XCII ŚWIATOPOGLĄD PROZY SCHULZA
Poezja — to są krótkie spięcia sensu między słowami, raptowna regeneracja pierwotnych mitów.
Poszukiwanie Prasensu jawi się więc Schulzowi jako działalność w domenie języka, podobnie mit ma dlań przede wszystkim językowy charakter. Bliskie to znów Mannowi, który, mieszając w III tomie Józefa i jego braci „elementy egipskie, żydowskie, greckie, a nawet średniowieczne”, zauważa w końcu:
Całość jawi mi się coraz hardziej jako twór przede wszystkim językowy, któremu służą i do którego dostarczają materiału wszelkie możliwe epoki1.
A jednak u Schulza rzecz nie przedstawia się tak prosto, czyni on bowiem dość szczególny użytek ze słów „język”, „mit”, czy „sens”.
Jednym z często powtarzających się w Sklepach i Sanatorium typów metafory jest zestawienie zjawisk przyrodniczych, fizycznych z językowymi: „Wertowaliśmy, odurzeni światłem, w tej wielkiej księdze wakacyj” (Sierpień), wiadra, beczki i konwie z Wichury: „inełły nieudolnie w drewnianych gębach bełkot klątw i obelg”, w Nocy wielkiego sezonu mówi się o „starym, pożółkłym romansie roku”, w pierwszym ustępie Wiosny metaforyka tego typu dominuje: pora roku staje się „tekstem”, „horoskopem”, „manifestem” itd. Szloma z Genialnej epoki, trzymając w ręku pantofelek Adeli, medytuje: „Tego Bóg nie powiedział” (podkr. —J.J.), a więc traktuje przedmiot jako bezpośrednią emanację boskiego słowa sprawczego, biblijnego logosu, o którym wspomniał Schulz w cytowanym fragmencie Mityzacji rzeczywistości. Wszystko wskazuje na to, że mówiąc o „pierwotnym słowie”, pisarz ma na myśli nie znak służący do komunikacji (któż z kim zresztą miałby się u zarania Bytu komunikować?), ale jakiś prapoczątkowy stop materii z for-motwórczą ideą, Bytu z Sensem, w którym obydwa składniki egzystują w nierozerwalnym związku i równowadze. Mityczny sens ostateczny jest raczej pewnym stanem rzeczy niż ideą, dającą się sformułować dyskursywnie i przekazywać. Dlatego próby dotarcia doń skazane są od początku na niepowodzenie. Trudno też wyrokować, czy poza sprawczym słowem stoi jakikolwiek nadawca. Człowiek religijny widzi w tym miejscu Boga, • człowiek wątpiący, jakim był Schulz — niejasną mgławicę.
Zadaniem artysty w tej sytuacji jest odnajdywać w słowach — pod ich potocznym, „komunikacyjnym” znaczeniem — związki z pierwotnym, mitycznym sensem, korzenie wiodące do stanu jedności, njezróżnicowania, charakteryzującego świat w jego początkach. W opowiadaniach Schulza łatwo zresztą wskazać liczne obrazy-metafory, odwołujące się do pojęć pier-wotności, podglebia, ukrytego jądra rzeczy, istoty Bytu. Krzysztof Stała w najlepszej chyba dotychczas analizie Schulzowskiej metafizyki słowa wskazuje na rolę pojawiającego się w różnych wcieleniach obrazu sklepu, a także podziemia (głównie w Wiośnie) oraz Księgi51. Pozwalałoby to mniemać, że rolą poety nie jest kombinowanie słów w czysto językowe konstrukcje, ale przeciwnie — powrót do stanu pierwotnej jedności słowa i rzeczy, redukcja komunikacyjnej funkcji języka.
W rzeczywistości sprawa jest nieco bardziej skomplikowana: bohater Schulza jest nie tylko twórcą, ale i „czytelnikiem świata”, będącego przecież „tekstem”. Jako czytelnik księgi natury i innych Ksiąg (książek) próbuje pobudzić w sobie pierwotne, dziecięce władze psychiki, które mu pozwolą na „odkrycie korzeni rzeczy”, olśnienie mitycznym ładem, przeglądającym spoza zwykłości przedmiotów, zdarzeń i tekstów. Nieco
51 Por. K. Stała. Przestrzeń metafizyki, przestrzeń języka. Schulzowskie •*mateczniki” sensu, ..Pamiętnik Literacki" 1983, z. I, s. 95-101; por. też 1 c g o ż. Na marginesach rzeczywistości, op. cit.
T. Mann, list do Karola Kerćnyi’ego z 15VII 1936, w: Listy 1889-/936, wydała E. Mann, przcł. W. Jedlicka. Warszawa 1966. s. 545.