idea i naród w służbie strategii, czyli strategii wiek dojrzały
JU
zwycięzców. Doświadczenie życiowe von Clausewitza, również korzystającego początkowo z poparcia von Scharnhorsta, jest jednak zasadniczo inne. Było to, jak zauważa Shy, doświadczenie porażki, upokorzeń, przeciwieństw biorących górę nad własnymi racjami i dążeniami; smak porażki jego samego oraz jego kraju i wojsk (Prus). To istotnie wpływa na postrzeganie wojny25. Trzeba dodać jednak i to, co być może jest tu jeszcze ważniejsze. Jomini był jednak tylko kondotierem, choć niezaprzeczalnie błyskotliwym i utalentowanym. A to w jeszcze większym stopniu wpływa na zdolność rozumienia wojny. Jomini jako „najemnik” nigdy nie brał udziału w wojnie z pozycji kraju toczącego wojnę. Nie widział potężnego wysiłku, energii, napięcia, które wytwarzała wojna na styku z państwem, narodem, społeczeństwem. Nie odczuwał dramatu wojny, zniszczeń i nieszczęść, jakie ona za sobą pociąga w (dla) kraju, który ją prowadzi. Jego perspektywa była perspektywą operacji, sztabu czy dowodzenia. Uczestniczył jedynie w pewnej (raczej techniczno-organizacyjnej i taktycznej) części tego procesu. Nieznane mu były wysiłek wyjściowy (koszty) i efekty końcowe (zniszczenia).
Fenomen Henri de Jominiego zasługuje jednak na uwagę w historii myśli strategicznej, jak twierdzi John Shy, przynajmniej z dwóch względów. Po pierwsze, był on wybitnym przedstawicielem tendencji, którą swoim pisarstwem umocnił, a która polega na „dążeniu do zredukowania wojny i strategii do ćwiczenia operacyjnego, do swoistej nierealnej, lecz przecież niebezpiecznej gry. Groźna jest tutaj metoda, która wyprowadzając strategię z kontekstu realnego świata, zwiększa ryzyko ogromnych błędów w obliczeniach (major miscalculations). To, co się liczy, to czas, przestrzeń, wielkość sił i ich zdolność bojowa oraz abstrakcyjnie ujmowane narodowe interesy i cele. Inne czynniki zostają zepchnięte na dalszy plan jako nieważne czy wręcz przeszkadzające w tak prowadzonym planowaniu strategicznym”. Te inne czynniki to możliwe zniszczenia, straty ludzkie, szersza destabilizacja, konsekwencje długofalowe itp. Niestety, ten typ myślenia jest bardzo wpływowy w myśleniu strategicznym niektórych mocarstw, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych.
Po drugie, Jomini jest „produktem oświecenia”, w tym sensie, iż oświecenie najpełniej wyrażało wiarę w istnienie możliwych do odkrycia praw rządzących życiem społecznym, dzięki którym (po ich odkryciu) można je regulować i kształtować. Zjawisko wojny dotąd się opierało próbom sformułowania praw i zasad. Od tej pory zaczęły się poszukiwania takich praw i reguł, których znajomość i perfekcyjne stosowanie mogłyby zapewniać sukcesy wojenne. Stąd irracjonalna wiara Jominiego w możliwość uczynienia strategii nauką ścisłą, w możliwość dotarcia do ponadczasowej prawdy o wojnie lub strategii. Wprawdzie sam Jomini i jego dorobek nadają się raczej do muzeum, lecz ta jego wiara będzie stale obecna wśród kolejnych pokoleń strategów, konkluduje John Shy26.
25 J. Shy, Jomini, w: P. Paret (red.), op. cit., s. 143-185.
26 Ibidem, s. 183-185.
Skala i stawka wojen napoleońskich sprawiły, iż od tej pory w sprawach związanych z prowadzeniem wojen (strategią) nie można było zdawać się na talent króla lub księcia oraz etos lub zapał różnych rodzajów wojsk. Sprawy przygotowania do wojny oraz jej prowadzenia przechodzą już na zawsze w ręce zawodowców. Nie doraźnie wynajmowanych, mogących służyć pod dowolnym panem (vide Jomini), lecz zawodowców „własnego chowu”, długo przygotowywanych do tej roli we własnych szkołach wojskowych, potrafiących wyciągać wnioski z własnych doświadczeń historycznych, znających dobrze atuty i słabości położenia oraz potencjału własnego kraju. Wojna stała się zbyt poważną sprawą, aby pozostawiać ją w rękach nawet najbardziej utalentowanych amatorów.
Tę prawdę rozumiano w większości krajów europejskich, lecz najbardziej poważnie podeszli do niej Niemcy (Prusy). To właśnie Niemcy przejęli już w pierwszej połowie XIX wieku od wyczerpanej napoleońskimi ekscesami Francji prymat w sztuce wojennej; prymat, którego dowiedli swymi sukcesami wojennymi w drugiej połowie tego stulecia. Doszło do tego naturalnie na solidnej podstawie, to znaczy w okresie wszechstronnego rozwoju cywilizacyjnego: gospodarczego, społecznego, duchowego i politycznego („zbieranie” przez Prusy ziem niemieckich). Stało się zatem podobnie jak wcześniej w przypadku Francji, gdzie sukcesy Napoleona były poprzedzone wzrostem ogólnej potęgi tego mocarstwa. Niemcy poważnie podeszli do sprawy reformy armii opartej na szerokim, obywatelskim bez mała poborze, w której zawodową kadrą stała się na dłuższy czas pruska szlachta, czyli kierujący się swym etosem wojskowym junkrzy. Autokratyczny system pruskich rządów sprzyjał autonomizacji armii, w tym także jej wewnętrznej dyscyplinie. Jednak tym, co jest dość powszechnie uważane za główne źródło wzrostu potęgi militarnej Niemiec i ich sukcesów wojennych, było utworzenie i centralna rola sztabu generalnego w tym procesie. Inicjującą rolę odegrał Scharnhorst, pierwszy reformator armii pruskiej oraz ten, który dostrzegł talent von Clausewitza. To właśnie Scharnhorstowi sztab zawdzięczał swą pozycję, rolę w planowaniu obronnym oraz wyszkoleniu armii. Tam właśnie narodziła się tradycja gier sztabowych. Tam wreszcie zrodziło się egzekwowane surową dyscypliną przekonanie, iż podstawą przyszłych sukcesów wojennych jest połączenie dobrej teorii z ciężkim szkoleniem.
Człowiekiem, który był „produktem” tej tendencji, a zarazem uosabiał wszystkie zalety sztabu i dobre cechy jego szefa, był Helmut von Moltke (1800-1891), bynajmniej nie Prusak z pochodzenia (początkowo nawet kadet w wojsku duńskim). Nie był, jak wiadomo, oryginalnym teoretykiem strategii, lecz wybitnym wykonawcą oraz zawodowcem w każdym calu. Od wczesnej młodości w wojsku rozwijał się wszechstronnie, dużo pisał, także „lżejsze rzeczy”, a z uwagi na trudny start życiowy nawet po nocach tłumaczył z angielskiego brytyjskich klasyków historii. I w jego przypadku szczęście pomogło losowi (wśród wybitnych wojskowych to już niemal prawidłowość - vide von Clausewitz czy Jomini). Cesarz Fryderyk Wilhelm IV uczynił go w 1855 roku adiutantem księcia Fryderyka Wilhelma, przyszłego