Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 14 Zjednoczenie

background image

Frid Ingulstad

ZJEDNOCZENIE

Saga część 14.

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kristiania, grudzień 1906 roku

Elise, śmiertelnie przerażona widokiem obcego mężczyzny w swoim

łóżku, chciała wybiec z pokoju. Serce waliło jej jak oszalałe. Najpewniej
to jakiś bezdomny, mógł być niebezpieczny.

W tej samej chwili postać poruszyła się. Spod narzuty, uszytej ze

skrawków materiałów, wychyliła się głowa. Mimo że widziała go jedynie
w smudze światła dochodzącego przez uchylone drzwi od kuchni, poznała
go od razu.

- Emanuel? - wydobyła z siebie, a kolana się pod nią ugięły. Dlaczego

on był tutaj?

Mężczyzna usiadł. Wyglądał na oszołomionego. Najwyraźniej wyrwała

go z głębokiego snu. Sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział, gdzie jest.
Szybko jednak się pozbierał, był ubrany i zawstydzony.

- Przepraszam, ja... chyba zasnąłem - powiedział. Zacinał się, wyraźnie

skrępowany.

Stała i patrzyła na niego, czując, jak narasta w niej złość. Na szczęście

Hugo spał niewzruszony na jej ręku.

- Wielkie nieba, co się stało? Dlaczego tu jesteś? - spytała ostro.
- Ja... Nie wytrzymałem - powiedział, patrząc na nią bezradnie. -

Musiałem odejść. Matka, Signe, sam nie wiem, która z nich gorsza. Nie
wyobrażasz sobie, jakie one są.

- I myślisz, że tak po prostu możesz tu wrócić? Nie masz za grosz

wstydu?

Czuła, że serce jej wali, a policzki pałają. Jak można było być tak

bezczelnym? Najpierw zjawił się, żeby się upewnić, że jest w ciąży - z
jego dzieckiem - żeby zaraz potem wrócić do Signe. A teraz miał czelność
wrócić tu, do jej domu, położyć się w jej łóżku, pod nieobecność jej i
chłopców? Naprawdę nie rozumiał, co jej zrobił? Nie było mu wstyd, że
zdradził ją zaledwie kilka miesięcy po ślubie? Że okłamał ją, zapewniając,
że zdarzyło się to tylko raz, a potem opuścił ją dla Signe? Na dodatek
pozwolił, żeby syn Signe został uznany za prawowitego dziedzica dworu
w Ringstad. Nie miał żadnego zrozumienia dla uczuć innych ludzi?
Otworzyła usta, chcąc wyrzucić z siebie całą swoją złość, ale w tym
właśnie momencie usłyszała, że drzwi do kuchni się otworzyły i do
mieszkania wpadli chłopcy.

- Elise? - dobiegł ją głos Kristiana. - Co to za walizka tu stoi? Walizka?

Dziwne, że nie zauważyła jej, wchodząc. Emanuel

background image

przyjechał tu z walizką?
- Mamy gościa - odpowiedziała, starając się, żeby zabrzmiało to lekko.

Nie chciała psuć im radosnego świątecznego nastroju, ale sama słyszała,
że się jej to nie udało.

Trzy zmarznięte chłopięce twarzyczki jednocześnie ukazały się w

drzwiach.

- Emanuel?! - wykrzyknął Peder, wpadając do pokoju. - Wróciłeś?
Głos Pedera brzmiał radośnie. Najpierw dostał prezent, a teraz taka

niespodzianka. Nie codziennie działo się tyle ciekawych rzeczy, pomyślała
Elise, wiedząc, jak się to wszystko skończy. Peder chwycił Emanuela za
rękę i pociągnął go za sobą do kuchni.

- Byliśmy u Asbjorna i mamy w Kjelsas i dostaliśmy prezenty. Patrz!
Zaciągnął go do stołu kuchennego, pokazując mu dumnie pudełko z

cyną, z której można było robić żołnierzyki.

- Evert też dostał takie pudełko. Prawda, że ładne? - spytał, a jego oczy

błyszczały w świetle świeczki. Policzki miał czerwone po długiej
wędrówce w mroźnym powietrzu. Dwaj pozostali chłopcy rozbierali się w
milczeniu.

Elise stała w drzwiach i wodziła za nimi oczami. Pamiętała, jak Peder

rozpaczał, kiedy Emanuel pojawił się tu na krótko ostatnim razem.
Rozpłakał się i wybiegł z domu. Teraz znów czeka go zawód. I to w
Wigilię.

Odwróciła się i spokojnie wróciła do pokoju położyć Hugo do łóżka.

Spał twardo na jej ręce i nawet nie zauważył, że go położyła. Zwlekała.
Nie miała ochoty wracać do kuchni, do pozostałych, tak długo jak
Emanuel tam był. Ale przecież nie mogła wyrzucić go za drzwi w
wigilijny wieczór, poza tym do najbliższego hotelu było daleko. Nie mogła
też pozwolić, żeby spał w kuchni. Hilda i Reidar jeszcze nie wrócili.
Byliby zaskoczeni, gdyby znaleźli śpiącego mężczyznę na podłodze w
kuchni. Olaf miał nocować u swoich rodziców, najlepiej więc będzie, jeśli
Emanuel przenocuje na stryszku, chociaż nie powinna korzystać z pokoju
wynajętego lokatorowi.

W całej historii było coś dziwnego. „Matka, Signe, nie wiem, która

gorsza". Co mógł mieć na myśli? Nawet jeśli z jakiegoś powodu by się
zdenerwował, nie wypadało zatrzasnąć za sobą drzwi i wyjść, i to jeszcze
w Wigilię. Jak obrażony dzieciak!

I jechać aż do Kristianii? Co on zamierzał tu robić?
Musiała położyć chłopców spać. Padali ze zmęczenia. Wstali rano,

pilnowali Hugo, kiedy ona obsługiwała klientów w sklepie wdowy

background image

Borresen, a potem pomagali jej ciągnąć dziecięcy wózek całą drogę aż do
Kjelsas i z powrotem w błocie i w padającym śniegu.

Pewnym krokiem weszła do kuchni.
- Marsz do łóżek, chłopcy! Jest późno, a za dwa dni musicie znów

wcześnie wstać i iść do pracy.

Nikt jej nie słuchał. Zarówno Emanuel, jak i chłopcy byli zajęci

ustawianiem guzików-żołnierzy w szereg i planowaniem, gdzie staną
cynowe żołnierzyki, kiedy zostaną wytopione. Szwedzi w dalszym ciągu
byli wrogami, rozwiązanie unii nie zmieniło nastawienia do wschodnich
sąsiadów.

- Nie słyszeliście, co powiedziałam? Marsz do łóżek!
- Jeszcze chwilę, Elise! - odezwał się Kristian równie podniecony jak

pozostali.

- Strzelaj! Zastrzel go! Padł, drań! - wołał Evert, tupiąc z podniecenia.
Miała wrażenie, jakby coś wybuchło w jej głowie. Emanuel i chłopcy

bawili się w wojnę w wigilijny wieczór! Czuła, jak wzbiera w niej złość.
Kilka godzin wcześniej byli w kościele, widzieli palące się na choince
świeczki, słuchali opowieści o aniołach i pasterzach. A teraz stali przy
kuchennym stole i uśmiercali szwedzkich żołnierzy!

Podbiegła do nich, chwyciła Pedera, który był najbliżej, i przyciągnęła

go do siebie.

- Macie być posłuszni! - powiedziała, a głos drżał jej ze wściekłości. -

Kiedy mówię, że macie iść spać, to nie żartuję!

Peder poszedł z nią, nie protestując, i zaczął się rozbierać. Słyszała, że

płacze, i nie mogła się uspokoić. Wiedziała, że źle postępuje. Nic by się
nie stało, gdyby raz położyli się trochę później. Zepsuła Pederowi Wigilię,
a przecież nieczęsto miał okazję przeżyć coś miłego. Cały dzień błyszczały
mu oczy. Że też nie potrafiła nad sobą zapanować!

Po chwili przyszli Kristian i Evert. Poruszali się cicho, starając się nie

wchodzić jej w drogę. Wkrótce wszyscy trzej leżeli pod kołdrą, nie miała
jednak siły zmówić z nimi pacierza. Powiedziała tylko szybko „dobranoc"
i wyszła z pokoju, mocno zamykając za sobą drzwi.

Emanuel stał i patrzył na nią z dziwnym wyrazem twarzy. On też nie

miał odwagi się odezwać. Pewnie się nie spodziewał, że mogła się tak
zezłościć z tak błahego powodu.

- Czego chcesz? - spytała, sprzątając ze stołu żołnierzyki i prezenty

szybkimi gniewnymi ruchami, nie patrząc na niego.

- Chciałem spytać, czy mogę tu przenocować? - odezwał się słabym

głosem. - Poza tym miałem nadzieję, że będziemy mogli porozmawiać.

background image

- Możesz spać na stryszku. Nasz nowy lokator nocuje dzisiaj u swoich

rodziców. Hilda i Reidar jeszcze nie wrócili.

Odwróciła się do niego plecami, kierując się w stronę drzwi. Musiała

wyjść na podwórze, zanim się położy.

Uderzył ją chłód. Długotrwałe mrozy skuły lodem duże odcinki rzeki,

tłumiąc szum wody. Niebo było czarne i rozgwieżdżone jak rzadko. Wokół
niej było cicho, w oknach nie było świateł, ani w fabryce, ani w domach
po drugiej stronie rzeki.

Stała tak i czuła, jak narasta w niej poczucie bezsilności. Jak mogła

zepsuć chłopcom ten radosny dzień? Tylko dlatego, że nie posłuchali jej
od razu i bawili się Bogu ducha winnymi żołnierzykami? Było jej tak
przykro, że najchętniej położyłaby się na śniegu i rozpłakała.

Dlaczego? Z powodu Emanuela? To on wzbudzał w niej taką złość? Czy

zareagowałaby tak samo, gdyby nie stał przy kuchennym stole i nie bawił
się z chłopcami?

Odwróciła się szybko i pośpiesznie weszła do domu. Świeczka wciąż się

paliła wątłym płomieniem, ale Emanuela nie było, zapewne poszedł już na
stryszek.

Ostrożnie uchyliła drzwi do pokoju, stała i nasłuchiwała. Z początku nic

nie słyszała, ale po chwili z jednego z łóżek dobiegło ją tłumione łkanie.

- Śpicie? - wyszeptała na wypadek, gdyby któryś z nich zdążył już

zasnąć.

Ujrzała ciemną główkę.
- Jesteś zła, Elise?
Znów usłyszała pociągnięcie nosem. To z pewnością był Peder. Podeszła

do niego cicho, uklękła i objęła go.

- Przepraszam. Nie chciałam. Byłam zmęczona długą drogą do Kjelsas i

z powrotem. Z dziecięcym wózkiem i maleństwem, które w sobie noszę,
na tej śliskiej drodze...

Pocałowała go w policzek.
- Przykro mi, że skrupiło się to na was.
- Nie szkodzi, Elise. Nie myślmy już o tym.
Mogła tylko się uśmiechnąć, tuląc się do jego ciepłej szyi. Zwykle to

ona tak mówiła. Pocałowała go jeszcze raz, zanim oderwała się od niego i
pozwoliła mu się znów położyć.

- Dobranoc, Peder, śpij dobrze.
- Emanuel już poszedł?
- Nie, będzie spał na stryszku. Olaf wraca dopiero jutro.
- Dlaczego tu przyszedł?

background image

- Chciał ze mną porozmawiać. Ale to musi poczekać do jutra. Jest już

późno.

- Może jednak chce być z nami?
- Nie wiem, Peder. Spróbuj usnąć. Na pewno wszystkiego się dowiemy -

powiedziała i podniosła się.

- A ty się nie położysz?
- Muszę jeszcze coś zrobić. Niedługo wrócę.
Kiedy po jakimś czasie ponownie znalazła się w kuchni, była zbyt

rozbudzona i rozdarta, żeby móc spać. Usiadła przy stole i wpatrywała się
w migoczące światło świeczki. Niedługo się wypali, a na zapalenie
kolejnej nie mogła sobie pozwolić.

Czyżby Peder miał rację? Czy Emanuel chciał wrócić?

ROZDZIAŁ DRUGI

Siedziała, rozmyślając, aż usłyszała za drzwiami śmiech Hildy i Reidara.

Szybko wstała, podeszła po cichu do drzwi i wślizgnęła się do pokoju,
zanim zdążyli otworzyć drzwi do przedsionka. Świeczka dawno się
wypaliła.

Kiedy się rozbierała i kładła do łóżka, słyszała, że szepczą i cicho się

śmieją. Przyjęcie u rodziców Reidara było najwyraźniej suto zakrapiane.
Dobrze, że przynajmniej oni mogli iść spać z czystym sumieniem. EHse
na pewno nie będzie w stanie zasnąć.

Peder oddychał spokojnie, najwyraźniej już spał. Myśl, że zepsuła

background image

radosny nastrój jemu, Kristianowi i Evertowi, nie dawała jej spokoju.

Co zrobi, jeśli Emanuel rzeczywiście będzie chciał wrócić? Nadal byli

małżeństwem, oczekiwała jego dziecka, poza tym będzie jej bardzo trudno
ich wszystkich wyżywić. Hilda i Reidar dawali do zrozumienia, że
chcieliby mieć trochę więcej dla siebie, a czynsz, który płacił Olaf, cztery
korony i pięćdziesiąt ore, ich nie uratuje. Po tym, jak zwrócono jej
opowiadanie, które wysłała do „Urd", straciła nieco zapał. Przez pierwsze
tygodnie co prawda nadal pisała, zachęcona propozycją opublikowania po-
wieści, ale ostatnio jakby coś ją powstrzymywało. Miała wrażenie, że
ostatnie jej opowiadanie o matce i ojcu, walczących o dziecko, w którym
ojciec wygrywa, bo stać go na adwokata, wyczerpało zarówno jej siły, jak i
chęć pisania. Mimo że z „Verdens Gang" jak i z „Nylaende" odpisano jej,
że dobrze pisze - podobnego zdania była Anna Boe z „Urd" - jak tylko
siadała z ołówkiem i kartką papieru, czuła pustkę w głowie. Może pisanie
książek nie było

jej przeznaczeniem? „Rób to, co potrafisz robić", mawiano. Matka bała

się, że przyniesie wstyd rodzinie. Kobieta nie powinna mieszać się do
męskich spraw, tak jej powiedziała. Chyba że jest niezamężna. Będą ją
krytykować. Wielu uważało, że pisanie jest równie złe jak występowanie
na scenie. Tylko ludzie rozwiąźli wybierali takie zawody, słyszała. Ludzie,
którym nie chciało się poszukać porządnej pracy. Może matka miała rację?

Powinna raczej zadbać, żeby mieć więcej szycia. Nawet jeśli zabrakło

pani Paulsen, to na pewno były inne panie, którym przydałaby się zręczna
krawcowa. To niezbyt opłacalna praca, ale mogła ją wykonywać w domu,
opiekując się jednocześnie Hugo i maleństwem.

O ile poród pójdzie dobrze... Przeszył ją dreszcz. Hilda straciła maleńką

Jensine. Agnes straciła swoje poprzednie dziecko, pani Paulsen także.
Wcale nie było oczywiste, że wszystko pójdzie dobrze. Ani że dziecku
dane będzie dorosnąć.

Kiedy była w ciąży z Hugo, chciała się go pozbyć, a teraz go kochała,

chociaż wiedziała, że jego ojcem jest Ansgar. Dziecko, które nosiła w
swoim łonie, było dzieckiem z prawego łoża. Kiedy zaszła w ciążę,
Emanuel jeszcze z nimi mieszkał. Pewnie pokocha je równie silnie, jak
kochała Hugo, Pedera, Kristiana i Everta.

Johan był chętny zaopiekować się całą gromadką. Na samą myśl

ścisnęło się jej gardło. Agnes miała oczywiście prawo kazać mu wrócić.
Jak zawsze osiągnęła to, co sobie postanowiła. Nie było wcale pewne, czy
Johan był ojcem dziecka, którego się spodziewała, ale sprawiła, że on w to
uwierzył. Inaczej by odszedł. Magnus Hansen był żonaty, napisał jej

background image

Johan, jakby to było dowodem na to, że Agnes była mu wierna!
Przysięgała przed księdzem, że to prawda, pisał, ale czy i księdzu nie
mogła skłamać? Czy naprawdę mógł wierzyć w to, co pisał mu jego
przyjaciel?

Przewróciła się na drugi bok, zbyt niespokojna, żeby zasnąć. Skoro

Johan wierzył Agnes, to i ona powinna. Agnes miała nie tylko złe strony, w
końcu się przecież przyjaźniły i często świetnie się bawiły, kiedy jeszcze
były dziewczynkami. Nie powinna być taka podejrzliwa. Była po prostu
zazdrosna, bo pragnęła Johana dla siebie, a Johan pragnął jej. Po
przeczytaniu jego ostatniego listu nie miała już wątpliwości. Pojawienie
się Agnes było dla niego wstrząsem. Wściekał się na Boga i los, miał
wrażenie, że ktoś zamknął go w małym, ciemnym pokoju bez wyjścia. Pod
koniec listu prosił ją, żeby nie rozpaczała za bardzo. „Nic nie zmieni
moich uczuć do Ciebie. Moje serce należy do Ciebie na zawsze". Czytała
list tyle razy, że znała go na pamięć. Szczególnie ostatnie zdania: „Bez
Twojej miłości i marzeń o Tobie nie mógłbym tworzyć. Jesteś moim
natchnieniem, bez Ciebie nie byłbym tym, kim jestem".

Przełknęła łzy. No a teraz nagle zjawił się Emanuel. Może tylko na

chwilę, a może będzie prosił ją, żeby pozwoliła mu zostać. Nie chciała,
żeby wracał. To, co się wydarzyło, zabiło jej uczucie do niego, ale przecież
nadal był jej mężem. Peder ucieszył się, kiedy go zobaczył, nie miała
wątpliwości, czego pragnął, mimo że jego prawdziwym bohaterem nadal
był Johan. Brakowało mu ojca; skoro nie mógł nim być Johan, to niech
będzie Emanuel. Kristian zapewne czuł podobnie, mimo że nie okazywał
tego tak wyraźnie.

Odwróciła się na drugi bok. To chyba niemożliwe, żeby Emanuel chciał

wrócić. A co z Signe i ich synem? Co powiedzieliby rodzice? Tak zabiegali
o rozwód, że zaświadczyła, że była niewierna mężowi, mimo że tak nie
było! Jednak nie słyszała, żeby coś zostało już załatwione. Wiedziała, że w
sądzie niewierność jest wystarczającym powodem do rozwodu, ale nie
dostała żadnych dokumentów, które by to potwierdziły. Gdyby orzeczono
rozwód, z pewnością dostałaby jakieś zawiadomienie.

Peder mówił przez sen. Brzmiał pogodnie, chyba śniło mu się coś

przyjemnego. Nie będzie już dłużej myślała o tych trudnych sprawach.
Spędzili miłą Wigilię, najedli się do syta dobrych rzeczy, było przyjemnie.
Poza tym wciąż jeszcze nie wiedziała, dlaczego Emanuel przyjechał.

Obudził ją płacz Hugo. W pokoju było zimno, chłopiec się rozkopał i

był teraz zimny jak lód. Światło dzienne zaczynało już przenikać przez
okna. Musieli długo spać, a mimo to chłopcy spali nadal. Przytuliła Hugo

background image

do siebie i otuliła szczelnie kołdrą. Westchnął, kiedy poczuł ciepło, i po
chwili zobaczyła, że znów zasnął. Ostrożnie wyszła spod kołdry, wstała,
przemknęła do kuchni i rozpaliła w piecu. Wkrótce żółte płomienie
trzaskały radośnie w palenisku.

Woda była porażająco zimna, tylko się trochę ochlapała i ubrała

najszybciej, jak mogła. Potem nakryła stół w kuchni, zapalając oprócz
lampy naftowej także świeczkę, bo przecież był pierwszy dzień świąt.
Zmełła kawę w młynku i nalała wody do dzbanka, zamiast gotować ją w
garnku. Dzisiaj poda też masło, ser i melasę, stół przystroiła świątecznymi
dekoracjami, zrobionymi przez chłopców w szkole. Niech nie myślą, że
tylko u mamy i Asbjorna panuje świąteczny nastrój. Zaczęła gotować
kaszkę dla Hugo, zastanawiając się, czy Emanuel już się obudził i jaki był
prawdziwy powód jego przyjazdu.

Otworzyły się drzwi od izby. Hilda, zaspana, wyszła, ziewając i kuląc

się z zimna. Wciągnęła pożądliwie zapach świeżo zmielonej kawy.

- Jak ładnie wszystko przygotowałaś - powiedziała, skinąwszy głową w

kierunku stołu, i ponownie ziewnęła. W tym momencie zauważyła
walizkę. - Ktoś tu jest? - spytała ze zdziwieniem w głosie.

Elise przytaknęła, nie patrząc na nią. - Emanuel przyjechał wczoraj

wieczorem. Nie miał gdzie przenocować, więc pozwoliłam mu położyć się
na stryszku, skoro Olaf i tak miał dzisiaj spać u swoich rodziców.

- Emanuel? - spytała Hilda z niedowierzaniem w głosie. - Nie powinien

raczej iść do Carlsenów?

Elise wzruszyła ramionami.
- Może nie było ich w domu. Niewiele z nim rozmawiałam. Zrobiło się

późno, a ja byłam zmęczona po powrocie z Kjelsas i pchaniu wózka po
śliskiej drodze.

- Nie rozumiem, jak możesz być taka spokojna. Na twoim miejscu

kopnęłabym go w tyłek i wyrzuciła za drzwi.

Elise nic nie odpowiedziała.
W tej samej chwili usłyszała, jak chłopcy hałasują i się śmieją,

otworzyły się drzwi i cała trójka wpadła do kuchni. Zatrzymali się, widząc
przybrany stół.

- Dzisiaj też jest Wigilia? - spytał Peder, który najwyraźniej zapomniał

już o wczorajszych smutkach, bo jego głos brzmiał raźnie i wesoło. -
Gdzie jest Emanuel?

- Śpi na stryszku. Możesz iść go obudzić. Powiedz, że jest już śniadanie.
- Będzie z nami jadł? - spytała Hilda wyraźnie niezadowolona. Twarz

miała pochmurną.

background image

- Matka nauczyła nas, że nie wolno odesłać nikogo głodnego,

niezależnie od tego, ile się ma samemu - odpowiedziała Elise, starając się
mówić zdecydowanym głosem. Hildzie nic do tego, co było między nią a
Emanuelem.

Peder nie dał się prosić dwa razy. Wybiegł do przedsionka i po stromych

schodkach wspiął się na stryszek. Evert chciał już pójść za nim, ale nagle
się zatrzymał, odwrócił i pokazał na drzwi od pokoju.

- Patrzcie na Hugo! Wyszedł z łóżka i pędzi tutaj! - zawołał.
Elise nie widziała go, stała przy piecu, zasłaniał go garnek, jednak po

chwili też go spostrzegła. Biegł, chwiejąc się i piszcząc z radości. Nagle
stanął, spojrzał na nich, a potem na stół. - Am - powiedział.

- To znaczy jeść - wytłumaczył Evert dorosłym głosem. Podniósł go i

posadził obok siebie na skrzyni z drewnem. - Mogę go nakarmić? - spytał.

Elise przytaknęła i nalała kaszkę do blaszanego talerza.
- Jest gorąca, więc karm go ostrożnie. Prawdę mówiąc, trzeba było

najpierw zmienić mu pieluchę.

- Zaraz to zrobię - powiedział szybko Kristian. Zdjął suchą pieluchę ze

sznura nad piecykiem, wziął mokrą ściereczkę i zaniósł Hugo do pokoju,
żeby położyć go na materacu i zmienić pieluchę.

Reidar wszedł do kuchni na wpół ubrany.
- Co tu się dzieje? - spytał.
- Emanuel śpi na stryszku, Elise zaprosiła go na śniadanie -

odpowiedziała Hilda, odwracając się do niego.

Reidar posłał Elise zdziwione spojrzenie. Nalał zimnej wody do miski i

zabrał ją ze sobą do izby, nic nie mówiąc. Hilda pośpieszyła za nim.

- Powiedziałam, że powinna kopnąć go w tyłek i wyrzucić za drzwi. Nie

rozumiem, dlaczego chce mieć z nim jeszcze do czynienia po tym
wszystkim, co jej zrobił.

Elise nie usłyszała, co Reidar odpowiedział, zamknęli za sobą drzwi.
Evert zszedł ze skrzyni na drewno i stanął obok niej.
- Mogę ci w czymś pomóc? - spytał.
- Dziękuję, ale wszystko jest już gotowe. Możesz nakarmić Hugo.
Wyglądało, jakby chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał. Może

myślał o tym, co się wydarzyło wieczorem?

- Nie powinnam się była wczoraj tak złościć - zaczęła ostrożnie. -

Widziałam, że dobrze się bawiliście z Emanuelem. Byłam bardzo
zmęczona, rozumiesz?

Evert przytaknął z poważną miną. - Byłaś zła, bo Emanuel leżał w

twoim łóżku, prawda? Nie ma tu czego szukać po tym, jak uciekł.

background image

Elise była zdziwiona. Dzieci rozumieją więcej, niż się wydaje dorosłym.
- Możliwe, że dlatego byłam zła, i skrupiło się to na was - powiedziała.
- Nie szkodzi, Elise. I tak uważam, że jesteś miła. Wiesz, co mówi

Pingelen? - spytał, uśmiechając się. - Że Emanuel to dziwkarz. Rogacz -
roześmiał się i dodał: - Nie widziałem, żeby miał rogi.

Elise czuła, że robi się czerwona. - Cicho - powiedziała. - Idą.
- Dzień dobry - odezwał się Emanuel łagodnym głosem. Musiał

zauważyć, jak zachwycony był Peder, kiedy go zobaczył.

- Jesteśmy pierwsi?
Elise czuła, że sztywnieje. Mówił, jakby tu mieszkał.
- Kristian przewija Hugo, a Hilda i Reidar się ubierają.
- Evert i ja możemy siedzieć na skrzyni z drewnem - rzucił Peder

szybko. I dodał: - Nie szkodzi, jeśli nie starczy dla nas miejsca.

Elise nic nie powiedziała. Nie ma mowy o świątecznym nastroju, skoro

Hilda się gniewała, a i ona sama była zdenerwowana. Reidar będzie pewno
milczał niezadowolony, zwykle myślał to, co myślała Hilda. Evert
pośpieszył do małego.

- Mam go nakarmić. Tak powiedziała Elise. Ty nie musisz.
Kristian oddał niechętnie dziecko. Najwyraźniej też czuł, że sytuacja jest

ciężka. Łatwiej było ukryć swoje uczucia, kiedy miało się jakieś zajęcie.
Evert pozwolił Pederowi wziąć Hugo na ręce, podczas gdy on go karmił.
Maluch otwierał usta i zajadał z apetytem. Uśmiechał się zadowolony z
buzią umazaną kaszą. Chłopcy rzadko mieli czas go karmić, zwykle jak
tylko się ubrali, zjadali kawałek chleba i biegli do szkoły albo do pracy.
Hugo był zawsze pogodny, kiedy byli w domu, szczególnie kiedy mieli
trochę czasu, żeby się z nim pobawić. Najbardziej lubił, kiedy gonili go na
czworakach, a on uciekał im, piszcząc z radości.

Przy stole nastrój był zupełnie inny. Hilda demonstracyjnie milczała,

podobnie jak Reidar. Kristian najwyraźniej nie był pewien, jak ma się
zachować, i też raczej się nie odzywał. Tylko Emanuel zachowywał się
mniej więcej normalnie. Opowiadał o ostatnich wydarzeniach w kraju, o
spadku cen na świecie, który na szczęście nie wydawał się wpływać na
norweską gospodarkę, która na przekór wszystkiemu się rozwijała. Elise
słuchała go jednym uchem. Nie interesowało jej to specjalnie. Z
doświadczenia wiedziała, że robotnicy zwykle byli ostatnimi, którzy
korzystali z rozwoju. Reidar sprawiał wrażenie bardziej zainteresowanego,
ale najwyraźniej postanowił się nie odzywać. Może Hilda zabroniła mu
mówić, żeby pokazać, co sądzi o bezczelności Emanuela, który nagle
zjawił się tu jakby nigdy nic.

background image

Emanuel musiał zauważyć nikłe zainteresowanie tematem, wobec czego

zaczął opowiadać o Norwegach, którzy wyemigrowali do Ameryki.

- Wiecie, że w Stanach Zjednoczonych mieszka kilkaset tysięcy

Norwegów? Jeśli policzymy także ich dzieci, wyjdzie znacznie więcej.

Spojrzenie Hildy się ożywiło.
- Aż tyle? - zdziwiła się, zapominając najwyraźniej, że przecież

postanowiła się w ogóle nie odzywać.

Emanuel przytaknął, po czym ciągnął dalej: - Pierwsza fala emigracji

miała miejsce osiemdziesiąt lat temu. Wiecie, dlaczego ludzie wyjeżdżali?

- To się chyba zaczęło od norweskich marynarzy, którzy dostali się do

angielskiej niewoli w czasie wojen napoleońskich i których trzymano
zamkniętych na jakimś statku?

- Nieźle, Kristian - skwitował Emanuel, posyłając mu zdziwione

spojrzenie. - Odrobiłeś lekcję, jak słyszę. Tak, to prawda. Ulegli wpływom
kwakrów, sekty religijnej, która zabrania swoim członkom brania udziału
w wojnie. Wśród norweskich więźniów było trzech mężczyzn ze
Stavanger, którzy po powrocie do Norwegii dali początek miejscowej spo-
łeczności kwakrów. Władzom się to nie podobało, ponieważ kwakrzy nie
chcieli chodzić do kościoła, jeden z nich został nawet ukarany wysoką
grzywną, bo pochował swoje dwie małe córeczki w niepoświęconej ziemi.
To bardzo wzburzyło całą społeczność, a ponieważ słyszeli o Ameryce,
postanowili tam zbudować swój nowy dom. Pomógł im pewien męż-
czyzna, Cleng Peerson, który pojechał tam pierwszy. Kilka lat później
doradził swoim przyjaciołom, żeby kupili mały statek, który potem będą
mogli sprzedać w Ameryce, wzięli ze sobą szwedzkie żelazo i
przyjeżdżali.

Hilda nagle okazała się tak zainteresowana, że Elise zaczęła

podejrzewać, czy też nie zamierza emigrować.

- Co się z nimi stało? Pojechali?
- Znaleźli jakąś starą łajbę, którą wyremontowali i nazwali

„Restaurationen", i wypłynęli z czterdziestoma pięcioma osobami na
pokładzie. Podczas trzymiesięcznej przeprawy urodziło się nawet dziecko.

- Trzy miesiące - powtórzyła Hilda zdziwiona, a jej zapał nieco ostygł.

Elise się uśmiechnęła.

- Płynęli na południe, na Maderę. Tam wyłowili z morza beczkę z

winem, resztę drogi pili, a kiedy dotarli do Nowego Jorku, wpłynęli do
porty, nie wywiesiwszy nawet flagi. Tam czekał na nich Cleng Peerson,
załatwił im pieniądze, żeby mogli ruszyć w głąb kraju.

Peder karmił Hugo, ale najwyraźniej uważnie słuchał.

background image

- To tak jak nasz wujek! Pisał, że ma dom z werandą! Wyobrażacie

sobie: z werandą!

- Naprawdę? Odezwał się do was? - Emanuel posłał Elise pytające

spojrzenie.

Elise przytaknęła, ale nie miała ochoty się w to zagłębiać. Trudno jej

było to wszystko znieść.

- Kiedy Reidar i ja uzbieramy dość pieniędzy, pojedziemy go odwiedzić,

prawda, Reidar? - odezwała się Hilda z dumą w głosie.

- Czytałem o Clengu Peersonie - włączył się Reidar. - Przemierzył na

piechotę Pensylwanię, Ohio, Indianę i Michigan w poszukiwaniu ziemi.
Chicago składało się wtedy z paru biednych drewniany chatek, to była
wieś. Przemierzał ogromne równiny Illinois, na zachód od Chicago, nie
widząc po drodze żadnych domów. Jednak pewnego ranka, kiedy się
obudził po nocy spędzonej pod gołym niebem, zobaczył w oddali zieleń.
Dotarł do żyznej ziemi, gdzie były lasy i potoki, podobne do tych w domu.
Ziemia była na sprzedaż, i to po korzystnej cenie! Dolina nazywała się Fox
River Halley i tam właśnie założył norweską osadę.

- To ja też mógłbym zaoszczędzić i kupić tam ziemię! - powiedział

Kristian podniecony.

Elise patrzyła to na jednego, to na drugiego. - Mam nadzieję, że nie

zamierzacie wszyscy emigrować? - spytała.

Ze skrzyni na drewno doszedł do niej silny głos: - Nie, Elise, ja i Evert

zostaniemy i zaopiekujemy się Hugo. Wiesz, że zawsze możesz na nas
liczyć.

Emanuel uśmiechnął się.
- Masz rację, Peder. Wielu emigrantom było ciężko. Pewien syn pastora

napisał książkę o życiu pionierów w okolicach Beaver Creek. Książka
wyszła parę lat temu, a on sam umarł na malarię, zresztą większość ludzi
w tej okolicy zmarła z chorób i wycieńczenia. Na tyfus, na malarię, na
suchoty i z wycieńczenia, tak słyszałem. Ktoś nawet zachorował na
cholerę. Wiele farm nawiedziła szarańcza, która zniszczyła wszystkie
uprawy.

- Mówisz tak, żeby nas przestraszyć - odezwała się Hilda oburzona. -

Poza tym to są opowieści o pierwszych emigrantach. Teraz na pewno jest
już dużo lepiej.

- Na ogół słyszy się o ciężkiej pracy, o tęsknocie i o bezkresnej prerii.
- To są opowieści o uczciwych ludziach, kobietach i mężczyznach,

którzy legalnie kupują ziemię, karczują ją, orzą i zaczynają uprawiać, żeby
zapewnić swoim dzieciom lepsze życie niż tutaj - podkreślił Reidar. - W

background image

przeciwieństwie do wikingów, którzy zabijali, grabili i plądrowali, czy
kolonizatorów, gnębiących ludzi i zdobywających ziemię w nieuczciwy
sposób. Na tym polega różnica.

Hilda przytaknęła i posłała mu dumne spojrzenie, po czym wstała od

stołu.

- Dziękuję. Reidar i ja idziemy do kościoła.
Kristian skorzystał z okazji i też wstał, szykując się do wyjścia, a Evert i

Peder nareszcie mogli usiąść wygodnie przy stole i zjeść śniadanie.
Posadzili Hugo na podłodze, malec od razu ruszył pędem w kierunku
uchylonych drzwi do pokoju.

Emanuel siedział nadal przy stole.
Elise zastanawiała się, co zrobić, żeby mogli porozmawiać sami, kiedy

chłopcy byli w domu, gdyż nie miała ochoty wciągać ich w rozmowę.
Postanowiła, że będzie spokojna i zdecydowana, nie da się ponieść
emocjom. Nie chciała zepsuć Pederowi i Evertowi kolejnego wolnego
dnia. Wstała i zaczęła zbierać talerze, a kiedy skończyła, nastawiła garnek
z wodą, żeby pozmywać, i dołożyła kilka szczap do pieca. Na zewnątrz
zrobiło się na tyle jasno, że mogła zgasić lampę naftową i zdmuchnąć
świeczkę. Za oknem wirowały w powietrzu lekkie płatki śniegu, na niebie
wisiały ciężkie chmury, w ciągu dnia na pewno spadnie śnieg.

Miała ochotę pójść do kościoła, jak zwykle w pierwszy dzień Bożego

Narodzenia, ale najpierw chciała usłyszeć, jaki był powód przyjazdu
Emanuela.

Peder i Evert nie kwapili się, żeby wstać od stołu. Żartowali, śmiali się,

opowiadali Emanuelowi dowcipy, kazali rozwiązywać zagadki, zadając
mu pytania typu: „Jakie zwierzę w dżungli widzi najlepiej? Kobra-
okularnik".

Elise uśmiechnęła się do siebie i zaczęła zmywać, przysłuchując się

rozmowie przy stole. Dobrze było słyszeć wesołe głosy chłopców. Nawet
Hugo musiał wyczuć pogodny nastrój, bo wrócił, pełzając na czworakach,
z powrotem do kuchni, mimo że zwykle uwielbiał siedzieć na materacu,
owinięty kołdrą, bawiąc się starą szmacianą lalką, zostawioną przez Anne
Sofie. Teraz pędem zbliżał się do stołu, chwycił się jednej nogi, próbując
się podciągnąć, lecz stracił równowagę i klapnął na pupę. Zrobił smutną
minę, gotów zaraz się rozpłakać, ale Peder dał mu sucharka i maluch
ucichł.

Zauważyła, że Emanuel nie okazywał mu żadnego zainteresowania.

Wcześniej też się nim specjalnie nie zajmował, przynajmniej w ostatnim
okresie, kiedy tu z nimi mieszkał. Teraz ma własnego syna. Gdy

background image

wspominała piękne obietnice, które jej składał, kiedy się jej oświadczał,
coś ścisnęło ją za gardło. „Proponuję ci małżeństwo, żeby dziecko, którego
się spodziewasz, miało ojca, ale przede wszystkim dlatego, że cię
kocham". Miłość szybko minęła, a on nigdy się nie stał ojcem dla Hugo.
Gdyby nie pozwolił Signe zamieszkać u Carlsenów, być może prawda o
chłopcu nigdy nie wyszłaby na jaw. Dlaczego tak mu było spieszno, żeby
ochrzcić Hugo, tego nie rozumiała. Może dowiedziawszy się, że Signe jest
w ciąży, chciał w ten sposób zabezpieczyć przyszłość Hugo? Jeśli tak, to
był to jego jedyny szlachetny uczynek po tym, jak poznał Signe.

Spojrzała na Hugo i przypomniała sobie, jak w Ringstad zareagowano

na jego widok. Komentowano dziwny kształt głowy, zastanawiając się, czy
coś z nim jest nie w porządku. Prym wiodła tu pani Ringstad. „Nie można
powiedzieć, żeby był ładny", stwierdziła.

Od tamtej pory bardzo się zmienił. Kształt głowy miał normalny, włoski

mu ściemniały, do twarzy mu było z loczkami, uważała Elise. Prawie
zawsze był pogodny, śmiał się, cały czas był uśmiechnięty. Dziwne, że
Emanuel nie zauważył zmiany.

W końcu chłopcy skończyli jeść.
Peder zeskoczył ze stołka. - Teraz możemy zacząć wytapiać żołnierzyki!

- Twarz mu promieniała. - Masz blaszane pudełko? - spytał.

Elise już miała zaprotestować: był pierwszy dzień świąt, powinni iść do

kościoła, ale nie chciała gasić jego zapału. Znalazła pudełko, do którego
wkładali kawałki cyny. Kristian dorobił nawet uchwyt z kawałka
stalowego drutu, tak żeby mogli je trzymać, lejąc płynną cynę do form.
Przestępując niecierpliwie z nogi na nogę, każdy z chłopców otworzył
swoje pudełko z cyną, po czym wyłożyli kawałki na pokrywkę, trzymając
ją nad ogniem. Niedługo cyna się roztopi i wtedy wleją ją do form.

Emanuel nadal siedział przy stole, śledząc wzrokiem ich poczynania z

dużym zainteresowaniem. Nie próbował nawet wstać, żeby wyjść z nią do
pokoju albo na schodki, żeby porozmawiać. Wydawał się zadowolony z
sytuacji.

Uprzątnęła ze stołu, wstawiła ser i masło do szafki, powąchała mleko,

które zostało w bańce; było kwaśne. Będą musieli takie pić. Żałowała, że
nie wystawiła go do zimnego przedsionka.

Emanuel pomógł chłopcom ostrożnie otworzyć formy, kiedy cyna

stężała. Na jego twarzy malowało się takie samo podniecenie jak na
twarzy Pedera czy Everta. Miał zamiar zostać tu cały dzień?

- Chciałeś ze mną rozmawiać, Emanuelu? - odezwała się. Skinął głową,

ale nie odwrócił się do niej. - Zaraz, tylko to skończymy.

background image

Peder nagle chyba sobie przypomniał, co się wydarzyło poprzedniego

wieczoru, bo posłał jej zaniepokojone spojrzenie. - To nie zajmie nam
dużo czasu. Możemy dokończyć, Elise?

- Dobrze, sprzątnę najpierw pokój. Uważajcie tylko, żeby Hugo nie

dotknął rozgrzanego pudełka z cyną!

Jednak kiedy skończyła sprzątać, oni wciąż jeszcze byli zajęci. Zbliżała

się pora pójścia do kościoła, musiała wkroczyć bardziej stanowczo.

- Jeśli chcesz porozmawiać ze mną przed wyjazdem, musimy zrobić to

teraz, bo zaraz wychodzę do kościoła.

Odłożył to, co trzymał w ręku, podszedł pośpiesznie do wieszaka, zdjął

palto i kapelusz. - Idę z tobą - powiedział.

- Idziesz ze mną? Nie bierzesz walizki?
- Tak. To znaczy... - Sprawiał wrażenie zdziwionego.
- Chciałbyś zostać na jeszcze jedną noc? - Elise czuła, że żołądek

podchodzi jej do gardła. - To niemożliwe. Olaf wraca wieczorem do domu.

Peder i Evert stali cicho, wodząc za nimi wzrokiem. W końcu Peder nie

wytrzymał: - Nie może się przespać w kuchni? Elise pokręciła głową.

- Nie mamy materaca. Poza tym.... - zaczęła i urwała.
- Rozumiem. - Emanuel pokiwał głową. - Mogę zostawić tu walizkę do

powrotu z kościoła? Porozmawiamy w drodze do Sagene.

Nie mogła zabronić mu pójścia do kościoła, ale nie podobało się jej to.
Co powiedzą ludzie, kiedy zobaczą ich razem? Wielu sąsiadów

wiedziało, co się wydarzyło.

Ostrym tonem nakazała chłopcom uważać na Hugo podczas jej

nieobecności, po czym wyszła w śnieżycę z Emanuelem.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Na moście leżał śnieg, droga była jak lustro. Elise pomyślała z

przerażeniem o chmarze dzieci mieszkających po drugiej stronie rzeki,
które zawsze rozpędzone wbiegają na most w drodze do szkoły. Wiedziała,
jak rodzice się tego bali, wielu skarżyło się fabryce, ale nic nie zrobiono.
Nie trzeba było wiele, żeby któreś dziecko się poślizgnęło, przeleciało pod
rachityczną balustradą i albo zostało porwane przez wartki nurt rzeki, albo
uderzyło o ostrą i niebezpieczną krawędź lodu.

Szli, nie odzywając się do siebie. To Emanuel powiedział, że chce z nią

rozmawiać, więc on powinien zacząć. Krępował ją ten wspólny spacer,
walczyły w niej sprzeczne uczucia, wolałaby, żeby się tu nie zjawił. Myśl,
że mieszka w Ringstad z Signe, jakby była jego żoną, pozwalając, żeby
sąsiedzi w to wierzyli, wywoływała w niej bunt. Mieli dziecko.
Jednocześnie jego obecność wydawała się naturalna, jakby miesiące po
jego wyjeździe były jedynie złym snem.

W końcu się odezwał.
- Jak sobie radzisz? - spytał ostrożnie.
- Chodzi ci o pieniądze?
- To też.
- Jakoś wiążę koniec z końcem. Trochę szyję, czasem stoję za ladą w

sklepie pani Borresen.

Postanowiła, że powie mu to teraz, chociaż wiedziała, że może się

spodziewać ostrej reakcji. Ale co miała do stracenia?

- Nie byłam wobec ciebie szczera, ale to dlatego, że obiecałam twojemu

ojcu, że nic ci nie powiem.

Odwrócił się do niej, wyraźnie zdziwiony. - Ojcu? - spytał.
Przytaknęła. - Dał mi trzysta koron, prosząc, żeby zostało to między

nami. Te pieniądze uratowały mnie w najtrudniejszym okresie. To było
wtedy, kiedy jeszcze mieszkałeś w domu.

Nic nie powiedział. Rozumiała, że jest mu wstyd i że jest zdziwiony.
- Ale nie on jeden dał mi pieniądze - ciągnęła. Pomyślała, że równie

dobrze może mieć to już za sobą. Prawda musi wyjść na jaw. - Teraz
pewnie przeżyjesz wstrząs, będziesz zły, ale trudno. Zasłużyłeś sobie na to.

background image

Dostałam też pieniądze od Ansgara Mathiesena.

Emanuel zatrzymał się gwałtownie. Najpierw zrobił się biały, potem

jego twarz zalała purpura. - Od tego gwałciciela? - spytał. Elise szła dalej.

- Tak, gwałciciela. Kiedyś podbiegł do mnie, wetknął mi do ręki jakieś

zawiniątko i uciekł, zanim zdążyłam sprawdzić, co w nim jest. To było
pięćset koron, w podziękowaniu za uratowanie mu życia. Najpierw
chciałam mu je zwrócić, ale pomyślałam, że to matka i Asbjorn pierwsi
zauważyli, że chce się utopić. Dałam więc połowę matce, a połowę
zatrzymałam. Poza tym zarobiłam trochę, pisząc opowiadania i szyjąc dla
pani Paulsen.

Emanuel znów zaczął iść, lecz nie odzywał się. Dopiero kiedy minęli

posterunek na Maridalsveien, powiedział wyraźnie oburzony: - Nie
pojmuję, jak mogłaś przyjąć pieniądze od mężczyzny, który cię zgwałcił.

- Komuś, kto nigdy nie musiał troszczyć się o to, by jego dziecko miało

co jeść, pewnie trudno to zrozumieć. Nie miałam wyboru.

Emanuel znów się zatrzymał. Chwycił ją za rękę, patrząc na nią z

niedowierzaniem. - Wziął cię siłą, Elise! Zniszczył ci życie. Chyba
wolałbym umrzeć z głodu niż przyjąć cokolwiek od takiego bandyty.

Zagryzła mocno wargi. Nie pozwoli, żeby sprawił, że zacznie się

wstydzić albo mieć wyrzuty sumienia. I to on, który zadał jej więcej bólu
niż Ansgar.

- Nie stać mnie na dumę. Myślisz, że to, co ty zrobiłeś, jest lepsze?
Zaczerwienił się i przyśpieszył kroku.
- Nie musisz iść ze mną do kościoła. Sam tego chciałeś. Nie prosiłam cię

o to. Nie chciałam też, żebyś nocował, najchętniej w ogóle bym cię nie
oglądała. Sprawiłeś mi więcej bólu niż ktokolwiek, a mimo to masz
czelność przyjść tu jakby nigdy nic. Bawisz się z chłopcami, pozwalasz
Pederowi łudzić się nadzieją, krytykujesz mnie, bo wzięłam pieniądze od
innych, a sam nie chciałeś łożyć na nasze utrzymanie. To ty chciałeś się ze
mną ożenić i wziąć odpowiedzialność za Hugo. Opierałam się, ale mnie
przekonałeś. Wiedz, że Ansgar też chce być dla niego ojcem. Jego rodzice
wiedzą, że to dziecko Ansgara. Odwiedzili mnie, prosili o wybaczenie w
imieniu syna. Czują się dziadkami małego.

Emanuel znów się gwałtownie zatrzymał. Zrobił się czerwony, a jego

oczy ciskały błyskawice.

- I ty na to pozwalasz? Nie masz w ogóle wstydu? Elise czuła, jak wali

jej serce.

- Ty mówisz o wstydzie? Zresztą nie obchodzi mnie, co o tym sądzisz.

Przyszedłeś, bo chciałeś, żebyśmy porozmawiali. A wciąż nie

background image

powiedziałeś, o co chodzi. Masz jeszcze szansę, zanim dojdziemy do
kościoła.

Spotkała jego wzrok, gardziła nim. Nawet nie spytał, jak się czuje, a

przecież nosi pod sercem dziecko. Jego dziecko.

Boże, chyba nie zaczął płakać? Nie zamierzała się nad nim litować!

Mimo że nic nie zawiniła, czuła wyrzuty sumienia, że tak ostro go
potraktowała.

- Powiedz, o co ci chodzi - odezwała się nieco łagodniej.
- W ten sposób tylko siebie ranimy. Najlepiej będzie, jeśli każde pójdzie

swoją drogą.

Puścił jej dłoń, a kiedy na nią spojrzał, zauważyła, że ma wilgotne

kąciki oczu.

- Przyszedłem spytać, czy zgodziłabyś się, żebym wrócił. Więc Peder

miał rację... Pokręciła głową, zdezorientowana.

- Jak możesz tak mówić, skoro zamieszkałeś z Signe, jakby była twoją

żoną, i masz z nią dziecko? Zamierzasz tak wędrować od jednej kobiety do
drugiej przez całe życie?

- Nie wytrzymuję z nimi, Elise. Odsuwałem to od siebie, ale

postanowiłem odejść od nich wszystkich. Signe jest taka jak matka,
przebiegła i złośliwa, chciwa i wyrachowana. Ojciec jest pod pantoflem
matki, nie odważy się nic zrobić. Dzieciak bez przerwy krzyczy. Już
wcześniej życie tam było okropne, teraz zamieniło się w koszmar.

- Twój ojciec nie jest pantoflarzem.
- Może nie powinienem był tak mówić, ale uważam, że dla świętego

spokoju godzi się na zbyt wiele. Bardzo cię szanuje, ale nie odważy się
tego powiedzieć. Kiedy ma już dosyć matki, idzie do stajni. Widzę, że
coraz bardziej nie lubi Signe, ale zamiast uderzyć pięścią w stół, po prostu
wychodzi z domu. Nie do końca go rozumiem, matka zachowuje się
niczym wiedźma, ale w końcu to on jest panem domu.

- Nie sądziłam, że możesz tak mówić o swojej matce. Wiem, że robiła

wszystko, żeby nie dopuścić do naszego małżeństwa, ale to nie tak trudno
zrozumieć. Jesteś spadkobiercą dużego dworu, a ja tylko biedną robotnicą.
Jeśli zaś chodzi o ciebie, to chyba w końcu masz to, czego chciałeś.

Posłał jej bezsilne spojrzenie i westchnął głęboko.
- Nie masz pojęcia, jak tam jest, Elise. Nie lubię o tym mówić, nigdy

nikomu o tym nie wspomniałem, ale chyba pora, żebyś dowiedziała się
czegoś więcej o moim dzieciństwie. Może wtedy lepiej zrozumiesz,
dlaczego wyjechałem do Kristianii i wstąpiłem do Armii Zbawienia,
zamiast zostać i pomagać we dworze. Nie wiem, co jest z matką. Czasem

background image

myślę, że jest po prostu złym człowiekiem, a czasem, że to choroba. Przy
obcych jest miła i troskliwa, taką ją poznałaś, kiedy odwiedziłaś ją
pierwszy raz z chłopcami. Nikt z jej przyjaciół nie zdaje sobie sprawy z
tego, jak się zmienia, kiedy zostajemy sami. Z wyjątkiem służby, ale ludzie
boją się cokolwiek powiedzieć, żeby nie trafić na bruk.

Elise stała cicho i słuchała. Słyszała bicie dzwonów, uznała jednak, że

rozmowa jest ważniejsza.

- Kiedy z jakiegoś powodu wpada w złość, nie jest w stanie się

pohamować. Wtedy bije na oślep, zdarzało się, że rzucała ciężkimi
przedmiotami we mnie i w ojca, wykręcała mi ręce, szczypała, gryzła.
Widzę, że mi nie wierzysz, ale to wszystko prawda. Gdy przyjechałem do
Kristianii, opowiedziałem kiedyś o tym pewnemu lekarzowi. Twierdził, że
powinna pójść do szpitala na obserwację. Ponieważ kiedy jej na tym
zależy, zachowuje się normalnie, trudno byłoby dowieść, że coś jest nie w
porządku. Kiedy porównywałem ją z matkami moich kolegów ze szkoły,
widziałem, jak bardzo się od nich różniła. Nie sądzę, żeby była w stanie
kochać kogoś innego niż samą siebie. Nie ma wyrzutów sumienia, nawet
kiedy zrobi coś złego, nie czuje się winna. Kiedyś, kiedy ojciec trochę
wypił, zwierzył mi się, że żałuje, że się z nią ożenił. Taka jest zła.

Elise była wstrząśnięta. Nie miała pojęcia, że jest aż tak źle.
- Jak to możliwe, że między nią a Signe tak się dobrze układa? Bo

rozumiem, że między nimi wszystko jest w porządku. Wczoraj wieczorem
coś mówiłeś, ale tego nie zrozumiałam - powiedziała Elise.

- Do tej pory stosunki układały się zadziwiająco dobrze. Matka chciała,

żeby Signe została jej synową, bo przecież była córką bogatego
gospodarza, poza tym Signe robiła wszystko, żeby jej się przypodobać.
Nadejdzie jednak dzień, kiedy się jej przeciwstawi, i wtedy... - urwał
gwałtownie.

- Co jest z Signe? - spytała Elise.
- Pewno uznasz, że przesadzam, ale one są do siebie bardzo podobne.

Początkowo Signe też była miła, kochająca. Starała się wszystkim
przypodobać, była łagodna, przyjazna, ciepła... - zamilkł i zaczął kręcić
głową. - Ale to tylko gra. W rzeczywistości nie potrafi być dobra dla
kogokolwiek, nawet dla własnego dziecka. Nic dziwnego, że mały ciągle
płacze.

- Więc ty powinieneś dać mu to, czego ona nie potrafi.
- Nie pozwala mi - powiedział Emanuel, kręcąc głową. - Twierdzi, że

dziecko jest jej i ona będzie o nim decydować. Nie chce, żeby się do mnie
przywiązał.

background image

- I co zamierzasz z tym zrobić? Nie możesz pozwolić, żeby cię tak

traktowała.

- Tęsknię za domkiem majstra. - Patrzył na nią z błaganiem z oczach. -

Brakuje mi towarzystwa miłych ludzi, brakuje mi ciepła, które jest między
tobą a twoimi braćmi, brakuje mi ludzi, którzy są dla siebie dobrzy, którzy
potrafią się śmiać i żartować z siebie, dzielić się tym, co mają, i cieszyć się
także z drobiazgów. Brakuje mi tej wspólnoty, którą obserwowałem wśród
ludzi mieszkających wzdłuż rzeki. Gdybyś wiedziała, jak często o was
wszystkich myślałem, o dobrym sercu Anny, o sympatycznym Torkildzie,
o pani Thoresen i jej ciężkim losie. O pani Evertsen i sklepiku Magdy na
rogu. Nawet jeśli ktoś o kimś coś powiedział, to nie było to złośliwe, to
raczej rodzaj spędzania wolnego czasu, rozrywka. Kiedy córka Oline
wparowała tu z dziećmi Mathilde po tym, jak ta rzuciła się do rzeki, nie
odesłałaś ich, mimo że sama ledwo wiązałaś koniec z końcem. Wyjęłaś to,
co miałaś, i nakarmiłaś ich. Sam zachowałem się jak egoista, zezłościłem
się, wziąłem kapelusz i wyszedłem. Potem było mi wstyd. I jest mi nadal.
Pragnę, abyś o tym wiedziała.

- Chcesz, żebyśmy znów byli małżeństwem? - spytała Elise. Przytaknął,

sprawiał wrażenie poruszonego, ale nie śmiał spojrzeć jej w oczy.

- Nie czuję do ciebie tego, co kiedyś czułam. Zabiłeś wszystkie moje

uczucia, kiedy mnie opuściłeś.

- Wiem. Pamiętasz, co ci powiedziałem, kiedy ci się oświadczałem? Nie

ukrywałaś, że nie jesteś we mnie zakochana, ale uznałem, że jeśli mnie
lubisz, to z czasem może się to zamienić w miłość. Trzeba jednak się
szanować... - nagle umilkł. Patrzył na nią bezradnie.

Elise kiwała głową.
- O to właśnie chodzi. Straciłam dla ciebie szacunek.
- Myślisz, że nie mogę go odzyskać? - Patrzył na nią nieszczęśliwy. -

Wszystko było takie dziwne. Była wojna. Na granicy cały czas się
baliśmy, że zaraz napadną na nas Szwedzi, wiedzieliśmy, że możemy nie
dożyć następnego dnia. To zmienia człowieka. Nie tylko ja tego
doświadczałem. Chcieliśmy czuć, że żyjemy, chociaż przez chwilę. Nie
sądzę, żeby to się tak potoczyło, gdybym nie trafił do straży granicznej.

- Też tak próbowałam na to patrzeć, tym cię usprawiedliwiałam. Zanim

się dowiedziałam, że spotykasz się z Signe.

Zaczerwienił się i spuścił wzrok.
- To było jak gorączka. Nie mogłem się opanować i nienawidziłem

siebie za to, co robiłem. Ale kiedy gorączka minęła, robiłem to dalej, bo
byłem pod silną presją.

background image

- Więc rozumiesz, że trudno jest mi ciebie szanować?
- Wiem. Nie oczekuję, że wszystko będzie jak dawniej. Chodzi mi o to,

że... nie oczekuję, że... - urwał i rozłożył bezradnie ręce.

- Że będziemy żyć jak mąż i żona, o to ci chodzi?
- To chyba chciałem powiedzieć. - Wzruszył ramionami. - Jeśli

pozwolisz mi zostać, postaram się być dobrym ojcem dla dziecka, którego
się spodziewasz, będę też próbował być lepszym ojcem dla Hugo i zajmę
się chłopcami.

- Dlaczego miałabym ci wierzyć? Podczas śniadania nawet nie

spojrzałeś na małego.

- Byłem zajęty, poza tym nie jestem przyzwyczajony do małych dzieci.

Nie wiem, co z nimi robić.

- Czym zamierzasz się zająć? Poza tym widziałeś, jak jest nas dużo. Nie

wyrzucę przecież Hildy i Reidara. A Olaf ma umowę do lata.

- Moglibyśmy spróbować znaleźć coś innego. Jeśli nie masz ochoty

wrócić do mieszkania, możemy poszukać jakiegoś małego domku nad
rzeką, nieco z dala od fabryk, tam gdzie woda jest czystsza. Spróbuję
poszukać jakiejś pracy w biurze, z opinią, jaką dostałem z tkalni płótna
żaglowego, nie powinienem mieć z tym trudności.

Elise zastanawiała się. Emanuel nie byłby pierwszym mężem, który

uciekł, a potem wrócił. Tutaj nad rzeką takie rzeczy ciągle się zdarzały.
Mężczyźni nie wytrzymywali życia w ciasnych mieszkaniach, wrzasku
dzieci, pieluch i znikali na jakiś czas, zwykle też wracali.

- A co z separacją i rozwodem? - spytała.
Emanuel odwrócił się. - Nigdy do niczego nie doszło. To znaczy w

pewnym momencie mieliśmy adwokata, pamiętasz, ale się rozchorował, a
potem już do tego nie wracaliśmy. Ojciec zaczął mieć zastrzeżenia, mama
dostała ataku wściekłości, Signe burczała, wszystko zamieniło się w jeden
wielki chaos. Wciąż jesteś moją żoną - powiedział, patrząc jej w oczy.

Elise odwróciła się i zaczęła iść.
- Muszę się zastanowić. Najpierw musisz się poważnie rozmówić z

Signe i z rodzicami, potem musisz znaleźć sobie pracę i miejsce, gdzie
moglibyśmy mieszkać.

- Więc nie mówisz „nie"?
- Nie mogę sobie na to pozwolić ze względu na dzieci, ale nie robię tego

z radością. Najchętniej bym się nie zgodziła. To jest to, czego chcę.
Zresztą jeszcze się nie zgodziłam, powiedziałam tylko, że się zastanowię.
Pamiętaj o tym!

Szli dalej w kierunku kościoła, mimo że wiedzieli, że są spóźnieni.

background image

- Musimy jeszcze do tego wrócić, jeśli rzeczywiście się na to

zdecydujemy - powiedziała poważnym tonem. - Mówiłam ci, że napisałam
kilka opowiadań.

- Tak, zaimponowałaś mi.
- Nie zamierzam przestać pisać. Zaczęłam pisać powieść i zbiór

opowiadań. Kiedy skończę, będę starała się je wydać.

- O czym są te opowiadania? - spytał, zerkając na nią z ukosa.
- O różnych losach kobiet. Między innymi o kobiecie, którą opuścił mąż

i która musi walczyć, żeby móc zatrzymać dziecko.

- Możesz pisać pod pseudonimem.
- Nie chcę. Nie mam nic na sumieniu i jestem gotowa ręczyć za to, co

piszę.

- Możesz upokorzyć własne dzieci.
- Jestem gotowa zaryzykować. Nie sądzę jednak, żeby któreś z nich

musiało się wstydzić tego, co piszę. Szereg tych losów mogli śledzić z
bliska. Wiedzą, że napisałam prawdę. Prawda nikomu nie zaszkodziła.

Emanuel nic nie odpowiedział. Miała wrażenie, że skłonny jest przystać

na wszystko, byle tylko pozwoliła mu wrócić.

Dłuższy czas szli w milczeniu. Po chwili spytał ostrożnie: - Co z tym

rudym... Zamierzasz utrzymywać z nim jakieś kontakty?

Pokręciła głową.
- Jego narzeczona próbowała się ze mną zaprzyjaźnić, mając nadzieję,

że pozwolę Ansgarowi spotykać się z Hugo, ale w tej sprawie jestem
niewzruszona.

Na jego twarzy pojawił się wyraz ulgi.
- Jest zaręczony? - spytał.
- Tak, z pielęgniarką ze szpitala w Ulleval. Jedną z tych, co to chcą

zbawiać świat. A przynajmniej swojego narzeczonego.

- Rozumiem, co masz na myśli - powiedział Emanuel, uśmiechając się.

Zatrzymał się i spytał: - Chcesz iść dalej? Nabożeństwo już dawno się
rozpoczęło, nie możemy teraz wejść, będziemy przeszkadzać innym.

Elise zawahała się.
- Tak, wróćmy do domu. Muszę przygotować świąteczny obiad, a mięso

będzie się długo dusić. Pojedziesz popołudniowym pociągiem? - spytała.

- Muszę?
- Tak, musisz.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Zbliżał się do alei prowadzącej do domu. Walizka była ciężka. Nie

przywykł iść ze stacji na piechotę, ale nikt nie wiedział, że przyjeżdża,
więc nie wysłano po niego Andreasa. Zresztą i tak by tego nie zrobiono,
skoro wyjechał w gniewie, i to w samą Wigilię. Miał przed sobą ich twarze
w chwili, kiedy stracił nad sobą panowanie. Starał się wyprzeć to
wspomnienie. Nie miał siły o tym myśleć.

Śnieg trzeszczał mu pod nogami, mróz szczypał w uszy. W nocy na

pewno będzie zimno.

Poczuł, jak ściska mu się żołądek na samą myśl o tym, co go czeka. Że

też Elise potrafiła być taka nieugięta, to nie było do niej podobne. Skoro
już prawie zgodziła się na to, żeby wrócił - liczył zresztą, że tak będzie - to

background image

nie musiała wysyłać go z powrotem do domu. Zostawił im list, w którym
tłumaczył, że nie jest w stanie tu dłużej wytrzymać, że woli mieszkać
razem z Elsie i dziećmi w biednym domku nad rzeką niż wysłuchiwać
kłótni w pokojach we dworze. Mógł znaleźć sobie jakiś materac i spać w
kuchni w domku majstra, co na pewno nie przeszkadzałoby Elise,
przywykłej do jeszcze większej ciasnoty.

Nabrał powietrza i głęboko westchnął. Jak mógł być tak głupi, żeby

zadać się z dziewczyną taką jak Signe? Przecież pilnował się przez cały
czas służby w wojsku. Był tak zakochany w Elise, że nie wiedział, co robić
ze szczęścia. Kiedy w końcu ją dostał, czuł się najszczęśliwszym
człowiekiem na świecie. Gdyby ktoś wtedy powiedział mu, że minie kilka
miesięcy, a on ją zdradzi, nie uwierzyłby.

Nawet teraz trudno mu było to zrozumieć. Signe była nikim, była głupia

i miała pstro w głowie. Zajmowało ją jedynie zagarnianie dla siebie, brała,
nie dając nic w zamian. Dlaczego od razu jej nie przejrzał? Co sprawiło, że
uległ nagłemu i nieoczekiwanemu pożądaniu, skoro tęsknił za Elise i tylko
marzył o tym, żeby do niej wrócić? I jak to się stało, że ciągnął dalej tę
znajomość, mając cały czas wyrzuty sumienia i czując się winny?

Pokręcił głową. Jakby nagle przestał być sobą i stał się kimś innym. To

było możliwe? Czy inni też tego doświadczali?

Wtedy myślał, że Signe jest inna. Pamiętał, jaka była ciepła i serdeczna,

pełna temperamentu i zmysłowa. Czuł się, jakby był pijany, a im więcej
dostawał, tym więcej pragnął. Kiedy teraz o tym myślał, czuł w ustach
przykry smak, tym bardziej że wiedział, że z jej strony była to gra. Jakby
podsycała albo wygaszała płomień w zależności od tego, co chciała
osiągnąć.

Nawet kiedy w zeszłym roku w Wigilię, gdy on już o wszystkim

zapomniał, zjawiła się cała zapłakana, jeszcze jej nie przejrzał, tylko jej
współczuł.

A to Elise powinien był współczuć. To ona przeżywała jego zdradę,

czuła zawód i wstyd. To ona została sama z wszystkimi kłopotami, z biedą,
odpowiedzialnością za braci i za Hugo. I poczuciem goryczy, zła na niego,
który ją zawiódł.

Wciąż była tak samo piękna, ciąża jej służyła. Była tak samo miła i

dobra dla chłopców, ale zauważył też coś nowego, jakąś większą
stanowczość i wolę działania. Imponowało mu, że przyjęto jej
opowiadania, ale nie podobało mu się, że postanowiła iść właśnie taką
drogą. Od samego początku wiedział, że jest mądra, miał przeczucie, że
może zostać kimś. Ale pisarką...? Pokręcił głową. Niewiele kobiet się na to

background image

ważyło, a te, które zdobyły się, by rzucić wyzwanie krytykom i pokonać
opór, zwykle pochodziły z innej warstwy społecznej i miały wsparcie
swoich potężnych mężów. Elise nie mogła sobie pozwolić, by szydzono z
niej i ją poniżano, by ją potępiano. Nie miała sił, by znosić upokorzenia.
Jeśli zamierza nadal pisać, musi przekonać ją, żeby robiła to pod
pseudonimem. Poza tym niech znajdzie sobie inne tematy.

Kto zechce czytać o robotnicy, która rzuciła się do rzeki, bo nie chciała

skończyć na ulicy? Czy o dziewczynach, które sprzedawały swoje ciała
pierwszemu lepszemu w Vaterlandzie? O tym na pewno też pisała.
Wzdrygnął się.

W oknach dostrzegł blask światła, jeszcze się nie położyli. Poza tym

mieli gości, na pewno będą starali się powstrzymać emocje przynajmniej
do końca wieczoru. Poczuł, że ma ściśnięty żołądek. Niewątpliwie dojdzie
do awantury, gorszej niż wszystkie poprzednie, ale nie miał wyboru. Elise
postawiła mu warunek: jeśli chce do niej wrócić, musi się rozmówić z
Signe i ze swoimi rodzicami. Jakby tego nie było dość, kazała mu też
znaleźć pracę i większe mieszkanie. Stała się dziwnie stanowcza. A na
dodatek wcale nie obiecała mu, że na pewno zechce przyjąć go z
powrotem.

Na pewno nie będzie łatwo znaleźć jakiś mały domek do wynajęcia czy

pracę. Co zrobi ze sobą do tego czasu? Signe i matka z pewnością zrobią
taką awanturę, że będzie chciał uciec od nich jak najszybciej.

Nie rozumiał, dlaczego nie mogli mieszkać w domku majstra do czasu,

aż znajdą coś lepszego. Chłopcy mieli blisko do szkoły, poza tym lubili
domek, w pobliżu mieszkali ich koledzy. Czyżby Elise obawiała się
plotek? To nie było do niej podobne.

Ależ dom pięknie wyglądał, aż zachęcał do wejścia, w oknach paliły się

świeczki, śnieg leżał na dachu, biały i ciężki skrzył się w świetle księżyca,
który wisiał blady nad wierzchołkami drzew. Był to najpiękniejszy dwór w
promieniu kilku mil, i należał do niego. Przynajmniej kiedyś w przyszłości
miał być jego.

Drzwi wejściowe nie były zamknięte, nigdy zresztą nie były. Tutaj nie

trzeba było się obawiać złodziei tak jak w Kristianii. Zanim wszedł,
otrzepał ubranie ze śniegu, odstawił walizkę i zmienił buty.

Z pokoju doszedł go dźwięk szybkich kroków, drzwi się otworzyły, w

progu stanęła matka.

- Tak myślałam, że to ty - w jej głosie nie było cienia ulgi, mogącej

świadczyć o tym, że się niepokoiła. Po prostu z zadowoleniem stwierdziła,
że miała rację.

background image

Odwiesił palto i kapelusz i ruszył w jej stronę, nic nie mówiąc.

Najwyraźniej spodziewała się skruszonego grzesznika i postanowiła na
razie go nie gnębić. Poza tym nie mogła nic zrobić, zanim goście się nie
położą.

Świeczki na choince były zapalone. Drzewko sięgało do sufitu, stało

pośrodku pokoju. Uderzył go miły zapach kawy, cygar i ciepło bijące z
pieca. Jak zwykle w pierwszy dzień świąt przyjechała ciotka Ulrikke, byli
też Oscar i Betzy Carlsenowie i Karolinę. Oczy wszystkich skierowały się
ku niemu, ktoś się uśmiechnął, inni patrzyli prosto przed siebie. Signe
siedziała na krześle przy kominku, ubrana w ładną niebieską jedwabną
suknię, włosy zebrała w luźny węzeł na karku, na piersi przypięła biały
jedwabny kwiat. Miała ściągniętą twarz.

- Nareszcie jesteś! - odezwała się ciotka Ulrikke, najwyraźniej

zadowolona, że go widzi. Zastanawiał się, jak matka wytłumaczyła jego
nieobecność.

Podszedł do ciotki, objął ją „ciocinym uściskiem", jak mówił, kiedy był

mały. Potem przywitał się uprzejmie z Carlsenami i skinął głową Signe,
posyłając jej wymuszony uśmiech. Nie odwzajemniła go.

- Że też musiałeś wyjechać akurat w pierwszy dzień świat. To już chyba

przesada - odezwał się Oscar Carlsen, lustrując go podejrzliwie przez swój
lornion i zaciągając się cygarem. Na pewno nie on jeden domyślał się, że
coś jest nie w porządku.

Emanuel pokiwał głową, zastanawiając się, co powie, jeśli Carlsen

zacznie zadawać mu pytania. Betzy Carlsen przerwała milczenie: - Zjadłeś
przynajmniej coś? My jedliśmy pyszną pieczeń z jelenia z borówkami, do
tego ziemniaki i warzywa. Twój ojciec podał wyśmienite wina, a na deser
był mus owocowy na kruchym spodzie według przepisu z książki
kucharskiej Maren Schonberg Erken.

- Nie napisała jej sama, tylko razem z Caroline Steen - zaprotestowała

matka. - Znam Caroline i jestem oburzona, kiedy ludzie sądzą, że Książka
kucharska dla szkoły i domu została napisana przez pannę Erken.

- Wszystko jedno, tak czy inaczej deser był wyśmienity - roześmiała się

Betzy Carlsen. - Usiądź z nami i napij się kawy, Emanuelu. Jak zwykle jest
dwanaście rodzajów ciast - powiedziała i odwracając się do Karolinę,
dodała: - A może to byłoby coś dla ciebie? Może poszłabyś do szkoły
gospodarstwa domowego panny Erken w Dystingbo koło Hamar?

- Jaki byłby z tego pożytek? Nie zamierzam sama gotować - prychnęła

Karolinę.

Betzy Carlsen znów się roześmiała, najwyraźniej wypiła o jeden

background image

kieliszek likieru za dużo. Zwykle nie była taka wesoła.

- Jeśli nie zamierzasz gotować, to potem mogłabyś napisać książkę

kucharską - powiedziała ciotka Ulrikke, posyłając jej niby niewinne
spojrzenie. Emanuel znał ją na tyle dobrze, że wiedział, że za tą
propozycją kryje się coś więcej. Pewnie uznała, że Karolinę to
niecierpliwa, rozpieszczona dziewczyna.

Ojciec milczał od chwili, kiedy Emanuel wszedł do pokoju, raz tylko

spojrzał na niego, próbując wybadać, w jakim jest nastroju. Teraz włączył
się do rozmowy.

- Po co pisać książkę kucharską? Dlaczego nie od razu powieść? - rzucił.
Wszyscy się roześmiali. Nikt nie potraktował tego inaczej jak tylko żart.
Emanuel zerknął na niego. Co na Boga skłoniło ojca, żeby coś takiego

powiedzieć? Karolinę nigdy nie wykazywała takich skłonności. Czyżby
ojciec domyślał się, gdzie spędził noc? To przecież ojciec zaproponował,
żeby Elise zaczęła pisać. Była to dziwna uwaga.

Usiadł na wolnym krześle, wypił łyk kawy i wziął kawałek ciasta.

Potem odwrócił się do Signe, aby nie sprawić wrażenia ostentacji.

- Myślałem, że będą dzisiaj twoi rodzice, Signe - powiedział.
- Przyjeżdżają jutro - odpowiedziała naburmuszona.
- Zaprosiłam i ich, i Carlsenów do nas na Wigilię, ale nikt nie mógł

przyjechać - dodała szybko matka, chcąc rozładować napiętą sytuację. - W
zamian spędzimy razem resztę świąt. Na jutro zaprosiłam też państwa
Steen.

Zauważył, że Betzy Carlsen popatrzyła najpierw na Signe, potem na

niego, po czym spytała: - Jak się czujesz, Emanuelu? Jesteś nieco blady.
Dziecko nie daje ci spać po nocach?

- Jemu nie daje spać? - prychnęła głośno Signe. - On nawet nie wie, co

to znaczy mieć dziecko w domu.

- Nie macie niańki? - zdziwiła się Karolinę.
- Oczywiście, że mamy niańkę, ale Emanuel mógłby okazać nieco

więcej zainteresowania. Jedyne, co robi, to czyta gazety, chodzi z ojcem do
stajni, jeździ konno albo wyprawia się na polowanie.

Matka roześmiała się dziwnym, nienaturalnym śmiechem.
- Ależ Signe, moja droga, mężczyźni już tacy są. Latem będzie miał

więcej zajęć.

- Nie chcę, żeby miał więcej zajęć, tylko żeby spędzał więcej czasu ze

mną.

Signe była nadąsana i zła, wszyscy musieli to zauważyć. Widział, że

Karolinę i Betzy wymieniły spojrzenia, myśląc sobie pewnie, że będą

background image

miały o czym rozmawiać, kiedy wrócą do domu.

- Sądzicie, że to zabawne siedzieć tu tak samej cały dzień? Można się

zanudzić na śmierć - ciągnęła dalej Signe.

- Nie mogłabyś trochę zająć się domem? - spytała ciotka Ulrikke

niewinnym głosem. - Mogłabyś zetrzeć kurze, podlać kwiatki albo zacząć
haftować. Kobieta znajdzie w domu wiele zajęć, jeśli tylko chce.

Signe posłała jej drwiące spojrzenie i zacisnęła wargi tak, że wyglądały

jak kreska.

Ojciec zaczął rozmawiać z Oscarem Carlsenem o sprawach związanych

z rolnictwem.

- Ceny na nasze towary rosną, ale powoli w porównaniu z innymi

dziedzinami gospodarki. To samo dotyczy obszarów nieuprawnych. Ceny
rosną, ale powoli. Podobnie jak liczba hodowanych krów.

- Rosną też ceny nieruchomości, dla was to chyba korzystne - wtrącił

Oscar Carlsen. - Poza tym zreorganizowano szkołę rolniczą w As i powstał
Norweski Związek Rolników. Nie bez znaczenia jest też utworzenie przez
Axela Heiberga Norweskiego Towarzystwa Leśnego, będzie teraz można
przeciwdziałać wyrębowi lasów i zająć się zaniedbanymi terenami
leśnymi.

Mimo że poruszane tematy go interesowały, nie był w stanie się skupić.

Czuł na plecach wzrok Signe, zauważył ciekawskie spojrzenia Karolinę,
wyczuwał napiętą atmosferę w pokoju. To było jak cisza przed burzą.
Wiedział, że kiedy goście wyjdą, będzie musiał spowiadać się ze swoich
czynów. Będzie musiał powiedzieć, gdzie spędził noc, i zarówno matka,
jak i Signe zgotują mu awanturę, jakiej świat nie widział. Nawet nie chciał
myśleć, co się stanie, kiedy w końcu powie im, że zamierza wyprowadzić
się z domu.

Matka poprosiła, żeby Karolinę coś zagrała. Dziewczyna niechętnie

usiadła do pianina. Z pewnością wolałaby siedzieć i obserwować jego i
Signe. Zaczęła grać Preludium Chopina, potem - jeśli się domyśli, co tu się
zapowiada - powinna zagrać W grocie króla gór Griega.

Myśli kołatały mu w głowie, ale wkrótce ciepło bijące od pieca i

muzyka sprawiły, że ogarnęła go senność. Niewiele spał na lodowato
zimnym stryszku, a miał za sobą wyczerpujący dzień. Żeby ten wieczór
jak najszybciej się skończył, żeby mógł mieć już to wszystko za sobą!

Nareszcie Karolinę skończyła grać. Ciotka Ulrikke podniosła się z

mozołem z głębokiego fotela.

- Ponieważ jestem najstarsza, jest moi obowiązkiem się pożegnać.

Dziękuję i życzę wszystkim dobrej nocy. Trochę za mało tańczyliśmy

background image

wokół drzewka, ale nadrobimy to jutro.

- Zgadzam się całkowicie, ciociu - powiedziała matka zadowolona, że

przyjęcie się kończy. - Zaśpiewaliśmy tylko te bardziej poważne kolędy,
opuszczając te radosne, wiecie więc, co macie przećwiczyć na jutro.

- To nie są pieśni na pierwszy dzień świąt - powiedziała surowo ciotka

Ulrikke. - Pamiętajcie, że Pan dopiero się narodził. Najpierw musimy to
uczcić, okazując naszą radość, dopiero potem możemy zacząć się bawić -
dodała.

Goście zniknęli, udając się na drugie piętro, a służące zaczęły

pośpiesznie roznosić do pokoi butelki z ciepłą wodą.

Kiedy Emanuel usłyszał kroki w sypialni nad salonem, matka odwróciła

się do niego.

- Teraz proszę o wytłumaczenie - powiedziała ostrym tonem. Patrzyła na

niego ponuro.

Signe nadal siedziała przy kominku, ojciec stał na środku pokoju.
Emanuel przypomniał sobie te wszystkie razy, kiedy musiał się jej

tłumaczyć. Zrobiło mu się niedobrze, czuł, że pokój zaczyna wirować, pot
pokazał mu się na czole.

Ojciec podszedł szybko do drzwi, zamknął je, żeby goście nie słyszeli

rozmowy.

Emanuel już w pociągu przygotował sobie swoje „wystąpienie". Chciał

zacząć łagodnie, spróbować im wszystko wytłumaczyć, ale nagle
zapomniał słów. Z przerażeniem usłyszał, że mówi: „Wracam do Elise".

Zrobiło się cicho. Usłyszał trzask drewna w kominku, ostatnie

westchnienie płomieni, zanim opadną i zgasną. Twarz ojca zrobiła się
szara jak popiół, matka wyglądała, jakby za chwilę miała eksplodować.
Nie widział Signe, siedziała za nim, usłyszał jednak, że wstała i powoli
zaczęła iść w ich kierunku.

- Odważysz się powtórzyć to, co powiedziałeś? Odwrócił się do niej,

zobaczył, że na szczęście jest spokojna.

Być może wszystko skończy się tylko niewielką burzą.
- Powiedziałem, że wracam do Elise.
Zobaczył, jak jej ręka się zbliża, usłyszał uderzenie, zapiekł go policzek.
Wezbrała w nim złość.
- Zapominasz, że ona wciąż jest moją żoną. To ona powinna teraz

siedzieć tutaj z nami, nie ty. To był błąd, Signe, na pewno też to już dawno
zrozumiałaś. Żyjemy jak pies z kotem, warczymy na siebie, nie ma chwili
spokoju. Dłużej tego nie wytrzymam. Wczorajsza scena była kroplą, która
przepełniła czarę. Pojechałem do Kristianii i przenocowałem w domku

background image

majstra. Przed południem rozmawiałem z Elise, zgadza się dać mi jeszcze
jedną szansę. Najchętniej bym tam został, ale Elise przekonała mnie, że
wysłanie jedynie listu byłoby tchórzostwem.

Wiedział, że nie mówi całej prawdy, że Elise powiedziała, że się

zastanowi, tego jednak nie mógł powiedzieć. Niezależnie od tego, czy
Elise się zgodzi, czy nie, nie chciał być z Signe. Teraz już to wiedział.

- Niechbyś tylko spróbował - odezwała się matka. Zrobiła kilka kroków

w jego kierunku, była przerażająco spokojna, zimna jak lód, opanowana. -
Nie wyobrażasz sobie chyba, że pozwolę, żebyś przyniósł nam taki wstyd?
Wystarczy to, co już zrobiłeś.

Ojciec zrozumiał, że zanosi się na kolejny wybuch, i próbował wkroczyć

pomiędzy nich.

- Masz syna, Emanuelu, który kiedyś przejmie Ringstad. Emanuel

odwróci! się do niego.

- To prawda, ojcze. Mam syna, który kiedyś przejmie Ringstad. Został

ochrzczony w styczniu ubiegłego roku, dostał imiona po tobie - Hugo
Hagbart Rudolf Ringstad.

Nagle Signe zaczęła krzyczeć. Zatkała uszy rękami i zaczęła kręcić się

w kółko na podłodze, wydając dziwne, na wpół zduszone dźwięki,
sprawiała wrażenie oszalałej.

Matka chwyciła ją za rękę. - Przestań - powiedziała ostro - myślisz, że

pozwolę, żebyś przyniosła nam wstyd?

Signe łkała, oczy miała szeroko otwarte, była w histerii.
- Widzę po nim, że nie żartuje. Widzę to od momentu, kiedy tu wszedł -

mówiła, patrząc na matkę. Jej oczy ciskały pioruny, policzki pałały. - To
twoja wina! Ty sprawiłaś, że znienawidził i dwór, i was. Byłaś jak
wiedźma, od kiedy tylko się urodził, sam mi to mówił. Tyranizujesz i jego,
i ojca. Żaden z nich nie odważy się powiedzieć słowa, przemykają jak
zbite psy, boją się otworzyć ust. Chodzą na palcach, kiedy czują, że jesteś
w wojowniczym nastroju, obaj najchętniej wyjechaliby jak najdalej stąd.
Jesteś diabłem! Nie miałam pojęcia, że istnieją aż tak złośliwe, okrutne
wiedźmy. Gdyby nie ty, wszystko byłoby dobrze, ale ty wszystko zepsułaś!
Odciągnęłaś ode mnie Emanuela, a teraz wpychasz go w ramiona tej
dziewki nad rzeką!

Emanuel spostrzegł, że matka nagle zrobiła się biała jak kreda, chwyciła

się za głowę i zachwiała. Podejrzewał, że udaje, i nie zareagował
dostatecznie szybko. Dopiero po chwili zrozumiał, że to nie jest gra.
Podbiegł i chwycił ją, łagodząc nieco upadek.

Przestraszony zwołał ojca, który stał jak sparaliżowany, po czym szybko

background image

zaczął rozpinać jej ubranie, podczas gdy ojciec pośpieszył do holu, żeby
posłać któregoś z chłopaków po lekarza.

Matka szybko odzyskała przytomność, ale Emanuel widział, że coś jest

nie w porządku. Miała przeraźliwie bladą twarz i sine wargi.

Kiedy przybył lekarz, powiedział, że prawdopodobnie przeszła niewielki

zawał.

- Wygląda na to, że tym razem skończyło się dobrze - powiedział - ale

musi się oszczędzać, i fizycznie, i emocjonalnie.

Signe odwróciła się do nich plecami i zagniewana poszła do drugiego

pokoju.

- Przykro mi, tato - powiedział Emanuel, patrząc na ojca. Ojciec

westchnął ciężko.

- Mnie też, Emanuelu.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Dziesiąty stycznia. Elise nie przywiązywała wagi do dat, ale tę

zapamiętała. Dokładnie dwa lata temu znalazła złotą broszkę.

Nigdy nie zapomni chwili, kiedy nagle spostrzegła, że coś się błyszczy

między hałdami śniegu, kiedy pośpiesznie wracała do przędzalni po
przerwie obiadowej. Wiele razy zastanawiała się, czy jej życie ułożyłoby
się inaczej, gdyby od razu poszła z nią na policję, ale raczej wątpiła. Johan
musiał ponieść karę, chociaż nigdy nie zrozumiała, dlaczego uległ pokusie.
Ansgar zgwałciłby ją niezależnie od tego, czy Johan był w więzieniu, czy
nie. Emanuel zaproponowałby jej małżeństwo, wszystko byłoby tak jak
teraz.

Położyła rękę na dużym brzuchu. Czas porodu się zbliżał. Ubiegłej nocy

znów czuła pierwsze, delikatne oznaki. Za drugim razem wszystko może
się odbyć szybciej, powiedziała jej pani Borresen. Nie chciała, żeby
pracowała w sklepie. Mogła wrócić dopiero po porodzie. Elise
protestowała i tłumaczyła, że zostało jeszcze sporo czasu, ale pani
Borresen musiała już kiedyś odebrać poród i nie chciała przeżywać tego
jeszcze raz.

Nareszcie jednak coś w niej odpuściło i znów mogła pisać. Po wyjeździe

Emanuela do Ringstad pisała co wieczór, czasem nawet w nocy. Pomagało
jej to zapomnieć o tym wszystkim, co ją dręczyło, odsunąć na chwilę
kłopoty. Może robiła to też trochę na przekór. Emanuel był sceptyczny,
proponował, żeby pisała pod pseudonimem, i dał jej wyraźnie do
zrozumienia, że powinna pisać o czymś innym.

Złościło ją to. Nie rozumiał, dlaczego to robiła? Nie było nikogo innego,

kto mógłby opowiedzieć historię Oline, Mathilde czy Othilie. Albo Hildy.
Czuła, że cała odpowiedzialność spoczywa na niej. Nic się nie zmieni,
dopóki nie pokaże tej niesprawiedliwości, ciężkiego losu ludzi. W szkole
pisała najlepiej ze wszystkich, często chwalono jej zdolność wyrażania się
na piśmie. Powinna zrobić jakiś pożytek z tych umiejętności.

background image

Znów coś poczuła, jakby lekkie ciągnięcie w dole brzucha. Wyjrzała

przez okno, zastanawiając się, kiedy chłopcy wrócą ze szkoły do domu.
Może któryś z nich zdąży pobiec do Lagerty, zanim pójdą do pracy.

Słyszała gaworzenie Hugo, obudził się ze swojej przedpołudniowej

drzemki. Kiedy weszła do pokoju, zobaczyła, że wydostał się z łóżka,
chwycił jedną z map Kristiana i próbował ją podrzeć. Przestraszona
podbiegła do niego i wyrwała mu ją w ostatniej chwili.

- Coś ty zrobił? Teraz Kristian będzie zły, bo był bardzo dumny z tych

pięknych map, które sam narysował - powiedziała.

- Au - odpowiedział Hugo. Patrzył na nią i się uśmiechał. Podniosła go i

zabrała do kuchni, żeby dać mu kaszkę.

- Możesz sobie mówić „au". Biedny Kristian.
Już miała zacząć nakładać jedzenie, kiedy jej wzrok powędrował za

okno; dostrzegła listonosza. Zatrzymał się, pewnie miał coś dla nich.
Swojego ostatniego opowiadania nikomu nie wysłała, straciła nadzieję po
tym, jak dostała odmowę z „Urd". Może to był list z Ameryki? Albo od
Johana? Podniecona posadziła Hugo na podłodze i szybko wyszła na
zewnątrz.

List był do niej, ale nie z Ameryki czy Danii, tylko od Emanuela.

Poczuła zawód. Więc jednak nie był w stanie się wyswobodzić.

Codziennie od chwili, kiedy to nieoczekiwanie się u nich zjawił,

zastanawiała się, czy słusznie postąpiła. I za każdym razem dochodziła do
wniosku, że nie miała wyboru. Wyszła za niego z własnej woli i wciąż
była jego żoną. Nie wyrzuca się męża z domu, nawet jeśli okazał się
niewierny. Nawet jeśli ma dziecko z tą drugą. Tutaj nad rzeką nie ona
jedna tego doświadczyła. Kobiety godziły się na powrót mężów, to była
ich jedyna szansa na przyzwoite życie.

Jednocześnie obawiała się jego powrotu. Nic do niego nie czuła, nie

była nawet zazdrosna o Signe. Współczuła mu, słuchając o jego smutnym
dzieciństwie, ale wszelkie uczucie zniknęło. Nadal uważała, że jest
przystojny, wiedziała, że potrafi być miły i sympatyczny, ale nie sądziła,
żeby kiedykolwiek znów mógł ją pociągać. Za dużo się wydarzyło.

Jednak kto w jej środowisku mógł mieć takie oczekiwania wobec życia?
Wzięła Hugo na rękę, wyjęła list i zaczęła czytać, jednocześnie karmiąc

małego.

Kochana Elise!
Na pewno czekałaś na jakąś wiadomość ode mnie, ale wydarzyło się

coś, co przewróciło wszystko do góry nogami. Tak jak się spodziewałem,
doszło do kłótni, kiedy oświadczyłem, że chcę do Ciebie wrócić. Signe się

background image

wściekła, obwiniła o wszystko matkę, zachowała się wulgarnie i podle i
matka nagle źle się poczuła. Musieliśmy wezwać lekarza, który
powiedział, że prawdopodobnie było to serce. Doszła do siebie, goście
wrócili do domu i wszystko wydawało się takie jak zawsze. Pomyślałem,
że zostanę jeszcze jakiś czas. Powoli zacząłem się szykować do wyjazdu,
kiedy wydarzyło się coś jeszcze. Pewnego ranka matka się nie obudziła.
Żyła, ale jakby straciła przytomność. Pod koniec dnia otworzyła oczy, ale
jedną stronę miała sparaliżowaną. Coś się stało z jej mózgiem: mówi, ale
nie jest w stanie chodzić. Signe zareagowała kolejnym atakiem furii, tak
potwornym, że ojciec odesłał ją i dziecko z powrotem do jej rodziców, nie
ma siły jej tu dłużej znosić.

Uznasz zapewne, że teraz powinienem zostać tu, w Ringstad, i zająć się

matką, ale to nie takie proste. Zachowała dar mowy i o ile wcześniej nie
odczuwała wobec mnie nienawiści, to teraz nie mam wątpliwości, że tak
jest. Uważa, że ponoszę winę za to, co ją dotknęło. Gdybym nie przyjechał
z tą straszną wiadomością, Signe nie zachowałaby się tak, jak się
zachowała, a matka by nie zachorowała. Nawet ojciec uważa, że
powinienem wyjechać. Żal mi go, ale co mam robić?

Napisałem do Fabryki Gwoździ w Kristianii z zapytaniem o pracę

urzędnika i teraz czekam niecierpliwie na odpowiedź. Mam nadzieję, że u
Ciebie i u dzieci wszystko jest w porządku, i cieszę się, że wkrótce znów
wszyscy będziemy razem. Mam nadzieję, że się zgodzisz mimo krzywdy,
jaką Ci wyrządziłem.

Twój Emanuel
Odłożyła list i dalej karmiła Hugo. W połowie listu pojawiła się iskierka

nadziei, że jednak nie przyjedzie, że nie będzie mógł opuścić matki. Jego
plany były jednak inne. Trudno jej było pogodzić się z myślą, że spędzi
resztę życia u boku mężczyzny, którego nie chciała. Peder na pewno
bardzo się ucieszy, kiedy powie mu, że Emanuel wraca. Mówiła mu, że
jest taka możliwość, kiedy zamęczał ją pytaniami. Nie wspominała, że być
może będę musieli poszukać innego mieszkania, wszystko po kolei.
Emanuel też chyba nie do końca rozumiał, dlaczego muszą się
przeprowadzić. Chyba już zapomniał, jaki był niezadowolony, kiedy tu
mieszkał. Już wtedy Elise postanowiła poszukać czegoś innego po drugiej
stronie rzeki, mając nadzieję, że to rozwiąże część ich problemów.

Kristian też sprawiał wrażenie zadowolonego z powrotu Emanuela.

Próbowała im obu tłumaczyć, że to ona musi podjąć decyzję. Słuchali jej
pełni nadziei. Kristian nie należał do tych, którzy dużą mówią, ale
domyślała się, że był zły na Emanuela i oburzony jego zdradą, poza tym

background image

cierpiał z powodu plotek po jego zniknięciu. Potrzebował mężczyzny w
domu, kogoś, z kim mógłby rozmawiać, poprosić o radę. Reidar był zajęty
Hildą i sobą i raczej nie zdradzał ochoty, żeby być ojcem dla chłopców. Na
Olafa nie mogła liczyć, w każdej chwili mógł zniknąć. Zrozumiała po-
trzebę Kristiana, kiedy zobaczyła, jak ochoczo dyskutuje z Ans-garem. W
domu nikt nie miał ani czasu, ani wiedzy koniecznej do rozmów na tematy,
które go interesowały.

Westchnęła. Wiedziała, że wybór należy do niej. Pewnego dnia Emanuel

stanie w drzwiach, a ona będzie musiała podjąć decyzję.

Nagle znów poczuła silne ciągnięcie w dole brzucha. Hugo skończył

jeść kaszkę, posadziła go na podłodze i znalazła mu coś do zabawy.
Wzięła list i poszła z nim do izby, schowała do szuflady komody. Przy
okazji policzyła, ile zostało jeszcze pieniędzy. Jej zasoby się kurczyły.
Nagle pomyślała, że to bez sensu, że traci tyle czasu na pisanie, skoro nie
wie, czy książka zostanie przyjęta. Powinna raczej próbować więcej szyć.

Mimo to wzięła przybory do pisania i zaczęła pisać. Chciała

wykorzystać moment, kiedy w domu było cicho. Miała gotowych sześć
opowiadań, być może wystarczy, jeśli napisze dziesięć? Jeszcze cztery, o
czym mają traktować? Tyle się wokół niej działo, tyle losów należało
pokazać, żeby zmusić rządzących do działania. Pomyślała o młodej
dziewczynie, stojącej za ladą w sklepie nabiałowym na Gmnerlokka.
Ojciec musiał wyjechać do Ameryki, żeby rodzina nie głodowała. Był
zdolnym mistrzem krawieckim, ale stracił klientów, bo był Szwedem.
Jakie to uczucie: zostać wykluczonym? Czuć pogardę innych tylko
dlatego, że pochodziło się ze znienawidzonego kraju? Tamta rodzina
ciężko pracowała, żeby zarobić na chleb i nie być dla nikogo ciężarem. A
mimo to zostali odtrąceni.

A może powinna napisać o rodzicach Ansgara? Mieszkali w ładnym,

porządnym domu po właściwej stronie rzeki, bywali wśród szanowanych
ludzi, mieli pieniądze i mądrego, grzecznego syna, z którego byli dumni. I
nagle pewnego dnia dowiadują się, że ich dobrze wychowany, grzeczny
syn popełnił przestępstwo; że zgwałcił młodą dziewczynę, która zaszła w
ciążę. Uznali z pewnością, że cały ich świat się zawalił. Pamiętała, co
powiedziała jego matka, kiedy któregoś dnia pojawiła się u niej niespo-
dziewanie razem ze swoim mężem. „Nie jestem w stanie wyrazić mojej
rozpaczy. Wstydzę się, że wydałam go na świat". Wychowywali go na
szanowanego człowieka, powiedziała matka. Wy-buchnęła płaczem i nie
była już w stanie nic więcej powiedzieć. Wtedy zaczął mówić ojciec.
Powiedział, że nawet im się nie śniło, że ich syn może coś takiego zrobić.

background image

Ansgar był zawsze bardzo ostrożny, był wstydliwy wobec dziewcząt,
jednak koledzy, z którymi się zdał, podjudzili go, twierdząc, że się nie
odważy. Alkohol tylko pogorszył sprawę. Ojciec zdawał sobie sprawę z
tego, że wyrządzonego zła nie da się naprawić, ale kiedy dowiedzieli się
od rodziców Signe, że Emanuel opuścił Elise, zostawiając ją samą,
odważyli się ją odwiedzić, mając nadzieję, że będą mogli pomagać Hugo,
niczym daleki wujek i ciocia. „W końcu jesteśmy jego dziadkami".

Więcej już ich nie widziała, ale od czasu do czasu o nich myślała. Byli

sympatyczni, zdruzgotani wyczynem syna i mieli szczerą chęć „naprawić
choć część krzywdy, jaką jej wyrządził". Elise wierzyła im, było jej ich
żal, ale nie chciała mieć nic do czynienia z Ansgarem. Kontakty z jego
rodzicami też nie były łatwe.

Nie, nie miała siły o tym pisać. Jeszcze nie. Może kiedyś, później. Takie

opowiadanie wzbudziłoby uwagę, wątpliwe jednak, czy ktoś odważyłby
się je opublikować. Jeszcze gorzej byłoby, gdyby próbowała postawić się
w sytuacji Ansgara i opisać jego rozpacz po tym, co zrobił, próbę
samobójstwa, kiedy chciał utopić się w rzece, jego chęć zobaczenia
kobiety, którą zgwałcił, a potem dziecka, które przyszło na świat. Jak
mogła myśleć, że zdołałaby o tym pisać? Ciężko było jej nawet o tym
myśleć.

Znów to poczuła, teraz nie miała już żadnych wątpliwości. Tym razem

ból był silniejszy, wstrzymała oddech. Jej wzrok ponownie powędrował do
okna. Czy chłopcy nie powinni już wrócić?

W tej samej chwili usłyszała kroki na zewnątrz i odetchnęła z ulgą. Ale

nie na długo. Drzwi do kuchni pozostały zamknięte, to tylko Olaf wszedł
do przedsionka i poszedł na stryszek. Chciała go zawołać, ale
powstrzymała się. Wcale nie była pewna, czy to rzeczywiście już, a nie
paliła się prosić go o sprowadzenie Lagerty.

Biała kartka papieru wciąż leżała przed nią nietknięta. Wciąż nie udało

się jej napisać nawet jednego zdania. Czas mijał, nie mogła pozwolić sobie
tak siedzieć i nic nie robić. Musiała znaleźć jakąś inną pracę.

Nagle przyszedł jej do głowy pomysł. Napisze o matce. Opisze młodą

dziewczynę z Ulefoss, która przyjechała do Kristianii, gdzie miała objąć
swoją pierwszą posadę jako służąca. W pociągu spotkała jednak
czarującego młodego marynarza, zakochała się w nim do szaleństwa, dała
mu się uwieść. Nie podjęła pracy.

Wujostwo, u których mieszkała przez pierwsze tygodnie, odkryli jej

tajemnicę, posłano po ojca. Doszło do awantury, może nieco podobnej do
tej, której świadkiem był Emanuel w Ringstad. Na dodatek młody

background image

marynarz był Cyganem, trudno o większy skandal. Dziewczyna została
odesłana do domu, nie zarobiła nawet korony. Dopiero kiedy jej rodzice
odkryli, że jej ukochany to zdolny młody człowiek, wybaczyli jej i
pozwolili za niego wyjść. Młodzi przeprowadzili się do Kristianii, znaleźli
pracę w fabryce, wszystko zapowiadało się dobrze. Aż nagle w
młodzieńcu odezwała się jego cygańska krew: monotonna praca w fabryce
zaczęła go nudzić, zaczął pić.

Elise pisała. Wystarczyło zacząć, potem wszystko szło samo. Wkrótce

miała już zapisanych kilka stron.

Wtedy poczuła kolejny skurcz, tak silny, że głośno westchnęła. Wielkie

nieba, to może pójść szybko, a przecież była sama z Hugo. Będzie
zmuszona poprosić Olafa o pomoc.

Podeszła do drzwi, otworzyła je i zawołała do niego, zdziwiona, że

jeszcze nie zaczął grać. Zwykle dźwięk skrzypiec rozlegał się, gdy tylko
Olaf znalazł się na stryszku.

- Olaf?
Na górze panowała cisza. Znów spróbowała, tym razem głośniej, ale nie

dostała odpowiedzi. Leżał i spał? W środku dnia?

Nie było to niemożliwe, często przecież grywał do późnej nocy. Wahała

się chwilę, schody na górę były wąskie i strome, wchodzenie po nich z
dużym brzuchem było ryzykowne, a szczególnie teraz, kiedy poród
właściwie już się zaczął. Spróbowała zawołać jeszcze raz, ale w tym
samym momencie Hugo zaczął wrzeszczeć. Boże drogi, a jeśli doczołgał
się do pieca i się poparzył?! Odwróciła się i szybko weszła do kuchni.

W jakiś sposób Hugo zdołał wczołgać się pod piecyk, zbliżył się do

niego na tyle, że poczuł, jaki jest gorący, i się przeraził. Pośpieszyła do
niego, wyciągnęła go i z ulgą stwierdziła, że nic mu się nie stało. Ostatnio
dokładała do pieca, kiedy gotowała kaszkę, więc ogień prawie już zgasł.
Na myśl o tym, co mogło się stać, cała zesztywniała. Kiedy siedziała i
pisała, zapominała o bożym świecie. To było niebezpieczne, bo Hugo był
już na tyle duży, że potrafił wszędzie wejść.

Podniosła go i posadziła sobie na kolanach, żeby go pocieszyć. Poczuła

kolejny skurcz, silniejszy od poprzednich. Chwyciła się brzegu stołu i
zagryzła zęby, czekając, aż ból ustąpi. Hugo musiał zrozumieć, że coś się
dzieje, płacz nagle ustał, patrzył na nią zdziwionym wzrokiem. t

- Au - powiedział jedyne, co potrafił.
Próbowała się do niego uśmiechnąć, ale zdobyła się jedynie na grymas.
- Mamę bardzo boli. Co my zrobimy, Hugo?
Znów posadziła go na podłodze, chwyciła szczotkę i mocno uderzyła nią

background image

w sufit. Potem wyszła na korytarz i jeszcze raz zawołała: - Olaf?! Jesteś
tam?!

Wreszcie usłyszała jego senny głos: - Coś się stało?
- Musisz mi pomóc! Zaczął się poród, a ja jestem sama z Hugo.
Usłyszała, że nagle zaczął się śpieszyć, a niedługo potem zbiegł ze

schodów z butami w ręku.

- Mówisz, że zaczął się poród? Boże, co mam robić?
- Biegnij i sprowadź akuszerkę. To Lagerta, mieszka w jednym z tych

małych drewnianych domków ra Sandakerveien. Jej domek nazywa się
Labakken, a sąsiada - Nestingen. Nie rezygnuj, jeśli nie odpowie od razu.
Często pracuje w nocy, wtedy rodzi się najwięcej dzieci, a potem śpi w
dzień. Nie przeraź się jej wyglądem, ma gruby głos, silne ręce, a włosy
ściągnięte do tyłu, ale to dobra kobieta.

Olaf kiwał głową, wyraźnie zdenerwowany, i wodził wzrokiem po jej

dużym brzuchu.

- Możesz zostać tu sama do naszego przyjścia? To kawał drogi, trochę

mi to zajmie, a co się stanie, jeśli nie będzie jej w domu?

- Poród trochę trwa - powiedziała Elise, starając się brzmieć, jakby się

nie bała. Wiedziała jednak, że nie wypadło to zbyt przekonująco. W tej
samej chwili znów poczuła skurcz, przywarła do ściany i jęknęła.

Olaf niemal jednym ruchem włożył buty, kurtkę i czapkę i zniknął za

drzwiami.

Elise złożyła dłonie: - Dobry Boże, nie pozwól, żeby dziecko zaczęło się

rodzić, zanim przyjdzie Lagerta!

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Minęła wieczność, zanim usłyszała kogoś za drzwiami. Zdołała jeszcze

rozpalić w piecu, dołożyć drew i nastawić wielki kocioł z wodą.
Naszykowała czyste zniszczone prześcieradła, a sama położyła się na
czystym prześcieradle na łóżku chłopców. Drzwi do pokoju zostawiła
otwarte, żeby od razu ją zobaczyli. W ręce trzymała sznur, którym
przepasała Hugo w talii. Nie chciała, żeby znów się wczołgał pod piec

background image

bądź poparzył się kipiącym wrzątkiem. Młodszy brat jednej z dziewcząt w
przędzalni wylał na siebie garnek z gotującą się wodą, kiedy był mniej
więcej w wieku Hugo. Zmarł w wyniku poparzenia.

Wielkie nieba, ile to trwa! Całe wieki minęły od czasu, kiedy Olaf

wybiegł z domu. Co się z nim działo? A może Lagerta zajęta była przy
innym porodzie? Powinna była mu powiedzieć, że na Maridalsveien
mieszka jeszcze jedna akuszerka. Żeby tylko wpadł na pomysł, aby kogoś
spytać!

Znów pojawił się ból. Z początku niewielki, ale wiedziała, że z czasem

będzie coraz gorzej, aż niemal nie do wytrzymania. Bała się. Bała się, że
nie wytrzyma, bała się, że dziecko uwięźnie i nigdy nie ujrzy światła
dziennego. Nagle przypomniała sobie wszystkie straszne historie, które
słyszała. Usiłowała je odgonić, ale bez skutku. Chwyciła mocno kołdrę
chłopców i z całej siły zacisnęła powieki, próbując powstrzymać krzyk.
Hugo będzie przerażony, a nie miała siły słuchać jego płaczu, kiedy sama
walczyła z bólem.

Poczuła, że z kuchni dochodzi para. Wody w garnku było coraz mniej,

mimo że położyła prawie wszystkie krążki fajerki i użyła największego
garnka. Może dołożyła za dużo drew, ale miała wrażenie, że są wilgotne, i
bała się, że nie będą się chciały palić. Woda się wygotuje i kiedy przyjdzie
Lagerta, nic już nie zostanie. Powinna spróbować wstać i pójść do kuchni,
ale nie miała siły. Ból sprawiał, że było jej niedobrze, kręciło się jej w
głowie.

Hugo czołgał się przy łóżku, chciał do niego wejść, złościł się, że mu się

to nie udawało. Gładziła jego rude loki.

- Nie, Hugo, nie wolno. Mamę boli. Gdzie jest twoja laleczka? - spytała.
Malec rozejrzał się, dostrzegł zniszczoną szmacianą lalkę na materacu i

zadowolony powędrował dalej.

Przypomniała sobie poprzedni poród, rok temu. Wtedy też się bała i też

ją bolało, ale Lagerta była jak opoka, spokojna jak zawsze. „To jest
normalne", mówiła, kiedy jej się wydawało, że już umiera. „Matka myśli,
że umiera, ale jak tylko dziecko wyjdzie i błogo rozchyli usteczka,
zapomina o wszystkim". Musiała się uśmiechnąć. Lagerta zawsze tak
mówiła i to było pocieszające. Zresztą miała rację, jak tylko było po
wszystkim, ból szedł w zapomnienie.

Znów się zaczęło, nie była w stanie się powstrzymać. Słyszała, jak jej

krzyk odbija się od ścian, i bardziej czuła, niż widziała, jak Hugo pędzi do
niej na czworakach, cały przerażony.

Kiedy ból w końcu ustąpił, była cała zlana potem. Odsunęła na bok

background image

kołdrę, odpięła wełniane pończochy i zdjęła je. Kiedy była taka spocona,
drapały bardziej niż zwykle. Pomogła Hugo wdrapać się na łóżko,
pomyślała, że spróbuje go uspokoić, zanim nadejdzie następny skurcz. -
Niedługo przyjdzie Olaf i Lagerta. - Głos był słaby, wargi miała suche i
popękane.

Wreszcie usłyszała, że otwierają się drzwi, natychmiast jednak

zrozumiała, że to byli chłopcy, a nie Olaf i Lagerta. Ale mogli
przynajmniej pomóc: zająć się Hugo, dolać wody do garnka.

Kristian stanął w drzwiach, na jego twarzy malowało się przerażenie.
- Co się stało? - spytał.
- Zaczął się poród - odpowiedziała z trudem, cedząc słowa. - Olaf

poszedł po Lagertę. Zdejmijcie wodę z ognia. Zaraz się wygotuje!

Nie musiała dwa razy powtarzać. Po chwili pojawili się Peder i Evert.
- Dziecko się rodzi? - spytał Peder ze strachem w głosie. Nadszedł

kolejny skurcz. Boże, jak często się powtarzały!

- Zabierzcie stąd Hugo! - zawołała, zatykając usta kołdrą, żeby stłumić

krzyk. Widziała, jak Peder i Evert podchodzą do niej i patrzą na nią
przerażeni. Nachylili się nad nią, bojąc się jednak podejść zbyt blisko do
łóżka. Odwiązali sznur i zabrali Hugo do kuchni. Teraz już na pewno
spóźnią się do pracy, mogą zostać zwolnieni, pomyślała. Nie wytrzymała i
wydała z siebie kolejny krzyk.

Kiedy bóle w końcu ustały i otworzyła oczy, zobaczyła białą postać

stojącą przy łóżku. Kobieta położyła jej na czole mokrą szmatkę,
rozpostarła ręce i nacisnęła brzuch. Duża i potężna, napawała strachem, ale
Elise nie pamiętała, żeby czyjś widok sprawił jej więcej radości. Głośno
westchnęła: - Dzięki Bogu, że byłaś w domu!

- Jeśli chciałabym odbierać wszystkie porody w okolicy, to w ogóle nie

miałabym kiedy spać - odezwała się Lagerta surowym głosem, ale
spojrzenie miała łagodne. - Nie pamiętasz, co ci mówiłam, Elise? „W
bólach będziesz rodzić dzieci". Tak jest napisane w Biblii.

Elise przytaknęła i zamknęła oczy.
- Oby jak najszybciej było już po wszystkim.
- Zaraz będzie. Jezu, dlaczego wcześniej po mnie nie posłałaś? - spytała

Lagerta, której nagle zaczęło się śpieszyć. Nadszedł kolejny skurcz, już
ostatni. - Przyj, przyj z całej siły!

Elise odchyliła głowę do tyłu, zagryzła usta aż do krwi i parła, ile tylko

mogła, trzymając się z całych sił materaca.

- Wychodzi. Widzę główkę! Przyj!
I już było po wszystkim. Coś śliskiego i ciepłego wyślizgnęło się z jej

background image

ciała i ból ustał.

Lagerta podniosła małe sinoczerwone ciałko do góry: - To dziewczynka!
- Dziewczynka? - spytała Elise. Uniosła głowę, przyglądając się małemu

zakrwawionemu ciałku w rękach Lagerty. Pomarszczona twarzyczka
bynajmniej nie była ładna. Usta złożyły się do płaczu, czoło było
pomarszczone jak u starca, a małe nóżki wierzgały, jakby dziecko chciało
skopać akuszerkę. Był to jednak najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek
mogła zobaczyć. Opadła na poduszki, posłała wdzięczne westchnięcie
niebiosom i miała wrażenie, że świat się do niej uśmiecha. Już po
wszystkim! I ona, i dziecko żyją, ból zniknął, wszystko było dobrze. Na
chwilę zamknęła oczy, czuła się radosna i lekka, jakby już nigdy w życiu
nie musiała się niczego bać.

Kiedy Lagerta zajmowała się maleństwem, Elise zobaczyła, że drzwi od

kuchni się uchylają i do izby zaglądają trzy spięte buzie chłopców.
Uśmiechnęła się do nich.

- Macie siostrę - powiedziała.
Rozległ się ogłuszający radosny wrzask, po czym drzwi zostały

zamknięte, ale radość w kuchni trwała nadal. Lagerta nakazała im surowo,
że mają nie wchodzić, zanim Elise nie doprowadzi się do porządku i nie
zostaną usunięte zakrwawione rzeczy, a nie było chyba nikogo wzdłuż
rzeki, kto by nie żywił szacunku dla władczej akuszerki z Sandakerveien.
Tak więc pozostali w kuchni, czekając, aż wszystko będzie gotowe.

Już następnego popołudnia przyszli Anna i Torkild z gratulacjami.

Torkild spotkał na drodze Kristiana i od niego usłyszał szczęśliwą
wiadomość.

Anna miała łzy w oczach, kiedy odstawiła kulę, żeby wziąć na ręce

maleńkie zawiniątko. Usiadła na łóżku chłopców i patrzyła na małą
twarzyczkę, która już się wygładziła. Oznajmiła, że to najładniejsze
dziecko, jakie kiedykolwiek widziała.

- Jak będzie miała na imię? - spytała Anna, podnosząc wzrok na Elise.
- Odbyłam długą rozmowę z Hildą i zgodziłyśmy się, że nazwiemy ją

Jensine, po mamie. Bałam się, że Hildzie będzie przykro, ale zgodziła się
ze mną - odpowiedziała Elise. Chwilę milczała. Spojrzała w stronę drzwi i
powiedziała cichym głosem: - Hilda obawia się, że nie będzie mogła mieć
więcej dzieci. Reidar przeszedł kiedyś chorobę, która sprawiła, że nie
będzie mógł zostać ojcem.

- Bardzo mi jej żal. To okropne, że oddała swoje pierwsze dziecko,

szczególnie teraz, kiedy pani Paulsen umarła - powiedziała Anna.

Elise przytaknęła.

background image

Anna przyglądała się jej przez chwilę, po czym spytała ostrożnie: -

Kristian powiedział Torkildowi, że Emanuel być może do was wróci, to
prawda?

- Zjawił się tu nagle wieczorem w Wigilię. Między nim a Signe się nie

układa, więc chciał do nas wrócić.

- A ty jesteś tak wielkoduszna, że wybaczysz mu i go przyjmiesz?
- Muszę teraz wyżywić piątkę dzieci, a nie mam nawet pracy. Pani

Borresen nie chciała, żebym pracowała tuż przed porodem. Ale jeszcze się
nie zgodziłam. Powiedziałam tylko, że muszę się zastanowić.

Anna milczała.
- Zrezygnowałaś z Johana? - spytała po chwili.
- Pisał, że jest u niego Agnes. Twierdzi, że dziecko, którego się

spodziewa, jest jego, a on nie z tych, którzy uciekają od odpowiedzialności
- powiedziała i zamilkła. Po chwili dodała: - Było mi przykro. I mnie, i
jemu. Planowaliśmy, że przeżyjemy życie razem. Chciał być ojcem dla
moich dzieci. To jego pragnę, nie Emanuela.

Anna miała łzy w oczach. Nagle odezwała się gwałtownie: - Wcale nie

jestem pewna, że Agnes mówi prawdę. Podczas naszego ślubu mówiła, że
jest w ciąży. Może pamiętasz, że była to pierwsza niedziela maja, osiem
miesięcy temu. Jeśli już wtedy wiedziała, że jest w ciąży, to dziecko
powinno się już urodzić, a gdyby tak było, tobym o tym wiedziała.

Elise patrzyła na nią uważnie.
- Może to było wtedy, kiedy pierwszy raz spóźnił się jej okres -

powiedziała.

- To możliwe, jednak mało prawdopodobne, żeby zaraz pomyślała, że

jest w ciąży. Ale zaczekajmy, to się przekonamy. Jeśli w najbliższych
dniach nic się nie wydarzy, nie uwierzę, że ojcem jest Johan. Agnes
dopiero po naszym ślubie zaczęła chodzić do Magnusa Hansena - ciągnęła
dalej Anna.

- On jest żonaty.
- Był żonaty. Jego żona i dziecko zmarli podczas porodu. Elise patrzyła

na nią z niedowierzaniem. - Kiedy to się stało? - spytała.

- Zeszłej wiosny.
- Zanim Agnes zaczęła u niego pracować?
- Tak mi się wydaje, ale nie jestem pewna.
- Napisałaś o tym Johanowi?
- Tak, ale mi nie odpowiedział. Zastanawiam się, czy Agnes nie

przeczytała listu i nie spaliła go przed powrotem Johana. Może niesłusznie
podejrzewam ją o takie rzeczy, ale wiesz, że mam złe doświadczenia, jeśli

background image

chodzi o jej osobę.

Elise przytaknęła, zamyślona.
- Wysłałaś telegram z nowiną do Emanuela? Elise pokręciła głową

przecząco.

- Powiem mu dopiero, kiedy przyjedzie. Jego matka miała udar i jest

częściowo sparaliżowana. Obwinia go o swoją chorobę, bo stało się to
wtedy, kiedy powiedział jej, że chce do mnie wrócić. Więc póki co ma
dość problemów.

- Jak to się wszystko pomieszało! - westchnęła głęboko Anna. - Ty

powinnaś była wyjść za Johana. Signe powinna była zostać z rodzicami, a
Emanuel powinien przejąć Ringstad. A tak mamy teraz pięcioro
nieszczęśliwych ludzi.

- Agnes też do nich zaliczasz? Nie sądzę, by była nieszczęśliwa. Ma to,

czego chciała.

- Myślisz, że można budować życie na kłamstwie? Kradnąc szczęście

innym?

Elise nie odpowiedziała. Anna miała rację, co za nieszczęsna kolej

losów.

Czy Johan kiedykolwiek dowie się prawdy? Czy poświęci się i będzie

żył z Agnes, nie wiedząc, że dziecko nie jest jego?

- Na pewno można sprawdzić, kiedy Agnes mieszkała u Magnusa

Hansena i czy właśnie wtedy został wdowcem - powiedziała Elise.

- Dokładnie o tym samym pomyślałam - przytaknęła Anna.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Emanuel zjawił się, kiedy Jensine miała już trzy tygodnie. Ledwo zdążył

wejść, kiedy rozległo się pukanie i na progu stanęła Anna, zmarznięta i
drżąca. Było przeraźliwie zimno. Rzeka zamarzła, długie sople zwisały z
dachu, miejscami lodową taflę pokrywała szaroniebieska szadź.

- Przepraszam - powiedziała, najwyraźniej speszona widokiem

Emanuela.

- Bardzo się cieszę, kochanie - powiedział Emanuel i uśmiechając się

szeroko, wyciągnął do niej rękę. - Dawno cię nie widziałem, Anno. Co u
ciebie i u Torkilda?

Elise stała przy piecu i mieszała w garnku z kaszą. Przed chwilą

powiedziała mu, że ma córeczkę. Wzruszył się, w kącikach oczu pokazały
się nawet łzy. Nie spodziewała się tego. Dlaczego przyszła Anna?
Zapewne nie dowie się, dopóki Emanuel tu był.

- U nas wszystko w porządku. Byłam w aptece i pomyślałam, że wpadnę

dowiedzieć się, co z Elise i z małą. Gratuluję - dodała pośpiesznie nieco
zakłopotana, jakby nie była pewna, czy to odpowiednie słowa w tej
sytuacji. - Zaraz wychodzę - dodała.

- Zostań i ogrzej się - przerwała jej Elise. - Gotuję kaszę, może zjesz

trochę, zanim znów wyjdziesz na mróz?

Anna wahała się, ale była zmarznięta, a gorący posiłek nęcił. Zgodziła

się, odłożyła kulę, zdjęła szal i czapkę i utykając, podeszła do stołu.
Cudownie było patrzeć, jak porusza się o własnych siłach. To, co się z nią
stało, to istny cud.

background image

Elise odetchnęła z ulgą. Spotkanie z Emanuelem było dla niej trudne.

Nie potrafiła się zmusić, żeby udawać, że się cieszy, że go widzi, kiedy
naprawdę wolałaby, żeby pozostał w Ringstad. Jednocześnie wiedziała, że
pieniądze, które zdołała zaoszczędzić, wkrótce się skończą, no i wciąż
przecież była jego żoną, była żoną ojca Jensine. Kiedy wszedł, sprawiał
wrażenie pewnego siebie, jakby był przekonany, że przyjmie go z
otwartymi rękami. Zapewne trudno będzie mu zrozumieć, że nie jest to
takie proste.

Wciąż jeszcze miała trochę pieniędzy, do lata jej wystarczy, poza tym od

urodzenia Jensine codziennie pisała. Skończyła opowiadanie o matce i o
szwedzkim krawcu, który musiał wyemigrować do Ameryki. Jeśli napisze
jeszcze dwa opowiadania, będzie mogła wysłać całość do wydawnictwa.
Jeśli zostaną przyjęte, na pewno zarobi więcej niż prządka w fabryce.
Czekając na odpowiedź, mogła próbować wrócić do szycia.

Słyszała, jak Emanuel opowiada Annie o matce, o tym, jak nagle i

niespodziewanie wszystko się stało, matka nie była przecież stara. Nie
wspomniał jednak nic o przyczynach. Anna okazała głębokie współczucie
dla pani Ringstad. Najlepiej z nich wszystkich wiedziała, co to znaczy być
niepełnosprawnym. Nie zdradziła, że Elise opowiedziała jej, co się stało
tuż przed wypadkiem. Elise przyniosła kaszę, lecz pozwoliła im dalej roz-
mawiać. Cieszyła się, że zyskała trochę czasu, gdyż musiała dokładnie
przemyśleć, co ma mu powiedzieć.

Kiedy Anna wstała i zaczęła się zbierać do wyjścia, przyniosła jej kulę i

szal i odprowadziła do schodków. Były oblodzone i śliskie.

- Nie wychodź tak lekko ubrana - zaprotestowała Anna. - Poza tym

wypuścisz ciepłe powietrze.

- Chcę mieć pewność, że bezpiecznie zejdziesz po oblodzonych

schodkach - powiedziała Elise, zamykając za sobą drzwi, i szybko dodała:
- Masz jakieś wiadomości?

- Dlatego przyszłam - odpowiedziała cicho Anna. - Dostaliśmy wczoraj

telegram. Dwa dni temu Agnes urodziła syna.

- Dziewięć miesięcy po tym, kiedy powiedziała wam, że jest w ciąży.
Anna przytaknęła.
- Na pewno powie mu, że ciąża była przenoszona o kilka tygodni.
- Chętnie porozmawiałabym z akuszerką, która przyjmowała poród.
- Ja też - westchnęła Elise. - Dziękuję, że mi powiedziałaś. Wciąż nie

wiem, co mam odpowiedzieć Emanuelowi - dodała szeptem. - Przyszedł tu
z walizką, przekonany, że pozwolę mu się od razu wprowadzić, ale
przecież już wcześniej mówiłam mu, że musimy znaleźć jakieś inne

background image

mieszkanie, a on musi znaleźć sobie pracę. Mam wrażenie, że nie załatwił
ani jednego, ani drugie-

- Dlaczego nie chcesz tu zostać? Byłaś taka zadowolona z tego domku.
- Wtedy na pewno nam się nie uda. Emanuel zapomniał już, jak kiedyś

narzekał. Mama zawsze radziła mi przenieść się na drugą stronę rzeki,
według niej wtedy wszystko się zmieni. Nigdy jednak do tego nie doszło -
powiedziała, drżąc z zimna. - Ale zimno. Wracam, zanim zmarznę i
zafunduję sobie zapalenie piersi.

Emanuel spojrzał na nią dziwnie, kiedy wróciła.
- O czym rozmawiałyście z takim podnieceniem? - spytał. Elise się

uśmiechnęła.

- O sprawach, o których wy nie macie zielonego pojęcia. Chcesz jeszcze

kaszy?

- Nie, dziękuję. Szkoda, że przerwała nam rozmowę, niewiele

zdążyliśmy sobie powiedzieć.

- Właściwie to nie mam ci wiele więcej do powiedzenia. Umawialiśmy

się, że najpierw znajdziesz pracę, no i jakieś inne mieszkanie.

- Nie rozumiem, dlaczego nie możemy dalej mieszkać tutaj? Domek ci

się podobał, a Peder nie ma najmniejszej ochoty się wyprowadzać.

- Pamiętasz, jak narzekałeś, kiedy tu mieszkałeś? Narzekałeś na szum

wody, na smród idący od rzeki i ogromne szczury, które kręcą się wokół
fabryki. Mówiłeś, że jest tu wilgoć i że niezdrowo mieszkać tak blisko
brzegu. Bardzo szybko znów będziesz niezadowolony, a ja nie dam rady
wysłuchiwać tego ponownie.

Emanuel nic nie odpowiedział, patrzył tylko na nią dziwnym wzrokiem.
- Musiałeś opuścić dom? - spytała Elise. Przytaknął.
- Matka nie może znieść mojego widoku. Ojciec bardzo cierpi z tego

powodu.

- Jak przyjęli to rodzice Signe?
- Wyobrażam sobie, że dla nich to też było trzęsienie ziemi. Znam ich i

wiem, że obwiniają mnie o wszystko. Nie są w stanie dostrzec wad Signe.
Przykro patrzeć, jak niektórzy rodzice idealizują swoje dzieci.

- Może to pozwala dzieciom uwierzyć w siebie?
- Co z tego, jeśli nikt inny nie jest potem w stanie z nimi wytrzymać?
Jensine zaczęła płakać i Elise pośpieszyła do izby, żeby ją przynieść.

Emanuel zdążył zaledwie rzucić na nią okiem, kiedy zjawiła się Anna.
Dopiero teraz mógł się jej porządnie przyjrzeć.

Płacz ustał, jak tylko wyjęła ją z kołyski. Elise pokazała mu

dziewczynkę.

background image

- Czyż nie jest słodka? Jest do ciebie podobna, ma twój kolor oczu, takie

same silnie zarysowane brwi i gęste rzęsy.

Emanuel stał nieruchomo i patrzył na nią.
- Jest tak niewiarygodnie mała. Spójrz na te maleńkie paluszki! -

powiedział rozweselony. - Chyba się do mnie uśmiecha - dodał.

- Na to jeszcze za wcześnie. Jeszcze nie potrafi skupić wzroku, nie

śmieje się ani się nie uśmiecha, ale już niedługo zacznie.

- Mam nadzieję, że będzie podobna do ciebie, że będzie miała twoje

dołeczki w policzkach, piegi i twój zadarty nosek. I będzie równie miła i
dobra dla wszystkich jak ty.

- Przesadzasz - uśmiechnęła się speszona.
- Nie, to prawda. Wszyscy cię lubią, jesteś zawsze pogodna i skora do

pomocy. Nigdy nie słyszałem, żebyś mówiła o kimś coś złego.

- Chyba już zapomniałeś, jaka jestem. Nie pamiętasz, co mówiłam o

pani Evertsen i o pani Albertsen, o Valborg i panu Paulsenie?

- Widziałaś się może z majstrem?
- Podwiózł mnie kiedyś, kiedy wracałam od matki i Asbjorna. Mówiłam

ci, że przeprowadzili się do Kjelsas? Byłam zmęczona długą drogą, brzuch
mi już ciążył i dałam się namówić. Prosił, żebym kiedyś go odwiedziła.
Mówił, że chce ze mną o czymś porozmawiać. Nie chciał tu przychodzić z
obawy, że może natknąć się na Reidara, tak przypuszczam. Powiedziałam,
że przed Bożym Narodzeniem nie dam rady. Potem o tym zapomniałam, a
po porodzie nie miałam jeszcze okazji.

- Czego on może od ciebie chcieć?
- Nie wiem. Domyślam się, że to może mieć coś wspólnego z

Braciszkiem. Na pewno słyszałeś od Carlsenów, że pani Paulsen umarła.

Emanuel spojrzał na nią przerażony.
- Myślisz, że chce, żebyśmy i nim się zaopiekowali? Elise nie spodobał

się sposób, w jaki to powiedział.

- Oczywiście, że nie. Młody Paulsen nie ma dzieci, dlaczego miałby

chcieć go oddać? Poza tym majster świetnie wie, ile nas tu jest.

- Dziwne - powiedział zamyślony. - Może to ma coś wspólnego z Hildą?
Elise wzruszyła ramionami.
- Nie ma sensu spekulować. Kiedy mróz zelżeje i znajdę kogoś, kto

popilnuje Jensine, przejdę się do niego.

Chwilę milczała, zanim znów zaczęła mówić.
- Pytanie, co teraz z tobą zrobimy, skoro naprawdę nie możesz zostać

dłużej w Ringstad. Nie wiesz, czy Carlsenowie wynajęli pokój na
stryszku?

background image

- Naprawdę chcesz, żebym się do nich wprowadził i żeby Karolinę znów

we wszystko wściubiała swój nos?

- Nie stać cię, żeby wybrzydzać. Wtedy wynajęli ci tanio pokój, bo

przyjaźnią się z twoją rodziną. Poza tym to niedaleko stąd. Będziesz mógł
codziennie przychodzić, żeby przekonać się, jak znosisz marudzenie
dzieci.

- Widzę, że już mi nie ufasz - powiedział urażonym głosem. Odwrócił

wzrok.

- Mam wrażenie, że już zapomniałeś, jak to było, a ja nie mam ochoty

przeżywać tego ponownie. Tego wstydu i zawodu.

- Nie było mi tu niedobrze. Cała sytuacja mnie załamała i dlatego

zachowywałem się nieznośnie.

- Możliwe - powiedziała, patrząc mu w oczy. - Ale chcę, żebyśmy dali

sobie trochę czasu, zanim znów ewentualnie zamieszkamy razem. Musisz
dowieść, że naprawdę chcesz dzielić życie ze mną i z dziećmi, że chcesz
być ojcem także dla Hugo, pomagać mi wychowywać chłopców, aż
dorosną i będą w stanie troszczyć się o siebie.

- Uważasz, że nie byłem dobrym ojcem dla Hugo? Zajmowałem się nim,

raz nawet zostałem z nim sam, kiedy ty poszłaś do pani Paulsen.

Elise odwróciła wzrok i westchnęła.
- Bycie ojcem w rodzinie robotniczej to nie to samo co bycie ojcem w

domu, gdzie są służące i opiekunki do dzieci. Jeśli ja mam zarabiać
pieniądze, to ty będziesz musiał opiekować się dziećmi i przejąć część
domowych obowiązków. Sama ze wszystkim sobie nie poradzę.

- Oczywiście, że będę ci pomagał. Oczywiście, Elise. Spytam

Carlsenów. Nie zdążyłem ci jeszcze powiedzieć, że słyszałem o domu,
który być może zwolni się do lata. W Sagene, na Hammergaten, tuż obok
Maridalsveien. W pobliżu jest kilka drewnianych domków, poza tym są
tam same gospodarstwa. Dzieciom będzie tam dobrze. Z tylu jest nawet
mały ogródek, tak mi powiedziano, z jabłonką i grządkami warzywnymi.

Patrzyła na niego zdziwiona.
- Dlaczego mi od razu nie powiedziałeś? Sprawiał wrażenie

zatroskanego.

- Nie wiem jeszcze, jaki jest czynsz i czy będzie nas na niego stać.

Miałem nadzieję, że ojciec mi pomoże, ale matka zabroniła mu dawać mi
cokolwiek tak długo jak... - zamilkł.

- Tak długo jak będziesz miał cokolwiek wspólnego ze mną? - przyszła

mu z pomocą Elise.

Nie odpowiedział, nie miał siły spotkać jej wzroku.

background image

- Kto ci powiedział o domku na Hammergaten? - spytała.
- Carl Wilhelm. Odwiedził mnie w Ringstad w czasie świąt. Obiecał

pomóc mi załatwić pracę i mieszkanie. Pracy jeszcze nie mam, ale przysłał
mi list, w którym napisał mi o tym domku. Jeśli chodzi o pracę, to
pomyślałem, że poszukam czegoś w Zakładach Myren.

- Jak duży jest dom?
- Mniej więcej taki jak ten - powiedział i uśmiechnął się podniecony. -

Pomyśl, Elise, jak dobrze może nam tam być! Tak wysoko, dookoła zieleń,
bez tej brudnej rzeki!

To prawda, pomyślała, ale nie powiedziała tego głośno.
- Najpierw musisz się dowiedzieć, jaki jest czynsz. Przytaknął i coraz

bardziej podniecony spytał: - Zgodzisz się

tam przeprowadzić, jeśli dom się zwolni, a czynsz nie będzie zbyt

wysoki?

- Jeśli przekonasz mnie, że możemy mieszkać razem i że nie będziesz

się zachowywał tak jak wtedy.

Trudno jej było to mówić, ale jeśli mają być razem, musi być

zdecydowana.

Emanuel się zaczerwienił.
- Przepraszam, że byłem taki niecierpliwy, to nie miało nic wspólnego

ani z tobą, ani z dziećmi. To z powodu Signe.

- Nie boisz się, że znów się zjawi i będzie żądać, żebyś był ojcem dla jej

syna?

- Nie może tego żądać - powiedział zdecydowanym głosem.
Elise jednak wiedziała swoje. Ostatnim razem jej uległ.
- Idź od razu do Carlsenów. Tutaj nie ma dla ciebie miejsca. Jensine śpi

w nocy w kołysce w kuchni, zostawiam uchylone drzwi do pokoju. Dobrze
wiesz, że na podłodze materac się nie zmieści, a nawet gdyby, to nie
byłoby to dobre rozwiązanie.

- Wiele osób mieszka nawet ciaśniej, przekonałem się o tym, kiedy

byłem w Armii Zbawienia.

- Ale ty do tego nie przywykłeś. To zbyt duża różnica w porównaniu z

salonami w Ringstad.

- Zapominasz, że wiele lat mieszkałem w Kristianii.
- Tak, u Carlsenów, którzy traktowali cię jak syna: jadałeś w ich jadalni i

miałeś służącą do pomocy. Nie mówię tego ze złośliwości, tylko dlatego że
zapomniałeś, jak to wygląda.

Trzymając Jensine na ręce, postawiła na ogniu garnek z wodą do mycia

dziecka.

background image

- Jeśli okaże się, że Carlsenowie wynajęli pokój, myślisz, że mógłbyś

przez jakiś czas pomieszkać u Carla Wilhelma? O ile wiem, mają duże
mieszkanie.

Emanuel przytaknął, aczkolwiek niechętnie.
- Skoro tak stawiasz sprawę, to muszę się poddać. Mogę przynajmniej

zostawić tu walizkę?

- Oczywiście. Chłopcy wpadną w zachwyt, kiedy wrócą ze szkoły i

zobaczą, że tu stoi. Powiem im, że najprawdopodobniej zamieszkasz w
pobliżu i że będziesz nas odwiedzał, jak tylko nadarzy się okazja. Będą
musieli wykazać się cierpliwością.

Nic nie odpowiedział, włożył kapelusz i palto. Widziała, że uznał, że jest

wobec niego surowa. Właściwie mógł zażądać, żeby go przyjęła, byli
przecież małżeństwem. Większość mężczyzn wykorzystałaby ten fakt. Po
chwili zniknął za drzwiami, nawet się nie pożegnawszy.

Naprawdę była surowa? Wyjrzała przez kuchenne okno. Na szybach

osiadł szron, niewiele widziała. Sople zwisały z dachu, drzewa też były
oszronione. Zanosiło się na kolejną srogą zimę. Przeszedł ją dreszcz.
Mimo że powkładała do butów gazety, marzły jej palce. Miała wrażenie,
że już nigdy nie zdoła się ogrzać. W nocy trudno jej było zasnąć między
karmieniami. Cała drżała z zimna, ale nie mogła sobie pozwolić zużywać
więcej drewna, stos przy drewutni malał z każdym dniem. Sądziła, że
Emanuel bez problemu znajdzie jakąś pracę, miał przecież znakomitą
opinię z tkalni płótna żaglowego, poprawnie się wyrażał i dobrze się
prezentował. Skoro jego ojciec nie chciał im pomóc, będzie im trudno,
jeśli on nic nie znajdzie.

Położyła Jensine na kuchennym stole i zdjęła jej pieluchę. Mała leżała

spokojnie, zadowolona. Miała gładką skórę, był silna, dobrze zbudowana i
piękna. Elise czuła, jak wzbiera w niej duma i radość. Czasem czuła
ukłucie litości wobec Hildy, której odebrano dziecko, zanim zdążyła
doświadczyć podobnego doznania. Przeszedł ją dreszcz i cicho pomodliła
się, żeby jej dziecka nie spotkał podobny los.

W kuchni panował chłód, mimo że paliło się w piecyku. Zimno

wdzierało się przez spaczone okno i przez podłogę. Ściany były cienkie,
mróz wdzierał się wszystkimi szparami. Szybko umyła dziecko, założyła
pieluchę, zwinęła w becik i znów przystawiła do piersi.

W rogu przy piecyku siedział Hugo na nocniku, nie śpieszył się. Cały

czas, kiedy Emanuel tu był, bawił się szmacianą lalką, nie interesując się
obcym mężczyzną. Roczne dziecko nie pamiętało wydarzeń sprzed kilku
miesięcy. Emanuel kilka razy próbował coś do niego powiedzieć, ale Hugo

background image

tylko patrzył na niego wielkimi, zdziwionymi oczami. A Emanuel był
głównie zajęty rozmową z Elise. Starał się ją przekonać, żeby pozwoliła
mu zostać. Nie zauważył, że dziecko nie obdarzyło go swoim uśmiechem,
którym obdarzało innych.

Następnym razem będzie lepiej. Miała taką nadzieję.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Elise naciągnęła czapkę na czoło, otuliła się mocniej szalem i cała

drżąca opuściła pośpiesznie sklep. Oblepiły ją płatki śniegu, a zimno
przenikało przez ubranie, mrożąc ją całą. Czy ten mróz nigdy się nie
skończy? Nie pamiętała, żeby ubiegłej zimy aż tak marzła. Może wynikało

background image

to z tego, że za mało sypiała? Jensine płakała w nocy częściej, niż robił to
Hugo.

Anna przyszła i zajęła się dziećmi, ostatnio często to robiła. Elise miała

wrażenie, że boi się, że Emanuel się wprowadzi, zanim będzie pewne, czy
małżeństwo Johana i Agnes przetrwa. Na razie nic nie wskazywało na to,
żeby chciał ją odesłać z powrotem. Anna dostała od niego list, który dała
Elise do przeczytania. Było w nim dużo o dziecku, nie miała wątpliwości,
że był z niego dumny i uznał je za swoje. Elise zwróciła na to uwagę
Annie, ale Anna najwyraźniej wyczytała między wierszami coś, czego ona
nie zauważyła. Twierdziła, że Johan jest nieszczęśliwy i wcale nie jest
zadowolony z tego, co się stało.

Pośpiesznie schodziła po schodach z ciężkim koszykiem, musiała kupić

ziemniaki, naftę, chleb i mleko. Śnieg oblepiał jej twarz, prawie nic nie
widziała. Niewiele brakowało, a wpadłaby na starsze małżeństwo, które
szło w jej kierunku.

W tym momencie usłyszała głos: - Czy to nie pani Ringstad?
Zatrzymała się gwałtownie, unosząc nieco głowę. Przed nią stali

państwo Mathiesen.

Pan Mathiesen uniósł lekko kapelusz.
- Wszystkiego dobrego w nowym roku, pani Ringstad, no i gratulacje.

Słyszeliśmy, że urodziła pani córeczkę - powiedział mężczyzna, a jego
głos brzmiał miło i sympatycznie. - Wiadomości szybko się rozchodzą -
dodał, śmiejąc się.

- Cieszę się, że tym razem to dziewczynka - powiedziała pani

Mathiesen, równie sympatycznie i przyjaźnie jak jej mąż. - Chodzi mi o to,
że tylu u was chłopców - dodała i uśmiechnęła się speszona.

- Może pani pracować, mając takie maleństwo, pani Ringstad?
- Nie, jeszcze nie pracuję. Pracowałam u pani Borresen na

Maridalsveien do samych świąt, ale jeszcze przed porodem musiałam
przestać. Teraz zaczekam, aż będę mogła wyjść z małą na dwór, na razie
jest za zimno.

Pani Mathiesen patrzyła na nią wyraźnie przerażona.
- Zamierza pani pracować w sklepie, mając dwójkę takich małych

dzieci? - spytała.

- Tego jeszcze nie wiem. Mam też kilka innych możliwości. Zauważyła,

że małżonkowie wymienili spojrzenia. Pan Mathiesen odchrząknął.

- Mam nadzieję, że potraktowała pani poważnie naszą propozycję

pomocy i nie poczuła się urażona. Nie zamierzaliśmy pani obrazić, po
prostu chcielibyśmy być przydatni. Jak już mówiłem podczas naszej

background image

wizyty u pani, też przeszliśmy trudne chwile. Jedyny sposób, w jaki
możemy choć trochę zrekompensować to, co zrobił nasz syn, to zadbać,
żeby pani i pani rodzina nie cierpiała ponad miarę. Wiem, że jest pani
dumna i nie chce niczyjej pomocy, i szanuję to. Wręcz podziwiamy panią
za to. Tym niemniej proszę odłożyć dumę na bok i posłuchać, co mamy
pani do powiedzenia, chociażby przez wzgląd na dziecko. Jeśli trudno pani
przyjąć od nas pieniądze, proszę pozwolić, że od czasu do czasu zostawię
pani przed drzwiami coś do jedzenia.

Elise poczuła, że się zarumieniła. Mierziła ją myśl, że miałaby

cokolwiek od nich przyjąć, ale kiedy zobaczyła proszące spojrzenie
mężczyzny, zrozumiała, ile to dla nich znaczy, i nie miała serca odmówić.
Nie mogła obwiniać ich o to, co zrobił Ansgar, rozumiała, że ich to też
dużo kosztowało. Rodzice Emanuela nie chcieli mieć nic wspólnego z
Hugo, nie mogła też liczyć na jakąś większą pomoc ze strony matki i
Asbjorna. Mieli dosyć własnych spraw, szczególnie teraz, kiedy matka
spodziewała się dziecka. To, co mogli im dać, powinno przypaść
chłopcom. Wszystko to oznaczało, że Hugo pozbawiony był wsparcia
dziadków. Skoro Mathiesen tak bardzo pragnął coś dla niego zrobić, nie
mogła się sprzeciwiać i ze względu na Hugo, i ze względu na nich samych.

Przytaknęła, aczkolwiek niechętnie.
- Dziękuję. Nie będę kryła, że w tej chwili jest mi dość ciężko, ale być

może mój mąż wróci do domu i wtedy będzie nam lżej.

Zauważyła, że oboje się zdziwili. A więc nie słyszeli nic o tym, że Signe

została odesłana do domu.

- To byłoby dobrze dla was wszystkich - odezwał się Mathiesen z

wyraźną ulgą. Martwił się, że cała odpowiedzialność spadła na nią.

Pani Mathiesen sprawiała wrażenie, jakby chciała jeszcze coś

powiedzieć, ale nie była pewna, czy powinna. W końcu jednak nie
wytrzymała: - Słyszała pani, że Ansgar się zaręczył?

Elise przytaknęła.
- Helenę Fryksten odwiedziła mnie - powiedziała.
Oboje otworzyli szeroko oczy, pierwszy odezwał się pan Mathiesen.
- Panna Fryksten panią odwiedziła? Dlaczego?
- Miała nadzieję, że pozwolę Ansgarowi spotykać się z Hugo. Pan

Mathiesen sprawiał wrażenie oszołomionego.

- Ale czy ona wie... To znaczy... Czy Ansgar...
Elise pomogła mu: - Ansgar powiedział jej, co się zdarzyło. Panna

Fryksten jest osobą głęboko wierzącą. Uważa, że Ansgar został już
dostatecznie ukarany i że ma prawo widywać własne dziecko.

background image

Zauważyła, że jej głos brzmi ostro. Na samo wspomnienie Helenę

Fryksten przeszły ją ciarki.

- Wielkie nieba! - wykrzyknął pan Mathiesen, najwyraźniej nie wiedząc,

co ma powiedzieć. To był dla niego wstrząs. Odchrząknął. - Na pewno
była pani zakłopotana. To zrozumiałe.

Elise poczuła nagle, że ma łzy w oczach. Nie chciała pokazać im, jak

silnie przeżywa tę sytuację, ale nie była w stanie powstrzymać łez.

- Ona nic nie rozumie - głos odmówił jej posłuszeństwa. - Uważa, że

jestem bezwzględna, bo mu tego zabroniłam, ja, która już wtedy
opiekowałam się trójką i byłam w ciąży z następnym dzieckiem.

Rozpłakała się, szybko się od nich odwróciła i zaczęła biec.
Kiedy dotarła do mostu, zobaczyła, jak jakiś mężczyzna wchodzi i znika

w domu majstra. Nie zdążyła zobaczyć, kto to był. Emanuel zamieszkał u
Carlsenów i spędzał przedpołudnia na pisaniu podań i odwiedzaniu biur.
Może to był Torkild? Może powinna mu się zwierzyć i spytać, czy ma
przyjąć pomoc, którą zaoferowali jej rodzice Ansgara? Nie tylko teraz, ale
i w przyszłości. Torkild wciąż był w Armii Zbawienia i miał do czynienia
z różnymi ludzkimi losami, na pewno mógł jej coś doradzić.

Jednak to nie był Torkild, tylko Emanuel. Stał i rozmawiał z Anną.

Jensine spała w kołysce, a Hugo siedział na podłodze i się bawił.

Emanuel odwrócił się do niej i się uśmiechnął, natychmiast jednak

spoważniał.

- Coś się stało? Wyglądasz, jakbyś płakała. Pokręciła przecząco głową.
- To przez ten śnieg. Wcześnie dzisiaj przyszedłeś - powiedziała.
- Mam dobre wiadomości. Dostałem pracę w Zakładach Myren.
- Gratuluję - powiedziała, starając się pozbierać i okazać trochę radości,

ale nie była w stanie.

- Nie cieszysz się? - spytał, patrząc na nią zawiedziony.
- Oczywiście, tylko że strasznie zmarzłam. Przewiało mnie do szpiku

kości, poza tym wrasta mi paznokieć.

Emanuel dalej się jej przyglądał.
- Coś się stało. Widzę to po tobie - powiedział.
Jaki sens ma trzymanie tej historii w tajemnicy? Jeśli mieli znów

mieszkać razem, nie może mieć przed nim tajemnic. Nic dobrego by z tego
nie wynikło.

- Natknęłam się na państwa Mathiesen, rodziców Ansgara. Oczy mu

pociemniały.

- Tak? Czego chcieli? - spytał.
- Chcą mi pomóc. Jeśli nie przyjmę pieniędzy, pragną zadośćuczynić za

background image

występek syna, przynosząc mi od czasu do czasu jedzenie i inne rzeczy.

Emanuel zrobił się purpurowy na twarzy.
- Miałabyś brać jałmużnę od rodziców gwałciciela? W życiu nie

słyszałem czegoś równie szalonego.

- Co im odpowiedziałaś? - spytała Anna łagodnie. Mimo że chciała,

żeby Elise zaczekała na Johana, nie podobało się jej to, co przed chwilą
usłyszała. Nie lubiła, kiedy ludzie się kłócili. Wiele razy to powtarzała.

- Zgodziłam się - odpowiedziała Elise, podnosząc głowę. Emanuel

otworzył usta, gotów protestować, ale się powstrzymał.

Może przypomniał sobie, co kiedyś mówił, a może zobaczył jej sta-

nowczy wyraz twarzy. Elise nie była przekonana, że dobrze robi, godząc
się na ich propozycję, ale nie chciała, żeby Emanuel o tym decydował. To
przede wszystkim ona odpowiadała za Hugo.

- Uważam, że słusznie postąpiłaś - powiedziała Anna cicho i spokojnie. -

Jego rodzice nie są winni tego, co się stało, a skoro chcą pomóc wnukowi,
to powinnaś dać im szansę. Sama mówiłaś, że mu wybaczyłaś, mimo że
nigdy tego nie zapomnisz. Twoje wybaczenie musi też obejmować jego
dziadków.

Emanuel odwiesił kapelusz i palto i usiadł przy kuchennym stole.
- Nie rozmawiajmy już o tym. Opowiedzieć ci o mojej nowej posadzie?

Jest tak dobrze płatna, że sądzę, że będzie nas stać na domek na
Hammergaten.

Najwyraźniej chciał zmienić temat.
Elise i Anna wymieniły spojrzenia. Oczy Anny były smutne, Elise

domyślała się, o czym myśli: ostatnia nadzieja na to, że Johan i ona będą
razem, się rozwiała.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Nagle pogoda się zmieniła i zrobiło się ciepło. Elise posłała Pedera z

wiadomością do Kjelsas i zapytaniem, czy matka i Asbjorn nie
odwiedziliby ich któregoś dnia, żeby poznać Jensine. Nie widzieli jej
jeszcze, gdyż utrzymywała się zbyt niska temperatura. Matka była już w
siódmym miesiącu ciąży i podróż mogła się okazać dla niej zbyt męcząca.
Brakowało jej sił i większość czasu spędzała, siedząc na kanapie. Elise
zaproponowała, żeby przyjechali pociągiem. I tak będą musieli przejść
kawałek do stacji, a potem ze stacji, ale lepsze to niż iść całą drogę.

Ku radości wszystkich matka się zgodziła. Mieli przyjechać w najbliższą

niedzielę, o ile odwilż się utrzyma.

Chłopcy często odwiedzali ich w willi „ Almsdorf", a po szczerej

rozmowie, podczas której Elise powiedziała matce prawdę o Hugo,
sytuacja się zmieniła. Jedynym zmartwieniem pozostawał brak postępów
Pedera w czytaniu, mimo że ćwiczył z matką przynajmniej raz w tygodniu.
Twierdził, że była bardzo surowa. Musiał w kółko powtarzać te same
słowa, a jeśli coś źle przeczytał, matka się złościła. W końcu zaczynał się

background image

tak denerwować, że cały się pocił. Doszło do tego, że bał się tych spotkań,
mimo że do tej pory chętnie ich odwiedzał.

Elise przyglądała mu się zamyślona. . - Trzeba będzie znaleźć jakiś inny

sposób. Nie wierzę, że można się nauczyć czegoś pod przymusem i pod
groźbą kary, chociaż jestem też przekonana, że ćwiczenie jest konieczne.
Zauważyłam, że mylisz literkę d z literką b i literkę p z literką g. I że masz
problem z zapamiętaniem, która strona jest prawa, a która lewa. Może
między tym jest jakiś związek. Gdyby tak udało się nam wymyślić jakąś
zabawę, gdzie mógłbyś to wszystko ćwiczyć. Coś, co by cię bawiło, ale
żebyś przy okazji też mógł ćwiczyć.

Tego samego dnia wieczorem usłyszała jakieś dziwne dźwięki

dobiegające z przedsionka. Najpierw pomyślała, że to Olaf coś robi, ale po
chwili rozpoznała głos Pedera. Wyjrzała ostrożnie. Peder zrobił piłkę ze
skrawków materiału, zszył je i całość obwiązał sznurkiem. Teraz stał i albo
kopał piłkę, albo nią rzucał o ścianę, wydobywając z siebie na wpół
zduszone dźwięki. Był tak zajęty, że nie jej zauważył. Elise stała w
drzwiach i patrzyła na niego, próbując się domyślić, co on robi.

Na ścianie powiesił kartkę papieru, na której napisał duże literki b, d, g i

p. Rzucał piłkę prawą ręką, wołając przy tym wściekle: „Masz swoje b, ty
bandyto!" Następnym razem wołał: „Masz swoje d, ty draniu!" Potem
zamiast rzucać, zaczął kopać piłkę, cedząc przez zęby: „Masz swoje p, ty
pasożycie!", kiedy kopał prawą nogą, i „Masz swoje g, ty gówniarzu!",
kiedy kopał lewą.

Elise zaniemówiła ze zdumienia. Peder posłuchał jej i sam wymyślił

sobie zabawę, podczas której ćwiczył sprawiające mu trudności litery!
Czyżby naprawdę sam na to wpadł? W takim razie z jego głową na pewno
wszystko było w porządku. Miał w sobie tyle samozaparcia, że na pewno
sobie poradzi. Musi go tylko zachęcać, żeby chciał dalej pracować.

Zamknęła za sobą drzwi, nie chciała mu przeszkadzać. Poszła do

kuchni, wyjęła mąkę, cukier, jajka i mleko, żeby usmażyć placki. Taka siła
woli wymagała nagrody. Przygotuje im dobrą kolację.

Na szczęście odwilż się utrzymała. W niedzielę można było wyjść na

dwór, było nawet kilka stopni ciepła, jakby to był marzec albo kwiecień.
Śnieg stopniał, kapało z dachów, ten dźwięk napawał nadzieją. Nie
pamiętała, kiedy ostatnio tak się cieszyła na nadejście wiosny jak w tym
roku.

Zdążyła ułożyć Jensine do snu po tym, jak ją umyła i nakarmiła, kiedy

za drzwiami dały się słyszeć głosy. Wzięła Hugo na rękę i pośpieszyła
otworzyć, mając nadzieję, że to matka, Asbjorn i Anne Sofie.

background image

- Witaj! - powiedziała matka, a jej głos brzmiał lekko i wyraźnie.

Uśmiechała się. - Tak się cieszę, że zobaczę małą Jensine!

Przeniosła wzrok na Hugo.
- Witaj, Hugo! Ale wyrosłeś od świąt.
Zaczęła ostrożnie wchodzić po schodkach, Asbjorn ją podtrzymywał.

Miejscami wciąż jeszcze leżał śnieg, na pewno bała się przewrócić.

Gdy tylko weszła, od razu zbliżyła się do kołyski, ale Elise dobrze

otuliła małą kocykami, więc widać było tylko kawałek noska i jej
zamknięte oczka.

- Na pewno zaraz się obudzi, wtedy przyjrzysz się jej lepiej - pocieszała

Elise.

- Anne Sofie bardzo podobała się jazda pociągiem. Jechała nim

wcześniej tylko raz.

Peder i Evert przyszli z pokoju, gdzie bawili się żołnierzykami. Kristian

siedział zatopiony w lekturze jakiejś książki geograficznej, którą pożyczył
od Reidara.

Peder najwyraźniej usłyszał, co matka mówiła, i zawołał: - My też

kiedyś jechaliśmy pociągiem! Cały dzień! Do Ringstad!

Matka się roześmiała.
- Podróż nie trwała cały dzień, ale pamiętam, jak o niej opowiadaliście.

Odwiedziliście wtedy rodziców Emanuela - powiedziała i uśmiechnęła się
do Elise. - Tak się ucieszyłam, kiedy Peder powiedział mi, że Emanuel
wrócił. Mówiłam ci, że jak tylko się przeprowadzicie na drugą stronę
rzeki, to na pewno wróci. To prawda, że chcecie wynająć dom w Sagene?
Tak się cieszę, że wreszcie zachowujesz się rozsądnie. To miejsce nie
nadaje się dla kogoś, kto przywykł do lepszych warunków.

Elise uśmiechnęła się. Nie podjęła dyskusji, nie chcąc psuć rzadkiej

chwili, kiedy wszyscy byli razem. Poza tym matka miała rację. To po
rozmowie z nią Elise postanowiła się przeprowadzić.

- Jeszcze nie wiem, czy będzie nas na to stać. Właściciel jeszcze nam nie

powiedział, ile za niego zażąda.

- Emanuel dostał przecież pracę, będzie go stać na opłacenie czynszu.

Kiedy się przeprowadzacie?

- Dom się zwolni dopiero latem.
- Szkoda. Emanuelowi pewnie trudno spać, kiedy wszyscy leżą jeden

obok drugiego.

Chłopcy pomogli powiesić ubrania na wieszakach, ale najwyraźniej też

pilnie śledzili przebieg rozmowy.

- Emanuel nocuje u Carlsenów - wpadł w słowo Peder. Matka stanęła i z

background image

niedowierzaniem patrzyła na Elise.

- Nocuje w Carlsenów? - spytała.
- Sama powiedziałaś, że trudno tu spać, kiedy wszyscy leżą jeden obok

drugiego. Olaf Henricksen ma umowę do lata, a kiedy się stąd
wyprowadzimy, domek przejmą Hilda i Reidar. Cieszę się z tego, bo
chłopcy będą mogli przychodzić w odwiedziny i nie muszą żegnać się z
domkiem. Hilda zaproponowała nawet, żeby przychodzili tu po szkole i
jedli, zanim pójdą do pracy, żeby nie musieli się tak bardzo śpieszyć. To
znaczy jeśli w ogóle coś z tego wyjdzie.

- Coś jest nie w porządku? Masz jakieś wątpliwości?- spytała matka,

marszcząc czoło.

Elise nie miała ochoty rozmawiać o warunkach, które postawiła

Emanuelowi, matka i tak by jej nie zrozumiała.

- Po prostu nie chcę, żeby chłopcy czuli się zawiedzeni, jeśli się okaże,

że nie możemy wynająć domu.

Zaczęła pośpiesznie sprzątać ze stołu.
- Usiądźcie. Zaraz nastawię kawę. Miałam nadzieję, że przyjedziecie,

więc kupiłam dla wszystkich po ciastku, a potem podam zupę.

- Już mi ślinka leci. Z masłem i z żółtkiem?
- My też dostaniemy? - spytał Peder, patrząc na nią głodnym wzrokiem.
- Oczywiście, zawsze jecie to samo co my.
- W domu u Pingelena dzieci jedzą ziemniaki, kiedy dorośli dostają

mięso - wtrącił się do rozmowy Evert.

Kristian stał w drzwiach i najwyraźniej czekał, aż będzie mógł coś

powiedzieć, ale nie mógł się przebić. Elise pomogła mu.

- Asbjorn, Kristian chce ci coś pokazać. Narysował mapę Stanów

Zjednoczonych, pokolorował stan Waszyngton i zaznaczył miejsce, gdzie
mieszkają nasi wujkowie.

Asbjorn poszedł za Kristianem do pokoju. Rozmowa toczyła się dalej,

Elise była zadowolona. Skoro matka poświęcała tyle uwagi Pederowi,
ćwicząc z nim czytanie, dobrze, że Asbjorn poświęci trochę czasu
Kristianowi.

Ledwo zdążyli usiąść do stołu, kiedy zjawili się Emanuel, Hilda i

Reidar. Wszyscy troje byli w kościele: Hilda i Reidar w Sagene, a
Emanuel w Gamie Aker. Elise wiedziała, że był tam z Carlsenami.

Jak tylko podał rękę matce i Asbjornowi, zaczął podniecony opowiadać.
- Widziałem Paulsena Juniora w kościele. Razem z młodą kobietą.

Miałem wrażenie, że byli bardzo sobą zajęci.

- Niedawno został wdowcem! - powiedziała z oburzeniem Hilda.

background image

- Minęło od tego czasu kilka miesięcy, a już wtedy Torkild mówił, że ma

wrażenie, że Paulsen wkrótce znów się ożeni - powiedziała Elise, patrząc
na siostrę.

- Nie sądzę, żeby bardzo kochał żonę, skoro tak szybko się pocieszył.
Elise pomyślała, że Hilda martwi się o Braciszka. Powinna się chyba

cieszyć, że będzie miał nową matkę, chociaż z drugiej strony nigdy nie
wiadomo, jak to będzie. W bajkach macochy zawsze były złe.

- Spotkałem wielu znajomych - powiedział Emanuel, który był w

dobrym humorze i w ogóle nie zastanawiał się, co powiedzą matka i
Asbjorn na to, że nagle znów się pojawił w domku majstra. - Wychodząc z
kościoła, wpadłem na Wang-Olafsena. Powiedział mi, że Carl Wilhelm i
Olga Katrine mają syna, urodził się w zeszłym tygodniu. Aż promieniał z
zadowolenia. Nie ma nikogo poza Carlem Wilhelmem i chyba czuł się
bardzo samotny po tym, jak zmarła mu żona. Pewnie dlatego jest taki miły
dla Pedera.

- Nie będzie już nas odwiedzał? - spytał Peder zawiedzionym głosem.

Razem z Evertem i Anne Sofie siedzieli na skrzyni z drewnem, machając
nogami i jedząc każde swoje ciastko za dwa ore.

Elise nalała z wiadra trochę mleka do dzbanuszka na śmietankę i podała

matce.

- Na pewno będzie nas odwiedzał - powiedziała. - Był tu jesienią, nie

chce się narzucać. Na pewno jest ciekaw, czy dostaliśmy jakieś
wiadomości od wujków w Ameryce, to przecież on namówił nas, żeby
spróbować ich odszukać.

Matka też się zainteresowała.
- Miałaś jakieś wiadomości od wuja Kristiana po wysłaniu listu?
Elise pokręciła głową.
- Nie, i trochę mnie to dziwi. Odniosłam wrażenie, że ucieszyły go

wiadomości od nas.

- Z pewnością są zapracowani, jak większość z nas. Na pewno przyjdzie

jakaś odpowiedź - powiedziała matka i zwróciła się do Emanuela: -
Ucieszyłam się, kiedy usłyszałam, że wróciłeś do domu.

Emanuel zaczerwienił się, chyba nie spodziewał się, że matka będzie

mówić o tym tak otwarcie. Elise miała czasem wrażenie, że Emanuel
traktuje swoje zniknięcie, jakby to była podróż, a jego powrót był czymś
oczywistym.

Matka zrozumiała, że sytuacja jest dla niego krępująca. Poklepała go po

ręce.

- Zapomnijmy o tym, co się wydarzyło, i cieszmy się, że znów jesteśmy

background image

wszyscy razem.

Pogładziła swój brzuch. Nie był tak duży jak brzuch Elise, kiedy ta była

w siódmym miesiącu.

- Mam nadzieję, że kiedy następnym razem tu przyjedziemy, będzie nas

już czworo.

Peder patrzył na jej brzuch.
- To chłopiec czy dziewczynka? - spytał. Matka się roześmiała.
- Tego nikt nie wie. Dlatego czekamy w takim napięciu. Asbjorn kupił

już niebieskie ubranka. Ma nadzieję, że to jednak chłopak.

- A co, jeśli urodzi się dziewczynka? Będzie chodziła w ubrankach

chłopca? - spytał Peder, najwyraźniej przestraszony.

- Podobnie jak ty, kiedy byłeś mały - szybko wtrąciła Hilda. - Nosiłeś

ubranka po mnie i po Elise. Pamiętam, jak słodko wyglądałeś w tej
sukience z koronkami i różowymi wstążkami.

Peder zrobił się pąsowy na twarzy i Elise uznała, że musi in-

terweniować.

- Hilda sobie z ciebie żartuje. Żadna z nas nie miała sukienki z

koronkami i z różowymi wstążkami. Jedyne, co po nas nosiłeś, to
pończochy, swetry, czapki i rękawiczki.

- I białe majtki - dodała szybko Hilda. Matka znów się zwróciła do

Emanuela.

- Co słychać u Carlsenów? - spytała.
- Wszystko w porządku. Bez zmian. Carlsen jest zajęty swoją pracą, a

pani Betzy i Karolinę spędzają czas, chodząc do teatru i na herbatki.

- Córka jeszcze nie znalazła sobie męża? Ma już przecież dwadzieścia

parę lat.

Emanuel uśmiechnął się.
- Na pewno upatrzyła sobie już niejednego, problem w tym, żeby któryś

dał się złapać.

- Stanowi dobrą partię. I jest ładna.
- Ja bym się nie skusił.
Jak zwykle Peder nie był w stanie się powstrzymać, chociaż wiedział, że

dzieci nie powinny się wtrącać do rozmów dorosłych. Uśmiechnął się
szeroko i powiedział: - Jasne, bo ty kochasz Elise.

Emanuel spojrzał na niego poważnie.
- Masz rację, Peder. Nikt lepszy niż Elise nie mógł mi się trafić.
Rozległo się pukanie i wszyscy spojrzeli w kierunku drzwi.
- Jeszcze ktoś idzie? - spytała Hilda. - Nie ma już więcej kawy ani

ciastek. Może to Olaf?

background image

Elise pokręciła głową.
- On nie puka do drzwi. Zawsze najpierw idzie do siebie, potem schodzi

i wtedy puka - powiedziała. Wytarła ręce w fartuch i ruszyła w kierunku
drzwi. Może to Anna i Torkild. Zrobiło jej się przykro, że nie będzie mogła
ich niczym poczęstować.

Uchyliła drzwi, żeby nie wypuścić zbyt dużo ciepła. Na schodkach stał

Johan.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Czuła, jak zaczynają płonąć jej policzki, a serce wali jak młot.
- Johan? Co za niespodzianka! Wejdziesz?
Otworzyła drzwi, odwracając się do pozostałych: - Mamy odwiedziny z

zagranicy. Przyjechał Johan Thoresen.

Sama słyszała, że mówi nienaturalnie głośno. Na litość boską, po co

powiedziała jego nazwisko, przecież wszyscy znali Johana.

Przy kuchennym stole zapadła cisza, tylko Peder i Evert zeskoczyli ze

skrzyni na drewno i ruszyli biegiem w jego stronę.

- Johan?! - zawołał Peder, a w jego głosie słychać było niekłamaną

radość. - Wróciłeś do domu? Jaki jesteś elegancki! Masz nową czapkę?

Johan roześmiał się i zaczął czochrać mu włosy.
- Zgadłeś, Peder. Mam nową czapkę i nowe palto, ale poza tym jestem

taki jak zawsze.

Nagle chyba odkrył, kto siedzi przy stole. Emanuel był odwrócony do

niego plecami. Uśmiech znikł z jego ust.

- Przepraszam, jeśli przeszkadzam - powiedział. Hilda pośpieszyła mu z

pomocą.

- Wejdź, Johan, jest tu tylko nasza rodzina. Mama nie widziała jeszcze

córeczki Elise, jest tu pierwszy raz od jesieni.

- Dziękuję, ale ja... Pomyślałem, że zajrzę do was w drodze do Anny i

Torkilda.

Elise wpadła mu w słowo: - Gratuluję ci syna. Anna nam powiedziała.
- Dziękuję. Ja też ci gratuluję córki.
Uśmiechał się, ale Elise czuła, że był skrępowany. Wyciągnął coś z

kieszeni.

- Mam jakieś drobiazgi dla chłopców. Podał Evertowi i Pederowi po

zawiniątku.

- Kristian jest już za duży na takie rzeczy, więc przywiozłem mu

scyzoryk.

- Kristian podszedł, skłonił się i podziękował, cały czerwony ze

background image

szczęścia, podczas gdy Peder i Evert niecierpliwie odpakowywali swoje
zawiniątka. Nagle dał się słyszeć podwójny okrzyk radości. „Diabolo!"
Peder odwrócił się do Elise: - Elise, dostałem diabolo! Prawdziwe
diabelskie diabolo, dokładnie takie, o jakim marzyłem!

Nagle Elise przypomniała sobie, że przecież dostała pieniądze od

Emanuela, żeby kupić Pederowi diabolo. Jak mogła o tym zapomnieć i
dlaczego Peder jej nie przypomniał? Czyżby uznał, że pieniądze były jej
potrzebne na jedzenie?

Nie wiedziała, co powiedzieć. Czuła na sobie oskarżycielski wzrok

Emanuela. Wiedziała, że Johan był zdziwiony jej reakcją.

- Bardzo ładne - wymamrotała.
Peder chyba o wszystkim zapomniał. To dziwne, bo był bardzo

podniecony, kiedy Emanuel powiedział, że mu je kupi. Pewnie nie
potraktował poważnie tej obietnicy, skoro nic nie dostał.

Teraz pośpiesznie podszedł do stołu, żeby pokazać wszystkim swój

prezent.

Emanuel nic nie powiedział, nawet nie przywitał się z Johanem. Matka

miała ściągniętą twarz i najwyraźniej nie wiedziała, co sądzić o tej
niespodziewanej wizycie.

Dla Elise sytuacja stawała się nie do wytrzymania.
- Przykro mi, że nie mamy cię czym poczęstować, ale właśnie

opróżniliśmy półmisek - powiedziała, uśmiechając się z zażenowaniem. -
Gdybym wiedziała, że przyjdziesz...

- Nic nie szkodzi... Jak już mówiłem, wpadłem tylko, żeby dać

chłopcom te drobiazgi. Anna i Torkild czekają na mnie.

Spojrzała na niego zdziwiona.
- Wiedzą, że przyjechałeś? - spytała.
- Tak, wysłałem im telegram.
- Agnes i dziecko przyjechali z tobą?
- Nie, dla małego to za daleka podróż, poza tym to sporo kosztuje.

Przyjechałem z profesorem. Chce obejrzeć tu kilka prac. To on płaci.

- Zostaniesz chyba kilka dni?
- Około tygodnia - powiedział, zerkając na Emanuela. - Muszę iść, żeby

nie zaczęli się martwić i zastanawiać, co się ze mną stało.

Odprowadziła go do wyjścia. Mimo że wiedziała, jaka będzie reakcja

pozostałych, poszła z nim do samych schodków, zamykając za sobą drzwi.

Patrzyła na niego i czuła, jak przeszywa ją ból.
- Powinnam była odpisać na twój ostatni list.
Johan próbował się uśmiechnąć, ale jego oczy zdradzały ten sam

background image

smutek.

- Co mogłaś mi odpowiedzieć? Tak po prostu jest - oznajmił z

wahaniem. - A co z tobą? - spytał. - To przypadek, że on tu dzisiaj jest?

Chciałaby, żeby nie zadał tego pytania, ale przecież wcześniej czy

później i tak wyszłoby to na jaw. Pokręciła głową.

- Prosił, żebym pozwoliła mu wrócić. Postawiłam kilka warunków. Póki

co mieszka u Carlsenów.

- Naprawdę chcesz pozwolić mu wrócić?
- Nie ty jeden o to pytasz. Hilda była wstrząśnięta, Anna zatroskana.

Ciągle ma nadzieję, że... - umilkła.

- Że w końcu ty i ja będziemy razem - powiedział i westchnął głęboko.

Odwrócił się, żeby wyjść. - Muszę z tobą porozmawiać. Wpadnę któregoś
przedpołudnia, kiedy będziesz sama. Wtedy chyba go tu nie ma?

- Przychodzi dopiero po południu. Jeden z warunków mówi o tym, że

musi więcej zajmować się dziećmi. Ale jeszcze nie podjęłam ostatecznej
decyzji.

Serce jej waliło. Jaka będzie jego odpowiedź?
- Więc pewnie się stara - rzekł i pokiwał głową.
W pierwszej chwili uznała to za złośliwość, ale zaraz zrozumiała, że się

pomyliła. Podniósł rękę w geście pożegnania i wyszedł.

Jak tylko weszła do kuchni, poczuła, że nastrój zrobił się ciężki. Matka

nie potrafiła się powstrzymać.

- Czego on chciał? - spytała.
- Dowiedzieć się, co u nas - odpowiedziała Elise, starając się na nich nie

patrzeć. Dołożyła drew do ognia i nastawiła wodę na zmywanie.

- Nie mógł cię spytać, kiedy był tu w pokoju, zamiast trzymać cię na

tym zimnie, żebyś jeszcze się przeziębiła?

- Już nie jest zimno.
Wtedy Hilda powiedziała to, o czym wszyscy myśleli: - Pewnie chciał

się dowiedzieć, dlaczego jest tu Emanuel. Nic dziwnego, że ludzie się
zastanawiają.

Matka posłała jej surowe spojrzenie.
- Nic nikomu do tego, a już najmniej Johanowi Thoresenowi -

powiedziała i odwróciła się do Emanuela. - Nie przejmuj się. Za chwilę
wszyscy zapomną o tym, co się stało. Tak to już jest tu nad rzeką. Kiedy
coś się dzieje, ludzie się tym podniecają i o niczym innym nie mówią, ale
zaraz pojawia się coś nowego i sprawa idzie w zapomnienie.

- Wcale się tym nie przejmuję, pani Lovlien. Przepraszam, pani

Hvalstad. Uważam jedynie, że Johan Thoresen powinien mieć na tyle

background image

wstydu, żeby trzymać się stąd z daleka. Trudno mi uwierzyć, że ludzie w
okolicy zapomnieli już, co on wyczyniał.

Elise czuła, jak wzbiera w niej złość. A on postąpił lepiej? Otworzyła

usta, żeby zaprotestować, ale w tym momencie Hilda szybko wstała od
stołu i podeszła do pieca.

- Pozmywam - powiedziała i szturchnęła ją w bok, wykrzywiając twarz.
Elise zrozumiała. Nie tak należało to rozwiązać. Jeśli Emanuel jeszcze

nie zrozumiał, co sam zrobił, potrzebne były inne metody. Poza tym dziś
jest niedziela, a chłopcy są wniebowzięci prezentami, nie może zepsuć im
dnia kłótnią.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Elise miała wrażenie, że słyszy głosy na schodkach. Podniosła głowę z

na wpół zapisanej kartki i zaczęła nasłuchiwać. Jensine i Hugo spali. Był

background image

to jeden z tych rzadkich momentów, kiedy mogła pisać, ale dzisiaj nie była
w stanie się skupić. Cały czas czekała, aż zjawi się Johan. Była
przekonana, że przyjdzie, jak tylko nadarzy się taka sposobność.
Przyjechał do Kristianii w konkretnej sprawie, praca miała oczywiście
pierwszeństwo.

Ktoś był na zewnątrz, dobrze słyszała. Dlaczego jednak nikt się nie

odzywał? Wstała od stołu. Johan byłby zapukał i wszedł, wiedział, że do
południa jest sama. Nie uznałby tego za coś niewłaściwego, ona zresztą też
nie. Był przyjacielem z dawnych lat, jej i rodziny, wolno było mu przyjść z
wizytą. Tylko Anna, Hilda i chłopcy zdawali sobie sprawę z tego, że wciąż
się kochają, i liczyli na pojednanie. Pozostali wiedzieli, że jest mężem
Agnes i że właśnie urodziło się mu dziecko.

Uchyliła drzwi. Nikogo nie było, ale na schodkach stało wiadro węgla,

worek drewna i karton po margarynie, pełen paczuszek zawiniętych w
gazety albo brunatny papier pakowy. Schyliła się i otworzyła pierwszą z
brzegu, był w niej ser. I wtedy zrozumiała. To z pewnością był goniec z
jedzeniem zamówionym i opłaconym przez pana Mathiesena!

Najpierw wniosła wiadro z węglem i worek z drewnem, potem karton

zjedzeniem. Niecierpliwie zaczęła otwierać pozostałe paczuszki. Był w
nich ser, masło, mały pojemnik z melasą, serek topiony, chleb, margaryna,
ziemniaki i marchewka, kapusta i kiełbasa, mięso i śledzie zawinięte w
pergamin. Była też torba kaszy, jajka, mąka pszenna, pasztet i kaszanka. W
życiu nie widziała tyle dobrych rzeczy naraz. Odkryła nawet małą torebkę
cukierków, na pewno dołożoną z myślą o chłopcach.

Poczuła, jak ze szczęścia ściska się jej gardło. Nawet gdyby dostała

zimowe palto lamowane futrem i do tego mufkę, taką, jaką miała córka
dyrektora przędzalni i której jej tak zazdrościła, nie byłaby szczęśliwsza.
Chciałaby, żeby w odpakowywaniu uczestniczyła Hilda i chłopcy. Jakby
na nowo przeżywała Wigilię, którą sprawił im w zeszłym roku Emanuel,
kiedy to po raz pierwszy dostali prezenty. Miała teraz dość jedzenia na
dłuższy czas: mogła smażyć placki i naleśniki, a tłuczone ziemniaki z ma-
słem i kaszanka były bardziej pożywne niż kasza na wodzie, tego nauczyła
się w szkole. Chłopcy powinni się porządnie odżywiać, żeby mieć siłę i w
szkole, i w pracy. Zawsze robiło się jej przykro, kiedy widziała, jak
siedzieli z opuszczonymi głowami, bladzi i śmiertelnie zmęczeni po
skończonym dniu pracy.

Nagle podskoczyła, słysząc za sobą jakiś dźwięk. Odwróciła się

przestraszona. W drzwiach stał Johan.

Uśmiechał się przepraszająco.

background image

- Pukałem co najmniej trzy razy. Ponieważ nie było żadnej odpowiedzi,

to wszedłem.

Czuła, jak się rumieni. Jakby przyłapał ją na gorącym uczynku.

Paczuszki leżały porozrzucane po całym stole, można było odnieść
wrażenie, że zrobiła zakupy na kilka tygodni.

Spostrzegła, że Johan przygląda się wszystkiemu, nie będąc w stanie

ukryć swojego zdziwienia.

- Usłyszałam kogoś na schodkach, a kiedy otworzyłam drzwi, znalazłam

to wszystko - tłumaczyła mu, rozkładając ręce, jakby chciała dać mu do
zrozumienia, że nie wie, skąd to wszystko się tu wzięło.

- Nie widziałaś, kto to przyniósł? Pokręciła przecząco głową.
- Na schodach nikogo nie było. Pewnie przyniósł to goniec, który od

razu odszedł. Nie słyszałam, żeby ktoś pukał - powiedziała, uśmiechając
się do niego.

- To z pewnością od Emanuela. Najwyraźniej stara się zaskarbić sobie

twoje względy - powiedział, a Elise zauważyła nutkę pogardy w jego
głosie. Czyżby był zazdrosny?

Pokręciła głową, nie chciała go okłamywać.
- Nie sądzę - powiedziała. - To znaczy jestem pewna, że to nie on. Ktoś

to wszystko bardzo dokładnie przemyślał, nie zależało mu na zrobieniu
wrażenia. Uczynił to ktoś, kto zna naszą sytuację i chce nam pomóc.

Posłał jej zdziwione spojrzenie.
- Więc jednak wiesz, kto to zrobił?
- Myślę, że tak. Ojciec Ansgara Mathiesena. Któregoś dnia spotkałam

jego i jego żonę przed sklepem. Prosił, żebym pozwoliła im coś dla nas
zrobić. Chcieli nam zadośćuczynić za krzywdę, którą wyrządził nam ich
syn. I on, i jego żona są głęboko nieszczęśliwi z powodu tego, co się stało.
Jest im wstyd.

Johan nic nie powiedział. Widziała, że jest zdziwiony i nie wie, jak to

potraktować. Podobnie jak Emanuel nie chciał w ogóle słyszeć tego
imienia, jednak z drugiej strony życie nauczyło go, że jeśli dziecko się
stoczy, to rzadko można winić o to rodziców. Wśród rodzeństwa zdarzały
się i czarne owce, i aniołki, mimo że dzieci miały tych samych rodziców i
zostały tak samo wychowane.

- Było mi ich żal. Jego matka powiedziała mi kiedyś, że wstyd jej, że

wydała go na świat. Nie mają żadnych wnuków. Chcieliby być dziadkami
dla Hugo.

Johan otworzył szeroko oczy.
- Masz z nim jakiś kontakt? Elise pokręciła głową.

background image

- Z nim nie. Nie miałabym siły. Jego narzeczona próbowała mi się

przypodobać w nadziei, że pozwolę Ansgarowi spotykać się z synem, ale
tylko mnie rozzłościła.

Johan pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Przyszła do ciebie z taką prośbą? - spytał.
- Tak, przyszła, kiedy nie było mnie w domu. Olaf, nasz lokator, myślał,

że to ktoś z naszych przyjaciół. Innym razem była do tego stopnia
bezczelna, że wzięła małego i zabrała go na spacer w wózku, dając Hildzie
do zrozumienia, że ja się na to zgodziłam. Wtedy wygarnęłam jej, co o niej
myślę. Wyszła stąd z płaczem. Uznała, że jestem twarda i egoistyczna, a
przecież oprócz własnych opiekuję się jeszcze trzema chłopcami, ja - nie
Ansgar.

Johan kręcił głową. Właściwie nic dziwnego, że trudno mu było w to

uwierzyć.

- W życiu nie słyszałem czegoś podobnego. Czy ona wie, że Hugo

urodził się w wyniku gwałtu?

- Tak. Jest bardzo religijna, z tych, co to chcą zbawiać świat. Wie, że

Ansgar dwukrotnie próbował odebrać sobie życie, i bardziej współczuje
jemu niż mnie. Najwyraźniej w ogóle nie rozumie, że takie przeżycie
może zniszczyć dziewczynie życie.

Johan westchnął głęboko.
- Ile będziesz jeszcze musiała znieść? Do tego jeszcze Emanuel, który

chce wrócić. Pewnie liczy, że się zgodzisz?

- Przeżyłam wstrząs, kiedy zobaczyłam go w drzwiach, ale wciąż

jesteśmy małżeństwem, no i jest ojcem Jensine - powiedziała Elise.

- Myślałem, że jego ojciec załatwił szybki rozwód?
- Nigdy do tego nie doszło. Adwokat się rozchorował, poza tym

Emanuel od razu zaczął żałować swojej decyzji. Odkrył, że Signe wcale
nie była taka, jak myślał. To wiedźma, tak jak jego matka.

- On tak mówi - wtrącił Johan sucho.
- Ja mu wierzę. Też tak pomyślałam, kiedy zobaczyłam ją pierwszy raz.

Należy do ludzi, co to się uśmiechają i są mili, kiedy mogą na tym zyskać,
a pokazują swoje prawdziwe oblicze, kiedy coś zaczyna dziać się wbrew
ich woli. Gdy Emanuel powiedział, że chce do mnie wrócić, straciła nad
sobą panowanie i obwiniła o wszystko panią Ringstad. Zrobiła się straszna
awantura, matka dostała zawału i została sparaliżowana. Ojciec tak się
zdenerwował, że odesłał Signe do jej rodziców i poprosił Emanuela, żeby
wyjechał. Matka obwinia go o swoją chorobę.

- Boże, co za historia! Elise przytaknęła.

background image

- Nie ty jeden tak uważasz. Jak ci mówiłam, postawiłam pewne warunki.

Powiedziałam, że najpierw musi znaleźć sobie pracę i jakieś miejsce, gdzie
będzie mógł zamieszkać. Wygląda na to, że uda się nam wynająć dom na
Sagene, no i znalazł pracę jako urzędnik u Myrena. Zobaczymy. Nie mam
wyboru. Nie mogę sama za wszystko odpowiadać. Poza tym nie starczy mi
pieniędzy - tłumaczyła.

- Więc niedługo się przeprowadzicie? - spytał Johan.
- Dom zwolni się dopiero latem. Zapadło milczenie.
W końcu Johan się odezwał: - Postąpiłabyś tak samo, gdybym był

wolny?

Patrzyła na niego bezradnie, czując, jak łzy napływają jej do oczu.
- Myślałam, że między mną a Emanuelem wszystko jest już skończone, i

pogodziłam się z tym. Rozmawialiśmy przecież... - zamilkła, przełykając
ślinę. - A potem przyszedł twój list i sytuacja się zmieniła.

Johan przytaknął.
- Dla mnie też. Los nie był wobec nas łaskawy, Elise.
Elise wahała się, nie wiedząc, czy powinna to mówić, ale czuła, że

jednak musi.

- Anna powiedziała, że Magnus Hansen ubiegłej wiosny stracił żonę i

dziecko.

- To prawda - odparł Johan.
- Agnes mieszkała tam jeszcze przed tą tragedią?
- Wiem, do czego zmierzasz, Elise. Dziwisz się, że urodziła tak długo po

terminie, około czterech tygodni, tak twierdził lekarz.

- Rozmawiałeś z nim?
Johan uśmiechnął się i pogładził ją po policzku.
- Rozumiem, że straciłaś do niej zaufanie po tym wszystkim, co robiła,

ale Agnes nie jest już taka jak dawniej. To moje dziecko, a Agnes bardzo
się stara naprawić wszelkie zło, które wyrządziła. Gdybyś ją teraz
zobaczyła, nie poznałabyś jej.

- Postąpiłeś bardzo wielkodusznie, przyjmując ją z powrotem.
- Nie miałem wyboru - powiedział i dodał: - Postąpiłaś bardzo

wielkodusznie, przyjmując Emanuela z powrotem.

- Też nie miałam wyboru. Dobrze o tym wiesz.
Johan spojrzał jej w oczy: - Naprawdę tak myślisz? - spytał. - Mogliśmy

się nie przejmować: ja Agnes, a ty Emanuelem, no i dziećmi, i korzystać z
przyjemności, które niesie życie. Przecież tego chcieliśmy.

- Nie jesteśmy tacy. I ciebie, i mnie dręczyłyby wyrzuty sumienia. W

końcu zniszczyłyby naszą miłość.

background image

Johan przytaknął.
- Wiem - powiedział - ale przyszło nam zapłacić wysoką cenę za to, że

zachowaliśmy się jak przyzwoici ludzie. Być może zbyt wysoką.

- Też o tym myślałam. Nie wiem, czy będę mogła być dobrą żoną dla

Emanuela. Nic już wobec niego nie czuję. Nie byłam w nim zakochana,
kiedy się pobieraliśmy, ale miałam dużo dobrych chęci, co bardzo mi
pomogło. Teraz nie mam ani dobrych chęci, ani szacunku dla niego.

- Ale jednak mu ustąpisz? Pokręciła głową.
- Postawiłam mu te warunki, żebym miała czas dojść do ładu z

własnymi uczuciami. Miałam wątpliwości. Gdybym usłyszała, że między
tobą a Agnes nie układa się dobrze, pewnie bym się nie zgodziła.

- Obiecałem Agnes, że pozwolę jej zostać i będę się starał być dobrym

ojcem dla naszego dziecka.

Elise przytaknęła, ale nie była w stanie na niego spojrzeć. To było zbyt

bolesne.

- Przypominają mi się te wspaniałe chwile, które spędziliśmy razem,

zanim to wszystko się wydarzyło. Tego, co razem przeżyliśmy, nikt nam
nie odbierze. Cieszę się, że było nam dane przeżyć prawdziwą miłość,
wielu ludzi nigdy się nie dowie, co to znaczy. Mam przed oczami wspólnie
spędzone chwile w Andersengarden, nasze wyprawy na wzgórza, spacery
wzdłuż rzeki, w której wtedy nawet w szary powszedni dzień odbijały się
promienie słońca. Te wspomnienia są jak drogocenne kamienie, które
wyjmuję, żeby się nimi nacieszyć, kiedy wszystko wokół mnie uwiera,
kiedy tęsknota staje się zbyt duża. To jest bogactwo cenniejsze niż
wszystko inne. Mając je, zniosę wszystko: niepowodzenia w pracy i zawód
w życiu rodzinnym. Johan zamilkł.

Elise czuła, że łzy płyną jej po policzkach, ale nie miała odwagi na

niego spojrzeć. Stał zbyt blisko niej.

- Najważniejsze ze wszystkiego - dodał cicho - jest to, że wiem, że

wciąż ciebie mam.

Znów przytaknęła; chciała zarzucić mu ręce na szyję, ale sięgnęła po

chusteczkę.

- Nikogo nie będę kochała tak jak ciebie - powiedziała. Głos jej się

łamał, targał nią ból. - W ostatnim opowiadaniu piszę o matce, która boi
się, że ktoś odbierze jej dzieci. Teraz chyba napiszę o tym, jak kobieta i
mężczyzna poświęcają swoją miłość dla dzieci.

- Napisz o tym i daj mi przeczytać. Czy ostatnio przyjęto jakieś twoje

teksty?

Elise pokręciła głową.

background image

- Redakcja „Urd" odesłała mi opowiadanie. Czasopismo wydają siostry

Boe, Anna i Cecilie. Wyznają wartości chrześcijańskie, wierzą w postęp i
edukację. W tej chwili nie potrzebują nowych materiałów, ale uznały, że
dobrze piszę, a nawet zaproponowały, żebym napisała książkę.
Posłuchałam się ich. Brakuje mi dwóch opowiadań, abym miała cały zbiór,
chociaż nie wiem, czy zostanie przyjęty. Ludzie nie lubią czytać smutnych
historii, a już na pewno nie o biednych robotnicach, ulicznicach czy mło-
dych matkach, które popełniają samobójstwo.

Johan patrzył na nią, marszcząc czoło nad nosem.
- Mogłabyś dać mi je do przeczytania? - spytał.
Zawahała się. To tak, jakby miała się podzielić z kimś swoimi

najskrytszymi myślami, ale jeśli ktoś miał je przeczytać, to na pewno
Johan. Przytaknęła i spytała: - Teraz, kiedy jesteś w Kristianii?

- Tak, nie odważyłbym się brać ich ze sobą. Pomyśl, gdyby Agnes je

znalazła? Może spróbuję wysłać je do jakiegoś wydawnictwa w
Kopenhadze? Wielu pisarzy najpierw wysyła swoje książki do Danii, a
dopiero potem wydaje je w Norwegii.

Słuchała z zainteresowaniem. Nagle się odwróciła i poszła do pokoju

przynieść gotowe już opowiadania.

Kiedy wróciła, zobaczyła, że Johan stoi i wygląda przez kuchenne okno,

na jego twarzy malował się smutek.

- Kiedy jestem u ciebie, zaczynam mieć wątpliwości - powiedział,

odwracając się do niej. - Jesteś pewna, że postępujemy słusznie?

- Jestem pewna, że postępujemy słusznie, ale czy nam się to uda i czy

nie poranimy naszych dusz, tego nie wiem.

- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Boję się, że zrobię się harda, zgorzkniała i nieczuła na nieszczęścia

innych. Trudno mi będzie patrzeć na ich szczęście, skoro sama go nie
doznałam.

- Nie mogę w to uwierzyć.
- A co z tobą?
. - Boję się, że będę miał żal do Agnes, większy niż teraz, i jeszcze

częściej niż teraz będę szukał pretekstu, żeby wyjść z domu. Będę uciekał
w pracę, zamiast poświęcać czas jej i chłopcu.

- To znaczy, że i sobie, i naszym najbliższym wyświadczamy

niedźwiedzią przysługę.

- Dokładnie o tym pomyślałem.
- Oboje będziemy musieli się starać, żeby tak się nie stało. Jeśli

będziemy zdawać sobie sprawę z zagrożeń, to może zdołamy im zaradzić.

background image

Jak sądzisz?

- Musimy sobie pomagać. Będę mógł do ciebie pisać?
- Jeśli miałabym już nigdy od ciebie nic nie usłyszeć, nie wiem, jak bym

to wytrzymała.

- Elise!... - powiedział Johan i zabrzmiało to jak westchnięcie. Podszedł

do niej pośpiesznie i objął ją. - Kocham cię. Jesteś tym najlepszym i
najcenniejszym, co mogło mnie w życiu spotkać. Będę o tobie śnił, będzie
mi cię brakowało. Będę za tobą tęsknił, jak długo będę żył.

Przywarli do siebie, dając upust swoim uczuciom przez krótką, cenną

chwilę. Odeszli od siebie, Johan wziął rękopis i ruszył do drzwi.

Elise stała na schodkach, śledziła go wzrokiem, z oczu leciały jej łzy.

Dopiero kiedy zniknął za budynkami fabryki, odwróciła się, weszła do
środka i z płaczem rzuciła się na kuchenny stół.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Kiedy trzy dni później stała i wieszała pranie na sznurze do suszenia

bielizny, zobaczyła mężczyznę ubranego w długie palto. Na głowie miał
kapelusz, w ręku trzymał laskę ze srebrnym okuciem. Zmierzał do nich od
strony mostu. Od razu się domyśliła, kto to jest, tym razem nie czuła już
jednak do niego niechęci. Majster był bardzo uprzejmy, kiedy podwoził ją
ostatnim razem. Nie sądziła, żeby gniewał się na nią z powodu
opowiadania o Mathilde czy chciał się zemścić na Hildzie, dlatego że
wyprowadziła się wbrew jego woli.

Znów się ochłodziło, wiał silny wiatr. Jej ręce były czerwone i spękane

od lodowato zimnej wody.

Zapewne chciał się dowiedzieć, dlaczego nie przyszła, tak jak obiecała,

ale kiedy się dowie, że niedawno urodziła dziecko, bez wątpienia ją
zrozumie. Powiesiła ostatnią sztukę, wzięła balię i wyszła mu naprzeciw.

- Dzień dobry, pani Ringstad. - Majster uchylił kapelusza. - Wszystko

dzisiaj szybko schnie, prawda?

Nie mogła się nie uśmiechnąć. Podejrzewała, że niewiele go to

obchodziło.

- Tak - powiedziała - nareszcie mogłam rozwiesić pranie na dworze.

background image

Niewygodnie, kiedy wisi w kuchni nad naszymi głowami.

- Wyobrażam sobie - roześmiał się. - Przydałby się pani taki strych, jaki

my mamy. Słyszałem od mojego bratanka, że urodziła pani córeczkę.
Gratuluję.

- Dziękuję. Mam nadzieję, że rozumie pan, dlaczego nie dotrzymałam

obietnicy i pana nie odwiedziłam?

- Dlatego tu dzisiaj przyszedłem. Jest pani sama w domu?
- Jestem tu sama z dziećmi.
- Pani siostra nadal najmuje się do sprzątania?
- Praca w Nydalen Compagnie okazała się dla niej zbyt męcząca.

Dwanaście godzin pracy i do tego jeszcze długa droga to za dużo. Po kilku
porodach nie ma już tyle siły.

- Szorowanie podłóg na pewno jest męczące - powiedział przejęty.
- Podejmuje się tylko takich prac, którym jest w stanie podołać. Jej mąż

nie lubi, kiedy wychodzi sprzątać. Wolałby, żeby znalazła jakieś inne
zajęcie, ale jeśli ktoś skończył zaledwie szkołę powszechną, nie ma zbyt
wielu możliwości.

- Mogę zostać tu chwilę? Nie ma pani nic przeciwko temu? Chciałbym o

czymś porozmawiać.

- Proszę. I proszę nie zwracać uwagi na bałagan. Na stole leży stos

czystych pieluch, właśnie miałam je poskładać.

- Nie przyszedłem tu patrzeć na pani bałagan - powiedział i machnął

ręką.

Elise wyniosła kosz z pieluchami i szmatkami do pokoju i spytała, czy

napije się kawy, ale pokręcił głową.

- Mój bratanek znalazł sobie już inną kobietę.
- Mąż mi to mówił. Widział ich w kościele.
- Pani mąż wrócił? - majster spojrzał na nią zdziwiony.
- I tak, i nie. Zatrzymał się u Carlsenów, u których mieszkał, kiedy był w

Armii Zbawienia. Gdy zacznie pracować, znajdziemy jakieś inne
mieszkanie i pewnie się stąd wyprowadzimy.

- Hmm. Jestem zaskoczony. Naprawdę jest pani skłonna przyjąć go z

powrotem, mimo że panią zdradził i ma dziecko z inną kobietą?

Elise czuła, że się czerwieni.
- Jest moim mężem, panie Paulsen.
Najwyraźniej uznał, że bezpieczniej będzie zmienić temat.
- Nie wiem, jak mały Isac się czuje. Strata matki jest dla dziecka na

pewno ciężkim przeżyciem. Ojciec nie zna się na wielu sprawach,
wszystko zależy od opiekunki. Niestety zmienili opiekunkę, nie bardzo

background image

wiem dlaczego. Kiedy odwiedziłem go kilka dni temu, odniosłem
wrażenie, że chłopiec wyraźnie się zmienił. Dawniej był radosny i bardzo
żywy, uśmiechał się, śmiał, bez przerwy coś mówił. Teraz nie mogłem
słowa z niego wydobyć. Była tam też nowa przyjaciółka mojego bratanka.
Jest bardzo młoda, ma zaledwie dziewiętnaście lat. Niestety odniosłem
wrażenie, że nie bardzo interesuje się chłopcem.

Elise ścisnęło się gardło na myśl, że Braciszkowi nie było dobrze.
- Nie sądzi pan, że kiedy lepiej się poznają, sytuacja się poprawi?
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Próbowałem rozmawiać o tym z moim bratankiem. Jest bardzo zajęty

swoją nową przyjaciółką. Zdradził mi, że planują się pobrać, jak tylko
minie roczna żałoba. Ona chce mieć dużo dzieci, tak mi powiedział, ale
kiedy spytałem, czy nie uważa, że Isac jest ślicznym małym chłopcem,
zrobił dziwną minę. Zanim wyszedłem, rzucił też tajemniczo: „Być może
wtedy się pośpieszyliśmy, ale nie mogliśmy wiedzieć, że sprawy tak się
potoczą". Już miałem spytać, co ma na myśli, ale właśnie wtedy przyszedł
do niego ktoś w służbowej sprawie. Potem jednak dużo o tym myślałem i
doszedłem do wniosku, że najpewniej chodziło mu o decyzję w kwestii
małego Isaca.

Elise siedziała na taborecie naprzeciwko niego i uważnie słuchała tego,

co mówił.

- Chce pan powiedzieć, że żałuje swojej decyzji?
Pan Paulsen przejechał ręką po swoich rzadkich włosach.
- Może to zbyt mocno powiedziane, ale odnoszę wrażenie, że chłopiec

stał się dla niego zbyt dużym obciążeniem.

- To byłoby straszne.
- Zgadzam się z panią. Dlatego tu jestem. Isac nie został adoptowany

przez mojego bratanka. Nie zgodziłem się na to. Powiedziałem, że może
traktować go jak własnego syna i nawet nie musi mówić mu prawdy, ale ja
chcę móc decydować o jego losie.

- To znaczy, że w dalszym ciągu jest pana prawowitym synem i

spadkobiercą i pan ma prawo decydować o jego losie? To pan figuruje w
dokumentach jako ojciec?

- Zgadza się. Zapadła cisza.
Mężczyzna odchrząknął. Spoglądał w dół, nie patrząc na nią.
- Jak naprawdę czuje się pani siostra? Mówiła pani, że porody odbiły się

na jej zdrowiu i że nie ma dużo siły - powiedział, podnosząc wzrok. -
Wyszła za mąż już wiele miesięcy temu. Przepraszam, jeśli jestem
niedyskretny, ale wie pani, czy może znów jest przy nadziei?

background image

- Na pewno bym wiedziała. - Elise pokręciła głową. - Nie, niestety nie

zanosi się na to. Miałam nadzieję, że będzie mogła mieć więcej dzieci,
wtedy lżej byłoby jej znosić brak tych, które straciła.

- Sugeruje pani, że być może nie będzie mogła mieć już dzieci?
- Nic o tym nie wiem. Jest mi jej żal i życzę jej, żeby znów mogła zajść

w ciążę.

- Zrobi się tu ciasno, już jest tu piątka.
- Jak mówiłam, mój mąż i ja najprawdopodobniej się wyprowadzimy.

Słyszeliśmy o domku w Sagene, który ma się zwolnić latem. Jeszcze go
nie widziałam, ale mąż mówił, że to spokojna okolica, dookoła prawie
same wzgórza. Ciężko znosi surowe powietrze tu nad samą rzeką.

- Czy to znaczy, że pani siostra i jej mąż zostaną tu sami?
- Zakładam, że będą musieli wynająć stryszek, żeby stać ich było na

czynsz, ale i tak będzie im lepiej, niż jest teraz. Mój szwagier przywykł do
większej przestrzeni. Na pewno było mu trudno przystosować się do
tutejszych warunków, ale nie narzeka.

- Nic mu nie dolega? To znaczy jest zdrowy?
- Nic na ten temat nie wiem. Dlaczego pan pyta?
- Na pewno dawno pani się już domyślała, dlaczego zadaję te wszystkie

pytania, pani Ringstad. Dobro mojego syna leży mi bardzo na sercu. To, co
się z nim obecnie dzieje, nie daje mi spać po nocach. Leżę i martwię się
malcem, który płacze za swoją matką, a nie wie, że przecież ma matkę.
Matkę, która za nim tęskni i żałuje, że go kiedyś oddała, i która nigdy by
tego nie zrobiła, gdyby nie została do tego namówiona w momencie, kiedy
była na to najbardziej podatna. Przyznaję to.

Elise miała pewne przeczucie, dokąd zmierza rozmowa, ale nie śmiała w

to uwierzyć. Poczuła, że serce zaczyna bić jej coraz szybciej. Jej głos
brzmiał donośnie, kiedy w końcu odważyła się zadać mu pytanie.

- Czy mam rozumieć, panie Paulsen, że Hilda mogłaby odzyskać

swojego synka?

Znów przeciągnął ręką po swoich rzadkich włosach.
- Myślałem o tym ostatnio - powiedział i dodał: - Jeśli mam być szczery,

to coraz częściej o tym myślę. Tylko proszę, żeby na razie zostało to
między nami. Bardzo sobie cenię pani zdanie. To, że mogę się z panią
podzielić moimi myślami, przynosi mi ulgę, ale ostatecznej decyzji jeszcze
nie podjąłem. Mały Isac zaznał w życiu wiele niepokoju, nie chcę
ryzykować i jeszcze pogarszać sprawy. Muszę otrzymać gwarancję, że
mąż Hildy zgodzi się zaopiekować małym dzieckiem, poza tym nie mam
pewności,' czy ona sama jest w stanie się nim zająć. Ona - znów odchrząk-

background image

nął - była dość dziecinna i niedojrzała. Mam nadzieję, że nic jej nie dolega
i jest zdrowa. Martwię się jednak, że po tak długim okresie małżeństwa nie
jest jeszcze w ciąży.

- Nie wiem, czy dobrze robię, mówiąc to panu, ale nie sądzę, żeby to

była wina Hildy. Mój szwagier przebył chorobę, która prawdopodobnie
sprawiła, że nie będzie mógł zostać ojcem. Domyśliłam się tego, kiedy
usłyszałam, jak ktoś znajomy opowiadał o podobnym przypadku. Proszę
zapomnieć, że panu o tym powiedziałam. Obawiam się, że ciężko by
przeżył, jeśli sprawa wyszłaby na jaw.

Mężczyzna gwałtownie wstał od stołu.
- To bardzo uprzejmie z pani strony, że mi pani to wszystko mówi, pani

Ringstad. Odnoszę wrażenie, że oboje jesteśmy zainteresowani tym
samym. Pani kocha siostrę i życzy jej jak najlepiej. Ja kocham syna i życzę
jemu jak najlepiej. Jeśli nasze życzenia mogłyby się połączyć, powinniśmy
ławo dojść do porozumienia.

Włożył kapelusz, prawą ręką chwycił laskę i ruszył w stronę drzwi.
- Oboje musimy się nad tym zastanowić. Mam nadzieję, że doradzi mi

pani rozwiązanie, co do którego będzie pani przekonana, że jest najlepsze
także dla małego Isaca. Oczywiście zadbam o jego utrzymanie, to pani
chyba wie, pani Ringstad.

Elise przytaknęła.
- Przede wszystkim chodzi o dobro Braciszka. Postaram się dowiedzieć,

jak mój szwagier zareagowałby na taki pomysł. Jest bardzo dobry dla
chłopców, ale przypuszczam, że ich problemy czasem go nieco przerastają.
Zaofiarował się, że będzie czytał z Pederem, i przez dłuższy czas to robił,
niestety w końcu chyba stracił cierpliwość, a Peder poczuł się
nieszczęśliwy.

Paulsen patrzył na nią ze zmarszczonym czołem.
- Czemu musiał czytać z Pederem?
- Peder ma chyba coś ze wzrokiem. Był nawet u okulisty, ale podobno

nie potrzebuje okularów. Teraz zaczął sam ćwiczyć.

- Jest pani pewna, że to nie ma związku z jego... głową?
- Z jego głową wszystko jest w porządku - odpowiedziała, słysząc, jak

ostro to zabrzmiało. Zrobiło się jej przykro, że w ogóle o tym wspomniała.
Zależało jej przecież, żeby Paulsen się nie rozmyślił. Naprawdę aż tak
kochał swojego syna? Mogła mu wierzyć?

- Miejmy nadzieję, że się pani nie myli. Do widzenia, pani Ringstad.

Bardzo pani dziękuję. Odezwę się - powiedział i znów uchylił kapelusza.
Trzymając przed sobą laskę, zszedł ostrożnie po schodkach.

background image

Kiedy zniknął, złożyła dłonie, oparła o nie brodę i zaczęła wyglądać

przez małe okienko w przedsionku. Jej ciało przenikały fale radości. Hilda
być może odzyska Braciszka! Miała ochotę i śmiać się, i płakać, ale nie
chciała zapeszyć szczęścia. Wiele jeszcze mogło się wydarzyć. Majster
mógł zmienić zdanie, a Reidar wyrazić sprzeciw.

A jednak czuła, jakby nagle ktoś przychylił jej nieba. - Dziękuję -

wyszeptała, nie bardzo wiedząc, komu dziękuje: Bogu, panu Paulsenowi
czy losowi.

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Dwa dni później, kiedy Elise siedziała i karmiła piersią swoją małą

córeczkę, rozległo się pukanie do drzwi.

- Kto tam?
- To ja. Johan.
- Siedzę i karmię piersią.
- To mi nie przeszkadza. Przywykłem.
Nie odpowiedziała, próbując okryć się na tyle, na ile to było możliwe.

Drzwi się otworzyły i wszedł Johan. Patrzył na nie obie.

- Szczęśliwa mała Jensine - odezwał się radośnie. Czuła, że rumieniec

oblewa jej twarz.

- Nie sądzę, żeby smakowało ci letnie mleko matki - zażartowała Elise

skrępowana, lecz tylko pogorszyła sprawę.

- Mleko nie, ale... - reszta zdania zawisła w powietrzu, a ona, ku

swojemu przerażeniu, zauważyła, że słowa wywołały w niej falę
wspomnień. Nagle znów znalazła się w pełnym spokoju cienistym miejscu
na wzgórzach w jasny letni wieczór. Johan leżał i obejmował ją, całował,
pieścił, odważył się nawet włożyć swoją dużą dłoń pod jej bluzkę, gładząc
jej gołe ciało. Poczuła znane drżenie i jednocześnie i wstyd, i radość.
Wtedy myślała, że tak będzie już zawsze. Że jak tylko matka wydobrzeje,
wezmą ślub i zamieszkają w kuchni pani Thoresen, gdzie będą mieli
własne duże łóżko. Co noc będą obsypywać się pieszczotami, serce będzie
jej bić tak, że aż zabraknie tchu, a ciało będzie płonęło.

- Pamiętasz, Elise?... - spytał schrypniętym głosem, myśląc zapewne o

tym samym.

- Nie wolno nam o tym myśleć - odpowiedziała.
- Dałem Agnes wszystko, tylko nie moje myśli.
Jensine zaczęła się niepokoić, opróżniła jedną pierś i domagała się

więcej mleka. Elise położyła ją na drugiej ręce i podciągnęła bluzkę. Przez
krótką chwilę pierś była obnażona.

background image

Johan nie odwrócił wzroku, stał przed nią i przyglądał się im obu.
- Masz ładne ciało. Zawsze miałaś. Porody nie zaszkodziły twojej

urodzie.

- Nie mów takich rzeczy, Johan - poprosiła, spuszczając wzrok.
- Nie lubisz, kiedy tak mówię?
- Lubię, ale...
- Ale co? Uważasz, że to grzech, czy może czujesz coś zupełnie innego?
Elise nic nie odparła.
- Proszę, odpowiedz, to bardzo wiele dla mnie znaczy. Co do mnie

czujesz? To, co kiedyś?

Elise przytaknęła, nie podnosząc wzroku.
- Czujesz pożądanie, kiedy patrzę na twoje piersi? Nie odpowiedziała.
- Tak, Elise?
Znów przytaknęła, tym razem jednak patrząc na niego.
- Gdybyś była wolna, pozwoliłabyś mi teraz wziąć cię tu na tym łóżku?
- Nie mów tak, Johan, proszę - wyrzuciła z siebie, a łzy paliły jej

powieki. Trudno było jej znieść tęsknotę, którą słyszała w jego głosie, tym
bardziej że jej ciało też go pożądało.

- Prosisz, bo uważasz, że to nie w porządku, czy dlatego że czujesz to co

ja?

- Dlatego, że czuję to co ty.
Nareszcie to wyznała, ale przecież wcale nie musiała tego mówić, on to

wiedział.

- Nie utrudniajmy sobie wszystkiego - dodała prosząco. - Jesteś jedynym

mężczyzną, którego pożądam. Nigdy nie będę pragnęła żadnego innego
mężczyzny.

Podniosła głowę. Łzy płynęły jej po policzkach, spływały na szyję i

kapały na bluzkę. Johan westchnął głęboko.

- Wybacz mi, to było podłe - powiedział i cofnął się kilka kroków. -

Przeczytałem twoje opowiadania. Być może nie przeczytałem dość
książek, żebym mógł się wypowiadać, ale na mnie zrobiły bardzo duże
wrażenie. Czułem złość, ale i wzruszenie, ze ściśniętym gardłem
przeżywałem wszystko aż do bólu razem z twoimi bohaterami. Ten, kogo
one nie poruszą, jest chyba zrobiony z kamienia. Jeśli mi pozwolisz,
zabiorę je do Kopenhagi.

Elise poczuła radość.
- Naprawdę? Nie mówisz tego po to, żeby mnie pocieszyć? Johan

uśmiechnął się.

- Myślisz, że mógłbym tak podle postąpić? Dając ci fałszywe nadzieje?

background image

Oczywiście, że tak uważam. Zresztą nawet bardzo się nie zdziwiłem, ale
byłem pod wrażeniem. Nie jesteś taka jak inni, nigdy nie byłaś. I ty, i ja
mamy w sobie coś, czego nie potrafimy nazwać i czego nie rozumiemy. Ja
wyrażam to, tworząc w kamieniu. Twoim środkiem wyrazu są słowa. To
jest coś, co nas łączy. Mamy szczęście, ale jednocześnie ciąży na nas
odpowiedzialność. Nie wolno nam zaprzepaścić takiego daru. Być może
będzie to od nas wymagać wiele trudu, pracy i nieprzespanych nocy. Być
może będziemy chcieli się poddać, ale powinniśmy potraktować to jako
dar łaski. To coś, co nas wiąże i sprawia, że zawsze będziemy blisko
siebie, mimo że żyjemy każde w swoim związku i każde w innym kraju.

Jego słowa zrobiły na niej wrażenie; bolały, ale i sprawiały radość.
- Zostaniesz w Kopenhadze? - odważyła się spytać. Myśl, że Johan już

nigdy nie będzie przy niej, sprawiała jej ból. Była jak wieczny smutek.

- Nie na zawsze. Marzę, żeby dostać pracę u pewnego profesora tutaj, w

Kristianii, gdzie też mógłbym się czegoś nauczyć.

- I mieszkałbyś w Kristianii? Johan uśmiechnął się.
- Tak czy inaczej przyjadę tu. Nie mógłbym mieszkać tak daleko od

ciebie - powiedział, odwracając się w stronę drzwi. - Muszę iść, dzisiaj
wyjeżdżamy. Niech miłość będzie dla ciebie źródłem inspiracji i siły, nie
smutku. Mamy szczęście, że mamy siebie, mimo wszystko.

Elise przytaknęła.
- Też się cieszę, że mam ciebie. Dobrze, że przyszedłeś. Byłam

niespokojna, nie mogłam się zdecydować, jak mam się zachować wobec
Emanuela. Zastanawiałam się, czy ty i Agnes zostaniecie razem, niekiedy
nawet wątpiłam, czy... - nagle zamilkła, przestraszona tym, co chciała
powiedzieć.

- Czy dziecko Agnes rzeczywiście jest moje? - pomógł jej. - Też mam

swoje wątpliwości, ale Agnes dała mi słowo honoru, że mówi prawdę.
Muszę jej wierzyć, nie mogę żyć w niepewności i braku zaufania do
kobiety, którą poślubiłem. To byłoby nie do zniesienia. - Wyjął rękopis,
jakby chcąc pomóc jej zmienić temat. - Wyślę go do wydawnictwa, nawet
jeśli brakuje ci jeszcze dwóch opowiadań. Niech się przynajmniej
wypowiedzą, czy jest sens, żebyś dalej nad tym pracowała. Uważam
jednak, że tak czy inaczej powinnaś napisać o tych dwojgu, którzy dla
dobra dzieci poświęcili swoją miłość. Spróbuj się zastanowić, jak dalej
ułoży się ich życie? Czy będą tego żałować? Czy może uznają, że postąpili
słusznie? Czy mamy prawo myśleć przede wszystkim o sobie? Czy dzieci
cierpią, gdy ich matka lub ojciec żyją w ciągłej tęsknocie? Na pewno
będziesz musiała odpowiedzieć na wiele trudnych pytań. Ciekaw jestem,

background image

do jakich dojdziesz wniosków. Mam nadzieję, że przyślesz mi je, kiedy je
skończysz.

Elise przytaknęła, zastanawiając się, ile będzie ją kosztowało wysłanie

tylu kartek papieru do Danii.

- Zastanów się też, o czym ma być twoje ostatnie opowiadanie. Piszesz o

rzeczach smutnych, ale mogłabyś wpleść kilka bardziej zabawnych
epizodów czy uwag. Wykorzystaj to, co niekiedy mówi Peder. Jeśli
czytelnicy od czasu do czasu się uśmiechną, lepiej zniosą te wszystkie
smutne rzeczy.

Odwrócił się i ruszył w kierunku drzwi.
- Kiedy do ciebie piszę, nie mogę przelać na papier tego, co naprawdę

leży mi na sercu, więc musisz czytać między wierszami. Emanuel na
pewno nie będzie miał mi za złe, że będę się starał, żeby wydawnictwo
przyjęło twoje opowiadania, bo przecież to też i w jego interesie. W ten
sposób twoje pisanie da nam możliwość odezwania się do siebie od czasu
do czasu. Żegnaj, Elise. Odjeżdżam, ale zostaniesz w moich myślach.
Jesteś w nich w dzień i w nocy.

Johan uśmiechnął się smutno, po czym otworzył drzwi i zniknął, a ona

została, milcząca, z Jensine na ręku. Nie płakała. Pewnie nie miała już
więcej łez.

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Zaczęła pisać jeszcze tego samego dnia. Miała w uszach słowa Johana.

Pisanie szło jej lekko. Pisała i pisała, zarówno kiedy dzieci spały, jak i
później, gdy Jensine płakała, a Hugo pełzał po podłodze, sięgając po
wszystko, co był w stanie chwycić. Nauczył się wstawać, chwytając się
różnych rzeczy, a potem próbował iść, starając się utrzymać równowagę.
Od czasu do czasu upadał na pupę i zaczynał marudzić, ale po chwili
podnosił się i kontynuował swój śmiały eksperyment. Był spokojnym
dzieckiem, ale bystrym. Kiedy Kristian dał mu mały flakonik po
perfumach, który znalazł w przydrożnym rowie, malec siedział nad nim
długo, usiłując włożyć korek, aż mu się to w końcu udało.

.Tak było ze wszystkimi nowymi rzeczami, które trafiały w jego ręce.

Spędzał długie godziny, badając jakąś rzecz, aż w końcu pojmował, jak
działa. Całkiem nieźle jak na roczne dziecko, pomyślała Elise.

Jego spokój umożliwiał jej pisanie. Pierwsze strony były najłatwiejsze,

pisała o ich miłości, swojej i Johana. Potem było gorzej. „Spróbuj się
zastanowić, jak dalej ułoży się ich życie", powiedział jej Johan.
Początkowo uznała, że źle, przynajmniej dla jednego z nich. Może
mężczyzna zacznie pić albo kobieta wstąpi do jakiejś fanatycznej sekty
religijnej, co pochłonie ją do tego stopnia, że przestanie się interesować
mężem i dziećmi.

W końcu znalazła wiarygodne zakończenie. Postanowiła, że każde z

nich będzie trwało w swoim uczuciowo kalekim związku. Byli przecież
odpowiedzialnymi ludźmi, sumiennie wykonującymi swoje codzienne
obowiązki, ciężko pracującymi, żeby zarobić na chleb i zapewnić
dzieciom to co niezbędne. Tyle że w domu nieczęsto się uśmiechano,
rzadko gościła tu radość. Dzieci szybko wyfrunęły z gniazda, dwoje
wyemigrowało do Ameryki, pozostałe niezbyt często odwiedzały swoich
starych rodziców. Mąż umarł, kobieta została sama, wpatrując się w
jesienną szarugę, rozmyślała nad swoim życiem. Czy postąpiła słusznie?

Opowiadanie musiało zakończyć się znakiem zapytania. Odpowiedzi nie

było.

Kiedy skończyła, było jej ciężko na duszy. Jensine płakała już od

dłuższego czasu, podłoga w kuchni zasłana była kawałkami podartej
gazety, którą Hugo gdzieś znalazł, naczynia były niepozmywane,
ziemniaki nieobrane, pieluchy nieuprane, nikt nie dołożył do ognia.

Cała sztywna, zmarznięta, zmęczona i wcale niezadowolona ze swojego

opowiadania, zaczęła pośpiesznie nadrabiać zaległości. Coś jednak

background image

osiągnęła, nie siedziała i nie smuciła się wyjazdem Johana.

Była w trakcie sprzątania, kiedy zjawił się Emanuel. Zatrzymał się na

progu, patrząc z niedowierzaniem.

- Na litość boską, co tu się dzieje?
- Byłam tak zajęta pisaniem, że zapomniałam o bożym świecie.
Posłał jej badawcze spojrzenie, ale nic nie powiedział. Wzdrygnęła się.

Ile minie czasu, zanim zacznie protestować?

- Natknąłem się na Johana. Wyjeżdża dzisiaj do Danii. Elise przytaknęła.
- Wpadł tu i wziął mój rękopis, żeby zanieść go do wydawnictwa w

Kopenhadze. Uważa, że jest większa szansa, że przyjmą mi go tam niż
tutaj.

Emanuel zmarszczył czoło.
- Trudno mi w to uwierzyć. Jesteś Norweżką, piszesz po norwesku i

opisujesz norweskie warunki. Duńczycy nie rozpoznają się w tym, co
opisujesz. Dla nich będzie to zbyt obce.

- Tam też są biedni robotnicy. Nawet jeśli przez ich stolicę nie płynie

rzeka i nie ma tam wodospadów, to na pewno mają wiele podobnych
problemów: nadużywanie alkoholu, problem dziewcząt, które wychodzą
na ulicę, żeby zarobić na życie, samotne matki, które pracują w fabrykach
po dwanaście godzin dziennie, zostawiając dzieci same w domu,
pomocnice w fabrykach, wykorzystywane przez swoich szefów.

Emanuel nie odpowiadał. Widziała po nim, że nie podoba mu się to, co

ona robi, mimo że obiecał, że nie będzie jej tego zabraniał, przynajmniej
póki co.

- Jak się układa Johanowi i Agnes? - spytał w zamian.
- Mam wrażenie, że dobrze. Pewnie ani lepiej, ani gorzej niż w

większości małżeństw.

Emanuel spojrzał na nią zdziwiony.
- Nie masz zbyt wysokiego mniemania o małżeństwie. Tym razem ona

szybko zaczęła rozmawiać o czymś innym.

- Powiedz, jak ci się mieszka u Carlsenów? Wieczory spędzasz razem z

nimi?

- W zasadzie tak. Raz byłem u Carla Wilhelma, innym razem poszedłem

do Grand Cafe z kolegą ze straży granicznej.

- Miałeś jakieś wiadomości od ojca po swoim wyjeździe?
- Wczoraj dostałem od niego list. Matka ma się nieco lepiej, lekarz

mówi, że być może za jakiś czas odzyska dawną formę. Prawdopodobnie
będzie lekko szurała nogą, ale będzie mogła chodzić o lasce.

- Cieszę się. Rozumiem, że ojciec też jest już w lepszym nastroju?

background image

- Tak, radzi sobie. Pytał o ciebie. Przesyła ci pozdrowienia.
- To miło z jego strony. Nie chciałabym, żeby miał coś przeciwko mnie.
- Nigdy nie był przeciwko tobie. Przeciwnie. Podziwia cię za wszystko,

co osiągnęłaś, i za to, że nigdy nie narzekasz. Jutro zaczynam w Zakładach
Myren, więc nie będziemy się już tak często widywać. Z początku na
pewno nie będzie łatwo. Czeka mnie dużo pracy.

- Dobrze, że znów będziesz miał zajęcie. Chyba ciężko tak chodzić i

czekać na pracę?

- Trochę wolnego mi się przydało.
Zdziwiła się, ale nic nie powiedziała. Sama chyba nigdy nie miała

wolnego. W czasie szkolnych wakacji zawsze musiała pracować, a w
fabryce urlopy nie istniały. Tylko ludzie mieszkający po drugiej stronie
rzeki mogli sobie na coś takiego pozwolić.

Sprzątnęła ze stołu, żeby mógł usiąść, przejrzeć gazetę i wypić filiżankę

kawy.

- Co sądzisz o Reidarze? Myślisz, że dobrze się tu czuje? Sądzisz, że on

i Hilda będą razem szczęśliwi? - spytała Elise, stawiając dzbanek z kawą
przed Emanuelem. Nikomu nie wspomniała o wizycie majstra, ale cały
czas myślała o tej rozmowie.

Emanuel posłał jej zdziwione spojrzenie.
- Dlaczego nie mieliby być szczęśliwi?
- Miałam na myśli... - zawahała się. - Mimo że nie jest tak dobrze

sytuowany jak ty, to jednak jest różnica między ładnym mieszkaniem na
Josefinegate a mieszkaniem tutaj.

- Mam wrażenie, że jest mu tu dobrze. Kiedy się wyprowadzimy, a jemu

i Hildzie urodzą się dzieci, będzie im jeszcze lepiej.

- Jeśli będą mieli dzieci. Na razie się na to nie zanosi.
- Pobrali się niedawno.
- Minęło pięć miesięcy. Myślisz, że Reidar będzie dobrym ojcem?
- Co ty mówisz, przecież jest nauczycielem i w ogóle. Nie wybiera się

takiego zawodu, jeśli nie lubi się dzieci.

Elise poczuła ulgę. Emanuel miał rację: nie zostaje się nauczycielem,

jeśli nie lubi się dzieci.

- Potrafisz dotrzymać tajemnicy? - spytała.
- Dobrze wiesz, że tak.
- Majster był tu dzisiaj. Martwi się o Braciszka. Przyjaciółka Paulsena

Juniora najwyraźniej go nie lubi, podobno chce mieć własne dzieci.
Braciszek, czy Isac, jak powinniśmy go nazywać, nie został adoptowany,
jak myślałam, więc to majster decyduje, gdzie ma mieszkać. Teraz zaczął

background image

się zastanawiać, czy Hilda nie powinna odzyskać synka, najpierw jednak
chciał poznać moje zdanie.

Emanuel patrzył na nią z wyraźnym niedowierzaniem.
- Pozwoli Hildzie odzyskać dziecko?
- Chłopiec bardzo się zmienił po śmierci matki. Dawniej był żywy, teraz

nie można słowa z niego wydobyć. Paulsen twierdzi, że brakuje mu
matczynej miłości.

- To byłaby niesamowita wiadomość dla Hildy. Elise przytaknęła

uśmiechnięta.

- Aż boję się o tym myśleć. Na pewno słowem jej o tym nie wspomnę,

dopóki nie będę miała pewności, że majster myśli o tym poważnie.

- Mówisz, że przyszedł, bo chciał usłyszeć twoje zdanie?
- Tak. Zaproponował, żebyśmy oboje poważnie to przemyśleli.
- Dlaczego darzy cię takim szacunkiem? Przecież prawie cię nie zna.
Elise wzruszyła ramionami.
- Uważa, że matka dobrze nas wychowała, poza tym wie, że

opiekowałam się Hildą i chłopcami, kiedy matka była chora.

- Tak, ale tym niemniej... - Emanuel kręcił głową, nic nie rozumiejąc.
- Uważasz, że powinnam zrobić co w mojej mocy, żeby Hilda odzyskała

synka?

- Dlaczego byś nie miała? Żałowała, że go oddała, bardzo przeżyła

śmierć córeczki, a teraz twierdzisz, że najpewniej nie będzie mogła mieć
więcej dzieci. Poza tym jest matką chłopca, jego najbliższą rodziną.
Majster go nie weźmie, nie wypada mu jako starszemu już wdowcowi.
Poza tym nie przywykł do dzieci. Co więc ma zrobić?

Nie wszystko, co mówił, było prawdą. Hilda aż tak bardzo nie przeżyła

śmierci małej Jensine, bo wkrótce zakochała się w Reidarze i zapomniała o
wszystkim dookoła. Oddała Braciszka, bo chciała, żeby było jej lżej, poza
tym dalej z własnej woli chodziła do łóżka z majstrem, chociaż musiała
przecież wiedzieć, jak bardzo jest wyrachowany. Nie świadczyło to o jej
odpowiedzialności. Ale była wtedy jeszcze młoda i niedojrzała.

- Nie rozumiem, dlaczego masz wątpliwości. Na twoim miejscu od razu

bym się zgodził i zrobił wszystko, żeby matka i dziecko mogli być razem.
Kiwała głową, zamyślona.

- Chyba zrobię tak, jak mówisz. Popilnujesz dzieci, a ja wybiorę się na

wzgórze Aker?

Nie miał chyba zbytniej ochoty, ale nie protestował.
Na szczęście okazało się, że majster jest w domu. Było już dosyć późno,

a wiedziała, że po południu nie bywał w fabryce. Służąca zaprowadziła ją

background image

do biblioteki, gdzie majster siedział w bujanym fotelu, palił cygaro i czytał
gazetę.

Natychmiast wstał i uprzejmie się z nią przywitał. Był najwyraźniej

nieco zdziwiony jej wizytą, ale też ciekaw poznać jej powód.

- Zapewne zastanawiała się pani nad tym, co jej powiedziałem, pani

Ringstad?

- Nie było to trudne. Właściwie mogłam panu odpowiedzieć jeszcze tego

samego dnia, ale nie miałam sposobności tu przyjść.

- A pani odpowiedź brzmi...? - spytał, przyglądając się jej niecierpliwie i

mrużąc swoje drobne oczy.

- Jeśli małemu Isacowi nie jest dobrze u pana Paulsena Juniora, to na

pewno nie ma miejsca, gdzie byłoby mu lepiej niż u jego matki.

Widziała, że Paulsen robi się czerwony na twarzy, co ją zdziwiło. Miał

wysokie stanowisko, wysoką pozycję społeczną. Miał dziecko z nic
nieznaczącą pomocnicą w fabryce, ale stać go było na zatrudnienie dobrej
opiekunki i mógł zatrzymać syna u siebie, skoro bratanek już go nie chciał.
Mógł też znaleźć inną rodzinę dla dziecka. Naprawdę tak zależało mu na
chłopcu?

- Cieszę się, że pani to mówi. Doszedłem do takiego samego wniosku i

miałem nadzieję, że pani się ze mną zgodzi. Będzie pani tak miła i
przedłoży w moim imieniu tę propozycję swojemu szwagrowi i siostrze?

- Chętnie. Nie mogę się doczekać reakcji Hildy.
- Sądzi pani, że się ucieszy? Uśmiechnęła się z wyższością.
- Gdyby miała już dwanaścioro, to może by się zawahała, ale nie

widziałam jeszcze, żeby matka nie ucieszyła się z odzyskania swojego
jedynego dziecka.

- Była wtedy tak młoda, biedaczka.
Elise nic nie powiedziała, nie było sensu tłumaczyć mu, co właściwie

Hilda wtedy zrobiła i co ona sama o tym sądziła.

- Mogę porozmawiać z nimi o tym jeszcze dzisiaj? Na pewno nie zmieni

pan zdania?

- Na pewno nie.
- A co na to pański bratanek? Nie okaże się to dla niego ciosem?
- Jeśli mam być szczery, to podejrzewam, że odczuje ulgę. Dawno już

odkrył, że jego przyjaciółka nie jest zachwycona dzieckiem.

Biedny Braciszek... I biedny pan Paulsen Junior, pomyślała Elise.

Dygnęła na pożegnanie i ruszyła w stronę drzwi.

Znów zrobiło się zimniej. Otuliła się szczelniej chustą, ciesząc się, że

nie musi jeszcze wychodzić z Jensine. Emanuel zacznie wkrótce zarabiać,

background image

więc pewnie da jej jakieś pieniądze. Po powrocie nie zaproponował jej
żadnej pomocy, ale przecież nie mieszkał razem z nimi, a musiał płacić
Carlsenowi za pokój na stryszku i za jedzenie. Wciąż jeszcze miała parę
koron w szufladzie komody, ale wkrótce ich już nie będzie. Jeśli pensja
Emanuela nie wystarczy, będzie musiała znów zacząć pracować u pani
Borresen. Chłopcy wyrośli zimą ze swoich ubrań, wszyscy trzej, poza tym
nie można było już dalej łatać spodni, i tak była tam łata na łacie. Myślała
nawet, żeby zwrócić się o pomoc do Armii Zbawienia, ale nie zrobiła tego.
Wielu potrzebowało pomocy bardziej niż oni.

Właśnie zamknęła za sobą bramę i już miała ruszyć dalej, kiedy

usłyszała na drodze jakieś dziwne dźwięki. Zwolniła i obejrzała się za
siebie. Za nią szła biedna młoda dziewczyna, ciągnęła sanki pełne różnych
towarów. Nie był to rzadki widok, zatrzymała się jednak, ponieważ
dziewczynka szła i płakała. Twarz miała zalaną łzami, tak że nie bardzo
wiedziała, gdzie idzie. Minął ją rozpędzony wóz, woźnica wołał, żeby
uważała, ale chyba w ogóle go nie słyszała. Cudem boskim uniknęła
przejechania, koła minęły ją o parę centymetrów. Elise podeszła do niej.

- Czy mogę ci pomóc?
Dziewczynka wzdrygnęła się i spojrzała na nią przestraszona. Miała

twarz spuchniętą od płaczu, na policzku widać było dwie czerwone pręgi,
jak po uderzeniu. Pokręciła gwałtownie głową i chciała wyminąć Elise, ale
ta chwyciła ją grzecznie, lecz stanowczo za rękę.

- Widzę, że jesteś zrozpaczona. Czasem dobrze jest się komuś zwierzyć.
Dziewczynka znów pokręciła głową i zaczęła się wyrywać. Wtedy na

drodze rozległy się krzyki, dziewczynka szybko się odwróciła, jej oczy
zrobiły się duże ze strachu: - Pomóż mi! - wyszeptała.

Elise chwyciła mocniej jej rękę i zaczęła iść.
- Trzymaj się mnie, wtedy nie odważą ci się nic zrobić. Co dziwne,

dziewczynka posłuchała.

Szybkim krokiem zeszły ze wzgórza. Krzyki za nimi jakby nieco

ucichły, ale żadna się nie odwróciła, żeby sprawdzić. Kiedy doszły do
Maridalsveien, dziewczynka znów spróbowała się uwolnić, ale Elise była
silniejsza. Nie chciała zostawiać nieszczęsnego dziecka samego, zanim nie
dowie się, co się stało.

- Chodź ze mną do domu, mieszkam po drugiej stronie, za mostem.
- Nie mogę - wykrztusiła dziewczyna. - Muszę zawieźć rzeczy

Andersenowi.

- Poproszę jednego z moich braci, żeby zrobił to za ciebie. Chodzi o

Andersena na Sagveien?

background image

Dziewczynka przytaknęła.
- Mój dwunastoletni brat jest gońcem w 0stern. Też dostarcza towary

Andersenowi, na pewno zawiezie i twoje.

Ku zdziwieniu Elise dziewczynka nie zaprotestowała, ale posłusznie

ruszyła za nią. Minęły fabrykę i przeszły przez most.

Elise wiedziała, że Emanuela to nie zachwyci, będzie jednak miał okazję

udowodnić, że naprawdę żałuje, że nie pomógł dziewczynkom Mathilde.

Dotarł do nich płacz dzieci. Słyszała, że płacze nie tylko Jensine, ale i

Hugo. Na Boga, co się stało?

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Zaniepokojona podbiegła do drzwi i je otworzyła.
Hugo siedział na podłodze i wył jak opętany, a Jensine wrzeszczała w

kołysce. Emanuela nie było nigdzie widać.

Po chwili usłyszała hałas na schodach prowadzących na stryszek i

Emanuel stanął w drzwiach.

- Już wróciłaś? - spytał zawstydzony. - Poszedłem na chwilę na górę do

Olafa. Ma grać dla króla! Wiedziałaś, że twój lokator jest tak
utalentowany? Nie pojmuję, dlaczego chce tu mieszkać, skoro pewnie bez
problemu mógłby znaleźć sobie coś innego.

W tym momencie musiał zauważyć, że Elise nie jest sama. Obca

dziewczyna schowała się za nią.

- Kogo przyprowadziłaś?
Elise podniosła Hugo z podłogi i przytuliła do siebie.
- To dziewczynka, którą spotkałam przy bramie domu majstra. Musimy

porozmawiać. Co się stało małemu?

- Próbował ściągnąć gazetę ze stołu. Musiałem powiedzieć mu coś do

background image

słuchu.

- Jest za mały, żeby to zrozumieć. To my powinniśmy uważać, żeby nie

mógł jej ściągnąć.

Elise wzięła dziewczynkę za rękę i podeszła z nią do stołu.
- Usiądź, podgrzeję ci trochę kaszy, jesteś zmarznięta. Emanuel stał i

przyglądał się im, nic jednak nie powiedział.

Elise nie wiedziała, co myśli.
- Weźmiesz Jensine? Może ma mokro - powiedziała, nie patrząc na

niego i udając, że to oczywiste, że ma wyjąć małą z kołyski, chociaż nigdy
dotąd tego nie robił.

Ku jej zdziwieniu Emanuel uczynił to, o co go poprosiła. Jen-sine

natychmiast ucichła.

Ruszył do drzwi, ale Elise go zatrzymała.
- Nie zmieniaj jej pieluchy w pokoju, tam jest za zimno. Połóż ją tutaj,

na kocu na podłodze przy piecu.

Podgrzanie kaszy, która została po posiłku Emanuela, nie zajęło dużo

czasu. Wlała ją do kubka i postawiła przed dziewczynką. Nastawiła garnek
z wodą do umycia Jensine i usiadła przy stole.

- Ktoś cię skrzywdził? - spytała. Dziewczynka pokręciła głową.
- Jedz, porozmawiamy później.
W tym momencie usłyszała głosy z zewnątrz. Miała wrażenie, że to

Kristian. Podbiegła do drzwi i wyjrzała na zewnątrz.

Kristian stał na moście, rozmawiając z innym gońcem, zapewne byli w

drodze do klientów po drugiej stronie rzeki.

- Kristian, możesz podejść?! - zawołała.
Kristian zrobił to, o co go prosiła. To właśnie było w nim takie

niezwykłe, nigdy nie protestował, jeśli go wołała, zawsze od razu
przychodził.

- Mógłbyś zawieźć te rzeczy Andersenowi na Sagveien, a potem

odwieźć tu sanki?

Posłał jej zdziwione spojrzenie. Wiedział, że nie prosiłaby go o to,

gdyby nie miała ważnego powodu, chwycił więc sznurek od sanek.

- Na wzgórzu Aker, na samym szczycie, spotkałam płaczącą małą

dziewczynkę i zabrałam ją ze sobą do domu. Miała odwieźć te rzeczy.
Obiecałam, że spytam, czy możesz zrobić to za nią.

Pokiwał głową i zaczął ciągnąć sanki.
- Dobry z ciebie chłopiec, Kristian. Jestem z ciebie dumna.
Kiedy wróciła do domku, odkryła ku swojej radości, że dziewczynka

zjadła owsiankę. Była straszliwie chuda, może dawno już nic nie jadła.

background image

Emanuelowi udało się w końcu zdjąć Jensine pieluchę i teraz mył

dziecko. Miał zawzięty wyraz twarzy. Kiedy skończył, spojrzał na nią
triumfująco: - Myślałaś, że sobie nie poradzę? Zaśmiała się i pokręciła
głową.

- Gdybym tak myślała, nie poprosiłabym cię o to. Zaraz dam jej pierś,

więc jeśli chcesz, to idź na górę do Olafa i dowiedz się czegoś więcej.

Emanuel nie dał sobie powtarzać tego dwa razy, wyszedł z ulgą. Elise

uznała jednak, że przeszedł próbę. Jedną z wielu.

Kiedy już Jensine ułożyła się wygodnie na jej ręku i ssała, Elise

ponownie zwróciła się do dziewczynki.

- Jak masz na imię?
- Jenny Berntine Einarsen.
- Gdzie mieszkasz, Jenny?
- Na Maridalsveien. Obok...
Elise przeszedł dreszcz. Wiedziała, jaka to rodzina, poznała kiedyś jedną

z sióstr. Było tam czternaścioro dzieci, matka chorowała, a ojciec pił.

- Wiem, kim jesteś. Chodziłam do jednej klasy z twoją starszą siostrą.
Dziewczynka spojrzała na nią zdziwiona. Właściwie nie była brzydka,

miała wyraziste rysy twarzy i duże niebieskie oczy. Była jednak
zdecydowanie zbyt chuda i miała zapuchnięte, podkrążone oczy.

- Z Martą? - spytała. Elise przytaknęła.
- Mam na imię Elise. Pamiętasz, może mówiła coś o mnie?
- Twoja mama chorowała na suchoty, a twój tata był Cyganem?
Elise roześmiała się.
- To prawda, mama miała suchoty, ale nie umarła, wyzdrowiała.
Jenny siedziała z otwartą buzią i patrzyła na nią.
- Nie umarła? Jak to?
- Ktoś miły pomógł jej i wysłano ją do sanatorium. Twoja mama też

choruje, prawda? Ale nie na suchoty?

Jenny pokręciła głową.
- Nie, bolą ją nogi. Wyzdrowieje, jeśli pojedzie do sanatorium?
- Niestety, chyba nie, ale być może będzie mogła wstać z łóżka i usiąść

na krześle. To dobrze, że pomagasz i roznosisz towary-

- Wszystkie pieniądze mamy oddawać mamie. Tata by je przepił.
- Marta wciąż mieszka w domu?
- Nie ma wyboru. Rano roznosi gazety, potem najmuje się do sprzątania.

Wstaje o trzeciej w nocy.

- Rozumiem, że to ona was utrzymuje?
- Mama zawsze błaga mnie, żebym została w domu, boi się być sama z

background image

tatą. Czasem zostaję, ale wtedy tracę pracę.

- A twoje rodzeństwo? Nie pomaga?
- Został tylko Hjalmar i ja, reszta uciekła. Czasem wpada Olga, jeśli

Marcie uda się znaleźć ją gdzieś na Sorenga czy w Vaterlandzie. Mama
mówi, że wolałaby widzieć ją w grobie niż wystającą na ulicy. Stała się
taka po tym, jak rzucił ją taki jeden facet.

Elise zrobiło się ciężko na duszy. Tej rodzinie było jeszcze trudniej niż

im w czasie, kiedy to ona musiała utrzymywać wszystkich, bo matka
leżała w łóżku, a ojciec pił. Żadne z rodzeństwa nie uciekło z domu, nie
mogąc tam już dłużej wytrzymać, i chociaż Hilda straciła dziecko i swoją
cnotę zbyt wcześnie, to jednak nie trafiła do Vaterlandu.

Elise patrzyła na przestraszoną dziewczynkę i serce się jej krajało.
- Masz dość jedzenia, Jenny? - spytała.
- Czasem coś dostaję. Mama boi się, że wyrzucą nas z mieszkania.

Sprzedała stół i jedno łóżko sąsiadce. Teraz jemy na skrzynce przykrytej
obrusem, a śpimy na podłodze.

Elise pozwalała jej mówić. Może w ten sposób dowie się, dlaczego mała

była taka przerażona, kiedy spotkała ją na wzgórzu Aker.

- Marta trafiła do szpitala. Miała dyfteryt i świerzb, takie małe żyjątka

pod skórą. Na jej ciele wszędzie pojawiły się rany, a wszystko dlatego, że
pożyczyła wełniany koc od nowej sąsiadki z podwórza. Były na nim wszy
i miliony małych jajeczek, tak mówiła Marta.

- Dyfteryt? - powtórzyła Elise przestraszona. - Wciąż jeszcze jest w

szpitalu?

- Nie, już wróciła do domu, ale ma na szyi bliznę, bo wstawili jej rurkę,

żeby mogła oddychać. No i jej rany między palcami i pod kolanami wciąż
jeszcze się nie zagoiły. Straciła też włosy, tutaj - powiedziała dziewczynka,
pokazując na swoje brwi. - Teraz już nikt się z nią nie ożeni. Ja i Hjalmar
się z tego cieszymy. Nie wiem, jak byśmy sobie bez niej poradzili.

- Świerzb można wyleczyć, ale zgadzam się, że lepiej będzie, jeśli

zostanie w domu, póki jeszcze jesteście mali. Ja też musiałam utrzymywać
braci, kiedy moja mama chorowała, a ojciec pił. Teraz i ja, i siostra
wyszłyśmy za mąż i jest nam lepiej.

- Co się stało z twoim tatą?
Elise wzdrygnęła się. Pamiętała tę straszną chwilę, kiedy w kuchni, w

mieszkaniu w Andersengarden, zjawili się dwaj policjanci z wiadomością,
że ojciec się utopił. Widziała go przed sobą, leżącego z rozpostartymi
rękami w lodowato zimnej wodzie. Nikt nie pośpieszył mu na ratunek.
Własna córka wypędziła go z domu, pijanego, na mróz. To był koszmar,

background image

który długo ją prześladował.

- Poślizgnął się i spadł z mostu. Była zima, ślisko... - umilkła, nie będąc

w stanie nic więcej powiedzieć.

- Ucieszyłaś się?
Elise nie odpowiedziała.
- Ja i Hjalmar modlimy się co wieczór, żeby Bóg wziął do siebie

naszego tatę, ale nic nie pomaga. Kiedyś mieliśmy na obiad gulasz z
porządnymi kawałkami mięsa. Marta dostała go od Armii Zbawienia. Tata
wziął wtedy garnek i wyrzucił wszystko przez okno. Wszyscy płakaliśmy.
Czasem przyprowadza do domu swoich kompanów. Biją się, niekiedy
nawet wybijają sobie zęby. Jeśli Hjalmar przyniesie z portu trochę węgla,
palimy w piecu, ale zdarza się, że nie przynosi nic. Wtedy marzniemy i
wszystkim nam szczękają zęby, trzęsiemy się całą noc. Elise położyła
swoją dłoń na jej ręku.

- We wszystkim, co mówisz, rozpoznaję siebie. Zaraz dam ci kawałek

chleba z masłem, ale musisz mi powiedzieć, dlaczego tak okropnie
płakałaś, kiedy spotkałam cię na wzgórzu?

Zauważyła, że zmieniła się na twarzy, a w jej oczach pojawił się strach.

Coś musiało się wydarzyć, coś, co nie miało nic wspólnego ani z biedą, ani
z pijaństwem ojca. Czyżby nie była w stanie o tym mówić? Mogło tak być.

Jensine usnęła jej na ręku, więc ostrożnie położyła ją do kołyski. Hugo

bawił się spokojnie na podłodze kawałkami drewna, które wkładał do
blaszanego pudełka, potem wyjmował je i znów wkładał. Od czasu do
czasu wstawał, podchodził do skrzyni z drewnem, wyjmował nowe
kawałki, znów siadał i bawił się dalej, równie cierpliwie i spokojnie. Nie
przypominała sobie, czy kiedyś widziała równie grzeczne dziecko.

Na pewno zapomniał już, że Emanuel był na niego zły. Roczne dziecko

nie wiedziało, co jest dobre, a co złe. Musiała porozmawiać o tym z
Emanuelem, nie chciała, żeby Hugo zaczął się go bać.

Posmarowała chleb grubo masłem i polała melasą. Jenny szeroko

otworzyła oczy.

- Jesteście bogaci? - spytała.
Elise uśmiechnęła się i pokręciła głową.
- Nie, ledwo nam wszystkiego starcza.
- To dlaczego mi to dajesz?
- Bo zrobiło mi się ciebie żal. Nie jest lekko, kiedy ojciec ciągle jest

pijany, ale pamiętaj, że to nie ty powinnaś się wstydzić. Trzymaj głowę
wysoko i mów sobie, że to nie ty pijesz. Może twój ojciec ma coś nie tak z
głową, a może przydarzyło mu się coś, z czym nie potrafił sobie poradzić.

background image

Mój tata zaczął pić, bo nie był w stanie ustać cały dzień przy maszynie.
Był marynarzem i lubił pływać na statkach.

Na schodach dały się słyszeć ciężkie kroki, pewnie wracał Emanuel.
Elise spostrzegła, że oczy Jenny zrobiły się jeszcze większe. Przestała

jeść, nasłuchiwała.

- To tylko mój mąż, Emanuel, był na stryszku. Nie masz się czego bać.
Jednak Jenny nie dawała się uspokoić. Przywarła do ściany, jakby

chciała się stać niewidoczna. Kiedy Elise przyjrzała się jej bliżej,
zauważyła, że drży.

Była już pewna.
- Przestraszyłaś się jakiegoś mężczyzny? Jenny nie odpowiadała.
Elise nie miała wątpliwości, że zgadła. Jenny nie płakała dlatego, że

gonili ją rozbrykani chłopcy, to było coś poważniejszego. Coś musiało się
wydarzyć, zanim oni się pojawili.

- Czy to był mężczyzna, któremu zaniosłaś towary? Może jakiś

elegancki pan? Dawał ci cukierki albo czekoladę?

Jenny patrzyła na nią szeroko otwartymi oczami.
- Znasz go? - spytała.
- Nie, ale słyszałam o nim od innych, których spotkało to samo. Zrobił ci

jakąś krzywdę?

Jenny pokręciła głową, ale Elise nie była pewna, czy może jej wierzyć.
Wszedł Emanuel.
- Mam wrażenie, że mówiłaś, że poczęstujesz mnie dzisiaj obiadem? -

powiedział i uśmiechnął się, wyraźnie zadowolony, że może być tu, razem
z nimi.

- Zaraz ugotuję ziemniaki. Jenny wstała.
- Muszę wracać do domu - powiedziała, nie patrząc na nich, a jej drobne

ciałko całe drżało.

Elise posłała Emanuelowi błagalne spojrzenie.
- Jenny przeżyła straszną rzecz. Mogę odprowadzić ją do domu?
Emanuel spojrzał zatroskany na dziewczynkę.
- Rób to, co uznasz za słuszne - powiedział, co zapewne miało znaczyć:

„Zajmij się tym, kto jest dla ciebie ważniejszy". Elise westchnęła. Czy
mężczyźni nigdy nie dorośleją?

Kiedy wyszły, chwyciła Jenny za rękę.
Ścisnęła jej dłoń i powiedziała: - Teraz już wiesz, gdzie możesz przyjść,

kiedy znów się czegoś przestraszysz.

- Twój mąż chyba nie chce, żebym tu zachodziła.
- On tu nie mieszka, tylko odwiedza nas od czasu do czasu. Jenny

background image

odwróciła się do niej, nic nie rozumiejąc.

- Jak to, nie jesteście małżeństwem?
- Jesteśmy, ale pogniewaliśmy się na siebie, a teraz na powrót się

przyjaźnimy. Może nawet znów razem zamieszkamy, jeśli znajdziemy
jakieś większe mieszkanie.

- Więc jednak jesteś bogata - powiedziała Jenny stanowczo. - Mama

mówi, że dawno już by się wyprowadziła, gdyby było ją na to stać. Jeśli
kobieta i mężczyzna przestają się kochać, to lepiej, jeśli się rozstaną, tak
mówi.

Elise pomyślała o swoim opowiadaniu. Może jej bohaterka powinna

powiedzieć to samo?

Do jakiego wniosku dojdzie, kiedy zostanie sama i będzie się wpatrywać

w jesienną szarugę za oknem? Że postąpiła słusznie?

W tym momencie wrócił Kristian z pustymi sankami i trzydziestoma ore

dla Jenny.

- Dziękuję, ładnie się zachowałeś - powiedziała Elise, uśmiechając się

do niego.

background image

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Były już blisko domu. Elise zwolniła.
- Chcesz iść ostatni kawałek sama? - spytała.
Jenny pokręciła gwałtownie głową. - Nie, chodź ze mną.
- Nie wiem, czy twoja mama się ucieszy, że przyprowadzasz kogoś

obcego do domu? Myślisz, że ojciec już wrócił?

Jenny trzymała mocno jej dłoń, drugą ręką ciągnęła sanki.
- Proszę, chodź ze mną. Może wtedy nic mi nie zrobi.
- Bije cię? - spytała Elise.
- Kiedyś chwycił siekierę i porąbał wszystkie drzwi, naprawdę szalał.

Baliśmy się wejść na schody. Czekaliśmy, aż zrobi się zupełnie cicho.
Sprawdzisz, czy nic nie słychać?

Elise przytaknęła i przypomniała sobie, iak sama bała się w domu

wchodzić na górę.

- Może jeszcze bardziej się zezłości, kiedy zobaczy, że przyprowadziłaś

kogoś ze sobą?

- Nie odważy się nic zrobić. Boi się obcych, lęka się, że doniosą na

niego policji.

Na klatce było cicho. Mieszkali na pierwszym piętrze, tak powiedziała

jej Jenny, więc gdyby coś się działo, na pewno byłoby słychać.

Jenny uchyliła drzwi i zajrzała do środka. Dała znać Elise i wyszeptała: -

Nie ma go tu.

Drzwi do izby po lewej stronie były otwarte. Na podłodze leżały trzy

materace.

- Teraz jest nas tylko troje, dawniej było nas czternaścioro.
- Czternaścioro? - powtórzyła Elise, zaglądając do izby. W żaden sposób

nie mogło się tu zmieścić czternaścioro dzieci. Może mała Jenny miała
bujną wyobraźnię? Może nie wszystko, co opowiadała, wydarzyło się w
rzeczywistości? Chociaż nie, to akurat chyba była prawda. Marta mówiła
jej kiedyś, że jest ich czternaścioro, przypomniała sobie nagle Elise.

Kuchnia znajdowała się po prawej stronie. Wielkością przypominała

kuchnię w domku majstra, ale nie było piecyka, lecz tylko zwykłe
palenisko, poza tym stała tu kuchenna ława, skrzynia na drewno, dwie
skrzynki po margarynie, na których można było siedzieć, i jedna większa,
która służyła za stół. Ta ostatnia przykryta była ceratą, na której stały trzy
blaszane kubki i talerze. W tym przypadku Jenny nie kłamała.

Przeszły przez trzecie drzwi i weszły do mrocznego pokoju.
- Nie mamy pieniędzy na naftę, zimą prawie zawsze jest tu ciemno, ale

background image

wiosną wynajmujemy pokoik.

- To ty, Jenny? - Od strony łóżka dał się słyszeć słaby głos.
- Tak, to ja, mamo. Przyprowadziłam panią. Była miła i pomogła mi

ciągnąć sanki.

- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, pani Einarsen - wtrąciła się do

rozmowy Elise. - Spotkałam Jenny na wzgórzu Aker, szłyśmy w tę samą
stronę i zaczęłyśmy rozmawiać. Chodziłam do klasy z Martą. Może mnie
pani pamięta? Elise Lovlien, po mężu Ringstad.

- To ty, Elise? Oczywiście, że cię pamiętam. Twój ojciec był złym

człowiekiem. Marta mówiła, że wszystkie dzieci na ulicy się go bały.

Elise poczuła się dotknięta. Tak ją ludzie pamiętali? Jako córkę tego

okropnego ojca z Andersengarden? Podniosła głowę. Co przed chwilą
mówiła małej Jenny? „To nie ty masz się wstydzić, to nie ty pijesz".

- Ojciec nie żyje. Poślizgnął się i wpadł do rzeki.
- Tak, pamiętam, Marta mi o tym opowiadała. Mieliście szczęście.
Elise nie była w stanie nic powiedzieć.
Nagle usłyszała, że pani Einarsen zaczyna płakać. Pośpiesznie podeszła

do łóżka.

- Mogę pani w czymś pomóc?
- Nam nikt nie może pomóc. Została nam tylko rozpacz. Marta

zaharowuje się na śmierć, a i tak nie starcza mi pieniędzy na lekarstwa,
zaraz mi się skończą. To jakaś choroba brzucha - powiedziała, kładąc rękę
na kocu.

- Nikt się wami nie interesuje?
- Raz ktoś tu był, ale teraz nie mam odwagi nikogo prosić. Mój mąż robi

straszne rzeczy, kiedy jest pijany. - Wytarła oczy skrawkiem zniszczonej
flanelowej koszuli nocnej. - Pytałam Boga, co takiego złego zrobiłam, że
mamy gorzej niż wszyscy, ale już przestałam pytać. On najwyraźniej woli
słuchać innych - powiedziała i znów zaczęła płakać.

- Kiedy była tu siostra z Armii Zbawienia?
- Nie pamiętam. Dawno temu.
- Byli tu przed Bożym Narodzeniem - odezwała się cienkim głosem

Jenny, która stała obok Elise. - Przynieśli buty i ubrania. Marta mówi, że to
szczęście, że do nas przychodzą, inaczej w ogóle nie mielibyśmy w czym
chodzić. Masz pieniądze, mamo.

Na taborecie przy łóżku Jenny położyła trzydzieści ore, które przyniósł

Kristian, kiedy wrócił z sankami, a które Jenny zarobiła, rozwożąc towary.

- Schowaj je u Magnhild, inaczej ojciec ci je zabierze. Jenny wzięła

pieniądze i pośpiesznie wyszła.

background image

Elise dziwnie się tu czuła. W każdej chwili mógł wrócić ojciec, a nawet

siostry z Armii Zbawienia się go bały. Nie przypuszczała, żeby wobec niej
zachował się lepiej.

Uznała, że powinna coś powiedzieć.
- Jest pani głodna? - spytała. - Przynieść pani coś z kuchni?
- Cały dzień nic nie jadłam. Przyrządziłabyś mi coś ciepłego?
Elise pokiwała głową i poszła do kuchni. Na zewnątrz zrobiło się już

ciemno, ale Jenny zapaliła świeczkę i postawiła ją na skrzyni, która służyła
za stół. Ktoś musiał też rozpalić w piecu, bo tlił się w nim ogień. Elise
dołożyła kilka szczap i rozejrzała się po pomieszczeniu. Czuć było wilgoć,
uderzył ją też zapach brudnych mokrych skarpet. Wisiały na sznurze nad
piecem i okropnie cuchnęły.

Elise nalała z wiadra wody do dzbanka i postawiła na ogniu. W

pojemniku na chleb znalazła kawałek suchej piętki, obok stała miseczka z
cukrem.

Pokruszyła chleb na blaszanym talerzyku, posypała cukrem i polała

słabą kawą, najwyraźniej parzoną już kilka razy, bo nie miała prawie
żadnego koloru.

Ktoś szarpnął za drzwi, Elise wstrzymała oddech. Czy to ojciec wracał?
Na szczęście to była Jenny. Sprawiała wrażenie zdziwionej.
- Robisz mamie jedzenie?
- Tak, poprosiła mnie. Nie jadła cały dzień.
- Jesteś tak samo dobra jak Marta.
- Powiem siostrom z Armii Zbawienia, jak jest wam trudno.
- Marta mówi, że są tacy, którzy mają jeszcze gorzej. Mój dziadek miał

suchoty, a mimo to musiał iść z krowami z Gro-rud do rzeźni w Gronland.
Miał osiem lat, chodził boso i sypiał w szopie. Potem trafił do dobrych
ludzi, trzy rodziny mieszkały w jednej kuchni. Ten, kto wstał pierwszy,
brał najlepsze buty, ostatni musiał chodzić boso. Jeśli buty były za duże,
wkładano do nich gazety, jeśli za małe, trzeba było podwinąć palce. Ja
noszę buty, które dostałam od sióstr z Armii Zbawienia - dodała dumnie i
podniosła jedną nogę. - Też mam w nich gazety.

Elise patrzyła na nią.
- Twój dziadek miał suchoty, ale wyzdrowiał - powiedziała. Jenny

przytaknęła.

- Mama pochodzi ze wsi. Dziadek przegrał wszystko, co miał, w pokera

i rodzina musiała wyjechać. Osiedlili się w Enerhaugen.

- Domyślam się, że nie było im łatwo, ani twojej matce, ani twojemu

ojcu. Pewnie dlatego zaczął pić.

background image

Jenny zamyśliła się.
- Mamie wszystko jedno, czy tata ugania się za innymi kobietami. Nie

ona jedna tak myśli. Mówią, że przynajmniej mają spokój i nie muszą na
okrągło rodzić dzieci. Mój wujek włożył mojej cioci drut, żeby się pozbyć
dzieciaka. O tu - dodała, pokazując na swoje krocze. - Mówił, że ma dosyć
ich wrzasku. Ciocia umarła.

Elise była wstrząśnięta, ale starała się tego nie okazywać. To był świat,

w którym ta mała dziewczynka żyła, nie chciała jej dodatkowo obciążać.
Podała jej talerzyk.

- Zaniesiesz to mamie? Niestety muszę już wracać, ale wpadnę tu

jeszcze, może uda mi się wam pomóc.

Jenny pokiwała smutno głową. Chciała, żeby Elise została jeszcze

chwilę.

- Myślisz, że Marta zaraz wróci?
Elise widziała, że Jenny się boi, ale trudno było odmienić jej los. Nikt

nie mógł spędzać tu całych dni, żeby chronić dzieci przed pijanym ojcem.

Całą drogę do domu myślała tylko o tym. Była świadkiem wielu

smutnych ludzkich losów, ale czegoś takiego jeszcze nie widziała. Może
wszędzie tam, gdzie ojciec pije, jest równie strasznie, tylko ona nic o tym
nie wie? Ludzie dobrze skrywali swoje tajemnice.

Kiedy wróciła do domu, od razu spostrzegła, że Emanuel jest wzburzony

i roztrzęsiony. Jensine znów zaczęła płakać, Hugo siedział naburmuszony,
ale jak tylko ją zobaczył, szybko się podniósł, a buzia mu się
rozpromieniła.

- Nie wiedziałem, co robić - oznajmił Emanuel, bezradnie rozkładając

ręce. - Wyjąłem ją z kołyski, ale nic nie pomogło, dalej płakała. Małego
też nie udało mi się udobruchać.

Elise nic nie powiedziała. Hugo go nie znał, a Jensine z pewnością miała

kolkę. Nic niezwykłego u małego dziecka. Zaczęła mu opowiadać o
wizycie u Jenny.

- Nie mogłam tak od razu wyjść i ją tam zostawić. Bała się ojca. Kiedy

pije, potrafi być gwałtowny. Matka leżała w łóżku,

Jenny mówiła mi, że ma chore nogi, ale chyba nie bardzo wie, co jej

dolega. Matka twierdzi, że ma chory brzuch. Tak czy inaczej jest mi ich
żal. Starsza siostra Jenny chodziła ze mną do klasy, lecz od tamtej pory jej
nie widziałam. Teraz też nie było jej w domu. To ona ich wszystkich
utrzymuje: roznosi gazety, sprząta u ludzi. Chowają pieniądze u sąsiadki,
inaczej ojciec wszystko by im zabrał.

Emanuel westchnął ciężko.

background image

- Nie zbawisz całego świata, Elise. Takich rodzin są tysiące i zwykle

ludzie są sobie sami winni. Gdyby ojciec nie przepijał pieniędzy, nie
musieliby głodować.

- Wiem o tym, ale nie pomogę małej Jenny, jeśli powiem jej, że inne

dzieci żyją w podobnych warunkach. To nie jej wina, że ojciec pije. W tym
kraju dzieje się coś bardzo złego. Robotnicy pracują więcej niż ci, którzy
nimi kierują, mają dłuższy czas pracy, nie mają wolnego, całe dnie
spędzają w pełnych kurzu fabrycznych halach, w ogłuszającym hałasie.
Dlaczego tak mało zarabiają? Czy ich praca jest tak mało warta? Co
zrobiliby właściciele fabryk, gdyby nie robotnicy? Możesz mi powiedzieć?

Emanuel się uśmiechnął.
- Widzę, że masz w sobie coś z polityka. Nie wiedziałem tego.

Zapominasz jednak o czymś bardzo istotnym. Robotnicy wracają do domu
i ich praca się kończy, mogą o niej zapomnieć aż do następnego ranka.
Natomiast na ich szefach spoczywa odpowiedzialność za los fabryki. Mają
różne obowiązki, martwią się o ceny surowców, o to, czy będą w stanie
utrzymać produkcję i modernizować fabrykę, czy też zostaną zmuszeni ją
zamknąć. Często nie śpią po nocach. Przypuszczam, że wielu z nich chęt-
nie zrzuciłoby z siebie tę odpowiedzialność.

Elise nic nie mówiła. Dyskusja z nim nie miała sensu. Johan na pewno

zapaliłby się do rozmowy, siedzieliby i dyskutowali do późnej nocy. Kiedy
wróci, na pewno zaangażuje się w ruch robotniczy. Jemu nie wystarczało
samo mówienie o niesprawiedliwościach, które się działy, on chciał
działać.

Z nią było podobnie. Chciała pomóc Jenny, Marcie i ich matce. Opisując

prawdziwe historie, pragnęła otworzyć ludziom oczy. Może wreszcie
zrozumieją, że nie może być tak, że robotnicy, którzy harują w fabryce,
żeby zarobić na chleb, muszą żyć w tak okropnych warunkach, znacznie
gorszych niż ci po drugiej stronie rzeki. Opowiadanie o Oline wywołało
reakcję. Pewien mężczyzna, który je przeczytał, załatwił Oline pracę w
restauracji, a nawet maleńkie mieszkanie. Może znajdą się inni, którzy
postąpią podobnie?

Siedziała, trzymając Hugo na kolanach. Jej myśli krążyły jednak wokół

biednej Jenny. Nagle przyszedł jej na myśl pewien pomysł. Wiedziała już,
o czym będzie jej dziesiąte opowiadanie!

background image

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Wciąż miała jeszcze spory zapas jedzenia z paczki, którą dostała od

pana Mathiesena. Większość schowała - część zaniosła do piwnicy, część
schowała głęboko w spiżarni, żeby uniknąć pytań ze strony chłopców i
Emanuela. Przykazała chłopcom surowo, żeby nikomu o tym nie mówili,
jednak łatwo mogli się zapomnieć. Wystarczyło słowo i plotka mogła
roznieść się po całej szkole: Elise dostała całą skrzynkę jedzenia od kogoś
obcego. Ciekawość rozprzestrzeni się jak pożar, ludzie zaczną snuć
domysły. Pingelen i inni, którzy widzieli rudego mężczyznę wystającego
na moście i przyglądającego się jej, szybko się domyśla, w czym rzecz.
Hugo ostatnio bardzo wyrósł, na wiosnę zacznie więcej wychodzić na
dwór i ludzie zwrócą uwagę na jego rudoblond loki.

background image

Dla kogoś, kto szuka sensacji, sytuacja będzie jasna.
Elise słyszała, jak z dachu kapie woda, jak szumi w rynnach. Nagle

pogoda znów się zmieniła, można by sądzić, że to już kwiecień. Wzięła
trochę jedzenia i włożyła do koszyka, otuliła dobrze Jensine, położyła ją
do wózka i okryła kołderką Hugo. Chłopca natomiast posadziła na desce
na wózku, trzymał się mocno i śmiał się zadowolony.

Im była bliżej, tym większy ogarniał ją niepokój.
Jeśli ojciec Jenny jest w domu, w dodatku pijany, nie będzie mogła

wejść. Potrafił przecież wyrzucić garnek z jedzeniem przez okno i porąbać
drzwi siekierą!

W domu zdawała się panować cisza i spokój. Może leży i śpi? Jeśli

odsypia kaca, może nie zauważy, że ktoś przyszedł. Jej ojciec dzień po
pijaństwie nie zwracał na nic uwagi.

Wzięła Hugo na rękę, wózek zostawiła przed drzwiami i zapukała.
Nikt nie odpowiedział. Ostrożnie uchyliła drzwi i zawołała: - Pani

Einarsen? To ja, Elise. Mogę wejść?

- Jest tam ktoś? Dzięki Bogu!
Elise weszła z wahaniem. W pokoiku było równie ciemno jak

poprzedniego dnia. Brudne firanki wisiały w oknie, pewnie po to, żeby
nikt tu nie zaglądał. Na stołku stał blaszany kubek z jasną kawą. Obok
leżała na wpół zjedzona piętka chleba.

- Dzień dobry, pani Einarsen. Przyniosłam trochę jedzenia. Mogę

zostawić je w kuchni?

- Musisz je gdzieś schować. Jeśli on to zobaczy, zabierze i wymieni na

samogon.

- Schowam je głęboko w spiżarce.
- Jak to dobrze, że przyszłaś. Zaczynam wierzyć, że Bóg jednak istnieje.

Modliłam się, żeby ktoś przyszedł, i zjawiłaś się.

- Potrzebuje pani pomocy?
- Tak strasznie mnie boli, tutaj w środku - powiedziała kobieta i

pokazała na swoją pierś.

Elise przestraszyła się. To mogło być serce.
- Pójdę po lekarza - powiedziała.
- Nie, nie chodź, bierze trzy korony tylko za to, że włoży głowę przez

drzwi.

- Proszę o tym nie myśleć, pani Einarsen. Stać mnie, żeby zapłacić.
- Masz tyle pieniędzy, Elise?
- Mój mąż właśnie dostał pracę w Zakładach Myren, a ja szyję.
- No to musi być u was bogactwo. Boże drogi, znów mnie boli -

background image

powiedziała kobieta, zamknęła oczy i westchnęła.

- Zaraz sprowadzę lekarza.
W poczekalni było pełno. Elise zostawiła Jensine w wózku na zewnątrz,

nie mogła czekać. Zdecydowanym krokiem przeszła przez poczekalnię i
zapukała do drzwi. Z ulgą usłyszała, że lekarz od razu odpowiedział.
Szybko wyjaśniła mu całą sytuację.

- Zadzwonię do Ulleval, może znajdzie się jakiś wóz, żeby ją zabrać.

Jest pani pewna, że stan jest aż tak poważny?

Elise przytaknęła.
- Wydaje mi się, że to coś z sercem. Bardzo cierpiała. Jej mąż pije, córka

i syn są w szkole, a potem od razu idą do pracy. Najstarsza córka roznosi
rano gazety, a potem sprząta u ludzi do późna. Tylko dzieci utrzymują
matkę przy życiu.

Poczuła ulgę, kiedy w końcu mogła ruszyć do domu. Jensine zaczęła

płakać, zbliżała się pora karmienia, poza tym na pewno miała mokro.
Hugo marudził, pewnie też był już głodny.

Jak tylko każde z nich dostało to, czego potrzebowało, położyła ich

spać. To była pora ich porannej drzemki. Szybko wyciągnęła papier i
ołówek i zaczęła pisać.

Ołówek frunął po papierze, słowa same przychodziły jej do głowy.

Zatrzymywała się tylko, żeby odwrócić kartkę albo sięgnąć po nową,
słowa płynęły dalej. Znów była na wzgórzu Aker, gdzie pierwszy raz
usłyszała płacz małej Jenny. Kiedy odtworzyła swoją drugą rozmowę z
dziewczynką już tutaj, w domku majstra, zdała sobie sprawę, że w
dalszym ciągu nie wie, co właściwie przydarzyło się Jenny, zanim ją
spotkała. Napomykała o jakimś mężczyźnie, któremu dostarczała towary
ze sklepu, ale twierdziła, że nic jej nie zrobił. Czy rozmawiałaby z nią tak
otwarcie i szczerze, gdyby mężczyzna naprawdę ją wykorzystał?

Pisała, aż Hugo się obudził. Kiedy wszedł swoim chwiejnym krokiem

do kuchni, usłyszała, że chłopcy wracają ze szkoły. Wstała pośpiesznie i
zaczęła szykować im jedzenie. Nie mieli wiele czasu, zaraz musieli iść do
pracy.

- Teodor wpadł do rzeki! - krzyczał Evert tak przerażony, że ledwo

mogła zrozumieć, co mówi.

- Co takiego? - spytała, odwracając się do niego. Peder przyszedł mu z

pomocą.

- Teodor wpadł do rzeki, tutaj niedaleko. Poślizgnął się i przeleciał pod

balustradą.

Elise poprosiła, żeby popilnowali Hugo, i wybiegła. Na brzegu

background image

zobaczyła dwie kobiety, które stały, machały rękoma i wołały coś do
mężczyzny, który wyszedł na lód.

Podbiegła do nich. Zobaczyła, że mężczyźnie udało się chwycić rączki

chłopca, które wystawały znad pokrytej krą brudnej żółtobrązowej wody.
Po chwili zaczął mozolnie zmierzać w kierunku brzegu z dzieckiem na
ręku, walcząc z krą i silnym prądem.

Tuż pod nią rzeka była bardzo głęboka. Elise chwyciła złamany palik

balustrady i podała mężczyźnie, który się go złapał. W końcu udało mu się
dotrzeć do brzegu. Elise wzięła chłopca w ramiona i pobiegła z nim do
domu. Za nią biegł mężczyzna, słyszała jego głośny oddech, z trudem
łapał powietrze.

W jednej chwili w kuchni zapanował chaos. Wszyscy chcieli pomagać,

w różnych miejscach leżały porozrzucane ubrania, słychać było płacz i
przerażone krzyki. Mężczyzna wszedł i zaraz za progiem upadł na
podłogę, całkowicie wyczerpany. Hugo wrzeszczał, przerażony obecnością
tylu obcych ludzi. Udzieliło mu się ich zdenerwowanie. Jensine się
obudziła i też zaczęła płakać. Peder i Evert płakali ze strachu, myśleli, że
Teodor nie żyje. Tylko Kristian jak zwykle był spokojny.

Dołożył do pieca, nastawił kocioł z wodą, przyniósł wełniane koce z

pokoju i ze stryszku, znalazł nawet małą flaszkę wódki, którą zostawił tu
Emanuel, kiedy się od nich wyprowadził i której później już nikt nie
ruszał. Nalał trochę do kubka i wlał parę kropel do ust Teodorowi i
mężczyźnie.

Teodor nareszcie się poruszył, zaczął kręcić głową i wypluł mnóstwo

wody. Elise masowała jego lodowato zimne ciałko. Ubrała go w piżamę
Pedera, jakiś stary sweter, wełniane pończochy i spodnie Everta, które
właśnie miała zacząć łatać. W końcu otuliła go wełnianym kocem i
posadziła na kolanach innej kobiety, każąc jej dalej go masować. Sama
natomiast postanowiła spróbować nakarmić go gorącą kaszą. To był cud,
ale kiedy podsunęła mu łyżkę, chłopiec się ocknął, zamrugał i otworzył
usta. Patrzył na nią wielkimi ze zdziwienia niebieskimi oczami.

- Wpadłeś do rzeki - wytłumaczyła mu. - Ten pan wskoczył i cię

uratował. Na szczęście lód w tym miejscu jest kruchy, inaczej mógłbyś się
zabić.

Mężczyzna zaczął dochodzić do siebie. Wyglądało na to, że ucierpiał

bardziej od chłopca. Wyglądał na trzydzieści, może czterdzieści lat. Miał
na sobie roboczą bluzę, jak większość robotników, ale Elise nie
przypominała sobie, żeby go kiedyś widziała. Próbował się podnieść, ale
zaraz znów upadł. Jedna z kobiet ubrała go w piżamę, sweter i spodnie

background image

Reidara i owinęła wełnianym kocem. Elise pomogła posadzić go na
taborecie i dała mu trochę gorącej kaszy. W końcu wreszcie chyba udało
się im trochę go rozgrzać.

Peder zajął się Hugo, a Kristian wziął na ręce Jensine. Nareszcie w

przepełnionej kuchni zapanował spokój.

Wtedy rozległy się kroki i Emanuel wsunął głowę przez drzwi. Przez

moment miała wrażenie, że najchętniej by się wycofał, ale wziął się w
garść i szybko wszedł do środka, żeby nie wypuścić za dużo ciepła.
Spojrzał na Elise pytającym wzrokiem.

Peder ją jednak uprzedził.
- Teodor wpadł do rzeki! Ten staruszek go uratował.
- Ależ Peder! - zawołała Elise oburzona. - To nie jest staruszek, chyba

sam widzisz. Pewnie nie jest wiele starszy od Emanuela.

Ku swojemu zdziwieniu spostrzegła, że mężczyzna się uśmiechnął.
- Chłopak ma rację. Mam czterdzieści pięć lat - powiedział, po czym

zwrócił się do Emanuela: - Pana żona uratowała mi życie. Bez jej pomocy
nie udałoby mi się wyciągnąć chłopca na brzeg. Już traciłem przytomność,
zaczęło brakować mi sił.

Elise zauważyła, że wysławia się podobnie jak ludzie po drugiej stronie

rzeki.

Wiedziała, że Emanuel z trudem znosi całe zamieszanie, ale dzielnie się

trzymał. Wczoraj zajmowała się obcą dziewczynką, zostawiając go z Hugo
i z Josefine, a dzisiaj wrócił do zaparowanej kuchni, pełnej mokrych ubrań
i obcych ludzi. Wcześniej chciała poddać go próbie, żeby przekonać się,
czy naprawdę się zmienił, ale wiedziała też, że nie może przesadzić.

Odwiesił palto i kapelusz i stanął w drzwiach. Zabrakło dla niego

miejsca przy stole w kuchni, a w pokoju było za zimno.

- Czy mógłbym coś zrobić?
Jedna z kobiet zaczęła szykować się do wyjścia.
- Chyba nie jestem wam już potrzebna - powiedziała, patrząc na Elise. -

Poślij jednego z chłopców do jego matki, niech powie jej, co się stało.

Elise pokiwała głową.
- Dobrze, i dziękuję za pomoc. Bez was trudno byłoby mi dać sobie z

tym wszystkim radę.

Kobieta była speszona, ale najwyraźniej zadowolona z pochwały;

szybko wyszła.

Kristian ułożył Jensine w kołysce i włożył czapkę.
- Pójdę zawiadomić matkę Teodora.
- Dziękuję, Kristian.

background image

Przy stole zwolnił się stołek, Emanuel usiadł obok obcego mężczyzny.
- Co właściwie się wydarzyło? - spytał. Mężczyzna kręcił z

niedowierzaniem głową.

- Wracałem z przędzalni, miałem jakąś sprawę do załatwienia u

znajomych na Sandakerveien. Na moście zobaczyłem, jak z przeciwka
biegną jacyś chłopcy. Zawołałem, żeby uważali, balustrada wyglądała
niepewnie, między najniższymi szczeblami była duża przerwa. Nie
posłuchali mnie. Zanim zdążyłem się obejrzeć, jeden z nich się potknął,
upadł jak długi i ześlizgnął się z mostu. Nawet nie zdążyłem zareagować,
po prostu zniknął. Na szczęście w tym miejscu w lodzie była dziura,
inaczej zabiłby się na miejscu, lód jest jeszcze twardy.

Elise słuchała go, szykując kanapki dla chłopców, którzy zaraz musieli

wychodzić do pracy. Miała nadzieję, że nie będą mieli nieprzyjemności z
powodu spóźnienia, kiedy rozniesie się, co się wydarzyło.

- Pan chyba nie jest stąd? - spytała kobieta, która trzymała Teodora na

kolanach. Przysłuchiwała się rozmowie i była ciekawa, kim jest obcy
mężczyzna.

- Mieszkam w Kristianii, ale pochodzę z Drammen. Nazywam się Paul

Georg Schwencke.

- Z rodziny tych Schwencke? - spytał Emanuel. Elise słyszała po jego

głosie, że jest pod wrażeniem. - Jak to się stało, że trafił pan w te strony?

Wymówił z naciskiem „w te strony". Sam pewnie niechętnie by się do

tego przyznał, ale nadal miał nie najlepsze zdanie o mieszkańcach okolic
po tej stronie rzeki.

- Mieszka tu pewna rodzina, której usiłuję pomóc.
Słychać było, że niechętnie o tym mówi, może chodziło o kogoś z jego

własnej rodziny? Dziwne, że był ubrany jak robotnik, skoro najwyraźniej
przywykł do nieco innych warunków, pomyślała Elise.

Wzięła Hugo od Pedera, dała chłopcom po kawałku chleba, prosząc,

żeby się pośpieszyli.

Wkrótce potem zza drzwi doszły ich podniecone głosy. Weszła matka

Teodora, jego ojciec i czterech braci. Matka łkała, ojciec przeklinał, bracia
natomiast byli podnieceni, zaśmiewali się z dziwnego ubrania Teodora, ale
jednak najwyraźniej był bohaterem dnia. Schwencke musiał jeszcze raz
opowiedzieć, jak idąc przez most, zauważył nadbiegających chłopców,
którzy nie pomyśleli, że na moście może być ślisko. Kiedy opowiadał, jak
Teodor nagle zniknął pod balustradą, matka krzyknęła z przerażenia i
zakryła usta ręką; bracia zamilkli. Ojciec, kawał chłopa, wziął syna z kolan
kobiety, przełożył go sobie przez ramię i ruszył w stronę drzwi.

background image

Matka dygnęła, podziękowała i obiecała przysłać któregoś z synów z

ubraniem, jak tylko przebierze Teodora. Druga kobieta też wstała i wyszła
razem z nimi, w końcu do kuchni powrócił jaki taki spokój.

- Zrobiło się straszne zamieszanie - powiedział Schwencke, uśmiechając

się blado. Wciąż jeszcze nie czuł się najlepiej po kąpieli w lodowatej
wodzie.

Emanuel nalał wódki jemu i sobie.
- Trzeba się do tego przyzwyczaić, kiedy się mieszka tak blisko rzeki. W

każdym razie jeśli jest się mężem takiej kobiety jak Elise - powiedział,
patrząc na nią i uśmiechając się.

Elise nie była pewna, czy w jego głosie brzmi podziw czy rezygnacja.
Schwencke zaczął zbierać się do wyjścia, ale Emanuel go powstrzymał.
- Proszę jeszcze zostać! Zaraz zrobi się tu spokojnie, chłopcy są w pracy,

Hugo pójdzie spać, a żonie na pewno zaraz też uda się uspokoić
najmłodszą córeczkę.

Mężczyźni zaczęli rozmawiać o polityce, okazało się, że Schwencke

dużo wie.

Elise położyła Jensine na kuchennej ławie, po chwili podniosła ją i

zaczęła karmić, odwrócona plecami do mężczyzn, a Hugo dostał do
gryzienia kawałek chleba. Myślami Elise znów była przy małej Jenny,
przy jej siostrze, jej bracie i ich matce. Czy ktoś zawiadomił dzieci, że
matkę zabrano do szpitala? Jeśli nie, to pewnie się przestraszą, gdy wrócą
ze szkoły do domu. Kiedy ułoży Hugo i Jensine do snu, pójdzie zobaczyć,
co się u nich dzieje. Mozę ojciec wytrzeźwieje, kiedy dowie się, że jego
żona jest poważnie chora.

Hilda i Reidar wrócili dzisiaj późno. Reidar musiał zostać po lekcjach i

pomóc dyrektorowi szkoły, a Hilda wzięła dodatkową pracę.

Nareszcie usłyszała ich kroki za drzwiami. Weszła Hilda, trzęsąc się z

zimna. Zatrzymała się, widząc obcego mężczyznę. Elise szybko wyjaśniła
jej, co się stało.

- Te dzieciaki nikogo nie słuchają! - wybuchła oburzona. - Wiedzą, jakie

to niebezpieczne, a i tak biegną przez most jak szalone, w ogóle nie
myśląc, że w dole płynie rzeka. Ciekawe, ile ludzi w niej utonęło od czasu,
kiedy zbudowano fabrykę i ludzie zaczęli się osiedlać wzdłuż brzegów.

Usiadła na taborecie najbliżej Elise.
- Masz coś do jedzenia? - spytała. - Jestem wykończona, nie jadłam od

rana.

Elise skończyła karmić Jensine, ułożyła ją w kołysce i poprosiła

Emanuela, żeby pomógł jej zanieść ją do pokoju. Potem zaczęła

background image

podgrzewać kolejną porcję kaszy.

- Przypilnujesz dzieci? Muszę jeszcze wyjść coś załatwić. Hilda

spojrzała na nią zdziwiona.

- Wychodzisz? Tak po ciemku?
- Muszę powiedzieć Marcie Einarsen, że jej matkę zabrano do szpitala.
Widziała, że Emanuel zmarszczył czoło, ale nie odezwał się, więc udała,

że niczego nie zauważyła. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie lubi, kiedy
wychodzi po zmroku. Dobrze wiedział, co może się stać, jeśli spotka się
kogoś, kto ma złe zamiary.

- Zaraz wracam. Pomyślałam, że dzieci powinny wiedzieć, co się stało z

ich matką.

Hilda przytaknęła. Poprzedniego wieczora Elise opowiedziała jej o

spotkaniu z Jenny.

Po chwili była już w drodze. Zostawiła Emanuela rozmawiającego ze

Schwencke. Przekonał go, żeby zaczekał, aż wyschnie mu ubranie. Nie
była pewna, jak Reidar zareaguje na to, że obcy mężczyzna ma na sobie
jego piżamę.

Martwiła się całą drogę. Co zrobi, jeśli się okaże, że w domu jest tylko

sam ojciec?

background image

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Na ulicy panowały całkowite ciemności, gazowe latarnie nie świeciły

się. Nikogo nie widziała i nie słyszała. Było tak cicho, że można by sądzić,
że w promieniu mili nie mieszkają tu żadni ludzie, jedynie w niektórych
oknach na pierwszym piętrze tliły się świeczki, w jednym z okien na
którymś z wyższych pięter paliła się lampa naftowa.

Wewnątrz też było cicho. Nie płakało żadne dziecko, nie przeklinał

żaden pijak, nikt niczym nie rzucał. Zaczerpnęła powietrza i zapukała.

Nie doczekała się żadnej odpowiedzi. Ostrożnie uchyliła drzwi.
- Jenny? Marta? Czy ktoś jest w domu?
Nikt nie odpowiedział. Weszła do środka. Drzwi do kuchni i do pokoju

pozostawiono otwarte. Zdziwiona odkryła, że w blaszanym pudełku na
skrzynce, która służyła im za stół, stoi zapalona świeczka. Nie wyszliby
chyba z mieszkania, zostawiając palącą się świeczkę? Nie było co prawda
niebezpieczeństwa pożaru, bo świeczka stała w pudełku, ale mimo
wszystko. Ojciec bywał , nieobliczalny, wszystko mogło się wydarzyć.

Z pewnym wahaniem ruszyła w kierunku drzwi do pokoju, w którym

leżała matka. A jeśli wciąż tam jest? A jeśli umarła?

Zapukała, ale i tym razem nikt się nie odezwał. Gdyby leżał tam ojciec,

odsypiając kaca, słyszałaby chrapanie, pijacy zawsze chrapią.

Serce podchodziło jej do gardła, kiedy otworzyła drzwi. W środku było

ciemno i cicho.

- Pani Einarsen?
Żadnej odpowiedzi. Niezwłocznie wróciła do kuchni, wzięła pudełko z

palącą się świeczką i znów weszła do pokoju. Zobaczyła puste, niezasłane
łóżko. Był to jedyny porządny mebel w całym mieszkaniu, z wysokim
zagłówkiem z ciemnego mahoniowego drewna. Zniszczona, poprzecierana
pościel cuchnęła.

Szybko stamtąd wyszła.
Miała ze sobą ołówek i kartkę papieru, na której napisała dużymi

literami: MAMA JEST W SZPITALU W ULLEVAL. POZDROWIENIA,

background image

ELISE.

Jeśli będą chcieli się czegoś dowiedzieć, wiedzą, gdzie mieszka, mogą

przyjść i spytać.

Poczuła ulgę; pani Einarsen jest w szpitalu, a ojca nie ma w domu.

Pośpiesznie wyszła z budynku i ruszyła do domu.

Emanuel i Schwencke wyszli. Hilda siedziała i cerowała pończochy,

ubrania Schwenckego zniknęły ze sznura. - Emanuel się obraził dlatego, że
wyszłam? Hilda spojrzała na nią oburzona.

- Miałby się obrażać dlatego, że pomagasz ludziom?
- Mam wrażenie, że ostatnio wszystko go nieco przytłoczyło. Wczoraj

była tu Jenny, dzisiaj Teodor. Zanim przyszłaś, w kuchni kłębiło się pełno
ludzi, zaszli tu rodzice Teodora, jego czterej bracia i jeszcze dwie kobiety,
które pomogły mi zanieść Teodora do domu. Razem z chłopcami, z
Emanuelem, Hugo i Jensine znajdowało się tu siedemnaście osób, a nawet
gdy jest nas pięcioro, to robi się ciasno. Mokre ubrania cuchnęły brudną
wodą z rzeki, podłoga się zalała. Rozumiem, że Emanuel mógł się
przestraszyć.

- A ja odniosłam wrażenie, że Emanuel jest łagodniejszy niż zwykle.

Znał tego obcego mężczyznę?

- Nie, lecz najwyraźniej dobrze się rozumieli. Chyba pochodzi z jakiejś

znanej rodziny. Emanuel się zdziwił, kiedy usłyszał jego nazwisko. Ale z
kolei był ubrany w roboczą bluzę, więc coś mi się tu nie zgadza.

Hilda się uśmiechnęła.
- Masz bujną wyobraźnię, od razu podejrzewasz, że coś jest nie tak.

Może to szwedzki szpieg?

- Wojna ze Szwecją się już skończyła. Dzięki Bogu.
- Ludzie mówią, że w Norwegii nadal węszą szwedzcy szpiedzy. Wielu

okazuje niezadowolenie z tego, że Szwecja musiała oddać Norwegię. Tak
twierdzi Reidar. Co u Einarsenów?

- Nie zastałam nikogo w domu. Dziwne, bo w kuchni paliła się

świeczka.

- Weszłaś do środka? - spytała Hilda przestraszona. - Do obcego

mieszkania?

- Musiałam zobaczyć, czy matka tam jeszcze leży. Widziałam, jak

cierpiała. To ja przekonałam lekarza, żeby zadzwonił do szpitala. Moim
obowiązkiem było zawiadomić rodzinę o tym, co się stało.

- Za dużo na siebie bierzesz. Jeśli myślisz, że uratujesz wszystkich

nieszczęśliwych biedaków mieszkających wzdłuż rzeki, to się mylisz.

W tym momencie Elise spostrzegła kopertę z wypłatą, na wpół ukrytą za

background image

gazetą na stole w kuchni.

- To Reidar zostawił tu wypłatę? - spytała.
- Nie, Emanuel położył tu tę kopertę. Mam ci przekazać, że to dla ciebie.
Elise czuła, że aż się czerwieni z radości. Emanuel dostał swoją

pierwszą wypłatę i oddał ją jej. Nie miała wątpliwości, że robi wszystko,
aby naprawić swoje błędy.

Hilda wstała.
- Jestem zmęczona, chyba pójdę się położyć - powiedziała. Elise

otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale powstrzymała się. Powinna
porozmawiać z Hildą o Braciszku, lecz zawsze ktoś znajdował się w
pobliżu, nigdy nie zostawały same. Teraz nadarzyła się okazja, ale nie
chciała zaczynać rozmowy, skoro Hilda była zmęczona.

Następnego dnia dokończyła swoje opowiadanie. Zakończyła je

pytaniem: „Co stanie się z dziećmi, jeśli matka umrze i zostawi je na
pastwę ojca alkoholika? Czy starsza córka nadal będzie wstawać o trzeciej
w nocy, żeby zdążyć roznieść gazety, zanim zacznie swoją pracę? Czy
poświęci swoją młodość, chcąc utrzymać młodsze rodzeństwo i stworzyć
im dom, bo ojciec pije?"

To opowiadanie oraz historię swoich rodziców włożyła do dużej

koperty, na wierzchu napisała imię i nazwisko oraz adres Johana, wzięła ze
sobą dzieci i poszła na pocztę nadać przesyłkę.

Odczuła ulgę, ale nie żywiła większej nadziei. Że też uwierzyła, że

jakieś duńskie wydawnictwo zechce wydrukować jej ponure historie o
robotnikach mieszkających wzdłuż rzeki Aker. W Danii było tak samo jak
w Norwegii: i tu, i tam o wszystkim decydowali bogaci. I chcieli wiedzieć
jak najmniej o ludziach, którzy nie mieli tyle szczęścia co oni.

Wracając przez most do domu, zobaczyła listonosza. Zatrzymał się przy

domku majstra i przyglądał się listowi, który trzymał w ręku.

- Jestem tutaj! - wykrzyknęła i pomachała mu. Podniecona ruszyła mu

na spotkanie, ciekawa, czy list był od Johana.

Znaczek na kopercie nie był duński, tylko amerykański, ze stemplem

głoszącym „Spokane, Washington". Chwyciła list i pośpiesznie weszła do
domu. Jensine spała, Hugo też lada moment powinien zasnąć. Wzięła go
na ręce i położyła na łóżku. Jensine zostawiła póki co w wózku. W nocy
temperatura znów spadła, było kilka stopni mrozu, ale mała miała ciepło,
szczelnie otulona wełnianym kocem.

Dołożyła drewna do pieca, przyniosła śpiącą Jensine do pokoju, po

czym usiadła przy stole i ostrożnie otworzyła kopertę. Wypadły z niej dwie
fotografie. Jedna przedstawiała kobietę w jedwabnej białej sukni i dużym

background image

słomkowym kapeluszu z kwiatami. Obok niej stała dziewczynka, która
sięgała jej do ramienia, ona także ubrana była na biało, poza tym miała
ciemne, kręcone włosy, które sięgały jej niemal do pasa, a na głowie
wielką kokardę. Dziewczynka sprawiała wrażenie zawstydzonej, ale
kobieta miała w sobie jakąś dumę i godność. I pomyśleć, że to byli jej
krewni!

Drugie zdjęcie przedstawiało rodzinę, siedzącą przed dużym, pięknym

domem z werandą. Wyglądali, jakby mieli gości, na zdjęciu widać było
dwie kobiety i dwóch mężczyzn oraz kilkoro dzieci, wszystkie wystrojone
i poważne.

Zaczęła niecierpliwie czytać.
Spokane, Wash, January 1907 Kochana siostrzenico, dziękuję Tobie i

wszystkim innym za list, który od Was dostaliśmy. Było nam nice to hear
from you. Jak rozumiem, macie się dobrze, i to nas cieszy very much.
Często myślałem, żeby do Was napisać, ale nie zawsze mam czas, kiedy
jestem in the forest i pracuję przy timber. Nie rozumiem, jak wytrzymuję
tyle czasu w lesie, ja, który w Ulefoss zawsze mieszkałem nad wodą. Na
zdjęciu you can see my wife z naszą córką, wystroiły się, bo idą na dinner.
Podobał mi się Twój list. The boys zdają się być dobrymi chłopcami,
szkoda, że Twoja siostra nie czuje się dobrze, przykro nam. Może nas tu
odwiedzicie, miejsca mamy dużo. Teraz spodziewamy się gości z Valley,
gdzie my brother i his wife mieszkają w lasach, ale ona się tam źle czuje i
chciałaby wrócić do miasta. Niedawno dostała konia, który nazywa się
Haroke, mój brat kupił jej go, żeby czasem mogła gdzieś pojechać. Co tam
u Was w Norwegii? Planujecie więcej dzieci? Rozumiem, że Jensine to
dopiero początek. My też chcemy mieć jeszcze jedną córeczkę, ale dopiero
kiedy moja żona nabierze sił, but she is not very well. Edward i Rainard
rosną, Edward już od roku chodzi do szkoły która leży across the street.
Mam nadzieję, że u Was wszystko is good. Czekam na list od Ciebie.

Twój wuj Kristian
Elise musiała przeczytać list jeszcze raz, żeby wszystko zrozumieć, nie

znała jednak angielskiego i musiała zaczekać, aż Reidar wróci do domu.
Sporo rozumiała, ale nie wszystko. Było jej przykro, że współczuli
Hildzie. Nie wiedzieli, że straciła dwójkę dzieci, żałowali jej tylko dlatego,
że uskarżała się w liście.

Wciąż jeszcze nie znalazła okazji, żeby opowiedzieć Hildzie o wizycie u

majstra i o jego propozycji zwrócenia jej Braciszka. Dzisiaj rano też jej nie
powie, bo o tak ważnej sprawie nie mogła rozmawiać, kiedy wszyscy
dookoła słuchali. Może uda się jej zrobić to wieczorem.

background image

Odłożyła list, nalała zimnej wody do blaszanej miski i zaczęła obierać

ziemniaki.

Chłopcy i Hilda byli zachwyceni, kiedy dowiedzieli się, że przyszedł list

z Ameryki. Reidar przetłumaczył angielskie słowa i musiał czytać im list
trzy razy. Hildzie podobało się zdanie, które dotyczyło jej osoby, a
wszyscy zrobili wielkie oczy, kiedy usłyszeli, że wujek chętnie widziałby
ich u siebie.

- Pisze, że jest tam koń? - spytał Peder, patrząc z niedowierzaniem na

Reidara. - Myślisz, że będziemy mogli na nim jeździć?

- Nie mamy pieniędzy, żeby pojechać do Ameryki. Może pojedziesz,

kiedy dorośniesz.

- Ale Emanuel mówił, że wyjechało już wiele tysięcy osób. Dlaczego

oni mają więcej pieniędzy od nas?

- Sprzedali wszystko, co mieli, i nie mogą już tu wrócić. Nie byłoby ci

smutno, gdybyś już nigdy nie miał się spotkać ze swoimi kolegami i nigdy
już nie zobaczyć domku majstra nad rzeką?

Peder wyglądał na przestraszonego.
- Oni tu już nigdy nie wrócą? - spytał. Elise pokręciła głową.
- Wrócą, jeśli wszystko się dobrze ułoży i będą mogli odłożyć trochę

pieniędzy na podróż, ale takich bogatych nie jest wielu.

- Nasz wujek chyba jest bogaty, inaczej nie byłoby go stać na konia.
Wieczorem przygotowała Hugo i Jensine do snu, chłopcy siedzieli nad

lekcjami, a Reidar poprawiał wypracowania. Elise odwróciła się do Hildy.

- Boli mnie głowa, może wybrałabyś się ze mną na spacer? Świeci

księżyc, a na niebie jest pełno gwiazd.

Hilda przyszła przed chwilą z pokoiku, niosąc stertę rzeczy, które trzeba

było pocerować i pozszywać.

- Na spacer? - powtórzyła z niedowierzaniem. - Zdajesz sobie sprawę z

tego, że cały dzień szorowałam schody i podłogi? Skoro wieczorem masz
jeszcze tyle energii, to chyba mogłabyś już wrócić do pracy. Emanuel też
tak uważa. Nie rozumie, dlaczego jeszcze nie zgłosiłaś się do pani
Borresen.

- Skończyłam pisać książkę.
- Tak? - spytała Hilda, a jej twarz się rozpromieniła. - To dobrze.

Wysłałaś ją do wydawnictwa?

Elise przytaknęła, ale nie chciała powiedzieć nic więcej.
- Jest coś, o czym chciałabym z tobą porozmawiać, tutaj będziemy

przeszkadzać chłopcom w lekcjach.

- No dobrze, chodźmy, ale nie na długo.

background image

Jak tylko wyszły na zewnątrz, Hilda odwróciła się do niej.
- To ma związek z książką? - spytała.
Elise pokręciła głową. Świecił księżyc, było jasno. Wiał wschodni wiatr,

kierując rzeczny fetor na zachód. Dobrze było odetchnąć świeżym
powietrzem.

- Nie, to zupełnie coś innego. Coś, co pewnie tak cię zdziwi, że aż boję

się o tym myśleć.

- Mów!
- Odwiedziłam majstra.
- Majstra? Paulsena, tak?
- Tak. Spotkałam go przed świętami, zaproponował, że mnie podwiezie,

kiedy wracałam z Kjelsas. Wtedy właśnie poprosił, żebym wpadła do
niego któregoś dnia, bo chce ze mną o czymś porozmawiać. Przed
świętami nie miałam czasu, a potem tyle się działo, że niemal o tym
zapomniałam.

Zamilkła. Ruszyły w stronę Sandakerveien.
- I co? - spytała Hilda, wyraźnie spięta. Czyżby się domyślała, że chodzi

o Braciszka?

- Spotkałam na wzgórzu Jenny tuż po tym, jak od niego wyszłam. Tak

byłam zajęta tragedią jej rodziny, a potem historią z Teodorem, który o
mały włos byłby się utopił, że nie miałam okazji z tobą porozmawiać.

- Co ci powiedział? Dlaczego chciał, żebyś przyszła?
- Martwi się o Braciszka. Nowa przyjaciółka Paulsena Juniora nie

polubiła dziecka. Majster mówił mi, że Braciszek bardzo się zmienił po
śmierci pani Paulsen. Dawniej był żywy i ufny, a teraz ledwo można
wydobyć z niego słowo.

Zaległa cisza. Elise rozumiała, że Hildzie jest przykro tego słuchać.
- Dlaczego powiedział o tym tobie? Nie powinien powiedzieć tego

mnie? To ja jestem matką Braciszka.

- To nie takie proste. Wie, że wyszłaś za mąż. Może wręcz boi się

Reidara? Z pewnością zakłada, że powiedziałaś swojemu mężowi o
wszystkim, a pan Paulsen jest boleśnie świadom tego, że to, co zrobił, jest
złe.

- Co ci powiedział?
- Chciał usłyszeć moje zdanie przed rozmową z tobą. Wypytywał mnie o

Reidara. Chciał wiedzieć, czy lubi dzieci i jak według mnie zachowa się
wobec obcego dziecka.

Hilda zatrzymała się.
- Co próbujesz mi powiedzieć, Elise? Nie możesz oznajmić wprost, o co

background image

chodzi?

- Chce, żeby Braciszek wrócił do ciebie.
Zrobiło się cicho. Elise słyszała, jak Hilda głośno oddycha, bardzo

poruszona.

- Nie żartuj sobie ze mnie!
- Dobrze wiesz, że nie żartuję. Braciszek nie został adoptowany, o jego

losie nadal decyduje majster. Jeśli zażyczy sobie, żebyś ty się nim zajęła,
nikt go nie powstrzyma.

- Ale... ja nic nie rozumiem... Co na to Paulsen Junior? Czuje się

przecież jego ojcem.

- Majster podejrzewa, że przyjmie to z ulgą. Nie należy do ojców, którzy

zachwycają się małymi dziećmi, i niewiele zajmował się Braciszkiem.
Poza tym nie jest to jego własne dziecko i trudno było mu wejść w rolę
ojca. Kiedy zrozumie, że jego narzeczona nie interesuje się Braciszkiem,
będzie miał problem.

Hilda była coraz bardziej poruszona.
- Co z niego za człowiek? Jak można wziąć dziecko, ochrzcić je i

zachowywać się wobec niego jak ojciec, a potem oddać jak rzecz, którą na
chwilę się pożyczyło?

- O tym samym pomyślałam. Biedny Braciszek i biedny pan Paulsen.
- Biedny pan Paulsen? - powtórzyła Hilda. - Współczujesz takiej

gnidzie?

- Tak, żal mi ludzi, którzy nie są w stanie cieszyć się małym, niewinnym

dzieckiem - odpowiedziała jej Elise.

Hilda złapała ją mocno za rękę.
- Elise, mówisz prawdę? Nie okłamujesz mnie? - mówiła łamiącym się,

proszącym głosem.

- Oczywiście, że nie. Wiesz, że cię kocham i nigdy nie pozwoliłabym

sobie na żarty w tak poważnej sprawie.

- Nie boisz się, że majster zmieni zdanie?
- Nie, oznajmiłam mu wyraźnie, że nie powiem ci o niczym, dopóki nie

będę pewna, że taka jest jego wola. To on prosił, żebym ci o tym
powiedziała.

Hilda zaczęła płakać. Rzuciła się Elise na szyję i głośno łkała.
- Boże, naprawdę? - szlochała. - Mój synek do mnie wróci. Elise

poczuła gulę w gardle. Próbowała powstrzymać łzy,

ale nie była w stanie. Skończyło się na tym, że stały, obejmując się i

płacząc.

- Mogę jutro iść do Paulsena i powiedzieć, że się zgadzasz? - spytała

background image

Elise drżącym głosem. - A może chcesz iść sama? W końcu to ojciec
twojego dziecka.

- Nie sądzę, żeby Reidarowi się to spodobało - powiedziała Hilda,

płacząc. - Idź ty, tak będzie najlepiej. Paulsen cię szanuje. Skoro ci to
obiecał, na pewno nie odważy się zmienić zdania. Poza tym muszę
najpierw porozmawiać z Reidarem. Jak myślisz, co on powie?

- Myślę - i mam nadzieję - że się ucieszy. Nie udało ci się jeszcze zajść

w ciążę. Mówiłaś mi, że Reidar kiedyś zachorował i wtedy spuchła mu
szyja, a ja słyszałam, że mężczyźni, którzy przechodzili tę chorobę, nie
mogą potem mieć dzieci. Sądzisz, że Reidar nie będzie mógł zostać
ojcem?

- Też się nad tym zastanawiałam. On sam nic mi nie mówił.
- Nie wiadomo, czy wie, jakie skutki wywołuje ta choroba. Jeśli jednak

tak jest, może się tylko ucieszyć z tego, że odzyskasz swojego synka.

Siostry zawróciły i objęte zaczęły iść w stronę domu. Nie odzywały się

do siebie, słowa były zbędne. Elise czuła, jak dużo to dla Hildy znaczyło, i
cieszyła się z całego serca.

Kiedy weszły do kuchni, Evert i Kristian skończyli już odrabiać lekcje, a

Reidar sprawdził wszystkie prace domowe. Tylko Peder wciąż ślęczał nad
zeszytem. Spojrzał na Elise zrozpaczony.

- Cały tydzień walczę z tymi literkami i nic mi nie wychodzi.
- Nie poddawaj się, Peder! Złość się na nie dalej. Pokaż im, że się nie

poddajesz! Jestem pewna, że w końcu wygrasz. Wtedy dostaniesz ode
mnie nagrodę. Idź na korytarz i dokop im: literce p prawą nogą, a literce g
lewą. Boksuj się z nimi: dołóż literce b prawą ręką, a literce d lewą!
Pokaż, że jesteś od nich silniejszy!

Reidar właśnie wychodził z pokoju, ale zatrzymał się i spojrzał na nią

zdziwiony.

- O czym ty mówisz?
- To taka mała tajemnica między mną a Pederem - uśmiechnęła się Elise.
Pokręcił głową, nic nie rozumiejąc, i wyszedł z pokoju.
Później Elise słyszała, jak Hilda i Reidar rozmawiają w swoim pokoiku.

Hilda była wyraźnie podniecona, w głosie Reidara pobrzmiewało
zdziwienie i niedowierzanie.

- Elise musiała coś źle zrozumieć. Ktoś taki jak majster nie odda

własnego syna.

- Elise się nie pomyliła - powiedziała Hilda, bliska płaczu. - Nie

mówiłaby mi tego, jeśli to nie byłaby prawda.

- W takim razie idź z nią do niego i dowiedz się, o co chodzi.

background image

- Nie masz nic przeciwko temu, Reidar? Zgodzisz się?
- Oczywiście, że się zgodzę, ale nie ma sensu o tym rozmawiać, dopóki

się wszystkiego dokładnie nie dowiesz. Wydaje mi się, że Elise coś źle
zrozumiała.

Zapadła cisza. Elise domyślała się, jak Hilda musiała się czuć

zawiedziona. Niewątpliwie zakładała, że Reidar będzie równie
podekscytowany jak ona.

Ale mężczyzna to mężczyzna, pomyślała sobie. Mężczyźni podchodzą

do dzieci inaczej niż kobiety.

Wyjęła z szafki część produktów, które podarował im pan Mathiesen.

Mieli powód, żeby świętować! Nawet jeśli Reidar w to wątpił, była pewna,
że majster podszedł do sprawy poważnie. Jutro udadzą się obie na wzgórze
Aker i porozmawiają z nim. Wtedy Hilda przekona się, że mówiła prawdę.

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

Musiała zaczekać, aż Hilda skończy pracę, na szczęście dzisiaj nie miała

jej tak dużo.

Pogoda była łagodna. Czuło się wyraźnie, że wiosna w tym roku

najpewniej nadejdzie wcześniej. Jednak przed wyjściem Elise ubrała
ciepło Jensine i Hugo. Wciąż mógł jeszcze spaść śnieg, w ostatnim czasie
pogoda często się zmieniała.

Hilda nie kryła zdenerwowania.
- Myślisz, że zdołamy się z nim spotkać już dzisiaj? A może Paulsen

Junior jest niezadowolony?

- Powiedziałam ci wszystko, co wiem. Majster nie rozmawiałby o tym

ze mną, gdyby nie miał pewności, że wszystko odbędzie się bez
problemów. Spróbuj się uspokoić, pokaż mu, że jesteś dorosła i

background image

odpowiedzialna. Masz osiemnaście lat i urodziłaś dwójkę dzieci. Pokaż, że
żałujesz tego, co zrobiłaś, i chcesz odzyskać swoje dziecko, że uczynisz
wszystko, żeby stworzyć mu dobry dom. Pamiętaj, że majster robi to dla
małego Isaca, nie dla ciebie. Jeśli spotka cię zawód, jeśli na przykład
postanowił odroczyć sprawę, nie złość się, nie zachowuj się jak kapryśne
dziecko. Przyjmij to spokojnie, udowodnij, że dojrzałaś i że jesteś pewna,
że potrafisz dobrze wychować Braciszka.

- Mówisz, jakbyś była moją matką - odezwała się Hilda poirytowana.
- Próbuję ci tylko pomóc, robię to zresztą cały czas od momentu

choroby matki. Taka jest rola starszej siostry.

- Przepraszam, wiem. Nie jestem sobą. Powiedz, co z rodziną

Einarsenów? Masz jakieś wiadomości?

Elise pokręciła głową.
- Nie, ja też chciałabym wiedzieć, co się stało z matką. Marta jest w

takiej samej sytuacji, w jakiej ja byłam, kiedy nasza matka zachorowała, a
ojciec przychodził pijany do domu. Też ma dwoje młodszego rodzeństwa,
którym musi się zająć.

- Ale nie ma tak beznadziejnej siostry, która przysparza jej samych

kłopotów.

- Ja tego nie powiedziałam.
- Ale to prawda. Żałuję tego.
- Byłaś wtedy taka młoda, poza tym sama ucierpiałaś najbardziej.
- Zastanawiam się, jak by się wszystko ułożyło, gdyby ojciec nie wpadł

do rzeki.

- Mała Jenny powiedziała mi, że ona i brat modlą się do Boga, żeby

ojciec umarł. Powinno się zakazać sprzedaży wódki. Niszczy tyle rodzin.
To straszne, że dzieci modlą się o śmierć ojca! Jeśli ojcowie zdawaliby
sobie z tego sprawę, pewnie w ogóle nie zaczęliby pić.

Chwilę szły w milczeniu.
- Widziałaś ostatnio Braciszka? - spytała Hilda. Elise pokręciła głową.
- Ostatnio miałam okazję go zobaczyć, kiedy żyła pani Paulsen. Widać

po nim duże podobieństwo do ciebie.

- Tak? Ciekawe, czy dużo urósł?
- Jest parę miesięcy starszy od Hugo.
- Więc pewnie już mówi.
Znów zapadła cisza. Elise pozwoliła Hildzie zagłębić się we własnych

myślach.

Nareszcie dotarły na miejsce.
- Zwykle o tej porze wracał do domu - odezwała się Hilda. Elise

background image

przytaknęła.

- Jak sobie z tym radzisz? Ze wspomnieniami. Jak to wytrzymywałaś?

Mam na myśli... - urwała Elise.

- Jak mogłam iść z nim do łóżka, o to ci chodzi? Nie było tak strasznie,

jak sądzisz. Po prostu zamykałam oczy i myślałam o czymś innym.
Sprawy przyjmowały zły obrót, kiedy mu nie wychodziło. Wtedy się
niecierpliwił i chciał, żebym mu pomogła. - Hilda wzdrygnęła się. - Zdarza
się, że budzę się w nocy, kiedy mi się śni, że znów go dotykam. To było
obrzydliwe.

- Więc dlaczego to robiłaś?
- Nigdy nie marzyłaś o lepszym życiu? Żeby móc się najeść do syta,

mieć pieniądze na ładne ubrania, nie marznąć w nocy?

- Oczywiście, ale chyba nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego. Żeby iść

do łóżka z mężczyzną, muszę go kochać.

- .Kochałaś Emanuela, kiedy za niego wyszłaś?
- Może i nie kochałam, ale go lubiłam. Poza tym... on jest przystojny...

i...

- Ja też lubiłam Paulsena, chociaż przystojny to on akurat nie jest.

Czułam wobec niego wdzięczność za to, co dla mnie zrobił.

- Porównujesz nasze związki? - spytała Elise, patrząc na siostrę.
- Tak, a dlaczego nie? Zastanawiasz się, czy znów nie zamieszkać razem

z Emanuelem, mimo że tak naprawdę pożądasz Johana. To jest lepsze?

- Pozostajemy małżeństwem, no i Jensine to córka Emanuela.
- Ale odszedł od ciebie dla innej. I nawet ma z nią dziecko. Nikt by cię

nie winił, gdybyś nie przyjęła go z powrotem.

- Uważasz, że postąpię niesłusznie, jeśli pozwolę Emanuelowi wrócić? -

spytała Elise.

- W pewnym sensie tak. Nie kochasz go. Widzę, że się starasz, że

postanowiłaś dać z siebie wszystko, ale w waszym związku czegoś
brakuje. On cię chyba kocha, ale ty do niego nic nie czujesz.

- To nieprawda.
- Oszukujesz sama siebie. Dlaczego nie zaczekasz, nie zobaczysz, jak się

będzie układało między Johanem i Agnes? Trudno mi uwierzyć, żeby ich
związek długo przetrwał. Albo ona odejdzie od niego z innym, albo on z
nią nie wytrzyma.

- Johan nie zostawi syna.
- A jeśli odkryje, że to nie jest jego syn?
- To nie ma znaczenia, jeśli chłopiec będzie traktował go jak ojca.
Hilda milczała.

background image

Służąca otworzyła drzwi. Poznała Hildę i się speszyła.
- Zawiadomię pana - oznajmiła, odwróciła się i szybko odeszła. Po

chwili wróciła i zaprosiła je obie do środka. Jensine spała. Elise zostawiła
ją w wózku, wzięła Hugo na ręce.

Także tym razem majster siedział w bujanym fotelu w swojej bibliotece i

palił fajkę. Wyraźnie zdziwił się na widok Hildy. Sądził zapewne, że Elise
przyjdzie sama. Sprawiał wrażenie speszonego. Hilda była teraz zamężną
kobietą. Jej mąż pochodził z dobrej rodziny, majster nie mógł już
traktować jej jak kiedyś, pomyślała Elise. Mężczyzna wstał z fotela, podał
im rękę, wskazał na kanapę i poprosił, żeby usiadły. Był skrępowany, co
nieco dziwiło, biorąc pod uwagę jego wysoką pozycję.

- To niespodziewana wizyta. Co u ciebie, Hildo? Słyszałem, że wyszłaś

za mąż. Gratuluję.

- Dziękuję - odpowiedziała Hilda i zawstydzona schyliła głowę. Może

przypomniała sobie spędzony razem czas? Elise zerknęła na nią.

Majster zaczął chodzić po pokoju, zatrzymał się przy oknie. Ręce miał

splecione na plecach, stał i kiwał się na obcasach.

- Rozumiem, że wszyscy wiemy, dlaczego się tu spotkaliśmy - zaczął.

Zwracał się do Hildy, ale nie patrzył na nią. - Podniosłem tę sprawę z
moim bratankiem.

Podniósł sprawę...? Elise się zaniepokoiła. Sądziła, że nie będzie

żadnych problemów, a teraz wyglądało na to, że bratanek jednak też miał
coś do powiedzenia. Spojrzała na Hildę, która siedziała z dłońmi
splecionymi na kolanach, blada i niespokojna.

Niepotrzebnie mówiła jej cokolwiek, skoro sprawa pozostawała jeszcze

nie do końca załatwiona. Jeśli majster zmienił zdanie, Hilda przeżyje
ogromny zawód.

- Bardzo się zdziwił - ciągnął majster, wciąż stojąc do nich tyłem. -

Prawdę mówiąc, nie odniósł się do mojej propozycji ze zrozumieniem.
Miałby pozwolić przenieść malca z warunków, do których przywykł, do
tych, które wy możecie mu tam u was zapewnić... - Słowa „tam u was"
wypowiedział ze szczególnym naciskiem. - Musicie wiedzieć, że mój
bratanek nie wiedział, kto jest prawdziwą matką Isaca. Jego żona nie
wiedziała też, kto jest jego ojcem. Nie sądzę, żeby miał coś przeciwko
temu, żeby chłopiec wrócił do swojej matki. Podkreślał, że w obecnej
sytuacji, kiedy zamierza ponownie się ożenić, dziecko stanowi dla niego
obciążenie. Miał oczywiście na myśli nie jego dziecko. Uważa jednak, że
nie należy zabierać dziecka z dobrze sytuowanej rodziny i oddawać
biednej.

background image

Elise czuła, że serce zaczyna jej bić coraz szybciej. Czuła też, że palą ją

policzki. Weszła mu w słowo.

- Chciałabym przypomnieć panu majstrowi, co pan mi obiecywał. Kiedy

ostatnio tu byłam, zgodziliśmy się, że tak będzie dla chłopca najlepiej.
Przekazałam wiadomość Hildzie, która aż się popłakała z radości. Jej mąż
nie chciał uwierzyć, że to prawda, ale zgodził się być ojcem dla syna
Hildy. Przyszłyśmy tu, żeby powiedzieć, że wszystko załatwiłyśmy.
Oczekiwałam, że pan również wywiąże się ze swojej obietnicy.

Majster odwrócił się. Elise zauważyła, że poczerwieniał na twarzy.

Miała nadzieję, że nie obraziła go ostrym tonem swojej wypowiedzi.

- Mam więc rozumieć, że z waszej strony wszystko jest w porządku?

Mąż Hildy nie ma nic przeciwko temu? Pani się wyprowadza razem z
chłopcami, więc Hilda i jej mąż będą mieli więcej miejsca?

- Zgadza się. Dostaną cały domek dla siebie, chociaż zakładam, że nadal

zdecydują się wynajmować stryszek. Do swojej dyspozycji będą jednak
mieli pokój, kuchnię i jeszcze mały pokoik. Niewiele rodzin w Kristianii
dysponuje takimi warunkami.

Mój szwagier pracuje jako nauczyciel w szkole w Sagene, a Hilda trochę

dorabia praniem. Z czasem pewnie będzie mogła starać się o pracę w
jakimś sklepie, tak aby mogła brać małego ze sobą, podobnie jak ja
jesienią zabierałam ze sobą Hugo. Matka wyszła dobrze za mąż, za
urzędnika, mają ładny dom w Kjelsas. Mój mąż dostał pracę w zakładach
Myren i latem przeniesiemy się do bardzo ładnego domku w Sagene.
Rodzice męża mają duży dwór na południe od Eidsvoll, więc w sumie
naszej rodzinie nie wiedzie się najgorzej.

Majster kiwał głową, chyba się zawstydził.
- Nie chciałem pani obrazić, pani Ringstad, proszę jednak zrozumieć, że

musiałem wszystko dokładnie sprawdzić przed podjęciem tak ważnej
decyzji.

- Rozumiem.
Majster uśmiechnął się i odetchnął z ulgą.
- Powiedzmy więc, że sprawa jest załatwiona. Przekonała mnie pani,

pani Ringstad. - Odwrócił się do Hildy. - Możemy uznać, że
wyrównaliśmy rachunki? Jeśli cię kiedyś skrzywdziłem, to chyba już to
naprawiłem?

Hilda przytaknęła i wyciągnęła z kieszeni chusteczkę. Łzy płynęły jej po

policzkach.

- Może od razu pójdziemy do mojego bratanka? Niestety nie ma go w

domu, ale niania na pewno nas wpuści.

background image

Elise pozostawała spięta. Żołądek jej się ścisnął, kiedy wychodzili z

bramy, kierując się na drugą stronę ulicy, do Paulsena Juniora.

Czuła się dziwnie, wchodząc do tego domu i wiedząc, że nie ma tam już

pani Paulsen. Ciągle jeszcze nie docierało do niej, że kobieta nie żyje.
Była taka młoda, taka radosna i szczęśliwa, cieszyła się życiem. Biedny
Braciszek stracił swoją mamę, na pewno mu jej brakowało. Nie rozumiał
przecież, co się z nią stało, małe dziecko nie pojmuje, co oznacza śmierć.
Dorosłym też nie łatwo to pojąć.

Zerknęła na Hildę, która była blada i wyraźnie znajdowała się pod

wpływem powagi chwili. Braciszek nie wiedział, kim była. Możliwe, że
zacznie płakać i tulić się do opiekunki. To byłoby bolesne dla matki.
Chwyciła jej dłoń i ścisnęła.

- Musisz dać mu czas, żeby cię lepiej poznał. Póki co jesteś dla niego

obcą osobą.

Hilda pokiwała głową, nic nie mówiąc.
Pokojówka otworzyła drzwi i dygnęła na widok majstra.
- Pana Paulsena nie ma w domu - powiedziała.
- Wiem, Olaug. Przyszliśmy odwiedzić małego Isaca. Jensine wciąż

spała, ale Hugo musieli wziąć ze sobą. Elise zastanawiała się, jak malcy na
siebie zareagują.

Pokojówka wskazała im drogę. Weszli do dużego dziecięcego pokoju.

Słońce wpadało przez dwa duże okna, w jednym rogu stało wysokie, białe
dziecięce łóżeczko, przyozdobione zabawnymi figurkami. Obok
znajdowało się kilka mebli: mały fotel bujany, koń na biegunach i regał
pełen zabawek. Na podłodze leżał dywanik, miękki jak mech, a z sufitu
zwisał duży żyrandol z elektrycznymi żarówkami.

Elise naszły wątpliwości. Może jednak popełniła błąd? Może nie miała

racji, radząc majstrowi, żeby oddał Braciszka Hildzie? Mały, skromny
domek majstra nad rzeką wydał się jej nędzny w porównaniu z tym
pięknym domem. Na zewnątrz rozciągał się duży ogród z jabłonkami i
szerokim trawnikiem, otoczonym wysokim ogrodzeniem, które chroniło
ciekawskiego malca. Tutaj mógł się bawić, tutaj było mu zawsze ciepło,
dostawał pożywne jedzenie i wszystko, na co wskazał palcem.

Opiekunka podeszła do łóżeczka, w którym spał Isac. Elise trochę się

zdziwiła, bo było dość późno jak na przedpołudniową drzemkę.
Dziewczyna wyjęła gwałtownie dziecko z łóżeczka. Malec mrugał
zaspanymi oczkami, przestraszył się i zaczął machać nóżkami, domagając
się, żeby postawić go na ziemi. Dziewczyna puściła go, natychmiast
podbiegł do kanapy, wdrapał się na nią, położył na brzuszku i ukrył twarz

background image

w poduszkach.

- Ależ Isac, przecież mnie znasz - roześmiał się majster. Hugo też chciał

stanąć na podłodze. Rzadko miał okazję bawić się z innymi dziećmi, ale
zawsze bardzo go interesowały. Teraz z wielkim zapałem podreptał do
kanapy, pokazał na Braciszka i powiedział „dzidzia". Patrzył na Elise
zachwyconym wzrokiem.

- Tak, to mały chłopiec. Ma na imię Isac - odparła Elise i się

uśmiechnęła.

Hugo poklepał Braciszka po ręku.
- Dzidzia pi? - spytał.
- Nie, już nie śpi, tylko jeszcze się dobrze nie obudził - powiedziała

opiekunka i podniosła go z kanapy. - No, obudź się!

Zwracała się do niego ostro, szczypała go w policzek, potrząsała, a

końcu postawiła na podłodze.

Elise przyglądała się temu ze zmarszczonym czołem. Zupełnie

niepotrzebnie tak brutalnie go budziła. Co dziwniejsze, Braciszek wcale
się nie rozpłakał, natomiast Hugo był lekko przestraszony. Patrzył na
opiekunkę i zanim Elise zdążyła cokolwiek zrobić, chwycił jej rękę i
ugryzł ją. Dziewczyna zawyła, zła zaczęła targać malca za ucho. Elise nie
zdążyła nawet zareagować.

Hugo zaczął się drzeć wniebogłosy. Dziewczyna wybiegła z pokoju,

trzaskając drzwiami. Braciszek stał nieruchomo, patrząc na Hugo szeroko
otwartymi oczami.

Majster nie bardzo wiedział, czy ma zbesztać Hugo, czy też przeprosić

za zachowanie opiekunki. Kręcił bezradnie głową, spoglądając to na
jednego, to na drugiego.

Hilda zrobiła się jeszcze bledsza niż wcześniej. Zabolało ją to, jak

opiekunka potraktowała Braciszka. Wzięła Hugo na ręce i przytuliła do
siebie: - Dzielny chłopiec, dzielny Hugo - powiedziała. Elise słuchała tego
z przerażeniem, a Hilda dodała jeszcze: - Ta wstrętna kobieta zasłużyła
sobie na to.

Nagle majster zaczął się śmiać. Śmiał się tak, że aż mu się brzuch trząsł.
- Masz rację! Zasłużyła sobie na to. Nie można budzić takiego małego

dziecka, szczypiąc go w policzek i potrząsając nim.

Elise przykucnęła obok Braciszka.
- Hugo płacze, bo boli go ucho, ale ty nie płaczesz, prawda?
Pamiętasz, jak kiedyś przychodziłam do twojej mamy? Szyłam jej

suknię.

Braciszek nie reagował, stał nieruchomo i patrzył na Hugo. Nagle w

background image

jego oczach pojawiły się łzy, ale nadal nic nie mówił. Elise podniosła go
delikatnie i przytuliła.

- Nie bój się, Hugo jest teraz smutny, ale zaraz się rozpogodzi. Chętnie

się z tobą pobawi. Chciałbyś się z nim pobawić?

Z ulgą stwierdziła, że malec nie wyrywa się jej, chociaż nadal

pozostawał sztywny i spięty, i nie odzywał się.

- Miałbyś ochotę przyjść kiedyś do nas i pobawić się z Hugo? Może

jutro?

W dalszym ciągu nie odpowiadał, ale też nie okazywał żadnej niechęci.
- Jakie masz ładne zabawki. Pokażesz mi je? Masz prawdziwą kolejkę? -

Zaniosła go do regału z zabawkami i postawiła na podłodze. Natychmiast
wziął z półki kolejkę.

Hugo przestał płakać, śledził ich wzrokiem z dużym zainteresowaniem.

Kiedy zobaczył kolejkę, oszalał z radości, zaczął machać nóżkami i
domagać się, żeby Hilda puściła go na podłogę. Elise pomyślała, że
chłopcy zaraz zaczną się bić. Braciszek na pewno nie będzie chciał
pożyczyć mu swoich zabawek, a Hugo, który w życiu nie widział tylu
pięknych rzeczy, na pewno się nie podda, zanim nie weźmie ich do ręki.
Chwiejąc się na nóżkach, szybko zmierzał w kierunku Braciszka,
pokrzykując z zachwytu.

Ku jej zdziwieniu Braciszek wziął z podłogi kolejkę i podał ją Hugo.

Albo się go bał, albo naprawdę chciał mu ją pożyczyć. Hugo nigdy nie
widział pociągu, ani prawdziwego, ani zabawki, widział jednak, jak w
domu na podłodze w kuchni Peder i Evert bawili się kawałkami drewna,
udającymi samochodziki i wagoniki. Wziął kolejkę, zaczął ciągnąć ją po
podłodze i wołać: tut-tut!

Elise, Hilda i majster obserwowali scenkę w napięciu. Czy Braciszek

dołączy do zabawy?

Dłuższą chwilę stał nieruchomo, śledząc Hugo wzrokiem, i nagle jakby

się zapomniał i ruszył na czworakach za Hugo.

Elise spojrzała najpierw na Hildę, potem na majstra. Wszyscy odetchnęli

z ulgą.

Ostrożnie odeszła od dzieci, zostawiając je same. Hilda i majster też się

odsunęli.

- Niech się pobawią chwilę. Co pan o tym sądzi, panie Paul-sen?
- Oczywiście wszystko poszło nadspodziewanie dobrze. Ma pani

świetny kontakt z dziećmi, pani Ringstad - powiedział majster.

- Dzieci łatwiej nawiązują ze sobą kontakt niż my dorośli. Muszę wyjść

na chwilę sprawdzić, co z Jensine, ale zaraz wrócę.

background image

Próbowała wyjść tak, żeby Hugo tego nie zauważył, ale nie musiała się

bardzo starać, gdyż Hugo w ogóle nie patrzył w jej stronę.

Ku swojemu przerażeniu odkryła, że Jensine się obudziła i teraz leżała i

płakała. Jedna z dziewcząt stała i bujała wózek, na szczęście nie była to ta
surowa opiekunka.

- Mogę chwilę pochodzić z wózkiem, jeśli pani jest jeszcze zajęta -

zaproponowała dziewczyna. Najwyraźniej chciała jej pomóc.

- Dziękuję, ale mała pewnie zaczyna robić się głodna, więc musimy już

iść. Proszę jeszcze chwilę się nią zająć, muszę przekazać coś panu
Paulsenowi.

Szybko wróciła do pokoju. Ze zdziwieniem zobaczyła, że Hilda i

majster siedzą obok siebie na kanapie i w najlepsze ze sobą rozmawiają,
nawet się śmiali. Kiedy ją zobaczyli, jakby oboje nieco się zawstydzili.

- Jensine płacze, muszę wracać.
- Może pani pójdzie, a Hilda i Hugo jeszcze trochę zostaną? Szkoda

byłoby teraz rozdzielać chłopców, kiedy tak ładnie się bawią. Za chwilę
odprowadzę ich do domu - powiedział majster.

Elise posłała Hildzie pytające spojrzenie. Nie sądziła, że Hilda będzie

chciała zostać z nim sama, ale ku jej zdziwieniu Hilda przytaknęła.

- Zgadzam się z panem Paulsenem. Hugo i Braciszek ładnie się ze sobą

bawią. Wrócę, kiedy znudzi im się zabawa.

- No dobrze, więc idę. Powiem Reidarowi, gdzie jesteś.
- Reidar wraca dzisiaj późno. Ma zebranie rodziców.
Elise pokiwała głową. Pamiętała rozpacz Hildy, kiedy uciekła od niego

przed porodem. Elise odniosła wrażenie, że go wtedy nienawidziła, że
wręcz się go bała. Kiedy indziej jednak mówiła, że uległa mu nie tylko ze
względu na prezenty, ale również dlatego, że jednak coś do niego czuła.

Teraz najwyraźniej wszystkie krzywdy poszły w zapomnienie, znów nie

miała nic przeciwko jego towarzystwu. Ciekawe, co powiedziałby Reidar,
gdyby teraz zobaczył ich razem.

background image

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

Chłopcy już wrócili i najwyraźniej się zdziwili, że w domu nikogo nie

zastali.

Kristian patrzył na nią zaskoczony.
- Gdzie jest Hugo?
- Został razem z Hildą, a ja mam dla was ważną wiadomość.
Posłała im tajemnicze spojrzenie, zdejmując jednocześnie szal i palto i

kładąc Jensine na stole. Kristian nastawił wodę na mycie.

Peder rozpromienił się.
- Dostałaś nowy list od wujka Kristiana z Ameryki? Elise pokręciła

głową.

- Nie, mam dla was coś lepszego. Nigdy nie zgadniecie, kto do nas

przyjdzie, ale na pewno się ucieszycie.

Cała trójka przyglądała się jej w napięciu, a ona postanowiła potrzymać

ich jeszcze trochę w niepewności. Pierwszy odezwał się Evert.

- Wydadzą twoją książkę?
Elise znów pokręciła przecząco głową.
- Mimo że nawet boję się o tym marzyć i oczywiście bardzo bym się z

tego ucieszyła, to jest to coś jeszcze lepszego.

Peder zaczynał się niecierpliwić, próbował dalej zgadywać.
- Dostałaś pracę w fabryce?
Kiedy kolejny raz pokręciła głową, nagle aż podskoczył z radości.
- Wiem, Johan wrócił i teraz się z tobą ożeni!
W tej samej chwili Elise poczuła, że otwierają się drzwi, i odwróciła się.

W progu stał Emanuel, musiał usłyszeć słowa Pedera. Chcąc ratować
przykrą sytuację, powiedziała szybko: - Braciszek do nas wraca!

Chłopcy odwrócili się jak na komendę. Wiadomość sprawiła, że

zapomniano o niefortunnych słowach Pedera.

- To prawda? - spytał Kristian, patrząc na nią z niedowierzaniem. - Nie

oszukujesz?

Elise uśmiechnęła się.
- Majster zaproponował, żeby oddać Hildzie jej synka. Jego bratanek

wkrótce się żeni, a jego narzeczona chce mieć własne dzieci. Majster
martwi się o Braciszka, sądzi, że lepiej będzie mu u nas.

Chłopcy wykonali dziki taniec radości, krzyczeli, śmiali się,

background image

podskakiwali, wrzeszcząc z całych sił. Tylko Emanuel nie okazywał cienia
radości. Na jego twarzy malował się smutek.

Elise odwróciła się do niego.
- Hilda została u nich. Hugo i Braciszek bawią się razem, nie miałam

serca ich rozdzielać.

Emanuel przytaknął, ale wyglądało na to, że myślami pozostaje gdzie

indziej. Słów Pedera nie można było cofnąć, nie mogła nic zrobić. Peder
dał wyraźnie do zrozumienia, że chciałby, żeby Johan wrócił, a Emanuel
domyślał się, że takie jest też życzenie Elise. Cokolwiek by powiedziała,
sprawiłaby mu tylko większy ból.

- Jesteś głodny? - spytała po to, żeby coś powiedzieć. Pokręcił głową.
- Nie wiesz, co się dzieje u Einarsenów?
- Skąd miałbym wiedzieć? Właściwie to ich w ogóle nie znam.
Zmieniła Jensine mokrą pieluchę, umyła dziecko i przebrała, cały czas

mówiąc nerwowo.

- Jak było dzisiaj w pracy? Podoba ci się twoja nowa praca? Wzruszył

ramionami.

- Ani tam lepiej, ani gorzej niż gdzie indziej.
- Dowiedziałeś się czegoś o domku w Sagene?
- Możliwe, że zwolni się wcześniej, może już w maju. Nie wiem tylko,

czy będziesz chciała w nim ze mną zamieszkać.

Podeszła do niego i zarzuciła mu ręce na szyję.
- Będę chciała. Przyznaję, że poddałam cię próbie, ale poradziłeś sobie

na piątkę z plusem.

Emanuel uśmiechnął się blado.
Usiadła na stołku i zaczęła karmić Jensine.
- Chłopcy, zróbcie sobie kanapki przed wyjściem do pracy. Nie miałam

dzisiaj czasu wam coś przygotować.

Chłopcy posłusznie przygotowali kanapki i szybko je zjedli, czując

chyba, że coś jest nie w porządku. Nie była pewna, czy zdawali sobie
sprawę z tego, jak bolesne dla Emanuela musiały być słowa Pedera.
Zrobiło się jej go żal. Jak tylko zamknęły się za nimi drzwi, zwróciła się
do niego: - Nie przejmuj się tym, co Peder powiedział. Nie miał nic złego
na myśli, rzucił to ot tak.

- Nie wątpię, że chciał powiedzieć coś, co sprawiłoby ci radość.
- Na pewno w ogóle się nad tym nie zastanowił. Tak mu się po prostu

wyrwało.

- Nie próbuj go tłumaczyć - poprosił Emanuel zmęczonym głosem. -

Dobrze wiem, że Johan był najważniejszy w twoim życiu, dla Pedera był

background image

bohaterem. Nigdy nie będę mógł się z nim mierzyć.

- To nieprawda. Peder bardzo się ucieszył, kiedy się dowiedział, że do

nas wracasz.

Emanuel nie odpowiedział. Elise rozumiała, że dalsze tłumaczenia nie

mają sensu, zaczęła więc opowiadać mu przebieg wizyty u Paulsena i jak
potem razem poszli do domu jego bratanka, żeby zobaczyć się z
Braciszkiem. Czuła, że nie słucha jej uważnie, po chwili zauważyła
jednak, że udało się jej go zainteresować. Kiedy opowiadała o tym, jak
Braciszek dał Hugo swój pociąg i jak chłopcy zaczęli się razem bawić,
zobaczyła w jego oczach błysk zadowolenia. - Wydaje mi się, że wszystko
będzie dobrze - zakończyła. - Tak się cieszę ze względu na Hildę. To
niemal cud, nie wierzyłam, że to się kiedykolwiek stanie.

W tym samym momencie za drzwiami dały się słyszeć dziecięce kroki.
- Czyżby chłopcy już wrócili? - spytała, spoglądając na Emanuela.
Rozległo się pukanie do drzwi, więc jednak to nie byli oni.
- Proszę! - powiedziała.
W progu stanęła mała Jenny. Nic nie mówiła, stała nieruchomo i

patrzyła na nich.

Od rzeki ciągnął chłód. Emanuel zadrżał z zimna: - Zamknij drzwi,

wypuszczasz ciepło!

Zamiast wejść do środka i zamknąć za sobą drzwi, Jenny najwyraźniej

się przestraszyła. Wybiegła, trzaskając drzwiami.

Elise skończyła już karmić Jensine. Szybko włożyła ją do kołyski i

pobiegła za Jenny. Dogoniła ją zaraz za rogiem.

- Nie odchodź, Jenny! Chcę z tobą porozmawiać - powiedziała i wzięła

ją za rękę, ale Jenny stawiała opór.

- Nie myśl, że Emanuel jest na ciebie zły. Zmarzł i chciał, żebyś weszła i

zamknęła za sobą drzwi.

- Moja mama nie żyje - powiedziała nagle dziewczynka pustym,

bezbarwnym głosem.

Elise poczuła ukłucie w piersi. Objęła małą i przytuliła.
- Moje biedne maleństwo, tak mi ciebie żal.
Jenny nie ruszyła się. Stała sztywna, ze spuszczoną głową, oczy miała

suche.

- Chodź, wejdziemy do środka, zaraz zrobię ci coś dobrego do jedzenia.

Zmarzniesz, jeśli będziesz tu tak stała.

Pociągnęła ją łagodnie, ale stanowczo, i tym razem Jenny już się nie

opierała.

Jak tylko, weszły, Elise spojrzała na Emanuela.

background image

- Jenny straciła matkę. Pani Einarsen nie żyje. Emanuel wstał.
- Przykro mi. Wyjdę Hildzie na spotkanie, pomogę jej nieść Hugo. To

długa droga, na pewno będzie jej ciężko. Poza tym zaczyna się robić
zimno - zauważył.

- Dziękuję, to miło z twojej strony, nie pomyślałam o tym.
W tamtą stronę Hugo siedział na desce położonej na wózku - po-

wiedziała Elise i uśmiechnęła się do niego.

- Dziękujesz mi za to, że zajmuję się własnym dzieckiem? Emanuel

patrzył jej w oczy i na chwilę wróciło wspomnienie

dawnego Emanuela. Tego Emanuela, który troszczył się o innych i

myślał nie tylko o sobie. Kiedy wyszedł, pomogła Jenny zdjąć czapkę i
mokre rękawice. Ręce dziewczynki były czerwone i lodowato zimne.

- Stopy też masz mokre? - spytała Elise. Jenny przytaknęła.
Elise pomogła zdjąć jej przemoczone, dziurawe pończochy. Cuchnęły,

pewnie dawno nie były prane. Jak Marta sobie teraz ze wszystkim poradzi,
skoro pracowała od świtu do późnego wieczora?

- Jak twój brat to przyjął? Jenny wzruszyła ramionami.
- Nie ma go w domu, zniknął.
- A Marta? Co z nią?
- Ona cały czas płacze. Mówi, że powinna była się lepiej opiekować

mamą.

- Marta jest bardzo dzielna i dobrze sobie radzi. Nawet gdyby się nią

bardziej opiekowała, i tak by jej nie pomogła. Twoja mama była chora.
Nawet lekarz nie mógł jej pomóc.

- Siostra z Armii Zbawienia mówi, że mama poszła do Boga. Tam nie

ma pijaków, nikt nikogo nie bije ani nie kopie.

- Tak, tam jest jej dobrze. Mój tata też tam jest. Ja też nie płakałam,

kiedy umarł. Cieszyłam się, że nie musi już dłużej cierpieć.

- Mój tata śpiewa. „Nie mam już matki, nie mam już ojca" - nuci. Dzieci

na podwórku się go boją, a sąsiadka spod trójki lęka się zejść do piwnicy,
kiedy on jest w domu.

Elise znalazła parę suchych pończoch w szufladzie Hildy. Były za duże,

ale trudno.

- Chcesz gorącej zupy?
- Owocowej? - spytała Jenny, patrząc na nią wielkimi oczami.
Elise nie myślała akurat o zupie owocowej, ale miała butelkę soku

porzeczkowego w szafce i kaszę, więc skinęła głową.

- Pobaw się żołnierzykami Pedera i Everta, a ja zaraz ci coś przygotuję.
Wkrótce potem Jenny siedziała przy stole w kuchni, bawiąc się

background image

żołnierzykami. Ta czynność tak ją pochłonęła, że mogło się zdawać, że
zapomniała o swoim smutku. Zresztą trudno było powiedzieć, jak bardzo
przeżyła śmierć matki. Matka chorowała od dawna, zawsze leżała w łóżku,
małą opiekowała się Marta.

Siedziała teraz przy stole, ostrożnie brała do ręki żołnierzyki i nuciła.

Elise rozpoznała pieśń, śpiewano ją podczas spotkań Armii Zbawienia:
„Odrzuciłam wszystkie moje grzechy, odeszły w przeszłość, zostawiłam je
daleko, daleko za sobą i nigdy już do nich nie powrócę".

Nagle Jenny przestała nucić i przestraszona spojrzała na Elise.
- A jeśli tata będzie pijany, kiedy wrócę do domu? Hjalmara nie ma,

Marta roznosi gazety, a mama jest u Jezusa, więc będę tam sama.

- Was chyba nigdy nie skrzywdził? Wyżywał się głównie na mamie,

prawda?

- Tak, ale skoro jej już nie ma...?
- Nie sądzę, żeby cię uderzył. Mój ojciec nigdy nas nie bił, a też pił, tak

jak twój tata.

Jenny nie wyglądała na przekonaną.
- Odprowadzisz mnie do domu? Pamiętasz, mówiłam ci, że przy obcych

nie odważy się mi nic zrobić.

- Zobaczymy. Nie mogę teraz odejść od dziecka. Może któryś z

chłopców cię odprowadzi, kiedy wróci z pracy.

- Będzie mógł popilnować małej, a ty pójdziesz ze mną.
- Zobaczymy. Jak mój mąż wróci do domu, spytamy go. Chłopcy muszą

jeszcze odrobić lekcje. A ty już odrobiłaś swoje?

- Ja nie odrabiam lekcji. Zresztą często w ogóle nie ma mnie w szkole.

Roznoszę towary. Wszystkie pieniądze oddawałam mamie. Czasem prosiła
panią Syversen z czwartego piętra, żeby kupiła jakieś pismo i cukierki dla
mnie, ale wtedy Marta była niezadowolona. Mówi, że wszystkie pieniądze
są na jedzenie i na ubranie. No i musimy też płacić czynsz, bo inaczej
wyrzucą nas z mieszkania.

- Dobrze, że macie Martę. Chętnie bym z nią kiedyś porozmawiała. Ze

mną było podobnie. Może poczułaby się lepiej, gdyby zobaczyła, że wiele
może się zmienić, nawet jeśli w tej chwili trudno jej pewnie będzie w to
uwierzyć.

- Ona nie ma czasu. Też wyłożyliście trumnę papierem?
- Chodzi ci o trumnę, w której pochowaliśmy ojca?
- Nie stać nas na materiał, więc wyłożymy trumnę papierem, tak mówi

Marta. Pani Olsen spod trójki to dopiero była wstrętna baba. Raz zrzuciła
nasze pranie ze sznurka na strychu i Marta musiała prać wszystko jeszcze

background image

raz. Kiedyś zraniła się sama nożem, mówiła, że będzie się smażyć w
piekle. Kiedy umarła, Marta musiała zamknąć jej oczy. Jej trumnę też
wyłożono tylko papierem.

Elise pozwoliła małej mówić, ale przeszył ją dreszcz. Nie sądziła, że

Jenny zmyśla, na własne oczy widziała dom, w którym mieszkali.

Zupa była już gotowa, wlała ją do miseczki.
- Jedz, żebyś się rozgrzała. Niedługo wróci mój mąż. Poproszę, żeby

położył Hugo spać, a ja odprowadzę cię do domu.

Twarz Jenny rozpromieniła się.
- Jesteś taka dobra jak Marta.
Elise nic nie powiedziała. Zastanawiała się, co się stanie z Jenny i jej

bratem, jeśli ojciec nadal będzie pił. Za wcześnie dopisała zakończenie tej
historii, nikt nie potrafił przewidzieć, jak się skończy.

Jenny jadła, nie śpiesząc się, chociaż widać było, że jest głodna i że zupa

jej smakuje. Elise odniosła wrażenie, że specjalnie się ociąga, żeby nie
musieć jeszcze wracać do domu.

- Właściwie to niewiele się zmieniło - próbowała tłumaczyć jej Elise. -

Kiedy twoja mama leżała, też nie mogła ci pomóc.

- Krzyczała i prosiła tatę, żeby zostawił nas w spokoju. Teraz już nikt się

za nami nie ujmie. Jak tam jest w górze, u Jezusa? Myślisz, że mama też
dostanie coś ciepłego do jedzenia? - spytała i się roześmiała.

Elise pierwszy raz widziała, jak Jenny się śmieje.
- Nie wiem, tego dowiemy się dopiero po śmierci.
- Kiedyś tata wrócił do domu z klatką z dwoma dziwnymi ptakami.

Mama i Marta były okropnie złe. Mama powiedziała, że zamiast ptaków
powinien przynieść do domu pieniądze, ale tata się tym nie przejął.

- Uważam podobnie jak twoja mama i Marta. Kiedy nie ma się na

jedzenie i na ubranie, nie powinno się kupować ani tygodników, ani
cukierków, a tym bardziej ptaków w klatce.

- Kiedy urosnę, wstąpię do Armii Zbawienia. Będę stała i śpiewała na

ulicy, a ludzie będą wrzucali mi pieniądze do puszki.

- To nie są pieniądze dla tych, którzy je zbierają, tylko dla biednych,

którym pomaga Armia Zbawienia - powiedziała Elise i uśmiechnęła się.

- Jesteśmy biedni, tak mówi mama.'
- Kiedy dorośniesz, nie będziesz już biedna. Świetnie sobie ' radzisz z

roznoszeniem towarów. Na pewno jesteś równie zdolna jak Marta. Może
znajdziesz pracę w fabryce? Tam można zarobić nawet siedem koron
tygodniowo.

Jenny patrzyła na nią wniebowzięta.

background image

- Siedem koron tygodniowo? Poważnie?
- Tak - odpowiedziała Elise. - Tyle zarabiałam, kiedy pracowałam w

przędzalni Graaha. Musiałam za to utrzymać całą rodzinę, ale jeśli jest się
samotnym i nie trzeba się troszczyć o innych, starcza i na ładne ubrania, i
na dobre jedzenie.

Jenny aż się zarumieniła z podniecenia.
- Jak dostaje się taką pracę w fabryce?
- Musisz zaczekać, aż dorośniesz. Najpierw jest się pomocnicą, potem

można zostać prządką albo tkaczką. Moja siostra, Hilda, była pomocnicą.
Jak wróci, możesz z nią porozmawiać.

Na zewnątrz dały się słyszeć głosy. Hilda, Emanuel i Hugo wracali do

domu.

Hilda była cała rozpromieniona.
- Wiesz, że uściskał mnie przed wyjściem?! - zawołała, odwieszając

chustę oraz palto i zdejmując zdarte botki. - Umówiłam się z Paulsenem,
że jutro też wpadnę. Będę tam przychodziła przez jakiś czas, żeby się do
mnie przyzwyczaił.

- Zastanawiałam się, kto cię uściskał: Braciszek czy majster -

zażartowała Elise, ale zauważyła, że Hilda się zaczerwieniła.

- Reidar już wrócił? - spytała siostra. Elise pokręciła głową przecząco.
- Nie słyszałam go jeszcze. To jest Jenny, o której ci opowiadałam.
- Domyśliłam się. Witaj, Jenny. Widzę, że Peder i Evert pozwolili ci się

bawić żołnierzykami. Masz szczęście.

- Ja jej pozwoliłam. Straciła właśnie matkę. Hilda nagle stanęła, patrzyła

na nie z przestrachem.

- Nie żyje? - spytała.
Jenny nie odpowiadała, wbiła wzrok w stół i milczała, podobnie jak

kiedy tu przyszła.

- Biedna maleńka Jenny. Pewnie jest ci smutno. A ja właśnie

odwiedziłam swojego synka. On też niedawno stracił swoją mamę.

Jenny spojrzała na nią, nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi. Elise zaczęła

jej tłumaczyć.

- Kiedy Hilda urodziła swojego synka, była bardzo młoda, więc

dzieckiem opiekowała się inna mama, a teraz synek Hildy znów do niej
wróci.

Jenny milczała i przyglądała się Hildzie badawczo. Hilda wyglądała

bardzo młodo, ale wiele matek było młodszych od niej.

Emanuel oswobodził Hugo z grubego swetra, zdjął mu czapkę i

rękawice.

background image

- Masz coś do jedzenia dla dużych i małych? Ja i Hugo zgłodnieliśmy.
Elise pośpiesznie postawiła na stole chleb, masło i melasę. Jenny

patrzyła, jakby to były jakieś smakołyki, i nawet zapomniała, że nie chce z
nikim rozmawiać: - Smarujecie chleb masłem, chociaż to nie święta?

- Nie zawsze, ale dzisiaj chcemy uczcić powrót synka Hildy.
- I to, że moja mama poszła do nieba, do Jezusa - dodała Jenny.
Elise i Hilda wymieniły spojrzenia.
- Masz rację, i to, że twoja mama jest już u Jezusa - dodała Elise.

Spojrzała na Emanuela. - Możesz zostać tu wieczorem? - spytała.

- Tak, muszę przecież zająć się Hugo, bo pewnie będziesz chciała

odprowadzić Jenny do domu - przytaknął Emanuel. - Nie możemy puścić
dziecka samego, prawda?

Elise objęła go za szyję.
- Jesteś taki dobry. Jenny na pewno się ucieszy. Jenny z powagą

pokiwała głową.

- Sama bałabym się wrócić. Może mogłabym tu zostać? Elise

przyglądała się jej ze współczuciem.

- Musisz wrócić do domu. Marta nie wie, gdzie jesteś. Ale możesz mnie

od czasu do czasu odwiedzić, zaproszę cię na zupę. - Odwróciła się do
Emanuela i uśmiechnęła się: - Możemy sobie na to pozwolić, skoro mamy
teraz twoją pensję.

background image

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY

Kiedy przyszły, w domu zastały tylko Martę. Oczy miała spuchnięte od

płaczu, była blada i przeraźliwie chuda. Elise prawie jej nie poznała.

Wytarła oczy i spojrzała bezradnie na Jenny.
- Zostawiaj mi wiadomość, gdzie jesteś. Hjalmara też nie ma, nawet nie

wiedziałam, gdzie was szukać.

- Przecież mówiłam ci, że idę do mojej nowej przyjaciółki. Marta

posłała Elise przepraszające spojrzenie.

- Jenny czasem opowiada różne dziwne rzeczy, nie zawsze można jej

wierzyć. Dziękuję, że nam pomogłaś. Mama mówiła, że wezwałaś do niej
lekarza i zapłaciłaś za wizytę. Wszystko ci zwrócę, jak opłacę czynsz.

Elise pokręciła głową.
- Powiedziałam twojej mamie, że nie chcę, żeby mi zwracała. Prosiła,

żebym go nie wzywała, to ja nalegałam.

- Gdyby nie trafiła do szpitala, leżałaby tu sama i... - urwała i znów

zaczęła płakać.

Elise czuła się niezręcznie, nie potrafiła jej pomóc. Łatwiej było pomóc

dziecku takiemu jak Jenny niż komuś w jej wieku. Marta i ona były
rówieśnicami. Kiedy słyszała o jej niedoli, zaczynała rozumieć, jakie sama
miała szczęście, mimo że nie była z Johanem. Emanuel okazywał jej
dobroć, gotów był zrobić niemal wszystko, żeby wynagrodzić jej krzywdę,

background image

jaką jej wyrządził, no i prawie nie pił. Powinna się cieszyć, że trafił się jej
taki mąż. Niedługo przeprowadzą się do ładnego domku z ogródkiem, w
którym rosły jabłonki, gdzie nie będzie cuchnącej rzeki w pobliżu, wilgoci
i rzecznych oparów. Emanuel zgodził się, żeby zabrała ze sobą braci i
Everta, no i oczywiście Hugo. Ilu mężczyzn by tak postąpiło?

- Mogę wam jakoś pomóc? - spytała ostrożnie. Marta pokręciła głową,

wydmuchała nos, wytarła oczy.

- I tak już dużo dla nas zrobiłaś. Nikt inny się o nas nie troszczy. Gdyby

tylko ojciec potrafił trzymać się z daleka od flaszki, byłoby nam tu dobrze.
A ja nie wiem, czy nawet na pogrzebie utrzyma się na nogach. Sama
muszę wszystko załatwić. Nawet nie mamy czym wyścielić trumny,
musimy wyłożyć ją papierem.

- Jenny mi mówiła. Pochowacie matkę na Nordre Gravlund? -
Marta przytaknęła.
- Tam grzebią wszystkich biedaków.
- Tego nie wiem. Może po prostu to nasz cmentarz parafialny? Mój

ojciec też tam leży. Też nie było nas stać na więcej. Dostaliśmy pomoc z
gminy. Na grobie położyliśmy gałązki świerku, wyglądały równie ładnie
jak kwiaty. Nie stać nas było na chór, mój mąż śpiewał. Wybraliśmy psalm
Więc weź mą dłoń i poprowadź mnie, wszyscy mieli łzy w oczach.
Poproszę go, żeby coś zaśpiewał na pogrzebie waszej matki.

Powiedziała to, nie zastanowiwszy się. Twarz Marty rozpromieniła się.
- Myślisz, że zechce? Byłybyśmy bardzo szczęśliwe, prawda, Jenny?
Jenny przytaknęła.
- Elise jest tak samo dobra jak ty. Wiesz, jak ludzie nazywają Martę?

Mówią, że jest Aniołem od Blacharza; tak w okolicy nazywają nasz dom,
bo mieszka tu blacharz.

Elise uśmiechnęła się.
- Jak to dobrze, że masz taką siostrę. Niestety muszę już iść. Dajcie mi

znać, jeśli będę mogła wam jakoś pomóc. Kiedy jest pogrzeb?

- W sobotę o drugiej. Mam nadzieję, że twój mąż kończy pracę

wcześniej?

Elise nie odpowiedziała. Żałowała, że tak nieroztropnie to

zaproponowała. Emanuel pewnie nie będzie zachwycony.

Jednak ku jej wielkiemu zdziwieniu Emanuel od razu się zgodził.
- Nie jesteś zły, że cię nie spytałam?
- Zły? Czuję się zaszczycony. Nie sądziłem, że masz tak wysokie

mniemanie o moim głosie.

- Drażnisz się ze mną. Dobrze wiesz, że lubię, kiedy śpiewasz.

background image

Emanuel zaczął się zbierać do wyjścia.
- Jensine była spokojna, Hugo też nie marudził. Cały czas mówi

„dzidzia" i „tuf-tuf".

Elise się roześmiała.
- Braciszek ma kolejkę, którą Hugo się zachwycił. Emanuel stał i patrzył

na nią.

- Jesteś taka ładna, kiedy się śmiejesz - oznajmił i westchnął głęboko. -

Myślisz, że z czasem polubisz mnie trochę?

- Ależ ja cię lubię, Emanuelu - zapewniła Elise poważnie.
- Będziesz w stanie mnie pokochać, tak jak panna młoda kocha swojego

oblubieńca?

Nie chciała kłamać.
- Miejmy nadzieję, że tak się stanie - odparła. - Życzę tego nam obojgu i

zrobię wszystko, żeby nam się to udało.

Emanuel się uśmiechnął.
- Dziękuję - powiedział. - Więcej nie mogę od ciebie żądać po tym, co

się stało.

Wszyscy poszli na pogrzeb pani Einarsen. Chłopcy nie do końca

rozumieli, dlaczego mają iść na pogrzeb pani, której nie znali, ale Elise
wytłumaczyła im, że to mama jej koleżanki z klasy, a poza tym powinni to
zrobić ze względu na Jenny, na Hjalmara i Martę. Im więcej osób
przyjdzie, tym będzie im lżej. Szczegółnie jeśli ojciec pojawi się pijany i z
tego powodu sąsiedzi nie będą chcieli im towarzyszyć.

Jensine leżała w wózeczku i spała, Emanuel trzymał Hugo na ręku.
Kiedy zebrali się wokół otwartego grobu, Jenny stała sztywna jak kij i

wpatrywała się w czarną dziurę, w której miała leżeć jej matka. Elise
próbowała wziąć ją za rękę, ale wyrwała się jej. Dzisiaj nie chciała
pociechy.

Elise słusznie się domyślała. Przyszło niewielu sąsiadów. Marta

szlochała, ojca nie było nigdzie widać.

Kiedy pastor skończył mówić, Emanuel zaczął śpiewać. Elise uważała,

że śpiewa równie wzruszająco i pięknie jak dwa lata temu podczas
pogrzebu jej ojca. Wtedy była zaskoczona. Nie znała Emanuela tak dobrze
i nie wiedziała, że ma taki ładny głos. Teraz zauważyła, że ci sąsiedzi,
którzy jednak przyszli, spoglądali na niego z ciekawością i ze
zdziwieniem. Pewnie zastanawiali się, kto to jest i dlaczego śpiewa na
pogrzebie żony tego pijaczyny Einarsena. Nie miał przecież na sobie
munduru Armii Zbawienia.

Kiedy było już po wszystkim, zaprosili do siebie Martę, Jenny i

background image

Hjalmara. Jeszcze przed wyjściem Elise nakryła stół w kuchni białym
obrusem, postawiła też serwis kawowy, który Emanuel niespodziewanie
przyniósł poprzedniego dnia. Dostał go od Carlsena. Kilka filiżanek było
lekko wyszczerbionych, dlatego Betzy Carlsen postanowiła się ich pozbyć.
Przyniósł też pudełko kruchych ciasteczek, które upiekła gosposia
Carlsenów. Elise przygotowała ciasto na naleśniki; połowę zdążyła
usmażyć przed wyjściem, resztę usmaży, jak wrócą. Peder i Evert musieli
siedzieć na skrzyni z drewnem, jak zwykle, kiedy zebrało się więcej osób i
brakowało miejsca przy stole. Wszyscy ścieśnili się nieco, żeby Hjalmar
miał gdzie usiąść. Był od nich o rok młodszy, w ich oczach był
dzieciakiem.

Mimo że dzień był smutny i sprowadziła ich tu tragedia, czas upłynął im

sympatycznie. Marta nieco się rozpogodziła. Razem z Elise wspominały
dawne szkolne czasy i nawet się śmiały.

Hilda uśmiechała się, bo Braciszek był coraz bardziej zadowolony z jej

odwiedzin. Reidar i Emanuel zajęci byli rozmową o jakichś nowych
elektrycznych wynalazkach, a Jenny mizdrzyła się do chłopców, którzy
siedzieli za nią.

Elise miała uczucie, że zrobiła dobry uczynek. Marta, wychodząc,

bardzo jej dziękowała. Zabrała ze sobą Jenny i Hjalmara, ale Elise wciąż
martwiła się, co się z nimi teraz stanie. Czy ojciec nadal będzie się tak
zachowywał, czy może się zmieni? Co czeka dzieci, kiedy wrócą do
domu?

Stała w drzwiach i odprowadzała ich wzrokiem, patrzyła, jak znikają na

moście. Kiedy tu byli, wszystko wydawało się łatwiejsze, teraz widziała
ich zgarbione plecy i spuszczone głowy, brutalna rzeczywistość znów dała
o sobie znać. Miała ochotę pobiec za nimi, żeby chociaż odprowadzić ich
do domu, ale Marta była dorosła, nie mogła się wtrącać w ich życie. Nie
była też w stanie ochronić ich przed rzeczywistością, obojętne jak bardzo
by tego pragnęła.

Było jej ciężko, kiedy wróciła do kuchni i zamknęła za sobą drzwi.
- Jak myślicie, jak sobie poradzą? - spytała, patrząc to na Emanuela, to

na Hildę i Reidara.

Hilda zachowywała powagę.
- Myślę, że będzie im ciężej, niż nam było. My mieliśmy mamę, a po

śmierci ojca skończyły się awantury. U nich jest odwrotnie.

Reidar spojrzał na nią oburzony.
- Mówisz tak o własnym ojcu? Hilda przytaknęła.
- Ty tego nie rozumiesz. Nikt, kto tego sam nie doświadczył, nie potrafi

background image

sobie wyobrazić, jak to jest. Wyobraź sobie, że ciągle się boisz, że nie
śpisz w nocy ze strachu, a potem drżysz, żeby matce się nic nie stało.

Kristian wstał od stołu.
- Wychodzę - oznajmił. Wziął wiszącą na gwoździu czapkę i szybko

wyszedł, nawet na nich nie spojrzawszy.

Kiedy drzwi się zamknęły, Elise westchnęła głęboko.
- Nie powinniśmy byli zaczynać tej rozmowy. Hilda parsknęła.
- Czyżby już zapomniał, jak było?
- Mam wrażenie, że nie chce tego pamiętać.
- Musi wiedzieć, jak było naprawdę.
Peder i Evert siedzieli na skrzyni cicho jak myszki i przysłuchiwali się

rozmowie. Dobrze wiedzieli, że w zasadzie nie jest ona przeznaczona dla
ich uszu.

Elise wzięła się w garść i uśmiechnęła się do nich.
- Zapomnijmy o wszystkich przykrych sprawach i cieszmy się, że

Braciszek niedługo znów będzie z nami. Pomyślcie, że za tydzień będzie
siedział tu razem z nami! Kto by się spodziewał, że tego doczekamy.

Peder szybko zszedł ze skrzyni.
- To prawda? Będzie tu już za tydzień? Hilda roześmiała się.
- Przestawimy nasze łóżko pod ścianę i zrobimy dla niego miejsce.

Weźmie ze sobą swoje łóżeczko i zabawki.

Peder podskoczył z radości, ale po chwili spoważniał.
- Co powie Hugo na to, że Braciszek będzie miał zabawki, a on nie?
Elise pogładziła go po włosach.
- Można się dzielić swoimi rzeczami. Odniosłam wrażenie, że Braciszek

chętnie to robi.

- A co będzie, kiedy wyprowadzimy się do Sagene?
- Będziecie mogli przychodzić tu codziennie po szkole, przed pójściem

do pracy. Poza tym Hilda na pewno będzie nas często odwiedzała, a my
będziemy przychodzić tu w każdą niedzielę, żeby Hugo i Braciszek mogli
się pobawić.

Peder zrobił zatroskaną minę.
- Uważam, że moglibyśmy tu wszyscy zostać. Skoro Braciszek będzie

spał w pokoiku, to co to za różnica?

- Zapominasz, że Emanuel też będzie z nami mieszkał. Dziesięć osób to

trochę za dużo. Poza tym Olaf też jada tu od czasu do czasu.

- U Jenny i Hjalmara było ich czternaścioro. Nas, razem z Braciszkiem,

jest dopiero szóstka.

Evert do tej pory milczał, teraz jednak wtrącił się do rozmowy.

background image

- Kiedy Elise i Emanuel zamieszkają razem, to może wkrótce nas też

będzie więcej. Gdy małżeństwo sypia w jednym łóżku, zwykle co rok
rodzi się dziecko.

Wszyscy zaczęli się śmiać, Elise czuła, że się rumieni. Ta kwestia

męczyła ją od momentu, kiedy to Emanuel zjawił się tak nieoczekiwanie,
prosząc, żeby go przyjęła. Elise nie wiedziała, czy będzie w stanie z nim
współżyć jak dawniej. Czuła, że nie jest to w porządku, skoro kochała
Johana. Teraz jednak, kiedy Johan dał jej wyraźnie do zrozumienia, że nie
zamierza odsyłać Agnes, każde z nich musiało trwać w swoim
małżeństwie. Pomyślała o beznadziejnej sytuacji Marty i doszła do
wniosku, że jednak jej los jest znacznie lepszy. A skoro zgodziła się
przyjąć Emanuela, to miał on też jakieś prawa, poza tym obiecała, że zrobi
wszystko, żeby między nimi było jak dawniej.

Czyli niewykluczone, że Evert ma rację: co roku mogło rodzić się

kolejne dziecko!

Emanuel wstał.
- Muszę wracać do Carlsenów. Obiecałem pomóc Karolinę napisać

podanie.

Elise spojrzała na niego zdziwiona.
- Zamierza szukać pracy?
- Wątpię - roześmiał się Emanuel. Więcej nie chciał jednak powiedzieć,

a ona też nie zamierzała pytać.

- Popilnujcie Hugo i Jensine - poprosiła. - Pójdę poszukać Kristiana. Żal

mi go, że chodzi tam sam i się zamartwia.

Hilda przytaknęła.
- Dobrze, idź, poszukaj go. Zajmę się dziećmi.
Znalazła go siedzącego na kamieniu przy moście. Wcześniej pożegnała

się z Emanuelem. Cicho usiadła obok niego, nic nie mówiąc. Siedzieli tak
dłuższą chwilę.

Lód na rzece zaczynał puszczać, trzeszczał i pękał, kra ustępowała. W

powietrzu czuło się nadchodzącą wiosnę.

- Martwisz się z powodu przeprowadzki? Kristian pokręcił głową.
- Zrobiło ci się przykro, bo rozmawialiśmy o tacie? Przytaknął.
- Lubiłeś go mimo wszystko - mówiła dalej łagodnym głosem. -

Rozumiem cię. Tak łatwo zapominamy o tym, co w życiu spotkało nas
dobrego, bo takich chwil było mało i pozostają w cieniu tego złego, co się
wydarzyło. - Milczała chwilę, po czym znów zaczęła mówić. - Jestem
najstarsza z was i pewnie najlepiej pamiętam, jaki ojciec był, zanim
zniszczył go alkohol. Mama opowiadała, jaki w młodości był odważny i

background image

radosny, jak tryskał energią i potrafił się cieszyć. Wykazywał szczególną
muzykalność i ładnie śpiewał. I gwizdał bosko, mówiła mama. Nie bra-
kowało mu też zapału do pracy, harował jak koń, nigdy się nie poddawał.
Sama pamiętam, jak czasem śpiewał mi wieczorami. Leżałam cicho w
łóżku, a on śpiewał najpiękniej na świecie, tak wtedy uważałam. Pamiętam
też błyszczące oczy matki, często się wtedy śmiała. Była w nim bardzo
zakochana, mimo że pozostawali małżeństwem już od kilku lat.

Elise zrobiła przerwę; siedziała bez ruchu, śledząc wzrokiem nurt rzeki.
- Powinno się zakazać sprzedaży alkoholu. Przynajmniej w miejscach

takich jak to, gdzie pokusa ucieczki od rzeczywistości jest taka duża. Poza
tym nie powinien być taki tani, żeby ludzie nie kupowali go zamiast
jedzenia. Nie wszyscy mężczyźni są silni, nie wszyscy radzą sobie z
życiem. Wielu przyjechało tu ze wsi, gdzie byli przyzwyczajeni do tego, że
mogą się wszędzie swobodnie poruszać, gdzie jest świeże powietrze i dużo
miejsca. Tutaj muszą cały dzień stać w ciasnej fabrycznej hali, potem
wracają do przeludnionych mieszkań i nawet nie mają nadziei, że kiedyś
los się odmieni. Zrozpaczeni sięgają po butelkę, a kiedy już raz zaczną, to
alkohol szybko przejmuje nad nimi władzę. Czasami chcą skończyć, lecz
nie są już w stanie.

Kristian nawet nie próbował się odezwać, Elise widziała jednak, że

słucha jej uważnie. Dlatego mówiła dalej.

- Nie powinniśmy nikogo osądzać. Jedyne, co można mieć im za złe, to

że w ogóle zaczęli pić. Ten pierwszy krok jest niebezpieczny. Kiedy
trucizna już w nich krąży, nie mają wyboru. Jestem wściekła, kiedy słyszę,
co wyprawia ojciec Marty, Jenny i Hjalmara. Gdybym była świadkiem, jak
wyrzuca jedzenie przez okno albo rąbie siekierą drzwi, o czym opowiadała
mi Jenny, wściekłabym się tak, że pewnie bym się na niego rzuciła. Myślę
jednak, że należy traktować to jako chorobę. Nie ma sensu mówić komuś,
kto jest poważnie chory, żeby się wziął w garść. Kiedy pomyślę o tym, jak
alkohol zniszczył życie ojca, to chce mi się płakać. Nam było z nim źle,
ale jemu było jeszcze gorzej.

Pogładziła brata po włosach i wstała.
- Na pewno nie powinniśmy się go wstydzić. Spadł na nas ciężar, który

musieliśmy dźwigać, ale pokazaliśmy całemu światu, że potrafimy sobie z
tym poradzić.

Zobaczyła, że Kristian też wstaje, i poczuła ulgę.
- Wracasz do domu? - spytał schrypniętym głosem.
- Tak, a ty? Przytaknął.
- To chodźmy razem.

background image

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI

Kiedy kilka dni później Emanuel zajrzał do nich w drodze z biura do

domu, był podniecony i w znakomitym nastroju.

-Wiesz, kogo spotkałem, kiedy rano szedłem do pracy? - spytał

podniecony.

Elise patrzyła na niego i uśmiechała się. Cieszyła się, że odzyskał swój

dawny humor.

- Spotkałeś znajomego tak wcześnie rano? - spytała.
- Wpadłem na Schwencke. Tego, który wskoczył do rzeki, żeby ratować

chłopca.

Elise zdziwiła się.
- Myślałam, że mieszka gdzieś dalej. Emanuel pokręcił głową.
- Wynajmuje pokój u rodziny na Ullevalsveien. Obiecaliśmy sobie, że

kiedyś się spotkamy.

Uśmiechnęła się zaskoczona.
- To miło. Martwiłam się, że nie masz tu przecież nikogo znajomego. Z

Carlem Wilhelmem nie widujesz się zbyt często, a z przyjaciółmi z Armii
Zbawienia dawno straciłeś kontakt, z wyjątkiem Torkilda, ale on rzadko
rusza się gdzieś bez Anny. Potrzebujesz kogoś, z kim mógłbyś
porozmawiać, kogoś ze swojego środowiska.

Emanuel przytaknął.
- Z Carlsenami coraz trudniej mi wytrzymać. Są strasznymi snobami. Z

robotnikami, którzy mieszkają nad rzeką, mam niewiele wspólnego.
Schwencke natomiast jest wykształcony i kulturalny, lubię go.

- Zaproś go do nas na kawę, chyba że wolicie iść gdzieś, gdzie będziecie

sami.

- Raczej tak. Kiedy przeprowadzimy się do Sagene, wtedy go do nas

zaproszę. Póki co lepiej będzie, jeśli umówimy się w jakiejś niezbyt
drogiej restauracji.

Emanuel powiesił palto i kapelusz i usiadł przy stole w kuchni.
- Nie mam dzisiaj zbyt dużo czasu, ale pomyślałem, że jednak wpadnę.

Widziałaś się z Einarsenami?

Elise pokręciła głową.
- Nie, ale cały czas o nich myślę. Sądziłam, że Jenny zajrzy tu już

następnego dnia, ale myliłam się. Trochę mnie to martwi.

- Jeśli nie zostaniesz tam długo, to mogę chwilę posiedzieć tu z dziećmi.
- Mógłbyś? - spytała zdziwiona. - Dobrze, skoro sam zaproponowałeś.

background image

Elise szybko zdjęła fartuch.
- Właśnie skończyłam karmić Jensine, a Hugo zjadł już kaszkę. Tylko

się upewnię, czy wszystko jest w porządku, i zaraz wracam - powiedziała
Elise i zaczęła wkładać swoje zniszczone buty.

- Potrzebne ci nowe buty. Masz zdarte podeszwy.
- Wiem, ale tyle mieliśmy ostatnio wydatków. Peder też musi kurczyć

palce w swoich, a wszyscy trzej wracają z mokrymi nogami.

- Spróbuję przynajmniej podkleić ci podeszwę, nauczyłem się tego w

Armii Zbawienia.

- Dobrze - odpowiedziała Elise i uśmiechnęła się. - Jeśli chcesz kawy, to

wczoraj zmieliłam świeżą, była parzona dopiero dwa razy.

- Dziękuję, dostanę kawę u Carlsenów, kiedy wrócę do domu. Posiedzę

sobie i poczytam gazetę. Hugo ładnie się bawi.

- Ciekawa jestem, jak się wszystko ułoży, kiedy się zjawi Braciszek.

Mam nadzieję, że będą potrafili się razem bawić. Dla obu będzie to spora
zmiana.

- Niedługo będą tu razem. Być może domek zwolni się już w kwietniu.
Elsie spojrzała na niego zdziwiona.
- Dlaczego termin wciąż się zmienia? Uśmiechnął się tajemniczo.
- Idź już, bo nie zdążysz.
Lekcje dawno się już skończyły, ale Jenny i Hjalmar szli po szkole do

pracy, a nie wiedziała, kiedy wracali do domu. Najwyżej zostawi im kartkę
z prośbą, żeby się odezwali. Wzięła też ze sobą pół chleba i pudełko sera z
zapasów w piwnicy. Napisała do Mathiesena list z podziękowaniem za
jedzenie, za drewno i za węgiel. Kristian wrzucił go do ich skrzynki;
roznosił towary i bywał czasem w ich okolicy.

Temperatura utrzymywała się na poziomie kilku stopni ciepła, ulicą

płynęła woda, Elise słyszała już gruchanie gołębi i śpiew sikorek. Wiosna
nadeszła. Cudownie, że wkrótce zrobi się cieplej i będzie coraz jaśniej. W
domku majstra ciągnęło od podłogi. Hugo był ciągle zasmarkany, a
chłopcy często się przeziębiali. Jeśli tylko przestaną marznąć w nocy i nie
będą mieli mokrych i zimnych nóg, na pewno będą zdrowsi.

Była już prawie na miejscu, U Blacharza, jak Jenny mówiła o ich domu,

kiedy zobaczyła, jak z budynku po drugiej stronie ulicy wychodzi młoda
kobieta. Natychmiast ją rozpoznała i od razu odwróciła wzrok. To była
Helenę Fryksten, narzeczona Ansgara. Nie czuła się na siłach z nią
rozmawiać, nie po ostatnim spotkaniu.

I w tej chwili usłyszała wołanie: - Pani Ringstad? Halo? Nie mogła się

nie odwrócić.

background image

- Jak to miło, że się spotkałyśmy! - wykrzyknęła panna Fryksten

radośnie przez całą ulicę. - Dużo o pani myślałam, ale nie chciałam się
pani narzucać, skoro ostatnio tak się pani źle czuła.

„Źle się czuła"... Pewnie można było to tak określić. Wyglądało na to, że

narzeczona Ansgara niewiele z tego wszystkiego zrozumiała. Elise
przywitała się z nią bez entuzjazmu.

- Tak się cieszę, że mój przyszły teść się wami zaopiekował. W waszej

trudnej sytuacji jedzenie na pewno się przydało.

Elise nie odezwała się. Nie sądziła, że Mathiesen będzie o tym

rozpowiadał. Być może Helenę Fryksten przypadkiem gdzieś o tym
usłyszała.

- Jak się ma maleńki, śliczny Hugo? Prawie codziennie o nim myślę.

Jest tak niewiarygodnie podobny do swojego taty, te same piękne loki i to
samo dobre spojrzenie. Był taki miły i spokojny, to też ma po ojcu. Mam
nadzieję, że da się pani w końcu przekonać, kiedy się pani trochę lepiej
poczuje. Człowiek nieszczęśliwy nie myśli o innych. Często to widzę w
swojej pracy jestem pielęgniarką. Teraz, kiedy pani mąż do pani wróci, na
pewno wszystko zacznie się lepiej układać. Znalazła się pani w sytuacji
nie do pozazdroszczenia. Podziwiam panią, pani Ringstad. Jest pani
bardzo wielkoduszna, skoro chce pani przyjąć go z powrotem, mimo że
panią zdradził i ma dziecko z inną.

Elise zaniemówiła. Jak można okazać taką niedelikatność? Przecież jej

się nie zwierzała, wszystko to musiała usłyszeć od innych, a jednak nie
miała oporów, żeby o tym mówić! Elise odwróciła się i oznajmiła: - Nie
mam czasu, panno Fryksten. Do widzenia.

Przyśpieszyła kroku.
Kiedy pukała do drzwi Einarsenów, była cała czerwona ze złości.
Miała wrażenie, że ktoś jest w domu, ale nikt się nie odezwał, nikt też

nie otworzył drzwi.

Może w środku znajdował się ojciec? Czuła, że zaczyna się

denerwować. Jeśli znowu się upił, trudno przewidzieć, jak się zachowa,
mimo że odwiedza go obca osoba. Jednak gdyby to był on, zapewne z
wnętrza dobiegałyby jakieś hałasy i krzyki.

Zapukała ponownie. Nadal słyszała zza drzwi jakieś nieokreślone

dźwięki. Jeśli ktoś tam rzeczywiście był, musiał słyszeć jej pukanie, więc
albo nie chciał, albo nie mógł jej otworzyć.

Nagle poczuła strach. A jeśli ojciec coś im zrobił? Przypomniała sobie

wszystkie straszne historie, o których słyszała. Może ich do czegoś
przywiązał albo pobił do nieprzytomności?

background image

Nie mogła odejść, nie sprawdziwszy, co się stało. Ostrożnie nacisnęła

klamkę i uchyliła drzwi.

W przedpokoju stał Hjalmar. W jego oczach czaił się strach, odniosła

wrażenie, że coś go gnębi. Patrzył na nią, nic nie mówiąc, ręce schował za
plecami.

- Coś się stało?
Hjalmar gwałtownie pokręcił głową.
- Przyszłam, żeby się dowiedzieć, jak sobie radzicie. Przyniosłam wam

połówkę chleba i trochę sera.

Hjalmar nie odpowiadał i nadal trzymał ręce na plecach. Była pewna, że

nie chce, żeby zobaczyła, co w nich ma.

- Jak się czujecie?
- Dobrze.
- Marta bardzo się denerwowała, Jenny też się bała reakcji ojca. To, że

nie przyszedł na pogrzeb, źle wróżyło. Wiesz, że kiedyś znalazłam się w
podobnej sytuacji. Jeśli jest naprawdę źle, poproście o pomoc Armię
Zbawienia. Ojciec sam sobie z tym wszystkim nie da rady. Jest
uzależniony od tej trucizny. To rodzaj choroby.

Hjalmar patrzył na nią dziwnym wzrokiem. Widziała, że nie chce, żeby

usprawiedliwiała ojca, nic jednak nie mówił.

- Jadłeś dzisiaj coś?
Przytaknął, ale chciwie spoglądał na torbę z jedzeniem, którą trzymała w

ręku. Podejrzewała, że jednak nie jadł, chciał tylko, żeby jak najszybciej
sobie stąd poszła.

- Marta i Jenny są w pracy? - spytała.
Znów przytaknął. Patrzył na nią coraz bardziej ponuro, zaczynał się

niecierpliwić. Miała wrażenie, że czyta w jego myślach: „Kiedy wreszcie
sobie pójdziesz?!"

Stanęła przed nim.
- O co chodzi, Hjalmar? Rozumiem, że masz coś, czego nie chcesz mi

pokazać, i zapewne uważasz, że to nie moja sprawa.

Ale to nieprawda, bo ty jesteś dzieckiem, a ja jestem dorosła i jeśli

zrobiłeś coś złego, to muszę o tym wiedzieć. Podniósł wzrok,
przestraszony.

- Nie powiesz o tym Marcie?
- To zależy. Jeśli ukradłeś jedzenie, bo byłeś głodny, mogę ci obiecać, że

nikomu nic nie powiem.

Nagle w jego oczach pojawiły się łzy. Zawstydzony wyciągnął ręce i

pokazał jej zawiniątko zapakowane w gazetę. Odwinęła papier i zobaczyła

background image

dwie kromki chleba z topionym serem.

- Zabrałeś to jakiemuś koledze?
- Schował je pod pulpitem - powiedział Hjalmar i spuścił głowę.
- Weź je jutro ze sobą do szkoły i odłóż na miejsce, zanim ktoś to

zauważy, a ja ci teraz przygotuję dwie kanapki z serem.

Hjalmar patrzył na nią z niedowierzaniem.
- Naprawdę?
- Tylko obiecaj mi, że kiedy następnym razem będziesz głodny, to

przyjdziesz do mnie, zamiast kraść innym jedzenie. Wkrótce
przeprowadzę się do Sagene, ale tam czy do domku majstra to dla ciebie
równie daleko. Będziemy mieszkać w jednym z drewnianych domków na
Hammergaten. Nie w tych murowanych. Poznasz je z daleka.

Weszła do kuchni, znalazła nóż i ukroiła trzy grube kawałki chleba.

Położyła na nich ser i podała mu na blaszanym talerzyku: - Siadaj i jedz.
Muszę wracać do dzieci. Czy ojciec był w domu po pogrzebie?

Hjalmar pokręcił głową.
- Nie wiemy, gdzie jest.
- Może to i lepiej. Pewnie się zjawi, kiedy wytrzeźwieje.
Następnego dnia przyszła Jenny.
- Marta prosiła cię pozdrowić i podziękować. Elise uśmiechnęła się.
- Wejdź, Jenny. Jeśli możesz chwilę zostać, Hugo się ucieszy. Zawsze się

cieszy, kiedy widzi jakieś dziecko.

Jenny weszła do mieszkania, rozglądając się niepewnie. Może bała się,

że jest tu Emanuel albo jakiś inny mężczyzna.

Hugo stał obok skrzyni na drewno, podnosił z podłogi jakieś patyki i

układał je w stos na skrzyni. Wzdychał za każdym razem, kiedy się
schylał, potem sięgał do wieka skrzyni. Bywało, że tracił równowagę i
upadał na pupę. Elise zastanawiała się, jak to będzie, kiedy zjawi się tu
Braciszek ze swoimi zabawkami, wtedy patyczki i kawałki drewna
zapewne przestaną być już tak zajmujące.

Elise podeszła do szafki, żeby wyjąć butelkę z sokiem i kaszkę oraz

przygotować Jenny zupę, tak jak jej obiecała. W tym momencie dostrzegła
przez okno listonosza, zobaczyła, że zatrzymał się przy furtce.

- Popilnuj Hugo, a ja pójdę i odbiorę pocztę.
Mówiła szybko, serce jej waliło, czuła, że ma czerwone policzki. Może

to list od Johana? Nie odpowiedział jej, czy dostał jej dwa ostatnie
opowiadania.

Nadawcą listu w istocie okazał się Johan. Gdy przejrzała pierwsze

linijki, zrozumiała, że Johan zakładał, że list trafi w ręce Emanuela. Ani

background image

słowem nie zdradził, co ich łączyło.

Kochana Elise!
Dostałem Twoje dwa ostatnie opowiadania i całość dostarczyłem

wydawnictwu. Musisz się liczyć z tym, że to trochę potrwa, tak mówi
profesor. Opowiadałem mu o Tobie i teraz czeka równie niecierpliwie jak
ja. Zanim wysłałem opowiadania do wydawnictwa, przeczytałem je.
Wywarły na mnie duże wrażenie. Ostatnie dwa dałem też do przeczytania
profesorowi. Był wstrząśnięty losem tej małej dziewczynki, którą ostatnio
poznałaś, a przecież oboje, i ty, i ja, znaliśmy wiele podobnych
przypadków. W Kopenhadze też jest wielu alkoholików, ale profesor
dorastał w zupełnie innym środowisku. Był wstrząśnięty. Obawiam się, że
wydawnictwo odpowie, że Twoje teksty są zbyt drastyczne. Ludzie, którzy
kupują książki, niewiele wiedzą o tym, co się dzieje wśród ludzi biednych.
Profesor był pod wrażeniem Twojego języka, twierdzi, że ładnie piszesz.
Być może wydawnictwo zażąda, żebyś coś zmieniła, żeby opowiadania
nie były aż tak ponure. O ile cię znam, pewnie się na to nie zgodzisz.
Powiesz, że to byłoby zaprzeczeniem tego, że zło istnieje. Mam rację? U
nas wszystko w porządku. Mam nadzieję, że u Was też. Pozdrów
Emanuela, Hildę i chłopców.

Pozdrowienia od Agnes Johan
Nie skomentował opowiadania o kobiecie i mężczyźnie, którzy

poświęcili swoją miłość ze względu na dzieci. Postąpił rozsądnie, ale
chętnie poznałaby jego zdanie.

Odłożyła list i poszła dokończyć zupę. Jenny siedziała na podłodze i

bawiła się z Hugo.

- Nie roznosisz dzisiaj towarów? Jenny pokręciła głową.
- Hjalmar zrobi to za mnie. Strasznie bolą mnie plecy. „Bolą ją plecy"...

Dziecko miało osiem lat, a już odczuwało skutki pracy ponad siły.

- To ładnie z jego strony. Ugotuję większą porcję, żebyś mogła mu też

zanieść. Ojca wciąż nie ma?

Jenny ponownie pokręciła głową.
- Marta mówi, że Bóg nas wysłuchał. Modliła się, żeby nie wrócił.
Elise nic nie odpowiedziała. Pewnego dnia nagle się zjawi jakby nigdy

nic. A potem znów urządzi im piekło.

Kończyła gotować zupę, kiedy do mieszkania wbiegli chłopcy. Zrobili

wielkie oczy, kiedy zobaczyli, co gotuje. Musiała dać każdemu po talerzu i
do tego bułkę. Dla Hjalmara już nie starczyło, na szczęścia zostało jej
jeszcze trochę soku i będzie mogła ugotować nową porcję.

Kiedy zjawił się Emanuel, Jenny już wyszła, a chłopcy jeszcze nie

background image

wrócili z pracy.

- Umówiłem się wieczorem ze Schwencke - powiedział zadowolony. -

Spotkamy się przed Hasselbakken. Może najpierw wstąpimy tam na kawę,
a potem pójdziemy na plac posłuchać koncertu w muszli koncertowej.

- To miło. A potem opowiesz mi coś więcej o Schwencke. Sprawia

sympatyczne wrażenie, ale wciąż nie rozumiem, dlaczego wtedy miał na
sobie robocze ubranie.

Emanuel roześmiał się.
- Może dlatego, że szedł na spacer wzdłuż rzeki.
- I nie chciał się wyróżniać, o to ci chodzi?
- Właśnie, ja też tak robiłem. Natychmiast spoważniała.
- Tak się czujesz? Że się wyróżniasz?
- Oczywiście, ale nie rozmawiajmy o tym teraz. Cieszę się na dzisiejszy

wieczór i cieszę się, że się przeprowadzimy do Sagene. Już nawet
spakowałem walizkę. Zawiadomiłem też ojca, że chcę zwrotu moich
mebli. Podałem mu adres, ma wszystko przesłać na Hammergaten.

Elise uśmiechała się zadowolona.
- Kto by się spodziewał, że znów będziemy mieli ładne meble! Myślisz,

że znajdzie się na nie miejsce w pokoju?

Przytaknął.
- Pomyślałem, że moglibyśmy się przejść tam w niedzielę. Obecni

lokatorzy jeszcze się nie wyprowadzili, ale sądzę, że zgodzą się pokazać
nam dom.

Elise roześmiała się i aż klasnęła w dłonie.
- Już zaczynam się cieszyć. Może do niedzieli śnieg stopnieje na tyle, że

będzie można zobaczyć rabaty kwiatowe i ogród warzywny? A może już
pokażą się przebiśniegi i pierwiosnki?

Emanuel objął ją.
- Będzie nam tam dobrze. Przekreślmy wszystko to, co było złe, i

zacznijmy nasze życie od nowa - powiedział i zanim ją puścił, szybko
pocałował Elise w usta. W tym momencie zauważył list, który leżał na
stole. - Dostałaś list od Johana? - spytał z obawą.

- Tak, wysłał moje opowiadania do wydawnictwa. Profesor przeczytał

dwa ostatnie i uznał, że mam szansę, ale być może wydawnictwo będzie
chciało, żebym nieco zmieniła to smutne zakończenie. Przeczytaj, jeśli
chcesz. Przesyła pozdrowienia dla ciebie i dla chłopców.

- Dziękuję, ale w tej chwili nie mam czasu. Wpadłem tylko, żeby

powiedzieć ci o Schwencke i spytać, czy masz ochotę wybrać się w
niedzielę na Hammergaten?

background image

Elise przytaknęła. Rozumiała go. Zmusiła się, żeby się do niego

uśmiechnąć.

- Pozdrów ode mnie Schwencke i baw się dobrze.
Wieczorem Hilda była podniecona, ale i zdenerwowana. Następnego

dnia miała przyprowadzić Braciszka.

- Mamy mówić na niego Isac czy Braciszek? - spytała, patrząc to na

Elise, to na Reidara.

- Używajmy jego imienia. Przyzwyczaił się do Isaca, tak ma na imię.

Nie będzie rozumiał, dlaczego mówimy na niego inaczej - powiedział
Reidar zdecydowanym głosem.

Elise przytaknęła.
- Zgadzam się z Reidarem. Musimy się przyzwyczaić do Isaca.
- Tak się denerwuję! A jeśli przepłacze całą noc i będzie chciał wracać?
- Nie sądzę, żeby płakał, ale może tęsknić za domem. Musimy zrobić

wszystko, żeby było mu łatwiej.

- Cieszę się, że miał czas się do mnie przyzwyczaić. Poza tym dobrze, że

w domu są inne dzieci.

Elise składała pieluchy.
- Pamiętasz, jak ładnie bawił się z Hugo? Jestem przekonana, że

wszystko się ułoży.

Rozległo się pukanie do drzwi, wszyscy troje spojrzeli po sobie.
- Kto to może być? O tak późnej porze? Elise zaniepokoiła się.
- Może to Jenny wraca? Coś musiało się wydarzyć - powiedziała.

Odłożyła pieluchę, którą trzymała w ręku, i poszła otworzyć drzwi.

Ku swojemu wielkiemu zdziwieniu zobaczyła w progu Paula

Schwencke.

- Jest tu Emanuel? Spojrzała na niego zaskoczona.
- Nie, miał się spotkać z panem wieczorem. Schwencke przytaknął.
- Tak, umówiliśmy się przed restauracją Hasselbakken, ale się nie

pojawił.

- Nie pojawił się? - powtórzyła Elise z niedowierzaniem. - Wpadł tu po

drodze z biura i podniecony opowiadał o dzisiejszym wieczorze. Bardzo
się cieszył. - Elise zmarszczyła czoło. - Powinien pan chyba zajść do
Carlsenów na wzgórze Aker, może nagle się rozchorował? To byłoby co
prawda dziwne, bo kilka godzin temu był zupełnie zdrowy.

- Już tam zaszedłem. Nie widzieli go od rana. Elise kiwała głową.
- Nie widzieli go do rana? Wyszedł stąd i miał tam iść. Schwencke

pokręcił głową.

- Nie było go tam. Jakby zapadł się pod ziemię.

background image

- Czyżby zdarzył się wypadek? Elise ledwie mogła mówić.
Hilda musiała usłyszeć ich rozmowę, bo nagle pojawiła się obok niej.
- Emanuel zaginął w drodze do Carlsenów? Boże, musiało dojść do

jakiegoś przestępstwa.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 14 Zjednoczenie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 12 Bliźni
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 32 Jesień
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei& Zemsta
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei1 Grzesznicy w letnią noc
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 19 U Twego Boku
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 18 Kupiec
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 05 Zazdrość
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 06 Straż Graniczna
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 10 Dziewczyna Na Moście
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 33 Cienie Z Przeszlości
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 16 Zakazane Spotkania
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 01 Złota Broszka
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 34 Chmury Na Horyzoncie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 21 Pisarka
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 03 Ludzkie Gadanie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 07 Chude Lata
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 08 Nowe Życie

więcej podobnych podstron