Slayers Sorai SS12

Slayers Sorai

part twelve

Henry siedział za swoim barem i czyścił szklankę. Z nudów sprawdzał ile zajmie przetarcie szkła na wylot. Od trzynastu lat. Pojawiła się Suze- czerwone buty podkreślały jej smukłe nogi. Miała trochę rozczochrane włosy ale i plik banknotów w ręku. Spostrzegła na co patrzy i bez słowa wskazała mężczyznę przy wyjściu. Młody, z krótkimi blond włosami i starej kurtce. Rozmawiał z jakimś facetem i zapalał papierosa- zapałką.

-Poleciałaś na takiego? Szubrawiec nie ma nawet na zapalniczkę. Staczasz się mała- sięgasz coraz niżej.

-Ech- opowiadasz. Na mnie miał pieniądze- po co więcej? Nalej mi coś mocnego- boli mnie głowa.- Nalał czerwonego wina. Suze była jego znajomą od dawna. Przyjaciółką- czasem nawet zostawała, żeby pomóc mu sprzątać. Rozglądała się w poszukiwaniu nowego klienta. Do lokalu wszedł właśnie facet w długim płaszczu i okularach. Nie pasował do reszty klientów. Lepiej ubrany, trzeźwy... Skierował się prosto do baru- aha- znów interesy.

-Nie Suze... Chyba nie powinnaś tu być. Gościu mi się nie podoba. Nie gadaj z nim.- Powiedział cicho przecierając intensywnie szklanką. Su posłuchała- była dla niego jak córka. Przymykał oczy na jej sprawki ale zawsze służył radą.

Odeszła posłusznie nie oglądając się. Facet podszedł zaraz po niej i gestem wskazał na zaplecze.

Weszli- Henry zostawił uchylone drzwi, wychodząc jednak zostawił swoją szklankę na ladzie- może ktoś zauważy...

-No dobra dziadku. Był tu ostatnio facet, pytał o Dynasta. Co mu powiedziałeś?- A więc tak... Cóż- spodziewał się prędzej czy później podobnej wizyty. Miał jednak nadzieję, że nastąpi raczej później. Oblizał wargi. Nie lubił takich typów. Oni nie płacili- grozili. I zwykle po ich wizycie nie miało się palca, czy dwóch.

-Fakt, był taki jeden. Nie mówił kim jest. Powiedziałem gdzie znajdzie pana Guashangera i tyle...- Faset wyciągnął broń. Henrego zalał zimny pot... Nie tak wyobrażał własny koniec, oj nie...

-Dobra dziadku, fajnie się gadało, teraz bywaj- zmów paciorek.- Wyciągnął przed siebie broń. Barman zamknął oczy odmawiając cicho modlitwę. Usłyszał trzask bezpiecznika- zacisnął oczy mocniej i...

Strzał nie nastąpił. Zamiast tego dziwny odgłos- tłuczonego szkła i opadającego worka kartofli.

Otworzył jedno oko na wszelki wypadek. Przed nim stała Suze z ułomkiem butelki po winie w dłoni. Spojrzał w dół. U jego stóp leżał z błogim uśmiechem, wśród szkła i wina sługus Dynasta. Schylił się i podniósł pęknięte okulary.

-Powinnaś wziąć czystą a nie wino.

-Przepraszam.

Rozdzwonił się telefon w kieszeni Henrego .

Sprzątaczka i szła korytarzem- za nią płynął wózek. Szczotki, wiadra sterczały na wszystkie strony. Skręciła do gabinetu sekretarki pogwizdując jakąś melodyjkę. Filia wyjrzała zza rogu- nikogo już. Zwróciła się do Xellosa.

-Myślisz, że się uda? To przecież takie banalne...

-Jasne, że się uda- to co genialne, jest zwykle najprostsze.- Odpalił papierosa swoją srebrną zapalniczką. Takie detale są ważne. Właściwie rzadko palił- częściej używał tej zapalniczki do wciągania działek, niż do papierosów. To robiło wrażenie na dziewczynach- zawsze zwracają uwagę na drobiazgi. Największy jednak obciach przy dziewczynie to wyciągnąć zapalniczkę wysadzaną kamieniami... Laski od razu traciły zaufanie. Wystarczy srebrna. To ważne- tak samo jak dobrze wypastowane buty. Dziewczyny uwielbiają porządne buty...

Filia spojrzała na niego z powątpiewaniem. Zaciągnął się mocno.

-Słuchaj- gościu uważa się za takiego ważnego i wielkiego, że myśli: tylko ktoś równie ważny i wielki mógłby mu zagrozić... No i tak- wszędzie kamery, czujki w wentylacji- mysz się nie przeciśnie... No a my- maluczcy i biedni, pójdziemy dołem- pomalutku a dotrzemy do celu. Tacy jak on patrzą zawsze wysoko nad siebie- stamtąd prędzej nadejdzie zagrożenie, niż spod nóg... I my to wykorzystamy.

Dwóch członków ekipy sprzątającej szło mijając puste biura. Za nimi powoli wlókł się wózek. Zatrzymali się przed ostatnimi w korytarzu drzwiami. Mężczyzna w białych ogrodniczkach sięgnął do kieszeni i wyciągnął pęk kluczy. Rozejrzał się konspiracyjnie i włożył kartę do czytnika. Zapaliła się zielona lampka i drzwi otworzyły się. Weszli szybko zatrzaskując je za sobą.

-Którędy teraz?- Zatrzymali się na skrzyżowaniu w kształcie T. Obie odnogi wyglądały dokładnie tak samo- po troje drzwi na każdej ścianie, ciemnozielony dywan i po jednej roślince w doniczce- dalej zakręt. Xellos z kieszeni na piersi wyjął pogniecioną mapę. Kontemplował ją chwilę... Potem odwrócił do góry nogami- znów chwila milczenia...

-W prawo.

-Pewny jesteś?- Fi uśmiechnęła się kpiąco. Skinął głową i poszedł przodem. Zakręcali jeszcze kilka razy- Xel żałował, że nie nauczył się tej mapy na pamięć. Znów doszli do zamkniętych drzwi- bez problemu jednak wczytały sobie kod z karty i otworzyły się przed nimi... Ale nie byli już sami...

Chłopak w takich samych jak oni białych jeansach kłócił się z jakimś drabem z słuchawką w uchu.

-No ja wiem, że to prywatne biuro ale ktoś tam musi posprzątać, nie?

-Pan nie przyjmuje gości.- Odparł niewzruszony ochroniarz. Facet zaklął siarczyście i znów zaczął wymachiwać mu szczotką przed nosem.

-A co my to- goście!!! My sprzątamy, my... My?- Spojrzał uważniej na Filię i Xellosa. Blondyna poczuła, że teraz jej kolej. Zdjęła z głowy chustkę i zaczepiła jeden róg o guzik- podkreślając to, co jako kobieta do podkreślenia miała. Włosy niczym nie skrępowane rozbużyły się niemal od razu. Nie usłyszała cichego westchnienia za sobą.

-My- ja i kolega- jesteśmy tu nowi... Mieliśmy pomóc panu- zerknęła szybko na identyfikator- Tumsowi posprzątać gabinet... Ale skoro się nie da...- Tu zrobiła zasmuconą minkę cierpiętnnicy. Ochroniarz odchrząknął zmieszany i poprawił krawat.

-Cóż- skoro wam kazali...- Uprzejmie ustąpił z drogi, przepuszczając trójkę. Teraz szli szybciej- Tums znał korporację jak własną kieszeń.

-Dzięki, dziecinko. Miło z twojej strony... A tak serio to po co przyszliście na 14 piętro, hę?- Mrugnął do nich... A więc po wszystkim- rozpracował ich... Koniec misji- zaraz pewnie zawiadomi resztę... Xellos również się zmieszał- zatrzymali się wszyscy.

-Tego...- Xellos strzelił kostkami palców- Bo wie pan... Zwykle, to pracujemy na 5 piętrze ale teraz... No- chcieliśmy znaleźć sobie jakieś ustronne miejsce albo...- Zamilkł. Chłopak patrzył na nich jeszcze przez chwilę a potem wybuchnął śmiechem.

-Ach, miłości moja miłości... Spoko- ale jak już tu jesteście to mi pomożecie...

Szli jeszcze chwilę. Xellos myślał intensywnie- do Guaschangera muszą dostać się sami- ale jak uwolnić się od tego dziadka? Fi chyba odczytała jego myśli- zerknęła za siebie. W odległości metra od nich leciał sobie spokojnie skład szczotek i wiader. Xellos od razu zaczął pleść coś studencinie- o tym jak długo pracuje tu czy co tam... Filia tym czasem zwolniła- znalazła się za nimi. Zanim postawiła kolejny krok zatrzymała nogę przy ziemi- wózek nie wyhamował i uderzył ją boleśnie. Zaraz jednak wspięła się na palce- podważony piętom wózek wywrócił się z głośnym hukiem...

Odwrócili się wszyscy- ale ona była już krok przed składem i również patrzyła z udawanym zdziwieniem.

Chłopak zaczął pomstować na wszystkie świętości- jaki szmelc teraz robią...

-Spoko- my posprzątamy w gabinecie...

-Idźcie idźcie- miną wieki zanim to pozbieram...- Dopiero dużo później zastanowił się jak mają zamiar sprzątać bez jednej ścierki...

Drzwi były obite brązową skórą, nie przepuszczały dźwięku. Sekretarka skończyła już pracę, ale prezes zwykle zostawał do późna. Przejechali kartą po czytniku- drzwi uchyliły się... To ważne- staroświeckie drzwi na zawiasach- w zasadzie spotykane już tylko w najuboższych dzielnicach... Ale bogaci mogą pozwolić sobie na takie dziwactwo. Biednego człowieka nazywa się szaleńcem i idiotą. Bogatego-ekscentrykiem i artystą.

Zanim weszli do środka chemik poprawił broń w kieszeni.

Pokój był średnich rozmiarów- ściana za biurkiem była jednym wielkim oknem- niebo przybrało barwą różu, tuż po zachodzie słońca. Wielki, czarny skórzany fotel, drewniane, ciężkie biurko. Pod jedną ściana obszerna biblioteczka, pod drugą barek. Dwa fotele przed biurkiem, obraz na ścianie, roślinka... Na biurku lampa, plik papierów, ekskluzywne pióro. Nie było żadnego zdjęcia.

-Proszę siadać moi drodzy.- Mężczyzna z czarnymi włosami, w garniturze. Biały krawat- nie widzieli twarzy. Ręce miał splecione- na palcu sygnet.

Usiedli bez słowa. Właściwie tylko Xellos usiadł- rozparł się wygodnie... Fi przycupnęła czujnie na samym brzegu fotela.

-Kogóż tu widzę? Xellos Metallium- syn słynnej Zelas, pani prezes firmy... Perdiamol?

-Audamol.- Poprawił.

-No tak... Znam twoją matkę chłopcze- myliśmy swego czasu dobrymi przyjaciółmi.

-Chyba nawet za dobrymi.- Zauważył kwaśno. Mężczyzna roześmiał się.

-Ach, więc o to ci chodzi... Nie- nie jesteś moim synem, nawet nie licz na to.

-Nie liczę. Pewnie gdybym był twoim synem to byłbym... A raczej nie byłbym już.- Mężczyzna wyprostował palce położył ręce na stole.

-Ach... Więc widzę, że mogę mówić z tobą jak równy z równym. Wytłumacz mi jednakże, czemuż przychodzicie tak po kryjomu a nie umawiacie się otwarcie na spotkanie?

-A przyjąłbyś nas?- Długo patrzyli sobie w oczy. Wreszcie mężczyzna westchnął i oparł się wygodniej.

-Racja. No więc po co przychodzicie? Nalać wam coś?- Nie czekając na odpowiedź wstał.

-Nie trudź się.- Popatrzył na nich z udawanym wyrzutem. Miał szczupłą twarz, najwyżej czterdzieści lat, wysportowany, smagły... Kulturalny i obyty- Filia nie mogła wyobrazić go sobie chlającego w Green Club...

-Nie ufacie mi?

-Po prostu śpieszy nam się. Znasz tego gościa?- Xellos rzucił mu zdjęcie. Przedstawiało roześmianego faceta w niebieskiej koszuli. Trwale farbowane na czerwono włosy i jasna karnacja. Dynast patrzył długo. Wyciągnął zapalniczkę- wysadzaną rubinami oczywiście- i zapalił długiego, cienkiego papierosa. Xellos wiedział, że zna gościa- zastanawia się tylko jak wiele może powiedzieć. Albo zastanawia się jak się ich pozbyć. W sumie na jedno wychodzi.

-To Gaaw. Nie znam pełnego nazwiska. Ostatni raz widziałem go trzy tygodnie temu- gadał chyba z twoim ojcem. Potem wsiąkł. Wcześniej wypłynęła jakaś sprawa- próbował zaszantażować Ruby Eye, ale stary Shabby był szybszy. Możecie go znaleźć- pytajcie w jego starej melinie- bodajże Druel Caffe- na Dewon 15. To tyle- cos jeszcze?- Rzucił zdjęcie na stół i spojrzał na nich wyczekująco.

Xellos nagle- jednym ruchem wydawałoby się- wydobył broń i mierzył w lewe oko Guashangera. Ten nie poruszył się jednak ani o milimetr. Tylko czekał.

Po chwili ręka ściskająca ciężki pistolet zadrżała- Gadaj gdzie jest Gaaw- już.

-Nie wiem nic więcej szczeniaku.- Głos stężał, ale mówił powoli, wyczekująco. Po chwili dłoń Xellosa drżała już wyraźnie. -Nie masz co ze mną równać chłystku- do pięt mi nie dorastasz. Myślisz, że gdybym nie chciał dotarłbyś tu? Ćpunie- pogrążyłeś się całkiem w objęciach Białej Damy- gardzę tobą.- Podniósł się i stanął naprzeciw nich- Xellos też wstał i chwycił magnum obiema dłońmi.

-Chyba zapominasz, kto tu ma broń.

-Nie zapominam.- Uśmiechnął się. Na korytarzu nagle usłyszeli jakiś rumor- Filia odwróciła się- do pomieszczenia wpadło pięciu strażników na czele ze sprzątaczem... Tylko teraz facet miał na sobie biały garnitur i czarny krawat. Obok stała dziewczyna z warkoczem długich, niebieskich włosów.

-Na czas szefie?

-Oczywiście. Zabrać to ścierwo z jego dziwką.- Wycedził Dynast. Xellos na pozór ze strachu zbliżył się do biurka i opuścił broń... Tylko po to by znów ją poderwać, uderzając prezesa w szczękę. Padł na ziemię ale nie stracił przytomności.

-Na co czekacie idioci?!!!- Xellos złapał Filię za rękę i kopną wielki fotel w okno.

Szkło rozprysło się na tysiące odłamków. Chemik złapał dziewczynę w talii..

-Co ty wyprawiasz?!!!

Nie odpowiedział- po prostu skoczył. Wicher rozwiał jej włosy, zimny i wilgotny. Zaniosła się krzykiem, który od razu porwał wiatr- zacisnęła oczy gotowa na uderzenie... Które nie nastąpiło. A raczej nastąpiło, ale nie było takie jak się spodziewała- po prostu wpadli na tylnie siedzenia cabrioleta!!!

-Ruszaj!- Wrzasnął Xellos.

-Robi się!- Stary Henry wcisnął gaz do dechy.

Ruszyli w deszczu rtęci. Kule mijały ich o cale, oczy błyszczały od pędu... Jeszcze nie czas na śmierć. Nie dla nich...

Dla kogo?


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Slayers Sorai SS1
Slayers Sorai SS7
Slayers Sorai ~$SS19
Slayers Sorai SS13
Slayers Sorai SS16
Slayers Sorai SS9
Slayers Sorai SS18
Slayers Sorai SS11
Slayers Sorai SS8
Slayers Sorai SS19
Slayers Sorai SS5
Slayers Sorai SS4
Slayers Sorai SS3
Slayers Sorai SS17
Slayers Sorai SS6
Slayers Sorai SS2
Slayers Sorai SS10
Slayers Sorai SS14
Slayers Sorai SS15

więcej podobnych podstron