19.03.2010
Dziennik Jerzego Pilcha 10/2010
Jerzy Pilch
Jest to hak, którego nie ma, a raczej odwrotnie – jest to hak, który jest do tego stopnia, że go nie
ma. To znaczy nie ma go jednego dnia, nazajutrz już jest. Potem znowu nie i ponownie tak.
W pewnym sensie jest to hak wieczny tułacz. Raz tu, raz tam, raz z nami, raz przeciwko nam. Hak
nad hakami. Matka wszystkich haków
Rysunek Katarzyna Leszczyc–Sumińska na podstawie zdjęcia Bogdana Krężla
20 lutego
Zamiast w niedzielne dopołudnie pójść do kościoła, ukorzyć się przed Panem, o wybaczenie Go
prosić, roztrzęsione ręce do modlitwy złożyć – siedzę przy kuchennym oknie, gapię się na Pałac
Kultury i słucham „Śniadania z Radiem Zet”. Nie jestem w stanie nie słuchać. Tysiąc razy
obiecywałem sobie definitywny odwrót od polityki, nietrudne mi się to zdawało, bo przecież
powierzchowna jest moja polityczna orientacja, całkowicie amatorska – przeczytam to i owo
w jednej czy drugiej gazecie, czasem obejrzę jakąś debatę w telewizorze, posłucham dyskusji
w radiu i tyle. Aż tyle. Niestety. Czasu, sił i emocji zajmują mi te zabawy bezmiar. Tysiąc razy
perswadowałem sobie: przestań czytać gazety, w ogóle nie kupuj gazet, nie oglądaj – co z tego,
że tylko wieczorem? Jeszcze by tego brakowało, żebyś od rana do wieczora z rozdziawionym ryjem
przed telewizorem siedział! – kanałów i programów politycznych, w ogóle pozbądź się telewizora,
czasu masz mało, wzrok ci słabnie, ze słuchem coraz gorzej, skup resztki sił i władz poznawczych
na sprawach naprawdę ważnych; wciąż jeszcze masz cały bezlik arcyważnych książek
do przeczytania, z prawie wszystkich przeczytanych mało co pamiętasz, na same powroty
do kluczowych tekstów nie starczy ci czasu, wróć do słuchania muzyki, przypomnij sobie, jak
wielcy – zwłaszcza niemieccy i włoscy – kompozytorzy oczyszczają umysł i uwznioślają duszę.
Tysiąc razy samemu sobie takie rzeczy perswadowałem, lekkomyślnie odwlekałem decyzję, zgubne
nawyki zdawały mi się łatwe do wyplenienia, w rzeczywistości – coraz wyraźniej to widzę
– okazują się nieusuwalne. Codziennie: „Rzeczpospolita” i „Wyborcza”, w poniedziałki „Nie”,
we wtorki „Przekrój”, w środy „Polityka” i „Tygodnik Powszechny”, w niedzielę Radio Zet,
co wieczór „Fakty” i TVN24 – jak można tak żyć? Nie można.
Gapię się na Pałac Kultury i słucham politycznych peror o Giertychu wymierzającym
sprawiedliwość Kaczorowi, który był premierem, o Tusku, który jest premierem i boryka się
z krnąbrnością Kaczora, który jest prezydentem, o Sikorskim znienawidzonym przez oba Kaczory,
o Komorowskim też przez nie znienawidzonym, ale zdaje się mniej. Podobno na obu Kaczory mają
haki – na jednego więcej, na drugiego mniej.
21 lutego
Kaczory zdobędą wiosnę? A zwłaszcza jesień? Kaczory są jak Małysz – zawsze mogą wrócić
w olimpijskiej – na dodatek – formie? Wątpię, ale ich żywotność zasługuje na uwagę. Kaczor, który
był premierem, dał w jednym z tygodników – kiedyż to było? Miesiąc czy tylko trzy tygodnie
temu? – wywiad, który dalej – choćby wczoraj w Zetce – jest wałkowany z uporem godnym lepszej
sprawy. Swoją drogą, gość ma dar magnetyczny. Całymi tygodniami, a może i miesiącami,
przepada bez wieści, nie odzywa się, potem wraca, ogłasza rozmowę, w której folguje swoim
równie nienaruszalnym, co wrodzonym, a może nawet wiekuistym fobiom, słowem – gada to,
co zawsze gadał, a rezonans ma nieziemski.
Przykuwa uwagę – niektórzy powiadają: tanimi i chuligańskimi sposobami. Tak jak – dajmy
na to – w jakichś happeningach pseudoawangardowych czy – jak się teraz mówi – niszowych
bywają „performerzy” (bo przecież nie „twórcy”), co „przykuwają uwagę widzów”, obrzucając ich
na przykład nieczystościami w sensie ścisłym, tak i były premier gra nieczysto, fauluje, brudne
chwyty stosuje; ma swoistą, bo wrogą, nikczemną i mierżącą, ale jednak charyzmę – w sumie
zwraca uwagę, bo oburza.
22 lutego
Posiadanie albo istnienie, albo tylko sugerowanie istnienia jakiejś tajnej wiedzy było zawsze
domeną Kaczorów. Haki, teczki, papiery, ściśle tajne meldunki, prześwietlone życiorysy to jest ich
ulubiona substancja.
Gdy przeto Kaczor, który był premierem, sugeruje, że Tusk – który jest premierem i który miał być
prezydentem – odpuścił kandydowanie, ponieważ zna wyniki jakichś tajnych, a nawet arcytajnych
badań – to jest kacza norma.
Gdy pada sugestia, że liczne haki na Bronisława Komorowskiego zawarte są w aneksie do Raportu
o likwidacji WSI – jest to klasyczne kacze narzecze. Język bezkostny, ale cudnie melodyjny:
na razie wprawdzie potwierdzić istnienia haków na Komorowskiego w aneksie nie można,
bo to ścisła tajemnica, ale nawet jakby się istnienie takich haków nie potwierdziło,
to „Komorowskiego i tak kompromituje obrona WSI, które były prostą kontynuacją
komunistycznych wojskowych specsłużb. Każdy Polak powinien się zastanowić, zanim zagłosuje
na kogoś takiego”.
Swoją drogą, ilu Polaków po przeczytaniu tego rodzaju przestrogi zagłosuje na Komorowskiego
od ręki i bez namysłu? Ja na pewno.
Haki na Komorowskiego to jest jednak banał – albo są, albo ich nie ma, a jak nie ma, to są inne.
Prawdziwie ciekawe, głęboko oryginalne i nawet w kaczej retoryce na wskroś nowatorskie
i w swym nowatorstwie przez media całkowicie przeoczone było ogłoszone przez byłego premiera
istnienie haka na Sikorskiego. Specjalnie mówię: istnienie haka, nie hak, nie hak sam w sobie,
ponieważ jest to hak, którego nie ma, a raczej odwrotnie – jest to hak, który jest do tego stopnia,
że go nie ma. To znaczy nie ma go jednego dnia, nazajutrz już jest. Potem znowu nie i ponownie
tak. W pewnym sensie jest to hak wieczny tułacz. Raz tu, raz tam, raz z nami, raz przeciwko nam.
Hak nad hakami. Matka wszystkich haków. Hak ten, widmo tego haka polega (podobno!)
na schwytanym szpiegu, hak ten jest szpiegiem, którego Sikorski z ostentacyjnym brakiem
patriotyzmu, a nawet z całym charakterystycznym dlań kosmopolityzmem (nie mówiąc o braku
zawodowej czujności) nie chciał schwytać, a raczej schwytawszy, nie chciał zamknąć, a pragnął
przekierować. Jak mówi Pismo: Kto szpiega pojmawszy, nie zabiwszy go, a choćby do lochu nie
wtrąciwszy, werbować próbuje – władzy nijakiej sprawować nie może.
W każdym razie taki hak wypłynął na powierzchnię. Istnieje on tedy? Istnieje, ale objęty jest tak
ścisłą, że nigdy niezdejmowalną tajemnicą państwową. Jest, ale nigdy go nie ujrzymy. Hak, a nawet
nie hak. Nie hak? Nie. Nie hak, a co innego. Jaki przeto kształt ma to, co Kaczor
ma na Sikorskiego? Kształt odwróconego szpiega? Skąd, przecież szpiega nie odwrócono. Czyli
wszystko jasne? W miarę. Jak mówi poeta: „Bywają haki, które mędrzec zwierza przyjaciołom
domu, bywają takie, których odkryć nie idzie nikomu”.
Jerzy Pilch
„Przekrój” 10/2010