Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 35 Ciężkie Czasy

background image

Ingulstad Frid

Ciężkie Czasy

background image

1

Kristiania, sierpień 1914 roku

Elise zostawiła wózek i podbiegła do Johana. Uklękła obok niego, ledwo zauważając, że

Lort-Anders zniknął w deszczu niczym mroczny cień.

- Johan! Kochanie, co się stało?

Johan jęknął i chwycił się za pierś, próbując wstać.

- Dźgnął mnie nożem, cholerny drań!

Elise zauważyła, że jego dłoń robi się czerwona od krwi.

- Nie wolno ci się ruszać! Pobiegnę poszukać pomocy.

- Rana nie jest głęboka, to nic takiego. - Udało mu się wstać, ale chwiał się na nogach.

Elise pospieszyła, żeby go podtrzymać. Jego prawe ramię założyła sobie na szyję.

- Dasz radę dojść do Hildy? - zapytała.

- A co z dzieckiem?

- Pociągnę wózek drugą ręką.

Szli powoli, Johan musiał odczuwać silny ból, bo pojękiwał przy każdym kroku. Elise

obawiała się, że może zemdleć albo, co gorsza, wykrwawi się, zanim dojdą do mieszkania Hildy.

Na ulicy nie było żywej duszy, w tym miejscu stało tylko kilka domów. Rozważała, czy nie

powinna do któregoś z nich zapukać, ale w oknach było ciemno, z pewnością nikogo tam nie było.

- Jesteś pewien, że nie zranił cię głęboko?

- Gdyby tak było, nie byłbym w stanie iść, a on nie dałby rady wyjąć noża.

- Mocno krwawisz?

- Nie myśl o tym. Chodźmy do Hildy.

Słyszała w jego głosie ból i zmęczenie, ale może było mu słabo z powodu utraty krwi. Elise

coraz silniej przepełniał niepokój.

W końcu dotarli na miejsce. Elise zostawiła wózek na zewnątrz, na szczęście, pomimo

deszczu, Sigurd spał. Johanowi udało się z pomocą Elise wejść po schodach.

Hilda otworzyła drzwi.

- Chryste Panie, co się stało?

- Lort-Anders dźgnął Johana nożem!

Hilda wydała stłumiony okrzyk przerażenia, chwyciła Johana i pomogła mu wejść do

środka, po czym zaprowadziła go do swojej sypialni.

background image

- Połóż się, a ja pobiegnę do pana Stenersena. Z pewnością wie, kto ma w domu telefon, i

wezwie lekarza.

- Hildo? Co się dzieje? - Z salonu dobiegł ich zniecierpliwiony głos Ole Gabriela.

Elise pospieszyła do drzwi salonu i otworzyła je.

- To ja i Johan. Johan jest ranny i Hilda pobiegła po pomoc.

- Ranny? Czyżby potrącił go powóz?

- Nie, Lort-Anders dźgnął go nożem, ale Johan twierdzi, że rana nie jest zbyt głęboka.

- Dźgnął go nożem? - Ole Gabriel był wstrząśnięty.

Ku swojemu przerażeniu Elise zauważyła, że szwagier próbuje wstać z kanapy.

- Ależ nie, Ole Gabrielu, jesteś chory i nie wolno ci wstawać!

- Phi! - Prychnął rozzłoszczony. - Nie jestem aż tak chory, jakby chciała Hilda.

Wziął laskę, która była zawieszona na krześle obok, i podszedł do Elise niepewnym

krokiem.

- Nie mogę tutaj tak leżeć, kiedy Johan jest poważnie ranny, chyba rozumiesz.

Elise pobiegła z powrotem do Johana.

- Ole Gabriel tu idzie. Johan jęknął.

- Czy mogłabyś poszukać jakiegoś kawałka materiału, który mógłbym przycisnąć do rany?

Ole Gabriel musiał go usłyszeć, bo natychmiast zwrócił się do Elise.

- Tam w środku, w szyfonierze znajdziesz czyste ręczniki. Elise pospiesznie otworzyła szafę

i zobaczyła, że pościel leży zwinięta w kłębek. Czyżby Hilda jej nie prasowała i nie składała?

Wyjęła z szafy kilka pogniecionych, ale czystych poszewek na poduszki i podała je Johanowi.

Wcisnął je pod koszulę, która była przesiąknięta krwią. Elise chciała mu pomóc, ale on pokręcił

głową.

- Nic nie możesz zrobić W tej sytuacji. Po chwili wróciła Hilda. Była zdyszana.

- Pan Stenersen pobiegł do sąsiada, który ma telefon. Ole Gabriel posłał jej zirytowane

spojrzenie.

- Dlaczego sama nie mogłaś iść prosto do tego sąsiada?

- Nie wiedziałam, kto ma telefon.

- Masz w takim razie złą pamięć. Zaledwie kilka dni temu byłaś tam, żeby zatelefonować.

Hilda nie odpowiedziała, zacisnęła tylko usta. Chwilę później rozległo się pukanie do drzwi

i do środka ostrożnie wszedł pan Stenersen.

- Zadzwoniłem do szpitala. Zaraz przyjedzie karetka. Mężczyzna wpatrywał się w Johana,

był wyraźnie poruszony.

- Naprawdę dźgnął pana jakiś przestępca? Tak na ulicy? Johan pokiwał głową.

background image

- To okropne! Myślałem, że mieszkamy w cywilizowanym kraju.

- Zależy, w której części miasta się mieszka - stwierdził oschle Ole Gabriel. W tej samej

chwili chyba pożałował, że to powiedział, i zwrócił się do Elise.

- Nie zrozum mnie źle, Elise. Nie chciałem was urazić.

- Nie czuję się urażona, Ole Gabrielu. Masz rację. Większość bandytów mieszka po

wschodniej stronie rzeki. Podobno nawet policjanci nie mają odwagi poruszać się w okolicach

Lakkegata czy Vaterland po zmierzchu.

Pan Stenersen zwrócił się w jej stronę.

- To wy tam mieszkacie?

- Nie, już nie, ale dorastaliśmy w Andersengården, niedaleko szkoły na Sagene.

- Ale to przecież nie to samo co Lakkegata czy Vaterland?

- Niezupełnie, ale szajki z Vaterland grasują nawet w Maridalen i czasami współpracują z

bandą z Sagene albo z chłopakami z Rodeløkka.

Nie miała ochoty opowiadać mu o Lort-Andersie, bo wtedy zacząłby się z pewnością

zastanawiać, co Johan miał wspólnego z takim bandytą.

Hilda najwyraźniej o tym nie pomyślała.

- Jeden z nich nazywa się Lort-Anders. On już wcześniej gnębił Elise. Kiedyś złapał jej syna

i trzymał go za poręczą na moście, grożąc, że wrzuci go do wody.

Pan Stenersen wyglądał na jeszcze bardziej wstrząśniętego. Spojrzał na Elise.

- Jak wy w ogóle wytrzymujecie, mieszkając w pobliżu takich osób?

Elise chciała powiedzieć, że nie mają innego wyboru, ale ugryzła się w język.

- Mamy dobrych sąsiadów, to pomaga. Lort-Anders chodził przez krótki czas do tej samej

klasy, co Johan, ale nie chciało mu się kontynuować nauki. Myślę, że jest zazdrosny, że Johanowi

tak się powodzi, podczas gdy on nie ma ani pracy, ani wykształcenia. Nie skończył nawet szkoły

ludowej. Pan Stenersen podszedł do łóżka.

- Jeszcze pan krwawi?

Johan pokiwał głową. Elise zauważyła, jak bardzo zbladł. Stenersen pochylił się i spojrzał

na zakrwawione poszewki.

- Myślę, że potrzebujemy więcej czystych kawałków materiału. To ważne, żeby mocno

przyciskać je do rany, żeby przestała krwawić - zwrócił się do Hildy.

Hilda otworzyła szyfonierę, z której wyleciało zwinięte w kłębek prześcieradło. Chwyciła

je, zanim spadło na podłogę, i podała mu.

- Nie znam się na opatrywaniu ran - powiedziała przepraszającym tonem.

background image

Ani na prowadzeniu gospodarstwa, pomyślała Elise, przypominając sobie słowa matki o

tym, jak ważne jest szorowanie podłóg, ścian i sufitu, pranie ubrań i wywieszanie ich na zewnątrz w

słońcu, kiedy tylko nadarza się taka możliwość, a potem składanie i prasowanie. Gdyby matka

zobaczyła szyfonierę Hildy, byłaby przerażona. Zwłaszcza dlatego, że Hilda miała teraz o wiele

lepszą pościel niż wtedy, kiedy mieszkały z matką. Hilda miała nawet porządne kołdry puchowe,

narzutę z szydełkowym obrębieniem i poszewki z haftem na mniejsze poduszki, które układa się na

większych. Na wszystkim wyszyty był monogram.

Elise pomogła Stenersenowi w złożeniu prześcieradła i usunęła zakrwawione poszewki.

Kiedy zobaczyła, jak bardzo są przesiąknięte krwią, poczuła, że na nowo ogarnia ją niepokój.

Znów rozległo się pukanie do drzwi wejściowych. Kiedy Hilda je otworzyła, okazało się, że

to pani Stenersen. Elise nigdy wcześniej jej nie widziała i zaskoczyło ją, że kobieta wygląda na

dużo starszą od swojego męża. Nie była też zbyt piękna, nic dziwnego, że jej mąż był oczarowany

Hildą.

- Przepraszam, ale na zewnątrz w wózku leży małe dziecko i krzyczy.

Elise natychmiast się podniosła. Zapomniała o małym Sigurdzie! Jak mogła! Przerażona

wybiegła na korytarz i zbiegła schodami do drzwi wejściowych.

Kiedy wyjęła Sigurda z wózka, zauważyła, że kocyk był przemoczony od deszczu, a

dziecko było zziębnięte. Jak mogła o nim zapomnieć! Jeśli poważnie się rozchoruje, to będzie jej

wina.

Wniosła chłopczyka do salonu, wzięła pled Ole Gabriela i owinęła nim dziecko, po czym

usiadła w fotelu bujanym i zaczęła je karmić w nadziei, że dziecko się uspokoi. Na szczęście Sigurd

przestał płakać i zaczął łapczywie jeść.

Po chwili podeszła do niej Hilda.

- Zapomniałaś o nim? - W jej głosie dało się słyszeć wzburzenie i wyrzut.

Elise kiwnęła głową, nic nie mówiąc. Przecież Hilda musi zrozumieć, że stało się tak tylko

dlatego, że była przerażona i myślała głównie o Johanie.

- Na Boga, Elise! Zapomnieć o noworodku, który moknie na zewnątrz?

Elise czuła, że do oczu napływają jej łzy. Przełknęła ślinę i powstrzymała chęć

zareagowania ciętą ripostą. Hilda nie ma nic do gadania, po tym jak sama nieraz zaniedbywała

swoich synów. Nawet po utracie Isaka zaniedbywała małego Gabriela.

Hilda westchnęła bezradnie i zostawiła ją samą.

Chwilę później wszedł Ole Gabriel.

- Byłam bezczelna i pożyczyłam twój pled Ole Gabrielu. Sigurd był przemoczony do suchej

nitki i zziębnięty. Jeśli się poważnie rozchoruje, nigdy sobie tego nie wybaczę.

background image

- Nie ma o czym mówić, oczywiście, że możesz pożyczyć pled. Ja go nie potrzebuję.

Słyszała, że ostrożnie usiadł na sofie. Odwróciła fotel bujany plecami do niego, żeby nie

widział jej podczas karmienia.

- To było straszne, Elise! Nie jestem w stanie wyrazić, jak bardzo jestem wstrząśnięty. Coś

takiego, na naszej spokojnej ulicy!

- Lort-Anders i jego kumple pojawili się tutaj, bo pewnie dowiedzieli się, że ja tu jestem. To

ja byłam ich celem. Lort-Anders nadal uważa, że to moja wina, że dziewięć lat temu go złapano, i

przez cały ten czas szukał zemsty.

- A dlaczego Johan przyszedł?

- Stwierdził, że się spóźniam, i wyszedł mi na spotkanie.

- Więc rzucili się na niego?

- Johan pojawił się w momencie, kiedy Lort-Anders zaczął mnie dusić. Johan rzucił się na

niego od tyłu.

- Mówisz, że zaczął cię dusić? Chyba nie chcesz przez to powiedzieć, że zamierzał odebrać

ci życie?

- Ależ tak. Powiedział, że kiedy ze mną skończą, na zawsze przestanę oddychać.

- Ależ to okropne! Musisz iść na policję. To jest poważna sprawa. Co się teraz dzieje w tym

kraju? Zaledwie dwa miesiące temu na środku ulicy Karla Johana zastrzelono adwokata Strøma!

- Ale jego zastrzelił jakiś zwykły człowiek?

- To sprzedawca Wiborg. Uważał, że Strøm jest winny temu, że sklep splajtował.

- Czyli to samo: akt zemsty.

Ole Gabriel nie odpowiedział. Po chwili jednak się odezwał: - Słyszałem, jak kłóciłaś się z

Hildą, zanim od nas wyszłaś.

- Tak. Hilda uważała, że zachowałam się niegrzecznie wobec pana Stenersena, ponieważ

wyszłam. Odpowiedziałam jej, że przyszłam tu zobaczyć się z tobą, a nie z jej nowym sąsiadem.

Zapadła cisza. Elise była zadowolona, że Hilda i pan Stenersen byli teraz u Johana, kiedy

ona musiała nakarmić Sigurda. Jednocześnie niepokoiła się o męża i chciała jak najszybciej

skończyć.

Po chwili usłyszała: - Ale ty też zareagowałaś, jak rozumiem.

- Tak jak ci mówiłam, kiedy zostaliśmy sami. Wstydzę się za nią, ale ty jej broniłeś.

- Próbuję ją zrozumieć. Życie nauczyło mnie, że nie da się zmienić dorosłego człowieka.

Skrzywdziłem szesnastoletnią pracownicę fabryki i muszę ponieść konsekwencje tego zła, które

popełniłem. Nie mogę tak po prostu obwiniać Hildy za to, że nasze małżeństwo nie jest takie, jakie

powinno być. Różnica wieku jest zbyt duża i z czasem jeszcze się powiększyła, jeśli rozumiesz, co

background image

mam na myśli. Hilda wciąż jest młoda, czasami jest prawie jak nastolatka, podczas gdy ja stałem się

starym człowiekiem.

- Nie jesteś stary, Ole Gabrielu. Masz zaledwie pięćdziesiąt kilka lat.

- Ale Hilda ma zaledwie dwadzieścia pięć. Mógłbym być jej ojcem.

- Mówisz, że skrzywdziłeś Hildę, ale ona na to pozwoliła. Doskonale pamiętam, jaka była

szczęśliwa, będąc z tobą, kiedy zasypywałeś ją prezentami.

- Właśnie w ten sposób ją skrzywdziłem. Kupiłem ją, dając jej prezenty. Dobrze

wiedziałem, ile dla niej znaczy odrobina luksusu.

- W takim razie obydwoje zawiniliście, ale Hilda musi się nauczyć ponosić konsekwencje

swoich czynów. Powiedziała ci tak, dopóki śmierć was nie rozłączy, i tej obietnicy musi dotrzymać.

Znów zrobiło się cicho.

Sigurd puścił jej sutek i zasnął. Zapięła bluzkę, podniosła się z krzesła i zaczęła z nim iść w

kierunku drzwi.

- Pójdę zobaczyć, co u Johana. Ole Gabriel westchnął głęboko.

- Wierna, obowiązkowa Elise.

- To nie ma nic wspólnego z obowiązkami. Johan i ja byliśmy razem od małego. Mam

szczęście.

Kiedy Elise weszła do sypialni Hildy, zobaczyła, że jej siostra siedzi obok pana Stenersena.

Ich krzesła stały bardzo blisko siebie. Johan leżał z zamkniętymi oczami.

- Śpi? - Słyszała, że w jej głosie brzmi strach. Hilda pokiwała twierdząco głową.

- Tak myślę. Cały czas leży z zamkniętymi oczami. Elise spojrzała na pana Stenersena.

- Czy pana żona wróciła do domu?

- Tak, przyszła tu tylko po to, żeby powiedzieć, że dziecko płacze. - Wyglądał na

zmartwionego. - Uznałem, że nie mogę was zostawić, zanim nie zobaczę, że ktoś po niego

przyjechał. Biedna pani Paulsen, jest taka przerażona.

Hilda przerażona? A dlaczego miałaby być przerażona? To nie jej mąż leży tutaj z raną

zadaną nożem w pierś! Hilda wyglądała na zawstydzoną.

- A jak tam mały Sigurd? Przemókł na deszczu? Elise pokiwała głową.

- Pozwoliłam sobie wziąć pled Ole Gabriela i otulić nim małego. Zapadł w sen, kiedy go

nakarmiłam.

- Mam nadzieję, że się nie rozchoruje.

- Ja też. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby mu się coś stało. Pan Stenersen posłał jej

spojrzenie pełne współczucia.

- Nic dziwnego, że pani o nim zapomniała po tym, co się wydarzyło.

background image

Elise spuściła wzrok.

- To nie jest usprawiedliwienie. Matka nie może zapomnieć o swoim maleńkim dziecku i

pozwolić mu moknąć na deszczu.

W tej samej chwili usłyszeli, że na zewnątrz zatrzymał się jakiś powóz. Pan Stenersen wstał.

- Wyjdę i powiem im, że to tutaj.

Chwilę później wrócił razem z dwoma dobrze zbudowanymi mężczyznami, którzy mieli

nosze. Elise wydawało się, że ich rozpoznaje. To z pewnością tych dwóch, którzy przyszli kiedyś

po Emanuela.

Pan Stenersen musiał im najwyraźniej wytłumaczyć, co się stało, bo nie zadając żadnych

pytań, podeszli do łóżka, zbadali ranę Johana po czym ostrożnie go podnieśli i ułożyli na noszach.

Wynieśli go, nic nie mówiąc.

Elise położyła Sigurda na łóżku i pospieszyła za nimi. Widziała, jak wsuwają nosze do

czarnego wozu ze znakiem Czerwonego Krzyża.

- Jestem jego żoną. Czy mogę go odwiedzić wieczorem?

- Musi pani poczekać do jutra. Lekarz powinien go najpierw zbadać. - Teraz rozpoznała też

głos. To był ten sam człowiek.

Kiedy konie skręciły i pomknęły w stronę szpitala Ullevål, Elise stała, czując, że dławi ją w

gardle. Nie wiedziała, że pan Stenersen stoi za nią, dopóki nie usłyszała za sobą jego głosu.

- Myślałem, że Ullevål dostał automobil, którym będzie można transportować pacjentów.

- Może był zajęty.

- Niech się pani nie boi, pani Thoresen. Kiedy lekarz zaszyje ranę, pani mąż na pewno

szybko dojdzie do siebie. Myślę, że to nie jest głęboka rana.

Nie odpowiedziała, nie chciała mu pokazać, jak bardzo się boi. W ranę mogła się wdać

infekcja, poza tym Johan z pewnością utracił dużo krwi. Złożyła ręce i po cichu odmówiła modli-

twę o to, żeby Johan przeżył.

background image

2

Kiedy przyszła do domu, Hugo odwrócił się i spojrzał na nią pytająco.

- Czy tata cię nie znalazł? Wyszedł ci na spotkanie, bo tak okropnie padało.

Wiedziała, że Hugo nie lubił zostawać sam z Jensine, Halfdanem i Elvirą. Bał się ciemności

i pomimo że był już taki duży, był niespokojny, kiedy ani jej, ani Johana nie było w domu.

- Ależ tak, spotkaliśmy się, ale tata upadł i się potłukł, więc musiał jechać do szpitala. Z

pewnością jutro wróci do domu.

- Upadł i się potłukł? Jak to?

- Zatoczył się i rymnął - powiedziała beztrosko Elvira. Hugo posłał jej rozgniewane

spojrzenie.

- Tata nie pije i się nie zatacza.

Jensine się zamyśliła, po czym najwyraźniej znalazła wytłumaczenie.

- W takim razie na pewno wpadł do dziury na drodze. Pani Jonsen mówi, że jest tak dużo

dziur, że niedługo będziemy mogli sadzić ziemniaki na całej Maridalsveien.

Elise zaniosła Sigurda na kuchenną ławy, żeby zdjąć mu mokrą pieluchę. W kuchni było

ciepło i przyjemnie, a on z pewnością był na wskroś przemoczony.

Hugo poszedł za nią.

- Evert tu był.

Spojrzała na niego ze zdziwieniem.

- Evert był tutaj? Dzisiejszego wieczoru?

- Uhmm. Chciał o czymś porozmawiać i się zdziwił, że ciebie nie ma w domu.

- Chyba nie stało się nic złego?

- Chyba nie. Powiedział, że kiedy zacznie się szkoła, on nie będzie już dłużej pracował.

Adwokat mówi, że Evert musi poświęcić swój czas na naukę.

- A mówił, co słychać u pana Wang-Olafsena? Prosiłam Everta, żeby go zapytał, czy

przyjdzie do nas na niedzielny obiad, ale mam wrażenie, jakby on starał się trzymać od nas z

daleka. Nie widziałam go całe wieki.

- W takim razie wydaje mi się, że sama musisz do niego iść. Sama możesz go zapytać.

Dotknęło ją to. Hugo miał rację, powinna była tam iść dawno temu. Szczególnie kiedy się

dowiedziała, że zmarło jedno z jego wnucząt. Następnym razem kiedy przyjdzie Evert, prześle

przez niego krótki list z pytaniem, czy zechce do nich przyjść.

Sigurd na szczęście się rozgrzał. Pożyczyła pled Ole Gabriela, i teraz chude nóżki dziecka

były ciepłe. Uśmiechał się i gaworzył, kiedy go myła i zasypywała jego pupę mąką ziemniaczaną.

background image

Potem owinęła wokół każdej nogi szmatkę, założyła pieluszkę, potem ceratkę, w końcu szare

flanelowe ubranko, po czym owinęła go w becik i zawiązała troczki. Nareszcie mogła usiąść, wziąć

go w ramiona i położyć przy piersi. Pomyślała o swojej sąsiadce, która miała już sześcioro

maluchów, a której niedawno urodziły się trojaczki. Dagny opowiadała, że ta kobieta każdego

wieczoru stała i liczyła wszystkie dzieci po kolei, żeby się upewnić, czy żadnego nie brakuje.

Wiele rzeczy słyszała od Dagny. Dziewczyna znała każdą rodzinę na Sagveien, i większość

rodzin z Maridalsveien. Była ciekawska i wiedziała prawie o wszystkim, co się działo w

poszczególnych domach. Pan Olsen nie znosił, kiedy najmłodsze dziecko krzyczało, więc matka

lała kilka kropel wódki na pierś maleństwa, żeby się uspokoiło. To zawsze pomagało. Pani Olsen

miała tyle mleka w piersiach, mówiła Dagny, że dawała pić też najstarszym dzieciom, kiedy o to

prosiły. W domu obok wdowy Jacobsen zmarło niedawno jedno dziecko - mała dziewczynka, która

chorowała na bronchit. Młodszy brat miał się nią zajmować, kiedy matka wyszła po zakupy.

Siedział i kołysał swoją małą siostrę i wpatrywał się w drobną, bladą twarzyczkę o niebieskich

oczach. Nagle zauważył, że z jej nosa leci biała piana i że ona już na niego nie patrzy. Przestraszył

się i pobiegł do sąsiadki, która natychmiast przyszła razem z nim do domu. Kiedy spojrzała na

małą, rozpłakała się. Dziecko nie żyło.

Elise wróciła myślami do Johana. Teraz leży w wąskim łóżku na wielkiej szpitalnej sali,

razem z ludźmi, którzy albo ulegli wypadkom, albo byli poważnie chorzy. Czy powiedział

lekarzowi, że Lort-Anders próbował odebrać mu życie? Czy lekarz zgłosi to na policję, czy może

ona powinna to zrobić?

Nie było wcale pewne, czy lekarze mają czas na takie rzeczy. Ole Gabriel powiedział, że

musi iść na policję, że to poważna sprawa. Kiedy skończy karmić Sigurda, znów będzie zmuszona

zostawić dzieci i wyjść.

Hugo głośno protestował.

- Na dworze jest ciemno! Nie możesz nas zostawić samych! Dagny mówiła, że Cyganie

ukrywają się tu w pobliżu i szukają dzieci, które będą mogli ukraść, bo policja zabrała im ich dzieci

i wsadziła je do więzienia.

- Co za głupoty! Nigdy nie słyszałam o tym, żeby Cyganie kradli czyjeś dzieci. Nie możesz

wierzyć we wszystko, co mówi Dagny, Hugo. Ona wymyśla więcej bajek niż Asbjørnsen i Moe.

- Ale to prawda, że niektóre cygańskie dzieci wtrącono do więzienia. Więzienie nazywa się

Svanviken.

- Svanviken to nie jest więzienie, tylko przymusowy obóz pracy. Cyganie mieszkają tam

razem ze swoimi dziećmi.

background image

- Teraz kłamiesz. Zabrano im dzieci i oddano je jakimś innym ludziom. Dagny tego nie

zmyśliła, bo ja słyszałem, jak jej matka opowiadała o tym sąsiadce spod ósemki. Są ludzie, którzy

śledzą Cyganów i zabierają im dzieci siłą, bo im się nie chce pracować. Oni kradną nam jedzenie.

Elise zarzuciła szal na ramiona i skierowała się do drzwi. Przestało padać.

- Tutaj nie ma żadnych Cyganów, Hugo, a ja muszę wyjść. Wrócę za pół godziny.

Spiesząc wzdłuż Maridalsveien, myślała o tym, co powiedział Hugo. Co będzie, kiedy się

dowie, że jej dziadek był Cyganem? Czy będzie się wstydził? Musi wytłumaczyć mu pewne rzeczy,

przede wszystkim to, jak bardzo niemądrze, jej zdaniem, postępują władze, odbierając rodzicom ich

dzieci. Żeby tak się stało, Cyganie nie muszą nawet zrobić nic złego, wystarczy, że prowadzą

wędrowny tryb życia. No i że są Cyganami.

Odpędziła te myśli i zaczęła się przygotowywać do tego, co powie na policji. Gdyby to

wydarzyło się jeszcze kilka lat temu, w ogóle by jej nie wysłuchali, wzruszyliby tylko ramionami i

pomyśleli, że to z pewnością nic innego jak tylko zwykła pijacka bójka. Po tym jak pan Wang-

Olafsen pojawił się na komisariacie i z poważną miną dał im do zrozumienia, że jest bliskim

przyjacielem rodziny Thoresenów, oczekiwała, że nie odważą się ponownie okazać jej obojętności.

Rozpoznała mężczyznę, który akurat był na służbie. To ten sam oficer, który przesłuchiwał

ją po tym, jak zaginął Hugo, a ona odkryła, że porwał go Ansgar.

- Nazywam się Elise Thoresen. - Nie zdążyła powiedzieć więcej, kiedy on wyskoczył z

krzesła.

- Proszę bardzo, pani Thoresen, niech pani wejdzie i usiądzie. Czym mogę służyć?

Miała przebłysk, w którym zobaczyła go, jak siedzi na sofie w ich domu i niecierpliwie

bębni palcami o blat stołu, oskarżając ją o to, że pracuje na ulicy, kłamie i jest bezczelna. Teraz stał

przed nią wyprostowany niczym cynowy żołnierzyk i zachowywał się tak, jakby miał przed sobą

samego dyrektora Hjula albo Graaha. Ulżyło jej, ale jednocześnie była zbulwersowana. Była tym

samym człowiekiem co wtedy, ale jej bliska znajomość ze znanym i poważanym adwokatem, być

może też to, że jest pisarką, sprawiła, że traktował ją teraz jak jedną z tych z drugiej strony rzeki.

Usiadła i pokrótce opowiedziała mu, co przydarzyło się jej i Johanowi, i jakie były tego

skutki.

Wyglądał na wstrząśniętego.

- Dźgnął go nożem? Na ulicy, wczesnym wieczorem? Pokiwała głową.

- Już wcześniej nam groził, nie myślał o niczym innym tylko o zemście od momentu, kiedy

dziewięć lat temu został wsadzony do więzienia.

background image

- Ja wiem, kim on jest. To on wystawił pani dziecko za barierkę na moście Beierbrua i

groził, że je wrzuci do wody, nieprawdaż?

Znów twierdząco pokiwała głową.

- Wątpię, żeby się odważył to zrobić na oczach wszystkich, którzy tam stali, ale to, co zrobił

dzisiaj, z pewnością było próbą zabójstwa.

- Zatroszczę się o to, żeby natychmiast wszczęto poszukiwania tego człowieka, pani

Thoresen. Nie spoczniemy, dopóki go nie znajdziemy, i może być pani pewna, że już nigdy więcej

nie będzie pani prześladował. Kolejne przestępstwo kwalifikuje go do otrzymania wyższej kary niż

za pierwszym razem, a teraz to jest co najmniej czwarte. On już siedział wcześniej, zanim dokonał

kradzieży w 1905 roku.

Elise wstała.

- Dziękuję. Cieszę się, że pan mi uwierzył, mimo że nie mam żadnych dowodów. Nikt nie

widział tego, co się stało, ale moja siostra, szwagier i ich sąsiad zajęli się mężem, kiedy do nich

przyszliśmy.

- Z pewnością i tak zrobimy z tym porządek, pani Thoresen. - Uśmiechnął się. - Proszę

pozdrowić adwokata, pana Wang-Olafsena.

background image

3

Kiedy wróciła do domu, Hugo stał przed drzwiami wejściowymi z łopatą i szczypcami do

węgla.

- Ależ Hugo, mówiłam ci, że tu w pobliżu nie ma żadnych Cyganów!

- Skąd możesz to wiedzieć? Mogli się ukryć w naszej starej stajni albo w szopie.

- Jeśliby się tam schowali, to tylko po to, żeby gdzieś przenocować.

- Nie masz o tym pojęcia. Nawet nie wiesz, kto to jest Cygan.

O dziwo, zasnęła prawie od razu, pomimo że tak bardzo przejmowała się losem Johana.

Dopadło ją nieprzyjemne uczucie. Dopiero teraz uprzytomniła sobie, jak źle to się mogło skończyć.

Mimo to powieki same jej się zamknęły i zapadła w sen.

Następnego ranka Dagny przyszła jak zwykle zaraz po tym, jak Hugo pobiegł do Magdy na

rogu. Miał szczęście, że przejął stanowisko Dagny i został tego lata chłopcem na posyłki u Magdy.

Dagny dostała tę samą pracę, którą miał Peder u panny Braathen, ale przedpołudniami pracowała u

Elise jako opiekunka. Szkoła się jeszcze nie zaczęła, nie było też pewne, czy ojciec Dagny pozwoli

jej do niej w tym roku chodzić. Johan na nowo podjął próbę przekonania go, ale było to daremne.

Ojciec zaczął wymieniać wszystkie inne dzieci, które znał i które nie chodziły do szkoły, a zamiast

tego pomagały, jak to powiedział, przeżyć rodzicom. W jego przypadku oznaczało to z pewnością

pieniądze na tanie wino, pomyślała rozzłoszczona Elise.

Znów się rozjaśniło i zrobiło się przyjemnie ciepło. Jednak lato jeszcze się nie skończyło,

tak jak jej się wydawało dzień wcześniej. Jak tylko nakarmiła Sigurda, a Dagny zabrała pozostałe

dzieci do ogrodu, Elise zasiadła do maszyny do pisania. Nie było sensu wybierać się z wizytą do

Johana, lekarz z pewnością jeszcze nie zdążył go zbadać tak wcześnie rano.

Nareszcie jej praca nad książką Walka matki zbliżała się do końca. Powinna dostarczyć ją

do wydawnictwa w przyszłym tygodniu. Liczyła się jednak z tym, że być może nie będą chcieli jej

przyjąć. Czuła się niepewnie, po tym jak Benedict Guldberg kazał jej zmienić kilka rozdziałów,

ponieważ nie podobało mu się, że traktują o rozwodzie.

Pomimo że jej dwie ostatnie książki dobrze się sprzedały, zarobione w ten sposób pieniądze

nie wystarczyły na utrzymanie rodziny. Na szczęście Johanowi udało się sprzedać kilka prac od

razu. Po tym jak wiele lat temu ukazały się Podcięte skrzydła, wydano jeszcze pięć jej książek:

zbiór nowel pt. Dym na rzece i powieści Córka przekupki, Birger Olsen z Sagene, Julia oraz Pomoc

background image

domowa. Na kilku z nich dobrze zarobiła, ale z reszty miała mały dochód. Redaktor Guldberg

wydawał się jednak zadowolony. Powiedział, że jej książki sprzedają się lepiej niż wielu innych

autorów. Ale byt innych pisarek nie był uzależniony od ich honorariów, bo one były albo zamężne z

dobrze sytuowanymi mężczyznami, albo były ich córkami.

Dochody Johana były jeszcze mniej przewidywalne niż jej. Ostatnio znów zaczął

wspominać o tym, że musi sobie znaleźć coś innego, mimo że nie podobała mu się praca w firmie

Mobjerg & Co. W tej chwili nie było sensu niczego planować, najpierw muszą się dowiedzieć, jaki

jest jego stan.

Męczyła się z napisaniem ostatnich stron. Wiedziała już, jak ma wyglądać zakończenie, ale

nie umiała tego ubrać w słowa. Pozostałe książki, które napisała, były o czymś, o czym miała poję-

cie, ale teraz było inaczej. Tego dnia, kiedy Ansgar zabrał ze sobą Hugo, miała przedsmak tego, jak

to jest zostać zmuszonym przekazać swoje dziecko komuś innemu. Na szczęście dzięki panu Wang-

Olafsenowi skończyło się tylko na strachu. Teraz zmagała się, próbując sobie wyobrazić, jak to jest

być zmuszonym oddać swoje dziecko na zawsze. Postanowiła, że kolejna książka będzie traktowała

o czymś, o czym wie więcej.

Zastanawiała się, jakby to było natkąć się na obcą kobietę prowadzącą jej dziecko.

Przypomniała sobie, jak młodzi państwo Paulsen szli wzdłuż rzeki z małym Isakiem w wózku. Nie

zapomniała też tej okropnej niedzieli w kościele Gamie Aker, kiedy chłopczyk został ochrzczony, a

Hilda nie miała nic do powiedzenia na temat chrztu. Nawet nie mogła podjąć decyzji w sprawie

imienia własnego syna.

Elise usłyszała, że Dagny rozmawia z kimś na tyłach domu. Uniosła głowę i zaczęła

nasłuchiwać. Głosy należały do wuja Kristiana i ciotki Ulrikke. Jak zwykle zjawili się w momencie,

kiedy była w połowie ostatniego rozdziału! Mogłaby poprosić, żeby przyszli kiedy indziej, ale nie

miała sumienia tego zrobić. Dawno ich nie widziała, poza tym oni nie mieli innych krewnych w

mieście. Westchnęła, wstała z krzesła i wyszła na zewnątrz.

Ciotka Ulrikke odwróciła twarz w jej stronę, wyraźnie przerażona.

- Hugo mówi, że Johan leży w szpitalu, bo wpadł do głębokiego rowu i połamał sobie

niemal wszystkie kości!

Elise uśmiechnęła się.

- Hugo przesadza. To najprawdopodobniej żadne złamanie, tylko brzydka rana. Dla

pewności zatrzymali go przez noc w szpitalu, ponieważ stało się to wczoraj wieczorem.

Wuj Kristian spojrzał na nią pytająco.

- Czy to jakiś rów na Vøienvolden?

Elise zauważyła, że Dagny uważnie się przysłuchuje.

background image

- Nie, nie, to było po drodze w kierunku ulicy Antona Schiøtza. Miał mi wyjść na spotkanie,

bo byłam z wizytą u chorego Ole Gabriela.

- A co tam u kierownika fabryki? Słyszałem pogłoski, że pogorszyło mu się od czasu, kiedy

się przeprowadzili.

- Tak, przez większość czasu leży. Na początku każdego dnia przychodziła do niego

pielęgniarka, ale ostatnio Hilda musi sama sobie ze wszystkim radzić. Kilka godzin w tygodniu

pracuje w ochronce dla biednych dzieci, ale poza tym musi być zarówno gospodynią domową, jak i

pielęgniarką. Ona, która jest przyzwyczajona do tego, że ma pokojówkę, kucharkę i opiekunkę do

dzieci! Ale usiądźcie, a ja nastawię kawę. Poza tym naprawdę potrzebuję teraz przerwy w pisaniu -

dodała.

Ulżyło jej, że rozmowa zeszła na temat Ole Gabriela i Hildy. Dagny nie może się

dowiedzieć, co się przydarzyło Johanowi, bo wtedy całe Sagene usłyszałoby o tym, zanim zapadnie

wieczór, pomyślała, nastawiając dzbanek z kawą i wyjmując filiżanki i kubki. Może Lort-Anders

myślał, że udało mu się zabić Johana - w takim razie musi się denerwować. A może myśli, że

policja jej nie uwierzy, kiedy to zgłosi? Nie było przecież przy tym żadnych świadków, ale tego nie

mógł być pewny. Jeśli zrozumie, że zaczęły się rozchodzić plotki, będzie mógł zapaść się pod

ziemię. Z pewnością miał wielu znajomych, którzy wiedzieli, gdzie będzie mógł się ukryć. Skoro

policja nie miała odwagi zapuszczać się wieczorami na Lakkegata, to tym bardziej nie odważy się

szukać łotrów w jeszcze gorszych dzielnicach.

Kiedy Elise weszła z tacą, ciotka Ulrikke podjęła temat.

- Nie stać ich nawet na pielęgniarkę? Nie wiedziałam, że tak u nich źle - powiedziała

przerażona.

- Ale przecież sprzedali dom? - powiedział wuj Kristian ze zdziwieniem w głosie. - Pan

Paulsen z pewnością dużo zarobił, sprzedając tę wspaniałą willę.

- Wydaje mi się, że był bardzo zadłużony. Wydawali więcej pieniędzy, niż on zarabiał.

Wuj Kristian pokręcił głową, wyraźnie wzburzony takim brakiem rozsądku.

- Przyszliśmy właściwie po to, żeby powiedzieć, że dostałem list od mojego brata. Eleonora

urodziła półtora roku temu córkę, wyszła dobrze za mąż i wydaje się zadowolona. Jej mąż figuruje

w aktach jako ojciec jej dziecka, nikt nawet nie wymienia imienia Kristiana.

- Zastanawiam się, czy napisała do Kristiana i opowiedziała mu o tym. To musi być dla

niego dziwne - wiedzieć, że ma córkę, której prawdopodobnie nigdy nie zobaczy.

- Myślę, że tak jest najlepiej, Elise. Nie byłoby mu łatwo żyć z Eleonorą, która jest taka

rozpieszczona.

- To prawda.

background image

- Napisałem list do mojego brata kiedy powiedziałaś mi, jak Kristian został wyrzucony za

drzwi, nie uzyskawszy nawet pomocy w dotarciu do domu. On teraz przyznaje, że to było kary-

godne z jego strony. Stracił panowanie nad sobą, kiedy się dowiedział, że Eleonora jest w ciąży, i

prosi mnie, żebym w jego imieniu prosił was o wybaczenie. Mimo wszystko jesteście dziećmi

Jensine, jego siostrzeńcami i siostrzenicami, i jest mu bardzo przykro, że się tak zachował wobec

swojej rodziny.

Elise już miała coś powiedzieć, ale ciotka Ulrikke ją uprzedziła.

- Najwyższy czas, żeby przeprosić! Tyle czasu po tym, jak Kristian został wyrzucony za

drzwi!

Wuj Kristian pokiwał głową.

- Tak, najwyższy czas, ale mówi się, że lepiej późno niż wcale. Jeśli mam być szczery, to

nie sądziłem, że kiedykolwiek otrzymam odpowiedź na ten list, który wysłałem. Byłem w nim

dosyć ostry. A ty pewnie nie miałaś w ostatnim czasie żadnych wiadomości od Kristiana?

- Nie. Pytanie, czy w najbliższym czasie w ogóle będę miała jakieś wiadomości.

- Myślisz o wojnie i o parowcu australijskich linii pasażerskich, który wpłynął na minę?

- Z pewnością nie będzie to odosobniony przypadek.

- Zależy jakie będą losy naszej floty handlowej. Nie tylko ze względu na torpedy i miny, ale

istnieje obawa, że flota upadnie. Ilość transportów maleje katastrofalnie, jest o połowę niższa niż

przed wybuchem wojny. W porcie stoi wiele statków, które nie kursują.

Ciotka Ulrikke wtrąciła się do dyskusji.

- Ale w gazetach publikują nie tylko smutne wiadomości. Wczoraj podawali, że Roald

Amundsen nie przyjął dwóch tysięcy koron, które mu przydzielono na realizację wyprawy polarnej.

On chce, jak to powiedział, przyczynić się do ulżenia państwu i krajowi w trudnościach.

Wuj Kristian kiwał potakująco głową.

- A Tryggve Gran przeprowadził swój lot nad Morzem Północnym pomimo wybuchu

wojny. Przelot z Aberdeen do Jæren zajął mu pięć godzin. Kiedy przyjechał do Kristianii, z

aplauzem witała go ogromna rzesza ludzi. Pisano, że jego wyczyn pozwolił na moment zapomnieć

o wojnie.

- Żal mi tych wszystkich niemieckich i austriackich inżynierów, którzy musieli opuścić kraj,

bo byli w rezerwie - powiedziała z zamyśleniem ciotka Ulrikke. - Dworzec Wschodni był pełen,

kiedy odjeżdżali. Ludzie na przemian płakali, śmiali się i śpiewali pieśni, począwszy od

Deutschland über alles, a skończywszy na Gott erhalte Franz den Kaiser. Zamierzasz odwiedzić

Johana? - dodała ciotka, jak gdyby nagle przypomniała sobie, co się wydarzyło.

background image

- Tak, zamierzałam zabrać ze sobą Sigurda i niedługo wyjść. Dagny pomoże Hugo zająć się

najmłodszymi.

- Teraz, kiedy Hugo i Jensine są więksi, nie potrzebujesz już chyba opiekunki do dziecka?

Elise zauważyła, że Dagny zamarła.

- Potrzebna mi pomoc przy Elvirze i Halfdanie. Muszę szybko skończyć książkę.

- Nie ma potrzeby, żebyś brała ze sobą Sigurda, możemy tu zostać i się nim zaopiekować,

gdy ciebie nie będzie.

Elise posłała ciotce spojrzenie, które mówiło, jak bardzo jej ulżyło.

- Moglibyście? To zaoszczędzi mi wiele czasu i sił, poza tym nie wiem, czy mogłabym

przyprowadzić ze sobą do szpitala małe dziecko. Dagny też się zaofiarowała, i wiem, że z pewno-

ścią by sobie poradziła, ale nie chcę, żeby musiała odpowiadać za wszystkie dzieci.

Elise obawiała się iść sama do szpitala, kiedy pomyślała, że Lort-Anders mógłby być gdzieś

w pobliżu. Z drugiej strony to chyba mało prawdopodobne, żeby odważył się tu przyjść po tym, co

zrobił.

Wuj Kristian pokiwał głową.

- Idź, Elise, i nie spiesz się. My nie mamy innych planów na dzisiaj.

Elise weszła do kuchni, zdjęła z siebie fartuch i założyła elegancki, letni kapelusz.

Cicho westchnęła, kiedy jej spojrzenie padło na maszynę do pisania. Może po spacerze

przejaśni jej się w głowie i gdy wróci do domu, pisanie będzie jej lepiej szło.

Ładna pogoda wyciągnęła ludzi z domu. Starsze kobiety, które nie były w stanie dłużej

pracować w fabrykach, wyszły na zewnątrz. W rękach miały koszyki i siatki na zakupy. Kilka

dziewczynek grało w klasy, podczas gdy chłopcy rzucali piłką. Z pewnością cieszyli się ostatnimi

dniami wolnymi od szkoły. Starszy mężczyzna rąbał drewno, a w wielu miejscach pranie suszyło

się na słońcu. Trzeba było wykorzystać dobrą aurę, zanim nadejdą jesienne deszcze.

Elise próbowała cieszyć się niezwykłym poczuciem wolności, kiedy tak szła, nie musząc

pchać wózka, nieść ciężkich zakupów, bez Elviry i Halfdana, ciągnących się za nią. Minęła chwila,

kiedy nagle naszły ją myśli o tym, co się wydarzyło wczoraj, i pełna obaw zaczęła się rozglądać na

boki, żeby sprawdzić, czy nikt za nią nie idzie. Lort-Anders nie był taki jak inni. Wyleciał ze szkoły

w pierwszej klasie i wszyscy wiedzieli, że było mu z tym ciężko. Może nie zrozumiał jeszcze

ciężaru swojego postępku i nadal był zdecydowany, żeby ją dopaść. On nie chciał się zemścić na

Johanie, wyszło jak wyszło, tylko dlatego że Johan się pojawił.

Doszła do kościoła na Sagene, przeszła przez ulicę i zaczęła pokonywać długi odcinek drogi

prowadzącej do szpitala. Przypomniała sobie ten dzień, kiedy przed oczami mignęła jej Valborg i

background image

jakiś mężczyzna, którzy, przemknąwszy przez dziurę w płocie, wślizgnęli się do rozpadającej się

szopy. Valborg potknęła się i upadła, a chłopak wziął ją tak od razu. Nawet pamiętała, co

powiedział: Swoja dziewczyna! Nie nosi nic pod spodem - tak powinno być! Elise zaczerwieniła się

ze wstydu, ale jednocześnie poczuła lekkie ukłucie zazdrości i tęsknoty. Miała wrażenie, że cały

czas nie robi nic innego, tylko zajmuje się innymi: począwszy od chorej na suchoty matki, przez

młodszych braci, a na własnych dzieciach skończywszy. Nigdy nie mogła cieszyć się młodością,

beztroską i wolnością, zawsze był ktoś, kto na nią czekał, kto był ważniejszy od niej samej.

Dzisiaj, kiedy miała Johana, nie myślała już w ten sposób. Była jedną z tych szczęśliwych,

które poślubiły swoją wielką miłość; nikomu już nie zazdrościła.

Znowu obejrzała się za siebie. Jeszcze mogliby się pojawić jacyś ludzie: małżeństwo idące

ramię w ramię, chłopiec na posyłki przejeżdżający na rowerze albo człowiek rozwożący drewno,

podążający w tę samą stronę, co ona. Mogłaby nawet poprosić, żeby ją podwiózł. Ale droga była

pusta i opuszczona, nie było widać żywej duszy ani nie dało się słyszeć stukotu kół.

Nagle z krzaków rozległ się dźwięk. Elise przestraszyła się i zeszła na bok, na szczęście

okazało się, że to tylko sroka. Nie możesz być taka strachliwa, powiedziała sobie surowo. Skąd

Lort-Anders miałby wiedzieć, że ona właśnie teraz tu będzie? Być może domyślił się, że Johan

wylądował w szpitalu Ullevål i że ona będzie chciała go odwiedzić, ale nie mógł wiedzieć kiedy.

Poza tym musiałby być głupcem, żeby znowu czegoś próbować, skoro nawet nie wie, w jakim

Johan jest stanie.

Przyspieszyła kroku. Jakie to dziwnie, że jest tu tak pusto. Może z czasem wybudują tu

mieszkania dla robotników, skoro jest tu tyle miejsca do zagospodarowania. Mogliby postawić

więcej domów, gdzie słońce wpadałoby do każdego pomieszczenia, a mieszkańcy mogliby mieć

pod oknami zielone drzewa, krzewy i kwaty zamiast ciemnych podwórzy z cuchnącymi

wychodkami i śmietnikami.

Ale chyba najbardziej prawdopodobne jest to, że postawią tu bogate wille z ogrodami,

dużymi bramami z kutego żelaza przed podjazdem i garażami, w których będą stały automobile.

Znów się obejrzała. Szło za nią dwóch mężczyzn, ale nie mieli kapeluszy i lasek. Byli to

robotnicy ubrani w bluzy i kombinezony.

Lort-Anders nigdy się tak nie ubierał, zazwyczaj nosił się na czarno. Z pewnością dlatego,

żeby być jak najmniej widocznym w ciemności.

Mimo wszystko poczuła niepokój. Zaczęła biec. Dlaczego szpital był położony tak daleko

od skupisk ludzkich? Nie każdy miał powóz i konia, automobil albo pieniądze na bilet tramwajowy.

Powinni byli pomyśleć o tych, którzy muszą iść na piechotę.

background image

Starała się nie odwracać i nie sprawdzać, czy mężczyźni, którzy szli za nią, również zaczęli

biec. Może myśleli, że ma coś na sumieniu, skoro tak nagle zaczęło jej się spieszyć. W końcu

jednak nie wytrzymała i odwróciła się. Musieli przyspieszyć, bo byli teraz o wiele bliżej. Serce

mocniej jej zabiło. Może mimo wszystko mieli coś wspólnego z Lort-Andersem? On wiedział, że

Elise była jedynym świadkiem tego, co zrobił. Już wcześniej jej nienawidził i pewnie zrobi

wszystko, żeby ją dopaść.

Boże, jakaż była głupia! Że też przyszło jej do głowy iść samej przez to pustkowie dzień po

tym, jak próbowali zabić Johana? Teraz zaczęła biec dużo szybciej.

background image

4

W końcu daleko przed sobą dostrzegła szpitalną bramę. Znów odwróciła głowę i ku

swojemu zdziwieniu zauważyła, jak ci dwaj wspinają się na płot i znikają po drugiej stronie. Może

to jednak byli zwyczajni robotnicy, którzy mieli coś tam do zrobienia? Z ulgą zaczęła iść ku

wejściu do szpitala.

Uderzył ją zapach nafty. Jedna z pielęgniarek pokazała jej, jak dojść do sali, gdzie leżał

Johan. Między łóżkami stały parawany, co było pocieszające. Pomyśleć, co by było, gdyby w tym

samym pomieszczeniu, co osoby ranne, leżeli gruźlicy chorzy na ospę czy tyfus! Swoją drogą, obiło

jej się o uszy, że szpital dorobił się oddziału zakaźnego, więc pewnie tam leżały osoby, które cier-

piały na takie choroby.

Pielęgniarka odsunęła parawan na bok i Elise zobaczyła, ku swojemu zdziwieniu, że Johan

siedzi na brzegu łóżka kompletnie ubrany.

- Nikt się tobą nie zajął? Johan uśmiechnął się.

- Myślisz, że całą noc tak siedziałem? Właśnie się dowiedziałem, że mogę jechać do domu.

Zaszyli ranę i zbadali najdokładniej, jak tylko się dało. Potem dostałem jakiś proszek nasenny, po

którym spałem jak kamień, dopóki nie przyszli ze śniadaniem.

Elise westchnęła z ulgą i uściskała go.

- Jak dobrze to słyszeć! Tak bardzo się bałam, że będziesz miał jakieś wewnętrzne

obrażenia. Nie potrafiłam opowiedzieć dzieciom, co się naprawdę wydarzyło. Powiedziałam, że

upadłeś i się potłukłeś. Hugo powiedział potem Dagny, że połamałeś sobie wszystkie kości.

Wybuchnęli śmiechem.

- Ciotka Ulrikke i wuj Kristian zajmują się dziećmi. Przyszli, zanim zdążyłam wyjść, nie

musiałam więc pchać wózka pod wszystkie wzniesienia. Wuj Kristian dostał list od swojego brata.

Eleonore urodziła w zeszłym roku córkę i najwyraźniej jest zadowolona z męża, którego znalazł jej

ojciec.

Johan zmarszczył czoło.

- Myślę, że twój wuj, który jest w Ameryce, dziwnie się zachowuje. Dlaczego tak długo

zwlekał, żeby o tym napisać?

background image

- Prosił o wybaczenie i napisał, że puściły mu nerwy, kiedy się dowiedział, że Eleonore

spodziewa się dziecka. Wuj Kristian uważa, że najlepiej by było, gdyby Kristian nie miał z nimi nic

wspólnego. Eleonore jest tak rozpieszczona, że na pewno nie byłoby mu z nią dobrze.

- Tak samo pomyślałem, ale to mimo wszystko musi być dla niego dziwne. Pamiętam, jak

bardzo mnie bolało, kiedy Agnes chciała zabrać Larsa do Ameryki, a ja wtedy jeszcze myślałem, że

on jest moim synem.

Elise pogłaskała go po włosach.

- Próbowałam dzisiaj napisać kilka stron ostatniego rozdziału, ale nie udało mi się.

Stwierdziłam, że dużo łatwiej jest pisać o czymś, czego samemu się doświadczyło, niż zmyślać.

Zasmakowałam tego, jak to jest, gdy trzeba oddać swoje dziecko, kiedy Ansgar zabrał Hugo,

chociaż trwało to tylko kilka godzin. Kristian nigdy nie widział swojej córki, ale to i tak może

sprawić ból.

Na twarzy Johana pojawił się grymas, kiedy ostrożnie podniósł się z łóżka. Z pewnością

bolała go rana i miejsca, w których były szwy.

- Nie możesz iść całą drogę pieszo.

- Oczywiście, że mogę. Przecież będziesz szła ze mną.

- Czy nie możemy ich poprosić, żeby posłali po woźnicę?

- Wcale nie jest lepiej podskakiwać w powozie, na drodze jest przecież tyle dziur. Poza tym

to kosztuje.

Na dworze stał automobil. Jakiś mężczyzna miał właśnie do niego wsiadać. Kiedy ich

zauważył, gwałtownie się zatrzymał.

- Czy to pani Thoresen?

Niepewnie skinęła głową. Było w nim coś znajomego, ale nie mogła sobie przypomnieć, kto

to.

- Z pewnością mnie pani nie poznaje. Jestem szefem wydawnictwa Grøndahl & Syn. Czy

mogę państwa gdzieś podwieźć?

Elise spojrzała zaskoczona na Johana po czym pospiesznie podeszła do szefa wydawnictwa.

- Mój mąż uległ wczoraj wieczorem wypadkowi i ma dużo szwów w boku. Byłabym bardzo

wdzięczna, gdyby mógł z panem kawałek podjechać.

- Ależ nie ma sprawy, oczywiście, że mogę państwa podwieźć. Proszę wsiadać i

powiedzieć, dokąd jedziemy.

- Czy leżał pan w szpitalu?

- Tylko na badaniach. Fałszywy alarm.

- To dobrze. Wydawnictwu na pewno nie jest łatwo radzić sobie bez szefa.

background image

Uśmiechnęła się, a on wybuchł śmiechem.

- Nie ma ludzi niezastąpionych, pani Thoresen. Wsiedli do automobilu i kierowca ruszył.

- Czy pani się u nas wkrótce pojawi z manuskryptem, pani Thoresen? - zapytał z uśmiechem

szef wydawnictwa.

- Właśnie pracuję nad ostatnim rozdziałem książki, ale nie jestem do końca pewna, czy ją

zaakceptujecie. Panu Benedictowi Guldbergowi nie podobało się, że piszę o rozwodzie. Książka

opowiada o kobiecie, która była niewierna, więc jej mąż nie chce mieć z nią więcej nic wspólnego.

Pozwoliłam im wobec tego zamieszkać osobno. Opisanie rozpaczy matki, która musi oddać swoje

dzieci, było dla mnie najważniejsze. W książce poruszam też temat żalu i poczucia winy.

Szef wydawnictwa nic nie odpowiedział. Z pewnością był rozczarowany tematem, który

podjęła w swojej książce. Odwaga ją opuściła. Jeśli nie zechcą Walki matki, nie będą też z pewno-

ścią chcieli jej kolejnej książki. Co ona wtedy zrobi? Postara się o posadę w biurze?

Wydawało się, że mężczyzna był zatopiony w myślach, ale teraz odchrząknął, jakby chciał

coś powiedzieć.

- Myślę, że nadszedł czas na taką książkę. Z pewnością wzbudzi falę niezadowolenia, ale

faktem jest, że w ciągu ostatnich lat liczba rozwodów wzrosła. W czasach, w których żyjemy, dużo

jest lekkomyślności. Ludzie niszczą swoje małżeństwa, bo brak im siły charakteru i stałości

potrzebnych do walki ze swoimi popędami. To ważne, żeby młodzi stojący przed najważniejszym

wyborem w swoim życiu rozumieli jego powagę. Muszą zapytać samych siebie: Czy jestem gotów

postawić ukochaną osobę na pierwszym miejscu? Czy mogę ją uczynić szczęśliwą? Czy moja

miłość jest na tyle silna, żeby znieść przeciwności, które są potrzebne, żebym stał się dojrzałym

człowiekiem? Czy jestem gotów do tylu poświęceń, żeby przestać myśleć o sobie?

Elise słuchała ze zdziwieniem. Wyglądało na to, że szef wydawnictwa nie podzielał poglądu

pana Guldberga, że nie powinna pisać o rozwodzie. Wręcz przeciwnie.

- Myślę, że wiele z tych osób, które się rozwodzą i powtórnie zawierają związki małżeńskie,

odkrywają że ich pierwsze małżeństwo było równie dobre. Może z czasem okazuje się, że ten

człowiek, którego tak pożądali, ma jakieś cechy, które im się nie podobają. A co z dziećmi? Czy

rodzice o nich myślą?

Zwrócił się do Johana.

- Proszę wybaczyć panie Thoresen, zupełnie się zapomniałem z tego przejęcia. Mieszkają

państwo na Sagene, nieprawdaż?

Johan pokiwał głową.

- Na Maridalsveien 76, tuż obok gospodarstwa Biermannsgården.

- Cóż to za wypadek, któremu pan uległ?

background image

- Ja... Upadłem na ostry kamień i mam brzydką ranę w boku. Szef wydawnictwa się

uśmiechnął.

- Czy nie jest pan za młody, żeby tracić równowagę podczas spaceru?

Johan roześmiał się; jego śmiech był wymuszony.

- Może za rzadko spaceruję. Większość dnia spędzam, stojąc bez ruchu w moim atelier.

- Pan jest rzeźbiarzem, nieprawdaż? Johan pokiwał głową.

- Chętnie obejrzałbym jakieś pana prace. Czy będę mógł kiedyś wpaść?

- Bardzo proszę. Pracuję w starej kuźni w gospodarstwie Vøienvolden.

- Czy zna pan Gustava Vigelanda?

- Niestety tylko ze słyszenia. Bardzo podziwiam jego i jego prace. Czytałem w gazecie, że

on sobie życzy, żeby przenieść planowany kompleks z fontanną ze Studenterlunden do Abelhaugen.

Żartownisie zastanawiali się, czy on zamierza zamienić całą Kristianię w galerię rzeźby.

Szef wydawnictwa roześmiał się.

- No tak, to może tak wyglądać. Osobiście, najbardziej podobają mi się jego wolnostojące

rzeźby, takie jak Mężczyzna i kobieta, Matka i dziecko oraz Lunatyczka. W nich przejawia się spo-

kojniejszy, bardziej klasyczny styl.

Johan pokiwał głową.

- Zgadzam się z panem. To właśnie ten styl, który ja sam próbuję wypracować.

Szef wydawnictwa posłał mu zamyślone spojrzenie.

- Jeśli spodoba mi się to, co pan robi, być może zlecimy panu wykonanie popiersia naszego

założyciela, Christophera Grøndahla?

Może też popiersie jego przyjaciela Hansa Nielsena Hauge? Gustav Vigeland wyrzeźbił

wiele takich popiersi znanych osób, między innymi Bjørnstjerne Bjørnsona, Henrika Wergelanda i

Camilli Collett. Elise zauważyła, że Johan się zarumienił. Spuścił głowę.

- Nie może mnie pan porównywać z Gustavem Vigelandem. W porównaniu z nim nic nie

znaczę.

- O tym zadecydują inni, panie Thoresen. Mimo to mam teraz chęć obejrzeć pana prace.

Zapadła cisza. Ani Elise, ani Johan nie wiedzieli, co mają powiedzieć, a szef wydawnictwa

wyglądał na pogrążonego w myślach.

W końcu dojechali na miejsce. Elise i Johan podziękowali i próbowali wyrazić, jak bardzo

są wdzięczni za podwiezienie.

Szef wydawnictwa tylko machnął ręką.

- W takim razie wpadnę któregoś dnia do pańskiego atelier na Vøienvolden. To będzie

interesujące.

background image

Elise i Johan, przechodząc przez bramę, nie odezwali się ani słowem. Zachmurzyło się, a w

ogrodzie na tyłach domu było cicho, najprawdopodobniej wszyscy weszli do środka. Dopiero kiedy

znaleźli się za rogiem, Elise zatrzymała się i posłała mu uśmiech pełen zdumienia.

- Myślę, że nie mówił tego ot, tak. Jestem pewna, że przyjdzie.

- Ale to nie oznacza, że spodoba mu się to, co robię. Teraz pracuję nad popiersiem Elviry.

Myślę, że nazwę je po prostu Elvira.

- Mówiłeś, że masz ochotę to zrobić, ale nie wspominałeś, że już zacząłeś nad tym

pracować.

- Miałem przypływ inspiracji i zaszedłem już dość daleko.

- W takim razie jestem pewna, że to piękna praca, przede wszystkim ze względu na twoją

miłość do niej. - Spojrzała na niego i szeptem dodała: - Nic nie będziemy mówić o Lort-Andersie i

o tym, co się wydarzyło. Cieszę się, że przyjechaliśmy automobilem, bo obawiałam się, że znów się

na nich natkniemy.

- On nie jest aż tak głupi. Z pewnością jest przerażony tym, co zrobił. Nie wie, że

przeżyłem.

- Mogli się ukrywać i zauważyć, że przyjechał po ciebie wóz Czerwonego Krzyża.

- Ale to jeszcze nie oznacza, że przeżyłem.

- Zgłosiłam to na policję. Johan otworzył szeroko oczy.

- Naprawdę? A co oni powiedzieli?

- Oficer potraktował mnie tak, jakbym była królową. Johan zaśmiał się cicho.

- Nie odważył się potraktować ciebie inaczej, po tym jak pan Wang-Olafsen przywołał go

do porządku. Co zamierzają zrobić?

- Powiedział, że nie poddadzą się, dopóki go nie znajdą. Po czterech odsiadkach w

więzieniu kara będzie tak wysoka, że już nigdy go nie zobaczymy.

- Ale nie mamy żadnych dowodów.

- To samo powiedziałam, ale policjant stwierdził, że mam się tym w ogóle nie przejmować.

Uwierzył mi na słowo. Poza tym powiedziałam, że Hilda, Ole Gabriel i ich sąsiad zaopiekowali się

tobą, kiedy do nich przyszliśmy. Przecież widzieli, że okropnie krwawisz.

Johan zmarszczył czoło.

- Gdyby to był jeden z pijaczków z Lakkegata albo Vaterland i opowiedział im taką samą

historię, wyrzuciliby go za drzwi i nawet nie zadali sobie trudu, żeby odnaleźć winnego.

- Tak. Biedni i bogaci nie są traktowani na równi. Nawet nie są tak samo karani.

background image

- Następnym razem wykonam rzeźbę przedstawiającą więźnia Akershus, z łańcuchami

wokół kostek, wychudzonego i obdartego, z pustym wyrazem twarzy. Cieszę się, że Lort-Anders

zostanie wtrącony do więzienia, bo jest łotrem, ale myślę o tych wszystkich, którzy nie zawinili

niczym innym, tylko kradzieżą chleba, bo nie mieli pieniędzy na jedzenie.

Elise zamyśliła się.

- Może kiedyś napiszę o tym książkę?

Drzwi się uchyliły i Jensine wybiegła im na spotkanie.

- Mamo! Tato! Wuj Kristian zbudował ogromną wieżę z zapałek, a Halfdan próbuje ją teraz

zniszczyć! Sigurd wyje, bo jest głodny, a ciotka Ulrikke jest zła, bo Elvira siedzi na nocniku na

środku kuchni i puszcza brzydkie bąki.

Nagle spojrzała na Johana, jakby nagle przypomniała sobie, co się z nim stało.

- Czy to prawda, że połamałeś wszystkie kości i że wpadłeś w ogromną dziurę na ulicy?

Johan uśmiechnął się.

- Nie było aż tak źle, ale wóz Czerwonego Krzyża zabrał mnie do szpitala Ullevål.

- Dagny opowiedziała o tym pani Jonsen, a ta była teraz u Magdy i na Sagveien i

rozpowiedziała to wszystkim babom, które tam stały i rozmawiały o wojnie. Kiedy pani Jonsen

wróciła, powiedziała, że to dobrze, że wpadłeś do dziury, bo one teraz zapomniały, że Niemcy nie

chcą nam sprzedawać chleba i że zimą zamarzniemy.

Wzięła Johana za rękę i pociągnęła go za sobą w stronę drzwi.

- Musisz powiedzieć wujowi Kristianowi i ciotce Ulrikke, jak duża była ta dziura. Hugo

mówi, że może jednak coś wypiłeś, bo dorośli mężczyźni nie upadają na ulicy, jeśli nie mają

taniego wina w kieszeni spodni.

Ciotka Ulrikke i wuj Kristian siedzieli na sofie i wyglądali na dosyć zmęczonych. Jak tylko

ich zobaczyli, podnieśli się z sofy, a ciotka Ulrikke wykrzyknęła: - Jak dobrze, że przyszliście!

Słońce zniknęło i w tym cienistym ogrodzie zrobiło się chłodno. Jak się czujesz, Johanie? Czy

połamałeś dużo żeber?

Johan, uśmiechając się, pokręcił z uśmiechem głową.

- Ani jednego. Dostałem tylko kilka eleganckich szwów na piersi.

Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a Elise pospieszyła, żeby wyjąć filiżanki do kawy. Ciotka

Ulrikke zebrała te, które były używane, i zdążyła je już umyć. Elise ulżyło, że nie zanosiło się na

więcej pytań odnośnie wypadku.

- Nie przygotowuj już nic dla nas, Elise. Musimy iść do domu. Możliwe, że odwiedzi nas

dzisiaj sąsiad.

background image

Elise nie uwierzyła w historię z sąsiadem, zrozumiała, że przedpołudnie było dla nich

męczące i że tęsknią już za swoim własnym, spokojnym salonem.

- Dziękuję, że przyszliście, i stokrotne dziękuję za pomoc. Jeśli dowiecie się czegoś więcej o

córce Kristiana, to dajcie mi znać.

- A ty musisz nam dać znać, jak tylko będziesz miała jakieś informacje od Kristiana - dodał

wuj Kristian i skierował się ku drzwiom. - Mamy nadzieję, że on jest w Afryce i że trzymają się z

daleka od Morza Północnego i Zatoki Biskajskiej.

Elise odprowadziła ich na zewnątrz.

- Ja też mam taką nadzieję.

Wuj Kristian zatrzymał się w korytarzu.

- Szliście pieszo całą drogę z Ullevål pomimo tego, że Johan jest ranny?

- Nie, podwiózł nas szef wydawnictwa Grøndahl & Syn. Był w szpitalu na badaniach i

właśnie wybierał się do domu swoim automobilem, kiedy my wyszliśmy.

- Nie kupił sobie czasami Oxford Morrisa? Widziałem reklamę w gazecie. Było napisane, że

to lekki, dwuosobowy automobil. Cztery razy szybszy od konia i o połowę tańszy w utrzymaniu.

Silnik na dziesięć hektolitrów, czterocylindrowy. Zużycie paliwa to koszt dwóch 0re na kilometr.

- Dużo wiesz na ten temat. Czyżbyś planował kupno takiego automobilu, wuju Kristianie?

Wuj obrzucił ciotkę Ulrikke niepewnym spojrzeniem, po czym szybko puścił oko do Elise.

- Pozdrów Hildę i pana Paulsena, kiedy ich spotkasz. Zastanawiałem się, czy się do nich nie

wybrać, ale szczerze mówiąc, uważam, że to Hilda powinna nas odwiedzić.

- Nie jest jej łatwo się wyrwać.

- To ładnie z twojej strony, że ją usprawiedliwiasz, Elise, ale ja już dawno temu przejrzałem

moją małą siostrzenicę. Ona robi tylko to, na co ma ochotę.

Minęło zaledwie kilka minut od czasu, kiedy ciotka Ulrikke i wuj Kristian wyszli, kiedy

rozległo się pukanie do drzwi. W progu stanęło dwóch oficerów policji. Elise cieszyła się, że nie

zjawili się wcześniej. To, że zobaczyły ich dzieci, było wystarczająco niedobre. Dagny na szczęście

już poszła.

Grzecznie przywitali się z Johanem i zapytali, jak się czuje. Johan zaprosił ich do salonu, a

Elise wyszła z dziećmi na dwór.

Hugo próbował protestować.

- Dlaczego znów musimy wyjść? Ciotka Ulrikke mówiła, że jest zimno i może zacząć

padać.

- Już nie jest zimno i nie będzie padać. Wy tak hałasujecie, że nie możecie być w domu,

kiedy ojciec rozmawia z policją.

background image

- A dlaczego oni tu są? Czy tata zrobił coś złego?

- Głuptasie! Tata nigdy nie robi nic złego. Chcieli z nim tylko porozmawiać o czymś, co się

wydarzyło w sąsiedztwie.

- Czy tacie wierzą bardziej niż innym dlatego, że jest rzeźbiarzem?

- Z pewnością. Tata jest mądry. Być może chcą go poprosić o radę.

- W takim razie tata powinien pracować w policji zamiast nich.

- Tobie by się to z pewnością podobało; mieć ojca, który chodzi w uniformie z błyszczącymi

guzikami i w hełmie.

- Sam nie wiem. Może wtedy by mnie zamknął za to, że trochę kłamałem i ukradłem kostkę

cukru z cukierniczki.

- Ależ Hugo! Chyba nie podkradasz cukru z cukierniczki?

- Nieee. Tylko czasami, ale mówię o tym Jezusowi, kiedy kładę się spać. Wtedy chyba nie

muszę opowiadać o tym też tobie?

Elise otworzyła usta, żeby mu odpowiedzieć, kiedy brama się otworzyła i wszedł Evert.

- Evert? Jak miło. Słyszałam, że byłeś u nas wczoraj wieczorem. Ja byłam z wizytą u Hildy.

- Wiem o tym. - Evert zaczął mówić w ten sam sposób, co pan Wang-Olafsen i ludzie po

drugiej stronie rzeki.

- Hugo mi o tym powiedział. Mówił, że kierownik fabryki jest umierający i że musiałaś tam

iść, żeby pomóc.

Elise nie mogła się nie uśmiechnąć.

- Znasz Hugo. Nie ma sensu wierzyć we wszystko, co mówi. Uważam, że Ole Gabriel był

wczoraj w o wiele lepszym stanie. Wiosną obawiałam się, że jego żywot ma się ku końcowi, ale

teraz już tak nie myślę. A co u pana Wang-Olafsena, Evercie? Myślisz, że jest sens zaprosić go tutaj

na niedzielny obiad?

Evert pokiwał głową.

- Tak, teraz myślę, że tak. Kilka dni temu odwiedził go dawny przyjaciel, a kiedy już miał

wychodzić, wyszeptał do mnie: „Musimy spróbować wydobyć go z melancholii".

- Rozumiem, że jest bardzo przygnębiony.

- Ale teraz jego syn znów zamieszka ze swoją żoną. Ona spodziewa się dziecka.

Elise otworzyła szeroko oczy.

- Znów zamieszkają razem? To dobrze ze względu na nich wszystkich! - Pomyślała o tym,

co mówił szef wydawnictwa w drodze do domu; że większość rozwiedzionych, którzy zawarli

nowe związki małżeńskie, z czasem dochodzą do wniosku, że ich pierwsze małżeństwo było równie

dobre. Nie zamierzała zaprzeczać, ponieważ nie chciała, żeby wydawnictwo znało szczegóły z jej

background image

prywatnego życia, ale pomyślała swoje. Gdyby Emanuel przeżył, może z czasem by się rozwiedli, a

ona i tak wyszłaby za Johana. Wątpiła, że mogłaby tego kiedykolwiek żałować.

- Czy mógłbyś zaprosić go na obiad w tę niedzielę? Możemy zrobić naleśniki z jagodami, to

jego ulubione danie.

Evert się uśmiechnął.

- Zapytam go.

Po chwili znów spoważniał, a ona przypomniała sobie, co Hugo mówił poprzedniego

wieczoru - że Evert chciał z nią o czymś porozmawiać.

- Czy chciałeś ze mną o czymś porozmawiać, Evercie? Chłopak przestąpił z nogi na nogę,

wyglądał na zmartwionego.

- Poznałem pewną dziewczynę. Ona chce koniecznie wiedzieć, kim byli moi rodzice.

Współczuła mu. Jego matka była jednym z tych bezdomnych, niebieskich ptaków, a jej ciało

było pełne złego.

- Nie możesz jej powiedzieć, że nie wiesz?

- Tak właśnie powiedziałem, ale ona mówi, że Armia Zbawienia może poszukać dla mnie

informacji. Teraz chce iść do Torkilda, bo się dowiedziała, że on jest naszą rodziną.

- Porozmawiam z Torkildem i przygotuję go na to. On z pewnością znajdzie jakąś mądrą

odpowiedź, taką, że nie będziesz musiał zdradzić, jaka jest prawda.

Posłał jej dziękczynne spojrzenie.

- Czasami żałuję, że wprowadziłem się do pana Wang-Olafsena. Tam jest tak cicho. No i... -

zamilkł.

- No i co? - Spróbowała mu pomóc.

- No i nie ma tam ciebie. - Spuścił głowę, zażenowany. Elise otoczyła go ramionami. Był

tak wysoki, że nie sięgała mu wyżej niż do ramion. - Kocham cię równie mocno, jak wszystkich

innych, Evercie. I zawsze będę. Czy nie możesz jej wytłumaczyć, że traktujesz nas jak swoich

rodziców i że nie jesteś ciekawy, kim są twoi biologiczni rodzice, ponieważ cię porzucili? Pokiwał

głową.

- To dobry pomysł. To nawet nie jest kłamstwo. Czy mogę ją tu przyprowadzić któregoś

dnia?

- Nie musisz pytać o pozwolenie.

- Gdzie jest Johan?

- Właśnie ktoś do niego przyszedł, dlatego zabrałam dzieciaki na dwór, żeby im nie

przeszkadzać.

background image

Nie chciała mu mówić o tym, co się stało, żeby go nie martwić, ale nie zdawała sobie

sprawy, że Hugo przysłuchiwał się ich rozmowie.

- To policjanci. Potrzebowali jego pomocy, bo są głupsi od taty. Elise z przerażeniem

spojrzała w kierunku drzwi.

- Cicho, Hugo! Nie możesz mówić takich rzeczy!

- Chcesz powiedzieć, że mam kłamać? Kiedy policjanci są u nas w domu?

- Milczeć to nie to samo, co kłamać. Nieważne, co sobie pomyślisz - nie musisz wszystkiego

mówić na głos.

Drzwi się otworzyły i oficerowie wyszli na zewnątrz. Zanim zniknęli za rogiem, grzecznie

pożegnali się z Elise.

- Widzisz! - powiedział szybko Hugo. - Mają w głowie tyle wody zamiast mózgu, że hełmy

im nie wchodzą na uszy.

- Cisza, Hugo! - Chwyciła go za ramię i potrząsnęła nim. -Nie wolno ci mówić takich

rzeczy! O nikim! Zrozumiano?

Pochylił głowę, przytaknął i wyglądał na zawstydzonego.

- Czy możesz przez chwilę przypilnować dzieciaków, Evercie? Muszę porozmawiać o

czymś z Johanem.

- Jasne. Hugo, chodź pogramy w piłkę! Przerwa między krzakami porzeczki to będzie

bramka!

Długo się nie zastanawiając, Hugo pobiegł do stajni, żeby przynieść piłkę.

Johan był w salonie, w zamyśleniu spoglądał za okno.

- Znaleźli go? Pokręcił głową.

- Ale chyba nam uwierzyli?

- Tak, bez wątpienia.

- Nie znaleźli żadnego tropu? Nie wiedzą, gdzie on zazwyczaj przebywa?

- Na to wygląda.

- Myślałam, że wszyscy wiedzą, kim jest Lort-Anders i gdzie ma się w zwyczaju szlajać.

- Też tak myślałem.

- Wyglądasz na zamyślonego. Martwisz się? Odwrócił się do niej i ciężko westchnął.

- Dopóki go nie złapią, nie możemy czuć się bezpieczni.

background image

5

Hilda otworzyła drzwi wejściowe, odłożyła siatkę wypełnioną zakupami, zdjęła płaszcz i

kapelusz.

- Biegnij do taty, Gabrielu. - Po czym krzyknęła: - Już jesteśmy, Ole Garbielu!

Wtedy zauważyła kapelusz panny Johannessen. Czy ta kobieta znów tu dzisiaj jest?

Wyjątkowo ochoczo wpada w odwiedziny do swojego dawnego szefa! Pewnie nie ma nic innego do

roboty, skoro pracuje teraz tylko w te dni, kiedy nowa sekretarka jest nieobecna. Ole Gabriel

mówił, że odziedziczyła pokaźną sumę po swoich rodzicach, i że jest teraz dobrze sytuowana.

Siedzieli przy niewielkim, okrągłym stoliku do gry w szachy i grali. Byli tym tak

pochłonięci, że nie zwrócili uwagi ani na chłopca, ani na nią.

- Szach-mat! - Ole Gabriel promieniał. - Znów cię pokonałem! Nie zauważyłaś gońca?

A więc teraz byli ze sobą na ty! Hilda przewróciła oczami. Teraz doprawdy nisko upadł,

skoro z wdzięcznością przyjmował towarzystwo tej starej jędzy, on, który kiedyś miał wielu przyja-

ciół, zarówno w loży masońskiej Gwiazda Polarna, jak i innych organizacjach dla mężczyzn.

- Dzień dobry, panno Johannessen. To urocze z pani strony, że dzisiaj też przyszła pani

odwiedzić mojego męża.

Panna Johannessen gwałtownie odwróciła głowę, jej twarz oblała się rumieńcem.

- Jest mi przykro, że pan Paulsen musi sam tu siedzieć całymi dniami.

Hilda uśmiechnęła się kwaśno.

- Nie jest samotny teraz, kiedy pani jest tu codziennie.

W tej samej chwili jej spojrzenie padło na Ole Gabriela. Był ubrany w nową koszulę z

wykrochmalonym kołnierzykiem, a jego siwe włosy były zaczesane do tyłu. O losie! Wystroił się

dla swojej dawnej sekretarki!

Uśmiechnął się, chociaż z pewnością wyczytał sarkazm z jej tonu.

- Tak, czyż nie jest miła? Już poczułem się o wiele lepiej. To niesamowite, jak rozmowa z

innym człowiekiem potrafi korzystnie wpłynąć na zdrowie.

Hilda wyszła do kuchni, zabierając produkty spożywcze, które kupiła. Powinna

zaproponować pannie Johannessen filiżankę kawy, ale nie miała ochoty jej niczego przynosić.

Irytował ją widok tej dwójki - tego, jacy byli radośni i zadowoleni, podczas gdy ona była

wykończona po całym przedpołudniu spędzonym w otoczeniu stadka hałaśliwych dzieci.

Kiedy wyjęła ziemniaki i zabierała się do ich szorowania, przyszedł do niej mały Gabriel.

background image

- Dlaczemugo ona tu jest?

Hilda poczuła, że ogarnia ją złość, i gwałtownie się odwróciła.

- Czy nie mówiłam ci, że mówi się dlaczego, a nie dlaczemu? Mały Gabriel wyglądał na

nieszczęśliwego.

- Oni... Inne dzieci tak mówią.

- Ale tobie nie wolno! Twój ojciec był kierownikiem fabryki i jednym z ważniejszych ludzi

w mieście. Tam, gdzie wcześniej mieszkaliśmy, żadne z dzieci tak nie mówiło. Zabraniam ci tak

mówić. Rozumiesz?

Po jego policzku spłynęła łza.

- Ja nie wiem, jak mam mówić.

- Masz mówić tak jak ja i ojciec. Zrozumiano?

- Tak jak ta panią, co jest u taty?

- Mówi się pani, nie panią.

Odwrócił się i, pociągając nosem, poszedł w kierunku drzwi.

- Pójdę do nich i będę słuchał, jak rozmawiają, może się nauczę porządnie mówić.

Nie spieszyła się z szykowaniem obiadu. Panna Johannessen chyba nie zamierza spędzić u

nich całego dnia? Przecież ona ma dziecko! Mimo że Jorund jest już duża, potrzebuje, żeby ktoś był

w domu, kiedy wróci ze szkoły. Naprawdę nie wypada, żeby jej matka ją zaniedbywała, grając w

szachy ze swoim dawnym pracodawcą!

Hilda była coraz bardziej rozgniewana, kiedy przygotowywała sos do kotletów z czarniaka.

Nagle usłyszała jakiś dźwięk dochodzący zza kuchennego okna i pospieszyła zobaczyć, czy

to czasem nie był pan Stenersen. Ku swojemu rozczarowaniu zobaczyła, że to tylko pani Kaspersen

z drugiego piętra wyszła, żeby zdjąć pranie.

Kiedy z powrotem podeszła do kuchenki, zauważyła że sos się przypalił. Zaklęła i wylała

wszystko do śmietnika. To wszystko wina panny Johannessen! Gdyby nie siedziała tam teraz,

flirtując z Ole Gabrielem, na pewno by do tego nie doszło! Dlaczego ona musi tu stać, niczym jakaś

pomoc domowa i szykować mu jedzenie, podczas gdy to stare próchno nie ma nic innego do roboty

poza grą w szachy? To ona jest jego żoną, panią kierownikową Paulsen!

I na dodatek jeszcze się dla niej wystroił! On, który od czasu ich przeprowadzki ze wzgórza

Aker nie ubierał się w nic innego niż stare koszule, spodnie z wypchanymi kolanami i ten okropny,

brązowy sweter robiony na drutach! Nawet mu się nie chciało przeczesać włosów, ona musiała to

robić.

background image

Szybkim krokiem weszła do pokoju i zaczęła nakrywać do stołu. Specjalnie pobrzękiwała

talerzami, udając, że bardzo jej się spieszy. Zauważyła, że Ole Gabriel zmarszczył czoło i posłał jej

ostrzegawcze spojrzenie, ale ona się tym nie przejęła. Panna Johannessen spojrzała na nią.

- Czy pani zajęła jakieś stanowisko w sprawie wojny, pani Paulsen?

Pytanie zupełnie ją zaskoczyło, nie wiedziała, co ma powiedzieć. Ole Gabriel odpowiedział

za nią.

- Hilda nigdy się nie interesowała polityką. Wątpię, żeby miała na ten temat jakieś pojęcie.

Panna Johannessen nadal na nią patrzyła.

- Jesteśmy chyba jedynym krajem w Europie, który nie zajął konkretnego stanowiska ani

politycznie, ani uczuciowo. To ważne, żebyśmy byli ostrożni w naszych sądach. Jest taka zasada

audiatur et altera pars.

Czy ona używa obcojęzycznych terminów tylko po to, żebym się wygłupiła, pokazując, że nie

wiem, co znaczą? Hilda poczuła, że jest coraz bardziej poirytowana.

- To znaczy Niechaj druga strona też zostanie wysłuchana - podpowiedział jej Ole Gabriel.

Posłała mu mordercze spojrzenie.

- Doskonale o tym wiem, Ole Gabrielu. Ale masz rację: polityka mnie nie interesuje. Myślę,

że o wiele ciekawsze są jej następstwa, jak na przykład sprawa tych dziewiętnastu tygrysów, które

pracowały w Szwecji, kiedy wybuchła wojna, a które wygnano z kraju razem z innymi

obcokrajowcami, bo Szwedzi obawiali się klęski głodowej. Teraz przebywają u portiera na dworcu

wschodnim.

Zauważyła, że panna Johannessen się zmieszała, prawdopodobnie nie była pewna, czy ma ją

traktować poważnie. Rozbawiło ją to.

- Poza tym uważam, że to było niesamowicie zabawne przeczytać w gazecie o

niedźwiedziu, który dostał grzywnę za jazdę na rowerze po parku Zamkowym.

Panna Johannessen wyglądała na jeszcze bardziej zdezorientowaną i posłała pytające

spojrzenie Ole Gabrielowi.

- Nie bądź dziecinna, Hildo. To nie niedźwiedź, a jego treser z cyrku Norbeck dostał

grzywnę, ponieważ pozwolił niedźwiedziowi jeździć na rowerze po parku podczas niedzielnego

koncertu.

- Zgadza się, byłoby źle, gdyby wszystkie niedźwiedzie w tym kraju zaczęły jeździć na

rowerze wokół zamku. - Hilda odwróciła się na pięcie, uśmiechając się do siebie. Stare próchno nie

miało nawet poczucia humoru!

W końcu usłyszała, że panna Johannessen zbiera się do wyjścia. Powinna ją odprowadzić,

ale nie chciało jej się. Jak tylko usłyszała, że drzwi się za nią zatrzasnęły, popędziła do salonu.

background image

- Czy ta kobieta zamierza tu przychodzić każdego dnia? Ole Gabriel uniósł brew.

- A dlaczego nie? Ona rozumie, jak mi źle. W przeciwieństwie do innych.

Hilda głośno prychnęła.

- Wcale nie jest ci gorzej niż mnie. Już prawie wyzdrowiałeś. Nie zapominaj, że ja też

musiałam się wyprowadzić z mojego domu i z dala od naszych przyjaciół ze wzgórza Aker!

Odwróciła się do Gabriela, głos jej złagodniał. - Chodź, będziemy jeść!

Zasiedli do stołu. Szybkimi ruchami nakładała jedzenie. Ole Gabriel obrzucił swój talerz

krytycznym spojrzeniem.

- Dziękuję, nie chcę za dużo sosu. Spojrzała na niego ze zdziwieniem.

- Ale ty przecież lubisz taki sos?

- Panna Johannessen mówi, że on jest tłusty. Od tego się tyje. Hilda przewróciła oczami.

- Zaczniesz się teraz odchudzać? Bo panna Johannessen mówi, że to niezdrowo być

grubym?

Ole Gabriel nie odpowiedział.

Hildę nagle uderzyła pewna myśl. A może to nie ze względów zdrowotnych? Może on chce

zrzucić parę kilo, żeby lepiej wyglądać? Spojrzała na niego. Rzeczywiście wyglądał młodziej w tej

nowej koszuli z wykrochmalonym kołnierzykiem i z włosami zaczesanymi do tyłu. Zauważyła też,

że szybciej podniósł się z sofy i podszedł do stołu lżejszym krokiem. Czyżby to panna Johannessen

miała na niego taki wpływ? To niesamowite.

Chwilę później jej myśli powędrowały do pana Stenersena. Zarówno Ole Gabriel, jak i Elise

krytykowali ją za to, że się wdzięczy do ich nowego sąsiada, ale to, co robił Ole Gabriel, jest

przecież o wiele gorsze!

Całe przedpołudnie siedział razem z panną Johannessen i uważa, że nie zrobił nic złego. A

co sobie pomyślą sąsiedzi? Z pewnością zauważyli, że jak tylko Hilda poszła do pracy, pojawiła się

tu jakaś kobieta, która spędziła u niego większą część dnia. On z pewnością nie jest zainteresowany

tą starą panną w ten sposób, ale skąd inni mają to wiedzieć? On już teraz nie może jej nic

powiedzieć, i odtąd ona nie zamierza się przejmować ani jego spojrzeniami spode łba, ani

podejrzliwością Elise. Obydwoje byli zazdrośni, bo ona znalazła sobie nowego przyjaciela.

Ociągała się, idąc wynieść śmieci. Udawała, że napawa się świeżym powietrzem,

zatrzymała się i zaczęła wpatrywać się w niebo.

- Napawa się pani ostatkami letniego ciepła, pani Paulsen? - Pan Stenersen wszedł przez

bramę, był w marynarce i kapeluszu, pod pachą trzymał aktówkę.

Uśmiechnęła się.

background image

- Kiedy człowiek musi siedzieć cały dzień w pomieszczeniu, ważne jest, żeby wykorzystać

tych kilka sekund, które się ma, żeby poczuć zapach kwiatów i dostrzec zieleń wokół siebie.

- Zgadzam się. Zacząłem urządzać sobie małe przechadzki każdego wieczoru. Przechodzę

przez Idiotę i schodzę do ulicy

Generała Bircha. - Roześmiał się. - Ktoś wymyślił ciekawą nazwę dla tego zbocza.

- To dlatego, że leży pomiędzy Domem Wychowawczym i Instytutem dla opóźnionych w

rozwoju chłopców.

Pokiwał głową.

- Tak też słyszałem. W każdym razie jest to bardzo ładne, zielone zbocze, a zimą z

pewnością doskonałe miejsce do uprawiania skoków narciarskich przez chłopców. Może miałaby

pani ochotę się do mnie przyłączyć któregoś wieczoru? Moja żona i pani mąż chwilowo są przykuci

do łóżek, ale mi i pani przydałby się mały spacer.

Hilda poczuła, że robi jej się ciepło.

- Brzmi wspaniale, ale...

- Boi się pani zostawić męża samego?

- Nie, absolutnie nie. Ostatnio jego stan bardzo się poprawił. Ledwo by go pan poznał.

- Dobrze to słyszeć. Czy dostał jakieś nowe lekarstwa?

- Nie, ale codziennie ktoś go odwiedza, a on twierdzi, że lepiej się czuje, bo ma z kim

porozmawiać i nie musi być sam.

- Rozumiem to. Jest zmuszony myśleć o czymś innym. Czy to jakiś dobry przyjaciel go

odwiedza?

- Nie, to jego dawna sekretarka, stara panna, która zaadoptowała małą dziewczynkę. Moja

siostra przyprowadziła kiedyś do niej nieszczęśliwe, bezdomne dziecko, i okazało się to błogosła-

wieństwem dla obydwu stron.

Pan Stenersen uśmiechnął się, w jego oku pojawił się wesoły błysk.

- Czyli odwiedza go jakaś pani. W takim razie to nie będzie nic złego, jeśli pójdzie pani na

spacer z jakimś innym mężczyzną.

Hilda się roześmiała. Czuła się tak lekka, że mogłaby latać.

- Powiedzmy, że za godzinę? Spotkamy się na szczycie Idioty. Pokiwała głową, odwróciła

się i pospieszyła do środka.

Uległa pokusie i kupiła dwie drożdżówki, które zamierzała zjeść razem z Ole Gabrielem do

kawy, kiedy mały Gabriel położy się spać. Teraz postanowiła, że zachowa jedną z nich na następny

dzień. Ole Gabriel i panna Johannessen będą mogli ją zjeść nazajutrz przed południem.

Nastawiając kawę, nuciła.

background image

Kiedy weszła do salonu z tacą, Ole Gabriel posłał jej zdziwione spojrzenie.

- Nagle zrobiłaś się bardzo wesoła.

- Tak, kiedy wyszłam wynieść śmieci, zatrzymałam się na chwilę, żeby nacieszyć się

świeżym powietrzem. Byłam naprawdę zła i niezadowolona, kiedy wróciłam z ochronki. Myślę, że

to przez ten hałas. Potrzebuję spokoju i świeżego powietrza, kiedy wracam do domu. Od teraz

zacznę wychodzić każdego wieczoru na spacery, żeby odzyskać dobry humor.

- To brzmi rozsądnie, ale nie czekaj do zmroku. To, co się przydarzyło Johanowi, bardzo

mnie przeraziło. Nigdy nie przypuszczałem, że w tej okolicy może dojść do czegoś takiego.

- Lort-Anders chciał się zemścić na Elise od wielu lat. Ta okolica mimo to jest bezpieczna.

- Mimo wszystko uważam, że to było przerażające. Jeśli chcesz iść na spacer, zrób to teraz.

Na zewnątrz czuć już jesień, szybciej robi się ciemno.

- Nie mogę wyjść, dopóki nie posprzątam w kuchni.

- Zmywanie ci nie ucieknie. Masz na to cały wieczór.

- Ale mały Gabriel musi iść do łóżka.

- Tak wcześnie?

- Był dziś rano tak śpiący, że miałam problem z obudzeniem go. Postanowiłam, że będę go

kładła spać co najmniej godzinę wcześniej. Chodź, Gabrielu! Czas spać!

Mały Gabriel siedział na podłodze ze swoimi zabawkami.

- Gabrielu? Słyszałeś, co mówiłam?

Wyglądało na to, że chłopiec nie zamierza się ruszyć. Hilda poczuła, że znów ogarnia ją

złość. - Gabrielu, czy ty nie słyszysz, co do ciebie mówię? Masz iść do łóżka! Wstań natychmiast i

marsz do swojego pokoju!

- Jestem głodny.

- Niedawno jadłeś obiad.

- Ale i tak jestem głodny.

- Bzdura! Jeśli natychmiast nie pójdziesz do siebie, dostaniesz lanie!

Mały Gabriel szybko podniósł się z podłogi, ale zamiast zrobić tak, jak mu kazała, pobiegł

do Ole Garbiela.

- Tato, pomóż mi! Mama chce mi dać lanie!

Ole Gabriel wziął go na kolana. To był pierwszy raz Od bardzo dawna.

- Już, już kochany. Mama nie może dać ci lania. Już ja o to zadbam.

Hilda szybko łapała oddech.

- Sprzeciwiasz mi się? Kto decyduje o tym, kiedy mały Gabriel ma iść do łóżka, ty czy ja?

Ole Gabriel wpatrywał się w nią gniewnym wzrokiem. - Ja.

background image

Hilda odwróciła się na pięcie, pobiegła do drzwi wejściowych, zarzuciła na siebie płaszcz i

kapelusz i zniknęła na zewnątrz.

Zaczęła w tę i z powrotem przemierzać szybkimi krokami ulicę Schiøtza. Jeszcze chwila

minie, zanim przyjdzie pan Stenersen. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, ale na pewno nie

chciała być w domu!

Wtedy zauważyła sylwetkę wychodzącą spod 18. Jej serce zaczęło bić szybciej. Czy

przyszedł już teraz? Niepewnym krokiem wyszła mu na spotkanie.

- Wybiera się pan gdzieś? Uśmiechnął się.

- Zamierzam się spotkać z pewną uroczą damą, z którą umówiłem się na przechadzkę.

Hilda poczuła, że się rumieni.

- Umówiliśmy się za godzinę.

- A minęło dopiero dwadzieścia minut, ale przez przypadek usłyszałem, że drzwi się

otworzyły, i wyjrzałem przez okno. Wtedy zobaczyłem pospiesznie wychodzącą młodą kobietę.

Hilda poczuła, że jeszcze mocniej się czerwieni.

- Pan słyszał, że drzwi trzasnęły, i widział pan, że kobieta wybiegła.

Uśmiechnął się. Boże, jak on dobrze wyglądał! Zawstydziła się.

- Przepraszam. Byłam tak wściekła, że nie wiedziałam, co robię. Mój maż nie pozwolił mi

położyć małego Gabriela spać. Chciał się zemścić, ponieważ byłam niezadowolona, kiedy przy-

szłam z pracy i zobaczyłam, że dziś znowu siedzi tam z nim jego sekretarka. Grają w szachy i

spędzają miło czas, podczas kiedy ja muszę się trudzić, żeby zarobić na chleb.

- W takim razie doskonale rozumiem pani wściekłość. Myślałem, że ona przyszła, żeby mu

w czymś pomóc, coś zapisać, np. jakiś list biznesowy czy coś w tym rodzaju.

Hilda pokręciła głową.

- On już na dobre zakończył swoją pracę w przędzalni. Ona przychodzi, ponieważ się nim

interesuje. Zawsze tak było. Zanim się pobraliśmy, marzyła o tym, żeby wyjść za niego za mąż, i

była bardzo zawiedziona, kiedy zrozumiała, że wybrał mnie.

Pan Stenersen się uśmiechnął.

- Rozumiem go. Postąpiłbym tak samo. Hilda nie mogła powstrzymać śmiechu.

- Pan nigdy nie widział panny Johannessen.

- Owszem, widziałem, kiedy wczoraj od was wychodziła. Wyglądała jak zdziwaczała stara

panna. Moja żona myślała, że macie nową gospodynię.

Powoli zbliżali się do Idioty.

background image

Hilda spojrzała w kierunku okien swojego domu i zastanawiała się, czy Ole Gabriel coś

podejrzewał. Może stał tam i śledził ich wzrokiem, ale kiedy wieczorne słońce padało na szyby

niemożliwością było coś przez nie zobaczyć.

- A jak się miewa pani szwagier? Czy wrócił już ze szpitala?

- Tak, wrócił do domu następnego dnia. Policja nie odnalazła jeszcze Lort-Andersa, i

zarówno Johan, jak i Elise są niespokojni. Skoro ten drań mógł się posunąć do czegoś takiego, nie

wiadomo, czy znowu nie zaatakuje.

Pan Stenersen spojrzał na nią z powątpiewaniem.

- Ale on z pewnością wie, że dostanie surową karę, gdy go złapią. Jeśli znów coś zrobi, nie

będzie dla niego żadnej litości.

- Lort-Anders jest tak głupi, że z pewnością tego nie rozumie. Posłał jej spojrzenie pełne

zdziwienia.

- Mówimy o usiłowaniu zabójstwa.

Hilda miała już powiedzieć, że oni byli przyzwyczajeni do tego, że ludzie się bili i zabijali

po pijaku, że jej własny ojciec tak zginął ale ugryzła się w język. Jeśli pan Stenersen dowie się, z ja-

kiego domu się wywodzi, być może nie będzie chciał już z nią wychodzić na spacery.

Spojrzała w bezchmurne, wieczorne niebo.

- Pięknie jest o tej porze roku, nie sądzi pan? Wydaje się, że trawa i liście na drzewach są

jeszcze bardziej zielone niż latem.

- To dlatego, że dużo padało. Roześmiała się.

- To nie było zbyt poetyckie stwierdzenie. Najpierw mówi pan o zabójstwach, a potem o

deszczu.

- Przepraszam. Zgadzam się z panią, że powinniśmy zapomnieć o wszystkim, co było złe i

trudne, kiedy wreszcie mamy okazję być razem. Moja żona nie mówi o niczym innym tylko o

wojnie, braku żywności i co poczniemy zimą, podczas gdy pani ma wspaniały dar odsuwania

wszystkich trudności na bok.

- Niektórzy z pewnością traktują to jak wadę.

- Ale nie ja. Chciałbym, żeby moja żona też tak potrafiła.

Ciężko jest żyć z kimś, kto ma tylko czarne myśli i nie potrafi się niczym cieszyć. Nawet

wczoraj o tym myślałem. Właściwie to nie mogę sobie przypomnieć, kiedy ostatnio słyszałem, jak

się śmieje.

- Spróbujemy chodzić na takie małe, wieczorne spacery tak często, jak się da. Raczej nie

opowiem o tym mojemu mężowi, na pewno by mu się to nie spodobało. Pomimo tego, że panna

background image

Johannessen jest u niego każdego dnia - dodała, wzdychając. Jej twarz wykrzywił delikatny grymas.

- Będę udawać, że potrzebuję świeżego powietrza i że idę się sama przespacerować.

- Ja też tak zrobię.

W tym samym momencie jej stopa trafiła na korzeń, Hilda potknęła się i by upadła, gdyby w

porę jej nie złapał.

- Myślę, że będzie najlepiej, jak będę panią trzymał za ramię. Nie możemy ryzykować, żeby

i pani wylądowała w szpitalu Ullevål.

background image

6

Peder wszedł do szopy i wyciągnął swoje nowe cudo: błyszczący rower, wyprodukowany w

fabryce rowerów Kongsvinger. Dostał go od Ringstada na osiemnaste urodziny. Kiedy go zobaczył,

wydawało mu się, że śni. Własny rower! Nie mógł tego pojąć.

Kristian i Evert zzielenieliby z zazdrości, nie było sensu im o tym mówić. Kristian póki był

na morzu, nie potrzebował roweru, ale z Evertem sprawy miały się inaczej.

Peder dziękował i kłaniał się, nie wiedząc, jak ma wyrazić swoją radość, ale Hugo Ringstad

na pewno to rozumiał. Uśmiechał się od ucha do ucha i wydawało się, że jest równie szczęśliwy jak

Peder.

Drzwi wyjściowe się otworzyły i pan Ringstad wyszedł na zewnątrz. Peder przestał mówić

do niego per pan, ale nie mógł się przemóc, żeby nazywać go dziadkiem, chociaż Hugo i Jensine

tak się do niego zwracali. Elvira też, pomimo że nie był jej rodziną. Ringstad chciał, żeby wszyscy

mówili do niego dziadku.

- No? Wybierasz się na wycieczkę rowerową?

Peder pokiwał twierdząco głową i udawał, że robi coś przy rowerze, żeby ukryć rumieniec.

Ringstad zresztą na pewno wiedział, z kim Peder zamierza się spotkać.

- Nie jesteś zmęczony po całym dniu pracy? Peder się uśmiechnął i pokręcił głową.

- Nigdy nie jestem zmęczony. Ringstad głęboko westchnął.

- Żeby znów być młodym i nie wiedzieć, co znaczy zmęczenie! Ja mam wrażenie, że moje

ciało jest wypełnione kamieniami.

Peder się roześmiał. Był taki zadowolony i czuł się tak lekko, Że mógłby się śmiać cały

dzień. Spotkał się z Marte trzy razy od czasu, kiedy razem kąpali się w rzece, a na ostatnim

spotkaniu Ją pocałował. To była najlepsza rzecz, jaka mu się kiedykolwiek zdarzyła. Marte była

onieśmielona, ale się nie wycofała. Teraz znów mieli się spotkać, a ona nie wiedziała, że dostał

rower!

- Nie chciałbyś kiedyś zaprosić Marte tu do nas?

Peder gwałtownie odwrócił głowę i poczuł, że zrobiło mu się gorąco.

- Tutaj?

background image

- Tak, to normalne, że chłopiec zaprasza swoją dziewczynę do domu. Muszę ją przecież

kiedyś poznać.

Do domu... Ringstad zaczął go traktować jak syna, ale jego dom był u Elise i Johana. Elise

zrozumiałaby, że taka sytuacja byłaby dla niego nieprzyjemna, i pomogłaby mu. Zaczęłaby

rozmawiać z Marte tak, jak inne matki rozmawiają z młodymi dziewczętami. Ringstad natomiast

jest starszym człowiekiem i z pewnością mówiłby dużo głupot. To by było tak nieprzyjemne, że aż

nieznośne.

- Możesz ją jutro po kościele zaprosić na kawę.

- Sam nie wiem.

- Nikt inny nie musi wiedzieć, że ona tu przyjdzie. Jak wszyscy ludzie opuszczą kościelne

wzgórze, ona będzie mogła jechać z tobą na rowerze.

- No tak, ale...

- Boisz się, że nie będzie miała odwagi?

- Niee, ale...

- Jestem pewien, że ona bardzo by chciała, ale jest nieśmiała, tak jak ty. Kiedy wypijemy

kawę, możecie siedzieć sami w kuchni i pograć w jakąś grę. Możesz ją przecież nauczyć grać w

szachy! Teraz, kiedy mam lepszą szachownicę niż kierownik fabryki! - dodał z dumą w głosie.

- Wydaje mi się, że jeszcze wszystkiego nie rozumiem. Wieża i goniec, i w ogóle.

- Ależ oczywiście, że rozumiesz. Przecież w zeszłym tygodniu trenowaliśmy każdego

wieczoru. Ziemianin musi mieć jakieś zajęcie w długie, zimowe wieczory, kiedy ma wystarczająco

pomocników w stajni i oborze, a na dworze nie ma nic do roboty.

Czy on nigdy nie skończy mówić? Marte na mnie czeka, pomyślał Peder.

Ringstad głęboko westchnął.

- Ty się nadajesz na rolnika, Pederze. Czasami myślę, że to ty powinieneś przejąć z czasem

majątek, nie Hugo. Hugo jest jeszcze młody, nie wiadomo, co z niego wyrośnie, a ty kochasz

zarówno ziemię, jak i zwierzęta, i wydajesz się lubić pracę na roli.

- Jeszcze dużo czasu minie, zanim Hugo dorośnie. On ma dopiero dziewięć lat. A swoją

drogą: co z Sebastianem? Czy Signe czasem nie mówi, że to on jest dziedzicem Ringstad?

Ringstad prychnął.

- Nie interesuje mnie, co ona mówi. Ona nie była żoną Emanuela.

- Ale wydawało mi się, że mówiłeś kiedyś, że weszło nowe prawo, według którego bękarty

mają takie same prawa jak inni.

background image

- Jeszcze tego nie uchwalono, to jacyś upośledzeni umysłowo ludzie chcieli je wprowadzić.

Mam nadzieję, że im się nie uda. Aha, na czym stanęło? Zaprosisz jutro Marte na kawę, czy będę

zmuszony sam to zrobić?

Peder spojrzał na niego z przerażeniem. To by dopiero było, gdyby Ringstad podszedł do

Marte i zaprosił ją na kawę na oczach całej wsi!

- Sam to zrobię - odpowiedział, wskoczył na rower i odjechał. Powinien był podziękować,

ale wszystko nagle zrobiło się takie trudne.

Siedziała w budce do przechowywania kanek z mlekiem, tam, gdzie się umówili. Kiedy

zauważyła, że przyjechał nowiutkim rowerem, zrobiła wielkie oczy.

- Dostałeś rower?

Peder pokiwał dumnie głową.

- Ringstad powiedział, że to prezent na osiemnaste urodziny, chociaż osiemnaście lat

skończę w maju! - Roześmiał się, przepełniała go radość. - Wyprodukowany w norweskiej fabryce!

- Powiedział po chwili, jego wzrok przesunął się z podziwem po tym cudeńku.

- Czy on jest aż tak bogaty, ten Ringstad? Dał ci go, mimo że nie jest twoim prawdziwym

dziadkiem?

Peder pokiwał głową.

- Powiedział, że wolałby, żebym to ja był dziedzicem, ale to niemożliwe.

- Uważam, że w takim razie nie powinien ci tego mówić. Tylko się rozczarowałeś.

Peder pokręcił głową.

- Myślę, że nie chciałbym stać się kimś takim jak on. Jeździć do kościoła eleganckim

powozem i chodzić ze złotym zegarkiem w kieszeni.

Marte się roześmiała.

- Też tak myślę. Ty i ja nie jesteśmy tacy.

Napotkał jej wzrok i zrobiło mu się gorąco. Pospiesznie spojrzał w inna stronę.

- Wsiadaj na tył, jedziemy!

To było dziwne uczucie - wiedzieć, że ona siedzi za nim. Jechał wolniej, uważał, żeby nie

wjeżdżać zbyt gwałtownie w koleiny, i starał się, żeby woda nie pryskała spod kół, kiedy

przejeżdżali przez kałuże. Obejmowała go w pasie, być może trochę się obawiała. Cudownie było

czuć jej ciepło.

Odstawił rower pod drzewem obok łąki, na której siedzieli wówczas, po kąpieli w rzece.

Wtedy było gorąco, teraz powietrze było chłodniejsze i bardziej jesienne.

background image

Usiedli na trawie.

Wzdrygnęła się.

- Pamiętasz, jak było ciepło, kiedy tu byliśmy poprzednio?

- Tak.

Mignęło mu jej białe, nagie ciało, kiedy pospiesznie wychodziła z wody, spłoszona

nieoczekiwanym odgłosem. Otoczył ją ramieniem.

- Ogrzeję cię, żebyś nie marzła. Mocno do niego przywarła.

- Nie wiedziałam, że jest tak zimno. Powinnam była zabrać ze sobą sweter.

- Chyba nie zmarzniesz, siedząc tu razem ze mną? Zaśmiała się cicho.

- Nie. Jesteś gorący jak piec chlebowy. Pokiwał głową.

- Jak byłem młodszy, bardzo marzłem, ale teraz już nie pamiętam, jak to było. Ringstad

mówi, że to od pracy na roli. On twierdzi, że nadaję się na rolnika.

- Ja też tak sądzę.

Zapadła między nimi cisza. Nagle nie wiedział, co ma powiedzieć. Przypomniało mu się, co

powiedział Ringstad.

- Hugo pytał się, czy przyszłabyś do nas wypić kawę, po kościele.

Zauważył, że podskoczyła.

- Pytał, czy ja bym przyszła do Ringstad? W jaki sposób? Nie mógł jej przecież powiedzieć,

że Ringstad nazwał ją jego dziewczyną.

Zapadła cisza.

- Nie wiem, czy się odważę.

- Nie musisz się go bać. On jest tylko miłym, starszym mężczyzną.

- Ale wtedy nie mogą nas zobaczyć chłopaki z Ødegård.

- Nie, ukryję rower w krzakach za kościołem, i poczekamy, aż wszyscy ludzie sobie pójdą.

Pokiwała głową, nic nie mówiąc. Przycisnął ją jeszcze bliżej do siebie.

- Marzniesz?

- Trochę.

Spojrzał na jej czerwone, pełne usta, miały taki ładny kształt. Nie znał nikogo, kto miałby

równie ładne usta jak ona. Nagle zebrał się na odwagę i przycisnął swoje wargi do jej. Ostrożnie

wsunął język. Ona odpowiedziała tym samym. Długo tak siedzieli, ciesząc się sobą.

Pociągnął ją do tyłu, tak że leżeli teraz na trawie. Potem nachylił się nad nią i całował tak

długo, aż obojgu zabrakło oddechu. Ostrożnie odchylił się trochę na bok, wysunął jej koszulkę,

którą miała włożoną w spódnicę i wsunął pod nią dłoń. Nie miała nic pod spodem. Wydawało mu

background image

się, że straci oddech, kiedy poczuł jej ciepłą, gładką skórę, a jego dłoń zamknęła się na jednej z jej

piersi.

Pozwoliła mu na to, nie próbowała go zatrzymać, wygięła tylko plecy w łuk, jak gdyby jej

się to podobało. Poczuł, że jej sutek twardnieje, i usłyszał, że wydała z siebie delikatne

westchnienie. Oszołomiony podciągnął jeszcze wyżej jej koszulkę i zanurzył twarz w jej ciepłej i

miękkiej skórze, czując, że jej serce bije równie szybko i mocno jak jego.

Wtedy nagle usłyszał jakieś głosy i trzask łamanych gałęzi.

- Ktoś tu idzie! - wyszeptał zachrypniętym głosem, stanął na równe nogi i pociągnął ją za

sobą w krzaki.

Łapiąc oddech, ukucnęli głęboko w gęstych zaroślach, nasłuchując, czy intruzi się zbliżają.

- To duzi chłopcy - wyszeptał. - Słyszę to po ich głosach.

- To chłopaki z Ødegård - wyszeptała w odpowiedzi, jej głos był zduszony. Dało się w nim

słyszeć przerażenie.

Przeszedł go dreszcz strachu.

- Myślisz, że nas widzieli?

- Gdyby tak było, przybiegliby tu, rycząc ze śmiechu.

- Może sobie pójdą, jak zobaczą, że nikogo tu nie ma. Pokiwała głową, była zbyt

przerażona, żeby mu odpowiedzieć. Wtedy usłyszeli, że ktoś głośno krzyknął głosem pełnym en-

tuzjazmu: - Patrzcie. Tam stoi rower!

Potem zabrzmiały zachwycone okrzyki i wyraźnie usłyszeli, że ktoś pędzi ze wszystkich sił

w kierunku drzewa, o które oparty był rower.

Peder wydał przerażony okrzyk i już chciał się podnieść.

- Oni go zabiorą! Przytrzymała go.

- Nie wolno ci nic mówić! Jeśli nas zobaczą, mogą zrobić coś złego. Zarówno tobie, jak i

mnie.

- Ale co z rowerem, Marte! Jak myślisz, co powie Ringstad, jeśli wrócę do domu bez

roweru?

Marte nie odpowiedziała, rozumiała rozmiary tej katastrofy. Mimo to mocno chwyciła go za

koszulę, żeby mieć pewność, że on niczego nie zrobi.

- Słyszysz? Nie wolno ci nic mówić! - W jej głosie było słychać desperację, patrzyła na

niego z lękiem w oczach.

Co ona miała na myśli, mówiąc, że mogą zrobić coś złego zarówno jemu, jak i jej?

Jego spojrzenie padło na jej zmiętą koszulkę, która była wyciągnięta ze spódnicy. Jej piersi

wypychały cienki materiał.

background image

Po jego plecach przeszedł lodowaty dreszcz. Pokręcił głową.

- Nic nie powiem.

Czuł się tak, jakby ktoś mu wyrwał serce z piersi, kiedy usłyszał brzęk dzwonka, a odgłosy

wydawane przez tych rechoczących drani cichły.

Kiedy w końcu pozwoliła mu się unieść, zauważył ich daleko na drodze. Jeden siedział na

siodełku, dwóch z tyłu na doczepkę, a czwarty dreptał za nimi.

Marte się podniosła.

- Wybacz, Pederze, - W jej głosie słychać było stłumiony płacz. - To moja wina. Nie

powinnam była ci zabraniać się odezwać.

Peder wzruszył ramionami.

- Trudno. Nie mogłem ryzykować, żeby oni... - nie dokończył.

- Jak myślisz, co powie Ringstad? - Nic.

Że jestem tchórzem i słabeuszem!, odpowiedział sobie w duszy, czując, jak wypełnia go

złość i poczucie wstydu.

- Może jednak nie ma sensu, żebym przychodziła jutro na kawę. W każdym razie jeśli on

będzie wiedział, dlaczego nie zatrzymałeś złodziei.

- Oszalałaś? Nie powiem mu tego. Dam do zrozumienia, że rower stał przed spiżarnią

Syvera.

Kiedy zbliżał się do zabudowań Ringstad, poczuł że opuszcza go odwaga. Był zgrzany i

spocony - szedł długo i szybko. Całą drogę przygotowywał się do tego, co powie. Próbował ułożyć

to tak, żeby dobrze brzmiało, ale jakkolwiek by tego nie zmieniał, nie potrafił znaleźć

wytłumaczenia na to, że nie podjął żadnego działania. Ringstad będzie nie tylko wściekły, ale i

rozczarowany. Z pewnością nie będzie już kolejnego roweru.

Nie znalazł go w kuchni ani w salonie.

Olaug wyszła ze spiżarki.

- Szukasz Ringstada?

Peder pokiwał twierdząco głową. Olaug posłała mu badawcze spojrzenie.

- Jesteś blady i spocony. Źle się czujesz?

- Tak, trochę.

- Idź i się połóż, a ja go poinformuję.

Peder nie zdążył wejść pod kołdrę, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Pospiesznie otarł

łzy.

- Pederze? Wpadł ci do rowu czy ktoś był zazdrosny? Peder posłał mu zdezorientowane

spojrzenie.

background image

- Widziałem cię, jak wracałeś. No? Mów! Jąkając się, opowiedział Ringstadowi, co się

wydarzyło. Nie potrafił skłamać, ale powiedział, że odstawili z Marte rower i zeszli nad brzeg rzeki.

Na czole Ringstada pojawiła się głęboka zmarszczka. W następnej chwili odwrócił się na

pięcie i zniknął.

Dobry Boże, żeby tylko nie pojechał do Marte i nie zaczął jej obwiniać!, błagał w duchu. To

nie było kłamstwo, że się źle czuł, pomyślał. Czuł się tak chory jak nigdy przedtem.

Usłyszał, jak Ringstad wszedł do stajni i wyprowadził z niej powóz i konia. Chwilę później

usłyszał dudnienie kół. Głośno przełknął i ukrył twarz w poduszce, próbując powstrzymać łzy. Nie

mógł tak tutaj leżeć i beczeć jak dzieciak! Mówienie sobie, że to nie wypada nic nie dało - łzy i tak

leciały.

Było już ciemno, kiedy Ringstad wrócił do domu. Olaug przyszła do niego na górę z

kolacją, ale on nie był w stanie nic przełknąć. Pokręciła głową i rzuciła mu zatroskane spojrzenie,

idąc z nietkniętym posiłkiem w stronę drzwi.

Czuł się jak przestępca czekający na wyrok.

Ringstad wchodził po schodach ciężkimi, powolnymi krokami. Dom był akustyczny i

można go było łatwo usłyszeć.

Rozległo się pukanie i drzwi się otworzyły.

- Będziesz musiał zejść i go umyć. Wygląda, jakby leżał w oborze.

Peder uniósł się, zapominając otrzeć łzy.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Rower. Jeśli chcesz, żeby był równie ładny i błyszczący jak wcześniej, będziesz chyba

musiał go czyścić przez resztę wieczoru.

7

- List od pana Ringstada!

Johan rzucił kopertę na kuchenny stół, po czym podszedł do piecyka, dorzucił polano i

zaczął rozcierać ręce nad ogniem.

- Nie rozumiem, dlaczego Pan zsyła nam taką zimną jesień, skoro wie, że prawie nie ma

węgla!

Elise odstawiła garnek z ziemniakami na bok i pospieszyła do stołu, żeby otworzyć list.

background image

Drodzy Elise i Johanie!

Dawno nie miałem od was żadnych wiadomości, mam nadzieje, że wszystko jest w porządku.

Jakiś czas temu dostałem list od ciotki Ulrikke, która pisała, że Kristianowi w zeszłym roku urodziła

się córka. Rozumiem, że on o tym wie, i zastanawiam się, jak to przyjął. Ostatnio dużo o nim myślę,

norweska flota musi się zmagać ze złymi warunkami pogodowymi. Nie jestem w stanie sobie

wyobrazić, jak to jest żyć w ciągłym strachu przed minami, niemieckimi okrętami podwodnymi czy

torpedami. To napięcie musi być nie do wytrzymania.

Tutaj, w gospodarstwie, życie toczy się swoim rytmem i prawie nie odczuwamy tego, że jest

wojna. Mamy dosyć żywności, drewna w lesie i nawet nie wiedzielibyśmy, że przez Europę

przetacza się wielka wojna, gdybyśmy nie czytali gazet. Peder jest ciągle zakochany w małej Marte,

i nigdy nie przestanę się dziwić, jak bardzo różni się od Kristiana. Chciałbym, żeby miał trochę siły

i odwagi Kristiana. Te raz ma niestety nieprzyjaciół we wsi - czterech braci, którzy zawsze kogoś

prześladowali. Dałem Pederowi rower w prezencie urodzinowym, a oni najwyraźniej mu

pozazdrościli. Ukradli mu go, a ja miałem nieprzyjemną rozmowę z ich ojcem. Rower wrócił tam,

gdzie jego miejsce, ale chłopcy odgrażają się, że się zemszczą, bo Peder na nic doniósł. Mam

nadzieję, że nie dojdzie do niczego złego, i jestem nie spokojny za każdym razem, kiedy Peder jedzie

spotkać się z Marte. Swoją drogą, Marte była u nas jednej niedzieli, tak że udało mi sie ją poznać.

Peder znalazł sobie słodką, miłą i ufną przyjaciółkę, ale mam nadzieję, że z czasem mu minie. On

potrzebuje bardziej zdecydowanej kobiety, która pomoże mu w tym, z czym sam sobie nie radzi.

A jak ci idzie pisanie książki, Elise? A jak twoja praca, Johanie. Mam nadzieję, że

przyjedziecie tu wszyscy na święta Bożego Narodzenia. Ciotka Ulrikke i Kristian powiedzieli, że

przyjadą. Za prosiłem też pana Wang-Olafsena (naturalnie razem z Evertem), a także mojego

przyjaciela Oscara Carlsena z małżonką.

Słyszałem, że w stolicy trudno o jedzenie, więc pomyślałem, że będzie dobrze, jeśli nie

będziecie musieli się przejmować chociaż tym.

Wszystkiego dobrego. Z pozdrowieniami Hugo Ringstad.

Elise zwróciła się zdziwiona do Johana.

- Peder dostał rower! Pan Ringstad podarował mu go w prezencie urodzinowym!

- Rower? - Johan pokręcił głową, był pod wrażeniem. - Coś takiego! Mam nadzieję, że

Peder rozumie, jakim jest szczęśliwcem! Nie znam nikogo w jego wieku, kto miałby swój własny

rower.

background image

Elise spojrzała na Dagny, która siedziała na podłodze i pomagała Hugo w literowaniu

zadania domowego. Czytanie nie szło mu łatwo, ale mimo wszystko był w tym lepszy niż Peder.

Potem znów odwróciła się do Johana.

- Musisz przeczytać list - powiedziała cicho, w nadziei, że

Dagny jej nie usłyszy. - Jest tam coś, co mnie martwi - po czym dodała głośno: - Pan

Ringstad zaprasza nas do siebie na święta. Zaprosił też pana Wang-Olafsena. W związku z tym

unikniemy stania w kolejkach po jedzenie.

Dagny gwałtownie podniosła się z podłogi i podeszła do Elise.

- Mnie też? - Jej spojrzenie było pełne nadziei i wyczekiwania. Elise nie zdążyła się nad tym

zastanowić, ale nie chciała jej rozczarować.

- Ciebie z pewnością też miał na myśli.

Johan spojrzał na nią z wyrzutem. To nie było wcale takie pewne, że pan Ringstad miał też

na myśli Dagny. Nie powinna jej tego mówić, dopóki go nie zapyta.

Dagny pospiesznie wróciła do Hugo i abecadła, podwójnie koncentrując się na jego

czytaniu. Elise widziała i słyszała, jak bardzo Dagny była uszczęśliwiona.

Johan przeczytał list i nie odezwał się ani słowem.

Dopiero kiedy położyli się do łóżka, Johan podjął temat.

- Rozumiem, że się zmartwiłaś. Jeśli ci prześladowcy są w wieku Pedera albo starsi, to może

się zdarzyć, że zostanie pobity. On nigdy nie nauczył się rewanżować.

- Nie, nie zapomniałam Pingelena i innych łobuzów z jego klasy. - Westchnęła i zaczęła

mówić dalej: - Dlaczego zawsze musimy się czymś martwić? Wydaje mi się, że wystarczającym

zmartwieniem jest to, że Lort-Anders jeszcze nie został złapany. Nie rozumiem, czym zajmuje się

policja, powinni go odnaleźć dawno temu.

Johan nic nie powiedział, wiedziała, że myśli o tym częściej, niż to po sobie pokazywał.

- Dobrze, że nie powiedziałaś ciotce Ulrikke i wujowi Krystianowi, dlaczego wylądowałem

w Ullevål - powiedział po chwili. - Wtedy napisaliby o tym panu Ringstadowi i byłoby jeszcze

więcej osób, które by się martwiły. Nie możemy nic z tym zrobić, musimy mieć nadzieję, że policja

w końcu go znajdzie. Jest też cień nadziei, że któryś z moich szkolnych kolegów, którzy wiedzą, co

się wydarzyło i dlaczego Lort-Anders nas nienawidzi, podpowie mi, gdzie on się podziewa. Wielu z

nich trzyma się razem. Wcześniej czy później dowiemy się, gdzie on jest, i poinformujemy policję.

Bo wygląda na to, że oni sami sobie z tym nie radzą.

background image

- Po co nam taka policja, która nie jest w stanie ująć przestępcy cieszącego się najgorszą

sławą ze wszystkich łotrów znad rzeki? Wiedzą, jak wygląda, z kim się trzyma i gdzie zazwyczaj

można ich spotkać. To nie może być aż tak trudne.

Przez chwilę leżeli w milczeniu.

- To będzie interesujące spotkać przyjaciółkę Pedera.

- To wygląda tak, jakbyście, zarówno ty jak i pan Ringstad, traktowali ją jak jego

narzeczoną. To tylko jego dziewczyna. Jego pierwsza. Na pewno zakocha się jeszcze wiele razy,

zanim wyjdzie z tego coś poważnego.

- Nie jestem wcale taka pewna. Peder pod wieloma względami jest taki jak ja. Ja też się

wcześnie zdecydowałam. Minął już jakiś czas, odkąd pierwszy raz usłyszeliśmy o Marte, i nadal

jest mu z nią równie dobrze. Nie zdziwiłabym się, gdyby Peder już się zdecydował. Pamiętasz list,

który do nas przysłał, a który był podpisany uszczęśliwiony Peder?

Johan zaśmiał się cicho. Znów zapadła cisza.

- Czy nadal nie masz żadnych wieści z wydawnictwa?

- Nie, to zły znak. Mam nieprzyjemne uczucie, że panu Guldbergowi nie spodobała się

Walka matki.

- Uważam, że to jedna z najlepszych książek, jakie napisałaś, a szef wydawnictwa nie miał

nic przeciwko temu, że napisałaś o rozwodzie.

- On niekoniecznie ma coś do powiedzenia w tej sprawie. To redaktor ocenia nadesłane

manuskrypty.

Johan westchnął.

- Najwyraźniej nie mamy ostatnio szczęścia. Szef wydawnictwa nie pojawił się w pracowni.

Może on tylko z grzeczności pytał, czy może obejrzeć moje prace.

- Moim zdaniem to tak nie wyglądało. Może jest bardzo zajęty i nie miał czasu przyjść.

Miałam wrażenie, że mówił poważnie.

Johan nic nie powiedział.

- W niedzielę przyjdą Evert z Gudrun. Może to głupio zapraszać jednocześnie ją i pana

Wang-Olafsena, ale zgodziłam się na to, żeby Evert ją przyprowadził, zanim dowiedziałam się, że

jest to jedyna niedziela, w którą pan Wang-Olafsen może przyjść.

- Nagle zrobił się bardzo zajęty. Elise uśmiechnęła się w ciemności.

- Mam pewne podejrzenia...

- Jakie?

- Że on poznał jakąś panią. Być może coś sobie wymyślam, ale Evert powiedział mi coś

takiego, co podsunęło mi tę myśl.

background image

- Wy kobiety macie przedziwną intuicję. Siedziałem przy stole, kiedy Evert był tu ostatnim

razem, ale nie wychwyciłem nic szczególnego.

- Przecież powiedział, że ostatnimi czasy pan Wang-Olafsen jest w dobrym humorze. Nuci i

pogwizduje. Poza tym kupił nową marynarkę i kapelusz.

- To wcale nie musi nic oznaczać.

- Poczekaj, to zobaczysz! Jestem pewna, że dobrze myślę.

Lało jak z cebra, kiedy Elise obudziła się w niedzielę. Deszcz bębnił w dach i dzwonił w

rynnę. Za oknem była ściana deszczu, a w domu było zimno.

Elise westchnęła.

- Jaka szkoda, że właśnie dzisiaj jest taka brzydka pogoda! Cieszyłam się, że pan Wang-

Olafsen zobaczy piękne, jesienne kolory w naszym ogrodzie.

Johan pocałował ją w policzek.

- Dzięki temu będzie nam jeszcze przyjemniej siedzieć przy stole, z ogniem skwierczącym

w piecyku i migoczącym światłem świec.

Musiała się roześmiać.

- Zawsze udaje ci się znaleźć jakieś pozytywne strony! Hugo wyszedł z pokoju, który dzielił

z Halfdanem, a który

wcześniej należał do Pedera i Everta. Był zaspany i drżał z zimna. Spodnie od piżamy

sięgały mu zaledwie do połowy łydki, powinien już dostać nowe.

- Czy ta obca dziewczyna przyjdzie tu do nas dzisiaj?

- To nie jest dziewczyna. Ma tyle lat co Evert, a na imię ma Gudrun.

- Czy ona mówi tak jak my?

- Nie wiem. To nie ma znaczenia. Ty nie mówisz tak samo jak ja, ani nawet jak Evert.

- To znaczy, czy ona jest taka jak ciocia Hilda, czy taka jak ty?

- Hilda i ja chyba nie różnimy się aż tak bardzo. Hugo posłał jej oburzone spojrzenie.

- Różnicie się. Ciocia Hilda jest damą i nosi eleganckie ubrania, a ty jesteś babą i chodzisz

w kaftaniku i fartuchu.

Naleśników było tyle, że leżąc na półmisku tworzyły wysoki kopiec. Elise smażyła je, od

kiedy wróciła z kościoła do momentu, kiedy pojawili się goście.

Evert poszedł po Gudrun do Adamstuen. Mieszkała na Vidarsgate, razem z rodzicami i

dwójką młodszego rodzeństwa. Kiedy przyszli, Gudrun dygnęła przed Elise, wyglądała na porządną

background image

i dobrze wychowaną. Evert mówił, że uczęszczała do gimnazjum i że na wiosnę będzie zdawać

maturę.

Była dosyć ładna, ale przy tym miała coś, co sprawiało, że Elise trochę się zaniepokoiła.

Zrobiła się ze mnie prawdziwa kwoka, skarciła siebie w duchu. Najwyraźniej nikt nie był

wystarczająco dobry dla jej dzieci, a Everta traktowała jak jedno z nich. Evert natomiast wydawał

się bardzo zadowolony i patrzył na swoją przyjaciółkę zakochanym spojrzeniem.

Pan Wang-Olafsen przyszedł zaraz po nich. Kiedy tylko Elise otworzyła mu drzwi,

zrozumiała, że ma rację. Pan Wang-Olafsen dosłownie promieniał, a przecież jeszcze jakiś czas

temu był w głębokiej depresji po śmierci wnuka. Teraz czuć było, że skropił włosy pachnącą wodą i

zaczesał je do tyłu. Nigdy wcześniej nie widziała, żeby tak robił, ale pasowało mu to.

- Jak miło znów pana widzieć, panie Wang-Olafsen. Brakowało nam pana. Mam nadzieję,

że Evert pamiętał, żeby przekazać panu ode mnie pozdrowienia, i powiedział, że jest pan u nas za-

wsze mile widziany? Często myślałam, że powinnam się wybrać do pana z wizytą, szczególnie

kiedy dowiedziałam się o tragedii, która dotknęła pana rodzinę, ale po prostu mi się nie udało.

- Niech się tym pani nie przejmuje, pani Thoresen, wiem, że ma pani ręce pełne roboty.

Poza tym nie byłem w nastroju, żeby przyjmować gości, chociaż teraz wszystko się zmieniło. Mój

syn i synowa znów zamieszkali razem, a zaraz po świętach urodzi się ich dziecko.

- Evert nam o tym mówił; nawet pan nie wie, jak bardzo się ucieszyłam ze względu na pana.

- Zaprosiła go do salonu.

Uśmiechnął się ciepło i przywitał się z Johanem.

- Co u państwa słychać? Czy mieliście ostatnio jakieś wiadomości od Kristiana?

- Nie, i chyba nie będziemy mieli.

Johan podniósł się, trzymając w ręku niedzielne wydanie gazety.

- Czytał pan może o wypowiedzi Knuta Hamsuna udzielonej jednej z niemieckich gazet?

Pan Wang-Olafsen pokręcił głową; Johan zaczął czytać na głos: ROZKWITAJĄCE NIEMCY

ZWYCIĘŻĄ WIĘDNĄCĄ ANGLIĘ! Jestem przekonany, że Niemcy kiedyś pokonają Anglię. Taka

jest naturalna kolej rzeczy. Anglia to kraj chylący się ku upadkowi; wprawdzie ma jeszcze silne,

długie korzenie, ale nie rozkwita - brak mu pąków, liści, kwiatów. Natomiast Niemcy tryskają siłą i

młodością. Byłoby śmieszne, gdybym miał wieszczyć rezultat wojny. Nie jestem żołnierzem. Nie

mam pojęcia o siłach bojowych czy metodach walki. Ale o ile znam obydwa narody, jestem

przekonany, że kiedyś Niemcy zapanują nad Anglią, i mam teraz nadzieję na zwycięstwo Niemiec.

Ta nadzieja jest uwarunkowana moją dawną, niezmienną sympatią do Niemiec, a także miłością do

mojej własnej ojczyzny. Norwegia tylko skorzysta na zwycięstwie Niemiec.

Johan złożył gazetę.

background image

- Co pan o tym sądzi?

- Uważam, że cała ta wojna jest bez sensu. Miliony ludzi zmuszane są do walki, w której nie

chcą uczestniczyć. Nie doszłoby do tego, gdyby metody dyplomatyczne były równie cenione, jak

militarne. Te wszystkie wysiłki i nakłady, które są marnotrawione na przygotowania wojenne,

powinny raczej zostać wykorzystane do tego, by zapewnić pokój.

Johan pokiwał głową.

- Zgadzam się z panem. Kiedyś ludzie myśleli, że klęska głodu i epidemie to coś, z czym

muszą żyć, chociaż teraz wiemy, że takim nieszczęściom można zapobiec albo je ograniczyć. Nato-

miast jeśli chodzi o wojnę, wygląda na to, że ludzie hołdują dawnemu fatalizmowi. Dlaczego wojna

miałaby być czymś nieuniknionym, skoro wszystkie strony chciałyby jej uniknąć?

Elise uznała, że szkoda by było, żeby rozmowy o wojnie rzuciły cień na przyjemny,

niedzielny obiad.

- Naleśniki stygną. Usiądźmy - powiedziała szybko.

- Będą naleśniki? - Twarz pana Wang-Olafsena pojaśniała. -Nie jadłem ich od czasu mojej

ostatniej wizyty u was.

- Szkoda, że nie ma Pedera. Cieszyłby się razem z panem. Wokół kuchennego stołu zrobiło

się ciasno, ale przynajmniej nie musieli dostawiać drewnianych stołków. Dzisiaj było ich tylko

dziewięcioro, ale kiedy Sigurd urośnie na tyle, że będzie mógł siedzieć na taborecie, będzie ich

dziesięcioro przy stole. Jedenaścioro z Pederem, z Marte dwanaścioro. Piętnaścioro, jeśli dołączą

też ciotka Ulrikke, Kristian i wuj Kristian. Elise uśmiechnęła się do swoich myśli. Mimo że dawno

już nie widziała pana Wang-Olafsena, liczyła go jako członka rodziny. W taki przypadku powinna

też policzyć pana Ringstada - co dawało szesnaścioro osób. Osiemnaścioro z Hildą i Ole Gabrielem.

Te wszystkie osoby będą na chrzcie, plus pani Jonsen, pani Evertsen, Anna (o ile będzie na siłach),

Torkild i Aslaug. Anna czuła się lepiej latem, ale z nadejściem ostrzejszej, jesiennej aury, znów jej

się pogorszyło. Nie powinna mieszkać tak blisko wilgoci i pary znad rzeki, Torkild zresztą jej to

powiedział, ale Anna tylko prychnęła. Ona twierdzi, że to nie rzeka sprawia, że jest chora, wręcz

przeciwnie, twierdzi, że rzeka ma na nią dobroczynny wpływ. Elise zwróciła się do pana Wang-

Olafsena.

- Dostałam list od pana Ringstada. Napisał nam, że zaprosił pana do siebie na Boże

Narodzenie. Mam nadzieję, że pan się pojawi.

- Tak, bardzo się na to cieszę. To ogromnie miłe z jego strony, że pomyślał też o mnie. Nie

mogę się doczekać, żeby zobaczyć, jak ma się Peder, i poznać jego przyjaciółkę.

W tym momencie Elise zauważyła, że na twarzy Gudrun pojawił się wyraz pełen

dezaprobaty. To było dziwne. Może Evert opowiedział jej, jak bardzo byli sobie z Pederem bliscy.

background image

Może jest zazdrosna? Znowu ogarnęło ją to dziwne uczucie, że być może w Gudrun jest coś, czego

nie polubi.

- Peder dostał rower? - Hugo dobrze wiedział, że dzieci nie powinny się odzywać, kiedy

rodzice mają dorosłych gości, ale ciągle o tym zapominał.

Evert zrobił duże oczy.

- Naprawdę? Udało mu się zaoszczędzić?

- Nie, dostał go od dziadka.

- To miło z jego strony. - Nie wyglądało na to, żeby Evert był zazdrosny. Zresztą Elise go o

to nie podejrzewała. On nie był taki.

W tej samej chwili jej spojrzenie padło na Gudrun. Wpatrywała się w Everta, jakby chciała

mu coś powiedzieć, wyraz jej twarzy był jeszcze bardziej zacięty.

Skoro Evert nie był zazdrosny, to ona też nie powinna, pomyślała ze złością Elise.

Spojrzała na Everta. Patrzył na Gudrun wzrokiem pełnym uwielbienia. To niebezpieczne,

pomyślała. Mówi się, że miłość jest ślepa. O ile ona miała swoje wątpliwości, Evert najwyraźniej

ich nie podzielał. Trzeba mieć nadzieję, że się myliła, a jeśli miała rację, to że Evert sobie to

uświadomi, zanim będzie za późno.

Johan i pan Wang-Olafsen wkrótce znów zaczęli rozmawiać o wojnie, to najwyraźniej było

nie do uniknięcia, kiedy mężczyźni się spotykali. Królowa posłała szale i rękawiczki załogom

torpedowców i patrolowców, jak i okrętom stacjonującym w północnej Norwegii. Dzięki zbiórce

przeprowadzonej przez norweskie kobiety, udało się zgromadzić sto czterdzieści tysięcy koron,

które przeznaczono na zorganizowanie siedmiu w pełni wyposażonych szpitali polowych, oraz

dwadzieścia tysięcy koron przeznaczonych na łóżka i nosze, które rozesłano do szpitali

znajdujących się w pobliżu poligonów wojskowych.

Elise wzdrygnęła się. Nie było wątpliwości, że władze liczyły się z tym, że Norwegowi

zostaną wplątani w wojnę.

- Sigrid Undset wygłosiła serię wykładów pod tytułem Czcij ojca swego i matkę swoją dla

Związku Studentów w Kristianii i Trondheim - kontynuował pan Wang-Olafsen. - Podobno jej

wypowiedzi były dosyć ostre. Powiedziała, że wolałaby zobaczyć swojego syna martwego na

ziemi, która wciąż należy do jego ojców, niż żywego i walczącego w zniewolonym kraju. - Wziął z

półmiska jeden naleśnik i obficie posmarował go dżemem jagodowym. - Wiecie, gdzie teraz

przebywa Kristian?

Na twarzy Johana odmalował się ponury wyraz.

- Próbowałem się wywiedzieć. Z tego co zrozumiałem, statek „Mita" przepłynął przez

angielskie i francuskie porty. Załadowali w Anglii węgiel, od którego tak bardzo jesteśmy uzależ-

background image

nieni. Ale za każdy załadunek, statki zmuszone są dostarczyć nowy ładunek do innego brytyjskiego,

francuskiego lub hiszpańskiego portu. Oznacza to, że pływają w tę i z powrotem po najbardziej

niebezpiecznych wodach.

Pan Wang-Olafsen posłał mu przerażone spojrzenie.

- Czy nasze władze nie widzą, że norwescy marynarze są wciąż wystawiani na takie

niebezpieczeństwa? Nie bierzemy udziału w wojnie.

Johan nic nie powiedział - zerknął tylko na Elise. Z pewnością zwrócił uwagę na to, że za

każdym razem, kiedy ktoś o tym wspominał, była przerażona.

- Czy słyszał pan, że mamy lokatora? - zapytała Elise, żeby zmienić temat. - Prawie go nie

widujemy, od kiedy się tu zjawił, ale zaprosiłam go, żeby przyszedł potem na kawę przywitać się z

rodziną.

Pan Wang-Olafsen się roześmiał.

- Traktuje mnie pani jako członka rodziny? Bardzo to doceniam. Jak nazywa się ten nowy

lokator?

- Tryggve Moe Jørgensen. Jest spokojnym i cichym człowiekiem. Pomimo że szykuje sobie

jedzenie, które spożywa w naszej kuchni, prawie nic o nim nie wiem. Na początku próbowałam

podjąć z nim rozmowę, ale kiedy zauważyłam, że nie lubi pytań, dałam spokój.

Na czole pana Wang-Olafsena pojawiła się głęboka zmarszczka.

- Czy on pochodzi z Asker? Spojrzała na niego ze zdumieniem.

- Tak. Zna go pan?

- Wydaje mi się, że wiem, kim on jest. Wie pani, adwokat poznaje przeróżnych ludzi.

Przeróżnych... Co on ma na myśli? Spojrzała na niego pytająco, ale on najwyraźniej nie

chciał nic więcej powiedzieć.

- A więc państwa synek jeszcze nie jest ochrzczony? - zapytał. - To już chyba najwyższy

czas?

Elise pokiwała głową.

- Zgadza się, planowaliśmy go ochrzcić tego lata, ale akurat wtedy obawialiśmy się o stan

zdrowia siostry Johana, Anny, i mojego szwagra, Ole Gabriela. Na szczęście, wygląda na to, że

obydwoje mają się lepiej, więc wyznaczyliśmy już datę. W niedzielę, za dwa tygodnie. Chcieliśmy

spytać, czy zechciałby pan być ojcem chrzestnym.

Zauważyła, że jednocześnie ucieszył się i był zaskoczony.

- Chcecie, żebym to ja był ojcem chrzestnym? Czuję się zaszczycony. Oczywiście, że

chciałbym nim zostać.

background image

Elise spojrzała z ulgą na Johana. Johan był sceptyczny wobec tego pomysłu, uważał, że to

wykorzystywanie znajomości ze znanym adwokatem, który powie tak z grzeczności.

- Był pan na chrzcie Elviry na Vøienvolden, więc wie pan, co pana czeka. Będzie ciasno

wokół stołu, nie mamy tu dużo więcej miejsca niż tam.

Pan Wang-Olafsen roześmiał się.

- Pamiętam tamto przyjęcie jako jedno z przyjemniejszych, na jakich byłem. To dziwne, że

minęło już pięć lat od tego czasu. Peder i Evert byli jeszcze mali. Każdy z nich ubrany był w ku-

brak, kaszkiet i lśniące buty i byli tak dumni, że stali przy drodze, mając nadzieję, że mijające ich

osoby zwrócą uwagę na to, jacy byli eleganccy.

Elise nie mogła się nie roześmiać.

- Zapomniałam o tym. Najlepiej pamiętam, że Elvira wyła przez całą mszę i że Peder

powiedział, że być może boi się wody i może powinni zabrać ją nad Brekkedammen, żeby ją

wykąpać.

Wszyscy się roześmiali. Gudrun spojrzała na Everta.

- Naprawdę byłeś taki dziecinny, chociaż miałeś trzynaście lat?

Evert poczerwieniał.

- Nie byliśmy przyzwyczajeni do chodzenia w nowym ubraniu.

Elise poczuła, że zaciska wargi.

- Nie, nie byliście rozpieszczani, Evercie - powiedziała z aprobatą. - Byliście rozczulająco

wdzięczni, kiedy od wielkiego święta dostawaliście coś nowego. Zazwyczaj nosiliście ubrania po

Kristianie albo kupowałam wam tanie, używane ubrania na Møllergate.

Gudrun uniosła brew.

- Ale chyba nie w Odzieży dla ubogich dzieci?

- Tak, właśnie tam. - Elise spojrzała jej w oczy. - To właśnie tam się kupuje, kiedy kogoś nie

stać na nowe rzeczy. Nasz ojciec nie żył, a matka zapadła na suchoty, kiedy Evert i Peder mieli

sześć, siedem lat.

Evert Wtedy z nimi nie mieszkał, ale nie musiała tego mówić Gudrun.

Pan Wang-Olafsen zwrócił się do przyjaciółki Everta.

- Rozumie pani, panno Tobiassen, ta rodzina to ludzie szczególni. Podziwiam ich od

momentu, kiedy ich poznałem. Doświadczyli wiele złego, ale nigdy nie dali się złamać. Mówi się,

że to, co nas nie zabije, to nas wzmocni, a ta rodzina jest na to dowodem. Tym przyjemniej słyszeć,

że pani Thoresen staje się uznaną pisarką, a jej mąż wyróżnia się jako rzeźbiarz.

Gudrun wyglądała na zagubioną, nie wiedziała, jak to odebrać, była z pewnością zarówno

zawstydzona, jak i zdezorientowana.

background image

Elise posłała panu Wang-Olafsenowi spojrzenie pełne wdzięczności. On też przejrzał

Gudrun i przytemperował ją.

Spojrzenie Elise padło na Everta. Patrzył na Gudrun równie zakochanym wzrokiem, mimo

że przed chwilą potraktowała go z góry. Jeśli o nich chodziło, musi powiedzieć to samo, co pan

Ringstad o Marte i Pederze – że zakochanie z czasem im przejdzie.

8

Kristian patrzył na starszych marynarzy, którzy klarowali szalupy, przygotowując wiosła,

żagle i prowiant. Potem jego spojrzenie skierowało się ku horyzontowi. Nie było widać żadnego

statku, ani nawet smugi dymu, chociaż znajdowali się u wybrzeży Francji. Po co więc

przygotowywać szalupy do zrzutu?

background image

Z kambuza dolatywał cudowny aromat smażonego bekonu, a już niedługo wpłyną do

Bordeaux. Skończył już służbę i przygotował sobie ubranie cywilne.

Odetchnął. Słońce świeciło, mieniąc się w zielononiebieskiej wodzie, a łagodny wiatr

rozwiewał mu włosy. Część załogi pokryła statek świeżą warstwą farby, żeby dobrze wyglądał,

przybijając do kei. Sztorm w Zatoce Biskajskiej był tylko odległym wspomnieniem.

Kristian zyskał stopień zwykłego marynarza i liczył na to, że niedługo awansuje do stopnia

starszego marynarza. Sandefjord, poprzedni zwykły marynarz, spanikował, kiedy dowiedział się o

wybuchu wojny i wymustrował w Le Havre, nie mając pojęcia, jak wrócić do domu.

O wiele przyjemniej było być zwykłym marynarzem niż majtkiem. Dawało mu to poczucie

bycia kimś, wykonywania pracy bardziej przydatnej niż szorowanie podłóg.

W ciągu tego ostatniego roku stał się prawdziwym człowiekiem morza, w jego ciele

zagościł niespokojny duch. Kiedy był na lądzie, tęsknił za morzem; kiedy od dłuższego czasu jego

stopa nie stanęła na stałym lądzie, tęsknił za widokiem ulic, miast, tramwajów, automobili i

kawiarnianych ogródków. Nie wspominając już o młodych dziewczętach w jasnych sukienkach,

lekkich bucikach i jedwabnych pończochach!

Właśnie napisał list do domu i dostarczył go Dzięciołowi, który go wyśle, jak tylko wyjdą

na ląd. Opisał sztorm w Zatoce Baskijskiej, ale nie wspominał o lęku przed minami i torpedami.

Nie był pewien, czy będzie chciał zajść do burdelu w Bordeaux. Miał na to ochotę i

jednocześnie nie miał. Czasami przed oczami widział twarz Svanhild, przypominało mu się wtedy,

jak przyjemnie spędzali czas, jadąc na zachodnie wybrzeże Norwegii, szukając pracy, nocując w

szopach i pomieszczeniach gospodarczych.

Rzadko myślał o Eleonore, a kiedy już mu się to zdarzało, zawsze towarzyszyło temu

rozgoryczenie. Nie darzył jej tym samym uczuciem, co Svanhild. Svanhild była taka niewinna, tak

wzruszająco w nim zakochana. Obawa przed dniem Sądu Ostatecznego sprawiała, że lgnęła do

niego z taką namiętnością - pomimo nieśmiałości. Eleonore natomiast była bardziej wyrachowana.

Teraz, po czasie, zrozumiał, że go nie kochała. Gdyby tak było, nie wyszłaby tak szybko za mąż za

innego i nie zaniechała napisania mu, że urodziła dziecko. Nie rozumiał, dlaczego zabrała go ze

sobą do Spokane, skoro nic do niego nie czuła.

Odpędził tę myśl. Chciał zapomnieć o nich obydwu i znaleźć sobie kogoś nowego, kiedy już

na dobre wróci do domu. Uciec teraz, tak jak zrobił to Sandefjord, byłoby wstydem, ale kiedy po

raz drugi będą już mieli za sobą Afrykę i Madagaskar i będą kierować się do domu, być może

będzie mógł zacząć myśleć o wymusztrowaniu. Jego planem nigdy nie było spędzenie wielu lat na

morzu, tak jak robił to ojciec Johana. Kiedyś marzył o tym, żeby doświadczyć życia marynarza,

zobaczyć obce porty, poznać mieszkańców innych krajów, ale wiedział, że nie będzie spełniony,

background image

żeglując przez resztę życia. Pan Wang-Olafsen mówił mu, że jest bystry i może stać się kimś, jeśli

będzie chciał podjąć ciężką pracę i zdobyć solidne wykształcenie. Gdyby ojciec Eleonore nie

wyrzucił go za drzwi, być może mógłby iść tam do szkoły i zostać adwokatem albo lekarzem w

Ameryce.

Jeden ze starszych marynarzy podszedł do niego powolnym krokiem. Był to Haugesund -

ten z dużymi wargami i połówką przedniego zęba. Wielu członków załogi nazywano nazwami

miast, z których pochodzili, było tak w każdym razie wtedy, gdy z danego miasta pochodziła tylko

jedna osoba. Kristiana zwano Amerykaninem, bo pewnego razu, kiedy zbyt dużo wypił, był na tyle

głupi, żeby się pochwalić, że ma żonę i dziecko w Spokane, niedaleko Seattle. Od tego czasu

próbował się z tego wycofać, ale nadaremnie.

Haugesund przystanął obok niego i wychylił się przez burtę, patrząc w kierunku Bordeaux.

- Jest sobota - powiedział z oczekiwaniem i ekscytacją w głosie. - Chyba przyłączysz się do

nas?

Kristian wzruszył ramionami.

- Zobaczymy.

- Przecież masz wolne, a skoro miałeś żonę, to z pewnością tęsknisz za jakąś dziewczyną?

Kristian otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale w tej samej chwili powstrzymał się i zaczął

się wpatrywać w morze.

- Co jest? - W głosie Haugesunda dało się nagle słyszeć lęk. Kristian wskazał palcem.

- Widzisz to samo co ja? Tam! Tam daleko! Haugesund wydał z siebie okrzyk.

- Pusta szalupa!

- A tam jeszcze jedna! - Kristian poczuł, że coś chwyta go za gardło. - Czy to możliwe, że

gdzieś w pobliżu znajduje się okręt podwodny?

W tej samej chwili zobaczyli, że trzeci oficer biegnie przez pokład i pędem wbiega po trapie

na mostek kapitański, a za nim podąża jeden ze starszych marynarzy. Chwilę później na pokładzie

pojawił się starszy mechanik i zbiegł po schodach do maszynowni. Wkrótce na pokładzie

zapanował harmider, słychać był tupot biegnących mężczyzn, wielu z nich musiało zauważyć puste

szalupy i zrozumiało, co to oznacza.

- Chodź, ukryjmy się w kambuzie - powiedział Haugesund tym samym przelęknionym

głosem. - To nie jest najlepszy pomysł, żebyśmy stali tu na pokładzie, kiedy on nagle się wynurzy

na powierzchnię.

Już mieli się odwrócić i skierować w stronę rufy, kiedy nagle rozległ się przytłumiony huk,

poprzedzony wieloma wybuchami.

background image

Od jednego z przebiegających marynarzy usłyszeli, że starszy oficer widział z mostku

kapitańskiego okręt podwodny znajdujący się w odległości sześciu mil morskich. To z niej padł

strzał. Obsługa maszynowni dostała polecenie o zatrzymaniu silnika. Potem z głośników rozległ się

rozkaz kapitana, jego głos rozniósł się po całym statku: - Wszyscy na pokład!

Chwilę później Kristian zauważył ostry błysk kilka mil morskich od nich i w tej samej

chwili nad ich głowami rozległ się trzask. W morzu, niedaleko burty ich statku wylądował granat.

Jeszcze raz huknęło, poleciały iskry, a woda trysnęła wysokim; strumieniem.

Kristian zerknął na szalupę, do której miał się udać w razie konieczności. Zostali o tym

poinformowani zaraz na początku, jak tylko weszli na pokład. Przypomniało mu się, że Dzięcioł

powiedział wtedy pół żartem, pół serio: - Ciesz się, że masz szalupę, do której będziesz mógł wejść,

jeśli coś się wydarzy. Ja muszę siedzieć przy radiostacji.

Zauważył, że Bosman, spokojnymi ruchami klaruje liny przy szalupie - jak gdyby nie

musieli się spieszyć. Czy on nie widzi powagi sytuacji? Przecież do nich strzelają!

Inni członkowie załogi przygotowywali wiosła w szalupie, też nie wyglądało na to, żeby im

się spieszyło. To samo działo się przy drugiej szalupie.

Nagle przypomniał mu się list, który dał Dzięciołowi. Już dawno nie pisał do domu i Elise z

pewnością niecierpliwie wyczekiwała na wiadomości od niego. Być może w gazetach pełno było

historii o okrętach trafionych przez torpedy albo takich, które wpłynęły na miny, to ją z pewnością

przerażało. Jeśli list zostanie na pokładzie, łódź pójdzie w drobny mak, a on sam na dno razem z

innymi, wtedy Elise, Johan i reszta nigdy się nie dowiedzą, co się ostatnio u niego działo. Ta myśl

sprawiła mu taki ból, że przez chwilę rozważał, by przelecieć przez pokład i pobiec na górę do

radiostacji. W tej samej chwili padł jednak kolejny strzał, musiał więc paść, szukając schronienia za

nadburciem. W następnej chwili pędził już w kierunku szalupy, do której wskoczył, zajął swoje

miejsce, chwycił wiosło i zaczął wiosłować wespół z innymi. Znajdował się w tej samej szalupie,

co kapitan.

Tuż obok nich wylądował granat, powodując, że woda wzbiła się wysoko, obficie ich

zalewając. Kristian przez moment nawet pomyślał, że zatoną.

Jak na ironię słońce świeciło, migocząc na powierzchni, delikatne chmurki powoli

przesuwały się po niebie niczym w letni dzień, a hen, wysoko, klucz ptaków wędrownych,

przemieszczał się na południe, jak gdyby nic się nie wydarzyło, a na świecie panował pokój.

Wtedy znów rozległ się strzał i woda znów trysnęła w górę, opadając na nich niczym

ulewny deszcz. Kristian był już przemoczony do suchej nitki.

background image

Rzucił okiem na Bosmana. Ten odwzajemnił jego spojrzenie, uśmiechnął się, i puścił do

niego oko, równie spokojny jak zawsze, mimo że nad głowami latały im granaty, a ich życie mogło

się skończyć w ciągu kilku sekund.

Wypełnił go wewnętrzny spokój. Bosman był na morzu od wielu lat, przeżył tropikalne

orkany, zatonięcia statków, piratów, ale ze wszystkich zagrożeń wyszedł obronną ręką. Albo był

niesamowitym szczęściarzem, albo Bóg nad nim czuwał. Może trzymanie Biblii pod poduszką

mimo wszystko pomagało. Kiedy Kristian odkrył, że BåsenBosman trzyma tę zniszczoną, poszar-

paną książkę na swojej koi, tylko się uśmiechnął i pomyślał, ż na każdym statku można spotkać

jakiegoś dziwaka. Teraz, kiedy patrzył na innych, którym z oczu wyglądał strach, nie miał wąt-

pliwości, z kim chciałby spędzić taką chwilę, jak ta.

- Do roboty, chłopcy! - krzyknął kapitan. - Wiosłujcie, ile sił w rękach! - dopingował ich.

Było prawie jak podczas manewrów ćwiczeniowych. Jeden ze starszych marynarzy rzucił jakiś żart,

na co wielu z nich zareagowało śmiechem. Życie toczyło się tu i teraz, nie wcześniej, ani nie

później, tylko właśnie teraz.

Nagle odkrył, że strzelanie ustało, i w tej samej chwili okręt podwodny wynurzył się tuż

przed nimi, niczym grzbiet wieloryba, z kioskiem wystającym z samego środka. Otrzymali sygnał,

że mają do niego podpłynąć.

- Achtung! - To niemieckie słowo zabrzmiało ostro i ostrzegawczo. Ostrożnie podpłynęli do

ich burty. Kristian spojrzał w górę, ku mostkowi kapitańskiemu niemieckiego okrętu. Trzech

Niemców mierzyło w ich stronę z broni. Chyba nie będą chcieli ich zastrzelić? Poczuł, że serce

podchodzi mu do gardła. Zerknął na Bosmana w nadziei, że udzieli mu się jego siła. Ten posłał mu

łagodne spojrzenie. Nie uśmiechał się, ale też nie wyglądał na przestraszonego. Tak jakby chciał

powiedzieć: Zaufaj mi, Kristianie, wszystko będzie dobrze.

Kapitan wdrapał się na pokład okrętu podwodnego z dokumentami, które ledwo co udało

mu się ze sobą zabrać. Potem całej reszcie rozkazano wejść na pokład, na którym stłoczyli się

niczym trzoda przerażonych owiec. Słyszeli, jak kapitan okrętu podwodnego, a przynajmniej na

takiego wyglądał, mówił cos po niemiecku do ich kapitana, który odpowiedział, wchodząc do

kiosku.

Kristian był pod wrażeniem. Czy ich kapitan naprawdę umiał mówić po niemiecku?

Stopniowo opuszczał go lęk. Gdyby chcieli ich zastrzelić, to chyba by to już zrobili? Zaczął

się ostrożnie rozglądać dokoła. Przy jednym z włazów, rozmawiając, stało kilku załogantów nie-

mieckiej jednostki. Co chwilę rozglądali się na boki lub patrzyli w niebo, jak gdyby byli równie

nerwowi jak oni.

background image

Okręt podwodny był ledwo wynurzony, ich stopy oblewały fale. Mimo że powietrze było

łagodne, czuł, że stopy ma lodowato zimne.

A co, jeśli nagle nadlecą francuskie samoloty i zaczną ich bombardować? Łódź się zanurzy,

ale im na pewno nie pozwolą wejść do środka. Wzrok Kristiana znów powędrował w stronę

Bosmana i przerażające myśli zniknęły.

Ich kapitan zszedł z mostu i kazano mu wrócić z powrotem do szalupy, razem ze starszym

mechanikiem i drugim oficerem maszynowni. Za nimi szedł jeden niemiecki oficer i kilku starszych

marynarzy.

Kristian próbował wyczytać coś z twarzy kapitana, zastanawiał się, czy się bał, ale ten

nawet na nich nie spojrzał.

Szalupa obrała kurs w kierunku statku „Mita", oni natomiast stali w milczeniu i śledzili ją

wzrokiem do momentu, aż dotarła do burty. Dlaczego kapitan, starszy mechanik i drugi oficer ma-

szynowni zostali odkomenderowani z powrotem na ich statek? To było straszne, że nie mieli obok

siebie żadnego ze swoich oficerów. Jedynym pocieszeniem był Bosman.

Po chwili zauważyli, że niektórzy w tę i z powrotem biegają po pokładzie „Mity" i że jakieś

przedmioty wrzucane są do szalupy.

- Co oni robią? - zastanawiał się chłopiec okrętowy.

- Cisza, do diabła! - powiedział ze złością Haugesund, z pewnością bał się, że Niemcy

usłyszą, co zostało powiedziane, i zażądają, żeby im powiedzieli, o czym rozmawiają.

Wyglądało na to, że tamci w końcu wracają do szalupy. Była niemal całkowicie

załadowana, więc Kristian zastanawiał się, jakim cudem ma się tam znaleźć miejsce zarówno dla

Niemców, jak i ich własnych oficerów.

Nie odpłynęli daleko, kiedy z „Mity" dał się słyszeć huk i w następnej chwili zarówno rufa,

jak i dziób stanęły w płomieniach.

Kristian zaczął się w duchu modlić, żeby cała załoga była w szalupie, żeby nikt nie został na

pokładzie statku. Ogarnął go smutek na widok tego, że to, co przez ostatni rok było jego domem,

teraz zaczyna powoli tonąć - najpierw dziób, a potem reszta statku. Po zaledwie kilku minutach cały

przód był już zupełnie pod wodą i nie trwało długo, zanim fale zalały mostek kapitański i reszta

wraku zniknęła w głębinach.

Nie wierzył, że tak duży okręt może zatonąć w tak krótki czasie, stał tam prawie bez tchu.

Co by było, gdyby nie zdążyli wejść do szalup, gdyby Niemcy nie dali im tej szansy? Pomyślał o

„Titanicu" i wszystkich, którzy poszli na dno razem z nim.

Nikt ze stojących na pokładzie okrętu podwodnego nie odezwał się ani słowem - nawet

niemiecka załoga milczała.

background image

Zaczynał tracić czucie w stopach od stania tak długo w bezruchu. Zesztywniało mu całe

ciało. Kręciło mu się w głowie, nie wiedział, czy było to spowodowane widokiem znikającej

„Mity", strachem, że zostanie zastrzelony, czy tym, że dawno nic nie jadł.

Nagle wśród stojących na okręcie zapanowało ożywienie, nakazano im wejść z powrotem

do szalup. Zauważył, że pozostali schodzili tak samo jak on niezgrabnie. Albo dlatego, że też byli

zmarznięci, albo dlatego, że to wydarzenie wywarło na nich takie wrażenie. Twarz chłopca

okrętowego miała kolor popiołu, był najmłodszy i być może najbardziej przerażony. Zresztą

niebezpieczeństwo jeszcze nie minęło, nie wiedzieli, co Niemcy zamierzają z nimi zrobić, chociaż,

o ile dobrze zrozumiał, kazano im wiosłować w stronę lądu, obierając ten sam kurs, co okręt

podwodny.

Nie zdążyli jeszcze daleko odpłynąć, kiedy zauważył drugą szalupę. Z ulgą dostrzegł w niej

oficerów z „Mity". Spojrzał na Bosmana i uśmiechnął się do niego. Bosman odwzajemnił uśmiech.

Nigdy jeszcze tak długo nie wiosłował, prawie całą dobę. Ładna pogoda się utrzymała,

kiedy zapadł zmrok, na niebie pojawiły się gwiazdy. Momentami zdarzało się, że przed oczami

mignęła im druga, biała szalupa, w jednym momencie unosiła się na wysokiej fali, żeby po chwili

zniknąć, tak że ledwo mogli zobaczyć jej tylną część. Jedynym dźwiękiem, który mącił ciszę, był

odgłos wioseł uderzających o powierzchnię wody, a nawet to odbywało się po cichu. Wszystko

wydawało się nierzeczywiste. Błyszczące gwiazdy nad ich głowami, przedziwne uczucie bycia

maleńką łupiną na niekończącym się oceanie, bezbronną, nic nieznaczącą wobec całej

nieskończoności. A jednak mimo wszystko łupiną, która miała niezłomną chęć życia i

kontynuowania tego nieprzewidywalnego, nieobliczalnego życia.

Nagle rozległ się głos, wysoki i czysty:

Gdy wiatry z wiosnę lody rozwiały,

Terje na morze się rzucał wraz,

Lecz gdy pingwiny do lotu wstały,

Do swojej chaty powracał wczas.

Wonczas mu ciężko na sercu było

Bo w nim burzliwe serce paliło –

Powracał obcem życiem olśniony –

Tęsknił i marzył południa strony –

Gdy w domu zima - i nocny cień.

background image

Kristian uśmiechnął się, mocniej chwytając wiosło. Przed chwilą rozmyślał o Terje Vigenie,

a Haugesund właśnie recytował jedną ze strof tej ballady - to prawie telepatia. Kiedy Kristian był w

siódmej klasie nauczył się wszystkich wersów na pamięć, pamiętał, jak brzmiała następna strofa.

Zaczął głośno kontynuować:

Szli towarzysze w rodzinne progi,

Gdzie który swoją chateńkę miał –

Patrząc za niemi w rozstajne drogi

Terje przed swoją zagrodą stał.

Zajrzał do izby - w okiennic szparę –

I z za firanek zobaczył - parę –

Żona samotnie przędąc, siedziała –

W kołysce dziewka - różowobiała –

Śmiejąc się, mile patrzała weń.

Haugesund odwrócił głowę.

- Umiesz całą?

- Tak, ale reszta jest tak smutna, że najchętniej bym ją zapomniał.

- Przesiedział pięć lat w więzieniu, a kiedy wrócił, zarówno żona jak i dziecko nie żyli.

Umarli z głodu.

- To było sto lat temu. Haugesund się roześmiał.

- To tylko wiersz, to się nie wydarzyło naprawdę.

- Skąd możesz wiedzieć?

Zrobiło się cicho. Ktoś inny zaczął śpiewać szantę i wkrótce

wiele osób przyłączyło się do refrenu.

A'way haul away...

W międzyczasie zrobił się zimno. Kristian był tak zmarzniety, że szczękał zębami.

Próbował myśleć o czymś przyjemnym, o łagodnym letnim wieczorze na ganku, kiedy

popołudniowe słońce powoli znikało za dachami przędzalni, o Elise roznoszącej gorącą kawę i

naleśniki ze świeżo zrobionym dżemem jagodowym, o Pederze i Evercie bawiących się swoimi

żołnierzykami. Prawie słyszał szum wodospadu, ptaki ćwierkające wśród krzewów bzu i śmiech

Pedera. Naszła go tęsknota za domem. Nie zdążył się porządnie pożegnać z Pederem i Evertem,

zanim wyjechał. Ani z Jensine. Z nikim. Ostatnie lata spędzone ze Svanhild i Eleonore były

zamglone i zniknęły, tak samo czas z Emauelem. Zostały mu w pamięci dni spędzone z Elise i

background image

chłopcami, matką... Miał w głowie Andersengården i mieszkanie kierownika fabryki. Pamiętał, jak

bardzo byli szczęśliwi, kiedy się wyprowadzili ze śmierdzącej kamienicy nad rzekę, pamiętał szum

wodospadu. Tęsknił za zieloną trawą i mostem, po którym o każdej porze spieszyli ludzie. W tym

czasie nawet z Emanuelem było przyjemnie. Wszystko złe nadeszło potem, ale chciał to wyprzeć z

pamięci.

Wydawało się, że noc nie ma końca. Spojrzał na gwiazdy, stały w tym samym punkcie.

Szanta ustała, nikt nic nie mówił. Całą swoją siłę wkładali w wiosłowanie - w górę i w dół, w górę i

w dół. Poczuł, że na wewnętrznej stronie dłoni zrobiły mu się pęcherze, które musiały pęknąć, bo

odczuwał pieczenie. Bolały go ramiona, bolało go całe ciało. Z pragnienia piekło go w gardle, w

żołądku burczało.

I wtedy, w końcu na wschodzie dostrzegł błysk światła. Boże! Kiedy zrobi się jasno,

wszystko stanie się mniej straszne. Teraz chyba niedługo dopłyną do lądu.

Ledwo zaczął cieszyć się tym widokiem, kiedy nagle ktoś wykrzyknął: - Widzicie ten wielki

cień przed nami?

Przestali wiosłować, zapadła martwa cisza.

Z ciemności wyłoniły się niewyraźne kontury jakiegoś statku, to było nierzeczywiste,

niczym statek-widmo. Kristianowi zaświtało coś w głowie, przypomniał sobie o statku zwanym

„Latającym Holendrem" lub „Żaglowcem śmierci". Wiedział, że to bzdury. Być może nazwa

„Żaglowiec śmierci" pasowałaby, ale to, co zobaczyli nie miało nic wspólnego z przesądami. To

była twarda, bezlitosna rzeczywistość.

Usłyszał, że chłopiec okrętowy wydał z siebie cichy okrzyk ale nie widział jego twarzy. Ani

twarzy Bosmana. Gdyby tylko mógł...

9

background image

Ciotka Ulrikke trzymała Sigurda do chrztu. Johan protestował, kiedy Elise wyszła z tą

propozycją.

- Ciotka Ulrikke? Przecież ona jest za stara. Poza tym nie jest częścią ani mojej, ani twojej

rodziny - tylko rodziny pana Ring stada. Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale uważam, że to dziwne.

- Dużo dla nas zrobiła przez te wszystkie lata, od moment kiedy rodzice Emanuela odwrócili

się ode mnie. Od tego czasu pomieszkiwała u nas kilka razy na Hammergaten. Jej pobyt by

zarówno radością jak i ciężarem, ale zawsze bardzo dbała o mnie i o dzieci i stawała po mojej

stronie, kiedy między mną a rodziną Ringstadów pojawiały się jakieś tarcia. Teraz, kiedy na

dodatek wyszła za mąż za mojego wuja, wydaje mi się, że to naturalne zapytać ją, czy by nie

zechciała trzymać Sigurda do chrztu. Poza tym to dobrze pasuje, skoro wuj Kristian, pan Wang-

Olafsen Hilda i pan Ringstad będą chrzestnymi.

To był wspaniały, jasny dzień. A najlepsze ze wszystkiego było to, że nadszedł list od

Kristiana! Nadany w Bordeaux. Na pisał go na dzień przed zejściem na ląd i wyjaśnił, że

telegrafista wyśle go przez agenta pocztowego, kiedy ten pojawi się na po kładzie. List był brudny,

wymięty i wyglądał, jakby miał kontakt z wodą. Część pisma była rozmazana i trudno je było

rozczytać

Być może agent pocztowy upuścił go do kałuży, a może padało, kiedy był w drodze na ląd.

Kiedy stała przy chrzcielnicy w kościele na Sagene i zerknęła na ciotkę Ulrikke, trzymającą

małego Sigurda w ramionach, poczuła, że coś ją chwyta za gardło, i nie potrafiła wytłumaczyć

dlaczego. To nie był pierwszy, a czwarty raz, kiedy jej dziecko było chrzczone, poza tym była też

na chrzcinach dzieci Hildy i Anny. Może na czyichś jeszcze, teraz już nie pamiętała. Chrzciny i

pogrzeby były naturalną częścią życia, więc dlaczego akurat ten chrzest wydawał się taki inny?

Czy miało to jakiś związek z wojną i Kristianem? Pisał, że wszystko jest w porządku.

Przeżyli sztorm w Zatoce Baskijskiej, ale wyszli z niego cało. Zaprzyjaźnił się z kilkoma osobami

ze statku, zarówno z telegrafistą, z kimś, kogo przezywali Bosman, i z człowiekiem, który nazywał

się Haugesund. Słowem nie wspomniał o kłopotliwym palaczu. Teraz Kristian był już starszym

marynarzem i uważał, że to o wiele ciekawsze niż praca majtka. Może niedługo awansuje i zostanie

starszym marynarzem. Nie pisał zbyt dużo o wojnie, wydawało się, że go to prawie nie dotyczy.

Może gazety tu w kraju przesadzały.

Spojrzała na pierwszą ławkę, którą w całości zajmowała rodzina. Najdalej przy ścianie

siedziała pani Jonsen, wyprostowana i w nowym kapeluszu! Czyżby miała nadzieję, że pan Diriks

pojawi się w kościele, i dla niego się tak wystroiła, czy też może chciała zaimponować panu Wang-

Olafsenowi?

background image

Peder siedział obok niej. Zarówno on, jaki pan Ringstad przyjechali do miasta dzień

wcześniej.

Kiedy zobaczyła Pedera, stała, wpatrując się w niego z otwartymi ustami. Tylko od wiosny

urósł o kilka centymetrów, był teraz prawie tak wysoki jak Johan. Był też dobrze zbudowany, wy-

glądał zdrowo, a jego twarz miała ładny kolor. Nie był przystojny, tak jak Kristian, ale nadrabiał

uśmiechem i osobowością. Był ciepłym i dobrym człowiekiem. Impulsywnym. Był też zabawny,

mimo że nadal nie do końca z własnej woli. Uśmiechnęła się siebie na myśl o wszystkich dziwnych

rzeczach, które powiedział przez te wszystkie lata.

Nie była pewna, czy zgadzała się z panem Ringstadem, który miał nadzieję, że zakochanie

Pedera minie z czasem. To prawda że Peder potrzebował kogoś zdecydowanego, kto będzie potrafił

podjąć decyzję, których on sam się obawiał, ale przede wszystkim potrzebował u swojego boku

kogoś miłego.

Odgoniła te myśli i zwróciła swoją uwagę na to, co się działo przy chrzcielnicy. Sigurd był

cichy i spokojny, zupełne przeciwieństwo Elviry. Ciotka Ulrikke była dumna jak paw, jakby

trzymała w ramionach swoje własne dziecko. Oprócz Sigurda do chrztu miała przystąpić jeszcze

trójka dzieci, ale Sigurd był jedynym, który nie krzyczał.

Kiedy dziecko zostało ochrzczone i wszyscy usiedli, jej spojrzenie powędrowało w stronę

Hildy i Ole Gabriela. Pomyśleć, ż Ole Gabriel miał się już na tyle dobrze, że mógł przyjść do

kościoła. A oni myśleli, że leży na łożu śmierci! Schudł, ale to nr pasowało. Było w nim coś jeszcze

coś, czego Elise nie umiała na zwać, ale na co od razu zwróciła uwagę. Nie wyglądał ani staro, ani

chorobliwie, wyglądał całkiem dobrze. Można by pomyśleć, że leżenie w łóżku przez kilka tygodni

czy miesięcy dobrze mu zrobiło. Może się po prostu przepracował i zwyczajnie potrzebował ciszy i

spokoju? Elise cieszyła się na myśl o tym, że kiedy wrócą z kościoła, będzie mogła ze wszystkimi

porozmawiać.

Pan Ringstad zafundował jazdę taksówką-automobilem ciotce Ulrikke, Sigurdowi, Annie,

pani Evertsen i pani Jonsen. Inni wracali spacerem. Elise musiała ze sobą walczyć, żeby

powstrzymać wybuch śmiechu na widok pani Jonsen wsiadającej do tego wytwornego pojazdu.

Żadne z nich nigdy nie jechało inną taksówką niż taką zaprzężoną w konia, to było na tyle duże

wydarzenie, że wokół nich zgromadziła się spora gromadka gapiów. Pani Jonsen zatrzymała się na

schodku, odwróciła się w stronę tłumu i eleganckim ruchem dłoni pomachała im niczym królowa,

zanim wcisnęła się na przepełnione, tylne siedzenie. Pani Evertsen wsiadła przed nią, a że miała

dość szerokie siedzenie, ciotka Ulrikke była przerażona, że ktoś zgniecie nowo ochrzczonego

Sigurda.

Chwilę później kierowca zatrąbił, pojazd szarpnął w przód i po chwili gwałtownie ruszył.

background image

Pozostali z przejęciem śledzili go oczami.

- Teraz można przejechać z Kristianii do Sundvolden i z powrotem za dwie korony! -

wykrzyknął pan Wang-Olafsen. - Wybudowano wielki automobil, który jest w stanie przewieźć

wielu pasażerów naraz. To otwarty wóz, który ma rzędy siedzeń na całej długości.

- A fuj! - wykrzyknął Ole Gabriel z niesmakiem. Elise prawie o nim zapomniała.

- Ależ, Ole Gabrielu, ty chyba nie możesz iść całą drogę? Posłał jej urażone spojrzenie.

- Dlaczego nie? Pan Wang-Olafsen i pan Ringstad też będą szli.

- No tak, ale... _

Hilda mocniej chwyciła go pod ramię.

- Najwyraźniej nie dotarło do ciebie, że Ole Gabriel już wyzdrowiał, Elise.

Elise roześmiała się przepraszająco.

- Widzę, że mu się polepszyło, ale nie wiedziałam, że całkowicie wydobrzał. Jak to dobrze,

Ole Gabrielu. Czy przepisano ci jakieś nowe leki?

Hilda pospieszyła z odpowiedzią, zanim on zdążył dojść do słowa.

- Tak, cudowny lek. Zażywa się go do przedpołudniowej filiżanki kawy i drożdżówki, a on

działa prawie przez cały dzień. Mniej więcej do czasu, kiedy wracam do domu.

Elise zmarszczyła czoło, nie zrozumiejąc, o co jej chodzi, ale w tej samej chwili podszedł do

niej pan Wang-Olafsen i podał jej ramię.

- Czy słynna pisarka zaszczyci mnie swoim towarzystwem podczas spaceru?

Elise nie mogła się nie roześmiać i z radością przyjęła jego ramię. Za nimi szedł Johan z

dziećmi i panem Ringstadem.

- Gratuluję pani najnowszej książki, pani Thoresen. Spotkałem wczoraj pana Benedicta

Guldberga i dowiedziałem się, że książkę przyjęto, a wydawnictwo pokłada w niej duże nadzieje.

Elise dostała list poprzedniego dnia, ale po sposobie, w jaki był sformułowany, zrozumiała,

że książkę przyjęto nie bez wątpliwości. Z powodu całego zamieszania związanego z chrzcinami i

oschłego tonu listu, nie była w stanie się cieszyć tak, jak powinna. Posłała mu zaskoczone

spojrzenie.

- Duże nadzieje? Roześmiał się.

- Dlaczego jest pani taka zaskoczona? Nie ma pani wrażenia, że wydawnictwo jest

zachwycone pani książkami?

- Tak, ale...

- Pan Guldberg mówił, że chce oddać ją do druku najszybciej, jak to możliwe, tak żeby

pojawiła się w sklepach przed Bożym Narodzeniem. Zanim się pani zorientuje, będzie pani sławna,

pani Thoresen.

background image

To miło z jego strony, że ją tak motywował, chociaż wiedziała, że tylko tak mówił.

- Dobrze widzieć, że znów jest pan w dobrym humorze, panie Wang-Olafsen.

Znów się roześmiał.

- I teraz myśli pani, że pani schlebiam, ponieważ sam jestem w dobrym humorze. Za mało

pani w siebie wierzy. Tak, to prawda, że moje życie ostatnio się zmieniło. Poznałem kogoś i z rado-

ścią pani tę osobę przedstawię. To wdowa, która jest mniej więcej w moim wieku. Dorastała na

Drammensveien, niedaleko zatoki Frognerkilen. Ma trójkę dorosłych dzieci i była jedną z naszych

najzdolniejszych tenisistek. Opowiadałem jej o pani i pani rodzinie i ona bardzo chce państwa

poznać. Czyta większość powieści, które są wydawane na naszym rynku, i jest zachwycona Sigrid

Undset. Nie znała pani nazwiska i bardzo się zawstydziła, kiedy zwróciłem jej uwagę, że jest pani

jedyną pisarką, która w oparciu o własne doświadczenie opisuje losy pracownic fabryk znad rzeki

Aker. Pożyczyłem jej teraz wszystkie pani książki i jestem ciekaw, co ona powie.

Elise się zamyśliła. Dorastała wśród bogatych willi na Drammensveien, grała w tenisa i

czytała wszystkie powieści, które wychodziły? Nie chciało jej się wierzyć, żeby tę kobietę

zachwyciły Podcięte skrzydła, Córka przekupki czy Walka matki.

Hilda i Ole Gabriel zrównali się z nimi. Elise zwróciła się do swojego szwagra.

- Czy widziałeś się jeszcze z panną Johannessen, Ole Gabrielu? Bardzo się o ciebie

martwiła. Ucieszyłaby się, gdyby zobaczyła, że jesteś zdrów i w pełni sił.

Hilda roześmiała się. Jej śmiech był dziwny, wymuszony.

- Myślę, że ona o tym wie, Elise, ale mogę jej dla pewności napisać list.

Elise zauważyła wyraz twarzy Ole Gabriela. Miał zaciśnięte usta, wyglądał na

rozzłoszczonego. Co ta Hilda znów wymyśliła?, pomyślała.

background image

10

Wokół stołu zrobiło się tak ciasno, że nikt nie był w stanie się podnieść, kiedy już usiadł.

Dagny usługiwała i pomagały jej przy tym dwie dziewczyny z gospodarstwa. Nigdy wcześniej nie

serwowały na przyjęciu, praktycznie nie wiedziały, co to takiego, były biednie ubrane, blade i

wychudzone, ale Dagny twierdziła, że obydwie umyły przed przyjściem włosy.

- Rozumiesz, one mają wszy - wyszeptała Dagny do Elise, kiedy przyszli. - Matka

wysmarowała je smołą, więc myślę, że wszystkie wszy padły. Powiedziałam im, że nie mogą się

drapać po głowie przy gościach, i teraz one się boją, że nie dostaną obiecanej przez ciebie korony.

Elise zdawała sobie sprawę, że cała korona to było bardzo szczodre wynagrodzenie, ale

wiedziała, jak bardzo były biedne, i chciała wykorzystać okazję, żeby im pomóc. Jedna z nich była

boso i miała brudne stopy. Elise cieszyła się, że salon był wypełniony ludźmi i że nikt tego nie

zauważy. Na szczęście udało jej się przekonać obydwie dziewczyny, żeby umyły ręce, zanim

zaczną serwować. Woda w miednicy była szaroczarna.

Wyglądało na to, że pani Jonsen i pani Evertsen są w świetnej formie. Poprzednio

rywalizowały ze sobą o względy ojca Johana, teraz najwyraźniej ich celem byli panowie Wang-

Olafsen i Ringstad. Niby były bardziej powściągliwe w stosunku do tak znamienitych panów, ale

kiedy pan Ringstad postawił do obiadu sherry i wino z białej porzeczki domowej roboty, które

zrobiła jego pomoc domowa, Olaug, obie panie zrobiły się bardziej rozmowne i odważne.

- Czy to nie smutno być tak samemu, panie Ringstad? Pan, który miał żonę, z którą mógł

rozmawiać podczas obiadu? - Pani Jonsen patrzyła na niego z niewinną miną i udawała, że pyta

tylko z czystej troski. Elise znała ją jednak na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że za jej słowami kryje

się coś więcej. Od miesięcy próbowała przygruchać sobie pana Diriksa, a teraz siedziała w

otoczeniu dwóch wdowców. Chyba nie przyszło jej do głowy, że za wysoko stawia sobie

poprzeczkę.

- Nie jestem sam, mam Pedera - odpowiedział pan Ringstad, łagodnie się uśmiechając. -

Nigdy nie siedzę sam przy stole, dyskutujemy o wszystkim, począwszy od wojny, a skończywszy

na nasionach i nawożeniu.

- Naprawdę? - Pani Jonsen wyglądała na zaskoczoną. - Peder potrafi takie rzeczy?

- A dlaczego nie? Ma już mimo wszystko osiemnaście lat, jest dorosły. - Nagle w wyrazie

twarzy pana Ringstada pojawiło się pewnego rodzaju ostrzeżenie, jakby obawiał się, że pani Jonsen

powie o Pederze coś, czego nie chciał o nim usłyszeć, albo coś, co Peder mógłby niechcący

usłyszeć. Szybko więc dorzucił, jakby chciał ją ubiec: - Peder jest zdolny. Będzie dobrym

rolnikiem. Ludzie z. miasta nie zdają sobie sprawy, ile trzeba główkować, uprawiając ziemię.

background image

Teraz pani Jonsen wyglądała na jeszcze bardziej zdziwioną.

- Do uprawiania ziemi trzeba używać głowy? O tym nie wiedziałam. Myślałam, że do tego

używa się tylko ramion i dłoni.

Pani Evertsen to usłyszała i wybuchnęła głośnym, złośliwym śmiechem.

- Czyżby nigdy nie była pani poza Kristianią, pani Jonsen? To ci inteligentni stają się

rolnikami, sadzą ziemniaki i uprawiają zboże.

- Dlaczego w takim razie w tym kraju nie ma wystarczająco dużo zboża? Musimy kupować

od Niemców, którzy teraz chcą mieć swoje zboże dla siebie.

Po raz pierwszy pani Evertsen nie wiedziała, co powiedzieć. Zwróciła się za to do Elise.

- Elise, wczoraj w gazecie było napisane, że jest wolna posada dla nauczycielki. Siedemset

koron rocznie! Dużo więcej, niż kiedy pracowałaś w biurze pana Paulsena!

Elise zerknęła na Ole Gabriela, żeby sprawdzić, czy to usłyszał, po czym odpowiedziała jej,

lekko się uśmiechając.

- Nie jestem nauczycielką z wykształcenia.

- Skoro umiesz pisać na maszynie, to chyba umiesz też uczyć dzieciaki abecadła!

- Ale chyba pani wie, że Elise pisze książki - powiedział z oburzeniem Peder.

Dokładnie się przysłuchiwał, pomyślała Elise.

- Ale to przecież nie jest prawdziwa praca! Pomyśl, mogłaby zarobić siedemset koron,

stojąc tylko przy tablicy! Wtedy biedny Johan nie musiałby każdego dnia wystawać w tej starej

kuźni na Vøienvolden. On musi na dodatek zajmować się dziećmi po powrocie do domu, bo Elise

nie stać, żeby Dagny zajmowała się nimi cały dzień. Wtedy Johan mógłby wrócić do fabryki płótna

żaglowego i pracować w fabryce jak inni. - Po czym zwróciła się do Johana. -Czy udaje ci się

sprzedać któreś z tych twoich figur, Johanie?

Johan uśmiechnął się.

- Każdego dnia, pani Evertsen. Moi klienci ustawiają się po nie w kolejce.

Pani Evertsen zamilkła.

W tej samej chwili pan Wang-Olafsen uderzył w kieliszek i wstał.

- Nie będę miał długiego przemówienia, chciałbym tylko przy tej okazji podziękować

państwu Thoresen za ich gościnność. Mówiłem to już wcześniej, ale jeszcze raz powtórzę: nie znam

innego miejsca, w którym spędzałbym czas równie przyjemnie. Nie wiem dokładnie, z czego to się

bierze, ale to ma związek z atmosferą panującą w domu rodziny Thoresen; ciepłem, uśmiechem i

radością, nawet kiedy za oknem jest okropna burza. - Skierował swoje spojrzenie na Elise. -

Przyglądam się wam już wiele lat, od tego pamiętnego, październikowego dnia w 1905 roku, kiedy

stałem przy Kirkeristen i czekałem, aż przez ulicę Karla Johana przemaszeruje Pułk Strzelecki. Mój

background image

syn, Carl Wilhelm wracał do domu ze służby jako strażnik. Było tam pełno ludzi, wszyscy się

przepychali, żeby zobaczyć żołnierzy. W oddali zabrzmiał Marsz strzelców i wkrótce zobaczyliśmy

słońce odbijające się od połyskujących instrumentów i bagnetów. Byłem tak wzruszony tym

historycznym wydarzeniem, że poczułem potrzebę rozmowy. Obok mnie stała młoda, ładna matka i

jej synowie, tak wtedy myślałem, mimo że wyglądała na zbyt młodą, żeby mieć takie duże dzieci.

Upojony radością zacząłem opowiadać o żołnierzach, którzy polegli sto lat temu i o tym, jak bardzo

jesteśmy szczęśliwi, że tym razem nikt nie poległ. Pamiętam, że zacytowałem słowa pułkownika z

jego przemowy podczas odsłaniania tablicy pamiątkowej w Lier: Jeśli to kiedykolwiek będzie

konieczne, zawsze znajdą się Norwegowie, którzy będą mieli odwagę i chęć poświęcenia własnego

życia i własnej krwi ku chwale Norwegii, naszej drogiej ojczyzny.

Elise pomyślała o Kristianie, uśmiech zastygł jej na ustach, a jej ciało przeszedł zimny

dreszcz.

Pan Wang-Olafsen pomyślał z pewnością o tym samym, bo pospiesznie zwrócił się do

Pedera: - Jeden z synów tej młodej matki był tak rozentuzjazmowany, że nie był w stanie ustać w

spokoju, więc zaczęliśmy rozmawiać. Opowiedział o ojcu, na którego czeka, o tragicznej śmierci

pierwszego ojca, o dziadku i babce, i siostrze, która jednak nie była matką, ale w pewnym sensie

była i matką, i siostrą. Zakręciło mi się od tego w głowie. Wtedy nagle zauważyłem Carla

Wilhelma i nie byłem w stanie pohamować łez.

Wtedy ten mały chłopiec zaczął się we mnie wpatrywać wielkimi okrągłymi oczami i ze

zdziwieniem zapytał: Beczysz? Próbowałem mu wytłumaczyć, że to z radości, bo mam tylko tego

jednego syna, a moja żona nie żyje. Wtedy chłopaczek stwierdził, że muszę być biedny, bo nie

liczyły się pieniądze, tylko ktoś, kogo można kochać. W ciągu minionych lat wiele razy

wspominałem te słowa, Pederze, i mogę tylko potwierdzić, jak ważne jest to, co powiedziałeś.

Najlepsze z tego wszystkiego było to, że po tym, jak wypowiedziałeś swoje mądre słowa, zaprosiłeś

mnie do was do domu. Powie działeś, że będę miał dla siebie cały taboret, bo wy, dzieci możecie

usiąść na skrzyni na drewno.

Wszyscy się roześmiali. Peder się zarumienił, ale uśmiechał się od ucha do ucha.

- Od tego czasu byłem wiele razy z wizytą w domu Elise - ciągnął, kierując swoje spojrzenie

w stronę Johana. - Jest im dużo szczodrości i serdeczności, i mimo tego, że później z osobistych

względów trzymałem się na dystans, często o was myślałem. Jestem wdzięczny, że mogłem

pożyczyć Everta, kiedy Kristian mnie zostawił. Mając w domu młodego człowieka, byłem

zmuszony zainteresować się tym, czym interesuje si młodzież, to też sprawiło, że poczułem się

młodszy, niż w rzeczywistości jestem. Mam nadzieję, że nadal dane mi będzie utrzymywać bliskie

kontakty z tą rodziną, i wszystkim, także nowo ochrzczonemu, życzę wszystkiego dobrego.

background image

Postaram się do tego przyczynić, w końcu jestem chrzestnym. Na zakończenie chciałbym, abyśmy

połączyli się myślami z tym, którego tak bardzo chcielibyśmy tu dzisiaj widzieć. Modlę się i mam

nadzieję, że wkrótce do nas wróci, cały i zdrowy, ze swoich niebezpiecznych podróży.

Elise poczuła, że coś ją chwyta za gardło i popatrzyła na Pedera. Siedział i z zaciśniętymi

zębami wpatrywał się w blat stołu. Wiedziała, jak bardzo był przywiązany do Kristiana, i była pew-

na, że bardzo się o niego obawiał.

- To była wzruszająca przemowa - powiedziała pani Jonsen, kiedy pan Wang-Olafsen

usiadł. Wyciągnęła ogromną, męską chustkę i dmuchnęła w nią tak, że zadudniło.

- Czy to o Kristianie pan myślał, mówiąc o ofiarowaniu życia i krwi ku chwale ojczyzny?

Czy tam w Afryce się strzelają?

Pan Wang-Olafsen uśmiechnął się pobłażliwie.

- Statek, na który Kristian zamustrował, pływa między Europą i Afryką.

Wyglądało na to, że pani Jonsen nic nie zrozumiała, ale na szczęście nie odważyła się

zadawać kolejnych pytań.

Po skończonym posiłku część osób wyszła do ogrodu, żeby zażyć świeżego powietrza i

rozprostować kości. Ku swojej radości, Elise zauważyła, że Peder z Evertem wspólnie idą w

kierunku starej stajni. Kiedy tylko się spotkali, od razu odnaleźli wspólny język, odległość, która

ich dzieliła przez ostatni rok, nie zepsuła dobrej relacji między nimi. Wyglądali poważnie, Elise

była pewna, że rozmawiali o wojnie i martwili się o Kristiana.

Było też przyjemnie zobaczyć pana Ringstada, wuja Kristiana, pana Wang-Olafsena i Ole

Garbiela zaangażowanych w rozmowę. Gorzej było z gośćmi płci żeńskiej. Anna próbowała

prowadzić rozmowę z ciotką Ulrikke, ale nie szło jej to. Hilda była bardzo niezadowolona,

wyraźnie irytowały ją panie Jonsen i Evertsen i nie potrafiła tego ukryć. Kiedy Elise stała przy ku-

chence, gotując kawę, Hilda podeszła do niej i wysyczała: - Dlaczego, na litość boską, zaprosiłaś te

prostackie plotkary?

- Ponieważ są naszymi dobrymi, dawnymi sąsiadkami, które pomagały mi niezliczoną ilość

razy i które dostarczały nam wszystkim dużo radości. Pomyśl, ile pani Evertsen robi dla Anny!

- Ale ciebie to chyba nie dotyczy. Nie mają obycia, rozmawiają z panem Ringstadem i

panem Wang-Olafsenem, jakby były z nimi spokrewnione, i wyrażają się tak, że aż ciotka Ulrikke

podskakuje na krześle. Możesz mieć tylu wulgarnych znajomych, ilu tylko chcesz, ale nie musisz

ich zapraszać razem z porządnymi ludźmi.

Elise odwróciła się do niej.

background image

- Aż taka jesteś wyrafinowana, Hildo? Że nie jesteś w stani znieść towarzystwa dawnych

sąsiadek? Zapomniałaś już, ile razy pani Evertsen zaglądała do matki, kiedy ta leżała w łóżku

złożona chorobą, podczas gdy my byłyśmy w fabryce?

Hilda prychnęła.

- Nie robiła tego ze współczucia, jeśli tak myślisz. Przychodziła, żeby mieć o czym

plotkować z innymi plotkarami.

Elise odstawiła na bok duży dzbanek na kawę, który pożyczyła od pastorowej i spojrzała na

nią.

- Co ci jest Hildo? Nie jesteś sobą. Czy coś ci dolega?

- Dolega mi? Co za przedziwne pytanie.

- Siedzisz zła i naburmuszona przez cały dzień. Ole Gabriel też nie wyglądał na szczególnie

wesołego, kiedy wychodziliście razem z kościoła. Pokłóciliście się?

- To w każdym razie nic nowego.

- Chyba nie ma to związku z Christofferem Clausenem? Hilda znów prychnęła.

- Myślisz, że jestem w stanie myśleć o tym głupcu? Chyba wiesz, że on jest ojcem dziecka

Karoline?

- Miałam takie podejrzenia. Czy to sprawia, że jesteś taka zła? Że cię zwodził?

Hilda zaprzeczyła gwałtownym ruchem głowy.

- Już dawno dałam sobie spokój z tym kobieciarzem.

- Czy przez kogoś innego?

- Tym razem to nie ja. Elise zmarszczyła czoło.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Nie pomyślałaś czasem, że to nie ja, tylko ktoś inny mógł źle postąpić?

- Któż miałby to być? Ole Gabriel chyba nie jest z tych, co się uganiają za kobietami?

- Aha, więc tak uważasz.

Elise się roześmiała.

- Daj spokój, Hildo. Dla niego wystarczającym problemem jest utrzymanie się na nogach.

- Ty tak myślisz. Coś ci powiem, Elise. Ole Gabriel znalazł sobie przyjaciółkę, która

przychodzi do niego, jak tylko wyjdę za drzwi, i siedzi tam, dopóki nie wrócę z pracy. Miała na

niego ochotę wiele lat temu, a teraz dostrzegła nową szansę. Jest tak zadowolony z jej odwiedzin,

że trudno uwierzyć, że to ten sam człowiek. Z bycia obojętnym wobec swojego wyglądu i słabym

do tego stopnia, że nie był w stanie nawet uczesać swoich włosów, stał się nagle mężczyzną

dbającym o swój wygląd! Wyobraź sobie, że Ole Gabriel stroi się przed jej przyjściem, zakłada

nową koszulę z wykrochmalonym kołnierzykiem, kamizelkę z przypiętym do niej złotym

background image

zegarkiem kieszonkowym, zaczesuje do tyłu wypomadowane włosy, a na nogi, zamiast tych

okropnych, rozczłapanych kapci, w których szurał przez ostatnie pół roku, zakłada wypolerowane

buty. Spędzają miło czas przy kawie i ciastkach, grają w szachy i karty, a także dyskutują o obecnej

sytuacji politycznej na świecie. Teraz zaczęli wychodzić razem na spacery, ku wielkiej uciesze

sąsiadów! Myślisz, że mnie to śmieszy?

Elise była zaskoczona. Czy to był sposób Ole Gabriela, żeby się zemścić, a może chciał

tylko sprawić, by Hilda poczuła się niepewnie? Z pewnością nie przyszło jej do głowy, że mógłby

się zainteresować inną.

- Gdzie on poznał tę panią?

- Czy ty nic nie rozumiesz? - zapytała Hilda zniecierpliwiona. - To panna Johannessen!

Elise nie potrafiła opanować śmiechu.

- Chyba nie mówisz poważnie? To niemożliwe, żeby on... Nie skończyła.

- Ależ tak, możliwe! To stare, wysuszone próchno! Ale ona też przeszła metamorfozę.

Sprawiła sobie gustowny i nowoczesny kostium, bogowie tylko wiedzą, gdzie go dostała i skąd

miała na to pieniądze, nowy kapelusz, eleganckie buty i na dodatek farbuje włosy! Śmieje się i

szczebiocze niczym papuga, cuchnie wodą różaną tak, że mogę ją wyczuć na kilometr, i siedzi,

schlebiając mu i się mizdrząc - aż niedobrze się robi.

Elise nie była w stanie potraktować jej poważnie, ale rozumiała, że nie może jej pokazać, że

ją to śmieszy.

- On to robi tylko po to, żebyś była zazdrosna, Hildo. Ole Gabriel cię ubóstwia. Jestem

pewna, że nigdy nawet nie spojrzał na inna kobietę po tym, jak się pobraliście.

Hilda odwróciła się do niej i gwałtownie wybuchła: - W takim razie wybierz się któregoś

przedpołudnia do naszego mieszkania i wtedy zobaczysz, czy nie zmienisz zdania!

W tej samej chwili wpadł do nich Hugo, miał zabłocone buty, które zostawiły ślady na

podłodze w całym salonie.

- Mamo, mamo, musisz wyjść na zewnątrz! Tata przeskoczył przez płot do Biermannsården

i zaczął biec tak szybko, jakby go diabeł gonił!

Elise patrzyła na niego zdumiona. Nie tylko z powodu tego, co powiedział, ale ze względu

na słowa, których użył. Nagle w drzwiach pojawiła się głowa Torkilda.

- Elise, biegnę na policję. Johan nagle zauważył Lort-Andersa w Biermannsgården i

przeskoczył przez płot w nadziei, że go złapie. On potrzebuje pomocy.

background image

11

Kristian wpatrywał się w ten wielki, ciemny cień, który powoli sunął w ich stronę,

wyłaniając się z porannej mgły. Okręt podwodny zniknął zupełnie.

Nie rozumiał, dlaczego wszyscy przestali wiosłować i dlaczego na pokładzie zapanowała

nieprzyjemna cisza. Nie wierzył, że Niemcy mają okręty wojenne, myślał, że jedynym, czego

muszą się obawiać, to okręty podwodne, ale teraz wyglądało na to, że wszyscy są przestraszeni.

Otworzył usta, chciał zapytać, ale się nie odważył. Być może jeden głos wystarczył, żeby

przestraszyć wroga, mimo że kiedy mówił, starał się to robić najciszej, jak tylko mógł.

W jego głowie kłębiły się tysiące myśli. Czy to był koniec, po tym jak Niemcy z okrętu

podwodnego puścili ich wolno i kazali wrócić do szalup? Po tym jak wiosłowali niemal całą dobę,

tak że całe ciało bolało, a pragnienie paliło? Dlaczego jacyś Niemcy pozwolili im przeżyć, skoro

inni chcieli ich wykończyć?

Spojrzał na plecy Bosmana, w nadziei, że ten odwróci głowę i mrugnie do niego

uspokajająco, ale było zbyt ciemno, żeby mógł zobaczyć jego twarz, a Bosman i tak się nie

odwrócił. Potem spojrzenie Kristiana ześlizgnęło się na plecy chłopca okrętowego. Wyglądało na

to, że jego ramiona drżą, ale może się mylił. Cała reszta siedziała nieruchomo niczym skamieniali,

żaden nie poruszył nawet głową. Może nawet wstrzymywali oddech, oczekując nieuniknionego.

Trzymając wiosło, nie był w stanie złożyć rąk, ale w duszy wymamrotał modlitwę. Drogi

fezu, pozwól mi żyć!

Jego myśli powędrowały w stronę domu. Mimo że wiedział, że Halfdanowi jest dobrze u

Elise i Johana, to uważał, że bycie sierotą to nic dobrego. Kiedy Halfdan dorośnie i zacznie chodzić

do szkoły, prawda wyjdzie na jaw, będą go pytać, kim są jego rodzice. Może będzie dumny, z tego

że ojciec stracił życie podczas wojny? Poległ za ojczyznę? Ale z czasem ktoś wpadnie na to, że

ojciec Halfdana był tylko zwykłym marynarzem na zwyczajnym statku towarowym i że wcale nie

dokonał żadnego bohaterskiego czynu. Wtedy Halfdan się zawstydzi i przestanie opowiadać o

swoich rodzicach. A na dodatek jego dziadek i babcia twierdzili, że został poczęty w wyniku

gwałtu! Elise opowiedziała mu, co powiedzieli rodzice Svanhild, kiedy do niej przyszli. Twierdzili,

że w Kristiana wstąpił diabeł i że Svanhild była bezwolna w walce między dobrem a złem. Elise

podejrzewała, że tak naprawdę przyszli po to, żeby odebrać swojego wnuka, ale Elise była

nieugięta. Powiedziała im, że jeśli zbyt ciężko było im znosić wstyd spowodowany tym, że

background image

Svanhild zaszła w ciążę, to proponuje im, że może najlepiej będzie, jeśli dalej pozwolą wierzyć

kaznodziei i reszcie społeczności, że Svanhild umarła półtora roku wcześniej, wtedy kiedy zbliżała

się kometa i dzień Sądu Ostatecznego.

Ogromny cień zbliżał się coraz bardziej, teraz wyraźnie było już widać kontury statku. Nie

był oświetlony. Zanim Kristian się zorientował, statek przepłynął bezszelestnie obok nich. To nie

mógł być wrogi okręt.

Nagle usłyszeli z oddali jakiś huk, dwie łodzie musiały się ze sobą zderzyć.

Głos kapitana rozdarł ciszę.

- Światło ostrzegawcze, do diabła! Kto ma skrzynkę alarmową? Kristian zrozumiał, że na

wodzie mogły się znajdować inne niewidoczne statki i że ryzyko kolizji było wysokie.

Zapalili światło ostrzegawcze i obszar wokół nich zalała nierzeczywista poświata. To było

jednocześnie kojące i przerażające. Z jednej strony byli teraz łatwo widoczni dla wroga, z drugiej

strony nie ryzykowali tego, że zderzą się z inną aliancką jednostką albo że zostaną zatopieni, przez

okręt, który ich nie zauważy.

Niedługo potem zauważył kolejny ciemny cień i zrozumiał, że to następna łódź. Kapitan

nakazał ponownie włączyć światło ostrzegawcze.

Cień podpłynął bliżej, zostali oświetleni reflektorem. Kristian z ulgą stwierdził, że to

francuski patrolowiec. Być może pierwszy statek, który zobaczyli, też był francuskim patrolowcem,

gdyby to wiedzieli, obyłoby się bez strachu.

Rzucono im liny i wciągnięto na pokład. Wkrótce dowiedzieli się, że Francuzi myśleli, że

oni są niemieckim okrętem podwodnym, i przygotowali działo. Gdyby nie zapalili świateł

ostrzegawczych, już by ich nie było. Kristian spojrzał na kapitana z wdzięcznością.

Każdy z nich dostał wełniany pled, jedzenie i ciepły napój, mieli wrażenie, że są w niebie.

Francuski patrolowiec odtransportował ich do małego portowego miasteczka. Stamtąd mieli

zostać odesłani do Bordeaux pociągiem.

Kiedy Kristian usiadł przy oknie w pociągu, wykończony męczącym wiosłowaniem przez

ponad dobę, po kilku nocach bez snu, jego spojrzenie ześlizgnęło się na gospodarstwa rolne i

zielone łąki, na których spokojnie pasły się krowy. W jakim dziwnym świecie żyjemy, pomyślał,

kiedy jego powieki ciężko się zamknęły.

background image

12

Elise pospieszyła w stronę płotu, przez który przeskoczył Johan, kiedy zauważył Lort-

Andersa. Próbowała coś dojrzeć między szczebelkami, ale krzaki nie straciły jeszcze liści i rosły

zbyt gęsto.

Torkild zniknął, a większość gości nie miała pojęcia o tym, co się wydarzyło tego

deszczowego dnia, kiedy ona została napadnięta, a Johan został dźgnięty nożem. Nikt poza Hildą i

Ole Gabrielem.

Ole Gabriel stał na dworze w towarzystwie innych panów i palił cygaro. Teraz powoli do

niej podszedł.

- Czy coś jest nie tak?

Zerknęła na pozostałych, żeby sprawdzić, czy zwrócili uwagę na to, co robiła, i powiedziała

cicho: - Bardzo bym nie chciała, żeby goście się o tym dowiedzieli, ale Johan zauważył Lort-

Andersa w Biermannsgården.

Ole Gabriel wyglądał na przerażonego.

- Tego, który chciał mu odebrać życie?

- Torkild pobiegł na policję, żeby to zgłosić.

- To jest oburzające, że jeszcze nie udało im się go złapać. Czym oni się zajmują, ci

nieudolni policjanci?

- Szukali go przez cały czas od momentu, kiedy to się wydarzyło, ale Lort-Anders ma wielu

znajomków w dzielnicach, w których policja obawia się pojawiać po zapadnięciu zmroku.

Ole Gabriel prychnął ze złością. Chwilę później w jego wzroku pojawił się cień lęku. -

Może najlepiej będzie, jeśli wejdziemy do środka?

Pokiwała głową, zwróciła się to wszystkich, którzy byli na zewnątrz, i klasnęła w dłonie.

- Czas na kawę! Pan Ringstad przywiózł ze sobą ciasteczka, które upiekła jego pomoc

domowa, Olaug!

- Prawdziwe ciasteczka! - powiedziała ze zdziwieniem pani Jonsen, kiedy zobaczyła

półmisek ze słodkościami. - Jakim cudem udało jej się kupić mąkę i inne składniki, żeby upiec coś

takiego?

Elise się uśmiechnęła.

background image

- Oni uprawiają zboże, mają w oborze krowy, które dają mleko, masło i śmietanę i nie

muszą kupować niczego poza cukrem.

- Może bycie rolnikiem to wcale nie taka głupia rzecz, pani Jonsen? - zapytała słodkim

głosem pani Evertsen.

Goście nawet nie zareagowali na to, że Johan był spocony i bez tchu, kiedy wszedł do

środka. Pewnie myśleli, że bawił się z dziećmi. Nie zauważyli też, że zniknął Torkild. Mały i

przepełniony salon miał swoje zalety.

Elise podeszła do kuchenki, żeby zagotować więcej kawy, po chwili przyszedł za nią Johan.

- Jak poszło? - mówiła cicho i starała się uniknąć spojrzenia mu w oczy, kiedy zadawała

pytanie.

- Jakby zapadł się pod ziemię.

- Jesteś pewny, że to był on? Dlaczego miałby przebywać w Biermannsgården?

- Widziałem go z całą pewnością. Kiedy znalazłem się po tamtej stronie i rozmawiałem z

kilkoma osobami, które tam spotkałem, wszyscy wydawali się zaskoczeni. Słyszeli o Lort-

Andersie, ale nie wiedzieli jak wygląda. Nie rozumieli też, czego mógłby u nich szukać, nie

zadawali się z takimi ludźmi.

- Pewnie się zdziwili, że o niego pytasz, przecież wiedzieli, że mamy chrzciny?

- Coś wymyśliłem. Nie możemy ryzykować, żeby dzieci dowiedziały się o tym od innych.

- Torkild poszedł na policję. Johan pokiwał głową.

- Widziałem, jak biegł.

- Masz pojęcie dlaczego Lort-Anders tam był?

- Obawiam się, że ma to jakiś związek z nami. Gdyby szedł Maridalsveien, przechodząc

koło naszego domu, zauważylibyśmy go z łatwością. Z drugiej strony płotu było mu łatwiej obser-

wować, co się u nas dzieje, samemu pozostając niezauważonym.

- Czego on chce?

- Tego, co ostatnio. Jeśli zostanie złapany, dostanie tak wysoką karę, że nie będzie różnicy,

czy robił do nas podejście raz czy dwa razy.

Elise posłała mu przerażone spojrzenie.

- Jak to możliwe, że podchodzisz do tego z takim spokojem?

- Kiedy na policji dowiedzą się, że on jest w pobliżu, liczę się z tym, że włożą spory wysiłek

w odnalezienie go i w końcu go złapią.

background image

Nie rozumiała, jak on mógł być taki pewny, skoro policji nie udało się wcześniej złapać

Lort-Andersa. Nie chciała jednak wzbudzać zainteresowania wśród gości, ciągnąc tę rozmowę. Nie

tylko najmłodsi nie mogli się dowiedzieć o tym, co się wydarzyło. Powinni też oszczędzić tego

Pederowi i Evertowi. Pani Jonsen i pani Evertsen nie mogły się o tym absolutnie dowiedzieć - mo-

głyby odebrać policji szanse na odnalezienie go. Plotkowały z połową Sagene i nowinka

błyskawicznie by się rozniosła:

Anna i Torkild jako pierwsi z gości poszli do domu. Torkild wszedł spokojnie do salonu po

swojej wizycie na komendzie, nikt nawet nie zauważył, że go nie było. Anna wyglądała na

zmęczoną, poza tym mała Aslaug musiała już iść do łóżka. Pani Evertsen wyszła razem z nimi,

żeby uniknąć przechodzenia przez most Beierbrua samej wieczorem, kiedy w fabrykach nikogo już

nie było. Elise zatroszczyła się o to, żeby dołączyła do nich też Dagny, zwłaszcza że Lort-Anders

był w pobliżu.

Pan Ringstad miał przenocować u pana Carlsena, podczas gdy Peder i Evert mieli dostać

swój dawny pokój, tak żeby mogli spędzić ze sobą jak najwięcej czasu, zanim Peder wyjedzie. Za-

proponowali, że odprowadzą do domu panią Jonsen. Trochę się zawahała, prawdopodobnie miała

nadzieję, że pan Wang-Olafsen albo pan Ringstad zaproponują, że ją odprowadzą. Stwierdziła

jednak, że lepiej wracać w towarzystwie chłopców niż samej. Wieczorami na ulicach dużo było

włóczęgów i pijaczków - niebezpiecznie, żeby kobieta wracała sama.

Pan Ringstad został jeszcze po tym, jak wszyscy wyszli, a najmłodsi znaleźli się w łóżkach.

Hugo, Jensine, Halfdan i Elvira zostali położeni parami do łóżek na facjatce, a Sigurd leżał w koły-

sce w pokoju Elise i Johana.

- Nieźle sobie oporadziłaś, organizując takie duże przyjęcie w tak niespokojnych czasach,

Elise.

Elise się uśmiechnęła.

- To dzięki tobie. Nie jest łatwo kupić produkty spożywcze, a ciastek nie jedliśmy od czasu,

kiedy Olaug dla nas piekła. Dzięki Bogu, jeszcze nie ma mrozu, musieliśmy tylko napalić, żeby

przygotować obiad i ugotować kawę. Zimą będzie gorzej.

- Jeśli będzie zbyt ciężko, możecie się do mnie przeprowadzić. Uśmiechnęła się.

- Dziękuję, to miłe z twojej strony, że nam to proponujesz, ale Hugo i Jensine chodzą do

szkoły, a Johan z pewnością nie będzie chciał się wyprowadzić z daleka od Anny, dopóki się nie

dowiemy, co z nią będzie. Poza tym obawiam się, że Dagny byłoby przykro, gdybyśmy zniknęli.

- A na dodatek Elise ma nadzieję, że Kristian nagle się pojawi - dodał Johan, uśmiechając

się lekko. - Jest tyle osób, o których musi pomyśleć, że nie ma czasu pomyśleć o sobie.

Pan Ringstad posłał jej ciepłe spojrzenie.

background image

- Gdyby wszyscy byli tacy jak ty, Elise, to nie byłoby ani wojen, ani nieprzyjaźni między

ludźmi.

- Nie rób ze mnie lepszej, niż jestem. Na szczęście dawno nie widziałam Signe, ale jeśli się

pojawi, będę wściekła. Poza tym to nie dotyczy tylko jej, także kilku innych osób.

Pan Ringstad się roześmiał.

- A ja myślałem, że nie potrafisz źle myśleć o nikim. W tej samej chwili rozległo się

pukanie do drzwi. Wszyscy ze zdziwieniem spojrzeli w ich kierunku.

- Macie gości tak późną porą? - zapytał ze zdziwieniem pan Ringstad.

Elise wymieniła spojrzenia z Johanem. Czy to policja? Johan pospiesznie wyszedł do

przedpokoju, żeby otworzyć.

Elise usłyszała męski głos, wydawało jej się, że skądś go zna Po chwili Johan powiedział: -

Proszę bardzo, niech pan wejdzie Mieliśmy tu dzisiaj chrzciny, ale goście już poszli.

Ku swojemu zaskoczeniu, Elise zobaczyła, że był to szef wydawnictwa Grøndahl i Syn.

- Ojej, nie miałem zamiaru przeszkadzać rodzinie w tak ważnym i wielkim dniu.

Przypadkowo znalazłem się w tej okolic i nagle przyszło mi do głowy, żeby zapukać. Teraz,

jesienią, w wydawnictwie jest tyle pracy, że czas mi szybko ucieka, ale nie za pomniałem o panu,

panie Thoresen. Nadal mam chęć obejrzeć pańskie prace. Myślałem, że może zawrzemy umowę?

Elise wstała i podeszła do nich.

- Proszę się nie obawiać i wejść do środka, siedzimy teraz i odpoczywamy po przyjęciu.

Dzieci poszły już spać i jedyną osobą która tu jest poza nami, to mój były teść, pan Hugo Ringstad.

Szef wydawnictwa wszedł do salonu i serdecznie się z nim przywitał.

- W takim razie mam pomysł - powiedział pan Ringstad z entuzjazmem. - Też mam ochotę

zobaczyć twoje ostatnie prace, Johanie, a jutro jadę do domu. A gdybyśmy tak wszyscy, od razu,

przespacerowali się do Vøienvolden? Cudownie będzie się przejść i zażyć świeżego powietrza po

tylu godzinach spędzonych w pomieszczeniu z tyloma osobami.

Szef wydawnictwa uśmiechnął się.

- Wspaniale. Chodźmy od razu.

Elise widziała, że Johan próbuje ukryć, jak bardzo się ucieszył. Może w końcu uda mu się

sprzedać swoją najnowszą, wykończoną już rzeźbę!

Dopiero kiedy znaleźli się już za drzwiami i kiedy usłyszała, że przechodzą przez bramę,

zaczęła myśleć o Lort-Andersie. Johan był tak rozentuzjazmowany, że o nim zapomniał.

Ale przecież było ich trzech, próbowała się uspokoić.

Dla pewności zamknęła drzwi na klucz.

background image

Zaczęła sprzątać kuchnię. Naczynia się piętrzyły, pożyczyła talerze zarówno od Anny, jak i

od pani Jonsen. Kosztownego serwisu Hildy nie odważyłaby się wziąć do domu. Gdyby stłukł się

jeden talerzyk albo jedna filiżanka, uzupełnienie kompletu kosztowałoby majątek.

Dagny z dziewczynkami zaproponowały, że zaczną zmywać, ale kiedy Elise zobaczyła, jak

to robią, powiedziała im, że robią dużo hałasu i że zmywanie może poczekać do jutra. One były

przyzwyczajone do zmywania cynowych talerzy i kubków i nie rozumiały, że jeśli będą używały

zbyt dużo siły, na porcelanowym talerzyku może się pojawić pęknięcie. Poza tym z balii wylewało

się tyle wody, że wyglądało, jakby deszcz napadał przez dach. Jedyny z tego pożytek, to że

dziewczęta miały czyste nogi.

Na facjatce panowała cisza. Dzieci zasnęły od razu, zmęczone długim i bogatym w

wydarzenia dniem. Ziewnęła. Z chęcią sama poszłaby się położyć, ale niewykluczone, że pan

Ringstad, kiedy wróci, będzie jeszcze chciał posiedzieć, skoro jutro już wyjeżdżał. Peder i Evert

niedługo wrócą, więc na pewno jeszcze minie sporo czasu, zanim w domu zapanuje cisza.

Pomyślała o tym, co Hilda mówiła o Ole Gabrielu i pannie Johannessen. To niemożliwe,

żeby Hilda myślała, że między tą dwójką dzieje się coś poważnego. To było zbyt nieprawdopodob-

ne. Gdyby to była młoda i elegancka wdowa, która myślałaby, że kierownik fabryki nadal jest

zamożny, być może pochlebiłoby mu to i dałby się skusić na mały skok w bok. Bo doprawdy nie

był zbyt przyzwyczajony do tego, żeby żona poświęcała mu dużo uwagi! Ale panna Johannessen?

To typowa stara panna, która przyjmując ją w biurze Ole Gabriela, ubrana była w czarną suknię o

wąskich rękawach, wysoko zapiętą pod szyję, a jej włosy związane były nad karkiem w siwy kok.

Zmierzyła ją wtedy krytycznym spojrzeniem i zapytała, czy Elise chodziła do liceum

ekonomicznego! Kiedy Elise, czerwieniąc się, odpowiedziała, że miała tylko szkołę ludową, panna

Johannessen uniosła brew i za pytała, jak to się stało, że została zatrudniona.

Nie, niemożliwe, żeby Ole Gabriel żywił jakieś ciepłe uczuci do tej zadufanej w sobie i

nudnej kobiety! Wprawdzie Elise zmieniła do niej nastawienie po tym, jak pani Johannessen wzięła

do siebie Jorund, ale to było co innego.

Kiedy tylko będę miała okazję, wybiorę się do Hildy i postaram się wybadać, co ją dręczy,

pomyślała, wzdychając.

Ciekawe, gdzie był teraz Kristian? Bordeaux było położone w południowo-zachodniej

Francji. Być może statek „Mita" tylko coś tam załaduje albo rozładuje i znów wróci do Afryki?

Część drogi będzie prowadziła przez Zatokę Baskijską, ale nie będą przepływać przez kanał La

Manche i przy odrobinie szczęści nie trafią na miny i niemieckie torpedy. Może wojna się skończy,

kiedy będą wracać. Przecież do południowej Afryki i Madagaskaru długo się płynie.

Poczuła, że trochę się uspokoiła. Była pewna, że Kristian sobie poradzi.

background image

Rozległo się pukanie do drzwi wejściowych. Kto teraz, na Boga? Czy nie dadzą im spokoju?

Zazwyczaj nie chodzi się d nikogo z wizytą o tak późnej porze. To, że szef wydawnictwa się u nich

pojawił, było zaskakujące, ale być może w kręgach, w których on się obracał panowały inne

zwyczaje. Dyrektorzy, kierownicy urzędów i inni eleganccy państwo zaczynali swój dzień pracy

dużo później niż robotnicy z fabryk i z pewnością wieczorami dłużej siedzieli.

Wtedy jej się przypomniało. Dagny mówiła jej, że jej matka zrobiła na drutach ubranko dla

Sigurda i zamierzała je przynieść, kiedy skończy pracę. Powiedziała, że to w podzięce za wszystko,

co Elise zrobiła dla Dagny.

Wytarła ręce o fartuch, pospieszyła do przedpokoju i otworzyła drzwi.

Na widok gościa znieruchomiała niczym rażona gromem. Za drzwiami stał Lort-Anders.

background image

13

Elise wydała z siebie okrzyk i już miała mu zatrzasnąć drzwi przed nosem, ale on

błyskawicznie włożył w nie swoją stopę.

- Proszę cię!

Nie wierzyła własnym uszom. Ten drań stał za drzwiami i prosił ją, żeby nie zamykała! On,

który nie tak dawno temu próbował zabić Johana! Albo zwariował, albo był najbardziej szczwanym

człowiekiem, jakiegokolwiek spotkała!

Przecisnął się do środka i zamknął za sobą drzwi. Jego ubrania wisiały w strzępach, on sam

cuchnął. Jego skóra była poszarzała, policzki miał zapadnięte, a oczy płonęły mu jak w gorączce.

Wyciągnął do niej dłoń, która wyglądała jak u szkieletu.

- Wybacz!

- Co ty kombinujesz? - Była zbyt wściekła, żeby się bać. -Najpierw próbujesz zabić mnie,

potem Johana, a teraz przychodzisz tu i wpraszasz się do nas? Postradałeś zmysły?

Nie odpowiedział, stał nieruchomo i wpatrywał się w nią błagalnym spojrzeniem.

- Johan wyszedł tylko załatwić sprawę i może się pojawić w każdej chwili. To samo Peder i

Evert. Oni już mają osiemnaście lat, są więksi i silniejsi od ciebie. Nie zostanie z ciebie dużo, jeśli

nadal tu będziesz, kiedy się pojawią.

Wciąż się nie odzywał, wyglądało na to, że postanowił dać jej się wykrzyczeć.

- Czego ode mnie chcesz? Torkild zgłosił na policję, że widzieliśmy cię w pobliżu. Polują

na ciebie w całej okolicy.

Pokiwał głową.

- Jeśli myślisz, że to, czy próbowałeś zabić jedną, czy dwie osoby, nie gra żadnej roli, to

jesteś w błędzie. Czytałam w gazetach, że mówi się o ponownym wprowadzeniu kary śmierci.

To ostatnie wymyśliła na poczekaniu. Złość już jej powoli mijała, za to na nowo pojawił się

strach. Dobry Boże, błagała w duchu. Niech oni już przyjdą, zanim będzie za późno!

- Nie przyszedłem po to, żeby zrobić ci krzywdę. Chciałem prosić o wybaczenie.

- I łudzisz się, że ja w to uwierzę? Nie jestem aż tak głupia!

- Jeśli przyszedłem się zemścić, jak myślisz, czemu nie zrobiłem tego od razu?

background image

Pomyślała o tym samym, ale nie chciała dać się oszukać.

- Ponieważ jesteś najbardziej wyrachowanym, podłym i złym człowiekiem, jakiego znam.

Przez te wszystkie lata chciałeś się na mnie zemścić, bo twierdziłeś, że to z mojej winy was wtedy

złapano. Zarówno Johan, jak i inni próbowali ci wytłumaczyć, że to nieprawda. Znalazłam złotą

broszkę zupełnie przez przypadek i bałam się ją zatrzymać, ze strachu, że będę podejrzana o kra-

dzież. Dlatego dałam ją Johanowi, nie wiedząc, że on był w to zamieszany.

Ku jej zaskoczeniu Lort-Anders pokiwał twierdząco głową.

- Wierzę w to.

Zaniemówiła. Czyżby próbował ją nabrać?

- Dlaczego w takim razie ty i twoi kumple zaczęliście mnie gnębić na ulicy Antona

Schi0tza? I dlaczego dźgnąłeś Johana nożem?

- Bo chciałem wierzyć, że to była twoja wina. Nienawidziłem ciebie i Johana.

- A co nagłe sprawiło, że zmieniłeś zdanie? Może zacząłeś uczęszczać do domu modlitwy? -

Posłała mu spojrzenie pełne pogardy.

Pokręcił głową.

- Nie, ale żałuję, że tego nie zrobiłem. Elise pokręciła głową, wciąż była wściekła.

- Już sobie to wyobrażam. Wyrzuciliby cię za drzwi. Pokiwał głową.

- Nie jesteś głupia, Elise. Tak by właśnie było. Wypędziliby mnie. Nikt by nie uwierzył, że

to na poważnie.

- Ty pewnie też nie.

- Mylisz się. Wiesz, jak to jest żyć bez jedzenia, bez dachu nad głową, w śmietnikach razem

ze szczurami i innymi bestiami? Wiesz, jak to jest odczuwać pragnienie od nasady włosów aż po

palce stóp? Jak to jest być przemokniętym do tego stopnia, że marznie ci dusza? I chcieć wbić sobie

samemu nóż w serce, ale nie mieć odwagi?

Przytrzymał się ściany. W przedpokoju panował półmrok ale zauważyła że na jego czole

pojawiły się kropelki potu.

- Jesteś chory? To chyba nie jest zaraźliwe? Na górze mam piątkę dzieci.

Pokręcił głową.

- Nie musisz się bać, ta choroba nie jest zakaźna. Wydawało jej się, że się chwieje.

- To jak będzie? Pójdę, kiedy mi powiesz, że mi przebaczasz

- Jak mogę przebaczyć człowiekowi, który próbował za bić mojego męża, który śmiertelnie

mnie wystraszył, trzymają Hugo za barierką na moście, i który niejeden raz uprzykrzył na życie?

Byłeś utrapieniem i prześladowcą od czasu, kiedy chodziliśmy do szkoły!

Pokiwał głową.

background image

- Wszyscy to mówią.

- W takim razie nie rozumiem, dlaczego nie próbujesz teg zmienić.

- Nie wiesz, jak to było, Elise. - Odwrócił się w stronę drzwi Wydawało się, że żeby je

otworzyć, musi zmobilizować wszystkie siły. - Nie wiesz, jak to było - powtórzył, wychodząc cięż-

kim krokiem na schody.

W tej samej chwili dobiegły ją głosy z bramy. Dzięki Bogu, już idą!, pomyślała.

Ku swojemu zdziwieniu zobaczyła, że Johan i pan Ringstad wracają w towarzystwie Pedera

i Everta - musieli się spotkać po drodze.

- Lort-Anders tu jest! - krzyknęła do nich.

Johan podbiegł i chwycił Lort-Andersa za ramię, po czym odwrócił się w stronę Pedera i

Everta.

- Biegnijcie na policję i powiedzcie, że on tu jest! Natychmiast wykonali polecenie, mogło

się wydawać, że

Johan opowiedział im o tym, co się wydarzyło.

- Nie rozumiesz, jak to było - trzeci raz powtórzył Lort-Anders. Potem kolana zaczęły się

pod nim uginać, ale Johan próbował utrzymać go w pionie. W końcu zrobił się zbyt ciężki i Johan

pozwolił mu opaść na ziemię.

- Co się stało? - zapytał Johan. Był jednocześnie przerażony i zdezorientowany.

- Przyszedł prosić o wybaczenie. Johan prychnął z pogardą.

- Chyba w to nie uwierzyłaś?

- Z początku mu nie wierzyłam, ale teraz zaczynam się zastanawiać. Nie próbował mi nic

zrobić i wygląda na chorego.

Policja pojawiła się w ciągu dziesięciu minut. Lort-Anders został zakuty w kajdanki i

przetransportowany czarnym, policyjnym wozem na Møllergaten 19.

- To na początek - powiedział Johan. - Więzienie Akershus albo zakład penitencjarny będą

następne.

Dzień później przyszedł do nich ten sam policjant, który ostatnim razem był taki uprzejmy

dla Elise.

- Przyszedłem tylko powiedzieć, że Lort-Anders umarł w drodze do miasta. - W jego głosie

słychać było ulgę.

Elise wpatrywała się w niego, próbując zrozumieć, co się stało.

A ja nie chciałam mu wybaczyć, pomyślała, czując, że ogarnia ją ciężkie, nieprzyjemne

uczucie.

background image

14

Elise dołożyła polano do piecyka. Miała tak zesztywniałe ręce, że nie była w stanie poruszać

palcami. Pokonując krótką drogę z mieszkania kierownika fabryki do domu, tak bardzo przemarzła,

że ząb nie mógł trafić na ząb szczękała zębami. Elise zastanawiała się, jak ludzie zniosą taką zimę.

W gazetach pisano, że wiele starszych osób zamarzło na śmierć i że w robotniczych mieszkaniach

nad rzeką Aker panowały złe warunki. Jakby jeszcze nie każdy o tym wiedział! Prawie

niemożliwym było dostanie węgla czy drewna, ludzie szli do lasu i zbierali gałęzie, a podczas

ciemnych, zimowych wieczorów niejeden brał siekierę, żeby uszczkąć co nieco ze szkółki leśnej.

A był na razie początek lutego, najzimniejszego i najgorszego miesiąca w roku. W sklepach

brakowało wełnianych pledów, nawet w Odzieży dla ubogich dzieci nie można było znaleźć choćby

jednej ciepłej sztuki odzieży.

Czytała, że w lepszych domach, w których znajdowały się portiery, teraz przerabiano je na

płaszcze i marynarki, a stare gazety były na wagę złota. Wkładano je do kozaków jako wkładki, a

nawet owijano nimi dziecięce nogi, dopóki nic z nich nie zostało, a także używano je, żeby

uszczelnić okienne ramy i pęknięcia, tak aby zimno nie dostawało się do środka.

Usłyszała, że Johan wchodzi do domu. Pospiesznie zamknął za sobą drzwi, żeby nie

wypuszczać tej odrobiny ciepła, która była w środku.

- Już wróciłeś?

- W kuźni było zbyt zimno, żebym mógł pracować Położył naręcze drew w skrzyni na opał.

- Dostałem te polana od dzierżawcy. Właściwie to nie wolno mu rozdawać drewna, ale

czasami trochę go dla mnie przemyca, kiedy pana Bergego nie ma w domu. - Westchnął. - Co to

pomogło, że szef wydawnictwa kupił popiersie Elviry, skoro za te pieniądze nic nie można kupić?

Nie wiem, jak to będzie. Sklepowe półki są prawie puste, klienci panikują, kiedy widzą, jak

niewiele będą mogli kupić. Poza tym w gazetach pojawiają się nagłówki pisane tłustym drukiem,

które mówią o całej tej niedoli.

- Myślę, że oni celowo podsycają taką atmosferę, żeby nakłonić nas do kupowania gazet.

Przesadzają zarówno jeśli chodzi o brak produktów spożywczych, jak i zagrożenie wynikające z

wojny. - Zmarszczyła czoło i ściszyła głos. - A swoją drogą: widziałeś, co piszą o nowej Ustawie o

prawach dziecka? Że większość opowiada się za tym, żeby dzieci z nieprawego łoża mogły mieć

prawo do dziedziczenia.

Pokiwał głową i zacisnął z rozgoryczeniem usta.

background image

- Gdyby w naszej rodzinie nie było tego problemu, być może zgodziłbym się z ministrem

Castbergiem.

- Przez wiele lat zdawaliśmy sobie sprawę, że taka ustawa wejdzie w życie. Myślę, że Signe

się cieszy.

Zerknęła na Dagny, ale ta była zajęta budowaniem domu z klocków, przy czym pomagali jej

Elvira i Halfdan.

- Rozumiem ludzką złość - ciągnęła. - Na ostatniej stronie „Inteligencji" opublikowano

krótką nowelę. Opowiadała ona o prostej, ale wyrachowanej mleczarce, która uwiodła

dwudziestoletniego dziedzica dużego majątku i została matką jego pierwszego, ale swojego piątego

już dziecka. Jej ciało było pełne złego, jak miała w zwyczaju określać tę chorobę Othilie, więc syn

gospodarza się zaraził. Odebrał sobie życie. Prawdziwym ojcem dziecka był żonaty pracownik

folwarczny, ale według nowej ustawy, to dziecko właśnie odziedziczy cały majątek.

Johan pokiwał głową.

- Ciało Signe najprawdopodobniej nie jest pełne złego, ale zgodnie Z nową ustawą,

Sebastian ma takie same prawo do dziedziczenia, jak Hugo.

- Magda mówiła, że o tej ustawie piszą dziś wszystkie gazety w kraju. W domu misyjnym

na Calmeyersgate zorganizowano protest. Poeta Nils Kjær jest bardzo wzburzony, nazywa dziecko

pochodzące ze związku pozamałżeńskiego gamoniem, a matkę opisuje jako tłustą,

czterdziestoletnią kobietę z czerwoną twarzą, która domaga się swoich praw w związku z podzia-

łem majątku świętej pamięci von Hjelma. Nawet Sigrid Undset jest przeciwna tej ustawie, ale z

tego co rozumiem, ona próbuje spojrzeć na sprawę z obu stron. Uważa, że wszystkie oburzone

artykuły świadczą o braku empatii zarówno do kobiet zamężnych jak i niezamężnych, ale też

ogólnie, o braku zrozumienia ludzi. - Zamyśliła się. - Gdyby Emanuel nie zaproponował mi

małżeństwa, Hugo byłby tym, co Nils Kjær określa mianem gamonia. Przykro mi o tym myśleć.

Johan pogłaskał ją po policzku.

- Hugo nie jest żadnym gamoniem, niezależnie od tego, czy byś była żoną Emanuela, czy

nie. Nie możesz słuchać, co mówią tacy pisarze. Oni myślą, że muszą mieć swoje zdanie na każdy

temat, tylko dlatego, że piszą książki.

- Pisali też o kolejnym norweskim statku, który został storpedowany.

Johan z powagą pokiwał głową.

- Ale to nie był statek „Mita".

- We wszystkich listach, które niemieckie przedsiębiorstwa przysyłają do Norwegii, jest

napisane: Gott strafe die Engländer. Torkild mówił, że to znaczy Niech Bóg ukarze Anglików. On

background image

uważa, że to podłe mieszać Boga do wojny, to tak jakby On opowiadał się po którejś ze stron, kiedy

państwa ze sobą walczą.

- A co z Anną?

- Źle. Znów leży w łóżku. To wydaje się prawie niemożliwe, że zaledwie kilka miesięcy

temu była na chrzcinach Sigurda.

- Też o tym pomyślałem ostatnim razem, kiedy u nich byłam. Natomiast wydaje się, że Ole

Gabriel zupełnie wydobrzał. Czy rozmawiałaś ostatnio z Hildą?

- Nie, ona jest na mnie zła, bo próbowałam go bronić, kiedy twierdziła, że jest jej niewierny.

Johan roześmiał się.

- Ole Gabriel niewierny? Jak coś takiego mogło jej przyjść do głowy?

- Ubzdurała sobie, że coś się dzieje między nim a panną Johannessen. Opowiedziała mi o

tym już na chrzcinach, ale jakoś nie mogłam w to uwierzyć. Kiedy byłam tam ostatnio, Ole Gabriel

grał z panną Johannessen w karty. Myślę, że ona go odwiedza, ponieważ jest jej go żal. Uważa, że

Hilda jest bez serca, że za mało dla niego robi.

Z facjatki rozległ się krzyk.

- Dagny z dzieciakami bawią się na górze. Tam jest strasznie zimno, więc pomyślałam, żeby

ich ściągnąć tu na dół.

- Hilda jest pewnie zła dlatego, że po raz pierwszy to nil ona spędza miło czas, tylko on.

Wybacz, Elise, ale chyba nie jest najłatwiej być mężem twojej siostry.

- Zdaję sobie z tego sprawę. Myślałam, żeby podejść do ochronki i odprowadzić ją potem do

domu, tak żebyśmy mogły porozmawiać na osobności, żeby nikt inny nas nie słyszał.

- Uważam, że tak właśnie powinnaś zrobić. Ona zazwyczaj cię słucha. W każdym razie gdy

już upłynie trochę czasu.

Elise poszła do Hildy tego samego popołudnia. Obawiała się wyjścia na dwór z powodu

mrozu, ale gdyby Hilda zrobiła coś głupiego, Elise źle by się czuła, wiedząc że mogła temu

wcześniej zapobiec.

Hilda ją zauważyła, gdy tylko wyszła przez bramę.

- Czego chcesz?

- Dotrzymać ci towarzystwa.

- Chyba żadne sklepy nie są o tej porze otwarte. Poza tym nie ma w nich zbyt wiele do

kupienia.

- Nie wybieram się do sklepu, chcę z tobą porozmawiać.

- Chcesz mi prawić kazania o moralności? To masz na myśli? Tak jak ostatnio? Kto

naplotkował?

background image

Elise spojrzała na nią zdezorientowana.

- Naplotkował o czym?

- Że chodzę na wieczorne spacery z panem Stenersenem, Spokojnie. Nie wychodzimy na

mróz, żeby robić coś złego, jeśli tak myślisz. Jego żona urodziła kilka dni temu córeczkę, ale jest

tak wykończona po porodzie, że musi leżeć w szpitalu przez trzy tygodnie. Co najmniej. Biedak, to

będzie go niemało kosztowało. Poza tym będzie musiała mieć nianię do dziecka, kiedy wróci do

domu, a on musi jeździć na wieś, żeby kupić mleko i śmietanę, żeby ona mogła wydobrzeć. Tego

zażądała.

- Nie wiedziałam, że masz aż tyle wspólnego z panem Stenersenem. Przyszłam, żeby z tobą

porozmawiać o Ole Garbielu i pannie Johannessen.

- W takim razie powinnaś się wybrać do naszego mieszkania trochę wcześniej i nie dzwonić

do drzwi, tylko raczej zajrzeć przez okno!

Elise się roześmiała.

- Daj spokój, Hildo! Nie możesz na poważnie myśleć, że między nimi może być coś

takiego!

- Jaką czasami potrafisz mieć słabą wyobraźnię, ty, która piszesz książki, i w ogóle. Nie

możesz zrobić tak jak mówię?

Wtedy nie będziesz musiała podawać w wątpliwość wszystkiego, co mówię.

- Dlaczego oburzasz się, że ktoś przychodzi do Ole Gabriela w odwiedziny, skoro sama

chadzasz na spacery z panem Stenersenem?

- Ponieważ to jest zupełnie coś innego. Zdecydowaliśmy się z panem Stenersenem na relację

czysto przyjacielską, podczas gdy Ole Gabriel jest na dobrej drodze do złamania przysięgi

małżeńskiej.

Elise z rezygnacją pokręciła głową.

- Mówisz, że ja mam słabą wyobraźnię, natomiast twoja wyobraźnia wydaje się nieco zbyt

bujna.

Mały Gabriel zaczął marudzić, Hilda szła zbyt szybko, ni mógł za nią nadążyć.

- Ole Gabriel nigdy nie zrobiłby czegoś takiego swojemu synowi - ciągnęła Elise. - Mam

nadzieję, że on nie rozumie o czym rozmawiamy - dodała, zerkając na chłopca.

- On wie więcej, niż myślisz. Codziennie się kłócimy z OJ Gabrielem.

- Biedny chłopiec. Hilda nagle się zatrzymała.

- Jeśli przyszłaś po to, żeby mnie krytykować, to możesz iść do domu. Nic ci do mojego

życia, poza tym nic nie rozumiesz.

background image

- Ależ, Hildo, wiesz, że próbuję ci tylko pomóc. Na chrzcie Sigurda zrozumiałam, że coś

jest nie tak, ale kiedy ostatni raz u was byłam, była tam też panna Johannessen. Nie mogłam wtedy

przy niej porozmawiać z tobą o waszej sytuacji. Od tego czasu byłam zajęta moją książką, poza tym

zarówno Elvira, jak i Halfdan leżeli w łóżku z gorączką, chorzy na zapalenie migdałków. Johan

jeździ w różne miejsca z nadzieją, że uda mu się kupić drewno, węgiel i coś do jedzenia. Racje

żywnościowe nie wystarczą dla domu, w którym, łącznie z Dagny, jest piątka dzieci. Dzieciaki są

ciągle głodne. Hilda się odwróciła.

- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać, jeśli zamierzasz mnie tylko krytykować.

- Jest coś jeszcze, o czym chciałabym z tobą porozmawiać.

- Co takiego?

- Lort-Anders.

Hilda znów się do niej odwróciła i spojrzała na nią ze zdziwieniem.

- Lort-Anders? Czy on czasem nie umarł w ten sam dzień, w którym były chrzciny Sigurda?

- Tak, i to mnie właśnie męczy.

- Boże drogi, Elise, ty chyba nie jesteś normalna! Nie cieszysz się, że on nie żyje?

Prześladowca, który dźgnął Johana nożem?

- Tak, ulżyło mi, bo nie muszę się go już bać, ale dręczy mnie to, że on mnie prosił o

wybaczenie, a ja nie byłam w stanie tego zrobić. Poza tym powiedział mi coś, zanim się osunął na

ziemię, i powtórzył to trzy razy. Wiem, że kiedy chodziłaś do szkoły znałaś jedną z jego sióstr.

Zastanawiałam się, czy mogłabyś mi powiedzieć, jak u nich było.

- A co takiego powtórzył trzy razy?

- Powiedział: Me wiesz, jak to było. Wyobrażam sobie, że miał na myśli to, co sprawiło, że

się stał tym, kim się stał.

- Z pewnością. Ale on nie był jedyną osobą, której źle się działo. Nie wszyscy stają się z

tego powodu szaleni.

- Pamiętasz coś z tego, co ci opowiadała jego siostra? Hilda się zamyśliła.

- Wydaje mi się, że jego ojciec go bił i wygonił z domu. Musiał mieszkać w kurniku. Nie

wiem, jak długo tam przebywał.

- Teraz, kiedy mi o tym powiedziałaś, przypomniało mi się, że Anna opowiadała coś

podobnego wtedy, kiedy Lort-Anders trzymał Hugo za barierką na moście. Było jej go żal.

- Zapomnij o nim, Elise! Pozbyłaś się prześladowcy. To nie twoja wina, że on miał złe

dzieciństwo.

Elise odwróciła się, żeby iść do domu.

background image

- Tak, wiem o tym, ale chociaż mogę położyć polne kwiaty na jego grobie, kiedy nadejdzie

wiosna. To będzie moje przebaczenie.

Hilda pokręciła głową.

- Cała ty.

15

Elise obudziła woda kapiąca z dachu. Podniosła się na łóżku.

- Johan, słyszysz? Odwilż! Koniec zimowych mrozów! Johan ziewnął i odwrócił się na

drugi bok.

- Na pewno ci się przyśniło - wymamrotał spod kołdry. Elise wyskoczyła z łóżka, pobiegła

boso do kuchni, nalała

wody do miednicy i szybko się umyła, po czym prędko się ubrała. Kiedy wyjrzała przez

okno, zobaczyła to na własne oczy - z dachu naprawdę kapało!

Nucąc, dołożyła drew do piecyka i nastawiła kawę. Mówiono, że była to najzimniejsza

zima, odkąd pamiętano, ale teraz się skończyła. Pomimo że przed nimi jeszcze wiele dni z

temperaturą poniżej zera, to najgorsze mieli za sobą. Wieczory były jaśniejsze, a kiedy słońce

dostanie się w miejsca, które były odśnieżone pługiem, na drodze zostaną już tylko resztki śniegu.

Świat od razu zrobił się jaśniejszy, cieplejszy i pełen nadziei.

Kiedy jedli śniadanie, przyszła Dagny. Obiecała, że odprowadzi Hugo i Jensine do szkoły,

bo poprzedniego dnia dokuczały im jakieś łobuzy.

Elise podała jej piętkę posmarowaną serem.

Dagny zrobiła wielkie oczy.

- To dla mnie? Elise się uśmiechnęła.

- Ponieważ jesteś miła i odprowadzisz Hugo i Jensine do szkoły, i dlatego że słońce świeci,

a śnieg topnieje na dachach.

Johan przyszedł z wiadrem wody.

- Śnieg topnieje! - W jego głosie słychać było radość. Elise się roześmiała.

- Próbowałam ci to powiedzieć, jak się obudziłam, ale ty twierdziłeś, że tylko mi się śniło.

Kiedy Dagny odprowadziła dzieci do szkoły, zajrzała przez drzwi, radośnie krzycząc: -

Listonosz idzie! Elise musiała się uśmiechnąć.

- Chciałabym być tak optymistycznie nastawiona jak Dagny. Wtedy rozległ się okrzyk

radości. Chwilę później Dagny wparowała do pokoju, machając cienką kopertą.

- Myślę, że to od Kristiana! Tu jest dużo dziwnych znaczków!

background image

Johan właśnie miał wstać od stołu i iść do Vøienvolden, żeby zabrać się do pracy, ale teraz

zwrócił się w stronę Dagny, najwyraźniej równie zaskoczony, co Elise. Pozwolił, żeby to ona

wzięła list.

Wtedy jej uśmiech zgasł.

- To z Ameryki!

- Z Ameryki? To chyba nie od ojca...? - głos Johana był pełen napięcia.

- Nie, tu jest napisane... - nagle zamilkła, potem wybuchnęła radością. - Z tyłu jest napisane

K. Løvlien! Ale jak to możliwe...?

Dygocząc z przejęcia, otworzyła kopertę i zaczęła czytać na głos:

Kochani Elise, Johanie i inni. Tak, teraz jesteście z pewnością zaskoczeni, ale właśnie

znajduję się w Nowym Jorku! To niesamowita historia, ale takie rzeczy mogą się wydarzyć, kiedy

cały świat jest w stanie wojny. Kapitan mówił, że Sigurd Ibsen nazwał wojnę pożarem na prerii,

trzęsieniem ziemi i czymś równie bezsensownym jak katastrofa naturalna, podczas której miliony

ludzi zmuszone są do walki, której nie chcą. No ale dość na ten temat.

Jeśli kiedykolwiek dostaliście mój list z Bordeaux, nie zrozumiecie, w jaki sposób tu trafiłem,

ale ponieważ wszystko dobrze się skończyło, a ja nabrałem do tego dystansu - to wam wytłumaczę.

Statek „Mita" został zatopiony przez Niemców, ale przed wysadzeniem go pozwolono załodze go

opuścić w szalupach i dopłynąć do brzegu (zajęło nam to niemal całą dobę). Dotarliśmy do małego

portowego miasteczka i stamtąd pojechaliśmy pociągiem do Bordeaux. Tam próbowaliśmy dostać

się na jakiś statek zmierzający w stronę domu. Już się cieszyłem, że znowu was zobaczę, ale mimo że

w mieście nie czuło się atmosfery wojny, usłyszeliśmy, że cały kanał był upstrzony minami i

okrętami podwodnymi, a od Ostende do Szwajcarii rozciągał się drut kolczasty! W konsulacie po-

wiedziano nam, że droga do domu prowadzi przez Stany! Mogliśmy dostać miejsce na statku

„L'Espagne". To ogromna jednostka ważąca dwadzieścia tysięcy ton, która odbywa rejsy

pasażerskie między Francją a Nowym Jorkiem. Teraz miała też mieć na pokładzie rannych,

kanadyjskich żołnierzy, którzy wracali do domu po ciężkich walkach na froncie zachodnim. Jeśli

chodzi o tych rannych żołnierzy, to oszczędzę wam szczegółów, ale nigdy nie byłem tak wdzięczny,

że ocaliłem obydwie ręce i nogi. Nie mówiąc już o wzroku. Po raz pierwszy tak na poważnie dotarło

do mnie, jak bardzo bezsensowne są wojny. Generałowie traktowali żołnierzy jak bydło, które

pędzili przed sobą. W ciągu tygodnia zabito dwieście tysięcy żołnierzy, którzy przegonili wroga na

jeden kilometr! W następnym tygodniu wróg pokonał ten kilometr, tracąc taką samą liczbę swoich

żołnierzy! Wyobrażacie sobie coś równie szalonego? Zanim ta wojna się skończy, miliony ludzi

umrą, a jeszcze więcej stanie się kalekami!

background image

Wśród pasażerów byli też emigranci i byłem wstrząśnięty, kiedy zobaczyłem, że zostali

umieszczeni w ogromnym, ciemnym pokoju na dnie statku - były tam całe rzędy koi - trzy- i

czteropiętrowe!

My dostaliśmy ładne, małe kajuty na jednym z wyższych pokładów, ponieważ jesteśmy

norweskimi marynarzami.

Kiedy „L'Espagne" opuszczała wczesnym rankiem keję, nad Francją unosiła się gęsta mgła.

Byliśmy zadowoleni, że jest tak gęsta, bo zakrywała statek, ale mimo wszystko denerwowaliśmy się.

Duże szalupy ratunkowe, które mogły pomieścić pół setki ludzi, były wywieszone i gotowe do

natychmiastowego zwodowania, ale myśleliśmy o tych wszystkich kalekach i zastanawialiśmy się, w

jaki sposób damy radę na czas umieścić w jednej z nich ludzi pozbawionych nóg. Pomyślałem o

„Titanicu", który zatonął trzy lata temu. Ci, którzy mieli obsługiwać szalupy, nie umieli ich ani

zwodować, ani porządnie wiosłować; w szalupach nie było wody, prowiantu ani rac.

Przez całą drogę nasze głowy zaprzątały okręty podwodne. Nie tak dawno zatopiono

„Lusitanię" u południowych wybrzeży Irlandii - poszła na dno w ciągu dwudziestu minut, mimo że

ważyła ponad czterdzieści tysięcy ton. Ponad tysiąc osób zatonęło.

Mimo że chciałem się znaleźć w innym zakątku świata, ulżyło mi, kiedy wreszcie poprzez

poranną mgłę dojrzałem Statuę Wolności i wiedziałem, że cali i zdrowi dotarliśmy do Ameryki. My,

załoga „Mity", dosyć szybko przeszliśmy przez kontrolę emigrantów, pomimo tego, że musieliśmy

czekać w kolejce ze wszystkimi emigrantami. Wszyscy przechodzą kontrolę, zanim zostaną

wpuszczeni na ląd. Jeśli coś jest nie tak, są odsyłani do domu.

Pojechaliśmy do domu marynarza Seamen's Church Institute, który ma trzynaście pięter (!!)

i jest największy na świecie. Wieczorem na dachu zapalana jest latarnia, którą podobno widać na

morzu z odległości dziewięćdziesięciu mil. Płacimy pięćdziesiąt centów tygodniowo za mieszkanie

tutaj, ale zanim opuściliśmy Bordeaux, wypłacono nam wynagrodzenie plus dodatkowe czterysta

koron za poniesione straty (ubrania i inne rzeczy osobiste), więc stać mnie, żeby tu przez jakiś czas

mieszkać. Niektórzy z chłopaków będą próbowali wynająć dom - najszybciej jak to będzie możliwe,

podczas gdy inni mają nadzieję zaciągnąć się na statek płynący do południowej Afryki albo do Indii

Zachodnich.

Ja sam nie wiem, co robić. Nie mam ochoty spędzać kolejnego rejsu z duszą na ramieniu,

obawiając się min i torped. Na pewno najpierw będę chciał się rozejrzeć po mieście i spróbować

zapomnieć o tym wszystkim, co mi się przytrafiło. Mam nadzieję, że u was wszystko w porządku.

Brakuje mi was wszystkich, Halfdana w szczególności, i często tęsknię za domem. Serdeczne

pozdrowienia - Kristian.

background image

Elise odłożyła list i spojrzała na Johana.

- Dwieście tysięcy żołnierzy zabitych w ciągu tygodnia! Czy ludzkość już całkowicie

oszalała?

- Jak to dobrze, że Kristian dotarł do Ameryki cały i zdrowy. Uważam, że nie powinien

przez jakiś czas próbować zaciągnąć się na rejs do domu.

Elise pokręciła głową.

- Też tak uważam. Od razu siądę i napiszę do niego list. A swoją drogą, jak te listy docierają

do Ameryki?

- Drogą morską oczywiście.

- W takim razie jednak jest ktoś, kto ma odwagę zlekceważyć miny i torpedy.

- Mogą żeglować, unikając najbardziej niebezpiecznych wód. Statki muszą kursować,

niezależnie od stopnia niebezpieczeństwa. Gdyby nie dostawy węgla i zboża pomarzlibyśmy i za-

głodzili się na śmierć.

- Ale inne kraje wstrzymały eksport.

- Ale nie Anglia. Wciąż dostajemy stamtąd zarówno węgiel, jak i zboże.

Elise się zamyśliła.

- W takim razie nie powinnam zachęcać Kristiana, żeby został tam, gdzie jest. Niektórzy

marynarze muszą pływać, pomimo tego, że jest wojna.

- Ale nie każdy jest ojcem małego dziecka. I nie każdy ma ochotę przebywać na lądzie.

Marynarze, którzy pływają od lat, mają silną potrzebę wyruszenia w świat, nie wytrzymują zbyt

długo na lądzie. Morze mają we krwi. Kiedy nie są nim otoczeni ze wszystkich stron, stają się

niespokojni, prawie chorzy. Przytulił ją.

- Napisz do niego, Elise. Miejmy nadzieję, że list do niego dotrze. - Poszedł w stronę

korytarza. - A swoją drogą, czytałaś o tym, że szef niemieckiego okrętu „Berlin" zniknął? Statek

został internowany w Hommelvik, a kapitan zbiegł. Teraz dzień i noc jest pod stałym dozorem i

nikt nie może zejść na ląd, jeśli nie towarzyszy mu norweski żołnierz. Łodzie motorowe patrolują

go z wody i przez całą noc oświetla go reflektor.

Elise pokręciła głową.

- Nie rozumiem tej wojny. W jednym miejscu morduje się dwieście tysięcy żołnierzy w

przeciągu kilku dni, a tutaj niemieccy żołnierze mogą sobie schodzić na ląd pod warunkiem, że

robią to w towarzystwie jakiegoś Norwega!

- My nie uczestniczymy w wojnie, jesteśmy neutralni.

- To jest mimo wszystko chore.

background image

Kiedy Johan zamknął za sobą drzwi, Elise zaczęła rozmyślać nad przedziwnym biegiem

spraw. Kristian znów znalazł się w Ameryce, chociaż wcześniej starał się zrobić wszystko, żeby się

z niej wydostać. Z drugiej strony ze Spokane do Nowego Jorku było daleko, ale mimo wszystko

musiał się z tym dziwnie czuć. Zastanawiała się, czy dostał list, w którym mu pisała, że Eleonore

urodziła córkę i czy miał od niej jakieś wiadomości.

Wyciągnęła pieniądze, żeby iść po zakupy. To było dziwne uczucie mieć tak dużo

pieniędzy. Pomimo ciężkich czasów Walka matki sprzedała się nadspodziewanie dobrze. Smutne

było to, że tak mało można było kupić. Żywność była reglamentowana, były kartki na kawę, za

które można było dostać jakiś ersatz, a za kartki na ziemniaki kupowało się brukiew. Mówiono, że

buty w sklepach miały drewniane podeszwy, a ubrania robiono z papieru. Bogaci chodzili w futrach

i boa zrobionych z imitacji króliczego futra. Mówiono też, że niektórzy krawcy zastanawiali się,

czy dałoby radę utkać nici z trawy. Słyszała, że przed spółdzielnią mleczarską stały długie kolejki

ludzi z pustymi kankami w rękach.

W drodze do Magdy znów wróciła myślami do tego, co pisał Kristian. Zaczęła rozumieć

dezerterów i pacyfistów. Redaktor Martin Tranmæl został skazany na trzydzieści dni więzienia i

sześdziesiąt koron na pokrycie kosztów sądowych za swoje pacyfistyczne artykuły, w Danii

jakiegoś redaktora wydalono za to samo z kraju. Wielu nauczycieli nosiło pacyfistyczne przypinki,

żeby pokazać swój sprzeciw wobec wojny.

Ale co oni zrobią, jeśli ktoś zaatakuje Norwegię? Teraz niemieckie okręty zaczęły atakować

norweskie kutry rybackie. Mają siedzieć bezczynnie i obserwować, jak ktoś kładzie trupem ich

rodaków?

Pokręciła głową, nie wiedziała, co o tym myśleć.

W sklepie był tłok, pomimo że na półkach nie było zbyt dużo towaru. Stare kobiety,

bezrobotni mężczyźni, rzemieślnicy i dziewczyny z fabryk, które wybiegły na obiadową przerwę -

wszyscy ci ludzie tam byli i wzajemnie się przekrzykiwali. Głównym tematem był brak żywności,

ale niektórzy mieli też jakieś nowiny.

- Teraz cały kanał La Manche jest polem walki! - wykrzyknął blacharz. - Wszystkie wrogie

okręty handlowe będą torpedowane bez względu na załogę i pasażerów!

Elise wpatrywała się w niego z przerażeniem. Kristian wraz z załogą „Mity" mogli zejść do

łodzi ratunkowych, zanim Statek został zatopiony, ale teraz Niemcy nie będą się już z nikim liczyć!

Będzie zmuszona błagać Kristiana, żeby został w Ameryce do zakończenia wojny.

background image

Elise miała szczęście, udało jej się kupić chleb i kankę mleka. Skąd Magda miała chleb?

Przed gospodarstwem Biermannsgården pojawił się plakat, który informował, że dzisiaj nie ma

mleka na sprzedaż.

Po drodze wstąpiła do ochronki, w której pracowała Hilda, żeby opowiedzieć jej o liście.

Hilda, nie wiedzieć czemu, nie lubiła, kiedy Elise się tam pojawiała.

Ku swojemu zaskoczeniu dowiedziała się, że Hilda dzisiaj nie przyszła do pracy. To się

nigdy wcześniej nie zdarzyło. Czyżby się rozchorowała? Johan spotkał ją dzień wcześniej i

rozmawiał z nią przez chwilę, najwyraźniej nic jej nie było. Pełna niepokoju pospieszyła do domu.

- Dagny muszę załatwić pewną sprawę u kierownika fabryki. Możesz tu zostać do mojego

powrotu?

Dagny pokiwała głową i spojrzała na nią z zaciekawieniem.

- Czy coś jest nie tak?

- Nie, dlaczego?

- Bo tak wyglądasz.

Elise odwróciła się w drzwiach, nie odpowiadając na pytanie. Wścibstwo Dagny czasami ją

irytowało.

Słońce świeciło na bezchmurnym niebie, śnieg stopniał na ulicach i płynął strumieniami

wzdłuż krawężników. To było niepojęte, że tu, w Kristianii, panował taki spokój, podczas gdy w

wielu krajach ludziom ziemia osuwa się spod nóg. Wzdrygnęła się na myśl o inwalidach

wojennych, którzy znajdowali się na pokładzie tego samego statku pasażerskiego, który przewoził

Kristiana, o norweskich marynarzach na Atlantyku. Jakiego oni musieli doświadczać strachu!

Najgorsze było to, że coraz więcej osób dzieliło ten los. Zanim ta wojna się skończy, miliony ludzi

umrą, a jeszcze więcej stanie się kalekami! To było tak przerażające, że aż niepojęte.

O tej porze dnia niewiele osób przebywało na dworze. Starsi siedzieli w domach, obawiając

się, że poślizgną się na lodzie i upadną, młodzi byli w pracy, a dzieci w szkole. W tej części miasta

nie było pijaków i włóczęgów.

Ostatnio Elise siedziała przy maszynie i pilnie pisała - od momentu kiedy Hugo i Jensine

wyszli do szkoły aż do powrotu Johana z pracowni. Dagny była bardzo pomocna i zajmowała się

zarówno sprawdzaniem lekcji, jak i maluchami.

Po tym, jak wreszcie ukończyła Walkę matki, miała problem ze zdecydowaniem, jaki będzie

temat kolejnej książki, aż w końcu wybrała Dagny. Dagny ma na imię Sofie, a sama książka nosi

roboczy tytuł Opiekunka do dzieci. Zamierzała opisać życie w kamienicy, w której mieszkała

Dagny, ojca który pił i matkę, która wypruwała sobie żyły, żeby utrzymać dzieci. Ale najpierw

opowie historię Dagny, od momentu kiedy przybiegła z Vøienvolden, żeby szukać pomocy po tym,

background image

jak znalazła babcię leżącą na podłodze w pomieszczeniu dla służby. O jej bujnej wyobraźni, o

przedziwnych historiach, które wymyślała, o jej uczynności i wdzięczności. Potem chciała opisać

dzień pracy małej dziewczynki, która przed południem pracowała jako opiekunka do dzieci, a

wieczorem jako pomywaczka, o zdolnościach, których nigdy nie rozwinie, ponieważ ojciec nie

pozwalał jej chodzić do szkoły, o krzykach i przekleństwach, o kuchni, w której pełno pijanych

mężczyzn, którzy próbowali jej dotykać, i o lęku, że któryś z nich pójdzie za nią do pokoju. O tym,

jak wcześnie mała dziewczynka zyskała wiedzę o bolesnej egzystencji dorosłych ludzi.

Idąc, Elise próbowała zaplanować układ książki, ale jej myśli wciąż błądziły w inne strony.

Może zbyt ostro potraktowała Hildę, kiedy ostatnio z nią rozmawiała. Hilda doświadczyła wiele

złego - najpierw śmierć Isaka, potem choroba Ole Gabriela i w końcu trudności finansowe, które

doprowadziły do tego, że musieli sprzedać dom. Hilda przyznała, że dręczą ją wyrzuty sumienia po

skoku w bok z Christofferem Clausenem i że myślała, iż te wszystkie nieszczęścia są karą boską za

jej grzechy. Być może było to dla niej zbyt duże obciążenie. Może to, że wmówiła sobie, że Ole

Gabriel ma romans z panną Johannessen, świadczyło o tym, że Hilda ma problem ze sobą.

Elise lubiła spacerować drogą koło Sankthanshaugen. Kilkoro dzieci zjeżdżało z górki na

sankach, podczas gdy panie nauczycielki pilnowały, żeby nic im się nie stało. Czasami,

podzwaniając dzwonkami, mijały ją konie ciągnące sanie - poza tym nie widziała żywej duszy.

Kiedy nareszcie pokonała ostatni odcinek drogi i znalazła się za wzgórzu, kierując się w

stronę ulicy Antona Schiøtza, brakowało jej tchu, ale było jej ciepło nawet w stopy.

Oby tylko Hilda nie była poważnie chora! Gdyby miała zwyczajne przeziębienie albo ból

gardła, z pewnością nie opuściłaby dnia w pracy.

A może Ole Gabrielowi się pogorszyło? W końcu jeszcze kilka miesięcy temu był poważnie

chory. Wtedy nawet lekarze nie wierzyli, że z tego wyjdzie, a przecież choroba serca mogła po-

wrócić.

W napięciu podążała w kierunku wyremontowanej i zadbanej kamienicy.

background image

16

Nikt nie otwierał. To było dziwne. Spróbowała jeszcze raz, ale z tym samym skutkiem.

Czyżby Hilda pojechała do szpitala z Ole Gabrielem? Może on nagle dostał jakiegoś ataku,

tak jak to było w zeszłym roku?

Odwróciła się i odeszła. Przez chwilę stała na chodniku, rozglądając się. Gdyby się natknęła

na jakiegoś sąsiada, może by się czegoś dowiedziała. To niemożliwe, żeby Hilda rozchorowała się

do tego stopnia, że nie była w stanie otworzyć drzwi, skoro wczoraj była zdrowa jak ryba, a Ole

Gabriel już od dawna nie musiał leżeć w łóżku. Musieli wyjść gdzieś razem, ale co mogło być pilne

do tego stopnia, że Hilda nie poszła do pracy?

Zaczęła powoli iść. W momencie kiedy miała skręcić i skierować się na ścieżkę prowadzącą

do domu, nagle zauważyła jakąś ciemną postać, która stała, w połowie schowana, za szopą na

sąsiednim podwórzu. Elise przystanęła i zaczęła się przyglądać. Wtedy rozpoznała płaszcz Hildy i

otworzyła usta, żeby zawołać. W tej samej chwili odkryła, że Hilda nie była sama. Stała razem z

jakimś mężczyzną. W czułym uścisku. Długo!

Elise wstrzymała oddech. Jak ona tak mogła! Hilda twierdziła, że razem z sąsiadem

postanowili, że ich relacja będzie czysto przyjacielska, i nic poza tym! I na dodatek oskarżała Ole

Gabriela o flirtowanie z panną Johannessen!

Była tak wściekła, że aż prychnęła. Hilda nie miała poczucia moralności! Najpierw poszła

do łóżka z kierownikiem fabryki, chociaż miała zaledwie szesnaście lat. Elise podejrzewała ją wte-

dy o chęć odniesienia materialnej korzyści, zwykły materializm, ale kiedy spodziewała się drugiego

dziecka z Ole Gabrielem, postanowiła uwierzyć w to, co mówiła Hilda - że naprawdę go kocha.

Potem ta historia z Christofferem Clausenem. To był bardzo namiętny związek. A teraz rzuciła się

w ramiona pana Stenersena, który na dodatek był świeżo upieczonym ojcem i miał nerwową żonę,

która potrzebowała opieki. Jeśli Ole Gabriel odkryje, że Hilda znów go zdradza, z pewnością nie

wybaczy jej kolejny raz.

Już miała się zebrać i odejść, ale zmieniła zdanie. Już kiedyś ostrzegała Hildę, ale teraz była

zmuszona zrobić to jeszcze raz. Nie mogła patrzeć, jak jej siostra rujnowała życie zarówno sobie,

swojemu synowi jak i innej rodzinie.

background image

- Hilda? - krzyknęła tak głośno, jak tylko umiała. Para przemieściła się jeszcze bardziej w

tył, Elise była w stanie zauważyć ledwie skraj jej płaszcza, ale nie wątpiła, że osoba, którą widziała,

to Hilda.

Hilda o dziwo podeszła w jej stronę. Elise była przygotowana na to, że siostra ucieknie albo

nie będzie chciała się pokazać.

Ku swojemu zaskoczeniu, zauważyła że jej twarz była opuchnięta a oczy zaczerwienione od

płaczu. Za nią szedł pan Stenersen.

- Słyszałam, że nie przyszłaś dzisiaj do pracy, i obawiałam się, że coś ci się stało.

Hilda pokiwała głową, nic nie mówiąc. Elise poczuła, że na nowo ogarnia ją złość.

- Myślałam, że potrzebne są ci pieniądze, które zarabiasz.

- Bo tak jest.

Pan Stenersen podszedł teraz zupełnie blisko.

- Cieszę się, że pani przyszła, pani Thoresen. Pani Paulsen nie jest w najlepszym stanie

dzisiejszego dnia - powiedział z powagą.

Elise patrzyła to na jedno, to na drugie, nic z tego nie rozumiała.

Pan Stenersen posłał jej błagalne spojrzenie.

- Pani Thoresen, czy byłaby pani tak miła i podeszła do ochronki, żeby powiedzieć, że pani

siostra jest dzisiaj chora?

Elise nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać. Tych dwoje porzuciło swoje obowiązki w

środku dnia, zamiast tego stali, całując się potajemnie, i prosili ją, żeby skłamała po to, żeby oni

mogli uniknąć konsekwencji! Pokręciła z oburzeniem głową.

Hilda wybuchnęła płaczem i ukryła twarz w haftowanej chusteczce.

- Pani nie rozumie - ciągnął. - Hilda przeżyła dzisiaj coś bolesnego. Nie była w stanie iść do

pracy.

- Co takiego przeżyła?

Spuścił wzrok i wyglądał na zmartwionego.

- Sama musi o tym opowiedzieć. Elise zwróciła się do Hildy.

- No to powiedz, Hildo! - powiedziała zniecierpliwionym tonem. - Nie możesz oczekiwać,

że cokolwiek z tego zrozumiem!

Hilda wybuchnęła głośnym płaczem i zaczęła biec.

- Ty nigdy nic nie rozumiesz! - wyksztusiła. Pan Stenersen pospieszył za nią.

Elise stała, wpatrując się w nich, była zdezorientowana. Jeśli Hilda doświadczyła czegoś

złego, to przecież mogła powiedzieć!

background image

Najpierw stwierdziła, że nie ma zamiaru iść do ochronki, ale zmieniła zdanie. Jeśli Hilda

straci miejsce pracy, to nie było pewne, czy uda jej się znaleźć coś innego a przecież przyznała, że

potrzebuje pieniędzy. W trakcie szybkiego marszu do domu, na świeżym powietrzu, minęła ją złość

i pomyślała, że musiała być jakaś przyczyna tego, że Hilda płakała. Byłoby gorzej, gdyby

promieniała ze szczęścia i wyglądała na zakochaną. A może on rzeczywiście ją pocieszał?

Kiedy przekazała informację o Hildzie i znalazła się w domu, okazało się że wpadli do niej

z wizytą Evert z Gudrun. Nie miała teraz ochoty obsługiwać gości i być miłą panią domu, w

każdym razie nie dla dziewczyny, która chodziła z Evertem, ale nie była dla niego miła.

- Przyszliście? A to niespodzianka. - Zmusiła się do uśmiechu.

- Gudrun jest ciekawa, o czym piszesz. Jej rodzice dużo czytają i chcieliby się dowiedzieć

czegoś o twoich książkach.

Elise nic nie powiedziała. Nie chciała, żeby Gudrun czytała jej książki, zanim jej lepiej nie

pozna. Po tym, jak zauważyła jej pogardliwy stosunek do tego, że ubierali się w Odzieży dla ubo-

gich dzieci na Møllergaten, wątpiła, żeby ta rozpuszczona dziewczyna była w stanie postawić się w

sytuacji robotników z fabryk. Prawdopodobnie okazałaby tylko pogardę.

- Evert opowiadał, że pisze pani o głodzie i ubóstwie. Naśladuje pani Hamsuna?

Elise drgnęła.

- Naśladuję? - spojrzała na nią, nie rozumiejąc.

- Tak, żeby znaleźć temat do książek. Elise się roześmiała.

- Nie mam problemu ze znalezieniem tematów, na które mogłabym pisać. W każdym domu

w dzielnicach takich jak Sagene czy Grünerløkka można znaleźć ludzi, o których dobrze jest się

dowiedzieć.

- Dobrze jest się dowiedzieć? Co chce pani przez to powiedzieć?

- Żeby zrozumieć, z czym inni ludzie muszą się zmagać.

- Dlaczego powinniśmy to zrozumieć?

- Żeby władze podjęły jakieś działania, mające na celu poprawę ich warunków życiowych.

- Ale to chyba od nich zależy.

- Nie, tutaj całkowicie się mylisz. Nie mają możliwości zrobienia czegoś ze swoim życiem.

Wynagrodzenia są zbyt niskie, a czas pracy zbyt długi. Wykańczają się w pracy, zapadają na cho-

roby, a rodzina nie jest w stanie przeżyć za to, co zarobi ojciec.

- Ale matki też pracują. A nawet dzieci.

- Uważasz, że tak powinno być? Że dzieci powinny pracować, zamiast chodzić do szkoły?

- Jeśli są tak głupie, to tak!

background image

Elise poczuła, że się w niej gotuje. Zerknęła na Everta, wyglądał na zażenowanego, ale

najwyraźniej nie chciał sprzeciwiać się temu, co mówi Gudrun. Był zbyt mocno zakochany.

Boże drogi, pomyślała z rezygnacją. Kiedy mu się otworzą oczy? Gdyby Gudrun miała

dwanaście, trzynaście lat - to może mogłaby jej wybaczyć, ale Gudrun miała osiemnaście łat,

prawie dziewiętnaście, i za kilka miesięcy przystąpi do matury.

Opanowała się.

- Ci ludzie nie mieli żadnego wyboru, Gudrun. Przyjechali do Kristianii, żeby znaleźć pracę

w czasie, kiedy tysiące ludzi emigrowało do Ameryki, żeby nie umrzeć z głodu. Nie wiedzieli, na

co się decydują. Stanie przy maszynie przez dwanaście godzin w hali fabrycznej pełnej pyłu jest

prawie nie do zniesienia. Nawet wczoraj pisano w gazecie o złych warunkach mieszkaniowych na

wschód od rzeki Aker. Wiele robotniczych mieszkań stanowi bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia.

Prawie trzysta rodzin mieszka w wilgotnych, lodowatych piwnicach, a ponad pięćdziesiąt rodzin z

dobrze ponad setką dzieci zostało rozdzielonych z powodu braku mieszkań. Domy dziecka są

przepełnione. W schroniksu na Storgaten 36, w strasznej kamienicy, która wcześniej mieściła

zakład pracy przymusowej z maleńkimi celami, w każdej takiej celi mieszkają teraz średnio po

cztery osoby. Rodziny mają wspólne kuchnie i palą w piecach wiórami, które kupują po dziesięć

øre za worek. Ponad sześćdziesięcioro dzieci bawi się na ciemnym podwórzu, na którym nigdy nie

świeci słońce!

Elise aż się zrobiło gorąco. Liczyła na to, że ten jej wybuch da Gudrun do myślenia, ale ku

swojemu przerażeniu zauważyła, że ukochana Everta wzrusza ramionami.

- To z pewnością dlatego, że ojciec jest pijakiem. Mają za swoje.

Elise odwróciła się na pięcie i wyszła. Miała wrażenie, że nie może złapać oddechu. Evert

poszedł za nią.

- Nie przejmuj się tym, co mówi Gudrun. Ona uwielbia dyskutować.

- W takim razie proponuję, żeby robiła to gdzieś indziej, z dala od tego domu. Przykro mi,

Evercie, widziałam zbyt wiele złego, żeby w milczeniu wysłuchiwać czegoś takiego.

- Ale ona nie chciała zrobić nic złego. Ojciec ćwiczy ją w dyskusji.

Elise spojrzała na niego.

- Jesteś pewien, że to nie są jej poglądy? Evert przestąpił z nogi na nogę.

- Dorastała w zupełnie innym środowisku i nie zdaje sobie sprawy, jak żyją robotnicy z

fabryk.

- Właśnie dlatego powinna słuchać i próbować zrozumieć. Nie mówiłeś jej, jaką my kiedyś

mieliśmy sytuację?

background image

- Nie, to nie ma sensu. Ona uważa, że to alkohol jest sprawcą całej niedoli, i częściowo się z

nią zgadzam.

Wpatrywała się w niego, nie wierząc własnym uszom.

- Zgadzasz się z nią?

- Ty chyba też musisz się z tym zgodzić. Gdyby twój ojciec nie upijał się każdego dnia,

mielibyście więcej jedzenia.

- A nie zastanawiałeś się nigdy, dlaczego alkohol ma taką władzę nad ludźmi w tej części

miasta?

- Tak, ale uważam, że za bardzo to usprawiedliwiasz. To jasne, że niektórzy sami ponoszą

winę za swoje ubóstwo.

- Chcesz może powiedzieć, że dzieci ponoszą winę za to, że ich ojciec pije? - Po raz

pierwszy mówiła do Everta tak sarkastycznym tonem, ale nie umiała się powstrzymać.

Evert westchnął.

- Uważam, że nie powinniśmy się o to kłócić, Elise. Nie jesteś w stanie spojrzeć na sprawę z

dwóch stron, ponieważ zdecydowałaś się pisać o tych, którzy mają najgorzej. Weźmy na przykład

ulicznice z Vaterland albo Lakkegata. Naprawdę myślisz, że one nie mają żadnego wyboru? Mogą

wrócić do domu i podjąć pracę w gospodarstwie albo jako pomoc domowa w zachodniej części

miasta. Już nie jest tak ciężko o pracę, jak to było kilka lat temu.

Poczuła nieprzyjemne ukłucie. Evert dorastał wśród tych najbardziej nieszczęsnych i

wiedział, jakie mieli warunki i dlaczego. Przysłuchiwał się rozmowom jej i Johana, przyłączał się

do pomocy tym, którzy cierpieli nędzę i znał wielu ludzi, z którymi los źle się obszedł, a których

lubił i szanował. Jak to się stało, że zmienił poglądy w tak krótkim czasie?

Otworzyła drzwi i weszła z powrotem do środka.

- Porozmawiamy na ten temat innego dnia, Evercie. Miałam ciężki dzień i nie jestem w

nastroju do dyskusji.

- Możesz za to porozmawiać z moim ojcem, Evercie - powiedziała z wyższością Gudrun. -

On zna się na wielu rzeczach i na bieżąco śledzi to, co się dzieje w polityce.

Johan wrócił do domu później niż zazwyczaj. Od razu zauważyła, że coś jest nie tak.

- Czy coś się stało? Pokręcił głową.

- Widzę, że coś jest nie tak. Możesz powiedzieć od razu.

- To tylko ta przeklęta wojna. Tym, co podejmują decyzje w Europie, brak piątej klepki,

wszystkim!

- Co się stało?

background image

- To, że jesteśmy neutralni nie pomaga. Tego samego dnia, kiedy ogłoszono blokadę

Niemiec, jeden z okrętów Wilhelmsena został storpedowany w kanale La Manche. Okręt,

przewożący ropę, płynął z Ameryki do Amsterdamu. Teraz norweski parowiec „America" został

zatopiony w drodze z Filadelfii do Bergen. Okręt podwodny zaczął go ostrzeliwać bez ostrzeżenia.

Na szczęście załodze udało się dostać do łodzi ratunkowych, a potem zostali uratowani przez jakiś

inny statek. Oprócz tych dwóch statków, kolejne dwa były tak długo ostrzeliwane, aż spłonęły, inny

wpłynął na minę, a następne dwa Niemcy zatopili. Elise z przerażeniem pokręciła głową.

- Myślę, że świat oszalał! - Po czym dodała, wzdychając: - ale to nic dziwnego, że na

świecie wybucha wojna, skoro nawet małżeństwo, które obiecywało sobie miłość i szacunek,

dopóki ich śmierć nie rozłączy, nie jest w stanie żyć razem w pokoju.

Posłał jej zaskoczone spojrzenie.

- Kogo masz na myśli?

- Hildę i Ole Gabriela. - Opowiedziała mu o tym, co jej się dzisiaj przydarzyło.

- Jesteś pewna, że to ma jakiś związek z Ole Gabrielem? Może chodzi o coś innego, coś, o

czym Hilda nie chciała ci opowiedzieć?

- Co by to miało być? Hilda zazwyczaj mi się zwierza ze wszystkiego.

- Najwyraźniej nie powiedziała ci wszystkiego, skoro się obejmowali.

background image

17

Kristian uniósł brew, wpatrując się w mężczyznę z konsulatu.

- List, do mnie? Skąd ktoś miałby wiedzieć, w której części świata przebywam?

Mężczyzna roześmiał się.

- Ponieważ wciąż jesteś tutaj, w Seamen's Church Institute, masz szczęście dostać

informacje z domu. A nie wszyscy je dostają. Nie rozumiem tych chłopaków, którzy odważyli się

zaciągnąć na okręt przewożący amunicję.

- Ja też nie. Muszę przyznać, że chciałbym już wyjechać, ale płynąć przez Atlantyk ze

świadomością, że w każdej chwili mogę wylecieć w powietrze, to nie dla mnie.

Mężczyzna się uśmiechnął.

- Z pewnością pojawi się jakaś możliwość.

Kristian przyjął list i ku swojemu zaskoczeniu zobaczył, że to od wuja Kristiana, a nie, jak

na początku myślał, od Elise.

Kochany Kristianie. Właśnie się dowiedziałem od Elise, że wylądowałeś w Nowym Jorku!

Tak, to było zaskoczenie. Pomyśleć, że musiałeś nadłożyć drogi przez drugą półkulę, żeby móc

wrócić do domu! Jestem z ciebie dumny, że masz odwagę narażać się na wszystkie zagrożenia

czyhające na morzu, i to w dzisiejszych czasach, kiedy dzieje się tyle złych rzeczy. Postaraj się

sprawdzić, czy mógłbyś załapać się na jakiś statek, który omija Anglię i kanał La Manche. Każdego

dnia jakiś statek idzie w drzazgi. A jak już będziesz wracał, to nie zapomnij zabrać ze sobą tytoniu.

Tutaj u nas ludzie wystają w kolejkach - mężczyźni po tytoń, kobiety po jedzenie. Duży magazyn

tytoniu w Kristiansand poszedł z dymem w wyniku pożaru. Skończyły się też porządne monety -

mamy te raz pieniądze wybite z ordynarnego żelaza! 1, 2- i 5-ørówki. Poza tym wyemitowano

banknoty o nominałach 1 i 2 korony. Są zrobione z kiepskiej jakości papieru i szybko się gniotą.

Jakiś czas temu dostałem list od mojego brata. Napisał m o czymś i zastanawiałem się, czy

powinienem ci to przekazać, al jednak to zrobię. Eleonore i jej mąż przeprowadzili się na wschod-

background image

nie wybrzeże - on dostał tam posadę na wysokim stanowisku. Mieszkają w tym samym mieście, w

którym ty obecnie przebywasz. Może wolałbyś o tym nie wiedzieć i puścić Eleonore w niepamięć,

ale ja, który nigdy nie doświadczyłem radości płynącej z bycia ojcem, byłbym zdziwiony, gdybyś ty

od czasu do czasu ni myślał o swojej córce i nie chciał jej zobaczyć. Przesyłam ci adres, a ty

zrobisz, co zechcesz.

Twój oddany wuj Kristian.

PS Eleonore nie wie, że jesteś w Nowym Jorku.

Poza tym zupełnie zapomniałem ci powiedzieć, że powieść Elise Walka matki dobrze się

sprzedaje i że zaczęła teraz pisać kolejną książkę. Szef wydawnictwa kupił popiersie Elviry. Evert

ma dziewczynę imieniem Gudrun, a Peder spotyka się z Marte. Zanim się obejrzysz, też zostaniesz

„wujem Kristianem"!

Kristian odłożył list i zaczął się wpatrywać w okno. Z dwunastego piętra miał piękny widok

na sporą część miasta.

A więc gdzieś tutaj była też Eleonore. Razem ze swoim mężem i małą córeczką. Może była

to mała dziewczynka o ciemnych włosach, takich jakie miał jej ojciec, ale to za innym mężczyzną

wołała daddy. Jaki był sens zakłócać rodzinną idyllę? Eleonore będzie wściekła, jej mąż tak samo.

Dziewczynka nic z tego nie zrozumie, po co, u licha, miałby ich szukać?

Wuj Kristian nie powinien mu tego mówić! Paskudnie postąpił! Co on chciał przez to

osiągnąć? Musiał rozumieć, że to będzie dla niego przykre, zresztą sam przyznał, że tęsknił za by-

ciem ojcem.

Rodzice Eleonore nie chcieli mieć z nim nic wspólnego, a ona sama nie protestowała, kiedy

oni wyrzucili go za drzwi. W ciągu ostatnich miesięcy prawie w ogóle o niej nie myślał. Nawet

wtedy, kiedy tu przyjechał. Nowy Jork i Spokane dzieliła ogromna odległość, nie grało żadnej roli,

czy on jest w Ameryce Północnej, czy nie. Teraz być może będzie o nich myślał każdego dnia,

odwracał się za każdą matką pchającą wózek i będzie się zastanawiał, czy to ona czasem nie idzie

za nim, albo czy nie znajduje się w tym samym sklepie.

Cały wuj Kristian. Pomyśleć, że można się przejmować kolejkami po tytoń i złą jakością

banknotów, podczas gdy ogromna liczba ludzi była rozstrzeliwana na polu bitwy albo zatapiana w

kanale La Manche. Ludzie w Norwegii widocznie nie rozumieli, jak wygląda wojna. Byli neutralni

i myśleli, że norweska flaga ochroni ich przed storpedowaniem. Jakby Niemcy się tym

przejmowali! Anglicy byli równie głupi, nie potraktowali poważnie reakcji Niemców na blokadę,

background image

twierdząc że flaga neutralności była uznawana przez brytyjskie prawo! Do jakiego stopnia można

być głupim?

Przeczytał tu kilka norweskich gazet i był wstrząśnięty tym, co piszą. Wykupywano

żaglówki, spekulowano akcjami, no i budowano nowy, ogromny ratusz, co sprawi, że będą musieli

zrównać z ziemią całą Vika i przenieść ulicę Uniwersytecką tam, gdzie teraz znajduje się Tivoli.

Koszt wybudowania ratusza to dwa miliony koron! Kristiania przestanie być prowincjonalnym,

norweskim miastem - stanie się teraz światową metropolią - tak pisano w gazetach. Miasto będzie

miało teraz twarz. Ale najgorsza rzecz, jaką przeczytał, to, że goście hotelu Grand zabawiali się,

łowiąc pstrągi. W basenie znajdującym się w marmurowym holu umieszczono żywe pstrągi, a

ludzie mogli wybrać, którego będą chcieli zjeść na obiad! Jak coś takiego mogło mieć miejsce w

czasach, kiedy ludzie nie mogli kupić w sklepach żywności i nie mieli drew na opał? A ci goście z

Grandzie, jak oni mogli się bawić, wiedząc, że norwescy marynarze każdego dnia są

rozstrzeliwani?

Rozległo się pukanie do drzwi i do pokoju wszedł Dzięcioł. On się też jeszcze nigdzie nie

zaciągnął. To znaczy, mógł płynąć statkiem „Belridge" do Amsterdamu, ale zmienił zdanie, kiedy

pewna wróżka przepowiedziała mu, że statek zostanie storpedowany w kanale La Manche. A potem

dowiedzieli się, że przepowiednia się sprawdziła! Ponieważ Dzięcioł miał ośmioro dzieci i wciąż

był zakochany w swojej żonie, wolał nie ryzykować i postanowił przeczekać w Domu Marynarza,

dopóki nie pojawią się inne, mniej niebezpieczne możliwości.

Kristian nigdy nie rozumiał, dlaczego Dzięcioł był dla niego zawsze taki miły. Być może

jeden z jego synów był w wieku Kristiana albo był do niego podobny.

- Donkeyman wrócił.

Powiedział to takim tonem, jakby mówił, że następnego dnia ma być ładna pogoda albo że z

kraju nadesłano nowe gazety, ale Kristian wiedział, że on myśli o czymś innym.

- Wrócił? Myślałem, że zaciągnął się na statek, który płynie do Afryki Południowej?

- Tak też było, ale został przeniesiony na statek, który płynie na północ, ponieważ kapitan

go nie chciał.

- Zrobił coś złego?

- Najwyraźniej.

- Rozmawiałeś z nim?

Po tym jak przyjechali do Nowego Jorku, Dzięcioł powiedział mu, że ma się do niego

zwracać na ty.

- Tutaj jesteśmy tylko krajanami, nie oficerami czy członkami załogi - powiedział.

background image

- Zamieniłem z nim ledwie kilka zdań. Był zły i rozżalony i nie chciał zbyt dużo

powiedzieć. Przyszedłem cię tylko ostrzec, trzymaj się od niego z daleka.

Kristian pokiwał głową.

- Dostałem list z domu. Przede wszystkim zajmują ich kolejki po jedzenie i po tytoń,

najwyraźniej nie bardzo rozumieją, co się dzieje za drzwiami ich własnego salonu.

- Nie możesz tego oczekiwać. Ciesz się, że oni wszystkiego nie wiedzą. Twoja siostra

przynajmniej nie musi się o ciebie martwić.

Kristian opowiedział mu kiedyś o sobie, o tym, że ani matka, ani ojciec nie żyją, ale że Elise

była dla niego jak matka. Opowiedział też o Svanhild i Halfdanie, ale nigdy nie wspominał o

Eleonore i dziecku.

Zawahał się.

- Wygląda, jakby ci coś leżało na wątrobie. Kristian pokiwał głową.

- Chciałbym cię poprosić o radę.

- Dawaj!

Czerwieniąc się i jąkając, opowiedział mu o Eleonore, o jej ojcu, który go wyrzucił za

drzwi, i dziecku, które, jak się dowiedział, już niedługo będzie miało dwa latka i jest dziewczynką.

W końcu powiedział mu też o tym, co wuj Kristian napisał w swoim liście.

- Tutaj, w Nowym Jorku? - Dzięcioł wyglądał na zdziwionego.

- Tak, ale nie mam ochoty jej odwiedzać. Po co? Będą z tego tylko nieprzyjemności.

- Mówisz, że chcesz mnie prosić o radę.

- A nie zgodzisz się ze mną?

- I tak, i nie. Postarałbym się dowiedzieć, jaki jest jej mąż i czy dziewczynce jest dobrze,

czy źle.

- A jeśli się okaże, że nie jest jej dobrze? Co mam wtedy zrobić? Jej mąż i tak mnie wyrzuci.

Dzięcioł się zamyślił.

- Może masz rację. Daj sobie kilka dni do namysłu. Nie zanosi się na to, żeby w najbliższym

czasie udało nam się gdzieś zaciągnąć.

- Czytałeś dzisiaj norweskie gazety? Jakieś nowości?

- Tak, niestety. Żołnierze są zarzynani jak zwierzęta. Po obydwu stronach. Chodzą plotki, że

Henry Ford planuje pokojową ekspedycję do Europy - ciągnął. - Chce wziąć ze sobą dużą liczbę

dziennikarzy, filmowców, pacyfistów i stenotypistek.

Kristian nic nie powiedział. Wątpił, żeby tego typu ekspedycja przyniosła jakieś skutki.

- Poza tym, pisarz Bjørnstjerne Bjørnson wybiera się na front. - Dzięcioł patrzył przed

siebie. - Miał audiencję u komendanta armii, feldmarszałka Friedricha.

background image

Kristian nadal się nie odzywał. Przez chwilę obaj siedzieli w milczeniu.

- To ciężkie czasy dla robotników - powiedział w zamyśleniu Dzięcioł. - Bogaci stoją w

kolejkach do banków, a przed Ośrodkiem Pomocy Społecznej stoją długie kolejki ludzi ubranych w

łachmany. Niesprawiedliwość jest większa niż kiedykolwiek wcześniej.

Kristian spojrzał na niego ze zdziwieniem.

- Dlaczego?

- Jedzenie jeszcze bardziej podrożało. Ci, którzy wzbogacili się na spekulacjach akcjami,

ponoszą winę za to, że ludzie głodują i marzną. Wynagrodzenie nie wzrosło wprost proporcjonalnie

do cen żywności, dzierżawcy kamienic podnieśli czynsz, więc wiele rodzin znalazło się na bruku.

Wprowadzają się do szop i piwnic, które są zagrożeniem dla zdrowia. To, co się dzieje na giełdzie,

to katastrofa dla naszego kraju.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- O dzikim spekulowaniu akcjami, szczególnie akcjami okrętów. Władze próbowały

przyhamować szaleństwo, proponując dodatkowe opodatkowanie dochodów z wojny, pytanie tylko,

czy to coś da. Ludzie kompletnie oszaleli. W gazecie piszą, że nawet chłopcy na posyłki, uczniowie

szkolni i inni ludzie, nieposiadający środków, się tym zajmują, zupełnie nie myśląc, że to oszustwo.

Kristian pokręcił głową.

- Tak, też tak twierdzę - świat zwariował.

- Tak, człowiek zaczyna się zastanawiać, czy to czasem nie jest początek Sądu

Ostatecznego. Po tym jak w styczniu płonęło Bergen, także Molde zamieniło się w popiół. W

Molde to zapewne sprawka jakiegoś piromana, a w Bergen ktoś nieodpowiedzialnie obchodził się

ze świecami w jakimś magazynie. Na ulicy Karla Johana jakaś pani oberwała w głowę rozpalonym

do czerwoności żelazkiem - czeladnik u krawca zostawił je w otwartym oknie. Masz rację, ludzie

powariowali.

Kristian poczuł, że przeszywa go zimny dreszcz. Kiedy Dzięcioł wspomniał o Sądzie

Ostatecznym, powrócił do niego cały lęk.

- Chyba nie wierzysz w Sąd Ostateczny, to znaczy tak na poważnie?

Dzięcioł się uśmiechnął.

- Nie, ale jest wiele osób, które w to wierzą. Poza tym ludzie wierzą w wiele dziwnych

rzeczy. Słyszałeś o Ragnie Nielsen z Kristianii?

Kristian pokręcił przecząco głową.

- Ona twierdzi, że ma kontakt ze światem duchów. Każdego wieczoru, o tej samej godzinie

siedzi i czeka, aż spłynie na nią dar spisywania tego, co mówią duchy. Jej przyjaciółka jest medium.

Blednie, dłoń jej się trzęsie i sama przesuwa się po papierze. Ragna Nielsen kolekcjonuje wszystkie

background image

przekazy ze świata duchów, na jakie jej się udało trafić, między nimi od wielkich pisarzy, takich jak

Bjørnstjerne Bjørnson.

Kristian spojrzał na niego, był zdziwiony.

- Myślisz, że to możliwe? Dzięcioł wzruszył ramionami.

- Między ziemią a niebem dzieje się tyle rzeczy, o których nie wiemy. Muszę przyznać, że

brzmi to nieprawdopodobnie, ale wszystkiego nie da się wytłumaczyć za pomocą rozumu.

- Bywałem na spotkaniach ruchu odnowy religijnej, prowadzonych przez pastora Barratta.

Ludzie zaczynali mówić językami, niektórzy popadali w histeryczny płacz albo mdleli. Krzyczeli i

zachowywali się jak szaleńcy. To było wtedy, kiedy byłem ze Svanhild. Kometa Halleya zbliżała

się do Ziemi i dowiedzieliśmy się, że oznacza to masowe zatrucie, to znaczy Sąd Ostateczny.

Svanhild była przerażona, ja też, ale dzień 18 mają nadszedł, minął i nic się nie wydarzyło. Ostatnio

zacząłem się zastanawiać, czy to nie w tym roku nastąpi koniec świata.

- Nie możesz być takim czarnowidzem, chociaż rozumiem, że wojna sprawia, że nachodzą

nas takie myśli. Ale kiedyś też musieliśmy się mierzyć z różnymi katastrofami na skalę światową,

na przykład kiedy Czarna Śmierć zebrała swoje żniwo w średniowieczu i wiele milionów ludzi

straciło życie. Myślę, że do takich katastrof będzie dochodzić co jakiś czas, żeby liczba ludzkość

nie eksplodowała. Myślę też jednak, że po każdym takim nieszczęściu uda nam się powstać.

Kristian się uśmiechnął.

- Jesteś wiecznym optymistą. Też chciałbym mieć takie nastawienie.

- Masz. To tylko ten głupi list z domu sprawił, że jesteś taki niespokojny. Proponuję,

żebyśmy przeszli się teraz do miasta. Być może odnajdziemy adres, który ci podano - tak choćby z

czystej ciekawości.

Kristian się uśmiechnął.

- Nie zaznam spokoju, dopóki nie spróbuję.

background image

18

Hilda zatrzasnęła drzwi i odwiesiła płaszcz tak raptownie, że kilka wieszaków spadło na

podłogę. Teraz z pewnością ją usłyszeli! Włożyła rękawiczki do szuflady i zatrzasnęła ją z hukiem.

Potem pomaszerowała do salonu.

Ole Gabriel siedział w fotelu bujanym i palił cygaro. Był sam.

Rozejrzała się wokół.

- Gdzie jest smoczyca?

Odłożył cygaro, pochylił się do przodu i obrzucił ją gniewnym spojrzeniem.

- Kogo masz czelność tak nazywać?

- Twoją kochankę i troskliwą samarytankę.

- Myślę, że powinnaś uważać ze słownictwem. Jak to się mówi - przyjrzyj się sobie, zanim

zaczniesz krytykować innych.

- Ja nie zrobiłam nic złego.

- Ach nie! Ty nie zrobiłaś nic złego. Gdzie byłaś parę chwil temu? I z kim? I co robiliście?

Hilda nagle zrobiła się niespokojna. Przecież to niemożliwe, żeby ich widział? Uniosła

brodę i powiedziała: - Byłam wściekła, kiedy zobaczyłam was siedzących na sofie, spleconych w

uścisku. Próbujesz mi wmówić, że ona jest tu tylko jako pani do towarzystwa, ale to, co

zobaczyłam, świadczy o czymś zupełnie innym. Byłam tak wstrząśnięta, że zarzuciłam na siebie

płaszcz i wybiegłam z domu. Po drodze wpadłam na pana Stenersena, który przeraziwszy się,

widząc mnie całą zapłakaną, otoczył mnie rai mionami, żeby mnie pocieszyć.

background image

- Doprawdy, jakież to wzruszające! Coś ci powiem, Hildo. Zaczynam mieć tego dość.

Wybaczyłem ci historię z Christofferem Calusenem, ponieważ uwierzyłem, że żałujesz i że

postanowiłaś już nigdy nie ulegać podobnej pokusie. Ale się sromotnie pomyliłem. Dopóki byłem

poważnie chory i myślałaś, że niedługo umrę, udawało ci się utrzymać samą siebie w cuglach.

Właściwie przez krótki okres było nam dobrze. Tłumaczyłem cię przed twoją siostrą, mówiąc że

jesteś niczym motyl. Nawet powiedziałem, że takich stworzeń nie wolno zamykać, bo wtedy umrą.

Elise się przeraziła i zapytała, czy znowu coś było nie tak, ale ja odpowiedziałem, że tym razem nie

będzie tak samo, bo mężczyzna, który ci się podoba, żyje zgodnie z zasadami, które nakazuje mu

jego wiara, poza tym, jego żona spodziewała się ich pierwszego dziecka. Taki byłem naiwny.

- Nie zrobiłam nic złego! Chyba nie sądzisz, że obejmowanie kogoś na ulicy jest gorsze niż

robienie tego na kanapie, w domu? Jesteście sami każdego przedpołudnia. Nie wiem, co robicie.

Nie sądziłam, że upadniesz tak nisko i zainteresujesz się starą, zdziwaczałą panną o orlim nosie i

zaciśniętych ustach ale być może nie ma sensu wybrzydzać, jeśli się nie ma innych opcji. Nigdy nie

sądziłam, że doświadczę czegoś takiego! I to akurat panna Johannessen! Pomyśl, co by było, gdyby

ludzie się dowiedzieli, że porzuciłeś mnie dla tej kobiety! Umarłabym ze wstydu!

- Doprawdy, dosyć tego! - Ole Garbiel usiłował podnieść się z krzesła, czerwony ze złości,

ale najwyraźniej nie starczyło mu sił i opadł na siedzenie. - Nie wiedziałem, Hildo, że potrafisz być

tak podła. Możesz mnie obrażać, ile tylko chcesz, ostatnio i tak nie okazywałaś mi zbyt wiele

szacunku, ale jeśli powiesz choćby jedno pogardliwe słowo na temat Rakel Johannessen, to

pożałujesz.

Hilda prychnęła pogardliwie.

- Próbujesz mnie zastraszyć? Może zbijesz mnie na goły tyłek? Z pewnością miałbyś z tego

przyjemność. A czy ona się dla ciebie nie rozbiera, Ole Gabrielu?

- Teraz jesteś wulgarna. Tak samo brudna i prostacka jak wtedy, kiedy mieszkałaś w

śmierdzącej kamienicy razem z innymi, żałosnymi indywiduami.

Hilda wstrzymała oddech, po czym gwałtownie odwróciła się na pięcie i wybiegła przez

salon na korytarz. Dotarła do drzwi pana Stenersena i zaczęła w nie walić.

Nie minęło dużo czasu zanim otworzył.

- Hilda? - Wyszeptał i przestraszony odwrócił się do tyłu.

- Nie możesz tu przychodzić. Moja żona karmi maleństwo.

W tej samej chwili z salonu rozległ się głos.

- Ktoś przyszedł, Ivarze?

- Nie, to tylko handlarz.

- Powiedz, że niczego nie chcemy. No chyba, że ma jakieś jedzenie.

background image

- Nie ma jedzenia. Wyproszę go. - Po czym wypchnął Hildę na korytarz. - Proszę cię, nie

utrudniaj mi tego jeszcze bardziej.

- Pocałował ją szybko w policzek. - Widzimy się jutro. Spotkamy się na Sankthanshaugen.

Od północnej strony, gdzie nie ma nikogo, kto mógłby nas zobaczyć.

Hilda gwałtownie się obróciła i, łkając, wybiegła.

- Hildo, proszę cię! Spróbuj mnie zrozumieć. Nie możesz do nas przychodzić. Nie teraz. Nie

po tym, jak... - nie dokończył.

Otworzyła drzwi do siebie do domu i weszła do środka. Wiedziała, że zachowuje się podle,

ale nie mogła już wytrzymać. Nie mogła znieść myśli, że on jest żonaty z inną, że dzieli z nią łoże,

ogląda ją w bieliźnie nocnej. Być może nawet na nią patrzył, kiedy karmiła, siedząc z odkrytą

piersią. Albo że widział ją nagą!

Odczuwała zazdrość jak fizyczny ból. Miała wrażenie, że oszaleje.

To nieprawda, że była zazdrosna o pannę Johannessen, ogarniała ją tylko zawiść na myśl o

tym, że oni mogą siedzieć sami każdego przedpołudnia, mogli nawet iść do łóżka, jeśli mieli na to

ochotę. Mogli robić to wszystko, co ona pragnęła robić z panem Stenersenem, ale wiedziała, że

nigdy nie będzie jej to dane. On był zbyt porządny. Zbyt związany przez swoje przekonania

religijne. Wiedziała, że jej pożądał, zauważyła to niejeden raz, ale nigdy nie miał sumienia, żeby

popełnić ten wielki grzech i przespać się z kimś, kto nie był jego żoną.

Ole Gabriel natomiast z pewnością nie miał takich skrupułów, jeśli miał ochotę i możliwość.

Wcześniej jej nie zdradzał, nie zrobiłby tego też teraz, gdyby nie poczuł się zraniony jej romansem

z Christofferem Claussenem. Była o tym przekonana. Gdyby nagle nie odkryła, że zapomniała

wziąć z domu pieniędzy i musiała wrócić do domu, będąc już prawie w pracy, nigdy by się o tym

nie dowiedziała. Nadal by wierzyła, że panna Johannessen przychodzi przed południem tylko po to,

żeby grać w szachy lub karty. Ale teraz już wiedziała. Widziała, że panna Johannessen miała na

sobie tylko cienką bluzkę, a Ole Gabriel obejmował jej pierś! Jeśli robili takie rzeczy, to do łóżka

był już tylko krok! Tacy starzy ludzie, to było odrażające!

- Hildo? - Głos Ole Gabriela miał teraz inny ton. Zawahała się. Właściwie to chciała iść do

swojej sypialni i zostać tam do końca wieczoru, tak żeby to on zajął się małym Gabrielem -

nakarmił go i położył spać.

Z salonu dobiegał żałosny płacz, więc ruszyło ją sumienie. Poszła więc niechętnie.

- Wybacz, Hildo, to nieładne, co powiedziałem. - Wyglądało na to, że Ole Gabriel

rzeczywiście żałuje i jest mu wstyd. - Byłem tak rozwścieczony, kiedy zaczęłaś mówić o Rakel

Johannessen w taki sposób, że nie wiedziałem, co mówię.

background image

Ach, więc teraz to Rakel, a nie tylko panna Johannessen, pomyślała. Mały Gabriel płakał.

Podniosła go z podłogi i ruszyła z nim w kierunku kuchni.

- Skoro powiedziałeś coś takiego, to z pewnością też tak pomyślałeś. Nie wiedziałam, że dla

ciebie Andersengården to śmierdząca kamienica i że postrzegasz moją rodzinę jako żałosne

indywidua. Czyż nie tak nas określiłeś?

- Powiedziałem, że przepraszam. Powiedziałem to w chwili złości; nie miałem tego na myśli

i nigdy tak nie uważałem.

- Teraz się zaczęłam zastanawiać. Zniknęła w kuchni, zatrzaskując za sobą drzwi.

- Nie możesz już tyle płakać, Gabbi. - Ucałowała go w policzek. - Mam coś dla ciebie w

kieszeni i dostaniesz to, jak przestaniesz płakać.

Chłopczyk od razu przestał i rękawem otarł łzy.

- Co takiego?

Wyciągnęła lepiącego się cukierka, obklejonego kłaczkami z kieszeni. Kiedy któregoś dnia

szukała czegoś w najwyżej wiszącej szafce, natknęła się na pudełko, w którym było pięć cukier-

ków. To najwyraźniej było coś, co Ole Gabriel próbował przed nią ukryć. Wiedział, jaką miała

słabość do słodyczy. Pytanie tylko, jakim cudem udało mu się wdrapać na taboret, żeby schować

pudełko aż tak wysoko. A może zrobiła to dla niego panna Johannessen?

Mały Gabriel wziął cukierka do ust, nie przejmując się kłaczkami, i patrzał na nią

błyszczącymi oczami.

Tak niewiele potrzebował do szczęścia, pomyślała, wydając z siebie westchnienie pełne

rezygnacji. Dorosłość była trudniejsza.

Dała mu do zabawy kilka kuchennych przyrządów i zabrała się do obierania ziemniaków,

zastanawiając się, jak ludzie by bez nich przeżyli. Słyszała, że niektórzy jedli ziemniaki na śniada-

nie, obiad i kolację. Jej udawało się jeszcze kupić mąkę, jajka, masło, cukier i śmietanę dzięki

jednemu z biznesowych kontaktów Ole Gabriela, ale nie wiedziała, jak długo to jeszcze potrwa.

Ten mężczyzna zaopatrywał też inne rodziny, a jeśli dostęp do takich dóbr będzie jeszcze bardziej

ograniczony, to z pewnością kierownik Paulsen nie będzie pierwszą osobą, o którą się zatroszczy.

Przygotowała biały sos z dobrego masła i mleka pochodzącego z Biermannsgården.

Wieczorami przelewała mleko do szklanki i zostawiała je do następnego ranka. Wtedy na górze

zbierała się gruba warstwa śmietany. Zarówno Ole Gabriel jak i mały Gabbi uwielbiali jeść

śmietanę łyżką, a ona zużywała resztę mleka do gotowania. Dzisiaj nalała mleka prosto z kanki,

żeby sos był tak gęsty, jak to tylko możliwe.

Nie wiedziała, dlaczego nagle miała ochotę go uszczęśliwić. To, co zobaczyła dzisiaj rano,

było dowodem na to, że to, co się działo między nim a panną Johannessen, było poważniejsze, niż

background image

chciała myśleć. Nigdy wcześniej nie przyszło jej do głowy, że Ole Gabriel mógłby ją zdradzić.

Teraz poczuła niepokój. A co, jeśli on rzeczywiście kochał to stare próchno? Bardziej niż ją?

Pokręciła głową. To było niemożliwe. Nazywał ją największym szczęściem swojego życia,

swoją ukochaną na wieki? Po tym, jak Ole Gabriel zachorował, a ona zrozumiała, że Christoffer

Clausen znalazł sobie inną, robiła wszystko, żeby między nimi znów było dobrze. Wieczorami grali

w karty, przyjmowali jego przyjaciół, a ona prosiła kucharkę, żeby ta gotowała wszystkie jego

ulubione potrawy. Kiedy wydobrzał na tyle, że mógł zacząć wychodzić, poszli nawet do teatru,

mimo że ona uważa teatr za nudną rozrywkę.

Byli na jubileuszowym przedstawieniu z Joanne Dybwed, która grała w Jak wam się podoba

Szekspira, a potem byli na przyjęciu na cześć tej słynnej aktorki. Kupiła mu wtedy elektryczne

wkładki do butów za trzy korony! Według reklamy miały pomagać na choroby reumatyczne, a

nawet na nerwowe bóle głowy.

Nie, nie zasługiwała na takie traktowanie z jego strony. To nie ona zaczęła! Lubiła pana

Stenersena i znalazła pocieszenie u miłego sąsiada, którego mogła poprosić o pomoc, kiedy jej

potrzebowała, ale nie fantazjowała o tym, żeby zostać jego kochanką. To, że zaczęli czuć do siebie

coś więcej, było nieszczęściem dla nich i dla innych, ale kto potrafił opanować swoje uczucia?

Ole Gabriel natomiast bez żadnych skrupułów przyjmował u siebie pannę Johannessen. Nie

było mu nawet wstyd, że to Hilda musi pracować, żeby zarobić pieniądze, podczas gdy on siedzi na

swoim krześle i gra w karty ze swoją przyjaciółką!

Weszła do salonu, żeby nakryć do stołu. Ole Gabriel był przyzwyczajony do późnych

obiadów. Dla niej była to na początku nowość, bo w fabryce jadło się obiad o dwunastej. Teraz już

się do tego przyzwyczaiła.

Ole Gabriel siedział, wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Nie palił ani nie czytał.

Wydawał się bardziej zamyślony i nieobecny niż kiedykolwiek indziej.

- Na obiad będą klopsy rybne w białym sosie.

Wyglądał tak, jakby się nagle obudził. Pokręcił w oszołomieniu głową, po czym spojrzał na

swój brzuch.

- Nie możesz dodawać śmietany do sosu, Hildo. Za bardzo się roztyję, dużo czasu spędzam,

siedząc.

A więc rzeczywiście stał się próżny! Od kiedy tak się przejmował własnym wyglądem? Na

pewno nie myślał o tym, kiedy ona miała szesnaście lat, a on zaciągnął ją do łóżka!

- Nie dodałam śmietany do sosu. - Musiała mieć prawo powiedzieć jedno, białe kłamstwo.

Nie mogła teraz robić nowego sosu, teraz kiedy w sklepach prawie nie było produktów

spożywczych.

background image

- Dlaczego przyszłaś dziś tak wcześnie do domu?

- Zapomniałam zabrać swojej portmonetki, nie miałam pieniędzy, żeby kupić mleko od

gospodarzy. Teraz sprzedają tylko krewnym i przyjaciołom i bałam się, że stracę swój przydział.

- Co powiedzieli w pracy na to, że się nie pojawiłaś?

- Dużo dzieci nie przyszło, więc nie potrzebowali akurat tylu osób dorosłych. -

Niesamowite, jak łatwo jest kłamać.

Jego twarz przybrała zmartwiony wyraz.

- Ale chyba nie ma żadnej epidemii?

- Nie wiem. Myślę, że to dziwne, że tak wiele dzieci zostało w domu. Nie jest to łatwe,

kiedy obydwoje rodziców jest w fabryce.

- Mam szczerą nadzieję, że to nic poważnego. Mały Gabriel może to przywlec do domu, a

nie sądzę, żebym był w stanie znieść ciężką chorobę po tym, co przeszedłem.

Spojrzała na niego. Nie wyglądał na szczególnie chorego, wyglądał czerstwo po wszystkich

spacerach z panną Johannessen. Nie myślał o swoim synu. Myślał tylko o sobie.

Na szczęście, w ciągu ostatnich tygodni, żadne z dzieci nie musiało zostać w domu, ale tego

nie mogła mu powiedzieć.

Podniósł się i lekkim krokiem podszedł do stołu. Zaledwie kilka miesięcy temu był taki

bezradny!

- Klopsy rybne w białym sosie - to brzmi obiecująco. - Usiadł i wyciągnął białą serwetkę z

pierścienia.

- Gdzie jest mały Gabriel?

- Bawi się w kuchni.

- Dlaczego płakał?

- Dlatego, że się kłóciliśmy. Ole Gabriel parsknął.

- On chyba nic z tego nie rozumie.

- Dzieci rozumieją więcej, niż nam, dorosłym, się wydaje. Jeśli nie rozumie słów, to na

pewno wyczuwa złość w głosie.

- To mu nie zaszkodzi. Za bardzo go rozpieszczasz, Hildo. To samo mówi Rakel. Dzieci

trzeba wychowywać surowo, jeśli mają wyjść na ludzi. Ostatnio wiele razy zauważyłem, że mały

Gabriel się odzywa, kiedy dorośli rozmawiają! A ty nie dajesz mu za to klapsa i nie odsyłasz do

pokoju!

Hilda poczuła, że narasta w niej uczucie irytacji.

- A kto ostatnio wziął go na kolana, kiedy ja chciałam go zganić?

background image

- Wtedy nie zrobił nic złego, po prostu nie chciał iść do łóżka. Dlatego, że jego matka

chciała go położyć wcześniej spać po to, żeby móc wyjść i spotkać się ze swoim kochankiem.

- On nie jest moim kochankiem! - Nałożyła klopsy gwałtownym ruchem, po czym odstawiła

talerz z taką siłą, że aż huknęło.

- Co w takim razie rozumiesz przez słowo kochanek?

- Dobrze wiesz, i nie sądzę, że powinniśmy teraz o tym rozmawiać. Mały Gabriel może nas

usłyszeć.

- On i tak nic z tego nie rozumie. Zastygła w bezruchu i spojrzała mu w oczy.

- To, co zobaczyłam dzisiaj rano, nazywam niewiernością. Czy z nią spałeś, czy nie, jesteś

jej kochankiem, skoro dotykałeś jej piersi i całowałeś się z nią długo i zapamiętale.

Zauważyła, że się zaczerwienił.

- Musisz to mówić, kiedy nasz syn siedzi w drzwiach kuchennych?

- Sam powiedziałeś, że on i tak nic z tego nie rozumie. Ole Gabriel ciężko westchnął.

- Dużo o tym ostatnio myślałem, Hildo. Wydaje mi się, że ty i ja poszliśmy w złym

kierunku, i nie jestem pewny, czy damy radę wrócić na właściwą ścieżkę.

Poczuła, że nagle coś ją ściska w piersi i żołądku.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Dobrze wiesz. Wątpię w to, że nadal mnie kochasz, a ja nie jestem pewien, czy kocham

ciebie. Zakochałem się w twojej niewinności, twojej pięknej twarzy i skromności, ale się zmieniłaś.

Czasami myślę, że nie wyszło ci na dobre to, że opuściłaś środowisko, w którym wyrosłaś. Straciłaś

coś, co sprawiało, że byłaś taka czarująca.

- I uważasz, że to moja wina?

- Nie, tego nie powiedziałem. Może to jest wina nas wszystkich. Moich przyjaciół, mojej

rodziny, sąsiadów, no i moja. Nie zapomnę, jak bardzo byłaś oburzona po jednej z pierwszych pro-

szonych herbatek. Panie nie były dla ciebie litościwe. Myślę, że chyba najlepiej jest pozostawać w

tym samym środowisku, z którego człowiek się wywodzi.

- Czyli uważasz, że powinnam była zostać w śmierdzącej kamienicy z żałosnymi

indywiduami?

Znów wydał z siebie ciężkie westchnienie.

- Proszę cię, nie odwracaj kota ogonem. Dobrze wiesz, co mam na myśli. To był dla ciebie

zbyt duży przeskok - od życia wśród prostych, skromnych ludzi do egzystencji w kręgach, gdzie

panowały zupełnie inne zasady. Nie byłaś nauczona sztuki konwersacji, nie wiedziałaś, jak się

powinnaś zachowywać, jakich sztućców używać do poszczególnych dań albo z którego kieliszka

pić. Nigdy nie bywałaś w teatrze, nie miałaś pieniędzy lub możliwości czytania książek i nie

background image

wiedziałaś, o czym masz mówić, kiedy panie zaczynały ze sobą rozmawiać. Musiałaś się czuć

nieswojo i niezręcznie, a ja nie potrafiłem postawić się w twojej sytuacji.

- Ale wychodzę z założenia, że panna Johannessen umie to wszystko, o czym przed chwilą

mówiłeś? U niej odnalazłeś to, czego brakowało ci we mnie?

- Teraz cię z pewnością zranię, odpowiadając twierdząco na twoje pytania, ale tak. U Rakel

odnalazłem to, czego brakuje mi w tobie.

- W takim razie nie ma już o czym rozmawiać. - Hilda tak gwałtownie wstała od stołu, że

krzesło się przewróciło. Wyszła do kuchni, niosąc w rękach pusty półmisek po klopsach rybnych. -

W takim razie powinieneś pozwolić jej tu przyjść i szykować dla ciebie jedzenie - krzyknęła. -

Będziecie wtedy mogli konwersować podczas posiłków i używać odpowiednich sztućców do

klopsów rybnych.

- Nie zachowuj się tak, Hildo. To nie po to, żeby cię zganić czy ukarać za zdradę. Mówię to

poważnie.

Jej głowa pojawiła się w drzwiach.

- To znaczy?

- Że chcę się rozwieść.

Wpatrywała się w niego, nie wierząc, że usłyszała to, co usłyszała.

- Nie mówisz poważnie. - W jej głosie było słychać dziwną łagodność.

-Tak, Hildo, gruntownie to przemyślałem. Jestem zdecydowany. Nie chcę dłużej żyć w tym

małżeństwie.

Coś w sposobie, w jaki to powiedział, sprawiło, że zrozumiała, że mówi to śmiertelnie

poważnie. Wiedziała, że nie ma sensu błagać i prosić, wściekać się i płakać. Stała bez ruchu i

wpatrywała się w niego, próbując zrozumieć rozmiary tragedii, która tak niespodziewanie ją

dotknęła.

Co ona teraz ze sobą pocznie? Z czego będzie żyć? Co powiedzą ludzie?

background image

19

Peder pedałował ile sił w nogach w kierunku gospodarstwa. Już dawno temu miał być w

domu, ale zupełnie się zapomniał. Teraz Hugo Ringstad był z pewnością na niego zły.

Kiedy skręcał w aleję, zauważył tuż przed sobą chłopca w wieku ośmiu, dziewięciu lat.

Wyglądał na miastowego, ubrany był w dwurzędową marynarkę, kaszkiet i wypolerowane buty.

Musiał słyszeć, że ktoś nadjeżdża, bo odwrócił głowę i wyglądał na przestraszonego. Wtedy Peder,

ku swojemu zaskoczeniu, zobaczył, że to Sebastian, syn Signe. Zatrzymał się i zsiadł z roweru.

- Sebastian? Przyjechałeś tutaj?

Sebastian pokiwał głową, wyglądał bardzo poważnie.

- Wydaje mi się, że ostatni raz widziałem cię na pogrzebie pani Ringstad. Czy

przyjechaliście z wizyta do Bergesetha?

Sebastian pokręcił głową.

- Oni nie wiedzą, że ja tu jestem.

- Chyba nie przyjechałeś tu sam?

-Tak. Opróżniłem skarbonkę i kupiłem bilet na pociąg. Peder spojrzał na niego z

przerażeniem.

- Twoja mama na pewno się o ciebie boi.

background image

- Nie obchodzi mnie to. Peder uśmiechnął się do niego.

- To już nie pierwszy raz, kiedy uciekasz z domu. Pamiętam, jak wsiadłeś w mieście w

tramwaj i kazałeś pani Jonsen wytłumaczyć, gdzie mieszkamy.

Sebastian przytaknął ruchem głowy, ale się nie uśmiechnął.

Pederowi nagle stanęły przed oczami ślady od pasa, jakie mały miał na plecach, i od razu

spoważniał.

- Czy mama cię zbiła? Sebastian nie odpowiedział.

- Słyszałem, że przeprowadziliście się na Eckebergsgata na Frogner i mieszkacie w

eleganckiej willi. To przecież świetnie.

Sebastian pokręcił głową.

- Ja nie chcę tam być.

- No ale musisz, skoro twoja mama tam mieszka. To ona o tobie decyduje, dopóki nie

dorośniesz.

Sebastian wpatrywał się w ziemię.

- Przyjechałeś w odwiedziny do pana Ringstada? Sebastian pokiwał głową.

- Do mojego dziadka.

- On w pewnym sensie jest też moim dziadkiem. W każdym razie jest prawdziwym

dziadkiem dla Hugo i Jensine. W takim razie ty i oni jesteście rodzeństwem przyrodnim, a

ponieważ ja jestem wujkiem Hugo i Jensine, to w takim razie jestem też twoim wujkiem.

Sebastian spojrzał na niego ze zdumieniem.

- Chciałbyś?

- Czy chciałbym co?

- Być moim wujkiem. Peder się roześmiał.

- No chyba chcę. Chyba nie bez przyczyny uciekłeś do Elise, mojej siostry. Uważasz, że ona

jest miła, prawda?

Sebastian pokiwał głową.

- Kiedy kładę się wieczorem spać, śnię o tym, że to ja jestem Hugo, a Elise jest moją mamą.

Peder zerknął na niego. Ten chłopczyk z pewnością doświadczył różnych rzeczy w swoim

życiu. Był mniej więcej w tym samym wieku, co Hugo, alé był niższego wzrostu, wydawał się chu-

dy i blady, mimo że Signe raczej nie była z tych, którym brakuje jedzenia. Dostawała jedzenie z

gospodarstwa Stangerud i nie musiała wystawać w kolejkach.

- A co u twojego ojca? - zapytał ostrożnie Peder. - To znaczy u Sjura Bergesetha?

- On nie jest moim ojcem.

background image

- No tak naprawdę to nie, ale mimo wszystko jest twoim ojcem, skoro twoja matka jest jego

żoną.

W tym momencie zobaczył Ringstada podążającego aleją. Sebastian też go zauważył.

- O, dziadek idzie! - wykrzyknął radośnie i zaczął biec. Zwolnił dopiero, kiedy był już

blisko. Wiedział, że zrobił coś złego, i z pewnością obawiał się, że dostanie burę.

Odwrócił się do Pedera.

- Czy ty tutaj jeszcze mieszkasz?

- Tak, pomagam dziadkowi w gospodarstwie.

- Moja matka mówi, że nie masz tu czego szukać. Peder się uśmiechnął.

- W takim razie ty i ja jesteśmy w tym samym klubie. Sebastian spojrzał na niego pytająco.

- Ty uciekłeś z domu, a więc jesteś zły na swoją mamę. A ja myślę, że ona nie ma nic do

powiedzenia w sprawie tego, czy ja mam tu być, czy nie.

Na bladej, wąskiej twarzyczce Sebastiana pojawił się delikatny uśmiech.

- Czy to Sebastian jest tutaj? - Ringstad był jednocześnie przerażony i szczęśliwy. Pomimo

wszystkich nieprzyjemności, które miał przez Signe, Sebastian był wciąż synem Emanuela, po-

myślał Peder.

- Tak, ja i Sebastian właśnie doszliśmy do wniosku, że należymy do jednego klubu -

odpowiedział mu Peder.

Ringstad posłał nic nierozumiejące spojrzenie, po czym odwrócił się do Sebastiana.

- Chyba nie przyjechałeś sam aż z Kristianii? Sebastian pokiwał twierdząco głową.

- I szedłem od stacji. Ringstad westchnął.

- W takiej sytuacji będę zmuszony zatelefonować do twojej mamy, w przeciwnym razie

ryzykujemy, że wszyscy oficerowie policji w Kristianii zaczną ciebie szukać.

Sebastian pokręcił głową.

- Nie musisz. Zostawiłem kartkę, na której napisałem, że tu jestem i że nie chcę wracać do

domu.

- Coś takiego! Kiedy byłem w twoim wieku, nie byłem aż tak odważny.

- Ja też nie - dorzucił Peder i ostrożnie się uśmiechnął do Ringstada. - Przepraszam, że się

spóźniłem.

- Nic nie szkodzi, dopóki widzę, że wracasz cały i zdrowy. Peder rozumiał, co Ringstad miał

na myśli. Kilka wieczorów pod rząd widzieli jakichś dużych chłopaków czających się wokół

zabudowań. Olaug twierdziła, że to chłopaki z Ødegård. Przeklęci. Czy już nigdy nie dadzą mu

spokoju? Najprawdopodobniej dostali od ojca reprymendę po tym, jak Ringstad pojawił się u nich

background image

na gospodarstwie i opowiedział o tym, co się wydarzyło. Ale to było dawno temu. Nie mogą tego

rozpamiętywać przez całą wieczność.

- A dlaczego nie chcesz wrócić do domu, Sebastianie? - Ringstad patrzył na niego łagodnym

wzrokiem.

Sebastian spuścił wzrok i przygryzł wargę. Ringstad położył dłoń na jego ramieniu.

- Nie musisz o tym mówić, jeśli nie chcesz. Teraz pójdziemy do kuchni i zobaczymy, co

Olaug przygotowała na kolację, a o tym porozmawiamy jutro. Może chciałbyś spać w tym samym

pokoju, co Peder? Będziecie wtedy mogli ze sobą porozmawiać jak mężczyzna z mężczyzną -

powiedział, puszczając oko do Pedera.

Sebastian odwrócił się do Pedera.

- Chciałbyś?

- Jasne. Przy oknie stoi wolna sofa.

Sebastian wbiegł po schodach i pospiesznie wszedł do środka. Peder widział, jak bardzo był

uszczęśliwiony. Ringstad spojrzał na niego.

- Biedny chłopczyk. Z pewnością nie jest mu lekko, skoro przyjechał aż tutaj.

- Myślę, że powinniśmy pozwolić mu zostać. Jeśli Signe będzie chciała, żeby wrócił, niech

sama po niego przyjedzie.

Olaug pospiesznie zrobiła ciepłe kakao i posmarowała świeżo upieczony chleb grubą

warstwą masła.

- Biedaczek, jest chudy i mizerny, musimy go trochę podtuczyć - powiedziała.

Sebastian jadł z apetytem. Ringstad próbował wyciągnąć z niego, co się stało, ale to było

niemożliwe.

- Dajmy mu spokój - powiedziała zdecydowanie Olaug. - Dzieci są lojalne wobec swoich

rodziców, nic nie mówią, nawet jak dzieje się coś bardzo złego.

Po jedzeniu, Ringstad wyciągnął karty i zaczęli grać przy kuchennym stole, podczas gdy

Olaug zmywała naczynia. Sebastian nigdy nie grał w karty i na początku sobie nie radził. Peder też

miał na problemy, mimo że niejeden raz tłumaczono mu zasady. W końcu zaczął ziewać i

powiedział, że jest zmęczony i chce się położyć spać.

- A jak było dzisiaj u Marte? - zapytał Ringstad. Peder nie odpowiedział od razu, zacisnął

tylko zęby.

- Chyba nic złego się nie stało?

- Być może się przeprowadzą.

- Przeprowadzą? A dlaczego? I dokąd? Myślałem, że oni nie mają żadnej rodziny.

background image

- Syver powiedział, że on chce mieć budynek dla dawnych właścicieli ziemskich tylko dla

siebie. Jego córka wychodzi za mąż.

- Ale matka Marte jest przecież taka pracowita. Syver zawsze chwali ją za jej sumienność.

- Marte mówi, że to nic nie da.

- Ale czy one w takim razie nie mogą znaleźć pracy na jakimś innym gospodarstwie?

Myślałem, że teraz już o to łatwiej. W gazecie było napisane, że w stolicy ciężko teraz o pomoc do-

mową, bo młode dziewczyny wolą pracę, która zapewni im więcej wolnego czasu.

- Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że Marte płakała. Ona nie chce wyprowadzać się z wioski.

- I wyobrażam sobie, że od ciebie też nie. - Ringstad się zamyślił.

Peder podniósł się z krzesła.

- Może ty też chcesz już iść do łóżka, co Sebastianie? Sebastian entuzjastycznie pokiwał

głową i zerwał się z krzesła.

- Tak. Myślisz, że mógłbyś mi trochę poczytać, jak już będę w łóżku? Rozumiesz, ciężko mi

zasnąć. Często leżę bezsennie, aż się robi rano, i potem jestem zmęczony w szkole.

Ringstad spojrzał na niego z przerażenie.

- Szkoła, no właśnie. O tym nie pomyślałem. Nie możesz opuścić szkoły, tak w połowie

roku.

- A czy mógłbym poprosić o przeniesienie do szkoły, która jest tutaj?

- Nie jestem pewien, czy ci pozwolą, ale dopytam.

Kiedy weszli do pokoju Pedera, Olaug już tam była i ścieliła sofę, która stała pod oknem.

Znalazła nawet starą piżamę po Emanuelu.

Sebastian patrzył to na jedno łóżko, to na drugie.

- Myślisz, że możemy je trochę przesunąć, żeby stały bliżej siebie?

Peder się uśmiechnął.

- Jeśli chcesz.

Każdy z nich popchnął swoje łóżko do środka, tak że znalazły się bliżej siebie. Rozdzielał je

tylko mały stolik nocny.

- Co chcesz, żebym ci przeczytał?

- Wziąłem książkę, którą znalazłem na półce u dziadka. To książka o dzieciach biednych i

bogatych rodziców. Jakiś mężczyzna, nazwiskiem Andreas Bloch, zrobił rysunki do opowiadań.

Peder był zdziwiony, ale Sebastian był nad wiek rozwiniętym dzieckiem. Kiedy on był w

jego wieku, nie potrafił nawet czytać.

background image

- Dobrze, że nie wziąłeś ze sobą baśni Asbjørnsena i Moe. Wtedy miałbyś kłopoty z

zaśnięciem.

Sebastian się roześmiał.

- Będę mógł zasnąć, kiedy ty tutaj jesteś. Myślę, że gdybym zawsze spał w tym samym

pokoju co ty, to spałbym normalnie każdej nocy.

Peder zerknął na niego. Biedny chłopiec, pomyślał. Musiał przeżyć coś strasznego, skoro nie

może w nocy spać.

Kiedy Sebastian wślizgnął się pod kołdrę, Peder przekartkował książkę i zaczął czytać:

Nauczycielka: - Konkretne jest coś, co można zobaczyć, w przeciwieństwie do

abstrakcyjnego, którego nie możemy zobaczyć. Mikkelsen, czy mógłbyś podać mi jakiś przykład?

Mikkelsen: - Tak, moje spodnie - one są konkretne, a pani spodnie - abstrakcyjne.

Sebastian głośno się roześmiał, Peder śmiał się razem z nim.

Starszy mężczyzna do małego chłopczyka, który trzyma misia na ramieniu: - Dlaczego

płaczesz, chłopczyku? Chłopiec: - Obydwaj moi bracia mają wakacje, a ja nie. - A dlaczego ty nie

masz wakacji? - Bo nie chodzę do szkoły.

Sebastian i Peder jednocześnie wybuchnęli śmiechem.

Uboga kobieta do małego chłopca na gospodarstwie: - Dlaczego płaczesz, chłopczyku?

- Urodził mi się młodszy brat i ojciec się wściekł. Teraz znowu dostanę lanie.

- Ale to nie jest twoja wina.

- Nie znasz mojego ojca. Ja zawsze jestem wszystkiemu winny!

Tym razem Peder śmiał się głośniej niż Sebastian. Wydawało się, że Sebastian nie do końca

zrozumiał dowcip. Ziewnął.

- Chyba pójdę już spać, Pederze. Chyba nie wyjdziesz z pokoju, jak ja już zasnę?

- Spokojnie, jestem tak samo zmęczony jak i ty i nie zamierzam już wstawać.

- Dziękuję. Cieszę się, że tu jesteś, Pederze.

- A ja się cieszę, że przyjechałeś, Sebastianie.

- Naprawdę tak myślisz? Dlaczego się cieszysz?

- Bo uważam, że jesteś miłym chłopcem. Zdmuchnął świeczkę.

- Czy ty się nigdy niczego nie boisz? - zapytał po cichu Sebastian.

- Ależ tak, boję się chłopaków z Ødegård. To czterech dorodnych drani, którzy mieszkają na

gospodarstwie nie tak daleko stąd.

- Dlaczego się ich boisz?

- Bo to łobuzy. Ukradli mi kiedyś rower, ale odzyskałem go.

background image

- W takim razie uważam, że nie powinieneś się z nimi zadawać.

- Nie mam takiego zamiaru. Sebastian ziewnął.

- Dobranoc, Pederze.

- Dobranoc, Sebastianie. Obudzę cię jutro.

- Obiecujesz? Że nie wstaniesz, zanim mnie nie obudzisz?

- Słowo honoru.

- I z ręką na sercu.

Padało, kiedy obudzili się następnego ranka. Za oknem było szaro i ponuro.

Sebastian od razu zapytał się Pedera.

- Co będziesz dzisiaj robił?

- Muszę iść do doktora po jakieś narzędzia, które od nas pożyczył, a potem będę pomagał

Ringstadowi w stajni.

- A czy mogę iść z tobą, jak będziesz się wybierał do tego doktora?

- Nie w taką pogodę. Pojadę rowerem, to nie potrwa długo. Ty możesz potowarzyszyć

Olaug w międzyczasie.

Sebastian wyglądał na rozczarowanego, ale nie zaprotestował.

- Mogę pobyć z dziadkiem - powiedział.

Peder wyjrzał przez okno i zauważył, że Ringstad stał obok powozu przygotowanego do

drogi.

- Myślę, że on gdzieś się wybiera. Idź do kuchni, do Olaug, a ona z pewnością znajdzie dla

ciebie jakieś zajęcie.

Zastanawiał się, czy Ringstad wysłał telegram albo zatelefonował do Signe. Nie mogą

pozwolić tu zostać Sebastianowi, nie informując jej.

Kiedy tylko zjadł, włożył na siebie kurtkę przeciwdeszczową i zydwestkę, po czym

wyruszył w drogę. Gdy wsiadał na rower, jego wzrok powędrował w stronę kuchennego okna.

Sebastian stał z nosem przyklejonym do szyby i patrzył. Wygląda na przestraszonego, pomyślał

Peder. W tej samej chwili zauważył, że Olaug wchodzi do kurnika. Sebastian był z pewnością

przerażony, bo nie było jej w kuchni.

Kiedy wrócił, był przemoczony do suchej nitki. Odstawił rower do szopy na drewno i

wszedł do korytarza. Tam ściągnął z siebie przemoczoną kurtką i czapkę, i zanim założył swoje

drewniaki, odstawił na bok zabłocone kalosze.

- Pederze, czy to wy? - Po głosie Olaug dało się słyszeć, że jest radosna i zadowolona.

Lubiła mieć kogoś, o kogo mogła się zatroszczyć.

background image

- To tylko ja. Widziałem, że Ringstad wyjechał gdzieś powozem.

- Tak, mówił, że musi porozmawiać z adwokatem. Ma też zatelefonować do matki

Sebastiana. Czy możesz zawołać Sebastiana, żeby zszedł na dół i zjadł posiłek?

- Nie ma go w kuchni? - Peder otworzył drzwi i posłał Olaug spojrzenie pełne zaskoczenia. -

Kiedy wychodziłem, on tutaj był.

- Może poszedł na górę, żeby się położyć.

Pederowi wydało się to dziwne. Sebastian spał całą noc, poza tym wyraźnie dał do

zrozumienia, że nie lubi być sam na piętrze. Dom był duży, a wczoraj Sebastian mówił o długim,

ciemnym korytarzu i zastanawiał się, co się znajduje na jego końcu.

Zaczął wbiegać po schodach, przeskakując je co drugi stopień. W końcu wpadł do swojego

pokoju. Było pusto.

- Sebastian? - krzyknął tak głośno, że echo rozniosło się po całym domu.

Żadnej odpowiedzi.

Szybko zbiegł z powrotem na dół.

- Nie ma go na górze. Musiał w takim razie wyjść do stajni albo do obory.

- Sam? Kiedy był tu ostatnio, nie miał odwagi.

Peder otworzył drzwi do salonu, ale wątpił, że go tam znajdzie. Salony były używane tylko

wtedy, kiedy mieli przyjęcie, i nie były ogrzewane od Bożego Narodzenia.

Wpatrywał się w Olaug, nic nie rozumiejąc.

- Masz pojęcie, gdzie on może być?

- Myślę, że jest w stodole i skacze ze stogów siana. Skoro miał odwagę przyjechać tutaj aż z

Kristianii, to z pewnością odważył się też skakać, chociaż mu mówiłam, że nie powinien tego robić.

O tej porze roku nie zostało zbyt dużo siana.

- Nie sądzę, żeby się odważył iść sam do stodoły. Olaug odwróciła się do niego.

- Chcesz powiedzieć, że może pojechał z powrotem do domu?

Peder pokiwał twierdząco głową.

- Skoro nie ma go tutaj w domu, a wiemy, że sam nie poszedłby ani do obory, ani do

stodoły, to z pewnością poszedł na stację. Może zaczął się zastanawiać nad tym, co zrobił i co

powie jego matka. Z pewnością dostanie lanie!

- W takim siadaj na rower i jedź za nim, Pederze! On nie może iść do stacji sam. Poza tym

pada! No i on z pewnością nawet nie ma pieniędzy na bilet.

Peder wciągnął na siebie przemoczoną kurtkę, czapkę i zabłocone kalosze. Pedałował jak

szalony, aż woda pryskała spod kół. Kiedy przejechał już kawałek po drodze do wsi, zauważył

nadjeżdżający powóz i stwierdził, że to Ringstad.

background image

Obaj się zatrzymali.

- Gdzie się wybierasz? - Ringstad spojrzał na niego ze zdziwieniem.

- Widziałeś gdzieś Sebastiana? Nie ma go ani w kuchni, ani w salonie. Wszędzie go

szukałem, ale nie mogłem znaleźć.

- Nie możesz znaleźć Sebastiana? Ale szukałeś w oborze?

- Nie, nie wydaje mi się, żeby się odważył pójść tam sam. Ringstad westchnął z rezygnacją.

- Chyba nie sądzisz, że Sebastian sam wyszedł na deszcz? Skoro nie ma go w domu, to z

pewnością jest albo w stajni, oborze, albo w stodole. Wracaj szybko. Przecież jesteś przemoczony

do suchej nitki. Gdyby Sebastian wybierał się z powrotem na stację, po drodze bym go zauważył.

Peder nie odważył się nie usłuchać. Słyszał w głosie Ringstada irytację. Z pewnością

uważał, że Peder musi być głupi, skoro nie szukał chłopca w pomieszczeniach gospodarskich.

Już wrócił na aleję i właśnie miał skręcać, kiedy nagle zobaczył coś w oddali. Zatrzymał się

i zaczął wypatrywać. Na skraju lasu zauważył, że coś się rusza. Czyżby to był Sebastian?

Może pobiegł za którymś z kociąt. Albo może dostrzegł sarnę. Wtedy na pewno zapomniał

o strachu.

Zawrócił rower. Zaraz zanim jechał powóz Ringstada.

- Myślę, że on jest tam! - krzyknął, wskazując dłonią. - Pojadę zobaczyć!

Ringstad pokręcił głową, znów wyglądał na zrezygnowanego. Zrobił się już stary i nie

rozumie małych chłopców, pomyślał Peder. Kiedyś też mu się pewnie zdarzyło biec za zającem

albo sarną.

Postać, którą widział, zniknęła teraz między drzewami. To musiał być Sebastian. Tylko mali

chłopcy wbiegali w taki sposób do lasu, a w pobliżu nie mieszkał ani jeden.

Odstawił rower i wbiegł dokładnie tam, gdzie mu się wydawało, że widział Sebastiana.

Mokre gałęzie uderzały go po twarzy, idąc ocierał się o krzaki, które moczyły mu spodnie, a

z liści kapało. Musiało uczciwie lać przez całą noc, skoro w lesie było tak mokro.

Wtedy usłyszał jakiś dźwięk i gwałtownie się zatrzymał.

- Sebastian? Cisza.

Poczuł, jak po kręgosłupie przeszedł mu dreszcz niepokoju. A może postać, którą widział, to

wcale nie był Sebastian?

- Sebastian? - Usłyszał, że jego własny głos brzmi jakoś obco, że zrobił się cienki i łamiący.

Odwrócił głowę i rozejrzał się na wszystkie strony. Miał wrażenie, że ktoś się na niego patrzy, ale

nie widział nic, poza ciężkimi, mokrymi gałęziami. Przypomniały mu się stare baśnie o trollach,

rusałkach, utopcach i innych stworzeniach, ale przegonił te myśli. Był zły na samego siebie,

przecież to tylko stare przesądy, w rzeczywistości takie stwory nie istnieją.

background image

Wtedy znowu to usłyszał. To coś się ruszało i oddychało. Może Sebastian się potknął i leżał

nieprzytomny gdzieś w pobliżu? Odsunął najniższe gałęzie na bok.

- Sebastian? Jesteś tu? - Jego głos był zachrypnięty i było w nim słychać strach. Zawstydził

się.

- Sebastianie? - znów zawołał, tym razem donośniej. - Czy upadłeś i się potłukłeś?

- Tak - rozległ się słaby głosik. - Tutaj...

Na litość boską, co mu się stało? A co jeśli był poważnie zraniony? Nie powinien był go

zostawiać, kiedy zobaczył go stojącego w kuchni, z nosem przyklejonym do szyby. Mógł poczekać,

aż Olaug wróci do domu. Przecież wiedział, że Sebastian bał się zostawać sam w domu.

Zaczął torować sobie drogę, odgarniał ciężkie, mokre gałęzie na bok i szedł powoli po

mokrym poszyciu, uważając, żeby się nie potknąć.

- Gdzie jesteś, Sebastianie? Już do ciebie idę, żeby ci pomóc. Sebastian nie odpowiedział.

Pederowi zbierało się na płacz.

Chłopcu musiało się przytrafić coś strasznego, w przeciwnym razie by odpowiedział. Peder

był tak wściekły na siebie, że chciało mu się wyć. Dlaczego musiał tak od razu pojechać? Czyżby

zapomniał, co to znaczy się bać? Przypomniało mu się, jak kiedyś zachorował i leżał samotnie na

facjatce w mieszkaniu na Hammergaten. Ściany i podłoga trzeszczały, cały czas myślał, że skradają

się do niego jakieś straszne stwory, a Elise nic o tym nie wiedziała.

Sebastian tak się bał, że nie mógł w nocy zmrużyć oka. Dopiero kiedy pozwolono mu spać

w jednym pokoju obok Pedera, udało mu się spokojnie przespać całą noc. A teraz Peder go zawiódł.

Poczuł, że coś go chwyta za gardło.

Dobry Jezu, proszę cię, żeby to nie było niepoważnego!, błagał.

Wtedy nagle coś się wydarzyło. Cisza została przerwana, gałęzie odsunęły się na bok a

wprost na niego wyskoczyły cztery, ciemne postacie. Czapki naciągnęli na twarze, tak że prawie nie

było ich widać, chichotali i śmiali się, ryczeli jak dzikie zwierzęta i rzucili się na niego, zanim

zdążył unieść ramię, żeby się obronić. Chwilę później Peder leżał na ziemi, a oni bili go i kopali,

walili go z całej siły. Ból przeszył całe jego ciało - brzuch, plecy, nogi i biodra. Skulił się i

próbował osłonić ramionami głowę, ale czubki kaloszy i tak trafiały go z całej siły w kark i tył

głowy. Przed oczami tańczyły mu gwiazdy, wszystko wirowało, a w następnej sekundzie wszystko

zrobiło się czarne.

background image

20

Olaug otworzyła właśnie drzwi do spiżarki, żeby schować tam świeże jaja. Przedtem

dołożyła do pieca, żeby Ringstad mógł dostać gorącą kawę, kiedy wróci i nastawiła owsiankę.

W tej samej chwili usłyszała z korytarza ciężkie kroki.

- Olaug? - jego głos zabrzmiał surowo, to było do niego niepodobne.

Kobieta zamknęła drzwi od spiżarki, pomyślała, że pójdzie tam później.

- Tak, jestem w kuchni. - Pospieszyła, żeby otworzyć drzwi.

- Widziałaś gdzieś Sebastiana?

- Myślałam, że on jest razem z Pederem na rowerze. Nie było go tutaj, kiedy wróciłam z

kurnika.

Wtedy usłyszeli, że na zewnątrz ktoś biegnie, w następnej chwili ich oczom ukazał się

Sebastian - przemoczony do suchej nitki, z kociakiem w ramionach.

- W końcu go złapałem! Uciekł i schował się w sianie. Ringstad roześmiał się z ulgą.

- Wiedziałem. Peder powinien zrozumieć, że wyszedłeś poszukać kociaków.

Sebastian spojrzał na niego ze zdziwieniem.

- A on myślał, że gdzie ja jestem?

background image

- Myślał, że pojechałeś z powrotem do miasta, do domu. Teraz szuka cię w lesie.

- Że pojechałem do domu? Niemożliwe, żeby tak pomyślał! Ringstad westchnął.

- On ma różne dziwne myśli, ten Peder. Olaug pokręciła głową.

- Szuka go w lesie? W taką pogodę?

- Z pewnością wkrótce wróci, kiedy zobaczy, że Sebastiana tam nie ma.

Olaug surowo spojrzała na Sebastiana.

- Zdejmuj te mokre ubrania - zakomenderowała. - Nie chcę, żeby ktoś w tym domu

zachorował!

Sebastian patrzył na nią z przerażeniem.

- Nie mam żadnych innych ubrań. Nie odważyłem się zabrać dodatkowych ubrań, bo wtedy

służąca by się domyśliła, że coś knuję.

Olaug westchnęła, odwróciła się i skierowała się na piętro. Ringstad się uśmiechnął i puścił

do niego oko.

- Kiedy Olaug mówi, że musimy się przebrać, to lepiej, żebyśmy to zrobili. Pójdę poszukać

mojego starego swetra robionego na drutach.

Sebastian się uśmiechnął, postawił kociaka na podłodze i zamknął drzwi, żeby być pewnym,

że kotek nie ucieknie. Potem odszukał kłębek sznurka w szufladzie, wziął korek z butelki od

syropu, która stała na stole, po czym zamotał sznurek wokół korka, zanim w końcu udało mu się

zrobić supeł. To było trudne, ale w końcu mu się udało. Teraz kotek mógł bawić się korkiem, jakby

to była mysz, którą on próbuje złapać.

Bardzo długo trwało, zanim Olaug wróciła z powrotem do kuchni, była aż na strychu i

znalazła ubrania po Emanuelu z czasów, kiedy był dzieckiem. Sebastian uważał, że ubrania były

dziwne, ale i tak je założył. Skoro nawet dziadek robił tak, jak kazała mu Olaug, to najlepiej, żeby

on też tak postąpił.

- Czy Peder jeszcze nie wrócił? - Olaug podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz. - Przecież

on chyba rozumie, że ty byś nie zaszedł aż tak głęboko w las.

Ringstad pojawił się w drzwiach, ubrany w swój stary, wełniany sweter.

- Mówisz, że Peder jeszcze nie wrócił? Co też temu chłopakowi przychodzi do głowy!

Przecież on chyba rozumie, że Sebastian nie poszedłby sam do lasu. A już na pewno nie w taką

pogodę.

Usiadł przy kuchennym stole, rozłożył gazetę i zaczął ją przeglądać. Potem westchnął.

- Ostatnio nie słyszy się o niczym innym tylko o niedoli. Nie koniec na tej szalonej wojnie i

statkach, które są torpedowane, teraz nawet w zakładzie poprawczym Bastøy chłopcy wszczęli

bunt. Nauczyciele posłali po policję, ale zdesperowanym chłopcom udało się ich odpędzić. Podczas

background image

ucieczki chłopcy podpalili stodołę - konie i krowy ledwo uszły z życiem. Potem uciekli do lasu,

więc wezwano posiłki w liczbie stu żołnierzy, a hydroplany krążyły nad wyspą. Teraz większość z

nich siedzi w areszcie, a czterech zakutych w kajdanki chłopców, siedzi w pojedynczych celach.

Olaug patrzyła na niego z trwogą.

- Co doprowadziło do tego, że te biedne dzieciaki były tak zdesperowane?

Ringstad spojrzał na nią zdziwiony.

- Nie jesteś wstrząśnięta tym, co oni zrobili? Bunt przeciwko kierownictwu szkoły?

Podpalenie stodoły?

- Pytanie, co takiego zrobili dorośli.

Ringstad nic nie powiedział, bo pomyślał tak samo. Uniósł wzrok i znów wyjrzał przez

okno.

- Gdzie, u licha, jest Peder? Miał przynieść z powrotem narzędzia, które w zeszłym

tygodniu pożyczył ode mnie doktor, a których potrzebuję. Nie mogę tak cały dzień siedzieć i

czekać.

Na twarzy Olaug nagle odmalował się strach.

- Mam nadzieję, że to nie znowu te chłopaczyska z Ødegård.

- Chłopcy z Ødegård? - Ringstad gwałtownie podniósł się od stołu. - Dlaczego od razu tego

nie powiedziałaś?

Olaug zacisnęła usta, które tworzyły teraz cienka linię.

- Myślałam, że pan sam na to wpadł - wymamrotała tak cicho, że ledwie mógł ją dosłyszeć.

Ringstad wyleciał z kuchni jak z procy. Słyszała, jak wciąga kalosze, a potem trzask drzwi.

Sebastian wyjrzał spod ławy.

- Dokąd dziadek się wybrał?

- Szukać Pedera.

- Czy on się zgubił?

- Nie wiem. Twój dziadek stwierdził, że za długo go nie ma.

- Mam nadzieję, że go znajdzie, w przeciwnym razie nie będę miał odwagi sam kłaść się

spać w jego pokoju wieczorem.

Dwie godziny później do Ringstad przyjechał lekarz. Za nim, w czarnym powozie,

przyjechał lensman.

Ringstad nie musiał długo szukać Pedera. Teraz Peder doszedł już do siebie, ale nie

pamiętał, co się wydarzyło. Lensman na próżno próbował wyciągnąć z niego jak wyglądali

background image

napastnicy. Peder nie był w stanie mu pomóc. To były tylko jakieś ciemne cienie, powiedział. Nie

udało mu się zobaczyć twarzy żadnego z nich.

Chwilę później znowu zemdlał.

Lensman, doktor i pan Ringstad patrzyli po sobie z niepokojem.

- Może powinniśmy zawieźć go do szpitala? - W głosie pana Ringstada słychać było lęk. -

Może ma jakieś obrażenia wewnętrzne.

Doktor z namysłem pokiwał głową.

Rozległo się pukanie do drzwi i głowa Olaug pojawiła się w drzwiach.

- Panie Ringstad? Marte jest tutaj. Przyszła się pożegnać z Pederem.

Ringstad pospiesznie wyszedł z pokoju.

- Gdzie ona jest?

- Na dole, w kuchni.

Ringstad zbiegł po schodach i wszedł do kuchni.

- Witaj Marte. Pewnie jeszcze nie wiesz, co się wydarzyło? Marte spojrzała na niego

wielkimi, błękitnymi i przerażonymi oczyma. Jak słodko i niewinnie wyglądała!

- Peder miał wypadek. Leży u góry, w swoim pokoju. Są u niego doktor i lensman.

Marte zmarszczyła czoło.

- Wypadek? To chyba nie znowu ta banda z Ødegård? Mama widziała ich, jak szli przez las,

przemoczeni do suchej nitki.

Ringstad pokręcił głową.

- Nie wydaje nam się. Rower Pedera stał oparty o drzewo. Gdyby to była ich sprawka, to na

pewno by go zabrali.

- Nie sądzę, żeby się odważyli. Wtedy wszyscy wiedzieliby, że to oni.

Ringstad wpatrywał się w nią milcząc.

- Może masz rację - odpowiedział w zamyśleniu. - Mówisz, że twoja matka widziała ich, jak

przemoczeni szli przez las?

Marte pokiwała twierdząco głową.

- Kiedy to było?

- Parę godzin temu.

Niedługo po tym lensman zmierzał w stronę gospodarstwa Ødegård.

Tego samego wieczoru, kiedy robiło się już ciemno, wrócił do Ringstad.

- Znaleźliśmy dowód! - Powiedział donośnym i triumfującym głosem, było go słychać w

całym domu.

background image

Na kaloszach najmłodszego i na spodniach najstarszego znaleźliśmy krew.

Przesłuchiwaliśmy ich przez bite cztery godziny, aż w końcu się przyznali. Teraz siedzą w areszcie

i pewnie przez jakiś czas tam jeszcze pobędą. - Uśmiechnął się z dumą. W takich przypadkach

trzeba jasno myśleć.

W kuchni siedziała Marte i piła z Olaug kawę. Od momentu kiedy przyszła, siedziała u

Pedera. Wrócił już do siebie, ale teraz spał.

- Lensman by tego nie udowodnił, gdybyś go nie naprowadziła - powiedziała surowym

tonem Olaug.

- Też tak myślę - spod ławy dobiegł ich cieniutki głos.

- Ale na miłość boską, jeszcze tam jesteś, Sebastianie? - Olaug podeszła do niego i się

schyliła. - Płaczesz?

- Nie chcę spać sam - powiedział, łapiąc powietrze.

- Chyba rozumiesz, że nie będziesz spał sam, teraz kiedy Peder wrócił do domu.

- Ale dziadek powiedział, że może on będzie musiał jechać do szpitala.

- To było dawno. Peder wkrótce wydobrzeje. Kiedy przyszła Marte, od razu mu się

polepszyło. Rozumiesz, to dla niego najlepsze lekarstwo.

Sebastian wyszedł spod ławy.

- Jak długo tutaj leżałeś, Sebastianie?

- Nie wiem, wydaje mi się, że bardzo długo. Od momentu kiedy zrozumiałem, że to tych

czterech, wielkich drani sprawiło mu lanie.

- Już teraz możesz być spokojny, oni siedzą skuci kajdankami w areszcie.

Na pobladłej chłopięcej twarzy pojawił się wyraz ulgi. Lensman poszedł do siebie, a

Ringstad wszedł do kuchni.

- No to mamy to z głowy. Już nie będziemy musieli się obawiać tych przeklętych łobuzów.

Peder dochodzi do siebie, a doktor nie uważa, żeby to było coś poważnego. Będzie miał siniaki i

opuchliznę w niektórych miejscach, ale to nie zagraża jego życiu.

Zwrócił się do Marte.

- Olaug mówiła, że przyszłaś się pożegnać. Czy to prawda, że Syver was wyrzuca?

Marte pokiwała twierdząco głową, wyglądała na nieszczęśliwą.

- Myślisz, że twoja mam zechciałaby zamieszkać tutaj, w Ringstad? Mamy jeden wolny

budynek tu w gospodarstwie, a Olaug powoli się starzeje i potrzebuje pomocy. Olaug posłała mu

urażone spojrzenie.

- Ja stara? - podeszła do niewielkiego lustra, które wisiało na ścianie obok paleniska. - Nie

widzę różnicy od czasu, kiedy ostatnio siebie widziałam.

background image

- Bo może to nie było tak dawno, Olaug. Nie byłoby ci przyjemnie mieć pomoc? Narzekasz,

że drzwi do spiżarki są ciężkie, a schody do piwnicy zbyt strome. Marte może ci pomagać, a ty

będziesz mogła się skoncentrować na przyrządzaniu wyśmienitego jedzenia, w czym jesteś

mistrzynią.

- Marte też tutaj będzie?

- Oczywiście. Nie myślałem tylko o jej matce.

- Tak, w takim razie wydaje mi się, że mimo wszystko ostatnio się postarzałam.

21

Kristian wyciągnął z kieszeni pogniecioną kartkę papieru, na której wuj Kristian zapisał

adres Eleonore.

- Tutaj jest napisane Brooklyn. Dzięcioł gwizdnął przeciągle.

- W takim razie nie możemy tam iść spacerem. Brooklyn jest położony na południowym

wschodzie Nowego Jorku i jeszcze nie tak dawno temu był osobnym miastem. Między Manhat-

tanem a Brooklynem jest długi most, jeden z najdłuższych mostów na świecie.

- To w takim razie nie idziemy? Dzięcioł się uśmiechnął.

- Tak łatwo się nie wywiniesz. Teraz zdecydowałeś, że tam pójdziesz, i przyznałeś, że nie

spoczniesz, dopóki tego nie zrobisz.

- To będą same nieprzyjemności. Po co miałbym odwiedzać tę dziewczynkę, skoro nie

zrobiłem nic dla Halfdana? Jak mogłem od niego odjechać, od niego, który nawet nie ma matki?

background image

- Rozumiem, że cały czas o nim myślisz. Pożyjesz jeszcze kilka lat i na pewno staniesz się

bardziej odpowiedzialnym ojcem dla niego. Dla mnie nie ma nic lepszego, jak wrócić do domu, do

mojej gromadki. Mam ośmioro dzieci, a mógłbym mieć jeszcze więcej.

- A jak się tam dostaniemy?

- Popłyniemy promem.

Kiedy dopłynęli do Brooklynu, poszli najpierw do portu, rozejrzeć się, czy nie ma tam

jakichś norweskich statków, na które mogliby się zaciągnąć.

Właśnie przypłynął statek „Bergen", załadowywano na niego towary, które miały płynąć do

Francji. Wciągarki hałasowały, a członkowie załogi układali ładunek na pokładzie.

Nagle ktoś ryknął Stop! do marynarza obsługującego wciągarkę, a ci, co byli w ładowni

natychmiast wybiegli na zewnątrz. Wszyscy rzucili się w stronę trapu i pędem zbiegli na ląd, krzy-

cząc: - Na pokładzie jest bomba! Słyszeliśmy tykanie!

Dzięcioł chwycił Kristiana za ramię.

- Chodź! - krzyknął i pociągnął go za sobą, szukając schronienia za magazynem.

Nic się nie wydarzyło. Kiedy w końcu odważyli się wyjrzeć zza magazynu, zauważyli, że

kilku mężczyzn w uniformach rozmawia z kapitanem.

Podszedł do nich ktoś z załogi.

- Niemcy mają agentów i szpiegów we wszystkich portach. Umieszczają bombę w ładunku,

a kiedy statek wpływa na ocean, bomba wybucha. Potem słyszymy, że statek zaginął bez śladu.

Wiele norweskich jednostek poszło w ten sposób na dno. Z załogą, ładunkiem, ze wszystkim.

Kristian aż się wzdrygnął.

- A co się wydarzyło teraz?

- Fałszywy alarm. Musimy być cały czas czujni. Mechanizm zapłonowy może być ukryty w

kostce mydła, w piórze wiecznym, w paczce papierosów albo w tytoniu. A nawet w wydrążonym

kawałku węgla. Sama bomba może być ukryta w niewielkiej skrzyni, wśród ładunku. Gdyby palacz

wrzucił taki kawałek węgla do rozżarzonego pieca, wszyscy poszlibyśmy z dymem.

Kristian zerknął na Dzięcioła.

- Proponuję, żebyśmy rozejrzeli się po tej dzielnicy. Milczeli, idąc. To wydarzenie wywarło

na nich duże wrażenie. Teraz będą się obawiać nie tylko min i torped, kiedy będą wracali do domu,

ale też ładunku, w którym mogła być bomba. Kristian pomyślał o palaczach i o tym, jak bardzo

musieli być przerażeni, mając pełną świadomość, że jeden z kawałków węgla może zawierać

ładunek, który może sprawić, że cały statek eksploduje.

Przeszedł go dreszcz.

background image

Brooklyn był dziwną dzielnicą. Ku zaskoczeniu Kristiana było tam wiele norweskich

sklepów i norweskich towarów na witrynach. Widział zarówno słodkie, bezalkoholowe piwo, ser

kozi, górskie masło, jak i kakao marki „Freia". Na chodnikach słyszał ludzi rozmawiających po

norwesku, a w jednej z kawiarni kelnerki ubrane były w norweskie stroje ludowe. W

przeciwieństwie do Manhattanu, nie było tutaj drapaczy chmur, ale niskie szeregowe domki, które

mogły przypominać Norwegię. Poza samochodami było też wiele pojazdów ciągnionych przez

konia lub dwa konie, ale na tym kończyły się podobieństwa. Nigdy nie widział tylu ludzi, takiego

hałasu klaksonów, ryczących motocykli, krzyków ulicznych handlarzy i chłopców roznoszących

gazety i policjantów drogówki, którzy klęli i wrzeszczeli na kierowców. Z otwartych sklepów

słychać było muzykę graną z gramofonów. Próbowali się dowiedzieć, jak dojść do podanego

adresu, pytając przechodniów, ale nikt nie umiał im pomóc. Jakiś pan w szarym, jedwabnym

kapeluszu, żakiecie i jasnożółtych getrach naciągniętych na lakierowane buty, zatrzymał się, założył

lorgnon i spojrzał na kartkę, po czym pokręcił głową, mówiąc, że nigdy wcześniej nie słyszał o

takiej ulicy.

Kristian i Dzięcioł spojrzeli po sobie. Czyżby wuj Kristian źle usłyszał? Albo błędnie

napisał? Próbowali sprawdzić, czy litery nie były czasem poprzestawianie, ale nic im to nie

pomogło.

Wtedy Dzięcioł wpadł na pomysł.

- Pójdziemy do Norweskiego Kościoła dla Ludzi Morza, oni z pewnością nam pomogą. Przy

okazji może załapiemy się na filiżankę norweskiej kawy i spotkamy kogoś znajomego.

Kiedy weszli, poczuli wspaniały aromat świeżo usmażonych gofrów. Kościół był

wypełniony aż po brzegi, byli tam nie tylko norwescy marynarze spragnieni kawy, gotowanej na

norweski sposób, a także gofrów z dżemem; przychodzili tam też ci, którzy chcieli poczytać świeże

gazety albo pograć w gry planszowe, dowiedzieć się nowości z domu, o których nie pisano w

gazetach, albo porozmawiać z duchownym.

Dzięcioł spotkał mężczyznę, z którym kiedyś pływał, i wdał się z nim w rozmowę, podczas

gdy Kristian poszedł do czytelni. Przeczytał szybko nagłówki, które mówiły o zwariowanych spe-

kulacjach i o wszystkich żołnierzach, którzy polegli na froncie zachodnim, ale zatrzymał wzrok na

czymś, o czym wcześniej nie słyszał. Anglicy śmiertelnie wystraszyli Niemców, wprowadzając

nową, tajemniczą broń, coś, co określali jako the tanks. To był rodzaj jakiejś dziwnej, pancernej

broni, która niszczyła wszelkie przeszkody, ale sama była niezniszczalna.

- Czy to miejsce jest wolne? - Kristian nie zauważył mężczyzny, który przyszedł i spojrzał

znad gazety.

background image

- Tak, proszę bardzo. - Z ciekawością zerkał na nowo przybyłego. Po pierwsze dlatego, że

wydawało mu się, iż pochodzi ze wschodniego wybrzeża Norwegii, po drugie, ponieważ ten wcale

nie wyglądał na marynarza.

- Czekasz na możliwość, żeby się zaciągnąć? - zapytał w nadziei, że wywiąże się między

nimi rozmowa.

Mężczyzna pokręcił głową.

- Ja tutaj mieszkam.

Kristian odłożył gazetę. To musiało być przeznaczenie. Skoro mężczyzna mieszkał na

Brooklynie, z pewnością pomoże mu z adresem. Może nawet wiedział, kim jest mąż Eleonore. Wuj

Kristian twierdził, że jej mąż obejmował wysokie stanowisko. Jeśli Kristian mu powie, że jest z

nimi spokrewniony, a przecież był, w każdym razie z ich córką, ten mężczyzna z pewnością mu

pomoże.

- Wyemigrowałeś? Mężczyzna pokiwał głową.

- Kilka lat temu. - Najwyraźniej nie był zbyt rozmowny.

- A pan?

Powiedział pan, podczas gdy Kristian zwracał się do niego per ty. Nie przyszło mu do

głowy postąpić inaczej, ponieważ myślał, że wszyscy, którzy tu przebywali, byli marynarzami.

Wprawdzie do wszystkich oficerów na okręcie „Mita" początkowo zwracał się per pan, ale

większość mówiła do siebie na ty, zwłaszcza ci, którzy byli w tym samym wieku, a ten człowiek

wyglądał na około dwadzieścia lat.

- Byłem marynarzem na norweskim statku, który został zatopiony niedaleko Bordeaux.

Mężczyzna wyglądał na przerażonego.

- To było, zanim Niemcy zaczęli zatapiać okręty razem z załogą.

- Czy oni tak robią? Wysadzają je w powietrze, nie dając załodze szans na zejście do

szalup?

Kristian przesunął gazetę w jego kierunku.

- Najgorzej było w przypadku statku „Camilla", który był załadowany pszenicą dla

głodujących dzieci i miał gwarancję bezpieczeństwa zapewnioną przez Komisję Belgijską. Ale

pojawił się okręt podwodny, a załodze „Camillii" kazano opuścić pokład - okręt miał zostać

zatopiony. Kapitan zaoferował, że popłynie z pszenicą do Niemiec ale to nic nie dało. W jednej z

szalup osiem osób umarło z zimna, głodu i pragnienia, innym udało się ocalić życie, zabijając psa,

którego mieli na pokładzie.

Mężczyzna zrobił grymas.

- Nie musi mi pan więcej opowiadać, sam mogę przeczytać gazetę.

background image

Tchórz, pomyślał Kristian. Z pewnością nie zamierzał przeczytać ani jednej gazety, był na

pewno jednym z tych, którzy nie byli w stanie słuchać o cierpieniach innych. On był taki, jak ci lu-

dzie z Kristianii, o których niedawno czytał, którzy łowili pstrągi w Grandzie, podczas gdy

norwescy marynarze umierali z głodu w szalupach albo szli na dno wraz ze storpedowanym

okrętem. Kristian wyciągnął z kieszeni pogniecioną kartkę.

- Przepraszam, nie wie pan, gdzie znajduje się ta ulica? Mężczyzna pokiwał twierdząco

głową.

- Ależ tak.

Na miłość boską, jaki on był powolny! Chyba rozumiał, że Kristian ma powód, dla którego

go o to pyta!

- Czy to daleko stąd?

- Kawałek.

- Czy zna pan kogoś, kto tam mieszka?

- Tak, młodego kierownika biura, który pracuje w jednym z wieżowców na Manhattanie.

- A nie pochodzi on przypadkiem ze Spokane? Mężczyzna wyglądał na zaskoczonego.

- Tak, zna go pan? Kristian pokręcił głową.

- Nie, ale chciałbym się dowiedzieć, gdzie mieszka. Chciałem go od kogoś pozdrowić.

Na twarzy mężczyzny pojawił się nagle przedziwny wyraz.

- W takim razie wiem, kim pan jest, ale proszę mnie w to nie mieszać. Nie chcę mieć z tym

nic wspólnego. - Podniósł się. - Że też musiałem trafić właśnie na jednego z was, pomimo że w tym

zatłoczonym mieście jest tylu innych ludzi! - powiedział to i ruszył do wyjścia.

Kristian pobiegł za nim.

- Halo, proszę poczekać! Nie mam pojęcia, o czym pan mówi. Z pewnością mnie pan z kimś

pomylił.

Nie zwalniając ani na krok, mężczyzna odwrócił głowę i powiedział: - Niech pan nawet nie

próbuje. Jeśli powie pan coś jeszcze, zawołam pastora i obsługę i opowiem, czym pan się zajmuje.

Kristian zatrzymał się. Co, na Boga, ten człowiek miał na myśli? Dzięcioł go zauważył,

podniósł się z krzesła i podszedł do niego.

- Co jest? Wyglądasz, jakbyś spadł z Księżyca. Kristian opowiedział mu, co go spotkało.

Dzięcioł zmarszczył czoło.

- Najwyraźniej nie powinieneś się spotykać ze swoją dawną narzeczoną.

Kristian spojrzał na niego.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Najwyraźniej on zajmuje się czymś, w co ty nie powinieneś się mieszać.

background image

- Chciałem tylko minąć ich dom i zajrzeć przez okno, może udałoby mi się zobaczyć

dziewczynkę.

- Myślę, że powinieneś dać sobie spokój. Chodź, spróbujemy wrócić następnym promem i

pójdziemy do Domu Marynarza.

- Nie pójdziesz ze mną? Dzięcioł pociągnął go za ramię.

- Ty też tam nie pójdziesz. To śmierdzi z daleka. Kristian, nic nie rozumiejąc, pokręcił

głową, ale poszedł za nim. W takim razie któregoś dnia będę musiał sam się tam wybrać, pomyślał

w drodze na prom.

\\

22

Elise ustawiła się na końcu kolejki i westchnęła. Taka długa kolejka! To potrwa. Na

szczęście Dagny była w domu i pilnowała dzieci, ale przecież za kilka godzin będzie musiała

nakarmić Sigurda. Postanowiła, że zrobi wszystko, żeby jak najdłużej zachować mleko. W takich

ciężkich czasach, mleko matki było na wagę złota.

Magda nie miała dzisiaj towaru. To było przerażające. Drzwi były zamknięte na klucz, a

roleta na drzwiach była spuszczona. Na dużym plakacie napisała: Przepraszam, ale półki są puste.

background image

Wielu klientów przyszło tam w tym samym czasie, co Elise. Patrzyli na siebie z

przerażeniem. Jakaś młoda matka zaczęła płakać i krzyknęła łapiąc oddech: - Ale z czego mamy

żyć? Mam w domu pięcioro głodnych dzieci.

Jakaś starsza kobieta w chustce na głowie i postrzępionym szalu pokręciła głową, odwróciła

się na pięcie i poszła, nic nie mówiąc, odchodząc była jeszcze bardziej przygarbiona, niż kiedy

przyszła. Inne osoby stały tam jeszcze przez chwilę w nadziei, że wydarzy się cud i Magda mimo

wszystko nagle otworzy drzwi. Ale ten cud się nie wydarzył. Zaczęli więc sobie wzajemnie opo-

wiadać o tym, co ostatnio przeczytali lub usłyszeli na temat wojny. Jedna z osób powiedziała, że

można było kupić warchlaki w zamian za akt wynajmu - bezgotówkowo - trzeba było się tylko

zobowiązać, że świnie będą ubezpieczone. Do piekarni we Fredrikstad włamały się gospodynie

domowe, a w jakimś mieście w Szwecji pięć tysięcy głodnych kobiet urządziło demonstrację. Po

pochodzie zrobiły nalot na piekarnie. W Göteborgu miała miejsce taka sama sytuacja.

Jedna z kobiet spojrzała na drzwi sklepu Magdy. Elise wiedziała, co tamta sobie myśli.

Może Magda ma jakieś towary na magazynie? Powiedziała głośno: - Kiedy Magda mówi, że nie ma

jedzenia, to tak jest. Magda by nas nigdy nie oszukała. Ona nawet stawia swoich stałych klientów

na pierwszym miejscu, przed sobą.

Jakaś osoba pokiwała głową, a po chwili dołączyli do niej wszyscy.

- Mam jeszcze kawałek brukwi, to ją zużyję - powiedział ktoś ze starszych.

- A ja mam śledzia - z entuzjazmem powiedział ktoś inny. - Powiem dzieciakom, żeby

przeciągnęły ziemniakami po śledziu, to chociaż poczują jego smak.

Po czym wszyscy się rozeszli i każdy poszedł w swoją stronę. Elise poszła do miasta.

Wiedziała, że może napisać do pana Ringstada i poprosić o pomoc, ale się wstydziła. Jeśli będzie

już naprawdę kiepsko, to upokorzy się i to zrobi, ale Johanowi się to nie spodoba. Gdyby pan

Ringstad zdawał sobie sprawę jak ciężko o jedzenie w stolicy, z pewnością coś by im przysłał, ale

takie paczki zapewne ginęły po drodze. Cieszyła się, że chociaż Peder może się najeść do syta.

Może Evert też. Ludzie na wysokich stanowiskach często mieli koneksje.

Zdarzało się, że Johan przynosił z Vøienvolden jajka albo ziemniaki, ale właściciel fabryki

pomagał wielu osobom i musiał wydzielać racje.

Powietrze było zimne, po ulicach hulał zimny, północny wiatr i sprawiał, że ludzie trzęśli

się z zimna i szczelniej otulali szalami. Ona miała płaszcz, więc była w lepszej sytuacji niż

większość osób. Przed nią stała pochylona staruszka, w chusteczce głęboko naciągniętej na czoło.

Nie miała na sobie nic, poza cienką koszulą. Teraz narzuciła sobie na ramiona fartuch, który

uprzednio związała. Obok niej stała wychudzona dziewczynka z bladymi policzkami i dużą, pustą

kanką na mleko. Barki jej sterczały, a policzki były zapadnięte. Daleko z przodu widziała cały czas

background image

to samo: ubogich ludzi z pustymi kankami na mleko, matki, których spojrzenia były prawie

desperackie i dzieci z błagalnym wyrazem w oczach. Przypominało jej to o obrazie, który kiedyś

widziała, zdaje się, że był on dziełem Christiana Krohga, a jego tytuł to chyba Walka o przetrwanie

albo coś w tym rodzaju.

Zawstydziła się. Ci ludzie byli pozbawieni nie tylko jedzenia, oni nawet nie mieli pieniędzy,

za które mogliby coś kupić. Ona natomiast zarobiła prawie roczną pensję na Walce matki, a Johan

dostał 500 koron za popiersie Elviry. W stosunku do innych byli bogaczami. Zrobiło jej się głupio

za pisarzy, kiedy przeczytała w gazecie, że Związek Pisarzy żądał dodatku za nakład do gaży.

Pierwszy nakład przynosił pisarzowi pięćset koron, trzy nakłady tysiąc pięćset koron, a jeśli książka

wychodziła w szóstym, siódmym nakładzie, to pisarz mógł zarobić na niej cztery, pięć tysięcy

koron.

Ona nie była członkinią Związku Pisarzy, nawet nie wiedziała, że mieli ustalone honoraria,

ale uważała, że w stosunku do dziewcząt z fabryki zarabia dużo. Ciężka praca przy maszynie,

dwanaście godzin każdego dnia w tym nieznośnym pyle, powinna być lepiej opłacana niż napisanie

powieści.

Dalej patrzyła na inne osoby stojące w kolejce i im dłużej patrzyła, tym bardziej się

wstydziła. To nie było w porządku, że stała tu i przyjmowała jedzenie, którego inni potrzebowali

bardziej niż ona. Chłopiec, który stał przed nią, był niewiele starszy od Hugo i powiedział, że stoi

tam, odkąd słońce zniknęło za wieżą kościoła. Nie wiedziała, o który kościół mu chodzi, ale z jego

zmęczonej twarzy wyczytała, że stał już długo.

Wahając się, wycofała się z kolejki i zaczęła iść w stronę Stor-torvet. Jeśli będzie miała

szczęście, to znajdzie jakiś sklep, w którym będzie można kupić coś do jedzenia. Zawsze istniała

jakaś opcja dla ludzi, którzy mieli pieniądze.

Taksówki-dorożki stały w tym samym miejscu, co zawsze. Słyszała, że pojawiło się teraz

więcej taksówek-automobili, ale być może one stały gdzieś indziej. A może nie mogli dostać do

nich paliwa. Z drugiej strony, konie potrzebowały paszy i chyba też nie było łatwo zdobyć dla nich

pożywienie.

Dzisiaj nie było tu żadnych kobiet sprzedających ciastka z koszyków, w ogóle nie było tu

widać zbyt dużo ludzi. Jakieś dwie, eleganckie panie szły od strony Grensen i skręciły na rogu w

kierunku ulicy Karla Johana, a przy wodopoju stało kilku chłopców, obserwując konia

zaspokajającego pragnienie.

W tej samej chwili zauważyła, że jakaś młoda pani wychodzi z Domu Handlowego

Christiania, po czym przecina plac targowy. Ta postać wydawała jej się znajoma, ale nie miała

ochoty spotykać znajomych, idąc z pustym koszykiem i siatką na zakupy. Pani była elegancko

background image

ubrana i nosiła się z dumnie uniesioną głową - może to była jedna z tych dam, które poznała u

Hildy. Już miała się odwrócić, żeby nie zostać rozpoznaną, ale coś zmusiło ją do bliższego

przyjrzenia się tej kobiecie. Signe! Nie widziała jej od czasu tego koszmarnego przyjęcia dla pań

zorganizowanego przez panią Diriks dwa lata temu. Próbowała zapomnieć o jej złośliwych

komentarzach, zarówno na temat jej książki, swojego pseudonimu i stosunku do Cyganów, i

nieobyczajności. Dużym pocieszeniem było dla niej to, że inne damy były równie zszokowane

zachowaniem Signe - tak mówiła jej jedna z przyjaciółek pani Diriks, którą kiedyś spotkała na

cmentarzu.

Dlaczego Signe jej nienawidziła? Wiele razy zadawała sobie to pytanie, nie znajdując

odpowiedzi. To, że Signe robiła wszystko, żeby odebrać Hugo prawo do dziedziczenia majątku na

korzyść Sebastiana, powinno-przyprawić ją o wyrzuty sumienia, a nie napełniać pogardą do innych.

To przecież Signe poszła z Emanuelem do łóżka pomimo tego, że był żonaty. Na dodatek zaszła w

ciążę. Jeśli ktoś powinien być wściekły, to ona, a nie Signe!

Czy niektórzy ludzie rodzili się źli? Signe była też niedobra w stosunku do państwa

Ringstadów. Sprzedała nawet ich stare, rodowe meble, a pieniądze schowała do własnej kieszeni.

Mimo że Ringstad odkupił meble, a ojciec Signe musiał na to wyłożyć, Signe i tak zbyt łatwo się z

tego wywinęła.

Dlaczego nikt nie potrafił jej zatrzymać? Doktor widział brzydkie ślady po uderzeniach na

plecach Sebastiana. Elise powiedziała mu, że podejrzewa, że Signe źle go traktuje, ale doktor tylko

wzruszył ramionami i powiedział, że wszystkie dzieci dostają reprymendę i lanie, i że to tylko

oznaka tego, że chłopak jest trudny i nieposłuszny.

Zwolniła kroku, żeby dystans między nią a Signe się zwiększył. Jeśli Signe zobaczy ją z

pustym koszykiem i zniszczoną siatką na zakupy, będzie miała kolejny przyczynek do tego, żeby ją

krytykować. Już ją słyszała: Wyobraźcie sobie, spotkałam panią Thoresen, pisarkę, która stała na

targu, w kolejce po żywność. Miała przy sobie starą siatkę na zakupy i pusty koszyki Z pewnością

nie sprzedaje zbyt dużo książek, skoro nie jest nawet w stanie zapewnić rodzinie jedzenia.

Zatrzymała się przed jedną z witryn sklepowych i udawała, że czemuś się przygląda.

Ostrożnie spojrzała w jej stronę. W tej samej chwili Signe nagle się odwróciła, jak gdyby

czuła, że ktoś na nią patrzy. Elise pospiesznie odwróciła twarz, w nadziei, że Signe jej nie rozpozna,

ale chwilę później usłyszała, że ktoś zbliża się pospiesznym krokiem i jasny głos zawołał: - Elise!

To naprawdę ty?

Elise ciężko westchnęła. Że też musiała być tak głupia! Powinna była raczej iść w

przeciwnym kierunku, wtedy by do tego nie doszło.

- Dzień dobry, Signe. Co u was słychać?

background image

- Nic szczególnego. A u ciebie?

- Dziękuję, w porządku.

Spojrzenie Signe powędrowało w kierunku koszyka i siatki.

- Szukasz jedzenia?

- Magda miała dziś zamknięte, więc pomyślałam, że kupię coś w mieście.

- Znam miejsce, gdzie sprzedają spod lady, ale pewnie cię na to nie stać?

Signe powiedziała to tak protekcjonalnym tonem, że Elise poczuła, jak wali jej serce.

- Ależ skąd, pieniądze nie stanowią problemu. Moja ostatnia powieść doskonale się

sprzedaje, a Johan właśnie sprzedał jedną ze swoich prac. Ale pieniądze nie pomogą, skoro półki w

sklepach świecą pustkami.

Singe się uśmiechnęła.

- Pieniądze to klucz do wszystkiego! - Wzięła ją pod ramię. - Chodź pokażę ci miejsce, w

którym kupisz wszystko, czego tylko pragniesz.

Elise była zdezorientowana. Dlaczego Signe nagle zrobiła się taka pomocna? Czyżby jednak

miała wyrzuty sumienia?

- Mam wyrzuty sumienia, bo byłam dla ciebie nieprzyjemna na przyjęciu u pani Diriks,

Elise. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Może byłam zawistna, że zaczynasz być rozpoznawana jako

pisarka, a ja nie mam nic. Związek z Sjurem też nie wygląda ostatnio tak, jak powinien. Myślę, że

on mnie zdradza. To przykre uczucie - powiedziała Signe, jakby czytając w jej myślach.

Elise spojrzała na nią z przerażeniem.

- Nie możesz się dowiedzieć, czy to prawda, czy nie?

- On jest taki przebiegły. Ma najlepsze na świecie wymówki, kiedy późno wraca do domu

albo kiedy nie wraca na noc. Pewnego razu poczułam od niego damskie perfumy - konwaliowe - ale

kiedy go o to wprost zapytałam, odpowiedział, że żona jego kolegi wylała kilka kropel na palec i

dla zabawy posmarowała go za uchem. Ona taka jest, ciągle wymyśla jakieś figle. Jej mąż się za nią

wstydzi. Byłam głupia i mu wierzyłam, dopóki nie nakryłam go z nią w gorącym uścisku przed

Teatrem Narodowym.

Signe nagle wyjęła z torebki chusteczkę, otarła oczy i oczyściła nos.

- Wybacz, ale jestem taka nieszczęśliwa. Nie mogę znieść myśli, że mogłabym go stracić. -

Spojrzała na Elise wilgotnymi oczami. - Czasami wmawiam sobie, że to kara za to, że odebrałam ci

Emanuela. Teraz rozumiem, jak musiałaś się czuć. Czy kiedykolwiek mi wybaczysz, Elise?

Elise była kompletnie zdezorientowana. Tego się zupełnie nie spodziewała. Po tych

wszystkich latach? Pomyślała najpierw, że niełatwo jest wybaczyć, a przynajmniej nie od razu, i nie

po tym, co zrobiła Signe. Ale wtedy przypomniał jej się Lort-Anders.

background image

- Nie mam ci za złe tego, co się wydarzyło między tobą a Emanuelem, ale...

Urwała.

- Naprawdę? Czy naprawdę mogłabyś mi przebaczyć? To bardzo wielkoduszne z twojej

strony, Elise. Wiem, że na to nie zasługuję, ale zawsze wiedziałam, że jesteś dobrym człowiekiem.

Nietrudno zrozumieć, że Emanuel do ciebie wrócił. To ciebie cały czas kochał, nawet wtedy

kiedy... - nie dokończyła.

Nawet wtedy, kiedy poszedł ze mną do łóżka, dokończyła za nią Elise. W duszy. Znów

pojawiła się niechęć. Nie mogła tak po prostu przekreślić tego wszystkiego, co zrobiła Signe, to nie

było takie proste. Poza tym ciężko jej było uwierzyć, że Signe aż tak bardzo się zmieniła w ciągu

ostatniego roku.

- Słyszałaś, że straciłam Sebastiana? Elise gwałtownie przystanęła.

- Co ty mówisz? Czy Sebastian nie żyje? Signe pospiesznie pokręciła głową.

- Nie, nie straciłam go w ten sposób. Dzięki Bogu! Ale to i tak bolesne.

- Co się stało?

- Hugo Ringstad go przejął. Po tym, jak w życie weszła ta nowa ustawa o prawach dziecka,

zażądał, żeby Sebastian przyjechał na gospodarstwo, żeby Ringstad mógł go wyuczyć. Razem z

Hugo, oczywiście - dodała pospiesznie. - Hugo jest dziedzicem, ale ojciec Emanuela uważa, że

powinni wspólnie prowadzić gospodarstwo, ponieważ jest ono zbyt duże jak dla jednej osoby. Elise

nic nie rozumiała.

- Nic mi o tym wcześniej nie wspominał.

- On cię lubi i ma do ciebie większe zaufanie jako matki. Mnie natomiast nie znosi, po tym

jak sprzedałam niektóre z jego zniszczonych mebli. Zrobiłam to w dobrej wierze i oczywiście

chciałam mu oddać pieniądze, ale nie zdążyłam. Marie była zbyt chora, żeby posprzątać ten stary

dom, a Hugo zaczął się starzeć i nie był w stanie zrobić porządku. Nawet się nie mył, czuć było od

niego potem. Gospodarstwo było zaniedbane. Wszędzie leżały jakieś zniszczone przedmioty i złom.

Stwierdziłam, że muszę im pomóc, ale podejrzewano mnie o kradzież mebli, w celach za-

robkowych! Wyobrażasz sobie taką niesprawiedliwość?

Elise nic nie powiedziała, wydawało jej się, że to wszystko brzmi dziwnie.

- A jak zareagował Sebastian na to, że został odesłany do Ringstad? - spytała.

- Prosił i błagał, żeby nie jechać, ale Sjur ma chęć na Ringstad, więc zmusił go do wyjazdu.

Samego, pociągiem! Moją jedyną pociechą jest to, że Peder tam jest. On jest miłym chłopcem,

mimo że nie należy do tych bystrych. Nie chcę cię obrażać, ale ty przecież zdajesz sobie z tego

sprawę. Najważniejsze, że człowiek jest dobry.

Odwróciła się i spojrzała na nią.

background image

- Jak sądzisz, co powinnam zrobić, Elise? Uważasz, że powinnam zażądać rozwodu? Mogę

wrócić do domu, do matki i ojca w Stangerud i radzić sobie sama z maleństwem. Nie podoba mi

się, że Sjur jest taki chciwy. To on chciał, żebym ukryła ten dokument stwierdzający, że Sebastian

jest synem Emanuela, i na którym jest podpis Emanuela. Sjur zawsze miał chrapkę na Ringstad, bo

to największe gospodarstwo we wsi. Ja wolę Stangerud. Jeśli rozwiodę się ze Sjurem, uniknę całej

tej afery związanej z powoływaniem się na nową ustawę o prawach dziecka.

Elise nie wiedziała, co powiedzieć. Pan Ringstad opowiedział jej kiedyś, że marzeniem

Sjura było przejęcia gospodarstwa. Jego ojciec nawet kiedyś zaproponował, żeby połączyli oba

majątki. Trudno było jej uwierzyć w to, że Signe nie miała z tym nic wspólnego. Na przestrzeni lat

widziała, jak bardzo jest chciwa i przebiegła. Nikt się tak diametralnie nie zmieniał. Nie w tak

krótkim czasie. Może działo się tak, gdy ktoś przeżył coś poważnego albo był na łożu śmierci, ale

Signe nie wyglądała na chorą. Nie doświadczyła też żadnego nieszczęścia, gdyby tak było, Elise na

pewno by się dowiedziała. Sprawa Sebastiana wydawała się dziwna, ale na pewno było jakieś

wytłumaczenie. Może pan Ringstad dowiedział się, że Signe go biła, i dlatego poprosił, żeby mały

został u niego przez jakiś czas. To się już raz zdarzyło.

Signe stanęła przed jakimś sklepem.

- Już jesteśmy.

Elise była zadowolona, że nie musiała odpowiadać jej na pytanie i weszła do środka.

To był sklep kolonialny. Jedno spojrzenie na klientów i Elise wiedziała, że byli to ludzie z

zamożnych domów. Pewnie ceny żywności były tu bardzo wysokie.

Signe uśmiechnęła się do niej.

- Czego potrzebujesz?

- Przede wszystkim kaszy i mąki.

- Ale chyba weźmiesz też kawałek mięsa, skoro tu przyszłaś?

- Ale to chyba bardzo dużo kosztuje?

- Jeśli ci nie starczy, to możesz pożyczyć ode mnie. Ekspedient je zauważył i bardzo

wylewnie przywitał się z Signe.

- Pani Bergeseth? Jak miło! W czym mogę pani pomóc?

Signe zostawiła Elise i podeszła do niego. Stali tak i rozmawiali.

Elise rozejrzała się wokół. Nie wyobrażała sobie, że jakiś sklep mógł wciąż mieć tyle

towarów. Patrzyła po wszystkich półkach i dostrzegła puszki kakao, słoiki z miodem, tytoń,

czekoladę i słoiki z cukierkami.

Za ladą widziała worki pełne mąki, kaszy, cukru i ziemniaków.

Signe stała i dyskutowała ze sprzedawcą, ale inny ekspedient podszedł do Elise.

background image

- Czego pani potrzebuje? - Jego spojrzenie powędrowało w kierunku pustego koszyka i

zniszczonej siatki na zakupy. Zmierzył ją krytycznym wzrokiem. Z pewnością myślał, że nie stać

jej na zbyt wiele.

Poprosiła o dużą torebkę mąki i kaszy, skusiła się też na syrop. Potem wybrała duży

bochenek chleba i opakowanie margaryny. Stwierdziła, że pominie produkty do obiadu, to by z

pewnością za dużo wyniosło. Być może uda jej się kupić mleko w Vøienvolden albo w

Biermannsgården. Ziemniaki zresztą też, jak będzie miała szczęście.

Była w szoku, kiedy usłyszała, ile to wszystko kosztuje i zastanawiała się, czy nie oddać

syropu, ale w końcu go zostawiła. Dzieci potrzebowały jakiejś radości w tych ciężkich czasach, a

ona miała akurat wystarczającą ilość pieniędzy.

Zauważyła, że Signe kupuje duży kawałek boczku i że razem z tym rozmownym

sprzedawcą zbliża się w jej kierunku. Z pewnością miał dla niej odszukać jakieś towary, które

znajdowały się na innej półce. Przeszli koło niej w momencie, kiedy pakowała zakupy do siatki i

koszyka.

Signe zakupy zajmowały bardzo dużo czasu, więc Elise wyszła w tym czasie przed sklep.

Ale przecież nie może iść do domu, bez podziękowania Signe za pomoc. Gdyby nie ona, to nie

udało by się jej kupić tych wszystkich produktów.

Nagle drzwi się otworzyły i wybiegł z nich mężczyzna w białej marynarce. Chwycił ją za

ramię.

- Niech pani pokaże, co ma w siatce!

Elise nie rozumiała, o co chodzi, i pokazała mu zawartość siatki. Na samej górze leżała duża

paczka, nawet nie wiedziała, że ją tam położyła.

- Coś takiego! - Odwinął papier, w środku leżał duży kawałek boczku. - Myślę, że musi pani

wejść ze mną do środka. Nie przypominam sobie, żeby pani za to płaciła.

Elise próbowała protestować.

- To jakieś nieporozumienie. Ja tego tam nie włożyłam! Mężczyzna uśmiechnął się

protekcjonalnie.

- Złodzieje robią się coraz bardziej bezczelni. Proponuję, żebyśmy z tą dyskusją zaczekali,

aż pojawi się policja.

Więcej sag na:

http://chomikuj.pl/kotunia89


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 12 Bliźni
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 32 Jesień
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei& Zemsta
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei1 Grzesznicy w letnią noc
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 19 U Twego Boku
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 18 Kupiec
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 05 Zazdrość
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 06 Straż Graniczna
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 10 Dziewczyna Na Moście
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 33 Cienie Z Przeszlości
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 16 Zakazane Spotkania
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 01 Złota Broszka
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 34 Chmury Na Horyzoncie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 21 Pisarka
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 03 Ludzkie Gadanie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 14 Zjednoczenie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 07 Chude Lata
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 08 Nowe Życie

więcej podobnych podstron