Slayers Sorai
part thirteen
Pustynia- wielka i cicha... Piasek przesypywany wiatrem... Aż po horyzont- pustka i śmierć... Daleko na widnokręgu połyskiwały szklane dachy miasta... Jeszcze trzy dni drogi w skwarze i pragnieniu... Czwórka jeźdźców na Triach. Kopyta zwierząt wzbijają tumany kurzu. Wszyscy w białych szammach, kapturach... Pistolety przy pasach. Ten na przedzie popędza swojego wierzchowca. Reszta też przyspiesza tępa... Długa droga przed nimi...
Tej nocy wjechali do kanionu. Zmrok zapadł szybko- przyniósł ze sobą kłujące zimno. Blondyn rozpalił ognisko. Val stanął dalej, rozglądając się. Poprawił pistolet i zmrużył oczy.
-Coś nie tak?- Wi podeszła do niego. Kaptur zsunął się i wyglądała teraz jak mała i nieporadna... No właśnie- nie mógł powiedzieć kotka ale i dziecko nie mógł powiedzieć... Westchnął i pokręcił głową. Cóż ta mała może wiedzieć? To jeszcze dziewczynka- bez doświadczenia... Nie sądził by poradziła sobie sama. Nie znał jej dobrze ale już zdążył ją ocenić. Była dla niego niczym- to oczywiste, że zauważył jej ciągłe próby zwrócenia na siebie uwagi... Nie miały dla niego znaczenia.
Spuściła głowę. Jej źrenice w ciemnościach były prawie idealnie okrągłe. Oczy błyszczały w migotliwym świetle ognia. Nabrała powietrza by coś powiedzieć ale...
Usłyszała coś... Cichy trzask złamanej gałązki... Jej zmysły były znacznie bardziej wyczulone od ludzkich- zdążyła się przekonać. Ani Valgaaw ani tym bardziej reszta nie usłyszeli niczego. Zmrużyła oczy... Cholera- po co to przeklęte ognisko? Nie mogła zobaczyć tak wiele, jak zobaczyłaby w kompletnych ciemnościach... Nastawiła uszu, pociągnęła nosem...
Taak... Pięciu, może sześciu... Zerknęła szybko na Gouriego przy ognisku... Zrozumiał spojrzenie szeroko otwartych oczu... No pozór niechcący wylał całą gotującą się wodę na ognisko. Zapadła ciemność i cisza zakłócana jedynie przekleństwami Liny. Valgaaw spojrzał na nią zdziwiony, poszukał w ciemności kotki ale... Nie znalazł jej...
Rozległ się przeszywający krzyk, potem jeszcze jeden... A potem szamotanina, strzał i... Po wszystkim. Tak Lina pamiętała wydarzenia z ostatniego kwadransa. Siedzieli związani w ciemności. Wokół nich pięciu napastników- wszyscy z karabinami na plecach, noktowizorami... Przywódca przeklinał właśnie w różnych językach. Poczuła zimne ostrze na gardle.
-Gdzie ta mała szuja!?!- Czerwona lampka noktowizora znalazła się na wprost jej twarzy. Szepnęła tylko przez ściśnięte gardło... Sama nie wiedziała- bo skąd? Zniknęła gdy zgasło ognisko. Może cos przeczuwała... A może po prostu uciekła... Jeden z nich z rozmachem kopnął pilota w brzuch. Zwinął się z cichym jękiem, wycharczał coś... Kapitan zamknęła oczy- czuła się tak, jakby to ją uderzył...
Herszt podszedł do Valgaawa. Pochylił się przy nim i przyłożył ostrze do policzka.
-No dobra- ty musisz coś wiedzieć...- Val pokręcił głową. W tym momencie Lina mogłaby przysiąc, że gość uśmiechnął się wrednie...- Masz dziesięć palców pięknisiu... Nie zmuszaj mnie, bym pytał cię dziesięć razy.
Wkurzył się gdy Val nic nie powiedział. Wstał i ujął się pod boki.
-Phelipe, pokaż panu co potrafisz... Phelipe? Gdzie ty do chol...- Odwrócili się wszyscy. Ciało Phelipe leżało na zimnym piasku stygnąc powoli. Głodna ziemia chłonęła łapczywie krew z rozszarpanego gardła... Wszyscy cicho wciągnęli powietrze.
Neko... Istoty stworzone przez naturę by zabijać. Obdarzone cechami mordercy idealnego- szybkie jak myśl, refleks, zmysły ostre i jasne jak wiatr północy... Bezwzględne i nie czujące bólu. Ostateczne i nieubłagane jak śmierć. Lekkie i silne...
Kolejny z bandy umarł cicho... Ze skręconym karkiem osunął się na piach... Herszt drżącymi rękami odpalił flarę i upuścił... I wtedy ją zobaczyli...
Stała- z rękami umazanymi po łokcie ciepłą krwią... Zimne oczy- źrenice wąskie jak szpilki. Uśmiechnęła się- tak, jak mógłby uśmiechnąć się jadowity wąż tuż przed skokiem. Tak uśmiechnąłby się wilk otoczony przez sforę psów. Tak uśmiechnąłby się kot, widząc przed sobą wyrośnięte szczury. Tak uśmiechnęliby się wszyscy ci, którzy wiedząc, że mogą zaraz zginąć, postanowili jednak zostać i zobaczyć co będzie dalej.
Bandyci- trzej- zmrużyli oczy. Byli szujami, mordercami niewinnych, psimi synami, tępymi narzędziami w rękach mocodawców. Ale honor mieli. Honor morderców. Wyciągnęli noże- długie, wygięte ostrza... Ona miała tylko szpony. Światło świeciło jasno- jej zmysły na nic się już nie przydały. Mogła z nimi walczyć- żyć lub zginąć. Ale ona też miała honor. Nie odeszłaby teraz. Jej bogowie wyklęli by ją i wygnali...
Pazury wysunęły się cicho... Próbowali ją okrążyć... Podręcznikowy błąd. Po cholerę im koło? Co myślą? Że będzie czekać w środku i wino pić?
Skoczyła w stronę najbliższego- był szybki, ciął płasko ale jej już nie było... Wybiła się w górę i przekręciła w powietrzu... Szpony spadły z nieba, zdzierając kask i masakrując twarz... Ruch powietrza z tyłu... Skuliła się tuż przy ziemi- nad nią świsnęło ostrze... Obróciła się rozdarła skórę na jego piersi- wrzasnął dziko i odskoczył w tył... Oślepiony tarzał się na ziemi, ona skoczyła znowu... Tym razem szpony trafiły nie w pierś, lecz w gardło... Został już tylko jeden.
Patrzył bez wyrazu- na nią, na umierających towarzyszy, na związanych więźniów...
-Niech bogowie przeklną dzień, w którym cię spotkałem.
-A ile ci to pomoże?
Skoczył- i ona też skoczyła... Nie był człowiekiem- szybki niemal jak ona, silniejszy... Ostrze i szpony cięły powietrze... To był taniec- wszystkie ruchy przeciwnika zawczasu przewidziane, wszystkie ciosy sparowane... Odsłoniła się na jeden moment- krótki jak mgnienie- zarobiła za to cios w splot słoneczny... Upadła, nie mogła złapać tchu... Łzy zasłoniły jej oczy, widziała jak przez mgłę... Ale i tak wygrała- może teraz umrze, ale i tak wygrała... On pozostał jeden- nie wypełni swego zadania, nie doprowadzi więźniów do pana... Nie zabije bo muszą być żywi- wypuści? Może... Ale przegra. Cokolwiek teraz zrobi- przegra.
Jego cień padł na nią. Podniosła głowę i zasyczała ostrzegawczo. W dłoni dzierżył błyszczące ostrze, nie dostrzegła twarzy. Ale wiedziała jak na nią patrzy. Wiedziała.
Podniósł nóż, by zadać cios z szerokiego zamachu. Ale pusta ręka zawsze jest szybsza. Ignorując ukłucie bólu odbiła sztylet w bok- gołą dłonią. Ostrze minęło ją o milimetry, bandyta zachwiał się i zrobił krok do przodu...
Ale dla niego nie wzejdzie już słońce. Szpony ostre jak żyletki tkwiły głęboko w jego trzewiach... Spojrzał na nią jeszcze... Bez nadziei, bez żalu...
Tylko z podziwem. Zasalutował jeszcze nim oczy zgasły a oddech ustał. Zerwał się wicher, by zabrać jego duszę, tam gdzie jej przeznaczone...
Stała na przeciw nich. Cała w nie swojej krwi, oświetlana światłem błyskawic. Patrząc wzrokiem snajpera. Zimna jak lód i gorąca jak płomień. Jej nikt nie zwycięży, nikt nie dogoni... Cóż rany- draśnięcia. Cóż krew brukająca skórę...
Zachwiała się i upadła... Przymknęła oczy...
Czy wzejdzie jeszcze słońce?
Czy wzejdzie dla niej?...
KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ
Benevele lector
Do czytelnika
Zakończyła się kolejna część. Jeszcze wiele takich przed nami- mam nadzieję. Jeśli ktokolwiek to czyta...
W tej części wydarzyło się... Wiele. Pojawił się Valgaaw- poszukujący kogoś, kto był dla niego ważny- kiedyś. Val ze zranionym sercem i umysłem- zimny i nieugięty.
Bliżej poznaliśmy Wittali- małą kotkę z odległej, zapomnianej przez bogów planety na krańcach kosmosu. Małą Wi, zauroczoną charyzmatycznym kapitanem, raz jeszcze dziewczynkę, raz wściekłą kocicę.
Daleko od domu- kapitan Inwerse- zmuszona wykonywać cudze rozkazy, chłodną i owładniętą chęcią wiedzy.
Daleko od domu- pilot Gabriev- beznadziejnie zakochany w kimś, kto nie jest w stanie odwzajemnić tych uczuć tak mocno jak na to zasłużył...
Daleko od domu- biolog Amelia- uczucie silne... Czy odwzajemnione?
Daleko od domu- inżynier Graywords- zamknięty w sobie, z boku... Cos stało się dawno temu- coś co nie pozwala mu zapomnieć o...
Daleko od domu- lekarz Ul Copt- niepewna i nieśmiała- cóż zrobić gdy rozum nie zgadza się z sercem? Cóż zrobić gdy okrutny rozsądek niszczy wszelkie ciepłe uczucia a stereotypy nie pozwalają zasnąć?
Daleko od domu- chemik Metallium- w sidłach nałogu... Z przeszłością... Co spowodowało że sięgnął po strzykawkę?...
Tak- jeszcze wiele przed nami. Wiele pytań potrzebuje odpowiedzi. No więc... Pozostaje już tylko czekać.
miju7@o2.pl