PODZIEMNA ROSJA
liberalnej Europy, Giuseppe Garibaldi. Wyglądał niezwykle malowniczo w czerwonej koszuli i meksykańskim ponczo. I stojąc w powozie, pozdrawiał kapeluszem oklaskujący go tłum. Namiętnie oklaskiwała go znajdująca się w tłumie młoda kobieta - Ania, żona pisarza Dostojewskiego.
Byli w podróży poślubnej. Podróż ta stanowiła dla Dostojewskiego jedyną możliwość ucieczki przed wierzycielami, którzy już wystąpili z jego wekslami, by wyegzekwować długi. Na drogę pisarz wziął pieniądze u wydawcy na poczet planowanej powieści Idiota.
Podczas tej długiej, czteroletniej podróży prościutka, niewinna kobieta poznała i „karamazowską pożądliwość", i ataki epilepsji geniusza, i fatalną namiętność do gry. Zdarzało się, że jej Fiedia przegrywał nie tylko wszystkie pieniądze, lecz także swój garnitur i jej suknie. Siedzieli wtedy bez kopiejki, oczekując pomocy od wydawcy z Rosji.
I wszystko Ania wytrzymała.
Często wychodząc z domu, by po raz kolejny przegrać, pytał ją o zgodę. Ale ona wiedziała - odmawiać mu nie ma sensu, był opętany. W dzienniku pisała:
Powiedziałam, że zgadzam się na wszystko. Powinien docenić tę zgodę, to, że nigdy się z nim nie spieram, a zawsze staram się jak najszybciej wyrazić swą aprobatę, by uniknąć kłótni...
Przez wszystkie te cztery lata najważniejszymi jego rozmówcami były Notatniki, gdzie prowadził swą główną rozmowę z samym sobą, a dobra Ania notowała:
Wieczorem rozmawialiśmy o Ewangelii i Chrystusie, rozmawialiśmy długo. W nocy, kiedy przyszedł się pożegnać, to raz po raz i czule mnie całował, powiedział: „Nie mogę bez ciebie żyć - takeśmy się zrośli, Aniu, nawet nożem nie można tego rozciąć...". A potem, w łóżku, powiedział: „Ot, dla takich jak ty - przychodził właśnie Chrystus".
I cała podróż mijała przy akompaniamencie jego ustawicznych ataków epilepsji, których Dostojewski nie zapominał skrzętnie opisywać w Notatniku:
Pół godziny przed atakiem zażyłem opium benzoedi: czterdzieści kropli z wodą. Podczas całkowitej utraty przytomności, to znaczy, kiedy już podniosłem się z podłogi, siedziałem i nabijałem papierosy, chyba ze cztery, ale niestarannie, poczułem silny ból głowy i długo nie mogłem zrozumieć, co się ze mną dzieje.
Przyzwyczaić się do tej choroby niepodobna - tak straszne były ataki. Mógł lada chwila umrzeć w drgawkach, i co dla niego najstraszniejsze - nieprzytomny. I oto pod tym mieczem Damoklesa pracował i nie tracił przy tym humoru.
242