44
niebem także świat ujrzał. Mikołaj Jomelli odznaczał się w swój epoce nowością zuchwałych, a mimo to melodyjnych pomysłów. Jego miserere i benediclus, szlachetnym stylem oddane, mniój mu jednak zjednały sławy, niż lfigenia i Armida. Umarł 1774 roku. Imię jego, obok Pergolesa i Picciniego, na froneie teatru Sgo Karolów Neapolu zapisane.
Wówczas to, w drugiej połowie ośmnastego wieku, Francya słysząc o włoskiej szkole, a razem widząc, że i Niemcy swoję coraz wyżej podnoszą, zawstydziła się, iż wpośród nich będąc, nie zdołała u siebie muzycznych zaszczepić żywiołów. To co ona szkołą zwoła, nie miało żadnego wyższego charakteru, ani żadnego nie czyniło postępu. Jedną jój sławą, jedynym mistrzem był Lulli. Kto zna jego twory, westchnie zapewne nad ich ubóstwem. Rameau późnićj odstąpił cokolwiek od zasad jego, ale się nie wzniósł własnemi.
Francya, jak dziś tak i naówczas, nie miała muzykalnych gie-niuszów, ale zawsze miała pieniądze, a nadto naówczas miała dumną żądzę przewodniczenia w każdej rzeczy innym narodom. Zaczęła więc zwoływać do siebie z południa i północy talenta, w dziwnej a płonnej nadziei, iż z tych obcych rodziców, pod ich pieczą powstanie muzyka francuzka, narodowa!
Neapolitańczyk Sacchini taką koleją w Paryżu umarł. Sacchi-niego muzyka do wyższego bywa liczoną rzędu, lecz on daleko znakomitszego od siebie zostawił ucznia, Tomasza Trojetta, który wielu pięknemi dziełami swą ojczyznę wzbogaciwszy, umarł 1779 roku.
Ale bytność Picciniego we Francyi, jego tam z Gluckiem spotkanie, daleko więcej niż Sacchiniego narobiło hałasu. Któż z opowiadania pani Genlis i tylu innych pamiętników, nie wić jak się Paryż na dwa podzielił stronnictwa, Gluckistów i Piccinistów? jak żwawo się z sobą ścierały? a to pod wpływem nie muzyki ducha, który tam ani na chwilę z nieba się nie spuścił, ale pod dowództwem wiecznie tam królującej pani, a w owych czasach bar-dzićj niż kiedy wszechwładnej mody.
Piccini urodził się w neapolitańskiem państwie, wBarri, 1728 roku Pełen ognia i niesfornych natchnień, zaczął pisać nie znając