ROZDZIAŁ 12. WRAŻLI
ESTETYCZNA
745
selnego. Niezależnie od tego pamiętać należy, że i niektóre obrzędy doroczne (już z samej swej natury również spokrewnione z dramatem) zeszły dziś całkowicie do roli dramatycznych igrzysk w rodzaju naszej opery, w której widzowie byliby jednocześnie aktorami. N. Ni-kiforovskij, znakomity etnograf i głęboki znawca witebskiej Białorusi, podkreślając tę estetyczną wartość wspomnianych obrzędów, kończy odnośny ustęp słowami zasługującymi na to, aby je dobrze zapamiętać: „jedynie tylko samo zgromadzenie się młodzieży, pieśni, obrzędowe czynności oraz wywołane przez pustą swawolę jednostek słowa, powiedzenia i uczynki mogą dać tę szczerą wesołość, o której uczestnicy pamiętają cały rok, całe życie".
603. Przechodząc do omówienia wrażliwości słowiańskiego włoś-ciaństwa na czar tańca, zaznaczmy naprzód, że w dzisiejszej kulturze ludowej Słowian taniec jest jak najściślej związany z muzyką. Resztki dawnych pląsów, obchodzących się bez wokalnego czy instrumentalnego muzycznego akompaniamentu, lub — co jest częstsze — obywających się akompaniamentem bardzo prymitywnym, są zupełnie nieliczne (§ 725).
Jak przemożnie działa na słowiańskich wieśniaków potęga muzycznego rytmu, porywającego do tańca, i z jakim zapamiętaniem oddają się mu oni, to jest rzecz na ogół dobrze znana. Nie darmo już przed lat tysiącem Hermenryk Augieński scharakteryzował poniekąd słowiańskiego niewolnika jako „tańczącego" (Sclavus saltans)1 i nie darmo, być może, jedną z bardzo nielicznych słownikowych pożyczek, jakie Goci zaciągnęli u Słowian, był wyraz plinsjan (ze starosłowiańskiego plęsu; plęsati 'pląs, taniec; pląsać, tańczyć’). Nigdy nie zapomnę żywego obrazu, widzianego przed trzydziestu laty na jednej z ulic Krakowa, a który dowodzi, że Hermenrykowa charakterystyka i dziś jeszcze niezupełnie straciła swą wartość: przechodzący ulicą, obarczony ciężarem tragarz, z wyglądu typowy Krakowiak, słysząc z okien parterowego mieszkania melodię taneczną, postawił ciężar pod ścianę i ku uciesze przechodniów sam jeden puścił się na ulicy w taniec; należy dodać, że nie był, a przynajmniej nie zauważyłem, aby był podochocony trunkiem. Coś podobnego pisze w r. 1884 Jan Kleczyń-ski o Góralach podhalańskich: „Wesoły z natury góral jest namiętnym tancerzem... w polu przy robocie, usłyszawszy z daleka muzykę, porzuca chwilowo swą pracę i puszcza się drobnego; w górach na wycieczce, po całodziennym chodzeniu, nieraz z ciężkim workiem na plecach, skoro tylko usłyszy „swoją" melodię, już wytrzymać nie może i tańczy" (ob. jeszcze, co mówi o Góralach S. Witkiewicz niżej § 730: „Pasja, która ich porywa przy tym tańcu, jest tak gwał-
z. 2, r. 1925, s. 703.
Cytuję za L. Niederlem, SSOK, t. 3,