nogach już tu, w kibitce. W takie dnie mój worek z pachtą idzie też ze mną na robotę. Przywiązuję go sobie dla odmiany płasko do pleców, nadziewam na to płaszcz, a na płaszcz zarzucam jeszcze we dwoje złożony koc. To wszystko związuję w pasie starym bandażem, najciaśniej, jak mogę, zaś oba rękawy ściskam w przegubach kawałkiem sznurka. To ostatnie ma na celu utrudnienie wichrowi okrężnych spacerów po ciele. Głowę z powodu newralgii zabezpieczam najwymyślniej: najpierw wiążę na niej strzęp wełnianej apaszki, na to wbijam beret, głęboko, aż po uszy, a wszystko razem okręcam turbanem z włochatego ręcznika. Z rękawiczek zachowała się już jedynie nazwa. Cała dłoń i wszystkie palce są jedną zawiłą dziurą, ale ponieważ wierzchy dłoni nie rozleciały się jeszcze, wydaje mi się, że mi w tych strzępach przecie trochę cieplej w polu.
Zarząd kołchozu nie wydaje tu robotnikom żadnych narzędzi do pracy i wszystkie kitmany, wiadra, oksze i nosiłki są prywatną własnością kołchoźników. Gdyby więc sąsiedzi nie byli nas poratowali, nie miałybyśmy czym wyrabiać normy. Nosiłki dali nam ci z przeciwka, a Czarny Kogut pożyczył nam kitman. Motyczysko to stoi zawsze w kącie przy drzwiach obok miotły, zrobionej z przydrożnych bodiaków. Bierzemy jeszcze z haka sznur, który podobnie jak wiadro przywędrował tu za Heleną z barży. Rjespon ten będzie nam potrzebny do obwiązania wiązki pachty, którą Helena przytaszczy wieczorem na grzbiecie. I tak - gotowe do drogi - żegnamy z żalem Marysię, która na stosie kołder zostaje na cały dzień - sama.
Może się dziwne wyda to, co powiem, ale w Rosji nie należy się niczemu dziwić. Właśnie Marysia, która nie chodziła do pracy, zarabiała z nas trzech najwięcej. Zaczęło się to tak, że postanowiła przerobić sobie na drutach podarty sweter. Drutów oczywiście nie miała, ale od czegóż więzienna praktyka i przydrożne drzewa? Zrobiła sobie druty z prętów, spruła sweter i przystąpiła do dzieła. Muslima czy Mafi zobaczyły pierwszy narastający na patyczkach ładny, pomysłowy wzór nowego swetra, a że nikt z nich na drutach tu robić nie umie, w okamgnieniu rozniosło się po kołchozie, że jedna z nas umie wyczyniać cuda z włóczki. No i tak się to zaczęło. Posypały się zamówienia, którym Marysia nie mogła wprost nadążyć. Na swetry nie mieli widocznie dość tej swojej grubej, gruzło-wato przędzionej wełny, ale rękawiczki czy skarpetki nie pochłaniały jej znowu tyle. Najpierw ruszyła elita: Raissa, predsiedatiel, kasjer, buchal-
398