Slayers Sorai
part two
Wszyscy siedzieli w gabinecie lekarskim. Wykonali co mieli do wykonania, przespali się parę godzin a Lina- tj. pani kapitan- wciąż się nie obudziła... Filia również zdrzemnęła się chwilę- zmusili ją do tego- nieomal padała z nóg. Ale i tak nastawiła budzenie na każdą zmianę stanu pani kapitan. Teraz stała przy monitorze ambucamu i sprawdzała wydruki.
-I co?- Xellos podniósł wzrok.
-Zszyłam ranę. Zrobiłam transfuzję. Jest znacznie lepiej, niż parę godzin temu. Teraz po prostu jej organizm wypoczywa. To już nie omdlenie tylko sen. Dałam jej antybiotyk i wstrzyknęłam coś na wzmocnienie. Powinna obudzić się za...- Przerwał jej jęk od łóżka. Podeszła szybko i sprawdziła temperaturę.- W normie. Jak się pani czuje, pani kapitan?- Uśmiechnęła się gdy Lina otworzyła oczy.
-Ech...- Ruda ziewnęła rozdzierająco...- Ile spałam?
-Jakieś pięć godzin. Bardzo nas pani przestraszyła.
-Opowiadacie... No i co ustaliliście? Co wiemy o tej planetce Xell?- Znów była sobą. Trochę szumiało jej w głowie od leków. I ręce były takie ciężkie... No tak- straciła wiele krwi. ale nie ona jest najważniejsza. Filia poprawiła jej łóżko, tak by mogła siedzieć. Pacjentka miała na sobie tylko białą szpitalną koszulę. Włosy związane w koński ogon.
Pilot przymknął oczy. Zajmie się teraz pracą... Dobrze. Naprawdę się o nią martwił. Bardzo. Najstraszniejsza myśl jaka przyszła mu do głowy od trzech lat: Co będzie jeśli ona umrze? Nic. Pewnie on też by umarł... Oczywiście nigdy jej tego nie powie- ona nie należała do takich kobiet. To by tylko zniszczyło ich przyjaźń- zaczęłaby trzymać się na dystans, przestałaby być taka naturalna jak teraz- a przecież to w niej lubił najbardziej... Dobrze jest tak jak jest- przynajmniej może widywać ją codziennie... Szkoda tylko, że na widywaniu się kończy. Przerwał swoje rozmyślania i wsłuchał się w to co mówi chemik- zwiadowca...
-Ekhem... No więc... Najpierw może powietrze- zawiera trochę więcej tlenu niż na ziemi. Wodoru zresztą również, ale tylko w górnych partiach atmosfery. Słowem- jest znacznie czystsze niż na Ziemi i nie powinniśmy mieć, gdyby co, żadnych problemów z oddychaniem. Zbadałem też próbki gleby- mniej więcej podobny skład, nie będę was przynudzał. Ciśnienie- w normie. Ciążenie... cóż- ta planeta jest większa od Ziemi więc i przyciąganie jest większe... Ale niewiele- nic nam nie będzie... Woda również zdatna do picia- w pobliżu jest nawet strumyk... Zbadałem ślady- kilka gatunków zwierząt- może coś w rodzaju antylop, nie wiem- nie znam się na tym... No i stanowczo za dużo- jak na mój gust- tropów dużych kotów... To chyba wszystko...- Odwrócił wzrok by nie patrzeć na jej nagie ranię wystające spod koszuli. Szkoda że już nie... Aach- stare czasy- nie warte wspomnienia...
-A ty Zelg- co znalazłeś?
-Nic nowego. Ten statek to grat- praktycznie. Bazy pamięci nie do odratowania, silnik nie działa... Przełączyłem wszystko na baterie słoneczne- niech akumulatory się ładują. To wszystko- pewne jest, że tym już nie wzniesiemy się w powietrze...- Westchnął, jakby obwieszczał śmierć najlepszego przyjaciela.
-Hmm... Dobrze.- Pochwaliła. Cóż miała powiedzieć? Spełnili wszystkie jej polecenia. To nie ich wina, że statek do niczego się już nie nadaje. To był pierwszy okręt który straciła... Takie coś zawsze bolało... Zamyśliła się przez chwilę. Co teraz? Nic- nie należy się zadręczać- co się stało to się nie odstanie. Przeciągnęła się- zabolała zszyta rana.- No cóż- przez pewien czas nie będzie mogła się ruszać... Macie cztery godziny wolnego czasu- potem tu przyjdźcie... Chyba będę miała wam coś do powiedzenia...
Kiedy załoga opuściła pomieszczenie, pani kapitan ani myślała spać spokojnie. Od razu wstała- syknęła z bólu. Ale to nic... Podeszła powoli do drzwi- nikogo za nimi nie było- wróciła do łóżka. Wyjęła dziennik pokładowy ze złożonego obok munduru. Odsłuchała wpisy... Kiedy skończyła, jeszcze pół godziny czekała na przyjaciół. Miała czas by wszystko sobie w głowie uporządkować. Przygotowała się do tego co musiała im powiedzieć.
Wysłano ich na misję poszukiwawczą. Miesiąc przed ich odlotem okręt bojowy- model KO-314 Missouri przestał odpowiadać na sygnały. Badał małą planetkę na obrzeżach skolonizowanego świata- potem po prostu... Znikł. Władze obawiały się, że statek przejęli rebelianci ze zbuntowanych kolonii w Układzie Dream- choć po tej masakrze piętnaście lat temu byli tak zdziesiątkowani... Lina nie zastanawiała się wówczas nad przyjęciem propozycji- powoli zaczynało jej brakować kasy, poza tym zbrzydło jej siedzenie w jednym miejscu... Generalicja płaciła dużo- pieniądze zamknęły jej usta- nie zastanawiała się, dlaczego na misję poszukiwawczą wysyłają prototyp kosztującego miliony okrętu. Wiedzieli przecież, że prawdopodobieństwo ich zaginięcia wynosi 15%... Ona również nie bała się wtedy- skontaktowała się ze swoją poprzednią załogą, podniecona opowiedziała im o wszystkim- zgodzili się...
Dopiero teraz zdała sobie sprawę jakie to wszystko mętne... Dla pewności zaczęła wymieniać w punktach:
1) Tak wysoka suma, za zwykły lot poszukiwawczy w cichym sektorze.
2) Statek- nie testowany. Gdyby to był lot testowy, wybraliby pewnie jakiś bliższy sektor przestrzeni.
3)Płacili dużo ale i mówili dużo... Ale nie na temat- okrężne wyjaśnienia nie wyjaśniały tak naprawdę nic... Wzniosły cel odnalezienia przyjaciół, kolegów z akademii w potrzebie... Dlaczego więc nie wysłali pewnego, tańszego okrętu?
Te wszystkie tropy prowadziły do jednej rzeczy... Lina syknęła z obrzydzeniem na samą myśl. Prowadziły do... Polityki. A więc wszystko zaczyna się gmatwać jeszcze bardziej. Czyżby to wszystko było ukartowane? Czy to była misja samobójcza? A może...
-Może na statku jest coś... lub ktoś... co te dziadki z rady galaktycznej mogą chcieć ukryć. Pozbyć się czegoś lub kogoś... Wyrzucić w najdalszą część kosmosu...- Zamilkła obserwując ich reakcje. Każdy kapitan przechodził szybki kurs psychologii- i tak: Zalg- nie, nie był nikim ważnym, zwykły inżynier, członek załogi- zdziwiony. Gourry- pilot, również nie miał żadnych zatargów z prawem- niezrozumienie. Xellos- syn szefowej wielkiej korporacji farmaceutycznej. Co prawda ostatnio wypłynęła jakaś sprawa z używkami ale firma wygrała sprawę-...zmieszanie? Amelia- córka jednego z ważniejszych członków rady. Czy to jej ojciec z kimś zadarł? Zaniepokojenie i zdziwienie Filia- pochodziła z Układu Dream. To jej nacja wybiła rebeliantów i położyła koniec wojnie. Na niej po prostu nie miał kto się mścić. Ciekawość, zaniepokojenie. No i jeszcze ona- Kapitan Inwerse... Cóż, zawsze wykonywała polecenia z góry, choć musiała przyznać ostro się targowała. Ale cena wyznacza jakość- generałowie to wiedzieli i płacili chętnie. Była dla nich zbyt cenna by się jej pozbyć.
-Czy jest coś o czym nie wiem? Macie ostatnią szansę.- Spojrzała przenikliwie na swoją załogę. Ich wzrok nie wyrażał nic...
Xellos wrócił do swojej kwatery. Przyjaciele nie dowiedzieli się niczego nowego. A co niby miał im powiedzieć?! Że to przez jego matkę? Że ta sprawa z narkotykami to prawda?! Że mamusię zaszantażowali uszkodzeniem syneczka, a ona się nie ugięła?! Że to wszystko przez niego?!
Zamknął drzwi kopniakiem... Ręce mu drżały, głowa bolała jak diabli... Zrzucił ze stołu książki i podręczny tablet- dźwięk ich upadku odbił się echem w jego skołatanej głowie. Padł na kolana i zaczął szukać wśród nich tej jednej... Gdzie czerwona okładka, gdzie na miłość bogów?!!! Szybko, szybko... To tak boli... Jego palce natrafiły po ciemku na grubą książkę- na skórzanej okładce wytłoczone były słowa "Nosce te ipsum..."- "Poznaj samego siebie..." Od dawna nie był to pamiętnik... Niecierpliwym szarpnięciem odrzucił okładkę- w środku kartki były wycięte, pozostały tylko brzegi. W swoistym pudełku były strzykawki...
Po chwili napłynął błogi spokój... Wspomnienia przestały boleć, znikło gdzieś poczucie winy... Oparł się plecami o ścianę, głowę odchylił do tyłu... Przymknął oczy w ekstazie- książka wyślizgnęła mu się z bezwładnych palców i zsuwając na podłogę zamknęła się. Nie zauważył tego- śnił swoje utopijne sny- takie same za każdym razem...
Miju7@o2.pl