966
DYPLOMACJA
opinję sejmowi, ale zczasem będą sejmy pewniejsze siebie. Nieraz królowie będą musieli czekać na zebranie się sejmu, aby dać jakąkolwiek odpowiedź posłom zagranicznym — niekiedy może będzie to nawet wygodne, bo pozwoli na zwłokę w decyzji, ale przeważnie będzie to nader krępować monarchów. Stąd też przyjmie się zwyczaj, że poselstwa zagraniczne przybywać będą tylko na sejm, bo jedynie w czasie trwania obrad sejmowych mogły liczyć na załatwienie swych misyj. Ale sejm zbierał się tylko co dwa lata, na sześć tygodni, a Rzeczpospolita była poniekąd nieczynna, niesposobna do żadnych prawomocnych decyzyj w międzyczasie! Posłowie zagraniczni często będą się też uskarżać na ciężką robotę w Polsce, gdzie nie z jednym królem, nie z jednym ministrem, ale wprost z setkami osób, składającemi sejm i senat, trzeba było się liczyć i układać. Niemniej, póki trwała dy-nastja Jagiellońska, politykę zagraniczną prowadzili królowie dosyć niezależnie. Jeżeli i w tym okresie nie brak posunięć, które dziś nain, znającym dalszy bieg wypadków, wydają się błędami, a które były ostro krytykowane przez ówczesnych i późniejszych polityków, to jednak Polska mogła się szczycić za Jagiellonów całym szeregiem pozytywnych rezultatów, jak osadzenie na tronach Węgier i Czech członków swej dynastji, utrzymanie i ugruntowanie unji z Litwą, pomimo niemałych intryg, nietylko wewnętrznych, zmierzających do jej rozerwania; reinkor-poracja Pomorza z Gdańskiem; zhołdowa-nie Prus Książęcych; wcielenie Inflant, a zatem dojście do morza na ogromnej przestrzeni wybrzeża Bałtyckiego. Wszak nietylko orężem tego dokonano, akcja dyplomatyczna dynastji wiele zrobiła, a jej interes był tu zawsze prawie zgodny z interesem państwa.
Za tych czasów, które nietylko dla literatury były złotym wiekiem, ale i dla polskiej dyplomacji, była ona niezmiernie czynną. Chociaż nie było jeszcze ogólnie przyjętego w Europie zwyczaju utrzymywania wzajemnie stałych placówek u poszczególnych dworów, polscy posłowie czy ambasadorowie często jeździli, a nawet i bez przerwy rezydowali w stolicach, z któremi intensywniejszy był bieg interesów, jak np. w Rzymie, Wiedniu, Madrycie. W roli tych oratorów czy legatów, jak zwano ambasadorów, lub internuncjuszów czy ablegatów, jak znowu brzmiała nomenklatura łacińska posłów pełnomocnych, widujemy jeszcze przeważnie tylko duchownych i wielu uczonych. Wychodzili oni najczęściej z kance-larji królewskiej, ośrodka wychowania dworskiego i politycznego, nazwanego już przez współczesnych „seminarium senatus“, którą moglibyśmy również słusznie nazwać seminarjum ówczesnej dyplomacji. Gromadziła się tam młódź, zarówno szlachecka, jak nieraz i pochodzenia mieszczańskiego lub plebejuszowskiego nawet, garnąca się do służby państwowej, do nauki i do duchownych prebend. Już od czasów Oleśnickiego kancelarja królewska, kierowana przez światłych kanclerzy, którzy z niej sami zwykle wychodzili, słynęła „wykwintną ogładą pism z niej wychodzących" (Kazimierz Morawski). 1 nie dziw, bo wszak wśród tych sekretarzy J. K. M. była elita umysłowa i literacka kraju, był cały poczet pisarzy i poetów z Janem Kochanowskim na czele. Jeżeli nie wszyscy byli zarówno czynni na polu politycznem, niemniej ci, którzy stanowili właściwą kaneelarję dyplomatyczną kanclerzy, tworzyli jakby kadry — wyrażając się nowocześnie — ówczesnego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Obeznani z językami, z dworskim obyczajem, ze wszystkiemi sprawami międzynarodowemi, z któremi stykali się w prowadzonych korespondencjach, nieraz już znający Włochy ze studjów padewskich czy bolońskich, byli oni zawsze w pierwszej linji kandydatami na poselstwa. Nie możnaby więc powiedzieć, że dyplomacja ówczesna była bez szkoły i przygotowania. Tylko wyjątkowo wysyłano na misje bardziej reprezentacyjne świeckich magnatów; do roboty dyplomatycznej, negocjacji, traktatów powoływano raczej ludzi w prawie biegłych i z wychowaniem bardziej naukowem, niż rycerskiem, a ci byli przeważnie duchownymi, chociażby z tytułu. Typowymi ambasadorami czasów jagiellońskich są tacy humaniści, jak ten sekretarz Aleksandra Jagiellończyka, syn winiarza krakowskiego, Erazm Ciołek, biskup płocki, mecenas sztuk pięknych, który kilkakrotnie posłował do Rzymu, długie lata tam rezydował, a także był posłem na sejmie Rzeszy w Augsburgu. Takim był też gdański mieszczanin, Jan Dantyszek, uczony bibljofil, wsławiony długoletnią ambasadą na dworze cesarza Karola V, stale z dworem cesarskim jeżdżący do Hiszpanji i innych krajów i państw, podległych temu