że Prusy zdecydowały się jesienią 1789 r. rozpocząć tak bardzo przez Polaków upragnione pertraktacje o traktat przymierza, postanowił wracać do kraju, twierdząc, że od samych ministrów pruskich usłyszał, że przymierze ma być zawarte dopiero na wiosnę 1790 r.
Funkcje swe postanowił przekazać swemu szwagrowi kasztelanico-wi krakowskiemu, ks. Stanisławowi Jabłonowskiemu, uważając widać, że stosowana przez magnatów praktyka odstępowania urzędów, zwłaszcza krewnym, może mieć miejsce również i w służbie dyplomatycznej. Dzięki poparciu pruskiemu sprawa została załatwiona w myśl życzeń Czartoryskiego i 22 listopada Jabłonowski otrzymał listy uwierzytelniające, jako czasowy jego zastępca. Czartoryski, jak się zdaje, opuścił Berlin w pierwszej połowie listopada (ostatnią relację stamtąd wysłał 5 listopada). Jabłonowski przybył tam 11 grudnia, nominację na stałego przedstawiciela w randze posła nadzwyczajnego i ministra pełnomocnego uzyskał w końcu kwietnia 1790 r., po ostatecznej rezygnacji Czartoryskiego. Poparcie swej kandydatury przez Prusy zawdzięczał Jabłonowski niewątpliwie opinii Lucchesiniego, który pisał o nim, że jest to „dobry chłopiec, choć ograniczony, stale zapalony do pruskiej sprawy, zdeklarowany wróg króla polskiego i Rosji”70. Młody (dwudziestosiedmioletni w chwili rozpoczęcia misji) poseł był zaś zachwycony Lucchesinim, zapewniał, że żaden polski patriota nie mógłby lepiej popierać interesów polskich niż on. O Fryderyku Wilhelmie II też był przekonany, że nie pragnie zagarnąć Gdańska, lecz że jedynie Anglia go do tego popycha. Podobno jednak Jabłonowski zraził sobie Prusaków wyniosłym tonem i zgorszył roztaczanym zbytkiem, on sam zaś, jak to często zdarzało się naiwnie szczerym prusofilom, rozczarowywał się do polityki pruskiej i w okresie rokowań w Reichenbachu, idąc za sugestiami posła angielskiego w Berlinie Ewarta, nie wierzył w ich determinację wojenną, potępiał pertraktacje w sprawie powstania w Galicji, twierdził, że Polska nie odda Gdańska i Torunia nawet za Galicję. Jabłonowski sprzykrzył też sobie rychło pobyt w Berlinie i w październiku 1791 r. wyjechał na urlop do kraju i wrócił dopiero w marcu 1792 r., aby w czerwcu zażądać znów urlopu. W lipcu 1792 r. opuścił Berlin i nie wrócił do niego, mimo że formalne odwołanie nastąpiło dopiero w grudniu 1792 r.
Ignacy Potocki, który nie miał zbytniego zaufania do Jabłonowskiego, podobnie jak i chyba dawniej do Czartoryskiego, umieścił na placówce berlińskiej w charakterze sekretarza swego przyjaciela Eliasza Aloe vel Aloy syna Jana Aloy od dawna zamieszkałego w Polsce Pie-montczyka, wieloletniego agenta ks. Karola kurlandzkiego. Z nim prowadził cały czas poufną korespondencję, zwierzając mu się ze swych
7# Ib., s. 271.
planów, m.in. co do powołania na tron polski Hohenzollerna. Instruował też Aloego, co ma umieszczać, a co pomijać w swoich oficjalnych relacjach dla Deputacji Interesów Zagranicznych. Aloe zapatrywał się krytycznie na obu swoich kolejnych szefów i rywalizował i spierał się o pierwszeństwo z Batowskim. Był entuzjastą Prus i Lucchesiniego, ale konwencję w Reichenbach odczuł jako załamanie nadziei. Potocki podtrzymał go jednak w wierze w orientację pruską.
Przez cały czas pozostawał w Berlinie rezydent Bernard Zabłocki, utrzymujący regularną korespondencję ze Stanisławem Augustem. De-putacja Interesów Zagranicznych zalecała wyjeżdżającemu na placówkę Czartoryskiemu konsultowanie się z Zabłockim w sprawach handlowych. Pod nieobecność jednak Czartoryskiego zastępował go Batowski, natomiast gdy Jabłonowski bawił w kraju placówką kierował Zabłocki. Bawiący w sierpniu 1790 r. w specjalnej misji w stolicy Prus Scipione Piattoli twierdził, iż był on jedynym poważnym człowiekiem w tamtejszym poselstwie polskim. Po wyjeździe Jabłonowskiego w lipcu 1792 r. Zabłocki pozostał w charakterze rezydenta aż do trzeciego rozbioru.
Stanisław August próbował przeciwstawiać się wysyłaniu posła polskiego do Turcji w czasie, gdy oba dwory cesarskie prowadziły z nią wojnę. Był to bowiem akt wyraźnie wobec nich nieprzyjazny. Zdając jednak sobie sprawę, jak bardzo wszedłby w konflikt z większością sejmujących, a zwłaszcza z opinią publiczną, ustąpił i do Stambułu został naznaczony poseł podlaski Piotr Potocki, dawny konfederat barski i jeden z czynniejszych przedstawicieli opozycji magnackiej przed Sejmem Czteroletnim. Od mianowania posła do jego przybycia na miejsce przeznaczenia minąć miało blisko półtora roku. Celem przygotowania poselstwa, a więc uzyskania tureckiego fermanu, wyruszył w połowie stycznia kurier kapitan Piotr Gołkowski. Wobec działań wojennych jechał on okólną drogą i dotarł do Stambułu 5 kwietnia. Turcja była zresztą już uprzedzona o poselstwie przez rezydenta Kajetana Chrzanowskiego, który w międzyczasie stał się zdecydowanym zwolennikiem nowego kursu polityki polskiej. Śmierć sułtana i inne przeszkody sprawiły, że przesłany przez Gołkowskiego ferman nadszedł do Warszawy w końcu lipca 1789 r. tak że Potocki wyruszył w drogę dopiero w sierpniu. Postanowił on odbyć poselstwo okazale w licznej świcie wynoszącej przeszło 100 osób, wbrew radom Chrzanowskiego i Gołkowskiego oraz posła angielskiego w Stambule radzących, aby pieniądze obrócić raczej na podarki dla tureckich dygnitarzy. Zwiększyło to niepomiernie koszta, których część (5000 dukatów) zadeklarował ponieść sam Potocki, ale znaczna większość obciążyła skarb Rzeczypospolitej. Potocki domagał się o wiele większych kwot, niż wyniosły wydatki Boscampa brane jako punkt wyjścia obliczenia kosztów, a później znacznie przekroczył preliminowane sumy. Pragnął również otrzymać rangę ambasadora, ale mar-