Pedersen緉te Raija ze 艣nie偶nej krainy Wolno艣膰 w okowach

Bente Pedersen

WOLNO艢膯 W OKOWACH

1

Pierwsza noc nowego roku stal膮 pod znakiem mrozu. Zorza polarna pokry艂a niebo j臋zykami lo­dowatych ogni, jak wytrawny malarz starannie wy­miesza艂a ch艂odne pastele na swojej palecie.

Po艂udniowy horyzont 艂ama艂a wyra藕na linia si­nych wierzcho艂k贸w g贸r, gro藕nie wznosz膮cych si臋 ku rozta艅czonemu sklepieniu nieba.

Mikkal pozosta艂 oboj臋tny na pi臋kno krajobrazu. Dostrzega艂 je, lecz nic nie czu艂.

Nie wiedzia艂, 偶e tej nocy rozpocz膮艂 si臋 nowy rok. Rok 1729.

Panowa艂o przenikliwe zimno. Na p贸艂nocy bli­sko艣膰 morza sprawia, 偶e w noce jak ta przesi膮kni臋­te sol膮 powietrze wype艂nia si臋 mn贸stwem mro藕­nych igie艂ek.

Mikkal dawno ju偶 przesta艂 zwa偶a膰 na ch艂贸d.

Siedzia艂 ze skrzy偶owanymi nogami przed wy­gas艂ym paleniskiem. Podmuchy wiatru wpadaj膮­ce przez uchylone drzwi chaty zd艂awi艂y 偶ar wie­ki temu.

Wieczno艣膰 nie znaczy艂a wiele dla Mikkala.

Wieczno艣膰 to czas. Mikkalowi nie brakowa艂o czasu.

Przesta艂 odczuwa膰 cokolwiek, przesta艂 my艣le膰, zoboj臋tnia艂 na ca艂y 艣wiat.

Nawet nie mia艂 odwagi umrze膰 jak prawdziwy m臋偶czyzna, ale i to nie rani艂o jego dumy. B贸l nie istnia艂. Nie istnia艂a rado艣膰.

W g艂臋bi duszy by艂 martwy.

Martwy jak to drobne cia艂ko, kt贸re delikatnie z艂o偶y艂 w ko艂ysce.

Tej nocy zosta艂 ojcem. Dziecko, kt贸rego nie pra­gn膮艂, urodzi艂o si臋 z krzykiem i rozwartymi ocz臋ta­mi wpatrywa艂o si臋 w mro藕n膮 ciemno艣膰. By艂o po­marszczone i brzydkie, z k臋pk膮 kruczoczarnych wilgotnych w艂os贸w na g艂贸wce. Kiedy Ravna z艂o偶y­艂a Mikkalowi niemowl臋 w ramiona, poczu艂 nag艂y przyp艂yw czu艂o艣ci. Matka ch艂opczyka nawet nie chcia艂a go dotkn膮膰.

Sigga o ma艂y w艂os nie przyp艂aci艂a porodu 偶y­ciem. Ca艂y dzie艅 wi艂a si臋 w b贸lach, a w ulotnych chwilach ulgi dysza艂a tak膮 w艣ciek艂o艣ci膮, 偶e piana wyst臋powa艂a jej na wargi.

Mikkal trzyma艂 si臋 od 偶ony z daleka.

Ich wzajemne przywi膮zanie wypali艂o si臋 ju偶 dawno. Teraz potrafili si臋 tylko rani膰.

Mikkal zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e to jego wina, ale nie m贸g艂 zdoby膰 si臋 na wsp贸艂czucie. Cierpienie Siggi go nie dotyczy艂o. Rodzi艂a wprawdzie jego dziecko, tego by艂 pewien, ale nie pocz臋li go z mi­艂o艣ci. Mikkal najch臋tniej wyrzuci艂by z pami臋ci tamten wiecz贸r.

Ravna nie kry艂a z艂o艣ci, kiedy przysz艂a po niego.

- Nie musisz tak jawnie okazywa膰, 偶e mi臋dzy wami 藕le si臋 dzieje - powiedzia艂a z niezwyk艂膮 jak na ni膮 surowo艣ci膮. Wprawdzie nie darzy艂a Siggi wielk膮 estym膮, ale tym razem wzi臋艂a stron臋 syno­wej. Zmierzy艂a Mikkala ostrym spojrzeniem. - Sig­ga odchodzi od zmys艂贸w. Nie wiem, czy zdo艂a uro­dzi膰. Nie wiem, czy prze偶yje.

Mikkal mia艂 ci臋t膮 odpowied藕 na ko艅cu j臋zyka, ale zdusi艂 j膮 w sobie i ruszy艂 za matk膮. Weszli do chaty, w kt贸rej le偶a艂a Sigga. Jaka艣 obca kobieta omiot艂a go wzrokiem. M臋偶czy藕ni nie mieli zwy­kle przyst臋pu do rodz膮cej, ale tym razem kobieta nie o艣mieli艂a si臋 sprzeciwi膰 woli Ravny. Matka Mikkala nie by艂a wysoka, ale odznacza艂a si臋 sil­nym charakterem.

Mikkal sta艂 si臋 艣wiadkiem narodzin syna, nie od­rywa艂 wzroku od szeroko rozwartych oczu 偶ony. Sigga zachowa艂a jasno艣膰 umys艂u przez kilka chwil po przyj艣ciu dziecka na 艣wiat.

- Pocz臋ty z nienawi艣ci - zdo艂a艂a wykrztusi膰. - Niech umrze przekl臋ty.

Dzieci臋 prze偶y艂o kilka minut w ramionach ojca.

W jedn膮 noc Mikkal do艣wiadczy艂 narodzin i 艣mier­ci potomka.

Sam nie potrafi艂 umrze膰. Pragn膮艂 艣mierci, sie­dzia艂 z no偶em przyci艣ni臋tym do pulsuj膮cej t臋tni­cy, ale nie wykrzesa艂 z siebie do艣膰 odwagi, by na­cisn膮膰 ostrze.

Ubra艂 ch艂opczyka i po艂o偶y艂 w ko艂ysce. W tej ko­艂ysce sam kiedy艣 sypia艂, spa艂a w niej jego siostra

Laila, kt贸rej nie dane by艂o dorosn膮膰. Le偶a艂 w niej Ailo, najstarsze dziecko Mikkala i Siggi.

Teraz w ko艂ysce spocznie m艂odszy synek.

Skuta lodem ziemia nie pozwala艂a na poch贸wek, a do wiosny zosta艂o kilka miesi臋cy. Mikkal nie chcia艂 grzeba膰 niemowl臋cia w 艣niegu z obawy, 偶e padnie pastw膮 dzikich zwierz膮t.

Mia艂 zamiar wci膮gn膮膰 ko艂ysk臋 na najwy偶sze drzewo w okolicy, by 偶aden drapie偶nik nie naru­szy艂 drobnego sztywnego cia艂ka, i os艂oni膰 je przed dziobami ptak贸w. Wiosn膮 pochowa je w ziemi.

Mikkal wiedzia艂, 偶e nie艂atwo o takie drzewo na p贸艂nocy, ale zamierza艂 je znale藕膰, cho膰by musia艂 w臋drowa膰 ca艂膮 zim臋. Nie mia艂 innego celu w 偶yciu.

Na nic wi臋cej nie liczy艂.

Niczego wi臋cej nie pragn膮艂.

D艂ug膮 mro藕n膮 noc Mikkal wpatrywa艂 si臋 w nico艣膰 i ani na chwil臋 nie pow臋drowa艂 my艣lami do tej, kt贸­ra wype艂nia艂a ka偶d膮 cz膮stk臋 jego doros艂ego 偶ycia.

Przez ca艂膮 noc nie pomy艣la艂 o Raiji.

Po raz pierwszy czu艂 w sobie mi艂o艣膰 i czu艂o艣膰 do kogo艣 innego ni偶 Raija.

Pokocha艂 swoje dziecko w kr贸tkiej chwili jego 偶ycia.

Nikogo wi臋cej nie pozwolono mu kocha膰.

Zobaczyli go o poranku. Niebo pokry艂o si臋 czerwieni膮, kiedy Mikkal rusza艂 w drog臋. Nikt nie s艂ysza艂, jak zaprz臋ga renifera, nikt nie wiedzia艂, dok膮d zmierza. Ale domy艣lali si臋, widzieli zawi­ni膮tko na saniach.

Ravna nie skrywa艂a niepokoju. Nigdy dot膮d nie wi­dzia艂a go takim jak tej nocy, cho膰 czu艂e oczy matki 艣ledzi艂y rozw贸j syna od dzieci臋ctwa po wiek m臋ski.

Ozi臋b艂o艣膰 Mikkala rani艂a matczyne serce. W tej strasznej chwili los Siggi budzi艂 w niej lito艣膰 i wsp贸艂­czucie, za艣 Mikkal bez s艂owa opu艣ci艂 偶on臋, gdy dzie­ci臋 wyzion臋艂o ducha. Z bezw艂adnym cia艂em synka w ramionach odwr贸ci艂 si臋 do Siggi plecami.

Ravna dostrzeg艂a spojrzenie, kt贸re Sigga mu pos艂a­艂a. Wiedzia艂a te偶, 偶e gorzkie s艂owa, kt贸re synowa rzu­ci艂a za wychodz膮cym, by艂y szczere. I tkwi艂o w nich ziarenko prawdy, a to bola艂o Ravn臋 najbardziej.

Mikkal nie pojawi艂 si臋 ju偶 tej nocy. Nie obesz艂oby go, gdyby Sigga umar艂a. Nawet o ni膮 nie zapyta艂.

Ravna nie poznawa艂a tego ch艂opca, kt贸rego ko­cha艂a nad 偶ycie i wychowa艂a jak umia艂a najlepiej. Tkwi艂y w nim pok艂ady dobra, teraz skryte g艂臋bo­ko. Z ca艂膮 jaskrawo艣ci膮 ukaza艂y si臋 przywary syna, kt贸re j膮 dra偶ni艂y.

Ravna nie wiedzia艂a, czy doros艂y Mikkal wart jest jej mi艂o艣ci.

Stan Siggi si臋 pogorszy艂. Majaczy艂a, zlana potem jak w gor膮czce, szcz臋ka艂a z臋bami. 艢mia艂a si臋 i p艂a­ka艂a na przemian, doprowadzaj膮c si臋 na skraj wy­czerpania. Czterech par r膮k nie starcza艂o, by uspo­koi膰 targane konwulsjami cia艂o.

Serce Ravny krwawi艂o.

Mikkal zamieni艂 si臋 w ma艂膮 kropk臋 na tle wzno­sz膮cego si臋 dumnie skalistego zbocza. By艂 r贸wnie

zimny jak 艣nieg pod jego stopami. I zbyt doros艂y, by dosta膰 bur臋 od matki.

Ravna westchn臋艂a. Ailo nie mo偶e si臋 dowiedzie膰 o niczym. Ch艂opiec nie powinien cierpie膰 tylko dlatego, 偶e rodzice utracili wzajemn膮 mi艂o艣膰. W ko艅cu jest babk膮, zajmie si臋 wnukiem.

Przez trzy dni Mikkal nie oszcz臋dza艂 ani siebie, ani zwierz臋cia. Par艂 w g艂膮b l膮du poprzez morze kop­nego 艣niegu. Przez trzy dni nie my艣la艂 o niczym in­nym, nawet w rzadkich chwilach niespokojnego snu stawa艂 mu przed oczyma ten sam obraz. Musia艂 zna­le藕膰 miejsce na wieczny spoczynek dla syna.

Kiedy zdo艂a艂 to uczyni膰, rozbi艂 namiot, rozpali艂 ognisko i rozp艂aka艂 si臋. Miejsce by艂o ustronne, le­偶a艂o z dala od szlak贸w na letnie pastwiska, ale Mik­kal nie w膮tpi艂, 偶e potrafi ponownie je odnale藕膰. Za­pami臋ta艂 ka偶dy szczeg贸艂 okolicy, najdrobniejsze wzniesienie pod bezkresn膮 pokryw膮 艣niegu.

Wybra艂 brzoz臋 przygi臋t膮 pod naporem wschod­nich i p贸艂nocnych wiatr贸w. Sta艂a nieopodal rzad­kiego zagajnika, kt贸ry wyci膮ga艂 czarne, nagie pal­ce ku niebu, jakby mu ur膮ga艂.

Gruby pie艅 艣wiadczy艂 o tym, 偶e brzoza prze偶y­艂a wi臋cej zim ni偶 Mikkal. Pochyli艂a si臋, ale nie da­艂a si臋 z艂ama膰.

Doskonale nadawa艂a si臋 do tego, do czego j膮 wy­bra艂.

Mr贸z utrwali艂 niewinny wyraz twarzy dziecka. Z przymkni臋tymi powiekami wygl膮da艂o, jakby spa艂o.

- Zostawi臋 ci臋 tutaj, Matti - powiedzia艂 chrapli­wie Mikkal. Trzyma艂 ko艂ysk臋 w ramionach, czu­艂ym wzrokiem pieszcz膮c twarzyczk臋 ch艂opca, kt贸­r膮 on tylko mia艂 zapami臋ta膰. - Spoczniesz tutaj, blisko nieba. - Poczu艂, jak 偶al chwyta go za gard艂o. Zmru偶y艂 oczy, w podmuchach k膮saj膮cego wiatru 艂zy nieomal go o艣lepi艂y. - Wr贸c臋 wiosn膮. Wiosn膮 pochowam ci臋 w ziemi. Do tego czasu b臋dziesz pod opiek膮 gwiazd, m贸j Matti.

Imi臋 zna艂 od pocz膮tku. Kiedy wzi膮艂 w ramiona nowo narodzone dzieci臋, nie waha艂 si臋 ani chwili. Jego syn mia艂 na imi臋 Matti.

Dopiero teraz, zostawiaj膮c martwe cia艂o syna na pustkowiu, Mikkal zrozumia艂, sk膮d bra艂a si臋 ta pewno艣膰. W te dni pe艂ne b贸lu jakby o niej zapo­mnia艂, ale ona zawsze przy nim by艂a. W jego pa­mi臋ci nie mog艂a umrze膰.

Imi臋 Matti nosi艂 m艂odszy brat Raiji.

Mikkal stara艂 si臋 odsun膮膰 t臋 my艣l. Raija znaczy­艂a cierpienie, a on do艣膰 ju偶 cierpia艂.

Zacisn膮艂 z臋by i wdrapa艂 si臋 na brzoz臋. By艂 silny, wi臋c wspinaczka nie sprawi艂a mu 偶adnych trudno­艣ci, lecz nigdy dot膮d nie czu艂 takiego ci臋偶aru na du­szy. Zgrabia艂ymi palcami owi膮za艂 rzemienie wok贸艂 ga艂臋zi. Matti b臋dzie bezpieczny, nie padnie 艂upem dzikich zwierz膮t. Dla Mikkala ch艂opczyk nie ca艂­kiem umar艂. Nie wiedzia艂, jakimi przymiotami na­tura mia艂a obdarzy膰 jego dziecko, ale wyobra藕nia podsuwa艂a mu cudowne obrazy syna. Nikt nie za­st膮pi mu tego ch艂opca, kt贸rego utraci艂.

Sp臋dzi艂 pod drzewem reszt臋 dnia. Kiedy zapad艂 zmierzch, zwin膮艂 namiot, zaprz膮g艂 renifera do sa艅 i ruszy艂 w kierunku obozu nad morzem. W g艂owie mia艂 pustk臋.

Na skraju brzeziny Mikkal zostawi艂 cz膮stk臋 sie­bie. Na w艂asny u偶ytek nazywa艂 to cz膮stk膮 w艂asnej duszy.

Ob贸z przywita艂 go milczeniem. Nikt nie zapy­ta艂 o pow贸d nieobecno艣ci. Domy艣lali si臋 i taktow­nie okazywali szacunek 偶a艂obie Mikkala.

Na Ravn臋 zrzucili obowi膮zek zdania synowi re­lacji z wydarze艅. To ona musia艂a opowiedzie膰 Mikkalowi o obawach, kt贸re czuli, i smutku, kt贸­ry ich nape艂ni艂, kiedy z艂e przeczucia sta艂y si臋 rze­czywisto艣ci膮.

Mikkal nie zdziwi艂 si臋, ujrzawszy Ailo u babki. Sigga by艂a os艂abiona, prze偶y艂a przecie偶 ci臋偶kie chwile. Pewnie jeszcze nie wr贸ci艂a do si艂, skoro Ravna zaj臋艂a si臋 wnukiem. Sigga nigdy nie by艂a twar­da, pomy艣la艂 z nut膮 goryczy, nie potrafi艂aby wie艣膰 takiego 偶ycia jak Raija. Nie umia艂a stawi膰 czo艂o przeciwno艣ciom losu.

- Zawsze uciekasz, kiedy najbli偶si ci臋 potrzebu­j膮. - Rawna kocha艂a swe jedyne dziecko, ale nie by­艂a 艣lepa na jego s艂abo艣ci.

- Uciekam? - rozgniewa艂 si臋 Mikkal. Zd膮偶y艂 zrzuci膰 sztywne od lodu futra i w艂a艣nie przeci膮ga艂 przez g艂ow臋 mi臋kki sk贸rzany kaftan. Mi臋艣nie na obna偶onych ramionach zacisn臋艂y si臋 w stalowe sploty. - Uciekam? - powt贸rzy艂 zdumiony i obci膮gn膮艂 kaftan. Przeczesa艂 w艂osy palcami, nie patrz膮c na matk臋. Mo偶e jednak gn臋bi艂y go wyrzuty sumie­nia? - Musia艂em znale藕膰 miejsce spoczynku dla zmar艂ego syna. To nazywasz ucieczk膮, matko?

Ravna obrzuci艂a go d艂ugim spojrzeniem.

Kiedy w k膮cikach oczu syna pojawi艂y si臋 zmarszczki? Wci膮偶 by艂 m艂ody, ale rysy twarzy nie m贸wi艂y prawdy o wieku Mikkala. W pociemnia­艂ych oczach, miodowej barwy jak oczy kruka, kry­艂y si臋 艂zy, kt贸re nigdy nie pop艂yn臋艂y, 偶al bowiem by艂 zbyt wielki na p艂acz. Ravna zna艂a prawd臋 o lo­sie syna. Wiedzia艂a, dlaczego oblicze wykrzywia mu grymas b贸lu. 呕ycie nauczy艂o j膮 jednak, 偶e nie nale偶y dusi膰 zgryzoty w sercu.

- To by艂a ucieczka, Mikkal - odrzek艂a spokoj­nie. - M贸w, co chcesz. Sigga nie zas艂u偶y艂a na to. Nie zawsze by艂a dla ciebie sprawiedliwa, ale nie za­s艂u偶y艂a na takie traktowanie.

- Sigga? - W g艂osie Mikkala pobrzmiewa艂o iro­niczne niedowierzanie.

- Potrzebowa艂a ci臋.

Ton jego g艂osu nie zmieni艂 si臋.

- Ona? Od dawna mnie nie potrzebowa艂a.

- Tak w艂a艣nie s膮dzisz - Ravna pokiwa艂a g艂ow膮. - Nie rozmawiali艣cie ze sob膮? Nie pr贸bowali艣cie si臋 zrozumie膰? Tak prawdziwie? - Nie czekaj膮c na odpowied藕, ci膮gn臋艂a: - Ca艂y czas szuka艂e艣 w niej wad, a ona stara艂a si臋 by膰 szcz臋艣liwa, poddaj膮c si臋 twej woli. A偶 do chwili kiedy zrozumia艂a, 偶e stara si臋 na pr贸偶no. Nigdy jej nie pragn膮艂e艣. W waszym zwi膮zku nie by艂o ciep艂a. 呕adne z was nie odwa偶y­艂o si臋 wznieci膰 偶aru w sercu.

- Wi臋c dlaczego uwa偶asz, 偶e teraz to mo偶liwe? - spyta艂 wzgardliwie. - Mam wra偶enie, 偶e twoje ka­zanie zako艅czy si臋 mora艂em.

Ravna ponownie pokiwa艂a g艂ow膮. Z jej oczu wy­ziera艂 bezgraniczny smutek.

Przez u艂amek sekundy w Mikkalu zbudzi艂a si臋 nadzieja, poczu艂 gor膮cy dreszcz na plecach. Mo偶e Sigga umar艂a? Dlaczego matka m贸wi o niej w ten spos贸b? Czemu ludzie powitali go takimi dziwny­mi spojrzeniami?

W nast臋pnej sekundzie po偶a艂owa艂 tej my艣li. By­艂a z艂a. Nie wolno cieszy膰 si臋 z czyjej艣 艣mierci. Ty­le tylko, 偶e odruch nadziei by艂 prawdziwszy ni偶 偶al.

- Nie mo偶ecie ju偶 naprawi膰 krzywd, kt贸re sobie wyrz膮dzili艣cie - powiedzia艂a Ravna z oci膮ganiem. Waha艂a si臋, rzuca艂a ukradkowe spojrzenia na po­gr膮偶onego we 艣nie Ailo. To, co zamierza艂a powie­dzie膰, nie by艂o przeznaczone dla jego uszu. - Sig­ga przesta艂a by膰 sob膮.

Mikkal odetchn膮艂. Z przera偶eniem u艣wiadomi艂 sobie, 偶e 偶yczy艂 偶onie 艣mierci.

- Co masz na my艣li? - spyta艂 nieswoim g艂osem.

- Jest... zwichni臋ta... Mikkal wci膮偶 nie rozumia艂:

- Zwichni臋ta? Co to, u diab艂a, znaczy?

Ravna nabra艂a powietrza i raz jeszcze spojrzaw­szy na 艣pi膮ce dziecko, doda艂a z nag艂膮 pasj膮:

- Zwichni臋ta. Ob艂膮kana. Postrada艂a zmys艂y, Mikkal.

Mikkal bezg艂o艣nie powt贸rzy艂 s艂owa matki, jak­by jej nie dowierza艂.

- Do diab艂a! Wyra偶aj si臋 ja艣niej, matko! Ravna nie skarci艂a go za tak niestosowne s艂owa.

- Zacz臋艂a majaczy膰 po porodzie...

- Bredzi艂a, rodz膮c - przerwa艂 jej Mikkal. - Sigga ma bujn膮 fantazj臋. Na sw贸j spos贸b zawsze by艂a po­mylona.

Ravna uda艂a, 偶e go nie s艂yszy.

- Po twoim wyje藕dzie przez trzy dni nie mog艂a doj艣膰 do siebie, ledwo trzyma艂a si臋 na nogach. Na­st臋pnej nocy dogl膮daj膮ca jej kobieta zasn臋艂a. Sigga wysz艂a z namiotu boso, prawie naga, zlana potem.

Ravna musia艂a zaczerpn膮膰 tchu.

- Przypadek sprawi艂, 偶e j膮 dostrzegli艣my i zapro­wadzili艣my do namiotu. Mog艂a umrze膰, Mikkal. Szu­ka艂a dziecka. M贸wi艂a, 偶e Raija ukrad艂a jej dziecko...

- Przecie偶 widzia艂a - jego martwe cia艂o! - j臋kn膮艂 bezsilnie Mikkal. - By艂a przy 艣mierci ch艂opca. Przekl臋艂a go.

- Nie o to dziecko chodzi - t艂umaczy艂a 艂agodnie Ravna. - Ona my艣la艂a, 偶e Raija zabra艂a jej Ailo.

Mikkal zamkn膮艂 oczy i po艂o偶y艂 si臋 na derkach rozpostartych na pod艂odze.

- Co艣 jeszcze? - spyta艂. - Musi by膰 jeszcze co艣, skoro nazwa艂a艣 j膮 ob艂膮kan膮.

By艂o.

Sigga nie zapada艂a w sen. Szeroko rozwartymi oczyma wpatrywa艂a si臋 w 艣wiat, kt贸rego nikt po­za ni膮 nie widzia艂. W tym 艣wiecie prze偶ywa艂a ponure koszmary. Nie opowiada艂a o nich, ale z roz­m贸w, jakie prowadzi艂a z widziad艂ami, mo偶na si臋 by艂o domy艣la膰 najgorszego.

L臋k najwi臋kszy i najwi臋ksza nienawi艣膰 wi膮za艂y si臋 z Raij膮 Sigga targowa艂a si臋 ze z艂ymi mocami, by odda艂y Raij臋 艣mierci. B艂aga艂a je, by wr贸ci艂y jej syna.

- Nie pokazali艣cie jej Ailo?

- Nie pozna艂a go. Powiedzia艂a, 偶e to nie jej syn. 呕e sprzyjamy tamtej.

- Wielkie nieba!

Mikkal spu艣ci艂 wzrok. Nie chcia艂, by matka wi­dzia艂a jego 艂zy.

- Jest nieobliczalna - ci膮gn臋艂a Ravna. - Je艣li zosta­wi膰 j膮 bez nadzoru, wymyka si臋 na poszukiwania dziecka. Nie dba o ubi贸r, nie dba o siebie. Karmi si臋 nienawi艣ci膮... Ukrad艂a n贸偶 Aslaka, 偶eby zabi膰 Raij臋 w艂asnymi r臋koma, skoro nikt inny nie chce tego zrobi膰...

Mikkal potrafi艂 wyobrazi膰 sobie, co by si臋 sta艂o, gdyby Sigga spotka艂a jak膮艣 kobiet臋 podobn膮 do Raiji.

- Nie powstrzyma艂bym jej - przyzna艂 zduszo­nym g艂osem. - Nie znam s艂贸w, kt贸re by j膮 prze­kona艂y. Dawno straci艂a do mnie zaufanie. M贸g艂­bym jej pilnowa膰, ale nie powstrzyma艂bym jej przed niczym.

Ravna milcza艂a. Mikkal sam musia艂 dokona膰 ob­rachunku z sumieniem.

- Nie powstrzyma艂bym - powt贸rzy艂. - A teraz c贸偶 mi pozostaje? Sigga nienawidzi Raiji, nic na to nie poradz臋. Jest zazdrosna o marzenia.

- Raija nigdy nie by艂a dla ciebie wy艂膮cznie ma­rzeniem - stwierdzi艂a rzeczowo Ravna. - Nie ok艂a­muj sam siebie. Zazdro艣膰 Siggi jest uzasadniona.

- Gdzie jest teraz? - Mikkal szybko zmieni艂 te­mat rozmowy.

- Przenie艣li jej namiot bli偶ej jurty Pawy. Rodzi­na si臋 ni膮 zajmuje, nawet na chwil臋 nie wolno spu­艣ci膰 jej z oczu. Ailo jest u mnie. Powiedzia艂am mu, 偶e matka zachorowa艂a. Nie powinien ujrze膰 jej w takim stanie...

Mikkal te偶 nie chcia艂, ale poczucie obowi膮zku kaza艂o mu ruszy膰 do namiotu Pawy. Smuga dymu nad jurt膮 艣wiadczy艂a, 偶e czuwano.

Aslak, szwagier Mikkala, siedzia艂 u siostry. Rze藕bi艂 w ko艣ci renifera. Na widok Mikkala uda艂 zdumienie.

- To ty? - wykrzykn膮艂, kieruj膮c na艅 spojrzenie zielonych oczu.

Mikkal dostrzeg艂 w nich ironi臋. Bez s艂owa przy­cupn膮艂 ko艂o Siggi. Le偶a艂a twarz膮 do 艣ciany namio­tu. Kto艣 niezdarnie zapl贸t艂 jej w艂osy i widok nie­zgrabnego warkocza na w膮skich plecach nape艂ni艂 Mikkala wzruszeniem. Prze艂kn膮艂 艣lin臋 i dotkn膮艂 nagiego ramienia 偶ony. Ostro偶nie wym贸wi艂 jej imi臋. Sigga, kt贸ra doprowadza艂a go do ostateczno­艣ci k膮艣liwymi docinkami, wygl膮da艂a w tej chwili tak bezbronnie.

Poczuwszy jego dotyk, Sigga raptownie usiad艂a.

Dr偶膮c na ca艂ym ciele, wbi艂a w Mikkala szklisty wzrok, ale zdawa艂a si臋 go w og贸le nie dostrzega膰. Przycisn臋艂a sk贸rzan膮 derk臋 do piersi, jakby chcia­艂a si臋 os艂oni膰 przed niewidzialnymi napastnikami.

- Moje dziecko? - pisn臋艂a g艂osem ma艂ej dziew­czynki. Kiedy艣, ca艂膮 wieczno艣膰 temu, ni膮 by艂a. - Znale藕li艣cie moje dziecko? Czy ona nie 偶yje?

M臋偶czy藕ni nie odzywali si臋.

- Czy nikt nie mo偶e jej zabi膰? - ci膮gn臋艂a 偶a艂o­艣nie. - Ma moje dziecko. Ukrad艂a moje dziecko... - G艂os Siggi rozp艂yn膮艂 si臋 w j臋kliwym zawodzeniu, ale nie uroni艂a ani jednej Izy.

Nigdy dot膮d Mikkal nie czu艂 si臋 r贸wnie bezrad­nie. C贸偶 mia艂 pocz膮膰? Co m贸g艂 zrobi膰? Nawet nie znalaz艂 w sobie do艣膰 odwagi, by jej ponownie do­tkn膮膰.

Aslak odsun膮艂 go na bok 艂agodnie, cho膰 zdecy­dowanie i obj膮艂 dr偶膮ce ramiona siostry. Zacz膮艂 przemawia膰 do niej spokojnym g艂osem jak do dziecka, u偶ywaj膮c s艂贸w, kt贸re nie nios艂y 偶adnego znaczenia, lecz dawa艂y ukojenie.

Kiedy ucich艂a, Aslak poda艂 jej kilka 艂y偶ek zupy z drewnianej miski. Sigga prze艂kn臋艂a pos艂usznie, cho膰 grymas na jej twarzy 艣wiadczy艂 o tym, 偶e p艂yn nie nale偶y do najsmaczniejszych. Potem Aslak po­艂o偶y艂 j膮 na pos艂aniu i przykry艂 futrami.

- Mikstura twojej matki - wyja艣ni艂, kiedy wyco­fali si臋 w drugi koniec jurty. - To j膮 uspokaja. Nie zasypia wprawdzie, ale cichnie.

Mikkalowi zasch艂o w ustach. 呕yczy艂 jej 艣mierci i Sigga na sw贸j spos贸b umar艂a. Tylko 偶e nie tak to sobie wyobra偶a艂. Tak by艂o du偶o gorzej.

艢mier膰 oznacza koniec. Szale艅stwo to odrocze­nie, przekr臋cenie klingi no偶a tkwi膮cego w ranie.

- To mo偶e trwa膰 wieki ca艂e, rozumiesz? - G艂os Aslaka tchn膮艂 spokojem. Zd膮偶y艂 ju偶 przyzwyczai膰 si臋 do tej perspektywy.

Mikkal skin膮艂 g艂ow膮, cho膰 wci膮偶 jeszcze nie otrz膮sn膮艂 si臋 z szoku. Rozumia艂. Sigga mog艂a tkwi膰 w stanie ot臋pienia przez wiele lat.

Ta my艣l zmrozi艂a mu serce.

Co b臋dzie ze mn膮? przemkn臋艂o mu przez g艂ow臋. Jestem m艂ody. Mam sp臋dzi膰 reszt臋 dni z 偶ywym trupem?

- Chcemy, 偶eby艣 zaopiekowa艂 si臋 Ailo - ci膮gn膮艂 Aslak. - Ju偶 o tym rozmawiali艣my, Anders, ojciec i ja. Tak b臋dzie najlepiej.

Mikkal spojrza艂 na towarzysza z niedowierza­niem. Aslak by艂 m艂odszy od niego o dwa lata, ale wyda艂 mu si臋 rozs膮dniejszy i bardziej do艣wiadczo­ny. Zreszt膮 nie po raz pierwszy.

W w膮skich oczach Aslaka pojawi艂 si臋 dziwny blask.

- Nie musisz udawa膰, Mikkal, nie musisz k艂a­ma膰. Wasz zwi膮zek umar艂, zanim zd膮偶y艂 si臋 naro­dzi膰. W takim stanie b臋dzie ci kul膮 u nogi.

- Jest matk膮 Ailo - wychrypia艂 Mikkal. - I mi­mo wszystko moj膮 偶on膮...

Aslak roze艣mia艂 si臋 ponuro.

- Nie ok艂amuj sam siebie. Za p贸藕no na wyrzuty sumienia, Mikkal. Ty te偶 ponosisz win臋 za to, co si臋 sta艂o, oboje zgotowali艣cie sobie ten los. Ale 偶al do ciebie nic nie zmieni. Zajmiemy si臋 ni膮, jest jedn膮 z nas. Zwalniamy ci臋 z obowi膮zku, uwalnia­my ci臋 od niej. Dla ciebie umar艂a, od tej chwili przestaje by膰 twoj膮 偶on膮. Zaopiekuj si臋 Ailo, wi臋­cej nie 偶膮damy. Jeste艣 wolny.

Mikkal otworzy艂 usta, ale nie wydal z siebie ani jednego d藕wi臋ku.

Aslak by艂 powa偶ny.

- Tak b臋dzie - rzek艂 z naciskiem. - Rozmawiali­艣my o tym. Sigga ju偶 ci臋 nie potrzebuje, zaopieku­jemy si臋 ni膮. Je艣li kiedy艣 wr贸ci do zdrowia... - Wzru­szy艂 ramionami, daj膮c Mikkalowi do zrozumienia, 偶e w to w膮tpi, ale zostawia mu uchylon膮 furtk臋.

- Zgadzam si臋. - Mikkal nie pozna艂 w艂asnego g艂osu. Wi臋cej nie zapami臋ta艂 z tego, co m贸wi艂 Aslak. Ockn膮艂 si臋 dopiero po wyj艣ciu z namiotu.

Jak pijany w艂贸czy艂 si臋 po okolicy, nie wierz膮c w to, co si臋 sta艂o.

Zdj臋to mu z ramion ci臋偶ar.

By艂 wolny.

Nie zwi膮zany z Sigg膮.

Wolny.

Wi臋c dlaczego czu艂 si臋 jak wi臋zie艅?

Dlaczego czu艂 si臋 tak podle?

Wolny.

Alta.

T臋sknota chwyci艂a go za serce. Niebo widzia艂o jego rozpacz i pragnienie.

Raija nie mieszka艂a ju偶 w Alcie. Ruszy艂a na wy­brze偶e, nie wiedzie膰 dok膮d. Nie znajdzie jej, nie powie o wolno艣ci.

Zdj臋to mu okowy, ale wci膮偶 czu艂 ich ci臋偶ar.

By艂 wolny, ale nie zap艂aci艂 jeszcze swojej ceny.

Mikkal ruszy艂 do namiotu. Musi zaj膮膰 si臋 Ailo. Uczyni to niech臋tnie, ale to w艂a艣nie stanowi cz臋艣膰 ceny.

Dwa s艂owa ko艂ata艂y mu si臋 w g艂owie. Dwa s艂o­wa, kt贸re oddawa艂y jego obecne po艂o偶enie.

Okowy wolno艣ci.

2

Przygotowywali si臋 do wiosny, kiedy przyby艂a. Kobieta z zachodu. Mikkal wpatrywa艂 si臋 z napi臋­ciem w punkt na horyzoncie. Utajona t臋sknota wybuchn臋艂a ze zdwojon膮 si艂膮.

Raija.

Rozs膮dek podpowiada艂 mu, 偶e to nie ona. Z ta­kiej odleg艂o艣ci nie potrafi艂 nawet stwierdzi膰, czy to kobieta, czy m臋偶czyzna. Poczu艂 nerwowy ucisk w 偶o艂膮dku, spotnia艂y mu d艂onie. Co chwila odwra­ca艂 wzrok ku czarnej kropce, kt贸ra ros艂a, zbli偶aj膮c si臋 ku nim przez stopnia艂y 艣nieg.

Jedna my艣l ko艂ata艂a mu w g艂owie.

Jedno imi臋.

Raija.

- To kobieta! - krzykn膮艂 Aslak, kt贸ry d艂u偶ej ju偶 nie potrafi艂 skrywa膰 ciekawo艣ci.

Posta膰 zbli偶y艂a si臋 na tyle, 偶e dostrzegli d艂ugie jasne loki wystaj膮ce spod czapki.

- Sk膮d tu, do diaska, wzi臋艂a si臋 kobieta? - ci膮­gn膮艂 Aslak, przekrzywiaj膮c z zadziwieniem g艂ow臋.

- Przysz艂a - odrzek艂 rzeczowo Mikkal. Nadzie­ja przyprawi艂a go o szybsze bicie serca, ale teraz puls z wolna wraca艂 do normy. Mimo nienaturalnej sucho艣ci w gardle stara艂 si臋 nada膰 g艂osowi zwy­k艂e brzmienie.

W pierwszej chwili, kiedy stan臋艂a w morzu 艣wia­t艂a zachodz膮cego s艂o艅ca, nie dostrzeg艂 barwy jej w艂os贸w. Widzia艂 jedynie d艂ugie kosmyki powiewa­j膮ce na wietrze.

Nadzieja zamieni艂a si臋 w pewno艣膰.

I zaraz stopnia艂a jak wiosenny 艣nieg. To nie by­艂a ona, tylko wytw贸r fantazji. Nie mog艂a bardziej r贸偶ni膰 si臋 od Raiji. Mikkal wr贸ci艂 do r贸wnowagi.

Kobieta nie by艂a drobnej budowy, cho膰 niew膮t­pliwie zimowe odzienie nienaturalnie j膮 pogrubia­艂o. Jakby to okre艣li艂 Aslak, kawa艂 baby. Mia艂a ja­sne w艂osy rozdzielone nad 艣rodkiem szerokiego czo艂a, bia艂e, niemal niewidoczne brwi, ruchliwe oczy, niebieskie jak niebo w ch艂odny wiosenny dzie艅. Szerokie usta i pulchne policzki. Wysoka jak na kobiet臋, wy偶sza od Mikkala.

Nie by艂a 艂adna, ale mia艂a w sobie co艣; obaj od razu to dostrzegli. Nie budzi艂a w nich uczu膰 opie­ku艅czych, nie by艂a jak delikatny kwiat, kt贸ry trze­ba chroni膰 przed przymrozkami. Do艣膰 pospolita w por贸wnaniu z wi臋kszo艣ci膮 kobiet, brzydka na­wet, je艣li r贸wna膰 j膮 z Raij膮, co Mikkal uczyni艂 zu­pe艂nie nie艣wiadomie. A jednak poruszy艂a w nim ja­k膮艣 czu艂膮 strun臋, kiedy zatrzyma艂a si臋 przed nimi i z impetem zrzuci艂a chlebak z kory brzozowej wprost pod nogi Mikkala.

- Nareszcie widz臋 ludzi! - powiedzia艂a z ulg膮. G艂os mia艂a r贸wnie mocny jak cia艂o.

Zdj臋艂a r臋kawic臋 i kanciast膮 d艂oni膮 o kr贸tkich palcach przetar艂a spocone czo艂o.

- My艣la艂am, 偶e ju偶 nie spotkam 偶ywej duszy - ci膮gn臋艂a, przypatruj膮c si臋 obu m臋偶czyznom kry­tycznie.

- Sk膮d idziesz? Zab艂膮dzi艂a艣?

W spojrzeniu, kt贸re pos艂a艂a Aslakowi, kry艂a si臋 m膮dro艣膰. I zdziwienie jego naiwno艣ci膮.

- Nie takam zn贸w g艂upia, by zab艂膮dzi膰. A mo偶e tak wygl膮dam? O, nie, m贸j ch艂opcze, nie zab艂膮dzi­艂am. M贸j m膮偶 mnie przegna艂. Poszed艂 po prostu w swoj膮 stron臋, wprz贸d obja艣niwszy, co mi zrobi, je艣li pod膮偶臋 jego 艣ladem. Wybra艂am wi臋c przeciw­ny kierunek, licz膮c, 偶e w ko艅cu kogo艣 napotkam. - Wzruszy艂a ramionami. - I si臋 nie przeliczy艂am.

- Wygna艂 ci臋? - spyta艂 podejrzliwie Mikkal.

- Znalaz艂 mnie z innym m臋偶czyzn膮 - rzuci艂a swobodnie. - W do艣膰 niedwuznacznej sytuacji. Sk艂onno艣膰 do wybaczania jest mu obca, wi臋c prze­p臋dzi艂 sw膮 ma艂膮 偶onk臋...

Na d藕wi臋k s艂owa 鈥瀖a艂a鈥 Mikkal uni贸s艂 k膮ciki ust. W jego oczach musia艂 pojawi膰 si臋 wyraz dez­aprobaty, kobieta bowiem pospieszy艂a z wyja艣nie­niami.

- Nie 偶a艂uj臋 tego, co zrobi艂am. M贸j m膮偶 to sta­ry wieprz. Tylko on sam wie, z iloma spa艂. No, ale w ko艅cu to m臋偶czyzna... - Nabra艂a tchu. - Poza tym jest starszy ode mnie o dwadzie艣cia lat, wi臋c nie p艂acz臋, 偶e si臋 go pozby艂am. Mam na imi臋 Inga.

M臋偶czy藕ni przedstawili si臋, ale 偶aden z nich nie po艣wi臋ci艂 przybyszce wi臋cej uwagi. Uznali, 偶e wkr贸tce ruszy swoj膮 drog膮, a nie zwykli byli mie­sza膰 si臋 do cudzego 偶ycia.

殴le j膮 ocenili. Inga postanowi艂a zosta膰 z nimi na d艂u偶ej. Rozmowa z Ravn膮 utwierdzi艂a j膮 w tej de­cyzji.

Mikkal nie by艂 zadowolony. Inga obudzi艂a w nim jaki艣 niepok贸j. Ba艂 si臋, 偶e to nieprzyjemne uczucie b臋dzie mu towarzyszy膰, je艣li kobieta zadomowi si臋 u nich na dobre.

- Nie mo偶emy jej zabra膰 - rzek艂 stanowczo do matki, kiedy zostali sami.

- Dlaczego? - Ravna spojrza艂a ostro na syna. - Przyda si臋 para r膮k do pracy. Z Siggi nie ma ju偶 偶adnego po偶ytku, a Inga sprawia wra偶enie praco­witej. Z miejsca j膮 polubi艂am. Mo偶e zamieszka膰 ze mn膮, cz臋sto doskwiera mi samotno艣膰.

Mikkal westchn膮艂.

- A wi臋c historia si臋 powtarza? Sprawi艂a艣 sobie now膮 c贸rk臋? Tym razem w nic mnie nie mieszaj. Nie omotasz mnie paj臋czyn膮 swoich marze艅, nie zrobisz z Ingi synowej! Nic jej do nas. Nie potrze­ba nam rozwi膮z艂ych kobiet.

Ravna milcza艂a d艂ugo.

- Nie spodziewa艂am si臋 us艂ysze膰 z twoich ust s艂贸w o przyzwoito艣ci - wycedzi艂a oskar偶ycielsko.

Przez nast臋pne dni Mikkal unika艂 Ingi, wma­wiaj膮c sobie, 偶e nie kryje si臋 w tym nic nienatu­ralnego. Dlaczego mia艂by przestawa膰 z kobiet膮, kt贸rej nie lubi? Irytowa艂a go niepomiernie, w ka偶dym jej ge艣cie i czynie dostrzega艂 co艣 wyzywaj膮­cego. Jej si艂a i pewno艣膰 siebie przypomina艂y Mikkalowi, 偶e Raija odznacza si臋 tymi samymi przy­miotami charakteru, a to por贸wnanie wydawa艂o mu si臋 nie na miejscu. Ta brzydka, niezdarna isto­ta mia艂aby rywalizowa膰 ze zwiewn膮, drobn膮 Raij膮, kt贸ra sprawia艂a, i偶 s艂owo 鈥瀔obieta鈥 stawa艂o si臋 niemal 艣wi臋te?

Poza tym zaj臋艂a si臋 Ailo, przej臋艂a rol臋 matki, cho膰 jej o to nie prosi艂. I dobrze si臋 z niej wywi膮­zywa艂a, nie m贸g艂 jej nic zarzuci膰. Jak na rozwi膮z艂膮 kobiet臋, by艂a zadziwiaj膮co obowi膮zkowa.

Sigga nie chcia艂a widzie膰 syna, a zreszt膮 Mikkal ba艂 si臋 zostawia膰 ch艂opca w towarzystwie matki. By艂a coraz bardziej zwichni臋ta. Zwichni臋ta - przy­zwyczai艂 si臋 tak w艂a艣nie okre艣la膰 jej stan. Niena­wi艣膰 do Siggi zd膮偶y艂a si臋 w nim wypali膰 na tyle, 偶e s艂owo 鈥瀘b艂膮kana鈥 sprawia艂o mu b贸l.

Teraz, kiedy zdo艂a艂 si臋 uwolni膰 od 偶ony i zrzu­ci膰 z siebie odpowiedzialno艣膰 za jej post臋pki, za­cz膮艂 dostrzega膰 dobre strony ich zwi膮zku. Gdyby Sigga by艂a taka jak dawniej...

Nie darzyliby si臋 wielk膮 mi艂o艣ci膮, ale mogliby jako艣 u艂o偶y膰 sobie 偶ycie. Teraz na to za p贸藕no.

Ailo czu艂 si臋 bardzo zwi膮zany z matk膮, Sigga ko­cha艂a go zaborczo. Ravna nigdy nie zdoby艂a zaufa­nia ch艂opca, Mikkal za艣 przesta艂 si臋 stara膰, prze­偶ywszy pierwsze rozczarowanie. Nie zamierza艂 b艂aga膰 w艂asnego syna o cokolwiek.

Inga zast膮pi艂a mu matk臋, zdo艂a艂a w艣lizgn膮膰 si臋 do zakamark贸w duszy Ailo, do kt贸rych nikt inny nie mia艂 dost臋pu.

Mikkal nie chcia艂 si臋 przyzna膰, 偶e go to zadzi­wia i przyprawia o zawi艣膰. 艁atwo by艂o darzy膰 In­g臋 antypati膮. 艁atwiej za ka偶dym razem, gdy osi膮­ga艂a co艣, co le偶a艂o poza zasi臋giem jego mo偶liwo艣ci.

Zacz臋li w臋dr贸wk臋 na letnie pastwiska, haruj膮c od 艣witu do zmroku. Mikkal nie narzeka艂, praca m臋czy艂a cia艂o i dusz臋, przep臋dza艂a natr臋tne my艣li. Nie by艂a tylko lekarstwem na marzenia senne.

Zmusza艂 si臋 do czuwania. Gnali stado na wsch贸d, ku znanej ziemi, z kt贸r膮 wi膮za艂y go gorzkie i s艂od­kie wspomnienia. Kiedy pewnej nocy p艂achta na­miotu odchyli艂a si臋, pomy艣la艂, 偶e to Aslak przyszed艂 dotrzyma膰 mu towarzystwa.

To by艂a Inga.

Mikkal zdumia艂 si臋 tak mocno, 偶e zapomnia艂 j臋­zyka w g臋bie. Nie zdoby艂 si臋 nawet na s艂owa po­witania.

Inga usiad艂a, nie pytaj膮c o pozwolenie. Bez cie­nia l臋ku zajrza艂a Mikkalowi w oczy.

- Nie lubisz mnie?

Cho膰 Inga nada艂a s艂owom ton pytania, wcale nie spodziewa艂a si臋 odpowiedzi.

- Nie za bardzo - odrzek艂 Mikkal tylko po to, by j膮 zirytowa膰.

- Jeste艣 szczery. Ceni臋 szczero艣膰 u m臋偶czyzn. Mikkal lekcewa偶膮co wzruszy艂 ramionami. Na­wet na ni膮 nie spojrza艂.

- Nie obchodzi mnie, jakich m臋偶czyzn lubisz, a jakich nie.

Ku jego rosn膮cemu rozdra偶nieniu, Inga roze­艣mia艂a si臋. Nie wygl膮da艂a na zbit膮 z tropu.

- Mo偶e powinno ci臋 to obchodzi膰 - stwierdzi艂a, powa偶niej膮c. Jej wzrok zdradza艂, co kryje si臋 za t膮 dwuznaczno艣ci膮.

- Nie potrzebuj臋 kobiety - zby艂 j膮 brutalnie. Wzdrygn膮艂 si臋 na my艣l, 偶e mia艂by jej dotkn膮膰. - Zw艂aszcza takiej, kt贸ra oddaje si臋 pierwszemu lep­szemu - doda艂 jadowicie. Sprawi艂o mu satysfakcj臋, 偶e m贸g艂 j膮 zrani膰.

Inga nie wpad艂a w z艂o艣膰. Nie wsta艂a, nie rzuci艂a si臋 na niego z pi臋艣ciami. Nie by艂a Raij膮.

- Jeste艣my do siebie bardziej podobni, ni偶 ci si臋 zdaje, Mikkalu Persenie - powiedzia艂a. Rozmy艣lnie u偶y艂a znienawidzonej przez niego norweskiej wer­sji nazwiska. Chcia艂a go poni偶y膰. - Mamy ze sob膮 wiele wsp贸lnego - ci膮gn臋艂a 艂agodnie. - S艂ucham plotek. Nie jeste艣 bez winy, 偶e Sigg臋 spotka艂 taki los. Nie tylko ja sypia艂am w cudzym 艂贸偶ku.

Mikkal bezsilnie zacisn膮艂 pie艣ci. Z trudem po­wstrzyma艂 si臋, by jej nie uderzy膰.

- To co innego - sykn膮艂 przez zaci艣ni臋te z臋by. - To nie to samo co... 艂ajdaczenie si臋!

Inga podnios艂a si臋 powoli i obrzuci艂a go przeci膮­g艂ym spojrzeniem. Mikkal zni贸s艂 je z trudem. Czy ta przekl臋ta kobieta zamierza艂a tu zosta膰? Mia艂 si­艂膮 wyrzuci膰 j膮 z namiotu?

- Nie masz prawa tak m贸wi膰 - powiedzia艂a po chwili, kt贸ra Mikkalowi wyda艂a si臋 wieczno艣ci膮. - Nie masz prawa mnie os膮dza膰. Dajesz si臋 zwodzi膰 pozorom.

Wysz艂a. Wyprostowana jak struna.

Mikkal poczu艂 niesmak w ustach. Nie pojmowa艂 kobiet.

Wtedy znalezienie odpowiedniego miejsca zaj臋艂o Mikkalowi trzy dni. Teraz dopiero po czterech do­tar艂 do rozga艂臋zienia szlaku. Stado op贸藕nia艂o marsz.

I tym razem od艂膮czy艂 si臋 bez s艂owa. Nie przej­mowa艂 si臋 takimi b艂ahostkami, a oni go rozumieli. Potrzebowali jego silnych r膮k, sprawnego i praco­witego cia艂a, ale rozumieli, 偶e musi ich opu艣ci膰. Nie czynili mu wyrzut贸w, tylko podzielili si臋 do­datkowymi obowi膮zkami.

Jedynie Inga zadawa艂a pytania. Zwr贸ci艂a si臋 do Andersa, m艂odszego brata Siggi. Aslaka pomin臋艂a. Aslak got贸w by艂 broni膰 Mikkala we wszystkim, co ten przedsi臋wzi膮艂, za艣 Anders zawsze mia艂 w艂asne zdanie.

Tym razem nawet Anders stan膮艂 w obronie Mik­kala i Inga w ko艅cu zrozumia艂a dlaczego. Op贸藕­nia艂 marsz, mo偶e o ca艂y dzie艅, ale nie m贸g艂 post膮­pi膰 inaczej.

Zapad艂 zmrok, we wschodnim Finnmarku wsta­艂a szarawa wiosenna noc. Powietrze by艂o wilgotne, wci膮偶 mia艂o posmak zimy. Woda w ka艂u偶ach 艣ci­na艂a si臋 lodem, a zaspy 艣nie偶ne uczepione poro艣ni臋tego wrzosem wzg贸rza zdawa艂y si臋 lekcewa偶y膰 nadej艣cie nowej pory roku.

Noc przesz艂a w mro藕ny blady poranek.

Ravna podsyci艂a ogie艅 na palenisku. Jej po­marszczona twarz wyra偶a艂a zaniepokojenie. Rzu­ca艂a wok贸艂 nerwowe spojrzenia, podbiega艂a co chwila do wyj艣cia, zrywa艂a si臋 na ka偶dy d藕wi臋k.

Nie odezwa艂a si臋 jednak, nie powiedzia艂a ani jednego z艂ego s艂owa o synu.

Inga bardzo j膮 polubi艂a, przysz艂o jej to zreszt膮 bez trudu. Ravna promieniowa艂a matczynym cie­p艂em, kt贸rym zjednywa艂a sobie ludzi. Nie spos贸b by艂o nie darzy膰 jej sympati膮.

Niepok贸j Ravny napawa艂 Ing臋 trosk膮. Mikkal mia艂 pow贸d, by ich opu艣ci膰, ale nie powinien oka­zywa膰 lekcewa偶enia wsp贸艂towarzyszom. 呕ywych stawia膰 trzeba przed umar艂ymi. Matka kocha艂a go, a on przysparza艂 jej siwych w艂os贸w.

- P贸jd臋 go poszuka膰 - rzuci艂a impulsywnie Inga. Ravna sprzeciwi艂a si臋.

- Nie musisz tego robi膰 przez wzgl膮d na mnie - powiedzia艂a. - Nie l臋kam si臋 o niego. Da sobie ra­d臋. Jest doros艂y, sam odpowiada za swoje post臋pki.

Ravna mia艂a wiele argument贸w, ale Inga ju偶 podj臋艂a decyzj臋. 艁agodnie potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- P贸jd臋 - u艣miechn臋艂a si臋 kwa艣no i zacz臋艂a si臋 ubiera膰. - Dasz sobie rad臋 z Ailo. Mikkal jest gdzie艣 w pobli偶u, pewnie kieruje si臋 ju偶 do nas. Wr贸c臋, je艣li si臋 na niego nie natkn臋. Nie b臋dziecie musieli mnie szuka膰.

Mniej wi臋cej zna艂a kierunek, pom贸g艂 jej in­stynkt. Po paru godzinach trafi艂a na skraj zagajni­ka, nad kt贸rym unosi艂a si臋 smu偶ka dymu.

Mikkal siedzia艂 nieruchomo przy ognisku. Ni­gdy jeszcze Inga nie widzia艂a cz艂owieka pogr膮偶o­nego w tak g艂臋bokiej apatii.

Wyruszy艂a z obozu, kipi膮c gniewem, lecz teraz nie mog艂a czyni膰 mu wyrzut贸w. Nie mog艂a dobi­ja膰 le偶膮cego.

Poszarza艂 na twarzy, 艂zy zostawi艂y wyra藕ne 艣la­dy na kanciastych policzkach. Mia艂 zaczerwienio­ne oczy. Nie usi艂owa艂 tego ukry膰, tak jak uczyni艂­by ka偶dy inny m臋偶czyzna na jego miejscu.

Uni贸s艂 g艂ow臋 i spojrza艂 na ni膮 zamglonym wzro­kiem. Z艂o艣膰 Ingi stopnia艂a w jednej chwili. Zapra­gn臋艂a przytuli膰 go i ukoi膰, ale nie uczyni艂a tego. Upad艂a przed nim na kolana. Za nic w 艣wiecie nie zdoby艂aby si臋 na to, by obj膮膰 go ramionami.

- Znalaz艂e艣 to, czego szuka艂e艣?

Mikkala nie zdziwi艂a mi臋kko艣膰 g艂osu Ingi. Tak jak nie zdziwi艂o go jej przyj艣cie.

- Znalaz艂em - odrzek艂 zachrypni臋tym g艂osem - i nie znalaz艂em. - Ruchem g艂owy wskaza艂 za siebie.

Inga podnios艂a si臋.

Zobaczy艂a ko艂ysk臋, przykryt膮 rozszarpan膮 na strz臋py sk贸r膮, i przez u艂amek sekundy to, co skry­wa艂o si臋 pod ni膮. Potem zacisn臋艂a powieki i odwr贸­ci艂a si臋 gwa艂townie. 呕o艂膮dek podszed艂 jej do gar­d艂a, ale nie zwymiotowa艂a. Musia艂a si臋 opanowa膰. Dla Mikkala.

Usiad艂a przy nim ty艂em do ko艂yski. W pytaniu bezwiednie u偶y艂a w艂a艣ciwego s艂owa na znalezisko Mikkala. To.

- Los drwi ze mnie - powiedzia艂 po d艂u偶szym milczeniu. - Pokocha艂em to zmar艂e dziecko bar­dziej, ni偶 kocham 偶yj膮cego syna. Zada艂em sobie wiele trudu, by znale藕膰 mu bezpieczne schronienie na zim臋. Tak bardzo pragn膮艂em z艂o偶y膰 go w ziemi.

Odwr贸ci艂 wzrok ku wzg贸rzu, kt贸re wyra藕nie ry­sowa艂o si臋 na tle odleg艂ego horyzontu, stanowi膮c najwy偶szy punkt w okolicy. Z tej odleg艂o艣ci bez trudu dostrzegli nieruchom膮 sylwetk臋 dumnego ptaka wpisan膮 w jasny prostok膮t porannego nieba.

- Or艂y! - j臋kn膮艂 bezsilnie Mikkal. - Sta艂 si臋 pa­dlin膮 dla or艂贸w! - Roze艣mia艂 si臋 gorzko, a serce In­gi krwawi艂o.

Potrzebowa艂 pociechy, ale Inga nie mog艂a go do­tkn膮膰. Chcia艂a, ale wci膮偶 s艂ysza艂a jego pogardliwe s艂owa. Nie da mu okazji do twierdzenia, 偶e sk艂on­na jest odda膰 si臋 pierwszemu lepszemu...

Pozostawa艂y s艂owa. Zwil偶y艂a wargi, szukaj膮c w艂a艣ciwych okre艣le艅. Nie by艂o to 艂atwe.

Widok ko艂yski obudzi艂 w niej odczucia podob­ne do tych, kt贸re targa艂y Mikkalem. Nie chcia艂a jednak powi臋ksza膰 jego cierpienia.

- Nie sta艂 si臋 padlin膮 - zacz臋艂a i napotka艂a spoj­rzenie miodowych oczu, kt贸re wzgard膮 wita艂y pr贸­by ukojenia smutku.

- Nie? - G艂os Mikkala by艂 r贸wnie odpychaj膮cy jak spojrzenie. Czepia艂 si臋 偶alu i b贸lu, pogr膮偶a艂 w 偶a艂obie. - Je艣li nie padlin膮, to czym, do diab艂a? Inga odwr贸ci艂a wzrok. Nie potrafi艂a zmierzy膰 si臋 z jego nienawi艣ci膮.

- Nie po偶y艂 d艂ugo - ci膮gn臋艂a niezdarnie. - W zie­mi sta艂by si臋 偶yciem, na sw贸j spos贸b, zamieni艂 w proch i 偶y艂 w innej postaci. Teraz sta艂 si臋 po偶yw­k膮 dla innego istnienia... To 偶adna r贸偶nica. - Bez­silnie roz艂o偶y艂a ramiona. - R贸wnie pi臋knie jest da­wa膰 偶ycie pod niebem jak w ziemi.

Por贸wnanie nie przynios艂o Mikkalowi ulgi.

- 呕adna r贸偶nica? Moje dziecko mia艂o spocz膮膰 w grobie, Ingo. Nie pojmujesz? W grobie, wbij to sobie do g艂owy! Nie wioz艂em go tu, by nakarmi膰 or艂y. Po偶ywk膮 dla innego istnienia... - Spojrza艂 na ni膮 jak na ob艂膮kan膮. Inga skuli艂a si臋 pod jego wzro­kiem. Nawet wtedy, kiedy m膮偶 przy艂apa艂 j膮 w ra­mionach innego, nie czu艂a si臋 r贸wnie wzgardzona.

Pragn臋艂a go pocieszy膰, a jedynie pogarsza艂a sy­tuacj臋!

Przez u艂amek sekundy s膮dzi艂a, 偶e Mikkal j膮 ude­rzy. Tymczasem wyraz zaci臋to艣ci na jego twarzy raptownie ust膮pi艂. Ten bezradny, bezbronny m臋偶­czyzna nie zamierza艂 z niej drwi膰. Pogr膮偶ony w rozpaczy potrzebowa艂 blisko艣ci drugiego cz艂o­wieka, a poza ni膮 nie mia艂 nikogo.

Obj膮艂 j膮 silnymi ramionami i wtuliwszy twarz w zag艂臋bienie na jej szyi, rozp艂aka艂 si臋.

Trz膮s艂 si臋, jakby zdj臋ty przera藕liwym zimnem. Szloch t艂umiony sk贸rzanym kaftanem Ingi 艣wiadczy艂 o tym, 偶e Mikkal doszed艂 do kresu wytrzy­ma艂o艣ci.

- Wszystko sprzysi臋g艂o si臋 przeciw mnie - wy­szepta艂 bezsilnie.

Inga zadr偶a艂a, poczuwszy jego ciep艂y oddech na sk贸rze.

- Trac臋 wszystko, co mog艂oby nada膰 sens memu 偶yciu. Los bez ustanku przygina mi kark... Nie mam ju偶 si艂. Boj臋 si臋, co mo偶e przynie艣膰 nast臋pny dzie艅...

Inga niezdarnie g艂adzi艂a Mikkala po w艂osach, czarnych i sztywnych, niesfornie opadaj膮cych na czo艂o. Wzruszenie 艣cisn臋艂o jej gard艂o. Wielu m臋偶­czyzn trzyma艂o j膮 w ramionach, wielu odpoczywa­艂o na jej kolanach. Nigdy dot膮d jednak nie do­艣wiadczy艂a blisko艣ci drugiego cz艂owieka w taki spos贸b. Zrozumia艂a, jak ubogie 偶ycie wiod艂a, nie znajduj膮c w ludziach tego, co najwa偶niejsze.

Szuka艂a odpowiednich s艂贸w. Przeczuwa艂a bar­dziej, ni偶 wiedzia艂a, 偶e pusty frazes nie przyniesie Mikkal owi pociechy. Nie potrzebowa艂 wsp贸艂czucia.

R贸偶ni艂 si臋 od wszystkich m臋偶czyzn, kt贸rych zna艂a.

By艂 inny.

- Nie mo偶esz cofn膮膰 czasu - zacz臋艂a niesk艂adnie, boj膮c si臋, 偶e napotka ten sam odpychaj膮cy wzrok i us艂yszy te same wzgardliwe s艂owa jak poprzed­nim razem, gdy usi艂owa艂a stan膮膰 po jego stronie. - Co si臋 sta艂o, ju偶 si臋 nie odstanie. Masz jednak moc zmieniania przysz艂o艣ci, Mikkal...

Po raz pierwszy g艂o艣no wypowiedzia艂a jego imi臋. Z jakiego艣 powodu nie potrafi艂a dot膮d zmu­si膰 warg, by wym贸wi艂y te d藕wi臋ki, kt贸rych s艂odycz czu艂a na j臋zyku.

Mikkal...

- Nie poddawaj si臋! - szepn臋艂a. - Nie masz pra­wa si臋 poddawa膰! - Czu艂a na sobie ci臋偶ar jego mu­skularnego cia艂a. Przysz艂a jej do g艂owy my艣l, ab­surdalna w tych okoliczno艣ciach, 偶e nie gustuje w oty艂ych m臋偶czyznach. Mikkal by艂 艣wietnie zbu­dowany. - Jeste艣 zbyt dobry, by si臋 poddawa膰! - ci膮gn臋艂a, nawet nie wiedz膮c, czy Mikkal s艂ucha.

Mia艂a wra偶enie, 偶e m贸wi do samej siebie. Mo偶e jemu to wystarcza艂o, mo偶e pragn膮艂 jedynie czyjej艣 blisko艣ci i s艂贸w wypowiadanych w艂a艣ciwym to­nem. Inga radowa艂a si臋, 偶e to jej przypad艂a ta rola, cho膰 te偶 bola艂a my艣l, i偶 Mikkal nie dostrzeg艂by 偶adnej r贸偶nicy, gdyby na jej miejscu by艂 kto艣 inny.

Nic dla niego nie znacz臋, pomy艣la艂a i poczu艂a bolesny, ostrzegawczy skurcz w piersi. By艂a doro­s艂a, wiedzia艂a, co si臋 艣wi臋ci. Mo偶e odej艣膰, powinna odej艣膰. Tylko wtedy zdo艂a unikn膮膰 b贸lu. Zdawa艂a sobie jednak spraw臋, 偶e nie ruszy si臋 z miejsca.

B臋dzie trzyma膰 si臋 tej grupki ludzi ze wszyst­kich si艂.

P贸ki b臋dzie z nimi, poty czu膰 b臋dzie blisko艣膰 Mikkala. Czeka j膮 cierpienie, ale jest na tyle doj­rza艂a, by je przyj膮膰.

Ju偶 dokona艂a wyboru.

Do tej chwili t臋skni艂a ca艂e 偶ycie.

Inga wypowiedzia艂a mn贸stwo s艂贸w, s艂贸w, kt贸­rych 偶adne z nich p贸藕niej nie pami臋ta艂o. Ona, bo by艂o ich tak wiele. On, bo s艂owa zla艂y si臋 w rzek臋 nios膮c膮 ukojenie, a przecie偶 nie spos贸b wyr贸偶ni膰 w rzece pojedynczych kropli.

Wyraz zawzi臋to艣ci pozosta艂 na jego twarzy, kie­dy uwolni艂 si臋 z jej ramion. Bez jednego s艂owa, bez podzi臋kowania. Mikkal nie przyznawa艂 si臋 do swo­ich s艂abo艣ci, zw艂aszcza wobec kobiet. Wobec niej. Palcami odrzuci艂 grzywk臋, lecz ta niesfornie opa­d艂a mu ponownie na oczy.

- Pomo偶esz mi kopa膰?

Inga skin臋艂a g艂ow膮.

Dlaczego ca艂a dr偶a艂a w beznadziejnym oczeki­waniu? Nie chcia艂a szuka膰 u niego oznak aproba­ty, ale mimowolnie to czyni艂a, bole艣nie si臋 rozcza­rowuj膮c. Mikkal nie zegnie si臋 tak 艂atwo jak trawa na wietrze. Minie sporo czasu, zanim w tych nie­zwyk艂ych miodowych oczach zatli si臋 p艂omyk.

Pracowali, nie odzywaj膮c si臋 do siebie, jakby ob­fito艣膰 s艂贸w wypowiedzianych przez Ing臋 skazywa­艂a ich na milczenie.

Ziemia by艂a wilgotna, poprzecinana siatk膮 ko­rzeni. Ryli w niej r臋koma, Mikkal pomaga艂 sobie no偶em.

Inga porani艂a d艂onie, ale nie czu艂a b贸lu. Robi艂a to dla niego. Wszystko poza nim straci艂o znacze­nie. Wystarczy艂o kilka chwil, by sta艂 si臋 central­nym punktem jej 艣wiata.

Zamkn臋艂a oczy, kiedy wstawia艂 ko艂ysk臋 do do艂u. Wykop si臋ga艂 mu do pasa. Powinni go troch臋 pog艂臋bi膰, ale warstwa zmarzni臋tej ziemi stawi艂a skuteczny op贸r poharatanym koniuszkom palc贸w.

Zasypanie grobu nie stanowi艂o wyzwania dla cia艂a, tylko dla ducha.

Wyraz twarzy Mikkala nieomal przywi贸d艂 Ing臋 do p艂aczu, z najwy偶szym trudem powstrzyma艂a si臋 od 艂ez. Co艣 jej m贸wi艂o, 偶e Mikkal nie chcia艂 wi­dzie膰 艂ez. Jej 艂ez.

Wi臋c nikt nie zap艂aka艂 nad niewielk膮 mogi艂膮. Mikkal zachowa艂 kamienn膮 twarz, zacisn膮艂 z臋by, a偶 zbiela艂y mu k膮ciki ust i zadr偶a艂y nozdrza.

Pociemnia艂ym wzrokiem wpatrywa艂 si臋 w skra­wek brunatnej ziemi wyci臋ty w zesz艂orocznej przywi臋d艂ej trawie. Nagle odwr贸ci艂 si臋 ty艂em do niej i wycedzi艂:

- Idziemy. Nie mamy tu nic wi臋cej do roboty. To tylko pusta r贸wnina.

W obozie panowa艂 rozgardiasz. Pakowano do­bytek, by ruszy膰 w dalsz膮 drog臋 ku letnim pa­stwiskom.

Mikkal zatrzyma艂 Ing臋, zanim do艂膮czyli do reszty.

Ani jednym gestem nie zdradzi艂, jakie my艣li k艂臋­bi膮 mu si臋 w g艂owie. Jego spojrzenie by艂o nieodgadnione.

- Czy twoja propozycja pozostaje w mocy? - za­pyta艂 niemal oboj臋tnie.

呕adne z nich nie mia艂o w膮tpliwo艣ci, o co mu chodzi.

Nie odrywa艂 od niej wzroku. Inga zna艂a rozs膮d­n膮 odpowied藕.

- Tak - odrzek艂a nierozs膮dnie. Mikkal pu艣ci艂 j膮.

- Dobrze. Wieczorem przeprowadzisz si臋 z Ailo do mojego namiotu. Nikomu si臋 nie musimy t艂u­maczy膰. Z Sigg膮 nic mnie nie wi膮偶e.

Odszed艂. Dla niego sprawa zosta艂a rozstrzygni臋ta.

Inga nie ruszy艂a si臋 z miejsca.

Z Sigg膮 nic go nie wi膮偶e.

To prawda.

Lecz Inga s艂ysza艂a plotki. Wiedzia艂a, 偶e inne imi臋 po艂o偶y si臋 cieniem mi臋dzy nimi. Za 偶adne skarby 艣wiata nie zapyta艂aby, czy co艣 go wi膮偶e z Raij膮. I czy kiedykolwiek przestanie wi膮za膰.

By膰 mo偶e czeka艂 j膮 los Siggi.

Inga zacisn臋艂a z臋by i pod膮偶y艂a za Mikkalem. By­艂a bezsilna, przy Mikkalu traci艂a ca艂膮 wol臋.

Ruszy z nim na wsch贸d. Zostanie przy nim, jak d艂ugo b臋dzie tego chcia艂. Nic poza tym nie mia艂o znaczenia.

3

D膮艂 wiatr od morza i ni贸s艂 krzyki mew, s艂awi膮­ce wiosn臋. Dalek膮 p贸艂noc zamieszkiwa艂o niewiele ptak贸w 艣piewaj膮cych, ale mewy wynagradza艂y ich brak nieustannym wrzaskiem.

Raija zacisn臋艂a z臋by. Min臋艂o ju偶 sporo czasu, ale wci膮偶 pami臋ta艂a wiosn臋 nad Zatok膮 Botnick膮, szczebiot ptak贸w, szum pot臋偶nych 艣wierk贸w, ko­lorowy dywan 艂膮k, kt贸ry wygl膮da艂 tak, jakby t臋cza ukry艂a si臋 po艣r贸d 艣wie偶ych 藕d藕be艂 trawy.

Ockn臋艂a si臋 z zamy艣lenia. Po co si臋 dr臋czy膰, tutaj wiosna nie zawita. Przynajmniej nie ta, kt贸r膮 Raija zna艂a. Tu lato zjawia艂o si臋 nagle po falach mrozu, jak nieproszony go艣膰 stawa艂o znienacka u progu.

Ko艅czy艂 si臋 kwiecie艅, a zima ani my艣la艂a ust膮pi膰. By艂a ju偶 wprawdzie niezbyt dotkliwa, ale wci膮偶 da­wa艂a si臋 we znaki komu艣, kto zwyk艂 mieszka膰 w 艂a­godniejszym klimacie. Raija zak艂ada艂a kilka warstw odzie偶y pod kaftan i opatula艂a dzieci, kt贸re jak ku­leczki wysypywa艂y si臋 z domu, by za偶y膰 zabawy na 艣wie偶ym powietrzu.

Zadr偶a艂a mimowolnie i oderwa艂a wzrok od ubo­giego krajobrazu. Widok, kt贸ry roztacza艂 si臋 przed ni膮, by艂 r贸wnie przygn臋biaj膮cy jak klimat i pogoda. Gdyby tylko mog艂a si臋 od niego uwolni膰!

Wszystko wydawa艂o si臋 takie proste. Skoro Holmertz, poprzedni w艂a艣ciciel sklepu, dawa艂 sobie ra­d臋, c贸偶 sta艂o na przeszkodzie, by i jej los sprzyja艂? By i dla niej sen sta艂 si臋 rzeczywisto艣ci膮. Wm贸wi­艂a sobie, 偶e potrafi prowadzi膰 sklep.

S膮dzi艂a, 偶e odwaga i energia wystarcz膮, ale sro­dze si臋 rozczarowa艂a. Z wolna zaczyna艂a rozumie膰, 偶e porwa艂a si臋 z motyk膮 na s艂o艅ce.

A przecie偶 przekonywa艂a Reijo, 偶e sobie pora­dzi. Wci膮偶 d藕wi臋cza艂 jej w uszach pewny siebie ton, kt贸rym oznajmi艂a mu, 偶e sama zajmie si臋 pro­wadzeniem sklepu.

W g艂臋bi ducha spodziewa艂a si臋, 偶e j膮 wesprze. Do tej pory Reijo zawsze sta艂 u jej boku.

Tym razem potraktowa艂 jej s艂owa z niezwyk艂膮 powag膮. Zostawi艂 handel w jej r臋kach, na ka偶dym kroku daj膮c do zrozumienia, 偶e nie zamierza bra膰 ani odrobiny odpowiedzialno艣ci na swoje barki. Zawsze pragn膮艂 spokojnego 偶ycia, nie chcia艂 si臋 wywy偶sza膰 nad innych. To by艂 jej pomys艂, niech wi臋c sama wyp艂acze si臋 z k艂opot贸w.

A k艂opoty spotyka艂y Raij臋 ze wszystkich stron. Musia艂a zmierzy膰 si臋 z tysi膮cem nie pisanych praw, o kt贸rych nawet nie mia艂a poj臋cia, stoj膮c z drugiej strony lady.

Tyle od niej oczekiwano.

I tyle by艂o r贸l, kt贸rych nie chcia艂a gra膰.

Paskarki, na przyk艂ad. Wyzyskiwaczki, podbija­j膮cej ceny towar贸w. Nikomu nie odm贸wi chleba, nie b臋dzie podobna do kupc贸w, kt贸rych wspomi­na艂a z zaprawion膮 gorycz膮 niech臋ci膮. Tych, kt贸rzy okradali biedak贸w. Raija te偶 zazna艂a biedy i g艂odu.

O, nie, taka nie b臋dzie.

Raija popad艂a w przeciwn膮 skrajno艣膰.

Wola艂a nazywa膰 j膮 dobroci膮, mi艂o艣ci膮 bli藕niego. Nie spodziewa艂a si臋 podzi臋kowa艅, dobrze wiedzia­艂a, jak trudno okazywa膰 wdzi臋czno艣膰 komu艣, kto ma wi臋cej.

Oczekiwa艂a solidarno艣ci.

Tymczasem ludzie w osadzie na艣miewali si臋 z Raiji. Za plecami dziewczyny naigrawali si臋 z jej naiw­no艣ci. Korzystali z niej, nie szcz臋dz膮c nowej w艂a艣ci­cielce sklepu drwin i z艂o艣liwo艣ci.

Liczby w ksi臋gach nie m贸wi艂y nic o ma艂ostkowo­艣ci klient贸w, za to wiele o braku kupieckiej 偶y艂ki.

Nazwiska d艂u偶nik贸w powtarza艂y si臋 na wielu stronach. Raija nie potrafi艂a 艣ci膮gn膮膰 nale偶no艣ci. Zna艂a wszystkie rodziny w osadzie i dobrze wie­dzia艂a, kto cierpi niedostatek. Kiedy wi臋c zjawiali si臋 po najniezb臋dniejsze towary, nie pyta艂a o za­p艂at臋. Na mocy nie pisanej umowy starannie od­notowywa艂a rosn膮c膮 sum臋 d艂ugu.

W g艂臋bi duszy mia艂a jednak poczucie, 偶e nie zaj­muje si臋 handlem, tylko dobroczynno艣ci膮, za kt贸­r膮 nie mo偶e spodziewa膰 si臋 zap艂aty.

Narasta艂o w niej przygn臋bienie. Przecie偶 do­stawcom musia艂a si臋 op艂aca膰 brz臋cz膮c膮 monet膮.

Liczby przemawia艂y jasnym j臋zykiem. Raija wie­dzia艂a, 偶e nie oszuka rzeczywisto艣ci. Chc膮c zachowa膰 sklep, musi 艣ci膮gn膮膰 d艂ugi. Nie zamierza艂a si臋 podda­wa膰, jej praca nagle nabra艂a szczeg贸lnego znaczenia.

Ludzie gadali, 偶e handel nie jest zaj臋ciem dla ko­biet, 偶e to wbrew naturze, 偶e rezultat 艂atwo przewi­dzie膰. Raija chcia艂a im pokaza膰, jak bardzo si臋 myl膮.

Reijo te偶 by艂 przygn臋biony. Czeka艂, a偶 dzieci po艂o偶膮 si臋 spa膰, upewnia艂 si臋, 偶e zasn臋艂y. Dopiero wtedy ten zwykle opanowany m臋偶czyzna dawa艂 upust zniecierpliwieniu. Widzia艂, 偶e Raija nie jest taka jak dawniej.

Od samego pocz膮tku Raija dawa艂a mu do zro­zumienia, by trzyma艂 si臋 z dala od sklepu, nawet nie pokaza艂a mu ksi膮g. Reijo s膮dzi艂, 偶e 偶onie wy­starczy hartu i zdecydowania, by utrzyma膰 porz膮­dek w rachunkach. Pojawi艂y si臋 jednak niepokoj膮­ce oznaki 艣wiadcz膮ce o tym, 偶e Raija nie panuje nad kupieckimi obowi膮zkami.

Reijo objecha艂 ca艂膮 okolic臋 w poszukiwaniu za­艂ogi na rejs do Bergen.

By艂o dawnym i dobrym zwyczajem, 偶e okoliczni rybacy zlecali kupcowi fracht ryb na po艂udnie. Za­zwyczaj zleceniodawcy sami stanowili za艂og臋 kupiec­kich 艂odzi, czasami pomagali jedynie w jej doborze.

Utar艂o si臋 r贸wnie偶, 偶e frachtuj膮cy informowali kupca o wielko艣ci 艂adunku na d艂ugo przed termi­nem wyp艂yni臋cia. Co najmniej dwa, trzy miesi膮ce, twierdzi艂 Nils.

Kiedy Raija przej臋艂a sklep, wielu rybak贸w zapo­mnia艂o o starych obyczajach.

Wprawdzie Reijo zajmowa艂 si臋 艂odziami handlowymi, ale to w jego 偶onie ludzie widzieli ich w艂a艣ci­cielk臋. Szypra.

S艂yszano o kobietach w tym fachu, nigdy jednak tak m艂odych. By艂y to zwykle wdowy po wytrawnych marynarzach i to jeszcze uchodzi艂o. Oddawa艂y one komend臋 na pok艂adzie ludziom, kt贸rzy dorastali ch艂ostani wiatrem i strugami s艂onej wody. 呕aden Kwen, ledwo w艂adaj膮cy ich j臋zykiem, nie m贸g艂 ma­rzy膰 o zaszczycie poprowadzenia statku z transpor­tem ryb do kupieckiego miasta na po艂udniu.

Szypra si臋 nie zmienia艂o. Najstarsi ludzie w osa­dzie nie pami臋tali, by co艣 podobnego sta艂o si臋 za ich dni. Nikt by si臋 nie o艣mieli艂. Inny szyper m贸g艂­by postawi膰 twarde warunki.

Raija by艂a mi臋kka, wi臋c rybacy zwietrzyli sw膮 szans臋.

Reijo wsp贸艂czu艂 jej. Wiedzia艂 lepiej ni偶 inni, 偶e Raija si臋 zamartwia艂a. Mia艂a podkr膮偶one oczy i zmizernia艂a na twarzy. Nie pami臋ta艂, by kiedy­kolwiek by艂a taka chuda.

- Jak ci idzie w sklepie? - spyta艂, udaj膮c oboj臋tno艣膰.

Reakcja Raiji potwierdzi艂a przypuszczenia Re­ijo, 偶e jest jej ci臋偶ko. Mo偶e nawet gorzej, ni偶 s膮dzi艂.

- Dlaczego pytasz? - burkn臋艂a. Jej oczy nic nie wyra偶a艂y, jakby opu艣ci艂a na nie zas艂on臋, kt贸r膮 od­gradza艂a si臋 od zewn臋trznego 艣wiata. - Wszak to m贸j sklep, czy偶 nie? - Schyli艂a g艂ow臋 z obawy, 偶e jednak j膮 przejrzy. - Zawsze to podkre艣la艂e艣.

Nabra艂a powietrza i doda艂a:

- Dobrze idzie.

M贸wienie nieprawdy przychodzi艂o Raiji z r贸w­nym trudem jak prowadzenie interes贸w.

Reijo mia艂 ochot臋 wsta膰, pod艂o偶y膰 r臋k臋 pod har­dy podbr贸dek Raiji i zmusi膰 j膮, by spojrza艂a mu w oczy.

Nie uczyni艂 tego.

Nie ruszy艂 si臋 z miejsca.

To przysz艂o p贸藕n膮 wiosn膮. Stan膮艂 pomi臋dzy nimi niewidzialny mur. Wspomnienie wsp贸lnie sp臋dzo­nych lat przesta艂o 艂膮czy膰. Ma艂偶e艅stwo by艂o jak cho­roba, kt贸ra toczy艂a ich dusze i niszczy艂a przyja藕艅.

- Po艂owa ludzi z osady, kt贸rzy zwykli posy艂a膰 ryby na po艂udnie, wycofa艂a si臋.

Raija unios艂a g艂ow臋 i wysun臋艂a brod臋 w prz贸d. Zawsze tak robi艂a, kiedy gotowa艂a si臋 do obrony.

- Co to ma wsp贸lnego z moim sklepem? C贸偶 ja mog臋 poradzi膰 na to, 偶e nie potrafisz zadba膰 o fracht i za艂og臋? Chcesz mnie obci膮偶a膰 za w艂asn膮 nieudolno艣膰?

Reijo zamkn膮艂 oczy. Rozs膮dek podpowiada艂 mu, 偶e Raija g艂o艣no my艣li. Pr贸buje usprawiedli­wia膰 swoje s艂abo艣ci.

Nie poczu艂 si臋 lepiej. Oskar偶enia dziewczyny bola艂y.

Kiedy uchyli艂 powieki i zobaczy艂 zaci臋t膮 twarz Raiji, straci艂 panowanie nad sob膮.

- Wszystko wi膮偶e si臋 z tym przekl臋tym sklepem. Prowadzisz go tak nieudolnie, 偶e ludzie zaczynaj膮 bawi膰 si臋 z nami w kotka i myszk臋. Wiedz膮, 偶e nic si臋 nie stanie, je艣li oddadz膮 ryby innemu kupcowi.

Nikt na tym nie straci, nikt poza tob膮 i mn膮. Nie opowiadaj mi wi臋c bajek o tym, 偶e sprzeda偶 idzie dobrze. Wiem, jak idzie, Raiju. 殴le!

Raija nie odpowiedzia艂a. Reijo si臋 nie myli艂, jak zawsze. Wszystko przez ten sklep. Tyle 偶e on pal­cem w bucie nie kiwn膮艂, by jej pom贸c. A teraz j膮 oskar偶a o nieudolno艣膰. Sam nie maj膮c bladego po­j臋cia o handlu!

To w艂a艣nie powiedzia艂a.

Jedno s艂owo goni艂o drugie. Raija odznacza艂a si臋 ognistym temperamentem. Kiedy krew wrza艂a jej w 偶y艂ach, nie umia艂a si臋 pow艣ci膮gn膮膰. Reijo zwy­kle nie traci艂 panowania nad sob膮, ale doprowadzo­ny do ostateczno艣ci, potrafi艂 eksplodowa膰 jak beczka z prochem.

To by艂a ich pierwsza prawdziwa k艂贸tnia. Dali upust goryczy, kt贸r膮 dusili w sobie. Od dawna nie rozmawiali, nie o sprawach powa偶nych.

- Zawsze chcia艂a艣 wszystko robi膰 sama. Nigdy nie pozwala艂a艣, bym zaopiekowa艂 si臋 tob膮, uparta i dumna dziewczyno. Sta艂em u twego boku, a ty uwa偶a艂a艣 to za rzecz oczywist膮. Inni, kt贸rzy ci po­magali, doczekali si臋 cho膰 s艂贸w podzi臋kowania. Za­wsze wiedzia艂a艣, 偶e jestem got贸w trwa膰 przy tobie, Raiju. Pope艂ni艂em b艂膮d...

Reijo m贸wi艂 cichym, ale dobitnym g艂osem. Ra­ija nie w膮tpi艂a, 偶e te s艂owa p艂yn膮 z g艂臋bi skrzyw­dzonego serca. Bola艂y, tym mocniej, 偶e i tym ra­zem mia艂 racj臋.

W jego wzroku Raija dostrzega艂a stanowczo艣膰, zna艂a j膮 tak dobrze. Nie znalaz艂a argument贸w, kt贸­rymi mog艂aby go zrani膰, by wyj艣膰 zwyci臋sko ze s艂ownej utarczki. Raija nie potrafi艂aby tak si臋 za­chowa膰. Nie wobec Reijo.

- Nie b臋d臋 wtr膮ca膰 si臋 w to, jak prowadzisz sklep - ci膮gn膮艂 - solennie to sobie przyrzek艂em. Niech ten interes piek艂o poch艂onie, skoro taka jest twoja wola. Zajm臋 si臋 kupieckimi 艂odziami, ale cu­d贸w nie zdzia艂am. Ruszam na po艂udnie z takim 艂a­dunkiem, jaki zdo艂am zebra膰, i z lud藕mi, kt贸rzy zechc膮 mi towarzyszy膰. Podatek od frachtu jest wysoki, wi臋c mo偶e sk贸rka nie warta wyprawki... - Reijo zawiesi艂 g艂os i wzruszy艂 ramionami. - Ale to dla mnie szansa, by wyrwa膰 si臋 st膮d i zobaczy膰 艣wiat. Kto wie, czy nie jedyna szansa...

Raija uczyni艂a co艣, co nie le偶a艂o w jej naturze. Zgi臋艂a kark. Najbole艣niej rani艂y s艂owa, kt贸rych nie dopowiedzia艂.

Nie m贸g艂 jednak wyra藕niej da膰 Raiji do zrozu­mienia, 偶e je艣li nie zmieni podej艣cia do ludzi, stra­c膮 wszystko.

- Dam sobie rad臋 - odrzek艂a pojednawczo. Re­ijo spodziewa艂 si臋 kolejnego wybuchu z艂o艣ci, Raija nie zwyk艂a ust臋powa膰 bez walki. Potulno艣膰 dziew­czyny ca艂kowicie go rozbroi艂a.

- Chcesz, 偶ebym sobie poszed艂? - spyta艂.

- Dok膮d?

- Cho膰by do Nilsa - skrzywi艂 si臋. - Skoro mnie nie potrzebujesz...

Raija mia艂a ochot臋 pog艂aska膰 go po jasnej czuprynie i powiedzie膰, 偶e wygl膮da jak ma艂y skrzyw­dzony ch艂opiec. Na jego twarzy malowa艂o si臋 po­czucie winy, ale w zielonych oczach b艂yska艂a iskierka nadziei.

Nie uczyni艂a tego.

- Czemu chcesz si臋 wyprowadza膰? - zdziwi艂a si臋. - Przecie偶 to nasz dom. Wytrzymamy pod jednym dachem, nawet je艣li r贸偶nimy si臋 w pogl膮dach.

Nie przyzna艂a mu racji, nie odwo艂a艂a ani jedne­go z gorzkich s艂贸w, kt贸re rzuci艂a mu w twarz.

Odwr贸ci艂a si臋 i dumnie wyprostowana ruszy艂a do alkowy. Zrozumia艂, 偶e tej nocy nie u艣nie w jej ramionach.

Reijo mia艂 marzenia i oczekiwania. Nie wszyst­kie wi膮za艂y si臋 z Raij膮.

Te dwie jednomasztowe toporne 艂odzie towaro­we, kt贸rych dogl膮da艂 ca艂膮 zim臋, ukaza艂y mu przy­sz艂o艣膰 w nowym 艣wietle.

Bergen, miasto, kt贸re dot膮d zna艂 jedynie z na­zwy, sta艂o si臋 dla艅 realnym celem. Reijo wygl膮da艂 wiosny i chwili, kiedy skieruje 艂odzie na po艂udnie, tam gdzie otwiera艂 si臋 przed nim wielki 艣wiat. Te 艂odzie by艂y kluczem do nieznanego.

Marzenia mog膮 si臋 jednak nie spe艂ni膰, je艣li jest si臋 na bakier z tradycj膮.

Z frachtem do Bergen wi膮za艂a si臋 niezliczono艣膰 obyczaj贸w. Szyper by艂 najwa偶niejsz膮 i najpot臋偶­niejsz膮 figur膮 w tych niewielkich spo艂eczno艣ciach zamieszkuj膮cych wybrze偶e p贸艂nocnej Norwegii. Zdarza艂o si臋, 偶e ta funkcja przypada艂a kobiecie, ale rzadko, tylko z racji dziedziczenia maj膮tku po zmar艂ym m臋偶u. Zazwyczaj ka偶da osada rybacka, a w niekt贸rych wypadkach parafia, frachtowa艂a w艂asn膮 towarow膮 艂贸d藕. Nie istnia艂y dokumenty, kt贸re regulowa艂yby zasady najmu, jednak偶e ludzie 艣wi臋cie przestrzegali nie pisanych praw.

Ani Raija, ani Reijo nie mieli o nich poj臋cia, a mieszka艅cy osady niech臋tnie widzieli obcych w roli przyw贸dc贸w. Nie mieli ochoty s艂ucha膰 tych przybysz贸w z nieznanego kraju.

Mimo to Reijo zdoby艂 艂adunek i za艂og臋. Szypro­wie z s膮siednich osad odm贸wili mieszka艅com wio­ski pomocy. Po艂owy by艂y obfite i mieli pe艂ne 艂a­downie.

Niemal wszyscy miejscowi rybacy zwr贸cili si臋 wi臋c do m艂odego Kwena, wyra藕nie jednak daj膮c mu do zrozumienia, 偶e nie dor贸s艂 do roli szypra. Zada­wali mn贸stwo pyta艅 i nie dowierzali Reijo, kiedy ten t艂umaczy艂, 偶e od ma艂ego bra艂 udzia艂 w morskich wyprawach. Po艂owy na fiordach nie budzi艂y tu sza­cunku, nie uznawano ich za prawdziwy rybacki fach. Tu nad morzem dzieci potrafi艂y wios艂owa膰, zanim nauczy艂y si臋 m贸wi膰. Uwa偶ano, 偶e ludziom znad fiord贸w brak niezb臋dnej twardo艣ci.

Reijo napomyka艂 o d艂ugach w sklepie Raiji, gdzie tylko m贸g艂. Stara艂 si臋 dawa膰 ludziom do zro­zumienia, 偶e nie jest r贸wnie wielkoduszny jak 偶o­na i ma zamiar przej膮膰 cz臋艣膰 jej obowi膮zk贸w.

Koniec ko艅c贸w zgromadzi艂 jedenastu cz艂onk贸w za艂ogi, tylu ilu znalaz艂o si臋 w wiosce. Czterech z nich rusza艂o po raz pierwszy w rejs na po艂udnie. Tak jak Reijo brali w podr贸偶 marzenia. Pobyt w Bergen zamienia艂 m艂odzie艅c贸w w m臋偶czyzn.

Tarcia mi臋dzy rybakami op贸藕ni艂y wypraw臋. Przyj臋艂o si臋, 偶e osady najdalej wysuni臋te na p贸艂noc podnosi艂y 偶agle w pocz膮tkach maja. Tymczasem oni zdo艂ali zaledwie postawi膰 ci臋偶k膮 i toporn膮 艂贸d藕 na wodzie.

To by艂 wielki dzie艅. Wok贸艂 k艂臋bi艂 si臋 t艂um doros艂ych i dzieci, kto 偶yw spieszy艂 z pomoc膮.

To by艂o prawdziwe 艣wi臋to, wi臋c jak to w 艣wi臋­to przygotowano obfito艣膰 jedzenia i napitku.

Raija popad艂a w nie艂ask臋 u miejscowych, odma­wiaj膮c sprzeda偶y gorza艂ki. Trzyma艂a j膮 na sk艂adzie, ale nie odst臋powa艂a od swoich zasad.

Pod jej nieobecno艣膰 Reijo opr贸偶ni艂 magazyn, nie chcia艂 zra偶a膰 rybak贸w do siebie. Niech Raija my艣li, co chce, wszak sta膰 go na to, by postawi膰 ch艂opcom po szklanicy. Tak post臋puje prawdziwy szyper. Mia艂 sp臋dzi膰 kilka d艂ugich miesi臋cy w jed­nej du偶ej 艂odzi z tymi jedenastoma m臋偶czyznami i potrzebowa艂 ich zaufania.

Raija szybko wykry艂a kradzie偶. Zdrowy rozs膮­dek podpowiada艂 jej, 偶e taka ilo艣膰 gorza艂ki, jak膮 wypito na pok艂adzie, nie mog艂a pochodzi膰 z zapa­s贸w mieszka艅c贸w osady. Poza tym ostatnio Reijo zachowywa艂 si臋 nadzwyczaj dziwnie.

Kiedy m膮偶 wr贸ci艂 do domu nad ranem, Raija czeka艂a na niego.

Wcze艣niej by艂a na brzegu, by posmakowa膰 gor膮czkowej atmosfery towarzysz膮cej wyprawie. Reijo popr贸bowa艂 czego艣 wi臋cej. Nie do艣膰 偶e ograbi艂 sk艂ad, to jeszcze obficie uraczy艂 si臋 swoj膮 zdobycz膮.

Nie spodziewa艂 si臋 burzy. By艂o mu lekko na du­szy. 艁贸d藕 sta艂a na wodzie, pi臋ciu ludzi spa艂o na po­k艂adzie. Nie wiedzia艂 dok艂adnie, gdzie podziewali si臋 pozostali, ale mia艂 ich solenn膮 obietnic臋, 偶e zja­wi膮 si臋 po niedzieli. Wtedy zamierzali op艂yn膮膰 ry­bak贸w, zebra膰 艂adunek i zam贸wienia na towary z wielkiego miasta na po艂udniu.

Chwiej膮c si臋 na nogach, cicho zamkn膮艂 drzwi za sob膮. Kiedy si臋 obr贸ci艂, zobaczy艂 Raij臋. Siedzia艂a przy palenisku, r臋ce skrzy偶owa艂a na piersi.

- Nie musia艂a艣 na mnie czeka膰 - za偶artowa艂. Podskoczy艂 ku niej, chwyci艂 j膮 w talii i zakr臋ci艂 do­ko艂a w radosnym pl膮sie. - P艂yniemy, dziewczyno - roze艣mia艂 si臋 cicho.

Raija zapar艂a si臋 d艂o艅mi o m臋偶a i odwr贸ci艂a twarz na bok. Wykrzywi艂a si臋, kiedy owion膮艂 j膮 pi­jacki oddech Reijo. Wcale nie by艂a taka delikatna, ale tym razem uwa偶a艂a, 偶e ma powody do irytacji. Nie ujdzie mu to na sucho!

- Tak, p艂yniecie - wycedzi艂a. - O偶艂opali艣cie si臋 tak, 偶e potrzeba cudu, by艣cie odbili od brzegu...

Reijo pu艣ci艂 j膮 i odwr贸ci艂 si臋 plecami.

- Wystarczy ci byle pretekst, by wszcz膮膰 k艂贸tni臋. Raija nie ruszy艂a si臋 z miejsca.

- To, 偶e ca艂a wioska upija si臋 moj膮 gorza艂k膮, trudno nazwa膰 byle pretekstem.

- Trzeba by艂o j膮 wyla膰 - rzek艂 i ze zdziwieniem spojrza艂 na 偶on臋 przez w膮skie szparki oczu. - Nie rozumiem, dlaczego tego nie zrobi艂a艣. Z twoimi pogl膮dami?

Taka my艣l nigdy nie posta艂a w g艂owie Raiji, ale nie zamierza艂a si臋 do tego przyznawa膰.

- Powinna艣 si臋 cieszy膰 - ci膮gn膮艂 Reijo. - Te nie­dorostki tygodniami nie m贸wi艂y o niczym innym, tylko o tym, jak wkra艣膰 si臋 do sklepu. Mogliby wy­nie艣膰 znacznie wi臋cej, nie tylko alkohol.

- Mo偶e zatem powinnam ci podzi臋kowa膰? - spy­ta艂a jadowicie.

Reijo roz艂o偶y艂 ramiona i roze艣mia艂 si臋. Liczy艂 na jej poczucie humoru.

- Spr贸buj...

W odpowiedzi Raija obdarzy艂a go lodowatym spojrzeniem. Zamiataj膮c sukni膮, podesz艂a do sto艂u i podnios艂a jaki艣 przedmiot.

Reijo prze艂kn膮艂 g艂o艣no 艣lin臋, kiedy zobaczy艂, co Raija trzyma w d艂oni. A wi臋c wykry艂a co艣 jeszcze poza brakiem gorza艂ki. Usiad艂, wyrzucaj膮c sobie w艂asn膮 g艂upot臋.

- A to... - Podsun臋艂a mu pod nos bransolet臋. - Co to jest?

- Gdzie to znalaz艂a艣?

Reijo zna艂 odpowied藕, ale chcia艂 zyska膰 na czasie.

- Dobrze wiesz, Reijo - odrzek艂a podejrzanie s艂odkim g艂osem. - W twojej skrzyni. Tam, gdzie to schowa艂e艣.

Reijo skin膮艂 g艂ow膮.

Nast臋pne pytanie go zaskoczy艂o.

- Czy m贸g艂by艣 艂askawie zdradzi膰 mi, kogo za­mierza艂e艣 obdarowa膰 tym 艣wiecide艂kiem? Dlaczego ukrywa艂e艣 je przede mn膮? Nigdy nie mieli艣my przed sob膮 tajemnic, Reijo... - zako艅czy艂a zjadliwie.

Z pewno艣ci膮 dostrzeg艂a jego zdumienie, ale nie da艂a nic po sobie pozna膰. A Reijo nie m贸g艂 otrz膮­sn膮膰 si臋 z szoku. Czy偶by s艂ysza艂 w g艂osie Raiji ton zazdro艣ci? Nie odwa偶y艂 si臋 zapyta膰, zreszt膮 z pew­no艣ci膮 nie przyzna艂aby si臋 do tego.

Nie potrafi艂 jednak ukry膰, 偶e spodziewa艂 si臋 in­nego pytania.

- A my艣lisz, 偶e kogo? - zapyta艂 w nadziei, 偶e j膮 przejrzy.

Raija usiad艂a i Reijo uczyni艂 to samo. Dziewczy­na wspar艂a 艂okcie o blat sto艂u, jej palce bawi艂y si臋 bursztynow膮 bransolet膮. G艂ad藕 kamienia l艣ni艂a pi臋knym blaskiem, a jego kolor prowadzi艂 my艣li niebezpiecznym torem.

Oczy Reijo spogl膮da艂y na ni膮 zagadkowo, tro­ch臋 kpi膮co.

Raija nabra艂a powietrza i o艣wiadczy艂a:

- Zawarli艣my umow臋, Reijo, a jej fundamentem jest szczero艣膰, ca艂kowita szczero艣膰. Mieli艣my zwr贸ci膰 sobie wolno艣膰, je艣li kt贸re艣 z nas znajdzie prawdziw膮 mi艂o艣膰. Nie musisz niczego ukrywa膰.

Silna, ciep艂a r臋ka spocz臋艂a na d艂oniach Raiji.

- Czy jeste艣 tylko rozczarowana, Raiju? 呕e nie zdoby艂em si臋 na otwarto艣膰?

Wstrzyma艂 oddech, czekaj膮c na odpowied藕 偶ony. Raija walczy艂a ze sob膮. Wpatrywa艂a si臋 w ich splecione r臋ce. Tak lu藕no splecione... : Co poczu艂a na widok bransolety? 呕膮daj膮c szcze­ro艣ci, nie powinna skrywa膰 w艂asnych uczu膰...

A jednak ba艂a si臋, 偶e najgorsze przeczucia znaj­d膮 potwierdzenie, 偶e dowie si臋, dlaczego Reijo od­m贸wi艂 jej wsparcia. Nabra艂a tej pewno艣ci, kiedy za­cisn臋艂a palce na b艂yskotce. Reijo nie nale偶a艂 ju偶 do niej dusz膮 i cia艂em. Znalaz艂 sobie inn膮.

Godziny wlok艂y si臋 niezno艣nie. Nocna hulanka m臋偶a da艂a Raiji pretekst, by czeka膰 na niego. Sie­dzie膰 przy stole ze wzrokiem wbitym w bransole­t臋 i zastanawia膰 si臋.

Czu艂a co艣 wi臋cej poza rozczarowaniem. Czu艂a, jak przepa艣膰 otwiera si臋 pod stopami na my艣l o tym, 偶e Reijo nie b臋dzie d艂u偶ej jej ska艂膮 i opok膮.

呕e mo偶e go utraci膰.

Ta pewno艣膰 by艂a jak b贸l, kt贸ry 艣cisn膮艂 jej 偶o艂膮­dek, a potem rozni贸s艂 si臋 po ca艂ym ciele.

Reijo chcia艂 wiedzie膰, czy jest zazdrosna.

Tak w艂a艣nie wygl膮da zazdro艣膰?

Nie by艂a gotowa, by przyzna膰 si臋 do s艂abo艣ci.

- Nie wiem, Reijo, nie wiem - odrzek艂a. To by­艂o najbli偶sze prawdy.

Reijo 艣cisn膮艂 d艂o艅 偶ony. Zdawkowa odpowied藕 sprawi艂a mu rado艣膰. A wi臋c wci膮偶 co艣 dla niej znaczy艂.

- Bransoleta nale偶y do ciebie, Raiju - wyzna艂, d艂awiony wzruszeniem, i ci膮gn膮艂, nie daj膮c jej doj艣膰 do s艂owa: - Mia艂a艣 j膮 dosta膰 zesz艂ej jesieni. Post膮­pi艂em niem膮drze, ukrywaj膮c j膮.

- Ukrywaj膮c? Skin膮艂 g艂ow膮.

- Nie jest ode mnie. Wci膮偶 nie rozumiesz? Nie istnieje 偶adna kobieta, kt贸r膮 pragn膮艂bym przy­ozdobi膰. Nikt ci nie zagra偶a i nigdy nie zagra偶a艂, taki ju偶 m贸j los. Nie masz powod贸w do zazdro艣ci, to ja raczej powinienem czu膰 si臋 podle. Dostajesz cenne podarki od innych m臋偶czyzn...

Raija spojrza艂a na niego ze zdumieniem. Reijo poblad艂.

O co mu chodzi?

Nie musia艂a nawet pyta膰.

- Bransoleta jest twoja. Aleksiej kupi艂 j膮 dla cie­bie i prosi艂, bym j膮 tobie przekaza艂. Na pami膮tk臋...

Raija zarumieni艂a si臋. Aleksiej... Rosjanin, kt贸­rym opiekowali si臋 w zesz艂ym roku. M艂odzieniec, tak niebezpiecznie podobny do niej z charakteru. I tak urodziwy, 偶e mu uleg艂a...

- By艂em zazdrosny - przyzna艂 Reijo. - Zazdro艣膰 mnie za艣lepi艂a. Mikkal da艂 ci broszk臋. Bola艂o mnie, kiedy j膮 nosi艂a艣. Wiem, co was 艂膮czy, i cho膰 uwa­偶am Mikkala za przyjaciela, zazdroszcz臋 mu tego, czego nigdy mie膰 nie b臋d臋. Nawet teraz nale偶ysz bardziej do niego ni偶 do mnie... - Zaczerpn膮艂 tchu i ci膮gn膮艂: - A potem inny m臋偶czyzna zapragn膮艂 wr臋czy膰 ci kosztowny prezent. Widzia艂em wasze spojrzenia, widzia艂em te偶, jak si臋 ca艂owali艣cie. Mo­偶esz m贸wi膰, 偶e to nic nie znaczy, ale ja rozumuj臋 inaczej. Poca艂unek 艂膮czy ludzi, kt贸rzy darz膮 si臋 uczuciem. W poca艂unku mieszka mi艂o艣膰, Raiju...

Tak, zazdro艣膰 mn膮 ow艂adn臋艂a i postanowi艂em ukry膰 bransolet臋. Post膮pi艂em g艂upio.

M贸wi艂 szczerze, Raija nie mia艂a 偶adnych w膮tpli­wo艣ci. Tylko raz j膮 ok艂ama艂, kiedy zawi贸z艂 jej dziecko do Mikkala. Ca艂膮 wieczno艣膰 temu, gdy 偶y­艂a w z艂otej klatce jako oblubienica w贸jta.

Od艂o偶y艂a bransolet臋 na st贸艂. Ozdoba by艂a pi臋k­na, ale w jednej chwili straci艂a sw贸j magiczny urok. Raija zajrza艂a bowiem w zielon膮 g艂臋bi臋 oczu Reijo i zobaczy艂a w nich b贸l. Aleksiej nale偶a艂 do innego 艣wiata. Urodzili si臋 po dw贸ch stronach granicy i wszystko ich dzieli艂o: j臋zyk, przesz艂o艣膰, do艣wiad­czenia, odleg艂o艣膰.

Byli ulepieni z jednej gliny, ale 偶yli w odmien­nej rzeczywisto艣ci. Aleksiej powinien pozosta膰 wspomnieniem. W u艂amku sekundy Raija ujrza艂a jego aksamitnie br膮zowe oczy i us艂ysza艂a mi臋kki g艂os, lecz zaraz otrz膮sn臋艂a si臋 z tych my艣li.

W 偶yciu codziennym nie by艂o miejsca na marze­nia, ani o przesz艂o艣ci, ani o przysz艂o艣ci. W codzien­no艣ci Raiji liczy艂 si臋 czas tera藕niejszy.

Najwy偶sza pora dorosn膮膰.

Reijo by艂 tera藕niejszo艣ci膮. Reijo by艂 rzeczywi­sto艣ci膮.

- Nic nie szkodzi - szepn臋艂a mi臋kko i lekko za­wstydzona musn臋艂a d艂oni膮 policzek m臋偶a. Dawno nie okazywa艂a mu czu艂o艣ci.

Reijo zak艂opotany zamruga艂 powiekami. Spodzie­wa艂 si臋 raczej wybuchu z艂o艣ci, tymczasem Raija przy­tuli艂a go do siebie, nawet nie staraj膮c si臋 ukry膰 艂ez.

- Nic nie szkodzi, Reijo - powt贸rzy艂a z ustami przy jego policzku. - Wida膰 musimy si臋 czasem czubi膰 - doda艂a g艂osem dr偶膮cym od p艂aczu.

Reijo wstrzyma艂 oddech i obj膮艂 偶on臋 po raz pierwszy od paru tygodni. Nareszcie m贸g艂 da膰 upust uczuciom, kt贸re dusi艂 w sobie.

- Wida膰 musimy - u艣miechn膮艂 si臋, w jednej chwili zapominaj膮c o b贸lu, kt贸rego do艣wiadcza艂 przez minione dni. - Nigdy jednak nie zabraknie ciep艂a w naszym zwi膮zku, Raiju. I zawsze b臋dzie w nim miejsce na wybaczanie.

Spogl膮dali d艂ugo na siebie z oddaniem, kt贸re da­ne jest tylko prawdziwym przyjacio艂om. Z g艂臋bo­kim pragnieniem naprawienia krzywd.

- Wyje偶d偶asz na d艂ugo - zmartwi艂a si臋. Jej my­艣li pobieg艂y do tego miasta, kt贸rego chyba nigdy nie pozna.

- Czy偶by艣 mi zazdro艣ci艂a? - spyta艂 rozbawiony.

- A mo偶e b臋dziesz t臋skni膰 za mn膮?

- B臋d臋 t臋skni膰. - Raija zwichrzy艂a mu czupryn臋.

- Musz臋 obci膮膰 ci w艂osy. Nie mo偶esz w wielkim 艣wiecie wygl膮da膰 jak barbarzy艅ca.

- Nie boisz si臋? - roze艣mia艂 si臋. - Kto wie, co zrobi膮 damy w Bergen na widok tak urodziwego m艂odzie艅ca.

- Zarozumialec! - prychn臋艂a. - Niekt贸rzy m臋偶­czy藕ni maj膮 doprawdy wysokie mniemanie o sobie.

Wreszcie zachowywa艂a si臋 jak dawniej. Promie­niowa艂a rado艣ci膮, tuli艂a si臋 do艅 mi臋kko i ulegle.

- Tutaj sp臋dzimy noc? - spyta艂 z b艂yskiem w oku.

- Czy b臋dziemy przebacza膰 sobie w niesko艅czo­no艣膰 na 艣rodku kuchni?

艢miech Raiji 艣wiadczy艂, 偶e my艣la艂a o tym sa­mym.

Drzwi do alkowy by艂y uchylone.

- B臋dziesz tak daleko - mrukn臋艂a, kiedy zamkn臋­li je za sob膮.

- Ale nie od ciebie - szepn膮艂, wtulaj膮c usta w za­g艂臋bienie na jej szyi. - Pami臋taj, Raiju, nie od cie­bie. Nigdy nie b臋d臋 daleko od ciebie.

Reijo nie m贸g艂 wiedzie膰, 偶e za kilka tygodni przypomni sobie te s艂owa. Teraz i tutaj liczy艂a si臋 tylko ona. Nikt inny.

4

Przez kilka tygodni Reijo wraz za艂og膮 op艂ywali okolic臋, zbieraj膮c 艂adunek.

Ludzie gromadzili si臋 t艂umnie na przybycie 艂o­dzi. Niemal ka偶dy z rybak贸w mia艂 zlecenie dla przewo藕nik贸w.

Jakob z Viki 偶yczy艂 sobie sze艣ciu funt贸w kono­pi, ba艅k臋 gorza艂ki, trzy beczki 偶ytniej m膮ki i suk­no dla 偶ony.

Jakob nie potrafi艂 pisa膰 i musia艂 liczy膰 na to, 偶e przewo藕nik zapami臋ta zlecenie i nie pomyli z list膮 innego rybaka. Cho膰by Aksela z Bergan. Ten chcia艂 cztery zwoje linki, pi臋膰 funt贸w konopi, je­dwabne chusty dla trzech c贸rek, dwie beczki m膮­ki 偶ytniej i tyle samo gorza艂ki co Jakob.

Ka偶dy z przewo藕nik贸w musia艂 pomie艣ci膰 w pa­mi臋ci co najmniej kilkana艣cie Ust sprawunk贸w. A biada i wstyd temu, kto powr贸ci艂 z Bergen, za­pomniawszy o zakupach.

Reijo umia艂 czyta膰 i pisa膰. Skrupulatnie notowa艂 偶yczenia Raiji i najbli偶szych s膮siad贸w.

W drugiej po艂owie maja ci臋偶ka jednomasztowa 艂贸d藕 wyp艂yn臋艂a w morze. Raija odprowadza艂a j膮 wzrokiem, dr偶膮c mimowolnie na wspomnienie po­dobnego zdarzenia z niedawnej przesz艂o艣ci.

Kiedy Karl rusza艂 na po艂贸w do Finnmarku, nie wysz艂a na brzeg. Karl nie wr贸ci艂. Uzna艂a, 偶e nie 偶y­je, i tylko przypadkiem los znowu ich zetkn膮艂. Oby Reijo nie spotka艂 podobny los!

Sta艂a w progu domu z synkiem na r臋kach i dziew­czynkami u boku i patrzy艂a, jak nieforemna 艂贸d藕 toruje sobie drog臋 w艣r贸d fal ku otwartemu morzu. Rejowy 偶agiel na jedynym maszcie wype艂ni艂 si臋 wia­trem. Pogoda by艂a sprzyjaj膮ca. Kiedy Reijo wkra­cza艂 na pok艂ad, u艣miecha艂 si臋 na my艣l o czekaj膮cych go przygodach.

Raija niepokoi艂a si臋, ale nie da艂a tego pozna膰 po sobie. Nie chcia艂a psu膰 dzieci臋cej rado艣ci m臋偶a, nie chcia艂a, by jej instynktowny l臋k przed bezmiarem wody zm膮ci艂 optymizm 偶eglarzy.

Teraz 偶a艂owa艂a. Mia艂a mu tyle do powiedzenia. Nigdy sobie nie wybaczy, je艣li Reijo nie wr贸ci.

Podtrzymuj膮c Knuta na ramieniu, ukry艂a d艂onie pod szalem i z艂o偶y艂a je. Nienawyk艂a do modlitwy, niezdarnie wyszepta艂a:

- Niech im los sprzyja! Niech dotr膮 do celu! I, dobry Bo偶e, daj im powr贸ci膰!

Cho膰 nikt jej nie widzia艂, zaczerwieni艂a si臋, za­k艂opotana w艂asn膮 s艂abo艣ci膮. Potem zebra艂a fa艂dy sukni i pospieszy艂a do osady. Dziewczynki podrep­ta艂y za matk膮.

Raija nie mia艂a czasu, by wpatrywa膰 si臋 w hory­zont. Reijo i jego za艂oga byli obeznani z 偶eglug膮, wiedzieli, na co si臋 porywaj膮. Dadz膮 sobie rad臋.

Raija musia艂a skupi膰 uwag臋 na sklepie. Czeka艂o j膮 mn贸stwo pracy. Trzeba przejrze膰 zawarto艣膰 ma­gazynu i przygotowa膰 si臋 do wyjazdu na targ.

Raija bowiem szykowa艂a si臋 do podr贸偶y. Zata­i艂a swoje zamiary przed Reijo, wiedz膮c z g贸ry, 偶e m膮偶 si臋 sprzeciwi. Z pocz膮tku bawi艂a si臋 t膮 my艣l膮, dopiero przejrzawszy ksi臋gi, zacz臋艂a rozwa偶a膰 j膮 z pe艂n膮 powag膮.

Holmertz zwyk艂 odwiedza膰 lapo艅skie jarmarki. Raija znalaz艂a kiedy艣 zapiski, kt贸re sporz膮dzi艂 po jednej ze swoich handlowych wypraw, i kolumny liczb wprawi艂y j膮 w os艂upienie.

Na targu nikt nie prosi艂 o kredyt. P艂acono 偶yw膮 got贸wk膮 lub towarem.

Przebieg艂y Holmertz wymienia艂 si臋 na sk贸ry, kt贸re p贸藕niej ze znacznym zyskiem odsprzedawa艂 w Bergen. Kupiec potrafi艂 si臋 targowa膰 i zani偶a艂 ce­n臋. Raija by艂a jednak przekonana, 偶e traktuj膮c klient贸w uczciwie, r贸wnie偶 mo偶e si臋 spodziewa膰 godziwej zap艂aty.

Zarobi do艣膰, by liczby w ksi臋gach straci艂y sw膮 nie­pokoj膮c膮 wymow臋. Do艣膰, by nie musia艂a przypiera膰 do muru najbardziej potrzebuj膮cych w osadzie; tych, kt贸rzy nie mogli si臋 oby膰 bez jej towar贸w, a nie mieli czym za nie p艂aci膰. Do艣膰, by uratowa膰 sklep.

Reijo powiedzia艂by, 偶e nie powinna jecha膰 na targ, bo jest kobiet膮. Czeka j膮 uci膮偶liwa podr贸偶, a potem ci臋偶ka praca od 艣witu do zmroku. Zmru­偶y艂by oczy i opowiada艂 jej o niebezpiecze艅stwach, jakie zagra偶aj膮 m艂odej kobiecie w takim miejscu.

Raija by艂a ich 艣wiadoma. Sk艂ama艂aby, twierdz膮c, 偶e si臋 nie boi. Wyrusza艂a w pojedynk臋, a si艂膮 fizycz­n膮 nie mog艂a r贸wna膰 si臋 z m臋偶czyzn膮.

Do艣wiadczy艂a w 偶yciu do艣膰 gwa艂tu i przemocy, by utraci膰 wiar臋 w ludzk膮 dobro膰. By膰 mo偶e w g艂臋­bi duszy wi臋kszo艣膰 ludzi by艂a dobra, ale te偶 wi臋k­szo艣ci ludzi nigdy w g艂膮b duszy nie zagl膮da艂a.

Wyprawa na targ wi膮za艂a si臋 z ryzykiem, ale Ra­ija musia艂a je podj膮膰.

Sklep nale偶a艂 do niej, by艂a gotowa uczyni膰 wszyst­ko, by go uratowa膰.

Je艣li p贸jdzie dobrze, Reijo nie b臋dzie m贸g艂 czy­ni膰 jej wyrzut贸w.

A je艣li p贸jdzie 藕le... Raija nie mia艂a zwyczaju mar­twi膰 si臋 na zapas. Raz powzi臋tych decyzji nie cofa­艂a i nie s艂ucha艂a napomnie艅 ludzi, kt贸rzy starali si臋 鈥瀙rzem贸wi膰 do rozs膮dku tej szalonej Kwence鈥.

Raija nie kierowa艂a si臋 g艂osem rozs膮dku. By艂a uparta, kiedy trzeba, kiedy indziej za艣 s艂odka i przy­milna.

Zdecydowanym g艂osem informowa艂a klient贸w, 偶eby poczynili zapasy na par臋 tygodni. Sklep zo­stanie zamkni臋ty.

Ludzie sarkali, ale robili, jak kaza艂a. Niewiele ich to zreszt膮 kosztowa艂o. Tylko nieliczni mieli pieni膮dze, wi臋c to Raija traci艂a, kiedy kupowali wi臋cej ni偶 zazwyczaj. D艂ug r贸s艂, ale ta dziwna dziewczyna nie 偶膮da艂a zwrotu. I skoro by艂a na ty­le szalona, by samotnie rusza膰 na targ, to niech si臋 stanie jej wola. Nie ich rzecz, je艣li wszystko stra­ci, przecie偶 pr贸bowali j膮 powstrzyma膰. B臋d膮 mo­gli spojrze膰 jej m臋偶owi prosto w oczy, kiedy ten wr贸ci z Bergen. Ostrzegali.

Reijo zrozumie. Wszak nie jest g艂upi i dobrze zna swoj膮 kobiet臋.

Raija zdo艂a艂a przekona膰 Pedera, w艂a艣ciciela do­mostwa nad samym brzegiem morza, by sprzeda艂 jej konia, poczciw膮 wys艂u偶on膮 szkap臋.

Z pocz膮tku Peder si臋 waha艂. Raija mia艂a jednak wielk膮 moc przekonywania. I najlepsze karty w r臋ku..

- Ko艅 jest stary - stwierdzi艂a i u艣miechn臋艂a si臋, kiedy Peder skin膮艂 g艂ow膮 z namys艂em. By艂 偶ona­tym cz艂owiekiem z jedena艣ciorgiem dzieci, ale wci膮偶 ulega艂 dzia艂aniu kobiecego czaru. - Ju偶 na wiele ci si臋 nie zda. Wkr贸tce zdechnie, wi臋c jaki z niego po偶ytek? B臋dziesz musia艂 je艣膰 konin臋 przez par臋 miesi臋cy, a zar臋czam, 偶e jest 偶ylasta i twarda jak podeszwa.

W艂a艣ciciel konia u艣miechn膮艂 si臋, ukazuj膮c braki w uz臋bieniu. Dziewczyna m贸wi艂a prawd臋, w tej pi臋knej g艂贸wce kry艂o si臋 sporo sprytu, wiedzia艂 o tym od dawna. Tyle 偶e Peder nie chcia艂by mie膰 jej za 偶on臋, nawet za cen臋 urody. Przemkn臋艂o mu przez g艂ow臋, 偶e z tak膮 m膮dral膮 d艂ugo by nie wytrzyma艂.

Raija dysponowa艂a argumentami silniejszymi od s艂贸w. Pogrzeba艂a w kieszeni, nie odrywaj膮c wzro­ku od twarzy Pedera. Potem otworzy艂a d艂o艅 i pod­sun臋艂a mu pod nos ziarna 偶贸艂tego kruszcu.

Peder nigdy dot膮d nie widzia艂 z艂ota, ale rozpozna艂 je bez cienia w膮tpliwo艣ci. Taka okazja mog艂a si臋 nie powt贸rzy膰. Zachrypni臋tym z emocji g艂osem wykrztusi艂, 偶e ko艅 nale偶y do niej. C贸偶 mu do te­go, 偶e Raija popadnie w tarapaty na targu? Sprze­da艂 jej konia, nic wi臋cej. I to ze sporym zyskiem.

Na tyle du偶ym, by m贸g艂 sam my艣le膰 o wypra­wie na jarmark.

Raija zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e przep艂aca, ale ko艅 znaczy艂 dla niej wi臋cej ni偶 z艂oto. Gar艣膰 tych grudek nie ocali艂aby sklepu. A zreszt膮 by艂o ich wi臋­cej w miejscu, o kt贸rym opowiada艂 Karl. Zazna­czy艂 je na mapie. Kiedy Reijo wr贸ci z Bergen, znaj­dzie reszt臋 z艂ota, to tylko kwestia czasu.

Raija mog艂a zaczeka膰. Skarb Karla rozwi膮za艂by wszystkie problemy, ale zdecydowa艂a, 偶e sama da so­bie rad臋. Poka偶e, na co j膮 sta膰. Bez niczyjej pomocy.

Dzieci musia艂a zostawi膰. Powinna pokaza膰 lu­dziom z osady, 偶e nie zatraci艂a poczucia odpowie­dzialno艣ci. Siebie mog艂a nara偶a膰 na niebezpiecze艅­stwo, potomstwo nigdy.

Znalezienie opiekunki dla trojga male艅stw na par臋 tygodni nie by艂o prostym zadaniem. Kobiety z osady zwietrzy艂y szans臋, by powstrzyma膰 Raij臋 przed szale艅cz膮 eskapad膮.

Raija musia艂a u偶y膰 tych samych 艣rodk贸w per­swazji.

Pomog艂o.

Pewna wdowa po rybaku, kt贸ry zagin膮艂 poprzed­niego lata, matka trojga maluch贸w, nie potrafi艂a oprze膰 si臋 pokusie. Ostatnie grudki Kar艂owego z艂ota zmieni艂y w艂a艣ciciela. Berta obieca艂a zaj膮膰 si臋 tr贸j­k膮 dzieci Raiji jak swoimi w艂asnymi. Raija zaopa­trzy艂a j膮 w zapas jedzenia na wiele dni.

Mog艂a ruszy膰 na targ.

Reijo by艂 daleko, w drodze do innego 艣wiata.

Teraz Raija ju偶 nie zazdro艣ci艂a m臋偶owi. J膮 te偶 czeka艂a przygoda. Nie tak niezwyk艂a, ale przecie偶 stanowi艂a odmian臋 w szarej rzeczywisto艣ci, stawia­艂a wyzwania. Raija nie wiedzia艂a, co przysz艂o艣膰 jej przyniesie, ale niepewno艣膰 wzmaga艂a jedynie jej ekscytacj臋.

Na wozie wy艂adowanym towarami Raija udawa­艂a si臋 na targ. Pe艂na oczekiwa艅 i nadziei na my艣l o spotkaniu z nieznanym.

Czu艂a si臋 tak, jakby na jarmarku mia艂o j膮 spo­tka膰 co艣 nieoczekiwanego.

Czu艂a smak przygody.

Na piersi pod kaftanem i szalem nosi艂a najcen­niejsz膮 pami膮tk臋. Broszk臋, prezent od Mikkala. Da艂a j膮 Mai, ale wci膮偶 nazywa艂a swoj膮 broszk膮.

Nie potrafi艂a wyt艂umaczy膰, dlaczego zabra艂a j膮 ze sob膮. Uczyni艂a to odruchowo, w ge艣cie tak na­turalnym, 偶e nie wymaga艂 wyja艣nie艅.

P贸藕niej uzna艂a to za znak. Znak wi臋z贸w tak trwa艂ych, 偶e a偶 niepoj臋tych dla ludzkiego rozumu.

I niezrywalnych...

Raija nie by艂a jedyn膮 osob膮, kt贸ra zd膮偶a艂a w g艂膮b l膮du.

Peder pozby艂 si臋 konia za dobr膮 cen臋. Teraz szykowa艂 si臋 do drogi. Wyj膮艂 od艣wi臋tne ubranie. Spodnie wymaga艂y interwencji ma艂偶onki, kt贸ra nie omieszka­艂a skorzysta膰 z okazji, by wy艂o偶y膰 swoje racje.

- D艂ug, Peder - marudzi艂a - to jedyna okazja, by sp艂aci膰 d艂ug. Pomy艣l, nie b臋dziesz nic nikomu wi­nien - rozmarzy艂a si臋. 呕ona rybaka mocno st膮pa艂a po ziemi. Czyste konto w sklepiku stanowi艂o szczyt jej d膮偶e艅.

Peder zapatrywa艂 si臋 na to inaczej. Z m艂odzie艅­cz膮 werw膮 szykowa艂 si臋 do wyjazdu. Nie by艂 na targu z g贸r膮 dziesi臋膰 lat. Zad艂u偶ony po uszy u kup­ca, nie mia艂 nic do sprzedania ani do kupienia.

- Nie oddam jej tych kamyk贸w - powiedzia艂 z namaszczeniem i powag膮, kt贸rej przydaj膮 lu­dziom pieni膮dze. - Nie ma mowy. Ani s艂owem nie wspomnia艂a o sp艂acie nale偶no艣ci. Dobrze si臋 z ni膮 handluje - zarechota艂.

呕ona ju偶 nie protestowa艂a. Szykowa艂a Pederowi odzienie na drog臋. Da艂a si臋 ponie艣膰 entuzjazmowi m臋偶a. 呕ona rybaka, matka jedena艣ciorga dzieci, odm艂odnia艂a w jednej chwili. W pami臋ci stan臋艂y jej dni targowe, kt贸re ogl膮da艂a oczami dziecka. 艢miech, 偶arty, ukradkowe spojrzenia ch艂opc贸w, marzenia o przysz艂o艣ci...

To by艂o dawno, zanim jeszcze pozna艂a Pedera, zanim trafi艂a do tej ponurej izby w chacie nad brzegiem morza.

Rozumia艂a go, rozumia艂a jego t臋sknot臋. Z zawsty­dzeniem stwierdzi艂a, 偶e my艣li o tym samym. Wyje­cha膰, zostawi膰 wszystko, nawet dzieci. Otrz膮sn臋艂a si臋 z przera偶eniem. Wszak kocha艂a je, nie by艂a z艂膮 mat­k膮. Zna艂a swoje miejsce, by艂o tu, w czterech 艣cianach domu, kt贸ry Peder wzni贸s艂 dla rodziny. Nie mia艂a go­rzej ni偶 inni. Niech Peder jedzie, zas艂u偶y艂 na to. Czy偶 nie wypruwa艂 sobie 偶y艂 dla niej i dla potomstwa?

Na u艂amek sekundy jej my艣li zn贸w pow臋drowa­艂y w niebezpieczne rejony. Twarda dziewczyna z tej Raiji. I odwa偶na. Taka samodzielno艣膰 grani­czy艂a nieomal z nieprzyzwoito艣ci膮. 呕ona Pedera musia艂a jednak przyzna膰 si臋 przed sob膮, 偶e sama my艣l o wyje藕dzie wyda艂a jej si臋 s艂odka.

Cho膰 raz w 偶yciu powa偶y膰 si臋 na co艣 podobnego...

Nie, nie, chyba ma niedobrze w g艂owie, podzi­wia膰 t臋 upart膮 dzierlatk臋, kt贸ra robi swoje za ple­cami m臋偶a. Mo偶e zacznie si臋 w ko艅cu uwa偶a膰 za m臋偶czyzn臋? To w膮t艂e dziewcz臋 my艣li, 偶e ud藕wi­gnie ci臋偶ar odpowiedzialno艣ci.

- Kup mi co艣 艂adnego, Peder - poprosi艂a, u艣mie­chaj膮c si臋. - Chustk臋 lub materia艂 na sukni臋. Tyl­ko nie u Lapo艅czyk贸w!

Peder przysta艂 na to. By艂 w tak dobrym humo­rze, 偶e zgodzi艂by si臋 na wszystko.

Daleko na p贸艂nocy, gdzie morze obmywa pla偶e ze wszystkich stron, a cienka linia sta艂ego l膮du le­dwie majaczy na horyzoncie, dw贸ch m臋偶czyzn sie­dzia艂o przy stole. Na blacie pomi臋dzy nimi le偶a艂 kawa艂ek metalu.

Ich r臋ce stwardnia艂y od ci臋偶kiej har贸wki na ska­listej ziemi i w s艂onej wodzie.

Spracowane i twarde r臋ce wci膮偶 potrafi膮 pie艣ci膰. Obaj g艂adzili grudk臋 metalu tak tkliwie, jak nigdy nie dotykali kobiety. Oczy m臋偶czyzn b艂yszcza艂y silniej ni偶 przedmiot ich po偶膮dania. Z艂oto dzia艂a艂o tak na wielu ludzi.

By艂a w tym ge艣cie mi艂o艣膰, by艂a i chciwo艣膰. Wy­starczy艂o raz dotkn膮膰 z艂otego kruszcu, by nie m贸c ju偶 nigdy oderwa膰 od niego my艣li.

Jenny zostawi艂a t臋 grudk臋 i wesz艂a w morze. Oj­ciec Jenny i jej brat nie wiedzieli, dlaczego to zro­bi艂a. Domy艣lali si臋, ale nie mieli pewno艣ci.

Wiedzieli jednak, kto przyby艂 tu ze z艂otem. Ja­snow艂osy m艂odzieniec o krzywych nogach i jego 偶ona. M艂odzieniec twierdzi艂, 偶e jest bratem Karla.

Nie mieli poj臋cia, 偶e ma z艂oto. Inaczej nie prze­gnaliby go z wyspy.

Przekonaliby go, 偶eby podzieli艂 si臋 skarbem.

Kto sk艂onny jest ofiarowa膰 grudk臋 kruszcu, kt贸­ra ledwo mie艣ci si臋 w d艂oni, musi posiada膰 wi臋cej. Znacznie wi臋cej.

Nie mogli sobie darowa膰, 偶e nie poznali si臋 na nim wcze艣niej. Biedna Jenny, zawsze by艂a troch臋 zwariowana. Szkoda jej, bez dw贸ch zda艅, ale to tylko kobieta. A od znikni臋cia Karla zaniedbywa­艂a si臋 w obowi膮zkach.

Rodzina okry艂aby si臋 wstydem, gdyby Jenny urodzi艂a dziecko.

- Zapewne nie odjechali daleko - stwierdzi艂 syn.

Ojciec przyzna艂 mu racj臋.

Rybo艂贸wstwo da艂oby im zarobek, zapewni艂o utrzymanie. Tyle 偶e rybo艂贸wstwo straci艂o dla nich sens. Zbyt d艂ugo wpatrywali si臋 w b艂yszcz膮­cy kamie艅.

Z艂oty blask ich o艣lepi艂.

Nie chcieli 偶y膰 z dnia na dzie艅.

Chcieli wi臋cej.

- Ludzie zwracaj膮 uwag臋 na obcych - ci膮gn膮艂 z namys艂em ojciec. - Tych dwoje nie ukryje si臋 przed spojrzeniami. Ona jest zbyt 艂adna - wyja艣ni艂.

Syn skin膮艂 g艂ow膮. Nie zapomnia艂 drobnej dziew­czyny o kruczoczarnych w艂osach. 呕aden m臋偶czy­zna by jej nie zapomnia艂.

- Da艂oby si臋 ich odszuka膰 - m贸wi艂 dalej ojciec. - Pop艂yniemy na sta艂y l膮d, b臋dziemy pyta膰. Nie musimy si臋 t艂umaczy膰... - Zmru偶y艂 oczy i wykrzy­wi艂 usta w u艣miechu. - Niech ludzie my艣l膮, 偶e szu­kamy dawno nie widzianych krewnych.

Syn roze艣mia艂 si臋 chrapliwie.

Kamie艅 le偶a艂 na stole pomi臋dzy nimi.

Z艂oto.

B艂yszcz膮ce od niezliczonych dotkni臋膰 ich d艂oni. W nim skupia艂y si臋 wszystkie pragnienia i d膮偶enia obu m臋偶czyzn.

Ojciec drapa艂 si臋 po podbr贸dku. Nie by艂 ju偶 m艂ody. Je艣li mia艂 si臋 wyrwa膰 z zakl臋tego kr臋gu co­dzienno艣ci, musia艂 uczyni膰 to w艂a艣nie teraz. Musia艂 zdoby膰 si臋 na odwag臋 i opu艣ci膰 wysp臋. Tu czeka艂y go bieda i ci臋偶ka praca.

Poza wysp膮 le偶a艂 艣wiat przyg贸d i marze艅.

Gdzie艣 tam by艂o mn贸stwo 偶贸艂tego kruszcu. Jasnow艂osy m艂odzieniec i jego 偶ona znali miejsce.

Nie wiedzia艂 jeszcze, jak z nimi post膮pi, cho膰 zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e dobrowolnie nie poka偶膮 drogi do skarbu. Wola艂 nie my艣le膰 o trudno艣ciach. Nie uk艂ada艂 plan贸w. Na wszystko przyjdzie czas.

Najpierw musieli ich odnale藕膰.

- Jest dobra pora - zwr贸ci艂 si臋 do syna. Ten wy­dawa艂 si臋 nie rozumie膰. - Pora jarmark贸w - wyja­艣ni艂 z szerokim u艣miechem. - Dok膮d zmierzaj膮 te­raz wszyscy ludzie?

Syn poj膮艂, o co chodzi ojcu, i u艣miechn膮艂 si臋 r贸wnie szeroko.

- Poza tym - ci膮gn膮艂 stary - nam te偶 si臋 chyba nale偶y co艣 od 偶ycia?

Syn ochoczo przyzna艂 mu racj臋. Perspektywa uczestnictwa w targu by艂a wystarczaj膮co kusz膮ca, a smaczku dodawa艂a jej mo偶liwo艣膰 spotkania z bratem Karla i jego urodziw膮 偶on膮.

Nie przyzna艂 si臋 nigdy przed ojcem, 偶e mia艂 pewne zamiary wobec czarnow艂osej pi臋kno艣ci.

Ojciec nie wspomnia艂 o tym ani s艂owem, ale syn wiedzia艂 od dawna, 偶e b臋d膮 musieli pozby膰 si臋 tej dw贸jki. Lub przynajmniej brata Karla.

Jego 偶on臋 zatrzyma艂by sobie. Z wielk膮 ochot膮. Powie o tym ojcu p贸藕niej, teraz jeszcze nie czas.

Ca艂ym sercem przyznawa艂 ojcu racj臋. Trzeba je­cha膰 na targ.

Mikkal spakowa艂 sk贸ry i suszone mi臋so. Ravna do艂o偶y艂a kumagi, kt贸re uszy艂a przy wydatnej pomocy Ingi. Wszystkie te towary mogli wymieni膰 na rzeczy, kt贸re by艂y niezb臋dne, a kt贸rych nie by­li w stanie wykona膰 w艂asnymi r臋kami. Mikkal zna艂 warto艣膰 przedmiot贸w, kt贸re wysz艂y spod zr臋cz­nych palc贸w matki i Ingi. Ca艂kowite przeciwie艅­stwo Raiji, pomy艣la艂 z gorycz膮.

Wybiera艂 si臋 na targ tylko z Aslakiem. Reszta zo­stawa艂a w obozie, pracy by艂o mn贸stwo, nawet dla kobiet.

A jednak ruszyli w tr贸jk臋. Mikkal, Aslak i Inga. Mikkal nie mia艂 poj臋cia, dlaczego wzi膮艂 j膮 ze sob膮. Sam jej to nawet zaproponowa艂. Inga ani jednym s艂owem nie zdradzi艂a, 偶e chce jecha膰. Sprawia艂a wra偶enie zadowolonej z towarzystwa Ravny i Ailo. To Mikkal stwierdzi艂, 偶e Ailo mo偶e oby膰 si臋 bez jej opieki przez jaki艣 czas. Uzna艂, 偶e zas艂u偶y艂a na od­poczynek, par臋 dni bez znoju i obowi膮zk贸w.

To by艂y tylko s艂owa. W g艂owie kr膮偶y艂a mu inna, uporczywa my艣l: Chc臋, by艣 by艂a przy mnie. Jeste艣 mi potrzebna. Boj臋 si臋 samotno艣ci, uciekam od niej. Aslak mi nie wystarczy, znajdzie sobie jak膮艣 dziewk臋, zostawi mnie. Boj臋 si臋 samotno艣ci...

G艂o艣no tego nie powiedzia艂.

Inga domy艣la艂a si臋 prawdy, ale milcza艂a. Mik­kal by艂 dziwny. Nie lubi艂 s艂ucha膰 o w艂asnych s艂a­bo艣ciach.

Uszcz臋艣liwi艂 j膮 sw膮 pro艣b膮, nie mog艂a mu od­m贸wi膰.

Cieszy艂a si臋 jak dziecko.

Targ to co艣 zupe艂nie innego ni偶 ob贸z. Tam byli ludzie, obfito艣膰 wszelakich towar贸w. Mo偶e ujrzy znajome twarze.

Ta ostatnia perspektywa budzi艂a w Indze mie­szane uczucia. Od czasu do czasu t臋skni艂a do lu­dzi, kt贸rych zna艂a w przesz艂o艣ci, rozmy艣la艂a, co te偶 si臋 z nimi sta艂o. Pragn臋艂a jedynie unikn膮膰 spotka­nia z tym, kt贸ry wci膮偶 pozostawa艂 jej m臋偶em. Ura­dowa艂aby si臋 jednak niewymownie, gdyby jaki艣 je­go znajomek ujrza艂 j膮 w towarzystwie Mikkala.

C贸偶, to by艂aby prawdziwa rozkosz, gdyby tam­ten dowiedzia艂 si臋 o wszystkim.

W nieobecnym spojrzeniu Mikkala kry艂o si臋 co艣, co napawa艂o Ing臋 l臋kiem. Wiedzia艂a, 偶e nie po­winna zadawa膰 mu 偶adnych pyta艅, a jednak nie potrafi艂a si臋 powstrzyma膰.

- My艣lisz o niej? O Raiji?

- Co ci臋 to obchodzi? - warkn膮艂 z rozdra偶nie­niem, kt贸re 艣wiadczy艂o, 偶e domys艂y Ingi s膮 s艂uszne.

Kierowa艂a ni膮 ta sama zazdro艣膰, kt贸ra doprowa­dzi艂a do szale艅stwa Sigg臋.

To by艂o przera偶aj膮ce. Czy偶by i j膮 czeka艂 ten sam los? Czy p艂omie艅, kt贸ry j膮 trawi艂, wypali jej dusz臋? Inga chcia艂a wierzy膰, 偶e jest silniejsza ni偶 偶ona Mikkala.

A jednak na d藕wi臋k imienia nieznajomej, kt贸re wci膮偶 pojawia艂o si臋 w rozmowach, czu艂a niepok贸j.

Mikkal nie wspomnia艂 o Raiji ani s艂owem. To jeszcze bardziej utwierdza艂o Ing臋 w przekonaniu, 偶e tamta dziewczyna stale go艣ci w jego my艣lach. Z prawdziw膮 rywalk膮, kobiet膮 z krwi i ko艣ci, mog艂aby walczy膰. Raiji, nieuchwytnego marzenia Mikkala, nie mo偶na by艂o pokona膰. Nie spos贸b walczy膰 z idea艂em, z doskona艂o艣ci膮.

Po prawdzie Inga w膮tpi艂a w t臋 doskona艂o艣膰 Ra­iji z Tornedalen, ale nie mia艂o to wielkiego znacze­nia. Dop贸ki Mikkal tak uwa偶a艂, nie by艂a w stanie zdoby膰 jego serca.

W wyobra偶eniach Mikkala Raija uosabia艂a wszystko to, czego szuka艂 u kobiety, za czym t臋­skni艂. Nie wiedzia艂, jak jest w rzeczywisto艣ci, nie prze偶y艂 z ni膮 ani jednego szarego, zwyk艂ego dnia. Zna艂 ma艂膮 dziewczynk臋, ale ludzie si臋 zmieniaj膮. Inga mia艂a nadziej臋, 偶e Raija zmieni艂a si臋 w besti臋.

I 偶e Mikkal przekona si臋 o tym na w艂asne oczy.

Wtedy nadejdzie jej czas, je艣li wci膮偶 b臋dzie przy zdrowych zmys艂ach. Je艣li do tamtej chwili nie po­dzieli losu Siggi.

Je艣li w og贸le ta chwila nadejdzie...

Ponure rozwa偶ania o przysz艂o艣ci przerwa艂 jej Aslak.

- Nie pytaj o ni膮, Ingo! - powiedzia艂 tak cicho, by Mikkal go nie us艂ysza艂. - Nie przypominaj mu o niej!

- Tak jakby o niej kiedykolwiek zapomnia艂! - fukn臋艂a, daj膮c upust nagromadzonej goryczy.

Aslak pog艂adzi艂 j膮 po policzku, tak jak si臋 g艂adzi dziecko potrzebuj膮ce otuchy.

- Jeste艣 dla niego dobra, wiesz o tym, Ingo? U艣miechn臋艂a si臋. U艣miech sprawi艂, 偶e wypi臋k­nia艂a.

- Raija sprawia, 偶e Mikkalowi krew wrze w 偶y艂ach - ci膮gn膮艂 Aslak. - Nic nie mo偶e na to pora­dzi膰. Ty za艣 jeste艣 przy nim i to ci powinno wy­starczy膰. Nie wiem, czy kto艣 potrafi艂by zniszczy膰 jego marzenia. Za d艂ugo 偶y艂 z nimi. Cho膰 zabrzmi to g艂upio, uwa偶am, 偶e Mikkal sta艂 si臋 ich cz臋艣ci膮. Musisz to przyj膮膰 albo odej艣膰. Po艣rodku nie ma nic. Sigga nie umia艂a tak 偶y膰...

- Ja te偶 nie potrafi臋. Aslak nie odpowiedzia艂.

- Zabaw si臋 na targu, Ingo! Tego ci trzeba, tobie i Mikkalowi.

- A tobie? - spyta艂a z szelmowskim u艣miechem. - Czego tobie trzeba, Aslak? Nie jeste艣 wcale taki cnotliwy, jak si臋 ludziom zdaje...

Roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no. Ul偶y艂o mu, 偶e nie musi rozmawia膰 o Raiji.

- Nie, Ingo, nie jestem. Kto wie? Mo偶e w艂a艣nie mnie pobyt na targu najlepiej pos艂u偶y?

R贸偶ne mieli zamiary, ale cel ten sam.

5

Plac targowy wype艂nia艂o barwne k艂臋bowisko bud, kram贸w, woz贸w i namiot贸w, s艂u偶膮cych za miejsce handlu i nocnego odpoczynku.

Kupcy nadci膮gn臋li ze wszystkich stron, ze wscho­du, z male艅kich osad rybackich na p贸艂nocy, z za­chodu, kilku nawet z samej Christianii. Ma艂o kto z miejscowych potrafi艂 sobie wyobrazi膰, gdzie le偶y to odleg艂e miasto. Pewnie r贸wnie daleko jak Bergen, prawie w s膮siedztwie kr贸lewskiej Kopenhagi.

Znacznie 艂atwiej mo偶na by艂o przedstawi膰 sobie drog臋, kt贸r膮 odbyli kupcy z doliny rzeki Torne. Spo艣r贸d obecnych na targu mieszka艅c贸w obszar贸w po艂o偶onych na p贸艂noc od ko艂a polarnego ci bowiem przeszli najd艂u偶szy szlak. Pi臋膰set, nawet siedemset kilometr贸w. Podr贸偶 zaj臋艂a im pi臋膰 miesi臋cy.

Dla tych nielicznych przesiedle艅c贸w z Tornedalen, kt贸rzy zamieszkali w p贸艂nocnej Norwegii, kupcy z ojczystych stron byli jak 艣wie偶y powiew wiatru. Ludzie t艂oczyli si臋 wok贸艂 stragan贸w, w oj­czystym j臋zyku wypytuj膮c o wie艣ci z domu. Ci, co mieli wi臋cej szcz臋艣cia, trafiali na znajomych, wszy­scy za艣 korzystali z okazji, by wznie艣膰 targowy to­ast prawdziw膮 fi艅sk膮 gorza艂k膮.

Na rozleg艂ych ziemiach p贸艂nocy ludzkie sadyby le偶a艂y z dala od siebie. Czas jarmarku by艂 dla jej mieszka艅c贸w jedyn膮 okazj膮 do spotka艅. W te dni mogli zapomnie膰 o szarej codzienno艣ci, 艣mia膰 si臋 i 偶artowa膰, cieszy膰 oczy bogactwem towar贸w.

呕y膰 pe艂ni膮 偶ycia.

Czas jarmarku by艂 czasem przygody.

Raija przyby艂a na miejsce razem z wi臋kszo艣ci膮 kupc贸w na kilka dni przed rozpocz臋ciem wielkie­go handlowania. Trzeba by艂o przygotowa膰 stra­gan, roz艂o偶y膰 towary, oswoi膰 si臋 z lokalnymi zwy­czajami.

Dot膮d tylko raz uczestniczy艂a w jarmarku na placu targowym Nallevuopio w Skibotn, ale wte­dy k艂opoty sprzedaj膮cych niewiele j膮 obchodzi艂y. Ogl膮da艂a kramy z drugiej strony lady.

Odkry艂a szybko, 偶e rola kupca niesie same nie­spodzianki.

Przede wszystkim to by艂 艣wiat m臋偶czyzn. Pyta­j膮c o drog臋 do straganu Holmertza, widzia艂a scep­tyczne spojrzenia i uniesione w zdziwieniu brwi.

- Podr贸偶ujesz razem z Madsem Holmertzem? - chcia艂 wiedzie膰 jeden z kupc贸w. Musia艂 by膰 ze wschodu, Raija pozna艂a to po akcencie. - Niez艂y z niego spryciarz - doda艂, zanim zd膮偶y艂a odpo­wiedzie膰.

- Holmertz pojecha艂 do Bergen - wyja艣ni艂a Ra­ija z dostojn膮 min膮. - Ja przej臋艂am jego interesy. Nie wiem, co si臋 z nim dzieje, i szczerze m贸wi膮c, niewiele mnie to obchodzi. To niedobry, zach艂anny cz艂owiek. Stragan nale偶y teraz do mnie, mo偶esz wskaza膰 mi drog臋?

Min臋艂o dobre p贸艂 minuty, zanim m臋偶czyzna zdo艂a艂 wykona膰 jaki艣 gest. Z szeroko otwartymi ustami mierzy艂 Raij臋 od st贸p do g艂贸w. W jego oczach pojawi艂 si臋 jaki艣 b艂ysk, ale nie oznacza艂 on uznania dla zamiar贸w dziewczyny.

W ko艅cu potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 i wskaza艂 kierunek. Kiedy Raija skierowa艂a w贸z we w艂a艣ciw膮 stron臋, kupiec zamkn膮艂 pospiesznie stragan i pod膮偶y艂 do s膮siada.

Raija nie zd膮偶y艂a rozpakowa膰 towar贸w, a ju偶 wie艣膰 o m艂odej nast臋pczyni Holmertza roznios艂a si臋 po placu.

M臋偶czy藕ni u艣miechali si臋 znacz膮co i snuli ponu­re przepowiednie. To si臋 nie mo偶e uda膰, wszak jest kobiet膮. A kt贸ra kobieta zna si臋 na handlu i pie­ni膮dzach? Do tego trzeba m臋偶czyzny, przecie偶 to jasne jak s艂o艅ce.

Na dodatek kupiec, kt贸ry rozmawia艂 z Raij膮, twierdzi艂, 偶e z niej kobieta w ka偶dym calu.

Mruga艂 przy tym znacz膮co, a s艂uchacze zanosili si臋 艣miechem.

Tworzyli wsp贸lnot臋, do kt贸rej Raija nie mia艂a dost臋pu.

- Przyda si臋 nam kobieta, bez dw贸ch zda艅 - po­wiedzia艂 jeden z kupc贸w, przepijaj膮c do kompan贸w.

- Zw艂aszcza taka, co ma co艣 do sprzedania - do­da艂 drugi z szerokim u艣miechem.

Wymiana dowcip贸w trwa艂a ca艂e popo艂udnie, jedna spro艣na historyjka goni艂a drug膮. Wkr贸tce Raija sta艂a si臋 obiektem wyuzdanych fantazji, cho膰 prze­cie偶 nikt, poza jednym ze straganiarzy, jej nie wi­dzia艂. Ten jednak opisa艂 dziewczyn臋 tak dok艂adnie i barwnie, 偶e ca艂a reszta uzna艂a, i偶 zna j膮 wy艣mie­nicie. Przynajmniej je艣li chodzi o wygl膮d zewn臋trz­ny, bo kto by tam si臋 interesowa艂 kobiec膮 dusz膮?

O, nie, u niewiast znacznie wy偶ej cenili przy­mioty cia艂a.

Po kilku kolejkach gorza艂ki uznali, 偶e czas przyj­rze膰 si臋 jej z bliska. Gromad膮 ruszyli do straganu, kt贸ry Mads Holmertz zajmowa艂 poprzedniego ro­ku, ca艂膮 drog臋 dyskutuj膮c zawzi臋cie, co porz膮dnego cz艂owieka mog艂o przywie艣膰 do takiej bezmy艣lno艣ci. Holmertz by艂 jednym z nich, ale g艂upota wida膰 nie wybiera. Zreszt膮 kto go tam wie?

Raija zacz臋艂a uk艂ada膰 towary na p贸艂kach. By艂a spocona i brudna.

Porz膮dki na straganie zaj臋艂y jej kilka godzin, bu­da sprawia艂a wra偶enie nie sprz膮tanej od wielu lat. Raija wyszorowa艂a 艣ciany i sufit. Pod艂ogi nie by艂o, a na klepisko niewiele mog艂a poradzi膰. Rezultat okaza艂 si臋 zdumiewaj膮cy, wn臋trze, dot膮d ponure i ciemne, nabra艂o jasnych barw.

Otar艂a pot z czo艂a. Je艣li pozosta艂e stragany by艂y r贸wnie zapuszczone, to zdoby艂a nad nimi lekk膮 przewag臋. Kto woli kupowa膰 偶ywno艣膰 po艣r贸d my­sich odchod贸w i fruwaj膮cych k艂臋bk贸w kurzu?

呕a艂owa艂a, 偶e nie wzi臋艂a wi臋kszych zapas贸w ze sob膮. Nie s膮dzi艂a, i偶 stragan jest taki du偶y, wi臋c wybra艂a tylko najniezb臋dniejsze towary. Niekt贸re p贸艂ki 艣wieci艂y teraz pustkami.

Za cz臋艣ci膮 handlow膮, wielko艣ci po艂owy sklepu w osadzie, znajdowa艂o si臋 niewielkie pomieszcze­nie s艂u偶膮ce za sypialni臋. Nie przewidziano miejsca dla konia, wi臋c Raija uwi膮za艂a zwierz臋 za straga­nem. Pogoda sprzyja艂a, by艂o ciep艂o i sucho, cho膰 lato nie rozpocz臋艂o si臋 jeszcze na dobre.

Zaj臋ta swoimi sprawami Raija zapomnia艂a o bo­偶ym 艣wiecie.

Nie spodziewa艂a si臋, 偶e gromada kupc贸w posta­nowi艂a z艂o偶y膰 jej wizyt臋. Nie zamkn臋艂a zasuwy, drzwi do straganu sta艂y otworem.

Przerazi艂a si臋 dopiero wtedy, kiedy wpadli hur­mem do 艣rodka.

O偶ywienie m臋偶czyzn nie pozostawia艂o w膮tpli­wo艣ci co do tego, czym poili si臋 ca艂e popo艂udnie. Ich spojrzenia wprawi艂y Raij臋 w za偶enowanie.

Wiedzia艂a, 偶e jej uroda przyci膮ga uwag臋, m臋偶­czy藕ni 艣ledzili j膮 wzrokiem, gdziekolwiek si臋 ru­szy艂a.

Tym razem jednak by艂o ich zbyt wielu. Od kil­kudziesi臋ciu przedstawicieli m臋skiego rodu, kt贸rzy po偶erali j膮 oczyma, oddziela艂a Raij臋 w膮ska lada.

Gapili si臋, mrugali, rozdziawiali g臋by, ten i 贸w 艂akomie oblizywa艂 wargi. Jedni przeczesywali prze­rzedzone w艂osy, inni klepali si臋 nerwowo po 艂ysi­nach. Byli zaskoczeni. Spodziewali si臋 ujrze膰 prze­ci臋tn膮 kobiet臋.

Zobaczyli Raij臋.

By艂a brudna i spocona na twarzy. W臋ze艂, w kt贸­ry zwi膮za艂a w艂osy na karku, rozlu藕ni艂 si臋 i jedwa­biste czarne pukle sp艂yn臋艂y na w膮skie ramiona dziewczyny. Spod smolistych rz臋s b艂yszcza艂y oczy tak ciemne, 偶e nie spos贸b by艂o odr贸偶ni膰 w nich 藕renice. Nad bezdenn膮 przepa艣ci膮 oczu brwi uk艂a­da艂y si臋 w ostre 艂uki, kt贸re nagle przemieni艂y si臋 w ptasie skrzyd艂a, kiedy Raija spojrza艂a gniewnie na przybysz贸w.

Potem skrzy偶owa艂a ramiona na piersi, usi艂uj膮c nada膰 twarzy wyraz zdecydowania i ukry膰 strach. Zacisn臋艂a usta, nie zdaj膮c sobie sprawy, 偶e wygl膮­daj膮 jak kwiat, kt贸ry ka偶dy z nich zerwa艂by z naj­wi臋ksz膮 przyjemno艣ci膮.

艢miali si臋 z lekkim za偶enowaniem i spogl膮dali po sobie. Byli w gromadzie, dodawali sobie nawza­jem odwagi. Trudno znale藕膰 odwa偶niejsze i bar­dziej bezwzgl臋dne zwierz臋 ni偶 cz艂owiek silny po­parciem t艂umu. Byli m臋偶czyznami. By艂o ich wielu. Trzymali si臋 razem. Ona by艂a sama. By艂a kobiet膮. Niezwykle pon臋tn膮 kobiet膮.

Zwr贸cili si臋 do tego, kt贸ry spotka艂 Raij臋 pierwszy.

- Umiesz, doprawdy, dobiera膰 s艂owa!

- Co艣 nie w porz膮dku z twoim wzrokiem? Mo­偶e si臋 starzejesz?

- Pewnie gustujesz w starszych?

- Gdybym ja j膮 zobaczy艂 pierwszy, nikomu bym nie powiedzia艂...

艢miech wzbi艂 si臋 pod powa艂臋. Nie偶yczliwy 艣miech, skrywaj膮cy dwuznaczno艣膰 i po偶膮danie.

M臋偶czy藕ni zbli偶yli si臋 do lady, poruszali si臋 r贸w­no, jakby stanowili jeden organizm kierowany tym samym m贸zgiem.

Raija szuka艂a gor膮czkowo jakiego艣 rozwi膮zania. Perlisty pot wyst膮pi艂 jej na czo艂o, ale m臋偶czy藕ni zdawali si臋 tego nie dostrzega膰, zaj臋ci studiowa­niem ka偶dego fragmentu cia艂a dziewczyny.

Dreszcz przera偶enia przeszed艂 Raiji po plecach.

Wyobra藕nia podpowiada艂a jej, czym zaj臋te s膮 my­艣li m臋偶czyzn. Uzna艂a, 偶e nie prze偶yje napa艣ci, ale nie cofn臋艂a si臋 ani o krok. Nie chcia艂a okaza膰 po sobie, 偶e si臋 boi, nie chcia艂a prowokowa膰 ich do dzia艂ania.

To byli zwykli ludzie, wielu z nich nie grzeszy­艂o odwag膮. W rodzinnych stronach uchodzili mo­偶e za podpory spo艂ecze艅stwa, stra偶nik贸w cn贸t mo­ralnych. Widok 艂adnej kobiety wzbudza艂 w nich po偶膮dliwe my艣li, ale w pojedynk臋 偶aden nie prze­ku艂by ich w niecny czyn.

W gromadzie czuli si臋 zwolnieni od respektowa­nia granic przyzwoito艣ci, zwolnieni od odpowie­dzialno艣ci za w艂asne post臋pki. Alkohol sprawia艂, 偶e wyzbyli si臋 zahamowa艅.

M臋偶czy藕ni z pierwszego szeregu znale藕li si臋 ju偶 przy ladzie, naciskani przez rozochoconych wsp贸艂­towarzyszy.

W budzie zrobi艂o si臋 duszno. Pomieszczenie, kt贸­re wcze艣niej wyda艂o si臋 Raiji obszerne, zdawa艂o si臋 p臋ka膰 w szwach. Jedyna droga ucieczki prowadzi艂a na zaplecze, ale pokoik na ty艂ach straganu nie za­pewnia艂 schronienia. 艢ciany zewn臋trzne wzniesiono z solidnych desek, natomiast na drzwi i przegrody u偶yto materia艂u cienkiego nieomal jak papier.

D艂onie wyci膮gn臋艂y si臋 ku Raiji. Jak szpony pta­ka, pomy艣la艂a, drapie偶nie wykrzywione.

W pierwszym odruchu chcia艂a je odepchn膮膰, przeklina膰 ich, wrzeszcze膰.

Potem w niemym krzyku rozpaczy zwr贸ci艂a si臋 do tego, kt贸rego zawsze prosi艂a o pomoc.

- Mikkal, jestem sama! Boj臋 si臋! Mikkal, pom贸偶! Ale Mikkal przebywa艂 daleko, na pastwiskach na wschodzie. Nie m贸g艂 przyby膰, nie m贸g艂 odebra膰 jej wo艂ania. Tylko naiwni m艂odzi kochankowie sk艂onni s膮 wierzy膰, 偶e potrafi膮 czyta膰 w swoich my艣lach.

Nie zjawi si臋 wybawca, Raija skazana by艂a tylko na siebie.

Kieruj膮c si臋 nag艂ym impulsem, uczyni艂a co艣, co zdawa艂o si臋 nie mie膰 sensu.

Chwyci艂a jedn膮 z wyci膮gni臋tych d艂oni i 艣ciska­j膮c mocno, zaszczebiota艂a do jej zdumionego w艂a­艣ciciela:

- A wi臋c przychodzicie mi pom贸c. Zupe艂nie ju偶 opad艂am z si艂. Powiadano mi, 偶e to robota ponad dziewcz臋ce si艂y, ale musia艂am si臋 jej podj膮膰.

Nabra艂a oddechu i pomy艣la艂a o ojcu. Wierzy艂a, 偶e wybaczy jej k艂amstwo.

- M贸j ojciec przej膮艂 interesy Holmertza, ale nie­dawno zmar艂o mu si臋, biedakowi. Zosta艂am sama z tr贸jk膮 m艂odszych si贸str. Nie mamy nic poza skle­pem. Przyjecha艂am tutaj, by pozby膰 si臋 towar贸w, bo nikt nam nie chce zaofiarowa膰 porz膮dnej ceny. Wszyscy my艣l膮, 偶e mog膮 wykorzystywa膰 biedne dziewcz臋ta...

Poruszy艂a gwa艂townie powiekami, by wywo艂a膰 艂zy. Na twarzach niekt贸rych m臋偶czyzn ukaza艂 si臋 wyraz zdziwienia, nastr贸j w grupie wyra藕nie ule­ga艂 zmianie.

Raija coraz mocniej potrz膮sa艂a d艂oni膮 kupca, kt贸ry trze藕wia艂 w przyspieszonym tempie.

- Niech B贸g was b艂ogos艂awi - ci膮gn臋艂a z min膮 bezradnego dziewcz膮tka. - M贸j ojciec, 艣wie膰, Panie, nad jego dusz膮, patrzy na was z nieba i dzi臋kuje za pomoc ofiarowan膮 c贸rce. - I kieruj膮c wzrok na naj­bli偶szego kupca, doda艂a z udanym zak艂opotaniem: - Przypominasz mi go. Masz takie same m膮dre i do­bre oczy.

Podzia艂a艂o.

艢miechy cich艂y, spojrzenia straci艂y pewno艣膰 siebie.

Na powr贸t stali si臋 zwyk艂ymi lud藕mi. Zdarza艂o im si臋 naci膮gn膮膰 tego czy owego klienta, ale prze­cie偶 brzydzili si臋 wi臋ksz膮 pod艂o艣ci膮.

呕aden z nich nie tkn膮艂by m艂odej dziewczyny. Przynajmniej nie takiej, nad kt贸r膮 z nieba czuwa艂 ojciec.

Chowali pospiesznie brudne my艣li w g艂膮b duszy. Usi艂owali zaj膮膰 czym艣 r臋ce w nag艂ej potrzebie od­wr贸cenia uwagi od cia艂a Raiji.

Nie przystoi tak si臋 zachowywa膰 wobec sieroty. Przecie偶 to dziecko nieledwie, wystarczy przyjrze膰 si臋 bli偶ej.

Nie stanowi dla nich konkurencji. Pomog膮 jej urz膮dzi膰 stragan, pode艣l膮 klient贸w. Niech ma艂a pozb臋dzie si臋 towar贸w, nie艂atwo jej na 艣wiecie, skoro musi zajmowa膰 si臋 trzema m艂odszymi sio­strami. Najlepsze, co mog艂oby j膮 spotka膰, to do­bre zam膮偶p贸j艣cie.

Z takim wygl膮dem nie b臋dzie d艂ugo czeka膰 na kandydata.

Raija rozegra艂a sytuacj臋 po mistrzowsku. M臋偶­czy藕ni nie opu艣cili straganu, p贸ki w 艣rodku nie za­panowa艂 idealny porz膮dek. Wszyscy ofiarowali si臋 z pomoc膮 w trakcie trwania targu. Po ojcowsku przestrzegali j膮 przed niebezpiecze艅stwami.

- Na jarmarku mo偶na spotka膰 r贸偶nych ludzi - wyja艣niali.

Raija kiwa艂a powa偶nie g艂ow膮 i obiecywa艂a pyta膰 ich o rad臋, je艣li znajdzie si臋 w potrzebie.

Ka偶dy z nich uwa偶a艂 si臋 za zast臋pc臋 ojca, kt贸re­go dziewczyna niedawno utraci艂a.

W ciep艂ych s艂owach m贸wili o tym biednym, ale odwa偶nym dziecku. 呕aden ju偶 nie pami臋ta艂, z ja­kimi zamiarami przybyli do straganu Raiji.

I 偶aden z nich by nie uwierzy艂, 偶e ta biedna sie­rota urodzi艂a dwoje dzieci i mia艂a trzeciego m臋偶a.

Raija odetchn臋艂a z ulg膮 i zamkn臋艂a drzwi na za­suw臋.

Nie mia艂a poj臋cia, sk膮d wzi膮艂 si臋 jej ten szalony pomys艂, ale uchroni艂 j膮 przed najgorszym. Pozna艂a uroki jarmarku. I, pomy艣la艂a z gorzkim u艣miechem, zdoby艂a sobie nieoczekiwanych sprzymierze艅c贸w.

Raiji przysz艂a z pomoc膮 wyobra藕nia. To, co lu­dzie nazywali dzikimi fantazjami, sta艂o si臋 jej ra­tunkiem. Op艂aca si臋 marzy膰. Warto 膰wiczy膰 przy­tomno艣膰 umys艂u.

Przed zmrokiem plac zape艂nili ludzie z gminu, kt贸rych mo偶na by艂o pozna膰 po odzieniu z samo­dzia艂u i barwionego p艂贸tna. Spacerowali wok贸艂, za­poznaj膮c si臋 z uk艂adem stragan贸w.

Raija zda艂a sobie wtedy spraw臋, 偶e mimo woli sta艂a si臋 lokaln膮 sensacj膮. Gadano o niej, plotka roznios艂a si臋 jak ogie艅 w suchej trawie.

Grupy ciekawskich gromadzi艂y si臋 w pobli偶u straganu. Raija nie otwiera艂a drzwi, ale przez nie­wielki otw贸r widzia艂a spojrzenia kierowane w jej stron臋.

Kupiec w sp贸dnicy musia艂 budzi膰 zainteresowa­nie. Opowie艣ci samozwa艅czych obro艅c贸w i opie­kun贸w Raiji jeszcze bardziej je podsyca艂y. Dziew­czyna my艣la艂a, 偶e wznosi si臋 na wy偶yny fantazji, wymy艣laj膮c historyjk臋 o zmar艂ym ojcu i gromadce m艂odszych si贸str. Tymczasem to niewinne k艂am­stewko by艂o niczym w por贸wnaniu z opowie艣cia­mi, kt贸re zacz臋艂y kr膮偶y膰 w艣r贸d zgromadzonych na placu targowym.

Zanim dzie艅 dobieg艂 ko艅ca, dzieje odwa偶nej i pi臋knej sieroty, opiekuj膮cej si臋 niezliczonym ro­dze艅stwem, wywo艂a艂y 艂z臋 w niejednym oku.

Ca艂e szcz臋艣cie, 偶e d艂awieni wzruszeniem space­rowicze nie ujrzeli Raiji pierwszego dnia. Gotowi by j膮 jeszcze uzna膰 za jak膮艣 bogini臋.

Historia o dziewczynie dotar艂a te偶 do uszu Pedera, kt贸ry solennie obieca艂 sobie, 偶e wybierze si臋 do niej na zakupy. Do g艂owy mu nie przysz艂o, 偶e chodzi o t臋, kt贸rej winny jest roczny zarobek. Raija ze sklepiku w osadzie z pewno艣ci膮 nie by艂a bez­radn膮 sierot膮.

Po prawdzie rozgl膮da艂 si臋 po placu, szukaj膮c Raiji, ale nigdzie jej nie widzia艂. Uzna艂 wi臋c, 偶e nie dotar艂a na miejsce. Niczego innego si臋 po niej nie spodziewa艂. Kobiety nie nadawa艂y si臋 do handlu.

Ojciec i brat Jenny te偶 zainteresowali si臋 naj­nowsz膮 plotk膮, cho膰 nie przyprawi艂a ich ona o 艂zy wzruszenia. Kobieca s艂abo艣膰 pobudza zmys艂 opie­ku艅czo艣ci u wi臋kszo艣ci m臋偶czyzn, potwierdza bo­wiem ich si艂臋 i znaczenie.

Pierwszego wieczora nie natkn臋li si臋 na jasno­w艂osego i zielonookiego Fina, jego niezwykle uro­dziw膮 偶on臋 i gromadk臋 dzieci.

Musieli czeka膰. Rozpytywa膰 si臋, mie膰 oczy i uszy otwarte.

Nikomu nie wspomnieli o z艂ocie.

Tymczasem korzystali z urok贸w jarmarku. By­艂o co ogl膮da膰, by艂o z kim gada膰, by艂o co wypi膰 dla tego, kto mia艂 czym p艂aci膰. Oni mieli. I tak jak wszyscy poszli ogl膮da膰 stragan sieroty.

Nie ujrzeli nic poza szar膮 bud膮, niczym nie r贸偶­ni膮c膮 si臋 od pozosta艂ych.

I tak jak inni, kt贸rzy s艂yszeli wzruszaj膮c膮 opo­wie艣膰, usi艂owali stworzy膰 portret jej bohaterki.

Wyobrazili sobie ma艂膮, wystraszon膮 istot臋, dzieci臋co ufn膮. Tak膮, kt贸rej nikt nie mia艂by sumienia wyprowadzi膰 w pole.

I nie mieli poj臋cia, 偶e ta istota i czarnow艂osa pi臋kno艣膰 to jedna i ta sama osoba.

Mikkal postawi艂 namiot przy wydatnej pomocy Ingi. Aslak z miejsca zanurzy艂 si臋 w ci偶bie. Mia艂 do艣膰 pogaw臋dek z reniferami i komarami. Potrze­bowa艂 kontaktu z lud藕mi.

Po powrocie zasta艂 kompana rozci膮gni臋tego w le­niwej pozie przed namiotem. Inga szykowa艂a jedze­nie. Mikkal nie kiwn膮艂 palcem, by jej pom贸c.

Aslak pomy艣la艂, 偶e Mikkalowi wszystko przy­chodzi 艂atwo. Wszystko to, na czym mu nie zale偶y.

- Nie znalaz艂e艣 nikogo, z kim m贸g艂by艣 pogaw臋­dzi膰? - spyta艂 kwa艣no Mikkal. - Nie spodziewa艂em si臋 ciebie tak szybko. Czy偶by pi臋kne dziewcz臋ta jeszcze nie przyby艂y?

Aslak roze艣mia艂 si臋. By艂 w 艣wietnym humorze. Po艣r贸d ludzi czu艂 si臋 jak ryba w wodzie. 呕ycie na p艂askowy偶u mia艂o swoje uroki, ale nie dla spra­gnionych towarzystwa.

- Pi臋knych dziewcz膮t nie brakuje - odrzek艂 spo­kojnie - tyle 偶e ich uroda mi nie wystarcza. Je­stem wybredny. Szukam czego艣 wi臋cej... - wzru­szy艂 ramionami. - Na targu opowiadaj膮 histori臋 dziewczyny, kt贸ra ma w艂asny stragan. Pono膰 ca­艂a jej rodzina wymar艂a na tajemnicz膮 chorob臋, a ona musi sprzeda膰 towar, by m贸c ruszy膰 do ja­kich艣 krewnych...

Aslak u艣miechn膮艂 si臋 krzywo. Co艣 mu m贸wi艂o, 偶e w tej opowie艣ci sporo jest przesady.

- Taka by mi pasowa艂a - doda艂, a Mikkal prze­wr贸ci艂 oczami. - Ty te偶 powiniene艣 czu膰 s艂abo艣膰 do przedsi臋biorczych kobiet - zako艅czy艂, mruga­j膮c znacz膮co.

Mo偶e mia艂 na my艣li Ing臋, ale my艣li Mikkala po­w臋drowa艂y w innym kierunku. Wykrzywi艂 si臋, a na jego twarzy pojawi艂 si臋 wyraz wrogo艣ci.

- Raiji do tego nie mieszaj! - warkn膮艂.

Aslak westchn膮艂 i rzuci艂 ukradkowe spojrzenie w kierunku namiotu.

- Nie o ni膮 mi chodzi - zni偶y艂 g艂os. - Masz g艂o­w臋 zaprz膮tni臋t膮 Raij膮. Inga nie zas艂uguje na takie traktowanie.

Mikkal spojrza艂 na przyjaciela z rezygnacj膮.

- Nie po raz pierwszy mi to m贸wisz - zauwa偶y艂 szorstko. - Inga da sobie rad臋. Jest twarda, tward­sza ni偶 twoja siostra. Nic jej nie obiecywa艂em, zo­sta艂a z w艂asnej woli. To doros艂a kobieta, Aslak. Nie potrzebuje twojego wstawiennictwa.

Aslak nie odrywa艂 wzroku od Mikkala. Przyja藕­nili si臋 od dzieci艅stwa. M贸g艂 sobie pozwoli膰 na szczero艣膰 wobec niego.

- Inga jest twarda - zacz膮艂 spokojnie, lecz sta­nowczo - ale nie tak jak ska艂a. Prawda, to doros艂a kobieta. Kwestia woli nie ma tu jednak nic do rze­czy. Nie zauwa偶y艂e艣, 偶e ona ci臋 kocha? Potrzebu­je czego艣 wi臋cej poza twoim cia艂em, Mikkal.

Mikkal milcza艂, zamkni臋ty w 艣wiecie, do kt贸rego nikt nie mia艂 przyst臋pu. W ko艅cu Aslak wzro­kiem odszuka艂 przyjaciela. W jego przedziwnie miodowych oczach mieszka艂 b贸l.

Aslak s膮dzi艂 dot膮d, 偶e Mikkal przesta艂 czu膰 co­kolwiek, ca艂kiem zoboj臋tnia艂. To jedno spojrzenie powiedzia艂o mu, jak bardzo si臋 myli艂.

- My艣lisz, 偶e nie wiem, Aslak? - spyta艂 Mikkal. W jego glosie zna膰 by艂o cierpienie. - Tyle 偶e nic poza cia艂em nie mog臋 jej ofiarowa膰.

Aslak odwr贸ci艂 wzrok.

Inga sko艅czy艂a przygotowywa膰 posi艂ek.

W niezno艣nej ciszy gotowali si臋 do sp臋dzenia pierwszej nocy na targowisku.

6

Mikkal naprawd臋 stara艂 si臋 po艣wi臋ca膰 Indze spo­ro uwagi. Dobrze wiedzia艂, 偶e Inga jest dobr膮 ko­biet膮. Znacznie lepsz膮, ni偶 sobie na to zas艂u偶y艂.

Pierwszego dnia zostawi艂 handel w r臋kach Aslaka.

- Tylko nie zu偶yj ca艂ego zapasu swego m臋skie­go czaru - roze艣mia艂 si臋. - Zostaw troch臋 dla dziew­czyny ze straganu. Rozejrzymy si臋 z Ing膮 po pla­cu. Wst膮pimy te偶 do twojej wybranki, 偶eby艣 si臋 p贸藕niej nie wyg艂upi艂.

Aslak nie protestowa艂. Nie chcia艂 psu膰 nastroju In­dze uradowanej tym, 偶e Mikkal troszczy si臋 o ni膮. B臋dzie mia艂 mn贸stwo czasu na zabaw臋. Zreszt膮 ran­kiem nic si臋 nie dzia艂o, najwi臋ksze atrakcje czeka艂y o zmierzchu. Aslak gotowa艂 si臋 na wiecz贸r.

- Nie 偶a艂uj grosza! - poradzi艂 przyjacielowi. - Kup Indze co艣 艂adnego!

Mikkal obj膮艂 dziewczyn臋 ramieniem. Wygl膮dali na dobran膮 par臋, na osobie postronnej Mikkal m贸g艂 sprawia膰 wra偶enie prawdziwie zakochanego w swojej towarzyszce. Promienny u艣miech Ingi nie pozostawia艂 偶adnych w膮tpliwo艣ci co do szczero艣ci jej uczu膰.

Mikkal by艂 w wy艣mienitym humorze. Spojrza艂 ciep艂o na Ing臋 i zapewni艂 j膮, 偶e dostanie prezent.

- Najlepszy, jaki znajdziemy. Co sobie 偶yczysz, Ingo? Naszyjnik? Bransolet臋? Mo偶e chustk臋?

Inga wzruszy艂a ramionami, zak艂opotana jego niespodziewan膮 troskliwo艣ci膮. Nie wiedzia艂a, czy Mikkal 偶artuje, czy m贸wi powa偶nie. Nie chcia艂a przedwcze艣nie zdradza膰 si臋 ze swoj膮 rado艣ci膮, od­kry膰 uczucia. A mo偶e kpi sobie z niej?

- Podarki nie maj膮 dla mnie wi臋kszego znacze­nia - powiedzia艂a ostro偶nie.

Mikkal prychn膮艂.

- Nie ma dziewczyny, kt贸ra nie pragn臋艂aby b艂y­skotek...

Urwa艂 i zmieni艂 si臋 na twarzy.

Inga wiedzia艂a, co to oznacza. Istnia艂a inna ko­bieta, kt贸ra nie dba艂a o stroje i b艂yskotki. Nie mu­sia艂a pyta膰 o jej imi臋.

Raija.

Pod ostrzegawczym spojrzeniem Aslaka Mikkal wzi膮艂 si臋 w gar艣膰. Pami臋ta艂 s艂owa przyjaciela wy­powiedziane poprzedniego wieczora. Inga zas艂ugu­je na wi臋cej...

- Znajdziemy dla ciebie co艣 pi臋knego - stwier­dzi艂 z naciskiem, odsuwaj膮c natr臋tne my艣li. Nie warto zag艂臋bia膰 si臋 w bolesne wspomnienia. Nie przyjecha艂 na targ, by rozdrapywa膰 stare rany. - U dziewczyny z marze艅 Aslaka. Sprawdzimy, czy jest warta, by o niej 艣ni膰.

Aslak odetchn膮艂 z ulg膮, kiedy znikn臋li w t艂umie, 艣ci膮gaj膮c na siebie spojrzenia ciekawskich. Inga nie mog艂a uchodzi膰 za pi臋kno艣膰, ale by艂a postaw­n膮 pann膮, kt贸r膮 niejeden pragn膮艂by mie膰 u swego boku.

Mikkal zawsze budzi艂 zainteresowanie kobiet, cho膰 bywa艂 wobec nich opryskliwy. Mia艂 w sobie to co艣, co sprawia, 偶e kobiece serce mi臋knie jak wosk.

Kr膮偶yli po placu, zatrzymuj膮c si臋 przy niekt贸­rych kramach, ale z nikim nie dobili targu. Mikkal zach臋ca艂 Ing臋, by wybra艂a sobie co艣 z mn贸stwa wy­stawionych towar贸w, ale ona za ka偶dym razem po­trz膮sa艂a przecz膮co g艂ow膮.

Szuka艂a czego艣 taniego.

Nie chcia艂a wi膮za膰 go kosztownym podarunkiem.

Mikkal z rado艣ci膮 zanurza艂 si臋 w t臋tni膮cy 艣mie­chem i rado艣ci膮 t艂um. Mi艂o by艂o spacerowa膰 po­艣r贸d nieznanych sobie ludzi z dziewczyn膮 u boku. By膰 jednym z wielu.

Zatrzymywali si臋 raz po raz, by wymieni膰 par臋 s艂贸w z przypadkowymi przechodniami.

Mi艂ych, nie zobowi膮zuj膮cych s艂贸w z osobami, kt贸re widzieli po raz pierwszy i ostatni w 偶yciu.

Przed jedn膮 z bud Mikkal pos艂ysza艂 rozmow臋, kt贸ra brutalnie przywr贸ci艂a go do rzeczywisto艣ci.

Jaki艣 m臋偶czyzna dociekliwie wypytywa艂 ryba­k贸w z wybrze偶a.

- Szukamy krewnych - m贸wi艂. Mikkalowi wy­da艂 si臋 antypatyczny, ale co艣 kaza艂o mu si臋 zatrzy­ma膰. - M艂odzie艅ca o jasnych w艂osach. Ma ze dwa­dzie艣cia lat. Zielone oczy...

Mikkal zesztywnia艂. Nie musia艂 s艂ucha膰 dalej, by domy艣li膰 si臋, o kogo chodzi. Kiedy nieznajomy za­cz膮艂 opisywa膰 pi臋kn膮 dziewczyn臋 o czarnych w艂o­sach i br膮zowych oczach, Mikkal pozby艂 si臋 wszel­kich w膮tpliwo艣ci.

Ten cz艂owiek szuka艂 Reijo i Raiji. I k艂ama艂. Ani Reijo, ani Raija nie mieli krewnych w Finnmarku. A nieznajomy z pewno艣ci膮 nie nale偶a艂 do rodziny.

W nag艂ym przeb艂ysku zrozumienia Mikkal po­j膮艂 przyczyn臋 dociekliwo艣ci m臋偶czyzny.

Z艂oto Karla...

A wi臋c nie uciekli przed fam膮 o z艂ocie Karla. 艁owcy skarb贸w pod膮偶ali ich 艣ladem.

- Mikkal!

G艂os Ingi wyrwa艂 go z zamy艣lenia.

- Co z tob膮? - spyta艂a rozbawiona. - Ujrza艂e艣 ducha?

Zmusi艂 si臋 do u艣miechu, staraj膮c si臋 jednocze­艣nie zapami臋ta膰 twarz nieznajomego.

- Nie, wydawa艂o mi si臋 przez chwil臋, 偶e znam tamtego cz艂owieka.

呕eby tylko m贸g艂 ostrzec Reijo i Raij臋! Inga wsun臋艂a r臋k臋 pod jego rami臋.

- Pe艂no tutaj ludzi - powiedzia艂a z nag艂ym nie­pokojem. Co si臋 stanie, je艣li natkn膮 si臋 na Raij臋? Je­艣li i ona jest po艣r贸d t艂umu? - Ja te偶 mam wra偶enie, 偶e rozpoznaj臋 r贸偶ne twarze, lecz zaraz okazuje si臋, i偶 zwi贸d艂 mnie kszta艂t nosa czy ust... - Za艣mia艂a si臋 nerwowo, sama nie wierz膮c w to, co m贸wi.

Mikkal zn贸w zamkn膮艂 si臋 w sobie. Kiedy by艂 w takim stanie, nie mia艂a do niego przyst臋pu.

Inga nie艣wiadomie wiod艂a go do straganu dziew­czyny, o kt贸rej g艂o艣no by艂o na targu. Spaceruj膮c w艣r贸d ludzi, us艂yszeli kilka nowych wersji jej los贸w.

Ing膮 kierowa艂a nie tylko ciekawo艣膰. Chcia艂a prze­rwa膰 tok ponurych rozwa偶a艅 Mikkala.

- Przyjrzyjmy si臋 wybrance Aslaka - szepn臋艂a mu na ucho, ustawiaj膮c si臋 w kolejce przed straga­nem. - Je艣li oka偶e si臋 brzydul膮 - ci膮gn臋艂a z rozba­wieniem - Aslak b臋dzie niepocieszony.

Mikkal zdoby艂 si臋 na s艂aby u艣miech i pos艂usznie zaj膮艂 miejsce w rz膮dku czekaj膮cych. Nic go to nie kosztowa艂o. Chcia艂 sprawi膰 Indze przyjemno艣膰.

Przyjrzy si臋 dziewczynie, b臋dzie mia艂 pow贸d, by po偶artowa膰 z przyjaciela.

Musieli uzbroi膰 si臋 w cierpliwo艣膰, bo przed drzwia­mi straganu wi艂 si臋 d艂ugi ogonek klient贸w. Mikkal przyci膮gn膮艂 Ing臋 do siebie.

- Obiecaj, 偶e kupisz sobie tutaj co艣 艂adnego - wyszepta艂, muskaj膮c wargami jej policzek.

Inga zaczerwieni艂a si臋 i rozejrza艂a wok贸艂. Ten nieomal intymny gest wprawi艂 j膮 w zak艂opotanie. Mikkal nie zwyk艂 si臋 tak zachowywa膰.

Nikt nie zwraca艂 na nich uwagi.

Inga odpr臋偶y艂a si臋.

- Obiecuj臋 - powiedzia艂a.

Dotarli do drzwi. Mikkal obj膮艂 j膮 opieku艅czo, by ochroni膰 przed naporem klient贸w opuszczaj膮­cych stragan.

- Przekupka musi mie膰 wy艣mienity towar - szepn膮艂 - skoro wszyscy robi膮 tu zakupy. Znacznie lepszy ni偶 w tych pod艂ych budach z gorza艂k膮...

Inga prychn臋艂a i rzuci艂a mu ostre spojrzenie. Musi m贸wi膰 tak g艂o艣no? 呕eby wszyscy wok贸艂 wy­tykali ich palcami?

Wcisn臋艂a si臋 w t艂um, trzymaj膮c Mikkala za kaf­tan i ci膮gn膮c za sob膮.

Znale藕li si臋 w 艣rodku grupki wychodz膮cych klient贸w, wyra藕nie uradowanych zakupami w naj­bardziej obleganym straganie na placu targowym. Inga posuwa艂a si臋 z pr膮dem, ws艂uchuj膮c si臋 w 艂a­godny kobiecy g艂os, kt贸ry wypowiada艂 s艂owa po lapo艅sku, fi艅sku i norwesku. W powietrzu krzy偶o­wa艂y si臋 komentarze kupuj膮cych, a dziewczyna za lad膮 odpowiada艂a z niezwyk艂膮 bystro艣ci膮. Dojrza­艂a przed sob膮 czarny warkocz. W tej samej chwili id膮cy za ni膮 Mikkal wstrzyma艂 oddech i j臋kn膮艂. Po­tem zacisn膮艂 d艂onie na ramionach Ingi i bezwied­nie odsun膮艂 j膮 na bok.

Inga znalaz艂a si臋 mi臋dzy jak膮艣 t臋g膮 kobiet膮 i m臋偶­czyzn膮, kt贸ry by艂 prawdopodobnie jej m臋偶em.

Szeroko rozwartymi oczyma przygl膮da艂a si臋, jak Mikkal toruje sobie drog臋 w艣r贸d t艂umu. Zachowy­wa艂 si臋 jak szalony, nie zwa偶a艂 na swoj膮 kolej.

Par艂 do przodu. Inga nigdy nie widzia艂a go w takim stanie. Wytr膮cony z r贸wnowagi, z odmienion膮 twa­rz膮, wpatrywa艂 si臋 w posta膰 za lad膮. Usta mu dr偶a艂y, nozdrza porusza艂y jak u zranionego zwierz臋cia.

Inga nie by艂a w stanie my艣le膰 jasno. By艂a jedy­nie widzem, ogl膮da艂a ca艂e zdarzenie jak przez mg艂臋, jakby dotyczy艂o kogo艣 innego.

Zrozumia艂a wszystko, kiedy t艂um przepu艣ci艂 Mikkala. Ujrza艂a w艂a艣cicielk臋 straganu i poczu艂a, jak b贸l w p艂ucach odbiera jej zdolno艣膰 oddychania.

Ujrza艂a, jak ta osza艂amiaj膮co pi臋kna dziewczy­na podnosi oczy, otwiera usta w zdumieniu, a po­tem uk艂ada je w promienny u艣miech. Indze wyda­艂o si臋, 偶e s艂o艅ce zajrza艂o do 艣rodka.

By艂a zdruzgotana.

Z ca艂膮 moc膮 zda艂a sobie spraw臋 z pospolito艣ci w艂asnej urody.

- Mikkal! - szepn膮艂 mi臋kki g艂os 艂agodnie jak let­ni wiatr.

Zanim Inga si臋 odwr贸ci艂a, ujrza艂a jeszcze, jak tamtych dwoje nachyla si臋 ku sobie. Zrobi艂o si臋 jej niedobrze.

Dr偶膮cym g艂osem Mikkal wypowiedzia艂 to imi臋, kt贸re prze艣ladowa艂o Ing臋 od chwili, kiedy go po­zna艂a.

- Raija!

Inga zatoczy艂a si臋 ku wyj艣ciu. Nie mia艂a si艂y pa­trze膰, s艂ucha膰. Nie mog艂a poj膮膰, 偶e ta sierota z wzru­szaj膮cych jarmarcznych plotek i wielka mi艂o艣膰 Mik­kala to jedna i ta sama osoba. Tak jednak by艂o.

Sama zaprowadzi艂a go w jej obj臋cia.

Co za ironia losu.

Inga nic nie widzia艂a przez 艂zy. Zacz臋艂a biec, po­tyka艂a si臋 i przewraca艂a, ale wstawa艂a i bieg艂a dalej. Nie zwa偶a艂a na to, 偶e ludzie wezm膮 j膮 za pijan膮.

Nigdy dot膮d nie czu艂a takiego b贸lu. Zawsze lek­ko traktowa艂a swe emocje, ale z 偶adnym m臋偶czyzn膮 nie zwi膮za艂a si臋 tak mocno jak z Mikkalem. I 偶aden tak mocno jej nie zrani艂.

Wiedzia艂a, 偶e sama jest sobie winna. Mikkal da艂 jej do zrozumienia na pocz膮tku znajomo艣ci, 偶e je­go uczucia nie przekraczaj膮 granicy przyja藕ni i cie­lesnego po偶膮dania. Inga liczy艂a na wi臋cej. Dop贸ki walczy艂a z pozbawionym twarzy cieniem, dop贸ty mia艂a nadziej臋.

Teraz ujrza艂a Raij臋.

I poczu艂a si臋 jak ma艂a szara mysz. Mikkal nie m贸g艂 traktowa膰 jej inaczej. Ten, kt贸ry trzyma艂 Ra­ij臋 w ramionach, musia艂 patrze膰 z pogard膮 na inne kobiety. Nawet Sigga nie wytrzymywa艂a por贸wna­nia z t膮 czarown膮 istot膮.

Kiedy Inga dotar艂a do Aslaka, by艂a kompletnie roztrz臋siona. Przywar艂a do niego, zupe艂nie nie zwa偶aj膮c na otaczaj膮cych go klient贸w.

Musia艂a si臋 wyp艂aka膰 na czyim艣 ramieniu. Po­trzebowa艂a kogo艣, kto j膮 przytuli i przywr贸ci wia­r臋 we w艂asn膮 warto艣膰.

- Co si臋 sta艂o? - wykrzykn膮艂 Aslak. By艂 zdumio­ny i za偶enowany, nie przywyk艂, by kobiety rzuca­艂y mu si臋 na szyj臋 na oczach t艂umu.

Inga szlocha艂a.

Niezdarnie poklepa艂 j膮 po plecach, usi艂uj膮c zna­le藕膰 s艂owa, kt贸re by j膮 uspokoi艂y. Wzrokiem szu­ka艂 Mikkala.

Nigdzie go nie widzia艂.

Zrozumia艂, 偶e to przyjaciel jest przyczyn膮 tej rozpaczy.

Przekl臋ty Mikkal! Nie ma za grosz taktu! Co zrobi艂 tym razem?

- Gdzie jest Mikkal? - spyta艂 ostro偶nie, kiedy dziewczyna uspokoi艂a si臋 nieco.

Inga ukry艂a twarz, jej cia艂em wci膮偶 wstrz膮sa艂 szloch. Aslak got贸w by艂 zabi膰 Mikkala go艂ymi r臋­kami.

- Co on ci zrobi艂, Ingo? Odpowiedzia艂a jednym s艂owem:

- Raija.

Aslak zrozumia艂.

Zaprowadzi艂 Ing臋 do namiotu. Nie m贸g艂 zrobi膰 nic wi臋cej.

Historia si臋 powtarza, pomy艣la艂 z gorycz膮. Sigga te偶 si臋 tak zachowywa艂a, zanim gniew i niena­wi艣膰 przy膰mi艂y jej rozum.

Nie chcia艂, by Ing臋 spotka艂 ten sam los.

Pr贸bowa艂 pom贸c siostrze, ale na pr贸偶no.

Nie by艂o s艂贸w, kt贸re nios艂y pociech臋.

By艂y s艂owa, kt贸re nios艂yby wyja艣nienie. Te jed­nak tylko pogarsza艂y sytuacj臋.

Siedzia艂 bezradny u boku Ingi. Dziewczyna usi­艂owa艂a zapanowa膰 nad p艂aczem. Niesk艂adnie za­cz臋艂a opowiada膰 mu o poni偶eniu, jakie sta艂o si臋 jej udzia艂em. Aslak s艂ucha艂 w milczeniu.

- Dlaczego nikt nie powiedzia艂 mi, jak ona wy­gl膮da? - powtarza艂a raz po raz, odwracaj膮c zap艂a­kan膮 twarz w jego stron臋. - Dlaczego? Nie wysta­wi艂abym si臋 przynajmniej na po艣miewisko...

Aslak pozwoli艂 jej si臋 wygada膰, wyrzuci膰 z siebie dr臋cz膮ce j膮 w膮tpliwo艣ci. Kiedy zamilk艂a, po艂y­kaj膮c 艂zy, chrz膮kn膮艂 i powiedzia艂:

- Uroda nie ma tu nic do rzeczy. Zwi膮zek Mikkala i Raiji nie karmi si臋 rzeczami tak przyziemnymi. To prawda, oboje s膮 urodziwi, ale ich uczucie si臋ga poza przymioty cia艂a. My艣l臋, 偶e Raija kocha艂aby go, nawet gdyby by艂 kalek膮 lub mia艂 szpetn膮 twarz. Mik­kal ub贸stwia艂by Raij臋, cho膰by ta straci艂a z臋by i w艂o­sy. 艁膮czy ich wi臋cej, Ingo. Trudno to wyt艂umaczy膰, jeszcze trudniej zrozumie膰. Losy tych dwojga splot艂y si臋 ze sob膮. Taka mi艂o艣膰 zdarza si臋 raz na tysi膮c lat. Nie mog膮 zazna膰 szcz臋艣cia, kiedy s膮 z dala od siebie. I... - Aslak zawaha艂 si臋 i wbi艂 wzrok w 艣ciank臋 namio­tu. - I nie potrafi膮 by膰 szcz臋艣liwi, kiedy si臋 zejd膮. To uczucie trawi ich jak 偶ywy ogie艅. Nie wiem, czy po­trafisz zrozumie膰, Ingo. Ja sam 艣ledz臋 ten zwi膮zek od pocz膮tku i wci膮偶 nie mog臋 si臋 mu nadziwi膰...

Indze wydawa艂o si臋, 偶e rozumie, ale ta 艣wiado­mo艣膰 nie przynios艂a jej ulgi. Gotowa by艂a umrze膰 dla Mikkala. Tymczasem Aslak pozbawia艂 j膮 na­dziei, 偶e kiedykolwiek zdo艂a da膰 Mikkalowi szcz臋­艣cie. Raija zawsze b臋dzie sta膰 mi臋dzy nimi.

Kiedy przymkn臋艂a oczy, ujrza艂a ponownie jego twarz. Mikkal ca艂kiem si臋 odmieni艂, gdy torowa艂 sobie drog臋 przez t艂um.

Jej 偶ycie straci艂o sens. Wszelkie nadzieje leg艂y w gruzach.

Nie mia艂a ju偶 nic.

Mog艂a czeka膰. Oszukiwa膰 sam膮 siebie, 艂udzi膰 si臋, 偶e los si臋 odmieni.

Mo偶e.

Ale Raija zawsze b臋dzie sta膰 mi臋dzy nimi.

Dla Mikkala nie istnia艂a 偶adna inna.

- Chc臋 umrze膰 - wyszepta艂a do Aslaka.

Oboje wiedzieli, 偶e m贸wi prawd臋.

W straganie Raiji panowa艂 rozgardiasz. Zainte­resowanie jej osob膮 nie os艂ab艂o. Wr臋cz przeciwnie, 艣wiadkowie gor膮cego powitania Raiji i Mikkala musieliby by膰 ca艂kiem pozbawieni bystro艣ci, by nie zauwa偶y膰, 偶e tych dwoje 艂膮czy co艣 wi臋cej ni偶 zwyk艂a przyja藕艅.

Efekt by艂 a偶 nadto oczywisty. Wsp贸艂czucie dla biednej sieroty zblad艂o r贸wnie szybko, jak szybko policzki Raiji obla艂y si臋 rumie艅cem. Ogie艅, kt贸ry Mikkal zapali艂 w jej oczach, nie pojawia si臋 w oczach dziecka.

Ci, kt贸rzy ocenili wiek Raiji na czterna艣cie, mo­偶e szesna艣cie lat, szybko dodali jej par臋 wiosen. Czuli si臋 oszukani. Wymy艣lili sobie bohaterk臋, pi臋kno艣膰, bogini臋 nieomal. Tymczasem ta dziew­czyna by艂a istot膮 z krwi i ko艣ci jak oni wszyscy.

Pi臋kn膮, to prawda!

Ale tak膮 jak oni wszyscy. Bogini mia艂aby ca艂owa膰 i tuli膰 zwyk艂ego, niezbyt czystego Lapo艅czyka?

Raija spad艂a z hukiem z piedesta艂u.

By膰 mo偶e w plotkach o jej smutnym losie tkwi­艂o ziarenko prawdy, ale ma艂o kto chcia艂 teraz w to wierzy膰.

Kram opustosza艂.

Ani Raija, ani Mikkal nie mieli nic przeciw temu.

Wci膮偶 jeszcze byli po dwu stronach lady, ale nie mogli oderwa膰 od siebie wzroku.

- Zamkn臋 drzwi - powiedzia艂 zdecydowanie Mikkal i uczyni艂 to, nie czekaj膮c na jej odpowied藕.

- Nie b臋d臋 dzieli膰 si臋 tob膮 z innymi.

Zrobi艂 trzy kroki i zn贸w by艂 przy niej. Stali tu偶 obok siebie, nie dotykaj膮c si臋, napawaj膮c si臋 magi膮 chwili.

- Nie mog臋 uwierzy膰, 偶e to ty - szepn臋艂a Raija i uj臋艂a w d艂onie twarz Mikkala. Zna艂a ka偶d膮 lini臋 je­go cia艂a, ale przy ka偶dym spotkaniu odkrywa艂a co艣 nowego. - Musz臋 ci臋 dotkn膮膰, 偶eby sprawdzi膰, czy to naprawd臋 ty - doda艂a, u艣miechaj膮c si臋 przez 艂zy.

Mikkal te偶 si臋 u艣miechn膮艂 i obj膮艂 j膮 wp贸艂. Wci膮偶 uwa偶a艂, 偶e Raija jest r贸wnie w膮ska w talii jak wte­dy, kiedy w mi艂osnym uniesieniu przytuli艂 j膮 pierwszy raz.

- Nie mam nic przeciwko temu, 偶e mnie dotykasz - powiedzia艂 czule. - T臋skni艂em do twych dotkni臋膰 od chwili, kiedy si臋 rozstali艣my niedaleko Alty.

Otar艂 si臋 czo艂em o czo艂o Raiji, 偶artobliwie po­tar艂 nosem koniuszek jej nosa. Budzi艂 w niej wspo­mnienia. S艂odko - gorzkie wspomnienia.

Wargami muska艂 policzki dziewczyny, potem poszuka艂 jej ust.

Zwarli si臋 na kr贸tko w poca艂unku, upojeni szcz臋艣ciem tak nieziemskim, 偶e granicz膮cym z cier­pieniem, po czym odsun臋li si臋 od siebie odrobin臋, by ostudzi膰 budz膮c膮 si臋 nami臋tno艣膰.

- Po co zmy艣li艂a艣 t臋 szalon膮 historyjk臋 o sobie?

- spyta艂 Mikkal, splataj膮c d艂onie z jej d艂o艅mi. Raija u艣miechn臋艂a si臋 zawstydzona.

- Przyznaj臋, do艣膰 naci膮gana, ale dzi臋ki niej za­chowa艂am cze艣膰 i 偶ycie.

- Cze艣膰? - zdziwi艂 si臋 rozbawiony, ale u艣miech zgas艂 mu na ustach, kiedy Raija opowiedzia艂a mu, jak to by艂o.

Gdyby nie trzyma艂a go w obj臋ciach, wybieg艂by po­szuka膰 tamtych m臋偶czyzn. Raija ostudzi艂a jego gniew.

- Uratowa艂am si臋 z opresji - prychn臋艂a lekcewa­偶膮co. - Nie zrobi膮 mi krzywdy, nawet je艣li wyda si臋 ca艂a prawda o mnie. Wystarczy, 偶e przypomn臋 im, czego chcieli si臋 dopu艣ci膰. W艂a艣ciwie to wyrz膮dzi艂am im przys艂ug臋, my艣l臋, 偶e zdaj膮 sobie z tego spraw臋.

Mikkal pociemnia艂 na twarzy. Raija zbyt lekko podchodzi艂a do rzeczy powa偶nych.

- Gdzie jest Reijo? - zapyta艂. Wci膮偶 nie m贸g艂 za­pomnie膰 dociekliwych pyta艅 nieznajomego, kt贸re­go spotka艂 na placu targowym. - I Karl?

M臋偶czyzna wspomnia艂 o jednym m艂odzie艅cu, ale w Mikkalu obudzi艂 si臋 promyk nadziei.

- Kalle nie 偶yje. Teraz ju偶 wiem na pewno - spo­wa偶nia艂a Raija. - Reijo pop艂yn膮艂 do Bergen.

Wi臋cej nic nie doda艂a.

Mikkal uzna艂, 偶e to z艂y znak. Zwykle nie by艂a tak zdawkowa.

- A dzieci? Maja?

- S膮 u kobiety, do kt贸rej mam zaufanie. Nie mo­g艂am przecie偶 przywie藕膰 tu dzieci. Sama ledwie usz艂am z 偶yciem.

U艣miechn膮艂 si臋.

- Czy istnieje jakie艣 proste wyt艂umaczenie tego, 偶e w og贸le si臋 tutaj znalaz艂a艣?

Raija wzruszy艂a ramionami i odpowiedzia艂a u艣mie­chem.

- Istnieje, Mikkal. Przej臋艂am sklep, ale to d艂uga historia. Opowiem ci innym razem.

Skin膮艂 g艂ow膮.

- Czy jest jeszcze co艣, co powinienem wiedzie膰? - spyta艂, ws艂uchuj膮c si臋 w przyspieszony rytm w艂a­snego serca.

- W贸jt, ten m贸j niby - m膮偶 z Alty, nie 偶yje. To te偶 d艂uga historia, na dodatek straszna.

- Dajmy sobie na razie spok贸j z d艂ugimi histo­riami - zaproponowa艂 Mikkal. - Czy moja Maja miewa si臋 dobrze?

Raija skin臋艂a g艂ow膮.

- Bardzo ci臋 przypomina. Za ka偶dym razem, kie­dy patrz臋 na ni膮, my艣l臋 o tobie.

- To 藕le? - dr膮偶y艂.

Raija przygl膮da艂a mu si臋 d艂ugo.

- Czasem bardzo boli - odrzek艂a po chwili z ca­艂膮 szczero艣ci膮. Przemilcza艂a okoliczno艣ci 艣mierci w贸jta. Mikkal zbyt 艂atwo wpada艂 w gniew. Zresz­t膮 wszystko si臋 dobrze sko艅czy艂o. W ten spos贸b nie musia艂a wspomina膰 o Reijo.

Nie mog艂a nawet my艣le膰 o nim. Nie mog艂a spoj­rze膰 Mikkalowi prosto w oczy i wyzna膰, 偶e wysz艂a za m膮偶 za Reijo. I 偶e sama d膮偶y艂a do tego ma艂偶e艅stwa.

Opowiedzia艂a mu jednak o 艣mierci Karla.

Mikkal pomy艣li wi臋c, 偶e jest wolna.

Chcia艂a poczu膰 si臋 wolna. Wolna, by go obejmo­wa膰 i kocha膰 bez wyrzut贸w sumienia. Nale偶e膰 do niego. Jeszcze raz by膰 tylko jego...

- Mam si臋 dobrze - powiedzia艂a jedynie. - Nie jestem szcz臋艣liwa, ale mam si臋 dobrze.

Mikkal prze艂kn膮艂 艣lin臋. Nie by艂 nigdy tak blisko spe艂nienia marze艅.

Karl umar艂.

Cz艂owiek, kt贸ry zmusi艂 j膮 do ma艂偶e艅stwa, te偶 nie 偶y艂.

Mikkal w mgnieniu oka zapomnia艂 o nieznajo­mym z placu, kt贸ry rozpytywa艂 o Raij臋.

Teraz liczy艂o si臋 tylko to jedno.

Raija by艂a wolna, po raz pierwszy od chwili, kie­dy sko艅czy艂a pi臋tna艣cie lat.

- Jestem samotny - wyzna艂. - Tak bardzo samot­ny, Raiju.

- A Sigga? - spyta艂a ostro偶nie.

- Nie 偶yje - westchn膮艂.

Raija spojrza艂a na艅 z niedowierzaniem, ale Mik­kal powt贸rzy艂 z ca艂膮 moc膮:

- Sigga nie 偶yje.

Raija zamkn臋艂a powieki i opar艂a si臋 o 艣cian臋. Mia艂a ochot臋 si臋 roze艣mia膰. Los drwi艂 sobie z niej. Sigga nie 偶yje. Mikkal jest wolny. Prawdziwie wolny. A ona go ok艂ama艂a. Zatai艂a prawd臋.

Jak偶e mog艂a mu teraz powiedzie膰, 偶e nale偶y do Reijo? 呕e to, co wydaje si臋 naturaln膮 kolej膮 rzeczy, nie mo偶e nast膮pi膰?

Mikkal opacznie zrozumia艂 milczenie Raiji i z przepraszaj膮cym u艣miechem doda艂:

- W艂a艣ciwie Sigga jeszcze nie umar艂a, ale dla mnie jest martwa.

- Co masz na my艣li? - spyta艂a ostro. - Albo umar艂a, albo 偶yje, jedno z dwojga.

Mikkal wzruszy艂 ramionami.

- Sigga straci艂a rozum, Raiju. Urodzi艂a mi dziecko, kt贸re prze偶y艂o ledwie kilka godzin. Por贸d by艂 strasz­ny, Sigga o ma艂o co nie umar艂a. Tak mo偶e by艂oby le­piej. Po tym wszystkim nie wr贸ci艂a do r贸wnowagi...

- A ty m贸wisz, 偶e umar艂a? - Raija nie mog艂a uwierzy膰 w艂asnym uszom.

- Rodzina Siggi zwolni艂a mnie ze s艂owa - broni艂 si臋. - Sigga ju偶 nigdy nie b臋dzie normalna. Jest ob艂膮kana, Raiju! Ob艂膮kana!

Raija potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, jakby chcia艂a przywr贸­ci膰 sobie jasno艣膰 my艣lenia. Mikkal nie m贸g艂 wie­dzie膰, 偶e rozwi膮za艂 dylemat, z kt贸rym si臋 zmaga­艂a, uwolni艂 od wyrzut贸w sumienia.

To, 偶e zatai艂a prawd臋, przesta艂o mie膰 znaczenie.

- Ob艂膮kana czy nie - o艣wiadczy艂a zdecydowanie, patrz膮c mu prosto w oczy - Sigga 偶yje. I b臋dzie 偶y膰, p贸ki nie z艂o偶ycie jej w ziemi. Dla mnie pozo­stanie twoj膮 偶on膮.

Mikkal westchn膮艂 zrezygnowany.

W g艂臋bi duszy nie spodziewa艂 si臋 innej reakcji.

Nie mogli tak po prostu zej艣膰 si臋 ze sob膮. Dot膮d musia艂 zadowoli膰 si臋 marzeniami o Raiji. Perspek­tywa wsp贸lnego 偶ycia nawet go troch臋 przera偶a艂a.

- Niczego nie dostaniemy za darmo - powie­dzia艂 ponuro.

Raija potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Szcz臋艣cie warte jest wi臋cej, ni偶 zap艂acili艣my - odrzek艂a cicho. - Zanim dane nam b臋dzie osi膮gn膮膰 pe艂ni臋 rado艣ci, mo偶emy uszczkn膮膰 cho膰 odrobin臋...

Obj臋艂a go za szyj臋. Mikkal wiedzia艂, 偶e ju偶 go nie pu艣ci. I nie mia艂 zamiaru uwalnia膰 si臋 z u艣cisku.

- Cho膰 odrobin臋 - powt贸rzy艂 chrapliwie, szuka­j膮c ust Raiji.

Nie powiedzieli ani s艂owa wi臋cej. Przem贸wi艂a mi艂o艣膰.

7

Nie zasn臋li na d艂ugo. Czas by艂 zbyt cenny.

Zaspokoili pal膮ce po偶膮danie. Teraz mogli doty­ka膰 si臋, tuli膰 do siebie, nie czuj膮c tego ognia na­mi臋tno艣ci, kt贸ry ni贸s艂 im tyle偶 rozkoszy, co b贸lu.

- Nie zmieni艂a艣 si臋, Raiju - szepn膮艂 Mikkal, wy­ci膮gaj膮c si臋 z zadowoleniem u jej boku.

Raija leniwie tar艂a policzkiem o jego rami臋.

- Zmieni艂am si臋 - odrzek艂a zdecydowanie. - Ty te偶. Tylko to si臋 nie zmieni艂o...

Potarga艂 jej w艂osy.

- Mam wra偶enie, 偶e m贸wimy o tym samym - przyzna艂. - Zawsze sk艂adniej wyra偶a艂a艣 my艣li.

Patrzy艂 w g贸r臋, nie mog膮c dostrzec sufitu. W po­koiku na ty艂ach straganu nie by艂o okien. Otacza艂a ich ca艂kowita ciemno艣膰, tworz膮ca iluzj臋 艣wiata, kt贸ry nale偶y wy艂膮cznie do nich.

- Czy to nie dziwne? To, co si臋 nam przytrafia pomi臋dzy kolejnymi spotkaniami, nie ma w艂a艣ci­wie wi臋kszego znaczenia. - Mikkal niezdarnie wy­ra偶a艂 my艣li, z trudem przychodzi艂o mu znalezienie w艂a艣ciwych sformu艂owa艅. - Kiedy ci臋 nie ma, za­stanawiam si臋, co si臋 z tob膮 dzieje. A kiedy jeste艣 obok mnie, wcale nie chc臋 s艂ysze膰 o przesz艂o艣ci.

Wystarczy mi, 偶e ci臋 widz臋, mog臋 przytuli膰, poroz­mawia膰.

Chyba pragniesz wi臋cej, pomy艣la艂a z pasj膮 Raija, ale nie odezwa艂a si臋. Mikkal inaczej pojmowa艂 emocje. Nie chcia艂a go zrani膰.

- Czu艂em si臋 wolny - rzuci艂 w mrok i zacisn膮艂 d艂o艅 opart膮 na mi臋kkim zaokr膮gleniu ramienia dziewczyny.

Raija wstrzyma艂a oddech.

- Prawie nie widuj臋 Siggi - wyzna艂 - ale si臋 tego nie wstydz臋, Raiju. Czy to 藕le?

- 殴le - odrzek艂a instynktownie. J臋kn膮艂 bezsilnie.

- Przesta艂a mnie obchodzi膰 - t艂umaczy艂 nie­zdarnie. - Od dawna nic mnie z ni膮 nie wi膮偶e. Jej stan psychiczny nie ma znaczenia. Pope艂ni艂em b艂膮d, 偶eni膮c si臋 z Sigg膮. Dopiero teraz, ostatniej zimy, poczu艂em, co to znaczy wolno艣膰. Drogo okupiona wolno艣膰...

- Wi臋c my艣la艂e艣, 偶e mog艂abym zamieszka膰 z to­b膮, wiedz膮c, 偶e Sigga b臋dzie nam przypomina膰 o przesz艂o艣ci? - spyta艂a spokojnie. - S膮dzi艂e艣, 偶e mogliby艣my 偶y膰 razem ze 艣wiadomo艣ci膮 jej cier­pienia, kt贸remu oboje jeste艣my winni? Przecie偶 znasz mnie, Mikkal!

- Nie wiem, co my艣la艂em - mrukn膮艂. - Czu艂em si臋 wolny - powt贸rzy艂 mechanicznie.

- Wolny...

S艂owo straci艂o znaczenie, zabrzmia艂o szyderczo. Raija mog艂a do艣wiadczy膰 wolno艣ci. 呕y艂a z cz艂owiekiem, kt贸ry zwr贸ci艂by jej swobod臋, gdyby mia艂o to uczyni膰 j膮 szcz臋艣liw膮. Mi艂o艣膰 Reijo by艂a ogromna.

Mikkal 偶y艂 w okowach. Niewa偶ne, co czu艂 i s膮­dzi艂, wci膮偶 偶y艂 w zwi膮zku z ob艂膮kan膮 kobiet膮, kt贸­ra nie chcia艂a, nie mog艂a go uwolni膰 inaczej ni偶 po­przez w艂asn膮 艣mier膰.

- Znale藕li艣cie z艂oto Karla?

Raija zdumia艂a si臋 tym pytaniem. Spojrza艂a na Mikkala, ale w ciemno艣ci nie by艂a w stanie nic wy­czyta膰 z rys贸w jego twarzy.

Musia艂a ws艂uchiwa膰 si臋 w g艂os kochanka, odga­dywa膰 znaczenia ukryte w s艂owach, 艂膮czy膰 je z mo­w膮 cia艂a.

- Nie szukali艣my - odrzek艂a zwi臋藕le. Ten roz­dzia艂 偶ycia tak偶e wi膮za艂 si臋 z Reijo.

Nie chcia艂a my艣le膰 o Reijo. On by艂 w drodze do Bergen. Ona tutaj.

W tej chwili nie nale偶eli do siebie. W osadzie sta­nowili jedno艣膰. Teraz Raija by艂a wolna...

- Dlaczego pytasz?

- Pods艂ucha艂em rozmow臋 na placu targowym. Jaki艣 cz艂owiek rozpytuje o was. Twierdzi, 偶e jest waszym krewnym.

Raija opar艂a si臋 na 艂okciu.

- Krewnym? Oboje z Reijo nie wiemy, co to s艂o­wo oznacza - roze艣mia艂a si臋. Oboje z Reijo, jak dziwnie to teraz brzmi...

Mikkal nie zwr贸ci艂 uwagi na to sformu艂owanie.

- Ten cz艂owiek ma dobr膮 pami臋膰. Nie spodoba­艂a mi si臋 jego twarz... - niepokoi艂 si臋 Mikkal.

Raija u艣miechn臋艂a si臋. Mikkal pa艂a艂 niech臋ci膮 do wszystkich, kt贸rzy chcieli j膮 skrzywdzi膰.

- A jak wygl膮da艂? - zach臋ca艂a go rozbawiona. Mikkal opisa艂 wygl膮d cz艂owieka z targowiska.

Raija przesta艂a si臋 u艣miecha膰. Tamten cz艂owiek mia艂 rzeczywi艣cie dobr膮 pami臋膰. Ona zreszt膮 te偶 nie zapomnia艂a.

- Znam go - oznajmi艂a z nag艂ym uczuciem l臋ku. Przecie偶 Mikkal nie pojedzie z ni膮 do osady. Reijo wr贸ci dopiero za par臋 miesi臋cy. - Kalle mia艂 kogo艣 - doda艂a cicho - zanim odzyska艂 pami臋膰. Dziew­czyna kocha艂a go, a on odwzajemnia艂 jej uczucia. Spodziewa艂a si臋 dziecka, Kalle prosi艂 nas, by艣my zaopiekowali si臋 obojgiem. Pojechali艣my tam i zo­stawili艣my kawa艂ek kruszcu...

Zaczerpn臋艂a tchu. Nie powiedzia艂a Mikkalowi wszystkiego, nie wspomnia艂a ani s艂owem, 偶e prze­gnano ich z wyspy. Nie doda艂a nic na temat Jenny.

- Cz艂owiek z targowiska musi by膰 ojcem tej dziewczyny.

Mikkal milcza艂, usi艂uj膮c znale藕膰 sens w g膮szczu p贸艂prawd i przemilcze艅.

- M臋偶czyzna szuka was obojga. Ciebie, Reijo. I dzieci. Wszystkich razem. Ludzie, kt贸rzy widzie­li tylko ciebie, nie powi膮偶膮 ci臋 z tamt膮 osob膮.

Raija schowa艂a twarz w zag艂臋bieniu na szyi Mikkala. Ciep艂a sk贸ra kochanka by艂a jak mi臋kka po­duszka. Mog艂aby tak le偶e膰 ca艂膮 wieczno艣膰, zasypia膰 i budzi膰 si臋 na jego ramieniu.

Marzenia.

By艂a mistrzyni膮 marze艅.

- Pytasz, czy nasze drogi si臋 rozesz艂y, moje i Reijo? Potwierdzi艂 niech臋tnie. Jego podenerwowanie wskazywa艂o na to, 偶e odpowied藕 nie jest mu obo­j臋tna.

- Nie. Jeste艣my wci膮偶 razem. Na dobre i na z艂e... - Na tyle mog艂a zbli偶y膰 si臋 do prawdy. Nie chcia艂a go ok艂amywa膰, ale nie potrafi艂a przyzna膰 si臋 do wszyst­kiego. To, co powiedzia艂a, i tak znaczy艂o wiele.

Mikkal nie pyta艂 o wi臋cej. Zacisn膮艂 usta, Raija zna艂a ten wyraz twarzy.

- Musisz zosta膰 na targu? - zmieni艂 temat, dba­j膮c o lekki, swobodny ton g艂osu.

Raija wiedzia艂a, 偶e nie zosta艂o jej du偶o towaru. Pierwszy dzie艅 przeszed艂 naj艣mielsze oczekiwania, ale nie zarobi艂a do艣膰, by uratowa膰 sklep. Powinna zosta膰 i sprzeda膰 reszt臋...

- Nic nie musz臋 - odrzek艂a.

W towarzystwie Mikkala zapomina艂a o k艂opotach.

- Ten cz艂owiek nie powinien ci臋 zobaczy膰 - oznajmi艂 stanowczo. - Wystarczy jedno spojrze­nie, by ci臋 rozpozna艂.

Wola艂aby us艂ysze膰 inny, mniej prozaiczny pow贸d. Skoro jednak przyzna艂a si臋 do zwi膮zku z Reijo, trud­no by艂o oczekiwa膰 od Mikkala czego艣 wi臋cej.

- Mog艂aby艣 spakowa膰 nie sprzedany towar - my­艣la艂 g艂o艣no. - Pojechaliby艣my gdzie艣, mieliby艣my kilka dni dla siebie.

- Od razu? - spyta艂a sennie, muskaj膮c wargami jego szyj臋.

- Czemu nie? - Mikkal podni贸s艂 si臋 ci臋偶ko, t艂u­mi膮c w sobie narastaj膮ce po偶膮danie.

Obecno艣膰 Ingi gasi艂a w nim rado艣膰 ze spotkania z Raij膮. Na p艂askowy偶u tylko niebo i ziemia by艂y­by 艣wiadkami ich mi艂o艣ci. Omin臋艂yby ich karc膮ce spojrzenia i wybuchy zazdro艣ci.

- Chyba 偶e wolisz si臋 leni膰? - dra偶ni艂 si臋 z ni膮. To by艂 najlepszy spos贸b, by pobudzi膰 Raij臋 do dzia艂ania.

Wstali w 艣rodku nocy i z dzieci臋cym rozbawie­niem spakowali rzeczy Raiji. Potem wy艣lizgn臋li si臋 ze straganu, za艂adowali w贸z i zaprz臋gli konia. Za­bawa by艂a przednia, czuli si臋 jak dwaj z艂odziejaszkowie, skradaj膮cy si臋 w mroku. Dawno ju偶 nie czu­li si臋 r贸wnie m艂odo i beztrosko.

Zamkn臋li drzwi budy, gotowi do wyjazdu.

Mikkal zas艂oni艂 twarz Raiji chust膮. By艂o wpraw­dzie ciemno i na placu targowym panowa艂 spok贸j, ale wola艂 nie ryzykowa膰. Cz艂owiek, kt贸ry szuka艂 Raiji i Reijo, m贸g艂 czai膰 si臋 w pobli偶u.

- Musz臋 pogada膰 z Aslakiem.

- Aslak jest tutaj? - Raija poja艣nia艂a na twarzy. Zawsze go lubi艂a.

Aslak te偶 kiedy艣 darzy艂 j膮 sympati膮, mo偶e nawet by艂o to co艣 wi臋cej.

Mikkal prowadzi艂 konia mi臋dzy straganami i na­miotami. Milcza艂, nie mia艂 ochoty rozmawia膰 o swoich towarzyszach podr贸偶y. Raija by艂a wyczu­lona na punkcie sprawiedliwo艣ci.

Zanim dziewczyna zd膮偶y艂a zeskoczy膰 z wozu, wszed艂 do namiotu i szeptem wywo艂a艂 Aslaka na ze­wn膮trz. Inga spa艂a, odwr贸cona do nich plecami. Mikkal poczu艂 niewypowiedzian膮 ulg臋, ale nie po­zby艂 si臋 wyrzut贸w sumienia. Nie wiedzia艂, jak zare­aguje Aslak, na wszelki wypadek unika艂 jego wzro­ku. Nikt nie zak艂贸ci szcz臋艣cia, kt贸re go spotka艂o.

Nie tym razem.

艢miech Raiji zabrzmia艂 perli艣cie w letni膮 noc. Dziewczyna zsun臋艂a chust臋 z g艂owy i spojrza艂a na Aslaka.

- Zn贸w si臋 spotykamy! - krzykn臋艂a rado艣nie.

- Czy ty w og贸le my艣lisz? - szepn膮艂 Aslak do przyjaciela. - Dlaczego j膮 tu sprowadzi艂e艣? Czy In­ga nie do艣膰 si臋 wycierpia艂a?

Mikkal nie odpowiedzia艂. Raija przytuli艂a ser­decznie Aslaka.

- 艢wiat pe艂en jest niespodzianek - u艣miechn膮艂 si臋 Aslak.

U艣miech przyjaciela wyda艂 si臋 Mikkalowi lekko wymuszony, ale zwa偶ywszy na okoliczno艣ci, nie m贸g艂 oczekiwa膰 od niego innej reakcji.

- Uciekamy - powiedzia艂a Raija z b艂yskiem w oczach. Jej policzki obla艂y si臋 rumie艅cem.

Aslak pami臋ta艂, 偶e by艂 kiedy艣 w niej bezprzytomnie zakochany. Choroba m艂odo艣ci, szybko przysz艂a, szybko odesz艂a. Tylko w przypadku Mikkala zamieni艂a si臋 w chroniczne cierpienie.

- Mikkal mnie porywa - doda艂a, rzucaj膮c szel­mowskie spojrzenie na ukochanego.

Mikkal zdawa艂 si臋 bardziej zak艂opotany ni偶 jego bogdanka. Mia艂 zobowi膮zania wobec towarzy­szy podr贸偶y. Aslak wiedzia艂 jednak, 偶e przyjaciel nic nie mo偶e na to poradzi膰. Raija by艂a dla niego wszystkim, w takich chwilach jak ta znaczy艂a wi臋­cej ni偶 偶ycie.

- Spr贸buj臋 sam zaj膮膰 si臋 handlem - westchn膮艂. W nagrod臋 otrzyma艂 wdzi臋czny u艣miech Raiji.

Ona nie by艂a niczemu winna.

- Wiedzia艂am, 偶e mo偶emy liczy膰 na Aslaka - oznajmi艂a zadowolona.

- Wynagrodz臋 ci to p贸藕niej - mrukn膮艂 Mikkal, unikaj膮c wzroku szwagra. Mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e za t臋 przys艂ug臋 trudno mu b臋dzie si臋 odwzajemni膰.

- Musisz chyba wzi膮膰 swoje rzeczy? - Raija my­艣la艂a praktycznie.

Mikkal prze艂kn膮艂 艣lin臋 i wymieni艂 szybkie spoj­rzenia z Aslakiem. Ba艂 si臋 wej艣膰 do namiotu, by nie zbudzi膰 Ingi. Za wszelk膮 cen臋 stara艂 si臋 nie dopu­艣ci膰 do spotkania obu kobiet.

Inga nie spa艂a. Udawa艂a, by nie utrudnia膰 zada­nia Aslakowi. Kiedy Mikkal wr贸ci艂, my艣la艂a tylko o jednym: wsta膰, obj膮膰 go ramionami i trzyma膰 z ca艂ych si艂. S艂ysza艂a ka偶de s艂owo. Kiedy zapad艂a cisza, podj臋艂a decyzj臋. Wysz艂a z namiotu.

Wysz艂a, by zmierzy膰 si臋 z najtrudniejszym zada­niem 偶ycia. Zacisn臋艂a z臋by i wyprostowa艂a si臋 z godno艣ci膮.

- Mikkal wr贸ci艂? - spyta艂a z udan膮 oboj臋tno艣ci膮. Stan臋艂a blisko Aslaka. Mia艂a ochot臋 go u艣ciska膰, kiedy obj膮艂 j膮 wp贸艂. Poj膮艂 jej intencj臋.

- A wi臋c nas opuszczasz? - Wbi艂a wzrok w twarz Mikkala. Pytanie brzmia艂o jak 偶art, ale nim nie by艂o.

- Na to wygl膮da - odrzek艂 dr偶膮cym g艂osem.

Przez kilka sekund nie odrywa艂 od niej oczu. In­ga dojrza艂a w tym spojrzeniu pro艣b臋 o wybaczenie lub przynajmniej zrozumienie. Odwr贸ci艂a g艂ow臋, nie mog艂a mu ofiarowa膰 ani jednego, ani drugiego.

- Przynios臋 moje rzeczy - mrukn膮艂 za偶enowany i uciek艂 w bezpieczn膮 ciemno艣膰 namiotu.

- Ty jeste艣 Raija - powiedzia艂a Inga, kieruj膮c spojrzenie na dziewczyn臋 ko艂o wozu. St艂umi艂a ch臋膰 do p艂aczu, teraz nie mog艂a pozwoli膰 sobie na 艂zy. - Wiele o tobie s艂ysza艂am.

Podesz艂a do Raiji i wyci膮gn臋艂a do niej r臋k臋. Obie kobiety wymieni艂y u艣cisk d艂oni. Kocha艂y tego sa­mego m臋偶czyzn臋, ale nie mog艂y r贸偶ni膰 si臋 bardziej.

- Mam na imi臋 Inga. Zn贸w stan臋艂a ko艂o Aslaka.

Raija da艂a si臋 oszuka膰. Unios艂a brwi i u艣miech­n臋艂a si臋.

- Teraz rozumiem.

I zwr贸ciwszy si臋 do Mikkala, kt贸ry w艂a艣nie wy­chyn膮艂 z namiotu, doda艂a z 艂agodn膮 wym贸wk膮:

- Dlaczego nic mi nie powiedzia艂e艣? Sprawy mo­ich starych przyjaci贸艂 s膮 moimi sprawami.

Mikkal wykrzywi艂 twarz w grymasie udaj膮cym u艣miech. Inga go zadziwia艂a.

- Nie pomy艣la艂em o tym - wyst臋ka艂. Zgodnie z prawd膮.

- M臋偶czy藕ni! - prychn臋艂a Raija i spojrza艂a na Ing臋. Ta kiwn臋艂a potakuj膮co g艂ow膮, ale nie wygl膮da­艂a na szcz臋艣liw膮.

Mikkal posadzi艂 Raij臋 na wozie. Podni贸s艂 j膮 tak ostro偶nie, jakby by艂a zrobiona z porcelany.

Inga mia艂a wra偶enie, 偶e kto艣 wbija jej n贸偶 pro­sto w serce. Jej nigdy nie traktowa艂 z czu艂o艣ci膮. Chyba 偶adnej kobiecie nie okazywa艂 takich wzgl臋d贸w.

Aslak mia艂 racj臋. Zwi膮zek tych dwojga by艂 nie­zniszczalny.

Taka mi艂o艣膰 zdarza si臋 raz na tysi膮c lat.

Inga odwr贸ci艂a si臋, kiedy odje偶d偶ali. Nie chcia­艂a, by ujrzeli jej 艂zy.

Nie mog艂a walczy膰 z Raij膮.

Nie mog艂a jej znienawidzi膰.

Raija zarzuci艂a Mikkala gradem pyta艅 na temat Aslaka i Ingi. Na pr贸偶no.

- Nie ma o czym m贸wi膰 - odpar艂 wymijaj膮co i wbi艂 ponury wzrok w jaki艣 punkt przed siebie. Ba艂 si臋 spojrze膰 na Raij臋.

- Zawsze jest o czym - zaprotestowa艂a. - Tylko m臋偶czy藕ni nie potrafi膮 m贸wi膰 o uczuciach. Ani o swoich, ani o cudzych.

- Ja te偶 nie potrafi臋? - Spojrza艂 na ni膮 z ukosa. Raija zacisn臋艂a usta.

- Wydawa艂o mi si臋, 偶e nie musz臋 zapewnia膰 ci臋 o mojej mi艂o艣ci. Dawno przesta艂a by膰 tajemnic膮.

Zmieni艂 temat.

Raija zauwa偶y艂a to od razu.

Dziwne.

Ilekro膰 wspomnia艂a o dziewczynie Aslaka, usi­艂owa艂 zmieni膰 temat.

Bardzo dziwne.

Mikkal zachowywa艂 si臋 nienaturalnie, wymie­nia艂 z Aslakiem znacz膮ce spojrzenia.

A kiedy zjawi艂a si臋 dziewczyna Aslaka, obaj wpadli w pop艂och.

Dziewczyna Aslaka?

- Czemu tak na mnie patrzysz? - Mikkal poczu艂 si臋 nieswojo pod przenikliwym wzrokiem Raiji. - Co艣 ze mn膮 nie tak? - doda艂 ze 艣miechem, kiedy nie odpowiedzia艂a. - Odk膮d si臋gam pami臋ci膮, za­wsze tak wygl膮da艂em.

艢miech brzmia艂 sztucznie. Ciemne oczy Raiji przeszywa艂y go na wylot. Mikkal poczu艂 kropelki potu na czole.

Czy偶by domy艣li艂a si臋 wszystkiego?

呕e te偶 przysz艂o jej do g艂owy ruszy膰 w drog臋! Mogli sp臋dzi膰 razem cudown膮 noc.

Raija zmarszczy艂a czo艂o. Usi艂owa艂a sobie przy­pomnie膰 t臋 chwil臋, kiedy Mikkal pojawi艂 si臋 w bu­dzie jarmarcznej.

Musia艂 rozpozna膰 j膮, zanim ona dostrzeg艂a go w t艂umie. By艂 jedn膮 z wielu twarzy. Czy przyszed艂 sam?

Trudno powiedzie膰.

Raija nie pami臋ta艂a, nie by艂a w stanie odtworzy膰 kolejno艣ci zdarze艅.

Co艣 jej m贸wi艂o, 偶e nie zjawi艂 si臋 sam.

Pewnych rzeczy nie wolno przemilcze膰.

- Inga nie jest dziewczyn膮 Aslaka? - spyta艂a z nienaturalnym spokojem.

Mikkal nie spojrza艂 w jej stron臋.

- Odpowiadaj! Ona nie ma z Aslakiem nic wsp贸lnego. Przyjecha艂a z tob膮 na targ, Mikkal. Z tob膮...

Zatrzyma艂 konia w milczeniu. Raija cofn臋艂a lek­ko kolano, kt贸rego nieomal dotyka艂. Jej 艣ci膮gni臋te usta m贸wi艂y wi臋cej ni偶 s艂owa.

- Tak, by艂a ze mn膮...

- Jak mog艂e艣?

Mikkal podni贸s艂 g艂ow臋 i odrzek艂 brutalnie:

- I kto to m贸wi? Ilu mia艂a艣 opr贸cz mnie? Z ilo­ma mnie zdradzi艂a艣?

- Nie o zdrad臋 mi chodzi - odrzek艂a z pasj膮. - Jak mog艂e艣 tak j膮 potraktowa膰?

- Jak? - Mikkal nie wierzy艂 w艂asnym uszom. - Przyczyna jest prosta. Kocham ci臋, Ma艂y Kruku. Dlatego.

- Kocha膰... Jak 艂atwo ci wypowiada膰 to s艂owo - powiedzia艂a spokojnie. - Wystarczy wyzna膰 mi­艂o艣膰, a k艂amstwo 艂atwiej przychodzi.

- Nigdy ci臋 nie ok艂amywa艂em w uczuciach. Nie odpowiedzia艂a. Przypomnia艂a sobie jasne oczy Ingi. W czerwonych obw贸dkach. Inga p艂aka艂a. Sigga straci艂a rozum. Inga p艂aka艂a.

Raija kocha艂a Mikkala. Do szale艅stwa. Czy tamte kocha艂y go w taki sam spos贸b?

- Kim ona jest?

- Ona nie ma nikogo - odrzek艂. - Matka si臋 ni膮 zaopiekowa艂a. Ja nie zwraca艂em na ni膮 uwagi - t艂u­maczy艂. Czu艂 si臋 podle. - Inga zaj臋艂a si臋 Ailo. Nie wiedzia艂em, 偶e co艣 do mnie czuje, a偶 do dnia, kie­dy dopad艂a mnie samotno艣膰. Jestem tylko cz艂owie­kiem, Raiju...

- Powiedzia艂e艣, 偶e jeste艣 wolny! - Raija spojrza­艂a na Mikkala jak na tr臋dowatego. - Wolny, Mikkal! 呕yjesz z ni膮?

Mikkal ukry艂 twarz w d艂oniach.

Wpakowa艂 si臋 w niez艂膮 kaba艂臋. M贸g艂by spa膰 spo­kojnie, gdyby si臋 nie wygada艂!

Wszystko przez zach艂anno艣膰. B臋d膮c z Raij膮, chcia艂 zmieni膰 dzie艅 codzienny w 艣wi臋to.

- Odpowiedz!

- Mo偶na to tak wyrazi膰.

Raija odsun臋艂a si臋 od niego a偶 na skraj koz艂a. Nie pami臋ta艂a twarzy Ingi, tylko jasne, zaczer­wienione od p艂aczu oczy.

- Powiedzia艂e艣, 偶e jeste艣 wolny - wycedzi艂a. - Wi臋­cej w tobie wyrachowania, ni偶 s膮dzi艂am, Mikkal.

Mikkal pu艣ci艂 lejce i przechyliwszy si臋 w ty艂, wy­szuka艂 sw贸j worek. Raija unika艂a jego wzroku.

- Wi臋c tu ko艅czy si臋 nasza przygoda? - spyta艂. - Tak.

Zeskoczy艂 z wozu.

- Co teraz poczniesz?

- Na targ nie wr贸c臋 - odrzek艂a ostro, wpatruj膮c si臋 w mrok. - Pojad臋 do domu. Mam jakie艣 inne wyj艣cie?

- Znasz odpowied藕.

Raija obrzuci艂a Mikkala d艂ugim spojrzeniem. Kocha艂a go. By艂a w艣ciek艂a na niego. Spodziewa艂a si臋 po nim szlachetno艣ci.

- Nie mog臋 zosta膰 z tob膮 na takich warunkach, Mikkal. Nawet na par臋 dni.

U艣miechn臋艂a si臋 marzycielsko, jej twarz z艂agod­nia艂a. Przez u艂amek sekundy Mikkal s膮dzi艂, 偶e zmieni艂a zdanie.

- By艂oby nam tak dobrze - powiedzia艂a tylko. - Mog艂oby nam by膰 tak dobrze...

Znowu zmarnowa艂 szans臋.

- Gdzie ci臋 znajd臋? - spyta艂, zaciskaj膮c d艂onie na kraw臋dzi wozu. - Musz臋 wiedzie膰, gdzie ci臋 szu­ka膰. Kiedy艣 na pewno b臋d臋 wolny. Wtedy si臋 zja­wi臋 takim, jakiego mnie pragniesz...

- Sama ci臋 znajd臋 - uci臋艂a. - Nie my艣l o tym, Mikkal. Ten rozdzia艂 w艂a艣nie si臋 zako艅czy艂.

8

Jarmark zapowiada艂 si臋 wspaniale, a sko艅czy艂 katastrof膮. 呕eby dope艂ni膰 czary goryczy, Mikkal postanowi艂 zawr贸ci膰.

Szed艂 w kierunku placu targowego i z ka偶dym krokiem czu艂 wi臋ksze przygn臋bienie.

Kobiety wci膮偶 stanowi艂y dla艅 zagadk臋. Raija najwi臋ksz膮.

Jak mog艂a przej膮膰 si臋 tak膮 b艂ahostk膮!

Mia艂 ochot臋 ruszy膰 za ni膮 i przem贸wi膰 jej do rozs膮dku.

Nie uczyni艂 tego. Zna艂 Raij臋, nie zmienia艂a raz podj臋tej decyzji.

Aslak ukry艂 gdzie艣 flaszk臋 gorza艂ki. Na czarn膮 godzin臋, twierdzi艂.

Powr贸t w takim stylu by艂 poni偶aj膮cy. Trzeba b臋­dzie, pr臋dzej czy p贸藕niej, spojrze膰 Indze w oczy...

Mikkal wtargn膮艂 do namiotu z ha艂asem, budz膮c Aslaka i Ing臋. Wyraz twarzy dziewczyny wskazy­wa艂, 偶e w og贸le nie zasn臋艂a.

- Gdzie schowa艂e艣 w贸dk臋? - spyta艂 Mikkal bez­ceremonialnie i zacz膮艂 przeszukiwa膰 rzeczy przy­jaciela. Znalaz艂 butelk臋 i ruszy艂 do wyj艣cia.

Aslak pod膮偶y艂 za nim, w po艣piechu narzucaj膮c na siebie kaftan. Mikkal obra艂 kurs na jedn膮 z bud, w kt贸rej wci膮偶 panowa艂 ruch.

W艂a艣ciciel kramu nigdy nie zamyka艂 drzwi, przez kt贸re nieustannie wlewa艂 si臋 strumie艅 klien­t贸w, g艂贸wnie m臋偶czyzn. Towar, kt贸rym handlo­wa艂, jednym poprawia艂 nastr贸j, drugim pogarsza艂.

Aslak dopad艂 Mikkala przed wej艣ciem. Przydusi艂 przyjaciela do 艣ciany i potrz膮sn膮艂.

- Zdawa艂o mi si臋, 偶e wyje偶d偶asz. Co si臋 sta艂o? Co艣 z Raij膮?

Us艂ysza艂 za sob膮 lekkie kroki. Jaka艣 kobieta za­trzyma艂a si臋 i wstrzyma艂a oddech. Mikkal u艣miechn膮艂 si臋 z rezygnacj膮.

- Nie, Aslak, Raija ma si臋 dobrze. Nasz uparty kwiatuszek poradzi sobie w ka偶dej sytuacji...

艢miech przyjaciela przyprawi艂 Aslaka o dreszcze.

- Dzi臋kuj臋, Ingo! - Mikkal odwr贸ci艂 si臋 do dziew­czyny. - Stara艂a艣 si臋. Ja bym da艂 si臋 nabra膰. Raija jest, zdaje si臋, du偶o sprytniejsza...

Oddycha艂 ci臋偶ko. Usi艂owa艂 powstrzyma膰 艂zy, ale nie zdo艂a艂.

Mikkal sta艂 oparty o 艣cian臋 budy jarmarcznej i p艂aka艂 jak dziecko.

- Przep臋dzi艂a mnie - przyzna艂, rozpaczliwie pr贸­buj膮c zapanowa膰 nad emocjami. Przetar艂 twarz niezbyt czyst膮 d艂oni膮, zostawiaj膮c ciemne smu偶ki wok贸艂 oczu.

Inga wysun臋艂a r臋k臋 i sp艂oszonym gestem otar艂a mu 艂zy.

Mikkal nie poruszy艂 si臋.

- Raija ma dziwne pogl膮dy - wykrztusi艂. - Nie zachowuje si臋 tak jak wszyscy...

- Mo偶e na nic innego nie zas艂ugujesz - stwier­dzi艂 cierpko Aslak.

Mikkal wzruszy艂 ramionami i podni贸s艂 flaszk臋.

- Niech i tak b臋dzie. Nie pozostaje mi nic inne­go, jak upi膰 si臋 do nieprzytomno艣ci.

- Moj膮 gorza艂k膮! - westchn膮艂 Aslak.

- Do艂膮cz do mnie.

Aslak westchn膮艂 powt贸rnie.

Wzrok Ingi podpowiada艂 mu, 偶e kto艣 musi za­j膮膰 si臋 Mikkalem.

Mikkal mia艂 talent do litowania si臋 nad sob膮 sa­mym.

- Ing臋 te偶 zapraszam! - Wspania艂omy艣lnie roz­艂o偶y艂 ramiona. - Niech ca艂y 艣wiat wypije za moj膮 pora偶k臋. Odtr膮ci艂a mnie kobieta. Nie znam lepsze­go powodu, by opr贸偶ni膰 butelczyn臋...

- Inga nie p贸jdzie z nami - zdecydowa艂 Aslak. - To nie miejsce dla niej.

Kaza艂 dziewczynie wraca膰 do namiotu.

- Damy sobie rad臋 - zapewni艂 j膮.

Nikt nie zwr贸ci艂 uwagi na ich wej艣cie. Ani Aslak, ani Mikkal nie r贸偶nili si臋 zbytnio od t艂umu m臋偶­czyzn ciasno wype艂niaj膮cych zadymione wn臋trze.

Alkohol la艂 si臋 strumieniami.

Mikkal usiad艂 pod 艣cian膮 i przypi膮艂 si臋 do butel­ki. Taki ju偶 by艂, 偶e w ka偶d膮 czynno艣膰 wk艂ada艂 ca­艂e serce. Picie nie stanowi艂o wyj膮tku.

Aslak zacz膮艂 si臋 na dobre niepokoi膰 stanem psychicznym przyjaciela. Sam nie tkn膮艂 w贸dki. Musia艂 czuwa膰, skoro Mikkal nie chcia艂 bra膰 odpowie­dzialno艣ci za swoje czyny.

A jednak smutek nie przyt臋pi艂 Mikkalowi zmy­s艂贸w. Od razu zwr贸ci艂 uwag臋 na m臋偶czyzn臋 siedz膮­cego po przeciwnej stronie sali.

Na pierwszy rzut oka cz艂owiek ten nie wyr贸偶­nia艂 si臋 niczym szczeg贸lnym. Chudy, o rysach, na kt贸rych ostry morski klimat odcisn膮艂 swe pi臋tno. W 艣rednim wieku, 艂ysawy, z wyra藕nymi brakami w uz臋bieniu. Kilkudniowy zarost 艣wiadczy艂 o tym, 偶e m臋偶czyzna przyby艂 na targ bez 偶ony.

Ludzie bowiem tacy jak on zawsze mieli 偶ony.

Zdradza艂 to spos贸b, w jaki wychylali kieliszki. Jakby dawno nie mieli po temu okazji.

Jako si臋 rzek艂o, nie wyr贸偶nia艂 si臋 niczym szcze­g贸lnym. Poza jednym drobiazgiem. Nie p艂aci艂 mo­netami, tylko ma艂ymi kamyczkami. Niezliczone marzenia karmi艂y si臋 ich zimnym blaskiem.

Peder z osady bawi艂 si臋 wy艣mienicie. Mikkal nie by艂 jedyn膮 osob膮, kt贸ra zwr贸ci艂a na niego uwag臋. Dw贸ch m臋偶czyzn 艣ledzi艂o ka偶dy jego ruch. Byli trze藕wi.

Mikkal rozpozna艂 nieznajomego, kt贸ry rozpyty­wa艂 o Raij臋 i Reijo.

I wyci膮gn膮艂 taki sam wniosek z obserwacji Pedera. Kruszec musia艂 pochodzi膰 z tego samego 藕r贸d艂a. Wydawa艂o si臋 niepodobie艅stwem, by kilka r贸偶­nych os贸b trafi艂o na z艂oto w tym samym czasie.

Spod przymkni臋tych powiek Mikkal obserwo­wa艂 poczynania m臋偶czyzn. Siedz膮cy obok niego mogli s膮dzi膰, 偶e zasn膮艂. Nawet Aslak, kt贸ry dobrze zna艂 przyjaciela, uzna艂, i偶 Mikkal si臋 upi艂.

Iver, brat Jenny, pierwszy przysiad艂 si臋 do Pede­ra. Zaj膮艂 miejsce tu偶 obok niego, ale zdawa艂 si臋 wcale nie interesowa膰 s膮siadem. To Peder zagai艂 rozmow臋 z m艂odzie艅cem, proponuj膮c mu co艣 mocniejszego.

Iver nie odm贸wi艂.

- Dzisiaj ja stawiam - zachichota艂 Peder, podsu­waj膮c Iverowi bry艂k臋 z艂ota pod nos. - Czego艣 ta­kiego w 偶yciu nie widzia艂e艣? - szepn膮艂 na tyle g艂o­艣no, 偶e us艂yszeli go wszyscy.

Iver zareagowa艂 b艂yskawicznie. Z pob艂a偶liwym u艣miechem zacisn膮艂 d艂o艅 Pedera na bry艂ce. Tylko najbli偶ej siedz膮cy zd膮偶yli dostrzec blask kruszcu. Przed porankiem zd膮偶膮 o tym zapomnie膰.

- Chyba za du偶o wypi艂e艣 - roze艣mia艂 si臋 rozbra­jaj膮co. I kopn膮艂 Pedera w gole艅.

Kiedy zainteresowanie Pederem opad艂o, Iver wyprowadzi艂 go na zewn膮trz. Ole, jego ojciec, po­szed艂 w ich 艣lady.

Mikkal odczeka艂 chwil臋, podni贸s艂 si臋 i ruszy艂 do drzwi. Zdumiony Aslak pod膮偶y艂 za nim.

- S膮dzi艂em, 偶e ledwie trzymasz si臋 na nogach - wykrzykn膮艂, patrz膮c badawczo na przyjaciela. - Czy mo偶esz mi powiedzie膰, co si臋 sta艂o?

Mikkal po艂o偶y艂 palec na wargach i ruchem g艂o­wy wskaza艂 kierunek. Tr贸jka m臋偶czyzn, kt贸ra opu艣ci艂a szynk przed nimi, zatrzyma艂a si臋 pod 艣cia­n膮 szopy s艂u偶膮cej za stajni臋.

Mikkal i Aslak weszli bezszelestnie do szopy i stan臋li blisko m臋偶czyzn, oddzieleni od nich jedy­nie 艣cian膮 z cienkich desek.

Tamci nic nie zauwa偶yli.

Rozmawiali o zlocie.

Peder musia艂 w艂a艣nie uzna膰, 偶e nowo poznani kamraci powiedzieli co艣 niezwykle zabawnego.

- Nie, ja nie szukam takich skarb贸w - pok艂ada艂 si臋 ze 艣miechu. - Zawsze wierzy艂em, 偶e utrzymam si臋 z dar贸w morza. Bogactwo przysz艂o niespodzia­nie, wi臋c u偶ywam, p贸ki starczy.

Z typow膮 dla pijanych wylewno艣ci膮 zacz膮艂 opo­wiada膰, jak sprytnie pozby艂 si臋 starej koby艂y. Wtr膮­ca艂 tyle niepotrzebnych szczeg贸艂贸w, 偶e zar贸wno je­go kamraci, jak i Mikkal zacz臋li si臋 niecierpliwi膰.

W ko艅cu jednak dowiedzieli si臋 tego, czego chcieli.

Mikkal nawet znacznie wi臋cej, ni偶by sobie 偶y­czy艂.

Rozmow臋 z Pederem prowadzi艂 Iver. Przy pierw­szym spotkaniu z Raij膮 i Reijo robi艂 wra偶enie milczka. Kiedy by艂o trzeba, okazywa艂 jednak nie­zwyk艂e talenty krasom贸wcze.

- Jest pi臋kna, ma ciemne w艂osy - ci膮gn膮艂 Pedera za s艂贸wka.

Ten nie nad膮偶a艂.

- Nie, nie - odrzek艂 poirytowany. - Ju偶 m贸wi­艂em. To by艂a stara koby艂a, bezz臋bna, z wygi臋tym grzbietem. Ma艂a kasztanka.

Iver zniecierpliwi艂 si臋.

- Chodzi mi o kobiet臋. T臋, kt贸ra kupi艂a konia. Jest pi臋kna i ma czarne w艂osy.

- A, Raija - cmokn膮艂 z uznaniem Peder. - Pi臋k­na, trzeba przyzna膰. Tylko niech mnie r臋ka boska chroni przed tak膮 bab膮! - I nagle nabra艂 podejrze艅. - A dlaczego pytacie o Raij臋?

Iver roze艣mia艂 si臋 rozbrajaj膮co. Nie mia艂 mi艂ej powierzchowno艣ci, ale potrafi艂 wzbudza膰 w lu­dziach zaufanie.

- By艂a razem z jasnow艂osym ch艂opakiem. Moc­no zbudowanym, o krzywych nogach.

Peder przytakn膮艂 skwapliwie.

- Reijo, zgadza si臋. Nie zazdroszcz臋 mu.

- Widzisz, tatku, znale藕li艣my ich. - Iver klepn膮艂 ojca po plecach i zwr贸ci艂 si臋 do Pedera: - Reijo to szwagier mojej siostry. Siostra i jej m膮偶 pomarli...

K艂ama艂 jak z nut.

- Szukamy ich od dawna. Reijo ma prawo do schedy po bracie.

Mikkal a偶 zazgrzyta艂. Dawno ju偶 nie s艂ysza艂 r贸wnie naci膮ganej historyjki.

Peder by艂 prostym cz艂owiekiem, w gruncie rze­czy do艣膰 prostolinijnym i sentymentalnym. I cho膰 Raija nie przypad艂a mu do gustu, wcale 藕le jej nie 偶yczy艂. Spe艂ni艂 wi臋c ochoczo pro艣b臋 dw贸ch niezna­jomych i opisa艂 drog臋 do osady.

Mikkal s艂ucha艂 uwa偶nie. Raija nie chcia艂a si臋 przyzna膰, gdzie mieszka.

Teraz wiedzia艂!

- Raija wybiera艂a si臋 na targ - doda艂 naiwnie Peder. Zapad艂a znacz膮ca cisza. Mikkal prze艂kn膮艂 艣li­n臋. - Ale jej nie widzia艂em, a rozgl膮da艂em si臋 do­brze - ci膮gn膮艂. - Sta艂o si臋 tak, jak przewidywa艂em, kiedy kobiety bior膮 si臋 za m臋skie zaj臋cie. Po co jej sklep? Co chcia艂a zdzia艂a膰 na targu? Musia艂a gdzie艣 si臋 zapodzia膰 po drodze, kobiety nie powinny sa­motnie w艂贸czy膰 si臋 po p艂askowy偶u. M贸wi臋 wam, tak jak powiedzia艂em mojej babie...

Zag艂臋bi艂 si臋 w szczeg贸艂y po偶egnalnej rozmowy z 偶on膮, ale m臋偶czy藕ni z wyspy i Mikkal pu艣cili je mimo uszu. Mikkal zacz膮艂 s艂ucha膰, kiedy Peder zmieni艂 temat.

- Reijo nie znajdziecie - wyja艣ni艂. - Reijo pop艂y­n膮艂 do Bergen 艂odzi膮, kt贸ra nale偶y do sklepu. Ch艂o­pakowi pomiesza艂o si臋 w g艂owie, skoro pozwala kobiecie zajmowa膰 si臋 handlem. M贸g艂by znale藕膰 szypra w osadzie i zosta膰. Tak to jest, kiedy baba rz膮dzi w domu. Pozwala膰 偶onie robi膰, co jej si臋 偶ywnie podoba! To nies艂ychane...

Mikkal poczu艂, jak zimny pot oblewa mu cia艂o.

Nie chcia艂 s艂ucha膰 dalej, zreszt膮 i tak zd膮偶y艂 do­wiedzie膰 si臋 najwa偶niejszego.

Opu艣ci艂 szop臋 r贸wnie bezszelestnie, jak przy­szed艂. Aslak nie zrozumia艂, co nakaza艂o przyjacie­lowi odwr贸t, ale pos艂usznie pod膮偶y艂 za nim.

Mikkal szed艂 bez celu. Aslak drepta艂 cierpliwie u jego boku.

Straci艂 p贸艂 nocy na co艣, czego nie pojmowa艂. Go­t贸w by艂 po艣wi臋ci膰 drug膮 po艂ow臋, by si臋 dowie­dzie膰, o co chodzi.

Z pewno艣ci膮 o Raij臋. Zawsze chodzi艂o o Raij臋.

Zadziwiaj膮ce, 偶e ta niewielka wzrostem kobieta nieustannie znajdowa艂a si臋 w centrum wydarze艅. By艂a serdeczna i do艣膰 impulsywna, ale zdawa艂o si臋, 偶e nie wadzi nikomu. Tymczasem wok贸艂 niej za­wsze szala艂a burza.

Budy jarmarczne zamieni艂y si臋 w niewielkie punkciki na horyzoncie, kiedy Mikkal usiad艂 ci臋偶­ko na ziemi.

- S艂ysza艂e艣, Aslak? - spyta艂. - S艂ysza艂e艣?

Aslak nie uroni艂 ani s艂owa z rozmowy m臋偶­czyzn, ale nie wiedzia艂, kt贸ry fragment wywo艂a艂 wzburzenie przyjaciela.

- Pot臋pi艂a mnie i odtr膮ci艂a. Powiedzia艂a, 偶e nie jestem wolny, 偶e wci膮偶 pozostaj臋 w zwi膮zku z Sigg膮 Obecno艣膰 Ingi jeszcze bardziej pogr膮偶y艂a mnie w jej oczach.

- Mia艂a racj臋... - przyzna艂 rzeczowo Aslak. Mikkal wykrzywi艂 twarz w grymasie. Wydawa艂 si臋 bardzo zm臋czony.

- Mo偶e i mia艂a. By艂a taka surowa. Sprawi艂a, 偶e czuj臋 si臋 podle. Mam wra偶enie, 偶e zawiod艂em j膮 i siebie. Raija da艂a mi do zrozumienia, 偶e nie powi­nienem wi膮za膰 si臋 z nikim, tylko karmi膰 si臋 marze­niami o niej. Marzy膰 i mie膰 nadziej臋... - Nabra艂 po­wietrza. - Powiedzia艂a, 偶e Kalle nie 偶yje, a ja jej uwierzy艂em. Powiedzia艂a, 偶e jest z Reijo. Wiem, 偶e Reijo darzy Raij臋 uczuciem. Nie jestem g艂upi, do­my艣li艂em si臋, i偶 偶yj膮 ze sob膮... - Spojrza艂 na Aslaka. - Ale powiedzia艂a te偶, 偶e jest wolna. Prosto w oczy.

I zn贸w jej uwierzy艂em, nie dopuszcza艂em do siebie my艣li, 偶e mo偶e mnie ok艂amywa膰. A jednak...

Aslak zaczyna艂 z wolna kojarzy膰 fakty.

Mikkal by艂 zgorzknia艂y i rozczarowany.

- Kaza艂a mi 偶y膰 w prze艣wiadczeniu, 偶e jest wol­na. Twierdzi艂a, i偶 zamykam nam drog臋 do wsp贸l­nego szcz臋艣cia. I c贸偶? Okazuje si臋, 偶e zosta艂a 偶on膮 Reijo. I nie wspomnia艂a o tym ani jednym s艂owem...

- Wi臋c wyr贸wnali艣cie rachunki. - Aslak do pew­nego stopnia rozumia艂 rozczarowanie Mikkala, ale uwa偶a艂, 偶e przyjaciel przesadza. - Oboje popl膮tali­艣cie sobie 偶ycie. Po co si臋 dr臋czy膰? Nie lepiej p贸j艣膰 w艂asn膮 drog膮?

Obra偶ona mina Mikkala by艂a jedyn膮 odpowie­dzi膮 na propozycj臋 Aslaka.

- Wi臋c przynajmniej przesta艅cie wierzy膰, 偶e zej­dziecie si臋 przy nast臋pnym spotkaniu. Masz ogrom­ne oczekiwania, Mikkal. Za kolejnym razem, my­艣lisz, po艂膮czymy si臋 na dobre. W g艂臋bi ducha wiesz jednak, 偶e to niemo偶liwe. I z ka偶dym rozstaniem zadajecie sobie wi臋kszy b贸l. Nie wi艅 losu. Sami si臋 niszczycie.

- Powiedz to Raiji! - mrukn膮艂 Mikkal. C贸偶 z te­go, 偶e Aslak ma racj臋?

艁atwo m贸wi膰, 艂atwo my艣le膰 w ten spos贸b. Znacznie trudniej 偶y膰.

- Po co w艂a艣ciwie 艣ledzi艂e艣 t臋 tr贸jk臋? - Aslak chcia艂 odwr贸ci膰 my艣li Mikkala od Raiji. - O co chodzi? Nie wszystko zrozumia艂em. To byli krew­ni Reijo? Reijo mia艂 brata?

- Nie mia艂 - odrzek艂 Mikkal. - Chodzi o z艂oto. Aslak nie zdumia艂by si臋 bardziej, gdyby Mikkal oznajmi艂, 偶e Raija jest du艅sk膮 ksi臋偶niczk膮.

- 呕artujesz. O z艂oto? Tu nie ma z艂ota. Wielu szu­ka艂o. 艁atwiej by by艂o pokroi膰 je drewnianym no­偶em, ni偶 znale藕膰 w okolicy.

Roze艣mia艂 si臋. Mikkal by艂 艣miertelnie powa偶ny.

W Tornedalen opowiadano sobie r贸偶ne legendy o Ruiji, cudownej krainie na p贸艂nocy Norwegii. Jedna z nich g艂osi艂a, 偶e z艂oto w Ruiji mo偶na kroi膰 drewnianym no偶em...

N臋dza sprawia艂a, 偶e fi艅scy emigranci 艂atwo da­wali wiar臋 niestworzonym historiom.

Prawda by艂a inna. Aslak mia艂 racj臋, wielu szuka­艂o nadaremnie.

- Karl, m膮偶 Raiji, znalaz艂 z艂oto - powiedzia艂 Mik­kal. - Raija wie gdzie.

Aslak zrozumia艂.

Zrozumia艂 niepok贸j przyjaciela.

- Pojecha艂a sama? - zapyta艂. - A Reijo jest w Ber­gen...

Mikkal skin膮艂 g艂ow膮.

- Co zamierzasz zrobi膰?

Aslak z mieszanymi uczuciami my艣la艂 o mo偶li­wo艣ciach, kt贸re otwiera艂y si臋 przed Mikkalem.

- S膮 tam chyba jacy艣 s膮siedzi - zasugerowa艂. Mikkal potrz膮sn膮艂 przecz膮co g艂ow膮.

- Mog臋 zrobi膰 tylko jedno - stwierdzi艂 spokoj­nie. - Ruszy膰 na wybrze偶e. Ostrzec ich. Ostrzec j膮...

- Co b臋dzie z nami? - spyta艂 Aslak. - Co z Ailo?

Z Ing膮? S膮dzisz, 偶e nie jeste艣 nam potrzebny? 呕e mamy do艣膰 r膮k do pracy?

Mikkal nie odwr贸ci艂 spojrzenia. Ju偶 podj膮艂 de­cyzj臋.

- Raija bardziej mnie potrzebuje - rzek艂. - Nie mog臋 jej zawie艣膰. By艂oby tak, jakbym zawi贸d艂 sa­mego siebie.

Raija by艂a przybita. Podr贸偶 na targ sko艅czy艂a si臋 katastrof膮.

Tylko dlatego, 偶e spotka艂a Mikkala!

Wiedzia艂a, 偶e stawia mu wi臋ksze wymagania ni偶 sobie, ale zawsze widzia艂a w nim wz贸r do na艣lado­wania. Je艣li nawet nie potrafi艂a 偶y膰 czysto i szlachet­nie, to pragn臋艂a, by on zbli偶a艂 si臋 do idea艂u. Rozcza­rowanie faktem, 偶e mia艂 inn膮, by艂o ogromne.

Rozczarowanie...

Doprawione odrobin膮 zazdro艣ci.

Nie s膮dzi艂a, 偶e jest do niej zdolna, ale z up艂y­wem czasu odkrywa艂a nowe strony swojej natury.

By艂a zazdrosna.

Na dodatek tamta nie grzeszy艂a urod膮.

Z niech臋ci膮 my艣la艂a o Indze. Wstr臋tna i poni偶a­j膮ca by艂a 艣wiadomo艣膰, 偶e Mikkal trzyma艂 w ramio­nach inn膮 kobiet臋. Na dodatek o takiej powierz­chowno艣ci.

Raija zawsze dba艂a o to, by si臋 podoba膰 Mikkalowi, cho膰 wiedzia艂a, 偶e on kochaj膮 nie dla urody oblicza.

Tym bardziej cierpia艂a, 偶e zamieni艂 j膮 na brzydul臋.

Wobec pi臋knej dziewczyny pokaza艂aby pazury. Wobec Ingi nie mog艂a.

Rozumia艂a, dlaczego Inga mia艂a zaczerwienione oczy. Dziwne, ale Mikkal musia艂 znaczy膰 dla tej nieszcz臋snej dziewczyny tyle samo co dla niej.

Pora偶aj膮ca 艣wiadomo艣膰.

Mikkal nale偶a艂 do niej.

Sigga nie stanowi艂a ju偶 zagro偶enia, cho膰 wi膮za­艂a Mikkalowi r臋ce a偶 do 艣mierci. Raija nigdy nie widzia艂a w niej prawdziwej rywalki. Mikkal nie dba艂 o Sigg臋. Raija nie musia艂a si臋 jej obawia膰.

Gdyby Inga by艂a pi臋kna, Raija zrozumia艂aby za­chowanie Mikkala. Dlatego tym razem odczuwa艂a niepewno艣膰.

Tamta dziewczyna musia艂a odznacza膰 si臋 in­nymi przymiotami. Znacznie gro藕niejszymi ni偶 g艂adko艣膰 lica.

By艂oby lepiej, gdyby Mikkal znalaz艂 sobie pi臋k­n膮 kochank臋.

Raija pogania艂a konia. Nie艣wiadomie zboczy艂a z drogi, kt贸ra prowadzi艂a do osady. Jej my艣li kr膮­偶y艂y wok贸艂 innych spraw.

By艂o po艂udnie, kiedy zda艂a sobie spraw臋, 偶e po­d膮偶a w z艂ym kierunku. Rozejrza艂a si臋 wok贸艂.

Z pocz膮tku my艣la艂a, 偶e zab艂膮dzi艂a. Po chwili roz­pozna艂a okolic臋.

Kiedy艣 ju偶 jecha艂a t膮 drog膮. Jesieni膮, krajobraz wygl膮da艂 wtedy inaczej. Przyroda p艂on臋艂a barwami ognia, po czym zszarza艂a, jakby zawstydzona swo­j膮 nago艣ci膮.

Teraz 艣wiat wok贸艂 tryska艂 urod膮. Zbli偶a艂o si臋 kr贸tkie lato. Jeszcze jeden ciep艂y dzie艅, a przyroda eksploduje feeri膮 zieleni. Male艅kie p膮ki kwiat贸w ozdobi膮 艂膮ki mnogo艣ci膮 najniezwyklejszych barw.

By艂 czerwiec.

Raija znajdowa艂a si臋 niedaleko Alty.

Kolejne zrz膮dzenie losu?

Raija nie lubi艂a, by kto艣 decydowa艂 za ni膮, ale jak tu k艂贸ci膰 si臋 z losem?

Lub z w艂asn膮 pami臋ci膮?

Nigdy nie wpad艂aby na taki pomys艂, ale teraz wyda艂 jej si臋 wcale nieg艂upi.

Nie wozi艂a ze sob膮 mapy Karla, ale studiowa艂a j膮 na tyle cz臋sto, 偶e pami臋ta艂a najdrobniejsze szczeg贸艂y.

Pozna艂a okolic臋.

Nie spodziewano si臋 jej w osadzie przed up艂y­wem tygodnia.

Mo偶e uratowa膰 sklep.

Je艣li znajdzie z艂oto Karla.

Da sobie rad臋.

Sama.

9

Jak wi臋kszo艣膰 fantast贸w i marzycieli Raija lek­cewa偶y艂a trudno艣ci. Wierzy艂a, 偶e wszystko p贸jdzie dobrze.

Zwykle sz艂o, cho膰 nie zawsze by艂o to jej zas艂ug膮.

Nie umia艂a uk艂ada膰 plan贸w. Dzia艂a艂a impulsyw­nie. Kierowa艂a si臋 porywem serca, zapominaj膮c o rozs膮dku i bezpiecze艅stwie.

Wkr贸tce odnalaz艂a miejsce, gdzie sta艂a chata, w kt贸rej schroni艂a si臋 po ucieczce od w贸jta. Wte­dy, kiedy zamordowano szwedzkiego pastora.

Nie potrafi艂a jasno my艣le膰 o tamtym zdarzeniu.

Co艣 艂膮czy艂o j膮 z morderstwem. Nie przestawa艂a my艣le膰 o nim, miesza艂a fakty z domys艂ami. Z prze­ra偶aj膮cymi domys艂ami...

Ole Edvard spali艂 chat臋. Raija zeskoczy艂a z wo­zu i wesz艂a pomi臋dzy zw臋glone resztki budowli.

Tutaj spotka艂a Karla, kt贸rego ju偶 raz zd膮偶y艂a pochowa膰. Tutaj w jej 偶yciu dokona艂 si臋 zwrot.

To miejsce budzi艂o tyle wspomnie艅.

Skarb musi znajdowa膰 si臋 niedaleko. Karl w臋­drowa艂 przez kilka dni, ale przecie偶 by艂 chory i po­rusza艂 si臋 na piechot臋. Raija mia艂a konia.

Trzeba da膰 zwierz臋ciu odetchn膮膰 przez par臋 go­dzin. Potem ruszy dalej.

Raija nie czu艂a zm臋czenia. Przysz艂o lato, noce by艂y jasne. Mog艂a podr贸偶owa膰 du偶o szybciej, sie­dz膮c na ko藕le i oddaj膮c si臋 rozmy艣laniom. Si艂 jej nie brakowa艂o, podekscytowanie przygod膮 kaza艂o zapomnie膰 o troskach.

Raija skupi艂a ca艂膮 uwag臋 na z艂ocie.

Odsun臋艂a Mikkala w g艂膮b 艣wiadomo艣ci i od ra­zu poczu艂a si臋 lepiej.

Zdrzemn臋艂a si臋 nawozie. Kiedy si臋 obudzi艂a, tar­cza s艂o艅ca sta艂a na wschodzie.

Zjad艂a kawa艂ek suszonego mi臋sa i popi艂a wod膮 ze strumienia. To nad jego brzegami Karl przypo­mnia艂 sobie swoj膮 przesz艂o艣膰.

Tyle bolesnych wspomnie艅 wi膮za艂o si臋 z tym miej­scem. Oby nigdy wi臋cej nie musia艂a tutaj wraca膰!

Przysz艂o jej nagle do g艂owy, 偶e podr贸偶 w poje­dynk臋 nie jest ca艂kiem bezpieczna, zw艂aszcza dla m艂odej kobiety. Do艣wiadczenia z targu nauczy艂y j膮 ostro偶no艣ci.

Odwaga zacz臋艂a j膮 opuszcza膰, ale wpad艂a na wspania艂y pomys艂.

Postanowi艂a si臋 przebra膰.

Uczyni艂a to z niesmakiem, wci膮偶 prze艣ladowa艂o j膮 wspomnienie balu kostiumowego u w贸jta, na kt贸rym dozna艂a poni偶enia.

Raija by艂a pami臋tliwa.

Ole Edvard nie 偶y艂, lecz ona nie potrafi艂a wyba­czy膰 ani zapomnie膰.

Przebra艂a si臋 za m臋偶czyzn臋. Nie za rybaka ani my艣liwego, w takim bowiem stroju nie zdo艂a艂aby ukry膰 swojej kobieco艣ci. Mog艂a jednak uda膰 m艂o­dego ch艂opca o dziewcz臋cej urodzie. Liczy艂a na to, 偶e i tak nie natknie si臋 na nikogo. P艂askowy偶 by艂 rozleg艂y, a wi臋kszo艣膰 podr贸偶nych zd膮偶a艂a wszak na jarmark. Miejsce, do kt贸rego zmierza艂a, le偶a艂o z dala od utartych szlak贸w.

Rozs膮dek podpowiada艂 jednak dziewczynie, 偶e tak b臋dzie lepiej. Znalaz艂a spodnie m臋偶a, kt贸re przypadkiem zapl膮ta艂y si臋 po艣r贸d towar贸w. Raija uzna艂a, 偶e to znak niebios. Reijo by艂 mocniejszej budowy, wi臋c musia艂a urwa膰 kawa艂ek sukna i prze­wi膮za膰 si臋 nim w pasie. Szerokie spodnie zwisa艂y nieelegancko wok贸艂 jej ch艂opi臋co szczup艂ych bio­der, ale nic nie mog艂a na to poradzi膰. Nogawki skr贸ci艂a, wpychaj膮c je do but贸w. Wygl膮da艂a do艣膰 niezdarnie, ale nie zamierza艂a schodzi膰 zbyt cz臋sto z koz艂a. Ko艅 sam znajdzie drog臋.

Piersi stanowi艂y wi臋kszy problem. Mog艂a przy­wdzia膰 najlepsze przebranie, ale kr膮g艂o艣膰 piersi wci膮偶 zdradza艂a jej p艂e膰.

Raija musia艂a po艣wi臋ci膰 jedn膮 z bluzek. Podar艂a j膮 na szerokie pasy i obwi膮za艂a si臋 nimi, zaciskaj膮c sukno nieomal do utraty tchu. Utrudnia艂o jej to ruchy, ale skutecznie ukrywa艂o kobiece wdzi臋ki. Na wierzch za艂o偶y艂a zwyk艂膮 koszul臋, tak膮 kt贸r膮 nosi艂a na co dzie艅. Spos贸b zapi臋cia m贸g艂 j膮 zdra­dzi膰, ale dziewczyna nie podejrzewa艂a podr贸偶uj膮­cych po p艂askowy偶u o zbytni膮 przenikliwo艣膰.

W艂osy upi臋艂a w kok i ukry艂a pod kapeluszem z szerokim rondem, kt贸ry naci膮gn臋艂a na czo艂o, tak 偶e twarz pozostawa艂a w cieniu. Zanim ruszy艂a w drog臋, przejrza艂a si臋 w strumieniu. Rw膮ca woda zniekszta艂ca艂a odbicie, ale Raija uzna艂a, 偶e efekt jest zadowalaj膮cy.

Przynajmniej w niczym nie przypomina艂a siebie.

Mog艂a teraz rozpocz膮膰 poszukiwania. Wkr贸t­ce musia艂a uzna膰, 偶e porwa艂a si臋 z motyk膮 na s艂o艅ce.

Jej optymizm stopnia艂 jak wiosenny 艣nieg.

Pami臋ta艂a dobrze map臋, kt贸r膮 Kalle wyry艂 po wewn臋trznej stronie sk贸rzanego worka, ale przepatruj膮c okolic臋 stwierdzi艂a, 偶e nie zaznaczy艂 na rysunku zbyt wielu charakterystycznych elemen­t贸w. Nie mog艂a te偶 pomin膮膰 faktu, 偶e Kalle odtwo­rzy艂 map臋 z pami臋ci i 偶e wtedy by艂a jesie艅. Pory roku odmienia艂y okolic臋 nie do poznania.

Up艂ywa艂y godziny, s艂o艅ce zatoczy艂o 艂uk i sk艂a­nia艂o si臋 ku zachodowi.

Raija zatrzymywa艂a si臋 raz po raz na popas, by da膰 odpocz膮膰 zwierz臋ciu. Jej los zale偶a艂 od konia. Droga do osady by艂a daleka, a przecie偶 musia艂a wr贸ci膰 do domu o tym samym czasie, co inni lu­dzie powracaj膮cy z jarmarku.

Zapad艂a noc, lecz Raija wci膮偶 pop臋dza艂a konia. Zwierz臋 okaza艂o si臋 nadzwyczaj dzielne. Dziew­czyna nie zazna艂a snu przez ca艂膮 dob臋, lecz nie od­czuwa艂a zm臋czenia. Wr臋cz przeciwnie, przenika艂o j膮 podniecenie. Kiedy艣 艣mia艂a si臋 z ch艂opi臋cych roje艅 Karla i Reijo, uwa偶a艂a, 偶e trac膮 czas na pogoni za mira偶ami.

Nazywa艂a ich marzycielami.

Trzeba by艂o dzieci臋cej naiwno艣ci, by uwierzy膰 w opowie艣ci o z艂ocie w Ruiji. Kalle nie by艂 marzy­cielem, ale zachowa艂 w sobie t臋sknot臋 za cennym kruszcem. Nawet wtedy, gdy utraci艂 pami臋膰 o prze­sz艂o艣ci, zachowa艂 w sobie ten sen.

I znalaz艂 miejsce, gdzie zaczyna si臋 t臋cza.

Wtedy Raija nie potrafi艂a ich zrozumie膰. Nigdy nie marzy艂a o bogactwie.

Teraz poj臋艂a.

Teraz ka偶dym skrawkiem cia艂a czu艂a narastaj膮­ce napi臋cie.

Nie na my艣l o dostatku. Tak, chcia艂a zatrzyma膰 sklep. On nadawa艂 sens jej 偶yciu, tak jak dzieci, ro­dzina, t臋sknota za Mikkalem.

Przede wszystkim jednak pragn臋艂a zapewni膰 przysz艂o艣膰 swoim najbli偶szym. Sama do艣膰 si臋 wy­cierpia艂a za m艂odu.

Musia艂a zmaga膰 si臋 z przeciwno艣ciami losu, by­wa艂a samotna, straszliwie samotna. Przez t臋 samot­no艣膰, bied臋, fi艅skie pochodzenie zdana by艂a na 艂a­sk臋 i nie艂ask臋 innych ludzi.

Ojciec Raiji musia艂 j膮 odes艂a膰, bo cierpia艂 niedo­statek.

Musia艂 j膮 sprzeda膰...

To by艂a bolesna my艣l, ale jak偶e prawdziwa.

Raija pragn臋艂a lepszej przysz艂o艣ci dla swego po­tomstwa. Osada rybacka nie by艂a mo偶e najlepszym miejscem na tej ziemi, ale Maja, Knut i Elise zbyt wiele dni sp臋dzili w drodze.

Prze偶yli wi臋cej ni偶 wi臋kszo艣膰 dzieci w ich wieku.

I widzieli zdarzenia, kt贸rych oczy dziecka nie powinny ogl膮da膰.

Marzy艂a, by zapewni膰 im bezpiecze艅stwo. Ubo­gie dzieci mog艂y czu膰 si臋 bezpieczne. Jak偶e 艂atwiej jednak o pewno艣膰 jutra, je艣li ma si臋 nabity trzos.

Skarb Karla m贸g艂 zmieni膰 wszystko.

Skarb Karla oznacza艂 spokojn膮 przysz艂o艣膰 dzieci.

Z tego w艂a艣nie powodu Raija czu艂a gor膮czk臋 z艂ota.

Dlatego te偶 zrozumia艂a wreszcie si艂臋 ch艂opi臋­cych marze艅 Karla i Reijo.

Tyle mo偶na ofiarowa膰 tym, kt贸rych darzy si臋 mi艂o艣ci膮. Mo偶na da膰 im ca艂y 艣wiat.

Pami臋ta艂a s艂owa z odleg艂ej przesz艂o艣ci.

S艂ysza艂a s艂aby g艂os starej kobiety, czu艂a zapach sk贸ry i dymu.

Elle wyrzek艂a do niej te s艂owa, kiedy Raija by艂a dzieckiem.

Widz臋 zimne 艣wiat艂o, Raiju...鈥

Raija trzyma艂a w d艂oni bry艂ki kruszcu. Pozna艂a ich ci臋偶ar i blask.

Z艂oto b艂yszcza艂o zimnym 艣wiat艂em...

Mija艂a niezliczone strumyki, niekt贸re na tyle rw膮ce, 偶e przy odrobinie przesady mo偶na by艂o uzna膰 je za rzeki.

Kalle wspomina艂 o jakiej艣 rzece.

Co mia艂 na my艣li?

Raczej pod wp艂ywem nag艂ego impulsu ni偶 przemy艣lanej decyzji Raija skierowa艂a w贸z wzd艂u偶 brze­gu jednego ze strumieni. By艂 odrobin臋 szerszy ni偶 po­zosta艂e.

Kiedy dotar艂a do uskoku, uzna艂a, 偶e pope艂ni艂a b艂膮d. Rzeczka opada艂a kaskad膮. 呕eby znale藕膰 si臋 zn贸w u jej brzeg贸w, Raija musia艂a nad艂o偶y膰 drogi i dotrze膰 do podstawy wzg贸rza.

Tak te偶 uczyni艂a, cho膰 objazd zaj膮艂 par臋 godzin. Uzna艂a, 偶e podn贸偶e g贸ry 艣wietnie nada si臋 na wypo­czynek. Potrzebowa艂a chwili wytchnienia, musia艂a da膰 odpocz膮膰 strudzonemu zwierz臋ciu. Oporz膮dze­nie konia sprawi艂o jej przyjemno艣膰, by艂 jedyn膮 偶yw膮 istot膮 na tym odludziu. Tylko do niego mog艂a teraz przemawia膰.

Miejsce by艂o przepi臋kne. Raija postanowi艂a roz艂o­偶y膰 si臋 na spoczynek pod ska艂膮, ale drog臋 zagrodzi艂y jej g艂azy wysoko艣ci cz艂owieka.

Mi臋dzy g艂azami nie dostrzeg艂a 偶adnej 艣cie偶ki. Po­rasta艂y je krzewy wierzby. W p臋kni臋ciach na stro­mej skale gromadzi艂y si臋 grudy ziemi, kt贸rej czepia­艂y si臋 korzenie wierzbiny i czerwonego wrzosu. Przyroda p贸艂nocy nie jest bogata, ale zachwyca g艂臋­bi膮 kontrast贸w.

Mimo tych plam zieleni i czerwieni ciemna g艂ad藕 zbocza dzia艂a艂a na Raij臋 odpychaj膮co. G贸ry nigdy jej nie poci膮ga艂y. Wychowa艂a si臋 na otwartych przestrze­niach. W Tornedalen nic nie przes艂ania艂o nieba.

W g贸rach Raija odczuwa艂a instynktowny l臋k, nad brzegiem rzeki oddycha艂a swobodniej. Rzeki przyci膮­ga艂y j膮 z magiczn膮 moc膮, by艂y wiecznymi w臋drowcami jak i ona, 偶yciodajn膮 wst臋g膮 艂膮czy艂y ludzi i miej­sca. Raija zawsze mieszka艂a nad brzegiem rzeki.

Nie mog艂a oderwa膰 wzroku od wodospadu, kt贸­ry spienion膮 kaskad膮 opada艂 z urwiska, pe艂en nie­zwyk艂ej si艂y i energii.

I nagle zrodzi艂a si臋 w niej pewna my艣l. Z pocz膮t­ku w膮t艂a, potem coraz mocniejsza.

Z namys艂em przygl膮da艂a si臋 wodospadowi, kt贸­ry mia艂a po lewej r臋ce.

Zbocze...

S膮dzi艂a, 偶e jest wy偶sze, bardziej strome.

Mo偶e dlatego, 偶e ba艂a si臋 g贸r, i w wyobra藕ni zbocze uros艂o do niebotycznych rozmiar贸w.

Po艂o偶enie ska艂y, wodospadu i wij膮cej si臋 rzeki odpowiada艂o z grubsza znakom na mapie Karla.

Nieprawdopodobne.

A jednak. Im dok艂adniej przygl膮da艂a si臋 okolicy, tym wi臋kszej nabiera艂a pewno艣ci.

Ca艂y czas zd膮偶a艂a we w艂a艣ciwym kierunku, in­stynktownie obra艂a w艂a艣ciw膮 drog臋.

Kalle tu by艂.

Mimo ogromu p艂askowy偶u dotar艂a do miejsca, kt贸re Kalle oznaczy艂 na mapie.

Nie do wiary.

A jednak. W g艂臋bi duszy Raija wiedzia艂a, 偶e tym razem si臋 nie myli.

Kalle by艂 tu przed ni膮.

Tutaj znalaz艂 z艂oto.

Skarb.

Jak szalona rzuci艂a si臋 w nurt rzeki. Zimna woda natychmiast przenikn臋艂a przez ubranie, ale Raija nie zwraca艂a na to uwagi.

Nie mia艂a czasu.

Gdzie艣 tu le偶y skarb.

Z艂oto Karla.

Jej z艂oto.

Mikkal nie da艂 si臋 przekona膰 Aslakowi. Got贸w by艂 po艣wi臋ci膰 wszystko, by m贸c ruszy膰 na wybrze­偶e w poszukiwaniu Raiji.

Inga te偶 pr贸bowa艂a przem贸wi膰 mu do rozs膮dku, cho膰 sporo j膮 to kosztowa艂o. Nie艂atwo obna偶a膰 uczucia wobec kogo艣, komu to oboj臋tne.

Spr贸bowa艂a.

Na pro艣b臋 Aslaka.

Szczerze m贸wi膮c, i tak by spr贸bowa艂a.

Nisko upad艂a.

Mikkal by艂 nieub艂agany.

- Wiem, 偶e 藕le ci臋 traktuj臋, Ingo - powiedzia艂. - Podr贸偶 na jarmark przybra艂a nieoczekiwany obr贸t - doda艂 z ponurym wzrokiem. - Mo偶esz mi wie­rzy膰 lub nie, ale nie spodziewa艂em si臋 spotka膰 tu­taj Raiji. Po prostu sta艂o si臋...

- Dobrze ci z ni膮? - spyta艂a powa偶nie. Odwr贸ci艂 spojrzenie.

- Nie jest mi dobrze bez niej - odrzek艂 wymija­j膮co, lecz zgodnie z prawd膮. - Musz臋 jecha膰, nie mam wyboru. Nic i nikt mnie nie powstrzyma.

Inga westchn臋艂a zrezygnowana.

- Rozumiem...

- Nie s膮dz臋 - wyszepta艂 Mikkal. - Mam nadzie­j臋, 偶e nigdy tak nie pokochasz. Taka mi艂o艣膰 to nie­bo i piek艂o...

Inga milcza艂a.

- Zaopiekuj si臋 Ailo! - poprosi艂.

Inga skin臋艂a g艂ow膮, ale Mikkal ju偶 tego nie za­uwa偶y艂. Ruszy艂 w drog臋. Do Raiji. Zawsze do Raiji.

10

Czterdzie艣ci lat przed tymi wydarzeniami, ko艂o roku 1690, Petter Dass, pastor i poeta z Alstahaug, spisa艂 pami臋tne strofy o kupieckich 艂odziach i ry­backich spotkaniach w Bergen. Podawa艂 w nich, 偶e 偶eglarze z p贸艂nocy wyznaczali trzy daty w roku, kiedy to przyp艂ywali do tego wielkiego miasta, by sprzeda膰 towary: trzeciego maja na 艣wi臋to Krzy偶a, w czerwcu na 艣wi臋tego Jana i dwudziestego sz贸ste­go lipca na 艣wi臋tego Olafa.

Reijo i jego ludzie zmierzali na spotkanie 艣wi臋­toja艅skie, cho膰 zwlok膮 na pocz膮tku wyprawy 艂a­two mog艂a spowodowa膰, 偶e nie uda im si臋 dotrze膰 na miejsce przed trzecim terminem.

W pierwszych dniach wiatr im nie sprzyja艂.

Na p贸艂noc od wyspy Skjerv dogonili pi臋膰 艂odzi i, jak to by艂o w zwyczaju, przy艂膮czyli si臋 do nich.

Wsp贸lna 偶egluga mia艂a du偶o zalet. Razem sta­wano na kotwicy, poznawano si臋 nawzajem, wy­mieniano wie艣ci i uwagi o pogodzie. W gromadzie 艂atwiej by艂o unikn膮膰 niebezpiecze艅stw, kt贸re czy­ha艂y na 偶eglarzy.

Przybrze偶ne wody Norwegii bywa艂y kapry艣ne, Reijo zdawa艂 sobie z tego spraw臋. W swojej pierwszej podr贸偶y na po艂udnie, na dodatek w roli szy­pra, musia艂 s艂ucha膰 rad do艣wiadczonych rybak贸w.

Ci z Senji, stare morskie wygi, opowiadali z po­nurymi minami o sze艣ciu 艂odziach, kt贸re par臋 lat wstecz wyp艂yn臋艂y na letnie spotkanie i przed po­cz膮tkiem grudnia nie zdo艂a艂y wr贸ci膰 do domu. Reijo zrozumia艂 ukryty przytyk, rejs do Bergen to nie zadanie dla go艂ow膮s贸w.

Podr贸偶 zaj臋艂a im cztery tygodnie. Troch臋 d艂u偶ej ni偶 zazwyczaj, ale po drodze napotykali okresy flauty. Dopiero w okolicach przyl膮dka Stad powia艂 p贸艂nocny wiatr i p臋dzi艂 艂odzie wzd艂u偶 wybrze偶a Vestlandet.

Reijo ujrza艂 fiordy wcinaj膮ce si臋 w g艂膮b l膮du i grzbiety g贸r dumnie wyrastaj膮ce z Morza P贸艂noc­nego.

Przyroda objawia艂a tu sw膮 pot臋g臋, surowo艣膰 i du­m臋.

Krajobraz przypomina艂 Reijo p贸艂noc Norwegii. Oddala艂 si臋 od domu, ale wcale nie czu艂 si臋 obco. Od ka偶dej osady, kt贸r膮 mijali po drodze, odbija艂a kolejna ci臋偶ka 艂贸d藕 i do艂膮cza艂a do pozosta艂ych.

Dop艂yn臋li do kupieckiego miasta ogromn膮 flo­tyll膮. By艂a po艂owa lipca, kiedy siedemdziesi膮t nie­omal 艂odzi wp艂yn臋艂o do zatoki Vagen i przybi艂o do nabrze偶a zwanego Bryggen. Rybacy z p贸艂nocnej Norwegii przybywali, by sprzeda膰 towary i zapew­ni膰 艣rodki utrzymania dla swoich wiosek i osad.

Bez zb臋dnych ceregieli rozpocz臋li wy艂adunek.

Pobyt w Bergen stanowi艂 atrakcj臋 sam膮 w sobie, ale czasu nie wolno by艂o marnowa膰. Przybywali tu przede wszystkim po to, by zdoby膰 偶ywno艣膰 dla bliskich. W stronach rodzinnych rozpocz膮艂 si臋 czas 偶niw i liczy艂a si臋 ka偶da para r膮k do pracy. I cho膰 miasto kusi艂o, rybacy czuli na sobie brzemi臋 odpo­wiedzialno艣ci.

Czeka艂a ich droga powrotna, w kt贸rej nie mogli liczy膰 wy艂膮cznie na sprzyjaj膮ce wiatry. Czeka艂 ich wysi艂ek i trud, zanim stan膮 na progu domostw i che艂pliwie opowiada膰 b臋d膮 o przygodach.

Przez trzy dni opr贸偶niali 艂odzie. To by艂 dobry rok, wie藕li obfito艣膰 towar贸w.

Reijo zrobi艂 przegl膮d 艂adowni. Nie zamierza艂 da膰 si臋 oszuka膰 pierwszemu lepszemu kupcowi z Bergen, kt贸ry s膮dzi艂, 偶e wystarczy upi膰 naiwnego, niepi­艣miennego rybaka z p贸艂nocy, by ten przysta艂 na ka偶­d膮 cen臋. Reijo wiedzia艂, co wiezie: prawie trzy i p贸艂 tony sztokfisza, dwie艣cie kilogram贸w klipfisza, prze­sz艂o p贸艂 tony w膮t艂usza i szesna艣cie beczek tranu.

Je艣li kto艣 b臋dzie pr贸bowa艂 zakwestionowa膰 wa­g臋, dowie si臋, 偶e nie ma do czynienia z byle g艂up­kiem z prowincji.

Kupcy zjawili si臋, zanim doko艅czono wy艂adunku.

Byli to do艣wiadczeni ludzie, znawcy rynku. R贸w­nie dobrze jak przybysze z p贸艂nocy orientowali si臋 w wysoko艣ci po艂ow贸w i plon贸w. Starannie przygo­towywali si臋 na spotkanie z rybakami. Pierwsza lu­stracja przyby艂ych 艂odzi pozwala艂a im oszacowa膰 ja­ko艣膰 艂adunku.

Kupcy wsp贸lnie ustalali cen臋 w艂asnych towar贸w i decydowali, ile gotowi s膮 zap艂aci膰 za ryb臋 przy­wiezion膮 z p贸艂nocy. Odst臋pstw od cen nie by艂o, chyba 偶e wobec zad艂u偶onego rybaka, kt贸remu zwykle sk艂adano gorsz膮 ofert臋. D艂u偶nik musia艂 sp艂aci膰 wierzyciela i zwykle nie mia艂 innego wyj­艣cia, jak zadowoli膰 si臋 mniejszym zarobkiem. Kup­cy rozk艂adali bezradnie r臋ce, twierdz膮c, 偶e nie sp艂a­cona nale偶no艣膰 nara偶a ich na straty.

Rybacy z p贸艂nocy niewiele mogli na to poradzi膰. Musieli sprzeda膰 towary, byli uzale偶nieni od kre­dytu berge艅skich kupc贸w.

Reijo nie mia艂 d艂ug贸w, m贸g艂 wi臋c wybra膰 tego, kto zaoferuje najwy偶sz膮 cen臋.

Zdawa艂o mu si臋, 偶e ma siln膮 pozycj臋 przetargow膮.

Zdawa艂o mu si臋 tak do chwili, kiedy postawi艂 stop臋 na nabrze偶u Bryggen i od razu znalaz艂 si臋 w t艂umie peroruj膮cych kupc贸w. Nie doceni艂 ich daru przekonywania i talent贸w krasom贸wczych.

Prze艣cigali si臋 w uprzejmo艣ciach, wyrzucali z siebie potoki s艂贸w w dialekcie, kt贸rego Reijo po cz臋艣ci w og贸le nie rozumia艂. Opu艣ci艂a go otucha i da艂 si臋 bezwolnie wci膮gn膮膰 w wir wydarze艅.

Ten, kt贸ry zaklina艂 si臋, 偶e nie padnie ofiar膮 na­ci膮gaczy, wpad艂 wprost w pu艂apk臋. Reijo zauwa­偶y艂, 偶e kupcy zdaj膮 si臋 nie rozumie膰 jego fi艅skiego akcentu, i w zdenerwowaniu zacz膮艂 gubi膰 norwe­skie frazy. W ko艅cu zamilk艂 na dobre.

I bez oporu da艂 si臋 przekona膰 pewnemu sprytne­mu handlarzowi, kt贸ry nie zapomnia艂 j臋zyka w g臋­bie i mia艂 silny argument w postaci flaszki gorza艂ki.

Reijo nie odm贸wi艂 pocz臋stunku. Nie uwa偶a艂, by 艂yk gorza艂ki obligowa艂 go do czegokolwiek. Mia艂 te偶 nadziej臋, 偶e alkohol przywr贸ci mu jasno艣膰 my艣lenia.

U艂o偶y艂 sobie przemow臋, ale swada kupca zbi艂a go z panta艂yku.

Reijo poczu艂 si臋 g艂upio i bezradnie, podejrzewa艂 zreszt膮, 偶e w oczach kupca uchodzi w艂a艣nie za bez­radnego g艂upca. Po pierwszym kielichu przyszed艂 nast臋pny, i jeszcze jeden...

Rozwi膮za艂 mu si臋 j臋zyk, ale gdzie艣 zapodzia艂a kla­rowno艣膰 my艣li. Kupiec, kt贸ry z pocz膮tku odgrywa艂 rol臋 bratniej duszy, przybra艂 nagle rzeczowy ton.

Kupiec wypi艂 tyle, ile trzeba. Do艣膰, by dotrzyma膰 towarzystwa prostakowi z p贸艂nocy. Do艣膰, by zacho­wa膰 trze藕wy os膮d sytuacji.

Trzy i p贸艂 tony sztokfisza straci艂o cudownie na wadze jakie艣 dwie艣cie kilogram贸w.

Dwie艣cie kilo klipfisza stopnia艂o o czterdzie艣ci kilogram贸w.

Reijo m贸g艂 przysi膮c, 偶e ma w 艂adowni przesz艂o p贸艂 tony w膮t艂usza, ale waga kupca nie wskaza艂a wi臋cej ni偶 czterysta pi臋膰dziesi膮t kilogram贸w.

Liczba beczek tranu zgadza艂a si臋 z jego rachun­kami.

Reijo nie protestowa艂. Kupiec wygl膮da艂 uczci­wie, z pewno艣ci膮 nie para艂 si臋 oszustwem. Miejskie wagi musz膮 by膰 dok艂adniejsze ni偶 te, kt贸rymi dys­ponowali w osadzie.

W mie艣cie znali si臋 na wszystkim. Przybysz z prowincji nie powinien poucza膰 o艣wieconego, m膮drego cz艂owieka, jak prowadzi膰 interesy. I jesz­cze podejrzewa膰 o oszustwo.

Reijo nie mrugn膮艂 wi臋c, cho膰 obliczenia kupca nie zgadza艂y si臋 z jego w艂asnymi. Kupiec dostrzeg艂 to i ostro偶nie zaproponowa艂 cen臋.

Reijo zn贸w nie zaprotestowa艂, cho膰 cena znacz­nie odbiega艂a od 艣redniej.

Kupiec poczu艂 si臋 na pewnym gruncie, wi臋c kiedy wylicza艂 艂膮czn膮 sum臋, rozmy艣lnie pomyli艂 si臋 tu i 贸w­dzie na swoj膮 korzy艣膰. Po czym doliczy艂 odrobin臋 do cen towar贸w, kt贸re Reijo zabiera艂 na p贸艂noc.

Oszukiwa艂 z szerokim u艣miechem na twarzy.

Reijo przyjmowa艂 s艂owa handlarza za dobr膮 mo­net臋. Rzeczywisto艣膰 przerasta艂a go, zapiera艂a dech w piersiach. W tym wielkim, nieznanym 艣wiecie nie znaczy艂 nic. M贸g艂 tylko potakiwa膰 i zgadza膰 si臋 na wszystko, by mie膰 to ju偶 za sob膮.

Zakupione towary odwieziono na 艂贸d藕 Reijo. Dwana艣cie beczek j臋czmienia, dwana艣cie 偶yta. Kil­ka beczek du艅skiego s艂odu. Pi臋膰 beczek m膮ki 偶yt­niej, trzy m膮ki j臋czmiennej. Fasola, zwyk艂a gorza艂­ka, wino, troch臋 francuskiej w贸dki. No i towary z list zleceniodawc贸w.

Reijo mia艂 ju偶 wszystko, cho膰 zap艂aci艂 wi臋cej, ni偶 si臋 spodziewa艂. Teraz musia艂 pomy艣le膰 o prezencie dla Raiji. Co kupi膰, nie wiedzia艂. Tyle tylko, 偶e ma­rzy艂 o czym艣 odmiennym od zwyk艂ych podark贸w, kt贸re rybacy zawozili swoim wybrankom.

O czym艣 pi臋knym, co by przy膰mi艂o broszk臋 Mikkala i bransolet臋 Aleksieja.

Raija musi wreszcie zrozumie膰 si艂臋 jego uczucia. Nie mniejsz膮 ni偶 mi艂o艣膰 tych wszystkich m臋偶czyzn, kt贸rzy kr膮偶yli wok贸艂 niej jak 膰my wok贸艂 艣wiecy.

By膰 mo偶e nudzi艂 j膮, bo ci膮gle sta艂 u jej boku.

Reijo zamierza艂 przewy偶szy膰 rywali szczodro­艣ci膮. Szuka艂 czego艣 niezwyk艂ego. Wyrafinowanego.

Nie zna艂 wcze艣niej tego s艂owa, ale brzmia艂o do­stojnie. Kupiec u偶y艂 go w rozmowie, a Reijo zapa­mi臋ta艂.

Powtarza艂 je wielokrotnie. Nie wiedzia艂, sk膮d pochodzi, ale uzna艂 je za niezwykle pi臋kne.

Mia艂 zamiar powt贸rzy膰 je Raiji. 呕eby wiedzia艂a, 偶e bywa艂 w wielkim 艣wiecie.

Kupi jej co艣 wyrafinowanego.

Najpierw jednak ruszy na miasto, by uczci膰 transakcj臋.

Za艂oga Reijo zamierza艂a sp臋dzi膰 par臋 dni w Ber­gen, by mie膰 co opowiada膰 po powrocie. Nie wy­pada艂o wraca膰, nie poznawszy miejskich nowinek.

W pierwszy wiecz贸r rybacy z osady nie dowie­dzieli si臋 wiele. To znaczy nabyta wiedza nie zyska­艂aby uznania w oczach ich wsp贸艂ziomk贸w. Zapo­znali si臋 bowiem z dzia艂aniem francuskiej w贸dki.

Efekt nie by艂, rzecz jasna, odmienny od tego, kt贸ry powodowa艂a rodzima gorza艂ka, ale kt贸偶 m贸g艂 to wiedzie膰, je艣li nie spr贸bowa艂 wprz贸d z艂o­cistego napitku.

Reijo wzni贸s艂 kilka toast贸w podczas targu, ko­lejnych kilka, by przybi膰 cen臋. Poza tym by艂 szy­prem i nie m贸g艂 odm贸wi膰 za艂odze.

Zapomnia艂, 偶e 藕le znosi alkohol. 呕e od dawna nie mia艂 mocnego trunku w ustach.

Z tego wieczora i nocy niewiele zapami臋ta艂.

Upi艂 si臋 do nieprzytomno艣ci.

Wyrzucono go z szynku przy wt贸rze ur膮gli­wych 艣miech贸w miejscowych opilc贸w.

Pami臋ta艂 to zdarzenie jak przez mg艂臋.

I jeszcze to, 偶e bez przerwy w co艣 wpada艂. Zda­wa艂o mu si臋, i偶 b艂膮dzi mi臋dzy nadmorskimi ska艂a­mi, usi艂uj膮c uciec przed fal膮 przyp艂ywu.

Przewraca艂 si臋 wiele razy.

Zetkni臋cie z berge艅skim brukiem by艂o brutalne. Reijo zab艂膮dzi艂 w w膮skich uliczkach, w pijanym wi­dzie kr膮偶y艂 po wielokro膰 tymi samymi zau艂kami.

Z otwartym sercem przyby艂 do tego kupieckie­go miasta, a ono go oszuka艂o.

Rybacy z p贸艂nocy stanowili 艂atwy 艂up.

Bywalcy szynku z miejsca zwr贸cili na niego uwag臋. By艂 najbardziej pijany, mia艂 najwi臋cej pie­ni臋dzy.

Nie zd膮偶y艂 przepi膰 wszystkiego, zanim go wy­rzucono.

Kilku opryszk贸w postanowi艂o uwolni膰 Reijo od nadmiaru got贸wki.

Dowcipkuj膮c i rechocz膮c, 艣ledzili jego pijacki marsz przez miasto.

B臋d膮 mieli co opowiada膰 kamratom.

Rybacy z p贸艂nocy stanowili wdzi臋czny obiekt do 偶art贸w, zw艂aszcza te trzy razy do roku, kiedy licznie zje偶d偶ali do miasta.

W ko艅cu zdecydowali si臋 zaatakowa膰. Kto艣 m贸g艂 zobaczy膰 pijanego i mu pom贸c. Lub, co gor­sza, zwietrzy膰 okazj臋 i ich uprzedzi膰.

Dopadli Reijo w w膮skiej opustosza艂ej uliczce, wys艂ali do krainy snu i opr贸偶nili kieszenie z wszyst­kiego, co mia艂o jak膮艣 warto艣膰.

Potem zostawili na bruku.

Trwa艂o to raptem par臋 minut. Napastnicy byli przekonani, 偶e nikt ich nie widzia艂.

Chodzi艂o wszak o jakiego艣 prostaczka z p贸艂no­cy. Komu mia艂oby na nim zale偶e膰?

Na szcz臋艣cie dla Reijo komu艣 zale偶a艂o. Kto艣 by艂 艣wiadkiem napadu.

Obudzi艂 si臋 zbity i obola艂y. Le偶a艂 w 艂贸偶ku, pa­trzy艂y na艅 najbardziej niebieskie oczy, jakie kiedy­kolwiek widzia艂.

Reijo s膮dzi艂, 偶e obudzi艂 si臋 w niebie.

Powiedzia艂 to w艂a艣cicielce b艂臋kitnych oczu.

- Mylisz si臋 - odrzek艂a mi臋kko. - Wci膮偶 przeby­wasz w Bergen. A ja jestem przeciwie艅stwem anio艂a.

Reijo zapad艂 ponownie w mi艂osiern膮 ciemno艣膰.

11

Reijo budzi艂 si臋 wiele razy, zatraci艂 rachub臋 dni.

Za ka偶dym razem widzia艂 nad sob膮 b艂臋kitne oczy i uspokaja艂 si臋.

Po czym zn贸w zapada艂 w g艂臋boki sen, w czarn膮 otch艂a艅, kt贸ra zdawa艂a si臋 by膰 b艂ogos艂awie艅stwem.

Min臋艂a wieczno艣膰, kiedy w ko艅cu zebra艂 do艣膰 si艂, by usi膮艣膰. Spr贸bowa艂 nawet wsta膰, ale nogi od­m贸wi艂y mu pos艂usze艅stwa.

- Co si臋 sta艂o? - spyta艂.

Rozejrza艂 si臋 wok贸艂. Znajdowa艂 si臋 w ciasnym pokoiku o 艣cianach z ceg艂y. Poza 艂贸偶kiem by艂 tam jeszcze piec, st贸艂 i lawa. Okienko pod sufitem 艣wiadczy艂o o tym, 偶e pokoik mie艣ci艂 si臋 w piwnicy.

Pok贸j, pogr膮偶ony w mroku, roz艣wietlany by艂 tylko nik艂ym 艣wiat艂em lampy.

Dziewczyna o b艂臋kitnych oczach wy艂oni艂a si臋 z cienia.

W jej oczach mo偶na by艂o uton膮膰. Reszta z 艂a­two艣ci膮 doprowadzi艂aby ka偶dego m臋偶czyzn臋 do szale艅stwa.

Opr贸cz Raiji nie widzia艂 nigdy r贸wnie pi臋knej istoty. Gdyby postawi膰 je obok siebie, nie wiedzia艂­by, kt贸r膮 wybra膰.

By艂a pierwsz膮 kobiet膮, kt贸ra wytrzyma艂aby po­r贸wnanie z Raij膮.

Mia艂a do艣膰 szerok膮 twarz o mocno zarysowa­nych ko艣ciach policzkowych. Zmys艂owe usta, ja­kich dot膮d nie widzia艂. Pe艂ne, mi臋kkie wargi roz­chyla艂y si臋 nieco, ods艂aniaj膮c czubek j臋zyka.

Nos w膮ski o szlachetnym kr贸lewskim kszta艂cie. Nozdrza dziewczyny dr偶a艂y lekko, kiedy podesz艂a do 艂贸偶ka.

Nad przecudnymi oczyma brwi uk艂ada艂y si臋 w proste i szerokie kreski o odcie艅 ciemniejsze od w艂os贸w barwy z艂ota.

Reijo dotyka艂 ju偶 jedwabistych w艂os贸w. Czarne loki Raiji zdawa艂y mu si臋 najpi臋kniejszym dzie艂em natury na kobiecej g艂owie.

W艂osy tej dziewczyny uk艂ada艂y si臋 w mi臋kkie sploty wok贸艂 twarzy i opada艂y fali艣cie a偶 do pasa.

Grube sploty tak b艂yszcz膮ce, jakby utkane by艂y ze z艂ota.

Reijo zaniem贸wi艂. S艂owa wyda艂y mu si臋 niepo­trzebne, skoro m贸g艂 poch艂ania膰 j膮 wzrokiem.

Porusza艂a si臋 lekko, ko艂ysz膮c biodrami. Mia艂a kusz膮co zaokr膮glone piersi i w膮sk膮 tali臋.

- Chorowa艂e艣 - powiedzia艂a tym samym s艂od­kim g艂osem, kt贸ry dzia艂a艂 na Reijo tak uspokajaj膮­co, kiedy on sam kr膮偶y艂 mi臋dzy czarn膮 otch艂ani膮 a 艣wiadomo艣ci膮. - Pobito ci臋 przed moim domem. Zabra艂am ci臋 do 艣rodka. Musia艂e艣 by膰 pijany i bar­dzo zm臋czony. Inaczej obudzi艂by艣 si臋 wcze艣niej.

- Wcze艣niej? - Reijo usi艂owa艂 wsta膰. Bez powodzenia. Zakr臋ci艂o mu si臋 w g艂owie. - Jak d艂ugo tu le偶臋? - spyta艂, pe艂en niedobrych przeczu膰.

- Cztery doby - odrzek艂a z u艣miechem. O艣lepiony urod膮 dziewczyny zareagowa艂 z op贸藕­nieniem.

- Cztery doby? - krzykn膮艂 niedowierzaj膮co. Pochyli艂a lekko g艂ow臋. Jak Madonna.

- Nie mog臋 tu zosta膰 - j臋kn膮艂 bezsilnie. - Nie mog臋 tu d艂u偶ej zosta膰. Moja 艂贸d藕 czeka w zatoce. Musz臋 p艂yn膮膰 do Finnmarku. Musz臋 wsta膰!

Zareagowa艂a z nieziemskim spokojem.

- Musisz odpocz膮膰 - powiedzia艂a z naciskiem. Nie unios艂a si臋, ale jej g艂os zabrzmia艂 w艂adczo. - Wszystkie 艂odzie handlowe dawno ju偶 odp艂yn臋艂y.

Reijo nie uwierzy艂. Zebra艂 si艂y, opu艣ci艂 nogi po­za skraj 艂贸偶ka i usiad艂.

- Moja zosta艂a - o艣wiadczy艂 stanowczo. - Nie mogli odp艂yn膮膰 beze mnie. Jestem szyprem, 艂贸d藕 nale偶y do mnie. Nie mogli mnie zostawi膰, do diab艂a!

Wzruszy艂a ramionami, obserwuj膮c jego heroicz­ne wysi艂ki. Reijo usi艂owa艂 stan膮膰 na nogi. Dziew­czyna nie ruszy艂a si臋 z miejsca, by mu pom贸c.

Reijo opad艂 bezsilnie na pos艂anie. Nie mia艂 si艂 si臋 podnie艣膰. 艢wiat ta艅czy艂 mu przed oczyma. Wy­dawa艂o mu si臋, 偶e znalaz艂 si臋 na rozszala艂ym mo­rzu w 艣rodku burzy.

Z burz膮 da艂by sobie rad臋, s艂abo艣ci nie potrafi艂 opanowa膰.

- Musz臋 przekaza膰 wiadomo艣膰 za艂odze - wyszepta艂 po chwili. - Przyjd膮 po mnie. Trzeba wra­ca膰 do domu.

Nie odezwa艂a si臋.

Reijo wpad艂 w z艂o艣膰. Wyra偶a艂 si臋 chyba do艣膰 jasno.

Mia艂 j膮 b艂aga膰?

- M贸j statek nazywa si臋 鈥濵aja Elise鈥. Za艂oga cze­ka na mnie. Jeden z nich ma na imi臋 Nils. Nie od­p艂ynie beze mnie. Musisz przekaza膰 mu wiadomo艣膰!

Odstawi艂a lamp臋.

- To nie takie proste. Reijo popad艂 w zw膮tpienie.

- Przecie偶 trafisz na nabrze偶e - westchn膮艂. - Mu­sz臋 wraca膰 do domu, nie pojmujesz? Zap艂ac臋 za przys艂ug臋...

Pogrzeba艂 w kieszeniach, ale nic nie znalaz艂.

- Przecie偶 nie pobili ci臋 dla przyjemno艣ci - stwierdzi艂a sucho. - Zabrali wszystko, co mia艂e艣.

Reijo westchn膮艂 ponownie.

- Mam wi臋cej na 艂odzi - nalega艂. - Zap艂ac臋. U艣miechn臋艂a si臋 pob艂a偶liwie.

- Nie chodzi mi o zap艂at臋 - powiedzia艂a mi臋k­ko. - To dla mnie zbyt niebezpieczne.

Reijo zdumia艂 si臋.

- Ca艂e miasto mnie szuka - doda艂a. - Jestem gro藕nym przest臋pc膮.

Reijo roze艣mia艂 si臋 serdecznie, dziewczyna by艂a powa偶na.

- Nazywaj膮 mnie czarownic膮.

- A jeste艣 ni膮? - zapyta艂 z g艂upia frant. Wreszcie si臋 u艣miechn臋艂a.

- Wygl膮dam na czarownic臋? Potrz膮sn膮艂 przecz膮co g艂ow膮.

- Cho膰 - doda艂 偶artobliwie - nie wiem, jak wy­gl膮daj膮 wied藕my. Nie ma ich tam, sk膮d pochodz臋.

Nie odpowiedzia艂a.

- A co zrobi艂a艣? - spyta艂. Nie m贸g艂 uwierzy膰, 偶e kto艣 obdarzy艂 t臋 pi臋kno艣膰 przekl臋tym mianem.

- Obrazi艂am ksi臋dza - wyja艣ni艂a. - Poza tym je­stem cierniem w oku pewnej szlachetnie urodzo­nej damy. Znam si臋 te偶 na zio艂ach, a to nie w smak miejscowym cyrulikom. No i jestem kobiet膮...

Reijo zadr偶a艂.

- To wystarczy, by nazywa膰 ci臋 czarownic膮?

- Wystarczy.

- Co zrobi膮, jak ci臋 znajd膮? Usiad艂a na skraju 艂贸偶ka.

- Chyba rzeczywi艣cie nie spotka艂e艣 dot膮d 偶adnej wied藕my, skoro nie znasz odpowiedzi na to pyta­nie - rzek艂a z u艣miechem. - Rzecz jasna, wtr膮c膮 mnie do lochu, potem ska偶膮 i spal膮 na stosie.

Reijo nie uwierzy艂.

- Nie przystoi pali膰 ludzi! - wykrzykn膮艂. Dziewczyna o z艂otych w艂osach milcza艂a. Reijo zamy艣li艂 si臋. Jego k艂opoty zesz艂y nagle na drugi plan. Wprawdzie nie wiedzia艂, jak wr贸ci膰 do domu, ale lepsze to ni偶 perspektywa sp艂oni臋cia na stosie.

- Jak si臋 nazywasz? - spyta艂 nagle i roze艣mia艂 si臋 zak艂opotany. - Zajmujesz si臋 mn膮 od kilku dni, ura­towa艂a艣 mi 偶ycie, a ja nawet nie znam twego imienia.

- Imi臋 nic nie znaczy - odrzek艂a wymijaj膮co. - Lepiej, 偶eby艣 go nie zna艂.

Reijo zrozumia艂 powag臋 sytuacji.

By艂a prze艣ladowan膮 kobiet膮.

Zwali j膮 czarownic膮.

Traktowa艂a to serio.

M贸g艂by wpa艣膰 w tarapaty, gdyby wiedzia艂 za du偶o.

- Chyba si臋 nic nie stanie, je艣li poznasz moje imi臋?

- spyta艂 z nerwowym u艣miechem.

Po czym opowiedzia艂 jej ca艂膮 histori臋, gadaniem usi艂uj膮c zag艂uszy膰 niepok贸j.

Nie mogli tak go zostawi膰.

Nils by tego nie zrobi艂.

S艂ucha艂a go z roztargnieniem. Dla niej opowie艣膰 Reijo brzmia艂a jak ba艣艅.

- M贸g艂bym zabra膰 ci臋 ze sob膮.

Reijo o偶ywi艂 si臋. Chwyci艂 d艂onie dziewczyny i 艣cisn膮艂 z pasj膮.

- M贸g艂bym zabra膰 ci臋 do Finnmarku. Tam nikt nie nazwa艂by ci臋 czarownic膮.

Spojrza艂a na艅 z pow膮tpiewaniem. D艂onie mia艂a w膮skie, sk贸r臋 ch艂odn膮. Wyzwoli艂a si臋 z u艣cisku i odsun臋艂a od Reijo.

- Twoja opowie艣膰 by艂a ciekawa - powiedzia艂a z oci膮ganiem po d艂u偶szej chwili milczenia - ale nie mog臋 jecha膰 z tob膮. To moje miasto, mieszkam w nim od urodzenia... - Roze艣mia艂a si臋 nerwowo.

- Przywi膮zuj臋 si臋 do miejsca...

- Chyba lepszy Finnmark ni偶 pewna 艣mier膰!

- Do wszystkiego mo偶na si臋 przyzwyczai膰...

Podwin臋艂a nogi pod siebie i usiad艂a w przeciwle­g艂ym k膮cie 艂贸偶ka. Przechyli艂a g艂ow臋 w zamy艣leniu.

Reijo opar艂 si臋 o wezg艂owie. Nie m贸g艂 oderwa膰 oczu od dziewczyny. Mia艂a na sobie prosty str贸j, zwyk艂膮 sp贸dnic臋 z samodzia艂u i bluzk臋 pod kami­zelk膮 zrobion膮 z dw贸ch w艂贸czek o r贸偶nych odcie­niach szaro艣ci. Raija nie umia艂a robi膰 na drutach, przemkn臋艂o mu przez g艂ow臋. Nie cierpia艂a rob贸tek.

- Boj臋 si臋 - szepn臋艂a, nie patrz膮c na Reijo. Utkwi­艂a wzrok w powale. - Nikomu nie ufam...

Wtedy dopiero spojrza艂a na Reijo. Nie zdawa艂a sobie sprawy, jak dzia艂a na niego b艂臋kit jej oczu.

- Gdyby ci臋 nie pobito, gdyby艣 nie by艂 tak bez­radny, nie siedzia艂by艣 tu teraz.

Reijo zapomnia艂 o 鈥濵ai Elise鈥. Zapomnia艂 o do­mu. Ta osza艂amiaj膮co pi臋kna kobieta nie by艂a wied藕m膮, ale mia艂a czarowny dar uwodzenia. Nie zdawa艂a sobie sprawy z jego mocy.

Reijo znalaz艂 si臋 pod dzia艂aniem tego czaru. Nie mia艂 nic przeciwko temu.

- Nie potrafi臋 przygl膮da膰 si臋 bezczynnie, jak kto艣 cierpi... - doda艂a.

By艂 dla niej istot膮 egzotyczn膮. Ekscytuj膮c膮, cho膰 niebezpieczn膮. Kusz膮c膮.

- Moje szcz臋艣cie - ucieszy艂 si臋 Reijo. - Gard艂o mia艂 艣ci艣ni臋te, cia艂o oci臋偶a艂e. - Jak d艂ugo tu miesz­kasz? Od dawna ci臋 szukaj膮?

U艣miechn臋艂a si臋, w obu policzkach pojawi艂y si臋 zabawne do艂eczki.

- Pytasz, czy od dawna jestem wied藕m膮? - wykrzywi艂a twarz w grymasie. - P贸艂 roku. Pewna da­ma wyrzuci艂a mnie wtedy na ulic臋. Nie pytaj dla­czego. Mam powody, by milcze膰. Tak b臋dzie lepiej dla ciebie.

Odrzuci艂a w艂osy z czo艂a.

Zdawa艂a sobie spraw臋 ze swej urody?

- Cz臋sto zmienia艂am mieszkanie. Dobrze znam to miasto, Reijo. Dziwne imi臋, jak tytu艂 pie艣ni.

- Nikt mi tego wcze艣niej nie m贸wi艂 - stwierdzi艂 zak艂opotany. - To ca艂kiem normalne imi臋.

- Moje 偶ycie jest niezwykle... - szuka艂a w艂a艣ciwe­go s艂owa - ...pobudzaj膮ce.

Wzrok Reijo kaza艂 jej wyja艣ni膰 bli偶ej, co przez to rozumie.

- 艢mier膰 mo偶e przyj艣膰 w ka偶dej chwili. Musz臋 wi臋c 偶y膰 pe艂ni膮 偶ycia. Nie mog臋 zmarnowa膰 ani minuty. Ka偶da mo偶e by膰 ostatni膮 na wolno艣ci...

Reijo zadr偶a艂.

Taka perspektywa nie wyda艂a mu si臋 鈥瀙obudza­j膮ca鈥. Raczej 艣miertelnie przera偶aj膮ca.

- Oczywi艣cie, 偶e si臋 boj臋.

Musia艂a czyta膰 w jego my艣lach, bo przecie偶 nie zada艂 偶adnego pytania.

Nie wygl膮da艂a na przestraszon膮.

Wr臋cz przeciwnie, panowa艂a nad sob膮.

Reijo wyziera艂 strach z oczu, cho膰 grozi艂 mu je­dynie d艂u偶szy pobyt w tym mie艣cie.

- Zrobi艂abym to dla ciebie - powiedzia艂a. - Po­sz艂abym na Bryggen do twojego przyjaciela, ale si臋 boj臋. Jeszcze nie jestem gotowa...

Jej policzki zar贸偶owi艂y si臋 w ciemnym 艣wietle lampy. Reijo s膮dzi艂, 偶e wzrok go zwodzi, ale tak by艂o naprawd臋. Dziewczyna zaczerwieni艂a si臋 i spu艣ci艂a powieki.

- Niedawno chcia艂am zrezygnowa膰, mia艂am do艣膰 tego flirtu ze 艣mierci膮. O ma艂y w艂os nie od­da艂am si臋 w ich r臋ce.

- Po co? - Reijo nie m贸g艂 zrozumie膰. - Nie je­ste艣 wied藕m膮! Oni si臋 myl膮. Nie mo偶esz da膰 si臋 za­bi膰 przez czyj膮艣 tragiczn膮 pomy艂k臋.

Wzruszy艂a ramionami.

- Uwa偶aj膮, 偶e maj膮 racj臋. Nie jestem w stanie ich przekona膰. Ju偶 wydali wyrok. Dla niekt贸rych ludzi stanowi臋 zagro偶enie. Dlatego nazywaj膮 mnie czarownic膮.

- Nie pozw贸l im! - Reijo m贸wi艂 z pasj膮 w g艂osie. - Nie pozw贸l si臋 pokona膰. Nie pomagaj im w zbrodni!

- Nie uczyni臋 tego. Jeszcze przez jaki艣 czas... W g艂osie dziewczyny pojawi艂a si臋 nowa nuta.

- Musz臋 wykorzysta膰 wszystkie szanse, kt贸re zsy艂a mi los - wyzna艂a szczerze.

Reijo zaniem贸wi艂.

- To i ciebie dotyczy, Reijo. Po偶era艂a go wzrokiem.

- Czu艂am poci膮g do ciebie od chwili, kiedy ci臋 znalaz艂am, a przecie偶 nie gustuj臋 w pijakach. Masz co艣 w sobie, Reijo. Piel臋gnowa艂am ci臋 te偶 z ego­istycznych pobudek.

Przerwa艂a. Reijo wstrzyma艂 oddech.

- Pragn臋 ci臋.

Tylko Raija zdoby艂a si臋 na podobn膮 bezpo艣red­nio艣膰. Ta dziewczyna przypomina艂a chwilami Raij臋, cho膰 przecie偶 tak bardzo si臋 od niej r贸偶ni艂a.

I budzi艂a w nim r贸wnie silne po偶膮danie.

- Nic nie m贸w.

Po艂o偶y艂a mu palec na wargach. Chcia艂 uchwyci膰 t臋 delikatn膮 d艂o艅 i j膮 uca艂owa膰. Nie zrobi艂 tego, w og贸le si臋 nie poruszy艂.

- Teraz nie mo偶esz - szepn臋艂a. - Zaczekam. Umiem czeka膰...

Reijo te偶 nie m贸g艂 zrobi膰 nic innego. Czeka膰.

Na to, by si艂y pozwoli艂y mu wsta膰 z 艂贸偶ka i odej艣膰.

Aby dotrze膰 na nabrze偶e.

Pop艂yn膮膰 do domu.

A mo偶e czeka膰 na co艣 wi臋cej?

Dlaczego nie m贸g艂 oderwa膰 wzroku od dziew­czyny? Dlaczego 艣ledzi艂 spojrzeniem jej wdzi臋czn膮 sylwetk臋?

Dlaczego kr膮偶y艂 my艣lami wok贸艂 rzeczy grzesz­nych?

Zapomnia艂, 偶e jest 偶onaty. Zapomnia艂 o istnie­niu Raiji.

Mia艂 zam臋t w g艂owie.

Czy偶by nie kocha艂 Raiji?

Ta dziewczyna, kt贸rej imienia nie zna艂, poci膮ga­艂a go z r贸wn膮 si艂膮 jak Raija.

Mo偶e nawet bardziej.

Ba艂 si臋 przyzna膰 do tego, ale taka by艂a prawda.

Patrzy艂 na ni膮. Zapisywa艂 w pami臋ci ka偶dy ruch, mimik臋, rysy twarzy.

Zastanawia艂 si臋, jakich u偶y膰 s艂贸w, by j膮 przekona膰.

Musi wywie藕膰 t臋 dziewczyn臋 z Bergen.

To miasto oznacza艂o 艣mier膰.

Nie chcia艂, by umar艂a.

By艂a stworzona, by 偶y膰. Stworzona, by kocha膰.

Jego...

I zn贸w zada艂 sobie to samo pytanie. Czy nigdy nie kocha艂 Raiji? Duma艂. Spa艂. Marzy艂.

Dziewczyna nie opuszcza艂a go ani na chwil臋. K艂ad艂a si臋 na pod艂odze pomimo protest贸w Reijo. Na nic si臋 nie zda艂y. Nie spos贸b k艂贸ci膰 si臋 z ko­biet膮 jej pokroju. Wiedzia艂 o tym, mia艂 偶on臋 ule­pion膮 z tej samej gliny.

Nie my艣la艂 o Raiji. Przesta艂a dla niego istnie膰.

Ca艂膮 uwag臋 skupi艂 na tej jednej jedynej.

Tej, kt贸ra wkrad艂a si臋 w jego sny.

Sta艂a si臋 cz臋艣ci膮 jego my艣li.

Pragn膮艂 j膮 pozna膰, zrozumie膰.

Ona nie zdj臋艂a maski.

Nie odkry艂a tajemnicy.

Reijo czeka艂.

Min臋艂y dwie doby. Reijo le偶a艂 bezczynnie w ciem­nej, ponurej piwnicy, oddalonej o setki mil od wy­brze偶y Finnmarku, i nie popad艂 w szale艅stwo.

Poznawa艂 bli偶ej z艂otow艂os膮 pi臋kno艣膰.

Dziewczyna nie m贸wi艂a wiele, unika艂a temat贸w, kt贸re wi膮za艂y si臋 z jej osob膮.

Za to chcia艂a wiedzie膰 wi臋cej o Reijo, a on nic przed ni膮 nie ukrywa艂.

Zapomnia艂 o 艂odzi.

Kiedy zbudzi艂 si臋 kolejnego poranka, wiedzia艂, 偶e ma do艣膰 si艂, by wsta膰.

Zosta艂.

Udawa艂 os艂abienie.

Nie chcia艂 odej艣膰.

Zrozumia艂a wszystko po po艂udniu. Przez okien­ko wpada艂o mniej 艣wiat艂a i tylko z rzadka mijali je jacy艣 ludzie.

Na p贸艂nocy o tej porze roku noce i dnie nie r贸偶­ni艂y si臋 wiele. Tutaj wieczorami zapada艂 zmrok, a noce by艂y czarne i jedwabi艣cie mi臋kkie.

Podzielili si臋 kawa艂kiem chleba, popili domo­wym piwem z drewnianego kubka.

Reijo nie mia艂 poj臋cia, sk膮d dziewczyna bierze jedzenie. Twierdzi艂a, 偶e nie wychodzi z piwnicy, lecz przecie偶 musia艂a. Pewnie nocami, kiedy spa艂. Daleko nie mog艂a odchodzi膰, wszak ba艂a si臋 i艣膰 z wiadomo艣ci膮 na Bryggen, a nabrze偶e nie mog艂o znajdowa膰 si臋 daleko.

Mo偶e kto艣 mieszkaj膮cy w pobli偶u nie odm贸wi艂 jej pomocy.

- Wi臋c wyp艂ywasz? Oboje znali odpowied藕.

- Zabior臋 ci臋 ze sob膮.

Potrz膮sn臋艂a wolno g艂ow膮. Zaplot艂a warkocz i upi臋­艂a go wok贸艂 g艂owy.

- Mo偶esz zabra膰 wspomnienia.

- Jakie wspomnienia? - Reijo wzruszy艂 ramiona­mi. - Tej parszywej dziury?

Jego g艂os zabrzmia艂 obco, chrapliwie.

- Wiele wspomnie艅. Pi臋knych wspomnie艅.

Podnios艂a r臋k臋 i wyj臋艂a spinki z w艂os贸w. Potrz膮­sn臋艂a g艂ow膮, rozlu藕niaj膮c warkocz, a d艂ugie sploty otoczy艂y jej twarz z艂ot膮 aureol膮.

- Zabierzesz ze sob膮 mn贸stwo cudownych wspo­mnie艅 - szepn臋艂a i wyci膮gn臋艂a d艂onie ku Reijo.

Spletli palce.

Usta dziewczyny dr偶a艂y. Na jej twarzy malowa­艂o si臋 wzruszenie.

Zielone oczy Reijo pociemnia艂y. Uwolni艂 d艂onie i przesun膮艂 je w g贸r臋, g艂adzi艂 mi臋kkie zaokr膮glenia jej ramion. Mia艂a szerokie ramiona jak na kobiet臋, ale jemu si臋 podoba艂y. By艂y oznak膮 si艂y.

Potem zamkn膮艂 d艂onie na karku dziewczyny, wpl贸t艂 je w deszcz z艂otych nici.

Nie rozczarowa艂 si臋. W艂osy mia艂y g艂adko艣膰 ak­samitu.

Kim by艂a? Kto m贸g艂 r贸wna膰 si臋 z t膮 nieziemsk膮 istot膮? Cia艂o dziewczyny wygina艂o si臋 pod doty­kiem d艂oni Reijo, jakby nie chcia艂o uroni膰 najdrob­niejszej pieszczoty.

Obj膮艂 j膮 w talii. Figury dziewczyny nie uformowa艂 gorset. Natura obdarzy艂a j膮 harmonijn膮 lini膮 bioder.

Jej wargi rozchyli艂y si臋 jak kwiat o poranku.

Reijo zachwia艂 si臋. Nie wiedzia艂, czy to pod wp艂y­wem chwili, czy raczej z wyczerpania. Wiedzia艂 je­dynie, 偶e musi poca艂owa膰 te usta. Cho膰 jego cia艂em wstrz膮sa艂y fale po偶膮dania, trzyma艂 dziewczyn臋 tak delikatnie, jak potrafi艂.

By艂a silna, ale jemu jawi艂a si臋 kruch膮 figurk膮 z porcelany.

To ona go poca艂owa艂a. Reijo, przepe艂niony reli­gijn膮 nieomal czci膮, zawaha艂 si臋 w ostatniej chwili.

Poca艂unek wstrz膮sn膮艂 nim, zawiera艂 w sobie bez­miar t臋sknoty.

T臋sknoty, kt贸rej si臋 u siebie nie spodziewa艂. G艂odu, kt贸rego do tej pory nie musia艂 zaspokaja膰.

Stopili si臋 w u艣cisku, stali jedn膮 istot膮.

Szumia艂o mu w g艂owie. Jego d艂onie b艂膮dzi艂y ner­wowo po jej ciele, walczy艂y z opornymi wst膮偶ka­mi i guzikami.

Ona gor膮czkowo czyni艂a to samo. Nie byli w sta­nie oderwa膰 si臋 od siebie, by u艂atwi膰 sobie zadanie.

Wargi p艂on臋艂y ogniem, kt贸ry nie pali艂. P艂omie­niami, kt贸re nios艂y rozkosz. Niebezpiecznymi, by膰 mo偶e, lecz kt贸偶 chcia艂by 偶y膰 bez nich?

Bez tego 偶aru i niewys艂owionej t臋sknoty...

Wi臋c myli艂 si臋 dot膮d?

Wi臋c Raija nigdy nie dotkn臋艂a jego serca?

Wi臋c 艂udzi艂 si臋 ca艂y czas?

Teraz dopiero czu艂 naprawd臋?

To w艂a艣nie zwie si臋 mi艂o艣ci膮?

Cia艂o Reijo 艣piewa艂o z rado艣ci.

Ka偶dy ruch r膮k dziewczyny s艂a艂 iskierki rozko­szy. Jej rozjarzone oczy m贸wi艂y, 偶e czuje to samo.

- Sprawiam ci b贸l? - szepn膮艂, Bal si臋 swojej gwa艂­towno艣ci.

- Nie jestem dzieckiem - przypomnia艂a mu. - Nie jestem zawstydzon膮 dziewic膮...

Reijo po艂askota艂 j膮 wargami w policzek.

- To nic. Dla siebie jeste艣my nowi. Tylko to si臋 liczy.

U艣miechn臋艂a si臋 ciep艂o.

- Nie sprawiasz mi b贸lu. Dajesz mi rozkosz, Re­ijo! Nie przestawaj! Ju偶 nic nie m贸w!

Reijo poca艂owa艂 jej u艣miechni臋te wargi. Uni贸s艂 k膮ciki ust i odwzajemni艂 si臋 tak膮 sam膮 rado艣ci膮.

Mia艂 wra偶enie, 偶e rodzi si臋 na nowo.

S膮dzi艂 dot膮d, 偶e wie, co to szcz臋艣cie, zna pokr臋t­ne 艣cie偶ki mi艂o艣ci. S膮dzi艂, 偶e potrafi kocha膰 i 偶e za­zna艂 cierpienia... Ta kobieta, kt贸rej imienia nie zna艂, udowodni艂a mu, i偶 nie wiedzia艂 nic.

Po艂膮czy艂 si臋 z ni膮 i znalaz艂 si臋 w niebie.

Czary...

Nazywali j膮 wied藕m膮...

Reijo odsun膮艂 od siebie t臋 szale艅cz膮 my艣l.

Mieli ma艂o czasu.

Da艂a mu tyle rozkoszy, 偶e got贸w by艂 przej艣膰 przez piek艂o, by zn贸w wzi膮膰 j膮 w ramiona.

12

呕yli bez marze艅. Tworzyli wspomnienia, t臋sk­noty, kt贸re ociera艂y si臋 o cierpienie.

Reijo zasn膮艂 szcz臋艣liwy. Nigdy nie zazna艂 tyle rado艣ci, tyle mi艂o艣ci w jedn膮 noc.

Budzi艂 si臋 powoli.

Pe艂en oczekiwania wyci膮gn膮艂 r臋k臋, by jej do­tkn膮膰, przyci膮gn膮膰 do siebie i zanurzy膰 twarz w z艂ocistych w艂osach.

艁贸偶ko by艂o puste.

Reijo otworzy艂 gwa艂townie oczy.

Lampa zgas艂a.

Przez okienko s膮czy艂 si臋 blady 艣wit.

Ogie艅 na palenisku 偶arzy艂 si臋, Reijo poczu艂 igie艂­ki ch艂odu na nagim torsie.

By艂 sam.

Dziewczyna znikn臋艂a.

Reijo wystraszy艂 si臋. Zerwa艂 si臋 na r贸wne nogi, lekcewa偶膮c zawroty g艂owy.

Naci膮gn膮艂 ubranie, szukaj膮c rozpaczliwie jakiej艣 wiadomo艣ci.

Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e i wcze艣niej wychodzi艂a z piwnicy, ale nigdy nie za dnia.

Mrok by艂 jej sprzymierze艅cem.

Teraz wstawa艂 dzie艅, a dziewczyna nie wraca艂a.

Reijo szala艂 z niepokoju.

Kto j膮 raz zobaczy, nigdy nie zapomni.

Je艣li j膮 znajd膮, wszystko si臋 sko艅czy.

Nie mog艂a umrze膰.

Reijo podj膮艂 decyzj臋, kiedy dziewczyna spoczy­wa艂a na jego piersi w t臋 najszcz臋艣liwsz膮 noc, jak膮 dane mu by艂o prze偶y膰.

Postanowi艂 zabra膰 j膮 do Finnmarku.

Zdo艂a j膮 przekona膰. Przecie偶 sp臋dzi艂a noc w je­go ramionach.

Ludzie b臋d膮 gada膰.

Reijo nie przejmowa艂 si臋 tym.

Zabierze j膮 ze sob膮, da nowe 偶ycie, w kt贸rym nie b臋dzie musia艂a flirtowa膰 ze 艣mierci膮.

Sam zacznie nowe 偶ycie...

Raija zrozumie go. Obiecali nie zamyka膰 sobie drogi do szcz臋艣cia.

Wtedy my艣leli oboje, 偶e to Reijo b臋dzie musia艂 zwr贸ci膰 wolno艣膰 Raiji. 呕adne z nich nie przypusz­cza艂o, 偶e on pokocha inn膮 kobiet臋.

Zrozumie go.

Zapi膮艂 koszul臋 na ulicy.

艢wie偶e powietrze oszo艂omi艂o go, od tygodnia nie wychodzi艂 z zat臋ch艂ej piwnicy. Zaczerpn膮艂 tchu i poczu艂 si臋 jak nowo narodzony.

Dok膮d posz艂a?

Dok膮d?

Rozejrza艂 si臋 wok贸艂. Zobaczy艂 nieznajome fasa­dy dom贸w.

Dobry Bo偶e, dok膮d posz艂a?

Zatrzyma艂 si臋 raptownie. Przypomnia艂 sobie s艂o­wa, kt贸re wykrzycza艂a w ekstazie. Teraz nabra艂y przera偶aj膮cego znaczenia.

Mog艂abym umrze膰 dla ciebie, powiedzia艂a.

Narazi艂a si臋 na niebezpiecze艅stwo?

Posz艂a na nabrze偶e?

Reijo ockn膮艂 si臋.

Nie czu艂 b贸lu, tylko strach.

Ruszy艂 biegiem. Jak szalony pop臋dzi艂 ku morzu.

Zadyszany wpad艂 na przysta艅.

Maja Elise鈥 sta艂a u nabrze偶a. Jedyna z kilkudziesi臋­ciu 艂odzi handlowych, kt贸re rzuci艂y kotwic臋 w zatoce.

Nie zostawili go.

Reijo 艂apczywie 艂apa艂 oddech, kiedy poczu艂, jak kto艣 wali go pi臋艣ci膮 w plecy.

- Nie s膮dzi艂em, 偶e si臋 tak uciesz臋 na widok two­jej krzywej g臋by! - Nils odetchn膮艂 z ulg膮 i jeszcze raz tr膮ci艂 ku艂akiem przyjaciela. - Gdzie si臋 podziewa艂e艣, stary? Jakby艣 si臋 pod ziemi臋 zapad艂. Prze­szukali艣my ca艂e miasto.

- To d艂uga historia.

Dziewczyna by艂a wa偶niejsza. Musia艂 j膮 znale藕膰. Nie zamierza艂 odp艂ywa膰 bez niej.

- Nikogo tu nie by艂o? - spyta艂, wstrzymuj膮c od­dech. - Nikt nie przyni贸s艂 ci wiadomo艣ci ode mnie?

- Kt贸偶 taki? - zdziwi艂 si臋 Nils. Reijo straci艂 nadziej臋.

- Nikt... - westchn膮艂 ci臋偶ko.

- To cz臋艣膰 tej d艂ugiej historii?

Nils by艂 bystry. Reijo skin膮艂 g艂ow膮.

- Opowiesz mi w drodze do domu - skrzywi艂 si臋 Nils. - Kiepsko wieje, b臋dziemy mie膰 mn贸stwo czasu na rozmowy.

Reijo zamierza艂 powiedzie膰, 偶e nie mo偶e jeszcze wyp艂yn膮膰, kiedy Nils doda艂 z niech臋ci膮 w g艂osie:

- Mam do艣膰 tego miasta. Uwa偶aj膮 nas za dziku­s贸w, bo mieszkamy na p贸艂nocy. - Splun膮艂. - Fuj! - Poci膮gn膮艂 Reijo za sob膮. - Miasto, w kt贸rym topi膮 kobiety, nie jest w moim gu艣cie.

- Co?

Reijo stan膮艂 jak wryty i chwyci艂 Nilsa za klapy kaftana. Wbi艂 w kompana oszala艂e spojrzenie.

- Co powiedzia艂e艣? - wychrypia艂. - Co powie­dzia艂e艣, Nils?

Nils wyswobodzi艂 si臋 z u艣cisku i poprawi艂 ubranie.

- Raduj臋 si臋, 偶e mog臋 opu艣ci膰 miasto, w kt贸rym topi si臋 kobiety - powt贸rzy艂, patrz膮c ze zdumie­niem na kompana. - Czy to te偶 ma zwi膮zek z two­j膮 opowie艣ci膮?

Reijo by艂 szary na twarzy.

- Nie wiem - j臋kn膮艂. - Mam nadziej臋, 偶e nie. Co widzia艂e艣, Nils?

- To samo, co inni - rzek艂 ponuro Nils. - Kilku m臋偶czyzn przywlok艂o tu zwi膮zan膮 kobiet臋. Kopa­li j膮, bili, pluli na ni膮. S艂yszeli艣my przekle艅stwa, kt贸rymi j膮 obrzucali. Na nabrze偶u zwi膮zali jej sto­py i cisn臋li j膮 do wody.

Nils przerwa艂. By艂 tak poruszony, 偶e mia艂 trud­no艣ci z m贸wieniem.

- Nikt nie ruszy艂 palcem, by jej pom贸c. Uton臋­艂a. Po prostu znikn臋艂a pod wod膮. Wyrzucam sobie, 偶e nie podp艂yn膮艂em, by ich powstrzyma膰.

Reijo zgi膮艂 si臋 wp贸艂 i usiad艂 na drewnianym po­mo艣cie. Zwiesi艂 nogi w d贸艂. Patrzy艂 w wod臋. Szuka艂 tego miejsca. Nie spyta艂 Nilsa. Nie chcia艂 wiedzie膰.

- By艂a m艂oda - wykrztusi艂. - Mia艂a z艂ociste w艂osy... Nils skin膮艂 g艂ow膮.

- Sk膮d... - zacz膮艂, ale przerwa艂. - Nie, nic nie m贸w! Usiad艂 obok Reijo i spojrza艂 przed siebie.

- Podp艂yn膮艂em tu p贸藕niej - powiedzia艂. - Nie mog艂em si臋 powstrzyma膰. Pyta艂em ludzi. Byli r贸w­nie przera偶eni jak ja...

- Nazywali j膮 czarownic膮 - rzek艂 Reijo nieswoim g艂osem.

- To by艂a pr贸ba wody - wyja艣ni艂 z odraz膮 Nils. - Czarownica p艂ywa艂aby na powierzchni pomimo wi臋z贸w. Niewinna idzie na dno.

- By艂a niewinna. - Reijo nie pr贸bowa艂 ukry膰 艂ez.

- Tak czy siak by j膮 zabili - stwierdzi艂 Nils.

- Spaliliby na stosie. - G艂os Reijo nigdy nie brzmia艂 tak martwo. Pierwszy raz w 偶yciu czu艂 ta­ki b贸l.

- Nie krzycza艂a. Nie wyda艂a z siebie d藕wi臋ku. Po prostu uton臋艂a.

Reijo oddycha艂 ci臋偶ko. Po艂yka艂 s艂one 艂zy.

- Dlaczego? - spyta艂, nie spodziewaj膮c si臋 odpo­wiedzi. Zwr贸ci艂 twarz ku niebu. - Dlaczego?

Nils wiedzia艂, 偶e to nie jest najlepszy moment, ale s艂owa same cisn臋艂y si臋 na usta.

- Ludzie m贸wili, 偶e by艂a anio艂em dla ubogich. Pracowa艂a jako pokoj贸wka u jednej z miejscowych dam. Dalekiej krewnej, kt贸rej nie wypada艂o wy­rzuci膰 jej na ulic臋. W nielicznych wolnych chwi­lach opiekowa艂a si臋 tymi, kt贸rych los potraktowa艂 najsro偶ej. Zna艂a si臋 na zio艂ach i potrafi艂a leczy膰 na­wet wtedy, gdy lekarze bezradnie rozk艂adali r臋ce.

Reijo rozpozna艂 dziewczyn臋. Taka by艂a. Anio艂, nie czarownica.

- Ksi膮dz uzna艂 to za blu藕nierstwo. M贸wi艂, 偶e ra­tuje ludzi z pomoc膮 diab艂a. Zaprzeczy艂a...

Nils poczu艂 si臋 r贸wnie 藕le jak Reijo.

- Synek damy powa偶nie zachorowa艂. 呕aden le­karz nie by艂 w stanie przywr贸ci膰 mu zdrowia, wi臋c pozwolono jej u偶y膰 zi贸艂. Nie pomog艂y i wyrzuco­no j膮 na ulic臋. Kiedy ch艂opiec umar艂, uznano dziewczyn臋 za wied藕m臋 i morderczyni臋.

Reijo otar艂 艂zy. Taka by艂a jej historia.

Takie by艂o 偶ycie kobiety, kt贸r膮 kocha艂 przez kil­ka chwil.

- Mia艂em j膮 zabra膰 do Finnmarku, Nils. To dla mnie przysz艂a sprawdzi膰, czy 艂贸d藕 nie odp艂yn臋艂a.

Tak powiedzia艂a.

Mog艂abym umrze膰 dla ciebie, Reijo鈥. Nie pozna艂 jej imienia.

Wiedzia艂 tylko, 偶e kocha艂 j膮 ca艂ym sob膮, jak ni­gdy dot膮d.

Mog艂a otworzy膰 mu drzwi do nowego 偶ycia.

- To nie twoja wina, Reijo! - powiedzia艂 Nils. Sk膮d m贸g艂 wiedzie膰.

Jak m贸g艂 zrozumie膰.

To jego wina.

Tylko jego...

Na dnie zatoki z艂ociste w艂osy dziewczyny roz­k艂ada艂y si臋 w mokry wachlarz.

Jak s艂o艅ce w bezbrze偶nej ciemno艣ci.

Nazwali j膮 czarownic膮.

Zabili jak czarownic臋.

By艂a anio艂em ubogich.

Znajdywa艂 s艂ab膮 pociech臋 w tym, 偶e nie on je­den zachowa j膮 w pami臋ci.

I nigdy nie zapomni. Mog艂a odmieni膰 mu 偶ycie.

Reijo wsta艂 z trudem.

- Masz racj臋, Nils - wyrzek艂 z b贸lem. - Ruszajmy. Miasto, w kt贸rym topi si臋 kobiety, nie jest dla nas.

Wiedzia艂, 偶e odwiedza Bergen po raz pierwszy i ostatni.

13

Opis Pedera by艂 tak dok艂adny, 偶e Mikkal bez trudu odnalaz艂 osad臋.

Nie w膮tpi艂, 偶e ojciec i brat Jenny z r贸wn膮 艂atwo­艣ci膮 trafi膮 na w艂a艣ciwy szlak.

Nadziej臋 pok艂ada艂 w tym, 偶e poruszali si臋 pie­szo, wi臋c mo偶e zdo艂a ich wyprzedzi膰.

Wszyscy w osadzie znali Raij臋. Powiedzieli mu, 偶e szalona dziewczyna ruszy艂a na targ i jeszcze nie wr贸ci艂a.

Niepok贸j 艣cisn膮艂 mu serce.

Nie wr贸ci艂a...?

Pytali, kim jest.

Odpowiada艂, 偶e jej bratem. Uniesione brwi miej­scowych m贸wi艂y, 偶e Lapo艅czycy nie s膮 w wielkim powa偶aniu.

By膰 mo偶e oddawa艂 jej tym k艂amstwem nied藕wie­dzi膮 przys艂ug臋.

Pozwolili mu spotka膰 si臋 z dzie膰mi, by spraw­dzi膰, czy naprawd臋 zna Raij臋.

Serce Mikkala 艂omota艂o, kiedy zobaczy艂 dziew­czynki. Elise przywita艂a si臋 wstydliwie. Maja te偶 go rozpozna艂a, ale nie okaza艂a zawstydzenia. Patrzy艂a na niego krn膮brnie. Zobaczy艂 w niej odbicie sie­bie i go to zabola艂o.

- Reijo milszy od ciebie - o艣wiadczy艂a z tak膮 bezczelno艣ci膮, na jak膮 sta膰 trzyletnie dziecko.

Zdoby艂 si臋 na u艣miech.

Przypomina艂a Raij臋, gdy tak sta艂a z r膮czkami wspartymi o biodra w ge艣cie, kt贸ry podpatrzy艂a u doros艂ych. Podobnie jak matka przekrzywia艂a g艂ow臋. Jej ruchy, charakter, jej uroda.

- Reijo jest z pewno艣ci膮 milszy ode mnie - przy­zna艂, u艣miechaj膮c si臋 szelmowsko. - No, ale chyba mog臋 was odwiedzi膰?

- Oczywi艣cie, Mikkal! - odrzek艂a powa偶nie Elise. Zachowywa艂a si臋 ju偶 jak ma艂a dama.

Maja u艂o偶y艂a usta w ciup i nic nie powiedzia艂a, ale nie odrywa艂a wzroku od Mikkala.

Odda艂by d艂o艅 za mi艂o艣膰 tego dziecka!

Jego dziecka.

Jego jedynej c贸rki.

Jego i Raiji. Zrodzonej z mi艂o艣ci...

Wdowa by艂a zadowolona. Dzieci pozna艂y Mik­kala. Pomy艣la艂a, 偶e to wiele wyja艣nia. Czarne w艂o­sy Raiji, jej up贸r...

Powinna by艂a zgadn膮膰...

Trudno ukry膰 Japo艅skie pochodzenie.

- Dom jest pusty - powiedzia艂a, taksuj膮c Mik­kala wzrokiem.

Pokrewie艅stwo wysz艂o na jaw. Ta niezno艣na dziewczynka przypomina艂a wujka.

- Mam do艣膰 zaj臋膰...

M贸wi艂a nie wprost, ale Mikkal zrozumia艂.

- Klucz? - spyta艂. - Gdzie jest klucz?

- Wisi w schowku przy drzwiach. Dasz sobie ra­d臋 z dzie膰mi?

Mikkal nie by艂 pewien, ale nie mia艂 zamiaru t艂u­maczy膰 si臋 przed wdow膮.

- Mam w艂asne - rzuci艂.

Kobieta odetchn臋艂a z wyra藕n膮 ulg膮, po czym ze­bra艂a rzeczy dzieci i poda艂a mu ma艂ego Knuta. Wtedy dopiero zawaha艂a si臋.

- Nie wiem, czy powinnam...

Mikkal z rado艣ci膮 unikn膮艂by odpowiedzialno艣ci, ale zachowanie kobiety zacz臋艂o go dra偶ni膰.

Dzieci Raiji nie zostan膮 z ni膮 ani chwili d艂u偶ej.

- Opiekowa艂em si臋 ju偶 takimi male艅stwami - sk艂ama艂 z czaruj膮cym u艣miechem.

Wdowa z艂agodnia艂a. Musia艂a przyzna膰, 偶e jak na Lapo艅czyka jest do艣膰 przystojny.

Mikkal poprowadzi艂 poch贸d, kieruj膮c si臋 wska­z贸wkami Elise.

Maja nie odzywa艂a si臋, ale te偶 nie protestowa艂a, kiedy opuszczali dom wdowy. Uzna艂a wida膰, 偶e Mikkal oznacza zmian臋 na lepsze.

Wszystko posz艂o tak, jak si臋 spodziewa艂. Maja przeciwstawia艂a si臋 mu na ka偶dym kroku, Elise po­maga艂a, jak mog艂a.

Kiedy w ko艅cu Maja po艂o偶y艂a si臋 do 艂贸偶ka, spoj­rza艂a wrogo na Mikkala i wypali艂a:

- Mo偶esz tu zosta膰, p贸ki nie wr贸ci Reijo! Potem ju偶 ciebie nie potrzebujemy.

Zabola艂o.

Elise dostrzeg艂a to na sw贸j dzieci臋cy spos贸b. Mikkal mia艂 si臋 sporo nauczy膰 tego wieczora.

My艣la艂, 偶e 艣pi膮, kiedy tupot ma艂ych st贸p prze­rwa艂 cisz臋.

Elise wsun臋艂a si臋 wstydliwie na 艂aw臋 tu偶 obok niego.

- Nie przejmuj si臋 Maj膮 - szepn臋艂a i doda艂a jak doros艂a: - Ona dla wszystkich jest taka. Nawet dla Aleksieja. Ale on jej nie rozumia艂. Na szcz臋艣cie.

- Aleksieja? - spyta艂 machinalnie. Raija nie po­wiedzia艂a mu wszystkiego.

Elise skin臋艂a energicznie g艂ow膮.

- Ona my艣li, 偶e straci Reijo, je艣li Raija polubi kogo艣 bardziej od niego. Ale przecie偶 Reijo jest m臋偶em Raiji, wi臋c nie wolno. - Nabra艂a powietrza. - Raija nie lubi艂a Aleksieja bardziej ni偶 Reijo. Je­stem pewna.

Mikkal prze艂kn膮艂 艣lin臋. Mia艂 ochot臋 krzycze膰.

- Nie przejmuj si臋 Maj膮 - powt贸rzy艂a Elise. - Ja ci臋 lubi臋. Raija te偶.

Zamy艣li艂a si臋.

- Ale nie bardziej ni偶 Reijo... Mikkal pog艂adzi艂 j膮 po w艂osach.

Tysi膮ce pyta艅 cisn臋艂o si臋 mu na usta, ale nie wy­pada艂o wypytywa膰 ma艂ego dziecka.

- Ja te偶 ci臋 lubi臋 - powiedzia艂 艂agodnie.

Nigdy tak poufale nie rozmawia艂 z ma艂膮 dziew­czynk膮. Nie licz膮c Raiji, ale wtedy sam by艂 dziec­kiem.

- Po艂贸偶 si臋! Nie my艣l ju偶 o tym, co powiedzia艂a Maja. Rozumiem j膮 i nie mam jej tego za z艂e.

Elise wr贸ci艂a szcz臋艣liwa do 艂贸偶ka. Mikkal si臋 nie k艂ad艂. Uchyli艂 drzwi do alkowy, ale zaraz je za­mkn膮艂.

Za 偶adne skarby 艣wiata by si臋 tam nie po艂o偶y艂!

Elise chcia艂a dobrze, ale doda艂a mu nowych zmartwie艅.

My艣l o Reijo by艂a wystarczaj膮co gorzka. Niezna­ny Aleksiej przyprawia艂 go nieomal o szale艅stwo. Musi pom贸wi膰 z Raij膮, kiedy dziewczyna wr贸ci. Je­艣li wr贸ci, podpowiada艂 mu z艂o艣liwy g艂os. Je艣li wr贸ci.

Mikkal zasn膮艂 przy stole kompletnie wyczerpany.

Dw贸ch m臋偶czyzn dotar艂o do osady dzie艅 p贸藕­niej ni偶 Mikkal. Nie musieli pyta膰 o drog臋. Peder dok艂adnie opisa艂 dom Raiji.

Mikkal obudzi艂 si臋 na jaki艣 chrobot. Kto艣 maj­strowa艂 przy zamku.

Raija?

Niemo偶liwe. Raija wiedzia艂a, gdzie jest klucz.

Domy艣la艂 si臋, kim s膮 nieproszeni go艣cie.

Przeszed艂 zdecydowanymi krokami przez izb臋 i otworzy艂 drzwi. Na twarzach przybysz贸w odma­lowa艂o si臋 zaskoczenie.

- My艣leli艣my, 偶e tu mieszka Raija - wykrztusi艂 starszy z nich.

Mikkal nie zapyta艂, dlaczego usi艂owali sforso­wa膰 drzwi.

- Mieszka - odrzek艂 zimno i zagrodzi艂 cia艂em wej艣cie.

- I Reijo - doda艂 m艂odszy.

Obaj usi艂owali zajrze膰 do 艣rodka nad ramieniem Mikkala.

- Owszem.

- Wi臋c kim ty jeste艣? - spyta艂 m艂odszy.

- Bratem Raiji. - Mikkal pos艂u偶y艂 si臋 tym samym k艂amstwem. - Kto pyta?

Mierzyli go wzrokiem, m艂odszy bezczelnie, star­szy ostro偶nie.

- Przyjaciele Reijo. Przechodzili艣my obok, ca艂­kiem przypadkowo, i postanowili艣my go odwiedzi膰.

Mikkal zatkn膮艂 kciuki za pas, celowo skierowu­j膮c ich uwag臋 na n贸偶, kt贸ry wisia艂 u jego biodra.

- Dziwna pora na odwiedziny - wycedzi艂. - Re­ijo nie ma w domu.

Urwa艂.

- Raiji te偶 nie ma - doda艂 po d艂u偶szym milcze­niu. - Tylko ja. Nie spodziewa艂em si臋 go艣ci. W no­cy 艣pi臋.

Nie wiedzieli, czy Mikkal m贸wi prawd臋, ale nie chcieli ryzykowa膰.

Wycofali si臋.

Mikkal zauwa偶y艂, 偶e m艂odszy z trudem si臋 hamo­wa艂. Odmowa Lapo艅czyka podra偶ni艂a jego dum臋.

Odeszli.

Mikkal stal w progu, odprowadzaj膮c ich wzro­kiem. Doszli do zabudowa艅 osady i znikn臋li.

Mikkal obawia艂 si臋 jednak, 偶e nie zrezygnuj膮 tak 艂atwo.

Stary by艂 przebieg艂y.

Wierzy艂, 偶e Raija doprowadzi ich do z艂ota.

Nie chcieli zmarnowa膰 szansy przez g艂upi b艂膮d.

Mikkal mia艂 racj臋. Ojciec i syn ruszyli do skle­pu, zgrzytaj膮c z臋bami ze z艂o艣ci. Nie zamierzali si臋 poddawa膰.

- Co si臋 sta艂o z t膮 diablic膮? - dziwi艂 si臋 Iver.

- Nie by艂o jej na targu. Nie ma jej tutaj... - za­stanawia艂 si臋 g艂o艣no ojciec.

Obaj doszli do tego samego wniosku.

- 呕adna kobieta nie podj臋艂aby si臋 takiej wypra­wy w pojedynk臋! - Iver nie mia艂 zbyt wysokiego mniemania o kobiecej zaradno艣ci. Mia艂 za to zde­cydowane pogl膮dy co do ich roli i miejsca.

Ojciec 偶y艂 d艂u偶ej na tym 艣wiecie.

- Hm - chrz膮kn膮艂 - kto j膮 tam wie...

- Co robimy?

Ole u艣miechn膮艂 si臋.

- A co mo偶emy zrobi膰? Czeka膰. Rozgl膮da膰 si臋. Przecie偶 musi w ko艅cu wr贸ci膰.

Iver te偶 si臋 u艣miechn膮艂. Tyle 偶e znacznie gro藕niej.

Ko艅 pad艂 trzy dni drogi od ska艂y. Raija zostawi­艂a w贸z i towary i ruszy艂a do domu piechot膮.

Zwolni艂a, kiedy okolica wyda艂a si臋 jej znajoma.

Mog艂a doj艣膰 do osady przed wieczorem, ale wo­la艂a unikn膮膰 szyderczych spojrze艅 mieszka艅c贸w.

Przeczeka艂a par臋 godzin, a potem cichcem przemkn臋艂a pomi臋dzy nagimi wzg贸rzami ku do­mowi. Duma dziewczyny dozna艂a powa偶nego uszczerbku.

Klucza nie by艂o w schowku.

Raija zaniepokoi艂a si臋. Wsun臋艂a d艂o艅 do kiesze­ni kaftana i zacisn臋艂a j膮 na no偶u. Wci膮偶 mia艂a na sobie m臋skie przebranie.

To by艂 kolejny pow贸d, dla kt贸rego wola艂a scho­wa膰 si臋 przed ludzkim wzrokiem. I tak do艣膰 gada­li o niej w osadzie.

Wstrzyma艂a oddech i mocniej 艣cisn臋艂a r臋koje艣膰 no偶a.

Wydarzenia ostatnich tygodni sprawi艂y, 偶e Ra­ija by艂a gotowa go u偶y膰. Nie warto modli膰 si臋 za ludzi, kt贸rzy chc膮 jej krzywdy.

Raija przesta艂a wierzy膰 w ludzk膮 偶yczliwo艣膰.

Ostro偶nie nacisn臋艂a klamk臋.

Drzwi nie stawi艂y oporu.

Raija pchn臋艂a je gwa艂townie.

- Tego ju偶 za wiele! - us艂ysza艂a g艂os, kt贸ry po­zna艂aby na ko艅cu 艣wiata.

Zdumienie by艂o obop贸lne.

Po kilku sekundach Raija otrz膮sn臋艂a si臋 z szoku i wesz艂a do izby. Zamkn臋艂a drzwi nog膮 i opar艂a si臋 o nie. Kapelusz zsun膮艂 si臋 jej na plecy, ods艂aniaj膮c w艂osy.

- Co ty masz na sobie? - wykrzykn膮艂 Mikkal, obrzucaj膮c dziewczyn臋 zdumionym wzrokiem. - W 偶yciu nie widzia艂em ci臋 w r贸wnie dziwacznym stroju.

Raija zignorowa艂a ten komentarz.

- Co tu robisz? - spyta艂a. - Chyba wyrazi艂am si臋 jasno. Nie chc臋 ci臋 zna膰, p贸ki nie b臋dziesz wolny.

Mikkal u艣miechn膮艂 si臋 kwa艣no. Podszed艂 do Raiji i uj膮艂 j膮 za podbr贸dek. Drug膮 r臋k臋 wspar艂 o drzwi ponad ramieniem dziewczyny.

By艂a brudna na twarzy. Brudna i niewypowie­dzianie pi臋kna.

- Wolny - powt贸rzy艂, zagl膮daj膮c jej w oczy. - Tak jak ty, Raiju?

Odwr贸ci艂a twarz ze z艂o艣ci膮. By艂a jednak zbyt zm臋czona, by stawi膰 mu op贸r.

Poza tym widok Mikkala sprawi艂 jej rado艣膰.

Jarmark le偶a艂 daleko st膮d.

Inga, Sigga znaczy艂y nie wi臋cej ni偶 pusty d藕wi臋k. Reijo przesta艂 si臋 liczy膰.

- Sk膮d wiesz? - spyta艂a znu偶ona.

Odwr贸ci艂 si臋 ty艂em do niej, usi艂uj膮c zapanowa膰 nad emocjami. Nie krzykn膮艂 tylko dlatego, 偶e ba艂 si臋 zbudzi膰 dzieci.

- Prawda zawsze wyjdzie na jaw - wyrzek艂 sztyw­no. - Nawet je艣li Raija Alatalo, przepraszam, Raija Kesaniemi usi艂uje j膮 ukry膰...

- Nie masz prawa mnie oskar偶a膰, Mikkal! - Ra­ija chwyci艂a go za rami臋 i obr贸ci艂a ku sobie. - S艂y­szysz? Nie jeste艣 lepszy!

Spojrza艂 na dziewczyn臋 z niezg艂臋bionym u艣mie­chem.

- Ani gorszy - powiedzia艂 po chwili. Gorycz przebija艂a przez jego s艂owa. - Przegna艂a艣 mnie jak psa - doda艂 z b贸lem.

Raija pu艣ci艂a jego rami臋.

- Dlaczego? Czy to by艂o konieczne?

Raija wypu艣ci艂a powietrze z p艂uc. By艂a bliska omdlenia.

Nie mia艂a si臋 gdzie ukry膰. Mikkal zagradza艂 jej drog臋 jak ska艂a, 偶膮daj膮c wyja艣nienia, kt贸rego nie umia艂a ju偶 odnale藕膰.

- Pope艂niam b艂臋dy - wyszepta艂a.

- A ja? - Nachyli艂 si臋. - Czy te偶 mam prawo si臋 myli膰? Jestem tylko cz艂owiekiem, na dodatek nie tak silnym jak ty.

Raija wzruszy艂a ramionami. W膮tpi艂a, czy j膮 zro­zumie.

- Dla mnie nigdy nie by艂e艣 zwyk艂ym cz艂owie­kiem, Mikkal. By艂e艣 czym艣 wi臋cej. Idea艂em...

Przewr贸ci艂 oczyma.

- Te偶 wymy艣li艂a艣! - Nie dawa艂 si臋 udobrucha膰. - Ide­a艂em? - mrukn膮艂 i odwr贸ci艂 si臋, by ukry膰 zadowolenie.

Raija opad艂a bezsilnie na 艂aw臋. U艣miechn臋艂a si臋 potulnie i skin臋艂a g艂ow膮. Teraz dopiero Mikkal dostrzeg艂, jak bardzo jest zm臋czona.

- Powinna艣 si臋 po艂o偶y膰 - powiedzia艂 czule. Przytakn臋艂a.

- Po艂o偶ysz si臋 ze mn膮? Drzwi do alkowy by艂y jak mur.

Ciemne oczy dziewczyny b艂aga艂y go. Wybacza­艂y. Pragn臋艂y.

Skin膮艂 g艂ow膮. Przeprowadzi艂 Raij臋 przez pr贸g i pom贸g艂 pozby膰 si臋 kr臋puj膮cego przebrania. Dziewczyna wisia艂a na jego szyi. Zasn臋艂a, zanim zd膮偶y艂 j膮 po艂o偶y膰.

Mikkal przykry艂 j膮 kocem, ale nawet tego nie za­uwa偶y艂a. Oddycha艂a r贸wno i g艂臋boko, pogr膮偶ona w sennych marzeniach.

Jak偶e pragn膮艂 je z ni膮 dzieli膰!

Usiad艂 na skraju 艂贸偶ka, opu艣ci艂o go zm臋czenie. Nie chcia艂 spa膰 z Raij膮.

W艂a艣ciwie to chcia艂, ale opowie艣膰 Elise da艂a mu du偶o do my艣lenia.

Dzieci rozumia艂y wi臋cej, ni偶 przypuszcza艂. Nie zamierza艂 zajmowa膰 miejsca Reijo. Dla dzieci Raija i Reijo stanowili jedno艣膰. Reijo by艂 im oparciem.

Dzieci te偶 kochaj膮.

Dzieci Raiji kocha艂y Reijo.

Najbardziej za艣 ma艂a c贸reczka Mikkala.

Pog艂adzi艂 Raij臋 delikatnie po policzku. Wci膮偶 mia艂a najdelikatniejsz膮 sk贸r臋, jakiej kiedykolwiek dotyka艂.

U艣miechn臋艂a si臋 przez sen; poczu艂, jak jego ser­ce nape艂nia si臋 ciep艂em.

Mikkal prze艂kn膮艂 艣lin臋. Po raz pierwszy by艂 blisko niej w tak niezwyk艂y spos贸b. W te rzadkie chwile, kt贸rymi obdarzy艂 ich los, nie mieli czasu. Rzucali si臋 na siebie z nami臋tn膮 gwa艂towno艣ci膮, m贸wili jedno przez drugie, czuwali z podkr膮偶onymi oczyma, by­le tylko nie zasn膮膰, byle by膰 ze sob膮 na jawie.

呕eby zapami臋ta膰 ka偶d膮 wsp贸lnie prze偶yt膮 se­kund臋.

To by艂o nowe do艣wiadczenie.

艁agodne.

Pi臋kne.

Mikkal z艂apa艂 si臋 na my艣li, 偶e chcia艂by zasn膮膰 u jej boku. Wtuli膰 si臋 w ciep艂o jej cia艂a i zanurzy膰 si臋 w bezpieczny sen.

Obudzi膰 si臋 przy niej. Mie膰 pewno艣膰, 偶e b臋dzie przy nim. Budzi膰 si臋 wolno i spokojnie.

Nigdy dot膮d tego nie prze偶y艂.

Nigdy nie prze偶y艂 chwil zwyk艂ego szcz臋艣cia z kobiet膮, kt贸r膮 kocha艂.

Pochyli艂 si臋 nad Raij膮 i dotkn膮艂 wargami ust dziewczyny. Czo艂a. Oczu.

Przytkn膮艂 policzek do jej policzka i poczu艂, 偶e czas si臋 zatrzyma艂.

Mi艂o艣膰 przepe艂nia艂a mu serce.

Wyszed艂 z alkowy na palcach. By艂 zm臋czony. Zm臋czony i szcz臋艣liwy.

Zasn膮艂 z u艣miechem na pod艂odze przed paleni­skiem.

Obudzi艂 si臋, czuj膮c na sobie czyj艣 wzrok. Ca艂a tr贸jka sta艂a nad nim. Dzieci by艂y bose, potargane, przeciera艂y zaspane oczy.

- Jeste艣 g艂upi, Mikkal! - Maja potrz膮sn臋艂a g艂贸w­k膮. - Przecie偶 mamy 艂贸偶ko.

Mikkal wsta艂 oci臋偶ale. Zrobi艂o mu si臋 ciep艂o na duszy.

Jego c贸rka po raz pierwszy nazwa艂a go po imie­niu.

- Mog艂e艣 po艂o偶y膰 si臋 w drugiej izbie - wyja艣ni­艂a Elise. - Tam, gdzie spa艂 Aleksiej.

Zn贸w ten Aleksiej!

Mikkal ucieszy艂 si臋, 偶e wybra艂 pod艂og臋.

Maja nie mog艂a si臋 zdecydowa膰, czy warto si臋 do niego odzywa膰. W ko艅cu uzna艂a, 偶e warto.

- Musisz da膰 nam je艣膰 - stwierdzi艂a i jednym tchem spyta艂a: - Kiedy wr贸ci mama?

Mikkal wci膮偶 by艂 zaspany.

- Mama jest w domu - odrzek艂 bez zastanowie­nia. - Wr贸ci艂a w nocy.

Za p贸藕no zrozumia艂 sw贸j b艂膮d. Dzieci rzuci艂y si臋 do alkowy.

Przecie偶 Raija potrzebowa艂a snu!

- Dlaczego masz na sobie spodnie Reijo? - us艂y­sza艂 g艂os Mai.

U艣miechn膮艂 si臋. Raija zasn臋艂a tak, jak sta艂a. Ma­ja uj臋艂a go swoj膮 bezpo艣rednio艣ci膮. Bystra dziew­czynka!

Serce Mikkala nape艂ni艂o si臋 ojcowsk膮 dum膮.

Raija wzi臋艂a si臋 do pracy. Nie lubi艂a domowych obowi膮zk贸w, ale wype艂nia艂a je sprawnie i szybko. Ubra艂a ca艂膮 gromadk臋 i nakarmi艂a. Potem usiad艂a otoczona dzie膰mi. Male艅stwa nie chcia艂y si臋 od niej oderwa膰. Mocno odczu艂y nieobecno艣膰 matki.

- Dlaczego przyszed艂e艣? - spyta艂a Mikkala po lapo艅sku. - Sk膮d zna艂e艣 drog臋?

- Nieznajomi z targowiska, kt贸rzy wypytywa­li si臋 o was, spotkali kogo艣 z osady. Pods艂ucha­艂em ich.

Twarz Raiji nie wyra偶a艂a nic. Mikkal pie艣ci艂 j膮 spojrzeniem.

- S膮 tutaj. Przybyli w nocy przed tob膮. Przego­ni艂em ich, ale w膮tpi臋, by odeszli daleko...

- G艂upio m贸wicie - uzna艂a Maja, kt贸ra poczu艂a si臋 zlekcewa偶ona.

- Doros艂e gadanie - wyja艣ni艂a rezolutnie Elise. Maja ze艣lizgn臋艂a si臋 z lawy i tupn臋艂a n贸偶kami.

- Nie lubi臋 doros艂ego gadania! Nie lubi臋 tajemnic!

- Nie lubisz cudzych tajemnic - u艣miechn臋艂a si臋 z mi艂o艣ci膮 Raija.

Maja uda艂a, 偶e nie s艂yszy.

- Chc臋 Reijo. - Patrzy艂a wrogo na Mikkala, wini膮c go za to, 偶e nikt nie okazuje jej nale偶nej uwa­gi. - Nie lubi臋 ciebie! Chc臋 Reijo!

- Mikkal jest naszym go艣ciem - zwr贸ci艂a jej uwa­g臋 Raija. - Nie wiem, kiedy wr贸ci Reijo, skarbie. Niebawem.

Postawi艂a Knuta na pod艂odze i wysz艂a. Po chwi­li wr贸ci艂a z kawa艂kiem papieru, ka艂amarzem i pi贸­rem. Z haczyka na 艣cianie zdj臋艂a zniszczony kawa­艂ek sk贸ry i rozpostar艂a go na stole.

Mikkal nic nie rozumia艂. Dopiero kiedy zoba­czy艂 znaki wyryte w sk贸rze, domy艣li艂 si臋.

Raija zacz臋艂a kopiowa膰 map臋.

- Szuka艂a艣 z艂ota, prawda? Skin臋艂a g艂ow膮.

- Znalaz艂a艣 to miejsce? Powt贸rnie skin臋艂a g艂ow膮. Mikkal wstrzyma艂 oddech.

Nie rozumia艂 zachowania Raiji. Pracowa艂a z w艂a艣ci­w膮 sobie determinacj膮, tyle 偶e nie wiedzia艂 dlaczego.

Sko艅czy艂a odrysowywa膰 map臋 i odwiesi艂a orygi­na艂 na haczyk. Z艂o偶y艂a arkusz papieru i odstawi艂a przybory do pisania na miejsce. Wszystkie te czyn­no艣ci wykona艂a z nadzwyczajn膮 skrupulatno艣ci膮.

- Dok膮d si臋 wybierasz? - zapyta艂 ostro, kiedy pocz臋艂a gotowa膰 si臋 do wyj艣cia. - Jeste艣 nieostro偶­na. Oni z pewno艣ci膮 czaj膮 si臋 gdzie艣 w pobli偶u...

- Mam tak膮 nadziej臋.

Ani s艂owem nie wyja艣ni艂a swego dziwnego zacho­wania. Spojrza艂a wyzywaj膮co na Mikkala i doda艂a:

- Chod藕 ze mn膮, je艣li chcesz mnie broni膰... Nie m贸g艂 nie zauwa偶y膰 uszczypliwo艣ci w tonie Raiji, ale ruszy艂 za ni膮. Dzieci pobieg艂y za matk膮. Ole i Iver sp臋dzili noc pod schodami do sklepu. Jeszcze spali.

- Kto 艣pi, nie grzeszy - powiedzia艂a g艂o艣no Raija.

Na d藕wi臋k tego g艂osu m臋偶czy藕ni podnie艣li si臋, przecieraj膮c zaspane oczy. Ich zdumienie uros艂o do niebotycznych rozmiar贸w, kiedy ujrzeli, kto do nich przemawia.

Za dziewczyn膮 sta艂 ten sam Lapo艅czyk z d艂oni膮 gro藕nie opart膮 na r臋koje艣ci no偶a.

- Szukali艣cie mnie - ci膮gn臋艂a niewinnie Raija. - Krewniacy Reijo, nieprawda偶? - Jej oczy zw臋zi艂y si臋 w dwie szparki. - A co na to Jenny? Czy ona i dziec­ko maj膮 si臋 dobrze?

- Jenny nie 偶yje - warkn膮艂 Iver. - Utopi艂a si臋 w dniu, w kt贸rym opu艣cili艣cie wysp臋. Daruj sobie wsp贸艂czucie! Poradzimy sobie bez niego!

Raija wsun臋艂a r臋k臋 za kaftan. Wyj臋艂a arkusz pa­pieru i rzuci艂a go starszemu z m臋偶czyzn.

- Ale bez tego sobie nie poradzicie?

Ze 艣ci膮gni臋tymi brwiami przygl膮da艂a si臋, jak rozk艂adaj膮 rysunek.

- Co to jest? - wykrztusi艂 Ole.

Mikkal zdumia艂 si臋 r贸wnie mocno jak on. Czy Raija oszala艂a?

- To jest mapa - wyja艣ni艂a spokojnie Raija. - Ma­pa, bez kt贸rej nie dacie sobie rady. Szukali艣cie nas ze wzgl臋du na z艂oto.

Nie pyta艂a, stwierdza艂a fakt.

- T臋 map臋 zostawi艂 Karl. Z艂oto nale偶a艂o do niego. Ole i Iver nadal nic nie pojmowali. Podejrzliwie przygl膮dali si臋 znakom i literom na papierze. Nie umieli ani czyta膰, ani pisa膰.

Nie dali jednak tego pozna膰 po sobie. Nie chcie­li si臋 poni偶a膰 w oczach kobiety.

- Dlaczego nam j膮 dajesz?

Na ich twarzach malowa艂o si臋 zaskoczenie.

Raija roze艣mia艂a si臋 serdecznie.

Mikkal nabra艂 pewno艣ci, 偶e samotna w臋dr贸wka po p艂askowy偶u musia艂a odbi膰 si臋 na psychice dziewczyny. Silniejsi od niej prze偶ywali za艂amania nerwowe. Powinien by艂 j膮 powstrzyma膰.

Tyle 偶e w 偶yciu nie widzia艂 nikogo, kto potrafi艂 sprzeciwi膰 si臋 Raiji.

- Spodziewa艂am si臋 wdzi臋czno艣ci - skrzywi艂a si臋. - Oszcz臋dzam wam mn贸stwa k艂opot贸w.

Ojciec Jenny z艂o偶y艂 papier. Chcia艂 go wyrzuci膰, ale w ostatniej chwili powstrzyma艂 si臋 i wsun膮艂 ar­kusik do kieszeni.

- Nie oddaje si臋 skarbu - powiedzia艂 zdecydo­wanie.

- Masz racj臋, ojcze - doda艂 Iver. - Co艣 si臋 za tym kryje.

Raija ponownie si臋 roze艣mia艂a.

- Wr臋cz przeciwnie. Szuka艂am przez trzy dni, brodz膮c w wodzie po pas. Tam nie ma ani ziaren­ka z艂ota, mog臋 was zapewni膰. Nic poza tym, co znalaz艂 Karl.

Z satysfakcj膮 przygl膮da艂a si臋 rozczarowanym minom m臋偶czyzn.

- 呕ycz臋 szcz臋艣cia - doda艂a, odwracaj膮c si臋. - B臋­dzie wam bardzo potrzebne.

14

- Nic! - Mikkal potrz膮sa艂 g艂ow膮 z niedowierza­niem. - Nie mog臋 uwierzy膰. Nic nie znalaz艂a艣!

Raija drapa艂a si臋 leniwie po nodze, w miejscu gdzie uk艂u艂 j膮 komar. Siedzieli wsparci o 艣cian臋 do­mu, maj膮c przed sob膮 morze i osad臋. Z zabudowa艅 wida膰 ich by艂o jak na d艂oni.

Siedzieli tak blisko siebie, 偶e mogli si臋 dotyka膰, ale nie robili tego.

Wiedzieli, 偶e 艣ledzi ich wiele spojrze艅.

Mikkal udawa艂 wszak jej brata.

- Nic! - u艣miechn臋艂a si臋, lecz Mikkal wiedzia艂 dobrze, 偶e Raija jest na granicy p艂aczu. - Nic nie znalaz艂am.

Zastanawia艂 si臋, czy ma to dla niej du偶e znaczenie.

- Szuka艂am wsz臋dzie, Mikkal. Podnios艂am ka偶­dy kamie艅 w rzece u podn贸偶a ska艂y. Nie pod wo­dospadem, ale tam nikt nie zdo艂a艂by si臋 dosta膰. Kalle wyni贸s艂 wszystko.

Mikkal sk艂onny by艂 uwierzy膰 dziewczynie, cho膰 nie mia艂 pewno艣ci. Wola艂by sam przeszuka膰 to miejsce. Nie dla siebie.

Z艂oto nic dla niego nie znaczy艂o.

Dla Raiji. Dla Mai.

- Kalle musia艂 s膮dzi膰, 偶e jest tego wi臋cej - g艂o­艣no my艣la艂a. - By艂 chory...

G艂os j膮 zdradza艂.

Starannie przeczesa艂a dno rzeki pod ska艂膮, ale wci膮偶 nie by艂a pewna.

- To nie koniec 艣wiata.

Raija u艣miechn臋艂a si臋 z rezygnacj膮. Podwin臋艂a r臋kawy bluzki i wystawi艂a przedramiona na dzia­艂anie s艂o艅ca.

Dzieci bawi艂y si臋 w pobli偶u.

- Ale koniec sklepu - stwierdzi艂a. - Jak tylko wr贸ci Reijo, b臋dziemy musieli wynie艣膰 si臋 st膮d.

Opowiedzia艂a mu wszystko.

Mikkal nie wiedzia艂, jak zareagowa膰. Nigdy nie marzy艂 o tym, by posiada膰 wi臋cej, ni偶 trzeba mu by艂o do 偶ycia.

Nie zna艂 takiego uczucia.

Rzeczy nic dla niego nie znaczy艂y.

Nie musia艂 mie膰 p艂askowy偶u na w艂asno艣膰, by korzysta膰 z jego dar贸w. Nie musia艂 mie膰 rzek, by 艂owi膰 w nich ryby.

- Boj臋 si臋, co na to Reijo - zwierzy艂a si臋 Raija. - On tak polubi艂 t臋 osad臋.

- Dlaczego wysz艂a艣 za niego?

- Bo uzna艂am to za s艂uszne. Zale偶y mi na nim.

- Mnie nie zale偶y na Indze - podkre艣li艂. Zna膰 by艂o po nim uraz臋.

- Niezbyt to mi艂e z twojej strony - przyzna艂a.

- Nie jestem mi艂y. Kocham ciebie. Tylko ciebie. 呕ar w g艂osie Mikkala pochlebi艂 jej. I przestra­szy艂.

Nie chcia艂a by膰 uwielbiana.

- To, 偶e tu przyszed艂e艣, nic nie zmienia - wy­szepta艂a, na kr贸tk膮 chwil臋 k艂ad膮c r臋k臋 na jego d艂o­ni. - Dobrze, 偶e jeste艣, ale to nic nie zmienia. Wkr贸tce wr贸ci Reijo. Nie zas艂uguje na to, bym go zdradza艂a.

- A ja zas艂uguj臋? Westchn臋艂a.

- Ju偶 rozmawiali艣my o tym, Mikkal. Zmie艅 te­mat albo ruszaj w drog臋.

Mikkal zmieni艂 temat.

- Kim jest Aleksiej?

Raija spojrza艂a gniewnie na niego.

- Widz臋, 偶e sporo wiesz. Wzi膮艂e艣 dzieci na spytki?

- Wiem tyle, co nic. Tobie zadaj臋 pytanie. Kim jest Aleksiej dla ciebie?

Oboje byli dumni i uparci. Takie potyczki spra­wia艂y im b贸l.

- Nikim.

K艂amstwo przysz艂o jej z tak膮 艂atwo艣ci膮, 偶e a偶 si臋 przestraszy艂a.

Mi艂o艣膰 powinna opiera膰 si臋 na prawdom贸wno艣ci.

- Nie wierz臋.

- I co z tego? - wzruszy艂a ramionami. - To nie moja rzecz. Doro艣nij wreszcie, Mikkal. Nie jeste­艣my ju偶 dzie膰mi, musimy bra膰 odpowiedzialno艣膰 za w艂asne post臋pki. Zbyt 艂atwo odsuwasz j膮 od siebie.

- Ty za艣 uwa偶asz si臋 za lepsz膮, ni偶 jeste艣.

- By膰 mo偶e. Ale nie porzucam tych, kt贸rzy mnie potrzebuj膮.

- Z jednym wyj膮tkiem...

- Ty, Mikkal, dasz sobie rad臋 beze mnie. Masz w sobie do艣膰 si艂y.

Ju偶 s艂ysza艂 te s艂owa. Za ka偶dym razem powta­rzali te same argumenty. Za ka偶dym razem 偶egna­li si臋 w ten sam spos贸b.

- Wyjad臋 - westchn膮艂. - Pi臋knie tutaj. - Przygl膮­da艂 si臋 nagim ska艂om, morzu poci臋temu spieniony­mi falami. Linii horyzontu, gdzie woda styka艂a si臋 z niebem. Surowa, otwarta przestrze艅 pe艂na niewy­powiedzianego pi臋kna.

Raija zadr偶a艂a.

- Nast臋pnym razem osiedlimy si臋 z dala od brzegu.

W duchu gotowa艂a si臋 ju偶 do przeprowadzki i jej serce krwawi艂o. Mikkal prowadzi艂 koczownicze 偶ycie, lecz ona nie by艂a stworzona do w臋dr贸wek.

Powiedzia艂a 鈥瀘siedlimy si臋鈥... Mia艂a na my艣li sie­bie, Reijo i dzieci. Mikkal by艂 bliski 艂ez.

- Dziwne... - Raija odprowadzi艂a wzrokiem me­w臋, kt贸ra ko艂ysa艂a si臋 na lekkim wietrze. - Przesta­艂am si臋 l臋ka膰. Dawniej ba艂am si臋, 偶e si臋 nie odnaj­dziemy. Teraz wiem, 偶e to nie b臋dzie trudne.

Mikkal nie mia艂 pewno艣ci.

- Mog臋 ci obieca膰, 偶e nie zjawi臋 si臋, p贸ki nie od­zyskam wolno艣ci - spowa偶nia艂. - Nie chc臋 ci臋 d艂u偶ej dr臋czy膰, Raiju. Nast臋pnym razem nie dam ci powod贸w do b贸lu.

- Reijo obieca艂, 偶e zwr贸ci mi s艂owo, je艣li sobie tego za偶ycz臋 - powiedzia艂a cicho. - Dlatego, na sw贸j spos贸b, wci膮偶 jestem wolna...

Mikkal potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Nie rozumiem go. Nigdy nie z艂o偶y艂bym ci ta­kiej obietnicy.

- Nie jeste艣my tacy jak Reijo. On jest lepszy od nas.

- Bo nigdy tak nie kocha艂 - rzuci艂 z pasj膮 Mik­kal. Nabra艂 powietrza i doda艂: - Je艣li b臋d臋 wolny... Nast臋pnym razem, Raiju... kiedy zrzuc臋 wi臋zy, po­prosisz go o to? Zostaniesz ze mn膮?

- Nie wiem - odrzek艂a dr偶膮cym g艂osem. - To ta­kie nierzeczywiste.

Za艂ama艂 r臋ce.

- Nie potrafi臋 w to wierzy膰, Mikkal. To nie jest moje 偶ycie, chyba mo偶esz to zrozumie膰...

Mikkal nie m贸g艂.

- To by艂aby drogo okupiona wolno艣膰.

- Znam wi臋c odpowied藕 - stwierdzi艂 ponuro.

- Rozdzieramy si臋 na strz臋py - westchn臋艂a, pod­suwaj膮c kolana pod brod臋.

Wygl膮da艂a tak m艂odo i niewinnie. W istocie by­艂a dojrzalsza od niego.

Widzia艂a rzeczy wyra藕niej. On my艣la艂 tylko o niej. Snu艂 marzenia. 呕y艂, by kiedy艣 do niej nale偶e膰.

Ona mia艂a wi臋ksze serce.

Dlatego oddala艂a si臋 od niego. Dlatego gorzknia艂 i stawa艂 si臋 ma艂ostkowy.

Chcia艂, by kocha艂a tylko jego, a ona nie potrafi­艂a k艂a艣膰 tamy uczuciom.

Pe艂na ciep艂a i mi艂o艣ci dla ludzi. By艂a jego. Reijo. Tylu innych...

Odejdzie, nie wzi膮wszy jej w ramiona. Bez po­ca艂unk贸w.

Nazwa艂a go idea艂em.

Mia艂 zamiar okaza膰 si臋 godnym tego miana.

- By艂 czas, kiedy liczy艂y si臋 tylko uczucia. - Raija wpatrywa艂a si臋 w rozleg艂y horyzont. - Tylko to, czy krew p艂ynie szybciej w 偶y艂ach. Tylko ten, kto sprawia艂 rozkosz.

Mikkal wsta艂. Nie by艂 pewien, czy chce tego s艂u­cha膰. S艂owa Raiji brzmia艂y inaczej. Bardziej dojrza­le. Odsuwa艂y go na daleki plan.

- Jak jest teraz?

Nienawidzi艂 siebie za to pytanie. Odpowied藕 musia艂a sprawi膰 mu b贸l.

- To wci膮偶 jest wa偶ne. Czu膰, 偶e mo偶esz umrze膰 pod czyim艣 dotykiem. Potem jednak czar chwili pryska i wiesz ju偶, 偶e inne rzeczy s膮 r贸wnie wa偶ne.

- A ludzie? - wyszepta艂 przez zaci艣ni臋te wargi.

- Ludzie te偶 s膮 wa偶ni. Ka偶dy ma co艣 w sobie. Trzeba umie膰 to dostrzec. Mikkal?

Tak 偶a艂o艣nie wym贸wi艂a jego imi臋, 偶e musia艂 spojrze膰 na ni膮. Ch臋膰, by wzi膮膰 j膮 w ramiona, przy­tuli膰 i poca艂owa膰, doprowadza艂a go do szale艅stwa.

Nie m贸g艂. Grali swoje role.

- Co takiego, mi艂a?

- Czy Elle nas mia艂a na my艣li, kiedy powiedzia­艂a, 偶e b臋d臋 szcz臋艣liwa?

Mikkal mia艂 ci臋t膮 odpowied藕 na ko艅cu j臋zyka. Dawno ju偶 zapomnia艂 o bajdurzeniach starej ko­biety. Powstrzyma艂 si臋 jednak. Raija zn贸w by艂a je­go Ma艂ym Krukiem, zgubi艂a gdzie艣 niedawn膮 doj­rza艂o艣膰 i pewno艣膰 siebie.

Potrzebowa艂a pociechy.

Potrzebowa艂a jego.

- Z pewno艣ci膮 nas! - Czy jego g艂os zabrzmia艂 przekonuj膮co? - Kog贸偶 by innego? Elle obieca艂a, 偶e b臋dziesz szcz臋艣liwa. Kto opr贸cz mnie m贸g艂by da膰 ci szcz臋艣cie?

Zn贸w obdarzy艂a go 偶a艂osnym spojrzeniem. Mik­kal dozna艂 nieprzyjemnego uczucia, 偶e przez u艂a­mek sekundy pomy艣la艂a o kim艣 innym.

- Jest tyle rzeczy - zacz臋艂a bez przekonania, jak­by w膮tpi膮c, 偶e niesforne my艣li dadz膮 si臋 z艂o偶y膰 w s艂owa. - Jest tyle innych rzeczy, kt贸re sprawiaj膮 mi rado艣膰. I nie ma w tym nic z艂ego. Lubi臋 si臋 艣mia膰, lubi臋 ludzi. Zadaj臋 sobie jednak pytanie, czym jest 偶ycie. Co jest wa偶niejsze, zauroczenie czy zdrowy rozs膮dek. A mo偶e da si臋 po艂膮czy膰 jed­no z drugim?

Przerwa艂a, by zaczerpn膮膰 tchu, i smutnym g艂o­sem ci膮gn臋艂a:

- Czasami 偶a艂uj臋, 偶e si臋 spotkali艣my. Unikn臋艂abym tylu bolesnych my艣li, mia艂abym mniejsze oczekiwania. Czasami znowu u艣wiadamiam sobie, 偶e gdybym nie zazna艂a twojej mi艂o艣ci, mog艂abym r贸wnie dobrze si臋 nie narodzi膰.

Jak trudno zapanowa膰 nad dr偶eniem r膮k! Nad ch臋ci膮, by jej dotkn膮膰!

Ile trzeba wysi艂ku, by zosta膰 idea艂em. Tym ra­zem jednak Mikkal nie chcia艂 jej zawie艣膰.

- Zadr臋czasz si臋 my艣lami, Raiju - zdo艂a艂 wy­krztusi膰.

Dziewczyna o偶ywi艂a si臋.

- Masz racj臋. Ach, te moje fantazje! Bywam okrop­nym ponurakiem...

- Taka ju偶 twoja melancholijna fi艅ska natura - u艣miechn膮艂 si臋 uszczypliwie. - Ceni臋 j膮, tak jak wszystko, co ciebie dotyczy. Nie zapominaj o tym.

- Nie zapominam o niczym. Nie potrafi臋... Mikkal wstrzyma艂 oddech.

Zawsze to samo!

Ka偶da rozmowa ko艅czy艂a si臋 k艂贸tni膮. Tym razem si臋 myli艂.

Tym razem mia艂a na my艣li jasne cechy jego cha­rakteru.

- Wydawa艂e艣 mi si臋 taki doros艂y, kiedy ujrza艂am ci臋 pierwszy raz, Mikkal. - Twarz Raiji przybra艂a wyraz rozmarzenia. - Sama by艂am ma艂a i nieszcz臋­艣liwa - doda艂a gorzko. Wspomina艂a czas, kiedy oj­ciec odes艂a艂 j膮 do Ruiji. - Dzi艣 wci膮偶 uwa偶am ci臋 za ch艂opca. Mo偶e nie chc臋 zaakceptowa膰, 偶e si臋 po­starza艂am?

- Postarza艂a艣 si臋? Masz dziewi臋tna艣cie lat! Co to znaczy przy moich dwudziestu pi臋ciu?

- Jeste艣 starszy, to prawda. Wci膮偶 jednak widz臋 w tobie ch艂opca.

- My艣lisz o tym, by wr贸ci膰?

- Dok膮d?

- Do domu. Do Tornedalen.

Raija wbi艂a wzrok w chmury. W bia艂ych ob艂o­kach ujrza艂a z艂ote pola zbo偶a...

Z艂ote?

Zmarzni臋te!

Dlatego zamieszka艂a na kamienistym wybrze偶u p贸艂nocnej Norwegii.

- Tak, Mikkal. Cz臋sto my艣l臋 o domu. Chcia艂a­bym zn贸w ujrze膰 Tornedalen, cho膰by przez par臋 chwil. Chcia艂abym powiedzie膰 ojcu, 偶e nie czuj臋 do niego 偶alu. Zobaczy膰 Mattiego. Ma teraz jede­na艣cie lat. Je艣li 偶yje...

Raija zamilk艂a.

Chcia艂aby przytuli膰 si臋 do matki i powiedzie膰, 偶e j膮 kocha. Pokaza膰 jej wnuki. Wci膮偶 umia艂a marzy膰.

- Kiedy by艂em ch艂opcem, postanowi艂em za­wie藕膰 ci臋 do Tornedalen - wyzna艂 Mikkal z zak艂o­potaniem. - Gdy ojciec kara艂 ci臋 lub krzycza艂 na ciebie, my艣la艂em o tym, by zawie藕膰 ci臋 do domu. Odda膰 ci臋 twojemu ojcu i powiedzie膰 mu, 偶e Ruija to nie raj.

- Czemu nigdy mi o tym nie m贸wi艂e艣? - Raija spojrza艂a na Mikkala z b艂yskiem w oku. Odnajdywa艂a w nim uczucia, kt贸re starannie ukrywa艂 przez te wszystkie lata. Nawet przed ni膮.

- Jestem troch臋 tch贸rzem - przyzna艂 si臋. - W wielu okoliczno艣ciach nie potrafi艂em zdoby膰 si臋 na odwag臋.

Nie zaprzeczy艂a.

- Szkoda, 偶e nie ma Reijo! - Mikkal zmieni艂 te­mat. - Powiesz mu, 偶e by艂em?

Raija skin臋艂a g艂ow膮.

- Nie mamy przed sob膮 tajemnic. M贸w, co chcesz, ale Reijo jest moim najlepszym przyjacie­lem. Nigdy mnie nie zawi贸d艂.

Ani mnie, pomy艣la艂 Mikkal. Ceni艂 wysoko Re­ijo, te偶 uwa偶a艂 go za przyjaciela.

- Nigdy nie by艂bym tak dobrym m臋偶em jak on...

- Co艣 mi si臋 zdaje, 偶e domagasz si臋 pochlebstw - roze艣mia艂a si臋.

- Przyda艂oby mi si臋 dobre s艂owo na drog臋. Nie wiem, kiedy si臋 zn贸w spotkamy. - Mikkal spowa偶­nia艂. - Tym razem tak si臋 stanie, Raiju. Nie b臋d臋 ci臋 szuka艂, p贸ki nie odzyskam wolno艣ci. Wtedy do­piero poprosz臋, by艣 posz艂a ze mn膮. Dotrzymam s艂owa, cho膰bym mia艂 czeka膰 dziesi臋膰 lat.

Dotkn膮艂 palcami woreczka, kt贸ry zawsze nosi艂 na szyi.

- Przysi膮g艂em, 偶e b臋d臋 nosi膰 pukiel twoich w艂o­s贸w, p贸ki ci臋 kocham - wyrzek艂 z p艂on膮cym wzro­kiem. - Nast臋pnym razem te偶 ujrzysz go na moim sercu.

- Jeste艣 diab艂em, Mikkal - wyszepta艂a - ale masz co艣 w sobie.

- Z takim po偶egnaniem mog臋 偶y膰 - uzna艂. I zrobi艂 tak, jak sobie obieca艂.

Nie dotkn膮艂 jej ani nie poca艂owa艂. Nast臋pnym razem przyb臋dzie jako wolny cz艂o­wiek. I wszystko zale偶e膰 b臋dzie od Raiji.

15

Zacz臋li wypatrywa膰 kupieckiej 艂odzi w lipcu.

Lato zbli偶a艂o si臋 ku ko艅cowi, a o Reijo i jego za­艂odze wci膮偶 nie by艂o 偶adnych wiadomo艣ci.

Niepok贸j ogarn膮艂 ludzi z osady.

Szeptano, 偶e Reijo nie ma do艣wiadczenia i do­bra艂 sobie nieodpowiednich ludzi.

Zapomniano, i偶 do艣wiadczeni 偶eglarze odm贸wi­li uczestnictwa w wyprawie. Reijo musia艂 zaufa膰 m艂odym.

Opowie艣ci o morskich katastrofach sta艂y si臋 naj­cz臋stszym tematem rozm贸w. Wspominano lata, kt贸­re obfitowa艂y w tragiczne zdarzenia.

Strach d艂awi艂 im gard艂a.

Wszyscy odczuwali to samo. Zatoni臋cie 艂odzi oznacza艂oby ci臋偶k膮 zim臋 dla mieszka艅c贸w osady i najbli偶szej okolicy. Ich los zale偶a艂 od powrotu Reijo.

Nieszcz臋艣cia zdarza艂y si臋 cz臋sto. Wody przy­brze偶ne by艂y zdradliwe, pogoda zmienna i kapry艣na.

Nastroje ludzi obr贸ci艂y si臋 przeciwko Raiji. Ona i Reijo nie nale偶eli do miejscowej spo艂eczno艣ci.

Je艣li 艂贸d藕 z towarami nie wr贸ci, zwal膮 win臋 na Reijo. A przecie偶 nie sam ni膮 sterowa艂.

A jednak z pewno艣ci膮 obarcz膮 win膮 Reijo.

Peder uzna艂, 偶e powinien powiedzie膰 Raiji par臋 s艂贸w na temat konia. Nie pojmowa艂, jak mog艂a kupi膰 szkap臋 za z艂oto, a potem j膮 zaje藕dzi膰. Nie dotar艂szy nawet na jarmark. Do g艂owy mu nie przysz艂o, by 艂膮czy膰 tajemnicz膮 sierot臋 z osob膮 w艂a­艣cicielki sklepu.

Peder kocha艂 wiersze. Zna艂 na pami臋膰 ca艂e wer­sety, zw艂aszcza swego ulubie艅ca, Pettera Dassa, pa­stora z Helgeland. Pewien, 偶e Raija nie za偶膮da sp艂a­ty d艂ugu, siada艂 na beczce ko艂o lady i, opar艂szy si臋 na 艂okciach, recytowa艂 z przej臋ciem strofy o roku 1692. Zdradliwe wody wok贸艂 przyl膮dka Stad zebra­艂y wtedy tragiczne 偶niwo.

- Tak to bywa - doda艂 z przekor膮, kiedy Raija oboj臋tnie przyj臋艂a ponur膮 wierszowan膮 wr贸偶b臋. - Szesna艣cie 艂odzi uton臋艂o Roku Pa艅skiego dzie­wi臋膰dziesi膮tego drugiego. Potem przyszed艂...

- Nie w膮tpi臋 - przerwa艂a mu Raija.

Peder m贸g艂 przysi膮c, 偶e pokornieje w oczach.

Je艣li 艂贸d藕 nie wr贸ci, b臋dzie wreszcie musia艂a za­chowywa膰 si臋 jak kobieta!

Raija dzieli艂a niepok贸j mieszka艅c贸w osady. Spo­tka艂by j膮 taki sam los, taka sama strata, osobista tragedia.

Poza tym Reijo by艂 tylko szyprem, w rzeczywi­sto艣ci 艂贸d藕 nale偶a艂a do niej. Jej utrata oznacza艂a ruin臋.

Prowadzi艂a sklep dzi臋ki zyskom z jarmarku, po­mniejszonym o 艂adunek pozostawiony na wozie.

Je艣li Reijo uzyska艂 uczciw膮 cen臋 od kupc贸w w Bergen, wci膮偶 mieli szans臋.

Raija zacz臋艂a liczy膰 dni.

By艂 koniec sierpnia, kiedy jakie艣 bystre oko doj­rza艂o cie艅 na horyzoncie. Po paru godzinach wszy­scy widzieli wyra藕nie zarys statku i przez osad臋 nios艂o si臋 westchnienie ulgi.

Raija pop艂aka艂a si臋 z rado艣ci.

Przez ostatnie tygodnie wychud艂a i zmizernia艂a. Teraz czu艂a, jak z ka偶d膮 minut膮 wracaj膮 jej si艂y.

Ludzie zebrali si臋 u brzegu. M臋偶czy藕ni stali z r臋­kami w kieszeniach, z braku tytoniu 偶uli owoce dzi臋gla, pluli i komentowali przybycie 艂odzi.

Wspominali w艂asne wyprawy, rozprawiali z prze­j臋ciem o przebytych niebezpiecze艅stwach, zupe艂nie zapominaj膮c, 偶e jeszcze do wczoraj nie wierzyli w powr贸t Reijo i jego za艂ogi.

Wok贸艂 kr臋ci艂y si臋 rozgor膮czkowane dzieci. Przysz艂y nawet kobiety. Z rob贸tkami w d艂oniach czeka艂y na przyp艂yni臋cie 艂odzi i wie艣ci z wielkiego 艣wiata.

Raija odczeka艂a, a偶 艂贸d藕 si臋 przybli偶y. Ju偶 daw­no chcia艂a p臋dzi膰 na nabrze偶e, ale wola艂a unikn膮膰 towarzystwa ludzi, kt贸rzy przez ostatnie tygodnie traktowali j膮 pogardliwie.

Elise i Maja do艂膮czy艂y do dzieci.

Raija nie ba艂a si臋 o c贸reczki, ma艂e oswoi艂y si臋 z morzem. Elise nauczy艂a si臋 prowadzi膰 艂贸d藕. Tyl­ko Maja wpada艂a we w艣ciek艂o艣膰, bo wios艂a nie chcia艂y jej s艂ucha膰. By艂a ma艂a i drobna, wi臋c ledwie unosi艂a ci臋偶kie dr膮gi, ale jak zawsze 藕le znosi艂a po­ra偶k臋.

Dzieci z osady umia艂y wios艂owa膰, zanim opano­wa艂y sztuk臋 chodzenia. Morze by艂o dla nich 偶ywio­艂em r贸wnie naturalnym jak ziemia.

Kiedy 鈥濵aja Elise鈥 stan臋艂a na kotwicy, Raija wzi臋艂a Knuta na rami臋 i zmiesza艂a si臋 z t艂umem.

Kilku m臋偶czyzn rzuci艂o si臋 do ma艂ych 艂odzi i z zapa艂em zd膮偶a艂o ku statkowi. Ch臋tka na 艣wie­偶y tyto艅 dodawa艂a energii uderzeniom wiose艂.

Reszta 艣ledzi艂a ich wzrokiem. Dzieci krzycza艂y i wskazywa艂y palcami ludzi na pok艂adzie. Maja wpad艂a w eufori臋 na widok Reijo i Raija nie by艂a w stanie jej uspokoi膰.

Kobiety z osady wymienia艂y znacz膮ce spojrze­nia. Raija wiedzia艂a, 偶e jej metody wychowawcze stan膮 si臋 kolejnym tematem plotek.

Oczy kobiet m贸wi艂y wi臋cej. Wiedzia艂y. Zna艂y jej tajemnic臋.

呕eglarze schodzili na l膮d. Rado艣膰 powitania ogar­n臋艂a wszystkich.

Matki ociera艂y 艂zy, narzeczone pada艂y w obj臋cia ukochanych.

Reijo by艂 jedynym 偶onatym m臋偶czyzn膮 w za艂odze.

Zszed艂 ostatni. Brudny, wychudzony, zm臋czony - takim Raija nigdy go nie widzia艂a. Piski Mai przy­wo艂a艂y u艣miech na zaro艣ni臋tym obliczu, ale Raija zna艂a go zbyt dobrze, by nie wiedzie膰, w jakim jest stanie ducha. Maja wisia艂a mu u szyi, kiedy stan膮艂 u boku 偶ony.

Skin膮艂 tylko g艂ow膮 w jej kierunku, dotkn膮艂 brud­nym palcem policzka Knuta i potarga艂 w艂osy Elise.

- Idziemy do domu, Raiju - powiedzia艂. - Nie b臋d臋 sob膮, p贸ki si臋 nie umyj臋 i nie za艂o偶臋 czyste­go odzienia.

Raija przewidzia艂a wszystko. Przed wyj艣ciem podgrza艂a wod臋 i wystawi艂a bali臋 na 艣rodek izby.

Czeka艂a, a偶 si臋 umyje. Zastawi艂a st贸艂.

Pojawi艂 si臋, mia艂 mokre w艂osy, sk贸r臋 wyszoro­wan膮 do bia艂o艣ci.

Jad艂 niewiele.

Raija nie by艂a g艂odna.

Nie zwr贸ci艂 na to uwagi.

呕eby zag艂uszy膰 cisz臋, opowiedzia艂a mu wszyst­ko to, co zdarzy艂o si臋 pod jego nieobecno艣膰. Nie czyni艂 jej wyrzut贸w z powodu nieudanej wyprawy na targ.

- Dobrze, 偶e by艂 tam Mikkal - rzuci艂 z roztar­gnieniem.

- Jest jaka艣 inna kobieta, prawda?

Raija przedar艂a si臋 przez mg艂臋, kt贸r膮 si臋 oto­czy艂.

Odsun膮艂 talerz, z艂o偶y艂 d艂onie na blacie sto艂u i za­mkn膮艂 oczy.

- Nie jestem got贸w, by o tym m贸wi膰, Raiju. Wracam na pok艂ad. Nie mog臋 spa膰 z tob膮. Nie wiem, czego chc臋. Daj mi czas!

Skin臋艂a g艂ow膮.

Dwa dni p贸藕niej pop艂yn臋li do zleceniodawc贸w. Ludzie z osady otrzymali zam贸wione towary.

Kobiety dosta艂y jedwabne chusty i broszki. Naj­szcz臋艣liwsze mog艂y g艂adzi膰 nabo偶nie suknie, ostat­ni krzyk mody z wielkiego 艣wiata.

Miasto Bergen by艂o bram膮 do Europy. Zdarza­艂o si臋, 偶e kobiety rybak贸w z p贸艂nocy stroi艂y si臋 wy­tworniej ni偶 urz臋dnicze 偶ony w Christianii.

Maja Elise鈥 wr贸ci艂a po tygodniu. Nadszed艂 czas na ostatni akt wyprawy: trzeba by艂o wsp贸lnym wy­si艂kiem wci膮gn膮膰 艂贸d藕 na l膮d.

Za艂oga pracowa艂a najci臋偶ej. Ci ludzie nie opusz­czali pok艂adu od maja. Marzyli tylko o tym, by po­stawi膰 stopy na suchym l膮dzie i 偶y膰, karmi膮c si臋 wspomnieniami z wyprawy na po艂udnie.

Liczy艂a si臋 ka偶da para r膮k. I tak jak wodowanie zako艅czy艂o si臋 艣wi臋towaniem, tak i teraz ca艂a osa­da szykowa艂a si臋 do zabawy.

Humory dopisywa艂y, gorza艂ka la艂a si臋 obficie.

Noc nastraja do zwierze艅.

Od chwili, kiedy p贸藕nym popo艂udniem Reijo wszed艂 do izby, Raija chodzi艂a na palcach.

Wymienili ledwie kilka s艂贸w.

Maja wype艂ni艂a cisz臋 艣wiergotaniem, wi臋c mil­czenie doros艂ych nie by艂o dokuczliwe.

Teraz by艂a noc. Raija usiad艂a przy stole. Ta roz­mowa nie powinna odby膰 si臋 w 艂贸偶ku.

Musieli zdoby膰 si臋 na szczero艣膰.

- Nie ka偶 mi cierpie膰 katuszy, Reijo! - poprosi­艂a. - Mam prawo wiedzie膰, co ci臋 gn臋bi.

- Nawet gdybym mia艂 ci臋 zrani膰?

Mia艂a ochot臋 pog艂adzi膰 go po zapadni臋tych po­liczkach, potarga膰 po w艂osach, uradowa膰.

Nie mog艂a. Najpierw musi wyrzuci膰 z siebie wszystko.

- Znios臋 to, Reijo. Sama zrani艂am ci臋 nie raz. Obie­cywali艣my sobie nie skrywa膰 niczego.

Usiad艂 naprzeciw 偶ony. Jego oczy p艂on臋艂y gor膮cz­k膮. Odpowiedzia艂 na pytanie, kt贸re zada艂a przed ty­godniem.

- Tak, Raiju, jest inna kobieta.

Raija wiedzia艂a przez ca艂y ten czas, d艂ugie sie­dem dni.

Zawsze mog艂a wierzy膰 w jego mi艂o艣膰. Zawsze mog艂a liczy膰 na wybaczenie.

Reijo by艂 najbardziej oczywist膮 cz臋艣ci膮 jej co­dzienno艣ci.

Przez ostatni tydzie艅 zastanawia艂a si臋, czy mo­偶e pozwoli膰 mu odej艣膰.

Zajrza艂a w g艂膮b duszy, by pozna膰, ile dla niej znaczy.

Zobaczy艂a, jak wiele.

Szyderstwo losu mia艂o sprawi膰, 偶e zostawi j膮 w艂a艣nie teraz?

- Mo偶esz odej艣膰, kiedy zechcesz. Tak si臋 um贸­wili艣my - u艣miechn臋艂a si臋 blado. - Tylko s膮dzili­艣my, 偶e umowa bardziej mnie dotyczy, prawda?

Nie dotkn膮艂 jej, nie chcia艂 艂ama膰 regu艂 gry.

- Cieszysz si臋? - spyta艂 z krzywym u艣miechem.

- To z艂e s艂owo.

- Chcesz wolno艣ci?

Roze艣mia艂 si臋.

To by艂 przera偶aj膮cy 艣miech, jakiego Raija nigdy nie s艂ysza艂a.

- Ja jej nie potrzebuj臋 - wyja艣ni艂 dr偶膮cym g艂o­sem. - Jest inna kobieta, Raiju, tyle 偶e nie 偶yje.

Reijo znalaz艂 si臋 na skraju za艂amania.

- Opowiedz mi wszystko! Chc臋 zna膰 prawd臋. Nie du艣 jej w sobie!

P艂aka艂a ca艂y czas, kiedy m贸wi艂. Roni艂a 艂zy za nie­go, za t臋 nieznan膮 kobiet臋 utopion膮 w berge艅skim porcie, za siebie.

Reijo te偶 p艂aka艂. Ca艂膮 drog臋 na p贸艂noc t艂amsi艂 w sobie b贸l, z艂o艣膰 i 偶a艂ob臋. Nieustannie my艣la艂 o tej, z kt贸r膮 m贸g艂by by膰 szcz臋艣liwy. Z nikim z za­艂ogi, nawet z Nilsem, nie podzieli艂 si臋 t臋sknot膮 za t膮 bezimienn膮 dziewczyn膮.

Tylko z Raij膮.

Z w艂asn膮 偶on膮.

- Polubi艂abym j膮 - powiedzia艂a Raija, kiedy obojgu zabrak艂o 艂ez. - Zdziwi艂abym si臋 na jej wi­dok, by艂abym mo偶e troch臋 zazdrosna, ale polubi­艂abym j膮.

- Jeste艣 do niej podobna - rzuci艂 Reijo. - Nie przypadkiem znaczy艂a dla mnie tak wiele... - Po­trz膮sn膮艂 g艂ow膮, jakby budz膮c si臋 ze snu. - Wiesz, dopiero teraz zaczynam rozumie膰, co czujesz do Mikkala.

- Nie, Reijo! Mikkal 偶yje. Zawsze mia艂am pew­no艣膰, 偶e gdzie艣 jest, blisko lub daleko. Nie mog臋 nawet wyobrazi膰 sobie, co bym zrobi艂a na wie艣膰 o jego 艣mierci. Mikkal 偶yje, wi臋c 偶yje nadzieja... Spojrza艂a na Reijo poprzez 艂zy.

- Jak偶e bym chcia艂a, by艣 i ty zachowa艂 cho膰 na­dziej臋!

U艣miechn膮艂 si臋 s艂abo.

- Kt贸ra 偶ona zareagowa艂aby jak ty...

- Kt贸re ma艂偶e艅stwo jest takie jak nasze - odrze­k艂a cicho.

Reijo nie m贸g艂 usiedzie膰 na miejscu. Wsta艂 i za­cz膮艂 kr膮偶y膰 po izbie.

Raija by艂a pe艂na zrozumienia, tego si臋 po niej spodziewa艂. W my艣lach prze偶ywa艂 t臋 sytuacj臋 na tysi膮ce sposob贸w.

Mo偶e rozczarowa艂 si臋 odrobin臋, bo nie okaza艂a zazdro艣ci. Mo偶e troch臋 urazi艂a jego dum臋.

- S膮dzi艂em, 偶e jako艣 si臋 pozbieram - rzek艂 do 艣ciany. Do Raiji. Do samego siebie. - S膮dzi艂em, 偶e oddalaj膮c si臋 od Bergen, cho膰 troch臋 zapomn臋. 呕e wr贸c臋 do ciebie i b臋d臋 m贸g艂 偶y膰 jak przedtem.

Raija roze艣mia艂a si臋 p艂aczliwie.

- Nigdy tak nie jest, Reijo.

Odwr贸ci艂 si臋 gwa艂townie i roz艂o偶y艂 ramiona.

- Nie wiedzia艂em, Raiju! Sk膮d mia艂em wie­dzie膰? Zawsze by艂a艣 tylko ty. Nie znam innego 偶ycia...

Nie sko艅czy艂. Nie wypowiedziane s艂owa zawi­s艂y w powietrzu.

- Teraz pragniesz sprawdzi膰, jak to jest? - spy­ta艂a bezbarwnie. - Jak wygl膮da 偶ycie beze mnie?

Skin膮艂 g艂ow膮.

- Tak my艣l臋! - j臋kn膮艂 bezsilnie. - Nie mam pew­no艣ci!

Rozejrza艂 si臋 po izbie. By艂 taki dumny z tego domu.

Teraz wydawa艂o mu si臋, 偶e 艣ciany zamykaj膮 si臋 wok贸艂 niego.

Gorzej. Odgradzaj膮 go od 艣wiata.

Zrozumia艂, 偶e tam na zewn膮trz czekaj膮 na艅 rze­czy, kt贸rych dot膮d nie potrafi艂 sobie nawet wy­obrazi膰.

- Nie wiem, co robi膰. Gn臋bi膮 mnie wyrzuty su­mienia. Czuj臋 si臋 odpowiedzialny za was, a t臋skni臋 za 艣wiatem. Jestem rozbity... Chc臋 wyjecha膰.

- Wi臋c jed藕.

Reijo prze艂kn膮艂 艣lin臋.

Nie powinna m贸wi膰 z takim spokojem.

- Wyjed藕 na rok - zaproponowa艂a i doda艂a z pa­sj膮: - Teraz, od razu. Zanim wymy艣lisz nowe po­wody, by zosta膰. Wr贸膰 za rok, nie wcze艣niej. Mo­偶e do tego czasu odnajdziesz siebie.

- Czy wiesz, co m贸wisz, Raiju? Kiwn臋艂a g艂ow膮. Wiedzia艂a, co m贸wi.

- Chcesz tak 偶y膰? - spyta艂. - Mog艂aby艣 odzyska膰 wolno艣膰.

- Na to trzeba czasu - odpar艂a wymijaj膮co. - Wielcy panowie nie pozwol膮 nam maluczkim si臋 rozej艣膰. Nazywaj膮 to grzechem...

- Co powiedz膮 ludzie?

Raija spojrza艂a twardo na Reijo. Musia艂a zast膮­pi膰 mu matk臋, podj膮膰 decyzj臋 za niego.

- Jed藕. Nie mog臋 ci臋 powstrzymywa膰, nie chc臋, by艣 zgorzknia艂 u mego boku. To z艂y spos贸b na szcz臋艣liwe ma艂偶e艅stwo. Masz dwadzie艣cia jeden lat, Reijo. B臋dziesz 偶a艂owa艂 ca艂e 偶ycie, je艣li zmar­nujesz okazj臋.

Wci膮偶 si臋 waha艂. Czyta艂a w twarzy m臋偶a jak w otwartej ksi臋dze.

- Damy sobie rad臋. Utrzymam sklep, Nils mi pomo偶e. Dom jest w dobrym stanie, przetrwamy jako艣 zim臋. A czas biegnie szybciej, kiedy zbli偶a si臋 lato.

- Je艣li jeste艣 pewna...

- Jestem. To tw贸j rok, Reijo! Zr贸b z nim, co ze­chcesz.

- Jutro - zdecydowa艂 z ulg膮, 偶e maj膮 to za sob膮. - Nie wyjad臋, nie po偶egnawszy si臋 z Maj膮.

Chcia艂 obj膮膰 Raij臋, ale powstrzyma艂a go ruchem d艂oni i przepraszaj膮cym u艣miechem.

- Nie teraz, Reijo! Nie r贸bmy niczego, co by ka­za艂o nam cofn膮膰 decyzj臋!

Spogl膮dali na siebie d艂u偶sz膮 chwil臋. Rozumieli si臋 w pe艂ni.

- Po艂o偶臋 si臋 w drugiej izbie - powiedzia艂 w ko艅cu.

- Tak b臋dzie najlepiej...

Reijo wyjecha艂 w po艂udnie.

Maja p艂aka艂a, cho膰 powiedzia艂 jej, 偶e jedzie szu­ka膰 skarb贸w dla niej. Przyzna艂, 偶e d艂ugo go nie b臋­dzie.

Tak d艂ugo, 偶e mo偶e go zapomnie膰. Lecz on b臋­dzie my艣la艂 o niej co dzie艅.

Zgodzi艂a si臋, bo tak m贸wi艂 Reijo. Reijo nie k艂a­ma艂 jak inni doro艣li.

Wyjecha艂, nie przytuliwszy 偶ony. Nie da艂a mu okazji, zachowywa艂a si臋 jednak tak naturalnie, 偶e nie zwr贸ci艂 na to uwagi. Raija zosta艂a sama i przy­pomnia艂a sobie rozmow臋 z Mikkalem.

To by艂a wolno艣膰.

Tyle 偶e wolno艣膰 w okowach.

EPILOG

Przysz艂a noc Bo偶ego Narodzenia.

W domku nad morzem pali艂y si臋 艣wiat艂a.

Tej zimy sztormy by艂y szczeg贸lnie dotkliwe.

Rybacy 艣wi臋towali.

W艂adca morza nie pr贸偶nowa艂.

W domku nad morzem rozleg艂 si臋 krzyk dziecka.

Ma艂a, rudow艂osa dziewczynka wita艂a surowy, zimny 艣wiat.

Raija wzi臋艂a j膮 z mi艂o艣ci膮 w ramiona. To dzieci臋 zada艂o jej najwi臋cej cierpie艅. Przez trzy miesi膮ce by艂a chora, nie opuszcza艂a 艂贸偶ka.

Mieszka艅cy osady okazali jej serce. Wcze艣niej darzyli j膮 niech臋ci膮, teraz z otwartymi ramionami przyj臋li do swojej spo艂eczno艣ci.

Pokochali Raij臋, bo ich potrzebowa艂a.

Nie rozumieli jej, lecz otoczyli opiek膮. Kto艣 mu­sia艂 to zrobi膰, kiedy Reijo odszed艂.

Raija powiedzia艂a im, 偶e Reijo nie wie o dziec­ku. I 偶e wr贸ci.

Kr臋cili g艂owami.

Raija nie w膮tpi艂a.

Trzyma艂a c贸reczk臋 w ramionach. Niemowl臋 wcale nie przypomina艂o matki.

Mia艂o zielone oczy, nosek zabawnie wykrzywio­ny jak u wszystkich z rodu Kesaniemi. Dobrze zro­bi艂a, 偶e kaza艂a Reijo rusza膰 w drog臋.

- Damy sobie rad臋 - wyszepta艂a, przyk艂adaj膮c usta do g艂贸wki dzieci臋cia. - Damy sobie rad臋. Elise, Maja, Knut, ty i ja. Poradzimy sobie, skarbie. Przyj­dzie jesie艅 i on wr贸ci. Ten, kt贸rego tak bardzo przypominasz. Reijo, tw贸j tatu艣.

Da艂a jej na imi臋 Ida.

Zielonooka, rudow艂osa, mia艂a do艂eczki w policz­kach i u艣miech Reijo.

Raija zastanawia艂a si臋, czy Reijo znienawidzi j膮 za to, 偶e milcza艂a.

Nie mog艂a post膮pi膰 inaczej.

Reijo nie zdawa艂 sobie sprawy, ile kosztuje swo­boda.

By艂 wolny.

Ale kiedy艣 powr贸ci.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bente Pedersen Raija ze 艢nie偶nej Krainy 6 Wolno艣膰 w Okowach
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy Tajemnicza nieznajoma
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy" M臋偶czyzna w masce
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy1 Bli偶ej prawdy
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy 艢lad na pustkowiu
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy7 Syn armatora
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy ?z korzeni
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy Niszcz膮cy p艂omie艅
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy5 Dzieci臋 niebios
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy# Z艂oty ptak
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy& Wyj臋ty spod prawa
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy) Droga do domu
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy8 W臋drowny ptak
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy0 Na dobre i z艂e dni
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy' ?ryca
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy Pos艂aniec 艣mierci
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy Wyroki losu