490 KIERUNKI POSTPOZYTYWISTYCZNE
wpływu pewnego pisarza czy pewnego dzieła. Rozwiązujemy prawie zawsze ten problem pod wpływem uprzedzenia dodatniego dla geniusza: przyznajemy mu chętnie inicjatywę lub skuteczność. Nie badamy zgoła po kolei czterech czy pięciu możliwych hipotez poza tę, która wszystko przypisuje geniuszowi.
a) Arcydzieło mogło obwieścić zwycięstwo uzyskane przez innych.
b) Mogło zdobyć placówkę już osłabioną, przypuścić tylko atak ostateczny.
c) Mogło tylko, jak dobosz, bić hasło ataku.
d) Mogło tylko zebrać ludzi, rozproszonych w rozmaitych zawodach, i wypisać ideę na rozkazie dziennym opinii.
Wszystkie te hipotezy powtarzają, iż arcydzieło przychodzi po innych dziełach literackich, które też trzeba brać w rachubę.
5) W końcu, ile że nie lubimy trudzić się na darmo, przeceniamy zdobytą pewność. Bardzo mało dokumentów i bardzo mało metod w historii literatury daje prawdziwą pewność. A pewność w ogóle jest w odwrotnym stosunku do ogólności poznania. Oto, co trzeba sobie powiedzieć. Ale nie należy gardzić prawdopodobieństwem, przybliżoną prawdą, i otrzymuje się dostateczną nagrodę, jeżeli się zdobyło kilka stopni w kierunku zupełnie jasnego poznania. Trzeba umieć równocześnie cenić zdobyte rezultaty, aby uniknąć sceptycyzmu, odbierającego otuchę — i zarazem nie doceniać ich, aby uniknąć zadowolonego z siebie odrętwienia. Względność jest tu, jak i gdzie indziej, zasadą zarazem pewnej techniki i moralnej higieny.
Zwyczajnym naszym grzechem jest, że podnosimy o kilka stopni, a czasem aż do absolutu wszystkie niedoskonałe pewniki, które zdobywamy przez badania. Możliwości stają się prawdopodobieństwami, prawdopodobieństwa oczywistościami, hipotezy udowodnionymi prawdami. Dedukcje czy indukcje zlewają się w faktach, z których je wysnuwamy, i nabierają stąd siły bezpośrednich wniosków skonstatowanych.
Od 20 czy 30 lat jednak historycy i krytycy, używający metod historycznych i krytycznych w literaturze, są o wiele bardziej wy-magający i przezorni. Stan umysłu takiego Sainte-Beuve’a, zawsze pełen niedowierzania, trzymający się na baczności, jeżeli nie jest Jeszcze powszechny, nie Jest przynajmniej wyjątkiem. Postęp jest zapewniony przez takt, te mistrze po pewnym czasie ćwiczeń maj-
dują uczniów, którzy ich przewyższają i którzy mają prawie z natury sumienie naukowe, zdobyte przez samych mistrzów z takim trudem i tak późno.
Moie obraz, jaki nakreśliłem, wywoła przerażenie. Jeśli takie są wymagania metody, tak surowe i tak różnorodne, jakiegoś życia ludzkiego starczy na zbadanie literatury francuskiej? Żadnego bez wątpienia nie starczy na poznanie zupełne. Ale czego nie może dokonać jedno życie ludzkie, tego dokona życie wielu ludzi. Historia literatury francuskiej jest dziełem zbiorowym: niech każdy przyniesie swoją cegłą dobrze obrobioną. To nie przeszkodzi nikomu czytać, co zechce, dla przyjemności własnej. Nie ma prawie osobnego przedmiotu, poza drobnymi zagadnieniami erudycji, który by jeden człowiek mógł w całości zbadać, przerabiając sam całą pracą: dlatego trzeba wiedzieć, co inni zrobili przed nami, i wyjść ze zdobytych rezultatów. Stąd niemożność dojścia do czegokolwiek bez dobrych bibliografii.
Podział pracy jest jedyną racjonalną i płodną organizacją badań literackich. Każdy wyznaczy sobie pracą proporcjonalną do swych sił i smaku. Jedni zostaną erudytaml, przygotowującymi materiał, odkrywającymi i krytykującymi dokumenty, wytwarzającymi instrumenty pracy. Inni ustalą monografią autorów i rodzajów literackich. Inni popróbują wielkich syntez. Inni poświącą sią popularyzacji wyników zdobytych oryginalną pracą.
Nie sądzą zresztą, mimo opinii pana Langlois, ażeby dobry był zupełny rozdział miądzy wynalazcami a popularyzatorami, miądzy specjalistami w szczegółach a syntetykami. Można dobrze zrozumieć szczegóły tylko przez całość. Można dobrze poznać całość tylko przez szczegóły. Popularyzuje sią żle, jeśli sią nie wie, jak wypracowuje sią poznanie i co wart zdobyty rezultat. Podział pracy zawiera wiąc sobie właściwe niebezpieczeństwa.
Z drugiej strony życie jest krótkie i dobrze robi sią tylko to, co sią robi chątnic i w myśl naturalnego powołania. Podział pracy jest koniecznością, czy gdy chodzi o zbudowanie gmachu, czy gdy chodzi o użycie robotników.
Ale istnieje czas pewien, kiedy nie jest on ani potrzebny, ani do życzenia. Jest to czas nauki. Należałoby pragnąć, aby w uniwersytecie młodzi ludzie, interesujący sią historią literatury, kolejno ćwiczyli sią we wszystkich operacjach, dziąki którym ona sią buduje.