Cóż drodzy moi. Należą wam się słowa wyjaśnienia więc nie dziwcie się, że ten wstęp jest "trochę" przydługi. Zacznijmy więc od historii...
Otóż kiedy dzieje się ta opowieść mamy rok 2576. Ludzie skolonizowali wiele planet kosmosu (a przynajmniej tej jego części), największe mocarstwa na Ziemi połączyły się zakładając tzw: GTSZ- Galaktyczno Terytorialne Siły Zbrojne- mające utrzymać pokój na skolonizowanym obszarze. A że dodatkowo dysponują najlepszą armią w galaktyce... Cóż- droga pokoju wiedzie po ostrzu miecza... Z czasem skontaktowano się z innymi cywilizacjami- ze wszystkimi żyto w zgodzie i harmonii prowadząc wspólne interesy itp. Jednak z jedną nie...
W dalekim zakątku kosmosu istniała- stojąca na wyższym poziomie ewolucyjnym- rozwinięta cywilizacja Kadai. Interesowali się oni rodzajem ludzkim od tysiącleci- towarzyszyli mu podczas budowy piramid, zburzenia Konstantynopola i drugiej wojny światowej. Od czasu do czasu "porywali" z ziemi pojedyncze osobniki w celu przeprowadzenia badań. Nigdy jednak nie czynili im żadnej krzywdy, byli szczerzy i wyjaśniali wszystko... Kadai byli rasą długowieczną- należy nadmienić- całkiem z wyglądu podobni do ludzi (może poza skrzydłami- ot, i macie anioły). Po pewnym czasie przestali przejmować się świadkami i zgarniali ludzi ot tak- z tłumu- nie zdając sobie sprawy, że budują podstawy religii. Ich agenci na ziemi według ludzi mieli nadnaturalne zdolności, według nich samych byli całkiem normalni. W pewnym momencie- gdy o ludziach wiedzieli już wszystko- zaprzestali wysyłania na Ziemię swoich szpiegów itp. Ale z ludźmi którzy byli już na ich planecie- cóż zrobić? Że byli rasą wyższą, która wyzbyła się wszelkiej agresji- nie mogli ich uśmiercić... Więc pozwolili im mieszkać między sobą- nazywając 'Kin'- cały czas przypominając, że nie pochodzą z ich świata, ale traktując na równi. W 2389- otwarcie skontaktowali się z rasą ludzi z Ziemi i pomogli im ruszyć cywilizację na przód, sprzedając kilka pomysłów. W roku 2443 (kiedy Kadai rozpoczęli rokowania z zupełnie inną cywilizacją Jintleef)- wśród ludzi z Reiluum- macierzystej planety Kadai- wybuchł bunt na czele którego stanął szaleniec imieniem... Jego imię zostało zapomniane. W każdym razie wcześniej Kadai, właśnie na taką okazję skonstruowali broń... Gdy jednak przekonali się o jej ogromnej mocy, postanowili ją...- nie, nie zniszczyć- byli przecież rasą wyższą, nie niszczyli bez powodu-...postanowili ją zapieczętować. Niech przyszłe pokolenia martwią się co z nią zrobić. Kin myśleli że ta broń to groźba- zażądali więc jej wydania. Kadai nie zgodzili się- wiedzieli czym to może się skończyć. Kin więc (nie nazywali się 'ludźmi') wypowiedzieli im wojnę. Ha- wojnę- to była rzeź!!! Przeżyli tylko ci Kadai, którzy byli w tym czasie poza układem słonecznym- od tamtej pory stali się postrachem galaktyki (żadni zemsty, zbuntowani, łaknący krwi wrogów) choć można ich było policzyć na palcach jednej ręki. Stali się obiektem polowań Kin- ci ostatni nawciskali ludziom kitu o świętej wojnie itp...
Ostatni Kadai podpisali pakt z Jintleef- którzy dostarczali im swych klonów żołnierzy w zamian za trzecią część łupów.
I tak ta wojna partyzancka sobie trwa...
Slayers Sorai
part eight
Przywiązana do krzesła siedziała tuż w jednej z kwater. Nie wiedziała gdzie jest reszta. Nie miała pojęcia czy jeszcze żyją... To ta niewiedza była najgorsza- opłakiwać ich już, czy mieć jeszcze nadzieję? Otaczali ją żołnierze... Cha- żołnierze- bezwolne golemy, mutanty z przetasowanymi genami. Każdy na policzku wypalony miał numer seryjny... 98562BL967- najbliższy, i chyba najinteligentniejszy spośród nich. Puste, pozbawione wyrazu oczy wpatrywały się w jeden punkt w ścianie- niezmiennie od pół godziny...
Drzwi otworzyły się z cichym sykiem. Do haalu wszedł mężczyzna- przywódca statku. Miał jasnozielone włosy, złote oczy i po dwie blizny na policzkach. Wysoki ale szczupły- obrzucił ich lustrującym spojrzeniem. Lina wytrzymała ten wzrok- patrząc hardo, prosto w jego oczy. Uśmiechnął się półgębkiem- podszedł do niej bliżej i bezczelnie zerwał z jej mundury insygnia komandora. Udał, że ogląda je dokładnie- zwrócił się do niej nawet nie podnosząc wzroku...
-Tak więc... Pojmałem sławną Linę Inwerse- postrach bandytów i łotrów wszelkiego rodzaju... Mówiąc szczerze...- zwrócił na nią oczy- pełne kpiny... Lina wiedziała co zaraz powie- bezwiednie zacisnęła związane pięści za plecami- Mówiąc szczerze, to spodziewałem się czegoś więcej.
Nie poruszyła się, nie wykonała żadnego gestu- tylko w jej spojrzeniu pojawiło się nagle coś... Zimnego jak lód i gorącego jak płomień. Coś, co mówiło, że jeśli posunie się za daleko, to nawet kajdanki jej nie powstrzymają.
-Przejdźmy od razu do rzeczy.- Podsunął sobie krzesło i usiadł na nim mając oparcie przed sobą. Splótł na nim ręce i oparł brodę.- Domyślasz się pewnie kto mnie przysłał, hmm?- Zmrużyła oczy i wysyczała z nienawiścią...
-Generalicja... Główna Rada...- Powstrzymała się, by nie skrzywić się na te słowa. Kapitan parsknął tylko.
-Racja ślicznotko- oni... Głęboko nie pochwalam ich zdrady ale... Pieniądz to pieniądz- przysłali mnie, więc jestem.
-Taak... A kogo dokładnie przysłali?- Uśmiechnęła się lekko- nieszczerze. Starała się nie patrzeć na uchylone drzwi szafy za jego plecami... Może jej się tylko wydawało ale...
-Ach... Czyżbym się nie przedstawił?- Z teatralnym gestem wstał i pokłonił się dwornie.- zwą mnie Valgaarw- kapitan Accuse Sixteen.
-Słyszałam o tobie... Podałabym ci nawet rękę ale nie bardzo mam jak...- Opadł z powrotem na krzesło z cichym westchnieniem- spojrzał na nią spod oka...
-Inwerse- skończmy z tym. Pieniądze za robótkę za robótkę zainkasowałem i, właściwie nie zależy mi czy zginiecie czy nie... Ale z drugiej strony- zabić powinienem- mógłbym chociażby poprawić nadszarpniętą ostatnimi czasy reputację...- Zamilkł znacząco jakby na coś czekał... Uniosła brew... Czyżby myślał, że będzie błagać go o litość? Uśmiechnęła się delikatnie- never...- Hmm... Wybór byłby jasny i prosty gdybym sam nie potrzebował pomocy... Lina Inwerse przysiąg nie łamie... Więc chciałbym ci złożyć propozycję... Ty pomożesz mnie, ja pomogę tobie...
-A w czym to, mości Valgarwie mógłbyś mi pomóc?- Jej głos przybrał odcień sarkazmu i drwiny. Spojrzał na nią- jego oczy również się śmiały. Odprężyła się- przynajmniej wiedziała, że jej nie zabije... A to znaczy, że i reszta wciąż żyje.
-Heh... Jak myślisz- dlaczego wszyscy tak na ciebie polują co?- Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.- No właśnie- ja wiem ty nie... I mam nawet dowód kotku... No dobrze, a teraz moja sprawa... Otóż słoneczko- szukam pewnego gościa... To ważne... Jeszcze za wcześnie by ci o tym powiedzieć więcej maleńka. W każdym razie pomożesz mi go odnaleźć a ja... Ja dam ci w zamian to.- W wyciągniętej dłoni pojawił się maleńki chip. Wiedziała co to jest- symbol rady... Otoczony najwyższą tajnością... Odpowiedź na jej pytania...
-Skąd jednak mam wiedzieć, czy na pewno jest to to o czym myślę?
-Hmm... Lina Inwerse dotrzymuje obietnic... Jeśli przysięgniesz dam ci to już teraz...
-A więc przysięgam- jeśli oddasz mi ten przedmiot, pomogę ci w twoich planach- obojętnie jakie one by nie były...
Poczuła że kajdanki opadają. Valg uśmiechnął się i odchylając do tyłu rzucił jej chip.
Szli szybko korytarzem- ona i kapitan Accuse. stopy wybijały równy krok- taki, jakiego uczą w akademii... Ale on nigdy nie uczęszczał do akademii- do wszystkiego musiał dojść sam- a i tak był legendom- jak ona...
-Ślicznotko... Nie mów nikomu o czym tu rozmawialiśmy, hmm?
-Tak... -Skinęła głową. Nagle stanęła jak wryta- przecież... Odwróciła się- Val spojrzał na nią zdziwiony.
-Jakiś problem?
-Zależy dla kogo.- Wskazała na wychodzącą właśnie z kwatery kotkę.
Rada Główna Galaktyczno- Terytorialnych Sił Zbrojnych
Dokument zawiera: sprawozdanie z lotu 457 otoczonego trzecim stopniem tajności
dzienniki załogi- wybrane wiadomości
rozkazy dotyczące członków załogi lotu 457
Sprawozdanie z lotu 457
Roku 2569 w celu zbadania nowej planety wysłano na nią statek załogowy KO- 319 Missouri- kapitan- Jeef Gangrel- obecnie wiceprzewodniczący Głównej Rady GTSZ. Planeta W3 leży w okręgu Kandrona. Lot zajął trzy lata z czego większość (2,5 roku) załoga spędziła w komorach kriogenicznych. Na orbitę planety statek wszedł 16 sierpnia 2572. Pozostał na niej do 20 sierpnia 2572 badając planetę i zapisując wszelkie dane- odkryto tam prymitywną cywilizację. Na planetę wysłano awionetkę- Jeef Gangrel, Lina Inwerse, Naga De Serpent, George Dawes. Na statku pozostał Neil Graz, Ylwa Michnik. Po wylądowaniu załoga awionetki natknęła się na przedstawicieli w/w cywilizacji- nazwanej potem Weerie. Złożyli jej oni hołd, traktując jak bogów. Gangrel przekonał załogę o konieczności pozostania wśród obcych, w celu dalszego badania tej rasy. Przez dalsze trzy tygodnie wszystko przebiegało w normalnym trybie. Nastąpiła wymiana załogi- Inwerse, De Serpent, Dawes wrócili na statek- na planecie zastąpili ich Graz i Michnik- Gangrel cały czas był na W3. Po dalszych dwóch tygodniach Załoga statku zaniepokojona brakiem komunikatów z planety wrócili na nią. Zastali tam: Kapitana Gangrela jako dyktatora nowego państwa obejmującego niemal cały kontynent; śmierć Graz i Michnik. Pod groźbą kapitan Gangrel zgodził się wrócić na ziemię.
Raporty złożone z tej akcji pomijały powyższe wydarzenia.
Dzienniki załogi- wiadomości wybrane
Dziennik Kapitana Jeefa Gangrela 23 sierpnia 2572
Ta planeta jest wspaniała!!! Traktują mnie tu jak boga- szczególnie po śmierci Neila i Ylwy. Jutro planuję podporządkować sobie to małe państewko na wschodzie... Nie pamiętam nazwy. (...) Martwię się tylko o załogę ze statku... Kiedy tu przybędą... Tu żyję jak w raju- nie chcę żeby to zepsuli... Sądzę, że będę musiał ich zabić.
Dziennik Liny Inwerse 25 sierpnia 2572
Przybyliśmy na planetę... To niewiarygodne!!! Gangrel to szaleniec- stworzył sobie państwo i ciemięży tych biednych... Musieliśmy go obezwładnić- dopiero w tedy dał zaciągnąć się na statek. Zamknęliśmy go w komorze kriogenicznej- może go odmrozimy gdy będziemy bliżej ziemi- żeby nam wszystko wyjaśnił (...)
Dziennik Nagi De Serpent 30 grudnia 2573
Za miesiąc będziemy na Ziemi. Podróż wydłużyła się trochę... Kapitan... Wciąż jestem pod wrażeniem tego co zrobił... To odrażające... Zaszantażował nas- jeśli puścimy parę z ust... Jeśli natomiast dotrzymamy tajemnicy dostaniemy stopień porucznika (...)
Rozkazy Jeefa Gangrela
Wszystkich członków załogi lotu 457 odnaleźć i pozbawić możliwości mówienia. Tajemnica za wszelką cenę musi zostać dochowana.