24 Myśl strategiczna czasów przednowożytnych
oraz materialno-technicznej nad „barbarzyńcami” z innych części kontynentu europejskiego, choć nie bez znaczenia była też organizacja i pomysłowość oraz okrucieństwo i bezwzględność w prowadzeniu działań wojennych.
Wśród rzymskich teoretyków i historyków sztuki wojennej było wielu Greków. Należał do nich żyjący w 1 wieku n.e. Onosander, autor znanego traktatu pt. Strategikos, który był czymś w rodzaju podręcznika dowódcy wojska. Onosander czerpał trochę z Ksenofonta, z jego „podręcznika” zaś korzystali późniejsi autorzy, zwłaszcza bizantyńscy. Onosander niespecjalnie interesował się konkretnymi problemami strategiczno-taktycznymi; znacznie bardziej zajmowała go rola szefa armii. Wiele pisał o przymiotach prawdziwego dowódcy: pracowitość, bystrość umysłu, umiarkowanie, trzeźwość osądu, opanowanie i spokój (to ma wpływ na otoczenie), oraz jego stosunek do podwładnych - ani nadto wyrozumiały, ani zbyt surowy. Co się tyczy samej wojny, to Onosander przestrzegał przed jej rozpoczynaniem bez uzasadnionych powodów („wojna niesprawiedliwa ściąga gniew bogów i lęk żołnierzy, którzy ją toczą”) ani bez środków wystarczających do jej prowadzenia i zwycięstwa. Kto wypowiada wojnę bez należytych sił i środków, naraża swój kraj na ruinę. Można ją rozpoczynać dopiero po „wyczerpaniu negocjacji prowadzonych dla osiągnięcia tego, co się należy”. Ryzyko wojny należy kalkulować według spodziewanych korzyści. Przeciwnik pokonany także wymaga starannej obserwacji. Onosander zaleca miłosierne traktowanie tych, którzy przegrywają, nie tylko ze względów człowieczeństwa, ale przede wszystkim dlatego, że nasze okrucieństwo wzmaga opór przeciwnika, który w ten sposób staje się dla nas niebezpieczny8.
Wiedzę o rzymskiej sztuce militarnej czerpiemy w większym stopniu z prac historycznych niż z opracowań „zawodowych” strategów tamtego czasu. Dotyczy to przede wszystkim dzieł Polibiusza (II wiek p.n.e.) uważanego za największego historyka imperium rzymskiego. Ów Grek, wzięty do niewoli przez Rzymian, stał się szybko największym kronikarzem wielkich podbojów i ekspansji Rzymu właśnie na kierunku wschodnim, czyli na obszarach wcześniej zhellenizowanych przez Greków. Był więcej niż kronikarzem; był piewcą, a zarazem wnikliwym historykiem, który wyjaśniał przyczyny rzymskich sukcesów. Sam brał udział w wielu wyprawach wojennych i sporo podróżował. Potrafił być także bezstronnym analitykiem. To właśnie jemu zawdzięczamy opis słynnej bitwy pod Kannami (216 rok p.n.e.), w której stanowiący mniejszość Kartagińczycy dowodzeni przez jednego z największych dowódców tamtych czasów, Hannibala, przykładnie rozgromili wojska rzymskie dzięki zastosowaniu po raz pierwszy w znany nam sposób manewru oskrzydlenia przeciwnika z dwóch stron. Było to możliwe dzięki wyższości kartagińskiej jazdy, w której wykorzystaniu w operacjach zbrojnych Hannibal był mistrzowskim prekursorem, i co po nim przejęli Rzymianie; nie ograniczał się do wykorzystywania słoni, co jest bardziej dzisiaj pamiętane. W swych Dziejach Polibiusz uratował także dla potomności wiedzę o rozwiniętej przez Hannibala sztuce
G. Chaliand, op. cit., s. 121 i n.
radzenia sobie przez wojsko w wysokich górach (Alpy, Pireneje). Źródeł rzymskich sukcesów zromanizowany Grek doszukiwał się nie tylko w przewadze cywilizacyjnej, lecz także w ogromnym stopniu w nieporównanie wyższej organizacji wojsk oraz talentach rzymskich wodzów, do których walorów Poli-biusz przywiązywał ogromną wagę. Tacytowi (przełom I/II wieku n.e.), Galowi z pochodzenia, autorowi nieocenionych Annałów, zawdzięczamy opartą na etnologii wiedzę o obyczajach wojennych ludów podbijanych przez Rzymian, zwłaszcza Germanów. Wielki historyk Salust (I wiek p.n.e.) jest autorem Wojny partyzanckiej; w pracy tej po raz pierwszy znajdujemy modelowy wręcz opis tego rodzaju konfrontacji zbrojnej, jako wojny słabszego przeciw silniejszemu, w której zaleca się metodę walki podjazdowej na wyczerpanie najeźdźcy. Józef Flawiusz (I wiek n.e.), uczestnik walki Żydów przeciw Rzymianom, ale także później gubernator Galilei, znany jako autor Wojny żydowskiej, poświęca w niej odrębny rozdział organizacji armii rzymskiej. Sykstus Frontin (koniec I wieku n.e.), uczestnik kampanii wojennych w Brytanii, jest autorem pracy pt. Strata-gematicon, która jest zbiorem opisów i reguł stosowania zasadzek.
Historykiem i teoretykiem, który się zdobył na podsumowanie i syntezę rzymskiej sztuki militarnej, był żyjący w końcu IV wieku n.e. (dla starożytności rzymskiej to był już istotnie czas podsumowań) Flawiusz Wegecjusz. Jego Traktat o sztuce wojskowej był - jak się zdaje - dedykowany cesarzowi Teodozju-szowi Wielkiemu i cieszył się popularnością w Europie aż po czasy odrodzenia. Zważywszy na to, iż raczej świadomym zamiarem autora było sporządzenie swoistej summy dorobku Rzymu w tym zakresie, traktat był zaskakująco ubogi w refleksję strategiczną na poziomie związków pomiędzy państwem a wojną i pokojem. Wegecjusz koncentruje się na zagadnieniach związanych bezpośrednio z prowadzeniem wojny, najczęściej na poziomie taktycznym. Autor porusza kwestie wielkości armii (lepiej mniejsza i zdyscyplinowana niż zbyt liczna), sposoby walki w zależności od sytuacji i stosunku sił (zaskoczenie i podstęp lub uderzenie wprost), takie kwestie techniczne jak wpływ słońca, wiatru czy kurzu na przebieg bitwy, układ szyków bitewnych itp. Generalnie opowiada się raczej za stosowaniem podstępów, manewrami na wyczeipanie, akcjami ograniczonymi a zmniejszającymi siłę wroga niż za walką bezpośrednią, ponieważ „szczęście decyduje częściej niż wartość wojska”. Przyznawał prymat jakości nad ilością. Zasadą główną jest, zdaniem Wegecjusza, rzucać najlepsze siły tam, gdzie powinny rozstrzygnąć się losy bitwy, gdyż „o zwycięstwie rozstrzyga nieliczna grupa najodważniejszych i najlepiej wyszkolonych”. Pokonanym dać szansę ucieczki, w przeciwnym bowiem razie nawet garstka staje się groźna w desperacji. Dowódcom zaś daje następującą radę: „rozważajcie w szerokim gronie to, co należałoby zrobić, w mniejszym i zaufanym gronie o tym, co jest najlepsze w danej sytuacji, a o czym będziecie i tak musieli zdecydować sami”9.
Ibidem, s. 72-201.