naszej dyplomacji, ale jednocześnie ogromnie ożywiły się kontakty z Francją, Szwecją, a także papieżem, cesarzem i elektorem.
Stosunki z Rosją układały się żle, czego najlepszym dowodem była nowa nieudana komisja andruszowska (1674), która tylko pogorszyła sytuację. Trudną w tych warunkach pracę mieli pierwsi w historii stosunków dyplomatycznych stali rezydenci — polski w Moskwie Paweł Swiderski i rosyjski w Warszawie Wasyl Tjapkin, którzy funkcje swe objęli jesienią 1673 r.
Realizację swych zamierzeń bałtyckich rozpoczął Jan III od zawarcia tajnego traktatu z Ludwikiem XIV (11 VI 1675 w Jaworowie). Króla francuskiego reprezentował jego poseł biskup Forbin-Janson. Układ był skierowany przeciwko elektorowi brandenburskiemu. W zamian za zbrojne opanowanie Prus Książęcych, obiecano królowi polskiemu poważną pomoc finansową. Co więcej, i tu leżała chyba główna korzyść traktatu dla Polski, nie tylko dla jej króla, Ludwik XIV przyrzekł, że w traktacie pokojowym po zakończeniu wojny z wrogą sobie koalicją austriacko--holendersko-brandenburską nie pominie słusznych pretensji króla polskiego do Prus.
Jak wiadomo, warunkiem realizacji polityki sojuszu z Francją i wojny z Brandenburgią, tj. tzw. polityki bałtyckiej, było zakończenie wojny z imperium osmańskim, która mimo wspaniałego zwycięstwa Sobieskiego pod Chocimem (1673) nie przybrała obrotu pomyślnego dla Polski. Świetnie prowadzący kampanię, ale oblężony wraz z całą swą armią w obozie pod Żurawnem, musiał Sobieski przyjąć warunki nieprzyjaciela. Traktat rozejmowy żurawiński <17 X 1676) był niesłychanie lakonicznym potwierdzeniem traktatu buczackiego, z tym, iż o haraczu nie było już mowy.
Artykuł rozejmu, mówiący o tym, że „posiłki wojskami tureckimi i tatarskimi przeciwko każdemu nieprzyjacielowi Królestwa Polskiego cesarz [turecki) dawać powinien”47, dawał całkowitą podstawę do takiej interpretacji, że Turcy mogą pomóc Polsce również przeciw Brandenburgii.
Lakoniczny rozejm był jedynie jak gdyby wstępną deklaracją do pełnego traktatu pokojowego, który miał wynegocjować ostatecznie wielki i pełnomocny poseł króla i Rzeczypospolitej. Turcy oczekiwali go rychło po zakończeniu działań wojennych w roku 1676. Funkcję tę, jedną z najważniejszych w dziejach dyplomacji staropolskiej, sejm powierzył wojewodzie chełmińskiemu Janowi Gnińskiemu.
Jan III postanowił jednak przedtem zakończyć ostatni rozdział w historii dyplomatycznej swej polityki bałtyckiej mimo zaciekłej opozycji,
" Relacyja traktatów żurawióskich 1676, AGAD, AZ 3037, f. 239 i n. Druk: J. Woliński, Materiały do rokowań polsko-tureckich w 1676, Przegl. Hist. XXIX (1930 - 1931), s. 382 n.
z jaką polityka ta spotkała się w kraju. Latem tego roku udał się on razem z całym dworem do Gdańska, gdzie pełnomocny poseł króla szwedzkiego Karola XI, znany już w Polsce Anders Liliehóók, podpisał z nim traktat wraz z konwencją dodatkową (4 VIII 1677), mówiący o współdziałaniu wojskowym przeciw elektorowi brandenburskiemu w celu przyłączenia Prus Książęcych z powrotem do Rzeczypospolitej i precyzujący szczegóły techniczne i finansowe tej współpracy.
Wprowadzenie w życie założeń polityki bałtyckiej zbudowanych w tak misternej działalności dyplomatycznej w poważnej mierze zależało od ostatecznego uregulowania spraw z Turcją. Ale tu spotkała Rzeczpospolitą i jej króla jedna z najdotkliwszych klęsk dyplomatycznych.
Wysłany z obozu pod Żurawnem jako internuncjusz podczaszy sieradzki Andrzej Modrzejewski przywiózł do Stambułu wyraźną ofertę królewską współpracy z Portą przeciw Rosji i każdemu zresztą innemu nieprzyjacielowi. Oferta natrafiła na podatny grunt. W połowie marca 1677 r. było już zupełnie jasne dla obserwatorów politycznych, że Turcy usilnie dążą do pozyskania Polski jako sprzymierzeńca w nieuchronnie zbliżającej się wojnie z Moskwą.
Pewność, że wojna ta jest już nieunikniona, skłoniła króla i senat Rzeczypospolitej do ostudzenia protureckich i antyrosyjskich zapałów. W instrukcji poselskiej zlecono Gnińskiemu przede wszystkim, by żądał zwrotu ziem zabranych przez Turcję po roku 1672, i prosił, by Porta w przyszłym traktacie pokojowym z Rosją dopominała się o interesy polskie. W sprawie współdziałania wojskowego z Turkami i Tatarami miał wojewoda chełmiński grać na zwłokę, oświadczając swym rozmówcom, iż będzie ono możliwe dopiero za 3 lata, tj. po wygaśnięciu rozejmu andruszowskiego. Przewidziane w dodatkowej, tajnej instrukcji ustępstwa były dość istotne, zwłaszcza jeżeli chodzi o sprawy terytorialne, ale poseł miał zgodzić się na nie dopiero w ostateczności.
Nie to jednak było najważniejsze. W okresie, kiedy Gniński prowadził rokowania w Stambule, Rzeczpospolita była wskutek krótkowzrocznej, zaślepionej polityki opozycji szlachecko-magnackiej praktycznie rzecz biorąc pozbawiona liczącej się siły militarnej. Z tak słabym partnerem Turcy, przeżywający ponadto pod rządami wielkiego wezyra Kara Mustafy okres niesłychanej wprost wielkomocarstwowej megalomanii > ksenofobii zarazem, nie musieli się liczyć.
Misja wojewody chełmińskiego w Turcji (1677—1678) to właściwie jedno wielkie pasmo upokorzeń. Turcy ani słyszeć chcieli o jakichkolwiek ustępstwach terytorialnych na rzecz Polski.
Na audiencji w dniu 20 września 1677 r. u reis-efendiego Telkhissiza-d* Mustafy poseł polski usłyszał, że jeśli śmie upominać się o Bar i Mię-4*bóż na Ukrainie, to powinien równocześnie poruszyć sprawę haraczu bieżnego Turcji według traktatu buczackiego.
V
229