skiego Edwarda Fincha, który przybył interweniować w imieniu Jerzego I w sprawie toruńskiej. Misja jego była przez ministrów polskich uznawana za bezpodstawną, nie przyznawano bowiem Wielkiej Brytanii prawa uznawania się za gwaranta traktatu oliwskiego. August II przez dłuższy czas odmawiał odpisania na list Jerzego I, protestujący przeciwko wyrokowi toruńskiemu; w końcu nie w Dreźnie, dokąd przybył Finch, ale w Warszawie odpowiedź taką uzyskał wraz z postulatem powrotu do Londynu. Finch odmówił jednak zastosowania się do życzenia prowadzących z nim rokowania podkanclerzych koronnego i litewskiego i odesłał im rekredencjaly. Wywołało to z kolei interwencję prymasa Potockiego, który zażądał natychmiastowego odesłania Fincha. August II zwrócił się jednak do Jerzego I tylko z postulatem odwołania Fincha i przysłania nowego posła na jego miejsce. W Londynie jednak nie ustąpiono, ale ministrowie polscy przestali traktować Fincha jako uznawanego przedstawiciela Wielkiej Brytanii; kanclerz Szembek odmówił mu publicznej audiencji na sejmie w 1726 r. (gdzie zresztą doszło do bardzo ostrych wystąpień zarówno przeciwko Finchowi, jak i królowi angielskiemu), zerwano też prowadzone z nim rokowania. Mimo to Finch dopiero na jesieni 1727 r. opuścił dwór Augusta II.
Zdarzały się również trudności z akredytowaniem posła ze względów etykietalnych. Wysłany na sejm grodzieński 1744 r. ambasador francuski Alfons Maria Ludwik hr. de Saint-Severin d’Aragon nie zdołał złożyć swych listów uwierzytelniających i nie objął formalnie swej funkcji w Rzeczypospolitej z powodu sporu z marszałkiem wielkim litewskim Pawłem Sanguszką, który domagał się złożenia mu pierwszemu wizyty. Odbiegało to od tradycyjnych sposobów przyjmowania ambasadorów francuskich, ale było zgodne z praktyką, która wytworzyła się na dworze polskim w pierwszym dziesięcioleciu panowania Augusta III, kiedy Ludwik XV nie wysłał swych posłów do Polski. Saint-Severin, mimo że nie był formalnie akredytowany przy dworze polskim, z powodzeniem wykonał swą funkcję, doprowadzając wraz z posłami pruskimi do zerwania sejmu, po czym opuścił Rzeczpospolitą. Warto zaznaczyć, że wobec następnego ambasadora marszałek nie wysunął podobnych pretensji, co wskazuje wyraźnie, że za sprawą etykietalną kryła się rozgrywka polityczna z niewygodnym dla dworu reprezentantem Francji.
Przyjęcie przedstawiciela państw obcych miało zresztą swe tradycyjnie ustalone ramy i zależało od ich rangi, a także kraju, z którego pochodzili. Zasadnicze różnice utrzymywały się bowiem przy traktowaniu posłów z krajów Europy zachodniej oraz z krajów wschodnich, przede wszystkim z Porty i Krymu. Jeżeli chodzi o posłów rosyjskich, to nastąpiła ewolucja w kierunku upodobnienia sposobu ich przyjmowania do sposobu stosowanego wobec dyplomatów zachodnioeuropejskich.
O przyjeździe nowego przedstawiciela dyplomatycznego do Polski w cza-
ch dwór królewski zwykle był zawiadamiany wcześniej, za
pośreamcuwem własnych przedstawicieli w kraju wysyłającym. Formal-n'ie~noEyfikował on swe przybycie w chwili, gdy znalazł się w stolicy (Dreźnie lub Warszawie), albo w jej najbliższym sąsiedztwie lub w innej miejscowości stanowiącej aktualną rezydencję monarchy. W Rzeczypospo-HtgJ~notyfikację taką przekazywał na ręce marszałka koronnego lub litewskiego (zależnie od miejsca pobytu króla), zwracając się jednocześnie z prośbą 9 wyznaczenie mu audiencji. Audiencja taka mogła mieć charakter prywatny albo uroczysty, w drugim wypadku połączona była z ceremonialnym wjazdem do miejsca rezydencji króla.
Nie wydaje się, by w wypadku wysyłania przedstawiciela na dwór wettyński w sprawach dotyczących zarówno Rzeczypospolitej, jak i Saksonii, przypisywano specjalne znaczenie temu, czy uroczysta audiencja odbędzie się w Warszawie, czy w Dreźnie. Oczywiście w razie przyjmowania takiego posła w Dreźnie ceremoniał przebiegał zgodnie ze zwyczajami saskimi i kierowany był przez saskich ministrów. Znajdujący się w otoczeniu króla ministrowie polscy mogli wszakże brać udział w takim przyjęciu, podobnie jak z kolei ministrowie sascy brali udział w powitaniach w Rzeczypospolitej. Jak wspomniano, bywały również wypadki, że poselstwo przybywające na teren Rzeczypospolitej traktowano wyłącznie jako poselstwo do elektora i wtedy ministrowie polscy mogli wstrzymać się od udziału w audiencji. Niekiedy wszakże położony był nacisk, by uroczysta audiencja odbywała się w Polsce. Toteż niejednokrotnie obcy przedstawiciele odkładali uroczyste audiencje na późniejsze terminy, zadowalając się prywatnymi.
Przebieg uroczystych audiencji nie odbiegał od znanych tradycyjnych form54. Dzielił się on zwyicle~ńa dwie fazy, odbywające się w różnych dniach. Pierwszą z nich był uroczysty przejazd do wyznaczonej ambasadorowi rezydencji w Warszawie, który odbywał się nawet wtedy, gdy do uroczystej audiencji dochodziło stosunkowo późno i ambasador już przez jakiś czas przebywał w stolicy. Tak było np. z ambasadorem austriackim Adamem Erdódy, biskupem Nitry, wysłanym na sejm do Warszawy w 1720 r. Dopiero po zerwaniu sejmu Erdódy zwrócił się o uroczystą audiencję, która rozpoczęła się 11 listopada od uroczystego przewiezienia gościa z Marymontu (zwykle z Ujazdowa) do pałacu biskupa krakowskiego. Nie obeszło się przy tym bez pretensji, bo Erdódy życzył sobie, by wprowadzał go marszałek wielki koronny (wbrew panującej praktyce, funkcję tę bowiem powierzano zwykle jednemu z senato-
M Za podstawę do ich ustalenia służyły materiały zebrane za marszałkostwa J. W. Mniszcha, BPAN w Krakowie, rkps 334 i 335.
\
439