zaufaniem króla, który przez niego miał pełną kontrolę nad całą prowadzoną przez Departament korespondencją. Korespondencja ta miała przede wszystkim charakter informacyjny, lub też dotyczyła bieżących spraw mniejszej wagi. Wobec nie podejmowania przez Stanisława Augusta inicjatyw politycznych korespondencja gabinetowa z placówkami uległa znacznej redukcji i często dotyczyła pozapolitycznych zleceń. Wyjątkiem była korespondencja z kierowaną przez Debolego placówką petersburską, prowadzoną coraz częściej przez samego króla. Ponadto Gabinet obsługiwał jego korespondencję z nieoficjalnymi agentami i z różnymi osobistościami zagranicznymi, w tym również z panującymi i ich ministrami, o ile listy te nie miały charakteru oficjalnego. Gabinet, podobnie jak i w pierwszym okresie gromadził jednak w swym archiwum odpisy całości korespondencji królewskiej.
Wysłane w chwili ostatecznego finalizowania rozbioru poselstwa do Wiednia i Berlina zainaugurowały nie istniejące w poprzednim okresie regularne polskie przedstawicielstwa w tych stolicach. Przedstawicielstwa te miały niską rangę dyplomatyczną. Wyznaczeni przez radę senatu w grudniu 1771 r. posłowie Franciszek Antoni Kwilecki do Berlina i Andrzej Ogiński do Wiednia nie długo wytrwali na beznadziejnych posterunkach. Kwilecki opuścił swój już w czerwcu 1772 r., Ogiński w grudniu 1772 r., powrócili na kilka miesięcy w 1774 r., gdy delegacja sejmowa w porozumieniu z królem postanowiła wznowić ich misje w związku z ponadtraktatowymi uzurpacjami dworów berlińskiego i wiedeńskiego. Po wyjeżdzie Kwileckiego z Berlina we wrześniu 1774 r. na placówce pozostał sekretarz poselstwa Bernard Zabłocki, mieszczanin, zatrudniony przedtem jako kontroler generalny w Komisji Skarbu JKMci, przebywający w stolicy pruskiej od końca 1772 r. Zabłocki pozostawać miał w charakterze rezydenta w Berlinie aż do trzeciego rozbioru. Stanisław August był z niego zadowolony, uważał go za dobrego informatora, oczywiście w skali dostępnej skromnemu rezydentowi, który w pierwszych latach swej działalności powtarzał nieraz niesprawdzone, a panikarskie plotki, rozpuszczane być może świadomie dla zastraszenia Polaków. Zabłocki potrafił też wyrobić sobie dobre stosunki w Berlinie ułatwiające mu jego czynności charakteru raczej konsularnego, a więc popieranie u władz pruskich interesów obywateli Rzeczypospolitej. W przeciwieństwie jednak do niektórych dyplomatów polskich w Wiedniu wierzących czasem w przychylność dla Polski dworu, przy którym byli akredytowani, Zabłocki nie miał złudzeń co do antypolskiej polityki Prus i ich aneksyjnych dążeń.
W Wiedniu między dwoma pobytami Ogińskiego i po jego odjeździe we wrześniu 1774 r. pozostawał w charakterze chargó d’affaires jego sekretarz Zawisza. Posterunek wiedeński był ważniejszy od berlińskiego, gdyż nie tracono nadziei na bardziej propolską politykę Austrii, a zwłaszcza na poparcie przez nią projektów lepszego ustroju i wzmocnienia pozycji króla w Rzeczypospolitej. Wiedeń dawał też możliwości kontaktów z dyplomatami innych państw, wśród nich z ambasadą francuską, którą po księciu de Rohan objął dawny agent „sekretu”, znany Stanisławowi Augustowi z Petersburga, Breteuil. Próby zbliżenia doń nie dały jednak rezultatów. Wobec Stanisława Augusta okazywał on postawę niechętną, a wobec spraw polskich, zgodnie z ówczesną linią polityki francuskiej, całkowitą obojętność. Gdy w 1776 r. Austria zdecydowała się zerwać solidarność z Prusami w sprawie ponadtraktatowych aneksji i zbliżyła się do Rosji, Stanisław August zdecydował się wysłać do Wiednia w charakterze „ministra” (bez bliższych określeń) szambelana Szymona Corti-cellego, znającego dobrze tamtejsze stosunki i odgrywającego tam przez wiele lat rolę jego nieoficjalnego agenta. Królowi chodziło przede wszystkim o uzyskanie poparcia austriackiego dla rozgrywki z opozycją przed sejmem 1776 r. Misja Corticellego trwała zaledwie pół roku: od kwietnia do października 1776 r. Dobrze został przyjęty przez Marię Teresę i Józefa II, którzy zapewniali go o poparciu dla Stanisława Augusta, co przypisywał staraniom swego „przyjaciela” barona Bindera, bliskiego współpracownika kanclerza Kaunitza. Cesarz i Binder ujawnili przed nim ofertę tronu dla arcyksięcia Maksymiliana złożoną przez opozycyjnych magnatów, wyśmiewając przy tym ich naiwność. Binder usilnie starał się wpłynąć poprzez Corticellego na władze polskie, aby w pertraktacjach o konwencję graniczną z Prusami domagały się większych ustępstw terytorialnych i ulg dla handlu, chcąc oczywiście skomplikować w ten sposób stosunki prusko-rosyjskie. Mimo że z wyników swej misji Corti-celli był bardzo zadowolony, już w lipcu domagał się możności powrotu do Warszawy, chciał bowiem być obecny na sejmie. Być może sądził, że uda mu się wówczas uzyskać pełnomocnictwa do układów z władzami austriackimi w sprawach handlu solą. Sprawa ta, w której Rzeczpospolita miała pewną możliwość manewru wskutek konkurencji między Prusami a Austrią, żywo interesowała oba te państwa pragnące uzyskać dogodne warunki dla eksportu: Austria soli z żup galicyjskich, Prusy dla soli importowanej drogą morską. Prowadzący rokowania mógł więc liczyć na wdzięczność ze strony dworu wiedeńskiego. Ku wielkiej jednak irytacji Corticellego rokowania te wziął w swe ręce i przeprowadzał przez swoich ludzi marszałek nadworny koronny Franciszek Rzewuski, jako zarządzający wówczas skarbem królewskim. Po wyjeździe Corticellego, ponieważ Zawisza miał zamkniętą drogę do powrotu wskutek narażenia się Marii Teresie swoimi zabiegami matrymonialnymi o jakąś posażną Austriaczkę, placówkę wiedeńską powierzono zastępczo (pełniącemu obowiązki sekretarza przy Corticellim) księdzu Ignacemu Poku-biattcie. Pogorszenie się stosunków między Warszawą a Wiedniem wskutek antyaustriackiej postawy przyjętej przez Stanisława Augusta w cza-