na wodzie. Uważam, że chłopcy zasłużyli na dobrą
kolację. Odebrali Jensine, przynieśli wodę, Kristian narąbał drew. A teraz
poszli do Węglarza, żeby nazbierać trochę odłamków węgla na jego
działce.

- Już są po pracy? Emanuel pokiwał głową.
- Kristian i Evert już skończyli na dzisiaj. A Peder przestał pracować, tak

jak ustaliliśmy.

Hugo i Sebastian zajęli się od razu swoimi zabawkami w kąciku, a Elise

przyklękła koło Jensine, pochyliła się, uściskała ją i szepnęła jej do ucha:

- Moje kochane słoneczko. Dobrze ci było u pani Jonsen? Jensine

uśmiechnęła się od ucha do ucha i roześmiała się tak, że jej białe ząbki
zalśniły jak sznur pereł. Zamiast odpowiedzi wydała z siebie mnóstwo
niezrozumiałych dźwięków i energicznie zamachała rączkami. Była
pogodnym i spokojnym dzieckiem, nigdzie się nie śpieszyła, nie
próbowała na razie ani mówić, ani raczkować. Przekręciła się teraz na
brzuszek i próbowała posunąć się jakoś do przodu, ale bez rezultatu.
Bardzo dobrze, że na razie leży spokojnie, pomyślała Elise, przynajmniej
wiadomo, gdzie jej szukać.

Podniosła się z cichym westchnieniem. Chętnie pobawiłaby się z

córeczką, ale miała tyle rzeczy do zrobienia.

- Hugo i Sebastian, możecie się trochę pobawić z Jensine? Usiądźcie

koło niej, żeby mogła na was patrzeć.

background image

Przeniosła ich zabawki na dywanik, więc chłopcy ochoczo ruszyli za

nią.

Dopiero teraz Emanuel przypomniał sobie, gdzie Elise miała się wybrać

tego dnia. Obrócił się gwałtownie.

- Jak poszło w wydawnictwie?
- Dobrze. Redaktor pytał, czy mam już pomysł na następną książkę.
Zauważyła, że się zdziwił.
- Naprawdę? I co powiedziałaś?
- Powiedziałam, że zamierzam napisać książkę o rodzinie, w której mąż

popełnił mezalians. Uznał, że to dobry pomysł, ale miał wątpliwości, czy
potrafię sobie wyobrazić taką sytuację. Po chwili zastanowienia uznał, że
chyba potrafię, skoro umiałam wczuć się w sytuację robotnicy znad rzeki
Aker.

Emanuel się roześmiał.
- Brawo, Elise! On wcale nie podejrzewa, skąd pochodzisz. Chciała

powiedzieć, że miała zamiar mu to zdradzić, ale się

powstrzymała. Lepiej, żeby Emanuel dowiadywał się prawdy

stopniowo, i tak musiał już przecież przełknąć dumę wiele razy.

- Dostałaś zaliczkę?
- Pięćdziesiąt koron - powiedziała.
Emanuel zagwizdał przeciągle.
- To prawie tyle, ile ja zarabiam w ciągu dwóch miesięcy. A przecież

zarobisz jeszcze więcej, jeśli książka się będzie dobrze sprzedawać.

- Nie zapominaj, że długo ją pisałam.
- Ale to nie jest taka praca jak w kantorze - uśmiechnął się. - Gratuluję

ci, Elise. Teraz stać nas na to i owo. Jeśli nadal będziesz mieć takie
dochody, będę mógł się zwolnić z kantoru i spróbować szczęścia w handlu.
Byłoby miło zarabiać tyle ile Paul Georg. Wybieram się do niego dziś
wieczorem. Wypytam go trochę przy okazji.

- Nie możesz się zwolnić z kantoru, póki nie będziemy mieli pewności,

że wszystko się dobrze układa. Na razie napisałam tylko kilka stron nowej
książki. Nie wiemy też, czy Zranione skrzydło albo Podcięte skrzydła, bo
pod takim tytułem wydadzą ją w Norwegii, będzie się dobrze sprzedawać.

- Oczywiście, że będzie się dobrze sprzedawać! Poczekaj tylko na

wielkie tytuły w gazetach! Ludzie nie będą mówić o niczym innym.

Elise zdrętwiała.
- Domyślam się, co będą mówić.
- Tym się nie powinnaś przejmować. Nikt nie wie, że ty ją napisałaś.

Możesz udawać, że jesteś równie wstrząśnięta jak inni. Poza tym ludzi w

background image

tej okolicy nie stać na kupowanie książek. Zareagują przede wszystkim ci,
którzy mieszkają niedaleko zamku.

Pokiwała głową.
- Tym się pocieszam.
Emanuel odłożył to, co trzymał w rękach, podszedł do żony i ją uściskał.
- Jestem z ciebie dumny. Kiedy wrócę do domu od Paula Georga,

uczcimy to.

- Znowu? - roześmiała się Elise.
- Ostatnio uczciliśmy to, że przyjęto twoją książkę do druku, teraz

uczcimy to, że dostałaś pierwszą zaliczkę od norweskiego wydawnictwa. -
Rzucił jej powłóczyste spojrzenie i dodał cicho: - Ale tym razem
poprzestanę na dwóch kieliszkach.

Uśmiechnęła się, spuściła wzrok i wymknęła się z jego objęć.
- Muszę przebrać maluchy. Wszystkie mają chyba brudne pieluchy.
Kończyła właśnie przebierać dzieci, gdy usłyszała czyjeś kroki w

ogrodzie, a po chwili ktoś zapukał i drzwi się otworzyły. Na progu stali
Anna i Torkild.

Elise ucieszyła się ogromnie na ich widok.
- Jak miło was widzieć! Przeszliście piechotą całą drogę?
- Ależ Elise! - roześmiała się Anna. - Przecież ty chodzisz tą samą drogą

codziennie.

- Ale ja nie mam kłopotów z nogami i nie muszę używać kuli.
- Zapomniałaś, że zaledwie parę miesięcy temu leżałaś sparaliżowana i

bezradna w łóżku?

- No tak, już prawie o tym zapomniałam. Nie mam czasu o tym myśleć.
Spojrzenie Anny spoczęło na dzieciach.
- Czy do Hugo przyszedł jakiś kolega w odwiedziny?
Elise i Emanuel wymienili spojrzenia. Na szczęście pierwszy odezwał

się Emanuel.

- Pozwólcie, że wam przedstawię: Sebastian Ringstad, mój syn.
Elise spostrzegła, jak goście się zmieszali. Przez chwilę stali w

milczeniu zakłopotani, niewiele rozumiejąc, po czym Torkild chrząknął i
zapytał:

- Syn, którego masz z Signe? Emauel pokiwał głową.
- Zjawiła się tu niespodziewanie w ostatnią sobotę, wcisnęła mi dziecko

na ręce, zwymyślała mnie i zniknęła. Od tej pory jej nie widzieliśmy.

- Nigdy nie słyszałam nic równie okropnego - żachnęła się Anna.
Elise uznała, że pora utemperować to przerażenie.
- Na pewno wróci, gdy się uspokoi. Żadna matka nie porzuca swego

background image

dziecka.

Anna spojrzała na przyjaciółkę.
- Jesteś pewna? Mnie się tak nie wydaje. Elise pokiwała głową i

zacisnęła usta.

- Jestem tego pewna. Ona ma tylko jedno dziecko, a to jest bardzo słodki

i miły chłopczyk. Na pewno wkrótce za nim zatęskni.

. Torkild spojrzał na Emanuela.
- A jakie jest twoje zdanie? Ty ją znasz. Emanuel poruszył się

niespokojnie.

- Ja nie jestem niestety taki pewien jak Elise. Na razie żyjemy z dnia na

dzień. Hilda jest taka miła, że zajmuje się codziennie Sebastianem i Hugo,
ale nie ma ochoty robić tego w nieskończoność.

- Tego by tylko brakowało! - Anna była prawdziwie poruszona. -

Jakbyście nie mieli dość kłopotów. Oboje pracujecie i macie na
utrzymaniu piątkę dzieci.

- Kristian, Evert i Peder nie są już tacy mali. Zarabiają i pomagają w

domu.

Elise ucieszyła się, słysząc, jak Emanuel ich broni.
- Ale i tak jest dość pracy przy Jensine i Hugo. Elise nie wraca do domu

przed szóstą trzydzieści. Nie ma czasu na nic poza przebieraniem dzieci i
przygotowywaniem jedzenia. A przy tym Elise pisze przecież książkę.

Poczuła, że musi się wtrącić.
- Emanuel przygotowuje właśnie pudding ziemniaczany na kolację.

Codziennie odbiera Jensine i zajmuje się nią, dopóki nie wrócę do domu.

„Pomyśleć, że staję w obronie Emanuela, choć zazwyczaj go krytykuję

za to, że tak mało pomaga w domu".

- Wejdźcie i usiądźcie. Wkrótce będziemy jeść kolację. Emanuel na

pewno ugotował tyle puddingu, że starczy i dla was.

Torkild miał na sobie mundur. Powiesił swoją czapkę na kołku, a potem

wziął szal od Anny, żeby powiesić go obok.

- Nie mogę zostać długo. Jak widzicie, jestem na służbie. Odstawił kulę

Anny do kąta i usiadł koło niej przy kuchennym stole.

- Co się dzieje z twoją książką? Jesteśmy tacy ciekawi.
- Została przyjęta do druku przez norweskie wydawnictwo. Goście

szeroko otworzyli oczy, oboje szczerze uradowani.

- Gratulacje! Opowiadaj!
Elise opowiedziała szybko o liście od wydawnictwa i o spotkaniu z

redaktorem.

- Pożyczyłam suknię i kapelusz od Hildy i udawałam, że jestem z

background image

całkiem innej sfery. Był pewien podziwu, że potrafiłam się wczuć w
sytuację robotnicy - dokończyła z uśmiechem.

Torkild pokiwał głową i spoważniał.
- Myślę, że słusznie postąpiłaś. Przynajmniej na początek. Prawdę

wyjawisz, gdy będziesz już uznaną pisarką i będziesz miała wielu
czytelników, którzy cię pokochają i będą ci wdzięczni za podjęcie tych
problemów. Wówczas prawda wywrze właściwe wrażenie.

Emanuel zmarszczył czoło.
- Jesteś tego pewien? Nie sądzisz, że ludzie mogą ją wówczas potępić i

patrzeć na nią z góry? Ludzie z wyższych sfer nie będą zachwyceni tym,
że była robotnica pisze książki, wobec których oni muszą zająć jakieś
stanowisko.

- Moim zdaniem tak zareagowaliby teraz. Ale gdy będzie już sławna,

wyjawienie prawdy przyniesie inne skutki. Zwłaszcza jeśli Elise napisze
coś jeszcze. - Zwrócił się do Elise. - Czy nie zamierzasz napisać książki na
całkiem inny temat?

- Owszem. O całkiem zwyczajnej rodzinie, w której pan domu jest lepiej

urodzony niż jego żona. O kłopotach, które ich z tego powodu spotykają.

Anna się uśmiechnęła.
- Nietrudno rozszyfrować ten pomysł. Elise się roześmiała.
- Będę się starała ukazać sytuację z perspektywy obojga, nie tylko

kobiety. Redaktorowi spodobał się mój pomysł.

Torkild pokiwał głową z aprobatą.
- Imponujesz mi, Elise. Niewiele jest osób, które tyle osiągnęły,

skończywszy zaledwie szkołę powszechną. Choćby to, że dostałaś posadę
w kantorze, choć nie skończyłaś kursu maszynopisania, świadczy o twoich
zdolnościach.

- Nie dostałabym tej posady, gdyby nie związek majstra z Hildą.
Torkild pokręcił głową.
- Skromność to cnota, ale nie sądzę, by majster zatrudnił cię, gdyby nie

uważał, że doskonale poradzisz sobie z zadaniami w kantorze.

Anna spojrzała na przyjaciółkę w napięciu.
- Jak się układa między Hildą a panem Paulsenem? Powiedziałaś, że on

ją kocha. A Hilda?

- Hilda jest nadal żoną Reidara, ale nie sądzę, by żywiła wobec niego

ciepłe uczucia. Rumieni się za to i uśmiecha uroczo, gdy Paulsen ma
przyjść w odwiedziny.

Anna wzniosła oczy do nieba.
- Ten staruszek?

background image

Rysy Torkilda się ściągnęły.
- Musisz jej przemówić do rozsądku, Elise. Ona nie może przyjmować

odwiedzin pana Paulsena, dopóki jest żoną Reidara.

- Nie miałabym serca. Hilda wiele przeszła i wreszcie jest zadowolona i

szczęśliwa. Myślę, że wyjdzie za mąż, gdy tylko dostanie rozwód.

- Co takiego? - roześmiała się Anna. - Chcesz powiedzieć, że Hilda

zostanie panią Paulsen?

- Nie mówcie tego nikomu, ale myślę, że Hilda ma na to nadzieję. A

skoro on tak często ją odwiedza, to musi mieć ciepłe uczucia wobec niej i
wobec Isaca.

- Prządka i majster? To nie może się dobrze skończyć. Elise uśmiechnęła

się do Emanuela.

- To mniej więcej tak jak prządka i dziedzic wielkiego dworu, prawda?

To byłby świetny materiał na moją kolejną powieść, nie wiem tylko, jak
namówić pana Paulsena, by opowiedział mi, jak on to przeżywa.

Emanuel się uśmiechnął, Anna roześmiała w głos, ale twarz Torkilda

wcale się nie rozpogodziła.

Anna musiała to zauważyć, bo szybko zmieniła temat.
- Przynoszę pozdrowienia od Johana. Dostaliśmy wczoraj list od niego.
Elise podeszła do pieca kuchennego, udając, że sprawdza, czy pudding

jest gotowy. Serce waliło jej jak młotem.

- Co u niego słychać?
- Biedny Johan, to była dla niego wielka i trudna zmiana. Obcy i

całkiem sam w nieznanym wielkim mieście! Nie zna nawet języka. Miał
kartkę z nazwiskiem, które podał mu profesor, i nic poza tym. Na
szczęście profesor znał trochę norweski i okazał się miłym człowiekiem.
Znalazł Johanowi klitkę w bocznej uliczce, bo na nic innego Johana nie
było stać, i powiedział, do których muzeów, bibliotek i galerii Johan
powinien się wybrać. Potem zostawił go samemu sobie. Johan pisze, że
bardzo tęskni za domem.

- Ą co słychać u Agnes?
Elise zauważyła wielkie napięcie w głosie Emanuela, który zadał to

pytanie.

- Johan nie wspomniał o niej nawet słowem, ale spotkałam kiedyś

siostrę Magnusa Hansena. Agnes i Magnus są razem i planują wyjazd do
Ameryki.

Torkild pokręcił głową.
- Nie rozumiem, co się dzieje z ludźmi. Hilda chce się rozwieść z

Reidarem, a Agnes z Johanem. Świat jakby oszalał. Czyżby zapomnieli, że

background image

przysięgali sobie miłość i wierność aż do śmierci? Nie jestem wcale
pewien, że któreś z nich dostanie rozwód. Kościół powinien tego zabronić.
W każdym razie nie mogą wziąć ślubu po raz drugi, bo popełnią wówczas
grzech.

Nikt się nie odezwał. Anna pragnęła przecież, żeby Elise rozwiodła się z

Emanuelem, Emanuel chciał kiedyś rozwieść się z Elise, a Elise marzyła o
tym, by Johan rozstał się z Agnes. Słowa

Torkilda dotknęły ich wszystkich. Elise czym prędzej zmieniła temat

rozmowy.

- Tak się cieszę, że pożyczyłam „Husmoderen" od pastorowej, Anno.

Znalazłam tam wiele interesujących artykułów. Emanuel też to czytał i
któregoś wieczoru rozmawialiśmy o tej Angielce, pani Josephine Butler,
która walczyła o zakaz prostytucji we wszystkich europejskich krajach.

Torkild się wreszcie odezwał.
- Tak, wprost niewiarygodne, ile udało jej się osiągnąć, prawda? Nawet

James Stuart przyłączył się do jej ruchu. Podziwiam ludzi, którzy
lekceważą niebezpieczeństwa, gdy się do czegoś zapalą. Próbowano ją
zastraszyć zarówno prześladowaniami, jak i napadami.

- Ja też ją podziwiam - pokiwała głową Elise. - Jaka ona była odważna!
- Myślę, że tobie też nie brak odwagi, skoro wydałaś tę książkę, a teraz

chcesz, by się ukazała w Norwegii - uśmiechnął się Torkild. - To dwie
strony tej samej sprawy. Pani Josephine Butler założyła różne
stowarzyszenia, ale dzięki tobie w naszym kraju rozpocznie się dyskusja.

Uśmiechnęła się i poczuła, że ogarnia ją radość.
- Dziękuję ci, Torkildzie.
Wyjęła talerze, łyżeczki, cukier i cynamon i ustawiła wszystko na stole.
- Nie zapomnij o maśle! - zawołał wesoło Emanuel. Pochwała Torkilda

na niego też dobrze podziałała. Elise podeszła do spiżarki, żeby wyjąć
prawdziwe masło

- Jak sobie radzi Peder? - Anna spojrzała na przyjaciółkę z troską.
- Coraz lepiej. Pozwoliliśmy, by przestał pracować i miał więcej czasu

na odrabiane lekcji. Sam się zorientował, że gorzej widzi na jedno oko.
Codziennie ćwiczy słabsze oko, przesłaniając to, które lepiej widzi.
Podziwiam go za entuzjazm i inicjatywę, energię i starania.

- Oby tylko to coś pomogło - westchnęła Anna. - Bo co by było, gdyby

jego starania poszły na marne?

- Wtedy zostanie stajennym u ojca Emanuela. Anna spojrzała ze

zdumieniem na Emanuela.

- Czy twój ojciec naprawdę tak powiedział?

background image

- Tak. Nie powinniśmy się martwić o Pedera. Poradzi sobie. Jest bystry,

pełen energii i humoru. Z tym można zajść całkiem daleko.

Anna pokręciła głową z powątpiewaniem.
- Nikt nie dostaje pracy dzięki temu, że ma poczucie humoru.
- Nie mów tak.
Elise zerknęła ukradkiem na męża. Emanuel naprawdę się starał.

Przypomniała sobie, że miał się wybrać w odwiedziny do Paula Georga
Schwenckego po kolacji. A potem mieli uczcić to, że dostała zaliczkę. Na
pewno miał zamiar znów kupić butelkę wina, ale w tej sytuacji nic z tego
nie będzie. Gdy przypomniała sobie żenujące zakończenie poprzedniego
wieczoru, poczuła ulgę.

Na dworze rozległ się tupot nóg i radosne głosy chłopców i po chwili

wszyscy trzej weszli do kuchni. Stanęli jak wryci na progu.

- Czy to jest przyjęcie? - Peder węszył chwilę w powietrzu i rozpoznał

zapewne woń cynamonu. Ogarnął stół łakomym spojrzeniem.

- Wejdźcie i usiądźcie. Emanuel zrobił pudding ziemniaczany, starczy

dla wszystkich.

Pośpiesznie zdjęli czapki i usiedli do stołu.
- Nie, nie, chwileczkę, od razu widać, że zbieraliście węgiel - roześmiała

się Elise. - Najpierw umyjcie ręce.

Woda była przygotowana w miednicy. Ręcznik zrobił się całkiem

czarny, gdy już umyli ręce, ale Elise nie miała serca im tego wypominać.
Po chwili wszyscy już siedzieli i jedli w milczeniu. Pudding był bardzo
dobry, ugotowany na mleku, podany z masłem, cukrem i cynamonem,
smakował jak pudding bożonarodzeniowy.

Potem chłopcy musieli usiąść do lekcji, a maluchy trzeba było położyć

spać. Anna i Torkild zaczęli zbierać się do wyjścia, a Elise poprosiła, by
wkrótce znów ich odwiedzili.

Potem zostali sami, ona i Emanuel. Emanuel opadł na fotel bujany,

wyglądał na zmęczonego.

- Mam nadzieję, że nie będziemy mieli gości każdego wieczoru.
- Bardzo miło było ich znowu zobaczyć.
- Nie mam nic przeciwko Annie i Torkildowi, wręcz przeciwnie, ale

siedem osób przy stole, a do tego trzy maluchy, to za wiele szczęścia.

- Chyba się nigdzie nie wybierasz o tej porze? Pokręcił głową.
- Nie, może kiedy indziej.
Elise zaczęła oglądać spodnie chłopców, żeby sprawdzić, czy nie ma w

nich jakichś nowych dziur.

- Mógłbyś poczytać mi na głos, gdy będę szyła? To takie przyjemne.

background image

- Czego byś chciała posłuchać?
- Przeczytaj coś z „Husmoderen" albo ze „Svaerta". Rzadko mam czas

na lekturę.

Emanuel wyjął jeden z numerów „Husmoderen" i zaczął szukać czegoś

interesującego.

- Tu jest artykuł o konkursie piękności - powiedział rozbawiony.
Elise podniosła wzrok znad robótki.
- O czym?
- Artykuł nosi tytuł Żart?, ze znakiem zapytania. „Miejmy nadzieję, że

żywo dyskutowane zaproszenie do konkursu na najpiękniejszą twarz nie
ma całkiem poważnego charakteru. Niemożliwe, by kobiety, tak dziś
postępowe, chciały wrócić do czasów, gdy utrzymywano, że nie mają
duszy. Jeśli zaś chodzi o próby organizowania wystaw dzieci, to przecież
nie można traktować ludzi jak zwierząt rozpłodowych, które się wystawia,
żeby uzyskać jak najlepszą rasę. Dar piękności jest święty. I taki powinien
pozostać!" Podpisano - redakcja.

Elise spojrzała na niego ze zdumieniem.
- Organizują konkurs, kto jest najpiękniejszy?
- Na to wygląda.
- Przeczytaj coś ciekawszego. Tego rodzaju konkursy na pewno się nie

przyjmą.

- Czy ja wiem. Co wolisz: artykuł ,,Jak należy prać letnie suknie i

bluzki? czy coś o debacie na temat języka?” Anonimowy czytelnik
denerwuje się strasznie na narzucone oficjalnie w lutym ubiegłego roku
zasady ortograficzne. Twierdzi, że w ten sposób nasz język jest niszczony i
że dzieci przestaną rozumieć, co piszą, jeśli będą musiały ciągle zaglądać
do słownika.

- Jestem już tym zmęczona. Nie ma tam czegoś podnoszącego na duchu?
- Słyszałaś zapewne, że Edvard Grieg zmarł miesiąc temu. Tutaj jest

wiersz, który napisał Rolf Pandę:

„Już go wśród nas nie ma, panuje cisza, śmiertelna cisza, słychać tylko

dźwięk dzwonów, co nas do płaczu zmusza. Umilkł gwar, ucichł śmiech,
płyną łzy, bo boleje każda dusza."

- Prosiłam, żebyś przeczytał coś podnoszącego na duchu.
- Mogę przeczytać recenzję książki Clary Tschudis Ostatnie dni

Ludwika II. Marie Michelet kończy swą recenzję tak: „Czy każdy ma los,
który został mu przeznaczony i którego nie może odmienić?" To
interesujące pytanie. Co ty o tym sądzisz?

Spojrzała na niego z wahaniem.

background image

- Myślę, że wszystko ma jakiś sens. Również to, że los podarował nam

Sebastiana.

- Jaki sens może się w tym kryć?
- Żebyśmy się czegoś dzięki temu nauczyli. Wzruszył ramionami i

zaczął dalej przeglądać gazetę.

- Jest jeszcze artykuł o kobiecie, która została szewcem. Czytałem go

parę dni temu. Nazywa się Maren Guldbrandsen i mieszka w niewielkim
domku na Solheimsgaten. Żeby ocalić siebie i dziewiątkę swoich dzieci od
śmierci głodowej, nauczyła się męskiego rzemiosła. Mąż oddawał jej
niewiele pieniędzy, pewnie pił, a ona przez trzydzieści lat małżeństwa była
gospodynią domową. Mieszkała razem z dziećmi w niewielkim wynaję-
tym domku i żeby utrzymać swoją gromadkę, nauczyła się szyć buty,
żelować je i naprawiać. Teraz ma warsztat szewski.

- Dzielna kobieta. Emanuel przytaknął.
- Inny artykuł, który mnie zainteresował, dotyczy handlu niewolnikami.
Elise przecięła nitkę, kończąc zaszywanie nowej dziury, i podniosła

wzrok.

- Co to takiego?
- Przeczytam ci, to się dowiesz. „W ubiegłym roku rodzina pewnego

hurtownika z Kopenhagi spędzała wakacje w Hornbcek razem ze swoją
jedynaczką, śliczną dziewczyną. Dziewczyna zawarła znajomość z młodą
niemiecką damą, która przebywała tam ze swoimi «rodzicami». Niemiecka
rodzina sprawiała bardzo miłe wrażenie, zwłaszcza dziewczęta się
ogromnie polubiły. Jesienią młoda Dunka została zaproszona w
odwiedziny do swej niemieckiej przyjaciółki i z radością przyjęła
zaproszenie. Przez dwa miesiące nie dawała znaku życia, a gdy
zrozpaczeni rodzice rozpoczęli poszukiwania, okazało się, że nie istnieje
rodzina o podanym nazwisku. Nie ulega więc wątpliwości, że młoda dama
stała się ofiarą podstępnych handlarz) białymi niewolnikami, którzy
rozpanoszyli się w całej Europie".

Elise przerwała pracę i spojrzała na męża z przerażeniem.
- I nie znaleźli jej?
- Na to wygląda.
- To straszne! Co oni mogli jej zrobić?
- Albo zmusili ją do ciężkiej, niewolniczej pracy, albo do prostytucji.
Elise wzdrygnęła się.
- To coś znacznie gorszego niż to, co spotkało Oline. Ta Dunka została

podstępnie zabrana od rodziców i zapewne nie mogła się z nimi
skontaktować. Może już nigdy nie wróci do domu.

background image

- Mężczyźni, którzy robią takie rzeczy, powinni zawisnąć na szubienicy

- stwierdził Emanuel, kręcąc głową.

Elise znów się wzdrygnęła.
- Przeczytaj coś, przyjemniejszego! Nie zdołam zasnąć, jeśli będę o niej

myślała.

Emanuel wyjął zegarek z kieszonki kamizelki i sprawdził godzinę.
- Późno się zrobiło. Powinniśmy się wkrótce położyć.
- Nie mógłbyś poczytać mi jeszcze trochę? Póki nie zaceruję dziury w

skarpetce Everta.

Emanuel westchnął i znów zaczął przeglądać gazetę.
- „Dyrektor szkoły w Sagene zorganizował trzy pracownie dla uczniów,

dwie dla chłopców i jedną dla dziewcząt. Pracownia szewska dla
chłopców leży przy Maridalsveien 78, w Biermannsgàrden. Druga
pracownia, stolarska, mieści się w szkole. Pracownia dla dziewcząt została
zorganizowana w lokalu Effata. Wszystkie działają już pełną parą, a czas
spędza w nich w sumie stu dwudziestu uczniów".

Emanuel podniósł wzrok znad gazety.
- To mogłaby być propozycja dla Kristiana, Everta i Pedera. Czy nie

byłoby wspaniale, gdyby się nauczyli trochę szewskiego rzemiosła i sami
żelowali sobie buty?

- Kiedy mieliby chodzić do pracowni, skoro mają za mało czasu na

odrabianie lekcji?

Emanuel wstał, nie odpowiadając na jej pytanie, odłożył gazetę i

pocałował żonę w policzek.

- Idę się położyć. Przyjdziesz zaraz?

background image

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Elise odłożyła przybory krawieckie, zgasiła lampę i poszła do kuchni

sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Zabawki były posprzątane,
garnek wyszorowany, wiadro pełne wody. Skrzynia na drwa też była
wypełniona po brzegi. Chłopcy nakryli nawet do śniadania. Na miejscu
noży leżały widelce, na środku stołu - wielka chochla. Chyba coś im się
pokręciło, bo ustawili też filiżanki Emanuela zamiast zwykłych cynowych
kubków, ale mieli najlepsze zamiary. Wspaniali chłopcy! Ciepło się jej
zrobiło na sercu. Czy każdy z nich nie zasłużył sobie na dziesięcioorówkę?

Z lekkim sercem zdmuchnęła świecę i po omacku szukała schodów.
Czy on leży tam i czeka na nią? W jego spojrzeniu było coś, co kazało

jej to podejrzewać. Bardzo żałowała, że Emanuel nie budzi w niej
pożądania. Cieszyła się, że zaczął więcej pomagać w domu, i chciałaby
okazać mu wdzięczność. Mogłaby czyścić mu buty, prasować koszule i
pozwalać czytać gazety, byle tylko nie musiała udawać uczuć, których w
niej nie było! Zarazem nie mogła jednak odmawiać mu małżeńskich praw,
a on nie był zadowolony, gdy mu w tym nie towarzyszyła.

Nie zgasił świecy, tak jak się obawiała. Całkiem przytomny leżał na

wznak, z rękami pod głową, i mierzył ją zachłannym spojrzeniem.

- Jesteś nareszcie!
- To była tylko chwilka. Musiałam zgasić lampy w salonie i w kuchni.

Chłopcy świetnie się spisali. Przynieśli wodę i drwa, posprzątali i nakryli
do śniadania. Choć w trochę dziwny sposób - dodała ze śmiechem. -
Jestem pewna, że to Peder położył chochlę na samym środku stołu. Bywa

background image

niekiedy tak roztargniony, że nie wie, co robi. Hilda nazywa pana Paulsena
Profesorem Zapominalskim. Myślę, że Pedera można by nazywać tak
samo.

Zauważyła, że mówi za szybko i że Emanuel wcale jej nie słucha.
- Miło ze strony Anny i Torkilda, że nas odwiedzili, prawda? Dawno u

nas nie byli.

- Byłoby jeszcze milej, gdybym zdążył kupić butelkę wina od Paula

Georga i gdybyśmy mogli we dwoje uczcić ten wielki dzień.

- Możemy to zrobić jutro.
- Ale to dziś dostałaś swoją pierwszą zaliczkę od norweskiego

wydawnictwa - uśmiechnął się, jakby chciał ukryć rozczarowanie. - Nic
nie szkodzi, Elise. Nigdy nie potrzebowaliśmy wina, żeby wprawić się w
odpowiedni nastrój.

Zaśmiała się cicho, ale ten śmiech zabrzmiał sztucznie.
- No nie, nie byłoby nas przecież na to stać.
Jak zwykle czuła się niezręcznie, rozbierając się, podczas gdy on leżał i

na nią patrzył. Na pewno zaraz skomentuje jej stary gorset i sfatygowany
stanik, tak samo jak Hilda. No i dziury w skarpetach.

- Jesteś taka piękna - powiedział cicho i łagodnie. Uśmiechnęła się

zażenowana.

- Nie wiem, jak możesz mówić takie rzeczy.
- Masz stanowczo zbyt niskie mniemanie o sobie. Sama słyszałaś, że

Torkild też cię podziwia. Mam nadzieję, że nie w ten sam sposób co ja -
zaśmiał się cicho.

Zdjęła pośpiesznie dziurawą skarpetkę w nadziei, że Emanuel nie

zauważy dziury. Miała tylko tę jedną parę i zawsze brakowało jej czasu, by
ją zacerować.

- Myślę, że powinnaś sobie sprawić nowy gorset. Teraz cię na to stać.
Nic nie powiedziała. Mieli zaległości w płaceniu czynszu, wszyscy

chłopcy potrzebowali nowych trzewików. Jeśli Sebastian z nimi zostanie,
trzeba będzie kupić mu trochę ubrań. Chłopcy mieli już bardzo przetarte
kurtki, z połatanymi rękawami, a przecież zbliżała się zima.

Pięćdziesiąt koron to wprawdzie dużo pieniędzy, ale zima będzie długa i

jej pensja na pewno nie wystarczy wówczas na utrzymanie. A Emanuel
miał ciągle nowe potrzeby. Nie może przecież chodzić do kantoru ubrany
jak łachudra, zwykł mawiać i nie mógł zrozumieć, że ona całą pensję
wydaje na jedzenie, bo przecież jedzenie nie jest aż tak drogie. Nie chciał
wierzyć, że dorastający chłopcy muszą jeść tyle samo co dorośli.

Elise zdjęła szybko stanik, żeby nie usłyszeć, że ten też powinna

background image

wymienić, i chciała wślizgnąć się do łóżka. Było zimno.

- Zaczekaj - powiedział schrypniętym nieco głosem. -Chciałbym

najpierw na ciebie popatrzeć.

- Jest zimno, marznę okropnie.
- Tylko chwileczkę, Elise - szepnął błagalnie. - Czy mogłabyś się trochę

obrócić, żebym zobaczył cię też z boku i od tyłu?

Niechęć zaczęła w niej wzbierać. Przypomniała sobie pierwszy okres

swojego małżeństwa, gdy zastanawiała się, czy z nim wszystko w
porządku. Był taki namiętny, taki nienasycony. Nie wiedziała, że
mężczyźni bywają tacy.

- Zimno mi, Emanuelu.
- Zaraz cię zagrzeję. Będziesz taka gorąca jak nigdy przedtem. Nagle

przybliżył się i usiadł na krawędzi łóżka. Zmierzyła go spojrzeniem.
Wszystko wskazywało na to, że dziś wieczorem nie ma żadnych
problemów.

- Usiądź teraz na mnie. - Przyciągnął ją blisko i posadził sobie okrakiem

na kolanach. Jęknął, gdy się w niej zanurzył. Sprawił jej ból, bo była
całkiem nieprzygotowana i szczękała zębami z zimna. - Musisz mi trochę
pomóc - szepnął z twarzą czerwoną z wysiłku.

„Dobry Boże, obym tylko nie zaszła w ciążę!" - błagała w duchu. Już

dwa tygodnie minęły od ostatniej miesiączki.

- Och, Elise, jesteś taka cudowna! - Oddech mu się rwał, czoło

błyszczało od potu. - Położę się na plecach, a ty nadal będziesz na mnie
siedziała.

Elise poczuła nagły przypływ pożądania, ale gdy Emanuel się położył,

jego przyrodzenie nagle całkiem zwiotczało.

Zaklął siarczyście, choć nigdy tego nie robił. Głowa mu opadła na

poduszkę, zamknął oczy i zrobił taką minę, jakby miał bóle.

Położyła się obok niego, naciągnęła pierzynę i nie widziała, czy

próbować go pocieszyć, czy nie. Poprzednim razem nie spodobało mu się
to, odwrócił się do niej plecami. Prawdopodobnie traktował to jako
porażkę, hańbę, i nie chciał jej współczucia. Na pewno nie powinna
zdradzić, że to dla niej ulga. Żal jej go było, ale nie mogła znieść nawet
myśli o tym, by mieć z nim jeszcze jedno dziecko.

Ta myśl wywołała u niej poczucie winy. Jej mężem był przecież

Emanuel, nie wolno jej marzyć o Johanie. Musiała jednak przyznać, że
wszelkie ciepłe uczucia, jakie kiedykolwiek żywiła wobec Emanuela,
zniknęły na zawsze. Choć był ostatnio dużo milszy i starał się z całego
serca więcej pomagać, nie czuła już nic do niego. Coś się skończyło, na

background image

zawsze. Nie wiedziała, czy winna była temu jego zdrada, czy też w
każdym przypadku byłoby tak samo.

To na pewno nie jej wina, że Emanuel ma tego rodzaju kłopoty. Nie

okazała mu przecież niechęci, wręcz przeciwnie, robiła wszystko, żeby mu
pomóc. Czy to może mieć coś wspólnego z jego niedomaganiem? Zdobyła
się na odwagę.

- Myślę, że powinieneś pójść do lekarza.
Parsknął z oburzeniem i odwrócił się do niej plecami.
- Nic mi nie dolega, jestem po prostu zmęczony. Czy to dziwne?

Zdmuchnij świeczkę, z łaski swojej.

Zrobiła to, o co prosił, i leżała w milczeniu. Stopy miała tak lodowate,

że nie było mowy o zaśnięciu.

Co zrobić, żeby poszedł wreszcie do lekarza?
Może mogłaby zwierzyć się Paulowi Georgowi Schwenckemu? Stał się

bez wątpienia najlepszym przyjacielem Emanuela, więc na pewno zechce
mu pomóc. A jeśli rada będzie pochodzić od niego, Emanuel pewnie z niej
skorzysta.

„Znajdę jakiś pretekst i wybiorę się do niego jutro rano", postanowiła,

ziewnęła ze zmęczenia i zaczęła rozcierać sobie stopę o stopę.

Jej myśli powędrowały do Johana. Biedactwo, sam w obcym kraju. W

jakiejś klitce w bocznej ulicy... Oby tylko nic mu się nie stało! Tyle może
się wydarzyć w wielkim mieście, zwłaszcza w najuboższych dzielnicach.
Złożyła ręce i zmówiła wieczorny pacierz i modlitwę w intencji Johana.
Niepokój zaczął dławić jej gardło. Nagły lęk, jakby przeczucie, że nigdy
go już nie zobaczy. Starała się przezwyciężyć ten strach, ale na próżno.

Tuż obok rozlegał się ciężki, miarowy oddech Emanuela. Zasnął zatem.

O co on ją dziś pytał? Czy wierzy w przeznaczenie, czy wierzy w to, że
wszystko jest już gdzieś postanowione?

Może ktoś postanowił, że ona i Johan będą żyli z dala od siebie i że to z

Emanuelem zostanie do końca, „na dobre i na złe".

Pastor powiedział kiedyś, że życie to rodzaj szkoły. Egzaminy z

niektórych przedmiotów na pewno oblała, a z innych - z roli matki dzieci
własnych i cudzych - miała całkiem zadowalające oceny.

Wsunęła ostrożnie stopy pod cieple nogi Emanuela. To pomogło.

background image

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Minęło dziesięć dni, a Signe się nie pokazała. Elise zaczęła rozumieć, że

Emanuel miał rację; Signe nie zamierzała wrócić po syna.

Elise nie zdążyła pójść do Schwenckego, postanowiła, że zrobi to

któregoś wieczoru, gdy nie będzie taka zmęczona.

Hilda zaczęła się niecierpliwić. Zapewne Olaf, jej lokator, trochę ją

podburzył. Elise dawno go nie widziała. Gdy przyprowadzała rano dzieci,
spał jeszcze, podczas przerwy obiadowej ćwiczył razem z orkiestrą, a po
południu grał w teatrze. Ale Hilda często o nim mówiła. Pomagał jej to w
tym, to w owym, a w zamian dostawał od czasu do czasu ciepły posiłek.

- Jest miły, ale trudno go rozgryźć - powiedziała pewnego dnia Hilda,

gdy siedziały w jej kuchni i jadły zupę. Przyjemnie było posiedzieć w tej
przytulnej kuchni w czasie przerwy obiadowej i jeszcze dostawać tu coś
do zjedzenia.

- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Pamiętasz, jak matka i Asbjorn zareagowali, gdy usłyszeli jego

nazwisko? Zastanawiałam się dlaczego i próbowałam go nawet wypytać o
rodzinę i przeszłość, ale niełatwo coś z niego wydobyć.

- To przecież nic nie znaczy, dopóki jest miły i uczynny. Poza tym

kochasz przecież muzykę, więc chyba z przyjemnością słuchasz dźwięków
skrzypiec dochodzących z poddasza.

Hilda pokiwała głową w zamyśleniu.
- Ale chętnie bym się dowiedziała, dlaczego matka i Asbjorn mieli

wtedy takie dziwne miny.

- Nie możesz ich zapytać?
- Nigdy ich przecież nie widuję! - W jej tonie była nuta goryczy.
- Mogłabyś przecież wybrać się do Kjelsas w którąś niedzielę.
- Miałabym iść aż tak daleko?
- Możesz pojechać pociągiem. Na pewno cię na to stać.
- Paulsen przychodzi tu w niedzielę. W powszednie dni boi się zawsze,

że ktoś mógłby go zobaczyć.

- Wstydzi się ciebie?
- Daj spokój! Ale przecież jestem w dalszym ciągu żoną Reidara.

Wiadomo, że ludzie zaczęliby plotkować i gadać za jego plecami.

background image

Uważam, że matka i Asbjorn mogliby mnie odwiedzić. Byli przecież u
ciebie.

- Matka nie odwiedzała nas od czasu, gdy leżałam w szpitalu. Poza tym

nie możesz zapominać, że Peder i Kristian są jednak jej synami.

- A ja jestem jej córką.
- Mówiłam ci, że prosiła o wybaczenie.
- Mnie nie prosiła o wybaczenie.
- Zachowujesz się jak dziecko, Hildo. Matka straciła przecież na wiosnę

dziecko, które urodziła i...

- Zapominasz, że ja też straciłam dziecko - przerwała jej Hilda. - Ale nie

zamierzam się o nią kłócić. Jest moją matką tylko z nazwy. Mam dla ciebie
niespodziankę, ale chciałam z tym zaczekać, aż zjesz. Musisz dużo jeść,
strasznie schudłaś.

Elise podniosła wzrok.
- List od Johana? Hilda pokiwała głową.
- Przyszedł wczoraj.
- I dopiero teraz mi to mówisz? Pokaż! Hilda podniosła się od stołu i

zniknęła w sypialni. Gdy wróciła, miała w ręku białą kopertę z wieloma
zagranicznymi znaczkami.

Elise rozerwała kopertę na oczach siostry. Moja ukochana!
Dostałem wczoraj list od Anny, ale nie było w nim ani słowa od Ciebie.

Chyba nie stało się nic złego? Myślę o Tobie dniami i nocami, te myśli
odbierają mi sen, nie mogę się skoncentrować na pracy. Nie rozumiem,
dlaczego Anna nie wspomniała o tym, co najważniejsze, wie dobrze, co
czuję. Teraz wyobrażam sobie, że zdarzyło się coś, czym nie chce mnie
martwić. Wiem, że powinienem odpowiedzieć na Twój list, i zaczynałem
już co najmniej pięć razy, ale wszystkie podarłem. Nie było w nich za
wiele pogody, a nie chciałem Cię zasmucić. Powinienem być szczęśliwy z
powodu Twojego listu, Twoje słowa były takie miłe i ciepłe, ale było w
nich coś, co zepsuło mi nastrój. Pisałaś, że mnie kochasz, ale dałaś do
zrozumienia, że nie można zmienić tego, co się stało. Miałem poczucie, że
się cieszysz z mojego wyjazdu. Rozumiem Cię, Elise, ja też uważałem, że
nie mogę opuścić Larsa, dopóki wydawało mi się, że jest moim synem.
Ale zrozumieć to nie to samo co zaakceptować. Za wiele nas łączyło,
byśmy mogli to tak łatwo przekreślić. Wierzę w przeznaczenie i sądzę, że
zostaliśmy stworzeni dla siebie. Może to brzmi banalnie, ale za wiele już
w życiu widziałem, żeby wierzyć, że wszystko jest tylko zbiegiem
okoliczności. Przemyśl wszystko jeszcze raz. Dzieci dorosną i opuszczą
gniazdo. Jeśli dopisze Ci szczęście, będziesz miała przed sobą jeszcze parę

background image

lat życia, gdy to nastąpi. Już mówiłem, że Emanuel nie zasługuje na Twoje
względy. Zdradził Cię i opuścił, dopuścił się jeszcze gorszych rzeczy. Na
pewno zdaje sobie sprawę, że zasłużył na karę, jak wszyscy, którzy
popełniają zło. To, co robisz dla niego, i to, co robisz sobie, to źle
pojmowana dobroć. To nie służy nawet Twoim dzieciom. Wiem, że moje
słowa brzmią surowo i że nie przywykłaś, bym tak do Ciebie mówił, ale
wydaje mi się, że z dystansu widzę sprawy dużo jaśniej. Proszę Cię, Elise,
przemyśl to. Czy postępujesz właściwie? Ze mną, ze swoimi dziećmi, z
sobą? Czy dzieciom służy życie w domu bez miłości? Kogo powinnaś
mieć przede wszystkim na względzie?

Wiem, że sprawiam Ci ból, i wcale tego nie chcę, ale obawiam się, że

łudzisz się tylko, myśląc, że podjęłaś najwłaściwszą decyzję. Dlatego
czuję, że powinienem Tobą trochę wstrząsnąć. Bez względu na wszystko
kocham Cię bardzo teraz i zawsze.

Twój Johan
Elise zorientowała się, że wstrzymała oddech podczas lektury. Dopiero

teraz nabrała powietrza i ze szlochem położyła się na stole. Hilda podeszła
do siostry.

- Elise, kochana, co się stało? Znalazł sobie inną? Elise pokręciła głową,

podsuwając jej list.

- Możesz przeczytać, jeśli chcesz - powiedziała głosem dławionym

płaczem.

Zrobiło się cicho, gdy Hilda zaczęła czytać. Chłopcy bawili się

spokojnie w salonie, nie do wiary, jak dobrze się dogadywali. Elise czuła
się całkiem rozbita. Nie spodziewała się takiego listu od Johana. W jego
tonie pojawiło się coś nowego, jakieś zdecydowanie, żądanie, by
potraktowała go poważnie. Między słowami pobrzmiewało coś w rodzaju
krytyki. Pisał, że ją rozumie, ale że podjęła niewłaściwą decyzję. I jeśli
Elise nie zmieni zdania, Johan może nawet przestać do niej pisać. Nie
dlatego, że przestanie ją kochać, ale dlatego, że to niczemu nie służy i
sprawia ból im obojgu.

Myśl o tym, że mogłaby stracić Johana, była nie do zniesienia.

Pocieszała się, że Johan należy do niej bez względu na to, gdzie się
znajduje, ale może wcale tak nie jest. Prosił, by jeszcze raz się
zastanowiła, i na pewno miał nadzieję, że Elise zmieni decyzję.

Hilda skończyła czytać. Złożyła powoli list, nic nie mówiąc.
Elise uniosła głowę i popatrzyła na nią, nie wstydząc się łez.
- Dlaczego nic nie mówisz?
- Wiesz, co myślę.

background image

- Zgadzasz się z Johanem, ale nie powiedziałaś jeszcze, co mam zrobić z

szóstką dzieci.

- Chłopcy mogą się przeprowadzić do mnie, Hugo i Jensine zabierzesz

ze sobą, a Sebastian nie jest twój, tylko Signe i Emanuela.

- Johan nie zdołałby nas utrzymać, skoro z trudem sam się utrzymuje.

Anna mówiła, że ledwo sobie radzi. Chcesz powiedzieć, że powinnam do
niego pojechać, zanim dostanę rozwód?

- W Paryżu nikt nie będzie pytał, czy jesteście małżeństwem.
- Myślę, że nie byłoby to takie proste. Musiałabym mieć paszport, a w

paszporcie pewnie jest napisane nazwisko małżonka.

Hilda wzruszyła ramionami.
- To możesz poczekać, aż wszystko załatwisz, ale podjąć tymczasem

decyzję.

Elise westchnęła ciężko. - Chciałabym być taka jak ty. Hilda się

obróciła.

- Mam przynieść papeterię i znaczek? Elise się przeraziła.
- Uważasz, że powinnam odpowiedzieć od razu?
- Jeśli nie potrafisz sama podjąć decyzji, ja muszę to zrobić za ciebie.
- Wielki Boże, Hildo! Nie można tak podchodzić do poważnego

problemu! Muszę mieć czas przynajmniej do jutra, żeby to przemyśleć.

Hilda opadła na kuchenny stołek.
- Dlaczego się wahasz? Kochasz Johana, on kocha ciebie. Pasujecie do

siebie jak dwie krople wody. Agnes zdradziła Johana, Emanuel zdradził
ciebie. Jeśli ktoś uważa, że nie macie prawa się wreszcie związać ze sobą,
musi mieć źle w głowie. Widzisz sama, że Johan nie zamierza czekać w
nieskończoność. Nie możesz trzymać go na pasku, aż będzie ci pasowało
zerwać z Emanuelem. Johan jest zbyt wiele wart. Nie bądź głupia, Elise! -
dodała z pewną natarczywością. - Jeśli przepuścisz tę okazję, będziesz
żałowała do końca życia. Do tej pory Johan był samotny i obcy w
nieznanym wielkim mieście i zapewne nie miał wielu okazji, by kogoś
poznać, ale to tylko kwestia czasu, aż ktoś go zauważy. Taki wspaniały i
sympatyczny chłopak nie zazna spokoju, gdy Francuzki zaczną się za nim
oglądać. A jeśli otoczą go piękne dziewczęta, trudno mu będzie się oprzeć.

- Jesteś okropna. - Coś ścisnęło Elise za gardło.
- Nie, wręcz przeciwnie, mówię to po to, żeby ci pomóc, bo cię kocham.

Nie wiesz, co dla ciebie najlepsze. Być może Emanuel jest teraz milszy i
więcej ci pomaga, ale w żaden sposób nie można usprawiedliwić tego, co
ci zrobił. Doskonale rozumiem, że teraz się lęka, że cię straci, na pewno
nigdzie nie znajdzie lepszej, a poza tym wie już, co znaczy żyć z kobietą

background image

trollem.

- Nie widziałaś, jaki był przejęty, gdy leżałam w szpitalu.
- Spróbowałby nie być! Ale bardzo się musi starać, jeśli ma

kiedykolwiek naprawić całe zło, które uczynił.

- Nie lubisz go, dlatego jesteś taka surowa.
- Kiedyś go lubiłam, ale nie po tym, co ci zrobił. Mogłabym mu

wybaczyć, że nie był ci wierny, bo służba graniczna wiązała się z wielką
niepewnością i niebezpieczeństwami, ale nigdy nie wybaczę, że zabrał
Signe do Ringstad i żył z nią jak z żoną i że zgodził się, by adwokat ojca
zapewnił jej synowi prawo do dziedziczenia. I wszystko uszło mu płazem,
wcale sobie nie zasłużył na twoją dobroć.

- Co się z nim stanie, jeśli odejdę? Nie stać go na wynajęcie gospodyni,

a sam sobie nie poradzi. Nie zdoła nawet zapłacić czynszu, a taki człowiek
jak on nie może mieszkać w pokoju z kuchnią w zatłoczonej czynszówce z
ubikacjami na korytarzach i ze szczurami biegającymi po ścianach.

- Nie słyszałam nic równie głupiego! Jeśli sobie nie poradzi, wróci po

prostu do domu i zostanie gospodarzem w rodzinnym dworze albo znów
zgłosi się do Armii.

Jeden z chłopców zaczął krzyczeć, w salonie powstał jakiś rwetes.

Sebastian uderzył Isaca w policzek, tak że małemu buzia się aż
zaczerwieniła.

Hilda porwała Isaca w ramiona i przytuliła go. Obróciła się w stronę

siostry.

- Sama widzisz! Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Nie chcę widzieć

tego łobuza w swoim domu, nie można mu zaufać, podobnie jak jego ojcu.

Sebastian i Hugo też się rozkrzyczeli pod wpływem płaczu Isaca. Elise

skarciła Sebastiana i miała ochotę zabrać od razu obu chłopców, ale
musiała wrócić do kantoru.

- Wstąpię do żłobka w drodze do domu! - zawołała, nim wybiegła. ^
Hildzie było przykro, gdy Elise przyszła po południu po dzieci.
- Przepraszam cię, Elise. Nie chciałam tego powiedzieć. Nieładnie się

zachowałam. Sebastian jest słodkim i spokojnych chłopcem. Nie musisz
iść dziś do żłobka.

- Pójdę, nie tylko ze względu na ciebie. Oboje z Emanuelem musimy

podjąć jakąś decyzję. Albo go zatrzymamy, albo znajdziemy inne
rozwiązanie. Nie powinniśmy tego odkładać. Chłopcy pokochali
Sebastiana, my także. Im dłużej będziemy czekać, tym trudniej będzie mu
się wyprowadzić.

- Teraz, gdy zarobiłaś tyle pieniędzy na książce, nie jesteście już na

background image

pewno w takiej trudnej sytuacji.

Elise westchnęła.
- Nie powinniśmy. Gdyby ktoś mi powiedział trzy lata temu, że będę

miała tyle pieniędzy, nie uwierzyłabym. Nie wiem, jaki błąd popełniamy,
ale pieniądze przeciekają nam między palcami.

- Przepraszam, że się wtrącam, ale czy Emanuel płaci swoją część

rachunków?

- On przecież pali, ale... No a poza tym jest przyzwyczajony do lepszych

ubrań niż ja.

Hilda nic nie powiedziała, ale Elise domyślała się, jakie jest jej zdanie.

Poczuła, że powinna wystąpić w obronie męża.

- Martwię się o niego, Hildo. Obawiam się, że nie jest zdrów.
Hilda w dalszym ciągu milczała, czekając na ciąg dalszy.
- Nie chce iść do lekarza, twierdzi, że nic mu nie dolega, ale to nie jest

normalne, by mężczyzna w jego wieku musiał szukać podparcia z powodu
zawrotów głowy, by nogi mu odmawiały posłuszeństwa i by nagle gorzej
widział na jedno oko.

- Nie wydaje ci się, że wymyśla to wszystko, żeby cię przy sobie

zatrzymać?

Elise spojrzała na siostrę z przerażeniem.
- Jak możesz mówić coś takiego?
- Jeśli naprawdę nogi odmawiają mu posłuszeństwa, to musi być chory.

Nie jest chyba głupi. Gdyby podejrzewał, że dolega mu coś poważnego, od
razu by poszedł do lekarza. Skoro nie chce, to pewnie tylko udaje chorego.

Elise poczuła, że serce jej mocniej zabiło i rumieńce wystąpiły na

policzki.

- Nie mam aż tak niskiego mniemania na jego temat.
Ale w drodze do domu w uszach dźwięczały jej słowa siostry. Nie, to

niemożliwe!

On nie jest taki nikczemny. Jak Hilda może go oskarżać o coś takiego.
W zasadzie powinna pójść prosto do domu, ale obiecała sobie, że wstąpi

do żłobka. Hugo i Sebastian byli zmęczeni i marudni i na pewno szybko
się nie uspokoją, jeśli wybiorą jeszcze dłuższą drogę do domu.

Niektóre młode matki odbierały właśnie swoje dzieci. Elise miała

wrażenie, że są tu setki dzieci, gdy weszła do środka. Hugo i Sebastian
zostali w wózku na dworze. To zajmie tylko parę minut, a zabieranie obu
do środka byłoby bardzo męczące.

Gdy miała właśnie pójść na poszukiwanie kierowniczki, usłyszała głosy

dobiegające ze środka.

background image

- Przykro mi, ale naprawdę w tej chwili nie możemy przyjąć więcej

dzieci. Jest przepełnienie, chyba pani widzi.

Chwilę później w sieni pojawiła się młoda robotnica. Elise chwyciła ją

za ramię.

- Powiedziała, że nie ma miejsc? Kobieta pokiwała głową ze łzami w

oczach.

- Nie wiem, co mam zrobić z dziećmi. Mój mąż uciekł, a ja muszę iść do

fabryki.

Elise wyszła, o nic nie pytając.
Spotkała Emanuela na Hammergaten, gdy wychodził od pani Jonsen z

małą Jensine na ręku. Pomachała mu, ale on jej nie pomachał, może nie
miał wolnej ręki.

Hugo i Sebastian zasnęli w wózku. Próbowała temu zapobiec, ciągle ich

zagadując, ale na próżno. Gdy ucinali sobie drzemkę o tej porze, trudno im
było zasnąć wieczorem. I wtedy w domu było za dużo zamieszania. Jeśli
Emanuel się zirytuje, zaproponuje mu, żeby poszedł do Schwenckego.

Nagle zobaczyła, że Emanuel się chwieje i chwyta niskiego płotu. Elise

puściła wózek, podbiegła do niego i chwyciła Jensine w ostatniej chwili,
gdy Emanuel się przewracał.

Jensine zaczęła płakać, pewnie się przestraszyła. W tej samej chwili

obudzili się chłopcy i obaj też się rozpłakali. Elise trzymała Jensine na
ramieniu, a drugą ręką próbowała pomóc wstać mężowi. Był ciężki, nie
mógł się podnieść ani o własnych siłach, ani z jej pomocą, ale wreszcie mu
się udało, chwycił się płotu i stanął na nogach.

- Nie wiem, co się stało. Chyba się o coś potknąłem.
Nie odpowiedziała. Bez względu na to, czy wmawiał to sobie, czy był

naprawdę chory, sytuacji nie wolno było dłużej lekceważyć.

Dopiero gdy otwierała kuchenne drzwi, odwróciła się do niego.
- Mówiłam, że musisz iść do lekarza! Po raz pierwszy nie zaprotestował.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

Nie poszedł do lekarza ani następnego dnia, ani dzień później. Elise

znów zaczęła się zastanawiać, czy Hilda nie miała przypadkiem racji.
Czyżby naprawdę udawał chorego, żeby ją przy sobie zatrzymać? Nie dała
mu przecież do zrozumienia, że chciałaby odejść, nigdy nie wspomniała o
tym nawet słowem. Nie mógł wiedzieć, że koresponduje z Johanem, Hilda
nigdy by tego nie zdradziła.

A może ktoś widział, jak Johan wchodził do domku nad rzeką, gdy ona

tam była? Podczas gdy Hilda załatwiała sprawunki. Czy to możliwe, że
ktoś zajrzał przez okno i zobaczył ich na kanapie w salonie? Gorąco się jej
robiło na samą myśl o tym. Jeśli ktoś doniósł o tym Emanuelowi, Emanuel
mógł przez cały czas, aż do wyjazdu Johana, żywić podejrzenia.

Wiedział, że jeśli uda chorego, Elise nie będzie miała serca go opuścić.

Czy był naprawdę taki przebiegły?

Słowa Hildy znów zadźwięczały jej w uszach. Gdyby Emanuel obawiał

background image

się, że dolega mu coś poważnego, poszedłby do lekarza. Dlaczego tego nie
robił? Czy dlatego, że wiedział, iż na pewno nic mu nie dolega?

Postanowiła pójść wreszcie do Schwenckego. Maluchy były w łóżku,

chłopcy siedzieli przy kuchennym stole i odrabiali lekcje.

- Pójdę do Anny i Torkilda oddać część pożyczonych gazet. - Starała się

powiedzieć to w najbardziej naturalny sposób, ale zauważyła, że jej się to
nie udało.

Spojrzał na nią znad gazety.
- Wydawało mi się, że pastorowa powiedziała, że możesz je trzymać, jak

długo tylko zechcesz. Ona już je przeczytała.

- Oddam tylko cztery pierwsze numery. Nie lubię być odpowiedzialna za

coś, co do mnie nie należy.

Nie przerwał lektury.
- Ale nie siedź długo, bardzo cię proszę. Nie potrafię uspokoić Jensine,

gdy zaczyna marudzić.

- Ostatnio nie budziła się wieczorami, ale wrócę niedługo. Znalazła

gazety, zapakowała je w szary papier i poszła do kuchni.

- Zadbaj o to, żeby chłopcy nie położyli się za późno. Ostatnio nie

sposób ich rano dobudzić.

Zamruczał coś w odpowiedzi.
Peder podniósł wzrok znad książki i przestraszył się, widząc, że Elise

zakłada szal.

- Idziesz gdzieś?
- Muszę coś załatwić. - Nie chciała go okłamywać, ale tym razem nie

miała wyjścia. - Muszę oddać gazety, które pożyczyłam.

- Na dworze jest całkiem ciemno!
- Wy często jesteście poza domem, gdy robi się ciemno - uśmiechnęła

się. - To przecież nic strasznego.

- Ale ty jesteś dziewczyną. To jest niebezpieczne. Zmierzwiła mu

czuprynę.

- Głuptasku. To nie Lakkegata, to Sagene. Poza tym nikt nie okrada

biednych ludzi, no i nikt nie miałby chyba ochoty na siwą, chudą i
zmęczoną matkę.

Peder nie wyglądał na przekonanego.
- Skoro Emanuel ma na ciebie ochotę, to inni też mogą, prawda?
Elise poczuła, że się rumieni.
- Nie opowiadaj głupot!
Czyżby coś słyszał albo widział? Może nie spał jeszcze tego wieczoru,

gdy odwiedzili ich Anna i Torkild i gdy Emanuel miał ochotę na seks, ale

background image

nic z tego nie wyszło. Co za niezręczna sytuacja.

Elise nie mogła się oprzeć wrażeniu, że Emanuel stoi w oknie i patrzy za

nią, ale nie obróciła się i nie pomachała mu. Bez względu na to, czy
wybierała się do Andersengarden, czy do Schwenckego, musiała skręcić w
lewo, w Maridalsveien. Emanuel nie zobaczy, gdzie Elise skieruje się
później.

Była zdenerwowana, gdy zbliżała się do celu.
Gdy doszła do Arendalsgaten, usłyszała nagle, że ktoś woła ją jasnym,

dziewczęcym głosem. Obróciła się gwałtownie. W świetle gazowej latarni
spostrzegła biegnącą Jenny.

- Jenny? Jak miło cię widzieć! Nie widziałyśmy się, od kiedy wróciłam

do domu ze szpitala.

Jenny uśmiechnęła się szeroko.
- Nie miałam czasu.
- Co u ciebie słychać? Dobrze ci u Tollefsenów?
Jenny pokiwała głową. Wyglądała na szczęśliwą i zadowoloną.
- Ona jest taka samą jak moja matka, tyle że nie leży chora w łóżku.
- A Hjalmar? Znaleźliście go?
- Marta znalazła go w mieście. Został chłopcem na posyłki. Elise się

zdumiała.

- Nieźle! Bałam się, że będzie się włóczył po mieście i żebrał, żeby

przeżyć.

- Marta też tak myślała, ale Hjalmar powiedział, że powinna dobrze

wiedzieć, że on nie chce być taki jak ojciec.

W takim razie ma więcej rozumu, niż podejrzewałam.
- Gdzie mieszka?
Jenny wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, ale myślę, że sypia razem z innymi chłopcami na posyłki.

Poszłyśmy kiedyś z Martą do miasta, żeby go zobaczyć, i prawie go nie
poznałam. Żebyś ty wiedziała, jak ładnie wyglądał! Z czerwoną apaszką
na szyi i w szerokich spodniach! - roześmiała się.

Elise też się uśmiechnęła.
- Szkoda, że nie mogłaś nadal pomagać pchać mi wózka, Jenny, ale

rozumiem, że pani Tollefsen uznała, że powinnaś poświęcać więcej czasu
nauce. Poza tym miałabyś daleko.

- A co z Hugo i z tą małą laleczką?
- Nazywasz Jensine „laleczką"? - zaśmiała się Elise. Jenny pokiwała

głową.

- Wygląda jak laleczka. Jest taka śliczna.

background image

- Dobrze się miewa. Nasza sąsiadka, pani Jonsen, zajmuje się nią, gdy ja

jestem w pracy, a Hugo u mojej siostry. Czy pani Tollefsen widuje czasem
Anne Sofie?

Jenny przytaknęła.
- Nie za często, ale widuje. Mówi, że cieszy się, że ma mnie, bo inaczej

byłoby jej smutno. A ja wtedy mówię, że mnie by było jeszcze smutniej,
gdybym jej nie miała.

Elise uśmiechnęła się, a wzruszenie ścisnęło ją za gardło. Bogu dzięki,

że Jenny trafiła do babki Anne Sofie. Przypomniała sobie, jak
odprowadzała Jenny do jej mieszkania w domu „U Blacharza", a
dziewczynka trzęsła się ze strachu, że ojciec znów będzie pijany.
Przypomniała sobie ten nieprzyjemny zapach, który docierał z sypialni, w
której leżała jej chora matka. Było prawie ciemno, nie mieli pieniędzy na
parafinę. Siostry z Armii nie miałyby odwagi tam zaglądać, bo bały się
gróźb ojca, a matka płakała, bo skończyło jej się lekarstwo. Elise wciąż
miała w uszach jej rozpaczliwą skargę: „Pytam Boga, co ja takiego
zrobiłam, że wiedzie się nam jeszcze gorzej niż innym".

Odsunęła od siebie to bolesne wspomnienie.
- Tak się cieszę, że dobrze ci się układa, Jenny. Jenny pokiwała głową.
- Mama pewnie też, nie sądzisz?
- O tak, jestem tego pewna.
- Ona nas widzi z nieba, prawda?
- Tak sądzę.
- Myślisz, że Bóg jest kobietą czy mężczyzną?
- Tego nie wiem, ale mówimy „On".
- Myślę, że jest raczej kobietą - powiedziała Jenny stanowczym głosem.

- Muszę już biec, Elise. Miałam być w domu o ósmej. Do zobaczenia. - I
już jej nie było.

Elise stała i patrzyła za nią, póki Jenny nie zniknęła za rogiem. Niektóre

historie dobrze się kończą, ale nie jest ich wiele.

W oknach Schwenckego paliły się światła, a więc był w domu. Na

pewno zrobi zdziwioną minę, gdy zobaczy ją na progu bez Emanuela.

Zastukała mosiężną kołatką i spodziewała się, że usłyszy za chwilę jego

kroki. Czekała długo, ale nic się nie działo. Chyba nie wyszedł z domu,
zostawiwszy zapalone lampy?

Wreszcie w sieni rozległy się kroki. Drzwi powoli się uchyliły i

Schwencke wystawił głowę. Gdy zobaczył, kto przyszedł, otworzył drzwi
na oścież i uśmiechnął się.

- Pani Ringstad? Co za niespodzianka!

background image

- Chciałabym zamienić z panem parę słów. To dotyczy mojego męża.
Zauważyła, że zmarszczył brwi.
- Chyba nic złego się nie stało?
- Mam nadzieję, że nie.
Zaprosił ją do salonu. Na samym środku stało mnóstwo skrzynek, a na

stole - wiele przedmiotów z kryształu, srebra i porcelany.

- Przepraszam za ten nieład, ale pakuję właśnie towary, które sprzedaję

w swoim sklepiku. - Roześmiał się. - Ludzie ciągle kupują ozdoby i
bibeloty, myślę, że byłbym w stanie sprzedać dwa razy tyle, ile sprzedaję.

- Mój mąż pana bardzo podziwia, panie Schwencke. Źle się czuje w

kantorze i też chciałby się zająć handlem.

- Wystarczy zacząć. Proponowałem mu, że na początku może pracować

ze mną, a kiedy odłoży trochę grosza, usamodzielni się.

- Chyba nie wszyscy mają smykałkę do handlu - uśmiechnęła się Elise.
- Poradzi sobie na pewno. Zechce pani usiąść, pani Ringstad? Mogę

zaproponować pani kieliszek wina z białych porzeczek?

- To brzmi bardzo zachęcająco, ale mój mąż nie wie, że tu przyszłam.

Powiedziałam, że idę oddać te gazety, które pożyczyłam od pastorowej za
pośrednictwem mojej przyjaciółki, Anny Abrahamsen.

- W takim razie nie powinna pani wrócić z nimi do domu.
- Miałam zamiar powiedzieć, że nikogo nie zastałam.
- Mogę je oddać pastorowej, jeśli pani chce. Wybieram się tam jutro z

towarem.

Uśmiechnęła się zaskoczona.
- Co za dziwny zbieg okoliczności. Naprawdę zechciałby pan? To

bardzo miło z pana strony.

- Ale co to ma wspólnego z winem? Zaśmiała się trochę zażenowana.
- Obawiam się, że Emanuel zauważy, że coś wypiłam.
- Nic pani chyba nie będzie od małego kieliszka domowego wina

porzeczkowego.

- Mam nadzieję, że nie.
Podszedł do kredensu i wyjął dwa kieliszki, a potem przyniósł butelkę z

kuchni.

- Nie jest mocne, choć takie się wydaje. To rezultat tego, że zostało

zrobione z białych porzeczek, które mają intensywniejszy smak niż
czerwone.

Elise też uważała, że wino wydaje się bardzo mocne, bo paliło ją w

gardle. Delektowała się tym ciepłem. Na dworze było zimno, stopy jej
zlodowaciały, gdy tylko wyszła z kantoru. Nie zdążyła jeszcze podzelować

background image

swoich trzewików, a rano było tak zimno, że na kałużach utworzyła się
cienka warstewka lodu.

- Czyż nie jest wyśmienite? - uśmiechnął się, wychylając kieliszek. -

Następnym razem dostanie pani butelkę do domu.

Chciała zaprotestować, powiedzieć, że nie ma na to pieniędzy, ale on

znacząco uniósł ramię.

- Grosza za to nie wezmę. Mam aż nadto wina porzeczkowego i

agrestowego. Ludzie w tej okolicy nie są przyzwyczajeni do tak
szlachetnych trunków, wolą piwo albo zwyczajne, sztucznie barwione
wino. Takie wino jest tanie i mocne, ale niebezpieczne. Gdyby nie
sprzedawano takiego taniego alkoholu tu nad rzeką Aker, nie byłoby tylu
pijaków.

Zawahał się chwilę i rzucił jej ciepłe spojrzenie.
- Mam nadzieję, że nie ma mi pani za złe, że. o tym wspominam, ale

Emanuel mówił mi, że pani ojciec był jedną z ofiar. To musiało być bardzo
bolesne.

Elise poczuła, że się oblewa rumieńcem. Spuściła wzrok, nie była

przyzwyczajona mówić o tym w tak bezpośredni sposób.

- To był wielki cios dla matki. Zapadła na suchoty.
- O tym też mi mówił. Musiała pani utrzymywać całą rodzinę, podczas

gdy matka leżała chora w sypialni, a ojciec włóczył się po Lakkegata. To
musiały być trudne czasy.

- Wiele rodzin się z tym boryka, niektóre mają jeszcze gorszą sytuację.

My obie, ja i moja młodsza siostra, Hilda, miałyśmy pracę.

Zapadła cisza. Schwencke dolał wina.
- Kieliszki są niewielkie. Może pani śmiało wypić. Chciała mnie pani o

coś zapytać? Chciałaby pani, żebym pomógł Emanuelowi zacząć karierę w
handlu?

Pokręciła głową.
- Nie, chodzi o coś zupełnie innego. Martwię się o niego. Tak często robi

mu się słabo i cierpi na migreny. Czasami nogi odmawiają mu
posłuszeństwa, czasami nagle widzi gorzej na jedno oko. Próbowałam go
przekonać, żeby poszedł do doktora, ale on twierdzi, że nic mu nie dolega.
Pewnego dnia sama się wybrałam do lekarza po poradę. - I opowiedziała
szybko, czego się dowiedziała.

Schwencke długo na nią patrzył. Poczuła się nieswojo.
- Wie pani, co ja myślę, pani Ringstad? Myślę, że Emanuel nie jest

szczęśliwy. Nie jest chory w takim sensie, w jakim się pani tego obawia,
ale dźwiga ciężar, który go przytłacza. Jestem teraz brutalnie szczery

background image

wobec pani, ale czuję, że powinienem, jeśli mam pomóc wam obojgu.

Zamilkł, podczas gdy Elise wiła się z zażenowania. Co mu powiedział

Emanuel, skoro ten człowiek odniósł takie wrażenie?

Schwencke chrząknął i kontynuował.
- Była pani w domu jego ojca i wie pani, do jakich warunków przywykł.

Dobrze go rozumiem, bo sam pochodzę z zamożnego domu. Niewielu jest
takich, którzy byliby w stanie przeprowadzić się z wielkiego dworu do
okropnego robotniczego mieszkania, w którym, na domiar złego, roi się od
dzieciaków. Ja bym raczej nie potrafił. Być jedynym synem bogatego
właściciela dworu, mieć do dyspozycji służbę, siadać zawsze do suto
zastawionego stołu, a potem żyć w takich warunkach, w jakich żyje teraz
Emanuel, to wielka odmiana, której pani nie może zrozumieć. Pani jest
przecież przyzwyczajona do takiego życia.

Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale powstrzymał ją ruchem ręki.
- Proszę mnie źle nie zrozumieć, niczego pani nie zarzucam. Emanuel

wiedział, co robi, żeniąc się z panią, nie mógł jednak przewidzieć, jaka
przyszłość czeka waszą rodzinę. Może był zbyt zakochany - uśmiechnął
się Schwencke. - Może naiwny. Myślę, że teraz to zrozumiał, ale jest już
za późno. Wiem, że robi wszystko, żeby jakoś się udało, i podziwiam go
za jego dobrą wolę i odwagę, ale między wami jest zbyt wielka przepaść.
Proszę dać mu trochę więcej swobody! Proszę pozwolić mu czasem
wyrwać się z domu, żeby mógł odetchnąć pełną piersią. Niech mu pani nie
każe pilnować dzieci, to naprawdę nie wypada człowiekowi o takiej
pozycji. A przede wszystkim niech go pani nie zmusza do prac domowych,
to jest naprawdę poniżej jego godności. Wiem, że są robotnicy, którzy
zakasują rękawy po powrocie z pracy, bo wiedzą, że ich żony równie
długo stały przy swoim stanowisku w fabryce i mają tyle roboty z dziećmi,
że ledwo się trzymają na nogach. Ale przecież pani pracuje w kantorze, ma
pani sąsiadkę, która zajmuje się najmłodszym dzieckiem, i trzech prawie
dorosłych chłopców do pomocy. Nie wolno pani odbierać Emanuelowi
szacunku do samego siebie! Wtedy naprawdę zachoruje.

Rozgrzała go ta przemowa, wychylił jeszcze jeden kieliszek i wyglądał,

jakby był zadowolony z siebie.

Elise zaś mina całkiem zrzedła. Schwencke był kawalerem i nie miał

pojęcia, co to znaczy pracować od ósmej do szóstej, odbierać potem małe
dzieci, pchać wózek pod te wszystkie górki i wracać do domu, w którym
czeka dziewięciomiesięczne maleństwo i trzej wygłodniali chłopcy.
Chłopcy wcale nie mają czasu, żeby pomagać w domu, bo po lekcjach
muszą pracować, żeby dorzucić parę koron do rodzinnego budżetu.

background image

Schwencke nie wiedział, co znaczy padać ze zmęczenia na najbliższe
krzesło, gdy wszystkie dzieci są już w łóżkach, i zabierać się do cerowania
i łatania całego koszyka skarpet i spodni, a potem do prania pieluch i ubrań
oraz do sprzątania. I na pewno nie miał pojęcia, co czuje ktoś, kto właśnie
się dowiedział, że ukaże się jego pierwsza książka, i pomimo gorących
zachęt, by pisać dalej, nie miał na to czasu. Tacy mężczyźni jak
Schwencke uważają zapewne, że do tego wszystkiego Elise powinna
czyścić Emanuelowi buty, usługiwać mu, uśmiechać się i zabawiać,
podawać pantofle i gazetę oraz całować w policzek. A także rodzić dziecko
co roku.

W jednym z numerów „Husmoderen" przeczytała o spotkaniu w

stowarzyszeniu „Ognisko Domowe". Temat „Najlepsza żona i matka"
przyciągnął tylu słuchaczy, że zabrakło dla nich miejsca. Wykładowczyni,
pani Olaug Loken, mówiła o nowym typie pani domu. O kobiecie, która
nie służy mężowi jak niewolnica, ale jest jego „przyjaciółką, uczciwą
doradczynią, zaufanym kompanem i ukochaną pomocnicą". Dobra żona
dba o porządek w domu i świetnie wszystkim zarządza. Roztacza wokół
siebie ;,moc i poczucie godności", przypomniała sobie Elise.

Ani Olaug Loken, ani Schwencke nie mieli pojęcia, co znaczy być

pracującą żoną i matką, która nie ma żadnej pomocy w domu. Żadne z
nich nie postawiło zapewne nogi w jednoczy dwupokojowym mieszkaniu
robotniczym nad rzeką Aker, w którym roi się od dzieci, a śmiertelnie
zmęczona matka wraca z fabryki o szóstej po dwunastu albo czternastu
godzinach przy maszynie. Skąd ma czerpać siły, by być „przyjaciółką,
doradczynią i ukochaną pomocnicą swego męża"?

- Nic pani nie mówi, czyżbym panią uraził? - rzucił jej figlarne

spojrzenie, jakby nie zdawał sobie sprawy z powagi wszystkiego, o czym
mówił.

Pokręciła głową.
- Rozumiem to, co pan mówi na temat sytuacji Emanuela, ale nie sądzę,

by próbował pan spojrzeć na to z mojego punktu widzenia. Wracam do
domu równie późno jak robotnice z fabryki, panie Schwencke. Po pracy
odbieram dwa maluchy, więc w domu jestem nie wcześniej niż o siódmej.
Wszystkim obowiązkom, które służącej zajmują cały dzień, muszę
podołać po tym, jak położę dzieci spać. Uważa pan, że mam zajmować się
wszystkim sama, podczas gdy mój mąż będzie sobie spacerował,
odwiedzał przyjaciół albo siedział w bujanym fotelu z gazetą?

Zauważyła, że się trochę zmieszał, chyba o tym nie pomyślał.
- Powinna pani przyjąć służącą, pani Ringstad. To nie musi dużo

background image

kosztować, potrzebny jest tylko jakiś kąt do spania i wyżywienie.

- Służąca musi mieć własny pokój. Jest nas w domu ośmioro i ledwo

starcza łóżek dla domowników. Poza tym nie stać nas, by wyżywić jeszcze
jedną dorosłą osobę.

- Myślę, że teraz odmalowuje pani sytuację w zbyt czarnych barwach,

pani Ringstad. - W jego głosie zabrzmiała nuta oskarżenia. - Czy nie
dostała pani właśnie zaliczki za książkę i czy niedługo nie nadejdzie pani
honorarium z Danii? Jako pisarka powinna pani zwolnić się z kantoru i
poświęcić się dla męża i dzieci. Zgadzam się, że Emanuel kiepsko zarabia,
dlatego uważam, że powinien przymierzyć się do działalności handlowej.
Coś musicie przedsięwziąć, jeśli chcecie uratować małżeństwo. Takie
życie, jakie dziś prowadzicie, jest dla niego udręką i w końcu pani obawy
mogą się ziścić.

Elise wstała, nie mogła go już dłużej słuchać.
- Bardzo dziękuję za wino, panie Schwencke. Miałam nadzieję, że pan

przekona mego męża, by poszedł do lekarza, ale rozumiem, że pan
całkiem inaczej ocenia sytuację.

On także się podniósł.
- Tak, moim zdaniem potrzeba tu całkiem innego lekarstwa. Rozumiem,

że ma pani wiele obowiązków, ale przecież zdrowie i dobre samopoczucie
męża powinno najbardziej leżeć żonie na sercu.

Elise poczuła, że wszystko się w niej gotuje. Jednocześnie zrodziła się w

jej głowie jeszcze jedna myśl. A może Emanuel opowiedział temu
człowiekowi także o Johanie. I dlatego Schwencke jest taki krytyczny?

- Na pewno zaniosę gazety pastorowej - dodał, odprowadzając ją do

drzwi. - I proszę przemyśleć to, co powiedziałem, Emanuel może zacząć u
mnie choćby jutro.

Podziękowała i wyszła czym prędzej.
Za płotem wpadła na młodego człowieka w meloniku i eleganckim

ubraniu. Wyglądał, jakby czegoś szukał. W smudze światła gazowej latarni
spostrzegła konia i powóz, czekający nieopodal.

- Przepraszam, czy zna pani tę okolicę? - zapytał przyjemnym głosem.
- Nie za bardzo. Kogo pan szuka?
- Szukam handlarza, który się nazywa Orvar Olstad. Wedle informacji,

jakie otrzymałem, powinien mieszkać tutaj, ale na drzwiach jest inne
nazwisko. Pomyślałem, że może to nazwisko poprzedniego właściciela.

- Człowiek, który tu mieszka, jest rzeczywiście handlarzem, ale nazywa

się Paul Georg Schwencke.

Mężczyzna był cokolwiek skonfundowany. W tej samej chwili

background image

otworzyły się drzwi i Schwencke znów wystawił głowę.

- Pan Ole Westerlund?
Twarz nieznajomego się rozjaśniła.
- Tak, to ja.
- Proszę wejść. Czekałem na pana.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

Elise nie mogła wyjść ze zdumienia przez całą drogę do domu. Jak to się

background image

stało, że ten człowiek podał niewłaściwe nazwisko? Przecież Schwencke
na niego czekał.

Starała się o tym zapomnieć, ale jakoś się jej to nie udawało. Nawet

Emanuel dziwił się, w jaki sposób Schwencke zarabia tyle pieniędzy.
Sklep miał niewielki, klienci rzadko tam zaglądali z tego, co mówił
Emanuel. Czyżby Schwencke zajmował się czymś nielegalnym?

Odsunęła od siebie tę myśl od razu. Kulturalny człowiek z zamożnej

rodziny nigdy nie zająłby się jakąś pokątną działalnością.
Najprawdopodobniej zdobywał klientów w jakiś inny sposób. Nie
sprzedawał swoich towarów w sklepie, ale w domu. Może wszystkie te
skrzynki i przedmioty, które stały na stole, przygotował właśnie dla tego
nieznajomego?

Jaka szkoda, że nie będzie mogła przedyskutować tego z Emanuelem,

ale nie mogła mu przecież powiedzieć, gdzie była.

Słowa Schwenckego ciągle dźwięczały jej w uszach. „Myślę, że

Emanuel nie jest szczęśliwy. Nie jest chory, ale cierpi, dźwigając ciężar,
który go przytłacza". A potem: „Myślę, że teraz to rozumie, ale jest już za
późno. Przepaść, jaka was dzieli, jest za wielka".

Po chwili przypomniała sobie to, co napisał Johan: „To, co robisz dla

niego, i to, co robisz sobie samej, to źle pojmowana dobroć. To nie służy
nawet twoim dzieciom".

I Hilda, która ją zaatakowała: „Jeśli przepuścisz tę szansę, będziesz

żałowała do końca życia".

Johan zaczął tracić cierpliwość, oczekiwał odpowiedzi. Nie za rok czy

dwa, ale teraz. Nie zaakceptował jej decyzji, uważał, że źle postąpiła.

Jeśli prawdą jest to, co mówił Schwencke, że Emanuelowi szkodzi życie

z ńią i z dziećmi, to nie sposób się nie zgodzić, że okazała źle pojmowaną
dobroć, zostając z nim. Wszystkim będzie lepiej, jeśli ona i Emanuel się
rozstaną. Sebastian będzie musiał pójść do sierocińca, nie ma innego
wyjścia. Peder, Evert i Kristian zamieszkają z Hildą, póki nie będą w
stanie sobie poradzić, a ona zabierze Hugo i Jensine i pojedzie do Johana.

Poczuła, że serce jej mocniej zabiło. Pojedzie do Johana... Ogarnęła ją

fala gorąca.

Może powinna podjąć ten temat już dziś wieczorem? Może przez cały

czas się myliła, może Emanuel wcale się nie zmartwi, ale odetchnie z
ulgą? Byłby wtedy wolny od wszelkich zobowiązań, jak Schwencke,
mógłby zająć się handlem i zarabiać mnóstwo pieniędzy. Może będzie mu
przykro rozstawać się z Jensine, ale to nie musi trwać długo, a poza tym
często powtarzał, że lubi dzieci dopiero, gdy są dość duże, by można było

background image

z nimi porozmawiać. Gdy oboje z Johanem wrócą z Paryża, Elise zadba o
to, by Emanuel widywał córkę, gdy tylko zechce. Nie należy jednak
zapominać, że Emanuel nie okazywał szczególnego zainteresowania
Sebastianowi, choć to przecież był jego własny syn. Gdyby nie ona,
Sebastian nie mieszkałby na Hammergaten, ale trafiłby gdzie indziej, może
do rodziców Signe do Kongsvinger, a może do jakiegoś sierocińca.

Ogarniał ją coraz większy zapał, w miarę jak o tym myślała. Skoro

oboje z Emanuelem będą się czuć lepiej, wiodąc całkiem inne życie, to nie
powinni przecież mieszkać razem. Nawet jeśli Kościół potępia rozwody, to
przecież można rozwód dostać.

Słyszała o pisarce, której się to udało, i o aktorce. Jej małżeństwo z

Emanuelem było pomyłką od samego początku, nigdy nie powinni się
pobierać. On zrobił to, by ją uratować przed hańbą i dlatego że ją kochał,
ona powiedziała „tak", by wydostać się z beznadziejnej sytuacji.

Teraz on już jej nie kocha, a nawet przeciwnie, jest chory, bo musi z nią

żyć, a ona ma innego ojca dla Hugo. Poza tym zarobiła na książce i nie jest
już taka bezradna jak dwa i pół roku temu.

Najtrudniej będzie powiedzieć prawdę chłopcom. Peder się załamie,

choć ubóstwia Johana. Trzeba będzie go pocieszyć, mówiąc, że gdy oboje
wrócą już z Paryża, zamieszkają wszyscy razem i Johan zostanie jego
ojcem, ojcem, o którym zawsze marzył.

Nie można mieć pewności, że Johan będzie mógł już ich przyjąć. Może

nie to miał na myśli, nie wspomniał przecież ani słowem, że miałaby do
niego przyjechać. Chciał tylko, żeby podjęła decyzję, zerwała z
Emanuelem i przygotowała się na wspólne z nim życie. Całkiem możliwe,
że miało to nastąpić po jego powrocie do domu, a to może się zdarzyć za
rok albo dwa.

Może Hilda pozwoli jej zamieszkać w domku nad rzeką, dopóki sprawy

się nie wyjaśnią? Niewykluczone przecież, że mogłaby razem z Isakiem
przenieść się do majstra Paulsena, gdyby uznała, że zrobiło się za ciasno.
Czynsz za domek nad rzeką był niższy niż na Hammergaten, a poza tym
Olaf płacił przecież za wynajem poddasza.

Im więcej o tym myślała, tym bardziej podnosiło ją to na duchu. Palec

Boży był chyba w tym, że Schwencke opowiedział jej o zwierzeniach
Emanuela tego samego dnia, w którym dostała list od Johana. Jaka głupia
była do tej pory!

Jacy niemądrzy byli oboje. Zamiast porozmawiać o tym, co im

doskwierało, cierpieli w milczeniu. Emanuel nie odważył się powiedzieć
jej, że nie jest szczęśliwy i że to życie wpędza go w chorobę, ona nie miała

background image

odwagi, by powiedzieć mu o swej miłości do Johana.

Biegła ostatni kawałek, choć było bardzo ślisko. Na ziemi leżała gruba

warstwa liści klonu, a gdzieniegdzie także warstewka lodu, która powstała
poprzedniej nocy. Elise poślizgnęła się kilkakrotnie, tracąc równowagę, ale
na szczęście udało jej się utrzymać na nogach.

Gdy zbliżała się do Hammergaten, czuła mrowienie w okolicy żołądka,

nie miała ochoty na tę rozmowę, ale zarazem pragnęła mieć ją jak
najszybciej za sobą. Gdy już wiedziała, co naprawdę dolega Emanuelowi,
poczuła ulgę. Nawiedzające go zawroty głowy i migreny nie zmniejszyły
się przez to, ale byłoby znacznie gorzej, gdyby były to objawy poważnej
choroby.

Postanowiła powiedzieć mu o wizycie u Schwenckego. Może rozgniewa

się na nią za kłamstwo, ale gdy zrozumie, że zrobiła to dla niego, wybaczy
jej. Potem opowie, co usłyszała od Schwenckego, i wytłumaczy, że
doskonale zdaje sobie sprawę, jak trudno mu tu wytrzymać. Na koniec
doda, że Emanuel nie musi się o nią martwić, bo nie jest wcale
wykluczone, że ona zwiąże się na nowo z Johanem.

Wmówiła sobie, że Emanuel jest zazdrosny o Johana. Tak właśnie snuje

się fantazje, gdy człowiek wbije sobie coś do głowy. Elise wierzyła jednak,
że Emanuel ją kochał i że jego żal był szczery, gdy leżała całkiem
bezradna w szpitalu. Emanuel sam określił swój dylemat; pragnął jej, ale
nie dzieci. Gdyby pochodziła z innej sfery, gdyby na przykład była córką
tak zamożnego ojca jak choćby pan Carlsen, byłby zapewne szczęśliwszy i
nie pragnął stąd uciekać. Elise westchnęła głęboko, otworzyła furtkę i
weszła do środka.

Chłopcy wciąż siedzieli nad lekcjami.
- Jeszcze się nie położyliście? - zapytała ostrym tonem. Kristian

podniósł wzrok.

- A już jest tak późno?
- Przecież widzisz! Jak zamierzacie rano wstać, skoro kładziecie się tak

późno? I nie posprzątaliście po maluchach.

Wiedziała, że jest niesprawiedliwa, nie miała pojęcia, co w nią wstąpiło.
- Emanuel nie kazał wam się kłaść?
- Nie ma go w domu - powiedział nadąsany Peder, nie patrząc na siostrę.
Wszyscy trzej zabrali się do składania książek i przyborów szkolnych.
- Nie ma go w domu? To gdzie jest? Kristian wzruszył ramionami.
- Powiedział, że boli go głowa i że musi zaczerpnąć świeżego powietrza.
- Denerwował się nawet, gdy zwyczajnie rozmawialiśmy, i był wściekły

jak... - Evert urwał i spojrzał na nią zawstydzony.

background image

- To nie nasza wina, że go boli głowa - dodał Kristian z urazą w głosie.
Peder spojrzał na Elise.
- Pani Jonsen mówi, że on jest za wytworny, żeby z nami mieszkać.
Elise nie odpowiedziała. Gniew ją opuścił. Chłopcy utwierdzili ją w

podjętej decyzji, nawet o tym nie wiedząc.

- Sama posprzątam w kuchni. Jedliście coś? Evert pokiwał głową,
- Kristian zagrzał kaszę. Zostawiliśmy ci trochę.
- Dziękuję - uśmiechnęła się. - Pędźcie na górę, zaraz przyjdę

powiedzieć wam dobranoc.

Gdy chłopcy byli już w łóżkach, a Elise usiadła w salonie z koszykiem

pełnym rzeczy do cerowania, Emanuela nadal nie było w domu. Może
powinna zacząć pisać list do Johana? Gdy usłyszy, że Emanuel wchodzi,
zdąży przecież przykryć czymś kartkę.

Wyjęła papier listowy. Nie taki piękny jak papeteria Hildy, ale tym

razem wystarczy. Słowa przyszły same.

Drogi Johanie!
(Nie napisała „ukochany", tak jak Johan, czuła, że to byłoby

niewłaściwe).

Bardzo Ci dziękuję za list. Płakałam, gdy go czytałam, bo wydawało mi

się, że nie zdołam podjąć innej decyzji niż ta, którą już przedtem
podjęłam. Ale zdarzyło się coś, co można uznać za znak Boży. Emanuel
wydawał mi się niezdrów ostatnimi czasy i bałam się, że to coś
poważnego. Dziś wieczorem zwierzyłam się ze swoich obaw jego
dobremu przyjacielowi. I dowiedziałam się od niego, że mojemu mężowi
nie dolega nic poza tym, że nie jest szczęśliwy. Najprawdopodobniej sam
Emanuel mu to wyznał. Z tego, co zrozumiałam, Emanuel żałuje, że do
mnie wrócił. To zmienia moją sytuację, postanowiłam więc, że z nim
porozmawiam. Może dojdziemy do porozumienia, unikając gniewu, bólu i
goryczy.

Wiesz, czego pragnę, Johanie. Nigdy nie miałam najmniejszych

wątpliwości, czego pragnę najbardziej na świecie, nie miałam tylko
sumienia, by to zrobić. Jeśli Emanuel pragnie tego samego co ja, wszystko
będzie znacznie prostsze. Teraz mieszka u nas także syn Signe i Emanuela,
ale to tylko tymczasowe rozwiązanie. Hilda zaproponowała, że zajmie się
naszymi braćmi i Evertem, ale Hugo i Jensine muszę oczywiście zabrać ze
sobą. Nie wiem także, co miałeś na myśli, zadając mi pytanie; czy chcesz,
żebym przyjechała do Ciebie, czy wolisz, żebym tu czekała, aż wrócisz do
domu? Nic nie szkodzi, że będziemy musieli jeszcze czekać,
najważniejsze, że mamy siebie nawzajem i przyszłość przed soba.

background image

Nareszcie mam poczucie, że moje życie zmierza we właściwym

kierunku. Od dnia, w którym zerwałeś zaręczyny, czułam, że wszystko jest
nie tak, jak trzeba. Nie powinnam była Cię słuchać, wiedziałam przecież,
że i tak mnie kochasz.

Ludzie mówią, że nie należy płakać nad rozlanym mlekiem, nie

zmienimy tego, co się stało, ale możemy wpłynąć na naszą przyszłość. Nie
mam odwagi nawet pomyśleć, że może jednak będę dzielić z Tobą życie,
czuję się tak, jakby serce miało mi pęknąć z radości.

Odpisz mi prędko!
Twoja Elise
Włożyła list do koperty, napisała na niej nazwisko i adres Johana i

wsunęła między świeżo zapisane kartki nowej książki.

Emanuel nie zwykł grzebać w jej papierach. Jutro Elise weźmie list ze

sobą do kantoru i pobiegnie na pocztę w czasie przerwy obiadowej.

Wyjęła znów rzeczy do cerowania i zabrała się do jednej ze skarpet

Everta. Dziura była jednak zbyt duża. Westchnęła z rezygnacją. Nie warto
już cerować tej przetartej skarpety, w której jest dziura na dziurze. Jutro
trzeba kupić skarpety Evertowi i pozostałym chłopcom. Sweter Everta też
już jest przetarty, naszyła mu już łaty na rękawach i zacerowała wielkie
pęknięcie na plecach. Co oni, u licha, robią, że codziennie mają nowe
dziury w ubraniach?

Za pięćdziesiąt koron będzie mogła kupić wiele swetrów i skarpet.

Emanuel może jeszcze poczekać na swój stolik na fajki, a ona na nowy
gorset. Niedługo przyjdzie pewnie honorarium z Danii, ciekawe, ile tego
będzie.

Roześmiała się cicho sama z siebie. Emanuel musi sobie sam kupić

stolik na fajki, skoro mają się rozstać, nie powinna przecież na to wydawać
swoich pieniędzy.

Czy nie zaskrzypiały drzwi wejściowe? Uniosła głowę i nasłuchiwała.

Nie, było cicho, musiała się przesłyszeć.

Dziwne, że tak długo go nie ma. Ona już dość dawno wróciła do domu,

a wydawało jej się, że Emanuel wyszedł zaraz po niej.

Czyżby ją śledził? Domyślił się, że skłamała i wcale nie wybierała się

do Anrty i Torkilda?

Co by sobie pomyślał, gdyby zobaczył, że Elise wchodzi do

Schwenckego i spędza tam tyle czasu? Zorientowałby się na pewno, że
chodzi o niego. Nie mógł pomyśleć nic innego.

Zmarszczyła czoło, mocno zaniepokojona. Zazwyczaj nie wraca tak

późno. W każdym razie wtedy, gdy nie wybiera się nigdzie z wizytą.

background image

A może poszedł do Anny i Torkilda, żeby jej towarzyszyć w drodze do

domu? Co sobie pomyślał, gdy się dowiedział, że jej tam wcale nie było?
Może przestraszył się, że coś się jej zdarzyło po drodze?

Odłożyła przybory krawieckie i podeszła do okna. Prawie nic nie było

widać, mgły schodziły coraz niżej, rozścieliły się dywanem wokół
samotnej latarni. Panowała cisza, nie słychać było żadnych głosów, żaden
wóz nie turkotał w oddali po Maridalsveien, nie słychać było żadnych
kroków na Hammergaten.

Wróciła do swojej pracy. Starała się myśleć o liście od Johana i cieszyć

się decyzją, którą podjęła, ale jej się to nie udawało. Ciągle nawiedzały ją
niepokojące myśli. Coś się musiało wydarzyć.

Nagle z poddasza dobiegł ją rozpaczliwy krzyk. To Jensine, coś się jej

pewnie przyśniło i się przestraszyła. Elise pobiegła po schodach na górę.

Jensine odwróciła się główką w drugą stronę, rozkopała kocyk i była

bardzo zmarznięta. Elise podniosła ją i przytuliła.

- No już, już, malutka - szepnęła jej do uszka, masując plecki. Owinęła

ją starannie wełnianym kocykiem i położyła do łóżka, ale Jensine znów
zaczęła płakać. Elise westchnęła i postanowiła zabrać ją na dół i rozgrzać
w salonie.

Paliła się tylko jedna lampa, ta wisząca nad stołem. Elise zmniejszyła

knot, żeby było jeszcze mniej światła, i zaczęła krążyć po salonie w
nadziei, że mała znów zaśnie.

Wreszcie Jensine się uspokoiła, a jej główka opadła ciężko na ramię

matki. Elise wniosła ją ostrożnie po schodach i położyła w łóżeczku. Na
szczęście tym razem mała się nie obudziła.

Przy okazji Elise przykryła staranniej Hugo i Sebastiana, żeby i oni się

nie obudzili z zimna, a potem zeszła do ciepłego salonu.

Gdzie się podział Emanuel?
Pełna niepokoju znów podeszła do okna. Ale Emanuela nie było nigdzie

widać. Przypomniała sobie, że nie posprzątała zabawek Hugo i Sebastiana,
ruszyła więc do kuchni, zostawiając uchylone drzwi do salonu, żeby trochę
światła wpadało do kuchni. Obiecała chłopcom, że nie będą dziś musieli
sprzątać, skoro mieli tyle lekcji, a sama była tak przejęta tym, co się stało,
że całkiem o tym zapomniała. Zabawki wciąż leżały porozrzucane na
podłodze, Emanuel by się zdenerwował, gdyby to zobaczył.

Zaczęła je czym prędzej zbierać. Przyjrzała się małemu konikowi z

urwanym ogonem, którym bawił się Emanuel w dzieciństwie, całej starcie
klocków i szmacianej lalce o rysach chłopca, wypchanej czymś twardym.
Chłopiec miał niebieską czapkę, skórzane buciki i fartuch z wielką

background image

kieszenią. Nigdy nie miała czasu, by obejrzeć tę zabawkę uważniej. Teraz
zapaliła świecę, żeby lepiej widzieć, zajrzała do kieszonki i znalazła
maleńką chusteczkę z mereżką i inicjałami. E.R. Emanuel Ringstad.
Zastanawiała się, kto zrobił tę lalkę i czy Emanuel ją lubił. Dziwne, że
dostał lalkę, choć miała chłopięce rysy.

Elise stanęła z lalką w ręku i zamyśliła się. Jak się zachowa Emanuel,

gdy dowie się, jaką decyzję podjęła Elise? Poczuje ulgę i radość? Wciąż
dziwiła ją ta myśl, tak długo była przekonana, że Emanuel jest od niej
uzależniony.

Najprawdopodobniej zwolni się z kantoru i przyłączy do Schwenckego.

Elise miała zamiar mu powtórzyć to, co usłyszała od Schwenckego, że
Emanuel może zacząć pracę u niego choćby od jutra. Skoro Schwenckemu
tak dobrze się powodzi, to gdy Emanuel będzie dla niego pracować, też
zacznie mu się dobrze wieść. Ta myśl przynosiła jej ulgę.

W tej samej chwili przypomniała sobie nieznajomego mężczyznę, który

stał przed furtką i szukał tabliczki z nazwiskiem Orvar Olstad. Elise
postanowiła, że zapamięta to nazwisko. Zwłaszcza że drzwi otworzył mu
Schwencke i przyjął nader serdecznie. Dziwne!

Wrzuciła zabawki do pudła po margarynie i wróciła do salonu. Emanuel

poszedł pewnie do kogoś z wizytą. Jeśli wybrał się do Anny i Torkilda,
wróci zapewne zły.

Wówczas Elise usłyszała ciężkie kroki za oknem. Pobiegła do kuchni,

by wyjść mu na spotkanie i wszystko wyjaśnić.

Drzwi otworzyły się z hukiem i stanął w nich zdyszany mężczyzna w

średnim wieku. W pierwszej chwili nie wiedziała, kto to taki, ale zaraz go
rozpoznała. To był sąsiad, który mieszkał po drugiej stronie ulicy i który
pomagał jej w domu.

- Musi pani wyjść, pani Ringstad! - Z trudem łapał oddech. - Pani mąż

leży na ulicy!


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 17 Podrzutek
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei 17 Podrzutek
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 12 Bliźni
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 32 Jesień
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei& Zemsta
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei1 Grzesznicy w letnią noc
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 19 U Twego Boku
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 18 Kupiec
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 05 Zazdrość
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 06 Straż Graniczna
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 10 Dziewczyna Na Moście
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 33 Cienie Z Przeszlości
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 16 Zakazane Spotkania
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 01 Złota Broszka
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 34 Chmury Na Horyzoncie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 21 Pisarka
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 03 Ludzkie Gadanie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 14 Zjednoczenie

więcej podobnych podstron