background image

28.07.2010

Dziennik Jerzego Pilcha 28/2010 
Jerzy Pilch
Lech Wałęsa użył raz frazy: „bardzo, bracia innowiercy, jesteście bliscy nam, Polakom” – nie 
zmyliśmy tej hańby krwią, nawet najbliżej– czyli za ścianą – mieszkającemu katolikowi włos nie 
spadł z głowy, nie zabiliśmy w odwecie jego katolickiego dziecka ani nawet nie zgwałciliśmy jego 
katolickiej żony. Polski ludek luterski nie tylko nieliczny, ale i mdły

 

Rysunek Katarzyna Leszczyc–Sumińska na podstawie zdjęcia Bogdana Krężla 

29 czerwca

„Czy było nas wtedy stać – pyta jarosław Marek Rymkiewicz – nas, rzymskich katolików, nas, 
innowierców – na rzeź; na coś takiego, na co było stać Francuzów; czy byliśmy gotowi bronić 
naszej wiary (jakakolwiek ona była) za pomocą szabel; czy byliśmy gotowi bronić naszej polskiej 
wiary (rzymskokatolickiej albo wiary kalwińskiej czy luterańskiej, czy ariańskiej, wszystko jedno) 
i nie dopuścić do tego (do tej żenującej sytuacji), żeby inni, tuż obok nas, w naszym sąsiedztwie, 
w naszych domach, wierzyli inaczej? Polacy są tolerancyjni i nie robi im różnicy, w ogóle ich to nie 
obchodzi, jeśli ktoś, tuż obok nich, wierzy w coś innego niż oni, inaczej niż oni? No, może tak jest. 
Ale zastanówcie się, ogolone łby, nad współczesną wersją tego pytania – czy będziecie tolerancyjni, 
będziecie wyrozumiali i będziecie się łagodnie uśmiechali, kiedy w waszym najbliższym 
sąsiedztwie, w waszych blokowiskach, między waszymi blokami, obok waszych kościołów albo 
raczej na miejscu waszych kościołów ktoś inny, wierzący inaczej niż wy (jacyś innowiercy), 
zacznie stawiać swoje meczety? To wtedy co zrobicie? Macie to przemyślane, jesteście 
na to przygotowani, ogolone łby? Jesteście gotowi stanąć przed meczetami i zdjąć buty? Dacie 
sobie z tym radę, poradzicie sobie z waszą tolerancją, z waszą wyrozumiałością, z waszą 
łagodnością, którą ktoś wam wmówił (jacyś źli ludzie, którzy was nie lubią – i nie lubią waszych 
obyczajów, waszej przeszłości, waszych dziejów)?”.

Hasa sobie JMR z pozorną kontrowersyjnością – pochwalam hasanie, łatwymi kontrowersjami 
świat jest obficie porośnięty, niech sobie rosną. Rozumiem, że punktem dojścia jest ostrzeżenie 
przed meczetem – zalatuje to jakąś łatwizną, ale proszę bardzo.

Sens, podstawowy sens niedoszłej masakry w 1574 byłby jednak domowy, polscy katolicy rżnęliby 
nas, polskich innowierców, być może i nam udałoby się w jakiejś desperackiej obronie paru, a może 
nawet – daj Boże – parunastu katolików zabić, ale to są szczegóły bez znaczenia, jakieś honorowe 
bramki (pojedyncze katolickie trupy) nie miałyby wpływu na wynik; generalnie byłaby to bardzo 
wysoka nasza – polskich innowierców – porażka.

background image

Rzeź, pomimo iż jej zasadą jest pewnie dziki chaos i uwolnienie demonów, ma swoją logikę – jedna 
strona masakruje drugą. Rzeź wymyślona mieć musi żelazną logikę i imaginacyjna, historyczna 
rzeź odmalowana przez autora „Kinderszenen” ma taką logikę: katolicy wyrzynają nas, 
innowierców. Piękny ten obraz da siłę polskim innowiercom, będą go wspominać, będą prawie 
– z katolicka grzesząc – doń się modlić, będą żałować, że jest to tylko historical fiction, bo jakby 
to prawda była, jakby nasze trupy na krakowskim Rynku były prawdziwe, jakąż ogromną trupią 
wszechmoc dałyby one następnym pokoleniom! Pogrom dałby nie tylko męczeńskie wzmocnienie 
tożsamości i pamięci, ale być może nastąpiłoby po nim jakieś fizyczne odrodzenie; zawstydzeni 
i trawieni wyrzutami sumienia katolicy sprzyjaliby, ustępowali pola, nie sprzeciwialiby się 
małżeństwom mieszanym – i w efekcie po stuleciach byłoby wyraziściej; obecności ewangelików 
w Polsce nie wyczerpywałaby pięciolinijkowa notatka w encyklopedii, że mianowicie nieliczni 
przedstawiciele gatunku wciąż występują na ziemiach polskich, plus rytualna pierwsza luterska 
czwórka: Mikołaj Rej, Samuel Bogumił Linde, Jerzy Buzek i Adam Małysz – skład zresztą – jak się 
wmyślić – bardzo intensywny.

Niestety, ofiarowawszy nam – widmowemu stronnictwu innowierczemu – dar tak wspaniały, autor 
psuje go jakimiś odniesieniami do współczesności; niby retorycznie, niby serio pyta: Czy my dziś 
równie gotowi jak tamci wtedy? – słychać tu fałsz, symetryczne, a nawet niesymetryczne 
powtórzenie tamtej sytuacji wypada kiepsko; wtedy rzeź mogła wybuchnąć, a i tak nie wybuchła 
– nie wybuchła, choć wyrzynać było kogo – obecnie z braku innowierców w Polsce nie ma komu 
rzezi sprawić, ergo nie da się jej nawet wyobrazić; zachęcanie do zarżnięcia i wypatroszenia 
Małysza i Buzka wypadłoby głupio, tym głupiej, że ten drugi był ostatnio na katolickiej 
pielgrzymce w Piekarach. Słowem – snucie dzisiejszych analogii idzie jak po grudzie, niezręczności 
za to idą falą.

30 czerwca
Staje JMR na swojej – jak wyznaje – na starość całkowicie wygolonej głowie i próbuje oddzielić, 
a raczej próbuje nie mylić innowierczości z niepolskością – wychodzi to licho, puszczone 
to w całym wywodzie miejsce można jeszcze przed wydaniem książki przepracować i pogłębić.

Bo jakbym miał serio – a nie tylko retorycznie – brać pytanie o gotowość obrony wiary, czyli jak 
bym ja, Jerzy Pilch, miał odpowiedzieć na pytanie, czy ja, polski luter, jestem gotów do obrony 
mojej wiary przed tymi, co w moim sąsiedztwie wierzą inaczej, to musiałbym się porządnie 
zastanowić, przed którymi najpierw?

Polski luter jest w tej sytuacji, że w jego sąsiedztwie wszyscy od wieków wierzą inaczej, jest 
to oczywiście sytuacja tragiczna, tym tragiczniejsza, że w ciągu tego bezmiaru czasu żadne z tych 
inaczej wierzących plemion, w osaczeniu których żyjemy, żadnej specjalnej krzywdy nam nie 
wyrządziło. Raz prezydent Lech Wałęsa napisał jakiś list do mniejszości wyznaniowych, w którym 
użył frazy: „bardzo, bracia innowiercy, jesteście bliscy nam, Polakom” – nie zmyliśmy tej hańby 
krwią, nawet najbliżej – czyli za ścianą – mieszkającemu katolikowi włos nie spadł z głowy, nie 
zabiliśmy w odwecie jego katolickiego dziecka ani nawet nie zgwałciliśmy jego katolickiej żony. 
Polski ludek luterski nie tylko nieliczny, ale i mdły.

Inne represje, jeśli w ogóle bywały, miały wymiar jeszcze bardziej groteskowy, raczej certolono się 
z nami, 10 lat pracowałem w redakcji katolickiego tygodnika – noszono mnie tam na rękach, 
podtrzymywano na ciele i duchu – złośliwi wprawdzie twierdzili i twierdzą, że tygodnik był tak 
samo katolicki jak ja luterski – na wszelki wypadek zostawmy to na boku.

1 lipca
Jesteśmy przeto – choć prawie nas nie ma – gotowi do obrony naszej polskiej wiary luterskiej przed 
tymi, co w naszym pobliżu wierzą inaczej, jesteśmy gotowi kota im pogonić, ale jaki to ma być kot? 

background image

Katolicki? Islamski? Pogański? Arabski? Żydowski? Afrykański? Aż taka wielokulturowość, aż taki 
pluralizm wyznaniowy cechuje wolną Polskę? W żłobie dano? Co począć? Kogo wpierw wziąć 
na celownik? Może na początek na przykład z baptystami – dla rozprostowania kości – porządek 
zrobić? Jest ich całkiem sporo. Jaka wojna ma być pierwsza? Polskie lutry kontra polscy 
muzułmanie na polskim blokowisku? Trochę artystycznie wydumane i przestylizowane, ale może 
być.    

Jerzy Pilch
„Przekrój” 28/2010