161
siejąc w niój trwogę. Florentczycy przypominają iż Medyceusz pićrwszą tej klęski przyczyną; jakieś szemranie przeciw niemu powstawać zaczyna. Laurenty w tak okrutnem widząc i kraj i siebie położeniu, niemnićj wzniosłe bierze postanowienie. Udaje się do Neapolu, porucza się w ręce głównego nieprzyjaciela swego, ofiaruje mu własną wolność i życie, lecz go przekonywa zarazem, że gnębić Florencyą jest zupełnie przeciwne interesowi jego, że owszem powinien ją wzmacniać przeciw północnym Włochom.
Ferdynand ujęty szlachetnćm Laurentego zaufaniem, wymową i dowodami jego przekonany, zawiera z Florencyą pokój. Papież w jego wstępuje ślady, a Medyceusz wraca do Florencyi, bez porównania większy i bardzićj wielbiony, niż przed wojną i przed wyjazdem swoim.
Laurenty, lubo jak ojciec, dziad i pradziad, bez żadnego jeszcze tytułu, stał się jednak niebawnie samowładnym Toskanii panem. Wszystkie fakcye ucichły, żadna w obec jego władzy nie śmiała podnieść głosu. Całe nawet Włochy w największem go miały poszanowaniu, nic się w nich bez jego wpływu nie działo, i za jego tćż rządów swobodnićj oddychać poczęły. A jeżeli, jak to mu niektórzy zarzucają, osłabił w swym kroju tę żwawą dla wolności miłość, dla której tyle już krwi się w nim przelało, nikt nie zaprzecza, iż usypiał ją wonią najpowabniejszych kwiatów.
Obok wielkich do rządów zdolności, szlachetnćj duszy i wzniosłego umysłu, Laurenty posiadał największe sztuk pięknych i pos-zyi zatniłowanie. Każdy znakomity talent obudzał w nim braterskie współczucie, każdego artystę w swym monarszym pałacu jako brata traktował. Umiał wynajdować, odgadywać wielkie talenta, podsycał je, rozwijał, wszystkie wkoło siebie gromadził, i stał 3ię tera piętnastego wieku słońcem , pod którego promieniami tysiące zrodziło się sław.
Historya go przezwała wspaniałym (Magnifico), w braku jak się zdaje szczytniejszego jeszcze przymiotnika; a literatura jako odro-dziciela, do swych archiwów świetne jego zapisała imię.
Już architektura, snycerstwo i malarstwo po pierwszćm w XIII wieku odrodzeniu, po nowćm następnie uśpieniu znów się obudziły; już na swej sławy wiecznych pomnikach słały potomności Alpy. Tom I. 21