220
ny ujrzał! Prócz intryg i zawistnych krytyk, akademia della Cru* sca uznała go niegodnym między poemata być policzonym! Dziecinne nawet lata jego, boleścią się naznaczyły. Słowem, ten człowiek co tyle rzucił na swój kraj, na wiek swój sławy, wzrósł, żył i umarł w smutku i niedoli.
Cóżby dziwnego było, żeby nawet bez pośrednictwa miłości, wybujały ten umysł zgiął się pod tak ciężkićm brzemieniem? Jakoż, dziwićby się nie można, gdyby ulegając namiętności, zwodniczym jćj promieniem rozjaśnił czasem czarne swe marzenia. Jednego tylko przypuszczenia niepodobna zrobić, tojest tych trzech Leonor, i innych w niektórych jego biografiach wyliczanych miłostek, tego lowlasostwa, jakićm chciano rzucić cień na jego sławę, zapominając: iż taki jak Tasso człowiek, z innój zupełnie strony powinien być sądzony.
Ojciec jego, Bernard Tasso, z dobrego domu i niezłego mienia, był także znakomitym poetą. Gdyby sława syna go nie zaćmiła, więcćjbf o nim słyszano.
Ożeniony i osiedlony w Sorrento, nie wiem jaką koleją stracił majątek i przystał na dwór księcia Salerny. Tam w niełaskę popadłszy, wygnany został.
Torquato liczył wówczas lat dziewięć. Pozbawiony matki, bo ojciec na wygnanie zabrać jej nie chciał, pod tćm ochmurzonćm wygnańca niebem, po raz pićrwszy zaczął na ludzi spoglądać. Niedostatek i łzy w rodzicielskim domu, za domem zimny egoizm lub dumne politowanie, takie były piórwszej jego młodości towarzysze, nauki, zabawy.
W 1569 roku stracił swego ubóstwianego ojca, matki także już nie miał, pozostał sam, bez opieki ni pomocy, wpośród tego zmysłowością wyziębionego świata, który już w nim wtenczas więcćj obawy, oniemal wstrętu, niż współczucia i ufności obudzał.
Biedny i smutny umyślił na wzór wielu swych naówczas współziomków szukać losu we Francyi, gdzie królowała jeszcze pod firmą syna, Katarzyna Medicis. Dowiedziawszy się, iż kardynał Ludwik d'Est, krewny księcia Ferrary, ma być posłany przez papieża Grzegorza XIII do Karola IX, wszelkich przyłożył starań do otrzymania w tej ambassadzie jakiegobądź miejsca.